Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 2
PrologPrologPrologProlog
Mądrzy ludzie twierdzą, Ŝe w sercu kaŜdego człowieka kryje się szlachetna istota ,która
chce postępować słusznie. Tylko Ŝe ten człowiek na początku jest dzieckiem. Chłopcem.
Jeśli okoliczności układają się pomyślnie, dziecko zostaje poczęte z miłości, a potem
wychowane na uczciwego, dobrego człowieka, by mogło wypełnić swoje przeznaczenie.
Ale są i inne dzieci. Te, które zdradziecko poczęto w mroku, te, które karmiły się
goryczą i nienawiścią. To nie szlachetne istoty, tylko dzikie bestie.
Nieujarzmione lwy, pragnące zniszczenia całego świata.
Gardzą wszystkimi wokół. Nie z wyboru, ale dlatego, Ŝe gdy szukały wsparcia,
napotkały tylko wrogość i złość. Okrucieństwo i podłość. Nie znają niczego innego. Tylko
tego nauczyło ich Ŝycie.
Są takie, jak ich otoczenie. Na dobre.
Na złe.
I na gorsze.
Skąd wiem? jestem jednym z nich. Miałem być synem światłości, a zrodziłem się z
najmroczniejszej magii. Wiecznie rozdarty między światłem i ciemnością, nigdy nie
zaznałem spokoju ani bezpieczeństwa. Ani nawet pieszczoty. Podłość. Taką jestem istotą.
Bynajmniej nie szlachetną. Skradam się ścieŜkami Ŝycia, tropiąc tych, którzy podobnie jak ja
wędrują złymi drogami, i ujawniam ich prawdziwą naturę. A wtedy giną z mojej ręki.
Jestem twardy. Jestem bezlitosny.
Ale przede wszystkim pełen nienawiści. To ona jest moim pokarmem – lepszym niŜ
mleko matki.
Taki jestem i nie chcę się zmieniać. Bo to właśnie najmroczniejsza część mojej duszy
pozwala mi robić to, co musi być zrobione. Czy robię to dla dobra ludzkości, czy dla
własnego – tego nikt nie wie.
Nawet ja sam.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 3
Rozdział 1Rozdział 1Rozdział 1Rozdział 1
W naszych szeregach jest zdrajca.
Varian duFey z kompletnie obojętną miną podniósł wzrok znad biurka, przy którym
marnował czas, rozwiązując sudoku, i popatrzył na zaniepokojoną Merlinę. Jak zawsze miała
na sobie długą, białą lamowaną złotem suknię, a lniane rozpuszczone włosy opadały jej na
plecy niczym jedwabny płaszcz. W odróŜnieniu od Merlina, który słuŜył królowi Arturowi,
Aquila Penmerlina była szczupła i młoda, a jej uroda ustępowała jedynie inteligencji i
talentom magicznym.
Ignorując jej nerwowe zachowanie, Varian podrapał się po brodzie, uniósł brew i
mruknął:
– Och, daj sobie spokój. Zdrajców ci u nas dostatek.
Podeszła bliŜej, ujęła jego podbródek i zmusiła go, by spojrzał wprost na nią. Wbiła w
niego spojrzenie zimnych niebieskich oczu. Sądząc z grymasu kształtnych ust, nie rozbawiła
jej ta uwaga. Zanim zdąŜył się odsunąć, zatoczyła dłonią krąg tuŜ przy jego twarzy, tworząc
w powietrzu kulę mgły, która zawirowała, a potem odsłoniła obraz.
Dwudziestokilkuletni męŜczyzna leŜał twarzą w dół w kałuŜy krwi... tylko Ŝe ta krew,
zamiast lśnić czerwienią, była obrzydliwie szara... jak wszystko wokół. Oznaczało to, Ŝe
zwłoki nie znajdują się ani w świecie ludzi, ani w Avalonie. MęŜczyzna zginął po tamtej
stronie – w krainie zła.
Świetnie, po prostu świetnie. Bez trudu odgadł, do czego to wszystko zmierza... prosto w
łajno, w którym będzie musiał zanurzyć się po szyję.
Znowu.
Chyba naprawdę jest masochistą, bo w przeciwnym wypadku po prostu by wstał,
powiedział jej, Ŝeby się wypchała, i zabrał się jak najdalej stąd.
Szkoda, Ŝe to nie takie proste.
ZmruŜył oczy i popatrzył na zwłoki. Ciało męŜczyzny było odziane w kolczugę i czarną
tunikę, zwykły strój XII – wiecznego rycerza. Zmarły wyciągnął rękę w kierunku starego
kamiennego budynku, jakby w chwili śmierci spodziewał się stamtąd pomocy. Nie wiadomo
dlaczego, bo w tamtym świecie nikt nawet palcem by nie kiwnął, Ŝeby komuś pomóc, chyba
Ŝe z rąk do rąk przeszłaby nieprzyzwoita ilość pieniędzy.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 4
Jednak nie to było najbardziej niepokojące. Variana mało obchodziły blizny i rany na
twarzy męŜczyzny, które wskazywały, Ŝe został okrutnie pobity i torturowany, zanim
przyszła litościwa śmierć, ale jego serce na moment przestało bić, gdy spostrzegł, Ŝe na lewej
łopatce widocznej spod zniszczonej kolczugi wytatuowano smoka otoczonego językami
ognia, buchającego z ozdobnego kielicha. Ten znak nosili tylko nieliczni, a ich nazwiska
były pilnie strzeŜoną tajemnicą. Co więcej, wszystkich ludzi z tego bractwa otaczała bardzo
silna ochrona magiczna, która powinna wystarczyć, by ustrzec od śmierci tego człowieka.
– Rycerz Graala?
Merlina kiwnęła głową, puściła go i odsunęła się o krok.
– Tarynce z Essexu. Mody Morgeny pochwyciły go, zanim zdołałam wysłać pomoc.
Porwały go z domu w średniowiecznej Anglii, zawlokły przez zasłonę do Glastonbury i tam
zamordowały.
Nic nowego. Varian kilka razy miał do czynienia z modami, czyli sługami śmierci,
bezlitosnymi stworami, które Ŝyły wyłącznie po to, Ŝeby zabijać. Sprzedałyby własne matki
za moŜliwość dopadnięcia prawdziwego rycerza Okrągłego Stołu. Nade wszystko kochały
nurzać się we krwi swoich wrogów... albo przyjaciół, bez róŜnicy.
– Wyciągnęły coś z niego? – zapytał Merlinę.
Zmartwiona, znowu ściągnęła brwi.
– Nie mam pojęcia. Nikt tego nie wie oprócz samych modów i Morgeny. Właśnie
dlatego jesteś mi potrzebny.
Nienawidził takich tekstów. Od dawna miał dość bycia traktowanym przez Merlinę tak
instrumentalnie. Ciągle domagała się, by tropił dla niej zdrajców i zdobywał informacje z
tamtej strony. Zlecała mu teŜ egzekucje wiarołomców. Szczerze mówiąc, miał juŜ serdecznie
dość tych obrzydliwych zadań. ZnuŜyło go Ŝycie między Merliną a Morgeną.
– To wcale nie muszę być ja.
– Musisz. Rozdarcie w kolczudze widoczne na jego ramieniu oznacza, Ŝe szukali tego
tatuaŜu. Ktoś musiał im o nim powiedzieć. Jeśli Morgena ma takie wiadomości, będzie
potrafiła rozpoznać takŜe i pozostałych rycerzy Graala. To zagraŜa nam wszystkim, Varianie.
Tobie takŜe.
Z trudem powstrzymał się, by nie skwitować jej złowróŜbnego tonu pogardliwym
prychnięciem. Zawsze mu coś groziło z tej czy innej strony. Co z tego? Nawet teraz mieszkał
wśród wrogów, którzy nie ukrywali, Ŝe wcale nie byłoby im Ŝal, gdyby umarł.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 5
– Nie strasz mnie, Merlino – powiedział spokojnie. – Jestem za duŜy na bajeczki o
duchach, a Morgenę i jej fagasów mam głęboko gdzieś. Jeśli zechcą przyjść po mnie,
powiadom zakład pogrzebowy, bo moŜe mu zabraknąć worków na szczątki.
– Więc nie obchodzi cię, Ŝe pozostali rycerze Graala zostaną wydani na rzeź jak
zwierzęta?
– A powinno? – Varian odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
Pokręciła głową.
– Jako rycerze Okrągłego Stołu są twoimi współbraćmi.
– Jasne, jasne. Tyle o mnie dbają, co ja o nich, pomyślał z ironią. Gdyby sytuacja się
zmieniła, wydaliby mnie Morgenie i nawet powieka by im nie drgnęła.
– Im to powiedz.
Współczująco dotknęła jego dłoni. Tylko ona wiedziała, jak silnie działa na niego
dobroć. Zaznał jej w Ŝyciu tak niewiele, Ŝe po prostu nie wiedział, jak ma się wtedy
zachować.
– Proszę cię, Varianie. Zrób to dla mnie. Tylko ty potrafisz wejść do Glastonbury i
zdobyć tam jakieś informacje. Jakiś zdrajca powiedział Morgenie o tatuaŜu i o Tarynsie.
Tylko ty moŜesz się dowiedzieć, co wyciągnęły z niego mody przed egzekucją. Nie
wspominając juŜ o tym, Ŝe ktoś musi zabrać jego ciało do domu, Ŝebyśmy mogli sprawić mu
naleŜyty pochówek. Przynajmniej to moŜemy zrobić, był przecieŜ jednym z nas.
W jej ustach brzmiało to bardzo prosto, ale Glastonbury nie było dobrym miejscem dla
takich jak on. ChociaŜ, właściwie moŜe było. Przed śmiercią Artura z ręki Mordreda
miasteczko i górujące nad nim opactwo były naprawdę piękne. Teraz istniały tylko w innym
wymiarze, pomiędzy Avalonem a Camelotem.
Nie przetrwała tam ani jedna istota, w której pozostałby choćby cień dobra. Ani jedna.
Glastonbury było piekłem. Wolałby obciąć sobie nos, niŜ znowu postawić tam stopę.
Zanim jednak zdąŜył jej to powiedzieć, drzwi komnaty otworzyły się gwałtownie i
pojawiło się w nich trzech męŜczyzn. Podobnie jak on naleŜeli do niedobitków rycerzy
Okrągłego Stołu, którzy przeŜyli bitwę i śmierć Artura. Ademar, Garyth i ten okropny
nudziarz Bors. Ojciec Borsa był spowinowacony z ojcem Variana. Niegdyś walczyli ramię w
ramię. Niestety, ich braterstwo broni nie przeniosło się na synów, którzy serdecznie się nie
znosili.
– Widzę, Ŝe juŜ odkryłaś zdrajcę, Merlino – zadrwił Ademar i posłał Varianowi
mordercze spojrzenie. Brązowe włosy, odrzucone na plecy, odsłaniały ostre rysy twarzy
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 6
upodobniające go do myszy. Miał zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, ale nosił się, jakby
dorównywał olbrzymom i posiadał inteligencję, która uzasadniałaby jego arogancję.
Garyth, niewiele wyŜszy od Ademara, był korpulentny, ciemnowłosy i wyłupiastooki.
Przysunął się do Variana, Ŝeby wyraźniej okazać mu swoją pogardę – niepotrzebnie, bo
Varian doskonale wiedział o jego nienawiści do siebie. Musiałby być kompletnym głupkiem,
Ŝeby jej nie zauwaŜyć.
– Jaki ojciec, taki syn – powiedział kąśliwie.
Zabolało, ale z innych powodów niŜ Garyth sobie to wyobraŜał. Zdrada Lancelota nie
bolała Variana tak bardzo, jak jego okrucieństwo.
Odchylił się na oparcie krzesła, skrzyŜował dłonie na piersi i obrzucił ich obojętnym
spojrzeniem.
– Jeśli chcecie ze mną walczyć, włóŜcie zbroje i stańcie w szranki. Nie potrzebuję
podniecać się słowami, Ŝeby skopać wam tyłki. Do diabła, nawet nie musiałbym uŜywać
mocy. Z przyjemnością zobaczę znowu krew na swoich rękach.
– Varianie – napomniała go surowo Merlina, cofając się o krok. – Nie potrzebujemy
dodatkowych kłopotów, sytuacja jest wystarczająco powaŜna. Zostało tylko pięciu rycerzy
Graala. Jeśli Morgena dowie się, gdzie został ukryty...
Nie dokończyła tego zdania. Nie musiała. Tylko członkowie rodu, który miał opiekować
się tym artefaktem, mieli dość siły, by wystąpić przeciwko Morgenie i ją pokonać.
Tajemniczy Graal był źródłem pierwotnej mocy tak wielkiej, Ŝe jego właściciel stawał się
niezniszczalny. Dlatego, w odróŜnieniu od innych przedmiotów, które pomogły Arturowi
zjednoczyć Brytanię i nią władać, kielich potrzebował więcej opiekunów.
KaŜdy z rycerzy Graala był bezpośrednio połączony z mocą, która stworzyła artefakt, i
kaŜdy posiadał jedną wskazówkę prowadzącą do miejsca ukrycia kielicha. Nikt na świecie
nie wiedział, gdzie się ono znajduje.
Nikt.
Ale Morgena moŜe je odkryć, jeśli wydobędzie wskazówki od sześciu rycerzy. Varian
poznał ją juŜ na tyle, Ŝe bez trudu mógł sobie wyobrazić, co się wtedy stanie ze światem.
– Dlaczego mnie to obchodzi? – zapytał w myślach.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale niestety rzeczywiście go to obchodziło. Popatrzył na
Merlinę i przesłał kolejną myśl tylko do niej.
Muszę wiedzieć, kogo mam chronić.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 7
Jej oczy pociemniały z Ŝalu. Wiesz, Ŝe nie mogę ci tego powiedzieć. Nie dlatego, Ŝe ci nie
ufam, ale dlatego, Ŝe moŜesz wpaść w ręce Morgeny. Tylko ja powinnam znać imiona
pozostałych rycerzy. Tak będzie najlepiej.
Miała rację. Gdyby Morgena go torturowała, mógłby zdradzić te imiona. Nie był w
stanie zagwarantować, Ŝe nie. PrzecieŜ sprzedawanie przyjaciół i stronników było jego
Ŝyciową ambicją.
Słusznie. Wstał i zamknął ksiąŜkę z sudoku.
– Świetnie. – Ademar wykrzywił usta. – Ukryj się z powrotem w dziurze, z której
wypełzłeś.
Merlina zesztywniała z irytacji.
– Ademarze, podziękuj losowi, Ŝe potrafię zapanować nad Varianem. Ale jeśli nie
przestaniesz, dam mu wolną rękę. Biada ci wtedy.
Rycerz parsknął pogardliwie.
– Nie boję się pomiotu demonów, tylko go niszczę.
Varian zaśmiał się i stanął tuŜ obok rycerza, który sięgał mu ledwie do ramienia.
Wciągnął w płuca powietrze, Ŝeby poczuć zapach jego strachu i potu.
– Pyszałki przechwalają się tylko po to, by ukryć własne tchórzostwo. MoŜe i nie boisz
się demonów, Addy, jednak mnie boisz się na pewno.
Ademar chciał się na niego rzucić, ale Bors zdołał go powstrzymać. Wysoki szczupły
rycerz był bardzo podobny do Variana.
– On nie jest tego wart, bracie.
– To prawda, Addy – potaknął Varian z nutką rozbawienia w głosie. – Szkoda twojego
Ŝycia. Bo taka będzie cena, jeśli mnie zaatakujesz.
Spojrzał na Merlinę.
– Zrobię to, o co prosiłaś, Merlino. Ale moja cierpliwość powoli się wyczerpuje. Nie
mam ochoty być na kaŜde zawołanie, jak piesek pokojowy.
– Rozumiem, Varianie. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.
Jej wdzięczność i ich drwiny. Zrobiło mu się gorąco w środku. Ale trudno było ich winić
za tę nienawiść. Urodził się przeklęty. Syn najbardziej ukochanego rycerza króla Artura i
jego najbardziej znienawidzonej przeciwniczki. W odróŜnieniu od pozostałych, łączyły go
więzy krwi i lojalności z obiema stronami tego konfliktu. I obie strony bez wahania
naduŜywały tej lojalności.
Zatrzymał się w drzwiach i popatrzył na Merlinę.
– Wiesz, w tym wszystkim jest jedna dobra rzecz.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 8
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Co takiego?
Ruchem podbródka wskazał na Ademara.
– Przynajmniej moja matka nie dała mi imienia, które brzmi jak nazwa niedobrego
batonika.
Wyszedł i trzasnął drzwiami, w chwili gdy trafił w nie sztylet, który wibrując, wbił się
dokładnie w miejsce, gdzie przedtem była jego głowa.
Popatrzył na czubek sztyletu, który przebił twardą deskę, i zaśmiał się niewesoło.
Rzeczywiście, był synem swojej matki w takim samym stopniu, jak był synem swego
ojca. Nade wszystko lubił dokuczać innym. Nade wszystko lubił czuć krew wrogów na
swoich rękach – ale dopiero wtedy, gdy skończył ich torturować.
Dobroć, współczucie – lordowie Avalonu mogli je sobie wetknąć głęboko w rzyć.
Bitwy, zamęt, obelgi. To był jego świat, tu czuł się u siebie.
Machnął ręką, zmieniając czarną koszulę i dŜinsy w średniowieczne szaty, niezbędne
podczas wyprawy do opactwa. Ciemnobrązowy kaftan z grubej skóry był cięŜki, ale nie aŜ
tak jak kolczuga, której metalowe ogniwa szeptały, ocierając się o jego ciało.
Naciągnął grube, skórzane, nabijane ćwiekami zarękawia, które chroniły przedramiona
przed cięciami białej broni i oparł dłoń na głowni miecza. Aby spełnić prośbę Merliny,
musiał osobiście pofatygować się do Glastonbury.
W ludzkim świecie opactwo było po prostu staroŜytną ruiną. Za zasłoną – miasteczkiem,
w którym tętniło Ŝycie pozbawione wszystkiego, co dobre. Nieczyste miejsce. Neutralna
strefa, gdzie nie działała magia.
Nikt właściwie nie wiedział, czemu tak się dzieje. Varian podejrzewał, Ŝe w chwili gdy
Camelot i Avalon zniknęły ze świata śmiertelnych i znalazły się w krainie ludu Fey,
Glastonbury miało pozostać nietknięte i nieświadome zniknięcia obydwu zamków tak jak
reszta świata. Niestety, jakieś czarodziejskie prądy przesączyły się do miasteczka, wysysając
z niego wszystko – włącznie z pozytywną i negatywną mocą, która przenikała Avalon i
Camelot.
Powędrował więc do krainy, gdzie magia była bezuŜyteczna. Pewnie dlatego mody
wybrały to miejsce, by zabić Tarynce’a. Tylko tam rycerz Graala był pozbawiony mocy,
dzięki której bez trudu odparłby napastników.
W Glastonbury Varian mógł polegać wyłącznie na swoim mieczu. Jeśli chciał przetrwać,
musiał bezlitośnie mordować wszystkich, którzy mu przeszkadzali.
O tak, dobrze jest być złym...
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 9
Rozdział 2Rozdział 2Rozdział 2Rozdział 2
Opactwo Glastonbury było kloaką, w której gromadziły się ludzkie brudy, podłość i
rozpusta. Dawno temu, gdy Avalon i Camelot stanowiły część ludzkiego świata, klasztor był
cudem architektury i promieniował pięknem. śebrowane sklepienie nawy pomalowano na
jaskrawe kolory i pozłocono tak, Ŝe lśniło jak samo słońce. Wielobarwne witraŜe w oknach
przesiewały słoneczne promienie i rzucały barwne rozbłyski na kamienne podłogi.
Ludzie zjeŜdŜali się z całego świata, Ŝeby zobaczyć te cuda. Mnisi, którzy tu mieszkali,
dokładali starań, by opactwo stawało się coraz piękniejsze. Ich głosy wznosiły się ku niebu
jak anielskie chóry.
Ale to było dawno.
Teraz Glastonbury wyrastało w krainie cieni, gdzie nie istniały barwy, tylko odcienie
szarości. Znalazło się tu przypadkiem.
Początkowo planowano, Ŝe tylko Camelot i Avalon zostaną przeniesione za zasłonę
mgły i oddzielone od świata, by chronić je przed złem, które się tu zalęgło. Ale Los nie
zawsze bywa Ŝyczliwy, i Glastonbury wraz ze słynnym opactwem takŜe znalazło się w
krainie cieni.
Mieszkańcy i pielgrzymi, nieświadomi, co stało się tej strasznej nocy, gdy zniknęły
obydwa zamczyska, utknęli w miasteczku na wieki, poza czasem. Ich rodziny w końcu
uwierzyły, Ŝe uciekli albo umarli. Ale w krainie cieni cały ten tłum Ŝył przez długie stulecia,
wspominając czasy, kiedy świat był wielki i otwarty i moŜna było w kaŜdej chwili opuścić
opactwo oraz Camelot.
Teraz zostało im to odebrane.
Przypadek nie pozwolił im schronić się w krainie Avalonu, musieli więc mieszkać w
Glastonbury lub zagłębić się w ziemie Camelotu, pełne niegodziwych istot lubujących się w
torturowaniu i mordowaniu wszystkich tych, którzy niebacznie znaleźli się na ich terenie.
Nic dziwnego, Ŝe mieszkańcy Glastonbury woleli trzymać się swej skromnej neutralnej
strefy. Niestety, z kaŜdym mijającym rokiem ich neutralność stawała się coraz bardziej
iluzoryczna, a oni sami upodobniali się do zdeprawowanych dusz, które zamieszkiwały
Camelot. Szkoda. Kiedyś byli zwykłymi, porządnymi ludźmi. Ale jak to bywa na wojnie –
najbardziej ucierpieli niewinni, którzy znaleźli się pomiędzy dwiema największymi potęgami
na świecie.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 10
Z najbardziej wysuniętej na północ wieŜy opactwa i ze wzgórza Tor moŜna było dostrzec
granicę między krainami. Po lewej rozciągała się zasłona światła i barw, za którą krył się
Avalon. Po prawej widać było mroczny, szary świat Morgeny – Camelot.
Z pozoru linię demarkacyjną moŜna było łatwo przekroczyć. Nic bardziej mylnego.
Światła Avalonu sprawiały ból pozbawionym dusz potępieńcom z Camelotu. Mało który z
nich potrafił znieść ich Ŝar.
Mieszkańcy Avalonu z kolei lękali się ciemności. Mówiono, Ŝe pochłonie kaŜdego, kto
odwaŜy się w nią wstąpić. Przebywanie w mroku oznaczało wyrzeczenie się wszystkiego, co
dobre w człowieku. Ciemność była niegodziwą władczynią, która wymagała, by stłumić głos
sumienia i zapomnieć o przyzwoitości.
Między tymi dwiema krainami kryło się Glastonbury. Wtrącone w otchłań wiecznej
nocy, pozbawione było barw, podobnie jak Camelot. Niebo zmieniało tu barwę z czerni na
szarość. Dni zlewały się ze sobą, gdy mieszkańcy szukali pociechy i chcieli zapomnieć o
losie, jaki przypadł im w udziale.
Ale niewiele mogli znaleźć.
Na wzór mieszkańców Camelotu, gardzili istotami z Avalonu.
Merewyn z Mercji kiedyś takŜe mieszkała w krainie światła. Nie w samym Avalonie,
którego istnienia nawet nie podejrzewała. Nie, mieszkała w Mercji i była tam księŜniczką.
Urodą przewyŜszała samą Helenę Trojańską, więc męŜczyźni ubiegali się o jej względy.
Nieraz była zmuszona patrzeć, jak zabijają się nawzajem tylko po to, by zdobyć jej uśmiech.
Serdecznie tego nienawidziła. Kiedy ojciec powiedział jej, Ŝe czas juŜ, by poślubiła
jednego z tych wojaków, którzy nie dostrzegali w niej nic oprócz urody, wezwała jedną z
istot ze świata ciemności. Posługując się magią, o której lepiej nawet nie wspominać,
przywołała Adoni – elfa z rasy tak okrutnej, Ŝe nawet demony się jej bały.
Przy pełni księŜyca Merewyn zawarła ugodę, która stała się jej zgubą. Oddała urodę za
wolność, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nie miała pojęcia, jakie będą tego skutki.
Teraz tkwiła w opactwie, czuwając u boku swej pani – tej samej Adoni, która skradła jej
urodę i uczyniła ją swoją niewolnicą.
Bardzo chciała wiedzieć, po co tkwią w tej gospodzie, ale nie miała odwagi zapytać. Jej
pani nie tolerowała pytań. W ogóle mało co tolerowała.
Z zazdrością przyglądała się długim jasnym lokom swojej pani. Wszyscy Adoni byli
piękni, ale Narishka wyróŜniała się nawet spośród nich. Drobna, o wspaniale uformowanej
figurze, byłaby marzeniem kaŜdego męŜczyzny i przedmiotem zazdrości kaŜdej kobiety,
gdyby nie jej mroczna dusza, równie okrutna jak serce.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 11
– Przynieś mi wina, gnido.
Merewyn zamrugała gwałtownie, zaskoczona rozkazem. Zirytowana tym Narishka
wymierzyła jej policzek.
– Czy jesteś równie głucha, jak brzydka, dziewucho? Rusz się!
Z palącym policzkiem, Merewyn chwyciła stojący przed Adoni kielich i umknęła czym
prędzej, Ŝeby uniknąć drugiego uderzenia. Nienawidziła swojego kuśtykania. Jedną nogę
miała krótszą od drugiej – wynik lekcji, która na zawsze przekonała ją, by nie próbować
ucieczki od swej okrutnej pani.
Odwróciła się, by sprawdzić, czy Narishka ją obserwuje, ale ściana drugiego
pomieszczenia całkowicie ukrywała obecność Adoni.
– Patrz, gdzie leziesz, czarownico!
Zamarła, słysząc ostre słowa rycerza, o którego niemal otarła się w pośpiechu.
– Wybacz mi, panie.
Odepchnął ją od siebie, tak Ŝe potrąciła kogoś innego. Odwrócił się, zaklął i wykrzywił
się z obrzydzeniem na widok jej ohydnej, poznaczonej dziobami twarzy i splątanych
włosów.
– Precz ode mnie, paskudna gorgono.
On takŜe ją odepchnął, prosto na stół, przy którym grupa męŜczyzn grała w kości.
Uderzyła w ramię jednego z nich, a on oblał się winem z kielicha, który trzymał w ręku.
Zaklął, rzucił jej nienawistne spojrzenie i wstał, waŜąc w dłoni sztylet.
Znieruchomiała, czekając, aŜ zimna stal przeszyje jej ciało. Ale w chwili gdy męŜczyzna
zamierzył się na nią ostrzem, ktoś pochwycił jego ramię, odwrócił go w swoją stronę i
unieruchomił wzniesiony do ciosu sztylet.
Szczęka jej opadła. Nie ze strachu, ale z podziwu, który odebrał jej mowę. Przybysz był
wysoki i szczupły. Nigdy w Ŝyciu nie widziała tak zielonych oczu. Były przejrzyste jak
kryształ, który pozwalał widzieć na odległość, i dosłownie lśniły – w twarzy o tak
doskonałych rysach, Ŝe przysięgłaby, iŜ ta istota to Adoni. Zresztą męŜczyzna zachowywał
się w sposób typowy dla tej rasy, choć z drugiej strony Ŝaden Adoni nie kiwnąłby palcem, by
uratować kogoś takiego jak ona.
Falujące ciemne włosy opadały mu na ramiona w nieładzie, który mówił, Ŝe ich
właściciel w ogóle nie dba swój wygląd. Bokobrody podkreślały dołek w brodzie rzucały
cień na opalone policzki.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 12
Bez słowa wytrącił sztylet z ręki przeciwnika jednym ruchem nabitego ćwiekami
zarękawka i pchnął go do tyłu. MęŜczyzna potknął się, a potem rzucił na niego, ale ktoś go
powstrzymał, zanim zdąŜył wymierzyć uderzenie.
– Hugh, to jest Varian duFey. Dobrze się zastanów, co robisz.
Merewyn zamknęła usta, słysząc nazwisko, które stało się legendą wśród poczwar
zamieszkujących Camelot. Powiadano, Ŝe jest demonem, który Ŝywi się krwią swoich
wrogów. I Ŝe sprzedał duszę diabłu albo starym bogom, Tuatha Dé Danann, by stać się
niepokonany w bitwie. śe zabił własnego brata, by nauczyć się magii Adoni i zdobyć jeszcze
większą moc. Co gorsza, podobno znał magię tak czarną, Ŝe nawet Morgena się go bała.
To było zaledwie kilka z opowieści, które krąŜyły o jego nienasyconym okrucieństwie.
Patrząc na niegodziwy grymas, z jakim obserwował Hugh, niby muchę, którą zaraz
pacnie, łatwo było uwierzyć w nie wszystkie.
– Co z tobą, Hugh? – zadrwił głębokim dźwięcznym głosem, który przeszył ją
dreszczem, jakby ktoś dotknął jej skóry kawałkiem ciepłego aksamitu. – Bijesz tylko tych,
którzy nie potrafią oddać? MoŜe ze mną się zabawisz?
W oczach męŜczyzny błysnęła nienawiść, ale powstrzymał się od odpowiedzi.
Powiadano, Ŝe Varian duFey zawiązuje sobie buty i zbroję sznurowadłami zrobionymi z
wnętrzności swoich wrogów. NaleŜał do tych nielicznych istot, które swobodnie wędrowały
między Avalonem i Camelotem, bo ani Morgena, ani Merlina nie odwaŜyły mu się
przeciwstawić.
Hugh splunął na ziemię, schował sztylet i usiadł na swoim krześle.
Varian rozejrzał się po twarzach zgromadzonych, którzy zastygli bez ruchu. Wszyscy
nerwowo odwracali Wzrok pod jego spojrzeniem i pospiesznie zajmowali się swoimi
sprawami. Wiele to mówiło o tym męŜczyźnie, jego mocy i umiejętnościach.
W kryształowozielonych oczach błysnęła satysfakcja. Widziała ją wyraźnie, gdy pochylił
się po kielich, który upuściła na podłogę.
Nie mogła uwierzyć, gdy jej go podał. Gdyby o nim nie słyszała, mogłaby przysiąc, Ŝe
jego wzrok zmiękł na jej widok. Z politowaniem popatrzył na jej kalectwo.
– Lepiej stąd zmykaj, dziewczyno. I na przyszłość bardziej uwaŜaj.
Na dźwięk tych słów nogi się pod nią ugięły, bo dostrzegł w niej kobietę, a nie wiedźmę.
Od wieków Ŝaden męŜczyzna nie spojrzał na nią inaczej niŜ z całkowitą odrazą i nie nazwał
jej inaczej jak wiedźmą, czarownicą albo równie obraźliwym słowem.
Skłoniła mu się i umknęła, by wypełnić polecenie swojej pani. Jednak nie mogła się
powstrzymać, by ponownie nie rzucić okiem na jego wysoką postać kierującą się w stronę
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 13
karczmarza. JuŜ o niej zapomniał, ale ona zawsze będzie pamiętać o nim i o dobroci, jaką jej
okazał.
Varian usadowił się przy końcu baru, plecami do ściany. Nawyku tego nabrał,
przebywając wśród ludzi, którzy woleli wbić komuś nóŜ w plecy, niŜ normalnie
porozmawiać. Zawsze wolał mieć tłum na oku.
Zlustrował przelotnym spojrzeniem gniewne twarze i dostrzegł skurczoną postać
kobiety, którą uratował od śmierci. Przeciskała się przez tłum, kulejąc, przytłoczona wielkim
garbem, jaki miała na plecach. Jej czarne skołtunione włosy od dawna nie widziały
grzebienia. Ale prawdziwą tragedią tej brzyduli była twarz poznaczona dziobami po ospie,
zezowata, z ogromnym nosem. Z wykrzywionych, opuchniętych warg ciekła ślina, którą bez
przerwy ocierała wierzchem dłoni. Gdyby nie jej słuŜalczość i fakt, Ŝe znajdowali się w
Glastonbury, moŜna by pomyśleć, Ŝe jest jednym ze zdeformowanych szarłaków, które
słuŜyły Morgenie.
Szkoda, Ŝe musi tu tkwić wśród ludzi, którzy tak przesiąknęli goryczą, Ŝe nie mają dla
nikogo litości.
– Co tu robisz?
Spojrzał na Dafyna, który przyglądał mu się ze złośliwym grymasem... widok ten zranił
mu serce. Wiele wieków temu Dafyn, korpulentny wielkolud o okrągłych, obrośniętych
bokobrodami policzkach miał niewielką tawernę w Glastonbury. Jego ironiczne pytanie
przypomniało Varianowi dzień, w którym spotkali się po raz pierwszy. Miał wtedy siedem
lat. Matka właśnie porzuciła go na progu domu ojca. śadne z rodziców go nie chciało, więc
postanowił uciec i zamieszkać w mieście. Gdy dotarł do tawerny, ogarnęło go zmęczenie po
długiej wędrówce z zamku do miasta, więc usiadł na jej progu. Dafyn wyszedł i zadał mu
wtedy dokładnie to samo pytanie co teraz. Gdy Yarian odpowiedział, zaproponował mu
pracę:
„No cóŜ, chłopcze, jeśli chcesz radzić sobie sam, musisz zacząć zarabiać. Trzeba tu
pozamiatać podłogi, a poza tym potrzebuję kogoś, kto będzie próbował mojego chleba, Ŝeby
sprawdzić, czy naprawdę jest najlepszy w całym mieście. Chcesz u mnie pracować?”
Varian z wdzięcznością przyjął jego propozycję, zadowolony, Ŝe jego Ŝycie zmienia się
na lepsze.
Naturalnie ojciec odnalazł go juŜ po kilku godzinach. Natarł mu uszu za ucieczkę i
zmusił do powrotu do Camelotu. Ale gdy Varian dorósł, nieraz zaglądał do tawerny, by
pogawędzić z Dafynem.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 14
Do chwili, gdy opadła zasłona mgły i Dafyn znalazł się sam w mieście, rozdzielony z
rodziną, która pozostała w świecie ludzi. Ból, rozpacz i gorycz zniszczyły dobrego człowieka
i teraz Dafyn, podobnie jak reszta tutejszych wygnańców, zabiłby go z radością, gdyby tylko
mógł.
Varian otworzył skórzaną sakiewkę u pasa i wyciągnął dwadzieścia złotych marek.
– Wczoraj w nocy zamordowano kogoś pod murami opactwa.
Dafyn wykrzywił wargi w uśmiechu i zgarnął pieniądze do kieszeni.
– Tu ciągle ktoś kogoś morduje. I co z tego?
– Zginął jeden z lordów Avalonu.
– No i co z tego, Ŝe pozwolę sobie powtórzyć?
Varian zacisnął zęby, wyciągnął kolejne marki i połoŜył je na barze przed Dafynem.
– Wiesz o wszystkim, co zdarza się w opactwie i wokół niego. Powiedz, kto go zabił.
Brązowe oczy Dafyna nieco pojaśniały, gdy chwycił stosik złota leŜący na kontuarze.
– Przywódcą był Bracken – odpowiedział.
Varian zamilkł na dźwięk tego imienia. Bracken był jednym z najbardziej
niebezpiecznych modów, którymi władała Morgena – choć słowo „władała” nie było do
końca odpowiednie, gdyŜ mody poŜarły swego poprzedniego władcę, boga Balora. BliŜsze
prawdy było stwierdzenie, Ŝe zawarły z nią mniej lub bardziej wiąŜącą umowę – coś w
rodzaju „chroń nas przed bogami i nie zawracaj nam zbyt często głowy, a chętnie będziemy
ci słuŜyć”. Wszyscy wiedzieli, Ŝe mogłyby ją zabić bez trudu, ale nie robiły tego, by nie
narazić się na wściekłość wszystkich Tuatha Dé Danann razem wziętych. Ta grupka
celtyckich bogów była powszechnie znana ze swej złośliwości.
To, Ŝe Bracken był zamieszany w morderstwo, nie najlepiej wróŜyło Varianowi.
Wiedział, Ŝe będzie musiał zadać kilka pytań demonowi, który bardzo tego nie lubił.
Nagle Dafyn zmruŜył oczy, wpatrując się w kogoś za plecami Variana, a on sam poczuł
dreszcz, jaki wywołuje moc, choć w obrębie murów opactwa nie działała magia. Właśnie
dlatego Dafyn przeniósł tu swoją tawernę. Ten dreszcz mógł oznaczać tylko jedno: Ŝe ten
ktoś za jego plecami jest szczególnie utalentowany i potęŜny. Potwierdzało to zachowanie
karczmarza, który starał się zniknąć tej osobie z widoku.
– Cześć, mamo – powitał ją, zanim odwrócił się, by popatrzeć w jej stronę przez ramię.
Narishka wciąŜ była piękna jak dwudziestolatka. Bycie nieśmiertelną Adoni
zdecydowanie miało swoje zalety. Złociste warkocze upięte na czubku jej głowy tworzyły
skomplikowany wzór; kilka cienkich pasm opadało do ramion. Powiewna czarna suknia
ledwie osłaniała jej bogate wdzięki. Powitała go chłodnym uśmiechem.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 15
– Witaj w domu, Varianie.
Sięgnął po dzban i kielich i nalał sobie solidną porcję napitku.
– To nie jest mój dom.
– No tak, przecieŜ ty wolisz sypiać z naszymi wrogami.
Prychnął, pociągając łyk kwaśnego miodu, który palił jak ogień.
– Sama mnie wyrzuciłaś, pamiętasz?
– Przyznaję, to był strategiczny błąd.
– Hm... – mruknął i odstawił kielich. Nie wierzył jej ani przez chwilę. Jego matka nigdy
nie popełniała błędów.
Przechylił głowę i zamarł na widok skurczonej kobiecej postaci kryjącej się w cieniu.
Narishka natychmiast zauwaŜyła jego wahanie.
– Dzięki za uratowanie mojej sługi. To byłoby okropne, gdyby ktoś jeszcze bardziej ją
okaleczył.
Zajrzał w jej zimne oczy.
– Powinnaś ją uwolnić.
– MoŜe rzeczywiście...
Wyrachowany błysk w jej oczach nie umknął jego uwadze.
– Czemu zawdzięczam to spotkanie, mamo?
Wydęła wargi w grymasie udawanej niewinności.
– MoŜe po prostu tęsknię za moim chłopcem?
AŜ się zakrztusił na te słowa. Kasłał przez kilka sekund, by oczyścić gardło.
– To cudownie, Ŝe po tylu stuleciach odkryłaś w sobie głęboko ukryty instynkt
macierzyński. Poczekaj, poszukam młota pneumatycznego, i wydobędziemy go na światło
dzienne.
Cmoknęła z irytacją.
– Stęskniłam się za tobą, Varianie – powiedziała i wyciągnęła dłoń, by pogładzić go po
policzku.
Odsunął się pospiesznie. Jego oskarŜenia nie były bezzasadne. Nigdy w Ŝyciu nie
dotknęła go z prawdziwym uczuciem. Wątpił, by się zmieniła – chyba Ŝe w końcu
zwariowała.
– No dobrze – warknęła, widząc, Ŝe nie jest aŜ tak głupi. – Morgena i ja chcemy
przeciągnąć cię na naszą stronę.
– Jasne. To oczywiste. Tylko Ŝe spóźniłaś się z tym o kilka stuleci, mamusiu.
Powinnyście wcześniej uŜyć waszych mocy i postarać się, by mały Varian wcześniej wrócił
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 16
do stada. Nic z tego. W dniu, w którym zostawiłaś mnie w Camelocie, powiedziałaś, Ŝe masz
waŜniejsze rzeczy do roboty niŜ doglądanie nieznośnego bachora...
– I bardzo tego Ŝałuję.
Pohamował się, by nie wybuchnąć śmiechem. śałowała tylko tego, Ŝe z czasem wyrósł
na jednego z najpotęŜniejszych magów w szeregach Merliny.
– Jestem przecieŜ twoją matką. Obserwowałam cię przez te wszystkie wieki i widziałam,
jak nabierasz mocy. Jestem z ciebie bardzo dumna. Nie z tego, Ŝe walczysz po stronie tej
dziwki i obracasz wniwecz plany Morgeny, ale z tego, Ŝe nie wahasz się przed zabijaniem
tych, którzy ci wchodzą w drogę. Jesteś z gruntu zły, tak jak my wszyscy. Widziałam to na
własne oczy i obudziło to we mnie nadzieję. Wróć do domu, Varianie, a Morgena szczodrze
cię wynagrodzi. Dostaniesz tyle pieniędzy, ile tylko zapragniesz. Będziesz miał
najpiękniejsze kobiety, moŜe nawet dziewice. W samym Camelocie trudno je będzie znaleźć,
ale... damy ci wszystko, co zechcesz, bylebyś przeszedł na naszą stronę.
– Nie wróciłbym do Camelotu za wszystkie skarby tego świata i innych krain razem
wzięte. Nie potrzeba mi pomocy w zdobywaniu kobiet i lubię swoją robotę. Bez urazy, ale
mówię to z całą szczerością: spadaj, mamusiu.
Popatrzyła na niego z wyŜszością.
– Lubisz się wysługiwać Merlinie? Wykorzystuje cię, Ŝeby inni lordowie Avalonu nie
musieli sobie brudzić rączek. Naprawdę tego chcesz? Nikt ci nie podziękuje. Wszyscy cię
nienawidzą.
Miała rację, ale to niczego nie zmieniało.
– I dlatego chcesz, Ŝebym słuŜył Morgenie i mordował kogo popadnie? Dalej
znienawidzony i dalej bezwartościowy? Naprawdę, mamo, za kogo ty mnie uwaŜasz?
Morgena ma morderców na pęczki. Dlaczego niby jestem aŜ tak waŜny, Ŝe składasz mi tę
propozycję?
– Jesteś nam potrzebny. Merlina ufa ci bardziej niŜ komukolwiek.
ZmruŜył oczy na te słowa. Wiele mu powiedziały.
– Więc co dokładnie udało wam się wyciągnąć z Tarynce’a na torturach?
Szczerze odpowiedziała na to pytanie, nie krępując się wcale tym, co zrobiły
nieszczęśnikowi.
– śe są jeszcze inni rycerze Graala. A dokładnie pięciu. Musimy mieć ich imiona.
– Dlaczego niby miałbym je wam podać?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 17
MoŜesz zostać prawą ręką Morgeny, Varianie. Jeśli dostanie Graala, nic więcej nie
będzie jej potrzebne. Dla ciebie zabiłaby nawet nowego króla. Powiedz tylko słowo, a
Arador będzie trupem. Zajmiesz jego miejsce.
Niesamowite! Co za pokusa... Dobrze, Ŝe wiedział, co się za nią kryje.
– Tak, do chwili gdy wskrzesi Mordreda. Potem pójdę w ślady Aradora.
– Nie zrobi tego.
Akurat.
– Rozmawiamy o Morgenie, prawda? O Morgenie, która pogrąŜyła cały świat w zamęcie
dla swoich osobistych korzyści, zamordowała swego brata i nie Ŝywi Ŝądanych ludzkich
uczuć dla nikogo pod słońcem. Taak... Naprawdę byś jej zaufała?
Chwyciła jego ramię tak mocno, Ŝe zabolało go nawet przez kolczugę.
– Morgena chce mieć Graala, a ja obiecałam, Ŝe go dla niej zdobędę. Jeśli odmówisz,
zabijemy cię.
– Powodzenia.
Oczy zalśniły jej czerwienią. Wzmocniła uścisk, ale po chwili uwolniła jego ramię.
– Dorwiemy cię, Varianie, w taki czy inny sposób. Zapamiętaj te słowa – oznajmiła i
chciała teleportować się do zamku.
Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny.
– W tym miejscu magia nie działa, mamusiu. Zapomniałaś?
Zaskrzeczała piskliwie ze złości, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała przez drzwi.
SłuŜąca podreptała w ślad za nią. Ucieszyłby się z tego wybuchu, gdyby nie świadomość, Ŝe
pewnie knuje juŜ jakąś sztuczkę przeciwko niemu.
Tak, dobrze jest być sobą.
Westchnął, podniósł dzban i nalał sobie kolejny puchar. Musiał jeszcze zabrać te zwłoki
do Merliny. Ale teraz przynajmniej wiedział, kogo pytać o szczegóły śmierci Tarynce’a.
Wiedział teŜ, Ŝe Morgena poznała jedną z najpilniej strzeŜonych tajemnic. Wiedziała juŜ, Ŝe
Graala ukryło kilku rycerzy.
Co gorsza, wymyśliła, Ŝe z jego pomocą przejmie władzę nad światem. Oznaczało to, Ŝe
nie spocznie, dopóki go nie zabije albo nie przekabaci. Ta druga ewentualność nie wchodziła
w grę, więc mógł się spodziewać niezliczonych ataków z jej strony. Dniem i nocą. Do końca
świata.
Westchnął cięŜko, dopił miód i pokręcił głową, czując, jak znieczula mu kubki
smakowe.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 18
No cóŜ, dzięki temu ten śliczny dzionek stanie się jeszcze piękniejszy. Teraz brakuje
tylko Brackena, który pewnie juŜ marzy o tym, by mi wydłubać oczy i zjeść je ze smakiem,
pomyślał.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 19
Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3
Narishka przeniknęła przez ścianę komnaty Morgeny. Była tak wściekła, Ŝe powietrze
wokół niej strzelało iskrami. Królowa jak zwykle leŜała na łoŜu, w objęciach swego
najnowszego faworyta. Brevalaer, niegodziwy jak ona tak samo naleŜący do Adoni, był
zawodowym kochaniem, co pozwoliło mu utrzymać się w łaskach jego pani lŜej niŜ
któremukolwiek z poprzedników.
Narishka bez cienia zakłopotania podeszła do podwyŜszenia, na którym stało wielkie
rzeźbione łoŜe, i odsunęła zasłony z jedwabiu czerwonego jak krew. Morgena wplątała palce
w czuprynę kochanka, który leŜał z twarzą pomiędzy jej rozsuniętymi udami. Obfite piersi
władczyni okrywała prosta czerwona suknia, którą Brevalaer podciągnął wysoko aŜ po talię,
by mu nie przeszkadzała.
Jego opalone, doskonale umięśnione ciało było nagie, ale Narishka mogła niestety
cieszyć się tylko widokiem pleców i zgrabnych pośladków. śałowała trochę, Ŝe nie moŜe się
przyłączyć do kochanków, ale w odróŜnieniu od Morgeny kierowała się zasadą, Ŝe najpierw
obowiązek, a przyjemność potem.
– Mogę ci na chwilę przerwać, pani? – spytała.
Morgena powoli odwróciła głowę w jej stronę, ale Brevalaer nie przerwał pieszczot. Nic
dziwnego. Powiadano, Ŝe jego język włada taką magią, jakiej nie powstydziłby się cały dwór
Fey.
– Czego chcesz? – sapnęła z irytacją.
– Merlina zachowała się dokładnie tak, jak przewidywałyśmy. Wysłała Variana do
Glastonbury na przeszpiegi.
Morgena westchnęła gwałtownie, jakby Brevalaer znalazł wyjątkowo czuły punkt lub
rytm.
– Rozmawiałaś z nim?
– Tak. Odmówił bez wahania, tak jak się spodziewałam.
Brevalaer zaczął się wycofywać, chcąc zapewnić im nieco więcej prywatności, ale
Morgena złapała go bez ceremonii za czarne kędziory.
– Spróbuj tylko przestać, a kaŜę ci uciąć ten język.
Z całkowicie nieruchomą twarzą pochylił głowę, by zadowolić swą panią.
Morgena rzuciła Narishce gniewne spojrzenie.
– Jesteś jego matką. Czym moŜna go przekupić?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 20
Narishka pokręciła głową. Sama nieraz zadawała sobie to pytanie.
– Nie mam pojęcia. On jest zupełnie nienormalny. Dlatego w dzieciństwie odesłałam go
do Lancelota. Nigdy go nie rozumiałam. To jakaś groteska. Nie poddaje się poŜądaniu,
chciwości ani innym rozsądnym uczuciom. MoŜe ma jakąś słabość, ale ja nic o tym nie
wiem.
Władczyni przesunęła się nieco na łoŜu, dając Brevalaerowi łatwiejszy dostęp do swego
ciała.
– Bez niego nasze szanse maleją. Nie muszę ci o tym mówić. Z tego, co modom udało
się wyciągnąć z... jak mu tam... zanim go załatwiły, moŜemy się domyślać, Ŝe wśród rycerzy
Graala są Galahad i Parsifal. śaden z nich nie jest jednak na tyle głupi, by wpaść nam w ręce.
Potrzebujemy kogoś, kto się do nich zbliŜy i zaatakuje od tyłu.
– Wiem o tym.
Morgena zabębniła palcami po głowie Brevalaera, Jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
– Musi być przecieŜ coś, co go skusi. Coś, co go końcu poruszy.
Narishka zamilkła na chwilę, bo przypomniała sobie swojej paskudnej, okaleczonej
słuŜącej. Odwróciła się patrzyła na dziewczynę, która stała o krok za nią, nieruchoma jak
posąg, ze wzrokiem wbitym w posadzkę. Merewyn. Jedyna osoba, która zrobiła wraŜenie na
„ synku”. Uratował ją przed śmiercią. Narishka w jednej chwili zrozumiała, co jest jego
słabością.
– Szkoda...
– Wiem, wiem – przytaknęła z irytacją Morgena. – Szkoda, Ŝe nie wiemy, co to takiego.
– Nie o to chodzi – odparła Narishka. – Zrobiło mu szkoda tej dziewczyny. To jest jego
słabość. Wygięła usta w drwiącym uśmiechu i odwróciła się stronę Merewyn.
– Nareszcie wiemy, co przeciągnie go na naszą stronę – orzekła.
Niosąc w ramionach zwłoki Tarynce’a, Varian wszedł krypt Avalonu. Niewielki
grobowiec wykuty był w skale pod zamkiem. Stało tam tylko kilka sarkofagów. Po prawej
spoczywał ojciec Borsa, a po lewej Ginewry, nieco dalej kilku rycerzy, którzy zginęli u boku
Artura pod Camlan. Ojciec Variana był pochowany we własnym zamku zwanym Joyous
Gard, a miejsca pochówku Ginewry nie znał nikt, by rycerze, którzy przeŜyli klęskę, nie
zbezcześcili tego miejsca. No i oczywiście Artur... – Jego sarkofag znajdował się na samym
środku pomieszczenia. Zdobiła go pozłacana płaskorzeźba rycerza, ale Varian wiedział
skądinąd, Ŝe wcale nie jest podobna do króla. Kamienna twarz była zimna i pozbawiona
emocji – w odróŜnieniu od Artura za Ŝycia. Legendy miały rację, ten władca był większy niŜ
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 21
samo Ŝycie. Wszyscy, którzy mieli szczęście go poznać, darzyli go niezmiernym
szacunkiem. Do samego końca, gdy świat zaczął rozpadać się w kawałki. Ale nawet wtedy
Artur powitał tragiczny kres swojego Ŝycia z prawdziwie królewską godnością. Walczył do
upadłego. Nie o siebie, ale o swoich ludzi.
Varian przysiągł mu, Ŝe będzie przez całe Ŝycie bronił tych, którzy nie potrafią obronić
się sami. śe jego wzorem będzie jedyny człowiek, którego kochał i szanował. śe zrobi
wszystko, by legenda Artura nie umarła.
Sarkofag nie miał Ŝadnych ozdób oprócz pozłoty, przy której upierali się Bors i Galahad,
choć było to niezgodne z Ŝyczeniem Artura.
„Nie pragnę ozdobnej mogiły dla moich szczątków. Wydajcie to złoto na tych, którzy
zostali przy Ŝyciu. Tam, gdzie będę na dobre czy na złe, złoto na nic mi się nie przyda.
Lepiej nakarmcie za nie choć jedno głodne dziecko, zamiast ozdabiać grobowiec martwego
człowieka”.
Artur był naprawdę wielkim władcą.
Varian odchrząknął, by pozbyć się ucisku w gardle, który nagle zatamował mu oddech, i
połoŜył ciało Tarynce’a na małym stole pod przeciwną ścianą. SkrzyŜował mu dłonie na
piersi, by zwłoki wyglądały jak najgodniej, a potem odmówił krótką modlitwę za jego duszę
i zamknął mu oczy.
– Merlino? – spytał cicho, wiedząc, Ŝe go słyszy. – Wróciłem.
Powietrze zamigotało i władczyni stanęła obok niego
– Szybko się uwinąłeś.
Odsunął się od ciała.
– Informacje nie były chronione. Wiem, kto go zabił. Z ust mojej własnej matki
usłyszałem, Ŝe wiedzą juŜ istnieniu pozostałych rycerzy Graala.
Westchnęła i zrobiła krok do tyłu, jakby chciała odejść.
– Powiadomię ich.
– Nie – sprzeciwił się surowo.
– Dlaczego?
Matka i Morgena doskonale znają reguły gry w na świecie. Ty zaczniesz rozsyłać
posłańców, a one ruszą w ślad za nimi, na sam próg domów swoich ofiar, ie dlatego matka
wcale się przede mną nie kryła. Merlina wciąŜ nie była przekonana.
– Musimy ich ostrzec. Powinni wiedzieć.
– Jeszcze nie teraz. Poza tym kiedy wiadomość śmierci Tarynce’a rozniesie się poza
mury Avalonu, będą wiedzieli, Ŝe muszą się pilnować. Morgena jeszcze zna nazwisk, choć
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 22
jestem pewny, Ŝe niektóre z nich dnie bez trudu, podobnie jak ja. Ale reszta będzie
bezpieczna... przynajmniej przez jakiś czas. Porozmawiam z Brackenem i spróbuję się
dowiedzieć czegoś ej.
Otworzyła usta ze zdziwienia
– Z tym demonem Brackenem?
Nie rozumiał, czemu ją to tak zdziwiło.
– PrzecieŜ właśnie dlatego zleciłaś mi to zadanie, prawda?
Kręcąc głową, wyciągnęła rękę, by go dotknąć.
– Varianie...
Odsunął się poza jej zasięg.
– Bez obaw, Merlino. Mam wprawę w rozmowach z takimi dupkami.
– Dupki to jedno, a szalone demony to inna sprawa.
Prychnął tylko w odpowiedzi.
– MoŜe dla ciebie. Dla mnie to jedno i to samo. Jedni i drudzy to tchórzliwe śmierdziele,
które tylko patrzą, jak wbić mi nóŜ w plecy.
Miał powaŜniejsze zmartwienia niŜ ten cały Bracken. Ruszył do wyjścia, ale zatrzymał
się na chwilę, gdy przeszył go nieznany ból.
– Obiecaj mi tylko jedną rzecz, Merlino.
– Co takiego?
Popatrzył na zmasakrowane ciało zamordowanego rycerza i przypomniał sobie
poprzedni raz, kiedy przyniósł tu zwłoki jednej z ofiar Morgeny.
– Jeśli umrę, kaŜ mnie spalić. Nie chcę, Ŝeby Morgena wystawiała mnie przed swoimi
kamratami.
Przeszyła go przenikliwym spojrzeniem, jakby odgadła, jakim koszmarem była dla niego
śmierć ojca. Nie kochał go ani nie szanował, ale uwaŜał, Ŝe nikt nie zasłuŜył sobie na taką
śmierć, jaka spotkała Lancelota.
– Obiecuję.
Skinął głową i wyszedł na zalany słońcem dziedziniec. Powietrze było tu słodkie,
pachniało bzami i jabłkami, a promienie słońca ogrzewały skórę. Avalon. Raj, który kiedyś
ogarniał cały świat. Ale Varian wiedział, Ŝe nawet w tym świętym miejscu są takŜe mroczne
zakątki.
MoŜe głupio robił, walcząc z matką i jej pragnieniami. MoŜe powinien przejść na drugą
stronę. Czy to zrobiłoby jakąś róŜnicę?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 23
Przypomniał sobie o zdeformowanej kobiecie popychanej przez bywalców baru. Z jaką
wdzięcznością przyjęła podany przez niego kielich... Właśnie dla takich jak ona stanął po
stronie Merliny. Jego Ŝycie było marne i Ŝałosne, ale inni mogli Ŝyć lepiej. Artur nauczył go
zapominać o goryczy i skupiać się na tym, co dobre. Jeśli dzięki niemu choć jedno dziecko
będzie miało lepsze dzieciństwo jest o co walczyć z matką i z samym sobą. Silni nie powinni
wykorzystywać słabych, podjąwszy decyzję, machnął dłonią i przywdział czarną zbroję.
Mizerna to była ochrona przed magią demona, przynajmniej ochroni go przed sztyletem,
mieczem pazurami Brackena.
Kompletnie oszołomiona Merewyn wpatrywała się w lustro. Od wieków unikała
patrzenia na swoje odbicie, teraz...
Teraz widziała twarz, z jaką się urodziła. Bez blizn, deformacji, bez zmarszczek. Stała
wyprostowana, bez garbu, bez bólu. Była piękna.
Nie wierząc własnym oczom, dotknęła dłonią twarzy i czekała, aŜ Narishka znowu
odbierze jej urodę.
– Co ty zrobiłaś, dziecko?
Odwróciła się ku Magdzie, która stanęła tuŜ za nią. Przygięta wiekiem staruszka była
jedną z niewielu osób, które darzyły Merewyn sympatią.
– Zawarłam ugodę z Narishką. Wyświadczę jej jedną, ostatnią przysługę i puści mnie
wolno.
Magda parsknęła ironicznie.
– Oszalałaś? Ona nigdy nie dotrzymuje umów.
Miała rację. Merewyn znalazła się w tym świecie nie w wyniku złamanej umowy. Miała
być brzydka jedynie przez miesiąc. Tylko Ŝe Narishka nie powiedziała jej, Ŝe w Camelot
czas nie płynie, i zatrzymała ją tu na .wieczność. AŜ do teraz.
Teraz wreszcie nadeszła szansa, na którą Merewyn od dawna czekała.
– Mówiłam ci, Magdo, Ŝe kiedyś odzyskam urodę, i udało mi się to.
– Ale jakim kosztem?
Musiała przekonać Variana do słuŜby Morgenie. Miała na to trzy tygodnie. Trzy
tygodnie. Jeśli jej się nie uda, Narishka znowu zmieni ją w poczwarę i będzie przez
wieczność karać za niepowodzenie. Ale jeśli jej się powiedzie, odzyska wolność. I to nie
jako wiedźma, ale jako piękność, którą się urodziła.
– NiewaŜne. Nie martw się tym.
Magda pokręciła głową.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 24
– To nie ja powinnam się martwić, dziecko, tylko ty.
Stara kobieta przysunęła się do niej bliŜej, by pogładzić długie, jedwabiste ciemne loki,
jakby chciała się przekonać, czy są prawdziwe.
– I dlatego tak uparcie walczyłaś o przetrwanie przez te wszystkie lata?
Merewyn nie odpowiedziała. Przypomniała sobie rozmowę, jaką odbyły wiele lat temu:
„Porzuć nadzieję, dziecko. To twój los. Jesteś teraz jedną z nas. Masz postać szarłaczki,
twoja piękność nigdy juŜ nie wróci.
– Nie mogę porzucić nadziei, Magdo. Mam tylko ją. Zrobiłam głupstwo, ale wiem, Ŝe
kiedyś odzyskam wolność. Jeśli teraz umrę, to moje Ŝycie będzie bez sensu. Nie chcę takiego
Ŝycia. Chcę znowu być sobą. Nie kaleką, ale kobietą.
– Jesteś głupia, Merewyn. Tu nie ma nic poza cierpieniem. Naucz się z nim Ŝyć i nie
szukaj niczego więcej, bo gorzko się rozczarujesz”.
Nie uwierzyła jej wtedy. I proszę, w końcu odzyskała urodę.
Magda zmruŜyła wyłupiaste oczy.
– A czyje Ŝycie sprzedałaś za swoją piękną buzię?
Przeszył ją lęk.
– Skąd wiesz?
– Nic innego nie skłoniłoby twojej pani, by odwrócić zaklęcie. Więc kogo zamierzasz
zniszczyć, Ŝeby pozostać piękną?
– Variana duFeya – powiedziała cicho, a potem dodała mocniejszym tonem: – Ale on
jest potworem, obie wiemy. Powiedz mi, słyszałaś od kogoś choć jedno słowo na jego temat?
Oczy Magdy zmętniały.
– Od nikogo, poza tobą.
Merewyn odwróciła wzrok, czując ukłucie bólu. To prawda, Varian był dla niej dobry.
Ale jeden dobry uczynek nie moŜe zetrzeć wszystkich okrucieństw, których dopuścił się
przez całe Ŝycie. I wszystkich morderstw, których dokonał. Był synem Narishki. Jego ojciec
zniszczył bractwo Okrągłego Stołu i zrujnował Ŝycie praktycznie wszystkim ludziom na
świecie. I począł z Narishką dziecko, które było równie podłe, jak on.
W sumie, wydanie Variana było dobrym uczynkiem.
Magda pokręciła głową i westchnęła z niesmakiem, a potem skierowała się ku drzwiom.
– Nie chcę juŜ tego wysłuchiwać! – krzyknęła za nią Merewyn. – Ty teŜ wyrządziłaś
wiele zła i okrucieństw w słuŜbie Morgeny.
– To prawda – odpowiedziała starucha. – Ale ja nie jestem człowiekiem i nigdy nim nie
byłam. Brak mi sumienia i przekonań. Powiedz mi, Merewyn, czy kiedy juŜ robisz to, co
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności
Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 25
zamierzasz, będziesz mogła kiedykolwiek spokojnie spojrzeć w lustro, wiedząc, Ŝe swoją
urodę okupiłaś cudzą krwią?
Wspomnienie długich wieków okrutnego traktowania piekło ją jak rozpalony w ogniu
grot lancy. MęŜczyźni tacy jak Varian opluwali ją i bili tylko dlatego, Ŝe była brzydka. Nikt
nigdy nie okazał jej współczucia ani litości. To nie moŜe się powtórzyć. Teraz ani nigdy.
Chciała znowu wyglądać jak człowiek i była gotowa na wszystko, by to osiągnąć.
– Tak – odparła pewnym głosem.
Magda znowu pokręciła głową.
– A ja myślałam, Ŝe jesteś jedyną ludzką istotą w Camelocie. Przykro mi, Ŝe się
pomyliłam.
Merewyn pogardliwie wydęła usta, gdy została sama.
– Jesteś zazdrosna o to, Ŝe musisz tu siedzieć po wiek wieków, podczas gdy przede mną
otworzyła się szansa na odzyskanie wolności.
Odpowiedziała jej tylko cisza, ale to nie miało Ŝadnego znaczenia. Sama znała prawdę.
W tym świecie nie było porządnych ludzi. W ogóle. Więc czy to ma jakieś znaczenie, Ŝe
zamierza wydać Variana Morgenie? PrzecieŜ nie chcą go zabić. Chcą tylko, Ŝeby im słuŜył.
Nie ma w tym nic złego. Varian ma tu swoją rodzinę. I ma urodę – jedyną rzecz, która
naprawdę się liczy w tym miejscu.
Nie stanie mu się Ŝadna krzywda. PrzecieŜ Merewyn chce się tylko ratować. W tym nie
ma nic złego. Nic a nic.
Varian zamknął oczy i przeniósł się z Avalonu do mrocznego Camelotu. Był jedną z
niewielu istot, które mogły swobodnie przemieszczać się między dwoma światami i miały na
to ochotę. Ale bynajmniej za tym nie przepadał. Jego matka była prawą ręką Morgeny, a
ojciec prawą ręką Artura, co sprawiało, Ŝe nastawienie mieszkańców Camelotu do Variana
było, łagodnie mówiąc, nieprzyjazne.
A dokładnie, w całym zamku nie było istoty, która nie marzyłaby po cichu o tym, by
wyrwać mu serce z piersi. W ukryciu, bo nikt nie odwaŜyłby się wystąpić przeciw niemu
twarzą w twarz.
Tak więc połoŜył dłoń na głowicy miecza i szedł przed siebie powolnym, miękkim
krokiem drapieŜnika. W kaŜdym cieniu mógł ukrywać się nieprzyjaciel. KaŜdy szept
zdradzać obecność jakiegoś odwaŜnego durnia, który chciał mu wbić nóŜ w plecy. Varian
pochylił głowę wpatrywał się w ciemność. Jego wzrok ogarniał większe pole widzenia niŜ u
zwykłych ludzi. Nadsłuchiwał czujnie, czy do jego uszu nie dotrze jakiś podejrzany dźwięk.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 2 PrologPrologPrologProlog Mądrzy ludzie twierdzą, Ŝe w sercu kaŜdego człowieka kryje się szlachetna istota ,która chce postępować słusznie. Tylko Ŝe ten człowiek na początku jest dzieckiem. Chłopcem. Jeśli okoliczności układają się pomyślnie, dziecko zostaje poczęte z miłości, a potem wychowane na uczciwego, dobrego człowieka, by mogło wypełnić swoje przeznaczenie. Ale są i inne dzieci. Te, które zdradziecko poczęto w mroku, te, które karmiły się goryczą i nienawiścią. To nie szlachetne istoty, tylko dzikie bestie. Nieujarzmione lwy, pragnące zniszczenia całego świata. Gardzą wszystkimi wokół. Nie z wyboru, ale dlatego, Ŝe gdy szukały wsparcia, napotkały tylko wrogość i złość. Okrucieństwo i podłość. Nie znają niczego innego. Tylko tego nauczyło ich Ŝycie. Są takie, jak ich otoczenie. Na dobre. Na złe. I na gorsze. Skąd wiem? jestem jednym z nich. Miałem być synem światłości, a zrodziłem się z najmroczniejszej magii. Wiecznie rozdarty między światłem i ciemnością, nigdy nie zaznałem spokoju ani bezpieczeństwa. Ani nawet pieszczoty. Podłość. Taką jestem istotą. Bynajmniej nie szlachetną. Skradam się ścieŜkami Ŝycia, tropiąc tych, którzy podobnie jak ja wędrują złymi drogami, i ujawniam ich prawdziwą naturę. A wtedy giną z mojej ręki. Jestem twardy. Jestem bezlitosny. Ale przede wszystkim pełen nienawiści. To ona jest moim pokarmem – lepszym niŜ mleko matki. Taki jestem i nie chcę się zmieniać. Bo to właśnie najmroczniejsza część mojej duszy pozwala mi robić to, co musi być zrobione. Czy robię to dla dobra ludzkości, czy dla własnego – tego nikt nie wie. Nawet ja sam.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 3 Rozdział 1Rozdział 1Rozdział 1Rozdział 1 W naszych szeregach jest zdrajca. Varian duFey z kompletnie obojętną miną podniósł wzrok znad biurka, przy którym marnował czas, rozwiązując sudoku, i popatrzył na zaniepokojoną Merlinę. Jak zawsze miała na sobie długą, białą lamowaną złotem suknię, a lniane rozpuszczone włosy opadały jej na plecy niczym jedwabny płaszcz. W odróŜnieniu od Merlina, który słuŜył królowi Arturowi, Aquila Penmerlina była szczupła i młoda, a jej uroda ustępowała jedynie inteligencji i talentom magicznym. Ignorując jej nerwowe zachowanie, Varian podrapał się po brodzie, uniósł brew i mruknął: – Och, daj sobie spokój. Zdrajców ci u nas dostatek. Podeszła bliŜej, ujęła jego podbródek i zmusiła go, by spojrzał wprost na nią. Wbiła w niego spojrzenie zimnych niebieskich oczu. Sądząc z grymasu kształtnych ust, nie rozbawiła jej ta uwaga. Zanim zdąŜył się odsunąć, zatoczyła dłonią krąg tuŜ przy jego twarzy, tworząc w powietrzu kulę mgły, która zawirowała, a potem odsłoniła obraz. Dwudziestokilkuletni męŜczyzna leŜał twarzą w dół w kałuŜy krwi... tylko Ŝe ta krew, zamiast lśnić czerwienią, była obrzydliwie szara... jak wszystko wokół. Oznaczało to, Ŝe zwłoki nie znajdują się ani w świecie ludzi, ani w Avalonie. MęŜczyzna zginął po tamtej stronie – w krainie zła. Świetnie, po prostu świetnie. Bez trudu odgadł, do czego to wszystko zmierza... prosto w łajno, w którym będzie musiał zanurzyć się po szyję. Znowu. Chyba naprawdę jest masochistą, bo w przeciwnym wypadku po prostu by wstał, powiedział jej, Ŝeby się wypchała, i zabrał się jak najdalej stąd. Szkoda, Ŝe to nie takie proste. ZmruŜył oczy i popatrzył na zwłoki. Ciało męŜczyzny było odziane w kolczugę i czarną tunikę, zwykły strój XII – wiecznego rycerza. Zmarły wyciągnął rękę w kierunku starego kamiennego budynku, jakby w chwili śmierci spodziewał się stamtąd pomocy. Nie wiadomo dlaczego, bo w tamtym świecie nikt nawet palcem by nie kiwnął, Ŝeby komuś pomóc, chyba Ŝe z rąk do rąk przeszłaby nieprzyzwoita ilość pieniędzy.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 4 Jednak nie to było najbardziej niepokojące. Variana mało obchodziły blizny i rany na twarzy męŜczyzny, które wskazywały, Ŝe został okrutnie pobity i torturowany, zanim przyszła litościwa śmierć, ale jego serce na moment przestało bić, gdy spostrzegł, Ŝe na lewej łopatce widocznej spod zniszczonej kolczugi wytatuowano smoka otoczonego językami ognia, buchającego z ozdobnego kielicha. Ten znak nosili tylko nieliczni, a ich nazwiska były pilnie strzeŜoną tajemnicą. Co więcej, wszystkich ludzi z tego bractwa otaczała bardzo silna ochrona magiczna, która powinna wystarczyć, by ustrzec od śmierci tego człowieka. – Rycerz Graala? Merlina kiwnęła głową, puściła go i odsunęła się o krok. – Tarynce z Essexu. Mody Morgeny pochwyciły go, zanim zdołałam wysłać pomoc. Porwały go z domu w średniowiecznej Anglii, zawlokły przez zasłonę do Glastonbury i tam zamordowały. Nic nowego. Varian kilka razy miał do czynienia z modami, czyli sługami śmierci, bezlitosnymi stworami, które Ŝyły wyłącznie po to, Ŝeby zabijać. Sprzedałyby własne matki za moŜliwość dopadnięcia prawdziwego rycerza Okrągłego Stołu. Nade wszystko kochały nurzać się we krwi swoich wrogów... albo przyjaciół, bez róŜnicy. – Wyciągnęły coś z niego? – zapytał Merlinę. Zmartwiona, znowu ściągnęła brwi. – Nie mam pojęcia. Nikt tego nie wie oprócz samych modów i Morgeny. Właśnie dlatego jesteś mi potrzebny. Nienawidził takich tekstów. Od dawna miał dość bycia traktowanym przez Merlinę tak instrumentalnie. Ciągle domagała się, by tropił dla niej zdrajców i zdobywał informacje z tamtej strony. Zlecała mu teŜ egzekucje wiarołomców. Szczerze mówiąc, miał juŜ serdecznie dość tych obrzydliwych zadań. ZnuŜyło go Ŝycie między Merliną a Morgeną. – To wcale nie muszę być ja. – Musisz. Rozdarcie w kolczudze widoczne na jego ramieniu oznacza, Ŝe szukali tego tatuaŜu. Ktoś musiał im o nim powiedzieć. Jeśli Morgena ma takie wiadomości, będzie potrafiła rozpoznać takŜe i pozostałych rycerzy Graala. To zagraŜa nam wszystkim, Varianie. Tobie takŜe. Z trudem powstrzymał się, by nie skwitować jej złowróŜbnego tonu pogardliwym prychnięciem. Zawsze mu coś groziło z tej czy innej strony. Co z tego? Nawet teraz mieszkał wśród wrogów, którzy nie ukrywali, Ŝe wcale nie byłoby im Ŝal, gdyby umarł.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 5 – Nie strasz mnie, Merlino – powiedział spokojnie. – Jestem za duŜy na bajeczki o duchach, a Morgenę i jej fagasów mam głęboko gdzieś. Jeśli zechcą przyjść po mnie, powiadom zakład pogrzebowy, bo moŜe mu zabraknąć worków na szczątki. – Więc nie obchodzi cię, Ŝe pozostali rycerze Graala zostaną wydani na rzeź jak zwierzęta? – A powinno? – Varian odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Pokręciła głową. – Jako rycerze Okrągłego Stołu są twoimi współbraćmi. – Jasne, jasne. Tyle o mnie dbają, co ja o nich, pomyślał z ironią. Gdyby sytuacja się zmieniła, wydaliby mnie Morgenie i nawet powieka by im nie drgnęła. – Im to powiedz. Współczująco dotknęła jego dłoni. Tylko ona wiedziała, jak silnie działa na niego dobroć. Zaznał jej w Ŝyciu tak niewiele, Ŝe po prostu nie wiedział, jak ma się wtedy zachować. – Proszę cię, Varianie. Zrób to dla mnie. Tylko ty potrafisz wejść do Glastonbury i zdobyć tam jakieś informacje. Jakiś zdrajca powiedział Morgenie o tatuaŜu i o Tarynsie. Tylko ty moŜesz się dowiedzieć, co wyciągnęły z niego mody przed egzekucją. Nie wspominając juŜ o tym, Ŝe ktoś musi zabrać jego ciało do domu, Ŝebyśmy mogli sprawić mu naleŜyty pochówek. Przynajmniej to moŜemy zrobić, był przecieŜ jednym z nas. W jej ustach brzmiało to bardzo prosto, ale Glastonbury nie było dobrym miejscem dla takich jak on. ChociaŜ, właściwie moŜe było. Przed śmiercią Artura z ręki Mordreda miasteczko i górujące nad nim opactwo były naprawdę piękne. Teraz istniały tylko w innym wymiarze, pomiędzy Avalonem a Camelotem. Nie przetrwała tam ani jedna istota, w której pozostałby choćby cień dobra. Ani jedna. Glastonbury było piekłem. Wolałby obciąć sobie nos, niŜ znowu postawić tam stopę. Zanim jednak zdąŜył jej to powiedzieć, drzwi komnaty otworzyły się gwałtownie i pojawiło się w nich trzech męŜczyzn. Podobnie jak on naleŜeli do niedobitków rycerzy Okrągłego Stołu, którzy przeŜyli bitwę i śmierć Artura. Ademar, Garyth i ten okropny nudziarz Bors. Ojciec Borsa był spowinowacony z ojcem Variana. Niegdyś walczyli ramię w ramię. Niestety, ich braterstwo broni nie przeniosło się na synów, którzy serdecznie się nie znosili. – Widzę, Ŝe juŜ odkryłaś zdrajcę, Merlino – zadrwił Ademar i posłał Varianowi mordercze spojrzenie. Brązowe włosy, odrzucone na plecy, odsłaniały ostre rysy twarzy
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 6 upodobniające go do myszy. Miał zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, ale nosił się, jakby dorównywał olbrzymom i posiadał inteligencję, która uzasadniałaby jego arogancję. Garyth, niewiele wyŜszy od Ademara, był korpulentny, ciemnowłosy i wyłupiastooki. Przysunął się do Variana, Ŝeby wyraźniej okazać mu swoją pogardę – niepotrzebnie, bo Varian doskonale wiedział o jego nienawiści do siebie. Musiałby być kompletnym głupkiem, Ŝeby jej nie zauwaŜyć. – Jaki ojciec, taki syn – powiedział kąśliwie. Zabolało, ale z innych powodów niŜ Garyth sobie to wyobraŜał. Zdrada Lancelota nie bolała Variana tak bardzo, jak jego okrucieństwo. Odchylił się na oparcie krzesła, skrzyŜował dłonie na piersi i obrzucił ich obojętnym spojrzeniem. – Jeśli chcecie ze mną walczyć, włóŜcie zbroje i stańcie w szranki. Nie potrzebuję podniecać się słowami, Ŝeby skopać wam tyłki. Do diabła, nawet nie musiałbym uŜywać mocy. Z przyjemnością zobaczę znowu krew na swoich rękach. – Varianie – napomniała go surowo Merlina, cofając się o krok. – Nie potrzebujemy dodatkowych kłopotów, sytuacja jest wystarczająco powaŜna. Zostało tylko pięciu rycerzy Graala. Jeśli Morgena dowie się, gdzie został ukryty... Nie dokończyła tego zdania. Nie musiała. Tylko członkowie rodu, który miał opiekować się tym artefaktem, mieli dość siły, by wystąpić przeciwko Morgenie i ją pokonać. Tajemniczy Graal był źródłem pierwotnej mocy tak wielkiej, Ŝe jego właściciel stawał się niezniszczalny. Dlatego, w odróŜnieniu od innych przedmiotów, które pomogły Arturowi zjednoczyć Brytanię i nią władać, kielich potrzebował więcej opiekunów. KaŜdy z rycerzy Graala był bezpośrednio połączony z mocą, która stworzyła artefakt, i kaŜdy posiadał jedną wskazówkę prowadzącą do miejsca ukrycia kielicha. Nikt na świecie nie wiedział, gdzie się ono znajduje. Nikt. Ale Morgena moŜe je odkryć, jeśli wydobędzie wskazówki od sześciu rycerzy. Varian poznał ją juŜ na tyle, Ŝe bez trudu mógł sobie wyobrazić, co się wtedy stanie ze światem. – Dlaczego mnie to obchodzi? – zapytał w myślach. Nie miał pojęcia dlaczego, ale niestety rzeczywiście go to obchodziło. Popatrzył na Merlinę i przesłał kolejną myśl tylko do niej. Muszę wiedzieć, kogo mam chronić.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 7 Jej oczy pociemniały z Ŝalu. Wiesz, Ŝe nie mogę ci tego powiedzieć. Nie dlatego, Ŝe ci nie ufam, ale dlatego, Ŝe moŜesz wpaść w ręce Morgeny. Tylko ja powinnam znać imiona pozostałych rycerzy. Tak będzie najlepiej. Miała rację. Gdyby Morgena go torturowała, mógłby zdradzić te imiona. Nie był w stanie zagwarantować, Ŝe nie. PrzecieŜ sprzedawanie przyjaciół i stronników było jego Ŝyciową ambicją. Słusznie. Wstał i zamknął ksiąŜkę z sudoku. – Świetnie. – Ademar wykrzywił usta. – Ukryj się z powrotem w dziurze, z której wypełzłeś. Merlina zesztywniała z irytacji. – Ademarze, podziękuj losowi, Ŝe potrafię zapanować nad Varianem. Ale jeśli nie przestaniesz, dam mu wolną rękę. Biada ci wtedy. Rycerz parsknął pogardliwie. – Nie boję się pomiotu demonów, tylko go niszczę. Varian zaśmiał się i stanął tuŜ obok rycerza, który sięgał mu ledwie do ramienia. Wciągnął w płuca powietrze, Ŝeby poczuć zapach jego strachu i potu. – Pyszałki przechwalają się tylko po to, by ukryć własne tchórzostwo. MoŜe i nie boisz się demonów, Addy, jednak mnie boisz się na pewno. Ademar chciał się na niego rzucić, ale Bors zdołał go powstrzymać. Wysoki szczupły rycerz był bardzo podobny do Variana. – On nie jest tego wart, bracie. – To prawda, Addy – potaknął Varian z nutką rozbawienia w głosie. – Szkoda twojego Ŝycia. Bo taka będzie cena, jeśli mnie zaatakujesz. Spojrzał na Merlinę. – Zrobię to, o co prosiłaś, Merlino. Ale moja cierpliwość powoli się wyczerpuje. Nie mam ochoty być na kaŜde zawołanie, jak piesek pokojowy. – Rozumiem, Varianie. Mam wobec ciebie dług wdzięczności. Jej wdzięczność i ich drwiny. Zrobiło mu się gorąco w środku. Ale trudno było ich winić za tę nienawiść. Urodził się przeklęty. Syn najbardziej ukochanego rycerza króla Artura i jego najbardziej znienawidzonej przeciwniczki. W odróŜnieniu od pozostałych, łączyły go więzy krwi i lojalności z obiema stronami tego konfliktu. I obie strony bez wahania naduŜywały tej lojalności. Zatrzymał się w drzwiach i popatrzył na Merlinę. – Wiesz, w tym wszystkim jest jedna dobra rzecz.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 8 Spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Co takiego? Ruchem podbródka wskazał na Ademara. – Przynajmniej moja matka nie dała mi imienia, które brzmi jak nazwa niedobrego batonika. Wyszedł i trzasnął drzwiami, w chwili gdy trafił w nie sztylet, który wibrując, wbił się dokładnie w miejsce, gdzie przedtem była jego głowa. Popatrzył na czubek sztyletu, który przebił twardą deskę, i zaśmiał się niewesoło. Rzeczywiście, był synem swojej matki w takim samym stopniu, jak był synem swego ojca. Nade wszystko lubił dokuczać innym. Nade wszystko lubił czuć krew wrogów na swoich rękach – ale dopiero wtedy, gdy skończył ich torturować. Dobroć, współczucie – lordowie Avalonu mogli je sobie wetknąć głęboko w rzyć. Bitwy, zamęt, obelgi. To był jego świat, tu czuł się u siebie. Machnął ręką, zmieniając czarną koszulę i dŜinsy w średniowieczne szaty, niezbędne podczas wyprawy do opactwa. Ciemnobrązowy kaftan z grubej skóry był cięŜki, ale nie aŜ tak jak kolczuga, której metalowe ogniwa szeptały, ocierając się o jego ciało. Naciągnął grube, skórzane, nabijane ćwiekami zarękawia, które chroniły przedramiona przed cięciami białej broni i oparł dłoń na głowni miecza. Aby spełnić prośbę Merliny, musiał osobiście pofatygować się do Glastonbury. W ludzkim świecie opactwo było po prostu staroŜytną ruiną. Za zasłoną – miasteczkiem, w którym tętniło Ŝycie pozbawione wszystkiego, co dobre. Nieczyste miejsce. Neutralna strefa, gdzie nie działała magia. Nikt właściwie nie wiedział, czemu tak się dzieje. Varian podejrzewał, Ŝe w chwili gdy Camelot i Avalon zniknęły ze świata śmiertelnych i znalazły się w krainie ludu Fey, Glastonbury miało pozostać nietknięte i nieświadome zniknięcia obydwu zamków tak jak reszta świata. Niestety, jakieś czarodziejskie prądy przesączyły się do miasteczka, wysysając z niego wszystko – włącznie z pozytywną i negatywną mocą, która przenikała Avalon i Camelot. Powędrował więc do krainy, gdzie magia była bezuŜyteczna. Pewnie dlatego mody wybrały to miejsce, by zabić Tarynce’a. Tylko tam rycerz Graala był pozbawiony mocy, dzięki której bez trudu odparłby napastników. W Glastonbury Varian mógł polegać wyłącznie na swoim mieczu. Jeśli chciał przetrwać, musiał bezlitośnie mordować wszystkich, którzy mu przeszkadzali. O tak, dobrze jest być złym...
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 9 Rozdział 2Rozdział 2Rozdział 2Rozdział 2 Opactwo Glastonbury było kloaką, w której gromadziły się ludzkie brudy, podłość i rozpusta. Dawno temu, gdy Avalon i Camelot stanowiły część ludzkiego świata, klasztor był cudem architektury i promieniował pięknem. śebrowane sklepienie nawy pomalowano na jaskrawe kolory i pozłocono tak, Ŝe lśniło jak samo słońce. Wielobarwne witraŜe w oknach przesiewały słoneczne promienie i rzucały barwne rozbłyski na kamienne podłogi. Ludzie zjeŜdŜali się z całego świata, Ŝeby zobaczyć te cuda. Mnisi, którzy tu mieszkali, dokładali starań, by opactwo stawało się coraz piękniejsze. Ich głosy wznosiły się ku niebu jak anielskie chóry. Ale to było dawno. Teraz Glastonbury wyrastało w krainie cieni, gdzie nie istniały barwy, tylko odcienie szarości. Znalazło się tu przypadkiem. Początkowo planowano, Ŝe tylko Camelot i Avalon zostaną przeniesione za zasłonę mgły i oddzielone od świata, by chronić je przed złem, które się tu zalęgło. Ale Los nie zawsze bywa Ŝyczliwy, i Glastonbury wraz ze słynnym opactwem takŜe znalazło się w krainie cieni. Mieszkańcy i pielgrzymi, nieświadomi, co stało się tej strasznej nocy, gdy zniknęły obydwa zamczyska, utknęli w miasteczku na wieki, poza czasem. Ich rodziny w końcu uwierzyły, Ŝe uciekli albo umarli. Ale w krainie cieni cały ten tłum Ŝył przez długie stulecia, wspominając czasy, kiedy świat był wielki i otwarty i moŜna było w kaŜdej chwili opuścić opactwo oraz Camelot. Teraz zostało im to odebrane. Przypadek nie pozwolił im schronić się w krainie Avalonu, musieli więc mieszkać w Glastonbury lub zagłębić się w ziemie Camelotu, pełne niegodziwych istot lubujących się w torturowaniu i mordowaniu wszystkich tych, którzy niebacznie znaleźli się na ich terenie. Nic dziwnego, Ŝe mieszkańcy Glastonbury woleli trzymać się swej skromnej neutralnej strefy. Niestety, z kaŜdym mijającym rokiem ich neutralność stawała się coraz bardziej iluzoryczna, a oni sami upodobniali się do zdeprawowanych dusz, które zamieszkiwały Camelot. Szkoda. Kiedyś byli zwykłymi, porządnymi ludźmi. Ale jak to bywa na wojnie – najbardziej ucierpieli niewinni, którzy znaleźli się pomiędzy dwiema największymi potęgami na świecie.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 10 Z najbardziej wysuniętej na północ wieŜy opactwa i ze wzgórza Tor moŜna było dostrzec granicę między krainami. Po lewej rozciągała się zasłona światła i barw, za którą krył się Avalon. Po prawej widać było mroczny, szary świat Morgeny – Camelot. Z pozoru linię demarkacyjną moŜna było łatwo przekroczyć. Nic bardziej mylnego. Światła Avalonu sprawiały ból pozbawionym dusz potępieńcom z Camelotu. Mało który z nich potrafił znieść ich Ŝar. Mieszkańcy Avalonu z kolei lękali się ciemności. Mówiono, Ŝe pochłonie kaŜdego, kto odwaŜy się w nią wstąpić. Przebywanie w mroku oznaczało wyrzeczenie się wszystkiego, co dobre w człowieku. Ciemność była niegodziwą władczynią, która wymagała, by stłumić głos sumienia i zapomnieć o przyzwoitości. Między tymi dwiema krainami kryło się Glastonbury. Wtrącone w otchłań wiecznej nocy, pozbawione było barw, podobnie jak Camelot. Niebo zmieniało tu barwę z czerni na szarość. Dni zlewały się ze sobą, gdy mieszkańcy szukali pociechy i chcieli zapomnieć o losie, jaki przypadł im w udziale. Ale niewiele mogli znaleźć. Na wzór mieszkańców Camelotu, gardzili istotami z Avalonu. Merewyn z Mercji kiedyś takŜe mieszkała w krainie światła. Nie w samym Avalonie, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Nie, mieszkała w Mercji i była tam księŜniczką. Urodą przewyŜszała samą Helenę Trojańską, więc męŜczyźni ubiegali się o jej względy. Nieraz była zmuszona patrzeć, jak zabijają się nawzajem tylko po to, by zdobyć jej uśmiech. Serdecznie tego nienawidziła. Kiedy ojciec powiedział jej, Ŝe czas juŜ, by poślubiła jednego z tych wojaków, którzy nie dostrzegali w niej nic oprócz urody, wezwała jedną z istot ze świata ciemności. Posługując się magią, o której lepiej nawet nie wspominać, przywołała Adoni – elfa z rasy tak okrutnej, Ŝe nawet demony się jej bały. Przy pełni księŜyca Merewyn zawarła ugodę, która stała się jej zgubą. Oddała urodę za wolność, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nie miała pojęcia, jakie będą tego skutki. Teraz tkwiła w opactwie, czuwając u boku swej pani – tej samej Adoni, która skradła jej urodę i uczyniła ją swoją niewolnicą. Bardzo chciała wiedzieć, po co tkwią w tej gospodzie, ale nie miała odwagi zapytać. Jej pani nie tolerowała pytań. W ogóle mało co tolerowała. Z zazdrością przyglądała się długim jasnym lokom swojej pani. Wszyscy Adoni byli piękni, ale Narishka wyróŜniała się nawet spośród nich. Drobna, o wspaniale uformowanej figurze, byłaby marzeniem kaŜdego męŜczyzny i przedmiotem zazdrości kaŜdej kobiety, gdyby nie jej mroczna dusza, równie okrutna jak serce.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 11 – Przynieś mi wina, gnido. Merewyn zamrugała gwałtownie, zaskoczona rozkazem. Zirytowana tym Narishka wymierzyła jej policzek. – Czy jesteś równie głucha, jak brzydka, dziewucho? Rusz się! Z palącym policzkiem, Merewyn chwyciła stojący przed Adoni kielich i umknęła czym prędzej, Ŝeby uniknąć drugiego uderzenia. Nienawidziła swojego kuśtykania. Jedną nogę miała krótszą od drugiej – wynik lekcji, która na zawsze przekonała ją, by nie próbować ucieczki od swej okrutnej pani. Odwróciła się, by sprawdzić, czy Narishka ją obserwuje, ale ściana drugiego pomieszczenia całkowicie ukrywała obecność Adoni. – Patrz, gdzie leziesz, czarownico! Zamarła, słysząc ostre słowa rycerza, o którego niemal otarła się w pośpiechu. – Wybacz mi, panie. Odepchnął ją od siebie, tak Ŝe potrąciła kogoś innego. Odwrócił się, zaklął i wykrzywił się z obrzydzeniem na widok jej ohydnej, poznaczonej dziobami twarzy i splątanych włosów. – Precz ode mnie, paskudna gorgono. On takŜe ją odepchnął, prosto na stół, przy którym grupa męŜczyzn grała w kości. Uderzyła w ramię jednego z nich, a on oblał się winem z kielicha, który trzymał w ręku. Zaklął, rzucił jej nienawistne spojrzenie i wstał, waŜąc w dłoni sztylet. Znieruchomiała, czekając, aŜ zimna stal przeszyje jej ciało. Ale w chwili gdy męŜczyzna zamierzył się na nią ostrzem, ktoś pochwycił jego ramię, odwrócił go w swoją stronę i unieruchomił wzniesiony do ciosu sztylet. Szczęka jej opadła. Nie ze strachu, ale z podziwu, który odebrał jej mowę. Przybysz był wysoki i szczupły. Nigdy w Ŝyciu nie widziała tak zielonych oczu. Były przejrzyste jak kryształ, który pozwalał widzieć na odległość, i dosłownie lśniły – w twarzy o tak doskonałych rysach, Ŝe przysięgłaby, iŜ ta istota to Adoni. Zresztą męŜczyzna zachowywał się w sposób typowy dla tej rasy, choć z drugiej strony Ŝaden Adoni nie kiwnąłby palcem, by uratować kogoś takiego jak ona. Falujące ciemne włosy opadały mu na ramiona w nieładzie, który mówił, Ŝe ich właściciel w ogóle nie dba swój wygląd. Bokobrody podkreślały dołek w brodzie rzucały cień na opalone policzki.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 12 Bez słowa wytrącił sztylet z ręki przeciwnika jednym ruchem nabitego ćwiekami zarękawka i pchnął go do tyłu. MęŜczyzna potknął się, a potem rzucił na niego, ale ktoś go powstrzymał, zanim zdąŜył wymierzyć uderzenie. – Hugh, to jest Varian duFey. Dobrze się zastanów, co robisz. Merewyn zamknęła usta, słysząc nazwisko, które stało się legendą wśród poczwar zamieszkujących Camelot. Powiadano, Ŝe jest demonem, który Ŝywi się krwią swoich wrogów. I Ŝe sprzedał duszę diabłu albo starym bogom, Tuatha Dé Danann, by stać się niepokonany w bitwie. śe zabił własnego brata, by nauczyć się magii Adoni i zdobyć jeszcze większą moc. Co gorsza, podobno znał magię tak czarną, Ŝe nawet Morgena się go bała. To było zaledwie kilka z opowieści, które krąŜyły o jego nienasyconym okrucieństwie. Patrząc na niegodziwy grymas, z jakim obserwował Hugh, niby muchę, którą zaraz pacnie, łatwo było uwierzyć w nie wszystkie. – Co z tobą, Hugh? – zadrwił głębokim dźwięcznym głosem, który przeszył ją dreszczem, jakby ktoś dotknął jej skóry kawałkiem ciepłego aksamitu. – Bijesz tylko tych, którzy nie potrafią oddać? MoŜe ze mną się zabawisz? W oczach męŜczyzny błysnęła nienawiść, ale powstrzymał się od odpowiedzi. Powiadano, Ŝe Varian duFey zawiązuje sobie buty i zbroję sznurowadłami zrobionymi z wnętrzności swoich wrogów. NaleŜał do tych nielicznych istot, które swobodnie wędrowały między Avalonem i Camelotem, bo ani Morgena, ani Merlina nie odwaŜyły mu się przeciwstawić. Hugh splunął na ziemię, schował sztylet i usiadł na swoim krześle. Varian rozejrzał się po twarzach zgromadzonych, którzy zastygli bez ruchu. Wszyscy nerwowo odwracali Wzrok pod jego spojrzeniem i pospiesznie zajmowali się swoimi sprawami. Wiele to mówiło o tym męŜczyźnie, jego mocy i umiejętnościach. W kryształowozielonych oczach błysnęła satysfakcja. Widziała ją wyraźnie, gdy pochylił się po kielich, który upuściła na podłogę. Nie mogła uwierzyć, gdy jej go podał. Gdyby o nim nie słyszała, mogłaby przysiąc, Ŝe jego wzrok zmiękł na jej widok. Z politowaniem popatrzył na jej kalectwo. – Lepiej stąd zmykaj, dziewczyno. I na przyszłość bardziej uwaŜaj. Na dźwięk tych słów nogi się pod nią ugięły, bo dostrzegł w niej kobietę, a nie wiedźmę. Od wieków Ŝaden męŜczyzna nie spojrzał na nią inaczej niŜ z całkowitą odrazą i nie nazwał jej inaczej jak wiedźmą, czarownicą albo równie obraźliwym słowem. Skłoniła mu się i umknęła, by wypełnić polecenie swojej pani. Jednak nie mogła się powstrzymać, by ponownie nie rzucić okiem na jego wysoką postać kierującą się w stronę
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 13 karczmarza. JuŜ o niej zapomniał, ale ona zawsze będzie pamiętać o nim i o dobroci, jaką jej okazał. Varian usadowił się przy końcu baru, plecami do ściany. Nawyku tego nabrał, przebywając wśród ludzi, którzy woleli wbić komuś nóŜ w plecy, niŜ normalnie porozmawiać. Zawsze wolał mieć tłum na oku. Zlustrował przelotnym spojrzeniem gniewne twarze i dostrzegł skurczoną postać kobiety, którą uratował od śmierci. Przeciskała się przez tłum, kulejąc, przytłoczona wielkim garbem, jaki miała na plecach. Jej czarne skołtunione włosy od dawna nie widziały grzebienia. Ale prawdziwą tragedią tej brzyduli była twarz poznaczona dziobami po ospie, zezowata, z ogromnym nosem. Z wykrzywionych, opuchniętych warg ciekła ślina, którą bez przerwy ocierała wierzchem dłoni. Gdyby nie jej słuŜalczość i fakt, Ŝe znajdowali się w Glastonbury, moŜna by pomyśleć, Ŝe jest jednym ze zdeformowanych szarłaków, które słuŜyły Morgenie. Szkoda, Ŝe musi tu tkwić wśród ludzi, którzy tak przesiąknęli goryczą, Ŝe nie mają dla nikogo litości. – Co tu robisz? Spojrzał na Dafyna, który przyglądał mu się ze złośliwym grymasem... widok ten zranił mu serce. Wiele wieków temu Dafyn, korpulentny wielkolud o okrągłych, obrośniętych bokobrodami policzkach miał niewielką tawernę w Glastonbury. Jego ironiczne pytanie przypomniało Varianowi dzień, w którym spotkali się po raz pierwszy. Miał wtedy siedem lat. Matka właśnie porzuciła go na progu domu ojca. śadne z rodziców go nie chciało, więc postanowił uciec i zamieszkać w mieście. Gdy dotarł do tawerny, ogarnęło go zmęczenie po długiej wędrówce z zamku do miasta, więc usiadł na jej progu. Dafyn wyszedł i zadał mu wtedy dokładnie to samo pytanie co teraz. Gdy Yarian odpowiedział, zaproponował mu pracę: „No cóŜ, chłopcze, jeśli chcesz radzić sobie sam, musisz zacząć zarabiać. Trzeba tu pozamiatać podłogi, a poza tym potrzebuję kogoś, kto będzie próbował mojego chleba, Ŝeby sprawdzić, czy naprawdę jest najlepszy w całym mieście. Chcesz u mnie pracować?” Varian z wdzięcznością przyjął jego propozycję, zadowolony, Ŝe jego Ŝycie zmienia się na lepsze. Naturalnie ojciec odnalazł go juŜ po kilku godzinach. Natarł mu uszu za ucieczkę i zmusił do powrotu do Camelotu. Ale gdy Varian dorósł, nieraz zaglądał do tawerny, by pogawędzić z Dafynem.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 14 Do chwili, gdy opadła zasłona mgły i Dafyn znalazł się sam w mieście, rozdzielony z rodziną, która pozostała w świecie ludzi. Ból, rozpacz i gorycz zniszczyły dobrego człowieka i teraz Dafyn, podobnie jak reszta tutejszych wygnańców, zabiłby go z radością, gdyby tylko mógł. Varian otworzył skórzaną sakiewkę u pasa i wyciągnął dwadzieścia złotych marek. – Wczoraj w nocy zamordowano kogoś pod murami opactwa. Dafyn wykrzywił wargi w uśmiechu i zgarnął pieniądze do kieszeni. – Tu ciągle ktoś kogoś morduje. I co z tego? – Zginął jeden z lordów Avalonu. – No i co z tego, Ŝe pozwolę sobie powtórzyć? Varian zacisnął zęby, wyciągnął kolejne marki i połoŜył je na barze przed Dafynem. – Wiesz o wszystkim, co zdarza się w opactwie i wokół niego. Powiedz, kto go zabił. Brązowe oczy Dafyna nieco pojaśniały, gdy chwycił stosik złota leŜący na kontuarze. – Przywódcą był Bracken – odpowiedział. Varian zamilkł na dźwięk tego imienia. Bracken był jednym z najbardziej niebezpiecznych modów, którymi władała Morgena – choć słowo „władała” nie było do końca odpowiednie, gdyŜ mody poŜarły swego poprzedniego władcę, boga Balora. BliŜsze prawdy było stwierdzenie, Ŝe zawarły z nią mniej lub bardziej wiąŜącą umowę – coś w rodzaju „chroń nas przed bogami i nie zawracaj nam zbyt często głowy, a chętnie będziemy ci słuŜyć”. Wszyscy wiedzieli, Ŝe mogłyby ją zabić bez trudu, ale nie robiły tego, by nie narazić się na wściekłość wszystkich Tuatha Dé Danann razem wziętych. Ta grupka celtyckich bogów była powszechnie znana ze swej złośliwości. To, Ŝe Bracken był zamieszany w morderstwo, nie najlepiej wróŜyło Varianowi. Wiedział, Ŝe będzie musiał zadać kilka pytań demonowi, który bardzo tego nie lubił. Nagle Dafyn zmruŜył oczy, wpatrując się w kogoś za plecami Variana, a on sam poczuł dreszcz, jaki wywołuje moc, choć w obrębie murów opactwa nie działała magia. Właśnie dlatego Dafyn przeniósł tu swoją tawernę. Ten dreszcz mógł oznaczać tylko jedno: Ŝe ten ktoś za jego plecami jest szczególnie utalentowany i potęŜny. Potwierdzało to zachowanie karczmarza, który starał się zniknąć tej osobie z widoku. – Cześć, mamo – powitał ją, zanim odwrócił się, by popatrzeć w jej stronę przez ramię. Narishka wciąŜ była piękna jak dwudziestolatka. Bycie nieśmiertelną Adoni zdecydowanie miało swoje zalety. Złociste warkocze upięte na czubku jej głowy tworzyły skomplikowany wzór; kilka cienkich pasm opadało do ramion. Powiewna czarna suknia ledwie osłaniała jej bogate wdzięki. Powitała go chłodnym uśmiechem.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 15 – Witaj w domu, Varianie. Sięgnął po dzban i kielich i nalał sobie solidną porcję napitku. – To nie jest mój dom. – No tak, przecieŜ ty wolisz sypiać z naszymi wrogami. Prychnął, pociągając łyk kwaśnego miodu, który palił jak ogień. – Sama mnie wyrzuciłaś, pamiętasz? – Przyznaję, to był strategiczny błąd. – Hm... – mruknął i odstawił kielich. Nie wierzył jej ani przez chwilę. Jego matka nigdy nie popełniała błędów. Przechylił głowę i zamarł na widok skurczonej kobiecej postaci kryjącej się w cieniu. Narishka natychmiast zauwaŜyła jego wahanie. – Dzięki za uratowanie mojej sługi. To byłoby okropne, gdyby ktoś jeszcze bardziej ją okaleczył. Zajrzał w jej zimne oczy. – Powinnaś ją uwolnić. – MoŜe rzeczywiście... Wyrachowany błysk w jej oczach nie umknął jego uwadze. – Czemu zawdzięczam to spotkanie, mamo? Wydęła wargi w grymasie udawanej niewinności. – MoŜe po prostu tęsknię za moim chłopcem? AŜ się zakrztusił na te słowa. Kasłał przez kilka sekund, by oczyścić gardło. – To cudownie, Ŝe po tylu stuleciach odkryłaś w sobie głęboko ukryty instynkt macierzyński. Poczekaj, poszukam młota pneumatycznego, i wydobędziemy go na światło dzienne. Cmoknęła z irytacją. – Stęskniłam się za tobą, Varianie – powiedziała i wyciągnęła dłoń, by pogładzić go po policzku. Odsunął się pospiesznie. Jego oskarŜenia nie były bezzasadne. Nigdy w Ŝyciu nie dotknęła go z prawdziwym uczuciem. Wątpił, by się zmieniła – chyba Ŝe w końcu zwariowała. – No dobrze – warknęła, widząc, Ŝe nie jest aŜ tak głupi. – Morgena i ja chcemy przeciągnąć cię na naszą stronę. – Jasne. To oczywiste. Tylko Ŝe spóźniłaś się z tym o kilka stuleci, mamusiu. Powinnyście wcześniej uŜyć waszych mocy i postarać się, by mały Varian wcześniej wrócił
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 16 do stada. Nic z tego. W dniu, w którym zostawiłaś mnie w Camelocie, powiedziałaś, Ŝe masz waŜniejsze rzeczy do roboty niŜ doglądanie nieznośnego bachora... – I bardzo tego Ŝałuję. Pohamował się, by nie wybuchnąć śmiechem. śałowała tylko tego, Ŝe z czasem wyrósł na jednego z najpotęŜniejszych magów w szeregach Merliny. – Jestem przecieŜ twoją matką. Obserwowałam cię przez te wszystkie wieki i widziałam, jak nabierasz mocy. Jestem z ciebie bardzo dumna. Nie z tego, Ŝe walczysz po stronie tej dziwki i obracasz wniwecz plany Morgeny, ale z tego, Ŝe nie wahasz się przed zabijaniem tych, którzy ci wchodzą w drogę. Jesteś z gruntu zły, tak jak my wszyscy. Widziałam to na własne oczy i obudziło to we mnie nadzieję. Wróć do domu, Varianie, a Morgena szczodrze cię wynagrodzi. Dostaniesz tyle pieniędzy, ile tylko zapragniesz. Będziesz miał najpiękniejsze kobiety, moŜe nawet dziewice. W samym Camelocie trudno je będzie znaleźć, ale... damy ci wszystko, co zechcesz, bylebyś przeszedł na naszą stronę. – Nie wróciłbym do Camelotu za wszystkie skarby tego świata i innych krain razem wzięte. Nie potrzeba mi pomocy w zdobywaniu kobiet i lubię swoją robotę. Bez urazy, ale mówię to z całą szczerością: spadaj, mamusiu. Popatrzyła na niego z wyŜszością. – Lubisz się wysługiwać Merlinie? Wykorzystuje cię, Ŝeby inni lordowie Avalonu nie musieli sobie brudzić rączek. Naprawdę tego chcesz? Nikt ci nie podziękuje. Wszyscy cię nienawidzą. Miała rację, ale to niczego nie zmieniało. – I dlatego chcesz, Ŝebym słuŜył Morgenie i mordował kogo popadnie? Dalej znienawidzony i dalej bezwartościowy? Naprawdę, mamo, za kogo ty mnie uwaŜasz? Morgena ma morderców na pęczki. Dlaczego niby jestem aŜ tak waŜny, Ŝe składasz mi tę propozycję? – Jesteś nam potrzebny. Merlina ufa ci bardziej niŜ komukolwiek. ZmruŜył oczy na te słowa. Wiele mu powiedziały. – Więc co dokładnie udało wam się wyciągnąć z Tarynce’a na torturach? Szczerze odpowiedziała na to pytanie, nie krępując się wcale tym, co zrobiły nieszczęśnikowi. – śe są jeszcze inni rycerze Graala. A dokładnie pięciu. Musimy mieć ich imiona. – Dlaczego niby miałbym je wam podać?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 17 MoŜesz zostać prawą ręką Morgeny, Varianie. Jeśli dostanie Graala, nic więcej nie będzie jej potrzebne. Dla ciebie zabiłaby nawet nowego króla. Powiedz tylko słowo, a Arador będzie trupem. Zajmiesz jego miejsce. Niesamowite! Co za pokusa... Dobrze, Ŝe wiedział, co się za nią kryje. – Tak, do chwili gdy wskrzesi Mordreda. Potem pójdę w ślady Aradora. – Nie zrobi tego. Akurat. – Rozmawiamy o Morgenie, prawda? O Morgenie, która pogrąŜyła cały świat w zamęcie dla swoich osobistych korzyści, zamordowała swego brata i nie Ŝywi Ŝądanych ludzkich uczuć dla nikogo pod słońcem. Taak... Naprawdę byś jej zaufała? Chwyciła jego ramię tak mocno, Ŝe zabolało go nawet przez kolczugę. – Morgena chce mieć Graala, a ja obiecałam, Ŝe go dla niej zdobędę. Jeśli odmówisz, zabijemy cię. – Powodzenia. Oczy zalśniły jej czerwienią. Wzmocniła uścisk, ale po chwili uwolniła jego ramię. – Dorwiemy cię, Varianie, w taki czy inny sposób. Zapamiętaj te słowa – oznajmiła i chciała teleportować się do zamku. Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny. – W tym miejscu magia nie działa, mamusiu. Zapomniałaś? Zaskrzeczała piskliwie ze złości, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała przez drzwi. SłuŜąca podreptała w ślad za nią. Ucieszyłby się z tego wybuchu, gdyby nie świadomość, Ŝe pewnie knuje juŜ jakąś sztuczkę przeciwko niemu. Tak, dobrze jest być sobą. Westchnął, podniósł dzban i nalał sobie kolejny puchar. Musiał jeszcze zabrać te zwłoki do Merliny. Ale teraz przynajmniej wiedział, kogo pytać o szczegóły śmierci Tarynce’a. Wiedział teŜ, Ŝe Morgena poznała jedną z najpilniej strzeŜonych tajemnic. Wiedziała juŜ, Ŝe Graala ukryło kilku rycerzy. Co gorsza, wymyśliła, Ŝe z jego pomocą przejmie władzę nad światem. Oznaczało to, Ŝe nie spocznie, dopóki go nie zabije albo nie przekabaci. Ta druga ewentualność nie wchodziła w grę, więc mógł się spodziewać niezliczonych ataków z jej strony. Dniem i nocą. Do końca świata. Westchnął cięŜko, dopił miód i pokręcił głową, czując, jak znieczula mu kubki smakowe.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 18 No cóŜ, dzięki temu ten śliczny dzionek stanie się jeszcze piękniejszy. Teraz brakuje tylko Brackena, który pewnie juŜ marzy o tym, by mi wydłubać oczy i zjeść je ze smakiem, pomyślał.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 19 Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3 Narishka przeniknęła przez ścianę komnaty Morgeny. Była tak wściekła, Ŝe powietrze wokół niej strzelało iskrami. Królowa jak zwykle leŜała na łoŜu, w objęciach swego najnowszego faworyta. Brevalaer, niegodziwy jak ona tak samo naleŜący do Adoni, był zawodowym kochaniem, co pozwoliło mu utrzymać się w łaskach jego pani lŜej niŜ któremukolwiek z poprzedników. Narishka bez cienia zakłopotania podeszła do podwyŜszenia, na którym stało wielkie rzeźbione łoŜe, i odsunęła zasłony z jedwabiu czerwonego jak krew. Morgena wplątała palce w czuprynę kochanka, który leŜał z twarzą pomiędzy jej rozsuniętymi udami. Obfite piersi władczyni okrywała prosta czerwona suknia, którą Brevalaer podciągnął wysoko aŜ po talię, by mu nie przeszkadzała. Jego opalone, doskonale umięśnione ciało było nagie, ale Narishka mogła niestety cieszyć się tylko widokiem pleców i zgrabnych pośladków. śałowała trochę, Ŝe nie moŜe się przyłączyć do kochanków, ale w odróŜnieniu od Morgeny kierowała się zasadą, Ŝe najpierw obowiązek, a przyjemność potem. – Mogę ci na chwilę przerwać, pani? – spytała. Morgena powoli odwróciła głowę w jej stronę, ale Brevalaer nie przerwał pieszczot. Nic dziwnego. Powiadano, Ŝe jego język włada taką magią, jakiej nie powstydziłby się cały dwór Fey. – Czego chcesz? – sapnęła z irytacją. – Merlina zachowała się dokładnie tak, jak przewidywałyśmy. Wysłała Variana do Glastonbury na przeszpiegi. Morgena westchnęła gwałtownie, jakby Brevalaer znalazł wyjątkowo czuły punkt lub rytm. – Rozmawiałaś z nim? – Tak. Odmówił bez wahania, tak jak się spodziewałam. Brevalaer zaczął się wycofywać, chcąc zapewnić im nieco więcej prywatności, ale Morgena złapała go bez ceremonii za czarne kędziory. – Spróbuj tylko przestać, a kaŜę ci uciąć ten język. Z całkowicie nieruchomą twarzą pochylił głowę, by zadowolić swą panią. Morgena rzuciła Narishce gniewne spojrzenie. – Jesteś jego matką. Czym moŜna go przekupić?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 20 Narishka pokręciła głową. Sama nieraz zadawała sobie to pytanie. – Nie mam pojęcia. On jest zupełnie nienormalny. Dlatego w dzieciństwie odesłałam go do Lancelota. Nigdy go nie rozumiałam. To jakaś groteska. Nie poddaje się poŜądaniu, chciwości ani innym rozsądnym uczuciom. MoŜe ma jakąś słabość, ale ja nic o tym nie wiem. Władczyni przesunęła się nieco na łoŜu, dając Brevalaerowi łatwiejszy dostęp do swego ciała. – Bez niego nasze szanse maleją. Nie muszę ci o tym mówić. Z tego, co modom udało się wyciągnąć z... jak mu tam... zanim go załatwiły, moŜemy się domyślać, Ŝe wśród rycerzy Graala są Galahad i Parsifal. śaden z nich nie jest jednak na tyle głupi, by wpaść nam w ręce. Potrzebujemy kogoś, kto się do nich zbliŜy i zaatakuje od tyłu. – Wiem o tym. Morgena zabębniła palcami po głowie Brevalaera, Jej oczy zwęziły się niebezpiecznie. – Musi być przecieŜ coś, co go skusi. Coś, co go końcu poruszy. Narishka zamilkła na chwilę, bo przypomniała sobie swojej paskudnej, okaleczonej słuŜącej. Odwróciła się patrzyła na dziewczynę, która stała o krok za nią, nieruchoma jak posąg, ze wzrokiem wbitym w posadzkę. Merewyn. Jedyna osoba, która zrobiła wraŜenie na „ synku”. Uratował ją przed śmiercią. Narishka w jednej chwili zrozumiała, co jest jego słabością. – Szkoda... – Wiem, wiem – przytaknęła z irytacją Morgena. – Szkoda, Ŝe nie wiemy, co to takiego. – Nie o to chodzi – odparła Narishka. – Zrobiło mu szkoda tej dziewczyny. To jest jego słabość. Wygięła usta w drwiącym uśmiechu i odwróciła się stronę Merewyn. – Nareszcie wiemy, co przeciągnie go na naszą stronę – orzekła. Niosąc w ramionach zwłoki Tarynce’a, Varian wszedł krypt Avalonu. Niewielki grobowiec wykuty był w skale pod zamkiem. Stało tam tylko kilka sarkofagów. Po prawej spoczywał ojciec Borsa, a po lewej Ginewry, nieco dalej kilku rycerzy, którzy zginęli u boku Artura pod Camlan. Ojciec Variana był pochowany we własnym zamku zwanym Joyous Gard, a miejsca pochówku Ginewry nie znał nikt, by rycerze, którzy przeŜyli klęskę, nie zbezcześcili tego miejsca. No i oczywiście Artur... – Jego sarkofag znajdował się na samym środku pomieszczenia. Zdobiła go pozłacana płaskorzeźba rycerza, ale Varian wiedział skądinąd, Ŝe wcale nie jest podobna do króla. Kamienna twarz była zimna i pozbawiona emocji – w odróŜnieniu od Artura za Ŝycia. Legendy miały rację, ten władca był większy niŜ
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 21 samo Ŝycie. Wszyscy, którzy mieli szczęście go poznać, darzyli go niezmiernym szacunkiem. Do samego końca, gdy świat zaczął rozpadać się w kawałki. Ale nawet wtedy Artur powitał tragiczny kres swojego Ŝycia z prawdziwie królewską godnością. Walczył do upadłego. Nie o siebie, ale o swoich ludzi. Varian przysiągł mu, Ŝe będzie przez całe Ŝycie bronił tych, którzy nie potrafią obronić się sami. śe jego wzorem będzie jedyny człowiek, którego kochał i szanował. śe zrobi wszystko, by legenda Artura nie umarła. Sarkofag nie miał Ŝadnych ozdób oprócz pozłoty, przy której upierali się Bors i Galahad, choć było to niezgodne z Ŝyczeniem Artura. „Nie pragnę ozdobnej mogiły dla moich szczątków. Wydajcie to złoto na tych, którzy zostali przy Ŝyciu. Tam, gdzie będę na dobre czy na złe, złoto na nic mi się nie przyda. Lepiej nakarmcie za nie choć jedno głodne dziecko, zamiast ozdabiać grobowiec martwego człowieka”. Artur był naprawdę wielkim władcą. Varian odchrząknął, by pozbyć się ucisku w gardle, który nagle zatamował mu oddech, i połoŜył ciało Tarynce’a na małym stole pod przeciwną ścianą. SkrzyŜował mu dłonie na piersi, by zwłoki wyglądały jak najgodniej, a potem odmówił krótką modlitwę za jego duszę i zamknął mu oczy. – Merlino? – spytał cicho, wiedząc, Ŝe go słyszy. – Wróciłem. Powietrze zamigotało i władczyni stanęła obok niego – Szybko się uwinąłeś. Odsunął się od ciała. – Informacje nie były chronione. Wiem, kto go zabił. Z ust mojej własnej matki usłyszałem, Ŝe wiedzą juŜ istnieniu pozostałych rycerzy Graala. Westchnęła i zrobiła krok do tyłu, jakby chciała odejść. – Powiadomię ich. – Nie – sprzeciwił się surowo. – Dlaczego? Matka i Morgena doskonale znają reguły gry w na świecie. Ty zaczniesz rozsyłać posłańców, a one ruszą w ślad za nimi, na sam próg domów swoich ofiar, ie dlatego matka wcale się przede mną nie kryła. Merlina wciąŜ nie była przekonana. – Musimy ich ostrzec. Powinni wiedzieć. – Jeszcze nie teraz. Poza tym kiedy wiadomość śmierci Tarynce’a rozniesie się poza mury Avalonu, będą wiedzieli, Ŝe muszą się pilnować. Morgena jeszcze zna nazwisk, choć
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 22 jestem pewny, Ŝe niektóre z nich dnie bez trudu, podobnie jak ja. Ale reszta będzie bezpieczna... przynajmniej przez jakiś czas. Porozmawiam z Brackenem i spróbuję się dowiedzieć czegoś ej. Otworzyła usta ze zdziwienia – Z tym demonem Brackenem? Nie rozumiał, czemu ją to tak zdziwiło. – PrzecieŜ właśnie dlatego zleciłaś mi to zadanie, prawda? Kręcąc głową, wyciągnęła rękę, by go dotknąć. – Varianie... Odsunął się poza jej zasięg. – Bez obaw, Merlino. Mam wprawę w rozmowach z takimi dupkami. – Dupki to jedno, a szalone demony to inna sprawa. Prychnął tylko w odpowiedzi. – MoŜe dla ciebie. Dla mnie to jedno i to samo. Jedni i drudzy to tchórzliwe śmierdziele, które tylko patrzą, jak wbić mi nóŜ w plecy. Miał powaŜniejsze zmartwienia niŜ ten cały Bracken. Ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się na chwilę, gdy przeszył go nieznany ból. – Obiecaj mi tylko jedną rzecz, Merlino. – Co takiego? Popatrzył na zmasakrowane ciało zamordowanego rycerza i przypomniał sobie poprzedni raz, kiedy przyniósł tu zwłoki jednej z ofiar Morgeny. – Jeśli umrę, kaŜ mnie spalić. Nie chcę, Ŝeby Morgena wystawiała mnie przed swoimi kamratami. Przeszyła go przenikliwym spojrzeniem, jakby odgadła, jakim koszmarem była dla niego śmierć ojca. Nie kochał go ani nie szanował, ale uwaŜał, Ŝe nikt nie zasłuŜył sobie na taką śmierć, jaka spotkała Lancelota. – Obiecuję. Skinął głową i wyszedł na zalany słońcem dziedziniec. Powietrze było tu słodkie, pachniało bzami i jabłkami, a promienie słońca ogrzewały skórę. Avalon. Raj, który kiedyś ogarniał cały świat. Ale Varian wiedział, Ŝe nawet w tym świętym miejscu są takŜe mroczne zakątki. MoŜe głupio robił, walcząc z matką i jej pragnieniami. MoŜe powinien przejść na drugą stronę. Czy to zrobiłoby jakąś róŜnicę?
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 23 Przypomniał sobie o zdeformowanej kobiecie popychanej przez bywalców baru. Z jaką wdzięcznością przyjęła podany przez niego kielich... Właśnie dla takich jak ona stanął po stronie Merliny. Jego Ŝycie było marne i Ŝałosne, ale inni mogli Ŝyć lepiej. Artur nauczył go zapominać o goryczy i skupiać się na tym, co dobre. Jeśli dzięki niemu choć jedno dziecko będzie miało lepsze dzieciństwo jest o co walczyć z matką i z samym sobą. Silni nie powinni wykorzystywać słabych, podjąwszy decyzję, machnął dłonią i przywdział czarną zbroję. Mizerna to była ochrona przed magią demona, przynajmniej ochroni go przed sztyletem, mieczem pazurami Brackena. Kompletnie oszołomiona Merewyn wpatrywała się w lustro. Od wieków unikała patrzenia na swoje odbicie, teraz... Teraz widziała twarz, z jaką się urodziła. Bez blizn, deformacji, bez zmarszczek. Stała wyprostowana, bez garbu, bez bólu. Była piękna. Nie wierząc własnym oczom, dotknęła dłonią twarzy i czekała, aŜ Narishka znowu odbierze jej urodę. – Co ty zrobiłaś, dziecko? Odwróciła się ku Magdzie, która stanęła tuŜ za nią. Przygięta wiekiem staruszka była jedną z niewielu osób, które darzyły Merewyn sympatią. – Zawarłam ugodę z Narishką. Wyświadczę jej jedną, ostatnią przysługę i puści mnie wolno. Magda parsknęła ironicznie. – Oszalałaś? Ona nigdy nie dotrzymuje umów. Miała rację. Merewyn znalazła się w tym świecie nie w wyniku złamanej umowy. Miała być brzydka jedynie przez miesiąc. Tylko Ŝe Narishka nie powiedziała jej, Ŝe w Camelot czas nie płynie, i zatrzymała ją tu na .wieczność. AŜ do teraz. Teraz wreszcie nadeszła szansa, na którą Merewyn od dawna czekała. – Mówiłam ci, Magdo, Ŝe kiedyś odzyskam urodę, i udało mi się to. – Ale jakim kosztem? Musiała przekonać Variana do słuŜby Morgenie. Miała na to trzy tygodnie. Trzy tygodnie. Jeśli jej się nie uda, Narishka znowu zmieni ją w poczwarę i będzie przez wieczność karać za niepowodzenie. Ale jeśli jej się powiedzie, odzyska wolność. I to nie jako wiedźma, ale jako piękność, którą się urodziła. – NiewaŜne. Nie martw się tym. Magda pokręciła głową.
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 24 – To nie ja powinnam się martwić, dziecko, tylko ty. Stara kobieta przysunęła się do niej bliŜej, by pogładzić długie, jedwabiste ciemne loki, jakby chciała się przekonać, czy są prawdziwe. – I dlatego tak uparcie walczyłaś o przetrwanie przez te wszystkie lata? Merewyn nie odpowiedziała. Przypomniała sobie rozmowę, jaką odbyły wiele lat temu: „Porzuć nadzieję, dziecko. To twój los. Jesteś teraz jedną z nas. Masz postać szarłaczki, twoja piękność nigdy juŜ nie wróci. – Nie mogę porzucić nadziei, Magdo. Mam tylko ją. Zrobiłam głupstwo, ale wiem, Ŝe kiedyś odzyskam wolność. Jeśli teraz umrę, to moje Ŝycie będzie bez sensu. Nie chcę takiego Ŝycia. Chcę znowu być sobą. Nie kaleką, ale kobietą. – Jesteś głupia, Merewyn. Tu nie ma nic poza cierpieniem. Naucz się z nim Ŝyć i nie szukaj niczego więcej, bo gorzko się rozczarujesz”. Nie uwierzyła jej wtedy. I proszę, w końcu odzyskała urodę. Magda zmruŜyła wyłupiaste oczy. – A czyje Ŝycie sprzedałaś za swoją piękną buzię? Przeszył ją lęk. – Skąd wiesz? – Nic innego nie skłoniłoby twojej pani, by odwrócić zaklęcie. Więc kogo zamierzasz zniszczyć, Ŝeby pozostać piękną? – Variana duFeya – powiedziała cicho, a potem dodała mocniejszym tonem: – Ale on jest potworem, obie wiemy. Powiedz mi, słyszałaś od kogoś choć jedno słowo na jego temat? Oczy Magdy zmętniały. – Od nikogo, poza tobą. Merewyn odwróciła wzrok, czując ukłucie bólu. To prawda, Varian był dla niej dobry. Ale jeden dobry uczynek nie moŜe zetrzeć wszystkich okrucieństw, których dopuścił się przez całe Ŝycie. I wszystkich morderstw, których dokonał. Był synem Narishki. Jego ojciec zniszczył bractwo Okrągłego Stołu i zrujnował Ŝycie praktycznie wszystkim ludziom na świecie. I począł z Narishką dziecko, które było równie podłe, jak on. W sumie, wydanie Variana było dobrym uczynkiem. Magda pokręciła głową i westchnęła z niesmakiem, a potem skierowała się ku drzwiom. – Nie chcę juŜ tego wysłuchiwać! – krzyknęła za nią Merewyn. – Ty teŜ wyrządziłaś wiele zła i okrucieństw w słuŜbie Morgeny. – To prawda – odpowiedziała starucha. – Ale ja nie jestem człowiekiem i nigdy nim nie byłam. Brak mi sumienia i przekonań. Powiedz mi, Merewyn, czy kiedy juŜ robisz to, co
Sherrilyn Kenyon – Władcy Avalonu 02 – Rycerz Ciemności Slonko259Slonko259Slonko259Slonko259 25 zamierzasz, będziesz mogła kiedykolwiek spokojnie spojrzeć w lustro, wiedząc, Ŝe swoją urodę okupiłaś cudzą krwią? Wspomnienie długich wieków okrutnego traktowania piekło ją jak rozpalony w ogniu grot lancy. MęŜczyźni tacy jak Varian opluwali ją i bili tylko dlatego, Ŝe była brzydka. Nikt nigdy nie okazał jej współczucia ani litości. To nie moŜe się powtórzyć. Teraz ani nigdy. Chciała znowu wyglądać jak człowiek i była gotowa na wszystko, by to osiągnąć. – Tak – odparła pewnym głosem. Magda znowu pokręciła głową. – A ja myślałam, Ŝe jesteś jedyną ludzką istotą w Camelocie. Przykro mi, Ŝe się pomyliłam. Merewyn pogardliwie wydęła usta, gdy została sama. – Jesteś zazdrosna o to, Ŝe musisz tu siedzieć po wiek wieków, podczas gdy przede mną otworzyła się szansa na odzyskanie wolności. Odpowiedziała jej tylko cisza, ale to nie miało Ŝadnego znaczenia. Sama znała prawdę. W tym świecie nie było porządnych ludzi. W ogóle. Więc czy to ma jakieś znaczenie, Ŝe zamierza wydać Variana Morgenie? PrzecieŜ nie chcą go zabić. Chcą tylko, Ŝeby im słuŜył. Nie ma w tym nic złego. Varian ma tu swoją rodzinę. I ma urodę – jedyną rzecz, która naprawdę się liczy w tym miejscu. Nie stanie mu się Ŝadna krzywda. PrzecieŜ Merewyn chce się tylko ratować. W tym nie ma nic złego. Nic a nic. Varian zamknął oczy i przeniósł się z Avalonu do mrocznego Camelotu. Był jedną z niewielu istot, które mogły swobodnie przemieszczać się między dwoma światami i miały na to ochotę. Ale bynajmniej za tym nie przepadał. Jego matka była prawą ręką Morgeny, a ojciec prawą ręką Artura, co sprawiało, Ŝe nastawienie mieszkańców Camelotu do Variana było, łagodnie mówiąc, nieprzyjazne. A dokładnie, w całym zamku nie było istoty, która nie marzyłaby po cichu o tym, by wyrwać mu serce z piersi. W ukryciu, bo nikt nie odwaŜyłby się wystąpić przeciw niemu twarzą w twarz. Tak więc połoŜył dłoń na głowicy miecza i szedł przed siebie powolnym, miękkim krokiem drapieŜnika. W kaŜdym cieniu mógł ukrywać się nieprzyjaciel. KaŜdy szept zdradzać obecność jakiegoś odwaŜnego durnia, który chciał mu wbić nóŜ w plecy. Varian pochylił głowę wpatrywał się w ciemność. Jego wzrok ogarniał większe pole widzenia niŜ u zwykłych ludzi. Nadsłuchiwał czujnie, czy do jego uszu nie dotrze jakiś podejrzany dźwięk.