Catrin Collier
OSTATNIE LATO
OD AUTORA
Zmieniłam nazwy Grunwaldsee i
Bergensee. Oba domy wciąż istnieją -
Bergensee masywne, okazałe i królew-
skie nawet w zaniedbaniu; Grunwaldsee
odrestaurowane do dawnej świetności -
ale żaden z nich nie znajduje się tam,
gdzie go umieściłam.
Dom państwa Adolf nadal stoi w
Olsztynie, w opisanym przeze mnie
miejscu - przy tej samej ulicy co dawna
sy-
nagoga, obok starego żydowskiego
cmentarza, który według relacji
naocznych świadków został
splądrowany przez ko-
munistów we wczesnych latach
siedemdziesiątych. Kosztowności,
ukryte przez Żydów w rodzinnych
grobowcach pod-
czas wojny, tuż przed wywiezieniem do
obozów koncentracyjnych, załadowano
na kilka ciężarówek, które odjechały w
nieznanym kierunku, a trumny i ciała
zmarłych odarto ze złota i biżuterii.
Potem znikły nawet kości i trumny. Dziś
jest
tam pusta parcela - nierówny,
poznaczony dziurami nieużytek,
wepchnięty pomiędzy ulicę
zdominowaną przez powo-
jenne bloki a teren zajmowany przez
pchli targ.
Być może nigdy nie uda się ustalić
ostatecznej liczby ofiar śmiertelnych
spośród konspiratorów zaangażowanych
w spisek pułkownika von Stauffenberga,
którego celem był zamach na Hitlera.
Biorący w nim udział oficerowie armii
albo sami byli świadkami okropności,
które wycierpiały nacje wschodniej
Europy od wszystkich formacji
niemieckiego
wojska, włącznie z Wehrmachtem, albo
słyszeli relacje z pierwszej ręki. Czuli,
że nie mają innego wyboru, jak tylko
zła-
mać przysięgę lojalności wobec
Führera, podobnie jak Hitler złamał
swoją przysięgę wobec narodu
niemieckiego. Ich
intencją były starania o przywrócenie
pokoju.
Jeszcze przed nieudanym zamachem
konspiratorzy nawiązali kontakt z
aliantami, w nadziei na podjęcie
negocja-
cji dotyczących zakończenia wojny. Po
niepowodzeniu planu BBC ogłosiło listę
osób biorących udział w spisku, która
okazała się niezwykle przydatna dla
służb Hitlera, ponieważ nie wszyscy
uczestnicy byli znani nazistom. Nieudany
za-
mach stał się świetnym pretekstem do
aresztowania każdego, kto sprzeciwiał
się polityce Wodza. W sumie
zatrzymano
ponad siedem tysięcy osób, a do
kwietnia tysiąc dziewięćset
czterdziestego piątego roku pięć tysięcy
spośród nich zostało
T L R
straconych. Ponad dwa tysiące oficerów
armii niemieckiej skazał na śmierć
niesławny Trybunał Ludowy, działający
mię-
dzy dwudziestym lipca a dwudziestym
pierwszym grudnia tysiąc dziewięćset
czterdziestego czwartego roku, kiedy to
na
skutek alianckiego nalotu śmierć poniósł
sędzia Roland Friesler. Początkowo
Hitler zamierzał urządzać pokazowe
roz-
prawy wzorowane na sowieckich
procesach z lat trzydziestych, ze
sprawozdaniami w radiu i kronikach
filmowych, ale
później zmienił zamysł i po
siedemnastym sierpnia zabronił
przekazywania jakichkolwiek relacji z
sal sądowych. Od tego
dnia do publicznej wiadomości nie
przedostawały się nawet komunikaty o
egzekucjach.
Pułkownik Claus Schenk hrabia von
Stauffenberg, jego adiutant, porucznik
Werner von Haeften, generał Fried-
rich Olbricht i pułkownik Sztabu
Generalnego Albrecht Ritter Mertz von
Quirnheim stanęli przed plutonem
egzekucyj-
nym w nocy dwudziestego lipca tysiąc
dziewięćset czterdziestego czwartego
roku na dziedzińcu Głównej Kwatery
Armii
przy Bendlerstrasse. Inni nie mieli tyle
szczęścia. Po wydaniu wyroków cywilni
spiskowcy ginęli na gilotynie, wojskowi
zaś, rozebrani do naga, dusili się powoli
zawieszeni na strunie fortepianowej na
haku, z którego ich zdejmowano, zanim
skonali, cucono i wieszano ponownie.
W pewnych wypadkach cały proces
powtarzano nawet kilkakrotnie, aż
wreszcie
następował zgon. Na osobisty rozkaz
Hitlera te męczarnie były utrwalane na
taśmie filmowej, filmy zaś pokazywano
później współpracownikom Führera w
kwaterze głównej.
Tysiące krewnych spiskowców, głównie
kobiet i osób starszych, zostało
rozdzielonych ze swoimi dziećmi; potem
kolejno trafiali do oddziałów dla „VIP-
ów" w więzieniach i obozach
koncentracyjnych. Dzieci konspiratorów
zabierano
do prowadzonych przez państwo
obozów i sierocińców, gdzie starano się
pozbawić je tożsamości i wspomnień o
rodzi-
cach. Nie wszyscy, lecz większość
rodzin spiskowców przeżyła wojnę - w
tym żona Clausa von Stauffenberga,
Nina, oraz
ich pięcioro dzieci.
Gauleiter Prus Wschodnich, Erich Koch,
który z uporem twierdził, że Prusy
Wschodnie nie poddadzą się Rosja-
nom, wydał rozkaz, by ludność cywilna
pozostała w swoich miastach i
wioskach. Osobiście nadzorował
załadunek dwóch
wagonów towarowych, którymi w
grudniu tysiąc dziewięćset
czterdziestego piątego roku wysłał do
Rzeszy cały swój
dobytek, żeby następnie samemu uciec
do Libau, gdzie już czekały dwa
lodołamacze, gotowe do ewakuacji
gauleitera
oraz jego najbliższych
współpracowników. Chociaż na obydwu
okrętach było wystarczająco dużo
miejsca, Koch odmó-
wił zabrania na pokład cywilnych
uciekinierów. Następnie zmienił czarny
mundur nazisty na szary polowy i dzięki
temu
uniknął pojmania aż do roku tysiąc
dziewięćset czterdziestego dziewiątego,
kiedy został zatrzymany przez
Brytyjczyków
i jako okrutny zarządca terytoriów
Ukrainy i Polski przekazany polskim
władzom. Sowieci uważali, że Koch zna
miejsce
ukrycia Bursztynowej Komnaty,
wywiezionej przez hitlerowców z
pałacu w Carskim Siole koło
Leningradu, więc zażą-
dali jego ekstradycji. Polskie władze
odmówiły. Nawet jeśli Koch
rzeczywiście znał kryjówkę, w której
przechowywano
Bursztynową Komnatę, to nigdy jej nie
ujawnił. Jego proces odbył się w
październiku tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątego
ósmego roku w Warszawie. Został
uznany za winnego śmierci czterystu
tysięcy Polaków (nie był sądzony za
zbrodnie
popełnione na Ukrainie) i dziewiątego
marca tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątego dziewiątego roku
skazany na karę śmier-
ci. Sąd zamienił ją później na
dożywocie; niektórzy sądzili, że Koch
wytargował swoje życie w zamian za
ujawnienie
miejsc, gdzie ukryto skarby zrabowane
podczas działań wojennych. Erich Koch
zmarł dwunastego listopada tysiąc dzie-
więćset osiemdziesiątego szóstego roku
w więzieniu w Barczewie w pobliżu
Olsztyna (poprzednio Allenstein), w
samym
sercu dawnych Prus Wschodnich.
Szacuje się, że podczas drugiej wojny
światowej zginęło od czterdziestu do
pięćdziesięciu milionów ludzi, w tym
jedenaście milionów w obozach
zagłady. Ponad pół miliona straciło
życie po nieudanym zamachu na Hitlera,
przeprowa-
dzonym przez pułkownika von
Stauffenberga dwudziestego lipca tysiąc
dziewięćset czterdziestego czwartego
roku.
Z pięciu milionów Rosjan, schwytanych
przez Niemców, wojnę przeżyło półtora
miliona - tylko po to, by za Sta-
lina zginąć w egzekucjach bądź trafić do
syberyjskich gułagów na dziesięć lat lub
dłużej.
T L R
Podczas drugiej wojny światowej
zostało zabitych ponad sześć milionów
Polaków - osiemnaście procent polskiej
ludności - zarówno podczas inwazji
niemieckiej, jak i rosyjskiej.
Podczas najazdu armii sowieckiej
poniosło śmierć od dwóch do trzech
milionów obywateli Prus Wschodnich.
Ci,
którzy wówczas nie padli ofiarą
masakry, umierali podczas ucieczki z
głodu, zimna i mrozu. (Rosyjskim
żołnierzom po-
wiedziano, że Prusy Wschodnie były
matecznikiem faszystowskiej bestii i że
mają traktować ludność cywilną równie
brutalnie, jak niemieckie oddziały
pacyfikacyjne traktowały ludność
rosyjską).
Różne są szacunki co do liczby
niemieckich żołnierzy, którzy po
poddaniu się Amerykanom stracili życie
w ame-
rykańskich obozach jenieckich. Ostatnio
ujawnione dokumenty zakładają, że było
ich od stu do dwustu tysięcy, niektórzy
w wieku zaledwie czternastu lat.
Amerykańskie obozy wyglądały
identycznie jak te założone przez
Niemców dla rosyj-
skich jeńców wojennych - na otwartej
przestrzeni, bez wody czy latryn. Racje
żywnościowe wydzielane więźniom
przez
Amerykanów były tak skąpe, że patrząc
wstecz, bez trudu można je uznać za
niewystarczające do zwykłego
podtrzyma-
nia procesów życiowych.
Niektórzy historycy spierają się, czy
okrucieństwa popełnione w
Nemmersdorf w Prusach Wschodnich
były dzie-
łem wkraczającej armii rosyjskiej,
chcącej zemścić się za nieludzkie czyny
dokonane przez Niemców na terytorium
Rosji,
czy też ostatnią, desperacką próbą SS
poderwania obywateli Prus Wschodnich
do walki o każdą piędź kraju.
Napisałam „Ostatnie lato", żeby nadać
ludzki wymiar statystykom, które z
trudnością jestem w stanie pojąć, na-
wet po obejrzeniu pamiątek
znajdujących się na obszarze Polski. W
tym celu wykorzystałam materiały
archiwalne oraz
prywatne rodzinne dokumenty, głównie
pamiętniki pisane przez moją babkę i
matkę w latach tysiąc dziewięćset
trzydzie-
ści sześć - tysiąc dziewięćset
czterdzieści osiem.
Wszystkie bolesne doświadczenia i
wypadki z czasów wojny ukazane w
mojej książce wydarzyły się naprawdę.
Charlotte von Datski i jej rodzina są
typowymi przedstawicielami szlachty
pruskiej tamtego okresu, jednak poza
ogólnie
znanymi osobami pozostałe postaci są
wyłącznie tworem mojej wyobraźni.
Pomysł napisania tej powieści pojawił
się w tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiątym piątym roku, kiedy
towarzy-
szyłam mamie podczas wizyty w domu, z
którego jej rodzina zmuszona była
uciekać w roku tysiąc dziewięćset
czterdzie-
stym piątym. Polska rodzina o nazwisku
Rodzina, która obecnie zajmuje część
budynku (najpierw przez parę lat w
domu
moich dziadków mieściła się rosyjska
kwatera główna dowództwa, a potem
został podzielony na samodzielne
mieszka-
nia), przywitała nas tak serdecznie,
jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi.
Nie tylko pozwolili mojej matce i mnie
zatrzy-
mać się w domu, który niegdyś dziadek
zbudował dla siebie i swojej rodziny,
lecz także zgodzili się, byśmy nocowały
w
pokoju, który dawno temu był sypialnią
mamy.
Siedziałam i w milczeniu
przysłuchiwałam się, jak oni i moja
mama wymieniali wojenne
wspomnienia. Gospo-
darstwo, które od wieków znajdowało
się w ich posiadaniu, pod koniec wojny
zostało im odebrane przez Rosjan i
przeka-
zane przesiedlonej rosyjskiej rodzinie.
Im kazano „iść na północ", znaleźć sobie
jakiś opuszczony dom albo folwark i
zająć go, co też uczynili.
W tysiąc dziewięćset czterdziestym
siódmym roku alianci wymazali z mapy
Europy kraj o nazwie Prusy, którego
historia sięgała czasów trzysta lat przed
Catrin Collier OSTATNIE LATO OD AUTORA Zmieniłam nazwy Grunwaldsee i Bergensee. Oba domy wciąż istnieją - Bergensee masywne, okazałe i królew- skie nawet w zaniedbaniu; Grunwaldsee odrestaurowane do dawnej świetności - ale żaden z nich nie znajduje się tam, gdzie go umieściłam. Dom państwa Adolf nadal stoi w Olsztynie, w opisanym przeze mnie
miejscu - przy tej samej ulicy co dawna sy- nagoga, obok starego żydowskiego cmentarza, który według relacji naocznych świadków został splądrowany przez ko- munistów we wczesnych latach siedemdziesiątych. Kosztowności, ukryte przez Żydów w rodzinnych grobowcach pod- czas wojny, tuż przed wywiezieniem do obozów koncentracyjnych, załadowano na kilka ciężarówek, które odjechały w nieznanym kierunku, a trumny i ciała
zmarłych odarto ze złota i biżuterii. Potem znikły nawet kości i trumny. Dziś jest tam pusta parcela - nierówny, poznaczony dziurami nieużytek, wepchnięty pomiędzy ulicę zdominowaną przez powo- jenne bloki a teren zajmowany przez pchli targ. Być może nigdy nie uda się ustalić ostatecznej liczby ofiar śmiertelnych spośród konspiratorów zaangażowanych w spisek pułkownika von Stauffenberga, którego celem był zamach na Hitlera.
Biorący w nim udział oficerowie armii albo sami byli świadkami okropności, które wycierpiały nacje wschodniej Europy od wszystkich formacji niemieckiego wojska, włącznie z Wehrmachtem, albo słyszeli relacje z pierwszej ręki. Czuli, że nie mają innego wyboru, jak tylko zła- mać przysięgę lojalności wobec Führera, podobnie jak Hitler złamał swoją przysięgę wobec narodu niemieckiego. Ich intencją były starania o przywrócenie
pokoju. Jeszcze przed nieudanym zamachem konspiratorzy nawiązali kontakt z aliantami, w nadziei na podjęcie negocja- cji dotyczących zakończenia wojny. Po niepowodzeniu planu BBC ogłosiło listę osób biorących udział w spisku, która okazała się niezwykle przydatna dla służb Hitlera, ponieważ nie wszyscy uczestnicy byli znani nazistom. Nieudany za- mach stał się świetnym pretekstem do aresztowania każdego, kto sprzeciwiał
się polityce Wodza. W sumie zatrzymano ponad siedem tysięcy osób, a do kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku pięć tysięcy spośród nich zostało T L R straconych. Ponad dwa tysiące oficerów armii niemieckiej skazał na śmierć niesławny Trybunał Ludowy, działający mię- dzy dwudziestym lipca a dwudziestym pierwszym grudnia tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku, kiedy to
na skutek alianckiego nalotu śmierć poniósł sędzia Roland Friesler. Początkowo Hitler zamierzał urządzać pokazowe roz- prawy wzorowane na sowieckich procesach z lat trzydziestych, ze sprawozdaniami w radiu i kronikach filmowych, ale później zmienił zamysł i po siedemnastym sierpnia zabronił przekazywania jakichkolwiek relacji z sal sądowych. Od tego dnia do publicznej wiadomości nie
przedostawały się nawet komunikaty o egzekucjach. Pułkownik Claus Schenk hrabia von Stauffenberg, jego adiutant, porucznik Werner von Haeften, generał Fried- rich Olbricht i pułkownik Sztabu Generalnego Albrecht Ritter Mertz von Quirnheim stanęli przed plutonem egzekucyj- nym w nocy dwudziestego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku na dziedzińcu Głównej Kwatery Armii przy Bendlerstrasse. Inni nie mieli tyle
szczęścia. Po wydaniu wyroków cywilni spiskowcy ginęli na gilotynie, wojskowi zaś, rozebrani do naga, dusili się powoli zawieszeni na strunie fortepianowej na haku, z którego ich zdejmowano, zanim skonali, cucono i wieszano ponownie. W pewnych wypadkach cały proces powtarzano nawet kilkakrotnie, aż wreszcie następował zgon. Na osobisty rozkaz Hitlera te męczarnie były utrwalane na taśmie filmowej, filmy zaś pokazywano później współpracownikom Führera w kwaterze głównej.
Tysiące krewnych spiskowców, głównie kobiet i osób starszych, zostało rozdzielonych ze swoimi dziećmi; potem kolejno trafiali do oddziałów dla „VIP- ów" w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Dzieci konspiratorów zabierano do prowadzonych przez państwo obozów i sierocińców, gdzie starano się pozbawić je tożsamości i wspomnień o rodzi- cach. Nie wszyscy, lecz większość rodzin spiskowców przeżyła wojnę - w tym żona Clausa von Stauffenberga, Nina, oraz
ich pięcioro dzieci. Gauleiter Prus Wschodnich, Erich Koch, który z uporem twierdził, że Prusy Wschodnie nie poddadzą się Rosja- nom, wydał rozkaz, by ludność cywilna pozostała w swoich miastach i wioskach. Osobiście nadzorował załadunek dwóch wagonów towarowych, którymi w grudniu tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku wysłał do Rzeszy cały swój dobytek, żeby następnie samemu uciec do Libau, gdzie już czekały dwa
lodołamacze, gotowe do ewakuacji gauleitera oraz jego najbliższych współpracowników. Chociaż na obydwu okrętach było wystarczająco dużo miejsca, Koch odmó- wił zabrania na pokład cywilnych uciekinierów. Następnie zmienił czarny mundur nazisty na szary polowy i dzięki temu uniknął pojmania aż do roku tysiąc dziewięćset czterdziestego dziewiątego, kiedy został zatrzymany przez Brytyjczyków
i jako okrutny zarządca terytoriów Ukrainy i Polski przekazany polskim władzom. Sowieci uważali, że Koch zna miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty, wywiezionej przez hitlerowców z pałacu w Carskim Siole koło Leningradu, więc zażą- dali jego ekstradycji. Polskie władze odmówiły. Nawet jeśli Koch rzeczywiście znał kryjówkę, w której przechowywano Bursztynową Komnatę, to nigdy jej nie ujawnił. Jego proces odbył się w październiku tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątego ósmego roku w Warszawie. Został uznany za winnego śmierci czterystu tysięcy Polaków (nie był sądzony za zbrodnie popełnione na Ukrainie) i dziewiątego marca tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego dziewiątego roku skazany na karę śmier- ci. Sąd zamienił ją później na dożywocie; niektórzy sądzili, że Koch wytargował swoje życie w zamian za ujawnienie miejsc, gdzie ukryto skarby zrabowane
podczas działań wojennych. Erich Koch zmarł dwunastego listopada tysiąc dzie- więćset osiemdziesiątego szóstego roku w więzieniu w Barczewie w pobliżu Olsztyna (poprzednio Allenstein), w samym sercu dawnych Prus Wschodnich. Szacuje się, że podczas drugiej wojny światowej zginęło od czterdziestu do pięćdziesięciu milionów ludzi, w tym jedenaście milionów w obozach zagłady. Ponad pół miliona straciło życie po nieudanym zamachu na Hitlera, przeprowa-
dzonym przez pułkownika von Stauffenberga dwudziestego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku. Z pięciu milionów Rosjan, schwytanych przez Niemców, wojnę przeżyło półtora miliona - tylko po to, by za Sta- lina zginąć w egzekucjach bądź trafić do syberyjskich gułagów na dziesięć lat lub dłużej. T L R Podczas drugiej wojny światowej zostało zabitych ponad sześć milionów Polaków - osiemnaście procent polskiej
ludności - zarówno podczas inwazji niemieckiej, jak i rosyjskiej. Podczas najazdu armii sowieckiej poniosło śmierć od dwóch do trzech milionów obywateli Prus Wschodnich. Ci, którzy wówczas nie padli ofiarą masakry, umierali podczas ucieczki z głodu, zimna i mrozu. (Rosyjskim żołnierzom po- wiedziano, że Prusy Wschodnie były matecznikiem faszystowskiej bestii i że mają traktować ludność cywilną równie brutalnie, jak niemieckie oddziały
pacyfikacyjne traktowały ludność rosyjską). Różne są szacunki co do liczby niemieckich żołnierzy, którzy po poddaniu się Amerykanom stracili życie w ame- rykańskich obozach jenieckich. Ostatnio ujawnione dokumenty zakładają, że było ich od stu do dwustu tysięcy, niektórzy w wieku zaledwie czternastu lat. Amerykańskie obozy wyglądały identycznie jak te założone przez Niemców dla rosyj- skich jeńców wojennych - na otwartej
przestrzeni, bez wody czy latryn. Racje żywnościowe wydzielane więźniom przez Amerykanów były tak skąpe, że patrząc wstecz, bez trudu można je uznać za niewystarczające do zwykłego podtrzyma- nia procesów życiowych. Niektórzy historycy spierają się, czy okrucieństwa popełnione w Nemmersdorf w Prusach Wschodnich były dzie- łem wkraczającej armii rosyjskiej, chcącej zemścić się za nieludzkie czyny
dokonane przez Niemców na terytorium Rosji, czy też ostatnią, desperacką próbą SS poderwania obywateli Prus Wschodnich do walki o każdą piędź kraju. Napisałam „Ostatnie lato", żeby nadać ludzki wymiar statystykom, które z trudnością jestem w stanie pojąć, na- wet po obejrzeniu pamiątek znajdujących się na obszarze Polski. W tym celu wykorzystałam materiały archiwalne oraz prywatne rodzinne dokumenty, głównie pamiętniki pisane przez moją babkę i
matkę w latach tysiąc dziewięćset trzydzie- ści sześć - tysiąc dziewięćset czterdzieści osiem. Wszystkie bolesne doświadczenia i wypadki z czasów wojny ukazane w mojej książce wydarzyły się naprawdę. Charlotte von Datski i jej rodzina są typowymi przedstawicielami szlachty pruskiej tamtego okresu, jednak poza ogólnie znanymi osobami pozostałe postaci są wyłącznie tworem mojej wyobraźni.
Pomysł napisania tej powieści pojawił się w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym roku, kiedy towarzy- szyłam mamie podczas wizyty w domu, z którego jej rodzina zmuszona była uciekać w roku tysiąc dziewięćset czterdzie- stym piątym. Polska rodzina o nazwisku Rodzina, która obecnie zajmuje część budynku (najpierw przez parę lat w domu moich dziadków mieściła się rosyjska kwatera główna dowództwa, a potem został podzielony na samodzielne
mieszka- nia), przywitała nas tak serdecznie, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi. Nie tylko pozwolili mojej matce i mnie zatrzy- mać się w domu, który niegdyś dziadek zbudował dla siebie i swojej rodziny, lecz także zgodzili się, byśmy nocowały w pokoju, który dawno temu był sypialnią mamy. Siedziałam i w milczeniu przysłuchiwałam się, jak oni i moja mama wymieniali wojenne
wspomnienia. Gospo- darstwo, które od wieków znajdowało się w ich posiadaniu, pod koniec wojny zostało im odebrane przez Rosjan i przeka- zane przesiedlonej rosyjskiej rodzinie. Im kazano „iść na północ", znaleźć sobie jakiś opuszczony dom albo folwark i zająć go, co też uczynili. W tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym roku alianci wymazali z mapy Europy kraj o nazwie Prusy, którego historia sięgała czasów trzysta lat przed