mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 685
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 812

Delaney Joseph - Kroniki Gwiezdnej Klingi - Mroczna armia

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :5.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Delaney Joseph - Kroniki Gwiezdnej Klingi - Mroczna armia.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 823 stron)

Ty tuł ory gi na łu:The Dark Army Re dak cja:Pa weł Ga bryś-Ku row ski Ko rek ta:Ka ro li na Wą sow ska Skład i ła ma nie: Ekart Ty po gra fiana okład ce i stro nie ty tu ło wej w wy da niu pol skim: Mag da le na Za wadz ka/Au reu sart Co py ri ght© Jo seph De la ney, 2016 Co veril lu stra tion co py ri ght © Two Dots, 2016 In te rioril lu stra tions co py ri ght © Da vid Wy att, 2014 Pu bli shed by ar ran ge ment with Ran dom Ho use Chil dren’s Pu bli shers UK, a di vi sion of The Ran dom Ho use Gro up Li mi ted. Co py ri ghtfor the Po lish edi tion © 2017 by Wy daw nic two Ja gu ar Sp. z o.o.

ISBN 978-83-7686-570-6 Wy da niepierw sze, Wy daw nic two Ja gu ar, War sza wa 2017 Ad resdo ko re spon den cji: Wy daw nic twoJa gu ar Sp. z o.o. ul. Ka zi mie rzow ska52 lok. 104 02-546 War sza wa www.wy daw nic two-ja gu ar.pl youtu be.com/wy daw nic two ja gu ar in sta gram.com/wy daw nic two ja gu ar fa ce bo ok.com/wy daw nic two ja gu ar snap chat:ja gu ar_k siaz ki Wy da niepierw sze w wer sji e-book Wy daw nic twoJa gu ar, War sza wa 2015 Skład wer sjielek tro nicz nej:

kon wer sja.vir tu alo.pl

Spis treści De dy ka cja Mapa Mot to Pro log Roz dział 1. Jak ma rio net ka Roz dział 2. Lu kra sta Roz dział 3. Chło pak z far my Roz dział 4. Na ra da wo jen na Roz dział 5. Na wie dzo ne stry chy Roz dział 6. Nie wiel ka zmia na tra sy Roz dział 7. Oj ciec boga

Roz dział 8. Mar twi więź nio wie Roz dział 9. Ko wa dło bólu Roz dział 10. Po ko na ny i ste ro wa ny Roz dział 11. Kosz mar bez koń ca Roz dział 12. Zmien no kształt ny Roz dział 13. Krew i śli na Roz dział 14. Wię zień Ko ba lo sów Roz dział 15. Ha nieb na śmierć Roz dział 16. Moż li wo ści są dwie Roz dział 17. Ziem na wiedź ma Roz dział 18. Pla ny Gri mal kin Roz dział 19. Ostat nia zima Roz dział 20. Miej sce po mię dzy świa ta mi

Roz dział 21. Kro pla kwa su Roz dział 22. Tru ci zna Roz dział 23. Zie mia krzyk nę ła Roz dział 24. Bia ły sznu rek Roz dział 25. Wil cze mię so Roz dział 24. Ni g dzie nie jest bez piecz nie Roz dział 27. Trup w wor ku Roz dział 28. Obiet ni ca Roz dział 29. Bóg Rzeź nik Roz dział 30. Noc ny atak Roz dział 31. Lu stra Roz dział 32. Zi mo wy dom Roz dział 33. Krą gły Bo chen

Roz dział 34. Ru nę ła jak drze wo Roz dział 35. Za pła ka ny chło piec Glo sa riusz świa ta Ko ba lo sów

Dla Ma rie

Na prze ciw nas staje mroczna armia, większa niźli sama kobaloska machina wojenna, i znacznie potężniejsza niż straszliwe stwory bitewne, które stworzyli Ko ba lo si. W jej skład wchodzą bowiem także wspierający ją bogowie – bóstwa takie jak Golgoth, Władca Zimy, który z radością zniszczy wszelką zieleń tego świata, tworząc lodowe szlaki, wiodące ich

wojowników do zwy cię stwa. – Gri mal kin

G PROLOG od zi nę po zmroku Jenny rozpoczęła wspinaczkę po długich kręconych schodach, wiodących na najwyższą z wschodnich wieżyczek. Była tro chę zdy sza na, lecz nie spra wił tego wyłącznie wysiłek towarzyszący wdra py wa niu się na stro me stop nie. Denerwowała się. Pociły jej się dło nie, ko la na mia ła mięk kie. Strych, na któ ry zmie rza ła, na wie dzał duch. Ona sama zaledwie rozpoczęła

naukę – trzeba jeszcze wielu lat, by została prawdziwym stracharzem. Dziwiła się sama sobie, czemu właściwie przyjęła na siebie tak wiel kie brze mię. Było zimno, z nozdrzy ulatywały jej obłoczki pary. Krok za krokiem zmu sza ła się do dal szej wspi nacz ki. W dłoni ściskała lampę; jedną kieszeń napełniła solą, drugą żelazem. Dodatkowo obwiązała się w pasie srebrnym łańcuchem, a wspierała na jarzębinowej lasce. Była gotowa na każdy atak ze stro ny Mro ku. Aby rozprawić się z duchami, należy z nimi porozmawiać – spróbować przekonać je, by odeszły

w Światło – ale Jenny wolała nie ryzykować. Kto wie, z czym może się zetknąć w tej mroźnej, północnej krainie, tak daleko od Hrabstwa? Może okazać się, że tutejsze duchy są zupełnie inne. Z pełnymi kieszeniami i bronią w dłoni czuła się pew niej. W końcu dotarła do solidnych drewnianych drzwi i spróbowała je otworzyć jednym z ośmiu wielkich kluczy z ciężkiego pęku. Poszczęściło jej się: choć zamek chodził opornie, drugi klucz za dzia łał. Drzwi zaskrzypiały na zardzewiałych zawiasach, a gdy

Jenny przyciągnęła je do siebie, dolna krawędź ze zgrzytem przesunęła się po kamiennej posadzce. Drewno napuchło od wilgoci – wyraźnie od wielu lat ich nie otwie ra no. Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i przekroczyła próg. Była siódmą córką siódmej córki, wrażliwą na Mrok; natychmiast wyczuła w pobliżu coś niebezpiecznego. Uniosła wysoko lampę, przyglądając się otoczeniu: niewielkie pomieszczenie, drewniana boazeria pokryta plamami grzyba, stół i dwa krzesła pod grubą warstwą kurzu. Tuż przed sobą widziała kolejne drzwi, bez

wąt pie nia wio dą ce do głów nej izby. Zadrżała. Było tak zimno, że ucieszyła się, iż ma na sobie kożuch. Ale najgorszy okazał się smród. Nigdy chyba nie zetknęła się z podobnym. Kiedyś, jeszcze w Hrabstwie, spacerowała po plaży zatoki Morecombe i postanowiła sprawdzić, na co gapi się tłum ludzi. Fale wyrzuciły na brzeg ławicę ryb; martwe od kilku dni, cuchnęły pod niebiosa. Teraz czuła coś podobnego, ale połączonego z odorem żywego stworzenia, trochę jak w stajni pełnej spoconych koni i zasikanych trocin. Wkrótce wyczuła też trzeci

składnik: nutę spalonego mięsa, smak siar ki na ję zy ku. W żółtym świetle lampy ujrzała wielkiego pająka, siedzącego wysoko na ścianie nad wewnętrznymi drzwiami. Kiedy podeszła bliżej, umknął szybko, chro niąc się w gę stej sie ci w ką cie. Drzwi nie miały zamka – jedynie metalową klamkę. Nacisnęła ją i spróbowała otworzyć pchnięciem. Nie ustąpiły. Spróbowała zatem pociągnąć je ku sobie. Tym razem po szło gład ko. Zmysły ostrzegały ją przed zbliżającym się zagrożeniem ze stro ny Mro ku. Lam pa oświetliła

pomieszczenie, które niegdyś było bogato zdobioną komnatą, teraz zaniedbaną i zniszczoną przez wilgoć. Trzy wielkie kominki w ścianach przypominały potworne paszcze, za przerdzewiałymi metalowymi kratami piętrzyły się sterty popiołu. Z sufitu kapała woda wprost na zardzewiały kandelabr. Na posadzce Jenny dostrzegła szczątki wspaniałych dawniej kobierców, które obecnie zamieniły się w szmaty – mokre, brud ne i sple śnia łe. Na glejej uwagę przyciągnęło coś nieoczekiwanego: cztery sofy

pośrodku pokoju ustawione w kwadrat, zwrócone do wewnątrz ku ciemnej, okrągłej dziurze, mającej około dziesięciu stóp średnicy. Obramowano ją kamieniami, na których ktoś zostawił kieliszek z winem – wyglądał, jakby najlżejsze muśnięcie miało go strącić w dół, w ciem ność. Jen ny podeszła do kamiennego kręgu i unosząc nad nim lampę, spojrzała w głąb czarnej dziury. Przypominała studnię. Czyżby czer pa no z niej wodę? Na gle uświadomiła sobie, że to, co widzi, jest nieprawdopodobne: to prze cież nie mo gła być stud nia.

Sta ła na strychu, na szczycie wieży, pod stopami miała wiele pomieszczeń. Bezpośrednio pod nimi mieściły się pałacowe kuchnie, a dalej, na najniższym poziomie, druga co do wielkości sala tronowa, w której książę Stanisław, władca tej krainy, udzielał audiencji, zwoływał na ra dy i wy da wał wy ro ki. Dzień czy dwa wcześniej oprowadzano ją po tej części zamku, gdyby zatem ów mroczy szyb przebiegał przez pomieszczenia w dole aż do ziemi, w każdej z sal musiałaby dostrzec kolistą, kamienną konstrukcję

przypominającą komin. Z pew no ścią by to za uwa ży ła... W pomieszczeniu panowała cisza, zakłócana jedynie stłumionym odgłosem kroków Jenny po mokrym dywanie i kapaniem wody na kandelabr. Teraz jednak dziewczyna usłyszała coś nowego, ciurkanie, jak gdyby wlewano wodę do niewielkiego na czy nia. Wbi ławzrok w kieliszek. Powoli wypełniał się czerwonym winem, cienki strumyk uderzał o szkło, ale nie dostrzegła żadnego widocznego źródła. Czyżby nalewała je nie wi dzial na ręka? W sekundę później

charakterystyczny metaliczny zapach wypełnił jej nozdrza; pojęła, że myliła się co do płynu w kieliszku. To nie było wino, tylko krew. Z zalęknioną fascynacją Jenny patrzyła, jak naczynie wypełnia się powoli. Krew sięgnęła krawędzi, po czym polała się na kamień. Kropelki zaczęły parować, od gwałtownego smrodu dziewczynę ogarnęły mdłości, aż zgięła się wpół. Na jej oczach krew w kieliszku za czę ła bul go tać. A potem naczynie przewróciło się i spa dło w ciem ność. Jen nydoliczyła do dziesięciu, ale

nie usłyszała plusku ani w ogóle niczego. Szyb zdawał się nie mieć dna. W pokoju panowały wilgoć i ziąb, teraz jednak zdawało się, że robi się cieplej. Z kręgu mokrych ka mie ni wy pły wa ła para. Jen ny czuła, że niebezpieczeństwo jest blisko, włoski na karku zjeżyły jej się, palce mrowiły. Te reakcje świadczyły o tym, że na strychu kryje się coś znacznie gorszego niż zwykła nieszczęsna dusza, którą trzeba odesłać w Światło. Jenny miała nadzieję, że dowiedzie odwagi i talentu niezbędnych u stracharza. Musiała nauczyć się radzić sobie