Szanujmy cudzą własność i prawo.
Więcej na www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
ISBN 978-83-7551-416-2
Wydawnictwo BIS
ul. Lędzka 44a
01-446 Warszawa
tel. 22 877-27-05, 22 877-40-33; fax
22 837-10-84
e-mail: bisbis@wydawnictwobis.com.pl
www.wydawnictwobis.com.pl
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: kontakt@elib.pl
www.eLib.pl
Nie mów nic
Spis treści
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Polecamy książki Barbary Freethy
z cyklu o Zatoce Aniołów
POLECAMY
Okładka tylna
Dla diw z Fog City: Carol Grace,
Diany Dempsey, Candice Hern,
Barbary McMahon, Kate Moore i diwy
honorowej Lynn Hanny w podzięce za
nieustające wsparcie, przyjaźń,
wspaniałe pomysły i mnóstwo
czekolady.
Prolog
25 lat wcześniej
Ukłoniła się wraz z pozostałymi
tancerzami, wstrzymując łzy. Nie mogła
pozwolić, aby spłynęły jej po twarzy.
Nikt nie powinien się dowiedzieć, że ten
wieczór różni się od innych. Zbyt wiele
osób ją obserwowało.
Kiedy kurtyna opadła po raz ostatni,
zbiegła ze sceny prosto w ramiona
swego męża i kochanka, mężczyzny,
z którym zdecydowała się podjąć
największe ryzyko w życiu.
Odczytał w jej oczach pytanie
i odpowiedział dodającym otuchy
uśmiechem.
Chciała zapytać, czy wszystko zostało
zaaranżowane, a plan wprawiony
w ruch, wiedziała jednak, że
nierozsądnie byłoby się odezwać.
Zakończy ten wieczór tak jak wszystkie
przed nim. Weszła do garderoby i zdjęła
kostium. Przebrawszy się, powiedziała
do widzenia kilkorgu tancerzom
i ruszyła do wyjścia. Starała się, żeby
jej głos brzmiał zwyczajnie, jakby nie
miała nawet jednej troski.
W samochodzie nadal milczeli,
świadomi, iż w środku może być
podsłuch.
Nie jechali długo. Wiedziała, że
będzie jej brakowało domu, ogrodu
z tyłu, sypialni, gdzie kochała się
z mężem, i pokoju dziecinnego, gdzie
kołysała...
Nie, o tym lepiej nie myśleć. Za
bardzo bolało. Musiała skupić się na
przyszłości, kiedy będą znowu oboje
wolni. Jej dom, całe życie, wszystko, co
miała, stało się pętlą, która dusiła ją
z każdym mijającym dniem coraz
mocniej. To nie o siebie bała się
najbardziej, lecz o rodzinę i męża,
którego zmuszano, nawet teraz, do
niewyobrażalnie okropnych rzeczy. Nie
mogli dłużej wieść życia pełnego
sekretów.
Kiedy szli do drzwi wejściowych,
ujął jej dłoń. Wsunął klucz do zamka
i drzwi się otwarły. Usłyszała ciche
kliknięcie i jej umysł sparaliżował
strach. Dostrzegła w oczach męża szok
i zrozumienie, lecz było za późno. Mieli
umrzeć i oboje o tym wiedzieli. Ktoś ich
zdradził.
Modliła się, aby jej bliscy pozostali
bezpieczni, kiedy potężna eksplozja
rozjaśniła noc, pożerając z rykiem
płomieni wszystkie ich marzenia.
Rozdział 1
Dzień obecny
Julia DeMarco stała na wysokim
klifie z widokiem na most Golden Gate.
Spojrzała przed siebie i dreszcz
przebiegł jej po plecach. Był piękny,
słoneczny dzień na początku września.
Z miejsca, gdzie stali, roztaczał się
zapierający dech w piersi widok na
zatokę San Francisco z jednej i Pacyfik
z drugiej strony. Ogarnęło ją uczucie,
jakby zaraz miało stać się coś
ekscytującego i cudownego. Jednym
słowem, czuła się tak, jak powinna czuć
się panna młoda. Lecz kiedy zaczerpnęła
głęboko świeżego, słonawego
powietrza, łzy napłynęły jej do oczu.
Powiedziała sobie, że spowodował je
popołudniowy wiatr, nie smutek po
śmierci matki, z którym zmagała się od
sześciu miesięcy. To miał być
szczęśliwy czas, dzień, kiedy patrzy się
w przyszłość, nie ogląda za siebie.
Wolałaby jednak czuć się bardziej
pewna, zamiast... pełna wątpliwości
i niespokojna.
Mocne ramiona objęły ją w talii.
Oparła się o solidną pierś narzeczonego,
Michaela Graffina. Wyglądało na to, że
przez cały miniony rok nie robiła nic
innego, jak tylko się na nim wspierała.
Większość mężczyzn nie wytrzymałaby
tego i uciekła, tymczasem Michael
został. Teraz nadszedł czas, by dać mu
coś, czego pragnął: wyznaczyć datę
ślubu. Nie wiedziała, dlaczego się
waha, choć może przyczyną było to, że
w jej życiu zbyt wiele się ostatnio
zmieniało. Odkąd rok temu Michael się
oświadczył – zmarła jej matka, ojczym
wystawił rodzinny dom na sprzedaż,
a młodsza siostra wprowadziła się do
Julii. Nic dziwnego, że odczuwała
potrzebę, by przyhamować, zaczerpnąć
oddechu i spokojnie pomyśleć, zamiast
podejmować kolejną zmieniającą życie
decyzję. Jednak Michael naciskał, by
wyznaczyli datę, a ona była wdzięczna,
że przy niej wytrwał. Jak mogła zatem
odmówić? I dlaczego miałaby tego
chcieć?
Michael był porządnym mężczyzną.
Jej matka go uwielbiała. Przypomniała
sobie wieczór, kiedy powiedziała matce
o zaręczynach. Sarah DeMarco nie
wstawała z łóżka od wielu dni, nie
uśmiechała się od tygodni, jednak
tamtego wieczoru po prostu promieniała.
Świadomość, że starsza córka poślubi
syna jednego z przyjaciół rodziny,
uczyniła jej ostatnie dni zdecydowanie
łatwiejszymi.
– Powinniśmy iść, Julio. Pora spotkać
się z organizatorką.
Odwróciła się, spojrzała na Michaela
i pomyślała po raz kolejny, jaki jest
przystojny ze swymi jasnobrązowymi
włosami, brązowymi oczami i ciepłym,
prędkim uśmiechem. Odziedziczona po
włoskich przodkach oliwkowa karnacja
w połączeniu z godzinami na wodzie –
większość czasu bowiem tak spędzał,
prowadząc firmę wynajmu łodzi na
Fisherman’s Wharf – nadały jego
opalonej skórze ciemny, brunatny
odcień.
– Co jest? – zapytał z błyskiem
ciekawości w oczach. – Gapisz się na
mnie.
– Naprawdę to robiłam?
Przepraszam.
– Nie ma za co. – Zamilkł na chwilę,
a potem dodał: – Minęło sporo czasu,
odkąd naprawdę na mnie patrzyłaś.
– Nieprawda. Patrzę na ciebie przez
cały czas. Podobnie jak połowa kobiet
w San Francisco – dodała.
– Taaa... pewnie – mruknął. –
Chodźmy.
Julia spojrzała po raz ostatni na
ocean, po czym ruszyła za Michaelem do
muzeum. Palace of the Legion of Honor,
czyli Pałac Legii Honorowej, pomyślany
został jako replika Palais de la Legion
d’Honneur w Paryżu. Na frontowym
dziedzińcu, zwanym Court of Honor,
stała jedna z najbardziej znanych rzeźb
R o d i na : Myśliciel. Julia chętnie
zatrzymałaby się i porozmyślała nad
rzeźbą, tak jak nad resztą swojego życia,
jednak Michael, facet z poczuciem misji,
pociągnął ją ku drzwiom.
Gdy weszli, zawahała się. Za kilka
minut zasiądą z organizatorką imprez
muzeum, Moniką Harvey, i będzie
musiała wybrać datę ślubu. Nie powinna
aż tak się denerwować. Nie była
przecież dziewczątkiem, ale dorosłą,
dwudziestoośmioletnią kobietą. Pora
wyjść za mąż, założyć rodzinę.
– Liz miała rację. To miejsce jest
super – zauważył Michael.
Julia przytaknęła. Jej młodsza siostra,
Liz, zasugerowała, że wesele powinno
odbyć się właśnie tu, w muzeum. Byłaby
to dość droga impreza, lecz Julia
odziedziczyła po matce trochę
pieniędzy. Wystarczyłoby na pokrycie
większości kosztów.
– Biura są na dole – dodał Michael. –
Chodźmy.
Julia zaczerpnęła głęboko tchu,
uświadomiwszy sobie, że nadeszła
chwila prawdy.
– Muszę wstąpić do toalety. Może
poszedłbyś przodem? Zaraz do ciebie
dołączę.
Gdy się oddalił, podeszła do
najbliższej fontanny i napiła się wody.
Pociła się i serce mocno biło jej
w piersi. Do licha, co się z nią dzieje?
Nigdy przedtem nie czuła się aż tak
przerażona.
To przez te zmiany, powtórzyła sobie
w myśli. Nagromadzone emocje
zaczynają się ujawniać. Da jednak radę.
W końcu mieli jedynie ustalić datę. Nie
musiała mówić „tak”, nie tego
popołudnia, ale dopiero za kilka
miesięcy, gdy będzie gotowa, naprawdę
gotowa.
Poczuła się nieco lepiej, ruszyła więc
ku schodom, mijając kilka intrygujących
wystaw. Zanim opuszczą muzeum,
mogliby zerknąć tu i tam.
– Pani Harvey nie zakończyła jeszcze
poprzedniego spotkania – poinformował
ją Michael, kiedy do niego dołączyła. –
Będzie dostępna za mniej więcej
dziesięć minut. Powinienem zadzwonić.
Możesz popilnować przez ten czas
fortu?
– Pewnie.
Usiadła na kanapie, żałując, że
Michael musiał wyjść. Rozmowa
pomogłaby jej opanować nerwy. Po
chwili uświadomiła sobie, że
z korytarza dobiega muzyka. Melodia,
choć piękna, była też smutna, mówiła
o niespełnionych marzeniach, o żalu.
Przypominała utwór na bałałajkę
grywany podczas lekcji muzyki
w college’u i przemawiała do serca
w sposób, któremu Julia nie była
w stanie się oprzeć. Muzyka zawsze
była jej pasją. Tylko zerknę, pomyślała,
wstając.
Dźwięk strun rozbrzmiał głośniej, gdy
weszła do pomieszczenia w końcu
korytarza. Uświadomiła sobie, że to
melodia z odtwarzacza, mająca
zapewnić tło dla wystawy historycznych
zdjęć eksponowanych w sali. Nie minęły
sekundy, a Julię pochłonęła podróż
w czasy minione. Nie była w stanie
odwrócić wzroku. I wcale tego nie
chciała – zwłaszcza odkąd podeszła do
zdjęcia małej dziewczynki.
Czarno-biała fotografia, podpisana
„Najzimniejsza z wojen”, ukazywała
może trzy-, czteroletnią dziewczynkę,
stojącą za bramą sierocińca w Moskwie.
Zdjęcie zostało zrobione przez kogoś
o nazwisku Charles Manning, autora
wielu eksponowanych fotografii.
Julia przyjrzała się zdjęciu uważnie.
Interesowało ją nie tyle otoczenie, ile
sama dziewczynka. Dziecko ubrane było
w ciężki ciemny płaszczyk, jasne grube
rajstopy i czarną wełnianą czapkę, spod
której wystawały jasne loki. Wzrokiem
zdawało się błagać kogoś – zapewne
osobę, która zrobiła zdjęcie – by je
wypuścił, uwolnił, pomógł mu.
Nieprzyjemny dreszcz przebiegł Julii
po plecach. Rysy dziewczynki, owal jej
twarzy, kilka piegów pod brwią i kształt
małego, zadartego noska wydawały się
dziwnie znajome. Pulchne paluszki
ściskały kraty bramy. Choć było to
niemożliwe, niemal czuła pod palcami
chłód metalu. Jej oddech przyśpieszył.
Widziała już to zdjęcie, ale gdzie?
Mgliste wspomnienie nie dawało się
uchwycić.
Przesunęła wzrok niżej, na szyję
dziewczynki, i zauważyła srebrny
łańcuszek z wisiorkiem. Przypominał
łabędzia, białego łabędzia, dokładnie
Tytuł oryginału: Don’t Say A Word Projekt okładki: Czartart Izabela Surdykowska-Jurek, Magdalena Muszyńska Copyright © Barbara Freethy 2005 Copyright © for the Polish translation Wydawnictwo BIS 2014 Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo. Więcej na www.legalnakultura.pl Polska Izba Książki ISBN 978-83-7551-416-2 Wydawnictwo BIS ul. Lędzka 44a 01-446 Warszawa tel. 22 877-27-05, 22 877-40-33; fax 22 837-10-84 e-mail: bisbis@wydawnictwobis.com.pl www.wydawnictwobis.com.pl Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa e-mail: kontakt@elib.pl www.eLib.pl
Nie mów nic Spis treści Okładka Karta tytułowa Karta redakcyjna Dedykacja Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8
Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Polecamy książki Barbary Freethy z cyklu o Zatoce Aniołów POLECAMY
Okładka tylna
Dla diw z Fog City: Carol Grace, Diany Dempsey, Candice Hern, Barbary McMahon, Kate Moore i diwy honorowej Lynn Hanny w podzięce za nieustające wsparcie, przyjaźń, wspaniałe pomysły i mnóstwo czekolady.
Prolog 25 lat wcześniej Ukłoniła się wraz z pozostałymi tancerzami, wstrzymując łzy. Nie mogła pozwolić, aby spłynęły jej po twarzy. Nikt nie powinien się dowiedzieć, że ten wieczór różni się od innych. Zbyt wiele osób ją obserwowało. Kiedy kurtyna opadła po raz ostatni, zbiegła ze sceny prosto w ramiona swego męża i kochanka, mężczyzny,
z którym zdecydowała się podjąć największe ryzyko w życiu. Odczytał w jej oczach pytanie i odpowiedział dodającym otuchy uśmiechem. Chciała zapytać, czy wszystko zostało zaaranżowane, a plan wprawiony w ruch, wiedziała jednak, że nierozsądnie byłoby się odezwać. Zakończy ten wieczór tak jak wszystkie przed nim. Weszła do garderoby i zdjęła kostium. Przebrawszy się, powiedziała do widzenia kilkorgu tancerzom i ruszyła do wyjścia. Starała się, żeby jej głos brzmiał zwyczajnie, jakby nie miała nawet jednej troski. W samochodzie nadal milczeli, świadomi, iż w środku może być
podsłuch. Nie jechali długo. Wiedziała, że będzie jej brakowało domu, ogrodu z tyłu, sypialni, gdzie kochała się z mężem, i pokoju dziecinnego, gdzie kołysała... Nie, o tym lepiej nie myśleć. Za bardzo bolało. Musiała skupić się na przyszłości, kiedy będą znowu oboje wolni. Jej dom, całe życie, wszystko, co miała, stało się pętlą, która dusiła ją z każdym mijającym dniem coraz mocniej. To nie o siebie bała się najbardziej, lecz o rodzinę i męża, którego zmuszano, nawet teraz, do niewyobrażalnie okropnych rzeczy. Nie mogli dłużej wieść życia pełnego sekretów.
Kiedy szli do drzwi wejściowych, ujął jej dłoń. Wsunął klucz do zamka i drzwi się otwarły. Usłyszała ciche kliknięcie i jej umysł sparaliżował strach. Dostrzegła w oczach męża szok i zrozumienie, lecz było za późno. Mieli umrzeć i oboje o tym wiedzieli. Ktoś ich zdradził. Modliła się, aby jej bliscy pozostali bezpieczni, kiedy potężna eksplozja rozjaśniła noc, pożerając z rykiem płomieni wszystkie ich marzenia.
Rozdział 1 Dzień obecny Julia DeMarco stała na wysokim klifie z widokiem na most Golden Gate. Spojrzała przed siebie i dreszcz przebiegł jej po plecach. Był piękny, słoneczny dzień na początku września. Z miejsca, gdzie stali, roztaczał się zapierający dech w piersi widok na zatokę San Francisco z jednej i Pacyfik z drugiej strony. Ogarnęło ją uczucie,
jakby zaraz miało stać się coś ekscytującego i cudownego. Jednym słowem, czuła się tak, jak powinna czuć się panna młoda. Lecz kiedy zaczerpnęła głęboko świeżego, słonawego powietrza, łzy napłynęły jej do oczu. Powiedziała sobie, że spowodował je popołudniowy wiatr, nie smutek po śmierci matki, z którym zmagała się od sześciu miesięcy. To miał być szczęśliwy czas, dzień, kiedy patrzy się w przyszłość, nie ogląda za siebie. Wolałaby jednak czuć się bardziej pewna, zamiast... pełna wątpliwości i niespokojna. Mocne ramiona objęły ją w talii. Oparła się o solidną pierś narzeczonego, Michaela Graffina. Wyglądało na to, że
przez cały miniony rok nie robiła nic innego, jak tylko się na nim wspierała. Większość mężczyzn nie wytrzymałaby tego i uciekła, tymczasem Michael został. Teraz nadszedł czas, by dać mu coś, czego pragnął: wyznaczyć datę ślubu. Nie wiedziała, dlaczego się waha, choć może przyczyną było to, że w jej życiu zbyt wiele się ostatnio zmieniało. Odkąd rok temu Michael się oświadczył – zmarła jej matka, ojczym wystawił rodzinny dom na sprzedaż, a młodsza siostra wprowadziła się do Julii. Nic dziwnego, że odczuwała potrzebę, by przyhamować, zaczerpnąć oddechu i spokojnie pomyśleć, zamiast podejmować kolejną zmieniającą życie decyzję. Jednak Michael naciskał, by
wyznaczyli datę, a ona była wdzięczna, że przy niej wytrwał. Jak mogła zatem odmówić? I dlaczego miałaby tego chcieć? Michael był porządnym mężczyzną. Jej matka go uwielbiała. Przypomniała sobie wieczór, kiedy powiedziała matce o zaręczynach. Sarah DeMarco nie wstawała z łóżka od wielu dni, nie uśmiechała się od tygodni, jednak tamtego wieczoru po prostu promieniała. Świadomość, że starsza córka poślubi syna jednego z przyjaciół rodziny, uczyniła jej ostatnie dni zdecydowanie łatwiejszymi. – Powinniśmy iść, Julio. Pora spotkać się z organizatorką. Odwróciła się, spojrzała na Michaela
i pomyślała po raz kolejny, jaki jest przystojny ze swymi jasnobrązowymi włosami, brązowymi oczami i ciepłym, prędkim uśmiechem. Odziedziczona po włoskich przodkach oliwkowa karnacja w połączeniu z godzinami na wodzie – większość czasu bowiem tak spędzał, prowadząc firmę wynajmu łodzi na Fisherman’s Wharf – nadały jego opalonej skórze ciemny, brunatny odcień. – Co jest? – zapytał z błyskiem ciekawości w oczach. – Gapisz się na mnie. – Naprawdę to robiłam? Przepraszam. – Nie ma za co. – Zamilkł na chwilę, a potem dodał: – Minęło sporo czasu,
odkąd naprawdę na mnie patrzyłaś. – Nieprawda. Patrzę na ciebie przez cały czas. Podobnie jak połowa kobiet w San Francisco – dodała. – Taaa... pewnie – mruknął. – Chodźmy. Julia spojrzała po raz ostatni na ocean, po czym ruszyła za Michaelem do muzeum. Palace of the Legion of Honor, czyli Pałac Legii Honorowej, pomyślany został jako replika Palais de la Legion d’Honneur w Paryżu. Na frontowym dziedzińcu, zwanym Court of Honor, stała jedna z najbardziej znanych rzeźb R o d i na : Myśliciel. Julia chętnie zatrzymałaby się i porozmyślała nad rzeźbą, tak jak nad resztą swojego życia, jednak Michael, facet z poczuciem misji,
pociągnął ją ku drzwiom. Gdy weszli, zawahała się. Za kilka minut zasiądą z organizatorką imprez muzeum, Moniką Harvey, i będzie musiała wybrać datę ślubu. Nie powinna aż tak się denerwować. Nie była przecież dziewczątkiem, ale dorosłą, dwudziestoośmioletnią kobietą. Pora wyjść za mąż, założyć rodzinę. – Liz miała rację. To miejsce jest super – zauważył Michael. Julia przytaknęła. Jej młodsza siostra, Liz, zasugerowała, że wesele powinno odbyć się właśnie tu, w muzeum. Byłaby to dość droga impreza, lecz Julia odziedziczyła po matce trochę pieniędzy. Wystarczyłoby na pokrycie większości kosztów.
– Biura są na dole – dodał Michael. – Chodźmy. Julia zaczerpnęła głęboko tchu, uświadomiwszy sobie, że nadeszła chwila prawdy. – Muszę wstąpić do toalety. Może poszedłbyś przodem? Zaraz do ciebie dołączę. Gdy się oddalił, podeszła do najbliższej fontanny i napiła się wody. Pociła się i serce mocno biło jej w piersi. Do licha, co się z nią dzieje? Nigdy przedtem nie czuła się aż tak przerażona. To przez te zmiany, powtórzyła sobie w myśli. Nagromadzone emocje zaczynają się ujawniać. Da jednak radę. W końcu mieli jedynie ustalić datę. Nie
musiała mówić „tak”, nie tego popołudnia, ale dopiero za kilka miesięcy, gdy będzie gotowa, naprawdę gotowa. Poczuła się nieco lepiej, ruszyła więc ku schodom, mijając kilka intrygujących wystaw. Zanim opuszczą muzeum, mogliby zerknąć tu i tam. – Pani Harvey nie zakończyła jeszcze poprzedniego spotkania – poinformował ją Michael, kiedy do niego dołączyła. – Będzie dostępna za mniej więcej dziesięć minut. Powinienem zadzwonić. Możesz popilnować przez ten czas fortu? – Pewnie. Usiadła na kanapie, żałując, że Michael musiał wyjść. Rozmowa
pomogłaby jej opanować nerwy. Po chwili uświadomiła sobie, że z korytarza dobiega muzyka. Melodia, choć piękna, była też smutna, mówiła o niespełnionych marzeniach, o żalu. Przypominała utwór na bałałajkę grywany podczas lekcji muzyki w college’u i przemawiała do serca w sposób, któremu Julia nie była w stanie się oprzeć. Muzyka zawsze była jej pasją. Tylko zerknę, pomyślała, wstając. Dźwięk strun rozbrzmiał głośniej, gdy weszła do pomieszczenia w końcu korytarza. Uświadomiła sobie, że to melodia z odtwarzacza, mająca zapewnić tło dla wystawy historycznych zdjęć eksponowanych w sali. Nie minęły
sekundy, a Julię pochłonęła podróż w czasy minione. Nie była w stanie odwrócić wzroku. I wcale tego nie chciała – zwłaszcza odkąd podeszła do zdjęcia małej dziewczynki. Czarno-biała fotografia, podpisana „Najzimniejsza z wojen”, ukazywała może trzy-, czteroletnią dziewczynkę, stojącą za bramą sierocińca w Moskwie. Zdjęcie zostało zrobione przez kogoś o nazwisku Charles Manning, autora wielu eksponowanych fotografii. Julia przyjrzała się zdjęciu uważnie. Interesowało ją nie tyle otoczenie, ile sama dziewczynka. Dziecko ubrane było w ciężki ciemny płaszczyk, jasne grube rajstopy i czarną wełnianą czapkę, spod której wystawały jasne loki. Wzrokiem
zdawało się błagać kogoś – zapewne osobę, która zrobiła zdjęcie – by je wypuścił, uwolnił, pomógł mu. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł Julii po plecach. Rysy dziewczynki, owal jej twarzy, kilka piegów pod brwią i kształt małego, zadartego noska wydawały się dziwnie znajome. Pulchne paluszki ściskały kraty bramy. Choć było to niemożliwe, niemal czuła pod palcami chłód metalu. Jej oddech przyśpieszył. Widziała już to zdjęcie, ale gdzie? Mgliste wspomnienie nie dawało się uchwycić. Przesunęła wzrok niżej, na szyję dziewczynki, i zauważyła srebrny łańcuszek z wisiorkiem. Przypominał łabędzia, białego łabędzia, dokładnie