mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Cole Kresley - Immortals After Dark 2 - Za cudze winy

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Cole Kresley - Immortals After Dark 2 - Za cudze winy.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 51 osób, 40 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 373 stron)

Cole Kresley Immortals After Dark 02 Za cudze winy "Wampir, który był żołnierzem, a teraz ma dość życia… Setki lat temu Sebastian Wroth został zmieniony w wampira – w jego mniemaniu najpotworniejszą istotę na ziemi - wbrew swojej woli. Chory z nienawiści do samego siebie i samotny od wielu lat, nie widzi powodu, aby ciągnąć dalej swe nędzne życie. Do chwili, kiedy wyjątkowa, czarodziejska istota przybywa do jego zamku, aby go zabić, a tak naprawdę, nieświadomie, ratuje mu życie. Walkiria – zabójczyni wysłana po to, aby go zabić… Kaderin Zimne Serce straciła ukochane siostry w bitwie, dawno temu. Kiedy zostały zabite przez wampira, tajemnicza boska siła stłumiła w Kaderin żal i smutek – pozbawiając walkirię także innych uczuć. Jednakże, kiedy Kaderin spotyka Sebastiana, jej uczucia… a właściwie głównie pożądanie… wracają ze zdwojoną siłą. Po raz pierwszy w życiu nie jest w stanie zabić wampira. Zostają współzawodnikami w legendarnym rajdzie… Nagroda w trwających miesiąc zawodach jest tak potężna, że pozwala właścicielowi odwrócić bieg historii. Kaderin zrobi wszystko, żeby wygrać ją dla swoich sióstr. Sebastian, który pragnie tylko jednego – samej Kaderin, także przystępuje do współzawodnictwa i wykorzystuje każdą sytuację, aby rozbudzić uśpione uczucia walkirii. Trasa rajdu wiedzie przez antyczne grobowce, katakumby i skarbce, wokół całego świata, w poszukiwaniu potężnych artefaktów. Ale kiedy Kaderin zostanie zmuszona do wyboru pomiędzy wampirem, który ją pociąga, a możliwością odzyskania swojej rodziny, jaką podejmie decyzję?"

Sebastian przez stulecia cierpiał męki samotności: żadnego towarzystwa, rozmóuj i kontaktu fizycznego. A teraz, zaledwie kilkadziesiąt centymetróuj od niego stała oszałamiająco piękna kobieta, śmiała i nieustraszona. Wyciągnął drżące ręce, chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ledwie powstrzymał dreszcz rozkoszy, kiedy poczuł dotyk jej pełnych piersi. - Powiedz mi, jak się nazywasz. - Jak się nazywam? - mruknęła nieobecnym głosem. -Nazywam się Kaderin - dodała zmysłowym tonem jak ze snów. Poczuł, jak zalewa go wszechogarniające ciepło. - Kaderin - powtórzył, ale to imię jakoś do niej nie pasowało. Kiedy spojrzał głęboko w jej ciemne oczy, zdał sobie sprawę, że jest za zimne, zbyt formalne, by określić tę istotę, którą trzymał w ramionach. - Katja - szepnął chrapliwie i ze zdumieniem odkrył, że nieświadomie gładzi kciukiem jej dolną wargę. Tak bardzo pragnął ją pocałować. - Katja, ja... - zaczął znów chrapliwym, urywanym głosem - muszę... muszę cię pocałować. Kiedy to usłyszała, jej ciemnoorzechowe oczy zmieniły się w płynne srebro. - Kiedyś uwielbiałam być całowana - szepnęła najwyraźniej zaskoczona tym odkryciem. Drobnymi ramionami oplotła jego barki i desperacko ścisnęła. - Wampirze, proszę - spojrzała w górę na jego usta i oblizała wargi. - Niech to będzie warte...

Podziękowania Ogromnie dziękuję trzem zachwycającym kobietom i bardzo utalentowanym pisarkom: Genie Showalter za niesamowite wsparcie, Caro Carson za to, że zawsze była przy mnie, kiedy tego potrzebowałam i Barbarze Ankrum za słowa zachęty oraz wnikliwie krytyczne uwagi. Dziękuję także Richardowi, mojemu wspaniałemu mężowi, który sprawdzał czasy wschodów i zachodów słońca na całym świecie i weryfikował fakty dotyczące podróży i transportu.

Prolog Dwór Blachmount, Estonia Wrzesień 1709 Dwóch z moich braci nie żyje, pomyślał Sebastian. Leżał na podłodze i patrzył na nich w górę, usiłując nie skręcać się z bólu. Albo są na wpół martwi. Wiedział jedynie, że wrócili z frontu... inni. Każdy żołnierz wracał odmieniony przez okrucieństwa wojny - on również - ale jego bracia naprawdę się zmienili. Nikolai, najstarszy, i Murdoch, drugi w kolejności, nareszcie wrócili z granicy rosyjsko-estońskiej. Chociaż Sebastianowi trudno było w to uwierzyć, najwyraźniej opuścili wojsko, mimo że wojenna pożoga wciąż niszczyła te dwa kraje. Na zewnątrz szalała nawałnica, która nadciągnęła znad Morza Bałtyckiego, i dwaj bracia wjechali do dworu Blachmount w strugach deszczu. Nie zdjęli przemoczonych płaszczy i kapeluszy. Nie zamknęli za sobą drzwi. Stali bez ruchu, jakby ogłuszeni. Patrzyli na rzeź; w głównym holu konali członkowie ich rodziny. Ojciec i cztery siostry umierali z powodu zarazy. Sebastian i ich najmłodszy brat Conrad, którzy zostali pokonani w walce i wykrwawiali się z powodu zadanych im ran, także tu leżeli. Sebastian ciągle jeszcze był przytomny. Pozostali, dzięki niebiosom, stracili już świadomość, chociaż Conrad wciąż pojękiwał z bólu. Nikolai odesłał dwóch najmłodszych braci do domu zaledwie kilka tygodni temu. Chciał ich chronić. A teraz umierali.

Rodowa siedziba Wrothów, dwór Blachmount, okazała się zbyt dużą pokusą dla dezerterów z rosyjskiego wojska, by nie próbowali go złupić. Poprzedniej nocy żołdacy zaatakowali dwór w poszukiwaniu bogactw, które podobno się tu znajdowały, oraz żywności. Sebastian i Conrad, którzy dzielnie bronili domostwa przed tuzinami napastników, zostali pokonani i odnieśli poważne rany... ale nie zostali zabici. Reszta rodziny nie ucierpiała z ręki żołdaków. Bracia powstrzymywali ich na tyle długo, aby żołnierze zorientowali się, że w domu panuje zaraza. Uciekli, porzucając miecze... Nikolai stanął nad Sebastianem, a woda kapiąca z jego płaszcza mieszała się z krwią brata, krzepnącą na podłodze. Spojrzał na Sebastina tak surowo, że ten przez chwilę miał wrażenie, iż Nicolai jest zdegustowany porażką młodszego rodzeństwa... tak jak on sam był zdegustowany. A Nikolai nie rozumiał nawet połowy. Sebastian za to wiedział lepiej, wiedział, że Nikolai poradzi sobie z tym ciężarem, tak jak z innymi, które dźwiga na swoich barkach. Sebastian zawsze był bardzo blisko ze swoim najstarszym bratem i mógł niemal usłyszeć jego myśli, tak jakby były jego własnymi: Jak mogę mieć nadzieję obronić swój kraj, jeżeli nie potrafię ustrzec krwi z mojej krwi i kości z moich kości? Niestety ich ojczyzna, Estonia, była w równie rozpaczliwej sytuacji, co jego rodzina. Rosyjscy żołnierze kradli zapasy na przednówku, a potem palili zasiewy i posypywali solą ziemię. Na polach nie rosły nawet chwasty i wieś głodowała. Słabych i podatnych na choroby ludzi zaraza szybko pokonywała. Gdy otrząsnęli się z szoku, Nikolai i Murdoch odstąpili na bok i zaczęli rozmawiać ściszonymi, chrapliwymi głosami, pokazując to na ojca, to na siostry, wyraźnie o czymś dyskutując. Najwidoczniej nie brali pod uwagę nieprzytomnego Conrada ani Sebastiana. Czy los młodszych braci został już przypieczętowany?

Nawet trawiony bólem i gorączką, Sebastian rozumiał, że najstarsi bracia zostali w jakiś sposób odmienieni... zmienieni w coś, czego jego osłabiony cierpieniem umysł nie mógł pojąć. Ich zęby były inne... kły stały się dłuższe. Bracia odsłaniali je, w gniewie lub strachu. Ich oczy były czarne, a jednak lśniły w półmroku pomieszczenia. Jako chłopiec, Sebastian słuchał opowieści dziadka o diabłach, które miały długie kły i mieszkały na blisko położonych bagnach. Wampiry. Potrafiły rozpłynąć się w powietrzu, a potem zmaterializować, kiedy tylko zechciały. Przemieszczały się w ten sposób z łatwością. Sebastian zorientował się, że za otwartymi drzwiami, nie widać dyszących ciężko koni o spienionych pyskach. Porywały dzieci i wysysały krew. Karmiły się ludźmi jak bydłem. A nawet gorzej - zmieniały ludzi w sobie podobnych. Sebastian wiedział, że jego bracia należą teraz do tych przeklętych demonów... i obawiał się, że zamierzają niebawem splugawić w ten sam sposób całą ich rodzinę. - Nie róbcie tego - szepnął. Nikolai usłyszał go, mimo że stał w odległym kącie holu, i natychmiast do niego podszedł. Klęknął przy nim i zapytał: - Wiesz, czym teraz jesteśmy? Sebastian pokiwał słabo głową, patrząc z niedowierzaniem w czarne źrenice brata. - I podejrzewam, że... - wyszeptał urywanym głosem. -Wiem, co zamierzacie. - Zmienimy cię i całą rodzinę, tak samo jak my się zmieniliśmy. - Ja tego nie chcę - powiedział Sebastian. - Nie zgodzę się ha to. - Musisz, bracie - mruknął Nikolai. Czy jego niesamowite oczy naprawdę się jarzyły? - W przeciwnym razie umrzesz tej nocy.

- W porządku - sapnął Sebastian. - Od dauma życie już mnie nuży. A teraz, kiedy dziewczynki umierają... - Je też spróbujemy przemienić. - Nie ośmielicie się! - krzyknął Sebastian. Murdoch spojrzał na Nikolaia z ukosa, ale starszy brat pokręcił głową. - Podnieś go - powiedział głosem twardym niczym stal, takim samym, jakiego używał jako generał w armii. - Będzie pił. Chociaż Sebastian walczył, cały czas klnąc, Murdoch zdołał go posadzić. Z rany na brzuchu trysnęła krew. Nikolai skrzywił się, widząc to, ale jednym ruchem rozerwał sobie żyły na nadgarstku. - Uszanuj moją wolę, Nikolai - jęknął Sebastian z desperacją w głosie. Użył ostatnich zapasów sił i złapał brata za ramię, aby odsunąć, jego nadgarstek. - Nie zmuszaj nas do tego. Zycie to nie wszystko. - Często się o to spierali w przeszłości. Nikolai zawsze uważał, że najważniejsze jest przetrwanie; Sebastian wierzył, że lepiej zginąć niż żyć bez honoru. Nikolai milczał, wpatrując się w twarz Sebastiana, kiedy rozważał jego słowa. W końcu się odezwał: - Nie mogę... nie chcę patrzeć, jak umierasz. - Jego głos był niski i chrapliwy; zdawało się, że ledwie panuje nad emocjami. - Robisz to dla siebie - powiedział Sebastian słabym głosem, tracąc ostatki sił. - Nie dla nas. Skazujesz nas na piekło, aby ukoić własne sumienie. Nie mógł pozwolić, aby krew Nikolaia dotknęła jego ust. - Nie... niech cię diabli, nie! Ale zmusili go do otwarcia ust, wlali do wnętrza gorącą krew i siłą zacisnęli wargi tak, że musiał w końcu przełknąć. Ciągle go trzymali, kiedy odetchnął po raz ostatni i stracił przytomność.

A gdy do skrzynki trafi list, Wnet serce mocniej zacznie bić, Bo któż chciałby popaść w zapomnienie? W. H. Auden przekład Krystyny Chodorowskiej

1 Zamek Gornyj, Rosja Teraźniejszość Po raz drugi w swoim życiu Kaderin Zimne Serce zawahała się, zabijając wampira. W ostatnim momencie, kiedy ciche, śmiertelne ostrze miało uderzyć w szyję ofiary, powstrzymała miecz... ponieważ wampir ukrył twarz w dłoniach. Zobaczyła, jak jego potężne ciało sztywnieje. Jako wampir mógł z łatwością przenieść się, zniknąć z jej zasięgu. Zamiast tego uniósł głowę i spojrzał na nią ciemnoszarymi oczyma o barwie rozpętującej się nawałnicy. Co dziwne, nie miały w sobie ani krzty czerwieni, która była znakiem wiecznego łaknienia krwi. To oznaczało, że wampir nigdy jeszcze nikogo nie zabił, wysysając całą krew. Jeszcze nie. Spojrzał na nią błagalnie i nagle zdała sobie sprawę, że on pragnie śmierci. Pragnie, aby zakończyła jego żywot, zrealizowała zamiar, z jakim przybyła do tego walącego się zamczyska. Podążała za nim bezszelestnie, pragnęła walki z bezdusznym drapieżnikiem. Kaderin była w Szkocji, wraz z innymi walkiriami, kiedy otrzymała wiadomość o „wampirze, który zajął zamek i terroryzuje miasteczko w Rosji". Z rozkoszą zgłosiła się na ochotnika, by zabić tę pijawkę. Wśród walkirii tworzących jej kowen, cieszyła się sławą najzręczniejszego zabójcy. Poświęciła życie tropieniu i zabijaniu wampirów. W Szkocji, zanim wezwano ją do Rosji, zabiła trzy.

A więc dlaczego teraz się waha? Dlaczego nie zadała ciosu? Przecież ten wampir to zaledwie jedna spośród tysięcy jej ofiar, jego kły zawisną na sznurze wraz z resztą bogatej kolekcji. Kiedy ostatnim razem się zawahała, skończyło się to wielką tragedią, która na zawsze złamała jej serce. - Na co czekasz? - zapytał wampir głębokim, grobowym tonem. Zdawał się być zaskoczony własnymi słowami. Me wiem dlaczego. Niezwykłe, fizyczne doznanie wytrąciło ją z równowagi. Żołądek zacisnął się w supeł. Z trudem łapała oddech, jakby wokół jej klatki piersiowej zacisnęła się żelazna obręcz. Me mam pojęcia dlaczego. Na zewnątrz wył wiatr, szalejąc na zboczach gór. Zawodził jękliwie w wysokiej, mrocznej komnacie wampirzego zamku. Niewidoczne szpary w murach wpuszczały do wnętrza chłód poranka. Potwór wstał i wyprostował się, był niezwykle wysoki. Ostrze jej miecza odbiło blask płomieni stojących nie- opodal świec, oświetlając jego oblicze. Wampir miał poważną, pociągłą twarz o surowych rysach, z pewnością inne kobiety uznałyby ją za atrakcyjną. Jego czarna koszula, teraz rozdarta i pozbawiona guzików, odsłaniała umięśniony tors. Znoszone dżinsy opadły nisko na wąskiej talii. Wiatr poruszał połami koszuli, mierzwił jego gęste, czarne włosy. Bardzo przystojny. Jak wielu innych z jego rodzaju, których zabiłam. Zogniskował wzrok na końcu jej miecza. A potem, jakby zapomniał o grożącym mu niebezpieczeństwie, popatrzył jej w twarz; długo wodził po niej wzrokiem. Wyraźnie mu się spodobała, co wprawiło Kaderin w lekkie zakłopotanie. Ścisnęła mocniej rękojeść miecza. Nigdy wcześniej jej się to nie przydarzyło. Jej miecz, perfekcyjnie naostrzony diamentowym pilnikiem, przecinał mięśnie i kości niemal bez wysiłku. Ostrze idealnie podążało za ruchami jej rozluźnionego nadgarstka,

jakby broń stanowiła przedłużenie jej ręki. Nigdy nie musiała poprawiać uchwytu. Zetnij mu łeb. Jednego wampira mniej. Jeden krok bliżej do eksterminacji całej wynaturzonej rasy. - Jak się nazywasz? - starannie wymawiał słowa, jak arystokrata, ale akcent był znajomy. Estoński. Chociaż Estonia graniczyła z Rosją na zachodzie i jej mieszkańcy uważani byli za nordycki odłam Rosjan, Kaderin poznała różnicę i zastanowiła się przelotnie, co on robi tutaj, tak daleko od własnego kraju. Przechyliła głowę na bok. - Po co chcesz to wiedzieć? - Chciałbym poznać imię kobiety, która uwolni mnie od tego. On chciał umrzeć. Przez całe swoje życie od jego pobratymców zaznała tylko cierpienia i ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, było wyświadczanie przysługi wampirowi. - Zakładasz więc, że cię zabiję? - A nie? - Jego usta skrzywiły się w lekkim, ale smutnym uśmiechu. Znów zacisnęła dłoń na rękojeści. Zrobi to. Oczywiście, że tak. Żyła tylko po to, aby zabijać. Nie obchodzi jej, że jego oczy nie są czerwone. W końcu napije się krwi od kogoś, kto z tego powodu umrze i jego oczy się zmienią. Zawsze tak było. Wampir obszedł stos oprawionych w skórę książek -w pomieszczeniu znajdowały się ich setki; miały rosyjskie i, tak, estońskie tytuły - i oparł swoje potężne ciało o popękaną ścianę. Naprawdę nie zamierzał się bronić. - Zanim mnie zabijesz, powiedz coś jeszcze. Twój głos jest piękny. Tak samo jak twoja twarz. Przełknęła głośno i poczuła, że jej policzki zaczynają płonąć. - Kto jest twoim sprzymierzeńcem...? - Jej głos zamarł, kiedy zobaczyła, że wampir zamyka oczy, jakby słuchanie jej sprawiało mu niewysłowioną rozkosz. - Wyrozumiali?

Na te słowa otworzył oczy. Były pełne gniewu. - Nie trzymam z nikim. A już na pewno nie z nimi. - Ale przecież kiedyś byłeś człowiekiem, prawda? - Wyrozumiali byli armią, czy też zakonem, zmienionych ludzi. Nie uznawali picia krwi bezpośrednio od żywej istoty, ponieważ sądzili, że to właśnie rozbudza w wampirze żądzę krwi. Postępując w ten sposób, pragnęli ustrzec się przed upodobnieniem do szalonych wampirów należących do Hordy. Walkirie jednakże nie do końca wierzyły, że im się uda. - Tak, ale Wyrozumiali mnie nie interesują. A ty? Ty też nie jesteś człowiekiem, prawda? Zignorowała jego pytanie. - Czego szukasz w tej okolicy? - zapytała. - Wieśniacy są przerażeni twoją obecnością. - Zdobyłem to domostwo jako łup wojenny i jestem jego prawnym właścicielem, a więc tu mieszkam. I nigdy nie zrobiłem im żadnej krzywdy. - Odwrócił się i mruknął pod nosem: - Chciałbym, żeby się mnie tak strasznie nie bali. Kaderin powinna szybko zakończyć tę sprawę. Zaledwie trzy dni dzieliły ją od Talismans Hie, rajdu nieśmiertelnych, w którym miała brać udział. Była to bardzo niebezpieczna, przeznaczona dla istot Tradycji wersja „Niesamowitego wyścigu". Poza polowaniem na wampiry, rajd był jedyną rzeczą, dla której warto było żyć. Kaderin musiała zająć się sprawami transportu i uzupełnić zapasy. A jednak mimo to kontynuowała rozmowę. - Powiedzieli mi, że mieszkasz tu sam. Spojrzał na nią i nieznacznie skinął głową. Wyczuła, że wprawiła go tym pytaniem w zakłopotanie, tak jakby żałował, że nie ma z nim jego rodziny. - Jak długo? Wzruszył umięśnionymi ramionami, udając obojętność. - Kilkaset lat. Żył sam przez tak długi czas?

- Mieszkańcy doliny posłali po mnie - powiedziała, jakby musiała mu się tłumaczyć. W małej wiosce zamieszkiwały istoty należące do Tradycji. Była to populacja nieśmiertelnych i mitycznych istot kryjących się tu przed zwykłymi ludźmi. Wielu z nich ciągle oddawało cześć walkiriom i płaciło try- but, ale Kaderin nie dlatego postanowiła wysłuchać ich prośby i udać się w to zapomniane miejsce. Trawiła ją żądza mordu; zamordowanie nawet jednego wampira warte było podróży. - Prosili mnie, żebym cię zabiła. - A więc czekam. - Dlaczego sam się nie zabijesz, skoro tego pragniesz? - zapytała. - To... skomplikowane. Ale dzięki tobie nie będę musiał się tym martwić. Wiem, że jesteś doskonałą wojowniczką... - Skąd wiesz, kim jestem? Ruchem głowy wskazał jej miecz. - Byłem kiedyś żołnierzem, a twoja niesamowita broń mówi sama za siebie. Miecz był jedyną rzeczą w jej życiu, z której była dumna... Jedyną, jaka jej została... Jedyną, której nie mogła stracić. A on dostrzegł wyjątkowość tej broni. Podszedł bliżej i zniżył głos. - Zadaj cios, kimkolwiek jesteś. Wiedz, że zabicie mnie nie obciąży twego sumienia. Nie ma powodu czekać dłużej. Tak jakby to była kwestia sumienia! Ale nie o to chodziło. To nie mógł być powód... Ona nie miała sumienia. Żadnych uczuć, żadnych emocji. Jej serce było zimne. Po tragedii, która ją dotknęła, modliła się o wybawienie od uczuć, błagała o to, aby żal i poczucie winy nigdy już jej nie nękały. Jakaś tajemnicza siła odpowiedziała na jej błagania i sprawiła, że jej serce zamieniło się w kamień. Kaderin już więcej nie cierpiała, ale nie czuła także pożądania, złości ani radości. Nic nie stało pomiędzy nią a ofiarą.

Była doskonałym zabójcą. Była nim przez tysiąc lat, przez połowę swego nieśmiertelnego życia. - Słyszałaś to? - zapytał nagle. Oczy, które przed chwilą błagały o śmierć, zwęziły się w dwie szparki. - Jesteś tu sama? Uniosła brew. - Nie potrzebuję niczyjej pomocy. A już szczególnie nie wtedy, kiedy muszę sobie poradzić z jednym wampirem - dodała nieobecnym głosem. Dziwne, ale znów zapatrzyła się na jego piękne ciało... Wyrzeźbiona klatka piersiowa, twardy i płaski brzuch, kępka włosów znikających pod paskiem spodni. Wyobraziła sobie, jak przeciąga palcem zakończonym ostrym szponem po gładkiej skórze, a jego umięśnione ciało napręża się i drży w odpowiedzi. Te myśli sprawiły, że poczuła się nieswojo. Zapragnęła odgarnąć włosy z karku i pozwolić zimnej bryzie nieco go ochłodzić... Wampir odchrząknął. Kiedy szybko wróciła spojrzeniem na jego twarz, uniósł brwi. Złapana na pożądliwym gapieniu się na ofiarę! Cóż za wstyd! Co się ze mną dzieje? Jej seksualne potrzeby były zapewne jeszcze mniejsze niż tego żywego trupa, który stał przed nią. Otrząsnęła się i zmusiła do przypomnienia sobie, co się stało, kiedy ostatni raz się zawahała. Na polu walki, wieki temu, oszczędziła i wypuściła jednego z jego ziomków. Młodego wampira, który błagał o życie. Jednakże młodzieniec najwyraźniej wzgardził jej miłosierdziem. Natychmiast odnalazł jej dwie siostry walczące na nizinie poniżej. Zaalarmowana wrzaskiem innej walkirii, Kaderin pobiegła w dół zbocza, potykając się o ciała zarówno żywych, jak i martwych. Kiedy dotarła do swoich sióstr, wampir właśnie zadawał śmiertelny cios. Młodsza z nich, Rika, została wzięta przez zaskoczenie, ponieważ skupiła się na nadbiegającej w panice Kaderin. Wampir uśmiechał się, kiedy ta, zrozpaczona, upadła na kolana.

Zabił jej siostry z brutalnością i dużą wprawą, które od tamtej pory cechowały także działania Kaderin. Chciałaby móc powiedzieć, że zabiła go od razu, ale nie, przez jakiś czas utrzymywała go przy życiu. A więc dlaczego teraz zamierza popełnić ten sam błąd? Nie, nie popełni go. Nie zignoruje lekcji, jakiej udzieliło jej życie. Zbyt wiele za nią zapłaciła. Im szybciej się z tym uporam, tym prędzej będę mogła zająć się przygotowaniami do wyścigu. Skrzyżowała ramiona na piersi, utwierdzając się w tej decyzji. Wszystko tkwi w głowie. Kaderin oczyma duszy widziała błysk miecza, wiedziała, jak uderzyć, by ściąć głowę jednym ruchem, ale nie zrzucić jej z barków od razu. Tak było czyściej. Co było istotne. Nie miała zbyt wielu rzeczy na zmianę w swojej walizce.

2 Jako młody mężczyzna, Sebastian Wroth pożądał wielu rzeczy, a ponieważ dorastał otoczony dużą, wspierającą go i zamożną rodziną, uważał, że to wszystko po prostu mu się należy. W przyszłości pragnął także założyć rodzinę, dom pełen radości i miłości. A ponad wszystko tęsknił za żoną, za kobietą, która będzie należała tylko do niego. I wstydził się przyznać przed Kaderin, że niczego z tego nie udało mu się zdobyć. Ale w tej chwili Sebastian pragnął tylko jednego - chociaż przez jedną jeszcze chwilę patrzeć na tę fascynującą istotę. Na początku myślał, że to anioł zesłany po to, aby go uwolnić. Wyglądała jak anioł. Jej długie, skręcone w grube loki włosy były tak jasne, że w świetle świec wydawały się prawie białe. Jej oczy, ciemne niczym ziarna kawy, okolone gęstymi, czarnymi rzęsami, kontrastowały z jasnymi włosami i czerwonymi jak wino wargami. Jej skóra o złotawym odcieniu była bez skazy, a rysy delikatne, ale wyraziste. Wyglądała tak subtelnie i krucho, a jednak z wprawą dzierżyła w dłoniach zabójczą broń. Obosieczny miecz z pod-krzyżem, nienaostrzoną strefą tuż powyżej gardy. Ktoś biegły w posługiwaniu się tą bronią mógł owinąć palec wokół gardy, aby lepiej kontrolować miecz. Najwyraźniej kobieta nosiła tę broń nie dla ozdoby. Ponadto nie był to miecz do walki w bitwie. Ta istota miała w ręku ostrze służące do zadawania szybkiej, cichej śmierci. Fascynujące. Anioł śmierci.

To, że właśnie jej twarz zobaczy jako ostatnią rzecz na tej ziemi, uważał za niezasłużone błogosławieństwo. Tak, myślał, że pochodzi od bogów... do chwili, kiedy jej gorące spojrzenie nie przesunęło się niżej i zdał sobie sprawę, że jest kobietą z krwi i kości. Przeklął swoje bezużyteczne, martwe ciało. Jako przemieniony człowiek nie oddychał, jego serce nie biło, nie czuł pożądania. Nie mógł jej posiąść, nawet jeżeli czuł... myślał raczej, że jej piękno mogłoby go rozbudzić. Brak przyjemności z fizycznego zbliżenia nigdy wcześniej go nie martwił. Jako człowiek nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w tej materii - była wojna, panował głód, myślał tylko o tym, żeby przeżyć. Nie miał czasu ani chęci, aby spoglądać na kobietę w ten sposób. Aż do teraz. Nigdy nie pociągały go drobne kobiety, ponieważ wiedział, że jeżeli nawet zdołałby jakąś zaciągnąć do łóżka, mógłby sprawić jej ból. Ale teraz było inaczej. Patrzył na tę eteryczną, najdelikatniejszą jaką kiedykolwiek widział istotę, i zastanawiał się, jakby to było, gdyby złapał ją na ręce, zaniósł do łóżka i zaczął powoli rozbierać. Oczami wyobraźni widział, jak jego wielkie dłonie głaszczą i pieszczą jej drobne ciało. Spojrzał na jej smukłą szyję, a potem zjechał niżej na sterczące, pełne piersi niemal rozsadzające ciemną bluzę. No, ta część jej ciała nie była drobna i eteryczna. Zapragnął całować te piersi, zanurzyć w nich twarz... - Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? - zapytała urywanym, lekko zadyszanym głosem, cofając się o krok. - Czyż nie mogę cię podziwiać? - On, co zdumiewające, postąpił krok naprzód. Skąd się to brało? Zawsze był nieśmiały i niepewny w kobiecym towarzystwie. W przeszłości, gdyby złapał się na takim zachowaniu, szybko odwróciłby głowę i opuścił pomieszczenie, mamrocząc przeprosiny. Może w końcu odnalazł wolność w obliczu nieuchronnej i bliskiej śmierci. Ale przecież nigdy tak się nie gapił, nigdy nie pragnął niczego tak bardzo, jak tej drobnej kobiety z pełnymi piersiami.

- Czy mogę mieć ostatnie życzenie przed śmiercią? - Znam to męskie spojrzenie. - Jej głos był pełen zmysłowości. Głos ze snów. Czuł się tak, jakby ten głos przenikał do najdalszych zakamarków jego duszy. - To nie jest tylko podziw. Nie, w tej chwili myślał, że niczego bardziej nie pragnie, jak rozerwać jej koszulę, przyszpilić jej dłonie do podłogi i ssać twardniejące brodawki jej piersi, aż doprowadzi ją do orgazmu. Trzymać ją mocno za ramiona i lizać... - Jak śmiesz tak ze mną pogrywać, wampirze! - Co masz na myśli? - Spojrzał jej w oczy. Przyjrzała się badawczo jego twarzy, jakby chciała odczytać jego myśli. Czy była w stanie odkryć, co dzieje się w jego głowie? Że w jednej chwili wizję delikatnych pieszczot zastąpiło pragnienie rzucenia jej na ziemię i przygniecenia własnym ciałem? Co się ze mną dzieje? - Wiem, że nie jesteś w stanie poczuć tego... tego... - przerwała i sapnęła ze złości. - Nie możesz czuć tego, co najwyraźniej udajesz. To niemożliwe, chyba że... - zachłysnęła się nagle - twoje oczy... robią się czarne. Czarne? Oczy jego braci także robiły się czarne, kiedy targały nimi silne emocje. Nie wiedział, że z nim dzieje się podobnie. Czy to dlatego, że nigdy tak naprawdę nie doznawał tak silnych uczuć jak teraz, kiedy pożądał tej tajemniczej istoty? Czuł, że zginie, jeżeli nie zaspokoi tego pragnienia... Niespodziewana eksplozja sprawiła, że odwrócił głowę. Cały się spiął. - Co to było? Rozejrzała się, zaniepokojona. - O czym ty mówisz? - zapytała gniewnie. - Nie słyszałaś tego? - Jeszcze jeden wybuch i zamek zawali się jak domek z kart. Musiał ją stąd zabrać, nawet jeżeli na zewnątrz był już dzień. Nagła potrzeba chronienia jej za wszelką cenę stała się nie do zniesienia.

- Nie! - Szeroko otworzyła oczy, nagle przestraszona. - To się nie dzieje! - Odsunęła się od niego zwinnym ruchem, jakby był wężem gotowym, by zaatakować. Kolejna eksplozja. Przeniósł się i zmaterializował tuż przed nią. Jej miecz zmienił się w rozmazaną srebrną smugę. Złapał ją za nadgarstek, ale usiłowała się wyrwać. Chryste, była naprawdę silna, ale on także wydawał się silniejszy niż zazwyczaj, potężniejszy, niż mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić. - Nie chcę cię skrzywdzić. - Wytrącił jej broń z ręki i odrzucił na niskie posłanie. - Nie walcz ze mną. Sufit zaraz się zawali... - Nie... Nie! - Patrzyła na jego pierś... na jego serce... z czystym przerażeniem. - Nie jestem twoją... oblubienicą. Oblubienicą? Opadła mu szczęka. Przypomniał sobie, jak bracia tłumaczyli mu, że kiedyś odnajdzie swoją oblubienicę, swoją żonę na wieczność, ona go ożywi. Dzięki niej znów zacznie oddychać, jego ciało ponownie obudzi się do życia. Zawsze sądził, że oszukują go, aby złagodzić gorycz tego, co mu uczynili. Ale jednak to musiała być prawda. Dźwięk, który go wcześniej zaniepokoił, dobiegał z jego wnętrza. To jego serce zabiło po raz pierwszy od chwili, kiedy został zmieniony w wampira. Poderwał się na nogi, oddychając spazmatycznie, wreszcie po trzystu latach powietrze wypełniło jego płuca. Serce biło coraz mocniej, szybciej, poczuł, że jego penis twardnieje, pulsuje zgodnie z uderzeniami krwi. Jego żyły wypełniły się krwią i płynącą wraz z nią czystą przyjemnością. Odnalazł swoją oblubienicę - jedyną kobietę, która miała należeć do niego przez całą wieczność - w istocie, która stała tuż przed nim. A jego ciało obudziło się na jej widok. - Czy wiesz, co się ze mną dzieje? - zapytał. Przełknęła ślinę i odsunęła się jeszcze od niego.

- Zmieniasz się. - Ściągnęła jasne brwi i dodała ledwie słyszalnym szeptem: - Dla... dla mnie. - Tak. Dla ciebie. - Podszedł do niej i musiała unieść głowę, żeby spojrzeć na niego. - Wybacz mi. Gdybym wiedział, że opowieści są prawdziwe, szukałbym cię. Znalazłbym cię, jakoś... - Nie... - Zachwiała się i wyciągnął rękę, żeby ją podtrzymać. Zadrżała, ale nie strąciła z ramienia jego dłoni. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie tylko on się zmienia. Ona także. Zdawało mu się, że dostrzegł w jej oczach srebrzysty błysk. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Dlaczego płaczesz? - Kiedy był śmiertelny, kobiece łzy zawsze go poruszały. Ale teraz, kiedy widział, jak płacze jego oblubienica, poczuł, jakby tysiąc noży wbiło się w jego ciało. Odgarnął jej włosy i zachłysnął się nagle, nieprzywykły do oddychania. Miała spiczaste uszy. Kiedy przyjrzał się bliżej jej twarzy, zobaczył malutkie kły. Sebastian nie wiedział, czym była i tak naprawdę nie obchodziło go to. - Proszę, nie płacz. - Ja nigdy nie płaczę - szepnęła. Skrzywiła się lekko, ocierając policzek wierzchem dłoni i kiedy dostrzegła wilgotny ślad, otworzyła usta ze zdumienia. Patrzyła to na mokrą skórę, to na ostre paznokcie, które wyglądały bardziej jak elegancko przycięte szpony. Uniosła głowę i znów spojrzała na niego, przełykając ślinę, jakby wystraszona. - Powiedz mi, dlaczego jesteś smutna. - Nagle zyskał w życiu cel. Musiał ją chronić, dbać o nią i niszczyć to, co mogłoby jej zagrozić. - Pozwól mi sobie pomóc, ukochana. - Nie jestem twoją oblubienicą. Nigdy nią nie będę. Nigdy... - Ale sprawiłaś, że moje serce zabiło. - A ty sprawiłeś, że coś poczułam - syknęła w odpowiedzi. Nie rozumiał znaczenia jej słów ani jej reakcji. Przez kilka

następnych minut patrzył na nią milczeniu, ucząc się na pamięć jej rysóuj... zapamiętując firany gęstych rzęs, pełne, czerwone wargi. Jej oczy błyszczały od targających nią emocji, emocji, które najwyraźniej sprawiały jej ból. Cała się trzęsła. Nagle, tak samo szybko jak zaczęła, przestała płakać. A potem uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego, aż zabolało go serce. Jej oczy były radosne, kuszące. Nigdy jeszcze, w całym jego życiu, nic tak bardzo go nie poruszyło. Zastanawiał się, jak długo będzie w stanie się powstrzymać. Ale jej uśmiech zniknął zbyt szybko. Zadrżała gwałtownie i oparła czoło o jego pierś. W momencie, w którym nie mógł już dłużej skrywać przed nią bolesnej erekcji, uniosła twarz i jej nastrój zmienił się po raz kolejny. Na delikatną skórę policzków wypełzł rumieniec, lekko rozchyliła wargi. Zacisnęła palce na jego ramionach. Popatrzyła przeciągle na jego usta i oblizała językiem dolną wargę. Bez trudu mógł odczytać jej myśli w tej chwili. Była... podniecona. Przez niego. Nie rozumiał, co się z nią dzieje... ani z nim. Otworzył szerzej oczy, a po chwili, kiedy objęła go za szyję delikatnymi ramionami, przymknął powieki. Mogę jej dotknąć... A ona zaakceptuje ten dotyk... Jego penis nigdy jeszcze nie był taki twardy. Tak bardzo pragnął zatopić się w niej, że oddałby za to wszystko. Przechyliła głowę, wciąż patrząc na jego usta. - Tak mi tego brakuje... - mruknęła namiętnym głosem. Nie miał czasu, aby zastanowić się nad jej słowami, ponieważ nagle napięła ramiona i przyciągnęła go do siebie. Jęknął, kiedy poczuł dotyk jej piersi. Były tak pełne, tak miękkie... Wiedział, że będą doskonale pasowały do jego dłoni. Chryste, przez stulecia cierpiał męki samotności: żadnego towarzystwa, rozmów, żadnego fizycznego kontaktu. A teraz czuł przy sobie swoją oblubienicę, miękką i uległą, trzymał

ją w ramionach. Lękał się, że to tylko sen. Zanim stracił panowanie nad sobą, położył dłonie na jej talii i przyciągnął ją mocniej do siebie. - Powiedz mi, jak się nazywasz. - Jak się nazywam? - mruknęła nieobecnym głosem. -Nazywam się Kaderin. - Kaderin - powtórzył, ale to imię jakoś do niej nie pasowało. Kiedy spojrzał głęboko w jej błyszczące oczy, zdał sobie sprawę, że jest za zimne, zbyt formalne, aby określić tę istotę, którą trzymał w ramionach. - Katja - szepnął chrapliwie i ze zdumieniem odkrył, że nieświadomie gładzi kciukiem jej dolną wargę. Tak bardzo pragnął ją pocałować. - Katja, ja... - zaczął znów chrapliwym, urywanym głosem; przełknął ślinę, żeby móc mówić dalej. -Muszę... muszę cię pocałować. Kiedy to usłyszała, jej ciemnoorzechowe oczy zmieniły się w płynne srebro. Wydawało mu się, że zapadła w jakiś trans. Był na tyle przytomny, żeby zauważyć tę dziwną reakcję, ale jej pełne, czerwone usta błyszczały, przyzywając go. - Kiedyś uwielbiałam być całowana - szepnęła, najwyraźniej zaskoczona tym odkryciem. Jej oddech stał się urywany. Czy mógł się temu oprzeć? Położył drżącą dłoń na jej karku, chcąc przyciągnąć ją do siebie. Z pewnością była na tyle silna, aby stawić mu czoła... Przecież była wojowniczką i szybko sobie z nim poradzi, jeżeli zada jej ból. Z jakiegoś powodu wyczuł, że nie poprzestanie na łzawym spojrzeniu skrzywdzonego dziecka, jakie obserwował niegdyś u dam, którym niechcący nadepnął na palec w tańcu albo na które wpadł na ulicy, nieostrożnie wybiegając zza rogu. To spojrzenie zawsze sprawiało, że czuł się fatalnie. - Wampirze, proszę - mruknęła. - Niech to będzie warte... Niech będzie... Jęknął, kiedy ich usta się zetknęły. Czuł, jakby na jego skórze tańczyły wyładowania elektryczne. Oderwał się od niej.

- O, Boże. - Nic nigdy nie wydawało mu się tak potężne, tak właściwe, jak ten pocałunek. Na jej twarzy malowało się jeszcze większe pożądanie. Gdyby warunkiem przeżycia tej jednej chwili była zmiana w wampira, czy zgodziłby się ponownie na takie cierpienie? Kiedy ponownie ją pocałował, z początku lekko, jęknęła, z wargami tuż przy jego ustach: - Więcej. Objął ją mocniej silnymi ramionami, ale w ostatniej chwili się opamiętał. Me, głupcze... Rozluźnił uścisk. Natychmiast poczuł, jak jej szpony wbijają się w jego ramiona. Zadrżał. - Nie powstrzymuj się. Pragnę więcej. Chciała więcej, chciała, aby dał jej to, czego potrzebowała. Ponieważ ona należała do... niego. Kiedy wreszcie to do niego dotarło, zniknęły jego zahamowania. W chwili trwającej tyle co uderzenie serca zyskał kobietę na całe życie. Zapragnął ryknąć triumfalnie. Czuł jej szpony, wbijające się w jego cia- ło... Tak jakby obawiała się, że ucieknie. Ekstaza. Ona mnie potrzebuje. - Pocałuj mnie jeszcze raz, wampirze. Jeżeli przestaniesz, zabiję cię. Nie mógł powstrzymać triumfalnego uśmiechu. Kobieta, która mu groziła, że go zabije gdyby przestał ją całować? Zrobił więc, jak mu kazała, smakując jej, bawiąc się jej językiem, całując zachłannie, gorąco, niepowstrzymanie. Każdy ruch jego języka miał swoje odbicie w gwałtownym ruchu jej bioder napierających na niego. Pocałował ją z całą namiętnością, którą na tak długo mu odebrano, z dziką nadzieją, która powróciła do niego wraz z biciem serca. Znużenie życiem zostało zastąpione przez jasno określony cel... którym była ona. Musiał dać jej do zrozumienia, jak bardzo jest jej wdzięczny... I zrobił to, całując ją, aż nie mogła złapać tchu i omdlewała w jego ramionach.

Ale on także tracił kontrolę. Czuł coraz większą ochotę, by robić z jej ciałem różne rzeczy, grzeszne rzeczy, i wiedział, że już długo nie będzie mógł się oprzeć temu pragnieniu. - Zawsze będę dawał ci więcej, i więcej, aż do śmierci. Ale w tej chwili, po raz pierwszy od trzystu piekielnych lat, Sebastian desperacko pragnął żyć.