Bramy raju
Schuyler Van Alen ma coraz mniej
czasu. Książę Piekieł
szturmuje Bramy Raju, coraz bliższy
objęcia władzy nad niebem i ziemią.
Tym razem u jego boku stoją
najpotężniejsi aniołowie, Abaddon i
Azrael, znani śmiertelnikom jako
Jack i Mimi Force.
Bliss i jej wilcza horda mogą
przeważyć szalę zwycięstwa na
stronę Schuyler, ale czy uda im się
dotrzeć na czas? Nie ma triumfu bez
poświęcenia, nie ma wygranej bez
ofiary… Czy Schuyler jest gotowa na
to by pójść w ślady Michaela i uczynić
to, co właściwe? Miłość i zemsta,
obowiązek i lojalność. Życie i śmierć.
Od decyzji jednej osoby mogą zależeć
losy całego znanego świata.
Twój czas nadejdzie.
Spotkasz się z tym samym ziem i
pokonasz je.
- Arwena do Aragorna, Drużyna
pierścienia w reżyserii Petera Jacksona
Knock, knock, knocking on heaven's
door.
- Bob Dylan
CZĘŚĆ PIERWSZA
JAK ZAPOMNIEĆ O DAWNYCH
MIŁOŚCIACH?
Blood and fire are too much for these
restless hearts to hold.
- Indigo Girls, Blood and Fire
JEDEN
Schuyler
Fajerwerki eksplodowały w
oszałamiającej kaskadzie kolorów i
dźwięków, tworząc tęczę nad
londyńskimi kamienicami, podczas gdy
tłum na Victoria Embankment
wiwatował radośnie na powitanie
nowego roku. Schuyler Van Alen
podziwiała wspaniały widok z balkonu
domu w Primrose Hill. Diabelski młyn,
zwany London Eye, lśnił srebrem i
jasnym fioletem na tle nocnego nieba,
obramowany migoczącymi błękitnymi
światłami, rozwieszonymi na drzewach
na obrzeżu parku.
- Już prawie północ - powiedział Oliver
Hazard-Perry, który pojawił się właśnie
z dwoma kieliszkami szampana i z
uśmiechem wręczył jeden z nich
Schuyler. Miał na sobie wyprasowany
czarny smoking z lśniącymi srebrnymi
spinkami przy mankietach. Schuyler była
zaskoczona jego dojrzałością i
męskością - powagą w ruchach, świeżo
nabytą pewnością siebie widoczną
nawet w sposobie chodzenia.
Szarobrązowe włosy zaczesał do tyłu, a
wokół orzechowych oczu pojawiło się
kilka drobnych zmarszczek.
Londyńskie dziewczęta nie mogły się na
niego napatrzeć -
jego komórka stale wibrowała od SMS-
ów z zaproszeniami na drinka do klubu
Loulous albo na kolejną imprezę w
barze Harry's. Oliver opowiedział jej
wszystko o nowojorskim romansie z
czarownicą, która uleczyła mu serce i
uwolniła jego krew od tęsknoty, jaką
odczuwał, gdy był familiantem Schuyler.
Obecnie z powrotem stał się po prostu
jej zausznikiem i najlepszym
przyjacielem jeszcze z czasów
dzieciństwa.
- Zdrowie - powiedziała, biorąc
szampan i trącając jego kieliszek.
Zgodziła się przyjść na to przyjęcie,
chociaż nie miała na nie nastroju. Czarna
aksamitna sukienka doskonale do niej
pasowała, ale kiedy Schuyler wkładała
ją tego wieczoru, nie mogła
powstrzymać myśli, że wygląda jak w
żałobie.
Sukienka była bez rękawów, z głębokim
dekoltem, zaś ciemny materiał
podkreślał ostre linie obojczyków -
dziewczyna wiedziała, że jej ramiona są
żałośnie szczupłe. Na palcu lewej dłoni
miała obrączkę ślubną, a poza tym
jedyną jej ozdobę stanowiła srebrna
bransoletka, którą Oliver podarował jej
w prezencie urodzinowym wiele lat
temu.
Przyjaciel przyjrzał się jej uważnie.
- Wyglądasz prześlicznie i tragicznie,
tak jak powinna wy-glądać bohaterka w
przeddzień bitwy. Jak Joanna d'Arc w
srebrnej zbroi.
- Miło to słyszeć, ale nie czuję się
szczególnie bohatersko.
- Schuyler bawiła się kosmykami nowej
fryzury, krótko ostrzyżonych włosów z
grzywką. - Szampan powinien trochę
pomóc.
- Uśmiechnęła się, chociaż przeszył ją
dziwny chłód, nie z powodu zimnego
wiatru, ale z powodu niewyjaśnialnego,
nieodpartego wrażenia, że ktoś ją
obserwuje. Poczuła się nagle odsłonięta
i bezbronna, jednak nie powiedziała o
tym Oliverowi. Nie chciała, żeby się
martwił
jeszcze bardziej niż dotychczas. Mimo
wszystko nie opuszczało jej uczucie, że
jest obserwowana. Ze ktoś patrzy na nią
i czeka.
Stłumiła niepokój i w przyjacielskim
milczeniu oglądała wraz z Oliverem
rozbłyski fajerwerków i wirujący
diabelski młyn. Mieszkali w Londynie
od miesięcy, ale nie mieli jeszcze okazji
odwiedzić żadnego z miejsc
uczęszczanych przez turystów. Nie
przyjechali tutaj, żeby się bawić -
chociaż w towarzystwie Kingsleya
Martina zabawa nigdy nie była
całkowicie wykluczona z planu dnia.
- Tutaj jesteście! - zawołał Kingsley,
dołączając do nich wraz z rozbawioną
grupką gości. Impreza była jego
pomysłem
- postanowił zaprosić tych, którzy
pozostali z Londyńskiego Zgromadzenia,
i urządzić ostatni bal, zanim wszystko
się skończy. Był w świetnym humorze,
olśniewająco przystojny w czarnym
krawacie, który rozluźnił się i zwisał
nieporządnie przy kołnierzu. To
Kingsleyowi zawdzięczali stroje
wieczorowe i starego szampana,
ponieważ domagał się, żeby powitać
Nowy Rok z klasą.
Kingsley i jego towarzysze nosili
szpiczaste czapeczki i dmuchali w
różnokolorowe trąbki, z których
wyskakiwały języki z krepiny. Podał
Schuyler zimne ognie, którymi
pomachała z balkonu, uśmiechając się
do Olivera, kiedy iskry leciały w nocne
niebo. Zaczęło się odliczanie, więc
dołączyli do vena torów, skandujących:
-Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem...
trzy, dwa, jeden...
Nastąpił ogłuszający hałas, gdy orkiestra
zaczęła grać V
symfonię Beethovena, a fajerwerki
eksplodowały z hukiem wystrzałów
armatnich.
- Szczęśliwego Nowego Roku -
wyszeptał Oliver.
- WIWAT, WIWAT, WIWAT! -
wrzasnął Kingsley, obdarzył ich
wylewnymi pijackimi pocałunkami w
policzek i ciepłym barytonem
zaintonował ze swoim wesołym
towarzystwem jakąś podniosłą piosenkę.
Schuyler i Oliver skwitowali jego
wygłupy uśmiechem rozbawienia. Przez
ostatnie kilka miesięcy oboje pełnili
rolę strażników, rodziców i
powierników venatora, a chociaż
Schuyler cieszyła się, widząc go w tak
wyśmienitym nastroju, Kingsley potrafił
być lekkomyślny, a ona martwiła się o
niego.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Ollie -
pocałowała przyjaciela w policzek.
Przypomniała sobie spędzane z nim
dawniej sylwestry, kiedy oglądali w
telewizji fetę na Times Square,
ponieważ nigdy nie byli zapraszani na
huczne imprezy, z których urządzania
słynęli ich koledzy z liceum Duchesne.
Dawno, dawno temu Schuyler tęskniła
za naprawdę wielkim balem - partnerem
na wieczór, kimś, kogo mogłaby
pocałować o północy, okazją do
założenia ślicznej sukienki i
oczekiwania nadejścia roku, który
spędzi w ramionach ukochanego
chłopca.
Czule ścisnęła rękę Olivera, chociaż jej
serce rwało się do prawdziwej miłości.
Minęło kilka miesięcy, od chwili, gdy
pożegnała się z Jackiem Force'em na
egipskiej pustyni. Miała wrażenie, że
działo się to nie tylko w innej strefie
klimatycznej, ale także w innym
życiu. Obiecała mu, że będzie dalej
działać, aby wypełnić swoje zadanie,
swoją misję - że zapomni o miłości na
rzecz obowiązku. Przypomniała sobie
ostatnią noc spędzoną razem z nim, to,
jak trzymał ją w ramionach, jak tulili się
do siebie, skóra przy skórze, oddech
przy oddechu, nie chcąc się rozłączać
nawet na moment. Co się stało z
Jackiem? Czy w ogóle jeszcze żył? Czy
Mimi go zabiła? Sky nie wiedziała, nie
miała jak się dowiedzieć. Żadne z
bliźniaków Force od miesięcy nie
dawało znaku życia, a odkąd
Zgromadzenia poszły w rozsypkę, a
wampiry zaczęły się ukrywać, nie było
żadnych nowych wieści.
- Jestem pewien, że Jack żyje. - Oliver
jak zwykle czytał
w jej myślach.
Nie odpowiedziała, upiła jeszcze łyk z
kieliszka.
- Tak samo jak Mimi. Nie przypuszczam,
żeby którekolwiek z nich było zdolne do
zabicia drugiego. Nie wyobrażam sobie
tego - dodał.
Sky pomyślała, że gdyby Jack nie żył,
wiedziałaby o tym.
Skądś by o tym wiedziała, prawda?
Poczułaby to. Obecnie czuła tylko
odrętwienie, jakby odcięto jej kończynę,
jakby jej serce było tak zmęczone
niepokojem i żalem, że nie miało już sił
na nadzieję. Za trudno było jej myśleć o
Jacku i o tym, co ich łączyło: obietnica,
więź, radość, miłość na wieki, która
powinna przetrwać w książkach... Ale
czy miłość była tylko cierpieniem? Ból
na myśl o Jacku rozpraszał ją i odrywał
od pracy. Musiała przestać o nim
myśleć, musiała zapomnieć, żeby
skoncentrować się na swoim zadaniu.
Lucyfer przestawiał figury na
szachownicy i szykował się do
zakończenia tej partii. Na szali ważyło
się
przetrwanie wampirów, a walka o
Niebo i Ziemię zaczynała się i kończyła
na niej, na Schuyler.
- Wiem, że Jack nigdy by jej nie
skrzywdził i mam nadzieję, że nie mylisz
się co do Mimi - odparła.
- Wiem, że się nie mylę - powiedział
Oliver lojalnie.
Od miesięcy bronił Mimi - Schuyler nie
była w takim stopniu jak on przekonana,
że jej rywalka naprawdę się zmieniła.
Mimi była dawniej zdeterminowana,
żeby zemścić się i zniszczyć Jacka, ale
Oliver twierdził, że teraz jej uczucia się
odmieniły. Schuyler nie miała pewności,
na ile powinna wierzyć w to, że
Kingsley zastąpił Jacka w sercu Mimi
Force.
Poza tym Kingsley nigdy nie wspominał
o Mimi i tym, co mogło ich łączyć.
Zgodnie ze słowami Olivera, Mimi
oddała duszę, żeby wydostać
ukochanego ze świata podziemnego - co
było jeszcze bardziej niepokojące. Jeśli
Mimi straciła te resztki duszy, jakie
mogła posiadać, to co się stanie z
Jackiem?
Kingsley był z pewnością znacznie
bardziej wyciszony niż Sky go
zapamiętała - dzień po dniu zakopywał
się w stosach książek z Repozytorium.
W świecie podziemnym krążyły
pogłoski, że demony odkryły broń
potężniejszą niż niebiański biały ogień -
ale jeśli coś takiego istniało, venator nie
odkrył jeszcze, co to takiego i
niepokoiło go, że błękitnokrwiści nie
wiedzą nic o złowrogich planach
Księcia Ciemności. Z pewnością jednak
Kingsley nie zachowywał się, jakby
miał złamane serce - flirtował, każdego
wieczoru wychodził gdzieś z nową
dziewczyną uczepioną jego ramienia, pił
i imprezował w szalonych rajdach po
wszystkich nocnych klubach, barach i
pubach w mieście.
Poza Kingsleyem, Oliverem i nieliczną
załogą skromnie żyjących venatorów ich
mieszkanie - kryjówka vena torów -
było wiecznie pełne dziewcząt.
Początkowo Schuyler bawił ten
kawalerski tryb życia, stanowiący
całkowity kontrast z cichym domkiem, w
którym ona i Jack mieszkali jako
nowożeńcy w Aleksandrii. W końcu
jednak zaczęła się wyczerpywać jej
cierpliwość do kolejnych brytyjskich
ślicznotek paradujących po ich
mieszkaniu. Łazienka śmierdziała
perfumami, na kuchennym blacie zawsze
stały kieliszki ze śladami szminki, a
pewnego razu Schuyler wyciągnęła spod
poduszek na kanapie koronkowe
majteczki.
Schuyler opróżniła kieliszek, a Kingsley
natychmiast pojawił się obok niej z
wielką butelką Bollinger a. Podniosła
rękę w geście protestu, ale nic to nie
dało - napełnił kieliszek aż po brzegi,
tak że zaczęły z niego wyskakiwać
bąbelki.
- Bingo, Archie, Gig i reszta chłopaków
planują przelecieć się na golasa przez
tłum nad Tamizą. Wchodzicie w to? -
zapytał Kingsley, w którego niebieskich
oczach lśniły psotne iskierki.
- W taką pogodę? - wzdrygnął się
Oliver.
De La Cruz Melissa Błękitnokrwiści 07
Bramy raju Schuyler Van Alen ma coraz mniej czasu. Książę Piekieł szturmuje Bramy Raju, coraz bliższy objęcia władzy nad niebem i ziemią. Tym razem u jego boku stoją najpotężniejsi aniołowie, Abaddon i Azrael, znani śmiertelnikom jako Jack i Mimi Force. Bliss i jej wilcza horda mogą przeważyć szalę zwycięstwa na stronę Schuyler, ale czy uda im się dotrzeć na czas? Nie ma triumfu bez poświęcenia, nie ma wygranej bez ofiary… Czy Schuyler jest gotowa na
to by pójść w ślady Michaela i uczynić to, co właściwe? Miłość i zemsta, obowiązek i lojalność. Życie i śmierć. Od decyzji jednej osoby mogą zależeć losy całego znanego świata. Twój czas nadejdzie. Spotkasz się z tym samym ziem i pokonasz je. - Arwena do Aragorna, Drużyna pierścienia w reżyserii Petera Jacksona Knock, knock, knocking on heaven's door. - Bob Dylan
CZĘŚĆ PIERWSZA JAK ZAPOMNIEĆ O DAWNYCH MIŁOŚCIACH? Blood and fire are too much for these restless hearts to hold. - Indigo Girls, Blood and Fire JEDEN
Schuyler Fajerwerki eksplodowały w oszałamiającej kaskadzie kolorów i dźwięków, tworząc tęczę nad londyńskimi kamienicami, podczas gdy tłum na Victoria Embankment wiwatował radośnie na powitanie nowego roku. Schuyler Van Alen podziwiała wspaniały widok z balkonu domu w Primrose Hill. Diabelski młyn, zwany London Eye, lśnił srebrem i jasnym fioletem na tle nocnego nieba, obramowany migoczącymi błękitnymi światłami, rozwieszonymi na drzewach na obrzeżu parku. - Już prawie północ - powiedział Oliver
Hazard-Perry, który pojawił się właśnie z dwoma kieliszkami szampana i z uśmiechem wręczył jeden z nich Schuyler. Miał na sobie wyprasowany czarny smoking z lśniącymi srebrnymi spinkami przy mankietach. Schuyler była zaskoczona jego dojrzałością i męskością - powagą w ruchach, świeżo nabytą pewnością siebie widoczną nawet w sposobie chodzenia. Szarobrązowe włosy zaczesał do tyłu, a wokół orzechowych oczu pojawiło się kilka drobnych zmarszczek. Londyńskie dziewczęta nie mogły się na niego napatrzeć - jego komórka stale wibrowała od SMS- ów z zaproszeniami na drinka do klubu
Loulous albo na kolejną imprezę w barze Harry's. Oliver opowiedział jej wszystko o nowojorskim romansie z czarownicą, która uleczyła mu serce i uwolniła jego krew od tęsknoty, jaką odczuwał, gdy był familiantem Schuyler. Obecnie z powrotem stał się po prostu jej zausznikiem i najlepszym przyjacielem jeszcze z czasów dzieciństwa. - Zdrowie - powiedziała, biorąc szampan i trącając jego kieliszek. Zgodziła się przyjść na to przyjęcie, chociaż nie miała na nie nastroju. Czarna aksamitna sukienka doskonale do niej pasowała, ale kiedy Schuyler wkładała ją tego wieczoru, nie mogła
powstrzymać myśli, że wygląda jak w żałobie. Sukienka była bez rękawów, z głębokim dekoltem, zaś ciemny materiał podkreślał ostre linie obojczyków - dziewczyna wiedziała, że jej ramiona są żałośnie szczupłe. Na palcu lewej dłoni miała obrączkę ślubną, a poza tym jedyną jej ozdobę stanowiła srebrna bransoletka, którą Oliver podarował jej w prezencie urodzinowym wiele lat temu. Przyjaciel przyjrzał się jej uważnie. - Wyglądasz prześlicznie i tragicznie, tak jak powinna wy-glądać bohaterka w przeddzień bitwy. Jak Joanna d'Arc w
srebrnej zbroi. - Miło to słyszeć, ale nie czuję się szczególnie bohatersko. - Schuyler bawiła się kosmykami nowej fryzury, krótko ostrzyżonych włosów z grzywką. - Szampan powinien trochę pomóc. - Uśmiechnęła się, chociaż przeszył ją dziwny chłód, nie z powodu zimnego wiatru, ale z powodu niewyjaśnialnego, nieodpartego wrażenia, że ktoś ją obserwuje. Poczuła się nagle odsłonięta i bezbronna, jednak nie powiedziała o tym Oliverowi. Nie chciała, żeby się martwił
jeszcze bardziej niż dotychczas. Mimo wszystko nie opuszczało jej uczucie, że jest obserwowana. Ze ktoś patrzy na nią i czeka. Stłumiła niepokój i w przyjacielskim milczeniu oglądała wraz z Oliverem rozbłyski fajerwerków i wirujący diabelski młyn. Mieszkali w Londynie od miesięcy, ale nie mieli jeszcze okazji odwiedzić żadnego z miejsc uczęszczanych przez turystów. Nie przyjechali tutaj, żeby się bawić - chociaż w towarzystwie Kingsleya Martina zabawa nigdy nie była całkowicie wykluczona z planu dnia. - Tutaj jesteście! - zawołał Kingsley, dołączając do nich wraz z rozbawioną
grupką gości. Impreza była jego pomysłem - postanowił zaprosić tych, którzy pozostali z Londyńskiego Zgromadzenia, i urządzić ostatni bal, zanim wszystko się skończy. Był w świetnym humorze, olśniewająco przystojny w czarnym krawacie, który rozluźnił się i zwisał nieporządnie przy kołnierzu. To Kingsleyowi zawdzięczali stroje wieczorowe i starego szampana, ponieważ domagał się, żeby powitać Nowy Rok z klasą. Kingsley i jego towarzysze nosili szpiczaste czapeczki i dmuchali w różnokolorowe trąbki, z których
wyskakiwały języki z krepiny. Podał Schuyler zimne ognie, którymi pomachała z balkonu, uśmiechając się do Olivera, kiedy iskry leciały w nocne niebo. Zaczęło się odliczanie, więc dołączyli do vena torów, skandujących: -Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem... trzy, dwa, jeden... Nastąpił ogłuszający hałas, gdy orkiestra zaczęła grać V symfonię Beethovena, a fajerwerki eksplodowały z hukiem wystrzałów armatnich. - Szczęśliwego Nowego Roku - wyszeptał Oliver.
- WIWAT, WIWAT, WIWAT! - wrzasnął Kingsley, obdarzył ich wylewnymi pijackimi pocałunkami w policzek i ciepłym barytonem zaintonował ze swoim wesołym towarzystwem jakąś podniosłą piosenkę. Schuyler i Oliver skwitowali jego wygłupy uśmiechem rozbawienia. Przez ostatnie kilka miesięcy oboje pełnili rolę strażników, rodziców i powierników venatora, a chociaż Schuyler cieszyła się, widząc go w tak wyśmienitym nastroju, Kingsley potrafił być lekkomyślny, a ona martwiła się o niego. - Szczęśliwego Nowego Roku, Ollie - pocałowała przyjaciela w policzek.
Przypomniała sobie spędzane z nim dawniej sylwestry, kiedy oglądali w telewizji fetę na Times Square, ponieważ nigdy nie byli zapraszani na huczne imprezy, z których urządzania słynęli ich koledzy z liceum Duchesne. Dawno, dawno temu Schuyler tęskniła za naprawdę wielkim balem - partnerem na wieczór, kimś, kogo mogłaby pocałować o północy, okazją do założenia ślicznej sukienki i oczekiwania nadejścia roku, który spędzi w ramionach ukochanego chłopca. Czule ścisnęła rękę Olivera, chociaż jej serce rwało się do prawdziwej miłości.
Minęło kilka miesięcy, od chwili, gdy pożegnała się z Jackiem Force'em na egipskiej pustyni. Miała wrażenie, że działo się to nie tylko w innej strefie klimatycznej, ale także w innym życiu. Obiecała mu, że będzie dalej działać, aby wypełnić swoje zadanie, swoją misję - że zapomni o miłości na rzecz obowiązku. Przypomniała sobie ostatnią noc spędzoną razem z nim, to, jak trzymał ją w ramionach, jak tulili się do siebie, skóra przy skórze, oddech przy oddechu, nie chcąc się rozłączać nawet na moment. Co się stało z Jackiem? Czy w ogóle jeszcze żył? Czy Mimi go zabiła? Sky nie wiedziała, nie miała jak się dowiedzieć. Żadne z
bliźniaków Force od miesięcy nie dawało znaku życia, a odkąd Zgromadzenia poszły w rozsypkę, a wampiry zaczęły się ukrywać, nie było żadnych nowych wieści. - Jestem pewien, że Jack żyje. - Oliver jak zwykle czytał w jej myślach. Nie odpowiedziała, upiła jeszcze łyk z kieliszka. - Tak samo jak Mimi. Nie przypuszczam, żeby którekolwiek z nich było zdolne do zabicia drugiego. Nie wyobrażam sobie tego - dodał.
Sky pomyślała, że gdyby Jack nie żył, wiedziałaby o tym. Skądś by o tym wiedziała, prawda? Poczułaby to. Obecnie czuła tylko odrętwienie, jakby odcięto jej kończynę, jakby jej serce było tak zmęczone niepokojem i żalem, że nie miało już sił na nadzieję. Za trudno było jej myśleć o Jacku i o tym, co ich łączyło: obietnica, więź, radość, miłość na wieki, która powinna przetrwać w książkach... Ale czy miłość była tylko cierpieniem? Ból na myśl o Jacku rozpraszał ją i odrywał od pracy. Musiała przestać o nim myśleć, musiała zapomnieć, żeby skoncentrować się na swoim zadaniu. Lucyfer przestawiał figury na
szachownicy i szykował się do zakończenia tej partii. Na szali ważyło się przetrwanie wampirów, a walka o Niebo i Ziemię zaczynała się i kończyła na niej, na Schuyler. - Wiem, że Jack nigdy by jej nie skrzywdził i mam nadzieję, że nie mylisz się co do Mimi - odparła. - Wiem, że się nie mylę - powiedział Oliver lojalnie. Od miesięcy bronił Mimi - Schuyler nie była w takim stopniu jak on przekonana, że jej rywalka naprawdę się zmieniła. Mimi była dawniej zdeterminowana,
żeby zemścić się i zniszczyć Jacka, ale Oliver twierdził, że teraz jej uczucia się odmieniły. Schuyler nie miała pewności, na ile powinna wierzyć w to, że Kingsley zastąpił Jacka w sercu Mimi Force. Poza tym Kingsley nigdy nie wspominał o Mimi i tym, co mogło ich łączyć. Zgodnie ze słowami Olivera, Mimi oddała duszę, żeby wydostać ukochanego ze świata podziemnego - co było jeszcze bardziej niepokojące. Jeśli Mimi straciła te resztki duszy, jakie mogła posiadać, to co się stanie z Jackiem? Kingsley był z pewnością znacznie bardziej wyciszony niż Sky go
zapamiętała - dzień po dniu zakopywał się w stosach książek z Repozytorium. W świecie podziemnym krążyły pogłoski, że demony odkryły broń potężniejszą niż niebiański biały ogień - ale jeśli coś takiego istniało, venator nie odkrył jeszcze, co to takiego i niepokoiło go, że błękitnokrwiści nie wiedzą nic o złowrogich planach Księcia Ciemności. Z pewnością jednak Kingsley nie zachowywał się, jakby miał złamane serce - flirtował, każdego wieczoru wychodził gdzieś z nową dziewczyną uczepioną jego ramienia, pił i imprezował w szalonych rajdach po wszystkich nocnych klubach, barach i pubach w mieście.
Poza Kingsleyem, Oliverem i nieliczną załogą skromnie żyjących venatorów ich mieszkanie - kryjówka vena torów - było wiecznie pełne dziewcząt. Początkowo Schuyler bawił ten kawalerski tryb życia, stanowiący całkowity kontrast z cichym domkiem, w którym ona i Jack mieszkali jako nowożeńcy w Aleksandrii. W końcu jednak zaczęła się wyczerpywać jej cierpliwość do kolejnych brytyjskich ślicznotek paradujących po ich mieszkaniu. Łazienka śmierdziała perfumami, na kuchennym blacie zawsze stały kieliszki ze śladami szminki, a pewnego razu Schuyler wyciągnęła spod poduszek na kanapie koronkowe
majteczki. Schuyler opróżniła kieliszek, a Kingsley natychmiast pojawił się obok niej z wielką butelką Bollinger a. Podniosła rękę w geście protestu, ale nic to nie dało - napełnił kieliszek aż po brzegi, tak że zaczęły z niego wyskakiwać bąbelki. - Bingo, Archie, Gig i reszta chłopaków planują przelecieć się na golasa przez tłum nad Tamizą. Wchodzicie w to? - zapytał Kingsley, w którego niebieskich oczach lśniły psotne iskierki. - W taką pogodę? - wzdrygnął się Oliver.