mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony396 482
  • Obserwuję294
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań303 229

Kursa Małgorzata J - Nieboszczyk wędrowny cz1

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Kursa Małgorzata J - Nieboszczyk wędrowny cz1.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 645 stron)

Mał go rzata J. Kursa Nie bosz czyk wędrowny

Nieboszczyk wędrowny

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Zaj rzyj na strony:

W serii Babie lato

Dedy ka cja

PRZED MOWA BEL ZE BUBA

***

PODZI ĘKO WA NIA

Pole camy inne książki z serii:

Strona redakcyjna

Zaj rzyj na strony: www.nk.com.pl Znajdź nas na Face bo oku www.face book.com/Wydaw nic two Na Poznaj naszą ofertę - LITE RA TURA

DLA KOBIET http://nk.com.pl/lite ra tura-dla- kobiet/9/kate go ria.html Poznaj inne książki z serii BABIE LATO http://nk.com.pl/babie- lato/174/seria.html

W serii: Mał go rzata Gutow ska-Adam czyk Sere nada, czyli moje życie nie co dzienne Romu ald Paw lak Póki pies nas nie roz łą czy Romu ald Paw lak Zwią zek do remontu Kata rzyna Zyskow ska-Igna ciak Nie bie skie mig dały Kata rzyna Zyskow ska-Igna ciak

Prze bu dze nie Kata rzyna Zyskow ska-Igna ciak Ucieczka znad roz le wi ska Karo lina Świę cicka Lalki Mał go rzata Macie jew ska Zemsta Kasia Bulicz-Kasprzak Nie licząc kota, czyli kolejna histo ria miło sna Kasia Bulicz-Kasprzak Nalewka zapo mnie nia, czyli bajka dla nieco star szych dziew czy nek Iza bela Sowa Zie lone jabłuszko Mag da lena Wit kie wicz Bal lada o ciotce Matyl dzie Iwona Banach Szczę śliwy pech Iwona Banach Loka tor do wyna ję cia Iwona Banach Klą twa utop ców

Liliana Fabi siń ska Z jed nej gliny Mał go rzata Thiele Trzy panie w samo cho dzie, czyli sekta olim pij ska Anna M. Bren gos Sce na riusz z życia Mał go rzata J. Kursa Nie bosz czyk wędrowny

Ze spe cjalną dedy ka cją dla Fra nia – kociego redak tora Książki zamiast Kwiatka, uta len to wa nego czwo ro noż nego inży niera o wybit nych zdol no ściach roz biór ko wych, który był moim natchnie niem przy two rze niu postaci Bel ze buba.

PRZED MOWA BEL ZE BUBA Od razu powiem, że jestem kotem, żeby Wam nic głupiego do głowy nie przyszło. Bez fałszywej skromności mogę dodać, że wszyscy doceniają moją wyjątkową urodę. Na mój widok nawet nie bardzo pobożny ojciec Marylki prze że gnał się i jęk nął: – Innego nie było? Toż to istny Bel ze bub! No i w ten sposób zostałem Belzebubem. Bo czarny jestem jak smoła, a oczy mam jak złociste

gwiazdki (tak mówi Marylka, bo Sławek się upiera, że czarny jestem jak diabeł, a oczy mam gadzie). Podobno właśnie to moje złociste spojrzenie tak ją zafascynowało, że przestała widzieć inne koty i wybrała mnie. Bo wzięła mnie ze schroniska. Ja sam tych czasów nie pamiętam. Byłem wtedy smarkaty, a teraz jestem całkowicie dorosły – mam trzy lata, ważę jedenaście kilo, poruszam się dostojnie i z gracją, choć refleksu też mi nie brakuje. No i swoich ludzi zdążyłem sobie wychować, choć i Marylce, i Sław kowi wydaje się, że to oni mnie okiełznali. Ha! Trzeba było nadać mi jakieś bardziej neutralne imię. Chcieli Bel ze buba, to mają!

Historia, którą znajdziecie na tych kartkach, pewnie nigdy by się nie wydarzyła, gdyby los nie skrzyżował mojej kociej drogi z drogą pewnego dwunożnego drania. A gdybym jeszcze mógł przewidzieć, co z tego wyniknie, chyba dałbym sobie spo kój. A zaczęło się tak…

Marylka i Sławek Lipscy siedzieli na nieco zdezelowanej wersalce i z widoczną niechęcią spoglądali na piętrzący się przed ich oczami stos kartonów wypełnionych rozmaitymi rzeczami przeznaczonymi do wyrzucenia. Drugi stos, ustawiony w eleganckie słupki, zasłaniał jedyną wolną ścianę w pokoju. Ten zawierał ich osobisty dobytek, przewieziony z mieszkania, które do wczoraj

wynajmowali w Lublinie. Niewiele tego było, bo – oboje zajęci zarabianiem na czynsz – nie zdążyli się dorobić niczego poza naj po trzeb niej szymi rze czami. – Jak myślisz – zapytał Sławek niemrawo – do czego twojej ciotce był potrzebny wałek bez rączki? – Może to ten ślubny, co go na wujka dostała od babci – odparła jego żona bez przekonania. – Kiedyś takie pre zenty chyba były nor malne… – Lała go? – Sławek z nagłym respektem przyjrzał się solidnemu drewnianemu wałkowi pozbawionemu z jednej strony uchwytu. – A wiesz, że to możliwe…