Alex Craft and the Gingerbread
House
by
Price Kalayna
- Alex Craft z Języków dla zmarłych. - powiedziałam, podając mój otwarty
portfel z licencją detektywa i certyfikatem magicznym wydanym przez
Organizację Magicznie Uzdolnionych Ludzi.
Oficer zerknął na moje ID. Następnie jego spojrzenie przeniosło się na
moją bokserkę, biodrowe huggersy i buty, a jego wyraz twarzy zmienił się
na sceptyczny.
- Ty jesteś specjalistką, która rozmawia z martwymi ludźmi?
- Cmentarna wiedźma, yup, to ja. - Posłałam mu mój najlepszy
profesjonalny uśmiech, chociaż wyraźnie nie zaimponowałam mu skoro
nie zrobił żadnego ruchu żeby mnie przepuścić. Gdzie był John? To on
wezwał mnie na to miejsce.
Jak gdyby moje myśli wezwały go, mój ulubiony detektyw wydziału
zabójstw wyszedł zza policyjnego vana i skierował się do nas.
- Alex, cieszę się, że tu jesteś. - powiedział gestem nakazując oficerowi
żeby podniósł taśmę kryminalną i pozwolił mi przejść. - Ciało jest w
środku.
Podbiegłam żeby go dogonić, ale gdy obeszliśmy pojazdy z włączonymi
kogutami policyjnymi, zatrzymałam się z otwartą buzią.
- Tak, jakby zostało wyjęte z bajki, prawda? Cała sprawa jest. - powiedział
John gdy gapiłam się na dom przede mną.
Cóż, tak naprawdę, to bardziej domek - domek z piernika. Zewnętrzne
ściany wydawały się dobrze przypieczonym piernikiem, okna były
zrobione z waty cukrowej, gonty z kawałków czekolady i lukier dekorował
szwy. Był nawet ogród żelkowy na przedzie.
- To glamour, prawda? Nie prawdziwy, naturalnych rozmiarów domek z
piernika?
John potrząsnął głową.
- Nasi technicy tak nie myślą. - powiedział, prowadząc mnie w górę
schodów z twardego cukierka z ogrodzeniem z lukrecji.
Gdy tylko dotarliśmy do drzwi, zdałam sobie sprawę, że miał rację. Dom
nie był zglamourowany żeby wyglądać na słodycze, to naprawdę było
zrobione ze słodyczy. Mogłam poczuć ochronne zaklęcia wbudowane w
każdą ścianę z ciasta. Wow. Zabójstwo gospodarza musiało pasować.
Oczywiście, myśli lokalnych HOA uciekły z mojego umysłu gdy tylko
weszłam na miejsce zbrodni. Ślady walki zaśmiecały pokój, ze stołu
zrobionego z Tootsie Rolls, który leżał na boku z powodu złamanego na
pół brązowego cukierka przez zbyt wielki ciężar, do poprzewracanych
krzeseł zrobionych z pianek marshmallows. Na początku nie zauważyłam
ciała wśród całego chaosu w kuchni, wtedy zauważyłam jedno blade ramię
zwisające z otwartego piekarnika, i nie mogłam zobaczyć nic więcej.
Ofiara - kobieta, mogłam stwierdzić nie tylko po kształcie ciała, ale
ponieważ teraz, gdy ją widziałam, moja magia sięgnęła do niej - leżała w
połowie w środku, w połowie na zewnątrz otwartego piekarnika. John
poprowadził mnie do niej, ale nie zrobił najmniejszego ruchu żeby
wyciągnąć ją z piekarnika. Cieszyłam się z tego. Mogłam mieć sympatię
dla śmierci, ale to nie oznaczało, że mam mocniejszy żołądek.
- Co się stało? - wyszeptała.
John nie odpowiedział. Chociaż tego nie oczekiwałam. W końcu, co się
stało było dokładnie tym czego miałam się dowiedzieć.
Ruch w korytarzu odciągnął moją uwagę od ofiary i spojrzałam na parę
oficerów prowadzących nastoletniego chłopca i dziewczynę z tylnej części
domu. Gdy zobaczyli Johna i mnie stojących przy ciele, chłopiec zaczął
się szarpać.
- Musieliśmy to zrobić. To wiedźma!
Zmarszczyłam na niego brwi.
- Tak jak ja.
To sprawiło, że się zatrzymał, oczy miał szeroko otwarte. Ale
dziewczyna,która była bardzo podobna do chłopca przez co zgadywałam,
że byli rodzeństwem, wyprostowała się i posłała mi puste spojrzenie.
- Ale ta wiedźma zamierzała nas zjeść.
Zerknęłam na Johna, a on uniósł ramiona i brwi jednocześnie.
- jak na razie, wszystko jest nierozstrzygnięte. To ich słowo przeciw, cóż,
jej. - wskazał na ciało w piekarniku.
Dobra. To dlatego tu byłam. Żywi mogli kłamać. Martwi nie.
Biorąc to za wskazówkę żebym zaczęła, zmaknęłam oczy i obniżyłam
tarcze. Normalnie wolałam pracować wewnątrz koła, ale skoro to było
aktywne miejsce zbrodni, rysowanie jednego może zanieczyścić dowody,
więc robiłam bez.
Sięgnęłam po moją moc. Zimne powietrze przedarło się przeze mnie,
mrożąc mnie do kości gdy grobowa esencja omiotła moją skórę, walcząc z
życiową energią o dostęp. Pozwoliłam jej, wypychając moje ciepło i część
siebie w zwłoki obok mnie.
Moja magia znalazła wspomnienia zamknięte w każdej komórce ciała i
zebrały je razem, nadając kształt cieniowi. Pchnęłam je uwolnione z zwłok
i otworzyłam oczy.
Scena wokół mnie zmieniła się, przynajmniej w mojej perspektywie.
Kolor został wypłukany ze świata, ściany z piernika były ruiną, lukier i
czekolada roztopiły się, a meble stały się brejowatymi grudami w moim
grobowym wzroku, w wśród tego wszystkiego, cień starszej kobiety
świecił nienaturalnym światłem.
Mogłabym zgadywać że miała siedemdziesiąt kilka lat, ze strąkami siwych
włosów i obwisłą skórą w rezultacie przyciągania grawitacji od długiego
życia. Obecnie nie całkiem realna skóra miała zaognione poparzenia na
jednej stronie twarzy gdzie była ona przytrzymywana na kratce piekarnika.
Odwróciłam wzrok, ale cień wydawał się tego nie zauważać. Oczywiście,
nie zrobiłaby tego. Cienie to tylko wspomnienia, bez emocji czy ambicji.
Ból jej śmierci już nie mógł ją ranić. Ale nadal, to wytrącało z równowagi
tych co jeszcze żyją, jako dowód przy okazji John też nie całkiem na nią
patrzył.
John przeszedł przez wymagane wstępne pytania o nazwisko cienia i dane
osobowe zanim skierował się na wydarzenia prowadzące do jej śmierci.
- Dwoje dzieci weszło na moje podwórko i zaczęło zjadać mój dom. -
powiedział cień. - Wyszłam żeby je powstrzymać, a oni zaczęły nazywać
mnie wiedźmą. Weszłam do środka żeby zadzwonić na policję, a one
podążyły za mną.
Następnie opowiedziała ze szczegółami, ale bez grania, sposób w jaki one
ją goniły po kuchni zanim w końcu zmusiły ją do wejścia do własnego
piekarnika. Do czasu gdy skończyła, miałam mdłości, a John potrząsał
głową. Spytał jeszcze kilka pytań zanim przeciągnął ręką po łysiejącej
głowie i powiedział mi że wystarczająco usłyszał.
- Odpocznij teraz. - powiedziałam do starszej kobiety i zachęciłam jej cień
do powrotu do ciała. Do czasu gdy skończyłam rytuał i zwolniłam chwyt
grobu, dwoje nastolatków już zostało zakutych w kajdanki i odczytywano
im ich prawa.
John wrócił do mnie, czerwone wąsy obwisły przy jego marsie.
- To na pewno nie jest droga, którą szła ta bajka.
Mogłam tylko przytaknąć na zgodę. Życie to zdecydowanie nie bajka.
Alex Craft and the Gingerbread House by Price Kalayna
- Alex Craft z Języków dla zmarłych. - powiedziałam, podając mój otwarty portfel z licencją detektywa i certyfikatem magicznym wydanym przez Organizację Magicznie Uzdolnionych Ludzi. Oficer zerknął na moje ID. Następnie jego spojrzenie przeniosło się na moją bokserkę, biodrowe huggersy i buty, a jego wyraz twarzy zmienił się na sceptyczny. - Ty jesteś specjalistką, która rozmawia z martwymi ludźmi? - Cmentarna wiedźma, yup, to ja. - Posłałam mu mój najlepszy profesjonalny uśmiech, chociaż wyraźnie nie zaimponowałam mu skoro nie zrobił żadnego ruchu żeby mnie przepuścić. Gdzie był John? To on wezwał mnie na to miejsce. Jak gdyby moje myśli wezwały go, mój ulubiony detektyw wydziału zabójstw wyszedł zza policyjnego vana i skierował się do nas. - Alex, cieszę się, że tu jesteś. - powiedział gestem nakazując oficerowi żeby podniósł taśmę kryminalną i pozwolił mi przejść. - Ciało jest w środku. Podbiegłam żeby go dogonić, ale gdy obeszliśmy pojazdy z włączonymi kogutami policyjnymi, zatrzymałam się z otwartą buzią. - Tak, jakby zostało wyjęte z bajki, prawda? Cała sprawa jest. - powiedział John gdy gapiłam się na dom przede mną. Cóż, tak naprawdę, to bardziej domek - domek z piernika. Zewnętrzne ściany wydawały się dobrze przypieczonym piernikiem, okna były zrobione z waty cukrowej, gonty z kawałków czekolady i lukier dekorował szwy. Był nawet ogród żelkowy na przedzie. - To glamour, prawda? Nie prawdziwy, naturalnych rozmiarów domek z piernika? John potrząsnął głową. - Nasi technicy tak nie myślą. - powiedział, prowadząc mnie w górę schodów z twardego cukierka z ogrodzeniem z lukrecji. Gdy tylko dotarliśmy do drzwi, zdałam sobie sprawę, że miał rację. Dom nie był zglamourowany żeby wyglądać na słodycze, to naprawdę było zrobione ze słodyczy. Mogłam poczuć ochronne zaklęcia wbudowane w każdą ścianę z ciasta. Wow. Zabójstwo gospodarza musiało pasować. Oczywiście, myśli lokalnych HOA uciekły z mojego umysłu gdy tylko weszłam na miejsce zbrodni. Ślady walki zaśmiecały pokój, ze stołu zrobionego z Tootsie Rolls, który leżał na boku z powodu złamanego na pół brązowego cukierka przez zbyt wielki ciężar, do poprzewracanych krzeseł zrobionych z pianek marshmallows. Na początku nie zauważyłam ciała wśród całego chaosu w kuchni, wtedy zauważyłam jedno blade ramię
zwisające z otwartego piekarnika, i nie mogłam zobaczyć nic więcej. Ofiara - kobieta, mogłam stwierdzić nie tylko po kształcie ciała, ale ponieważ teraz, gdy ją widziałam, moja magia sięgnęła do niej - leżała w połowie w środku, w połowie na zewnątrz otwartego piekarnika. John poprowadził mnie do niej, ale nie zrobił najmniejszego ruchu żeby wyciągnąć ją z piekarnika. Cieszyłam się z tego. Mogłam mieć sympatię dla śmierci, ale to nie oznaczało, że mam mocniejszy żołądek. - Co się stało? - wyszeptała. John nie odpowiedział. Chociaż tego nie oczekiwałam. W końcu, co się stało było dokładnie tym czego miałam się dowiedzieć. Ruch w korytarzu odciągnął moją uwagę od ofiary i spojrzałam na parę oficerów prowadzących nastoletniego chłopca i dziewczynę z tylnej części domu. Gdy zobaczyli Johna i mnie stojących przy ciele, chłopiec zaczął się szarpać. - Musieliśmy to zrobić. To wiedźma! Zmarszczyłam na niego brwi. - Tak jak ja. To sprawiło, że się zatrzymał, oczy miał szeroko otwarte. Ale dziewczyna,która była bardzo podobna do chłopca przez co zgadywałam, że byli rodzeństwem, wyprostowała się i posłała mi puste spojrzenie. - Ale ta wiedźma zamierzała nas zjeść. Zerknęłam na Johna, a on uniósł ramiona i brwi jednocześnie. - jak na razie, wszystko jest nierozstrzygnięte. To ich słowo przeciw, cóż, jej. - wskazał na ciało w piekarniku. Dobra. To dlatego tu byłam. Żywi mogli kłamać. Martwi nie. Biorąc to za wskazówkę żebym zaczęła, zmaknęłam oczy i obniżyłam tarcze. Normalnie wolałam pracować wewnątrz koła, ale skoro to było aktywne miejsce zbrodni, rysowanie jednego może zanieczyścić dowody, więc robiłam bez. Sięgnęłam po moją moc. Zimne powietrze przedarło się przeze mnie, mrożąc mnie do kości gdy grobowa esencja omiotła moją skórę, walcząc z życiową energią o dostęp. Pozwoliłam jej, wypychając moje ciepło i część siebie w zwłoki obok mnie. Moja magia znalazła wspomnienia zamknięte w każdej komórce ciała i zebrały je razem, nadając kształt cieniowi. Pchnęłam je uwolnione z zwłok i otworzyłam oczy. Scena wokół mnie zmieniła się, przynajmniej w mojej perspektywie. Kolor został wypłukany ze świata, ściany z piernika były ruiną, lukier i czekolada roztopiły się, a meble stały się brejowatymi grudami w moim
grobowym wzroku, w wśród tego wszystkiego, cień starszej kobiety świecił nienaturalnym światłem. Mogłabym zgadywać że miała siedemdziesiąt kilka lat, ze strąkami siwych włosów i obwisłą skórą w rezultacie przyciągania grawitacji od długiego życia. Obecnie nie całkiem realna skóra miała zaognione poparzenia na jednej stronie twarzy gdzie była ona przytrzymywana na kratce piekarnika. Odwróciłam wzrok, ale cień wydawał się tego nie zauważać. Oczywiście, nie zrobiłaby tego. Cienie to tylko wspomnienia, bez emocji czy ambicji. Ból jej śmierci już nie mógł ją ranić. Ale nadal, to wytrącało z równowagi tych co jeszcze żyją, jako dowód przy okazji John też nie całkiem na nią patrzył. John przeszedł przez wymagane wstępne pytania o nazwisko cienia i dane osobowe zanim skierował się na wydarzenia prowadzące do jej śmierci. - Dwoje dzieci weszło na moje podwórko i zaczęło zjadać mój dom. - powiedział cień. - Wyszłam żeby je powstrzymać, a oni zaczęły nazywać mnie wiedźmą. Weszłam do środka żeby zadzwonić na policję, a one podążyły za mną. Następnie opowiedziała ze szczegółami, ale bez grania, sposób w jaki one ją goniły po kuchni zanim w końcu zmusiły ją do wejścia do własnego piekarnika. Do czasu gdy skończyła, miałam mdłości, a John potrząsał głową. Spytał jeszcze kilka pytań zanim przeciągnął ręką po łysiejącej głowie i powiedział mi że wystarczająco usłyszał. - Odpocznij teraz. - powiedziałam do starszej kobiety i zachęciłam jej cień do powrotu do ciała. Do czasu gdy skończyłam rytuał i zwolniłam chwyt grobu, dwoje nastolatków już zostało zakutych w kajdanki i odczytywano im ich prawa. John wrócił do mnie, czerwone wąsy obwisły przy jego marsie. - To na pewno nie jest droga, którą szła ta bajka. Mogłam tylko przytaknąć na zgodę. Życie to zdecydowanie nie bajka.