mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Howell Hannah - Wzgórza Szkocji 7 - Labirynt uczuć

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Howell Hannah - Wzgórza Szkocji 7 - Labirynt uczuć.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 31 osób, 31 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 114 stron)

ROZDZIAŁ 1 - Sir Payton Murray? Głos dochodzący zza jego pleców należał do kobiety i to uspokoiło Paytona, obawiającego się, że został nakryty przez męża, któremu właśnie zamierzał przyprawić rogi. Ale po chwili doszedł do wniosku, że każdy, kto przyłapie go pod oknem sypialni lady Fraser, może napytać mu biedy. No cóż, rozmyślał, próbując stłumić pożądanie, które przepełniało go na myśl o spędzeniu kilku godzin w pulchnych ramionach lady Fraser, miał duży talent do unikania kłopotów i teraz należało go wykorzystać. Odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z Nemezis i już otworzył usta, gotowy do złożenia wyjaśnień, ale nie udało mu się dobyć głosu. Stał z otwartymi ustami i wpatrywał się w zjawę przed sobą. Była nią drobna kobieta, której włosy opadały długimi, mokrymi strąkami na przemoczoną suknię. Payton przypuszczał, że nie tylko za sprawą światła księżyca jej delikatna twarz w kształcie serca wydawała się taka blada. Ciemna suknia oblepiała szczupłe, ale nie pozbawione kobiecych krągłości ciało. Zastanawiał się, czy kobieta wie, że stopy ma kompletnie oblepione błotem, a z rękawa wystają wodorosty. - A zatem? Czy stoi przede mną urodziwy sir Payton Murray? - Tak - odparł, niepewny , czy dobrze uczynił. - Szarmancki, odważny sir Payton? - Tak, ja ... - zaczął, pragnąc w duchu by opuściła te określenia, które zawsze wprawiały go w zakłopotanie. - Sir Payton "Postrach Wszystkich Mężów", "Szybki jak błyskawica", "o śmiercionośnym mieczu"? Sir Payton, do którego wzdychają damy i o którego czynach minstrele wyśpiewują ballady? - W jej głosie słychać było kpiącą nutę. - Czego chcesz, pani? - A czy jesteś sir Paytonem Murrayem, panie? - Tak, urodziwym sir Paytonem - potwierdził ironicznie. - Tak naprawdę nic mnie nie obchodzi twoja uroda. Potrzebuję prawego, walecznego sir Paytona, mężczyzny, który "zawsze jest gotowy pośpieszyć z pomocą potrzebującym wsparcia". - Minstrele przesadzają - burknął, i poczuł ukłucie winy, gdy dostrzegł, jak obwisły jej szczupłe ramiona. - Rozumiem. Zapewne zauważyłeś, panie, że jestem trochę przemoczona - powiedziała, wyżymając spódnicę. - A tak, zauważyłem - odpowiedział, powstrzymując uśmiech. - Nie zastanawiasz się dlaczego? Przecież nie pada. - Przyznaję, że jestem nieco zaintrygowany. Dlaczego jesteś mokra, pani? - Mój mąż próbował mnie utopić. Idiota nie wiedział, że potrafię pływać. Mimo że Payton był zaszokowany, nakazał sobie zachowanie ostrożności. Zbyt wiele kobiet próbowało uwikłać go w sytuację, która zmusiłaby go do zawarcia małżeństwa. Jednak żadna jeszcze nie próbowała nurzania się w błotnistej rzece ani nie wylała na niego takiego wiadra sarkastycznych uwag. Jeżeli usiłowała zwabić go w pułapkę, to stosowała wyjątkowo dziwaczną przynętę. - Dlaczego twój mąż próbował cię utopić, pani? - zapytał. - Payton, mój słodki giermku, czy to ty? - zawołała cicho lady Fraser, wychylając się przez okno. Klnąc w duchu, Payton podniósł wzrok i ujrzał ładną buzię lady Fraser. Jej jasne, długie włosy zwieszały się poza krawędź okna. Zerknął w stronę drugiej kobiety, ale ta zniknęła. Odeszła tak bezszelestnie, jak się pojawiła. - Tak, to ja, mój gołąbku - odrzekł, zastanawiając się, dlaczego czuje się tak rozczarowany zniknięciem nieznajomej. - Chodź do mnie, mój cudny książę. Moja ciepła sypialnia już na ciebie czeka. - To słodka pokusa, moja piękna. Gdy Payton ruszył w stronę beczek ustawionych pod ścianą, usłyszał cichy, stłumiony dźwięk. Rozejrzał się w oczekiwaniu, że zobaczy przemoczoną dziewczynę, ale nikogo nie dostrzegł. Zaniepokojony ruszył dalej, zdając sobie sprawę, że najwyraźniej lady Fraser nie obce były tajniki pozamałżeńskiej miłości. Przed nim widniały sprytnie ukryte schody, zbudowane z beczek i kilku grubych desek. - Czy zamierzasz tak mnie tu zostawić, panie? Stłumiony szept tak go zaskoczył, że aż się potknął, znowu rozglądając się za nieznajomą. - Mam spotkanie - wyszeptał w nadziei, że jej odpowiedź pomoże mu zlokalizować niedoszłą topielicę. Z bluszczu po lewej stronie dobiegło ciężkie westchnienie. Przyjrzał się uważnie i wreszcie dostrzegł jej sylwetkę. Stała przyciśnięta do ściany domu, zupełnie bez

ruchu, ukryta wśród cieni i liści. Zaniepokoiło go to, jak szybko i sprawnie potrafiła się ukryć, ale Payton wolał się nie zastanawiać, co mogło zmusić kobietę do przyswojenia sobie takich umiejętności. - To proszę iść - wyszeptała stłumionym głosem - a ja tu poczekam. Mam nadzieję, że nie dostanę gorączki. - Nie sądzę, żeby ci to groziło, pani. - Oczywiście - ciągnęła, jakby on wcale się nie odezwał - mój głęboki, rozdzierający kaszel zagłuszy okrzyki twej zakazanej namiętności, więc będziesz, panie, bezpieczny. Zawsze lubię być pomocna. Jeśli jej mąż wróci, mam rzucić swe drżące, słabe ciało pod jego stopy, by dać ci czas na ucieczkę? - Zaczynam rozumieć, dlaczego twój mąż, pani, chciał cię utopić - mruknął Payton pod nosem. - O nie, nigdy byś, panie, nie zgadł. - Payton, mój piękny kawalerze, nadchodzisz? - zawołała lady Fraser. - Ciężko się nad tym napracowałem. - Payton podniósł wzrok na okno i zrozumiał, że dzisiaj nie będzie z niego korzystał. - Och, bardzo w to wątpię. Ona tylko udaje skromną - powiedziała nieznajoma. - Ale proszę iść, chociaż nie sądzę, żebyś mógł mi pomóc, panie, gdy już się stamtąd wyczołgasz. Mówią, że ona jest nienasycona i wyciska z mężczyzn ostatnie soki. Payton nic o tym nie słyszał. Nie łudził się, że jest pierwszym, który skłonił lady Fraser do złamania małżeńskich przysiąg, ale nie wiedział, że dama słynęła z niewierności. "Nienasycona" - to brzmiało intrygująco, pomyślał, a potem westchnął. Miał ogromną nadzieję, że lady Fraser nie poczuje się zbytnio urażona, jeżeli Payton odejdzie, nie skorzystawszy z jej względów. - Czy z kimś rozmawiasz, mój dzielny rycerzu? - zapytała lady Fraser, bardziej wychylając się z okna. - Tylko z moim giermkiem, kochana - odpowiedział Payton. - Obawiam się, że muszę odejść. - Odejść? - Głos lady Fraser stał się lekko piskliwy. - Niech chłopak powie, że nigdzie nie mógł cię znaleźć. - Obawiam się, że ten młokos jest beznadziejnym kłamcą. Wkrótce wszyscy poznają prawdę, a przecież nie chciałabyś, żeby twój mąż dowiedział się, gdzie giermek mnie znalazł, prawda? - Nie. Nie sądzę, byś zamierzał później wrócić, prawda? - To naprawdę łamie mi serce, mój gołąbku, ale nie. Rozwiązanie tego problemu może mi zająć godziny, a nawet dni. - Rozumiem. No cóż, może kiedyś dam ci drugą szansę. Może. Żegnam. Payton skrzywił się, gdy okiennice zatrzasnęły się z hukiem, po czym zwrócił się do kryjącej się w mroku postaci. - Chodźmy, musisz się, pani, wysuszyć i ogrzać. Proszę zrobić mi przysługę i, dopóki będziemy w zasięgu jej wzroku, trzymać się w cieniu, dobrze? To nie było proste, Payton czuł się wyjątkowo nieswojo, wiedząc, że kobieta mu towarzyszy, chociaż nie mógł jej ani zobaczyć, ani usłyszeć. Gdzieś w głębi umysłu zaczął rozważać istnienie duchów i innych nocnych zjaw, ale zdusił tę myśl w zarodku. Nieznajoma po prostu opanowała do perfekcji sztukę kamuflażu, przekonywał sam siebie. Gdy dotarli do wąskiej uliczki, prowadzącej do domu Murrayów, zatrzymał się w miejscu, gdzie mógł przyjrzeć się kobiecie w padającym z okien świetle i poszukał jej wzrokiem. - Możesz już wyjść, pani. Zauważył, że nieznajoma jest blada i drży z zimna. Payton szybko zdjął płaszcz i zarzucił go jej na ramiona. Poczuł ulgę, kobieta była prawdziwa. Mógł jej dotknąć. Objął ją ramieniem i ruszył w stronę domu. Doszedł do wniosku, że będzie miał jeszcze mnóstwo czasu, żeby jej się przyjrzeć, gdy nieznajoma rozgrzeje się i wysuszy. Z rozbawieniem zauważył, że musiała trzymać dół płaszcza w dłoniach, by się o niego nie potknąć - nie sięgała mu nawet do ramienia. Payton zignorował osłupienie, malujące się na pokrytej bliznami twarzy jego przyjaciela i sługi, Jana. Już sam stan nowo przybyłej był intrygujący, ale Payton przypuszczał, że służącego bardziej zaskoczył fakt, iż jego pan w ogóle przyprowadził kobietę do domu. Żadnej z jego przyjaciółek nie wolno było przekroczyć progu tej ani żadnej innej siedziby Paytona. To była stara zasada, której zawsze pozostawał wierny. Pytamy oto przez rodzinę lub przyjaciół, odpowiadał gładko, że nie zamierza kalać własnego gniazda. - Ale ja muszę z tobą pomówić, panie - zaprotestowała kobieta, gdy Payton polecił Janowi i jego żonie, Alice, żeby rozpalili ogień i przygotowali gorącą kąpiel oraz suche ubranie dla gościa. - Gdy już się rozgrzejesz i ubierzesz w suche rzeczy, pani, zapraszam cię na kolację do głównej jadalni - uspokoił ją gospodarz. - Jak masz na imię, pani? - Kirstie. Ale bracia nazywają mnie Zjawą.

Pamiętając, jak cicho się poruszała i z jaką łatwością potrafiła się ukryć, Payton nie był zaskoczony tym przezwiskiem. Popchnął ją lekko w stronę Alice i poszedł na poszukiwanie jakiegoś jedzenia i piwa. Był bardzo ciekawy jej historii i zastanawiał się, jak będzie wyglądała, gdy umyje się i wysuszy. Miał nadzieję, że okaże się warta tego, co porzucił dziś wieczorem, bo lady Praser z radością pomogłaby mu zakończyć przydługi okres celibatu. Kirstie skrzywiła się, gdy Alice próbowała rozczesać jej wciąż wilgotne włosy. Czysta, prawie sucha i rozgrzana dzięki gorącej kąpieli i ogniu, płonącemu na kominku, czuła się dużo lepiej. Łatwiej było jej ignorować zadrapania i siniaki, których nabawiła się, walcząc o życie. Zresztą, po gorącej kąpieli rany nie były już tak bolesne, zwłaszcza że troskliwa Alice dodała do wody słodko pachnącego balsamu. Kirstie była ciekawa, skąd pochodziła czysta, sucha suknia, którą dostała, ale postanowiła powściągnąć ciekawość. Teraz nie czuła się już nawet zdenerwowana oczekującą ją konfrontacją z sir Paytonem. - No, dziewczyno - mruczała Alice, a jej surową twarz rozświetlił ślad uśmiechu. - Teraz jesteś gotowa do rozmowy z sir Paytonem. Zadbam tylko, żeby na stole znalazło się mnóstwo jedzenia. Nietrudno było odczytać ukrytą w tych słowach aluzję, że Kirstie należało trochę utuczyć. Wiedziała, że jest wychudzona, bo jej mąż gorąco wierzył w długie posty jako środki utrzymujące dyscyplinę w domu, ale tak otwarte ujawnienie jej kondycji uraziło resztki dumy, które jeszcze kobiecie pozostały. Nie sądziła, żeby jej stan miał się teraz poprawić, skoro stała w obliczu walki o własne życie. Regularne, pożywne posiłki mogą być teraz niezwykle rzadkie i na pewno nie staną się priorytetem w życiu jej i niewinnych osób, które chciała chronić. Kirstie zbroiła się w myślach przed rozmową z sir Paytonem, a Alice wprowadziła ją do wielkiej komnaty, prosto przed oblicze gospodarza. Payton wstał, ukłonił się lekko i wskazał gościowi miejsce u swojego boku. Alice postawiła przed dziewczyną dużą porcję jedzenia i wyszła. Kirstie ostrożnie łyknęła trochę piwa i uważnie przyjrzała się sir Paytonowi. Wiele mówiono o tym mężczyźnie, ale poza jednym lub dwoma przelotnymi spotkaniami, nigdy nie miała okazji dobrze mu się przyjrzeć. Nie było po temu okazji także w czasie drogi powrotnej po ciemnych ulicach. Teraz, gdy patrzyła, jak siedzi w wielkim fotelu z rzeźbionego dębu, zaczynała rozumieć, dlaczego tak wiele kobiet do niego wzdychało. Był uosobieniem czaru i elegancji, od koniuszków długich palców u smukłych dłoni aż po kosztowne, wysokie buty. Miał na sobie dworski strój, francuski albo angielski, ale beż żadnych, tak często widywanych, przesadnych ozdób. Kubrak nie był zbyt krótki, noski butów nie zanadto wywinięte, a odcienie głębokiej zieleni i czerni doskonale stonowane. Strój ten okrywał kształty, które niejedną pannę mogły przyprawić o trzepotanie serca, pomyślała Kirstie, z niewiadomych powodów zirytowana tym odkryciem. Nie był zbyt wysoki, ale odznaczał się smukłą, pełną gracji sylwetką. Twarz miał piękną, choć niewątpliwie bardzo męską, narysowaną czystymi, idealnymi liniami. Pożądanie mogły wzbudzać zwłaszcza jego pełne usta, pomyślała Kirstie, zmuszając się do odwrócenia wzroku od tych zmysłowych warg. Oczy, o intrygującym złotobrązowym kolorze, ożywionym cieniem szmaragdowej zieleni, pod delikatnie wygiętymi, brązowymi brwiami i otoczone gęstymi rzęsami musiały stanowić nieocenioną pomoc przy uwodzeniu. Gęste, rudawozłote włosy, starannie związane z tyłu, wyglądały na tak miękkie, że Kirstie aż swędziały palce, by ich dotknąć. Musiała ponuro przyznać, że jego słynna rozwiązłość mogła być w rzeczywistości korzystaniem z tego, co mu ofiarowywano, i wcale nie musiała być efektem wyrachowanych podbojów. - A zatem, moja pani - odezwał się Payton - możesz mi teraz powiedzieć, dlaczego czułaś się zmuszona do szukania mojej pomocy. Poczekał, aż Kirstie przełknie chleb, który przed chwilą wzięła do ust. Patrząc na nią, zaczął się zastanawiać, czy jej przezwisko - Zjawa - pochodzi tylko od wyjątkowej umiejętności ukrywania się w ciemności. Gęste, kruczoczarne włosy, wciąż wilgotne po niedawnej kąpieli, zwieszały się splecione w gruby, warkocz aż do jej szczupłych bioder. Oczy miały odcień szarości, który zdawał się ciemnieć lub rozświetlać przy każdym spojrzeniu. To były piękne oczy, lekko skośne, otoczone długimi, czarnymi rzęsami pod idealnymi łukami ciemnych brwi. Jej mlecznobiała skóra wydawała się nie mieć skazy, a rysy delikatnej twarzy w kształcie serca były prawie nieziemskie, od łuku brwi, poprzez śliczny nosek aż do delikatnie wysuniętego podbródka. "Niewinna" i "podobna do elfa" - te słowa najlepiej opisywały jej wygląd, dopóki wzrok patrzącego nie padł na pełne zmysłowości wargi ... Zmuszając się do oderwania wzroku od ust, które aż się prosiły, by je całować, Payton dyskretnie ocenił wzrokiem figurę gościa. Miała długą szyję, tak smukłą, że zastanawiał się, jak może utrzymać taką koronę włosów i się nie złamać. Dziewczyna była stanowczo za chuda, ale zarys jej drobnych piersi i szczupłej talii wydał się Paytonowi niezwykle kuszący. Miała nienaganne maniery, ale widać było, że od bardzo

dawna nic nie jadła i usiłuje zaspokoić wielki głód. Payton nie sądził, by kiedykolwiek mogła stać się pulchna, ale n~ pewno powinna nabrać trochę ciała. Zapragnął jej natychmiast i gorąco. Podejrzewał, że jego przyjaciele byliby zaskoczeni pożądaniem, które rozpaliła w nim ta drobna, delikatna kobieta. W przeszłości zawsze wybierał damy o pełniejszych kształtach. Nie sądził, żeby potrafił im wyjaśnić, co sprawiło, że tak bardzo zapragnął wziąć ją w ramiona, ale nie mógł wyprzeć się tego uczucia. - Mówiłaś, pani, że mąż usiłował cię utopić? - zapytał w nadziei, że rozmowa ostudzi jego krew. - Tak. Zostałam wydana za sir Roderyka MacIye gdy miałam zaledwie piętnaście lat, niecałe pięć lat temu. Próbowałam wpłynąć na ojca, by zmienił decyzję, bo mimo że sir Roderyk ma miłą aparycję, w jego towarzystwie czułam się nieswojo. A ponieważ nie potrafiłam przedstawić żadnego racjonalnego argumentu przeciw temu małżeństwu, ojciec nie zważał na moje protesty. W końcu zaprzestałam walki, zdając sobie sprawę, że moja rodzina bardzo potrzebuje pieniędzy, które oferował jej sir Roderyk. Marne żniwa i inne nieszczęścia sprawiły, że z początkiem zimy stanęlibyśmy w obliczu głodu. Więc przekonałam siebie, że tego potrzebuje mój klan, i wyszłam za Roderyka. - Ale małżeństwo nie okazało się szczęśliwe? - Nie. Nigdy nie było na to szans. - Kirstie dołożyła sobie jeszcze placka z mięsem, wciąż zbyt głodna, by przejmować się, że jej gospodarz czeka niecierpliwie na dalszy ciąg historii. - Przez niego czy przez ciebie? A może jesteś, pani, bezpłodna? Kirstie pociągnęła długi łyk piwa, a potem powiedziała: - Przez niego. I nigdy nie było żadnych widoków na dzieci. Westchnęła i potrząsnęła głową. - Urodzenie dzieci było moją jedyną nadzieją, z którą przystępowałam do tego małżeństwa. AIe mój mąż nie był uczciwy ani wobec mnie, ani wobec mojej rodziny. Wiedział, że szanse na to, by mógł lub zechciał obdarzyć mnie potomstwem, są znikome. Między innymi dlatego próbował mnie zabić. - Jest impotentem? Nie mogę sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek mężczyzna chciał kogoś zabić tylko po to, by ta ułomność, choć wstydliwa, pozostała tajemnicą. - Och, Roderyk wcale nie jest impotentem. W każdym razie nie z każdym. Myślałam, że chodziło o mnie. - Skrzywiła się i zaczęła kroić jabłko. - Jestem drobną osobą, a w wieku piętnastu lat byłam jeszcze mniejsza. Jakiś czas upłynął, zanim zdałam sobie sprawę, że mój wygląd nie ma tu żadnego znaczenia. Wtedy zaczęłam przyglądać się uważnie temu, co działo się wokół mnie. Ogarnia mnie wstyd, gdy pomyślę, że byłam ślepa i głucha przez prawie trzy lata, rozpaczając nad moim smutnym losem jak zepsuty bachor. - Byłaś, pani, bardzo młoda - powiedział Payton, ale ona tylko wzruszyła ramionami na tę próbę pocieszenia. - Dlaczego nie wróciłaś do rodziny i nie próbowałaś anulować małżeństwa? - Miałam obwieścić całemu światu, że mój mąż nie może zmusić się, żeby choćby położyć się ze mną do jednego łoża? To było głupie, ale powstrzymywała mnie duma. Jednak po trzech latach zaczęłam rozważać takie rozwiązanie, nie chcąc przez całe życie być przykuta do człowieka, który wydawał się jedynie zainteresowany karaniem mnie za każde najmniejsze, prawdziwe lub wyimaginowane przewinienie. I gdy zaczęłam przygotowywać się do tego kroku, odkryłam prawdę. Patrzył, jak skończyła jeść jabłko i sięgnęła po następną kromkę chleba. - A jaka jest prawda? Lubi mężczyzn? - Nie. Dzieci. Payton wyprostował się jak struna i poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po krzyżu. Nie chciał tego słuchać. Jej słowa wywołały smutne, brzydkie wspomnienia. Był ładnym dzieckiem i uroczym młodzieńcem. Pomimo że udało mu się uniknąć prawdziwego napastowania, w zbyt młodym wieku dane mu było poznać ciemną stronę ludzkiego umysłu. Jakaś jego część pragnęła, by Kirstie wyszła i nie wciągała go w tę sprawę, ale dużo większa część była gotowa walczyć z takim złem na śmierć i życie. - Małych chłopców? - zapytał. - I małe dziewczynki - dodała. - Ale głównie chłopców. Często jestem brana za dziecko, mam niewiele kobiecych krągłości i teraz uważam, że sądził, iż uda mu się spłodzić ze mną jedno lub dwoje dzieci. Gdy odkryłam prawdę, godzinami modliłam się w kaplicy, by sir Roderyk nie przyszedł do mojej sypialni, tak bardzo się bałam, że przekaże swoje zboczenie naszym dzieciom. Tak naprawdę, gdyby mój mąż wolał mężczyzn, zaakceptowałabym to. Kościół i prawo potępiają takie związki, ale jeżeli taka jest decyzja dwóch dorosłych mężczyzn, to nic mi do tego. Próbowałam dojść z Roderykiem do jakiegoś porozumienia, tak, by jego tajemnica nie wyszła na jaw, a ja odzyskałabym wolność i mogła poszukać

prawdziwego małżeństwa. _ Czy jesteś pani pewna, że on wykorzystuje dzieci? Naprawdę pewna? - Tak, mam co do tego absolutną pewność. - Kirstie napiła się orzeźwiającego napoju. - Zaczęłam pojmować, skąd biorą się plotki na jego temat, i postanowiłam odkryć prawdę. Myślałam, że milczenie, a nawet smutek dzieci w gospodarstwie miały związek z powszechnie stosowaną w domu przemocą• Ale zauważyłam, że Roderyk zawsze trzyma dzieci przy sobie i że prawie wszystkie maluchy są wyjątkowo ładne. Czasami jakieś dziecko było w domu przez krótką chwilę, a potem znikało. Bardzo szybko zorientowałam się, że te wszystkie pocałunki i uściski, którymi obdarza dzieci, nie mają w sobie nic ojcowskiego. Próbowałam przyłapać go, kiedy myślał, że nikt go nie widzi. Nauczyłam się szpiegować męża w jego gabinecie i sypialni. - Szybko łyknęła jeszcze piwa. - Chyba nie umiem opowiedzieć o tym, co widziałam. Te obrazy prześladują mnie w koszmarach. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam siłę, żeby zostać na miejscu, by od razu nie wbiec do środka i zabić tego drania, ale nie zrobiłam tego. Gdyby mi się nie udało, szybko zostałabym uciszona. Wtedy nie mogłabym pomóc już ani jednemu dziecku. - Dobrze zrobiłaś, pani. Nie mogłaś mieć pewności, czy uda ci się go zabić, a ty i dziecko będziecie bezpieczne. Czy masz pani dowód tego występku? - Moje słowo i zeznania kilkorga dzieci. Niektórzy ludzie wiedzą o wszystkim, inni tylko się domyślają, ale wszyscy są pod władzą Roderyka i zbyt boją się o własne życie, by coś zrobić. W domu jest dwoje służących, którzy zaoferowali mi swą pomoc, ale tylko w wypadku gdyby życie dziecka znalazło się w niebezpieczeństwie. Próbowałam zdobyć poparcie wśród wieśniaków, bo on kupuje lub kradnie ich dzieci, ale nigdy nie miałam wystarczającej swobody, by cokolwiek zdziałać. Nieliczni, którym los dzieci leżał na sercu, niewiele mogli pomóc. Próbowałam szerzyć na jego temat ponure plotki, by jak najmniej rodziców przysyłało do niego dzieci na naukę. Taka taktyka wydawała się przynosić rezultaty, ale w wyniku tego mój mąż zaczął częściej szukać dzieci u biedaków zamieszkujących jego ziemie lub w miastach, w których gościł dwór królewski. Najbardziej cierpią dzieci biedaków. Roderyk nie obawia się żadnych kar za to, jak je traktuje, a do tego, gdy już raz wpadną w jego ręce, nikt ich nie szuka, więc może wykorzystywać dzieci do swego drugiego zboczenia. - Jak można być jeszcze bardziej zboczonym? - On czerpie przyjemność z zadawania bólu i śmierci. Dlatego nieraz nie potrafi się opanować i musi zabić. Payton wypił duszkiem swoje piwo i szybko napełnił ponownie cynowy kufel. Nie było mu trudno uwierzyć, że sir Roderyk czerpał przyjemność z obcowania z małymi chłopcami, Payton dowiedział się już dawno o istnieniu takiego zboczenia. Ale to, o czym powiedziała mu Kirstie, przekraczało granice pojmowania każdego człowieka przy zdrowych zmysłach. Wydawało się niemożliwe, żeby ktoś mógł ustawicznie wykorzystywać i mordować dzieci i pozostawać bezkarnym. - Nie wierzysz w moją opowieść, panie - powiedziała Kirstie, przyglądając się przez chwilę, jak zmienia się wyraz jego twarzy. - Trudno w to uwierzyć - przyznał Payton. - Wiem bardzo dobrze, że niektórych mężczyzn niezdrowo podnieca uroda malców. Naturalne poczucie wstydu u dzieci na pewno pomogło zachować mroczne sprawki sir Roderyka w tajemnicy. Ale na jak długo? I to w tajemnicy tak głębokiej, że mógł nawet mordować swe ofiary? Mam uwierzyć, że żaden z jego ludzi nie powiedział słowa, by ratować życie dzieci? - Westchnął i potrząsnął głową. - Prosisz, pani, bym uwierzył w to, co niewiarygodne i nie przedstawiasz mi żadnych dowodów. - Dlaczego miałabym opowiadać takie kłamstwa? - Żeby pozbyć się niechcianego męża? - W takim razie proszę pójść ze mną. Być może musisz, panie, usłyszeć jeszcze czyjś głos w tej sprawie. Payton skinął głową i za parę chwil przemykali bocznymi uliczkami miasta. Znowu nie mógł się nadziwić, jak szybko i bezszelestnie dziewczyna się porusza. Musiał bardzo się starać, by za nią nadążyć, i nie potrafił pozbyć się wrażenia, że przez wzgląd na jego niezgrabność nie pokazywała wszystkich swoich umiejętności. W końcu zatrzymali się przed małym, nędznym budynkiem, ukrytym w śmierdzącym mrowiu domów, gdzie zmuszona była mieszkać biedota. Kirstie nagle zniknęła i Payton już sięgał po swój sztylet, gdy nagle poczuł, że coś ciągnie go za kostkę. Spojrzał na dół i zobaczył, że dziewczyna wygląda z dziury w kruszącej się podmurówce domu. Ostrożnie poszedł w jej ślady, chociaż otwór był niewielki. Gdy znaleźli się w środku, dziewczyna przykryła dziurę deską, a potem zapaliła pochodnię, oświetlając wilgotny i dawno zapomniany składzik. Płomień wydobył z mroku także pięć przestraszonych dziecięcych twarzy. - Wszystko w porządku, moje kochane - powiedziała Kirstie, wyciągając spod pożyczonego od Paytona

płaszcza niewielki woreczek. - Przyniosłam trochę jedzenia. Payton domyślił się, że Kirstie zabrała jedzenie ze stołu, gdy on poszedł poszukać płaszczy dla nich obojga i broni dla siebie. Mimo, że ktoś zbudował niewielki podwyższenie, by dzieci nie leżały na podłodze i przyniósł kilka derek, było to smutne i niezdrowe miejsce. Fakt, że Kirstie tak bardzo troszczyła się o dzieci, a one najwyraźniej nie miały ochoty opuścić tego posępnego miejsca, sprawił, że Payton coraz bardziej wierzył w jej ponurą opowieść. Przyjrzał się dzieciom - czterem chłopcom i jednej dziewczynce. Wszystkie były piękne w sposób właściwy jedynie dzieciom. Mimo zainteresowania jedzeniem, które dała im Kirstie, maluchy nie spuszczały z Paytona wzroku. Ostrożność i lęk, malujące się na małych twarzyczkach, raniły mu serce. Payton postąpił krok w ich stronę i natychmiast największy z chłopców wstał i stanął między nim a pozostałymi dziećmi, a jego twarz przybrała nieomal dziki wyraz. Mała dziewczynka zaczęła cicho płakać. - Nie, moje kochane - uspokajała je Kirstie. - To me jest wróg. - Jest mężczyzną - powiedział najstarszy chłopiec. - To jest sir Payton Murray i nie stanowi dla was żadnego zagrożenia, CalIumie. Nie mógł uwierzyć w to, co mu opowiedziałam. Przyprowadziłam go tutaj, żeby nam pomógł. - Czy on chce zabić tego potwora? - zapytała dziewczynka. - Zabije złego pana, który mnie skrzywdził, i będę mogła stąd wyjść? Przyprowadzi mojego brata z powrotem? - Och, nie, Moira. Twój brat jest wśród aniołków. - Ten złoczyńca pociął... - wysyczał CalIum. - Mały Robbie jest z aniołkami - przerwała Kirstie cicho, lecz stanowczo. Callum spojrzał na Paytona. - Chcesz, panie, żebym opowiedział o wszystkim, co ten potwór zrobił? W głosie chłopca było tyle gniewu i nienawiści, że Payton nieomal spodziewał się, iż emocje rozsadzą Calluma na strzępy. - Nie. Muszę wam powiedzieć, że ja też byłem bardzo ładnym dzieckiem. - A zatem wiesz, panie, co bym ci opowiedział. Czy pan nas ocali, sir? - zapytała Moira. - Czy zabijesz tego łotra, panie? - chciał wiedzieć Callum. - Callumie - powiedziała Kirstie. - Sir Roderyk ma duże wpływy i pokaźny majątek. Mówiłam ci, nie możemy go po prostu zabić, bez względu na to, jak bardzo na to zasługuje. Musimy mieć dowód jego występków, a do zdobycia tego dowodu potrzeba nam czasu i umiejętności. Callum nie spuszczał wzroku z Paytona. - A zatem, sir? Payton skrzyżował z chłopcem spojrzenie, niemal czując mękę i gniew, które tamten odczuwał. - Tak, zabiję go. - Sir Paytonie - zaprotestowała Kirstie łagodnie. - To może potrwać dni - ciągnął dalej, ignorując jej słowa tygodnie, a nawet lata, ale wydobędę na światło dzienne każdy mroczny sekret tego potwora. Pozbawię go wszystkich sprzymierzeńców, zniszczę każdą kryjówkę. Ukażę jego niegodziwości światu. Złamię go, osaczę, będę prześladował na każdym kroku. - A potem? - zapytał Callum. - Zabiję go. Od tej chwili sir Roderyk MacIye jest chodzącym trupem. ROZDZIAŁ 2 Mały Alan drżał w jej ramionach, gdy Kirstie prowadziła całą gromadkę przez ciemne, cuchnące ulice z powrotem do domu Paytona. Żałowała, że może tylko tulić malca i głaskać jego chude plecki, ale musieli zachować absolutną ciszę. Wolałaby najpierw przedyskutować przeprowadzkę dzieci z Paytonem, ale ciemna kryjówka i obecność piątki wystraszonych maluchów nie stanowiły najlepszych okoliczności do takich rozmów. Próbowała uśmierzyć niepokój, powtarzając w duchu, że zawsze mogą znaleźć inną kryjówkę, jeśli okaże się to konieczne. Kirstie zdała sobie sprawę, że musieli dotrzeć do miejsca, które Payton rozpoznał, bo bez słowa przejął dowodzenie. Była zaskoczona, z jaką łatwością Moira go zaakceptowała, pozwoliła nawet, żeby ją niósł. Jednak chłopcy, nieufni wobec wszystkich mężczyzn, trzymali się blisko Kirstie. Callum obserwował Paytona gotowy w każdej chwili wyrwać Moirę z. jego ramion. Kiedy weszli tylnym wejściem do domu, wprawiając w osłupienie siedzących przy kolacji Jana i Alice, Callum nadal był spięty i trzymał się blisko drzwi. Kirstie wiedziała, że postępowanie z nim będzie wymagało wiele cierpliwości i taktu.

- Sir? - zapytała Alice, wstając od stołu z nieheblowanych desek i wieszając kociołki z wodą nad ogniem. Te dzieci potrzebują bezpiecznej kryjówki - wyjaśnił Payton. Ta śliczna mała dama to Moira, chłopak warujący przy drzwiach nazywa się Callum, pani trzyma na rękach Alana, po pani prawej stronie stoi David, a William po lewej. Kąpiel, czyste ubrania, jedzenie i do łóżka. W takiej kolejności. - Tak jest - odrzekł Jan, wstając. Wyglądał na urażonego, gdy wszystkie dzieci cofnęły się na jego widok. - Poszukam ubrań, a potem przygotuję łóżka. Wszyscy w jednym pokoju? - Tak - odpowiedziały dzieci chórem . - Jasne - wymamrotał i wyszedł. - Domyślam się, że Callum chciałby wziąć kąpiel w jakimś ustronnym miejscu. - Payton spojrzał na spiętego chłopca, który kiwnął szybko głową, a potem przeniósł wzrok na pozostałe dzieci. - Reszta może albo poprosić o pomoc Calluma, albo pozwolić, żebyśmy my wam pomogli. Po długiej dyskusji postanowiono, że dzieci wykąpią się w kuchni z pomocą kobiet i z wielkim sztyletem w zasięgu ręki. Gdy Jan przyniósł czyste ubrania, Payton zaprowadził go do jadalni i nalał im obu po kuflu piwa. Powoli, starając się panować nad gniewem, opowiedział przyjacielowi, co wydarzyło się od chwili, gdy Kirstie zawołała jego imię. - I ty wierzysz w to wszystko? - zapytał Jan po długiej chwili ciężkiej ciszy. - Uwierzyłem, że dzieci mogą wzbudzać w mężczyźnie pożądanie - odpowiedział Payton - ale w miarę, jak jej historia stawała się coraz bardziej ponura, moje wątpliwości rosły. Teraz nie mam już żadnych. W oczach tych dzieci dostrzegłem, mroczną prawdę. - Więc zabijesz tego człowieka. - Taki mam plan. Niestety, bez względu na to, jak bardzo bym chciał, nie mogę po prostu pójść do niego i zakończyć jego nędznego żywota długą, bolesną śmiercią. - Byłby z tym kłopot lub dwa. - Raczej dwa. Potrzebuję dowodu, lepszego niż słowo zawiedzionej żony i pięciorga dzieci. - A służący? A jego ludzie? - Jedni za bardzo się boją, inni też są zamieszani w tę zbrodnię, a jeszcze inni podzielają jego gusta. Można się spodziewać, że pomogą tylko nieliczni i to dopiero wtedy, gdy będą pewni, że nadchodzi koniec Roderyka, który stanie się zbyt słaby, by stanowić dla nich zagrożenie. Jan potarł palcem poszarpaną bliznę na lewym policzku. - Zamierzasz szukać pomocy u swojej rodziny? Payton westchnął i usadowił się wygodniej na krześle. - Na razie nie. Najpierw muszę wiedzieć dokładnie, jakie przeszkody czyhają na nas przy planowaniu działań. Kilku członków klanu MacIye zajmuje bardzo wysokie stanowiska i ma rozległe wpływy. Są też spokrewnieni po mieczu lub kądzieli z innymi niezwykle wpływowymi ludźmi. My, Murrayowie i nasi sprzymierzeńcy też posiadamy pewne wpływy, ale nie widzę sensu, by z nich korzystać, dopóki nie zdobędziemy jakiegoś dowodu. Roderyk już popełnił jeden błąd. - Nie upewnił się, czy jego żona rzeczywiście nie żyje. - To prawda - zgodził się Payton i uśmiechnął przelotnie - ale miałem na myśli fakt, że wykorzystał do swych niecnych celów synów szlachetnych rodzin. Skoro nikt nic nie powiedział i on wciąż żyje, należy przypuszczać, że wstyd albo strach zamyka tym chłopcom usta. Musimy znaleźć jednego lub dwóch, w których poczucie sprawiedliwości lub pragnienie zemsty jest silniejsze niż te uczucia. Niewykluczone, że będziemy musieli uciec się do kłamstw i podstępów, bo strach przed nagłośnieniem całej sprawy może nadal sznurować usta szlachetniej urodzonych ofiar. - Może prawda pobudzi do działania ich krewnych, ale też matki tych chłopców i reszta świata mogą pomyśleć, że szlachcice działają poruszeni krzywdą nie swoją, lecz tą, jaką Roderyk wyrządza biednym. - Aha, i w ten sposób pod pozorem walki o sprawiedliwość i moralnego oburzenia mogą skrywać żądzę zemsty. Słuszna myśl. Och, witamy, pani - powiedział Payton na widok Kirstie, która ostrożnie weszła do jadalni, i wstał, by pomóc jej usiąść przy stole. - Dzieci już w łóżkach? - spytał, gdy wszyscy usiedli. _ Tak. Ponieważ dopiero co zjadły posiłek, który przyniosłam im do kryjówki, kolacja nie trwała długo - odpowiedziała. - Poza tym po kąpieli zrobiły się senne. No i nareszcie jest im ciepło. Alice zaniosła im do pokoju jedzenie i picie na wypadek, gdyby któreś obudziło się w nocy i poczuło głód. Uparła się, że przygotuje sobie posłanie koło drzwi, co najwyraźniej bardzo dodało dzieciom otuchy. A Callum śpi przyoknie z wielkim nożem w dłoni. _ Poczęstowała się chlebem i serem, a Payton nalał jej trochę wina. - Ile lat ma Callum? - Jedenaście. Miał zostać zabity, bo wyrósł z kręgu zainteresowań Roderyka. Poza tym, stawał się coraz

sprytniejszy i jego gniew mógł stanowić poważne zagrożenie. Gdy tylko usłyszałam, jakie plany ma mój mąż wobec chłopca, pomogłam Callumowi znaleźć kryjówkę. Myślę, że właśnie wtedy Roderyk nabrał co do mnie podejrzeń. Przypieczętowałam swój los, gdy wykradłam i ukryłam Moirę. - Od jak dawna to robisz, pani? - Od około dwóch lat. - I udało ci się ocalić tylko pięcioro dzieci? - Payton zobaczył, że Kirstie się skrzywiła, i szybko dodał: - Nie potępiam cię, pani. Byłoby dla ciebie wielką zasługą, nawet gdybyś ocaliła tylko jedno. Usiłuję po prostu sobie wyobrazić, jak trudno będzie to zakończyć. - Bardzo trudno. Przez prawie dwa lata udało mi się uratować tylko dziesięcioro dzieci. Dwoje wróciło do swoich rodzin, które były przekonane, że posyłając dzieci do Roderyka, dają im szansę na lepsze życie. Pomogłam im uciec na ziemie mojego ojca, a mój brat Edward zatroszczył się, by te rodziny wmieszały się w wiejską społeczność. Pozostałe dzieci także zostały ukryte na naszych włościach, a mieszkańcy wsi wiedzieli, że mają się zachowywać tak, jakby nowi przybysze wcale nie byli obcy. - A zatem pomaga ci, pani, rodzina? - Tylko Edward. Doszliśmy do wniosku że na razie musimy zachować to w tajemnicy przed resztą rodziny. - Uśmiechnęła się słabo. - Cóż, oni są porywczy i podeszliby do sprawy, wrzeszcząc i machając mieczami. Mój klan zostałby szybko zdziesiątkowany, gdyby ściągnął na siebie gniew ludzi Roderyka. Edward i moja ciotka Gryzelda pomogli mi ukryć pozostałą trójkę dzieci. Mieli przyjechać z wizytą i zabrać także te maluchy, ale Edward złamał nogę. Kiedy zdałam sobie sprawę, że Roderyk zyskał pewność, iż wiem za dużo, posłałam małego Michaela Campbella, żeby powiedział Edwardowi, by trzymał się z daleka, a ja odezwę się, gdy będę mogła. Poleciłam też Michaelowi, by został u mojej rodziny lub znalazł sobie jakąś kryjówkę. Chłopiec był ze mną blisko, często służył mi za posłańca, więc także będzie w niebezpieczeństwie. - Ależ on pochodzi ze szlacheckiego rodu - powiedział Payton. - Czy Roderyk nie obawiałby się, że rodzina chłopca zacznie zadawać zbyt wiele pytań? - Wciąż umierają jacyś chłopcy - odrzekła Kirstie ze smutkiem. - Może Michael, gdy zda sobie sprawę, że jego życie znajduje się w niebezpieczeństwie, zwróci się w końcu o pomoc do swej rodziny. Spędziłam długie miesiące, usiłując przekonać go, by opowiedział o wszystkim, ale strach przed zemstą Roderyka, obawa, czy w ogóle zostanie wysłuchany, i lęk, że rodzina odwróci się od niego, uzna go za zbrukanego, zamknęły mu usta. Wierzę, że prawie mi się udało wyperswadować mu poczucie winy, przekonanie, że w jakimś stopniu jest współwinny temu, co się stało. Edward nadal będzie próbował go przekonać, by o wszystkim opowiedział. To niesprawiedliwe, ale słowo Michaela będzie miało większą wagę niż Calluma czy pozostałych. Pyton skinął głową i pociągnął długi łyk wina. Musiał odwrócić od Kirstie wzrok, odzyskać samokontrolę i otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywierały na nim mieniące się odcienie jej szarych jak dym oczu. Widok jej zmysłowych ust także nie pomagał mu w koncentracji. - Czy którekolwiek z tych dzieci może szukać schronienia u swojej rodziny? - spytał w końcu. - Nie - odpowiedziała Kirstie. - Alan, David i William są sierotami. Roderyk jest uważany za dobrego i hojnego dobroczyńcę przez tych, którzy roztaczają opiekę nad takimi dziećmi. Jeżeli którykolwiek z ludzi, którzy dają mu sieroty pod opiekę, dowiadywał się o jego postępkach, ciężka kiesa włożona w odpowiednie dłonie uciszała wszelkie wątpliwości. Moira i jej brat, Robert, zostali sprzedani przez własną matkę. Mężczyzna, z którym mieszkała, był podobnych upodobań co Roderyk i myślała, że w ten sposób ocali dzieci. Szukałam jej, ale zmarła, pobita na śmierć przez swego kochanka, który dowiedział się, co zrobiła. Callum jest na półdzikim dzieckiem rynsztoka. Jeżeli nawet miał jakiś krewnych, to opuścili go tak dawno, że chłopiec wcale ich nie pamięta. - Czy Callum widział, jak umierał mały Robbie? - Nie. On wie tyle co ja: że niektóre dzieci zostają ... cóż ... skrzywdzone, a potem znikają. Wiemy też, gdzie mogą być pochowane niektóre ciała. Mały Robbie próbował trzymać Roderyka z dala od Moiry, za co został dotkliwie pobity. Znalazłam go w maleńkiej, ciemnej komórce, ale musiałam zostawić go na chwilę, by przygotować drogę ucieczki. Kiedy wróciłam, chłopca już nie było. - Czy mógł uciec? - zapytał Jan. - Być może - odrzekła Kirstie i potrząsnęła głową. - Nie mam odwagi żywić takiej nadziei ani wzbudzać nadziei Moiry. Robbie był małym, niedożywionym chłopcem, liczył sobie nie więcej niż siedem lat i był ciężko ranny. Jedyna droga wyjścia prowadziła przez tunel, którym do niego przyszłam, ale nie wiem, skąd chłopiec miałby o tym wiedzieć. Poza tym minęły już prawie dwa tygodnie od jego zniknięcia. - Bez powodzenia spróbowała ukryć kolejne ziewnięcie.

- Ty nieomal śpisz na stojąco, pani - powiedział Payton cicho. - Proszę iść do łóżka. Musisz odpocząć. - Ale czyż nie powinniśmy układać jakichś planów? - Zrobimy to. Rano. Kirstie skinęła głową i wstała. - Tak, teraz i tak niewiele będę w stanie sobie przypomnieć. Gdzie mam spać? Z dziećmi? - Nie, w pokoju po drugiej stronie korytarza. Domyślam się, że Alice już wszystko przygotowała. - Skąd u ciebie, panie, te wszystkie ubrania? Rozumiem - damskie, chociaż wspominając słuszne kształty lady Fraser, dziwię się, skąd masz suknię tak małą, by na mnie pasowała, ale skąd tyle ubrań dla dzieci? Payton nieomal się uśmiechnął, słysząc gniewną nutę w jej głosie, gdy mówiła o damskich sukniach. - Moja rodzina także używa tego domu. Zostawili tu wszystkie te ubrania. Miałem oddać je ubogim, ale w takiej sytuacji cieszę się, że tego nie zrobiłem. - Och! Jeszcze jedna sprawa. - Ta prośba wydała się Kirstie trochę niegrzeczna, ale doszła do wniosku, że jest zbyt zmęczona, by czuć się zakłopotaną. - Przypuszczam, że nie muszę ci tego mówić, panie, ale z dziećmi musisz postępować delikatnie. Obawiam się, że potrzebują trochę czasu, zanim będą mogły zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie. Zwłaszcza CalIum. - O tak - zgodził się Jan - ten mały jest jak zwierzę w potrzasku, a teraz ma jeszcze nóż. - To prawda - mruknęła Kirstie. - Przepraszam. Myślałam, że nie sprawi aż tylu kłopotów. - Uspokoi się. Dobrze, że ma ten nóż, może kiedyś pozwoli mi, bym nauczył go, jak używać takiej broni. - Myślisz, panie, że to rozsądne? - Tak. Nie znam żadnego chłopca, który bardziej potrzebowałby wiedzy o tym, jak się bronić. Kirstie wciąż nad tym dumała, gdy kładła się do łóżka pary ,chwil później. Z rozkoszą wsunęła się pod ciepłe koce i pogładziła dłonią miękką, płócienną koszulę nocną, którą dostała. Świadomość, że dzieci spały w takim samym luksusie, podwajała jeszcze przyjemność, którą odczuwała. Gdy wreszcie się rozluźniła i pozwoliła, by zaczął morzyć ją sen, po raz ostatni pomyślała o tym, co powiedział Jan. Miał rację. Istniały niewielkie szanse, że chłopiec w wieku Calluma mógłby pokonać dorosłego mężczyznę i Callum miał dosyć rozsądku, by zdawać sobie z tego sprawę. Ale gdyby nauczył się sztuki walki, mógłby myśleć o ucieczce. Być może nie czułby się taki bezbronny, a to mogłoby mu wyjść na dobre. Poddając się w końcu wyczerpaniu, Kirstie zapragnęła przez chwilę, żeby znalazł się jakiś sposób, aby ona także mogła pozbyć się tego przejmującego poczucia bezradności. - To bardzo smutna historia - powiedział Jan, gdy Kirstie wyszła. - Tak, a droga do sprawiedliwości nie będzie ani prosta, ani szybka - odrzekł Payton. - Mógłbym go zabić na wiele sposobów, ale mój udział w jego śmierci zostałby błyskawicznie wykryty. A to, bez dowodu jego zbrodni, ściągnęłoby na moją rodzinę okrutną wendetę. Nie mogę podjąć takiego ryzyka. Poza tym taki postępek mógłby postawić lady Kirstie w bardzo niebezpiecznej sytuacji. - Dzielna dziewczyna. - To prawda i bardzo troszczy się o dzieci. Odnosi się do nich czule i z miłością. - Co oznacza, że kocha dzieci w ogóle. Odkrycie takiego zła musiało być dla niej ogromnym wstrząsem. Payton skinął głową, a potem lekko się skrzywił. - To prawda. Myślisz, że trzeba jej pilnować, że może próbować działać na własną rękę? Jan wzruszył ramionami. - To możliwe. Trochę potrwa, zanim zagrozimy sir Roderykowi na tyle, by musiał zaprzestać swych niecnych praktyk. Wydaje się, że dziewczyna postępuje rozsądnie i kieruje się raczej rozumem niż sercem. Ale zawsze może zdarzyć się coś, co sprawi, że emocje wezmą górę nad rozsądkiem. - Doskonale rozumiem jej uczucia - wymamrotał Payton. - A zatem trzeba ją stale obserwować. Przynajmniej teraz jest bezpieczna, bo jej mąż myśli, że nie żyje. Nie można jej pozwolić, by poddała się emocjom i ujawniła się przed mężem. - Na pewno kiedyś okaże się to konieczne, ułatwi wymierzenie sprawiedliwości temu sukinsynowi. - To prawda, ale musimy być absolutnie pewni skuteczności takiego działania. W chwili, w której sir Roderyk dowie się, że jego żona żyje, będzie mógł zabrać ją z powrotem do siebie i nikt mu w tym nie przeszkodzi. Bardzo łatwo będzie mu przekonać wszystkich, że Kirstie jest po prostu nieszczęśliwą żoną i wtedy nikt nie uwierzy ani jednemu jej słowu. Niestety, fakt, że przyszła do mnie z prośbą o pomoc, jeszcze pogorszy sytuację. Nietrudno będzie Roderykowi przyjąć rolę zranionego mężczyzny, zdradzonego przez niewierną żonę czy też wymyśleć jakąś podobną historyjkę. - No tak, oczywiście. - Jan potarł dłonią czoło, a potem ziewnął. - To była długa noc. Powiedz mi tylko, jaki

będzie twój pierwszy ruch, i ruszam do łóżka. - Zacznę od ostrożnego oczerniania imienia tego człowieka, tak, jak Kirstie próbowała to robić. Szept tu, ostrzeżenie tam. Oczywiście bezzwłocznie rozpocznę poszukiwania dowodu, bez którego nie mogę go zniszczyć, ale dzięki plotkom i szerzącym się podejrzeniom zwrócę oczy innych w jego stronę. Mogę sprawić, by miał coraz mniej ofiar i poczuł ciężar tych podejrzeń, być może nawet potępienia. Jan kiwnął głową i wstał. - A nawet wrogowie wiedzą, ile znaczy twoje słowo. Jeżeli szepniesz ostrzeżenie, zostaniesz wysłuchany. To będzie dobry początek. Gdy tylko Jan wyszedł, Payton westchnął i opadł na krzesło. Trzeba pilnować Kirstie, by jej uczucia nie wzięły góry nad rozsądkiem. On sam będzie toczył taką samą wewnętrzną bitwę aż do dnia, w którym sir Roderyk zginie. Dotychczas nie miał do czynienia z takim wyzwaniem. Będzie musiał zmobilizować wszystkie swoje siły, by od razu nie zdemaskować tego zbrodniarza, i dołożyć jeszcze większych starań, by natychmiast nie skrócić go o głowę. Miał nadzieję, że wysiłek, jaki włoży w studzenie emocji Kirstie, pomoże mu trzymać swoje własne na wodzy. Payton wiedział, że spędzi wiele godzin na łagodzeniu gniewu i urażonych uczuć, gdy członkowie jego klanu dowiedzą się, że nie zostali dopuszczeni do tej sprawy. Ale tak musi być aż do chwili, gdy nie będzie miał innego wyjścia, albo zniknie ryzyko ściągnięcia na całą rodzinę gniewu potężnego klanu MacIye. Jego krewni i sprzymierzeńcy zapewne nie zdołaliby ich zdziesiątkować, ale na pewno polałoby się dużo krwi Murrayów. Payton znieruchomiał, gdy otworzyły się drzwi do jadalni, ale zaraz się rozluźnił, bo nieśmiało stanęła w nich Moira. Była czarującym małym stworzonkiem o gęstych, ciemnych lokach i wielkich, czarnych oczach. Uśmiechnął się do niej, a dziewczynka przebiegła przez jadalnię i wdrapała się na krzesło po jego prawej stronie. Payton przysunął małej talerz z chlebem i serem. Serce o mało mu nie pękło, gdy dziewczynka obdarzyła go uśmiechem. Wciąż była gotowa zaufać. - Powinnaś być w łóżku, malutka - powiedział, nalewając jej pełny puchar krystalicznie czystej wody. - Zrobiłam się trochę głodna - odrzekła. - Pani Alice zaniosła jedzenie do waszego pokoju. - Ona śpi. - Napiła się wody, a potem spytała: - Gdzie jest Kirstie? - Ona też śpi. Dałem jej sypialnię naprzeciw waszej. Payton nie był zaskoczony, gdy Callum gwałtownie wpadł do jadalni i podbiegł do Moiry. W koszuli nocnej wyglądał na młodszego, chude łydki wystawały spod materiału. Jednak żarzące się w jego zielonych oczach podejrzenie i nóż ściskany w dłoni rozwiewały złudne wrażenie chłopięcej niewinności. - Nie musiałeś przynosić swojego noża, Callumie - powiedziała Moira. - Oni już mają jeden do krojenia chleba. - Nie przyszedłem tu kroić chleba - burknął CalIum. - Nie powinnaś tu siedzieć z tym mężczyzną. - On nie jest zły. - No pewnie, a skąd ty możesz to wiedzieć? Moira przyglądała się przez chwilę Paytonowi, a potem zwróciła wzrok na CalIurna i wzruszyła ramionami. - Jego oczy. Nie są takie, jak oczy tego pana, który mieszkał z mamą, ani jak sir Roderyka. - Znowu spojrzała na Paytona. - Moja mama jest z aniołkami, tak jak mój brat. Mnie też zabiorą aniołki, prawda? - Nie, malutka - odrzekł Payton. - Nie pozwolę na to. Poza tym - kiwnął głową w kierunku Calluma, który wgryzał się w grubą pajdę chleba - masz doskonałego obrońcę w Callumie. - Tak. - Moira uśmiechnęła się do chłopca. - A teraz ma duży nóż. - To prawda - przyznał Payton. - Może zechce się nauczyć, jak go używać - dodał, wpatrując się w chłopca. - Potrafię go używać wystarczająco dobrze - warknął Callum. - Och, zatem nie potrzebujesz żadnych lekcji u Jana. - Payton łyknął wina, by ukryć uśmiech, gdy dostrzegł, że chłopiec nie potrafi ukryć zainteresowania. - No cóż, pewnie mógłby mi pokazać jedną lub dwie sztuczki. - Pewnie tak. - Pomyślę o tym. - Bardzo rozsądnie. - Rozumiesz, panie, muszę chronić dzieci i w ogóle. - Właśnie tak robisz, ale żeby dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, potrzebujesz snu. - Payton wstał i nie spuszczając oczu ze spiętego Calluma, pomógł Moirze wydostać się z głębokiego krzesła. - Sam właśnie wybierałem się do łóżka. - Był zaskoczony, jak wielkie poczuł wzruszenie, gdy Moira

wsunęła swą małą rączkę w jego dłoń. - Zanim wrócicie do łóżek, pokażę wam, gdzie śpi lady Kirstie. Payton nie omal czuł na plecach uważny wzrok Calluma, gdy chłopiec ruszył za nim i Moirą po schodach w stronę dziecięcej sypialni. Najwyraźniej fakt, że Kirstie akceptowała Paytona, wystarczył, by wzbudzić w Callumie iskierkę zaufania. Wiedział, że aby utrzymać jego zaufanie, musiał zaakceptować rolę obrońcy pozostałych dzieci, jaką chłopiec wziął na siebie. Fakt, że miał jakiś cel, potrzebę stania się ważnym członkiem tej małej grupy ocalonych, może pomóc mu otrząsnąć się z tego, co sam przeżył. Blizny pozostaną na zawsze, ale Payton był przekonany, że najbardziej chłopcu pomoże poczucie siły i odzyskana wiara w siebie. Callum nie poddawał się tak łatwo, walczył o życie, a Payton wiedział, jak dobrze wykorzystać takie cechy. Zatrzymał się przed sypialnią Kirstie i uchylił drzwi, żeby dzieci mogły zobaczyć, że ich opiekunka wciąż jest blisko nich. Leżała na brzuchu, jej drobne ciało było ledwo widoczne pod grubymi kocami, którymi była okryta. Twarz miała zwróconą w ich stronę, jedną małą pięść trzymała blisko ust. Payton pomyślał, że sama wygląda jak mała dziewczynka, i zastanowił się, co takiego w niej było, że sir Roderyk nie mógł przekonać samego siebie, że ma do czynienia z dzieckiem. W wieku lat piętnastu musiała być jeszcze drobniejsza. Wszyscy mężczyźni o podobnych upodobaniach, których Payton miał nieszczęście poznać, mieli żony i dzieci, potrafili więc spełniać męskie powinności bez względu na demona, którego nosili w sobie. Być może, rozważał, demon sir Roderyka przejął nad nim władzę. Potrząsając głową nad tą zagadką, Payton zamknął cicho drzwi i odprowadził dzieci do ich sypialni. - Czy będziesz jutro walczył z sir Roderykiem, panie? - zapytał Callum prawie szeptem, zatrzymując się w drzwiach obok. - Tak, jutro rozpocznę walkę - odrzekł Payton równie cicho. - Myślę, że to będzie długa wojna. Musimy atakować powoli i rozważnie. - Dlaczego? - Ponieważ tylko my jesteśmy gotowi przemówić przeciw niemu, a to nie wystarczy. Jego rodzina jest potężna. - Zabiją nas. Zadowolony z faktu, że chłopiec jest świadom czyhających na nich niebezpieczeństw, Payton skinął głową. - Zarówno moja rodzina, jak i wasza opiekunka mogą znaleźć się w poważnym niebezpieczeństwie. Sir Roderyk musi umrzeć, a my musimy być pewni, że nikt niewinny nie zginie razem z nim. Chcemy, żeby umarł w samotności, a jego imię stało się mniej warte niż plugawe przekleństwo. Callum skinął głową. - A na to potrzeba czasu. - Właśnie, chłopcze, zwłaszcza że wy i wasza opiekunka musicie pozostać w ukryciu. Ten człowiek poczuje karzącą rękę sprawiedliwości, ale musimy uzbroić się w cierpliwość. - Będę cierpliwy. Będę rósł i stawał się coraz silniejszy. - Callum spojrzał na nóż, który trzymał w dłoni. - I nauczę się, jak walczyć. - Przeniósł wzrok na Paytona. - A gdy ten potwór już zginie, ja nadal będę rósł w siłę, aż stanę się człowiekiem wielkiej zręczności i sprytu. - Nie wątpię w to. - I wtedy będę mógł chronić dzieci przed wszystkimi podłymi ludźmi. Będę prześladował takie zło i kładł mu kres. Przysięgam. - Skinął szybko głową i ruszył w głąb sypialni. Payton także udał się do łóżka, myśląc o tym, co powiedział Callum. Chłopiec w sercu złożył już przysięgę, że będzie chronił dzieci, a on i jego rodzina zrobią, co w ich mocy, by pomóc chłopcu wypełnić tę misję. Zanim Callum osiągnie wiek męski, posiądzie wszelkie umiejętności, niezbędne do tego, by stać się obrońcą niewinnych.

ROZDZIAŁ 3 - Gdzie są dzieci? - spytał Payton Jana, gdy spotkał go pod drzwiami pustego pokoju, w którym spali mali goście. - Wstały już ponad godzinę temu - odpowiedział Jan. - Jezu, musiałem być naprawdę zmęczony, żeby przespać hałas, jaki robi piątka budzących się dzieci. - Nie, były naprawdę cicho. Jak smutne, małe duszki. - Jan potrząsnął głową, ruszając w dół wąskich schodów. - Moja Alice też by to przespała, gdyby mała Moira jej nie obudziła. Biedna dziewuszka nie umiała się sama ubrać. - Moira wydaje się gotowa nam zaufać - powiedział Payton, idąc za służącym. - Moja Alice uważa, że inne maluchy też nas wkrótce zaakceptują. Wygląda na to, że matka kochała tę małą, i dlatego dziewczynka wie, że dorośli bywają dobrzy. Pewnie nie była u tego łotra na tyle długo, by utracić całą wiarę i niewinność. Ale Callum utracił je, jeszcze zanim sir Roderyk obdarzył go swymi przeklętymi względami. Jako dziecko ulicy musiał wieść ponure życie, nie lepsze niż porzucone kocię. Payton westchnął i skinął głową. - Przetrwa. To silny chłopak. Chce zostać obrońcą niewinnych. - I zapewne byłby w tym dobry, gdyby ktoś go nauczył, że podcinanie gardeł złoczyńcom nie jest jedyną metodą walki ze złem. - Tak, to może stanowić problem - przyznał Payton i roześmiał się. - Właściwie, tak nędzne pochodzenie może Callumowi wyjść na dobre. Zahartował się, obył z brutalnością i złem, jeszcze zanim MacIye położył na nim swoje brudne łapska. Tak, w chłopcu pewnie nie było ani słodyczy, ani niewinności, które ten zboczeniec mógłby zniszczyć. - Payton zmarszczył brwi. - Jest w nim coś dziwnie znajomego. - Wzruszył ramionami. - Nieważne. Teraz musimy skoncentrować się wyłącznie na tym, jak pozbyć się Roderyka. - Czy zamierzasz posłać wiadomość do swojej rodziny? - Nie, jeszcze nie. Najpierw chciałbym być pewien, że mam dowód, który wystarczy przynajmniej do uniknięcia wendety. Albo, że niebezpieczeństwo zagrażające Kirstie i dzieciom stało się zbyt wielkie i nie potrafimy sami sobie z nim poradzić. - Zgoda - powiedział Jan, wchodząc do jadalni. - Na razie sami możemy uporać się z tym bydlakiem. Payton kiwnął głową i skierował się do swego krzesła. Kirstie podała dzieciom jedzenie i właśnie sama nakładała sobie porcję, gdy Payton usiadł obok niej. CalIum, nie przerywając jedzenia, przyjrzał się uważnie gospodarzowi, a pozostałe dzieci pozdrowiły go nieśmiało, po czym z powrotem skupiły całą uwagę na jedzeniu. Młodsze dzieci zostały ocalone, zanim sir Roderyk zdążył wyrządzić im poważną krzywdę, choć były ostrożne i lękliwe, nie miały w sobie głębokiej nieufności i gniewu, które tkwiły w CalIumie. - Czy dobrze spałaś, pani? - zapytał Payton, biorąc chleb i owoce. - Och, tak - odrzekła Kirstie. - Od tak dawna nie spałam w ciepłym, miękkim łóżku. A do tego jeszcze gorąca kąpiel i posiłek przed snem? Czułam się jak w raju. - A przecież wyszłaś za dziedzica - mruknęła Alice, stawiając przed Paytonem dużą miskę słodzonej miodem owsianki i odeszła, by podać dzieciom ich miseczki ze słodkim przysmakiem. - Ale zawsze go denerwowała - powiedział Callum, gdy Alice usiadła obok Moiry. - Wcale nie - zaprotestowała Kirstie. - Och tak, denerwowałaś. Powiedział tak ostatnim razem, gdy zamknął cię w klatce prawie na tydzień. Powiedział, że drażniłaś go jak uciążliwa wysypka. - W klatce? - zapytał Payton. - Mój mąż uważa, że żony potrzebują surowych kar - odpowiedziała Kirstie, ale wystarczyło jedno spojrzenie sir Paytona i zrozumiała, że gospodarz będzie domagał się bardziej precyzyjnej odpowiedzi. - W jednej ze swoich kryjówek, w Thanescarr, około pół dnia drogi na południe, miał przytwierdzoną do ściany metalową klatkę. Co jakiś czas zamykał mnie w niej, bym miała czas rozważyć swoje postępowanie. Najdłużej siedziałam tam przez tydzień. Nie możesz być, panie, tak bardzo zaskoczony, że mój mąż miał skłonności do okrucieństwa. - Nie, ale wciąż szokują mnie formy, jakie to okrucieństwo przybierało. Nigdy nie powiedziałaś nic swej rodzinie, pani? - Nie. Jestem własnością mego męża, czyż nie? Nic nie mogliby zrobić. Poza tym, wpadliby w taką wściekłość, że gotowi by byli go zabić, więc poznanie prawdy drogo by ich kosztowało. Ja zyskałabym niewiele poza ulgą w cierpieniu, ale mój klan poniósłby bardzo poważne konsekwencje. Tak jak mówiłam,

łatwo byłoby zmieść moją rodzinę z powierzchni Glenn. - Ajednak poszukałaś, pani, pomocy u mnie. Nie sądzisz, że ja też mogę przez to cierpieć? - Masz, panie, przychylność władcy, oraz krewnych i sprzymierzeńców dużo potężniejszych, niż moja rodzina mogłaby kiedykolwiek marzyć. Poza tym jesteś znany z tego, że walczysz w imię bezbronnych. Mogłabym podać jeszcze wiele powodów, dla których cię wybrałam, ale wszystkie prowadzą do jednego wniosku: podejmiesz się tego wyzwania i będziesz dzielnie walczył. A do tego nikt nie wie, że w ogóle się spotkaliśmy. Payton odchylił się na krześle i przyjrzał się jej uważnie. - Planowałaś to już od jakiegoś czasu, prawda? - Od miesięcy - odrzekła. - Może poczekałabym jeszcze dłużej, zanim poszukałabym twojej, panie, pomocy, gdyby udało mi się odesłać te dzieci i gdyby mój mąż nie uznał, że jestem dla niego zbyt wielkim zagrożeniem, by mógł pozostawić mnie przy życiu. - Odsunęła pusty talerz na bok, położyła dłonie na stole i popatrzyła na Paytona. - A zatem, masz, panie, jakiś plan? - Na razie ty, pani, i dzieci musicie ukryć się tutaj. Sir Roderyk powinien myśleć, że zginęłaś albo uciekłaś. Najlepiej, żeby był przekonany, że udało mu się pozbyć ciebie na zawsze. Ja pójdę do pałacu. Jeżeli szerzą się już jakieś plotki na temat sir Roderyka, dodam do nich nowe. Jeżeli nie ma żadnych pogłosek, szepnę tu i ówdzie parę słów. - To wszystko? - zapytała, chociaż wiedziała, że muszą działać ostrożnie. - Na razie. Tak, jak powiedziałem Callumowi, to może zająć tygodnie, miesiące, a nawet lata. Najpierw musimy zepsuć opinię sir Roderyka, a to może trochę potrwać. Musimy mieć nadzieję, że ma niewielu przyjaciół i sprzymierzeńców i że opuszczą go, gdy tylko zaczną szerzyć się plotki. Mój plan może w każdej chwili ulec zmianie, zależnie od tego, jak wiele osób da wiarę pogłoskom, ale główny zarys pozostanie taki sam. Chcę pozbawić twego męża wszelkiego wsparcia, a potem - zobaczyć martwego. - To dobry plan i jedyny, jaki ma szansę powodzenia. Ale nie widzę w nim żadnego miejsca dla mnie. - I nie może być. W chwili, gdy odkryje, że wciąż żyjesz, sytuacja stanie się o wiele bardziej skomplikowana. Będziemy musieli jednocześnie starać się chronić twoje życie i zniszczyć jego. Dzieci także muszą pozostać w ukryciu. On na pewno wic, że to przez ciebie wymknęły się z jego łap, i może postrzegać je jako zagrożenie. - Sam potrafię o siebie zadbać - powiedział ostro Callum - Nie jestem dzieckiem, które trzeba niańczyć. Payton odezwał się do chłopca, starając się nie urazić jego uczuć. - Nie wątpię, że potrafisz sam sobie poradzić. Ale mądry mężczyzna zna nie tylko swoją siłę, ale także siłę swoich przeciwników. Twoim wrogiem jest rycerz mający pod swoją komendą wojowników, z których wszyscy są więksi i silniejsi od ciebie. Bez wątpienia doskonale potrafisz biegać, wyszukiwać kryjówki i zakradać się, by usłyszeć i zobaczyć to, czego nie powinieneś, i nie zostać przyłapanym. Ale walka, którą musiałbyś stoczyć, wciąż byłaby nierówna. Twój umysł i serce są równe rycerskim, ale twoje ciało jest. wciąż ciałem chłopca - łatwo je schwycić, przytrzymać i zniszczyć. Callum przyjrzał się swym wychudzonym członkom. - Po prostu muszę więcej jeść. - To na pewno pomoże. Tak, jak pozwolenie Janowi, by nauczył cię, jak używać noża, który teraz nosisz. Może także paru innych rzeczy, które musi wiedzieć mężczyzna, by pozostać przy życiu i wygrywać bitwy. Pomyśl też o tym, mój dzielny chłopcze: gdybyś został odnaleziony, lady Kirstie i pozostałe dzieci znalazłyby się w poważnym niebezpieczeństwie. - Nigdy bym ich nie zdradził. - Wiem, że nigdy byś tego nie zrobił. Ale sam fakt, że wciąż czaisz się w okolicy, dałby sir Roderykowi do myślenia. Skoro wiesz, że on chce cię zabić, to co robisz w jego otoczeniu? To będzie pierwsze pytanie, jakie sobie zada. T nic będziesz musiał udzielać mu odpowiedzi, bo sam ją odgadnie. Pomóż pozostałym bezpiecznie to przetrwać i nic wychodź z ukrycia, chłopcze. Pracuj. nad swoją tężyzną i umiejętnościami. Przyjdzie twoja kolej, by stanąć do walki, a mądry mężczyzna, wie, że do bitwy trzeba starannie się przygotować. Dopiero pół godziny później Kirstie została sama z Paytonem. Jan poszedł z Callumem, by udzielić mu pierwszych nauk, a Alice zabrała resztę dzieci. Kirstie spojrzała na Paytona, modląc się w duchu, by to, co czuła na widok jego przystojnej twarzy, wkrótce minęło. Szukała obrońcy dla dzieci, a me romansu czy namiętności. - To, co powiedziałeś, panie, Callumowi... - zaczęła. Payton uniósł dłoń, by powstrzymać jej słowa. - Chłopak ma swoją dumę. To dobrze, bo będzie mu potrzebna. Ale musi też wiedzieć, że nie ma nic wstydliwego w akceptacji faktu, iż chudy chłopiec nie jest żadnym przeciwnikiem dla dorosłego, zaprawionego w bojach rycerza. Wojowniczość Calluma może to maskować, ale oboje wiemy, że jego

gniew zrodził się przede wszystkim ze wstydu. Gdyby chłopiec zrozumiał, że nic nie mógł zrobić, że w tym, co się stało, nie ma jego winy, może ten wstyd by zniknął. Gdy Jan pokaże mu sposoby walki, Callum zrozumie, że nie był żadnym przeciwnikiem dla swego wroga. Pojmie, że jedyną osobą okrytą hańbą jest sir Roderyk, że tylko człowiek pozbawiony honoru użyłby siły, by skrzywdzić tych, których przysięgał chronić. - I tak dziękuję, że rozmawiałeś z nim, panie, jak mężczyzna z mężczyzną. Callum jest najbardziej skrzywdzony z nich wszystkich. - Westchnęła i potrząsnęła głową. - Nie sądzę, żeby rany na jego małym, biednym serduszku kiedykolwiek się zagoiły. - Prawdopodobnie nie. Ale wciąż może stać się silnym, dobrym mężczyzną, Kirstie. W jego umyśle i sercu tkwi siła, pragnie nabrać tężyzny, nauczyć się walczyć i stać się obrońcą dzieci. Sam fakt, że mówi o ochronie, nie o zabijaniu, powinien natchnąć cię pewną nadzieją. - Obawiam się, że ma na myśli ochronę przez zabijanie. - Tak, ale Callum jest wciąż bardzo młody. Jeszcze nauczy się opanowania i właściwej oceny. - Payton wstał, ujął jej dłoń i ignorując jej zaskoczenie, ucałował palce. - A teraz ruszam prosto na dwór królewski, by szepnąć słówko do kilku starannie wybranych uszu i dowiedzieć się wszystkiego, czego zdołam. - A ja mam wpełznąć do swojej małej kryjówki, tak? - Tak. I byłoby bardzo rozsądnie z twojej strony, gdybyś schowała się tam i nie wysuwała nosa aż do chwili, gdy powiem, że możesz wyjść. Payton uśmiechnął się, gdy okrągły dworzanin, z którym rozmawiał, pobiegł na poszukiwanie swego małego synka. Jego rozmówca nie był szczególnie bystry, a mimo to zrozumiał subtelne aluzje na temat sir Roderyka. W przeszłości musiały krążyć jakieś plotki na ten temat, skoro prosty człowiek tak szybko pojął znaczenie słów Paytona. Wyglądał na mocno przestraszonego i biegł tak szybko, jakby chłopcu już ktoś przyłożył nóż do gardła. Bardzo możliwe, że sir Roderyk wcześniej okazał niezdrowe zainteresowanie malcem. - Witaj, mój piękny rycerzu - usłyszał znajomy głos. Payton odwrócił się i ujrzawszy lady Fraser, stwierdził z zaskoczeniem, że nie jest nią ani odrobinę zainteresowany. Zachęcający wyraz jej oczu ani ucisk pulchnego ciała, który czuł na boku, w ogóle go nie poruszyły. Pożądał Kirstie, był tym zaintrygowany i trochę zaniepokojony. Czy zmęczył się giermkami z kobietami pokroju lady Fraser, czy też, po raz pierwszy w życiu, czuł się przywiązany tylko do jednej kobiety? I, jeżeli tak się stało, co powinien z tym zrobić i jak długo taki stan potrwa? - Mój mąż został wezwany do konającego ojca - powiedziała, głaszcząc go po ramieniu. - Nie będzie go przez całe dnie. I noce. Przez wiele długich, samotnych nocy. - Och, mój słodki gołąbku, jakże kusisz słabego, biednego mężczyznę - wymruczał, zdejmując jej dłoń z ramienia i całując palce. - Szlocham na myśl o skarbie, który będę musiał porzucić. - Porzucić? - Wyrwała dłoń i patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Odmawiasz mi? - Moja cudowna, muszę, choć to rozdziera me serce. Ludzie króla tak rzadko mnie o coś proszą - zaczął. - Ha! Jesteś na każde skinienie starego króla, a teraz jeszcze dziedzica regenta! - Skrzywiła się w stronę, w którą odszedł poprzedni rozmówca Paytona. - A co ten stary głupiec może mieć wspólnego ze sprawami regenta? - No, mój piękny aniołku, wiesz, że mężczyźnie nie wolno mówić o takich sprawach. Powiem ci tylko, że rozmawiałem z nim jedynie o jego synu. Chciał zasięgnąć mojej opinii co do paru osób zajmujących się nauką i wychowaniem dzieci. - Payton nagle zdał sobie sprawę, że lady Fraser słynęła jeszcze z jednej cechy: była kolekcjonerką plotek, którymi chętnie się dzieliła. - Pytał mnie o sir Lesleya MacNicoIle i sir Roderyka MacIye. Obawiam się, że nie okazałem się zbyt pomocny, nie znam MacIye zbyt dobrze, choć słyszałem jakieś pogłoski na jego temat. - On jest dziwny - szepnęła lady Fraser, rozglądając się po zatłoczonej komnacie, jakby w poszukiwaniu mężczyzny, o którym mówiła. - Często bywa w zamku, a jednak, nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł wymienić imię choć jednej kobiety, którą obdarzył swymi względami. Widziałam kiedyś, jak flirtował, ale to nie było nic poważnego ani zobowiązującego. - Słyszałem, że jest żonaty. - I pozostaje wiemy przysiędze? - Lady Fraser roześmiała się, ale w jej śmiechu zabrzmiały gorzkie nuty. - Och, słyszałam, że tak dzieje się w twojej rodzinie, ale jeżeli to prawda, to jest zaiste rzadkością. A skoro sir Roderyk tak bardzo kochał swoją żonę, to co tutaj robi dzień po tym, jak biedaczka utonęła? - Utonęła? - Tak. Mówi o tym każdemu, kto zechce słuchać, choć nie wydaje się, żeby kogoś interesowały te nowiny,

ona nie była ani dobrze znana, ani lubiana. - Może szuka pomocy przy odnalezieniu ciała. - Nie prosił o żadną pomoc. Z tego, co słyszałam, równie dobrze mógł już odnaleźć jej ciało i pogrzebać. Podobno figlowali nad brzegiem rzeki i ona uparła się, że chce ochłodzić stopy w wodzie. Weszła zbyt głęboko i porwał ją prąd. Podobno nie można było jej ocalić. - Zmarszczyła brwi. - Jestem przekonana, ze on wcale jej nie szukał. Jedno jest pewne: nie zawraca sobie głowy udawaniem żałoby. - Skinęła głową w kierunku przystojnego, dobrze zbudowanego mężczyzny z dwoma potężnymi, ciemnymi sługami u boku. - Oto on. I nie zachowuje się jak wdowiec, który właśnie pochował żonę. Nawet ci, o których wiadomo, że ich małżeństwo było nieudane, okazują przynajmniej odrobinę żalu. W każdym razie większość z nich - dodała cicho, rzucając gniewne spojrzenie na okrągłego, siwiejącego mężczyznę, który tydzień temu pochował trzecią żonę. - Niektórzy mężczyźni po prostu nic widzą potrzeby, by udawać - wymamrotał Payton. - Nawet jeżeli ich zachowanie miałoby stanowić temat do plotek. Payton przyglądał się uważnie sir Roderykowi, walcząc ze sobą, by nie podejść do niego i zakończyć jego życia od razu - tak wolno i boleśnie, jak to tylko było możliwe. Był zaskoczony, że ogarnęła go aż tak niepohamowana żądza krwi. I zdziwiony, że mężczyzna nie był w żaden sposób naznaczony, i nie było po nim widać ogromnego zła, które wyrządził. Gdy już udało mu się zapanować nad wściekłością, mógł uważniej przyjrzeć się człowiekowi, którego zamierzał zniszczyć. W sir Roderyku nie było nic wyjątkowego, co mogłoby przykuć uwagę. Większym zagrożeniem wydawali się towarzyszący mu dwaj mężczyźni. Zauważył, że Roderyk nie może oderwać oczu od giermków, którzy kręcili się po sali. Skoro jego perwersja stała się w ciągu lat zbyt silna, by potrafił ją maskować, zadziwiające było, że tak długo pozostawała tajemnicą. Sposób, w jaki ten człowiek patrzył. na chłopców, sprawił, że Paytonowi dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Zaczął podejrzewać, że Roderyk znowu wyruszył na polowanie. - Interesujesz się sir Roderykiem z jakiegoś konkretnego powodu? - zapytała lady Fraser. - Bardzo uważnie mu się przyglądasz. - Szukam na jego twarzy najmniejszego cienia żalu albo chociaż irytacji, że teraz będzie musiał szukać nowe] zony - odrzekł Payton. - Zmarła żona musiała być dla niego istnym krzyżem pańskim. - Być może. Widziałam ją tylko kilka razy. Drobna, ciemna, jeszcze prawie dziecko. Wydawała się jedynie małym, nieśmiałym cieniem przyklejonym do jego boku. Prawie z nikim nie rozmawiała, a gdy już zaczęła z kimś pogawędkę, sir Roderyk albo któryś z jego towarzyszy szybko odsuwali ją od towarzystwa, albo stali w pobliżu, wsłuchując się w każde jej słowo. Teraz, gdy myślę o tym biednym dziecku, zastanawiam się, czy ta śmierć to rzeczywiście był wypadek. Może celowo pozwoliła, by porwała ją rzeka. - Och, tak, to możliwe. I smutne. - Och, do kroćset! Siostra Frasera! Zanim Payton zdążył otworzyć usta, lady Fraser już nie było. Chwilę później zobaczył tęgą, siwą damę maszerującą w stronę, w którą umknęła lady Fraser. Kobieta nie zatrzymała się, ale przechodząc obok, obrzuciła go złym spojrzeniem i Payton nieomal się roześmiał. Najwyraźniej przynajmniej jedna osoba z rodziny Frasera zamierzała stać na straży cnoty jego małżonki. Być może sam Fraser poprosił siostrę, by miała oko na żonę. To mogłoby okazać się pomocne. Jeżeli lady Fraser była teraz strzeżona przez przyzwoitkę, Payton nie będzie musiał zbyt często odrzucać jej czułych zaproszeń. Tak naprawdę nie chciał urazić lady Fraser. Jego obsesja na punkcie drobnej, szarookiej kobiety mogła okazać się ulotna, a wtedy z radością odzyska zainteresowanie darami, które lady Fraser tak chętnie mu oferowała. Payton skierował uwagę z powrotem na sir Roderyka i zamarł. Z całej siły musiał walczyć, by poskromić chęć podbiegnięcia do mężczyzny z obnażonym mieczem w dłoni. Sir Roderyk trzymał dłoń na ramieniu giermka. Było jasne, że chłopiec nie miał ochoty tam stać, a sposób, w jaki mężczyzna przyglądał się małemu, przyprawił Paytona o mdłości. Wiedział, że nie będzie w stanie odciągnąć każdego chłopca, który znajdzie się w pobliżu sir Roderyka, ale tym razem postanowił działać. Ten chłopiec pochodził z rodziny szlacheckiej, z MacMillanów. Idąc w stronę sir Roderyka, Payton desperacko walczył, by poskromić całą wściekłość i ukryć obrzydzenie. Skinął sir Roderykowi głową na powitanie, ujął chłopca za ramię i delikatnie odsunął go od mężczyzny. Sposób, w jaki mały Uven zadrżał, a potem się odprężył, wzbudził w Paytonie podejrzenie, że chłopiec wyczuł zagrożenie. W końcu Uven był wnukiem lady Maldie, a Payton wiedział, że ona, podobnie jak inni członkowie jej klanu, mieli wyjątkowy dar. Wolał takie wytłumaczenie niż to, że Uven wiedział o dewiacji sir Roderyka, bo stał się już jego ofiarą. Na samą myśl O tym wstrząsnął się i objął chłopca opiekuńczo za chude ramiona i przycisnął mocno do swego boku.

- Uvenie, czy są tutaj twoi rodzice? - zapytał, gdy wolno oddalili się od sir Roderyka. - Tak dawno nie widziałem kuzynki Morny i starego lana. - Nie, wciąż są w Dunncraig - odpowiedział chłopiec. - Wkrótce kuzyn Jame zostanie tam dziedzicem, ale tata wciąż pozostanie w jego świcie. Kuzyn James dal nam ładny, nieduży kawałek ziemi i dobry, kamienny dom. - To zaszczyt, na który twój ojciec w pełni zapracował. A ty u kogo służysz? - U sir Bryana MacMillana, jednego z wyżej urodzonych kuzynów mego ojca. - Chłopiec rzucił szybkie, nerwowe spojrzenie za siebie. - Cieszę się, że przyszedłeś po mnie. Nie mogę polubić tego człowieka. - Zadrżał lekko i przysunął się bliżej Paytona. - Czy on zrobił coś, co cię zdenerwowało? - Nie, nic takiego. Po prostu mam złe przeczucia, rozumiesz? Szuka mnie, a gdy mnie dotyka, robi mi się niedobrze. Mama powiedziała mi, żebym nigdy nie ignorował takich odczuć, bo wielu Murrayów ma dar. Dlatego staram się trzymać od tego człowieka jak najdalej. - Bardzo dobrze. Rób tak dalej. I powiedz sir Bryanowi to, co przed chwilą powiedziałeś mnie. On dobrze zna Murrayów. Wysłucha twoich słów i pomoże ci unikać sir Roderyka MacIye. Gdy chłopiec podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się, Payton niemal się potknął. Wyglądał jak Callum. To prawda, że Callum jeszcze ani razu się nie uśmiechnął, ale miał te same oczy, rysy twarzy, włosy. Uven miał osiem lat, dziecięca pucułowatość już znikała z jego twarzy, odsłaniając szlachetne rysy, które Payton widział u Calluma. Nic dziwnego, że przez cały czas coś w Callumie wydawało mu się znajome. Chłopiec był MacMillanem z krwi i kości. Musiał być. Jedynym problemem może okazać się zebranie wystarczającej ilości dowodów. - Coś się stało, kuzynie Paytonie? - zapytał Uven. - Nie, synu. Przez chwilę uderzyło mnie, jak podobny jesteś do MacMillanów. - Tak, mama mówi, że jestem MacMillanem do szpiku kości. Mówi, że nie odziedziczyłem po niej i po Murrayach nic, oprócz tego daru. - Zmarszczył brwi. - Te przeczucia bywają trochę przerażające. Mama mówi, że zadba, abym częściej odwiedzał ciotkę Elspeth i kuzynostwo Avery'ego i Gilly. Oni nauczą mnie korzystać z mojego daru. Payton przyznał mu rację i opowiedział chłopcu parę zabawnych historii, zanim znaleźli sir Bryana. Gdy przekazywał chłopca pod jego opiekę, uważnie przyjrzał się mężczyźnie. Po raz kolejny ujrzał rysy Calluma odbite w starszej twarzy. Opuścił towarzystwo MacMillanów, nie wspominając o chłopcu. Na razie było bezpieczniej, gdy nikt nie wiedział, gdzie jest Callum, poza tym Payton potrzebował dowodu na to, w co teraz wierzył. Wiedział, że powie o tym jedynie Janowi, który pomoże mu szukać dowodów. Ktoś musiał wiedzieć, kim była matka chłopca, kiedy i w jakich okolicznościach mały został wyrzucony na bruk, by radził sobie sam. Dla wielu wystarczy jedno spojrzenie na Calluma, ale Payton chciał więcej. Pragnął, żeby Callum w to uwierzył, zyskał pewność, do jakiego klanu należy. Payton był pewien, że danie chłopcu rodziny i nazwiska, pomoże bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Wiedział, że chłopiec, stając się częścią małego, ale dumnego i honorowego klanu, odzyska dumę i siłę potrzebną do pokonania ogromu bólu, jakiego doświadczył. ROZDZIAŁ 4 Kirstie nie mogła wprost uwierzyć, że tak łatwo udało jej się wymknąć z domu Paytona. U znała, że nie pilnowano jej już zbyt uważnie, bo przez cały tydzień zachowywała się tak poprawnie, iż własna rodzina by jej nie poznała. Być może nikt nie sądził, że zechce lekkomyślnie znaleźć się w zasięgu ręki mężczyzny, który chciał ją zabić, ale odsunęła od siebie tę myśl. Dużo lepiej było myśleć o sobie jako o sprytnej, a nawet zuchwałej osobie. Obciągając swój prosty, czarny kubrak, Kirstie błąkała się po wąskich uliczkach i zaułkach miasta. Nie wyglądała na wystarczająco bogatą, by przyciągnąć złodziei albo onieśmielać, ale na tyle zamożną, by w podzięce za pomoc rzucić monetę lub dwie. Przez całe lata mozolnie zbierała pieniądze i była przekonana, że ma ich teraz dosyć, by rozwiązać kilka języków. Skoro Roderyk mógł używać pieniędzy, by realizować swe chore fantazje i kupować milczenie, ona mogła używać tego samego środka, by go powstrzymać. Nigdy nie miała takiej swobody, by mogła bez skrępowania poruszać się po mieście czy rozmawiać, z kim chciała, i tak długo, jak miała na to ochotę. Teraz, nareszcie, miała okazję, by zebrać zeznania przeciwko Roderykowi, opowiedzieć ludziom o jego sprawkach i odciąć mu źródło niewinnych

ofiar. Pięć godzin zajęło Kirstie zrozumienie, że traci zarówno czas, jak i pieniądze. Głowa ją bolała od walenia w mur obojętności i niedowierzania. Serce jej krwawiło, gdy po raz kolejny doznawała szoku i bólu w zetknięciu z głęboko zakorzenioną apatią. Na początku myślała, że to strach zamyka ludziom usta, i w niektórych wypadkach zapewne tak było, ale wielu jej rozmówców po prostu nic ta sprawa nie obchodziła. "Ten człowiek daje chłopcom szansę na lepsze życie. Nie pozwolę o nim źle mówić". "Sama mam jedenaścioro dzieci. Nie mam ani siły, ani czasu martwić się o obce bachory". "Najwyższy czas, żeby ktoś zabrał te złodziejskie szczury z ulicy. Są jak zaraza". Te i podobne słowa ludzi ciemnych i pozbawionych serca zostały niemal wyryte w umyśle Kirstie. Jeszcze gorsze było milczenie zastraszonych. Żeby je przerwać, potrzebne było zagrożenie większe, bardziej przerażające niż to, które prezentował sir Roderyk. Nawet jeżeli Kirstie potrafiłaby coś takiego wymyśleć, wątpiła, czy ktokolwiek by jej wysłuchał i uwierzył. Mogła, jeśli bardzo się postara, usprawiedliwić brak serca u mężczyzn, ale nie u matek. Czy były aż tak ślepe, by wierzyć, że tylko niechciane dzieci znajdują się w niebezpieczeństwie? Gdy zbliżała się do tylnych drzwi domu Paytona, usiłowała dodać sobie otuchy, mówiąc, że zostały jeszcze setki ludzi, z którymi mogła porozmawiać. Może znajdzie się ktoś, kto będzie zdawał sobie sprawę, że zło można pokonać tylko wtedy, gdy się je zrozumie i stanie z nim twarzą w twarz. Po prostu będzie musiała bardziej się postarać. Była naiwna i głupia, sądząc, że to wszystko okaże się proste. Alice wbiła w nią wzrok, gdy Kirstie wkradała się do kuchni, i dziewczyna zaklęła w duchu. Dużo łatwiej było wymknąć się na zewnątrz, niż wrócić, zwłaszcza że była zatopiona w nie wesołych myślach. Jedyna nadzieja w tym, że Alice także leżało na sercu dobro dzieci. Kirstie zamknęła za sobą drzwi i obdarzyła gospodynię promiennym uśmiechem. Być może nadarzyła się okazja, by zdobyć w domu cichego sprzymierzeńca. - Co panienka robiła? - spytała podejrzliwie służąca. - Próbowałam znaleźć kogoś w tym przeklętym mieście, kto zechciałby zeznawać przeciwko memu mężowi -odrzekła Kirstie. - I dlatego musiała się panienka przebierać za chłopca? - Ludzie chętniej będą rozmawiali z chłopcem niż z kobietą, a poza tym przecież ja nie żyję, prawda? Alice usiadła przy stole, oparła okrągły podbródek na dłoni i popatrzyła na Kirstie srogo. - To niebezpieczne. - Och, tak samo jak życie u boku sir Roderyka. Ktoś w tym przeklętym mieście musi coś wiedzieć. Mężczyzna nie może porywać dzieci tak, żeby nikt nic nie widział ani nie słyszał. - Ale oni nie chcą mówić, prawda? - Prawda. - Kirstie westchnęła i usiadła na jednej z otaczających stół ław. - Byłam głupia, myśląc, że to będzie proste. Niewiara i zwykły brak zainteresowania, z jakimi się spotkałam, wprawiły mnie w osłupienie. Roderyk dobrze wie, o co w tym wszystkim chodzi, wie, że ludzie albo nie uwierzą, albo nic ich to nie będzie obchodzić. Nie wtedy, gdy sprawa dotyczy biednych i porzuconych dzieci. Spodziewałam się takiej reakcji, ale tylko u niektórych. Teraz obawiam się, że wszyscy tak zareagują. - To gorzka prawda. Większość ludzi ma własne życie i rodziny, o które muszą się troszczyć. Nie mają czasu ani siły, by martwić się kimkolwiek innym. A zatem nie ma żadnej potrzeby, żeby panienka ponawiała swoje próby. - Ostatnie zdanie zabrzmiało jak pytanie. - To bardzo duże miasto, Alice. Gdzieś tam musi być przynajmniej jeden odważny człowiek. I to, co sir Payton robi wśród bogatych i możnych, ja zamierzam przeprowadzić wśród biednych i bezbronnych. Och, być może nie pomogą mi ani nie staną otwarcie przeciw sir Roderykowi, ale jestem pewna, że wysłuchają tego, co mam im do powiedzenia, a moje ostrzeżenia zakorzenią się gdzieś w ich sercach i umysłach. Pogłoski o jego postępkach mogą równie szybko rozejść się po mieście, jak po królewskim dworze. - Och, tak. Bardzo szybko. - To będzie powolny proces, ale krok po kroku uniemożliwię Roderykowi zabieranie z ulicy każdego dziecka, które mu się spodoba. Jego tereny łowieckie wkrótce znacznie się skurczą. A gdy sir Payton już zwycięży Roderyka, to, co teraz robię, może przynieść efekty w przyszłości. Być może dzięki moim słowom chociaż parę osób zrozumie, że trzeba być bardzo ostrożnym, gdy powierza się dziecko obcemu człowiekowi - bez względu na to, czy jest bogaty czy biedny. Alice skinęła głową. - Tak, to możliwe. Rozumiem, po co panienka to robi, ale panu to się na pewno nie spodoba. - Masz rację. Kirstie skrzywiła się i powoli obejrzała na mężczyznę stojącego w drzwiach kuchni. Uznała to za irytujące,

że wciąż może wyglądać tak oszałamiająco, nawet gdy odgrywa rolę aroganta. Ramiona skrzyżował na szerokiej piersi, rozstawił szeroko długie nogi, a jego przystojna twarz przybrała groźny, zacięty wyraz. Kirstie zaczynała myśleć, że Payton nie mógłby wyglądać źle bez względu na to, jak bardzo by się starał. - Czy wszystko na dworze poszło dzisiaj zgodnie z planem? - zapytała tak uprzejmym głosem, na jaki tylko potrafiła się zdobyć. Payton powoli potrząsnął głową. Ryzykowała swoje życie, zlekceważyła jego polecenia i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. I musiał przyznać, że dobrze jej to wychodziło. Podszedł do niej, złapał za rękę i wyciągnął zza stołu. - Musimy odbyć małą pogawędkę - powiedział, kierując się ku wyjściu i ciągnąc Kirstie za sobą. Był wściekły. Prowadził ją w jakieś ustronne miejsce, gdzie zamierzał ją łajać, dopóki uszy nie zapłoną jej ze wstydu. Powinna przygotowywać argumenty, a nie zastanawiać się, jaką przyjemność sprawia jej jego dotyk. - Co ty robisz z Kirstie? Oderwawszy z wysiłkiem wzrok od kształtnych pośladków Paytona, Kirstie podniosła oczy na Calluma dokładnie w chwili, gdy Payton zatrzymał się, by stanąć twarzą w twarz z wojowniczo nastawionym chłopcem. - Zamierza zrobić mi wykład - powiedziała. - Jest zły - powiedział Callum, ale złagodził nieco swą agresywną postawę, gdy nie dostrzegł w Kirstie śladu strachu. - Sądzisz, że mogę ją trochę poturbować, prawda? - zapytał Payton. - Tak robią wściekli mężczyźni - odparł Callum. - Ale nie ten - zapewniła Kirstie. Wyraz twarzy chłopca mówił jasno, że nie jest przekonany, czy ma w to uwierzyć. - Może ja też powinienem przy tym być. - To miło z twojej strony, że się o mnie troszczysz, Callumie - powiedziała Kirstie - ale myślę, że wolałabym raczej zostać złajana bez publiczności. On mnie nie uderzy - dodała miękko. - Wydajesz się tego bardzo pewna. - Bo jestem. Po dłuższej chwili Callum odstąpił krok na bok. Payton podziękował chłopcu lekkim ukłonem i pociągnął Kirstie do małego pokoju, w którym zajmował się rachunkami. Konfrontacja z Callumem ostudziła jego gniew. Tak, rozmyślał, gdy delikatnie, ale stanowczo pchnął Kirstie na duże, bogato rzeźbione krzesło, jego złość wydawała się nie robić na niej żadnego wrażenia. Tak naprawdę, gwałtowna złość, którą poczuł, kiedy zdał sobie sprawę z jej postępku, zaskoczyła jego samego. Ajeszcze bardziej zaskoczyło go odkrycie, że ten gniew zrodził się przede wszystkim z lęku o dziewczynę. Gdy stanął pod drzwiami kuchni i usłyszał rozmowę Kirstie i Alice, poczuł, jak złość i lęk chwytają go za gardło. Nawet jeżeli Roderyk jej nie złapie, samotne spacery po ulicach i tak były niebezpieczne. A on nie byłby w stanie jej chronić, nawet nie wiedziałby, gdzie jest. Takie myśli sprawiły, że poczuł chłód przenikający go aż do kości. Nalewając wina do pucharów, przyglądał się jej ukradkiem. Przebranie było doskonałe, sam mógłby się na nie nabrać, gdyby nie wiedział, że to Kirstie. Jak na tak drobną kobietę miała zaskakująco długie nogi, a jej strój ukazywał zgrabne łydki. Paytonowi nie podobała się myśl, że tak otwarcie obnosiła się ze swą figurą, nawet jeżeli ci, którzy na nią patrzyli, myśleli, że widzą chłopca. Także to uczucie uznał za niezwykłe, bo nigdy wcześniej nie interesowało go, kto jeszcze podziwiał uroki dam, których pożądał lub z którymi dzielił łoże. Najwyraźniej, mimo że unikał Kirstie, jak mógł, w żaden sposób nie zmniejszyło to jego zainteresowania. Gdy upiła łyk wina i nieświadomie zlizała kroplę ze swych pełnych warg, poczuł, jak roznieca w nim ogień pożądania. Odkrył niedawno, że sam widok jedzącej kobiety może go poruszyć i napełnić jego umysł obrazami wyuzdanych rozkoszy. Nawet dzielenie stołu z pięciorgiem dzieci, Alice i Janem nie mogło ostudzić jego krwi. Trochę pomogła wczorajsza kolacja w zamku, ale i tak tęsknił za wszystkimi. Na dodatek odkrył, że widok innych jedzących kobiet nie robił na nim żadnego wrażenia. Tylko Kirstie wywierała na niego taki wpływ. A teraz okazało się, że nie może spokojnie patrzeć, jak ona zaspokaja pragnienie. Payton postanowił sięgnąć do pokładów gorejącej w nim złości. Wystarczyła myśl, że Kirstie sama włóczyła się po ulicach miasta przekonana, iż chłopięcy strój uchroni ją od niebezpieczeństwa, by całe pożądanie zniknęło, zastąpione przez niepohamowany gniew. - Mogłabyś mi wytłumaczyć, w co ty się bawisz? - burknął, rozpierając się na krześle naprzeciwko niej. - A nie podsłuchałeś wszystkiego? - zapytała i nieomal roześmiała się, gdy po jego twarzy przemknął

wyraz irytacji. Wykorzystała chwile pełnego napięcia milczenia, by przygotować się do tej dyskusji i zmusić do oderwania oczu od nieprzyzwoitych części jego smukłego ciała, w które wpatrywała się jak rozpustnica. Kirstie chciała sprawić, by Payton zrozumiał, że ona musi coś zrobić, by wymierzono jej mężowi sprawiedliwość, której tak długo unikał. To była także jej walka, jej życie zależało bowiem od pokonania sir Roderyka. - Czy ty w ogóle masz pojęcie, na jakie niebezpieczeństwo naraziłaś się, błądząc sama po ulicach? - Roderyk myśli, że nie żyję, i nigdy nie rozpoznałby mnie w tym stroju. - Może nie, ale on nie jest jedynym niebezpieczeństwem, które czyha w tym mieście, głupia dziewucho. - Głupia dziewucho? - wymamrotała i pociągnęła długi łyk wina, by powstrzymać się przed rzuceniem pucharem w jego głowę. - Mały, ładny chłopiec nie jest ani trochę bardziej bezpieczny na ulicy niż dziewczynka. A ty ubrałaś się wystarczająco dobrze, by jakiś złodziej pomyślał, że masz coś, co warto ukraść. Skąd w ogóle wzięłaś to ubranie? - Z jednej z komód na górze. Chciałam przebrać się za biednego, obdartego chłopca, ale nie mogłam znaleźć żadnych łachmanów. - Biedny, obdarty chłopiec? Masz na myśli podobnego do tych, których sir Roderyk porywa na ulicach? Kirstie westchnęła w duchu. Nie przyszło jej do głowy, że była nie mniej narażona na niebezpieczeństwo ze strony Roderyka, wychodząc jako chłopiec, niż gdyby wyszła w ogóle bez przebrania. To doprawdy irytujące, że Payton potrafił znaleźć skazę w jej idealnym planie. - Wydaje mi się, że wyglądam zbyt staro, by wzbudzić jego zainteresowanie. Payton zaklął i zaczął krążyć po pokoju, a Kirstie miała ogromną ochotę pójść w jego ślady. Każdy jego krok pełen był zrodzonej z siły gracji. Złapała się na tym, że podczas gdy Payton wygłaszał swą tyradę, ona wbija wzrok w prężące się mięśnie jego ud i łydek. Dworski strój, który miał na sobie, był bogato zdobiony, a tunika wystarczająco krótka, by zapewnić jej widok na jędrne pośladki mężczyzny, od których nie mogła oderwać wzroku. Nagle Payton odwrócił się twarzą do niej i Kirstie szybko podniosła wzrok. - Ty mnie w ogóle nie słuchasz, prawda? - zapytał, a ton jego głosu stanowił dziwną mieszaninę złości i rozbawienia. - Oczywiście, że słucham - skłamała, ignorując ciche parsknięcie niedowierzania. - Musiałam coś zrobić. Nie mogłam tak siedzieć i modlić się, żeby Jan rozwiązał moje problemy. Ty też nie możesz sam stawić czoła wszystkiemu. Payton ukucnął przed nią tak, by ich oczy znalazły się na jednym poziomie. - Ale Roderyk pragnął twojej śmierci. - Wiem, ale jestem bardzo ostrożna. Nie zapominaj, ze doskonale wiem, kto mu pomagał i kto służył. Wiem, kogo powinnam unikać. - Nie musiałabyś nikogo unikać, gdybyś po prostu została w tym domu - powiedział oschle, podnosząc się. Podszedł do kominka i oparł się o grubą, kamienną półkę. Kirstie odstawiła puchar i podniosła się, by stanąć obok niego. - Umiem być ostrożna i czujna, jeśli trzeba, potrafię mieć oczy dokoła głowy. Skoro wiem, z której części miasta pochodziło najwięcej dzieci, wiem też, gdzie powinnam szukać świadków i sprzymierzeńców. Znam imiona, które warto wspomnieć, wiem, jakie historie opowiedzieć, by wzbudzić podejrzenia. - Ale to nic nie dało, prawda? - Odwrócił się, by stanąć z nią twarzą w twarz. - To prawda. Zdjął jej czapkę i niemal się uśmiechnął, gdy włosy Kirstie natychmiast zaczęły opadać z dziwacznego węzła, w który je związała. - Plotki szerzą się powoli, ale niepowstrzymanie. Jednak w zamku mają tyle innych zmartwień, że niewielu dworzan ma czas, by przejmować się mężczyzną przejawiającym niezdrową skłonność do chłopców. W Radzie Regentów toczy się walka o wpływy nad naszym małym królem. Zupełnie niespodziewanie Boydowie zyskują coraz więcej wpływów. Doszły mnie pogłoski, że lord Boyd i jego brat, sir Alexander, mogą próbować sięgnąć po pełną kontrolę nad małym Jakubem. Kirstie westchnęła i potrząsnęła głową. - A zatem jedynym chłopcem, o którym każdy chce słuchać i mówić, jest nasz król. - I wszyscy zastanawiają się, czy Anglia spróbuje wykorzystać całe to zamieszanie i walkę o władzę. - Myślisz, że szykuje się wojna? - Modlę się, aby do tego nie doszło, ale gdy na szali znajduje się panowanie nad krajem, wojna często jest jedynym rozwiązaniem. - Nie mogąc się powstrzymać, Payton rozpuścił jej włosy, przeczesując palcami

jedwabiste sploty. - Ale my mamy naszą własną walkę i nie możemy martwić się tymi, którzy próbują odebrać władzę nieletniemu królowi, zbyt słabemu, by mocno dzierżyć berło w dłoniach. - Co ty robisz? - zapytała, wiedząc, że powinna usunąć się poza zasięg jego dłoni, ale dotyk jego palców na skroni sprawiał jej zbyt dużą przyjemność, by mogła się poruszyć. - Układam twoje włosy. Nie będziesz sama błąkała się po mieście. - Och, tak? Nie będę? Wydaje mi się, że prosiłam, byś został mym sprzymierzeńcem, a nie ojcem. - Moim zadaniem, jako twojego sprzymierzeńca, jest zapewnienie ci bezpieczeństwa. - Ujął ją za szczupłe ramiona. - To dla ciebie bardzo niebezpieczne, tak chodzić samej po ulicach. - Zatem będę zabierać kogoś ze sobą. - Do diabła, ledwie uszłaś z życiem ostatnim razem. Dlaczego teraz prowokujesz następny atak? - Sir Roderyk wierzy, że zamach na moje życie się powiódł, więc nie będzie mnie szukał. Ani on, ani żaden z jego ludzi. Muszę to robić. Nie mogę pomóc ci w pałacu, nie mogę zwrócić się do żadnej osoby z nielicznej garstki moich przyjaciół, bo wszyscy uważają mnie za zmarłą. Zbyt długo walczę o ocalenie dzieci, by teraz po prostu przestać. To, co robiłam wcześniej, także było niebezpieczne, prawda? Poza tym, ten łotr próbował pozbawić mnie życia. Nie mogę tego tak zostawić, nie będę czekać i modlić się, żeby mnie nie znalazł i znowu nie próbował zabić. Jeżeli ty uniemożliwisz mu kontakt z dziećmi ze szlachetnych rodów, Roderyk coraz częściej zacznie szukać ofiar wśród biedaków, którzy mieszkają w mieście. Zamierzam znacznie mu to utrudnić. Payton zgadzał się z jej tokiem rozumowania. Ktoś, kto będzie szerzył pogłoski po ulicach miasta i szukał sprzymierzeńców, może okazać się bardzo pomocny. Jan próbował to robić, gdy tylko miał wolną chwilę, ale jego osoba wzbudzała raczej strach niż chęć do zwierzeń. Patrząc z logicznego punktu widzenia, Payton wiedział, że jej plan jest bez zarzutu, ale emocje podpowiadały mu, by zamknął Kirstie na klucz w pokoju, a pod drzwiami postawił krzepkich strażników aż do chwili, gdy sir Roderyk będzie martwy i pogrzebany. Jednak nie zamierzał nikomu zwierzać się ze swoich uczuć i doszedł do wniosku, że muszą osiągnąć jakiś kompromis. - Mogę zabierać ze sobą Calluma - powiedziała, starając się zwalczyć podniecenie, które wzbudzał w niej dotyk jego dłoni, głaszczącej jej ramię. - Roderyk i jego ludzie bez trudu rozpoznają chłopca. - Wpatrywał się w jej pełne wargi, czując wręcz desperacką chęć, by ich dotknąć. - Nie, kiedy ja go przebiorę. Dwóm chłopcom będzie groziło mniejsze niebezpieczeństwo niż jednemu, a wiesz dobrze, że potrafię skradać się i ukrywać tak, by nikt mnie nie zauważył. Callum jest prawie tak dobry jak ja. Przysięgam, że w razie najmniejszego przeczucia, iż moje przebranie nie spełnia swojej roli, jakiegokolwiek znaku, że wzbudziłam zainteresowanie mego męża, wrócę i nie opuszczę tego domu, dopóki Roderyk nie zginie. Kirstie nie mogła ukryć drżenia, gdy Payton delikatnie ujął jej twarz w dłonie. Zielone plamki w jego miodowozłotych oczach wydawały się migotać i, zafascynowana, nie mogła oderwać od nich wzroku. Wolałaby, żeby Payton nie wydał jej się aż tak godny pożądania. Ostatnią rzeczą, jaka była jej potrzebna, było zajęcie miejsca w niewątpliwie długim szeregu dam, które próbował uwieść. A jednak, musiała przyznać, zostać uwiedzioną przez takiego mężczyznę to wspomnienie, które każda kobieta zachowuje w sercu na zawsze. - W wypadku jakiegokolwiek przeczucia niebezpieczeństwa? - zapytał Payton, nie wiedząc do końca, dlaczego ustępuje. - Nawet na podejrzenie przeczucia. - Sposób, w jaki delikatnie pieścił palcami jej twarz, wywołał w Kirstie falę gorąca. - I nie będziesz wychodziła sama. - Nie. - Nieomal zapiszczała, gdy Payton dotknął ustami jej czoła - I nigdy w nocy. - Ucałował po kolei kąciki jej oczu. - Nie, nigdy w nocy. Kirstie słyszała swój głos, ale nie była do końca pewna, co mówi. Jej ciało i umysł wydawały się rozpuszczać i spływać gorącym strumieniem do jego elegancko obutych stóp. Miała nadzieję, że nie obiecuje niczego, czego potem mogłaby żałować. Z każdym delikatnym pocałunkiem, który składał na jej twarzy, coraz mniej zależało Kirstie na rozmowie. Opanowała ją nieodparta chęć sprawdzenia, jak szybko mogłaby zedrzeć wytworne szaty z tego ponętnego ciała. Uznała, że to dziwna i chwilowa zachcianka, bo nie miała pojęcia, co dalej mogłaby z nim robić. Gdy Payton musnął wargami jej usta, Kirstie poczuła, że cała drży, i schwyciła fałdy jego tuniki. - I będziesz mnie informowała, do jakiej części miasta się wybierasz - dodał miękko, mając usta tak blisko jej warg, że dotykał ich, gdy mówił.

- Och, tak. Payton zanurzył palce w jej miękkich, gęstych włosach, pieszcząc jedną dłonią szyję dziewczyny. Drugim ramieniem objął jej szczupłą talię, przyciągając ją bliżej do siebie. Minęło wiele czasu, odkąd musiał uciekać się do takich podstępów, by oczarować dziewczynę i skraść jej całusa, ale cieszył się, że nie utracił jeszcze wszystkich swoich umiejętności w tej dziedzinie. Kirstie okazała się wyjątkowo wrażliwa. Wiedział, że powinien się wstydzić, bo tak chętnie to wykorzystał, ale nie miał żadnego poczucia winy. Czuł się tak, jakby przez całe życie pragnął jedynie skosztować tych ust. Sekundę po tym, jak Payton przycisnął biodra do jej ciała, Kirstie otoczyła jego szyję ramionami i przytuliła się mocno do niego. Gdy przesunął językiem po jej ustach, rozchyliła ochoczo wargi. Roderyk pocałował ją parę razy w ich noc poślubną, ale ona omal się nie zakrztusiła, gdy wcisnął jej język do ust. Pocałunek Paytona wymykał się opisom, każdy zwinny ruch jego języka wywoływał w niej kolejną falę gorąca i pożądania. Doświadczała tak wielu uczuć naraz, aż dziwiła się, że nie mdleje. Gdy przesuwał dłońmi po jej ciele, zapragnęła zrzucić ubranie i poczuć dotyk jego palców na gołej skórze. Kiedy Payton położył jej dłoń na plecach i mocno przycisnął biodra do jej ciała, Kirstie usłyszała swój własny, cichy jęk. Zdała sobie sprawę, że pragnie ocierać się o niego w zupełnie nieprzyzwoity sposób, i była tak zaszokowana tym odkryciem, że wreszcie udało jej się nieco opanować rozszalałe żądze. Istniały setki powodów, dla których nie powinna przyjąć tego, co chciał jej ofiarować Payton. Fakt, że w tej chwili nie mogła wymienić ani jednego, stanowił niezbity dowód, w jak wielkim była niebezpieczeństwie. Szybko uwolniła się z jego objęć i wpatrywała w niego, próbując odzyskać oddech. Z satysfakcją zauważyła, że Payton oddychał równie ciężko jak ona. - To nie może się powtórzyć - powiedziała, marząc w duchu, by jej słowa brzmiały bardziej przekonująco i zdecydowanie. - Pragniesz mnie. - Wyciągnął ku niej dłoń. Kirstie zaczęła cofać się w stronę drzwi. - Pragnę wielu rzeczy, ale to nie oznacza, że mogę albo powinnam je dostać. - Tę możesz dostać. - Payton nie wiedział, gdzie podziała się jego słynna elokwencja. Doszedł do wniosku, że nie może się dziwić, iż jego oślepiony pożądaniem umysł nie potrafi przywołać tak często powtarzanych uwodzicielskich słów, skoro każdy nerw i mięsień jego ciała pałał żądzą posiadania tej kobiety. - Nie. Byłabym tylko jedną z wielu - odrzekła, chwytając klamkę. - Nie byłabyś. - Poza tym myślę, że to ważne, bym zachowała dziewictwo. Jeżeli wszystko inne zawiedzie, zawsze będę mogła próbować anulować małżeństwo. I uciekła, zanim Payton zdążył otworzyć usta, by zaprotestować. Nie mogła naprawdę wierzyć, że istnieje jeszcze jakaś szansa na anulowanie jej małżeństwa. Roderyk pragnął jej śmierci, już raz usiłował ją zamordować. Kirstie nie była głupia i Payton podejrzewał, że jej słowa były jedynie wymówką, aby zostawił ją w spokoju. Nalał sobie trochę wina i opróżnił puchar jednym haustem, ale trunek nie ugasił ognia, który płonął w jego żyłach. Nigdy żadna kobieta nie poruszyła go w taki sposób, w jaki zrobiła to Kirstie. Zastanawiał się, czy jakaś część jego umysłu nie była od początku na to przygotowana i stąd ta obsesja na jej punkcie. Aż do tej chwili starał się zachowywać jak prawdziwy dżentelmen i powstrzymywał się przed najmniejszymi próbami uwiedzenia dziewczyny. Jednak gorący pocałunek położył kres tym szlachetnym postanowieniom. Po raz pierwszy w życiu miał nadzieję, że plotki nie przerosły jego umiejętności uwodzenia, bo zamierzał wykorzystać je w pełni. Nie miał zamiaru spocząć, dopóki Kirstie nie znajdzie się w jego łożu. ROZDZIAŁ 5 - On chce się dostać pod twoją spódnicę. Kirstie niemal się potknęła, aż musiała przytrzymać się kamiennej ściany budynku, obok którego szli. Popatrzyła na rzucającego gniewne spojrzenia Calluma. Chłopiec był dobrze przebrany, wielka czapka skrywała jego jasne włosy i rzucała cień na zielone oczy, ale Kirstie i tak mogła dostrzec malujący się w nich gniew. Zastanawiała się, dlaczego tak długo tłumił w sobie złość. Przemierzali ulice miasta już od ośmiu dni, potem, wieczorami, wymieniali informacje z Paytonem i Janem i ani razu Callum nie dał znaku, że zdaje sobie sprawę z uwodzicielskich planów Paytona. A trzeba przyznać, że Payton doskonale radził sobie z tym zadaniem. Bez przerwy jej dotykał, delikatnie,

lecz zmysłowo. Kradł pocałunki i szeptał słowa, od których jej krew wrzała. Kirstie zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że powinna była się tego spodziewać. Callum był zbyt bystry, zbyt wiele wiedział o świecie, by nie zauważyć, co się dzieje. - To, czego on chce, bardzo się różni od tego, co dostanie - powiedziała i znowu ruszyła przed siebie. - Mówią, że on potrafi uwieść nawet głaz. - Przesada. Kobiety darzą go względami, bo jest piękny i niezwykle biegły w sztuce uwodzenia. Nie potrafię ci powiedzieć, czy jest w tym lepszy od innych mężczyzn, czy nie. Ale mogę cię zapewnić, że jestem zamężną kobietą i zamierzam dotrzymać przysięgi, którą złożyłam. - Roderykowi? - To prawda, że nie takiego męża sobie wymarzyłam i zasługuje na to, by smażyć się w najgorętszych ogniach piekielnych, ale fakt, że mój mąż jest perwersyjnym mordercą, nie zwalnia mnie od dotrzymania przysięgi, którą złożyłam przed Bogiem. Najwidoczniej Payton jest za bardzo przyzwyczajony do kobiet, które lekceważą takie śluby. To zapewne wpływ dworskiego życia. Callum szedł u jej boku i po chwili wpatrywania się w swoje nowe, miękkie kamasze, powiedział: - Ale przecież nie dzielił z tobą łoża. Mówię o Roderyku. To tak, jakby nie było żadnego małżeństwa. - Nie zakończyłam tego związku. - On to zrobił, pozostawiając cię nietkniętą przez pięć lat. Nic nie trzyma cię w tym małżeństwie. Potrzeba tylko, aby ktoś z kościoła powiedział ci, że jesteś wolna, i dał do podpisania jeden lub dwa papierki. Myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę tak samo dobrze jak sir Payton. Więc dlaczego mu się opierasz? - Nie jest moim mężem. Callum potrząsnął głową. - To nie ma znaczenia. Wiem, że go pragniesz. W jego głosie zabrzmiały ponure nuty i Kirstie zastanowiła się, czy Callum, jak wielu chłopców w jego wieku, nie doświadczał pierwszego, młodzieńczego zadurzenia - w niej. Jeżeli tak było, ona musi bardzo ostrożnie dobierać słowa. Jeśli chłopiec darzył ją uczuciem, nie mogła otwarcie mówić o tym afekcie, ale nie wolno jej też było go zignorować. Musiała postępować bardzo delikatnie. - Sir Payton poznał wiele, wiele kobiet. Jeżeli wierzyć choćby połowie plotek, które o nim krążą, lista jest o wiele za długa, bym zechciała na niej figurować. Przelotny, bardzo męski uśmiech rozświetlił twarz Calluma. - To hultaj. Chociaż on pewnie tak o sobie nie myśli. - Wzruszył ramionami. - Nic z tego nie rozumiem. Wiem, co mężczyzna i kobieta robią razem, ale nigdy nie widziałem gry, w którą wy dwoje gracie. Tam, gdzie dorastałem, jeżeli mężczyzna pragnął kobiety, to ją brał, a potem płacił jej za przyjemność lub bił ją, żeby nie lamentowała albo brał z nią ślub. A wy dwoje całujecie się, docinacie sobie i kłócicie. Istny zamęt. Kirstie trudno było zachować spokój. Z jednej strony przeraziła ją przedstawiona przez chłopca wizja świata, a z drugiej chciała się roześmiać ze słów, jakimi Callum określił dziwaczne zaloty między nią a Paytonem. Całe jej ciało płonęło z pożądania, które Payton wzbudzał w niej z taką łatwością, a głowa często pękała od nieskończonych dyskusji, które wiodła sama za sobą na temat tego, co dobre, a co złe. Jeżeli rosnące zniecierpliwienie Paytona mogło być jakimkolwiek wskaźnikiem, wydawało się, że on także cierpiał, i ta świadomość sprawiała jej przyjemność. Jednak taka huśtawka musiała być konfundująca, nawet dla Calluma. - Istnieją pewne zasady, Callumie. Zasady, które mówią, że zamężna kobieta powinna pozostać wierna swojemu mężowi. Zasady, według których panna może oddać swą niewinność jedynie prawowicie poślubionemu małżonkowi. Przyznam ci się, że sir Payton sprawia, że mam ochotę zignorować wszystkie te zasady, ale wtedy nie byłabym lepsza niż te kobiety, które w przeszłości zabierał do łóżka. - Aha - skinął głową Callum. - Duma. Kirstie wzruszyła ramionami. - Pewnie tak. - Jak myślisz, co zwycięży? Duma czy pożądanie? - Nie mam pojęcia - odpowiedziała miękko. - Czy bycie z nim uczyniłoby cię szczęśliwą? Zawahała się chwilę, a potem odrzekła: - Tak, myślę, że tak. - A zatem powinnaś zrobić to, czego pragniesz. Zasługujesz na szczęście. - Być może. Ale z mężczyzną takim jak Payton to szczęście może okazać się bardzo nietrwałe i zakończyć złamanym sercem. - Ukryła się w cieniu, otaczającym dom dla sierot, a Callum szybko poszedł w jej ślady.

- Jeżeli zdecydujesz, że masz ochotę na trochę radości i przyjemności, nie będę miał nic przeciwko. I obiecuję ci, że zabiję każdego głupca, który nazwie cię złą lub bezwstydną. - Dziękuję ci, Callumie. - Kirstie pocałowała chłopca w policzek. - Twoje zdanie na pewno odegra dużą rolę w tym, jaką decyzję podejmę. - Przyjrzała się dużemu, pokrytemu strzechą domowi, w którym Roderyk tak często szukał ofiar. - Jest bardzo cicho. Zastanawiam się, czy ten łajdak przyjdzie tu dzisiaj. Payton mówi, że coraz więcej szlachciców stara się dyskretnie trzymać swych synów z dala od Roderyka, więc on już wkrótce wyruszy na poszukiwanie nowych ofiar, a to, jak dotychczas, było idealnym miejscem. Callum patrzył, jak wychudzony, obdarty chłopiec kuśtyka z dwoma ciężkimi wiadrami w stronę studni. - Wydaje mi się, że znam tego małego. Kirstie szybko chwyciła Calluma za ramię, gdy ten ruszył w stronę chłopca. - Twoje przebranie jest dobre, ale nie odważyłabym się ryzykować, że ci ludzie cię zobaczą. To poplecznicy Roderyka. - Nie zobaczą mnie, Kirstie. Zaufaj mi. Nie dał jej czasu na odpowiedź, wysunął się z jej uścisku i ruszył do studni, gdzie chłopiec mocował się, by napełnić wiadra. Kirstie rozluźniła się, gdy zdała sobie sprawę, że nawet ona nie może dostrzec Calluma. Zniknął, ale sposób, w jaki chłopiec przy studni nagle zamarł i rozejrzał się trwożnie dokoła, powiedział jej, że Callum tam jest. Gdyby Callumowi udało się zdobyć sprzymierzeńca w sierocińcu, łatwiej byłoby nieść pomóc mieszkającym tu dzieciom. Może nawet mogliby położyć kres bezkarnemu porywaniu chłopców. Wydawało się, że minęły całe godziny, zanim Callum do niej wrócił, godziny pełne napięcia i strachu, że jej mały pomocnik zostanie przyłapany. Kirtstie nie potrafiła się powstrzymać i chwyciła go za rękę, gdy stanął przy niej. Sprawiło jej przyjemność, że Callum nie próbował uwolnić się z jej uścisku. - Ten chłopiec to Simon, syn tkacza - powiedział Callum. - Dopiero co przybył. Jego ojciec umarł i nie było nikogo, kto mógłby się nim zająć. - Callum zmarszczył brwi. - Myślę, że nic mu nie grozi ze strony tego zbója, bo nie jest ładnym chłopcem. Ma duży nos i pryszczatą twarz. - A zatem jest trochę starszy od ciebie, tak? - Tak, ma dwanaście lat. Powiedział mi, że słyszał, iż sir Roderyk nie odwiedzał ich od tygodni i że człowiek, który robi z nim interesy, stał się ostatnio bardzo nerwowy i przestraszony. Podsłuchał, jak ten mężczyzna i jego okropna żona szeptali coś o pogłoskach i podejrzeniach i że muszą przez jakiś czas być bardzo ostrożni. - Ach, to dobrze. Plotki zaczęły działać. Callum skinął głową. - Simon mówi, że żona jest bardzo niezadowolona, narzeka na pieniądze, które stracą, jeżeli nie usatysfakcjonują sir Roderyka. - Jezu, w takich chwilach żałuję, że nie jestem wielkim, włochatym mężczyzną i nie mogę tam wpaść i wbić tych przeklętych ludzi w ziemię. - Zignorowała cichy śmiech Calluma. - Czy ten chłopiec może nam jakoś pomóc? - Tak. Zapewnił mnie, że zrobi, co w jego mocy. Powiedziałem mu, że będziemy przychodzili tu każdego dnia, o ile będziemy mogli, o tej porze, bo właśnie o tej godzinie przychodzi po wodę na wieczorną owsiankę. Skinie głową w czasie pracy, jeżeli będzie miał nam coś do powiedzenia. Nie mówiłem mu, gdzie może nas znaleźć, bo nie jestem pewien, czy będzie potrafił dochować tajemnicy, jeśli ktoś spróbuje wydobyć z niego prawdę. - Tak chyba będzie najlepiej - powiedziała, gdy skradali się wzdłuż muru. Parę domów dalej zatopili się w głębokim cieniu ulicy i dopiero wtedy przyspieszyli nieco kroku. - Na razie będziemy postępowali według twojego planu. - Simon to dobry chłopak. Zrobi wszystko, co będzie mógł, by pomóc. Widzisz, on wie, jaki jest sir Roderyk: Powiedział mu jego ojciec, niedługo przed śmiercią. - Jak zmarł jego ojciec? - Zadźgany w piwiarni. Chodził tam w każdy sobotni wieczór na piwo i schadzkę z jedną służącą. Właśnie wrócił z domu sir Roderyka, gdzie zostawił kilka bel pięknego materiału, więc miał pełną sakiewkę. Powiedział synowi, by nie zbliżał się do tego człowieka, wyszedł na piwo i schadzkę i zginął. - Callum zmarszczył brwi. - On coś widział, prawda? To nie zabrzmiało jak pytanie, ale Kirstie i tak odpowiedziała: - Tak mi się wydaje. Dlatego został uciszony. Roderyk musiał wiedzieć, że tkaczowi nie da się zamknąć ust pieniędzmi. Myślę, że powinniśmy powiedzieć o tym Janowi. Może uda mu się znaleźć paru ludzi, którzy zechcą opowiedzieć, jak zmarł ten tkacz, może nawet zbierze wystarczająco dużo dowodów, byśmy mogli obarczyć winą Roderyka. Szli przez chwilę w milczeniu, wybierając wąskie i mniej uczęszczane uliczki. Pora już była wracać do

domu Paytona, ale zawsze bardzo uważali, by nikt nie widział, jak wychodzą lub wchodzą tylnymi drzwiami. Przekradali się ostrożnie zaśmieconą alejką, gdy Kirstie usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Złapała Calluma za rękę, zatrzymując go w pół kroku i zaczęła nasłuchiwać. - Słyszałeś? - zapytała chłopca szeptem. - Wydaje mi się, że ktoś płacze - odparł Callum również szeptem i rozejrzał się dokoła. Kirstie zacisnęła wargi, by głośno nie zaprotestować, gdy Callum ruszył w stronę sterty brudnych łachmanów, która leżała pod jedną z wilgotnych, pokrytych mchem ścian. Powoli ruszyła za nim. Callum pochylił się i, z nożem gotowym w dłoni, zaczął rozrzucać szmaty. Na samym spodzie leżał skulony mały chłopiec. Kirstie uklękła i mrucząc kojące słowa, delikatnie odwróciła twarz dziecka w swoją stronę. Gdy słaby promień światła, które przedostało się między dachami, padł na buzię chłopca, z wrażenia zaparło jej dech w piersiach. Twarzyczka dziecka pokryta była brudem, rozmazanym przez łzy i rozległymi siniakami, ale ona i tak ją poznała. - Robbie? - zapytała, nie mogąc uwierzyć, że mały, poraniony chłopiec mógł sam przeżyć tak długo. - Panienka Kirstie? - wyszeptało dziecko. - To ty, Robbie, prawda? - Tak, panienko. Moira? - Nic jej nie jest - odrzekła, zdejmując płaszcz i najdelikatniej, jak mogła, owinęła w niego wychudzone ciało. -Zabierzemy cię do niej. - Jest bezpieczna? - Tak. Uciekłam od tego człowieka. Powinieneś był wtedy na mnie poczekać. Wróciłam po ciebie. - Musiałem znaleźć Moirę. Jęknął, gdy wzięła go na ręce, i stracił przytomność. Kirstie nie chciała myśleć, jak wielu ran chłopca jeszcze nie dostrzegła. Ruszyli szybko w stronę domu Paytona. - Jezu, panienko! - zawołała Alice, gdy Callum i Kirstie weszli do kuchni. - A co to panienka znalazła? - Brata Moiry - odrzekła Kirstie. - Trzeba go umyć i opatrzyć mu rany. Następna godzina minęła w pełnym napięcia milczeniu, gdy myli chłopca, opatrywali wszystkie jego rany i obwiązywali żebra, bo Alice uznała, że choć nie są złamane, trzeba jednak ścisnąć je bandażem. Każdy siniak, który smarowała maścią, każde spojrzenie na drobniutkie, skatowane ciało Robbiego, podsycało gniew Kirstie. Nie było żadnego usprawiedliwienia, dla tego, co mu zrobiono. Moira przysiadła na brzegu łóżka dokładnie w chwili, w której Robbie otworzył oczy. - Moira? - zapytał. - Tu jestem, Robbie - powiedziała, ujmując jego dłoń. - Myślałam, że aniołki cię zabrały. - Nie. Jeszcze nie. - I nie zabiorą - powiedziała Kirstie stanowczo, pomagając chłopcu napić się wodnistego kleiku, który Alice przygotowała dla niego. - Czy te siniaki cię bolą? - zapytała Moira. - Nie tak bardzo. Stare rany już prawie się zagoiły. Tak naprawdę dokuczają mi tylko te, które otrzymałem parę dni temu. - A co się stało parę dni temu? - zapytała Kirstie. - O mało znowu nie trafiłem w łapy tego łajdaka - odpowiedział chłopiec zaskakująco mocnym głosem. - Złapali mnie jego ludzie i trochę poobijali, a potem wrzucili na konia. Celowo z niego spadłem i wróciłem do miasta, żeby się ukryć. - Jesteś bardzo dzielnym i zaradnym chłopcem. - Musiałem znaleźć Moirę. - Pomimo opuchniętej twarzy, Robbie uśmiechnął się do siostry z wysiłkiem. - Musiałem się nią zaopiekować. Obiecałem to mamie. - I jestem przekonana, że jej serce rośnie z dumy, gdy patrzy z góry na swego dzielnego syna - powiedziała Alice, siadając na brzegu łóżka, by dać chłopcu do wypicia napój, który uśmierzy jego ból i pozwoli zasnąć. - Co się stało? Kirstie spojrzała na Paytona, który stanął w drzwiach, a za nim Jan z marsową miną. - Wygląda na to, że anioły jednak nie zabrały brata Moiry. Payton zaklął cicho i szybkim krokiem podszedł do łóżka. Leżący w nim mały chłopiec, któremu oczy same się zamykały, był w strasznym stanie. Jednak mimo siniaków i bandaży podobieństwo łączące go z Moirą od razu rzucało się w oczy. Robbie miał te same ciemne, choć nie tak bardzo kręcone, włosy i oczy. Payton nie mógł uwierzyć, że tak skatowane dziecko, zaledwie siedmiolatek, przeżyło o własnych siłach przez wiele tygodni. Wtedy przypomniał sobie, że Callum przetrwał w ten sposób lata.

- Zaopiekuję się Moirą, sir - powiedział chłopiec, lekko bełkocząc, bo napój Alice zaczynał działać. - Jestem pewien, że tak zrobisz - odrzekł Payton, głęboko poruszony faktem, że malec, mimo wszystko, myśli tylko o młodszej siostrze - ale najpierw pozwól, żeby kobiety zaopiekowały się tobą. Musisz być zdrowy i silny, żeby troszczyć się o siostrę. Powieki chłopca w końcu opadły. - Jestem taki zmęczony. - On tylko zasnął - powiedziała Moira, wspinając się na łóżko brata, ale głos jej drżał. Payton pogłaskał jej gęste loki. - Tak. Alice dała mu lekarstwo, żeby mógł wypocząć, nie czując bólu. - Dziękuję ci, Alice - powiedziała Moira, kładąc się obok Robbiego. - Chyba z nim zostanę. - Tak, zostań, maleńka. Dzięki temu na pewno poczuje się lepiej. - Payton ujął Kirstie za rękę i wypchnął ją z pokoju. Gdy Kirstie pozwoliła mu prowadzić się do małego kantorku, w którym skradł jej stanowczo zbyt wiele pocałunków, czuła, jak ogarnia ją furia. Payton będzie zadawał pytania, a ona musi mieć jasny umysł, by na nie odpowiedzieć. Później pomyśli, co powinna zrobić z tym ostatnim, ohydnym czynem Roderyka. Przyjęła puchar wina, który jej podał, wypiła jego zawartość jednym haustem i zaczęła odpowiadać na zadawane jej pytania. Payton czuł rosnący niepokój, gdy Kirstie opowiadała mu o wszystkim, czego dowiedzieli się z Callumem. Wyglądała i zachowywała się dziwnie, jak zbyt mocno napięta struna lutni. Mówił sobie, że to zapewne tylko szok, może smutek. Nikt, kto miał choć odrobinę serca, nie mógł patrzeć spokojnie na Robbiego. - Natychmiast poślę Jana, by dowiedział się czegoś o śmierci tkacza - powiedział Payton. - Już on wywącha prawdę. Może zyskamy mocną grupę popleczników w walce przeciwko Roderykowi. - Ale to chyba nie wystarczy, by go powiesić? - Nie. Jeżeli on sam nie trzymał noża w dłoni, a wszystko zostało zaaranżowane tak, by wyglądało na bijatykę w tawernie, zapłacą jedynie ci, którzy osobiście dopuścili się tego mordu. O ile ktokolwiek zdoła sobie przypomnieć, kim byli. Jednak sir Roderyk może zacząć obawiać się, że prawda wyjdzie na jaw, gdy jego ludzie go zdradzą. - Jeżeli Roderyk boi się zdrady, to ci ludzie już są martwi i nie odpowiedzą na żadne pytania. Rozmawiali przez chwilę o tym, jak może im pomóc mały Simon, ale Kirstie nie mogła się skoncentrować. Wiedząc, że zaraz straci kontrolę nad sobą, przeprosiła i wyszła. Nie chciała na oczach Paytona wpaść w histerię. Zbyt łatwo mogłaby mu powiedzieć rzeczy, o których wolałaby, żeby nie wiedział. Gdy znalazła się w sypialni, wychyliła jeszcze jeden puchar wina. Napój trochę jej pomógł, złagodził siłę emocji, które ją rozsadzały. To musi się skończyć. Plan Paytona był dobry, ale zbyt długo musieliby czekać na efekty. Gdy oni powoli usiłowali zrobić choćby najmniejszą rysę na tarczy, która chroniła Roderyka przed wszelką karą, dzieci nadal cierpiały. Kirstie usiadła na łóżku i czekała. Wkrótce wszyscy udadzą się na spoczynek i w domu zapadnie cisza. Wtedy ona wyruszy i zrobi to, co powinna była zrobić lata temu: zabije Roderyka. Już sama myśl dała jej dziwne poczucie spokoju. Nie przejęła się nawet świadomością, że na pewno sama przy tym straci życie. Musiała jedynie myśleć o tym, jak wyglądał biedny, mały Robbie i wiedziała, że położenie kresu takiemu horrorowi warte jest każdego poświęcenia. - Co twoja żona sądzi o stanie chłopca? - zapytał Payton Jana, gdy przyjaciel przyszedł do jego gabinetu. - Powinien z tego wyjść, o ile nie dostanie gorączki - odrzekł Jan, wzdychając i siadając naprzeciw Paytona. - Trzeba go doorze karmić, bo jest wygłodzony i słaby. - Potrząsnął głową. - Zresztą słaby to chyba nie najlepsze słowo. Żaden słabeusz nie przeżyłby tego co on. - Musiał odnaleźć siostrę i zaopiekować się nią. - To prawda. Czy dziewczyna przyniosła jakieś nowiny? - Całkiem sporo, ale i tak nie wystarczy. - Payton przekazał Janowi wszystko, co opowiedziała mu Kirstie. - Spróbuję dowiedzieć się prawdy o śmierci tkacza. To rzeczywiście pachnie morderstwem. Tyle że mogę nie znaleźć żadnych dowodów przeciw Roderykowi. - Też tak myślę. - Kirstie pewnie nie zniosła najlepiej tych wiadomości. Payton zmarszczył brwi, a jego niepokój powrócił. - Przyjęła je dosyć dobrze. Wydaje mi się, że była zbyt poruszona i zasmucona stanem chłopca, by martwić się o cokolwiek innego.