mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony395 797
  • Obserwuję294
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań302 882

Ione Larissa - Demonica 1 - Rozkosz nieujarzmiona

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Ione Larissa - Demonica 1 - Rozkosz nieujarzmiona.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 400 stron)

Ione Larissa Demonica 01 Rozkosz nieujarzmiona Ona jest zabójczynią demonów, która pragnie zmysłowych rozkoszy… Obawia się jednak, że nigdy nie będzie jej dane ich doświadczyć. Aż w końcu Tayla Mancuso ląduje w szpitalu prowadzonym przez demony w przebraniu, a szef oddziału, Eidolon, sprawia, że jej ciało zaczyna płonąć od nie dającego się ugasić pożądania. Jednak żeby dać dowód swojej lojalności wobec towarzyszy, Tayla musi zdradzić chirurga, który uratował jej życie. Eidolon nie jest w stanie oprzeć się tej ognistej, niebezpiecznej kobiecie, która napełnia go zarówno wściekłością jak i pożądaniem. Jest nie tylko jego zaprzysięgłym wrogiem, ale równie dobrze może być łowczynią, która poluje na jego ludzi. Rozdarty między koniecznością poznania prawdy a potrzebą znalezienia idealnej partnerki zanim przerażająca przemiana przejmie nad nim kontrolę, Eidolon odważy się na misję niemożliwą – i pozwoli Tayli posiąść zarówno jego ciało jak i duszę…

„Jak wiele demonów zabilaś, Taylo? Eidolon obserwował ją, jego oczy nadal połyskiwały złociście. Nawet kiedy jej groził, całkowicie ją hipnotyzował, Tayla spojrzała na niego, powoli stając się świadoma nacisku jego ciała na jej i jednego biodra, które wsunęło się między jej uda. Jego muskularna pierś zmiażdżyła jej biust, a szpitalna koszula podjechała do góry tak, że szorstka bawełna jego podkoszulka otarła się o jej brzuch. - A ty ilu ludzi zabiłeś? - spytała. Jedna ciemna brew Eidolona wygięła się w łuk. - Żadnego. - Nie wierzę ci. - Nie wierzysz, bo jestem demonem. I pewnie myślisz, że zabijam ludzi dla sportu. - Mniej więcej. - Twoja ignorancja jest odrażająca. - Ty również. - Mógłbym ci przypomnieć... - Nie rób tego. Złoto w oczach Eidolona wyblakło, zastąpione przez mroczne pożądanie, które porwało ją w wir namiętności, jakiej nie mogła się oprzeć.

Słownik Aegis - stowarzyszenie ludzkich wojowników, którzy poświęcili się chronieniu świata przed złem. Patrz: Strażnicy, Regent, Sigil. Rada - sprawuje władzę nad wszystkimi rodzajami i gatunkami demonów. Ustanawia prawo i wymierza sprawiedliwość pojedynczym członkom danego gatunku. Dresdiin - demoniczny ekwiwalent anioła. Strażnicy - Wojownicy Aegis, wyszkoleni w technikach walk, rodzajach broni oraz magii. Po wcieleniu do Aegis, wszyscy Strażnicy zostają obdarowani zaklętym elementem biżuterii noszącej tarczę Aegis, która między innymi pozwala im widzieć w nocy i umożliwia widzenie przez demoniczne zaklęcie niewidzialności. Harrowgate - niewidzialne dla ludzi portale, które demony wykorzystują po to, by podróżować pomiędzy miejscami na Ziemi i w Szeolu. Infadre - samica każdego demonicznego gatunku, która została zapłodniona przez demona Seminusa. Maleconcieo - najwyższy stopień władzy w radzie demonów, którego reprezentantem jest przedstawiciel z każdego gatunku. Narody Zjednoczone demonicznego świata.

Orgesu - demoniczny seksualny niewolnik, często pochodzący z gatunków hodowanych specjalnie do dostarczania cielesnej przyjemności. Regent - przywódca lokalnego ośrodka Aegis. S'genesis - końcowy cykl dorastania demona Seminusa. Występuje w momencie ukończenia stu lat. Demon rodzaju męskiego, który przeszedł ów cykl, jest w stanie się rozmnażać i posiada zdolność zmiany kształtu w męskiego osobnika każdego demonicznego gatunku. Szeol - królestwo demonów. Ulokowane głęboko w trzewiach ziemi. Dostęp do niego prowadzi wyłącznie przez portale Harrowgate. Sigil - rada dwunastu ludzi zwanych Starszyzną, którzy są najwyższymi przywódcami Aegis. Założona w Berlinie, nadzoruje wszystkie ośrodki Aegis na świecie. Ter'taceo - demony, które potrafią podszywać się pod ludzi, ponieważ ich przodkowie byli ludźmi z wyglądu, lub potrafią przybrać ludzką postać. Klasyfikacja Demonów spisana przez Baradoca, demona Ziemi, który posłużył się rasą Seminus jako przykładem: Królestwo: Zwierzęta Grupa: Demony Rodzina: Demony seksualne Rodzaj: Lądowe Gatunek: Inkub Rasa: Seminus

Rozdział pierwszy Demon jest wladcą powietrza i posiada zdolność transformacji w dowolnie wybraną postać, zwodząc nas przez jakiś czas. Jego moc jest jednak ograniczona. Może nas przerażać, lecz nie zrobi nam krzywdy. - Robert Burton, „Anatomia melancholii" Gdyby Eidolon znajdował się teraz w jakimkolwiek innym miejscu niż szpital, zabiłby faceta, który stał przed nim i błagał o uratowanie życia. Musiał jednak ocalić tego drania. - Czasami bycie lekarzem jest do bani - mruknął, i dźgnął demona w ludzkiej skórze końcem strzykawki pełnej hemoksacyny. Pacjent wrzasnął, gdy igła przeszła przez poszarpaną tkankę łączną uda, uwalniając do rany środek dezynfekujący. - Nie znieczuliłeś go wcześniej? Eidolon prychnął, słysząc uwagę młodszego brata. - Zaklęcie Ochrony uniemożliwia mi zabicie go. Nie zabrania mi jednak wymierzenia małej dawki sprawiedliwości podczas leczenia. - Nie potrafimy uciec od starych nawyków, co? - Shade odsunął na bok parawan oddzielający od siebie dwie z trzech kabin na izbie przyjęć i odsunął się na bok. - Ten skurwiel

pożerał dzieci. Pozwól mi wytaszczyć go na zewnątrz i przetrzepać mu tyłek. - Wraith już mi to proponował. - Wraith proponuje przetrzepanie tyłków wszystkich pacjentów. Eidolon odchrząknął. - Chyba dobrze się stało, że nasz mały braciszek nie poszedł moją ścieżką i nie został lekarzem. - Ja również tego nie zrobiłem. - Ty miałeś inne powody. Shade nie chciał spędzać tyle czasu w szkole, zwłaszcza że jego dar uzdrawiania pasował lepiej do jego ulubionej dziedziny, mianowicie medycyny paranormalnej. Poświęcił się całkowicie zbieraniu pacjentów z ulic i utrzymywaniu ich przy życiu tak długo, żeby wyleczył ich personel Szpitala Podziemnego. Krew ściekła na obsydianową podłogę, kiedy Eidolon zaczął badać najpoważniejszą ranę pacjenta. Ziemski demon płci żeńskiej, tego samego gatunku co matka Shadea, przyłapał faceta na zakradaniu się do jej pokoju, i jakimś cudem podziurawiła go - i to kilka razy - szczotką do włosów. Jak na swoje niewielkie rozmiary, demony Ziemi odznaczały się wybitną siłą. A zwłaszcza osobniki płci żeńskiej. Eidolon miał już okazję nacieszyć się kilka razy tą siłą w łóżku. W rzeczywistości, kiedy nie mógł już dłużej opierać się końcowemu cyklowi dorastania w jaki wstąpiło jego ciało, planował uczynienie z ziemskiej demonicy swojej pierwszej infadre. Demony tej rasy były dobrymi matkami i rzadko kiedy zabijały niechciane potomstwo Seminusa. Odsuwając od siebie myśli, które dręczyły go od czasu, kiedy Przemiana zaczęła się pogłębiać, Eidolon przeniósł wzrok na twarz pacjenta. Jego skóra, która powinna mieć intensywny, czerwono-brunatny kolor, była całkiem blada z powodu bólu i utraty krwi.

- Jak się nazywasz? Pacjent jęknął. - Derc. - Słuchaj, Derc. Załatam ci tę szkaradną dziurę, ale to będzie bolało. I to bardzo. Postaraj się leżeć nieruchomo, albo wrzeszcz jak tchórzliwy mały chochlik. - Daj mi coś na ból, ty pieprzony pasożycie - warknął Derc. - Doktorze pasożycie. - Eidolon kiwnął głową w stronę tacy z narzędziami, a Paige, jedna z ich nielicznej grupy ludzkich pielęgniarek, podała mu kleszcze. - Derc, czy pożarłeś któreś z młodych tej demonicy zanim się na ciebie rzuciła? Nienawiść przetoczyła się przez Shadea, gdy Derc pokręcił przecząco głową. Ostre zęby miał obnażone, a oczy płonęły mu pomarańczem. - W takim razie masz dzisiaj pecha. Nie dostałeś posiłku i na ból również niczego nie dostaniesz. Pozwalając sobie na ponury uśmiech, Eidolon założył w dwóch miejscach zacisk na przerwaną arterię, a Derc wywrzaskiwał w międzyczasie najbardziej nikczemne przekleństwa, szarpiąc się w taśmach, które przytrzymywały go w miejscu na metalowym stole operacyjnym. - Skalpel. Paige podała mu narzędzie, a on z wprawą przesunął nim między zaciskami. Shade podszedł bliżej, obserwując, jak Eidolon odcina poszarpane końce żyły i chwyta razem dwa nowe. Ciepły dreszcz przebiegł mu po prawym przedramieniu wzdłuż tatuażu na skórze, kierując się do okrytych rękawiczką opuszków palców, a arteria połączyła się w całość. Dzieciożerca nie musiał już martwić się o to, że wykrwawi się na śmierć. Jednak sądząc po wyrazie jaki malował się na twarzy Shadea, będzie musiał zacząć się martwić o to, jak ujść z życiem po przekroczeniu jakichś dwóch kroków na zewnątrz szpitala.

Nie był to pierwszy raz, kiedy Eidolon ratował komuś życie tylko po to, żeby zostało ono odebrane w chwili, w której wypisywali pacjenta ze szpitala. - Ciśnienie krwi spada. - Shade utkwił wzrok w stojącym obok łóżka monitorze. - To może być szok. - Widocznie musi krwawić z innego miejsca. Podnieś mu ciśnienie. Ociągając się, Shade położył swoją dużą dłoń na kościstym czole Derca. Liczby oznaczające parametry życiowe poleciały na łeb na szyję, potem wzrosły i w końcu ustabilizowały się, ale poprawa była tylko tymczasowa. Moc Shadea nie była w stanie podtrzymywać życia, którego nie było, a jeśli Eidolon nie znajdzie szybko przyczyny pogorszenia się stanu Derca, nic, co zrobiłby Shade, nie przyniosłoby poprawy. Szybkie oszacowanie pozostałych obrażeń nie ujawniło niczego, co mogło spowodować nagły spadek ciśnienia. Wtedy Eidolon zauważył świeżą bliznę tuż pod dwunastym żebrem pacjenta. Coś bulgotało pod czystym jak cięcie żyletki śladem. - Shade, spójrz. - Niech to piekło pochłonie - wydyszał Shade. Poderwał wzrok, przeczesując palcami swoje niemal czarne włosy sięgające mu do ramion. Były dłuższe, ale w odcieniu identyczne z włosami Eidolona. - Może to nic takiego. Może to wcale nie jest sprawka Ghuli. Ghule. Nie potwory o skłonnościach do kanibalizmu, wywodzące się z mądrości ludowej, tylko nazwa tych, którzy patroszyli demony i sprzedawali ich organy na podziemnym czarnym rynku. Mając nadzieję, że jego brat wie co mówi, Eidolon nacisnął delikatnie bliznę. - Derc, co ci się stało? - Skaleczyłem się. - To blizna po operacji.

Szpital Podziemny był jedyną placówką na świecie, która przeprowadzała zabiegi na demonach, a Derc nigdy wcześniej nie był tu leczony. Eidolon wyczuł cuchnącą woń strachu. - Nie. To był wypadek. - Derc zacisnął dłonie w pięści, a jego pozbawione powiek oczy nabrały dzikiego wyrazu. - Musicie mi uwierzyć. - Derc, uspokój się. Derc? Kontrolka alarmowa na monitorze zapiszczała, a Dzieciożerca dostał drgawek. - Paige, ściągnij tu zestaw do reanimacji. Shade, popraw jego funkcje życiowe. Upiorny jazgot zdawał się wyciekać z każdego pora skóry Derca, a odór podobny do gnijącego bekonu i lukrecji wypełnił niewielką przestrzeń. Paige zwymiotowała lunch do kosza na śmieci. Rytm serca na monitorze ustał, a sygnał zmienił się w płaską linię. Shade zabrał dłoń z czoła pacjenta. - Nie cierpię, kiedy to robią. - Zastanawiając się, co przeraziło Derca tak bardzo, że poczuł potrzebę zatrzymania wszystkich swoich funkcji życiowych, Eidolon otworzył bliznę jednym pociągnięciem skalpela. Wiedział, co tam znajdzie, ale musiał się upewnić na własne oczy. Shade sięgnął do kieszeni koszuli swojego uniformu i wyjął z niej swoją nieod- stępną paczkę gumy do żucia. - Czego brakuje? - Woreczka trawiennego. Przetwarza materiał wydalniczy i oddaje go z powrotem do komórek ciała, dzięki czemu jego gatunek nigdy nie musi defekować ani oddawać moczu. - Całkiem użyteczne - mruknął Shade. - Po co komuś takie coś? Paige obmyła usta gąbką. Skórę nadal miała zielonkawą, choć odór śmierci pacjenta zdążył się już w większości rozwiać.

- Jego zawartość jest wykorzystywana w niektórych klątwach voodoo, które mają wpływ na ruchy jelit. Shade pokręcił z niedowierzaniem głową i podał pielęgniarce listek gumy. - Czy już nic nie jest święte? - Odwrócił się do Eidolona. - Dlaczego go nie zabili? Przecież zabili pozostałych. - Żywy był dla nich więcej wart. Jego gatunek jest w stanie wyhodować sobie brakujący organ w przeciągu zaledwie kilku tygodni. - Który mogliby później znowu wyciąć. - Z ust Shadea poleciała wiązanka przekleństw, w której skład weszły takie, jakich Eidolon nigdy nie słyszał w swoim stuletnim życiu. - To musi być sprawka Aegis. Chore skurwiele. Kimkolwiek byli wyżej wspomniani skurwiele, mieli ręce pełne roboty. W ciągu ostatnich dwóch tygodni lekarze przywieźli do szpitala dwanaście zmasakrowanych ciał. Przemoc zdecydowanie się nasiliła. Niektóre z ciał ofiar nosiły na sobie dowody tego, że zostały wypatroszone, podczas gdy ich właściciele nadal żyli - i byli przytomni. Co gorsza, demonów jako rasy w ogóle to nie obchodziło, a ci, którzy mieli odmienne zdanie, nie chcieli współpracować z Radami innych gatunków w celu przeprowadzenia śledztwa. Eidolonowi zależało na sprawie, ponieważ był w to zamieszany ktoś, kto posiadał nie tylko wiedzę medyczną, ale również dlatego, że pozostawało tylko kwestią czasu to, kiedy ci rzeź-nicy rozprują kogoś, kogo znał. - Paige, zawiadom kostnicę, żeby wzięli ciało i przekaż im, że chcę dostać kopię raportu z autopsji. Dowiem się, kim są ci dranie. *** - Doktorze E! - Eidolon nie uszedł nawet dwunastu kroków, gdy Nancy, wampirzyca, która pracowała jako pielęgniarka,

kiedy została zmieniona trzydzieści lat temu, zawołała na niego zza swojego biurka, gdzie dokonywała selekcji pacjentów według stanu ich zdrowia. - Dzwoniła Skulk. Powiedziała, że przyprowadzi ze sobą Cruentusa. Będą tu za dwie minuty. Eidolonowi niemal wyrwał się jęk zawodu. Cruenti żyli po to, by zabijać. Ich żądza mordu była tak niepohamowana, że nawet podczas stosunku potrafili rozerwać się na strzępy. Ich ostatni pacjent z tego gatunku wyrwał się ze swoich taśm i zdemolował pół szpitala, zanim udało mu się podać środek usypiający. - Przygotuj łóżko ze złotymi pasami i wezwij doktora Yuri. On uwielbia Cruenti. - Skulk kazała mi przekazać, że ma przy sobie również przypadkowego pacjenta. Tym razem Eidolon nie był w stanie powstrzymać jęku. Ostatnim takim pacjentem Skulk okazał się być potrącony przez samochód pies. Pies, którego Eidolon musiał wziąć ze sobą do domu, ponieważ wypuszczenie go poza izbę przyjęć oznaczało świeży posiłek dla każdego członka personelu. Ten przeklęty kundel zdążył już zjeść trzy pary jego butów i przejąć władzę nad mieszkaniem. Shade wyglądał na rozdartego pomiędzy chęcią dokuczenia Skulk, swojej ziemskiej siostrze, a wdaniem się we flirt z Nancy, z którą spał już dwa razy, o czym Eidolon doskonale wiedział. - Zabiję ją. - Najwyraźniej tym razem zwyciężyła chęć dokuczenia. - Nie zrobisz tego, jeśli ja dotrę do niej pierwszy. - Masz się do niej nie zbliżać. - Nigdy nie mówiłeś, że nie mogę jej zabić - zauważył Eidolon. - Wspominałeś tylko, że nie wolno mi z nią sypiać. - To prawda. - Shade wzruszył ramionami. - W takim razie możesz ją zabić. Moja matka nigdy mi tego nie daruje.

Miał całkowitą rację. Choć Eidolon, Wraith i Shade byli czystej krwi Seminusami, a ich ojciec nie żył od dawna, matki należały do trzech różnych gatunków, a Shade był z nich wszystkich najbardziej troskliwy i opiekuńczy. Czerwone halogenowe światła sygnalizacyjne zawirowały na suficie, oznajmiając zbliżający się ambulans. Światło rozlało się szkarłatem po pomieszczeniu, podkreślając napis na szarej ścianie. Ponury odcień szarości nie był czymś, co wybrałby Eidolon, ale ten kolor lepiej niż inne wchłaniał i utrzymywał zaklęcia, a w szpitalu, gdzie każdy był czyimś śmiertelnym wrogiem, każda przewaga miała istotne znaczenie. Dzięki temu symbole i inkantacje zostały zmodyfikowane tak, by zwiększać ich ochronne moce. Do ich namalowania zamiast farby użyto krwi. Ambulans zatrzymał się w podziemnej zatoczce, a Eidolon poczuł w żyłach natychmiastowy zastrzyk adrenaliny. Kochał tę pracę. Uwielbiał zarządzać tym swoim własnym małym piekiełkiem, które było tak bliskie nieba jak tylko się dało. Szpital, ulokowany pod zatłoczonymi ulicami Nowego Yorku i ukryty dzięki magii tuż pod niczego nieświadomymi ludzkimi nosami, był jego dzieckiem. A co więcej, stanowił jego obietnicę dla świata demonów - bez względu na to, czy żyły w podziemiach, czy nad nimi razem z ludźmi - że będą leczone bez dyskryminacji i że członkowie ich ras nie zostaną opuszczeni w potrzebie. Rozsuwane drzwi izby przyjęć otworzyły się ze świstem, a partner Skulk z ekipy sanitariuszy - wilkołak, który nienawidził wszystkiego i wszystkich - wprowadził na noszach zakrwawionego demona Cruentusa. Eidolon i Shade ruszyli za Lukiem. Choć obaj mierzyli po metr osiemdziesiąt z okładem, dodatkowe osiem centymetrów wzrostu wilkołaka i jego krępa budowa ciała sprawiały, że wyglądali przy nim jak karły.

- Cruentus - warknął Luc. Nawet będąc w ludzkiej formie, tak jak teraz, nigdy nie wydawał z siebie żadnych innych dźwięków poza warkotem. - Znaleziony nieprzytomny. Otwarte złamanie kości piszczelowej w prawej nodze. Rana po uderzeniu w tył czaszki. Oba obrażenia są na etapie gojenia. Widoczne głębokie niegojące się rany szarpane na brzuchu i gardle. Eidolon uniósł brew, słysząc ostatnie zdanie. Tylko złota lub magicznie wspomagana broń były w stanie spowodować niedające się zagoić rany. Cała reszta zasklepiała się sama w trakcie procesu regeneracji Cruentusa. - Kto zgłosił wezwanie? - Znalazł ich jakiś wampir. Cruentusa i... - wskazał kciukiem uzbrojonym w długi paznokieć w stronę ambulansu, skąd Skulk wyciągała właśnie drugie nosze - ...to. Eidolon zatrzymał się. Shade zrobił to samo. Przez moment obaj gapili się na nieprzytomną kobietę. Jeden z sanitariuszy rozciął jej skórzany czerwony strój, który leżał obok niej niczym zdarta skóra. Teraz miała na sobie jedynie pasy utrzymujące ją w miejscu, pasujące do czarnych majteczek i stanika oraz całego arsenału broni schowanej w osłonach wokół jej kostek i przedramion. Zimny dreszcz przebiegł mu po elastycznym kręgosłupie. Kurwa mać. Tylko nie to. - Przywieźliście zabójczynię Aegis do mojej izby przyjęć? Co wy sobie, u diabła, myśleliście? Skulk prychnęła z irytacją i wbiła w niego spojrzenie błyszczących oczu w kolorze brązu, które pasowały do jej popielatej skóry i włosów. - A co miałam z nią zrobić? Jej partner zmienił się w karmę dla szczurów. - Cruentus pokonał Aegi? - spytał Shade, a kiedy jego siostra kiwnęła twierdząco głową, omiótł spojrzeniem ranną kobietę. Przeciętny człowiek nie stanowił dla demonów żadnego

zagrożenia, ale ci, którzy należeli do Aegis - gildii wojowników, którzy przysięgli zabijać demony - nie byli przeciętni. - Nigdy nie sądziłem, że podziękuję za coś Cruentusowi. Ją również powinnaś zmienić w karmę dla szczurów. - Jej obrażenia mogą zrobić to za nas. - Skulk szybko opowiedziała mu o wszystkich ranach, z których każda była poważna, ale najgorsze i zagrażające życiu było jej przebite płuco. Skulk rozprężyła je za pomocą długiej igły, więc jak na razie zabójczyni była stabilna, a jej funkcje życiowe w normie. - Jej aura - dodała - słabnie. Ta dziewczyna nie czuje się dobrze już od dłuższego czasu. Podeszła do nich Paige. W jej orzechowych oczach połyskiwało coś podobnego do trwożliwego respektu. - Nigdy wcześniej nie widziałam Buffy. A przynajmniej żadnej żywej. - A ja tak. I to kilka. - Zgrzytliwy głos Wraitha napłynął zza pleców Eidolona. - Ale nie żyły zbyt długo. - Wraith, niemal identyczny jak dwójka swoich braci, nie licząc niebieskich oczu i sięgających ramion jasnoblond włosów, przejął kontrolę nad noszami. - Wyprowadzę ją na zewnątrz i pozbędę się jej. Pozbędę się jej. Tak należało postąpić. W końcu to samo Aegis zrobili ich bratu, Roagowi. Eidolon nadal odczuwał jego stratę, czując się tak, jakby ktoś wyrwał mu kawałek duszy. - Nie - powiedział, zgrzytając zębami i podejmując decyzję. - Zaczekaj. I choć kusiło go, by pozwolić Wraithowi zabrać nosze, istniały tylko trzy gatunki stworzeń, które Szpital podziemny mógł odprawić z kwitkiem dzięki zobowiązaniu, które sam podpisał. Zabójców Aegis nie było między nimi. Przeoczenie, które zamierzał skorygować. Oczywiście jako demoniczny ekwiwalent ludzkiego szefa oddziału, Eidolon miał ostatnie słowo i mógł wysłać tę kobietę na śmierć, ale zrozumiał, że właśnie wpadła mu w ręce rzadka okazja. Jego osobiste

odczucia wobec zabójców mogły na chwilę pozostać odłożone na bok. - Zabierz ją do jedynki. - E - odezwał się Shade. W jego głosie słychać było dezaprobatę. - Puszczenie jej wolno jest w tym przypadku złym pomysłem. Co, jeśli to jakaś pułapka? Skąd wiesz, czy ona nie ma przy sobie jakiegoś urządzenia naprowadzającego? Wraith rozejrzał się dookoła, jakby spodziewał się, że zabójcy Aegis - „Strażnicy", jak sami siebie określali - mieli rzucić się na nich znikąd. - Jesteśmy chronieni przez zaklęcie Ochrony. - Tylko na wypadek ataku z zewnątrz. Jeśli odkryją, gdzie się ukrywamy, mogą zaatakować ten budynek zupełnie jak Bin Laden. - Przywrócimy ją do zdrowia, a resztą będziemy martwić się później. - Eidolon zawiózł kobietę do jedynki. Jego paranoidalni bracia i Paige deptali mu po piętach. - Mamy szansę dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Możemy zdobyć nową wiedzę, która pomoże nam zmniejszyć zagrożenie. Zdjął przytrzymujące ją pasy i podniósł lewą dłoń. Srebrno-czarny pierścień na jej małym palcu wyglądał całkiem niewinnie, lecz gdy go zdjął, zobaczył tarczę Aegis wygrawerowaną na wewnętrznej stronie obrączki, która potwierdziła jej tożsamość i sprawiła, że zimny dreszcz przeszył mu serce. Jeśli plotki rzeczywiście były prawdziwe, każdy element biżuterii z tarczą zapewniał zabójcom umiejętność widzenia w ciemności, odporność na pewne zaklęcia, zdolność przeniknięcia wzrokiem przez niewidzialne peleryny i Bóg jeden wiedział co jeszcze. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz, E. - Wraith zaciągnął zasłonę i odgrodził ich od ciekawskiego personelu. Sądząc po liczbie gapiów, koledzy wysłali im wiadomość pagerem. Chodź zobaczyć Buffy, koszmar, który czyha na nas w każdej szafie.

- Nie jesteś już taka przerażająca, co, mała morderczyni? - mruknął pod nosem Eidolon, zakładając rękawiczki. Jej górna warga uniosła się nieco, zupełnie jakby go usłyszała, a on zorientował się wtedy, że jej nie straci. Śmierć nie znosiła siły i uporu, które promieniowały od niej falami. Nie mając pewności, czyjej przetrwanie będzie miało dobre, czy też fatalne skutki, rozciął jej stanik i przyjrzał się bliżej obrażeniom klatki piersiowej. Shade, który kręcił się w pobliżu, czekając na rozpoczęcie swojego dyżuru, sprawdził jej funkcje życiowe. Jego magiczny dotyk złagodził jej zdyszany, bulgoczący oddech. - Paige, ustal jej grupę krwi i ściągnij tu trochę ludzkiej krwi typu 0. Pielęgniarka przystąpiła do pracy, a Eidolon poszerzył skalpelem najpoważniejszą ranę zabójczyni. Krew i powietrze wypłynęły z uszkodzonego płuca i tkanki łącznej ściany piersiowej, gdy wsunął do środka palce i przytrzymał poszarpane krawędzie, aby się zasklepiły. Wraith splótł muskularne ramiona na piersi. Jego bicepsy zadrgały, jak gdyby chciały ruszyć do ataku i zlikwidować zabój czynię. - Zobaczycie, że tego pożałujemy. Obaj jesteście zbyt aroganccy i głupi, żeby to dostrzec. - Cóż za ironia - odparł stanowczym głosem Eidolon - że to akurat ty pouczasz nas w kwestii arogancji i głupoty. Wraith pokazał mu palec, a Shade wybuchnął śmiechem. - Ktoś tu wstał po lewej stronie krypty. Potrzebujesz kolejnej dawki, braciszku? Widziałem tu gdzieś smakowicie wyglądającego ćpuna. Może pójdziesz i go sobie wyssiesz? - Pieprz się. - Zamknijcie się - warknął Eidolon. - Obaj. Coś tu jest nie tak. Shade, spójrz na to. - Opuścił w dół lampę. - Od lat nie uczęszczałem do szkoły medycznej, ale leczyłem wystarczająco wielu ludzi, by wiedzieć, że coś tu jest nie w porządku.

Shade zerknął na organy kobiety, na splątaną masę żył i tętnic oraz na dziwnie wyglądającą tkankę nerwową, która porastała mięśnie i gąbczaste płuco. - Wygląda to tak, jakby wybuchła tu bomba. Co to właściwie jest? - Nie mam zielonego pojęcia. - Eidolon nigdy wcześniej nie widział takiego bałaganu, jaki pokrywał wnętrzności zabójczyni. - Sprawdź to. - Wskazał palcem na poczerniałą plamę, która przypominała skrzep. Pulsujący, morficzny, krwawy skrzep, który pochłaniał zdrową tkankę w miarę jak na to patrzyli. - Wygląda to tak, jakby przejmował nad nią kontrolę. Eidolon odkroił żelowatą masę. Oddech uwiązł mu w gardle, gdy zachwiał się na nogach. - Niech to piekło pochłonie - wydusił Shade. - Ona jest pieprzonym demonem. - To my jesteśmy pieprzonymi demonami. Ona należy do jakiegoś innego gatunku. Po raz pierwszy Eidolon pozwolił sobie na obrzucenie ciała kobiety szczerym, nieśpiesznym spojrzeniem, począwszy od paznokci stóp, pomalowanych czarnym lakierem, a skończywszy na zmatowiałych włosach w kolorze czerwonego wina. Gładka skóra pokrywała krągłości i smukłe mięśnie, które falowały nawet w stanie utraty przytomności, emanując zdradliwą siłą. Kobieta wyglądała na dwadzieścia kilka lat i była w szczycie formy. Gdyby nie była jego zagorzałym wrogiem, uznałby ją za ponętną. Musnął palcami jej zrujnowany strój. Zawsze miał słabość do kobiet w skórzanych ciuchach. Najlepiej było, gdy miały na sobie krótkie skórzane spódniczki, choć obcisłe spodnie również były niczego sobie. Wraith odchylił podbródek kobiety i przyjrzał się dokładniej jej twarzy. - Myślałem, że Aegi są ludźmi. Ona wygląda jak człowiek. Pachnie jak człowiek. - Jego kły błysnęły, gdy zlizał językiem

kropelki krwi z nakłuć, jakie zrobił na jej szyi. - I smakuje jak człowiek. Eidolon zbadał dziwną zastawkę przedzielającą poprzeczną okrężnicę. - Co ja mówiłem o próbowaniu pacjentów? - No co? - spytał niewinnie Wraith. - Musieliśmy zdobyć potwierdzenie, że jest człowiekiem. - Jest. Aegi są ludźmi. - Shade pokręcił głową. Jego kolczyk rozbłysnął w świetle lampy. - Coś tu nie gra. To wygląda tak, jakby zaraziła się jakąś demoniczną mutacją. Może to wirus. - Nie. Ona się taka urodziła. Widocznie któryś z jej rodziców był demonem. Spójrz. - Eidolon pokazał swojemu bratu genetyczny dowód - organy, które powstały dzięki połączeniu demonicznych i ludzkich komórek. Występowało to znacznie częściej, niż innym mogłoby się wydawać. Ludzcy doktorzy diagnozowali to jako określone „syndromy". - Jej fizyczne anomalie mogą być efektem ubocznym poczęcia. A może dwie rasy, z których wywodzili się jej rodzice, nie były ze sobą genetycznie kompatybilne. Prawdopodobnie urodziła się z jakimiś niezwykłymi cechami, które albo ukrywa, albo które nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Na przykład lepszy od przeciętnego wzrok. Albo zdolność do telepatii. Założę się o swój stetoskop, że teraz to wszystko powoduje problemy. - Na przykład jakie? - To może być wszystko. Możliwe, że zaczyna tracić słuch lub nie jest w stanie utrzymać moczu w miejscach publicznych. - To było ekscytujące. Takie sprawy czyniły jego własne piekiełko interesującym. Eidolon spojrzał na Shadea, który przyłożył dłoń do jej czoła i zamknął oczy. - Czuję to - powiedział. Jego głos był ochrypły z wysiłku, którego dołożył, by zapuścić się w głąb jej ciała na poziomie komórkowym. - Część łańcuchów DNA jest zdefragmentowana. Możemy je połączyć. Moglibyśmy...

Wraith wydał z siebie zniesmaczone prychnięcie. - Nawet o tym nie myśl. Jeśli ją wyleczysz, możesz ją zmienić w jakąś supermaszynę do zabijania. Tylko tego nam teraz potrzeba do szczęścia. - On ma rację - zgodził się Shade. Błyszcząca czerń jego oczu spoważniała. - W zależności od gatunku, istnieje możliwość, że możemy jej zapewnić nawet nieśmiertelność. Uśpienie jej i podanie leków również mogło spowodować trudności, biorąc pod uwagę niezidentyfikowane DNA demona. Wtedy nawet coś tak pozornie niewinnego jak aspiryna mogło ją zabić. Eidolon przyglądał się przez chwilę kobiecie, rozmyślając. - Zajmiemy się jej najpoważniejszymi obrażeniami, a potem pomyślimy o całej reszcie. Powinna mieć wybór odnośnie tego, czy chce, żebyśmy odłączyli jej demoniczną połowę, czy nie. - Wybór? - spytał Wraith kpiącym tonem. - A ty myślisz, że ona dawała jakiś wybór swoim ofiarom? Myślisz, że Roag miał wybór? Choć Eidolon często rozmyślał o ich nieżyjącym bracie, usłyszenie jego imienia wypowiadanego na głos zabolało jak cios w brzuch. - A czy ty dawałeś wybór swoim ofiarom? - spytał przyciszonym głosem. - Muszę się pożywiać. - Musisz pić krew. Nie musisz nikogo zabijać. Wraith odkleił się od ściany. - Ale z ciebie dupek. - Zamachnął się ręką i jednym ciosem zwalił na ziemię tacę pełną narzędzi chirurgicznych, które rozprysły się po pomieszczeniu. Shade przykucnął obok Paige, by pomóc jej pozbierać instrumenty. - Nie powinieneś go prowokować.

- To ty przyprowadziłeś tutaj tego ćpuna. - On wie, że gnębiłem go w tej sprawie przez cały czas. Nie brał niczego od miesięcy. Eidolon żałował, że nie jest w stanie podzielić pewności Shadea. Wraith lubił uciekać od życia, ale skoro ich gatunek był odporny na narkotyki i alkohol, a substancje te przetwarzały się w ludzkiej krwi, osuszanie narkomanów było jedynym sposobem Wraitha na zalanie się w trupa. - Męczy mnie nieustanna opieka nad nim - powiedział Eidolon, przysuwając kolejną tacę z narzędziami. - Nie wspominając już o ciągłym ratowaniu jego tyłka z kłopotów. - Potrzebuje czasu. - Dziewięćdziesiąt osiem lat powinno mu wystarczyć, nie sądzisz? Shade, za dwa lata Wraith przejdzie przemianę. Nie jest na to gotowy. Pozabija nas wszystkich. Shade milczał, prawdopodobnie dlatego, że wszystko zostało już powiedziane. Ich brat wymknął się spod kontroli. Jako jedyny Seminus w historii, który został poczęty przez matkę wampirzycę, był samotny i nie miał pojęcia jak rozładowywać swoje potrzeby i trzymać instynkty na uwięzi. Jako mężczyzna, który był poddawany najbardziej ohydnym torturom przez wampiry, które go wychowywały, w ogóle nie wiedział, co zrobić ze swoim życiem. Eidolon nie miał jednak prawa go osądzać. Sam spędził ostatnie pół wieku na koncentrowaniu się wyłącznie na medycynie. Jeżeli nie znajdzie sobie partnerki, za kilka miesięcy jego koncentracja zawęzi się znacznie, a on stanie się bezmyślną bestią, która będzie funkcjonować wyłącznie dzięki instynktom. Może rzeczywiście powinien pozwolić Buffy, żeby go zabiła i mieć to wszystko z głowy. Spojrzał na nią z góry, na jej zwodniczo niewinną twarz i zastanawiał się, jak łatwo i bezlitośnie sprowadziłaby go z tego świata.

Jednak zanim to nastąpi, będzie musiał ją wyleczyć. - Paige, skalpel. *** Świadomość wracała powoli w otoczce czarnej mgły, zza której przebijały jasne punkty światła. Ciepła, rozciągliwa ciemność uczepiła się Tayli, kusząc ją powrotem do pełnego odrętwienia snu, lecz ból popchnął ją w stronę powrotu do rzeczywistości. Bolał ją każdy centymetr ciała, a głowa ciążyła nieznośnie, jakby była zbyt duża, by mogła ją utrzymać szyja. Pojękując cicho, otworzyła oczy. Zamazany obraz zawirował jej przed oczami. Stopniowo jej wzrok wyostrzył się i... O rany. Musiała być w innym wymiarze, bo ciemnowłosy mężczyzna spoglądający na nią z góry był bogiem. Jego usta, połyskujące zmysłowo, jak gdyby przed chwilą je oblizał, poruszały się, ale szum w jej uszach sprawił, że nie rozumiała z tego ani słowa. Zwęziła oczy i skupiła wzrok na jego ustach. Nazwisko. Chciał poznać jej nazwisko. Musiała poświęcić chwilę, żeby je sobie przypomnieć. Cudownie. Najwidoczniej uderzyła się w głowę, skoro zajęło jej to aż tyle czasu. Uderzenie tłumaczyło zatem tępy ból głowy. - Tayla - wychrypiała, zastanawiając się, czemu gardło bolało ją tak bardzo. - Tayla Mancuso. Tak mi się wydaje. Zadowolony? Uśmiechnął się, i gdyby nie umierała na jakimś stole, pewnie doceniłaby seksowne wygięcie jego ust i błysk śnieżnobiałych zębów. Facet musiał mieć fantastycznego dentystę. - Tayla? Słyszysz mnie? Słyszała, ale nieznośny szum nie chciał ustąpić. -Uhm. - Świetnie. - Przyłożył rękę do jej czoła, pozwalając jej dojrzeć skrawek umięśnionego ramienia ozdobionego zawiłymi plemiennymi tatuażami. - Jesteś w szpitalu. Czy jest coś

o czym powinienem wiedzieć? Masz jakieś alergie? Co z twoim stanem fizycznym? Gdzie są twoi rodzice? Zamrugała. Czy on powiedział „rodzice"? I czy rzęsy mogły boleć? Bo jej bolały jak cholera. - To strata czasu - odezwał się egzotycznie wyglądający mężczyzna, prawdopodobnie o bliskowschodnim pochodzeniu, który rzucił jej ponure spojrzenie. - Zajmij się swoim pacjentem, Yuri. - Seksowny doktor z oczami w kolorze espresso odepchnął Yuriego na bok. - Możesz odpowiedzieć na moje pytania, Taylo? Racja. Alergie, rodzice, stan fizyczny. - Uhm, żadnych alergii. - I żadnych rodziców. A jej kondycja nie była czymś, o czym chciałaby mówić publicznie. - W porządku. Podam ci coś na lepszy sen. Poczujesz się lepiej pod warunkiem, że cię to nie zabije. Byłoby wspaniale. Gdyby poczuła się choć odrobinę lepiej, a nie tak, jakby przejechała ją ciężarówka, natychmiast wskoczyłaby na Doktora Przystojniaka. Sam fakt, że chciała rzucić się na doktorka, powiedział jej więcej o stanie jej urazu głowy niż cokolwiek innego, ale miała to gdzieś. Ładna pielęgniarka wstrzyknęła jej coś tak mocnego, że jeśli chciała myśleć na poważnie o seksie z opalonym, wytatuowanym, niewiarygodnie przystojnym doktorkiem, który zdecydowanie wykraczał poza jej ligę, potrzebowała teleskopu, by móc go zobaczyć, a potem zerżnąć. I zrobić to jeszcze wiele razy. - Mogę się założyć, że przy tobie każda kobieta pozbędzie się swoich zabawek erotycznych. - Czy rzeczywiście powiedziała to na głos? Pewny siebie uśmiech na jego ustach podpowiedział jej, że tak. Że właśnie zwerbalizowała swoje niesforne myśli. - To przez leki. Nie ekscytuj się za bardzo. - Paige, jeszcze jeden miligram - powiedział lekarz głębokim, zmysłowym głosem.

Fala ciepła rozlała się po jej żyłach od miejsca nakłucia, w którym tkwił wenflon. - Próbujesz się mnie pozbyć, co? - Już o tym dyskutowaliśmy. Cholera, ten facet wygadywał jakieś dziwaczne rzeczy. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Jej oczy nie chciały się znów otworzyć, a ciało nie chciało słuchać. Wyglądało na to, że bez zarzutu pracowały jedynie jej uszy. Kiedy odpływała w sen, usłyszała jeszcze jedną rzecz. - Wraith, mówiłem ci już. Nie możesz jej zabić. Ach. Jej gorący doktor ochraniał ją. Uśmiechnęłaby się nawet, gdyby jej twarz nie zastygła właśnie w bezruchu. Najwidoczniej jej słuch również zaczął zanikać, ponieważ on z pewnością nie mógł powiedzieć tego, co przed chwilą usłyszała. - Jeszcze.

Rozdział drugi Ktoś niedaleko uprawiał seks. Eidolon czuł to ciałem i węchem. Ta umiejętność była częścią daru jego rasy. Każdy demon Seminus w odległości trzydziestu metrów poczułby to samo. Gdy przemierzał szpital, zapach podniecenia nasilił się, sprawiając, że jego ciało ogarnęło bolesne napięcie. Zazwyczaj gdy ktoś pieprzył się w szpitalu, Eidolon miał pewność, że był nim Wraith, ale tym razem wyczuł jedynie kobietę. W normalnych okolicznościach takie podniecenie było jak lep na sukuby, ale Eidolon zawsze potrafił zwalczyć w sobie konieczność odnalezienia jakiejś napalonej samicy i wykorzystania jej żądzy. A przynajmniej udawało mu się to do momentu, w którym wkroczył w setny rok życia i rozpoczął Przemianę. Opór, jaki w nim narastał, był twardy i bolesny. Zupełnie jak jego penis w tej chwili. Niech to szlag. Lepiej żeby Wraith i Shade znaleźli szybko tę kobietę i zaspokoili jej pragnienia, zanim zaczną go zbytnio rozpraszać. Szedł pośpiesznym krokiem przez pogrążony w półmroku korytarz, kiwając głową na powitanie mijanym członkom personelu. Gdy zbliżył się do pokoju, w którym leżała zabójczym, zapach podniecenia stał się niemal obezwładniający. Niski, przeciągły jęk zmusił go, by stłumił własny. Mrucząc pod nosem przekleństwa, minął dwójkę chochlików, które stacjonowały przed jej pokojem uzbrojone