mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony396 482
  • Obserwuję294
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań303 229

Maas Sarah J. - Szklany tron 3 - Dziedziczka Ognia

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :3.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Maas Sarah J. - Szklany tron 3 - Dziedziczka Ognia.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 2468 stron)

Sarah J. Maas DZIEDZICZKA OGNIA trzecia część serii "Szklany Tron" 2

Dotychczach na chomiku ukazały się:

"Tron ze Szkła" "Korona Północy " tytuły oficjalne: "Szklany Tron" "Korona w Mroku" oraz "Ostrze Zabójczyni" w skład książki wchodzą opowiadania: "Zabójczyni i Władca Piratów"

"Zabójczyni i Uzdrowicielka" "Zabójczyni i Pustynia" "Zabójczyni i Podziemie" "Zabójczyni i Imperium" 3 Tłumaczenie: KlaudiaRyan Korekta: Ma_cul, Nata262, staaleks Tłumaczenie zawiera przypisy dodane przez tłumaczkę i bety – mogą

się w nich znajdować wulgaryzmy i treści o podtekście erotycznym – osoby, którym to nie odpowiada prosimy o ich NIECZYTANIE. 4 Część pierwsza: Dziedziczka Popiołu 5 Rozdział 1 Bogowie, gotowała się już w tym królestwie.

Być może było tak, ponieważ Celaena Sardothien wylegiwała się od południa na krawędzi dachu, z ramieniem zarzuconym na oczy, powoli piekąc się w słońcu niczym bochenek marnego chleba wyrabianego przez najbiedniejszych obywateli miasta, których nie było stać na wybudowanie pieca. I, o bogowie, niedobrze jej było od tego chleba - teggya, jak go nazywano. Mdliło ją od chrupkiego pieczywa o smaku, którego nawet kilka łyków wody

nie było w stanie zmyć. Jeśli jeszcze kiedykolwiek miałaby zjeść choć kawałek teggyi, to na pewno nie nastąpi to szybko. Głównie dlatego, że tylko na to mogła sobie pozwolić po dopłynięciu dwa tygodnie temu do Wendlyn i pojechaniu do stolicy, Varese, gdzie została oddelegowana przez Jego Cesarską Mość i Wielkiego Mistrza Ziemi, króla Adarlanu. Niedługo po tym, gdy przyjrzała się

silnie ufortyfikowanemu, wapiennemu zamkowi z elitarną strażą oraz dumnie powiewającymi na gorącym i suchym wietrze sztandarami i zdecydowała nie zabijać swoich celów, skończyły jej się pieniądze, przez co zmuszona była do kradzieży teggyi i wina. Więc pozostało jej kraść teggyę... i wino. Kwaśne wino - pochodzące z winnic wybudowanych przy wzgórzach, w pobliżu stolicy - które po pierwszym

spróbowaniu wypluła, jednak teraz picie go sprawiało jej przyjemność. Zwłaszcza od dnia, gdy zdecydowała, że o nic nie będzie szczególnie dbała. Sięgnęła po dzbanek stojący za nią, ten, który wniosła na dach tego poranka. Poklepała dach, pomacała przestrzeń za sobą i... zaklęła. Gdzie, do cholery, podziało się wino? Świat przechylił się i rozbłysł, gdy uniosła się na łokciach. Powyżej krążyły ptaki, trzymając się z dala od jastrzębi

siedzących na szczycie pobliskiego kamienia i czekających na następny posiłek. Poniżej znajdował się kolorowy i głośny targ, pełen 6 ryczących osłów i reklamujących swoje towary kupców, głównie ubrań, które jednocześnie były obce i znajome, a także terkotu kół na wapiennych drogach. Ale gdzie, do cholery, był... Ach. Tam. Schowany za jedną z

ciężkich, czerwonych cegieł, żeby się nie zagrzał. Dokładnie tam, gdzie go postawiła kilka godzin temu po wspięciu się na dach zabudowanego rynku, by obserwować teren wokół zamku znajdującego się dwie przecznice dalej. Albo robić cokolwiek, co brzmiało oficjalnie i użytecznie zanim zorientowała się, że woli wylegiwać się w cieniu. Cieniu, który już dawno

spłonął w ogniu bezwzględnego wendlynowskiego słońca. Celaena wzięła łyk wina... a raczej próbowała to zrobić. Był pusty, co powinna uznać za błogosławieństwo, bo - o bogowie - jej głowa. Potrzebowała wody... i teggyi. A może coś na cholernie bolącą i pękniętą wargę oraz otartą kość policzkową - obrażenia te nabyła zeszłej nocy w jednej z miastowych tawern. Jęcząc, Celaena przekręciła się na

brzuch i rozejrzała po ulicy czterdzieści stóp poniżej. Widziała strażników patrolujących drogę - i wyeksponowaną broń, tak samo jak u strażników na szczycie murów. Znała na pamięć ich trasy i to, jak otaczali trzy bramy prowadzące do zamku. Wydawało się, że Ashryverowie kwestię ich bezpieczeństwa biorą bardzo, bardzo poważnie. Minęło dziesięć dni odkąd przybyła do

Varese i przyciągnęła tu swój tyłek z wybrzeża. Nie dlatego, że jakoś szczególnie chciała zabić swoje cele, lecz dlatego, że miasto było tak cholernie duże, że miała tu największą szansę na uniknięcie urzędników od spraw imigrantów, którym oszczędziła pracy w ich napiętym harmonogramie. Pospieszna podróż do stolicy stanowiła też świetną rozgrzewkę po tygodniach spędzonych na morzu, gdzie tak naprawdę nie miała ochoty na nic

innego niż leżenie na wąskim łóżku w kajucie i pilnowanie swojej broni z wręcz nabożną gorliwością. Jesteś niczym więcej niż tchórzem, powiedziała jej Nehemia. Każdy skrawek dachu wciąż to powtarzał. Tchórz, tchórz, tchórz. Słowo to towarzyszyło jej od samego początku podróży. Złożyła przysięgę, że wyzwoli 7

Eyllwe. Między chwilami rozpaczy, wściekłości i żalu, między myślami o Chaolu, Kluczach Wyrda i wszystkim, co pozostawiła czy utraciła, Celaena, po dotarciu na brzeg, postanowiła realizować jeden plan. Jeden, nieważne jak szalony i mało prawdopodobny plan - wyzwoli zniewolone królestwo: znajdzie i pozbędzie się Kluczy Wyrda, które król Adarlanu wykorzystał do zbudowania swojego okropnego

imperium. Z chęcią zniszczyłaby samą siebie, jeśli tylko dzięki temu wykonałaby to zadanie. Tylko ona, tylko on. Tak jak powinno być; żadnych straconych żyć, żadnej splamionej duszy, poza jej własną. Poświęcić potwora, by zniszczyć potwora. Skoro musiała tu być przez niewłaściwie dobre intencje Chaola, może przynajmniej odnaleźć niezbędne

odpowiedzi. W Erilei żyła już tylko jedna osoba, która dzierżyła Klucze Wyrda w czasie ataku demonów, które stały się trzema narzędziami posiadającymi potężną moc, które ukryto na tysiące lat i niemal wymazano z pamięci. Maeve, królowa Fae. Maeve wiedziała wszystko - co nie jest dziwne, gdy jest się starszym niż brud. Tak więc, pierwszy krok w jej głupim, lekkomyślnym planie był prosty:

musiała odnaleźć Maeve, dowiedzieć się jak zniszczyć Klucze Wyrda, a potem wrócić do Adarlanu. Przynajmniej tyle mogła zrobić. Dla Nehemii, dla... wielu innych osób. W niej tak naprawdę nic już nie zostało. Jedynie popiół, nicość i przysięga, zakorzeniona głęboko w jej ciele, złożona przyjaciółce, która ujrzała w niej to, kim naprawdę była. Gdy dopływali do największego miasta portowego w Wendlyn, była pod

wrażeniem ostrożności, z jaką statek zbliżał się do brzegu - czekali aż zapadnie bezksiężycowa noc, a następnie przetransportowali Celaenę i inne kobiety wąskimi kanałami wśród raf. To było zrozumiałe: rafa stanowiła główną barierę powstrzymującą legiony Adarlanu od dopłynięcia na brzeg. Dlatego właśnie wysłano ją - królewską Obrończynię - z misją. 8

W czeluściach jej umysłu czaiło się inne zadanie: znalezienie sposobu na powstrzymanie króla przed zabiciem Chaola i rodziny Nehemii. Obiecał, że zrobi to, jeśli zawiedzie na misji, w trakcie której miała zamordować króla i jego syna podczas corocznego balu z okazji mijającego lata. Lecz odepchnęła wszystkie te myśli na bok, gdy dopłynęli do brzegu i wraz z innymi kobietami poprowadzono ją w miejsce, gdzie mieli przystąpić do rejestracji

Wiele kobiet było w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym, a ich oczy lśniły wspomnieniami okropieństw, jakich doznały w Adarlanie. Więc nawet po zejściu z łodzi, na której zapanował lekki chaos, gdy przybili do brzegu, zatrzymała się na jednym z dachów w pobliżu budynku, do którego prowadzono kobiety - tam mieli przydzielić im domy i pracę. Potem wendlynowscy urzędnicy mogli przetransportować je do tych cichszych