0
Debbie Macomber
PODWÓJNE
SZCZĘŚCIE
Tytuł oryginału Just Married
1
ROZDZIAŁ 1
Zane kochał ten stary dom. Był dla niego symbolem wszystkiego,
czego nie zaznał w dzieciństwie - miłości, ciepła rodzinnego, szczęścia i
poczucia bezpieczeństwa... Ten ogromny trzypiętrowy budynek należał
niegdyś do jego rodziny, został jednak sprzedany przed piętnastoma laty,
po śmierci dziadka. Teraz zaś był własnością Zane'a, który postanowił
przywrócić mu dawną świetność.
Gdy stał tak, oparty o kolumnę i wpatrzony w gładką taflę jeziora
Michigan, czuł, jak jego duszę ogarnia błogi spokój. Było to dziwne
wrażenie, prawie już zapomniane, od wielu bowiem lat nieustannie brał
udział w przeróżnych akcjach zbrojnych. Nawiasem mówiąc, jako
najemnik zarabiał całkiem pokaźne sumy.
Niemal odruchowo pochylił się, by pomasować obolałą nogę, która
zwykle najbardziej dokuczała mu po południu. Jednak dotkliwy ból nie
wpędzał go w zły nastrój, wręcz przeciwnie, przypominał o tym, iż ciągle
jeszcze żyje, w przeciwieństwie do dwóch jego podwładnych, a także o
tym, że poprzysiągł zemstę.
Postąpił kilka kroków. W jego pamięci odżyło wspomnienie chwil,
kiedy jako mały chłopiec biegał beztrosko po rosnącym przed domem
trawniku. Żadne dziecko nie będzie się bawiło w chowanego w tym
ogrodzie, pomyślał ze smutkiem. A przynajmniej nie będzie to moje
dziecko.
W ciągu ostatnich piętnastu lat dom popadł nieomal w ruinę, więc
gdy Zane przybył doń przed trzema miesiącami, natychmiast zajął się
RS
2
remontem. Bardzo szybko okazało się, iż wybudowanie nowego pieca oraz
założenie nowoczesnej sieci elektrycznej stanowiły zaledwie wierzchołek
góry lodowej. Dlatego też zdecydował się zadzwonić do swego przyjaciela
Jordana Larabee, mieszkającego w Chicago wziętego przedsiębiorcy
budowlanego, ten zaś polecił mu znakomitą podobno architekt, Lesley
Walker. Zane wiele razy zastanawiał się, czemu poświęca tyle czasu i
pieniędzy na odnowienie domu, którym i tak nie zdąży się nacieszyć, nie
potrafił jednak znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi.
W bramie wjazdowej pojawił się samochód. Zane zerknął na
zegarek. Trzeba przyznać, że Lesley Walker jest osobą punktualną,
pomyślał. Gdy auto zatrzymało się przed domem, okazało się, iż pani
architekt jest właścicielką niesłychanie zgrabnych nóg. Kiedy zaś z
pojazdu wyłoniła się reszta jej sylwetki, Zane uznał ją w duchu za wzór
doskonałości. Młoda kobieta była ubrana w świetnie skrojony jasnoszary
kostium, którego barwa idealnie współgrała z jej półdługimi
kasztanowymi włosami. Uważne spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na
twarzy Zane'a. Lesley Walker nie potrafiła ukryć wrażenia, jakie zrobił na
niej ten widok.
Zane od czasu do czasu zapominał o bliźnie, która biegła od
zewnętrznego kącika lewego oka aż do ust, przecinając policzek na pół.
Było to kolejne przypomnienie o zemście, jakiej zobowiązał się dokonać.
Nieraz miał okazję przekonać się, jak wielkim szokiem potrafi być dla
ludzi widok jego twarzy, nie powinien więc oczekiwać, iż pani Walker
zareaguje inaczej. Zapewne w jej oczach, podobnie jak w oczach dzieci,
mieszkających w okolicy, był niemalże potworem.
RS
3
Tymczasem, ku zdumieniu Zane'a, Lesley Walker nie odwróciła
wzroku, co więcej, odważnie odwzajemniła jego spojrzenie. W jej oczach
wyczytał ciepło i sympatią, co sprawiło, iż poczuł się nieswojo. Z zasady
starał się nie okazywać ani nie odczuwać serdeczności czy tkliwości. Nic
dziwnego, jako najemnik musiał nauczyć się tłumienia emocji, gdyż
wszystkie jego słabe punkty mogły stać się w pewnym momencie celem
ataku.
- Pani Walker? - zapytał nieco szorstko, ruszając w kierunku
przybyłej.
- Tak, a pan zapewne nazywa się Zane Ackerman - odparła,
zatrzymując się w połowie chodnika prowadzącego do domu. W jej
oczach pojawił się szczery zachwyt. - Jak tu pięknie...
- Dziękuję, że zechciała pani odbyć taką długą podróż, by się ze mną
spotkać.
- Och, nie ma za co, to była miła przejażdżka. Wróciła na moment do
auta, by wydobyć zeń duży
notatnik.
- Przyznam, że rozmowa z Jordanem niesłychanie rozbudziła moją
ciekawość - odezwała się po chwili, ponownie spoglądając z
zainteresowaniem na front domu.
Była to doskonała okazja, by Zane mógł dokładniej przyjrzeć się
swemu gościowi. Lesley Walker miała w sobie coś, co czyniło ją szalenie
atrakcyjną, lecz nie potrafił sprecyzować, co to takiego. Była pierwszą
kobietą, którą tak naprawdę zapragnął poznać bliżej. Niestety, nie mógł
pozwolić sobie na tę przyjemność. Nie, póki Schuyler żyje.
RS
4
Uśmiechnął się, widząc podziw, z jakim przypatrywała się
domostwu. Najwyraźniej dostrzegła, że pomimo licznych oznak
zaniedbania, budynek ten może stać się na powrót piękny i imponujący.
Zane bezwiednie dotknął szramy na policzku. Gdy dotarło do niego, co
robi, niezadowolony opuścił szybko rękę.
- Tak się cieszę, że Jordan zadzwonił w pańskiej sprawie właśnie do
mnie - oznajmiła, podchodząc do stopni werandy.
Przywitali się krótkim uściskiem dłoni, podczas którego Zane
spostrzegł, iż jego rozmówczyni nie nosi obrączki. Wydało mu się dziwne,
że tak piękna i pełna ciepła kobietą nie jest zamężna.
- Może chciałaby pani najpierw obejrzeć dom od środka? - zapytał,
ze wszystkich sił starając się nadać swemu głosowi oficjalny ton.
Miał przeczucie, że w jej towarzystwie czułby się swobodnie, ale był
to luksus, na jaki nie mógł sobie pozwolić.
- Z przyjemnością - odrzekła z promiennym uśmiechem.
Gdy już znaleźli się w budynku, Zane pokazał swemu gościowi
usytuowane od frontu niewielkie pokoje, wspominając przy tym, że
pragnąłby je w jakiś sposób połączyć, aby uzyskać więcej przestrzeni.
Lesley Walker zapisała tę sugestię, po czym zadała kilka rzeczowych
pytań, notując skrupulatnie wszystkie jego odpowiedzi.
- Za książkami w bibliotece znalazłem pierwotny projekt tego domu -
powiedział w pewnej chwili.
- Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, chciałabym wziąć go ze sobą i
przejrzeć dokładnie - poprosiła.
Gdy dotarli wreszcie do biblioteki, Zane otworzył szerokie
mahoniowe drzwi, z zaciekawieniem obserwując reakcję gościa. Był to
RS
5
niewątpliwie jego najbardziej ulubiony pokój, w którym spędzał najwięcej
czasu. W jego pamięci zachował się obraz siedzącego przy kominku
dziadka, który zwykł tu czytać książki, pykając fajeczkę.
- Och - westchnęła z podziwem Lesley Walker - tu jest fantastycznie.
W tym pokoju nie zmieniłabym zupełnie nic.
Zane przyznał jej w duchu rację. To, że ich opinie tak bardzo się
zgadzały, rokowało owocną współpracę.
- Panie Zane, zastanawiałam się nad kolacją i... -W drzwiach
biblioteki stanęła gospodyni, pani Applegate. - Och, bardzo przepraszam,
nie wiedziałam, że ma pan gościa.
- Nic nie szkodzi - odparł szybko.
Kucharka i gospodyni w jednej osobie postawiła sobie za cel
matkowanie mu, a że była niesłychanie uparta, żadne protesty nie zdołały
odwieść jej od tego zamiaru, o czym Zane przekonał się już dawno.
Gdy przedstawił jej Lesley, w oczach pani Applegate pojawiły się
radosne iskierki.
- Najwyższy czas, by pan Zane przyprowadził do domu kobietę -
oznajmiła.
- Pani Walker jest architektem, o którym niedawno wspominałem -
sprostował szybko, nieco zirytowany.
- Jaka szkoda - westchnęła gospodyni, najwyraźniej rozczarowana. -
Dajcie mi znać, gdy skończycie oglądać dom. Zaparzę herbatę i przyniosę
ją tu, do biblioteki. Na pewno będziecie mieli dużo spraw do omówienia, a
nie ma jak rozmowa nad filiżanką doskonałej herbaty.
Zane z pewnością by odmówił, gdyby Lesley Walker nie
uśmiechnęła się z wdzięcznością.
RS
6
- To świetny pomysł. Dziękujemy pani - odezwała się.
Uszczęśliwiona pani Applegate wyszła z biblioteki. Jeśli ją dobrze
znam, pomyślał z przekąsem Zane, na pewno przyniesie coś więcej niż
tylko dwie filiżanki herbaty. Ta kobieta piecze tyle ciastek, że mój
dentysta na pewno nie pójdzie z torbami. Rzeczywiście, nie było dnia,
żeby nie podsunęła mu czegoś słodkiego. Najwyraźniej gospodyni za
punkt honoru postawiła sobie także utuczenie swego chlebodawcy.
- Jaka miła - skomentowała po jej wyjściu Lesley Walker.
W odpowiedzi Zane mruknął coś niezrozumiale. Naturalnie, był
wdzięczny pani Applegate za jej troskę, ale nie podobało mu się, że
próbuje zastąpić mu matkę, którą miał, ale o której usiłował zapomnieć.
Z biblioteki powędrowali na pierwsze piętro, gdzie mieściło się sześć
sypialni. Wspinanie się po schodach okazało się dla Zane'a trudnym
zadaniem, gdyż zraniona noga wciąż mu dokuczała. Zacisnął mocno zęby,
nie chcąc dać po sobie poznać, iż cierpi. Gdy obchodzili wszystkie
pomieszczenia, Lesley Walker ponownie zadawała mu szczegółowe
pytania, dotyczące jego oczekiwań i planów i skrzętnie notowała
odpowiedzi.
- Czy możemy obejrzeć teraz kuchnię? - zaproponowała w końcu.
Kiedy schodzili na dół, Zane odniósł wrażenie, iż tym razem
zwolniła kroku, jak gdyby spostrzegła na jego twarzy cierpienie. Nie
chcąc, by ktokolwiek litował się nad nim, przyspieszył, mimo ogromnego
bólu.
W kuchni nie było nikogo, co zresztą, ucieszyło Zane'a. Pani
architekt znów coś notowała, nie dzieląc się z nim swymi spostrzeżeniami.
RS
7
W pewnej chwili wyjrzała za okno, po czym spojrzała pytająco na pana
domu.
- To są stajnie - wyjaśnił.
- A kim jest ten mężczyzna?
- To Carl Saks. Mieszka w domku gościnnym.
Carl był przyjacielem Zane'a i, podobnie jak on, najemnikiem.
Niedawno zrezygnował z tej profesji i szukał miejsca, w którym mógłby
osiąść, a że nie potrafił pozostawać bezczynnym, pomagał przyjacielowi
we wszystkich zajęciach gospodarczych, co ten przyjął z wdzięcznością,
gdyż jego stan zdrowia wciąż nie był najlepszy.
- To byłoby wszystko - oznajmiła Lesley Walker, zamykając notes. -
Chyba że chciałby mi pan coś jeszcze pokazać. - Jej wzrok spoczął na
tacy, na której stał dzbanek z herbatą oraz talerz świeżutkich ciastek
czekoladowych, przygotowanych przez panią Applegate.
Podczas kilkunastu lat spędzonych w wojsku Zane wyrobił w sobie
szósty zmysł, dzięki któremu niemal bezbłędnie potrafił wyczuć
nadchodzące niebezpieczeństwo.
Zdolność ta nieraz ocaliła mu życie, teraz zaś podpowiadała, iż
bliższa znajomość z Lesley Walker może okazać się zgubna dla nich
obojga. Należało więc jak najszybciej powiedzieć sobie „do widzenia" i
nigdy więcej się nie zobaczyć.
- Wydaje mi się, że obejrzała już pani wszystko, co mogłoby panią
zainteresować - odrzekł, patrząc znacząco na zegarek.
Na twarzy kobiety pojawił się wyraz zdumienia oraz rozczarowania.
W jednej chwili błysk zainteresowania znikł z jej oczu.
RS
8
- Oczywiście. Dziękuję, że poświęcił mi pan tyle czasu, panie
Ackerman. - Jej głos nabrał suchego, oficjalnego tonu.
Po drodze do wyjścia wstąpili do biblioteki po pierwotny projekt
domu.
- Kiedy będę mógł zapoznać się z pani propozycjami przebudowy? -
zapytał Zane, gdy znaleźli się na werandzie.
- Prześlę je panu w przyszłym tygodniu - odparła, podając mu rękę
na pożegnanie.
- Świetnie - mruknął pod nosem.
Oparty o drewnianą poręcz, obserwował, jak Lesley Walker wsiada
do samochodu. Jeszcze chwila, a zniknie za bramą i już nie będę musiał jej
oglądać, pomyślał zirytowany. Nie wiadomo dlaczego ta kobieta
wyprowadziła go całkowicie z równowagi. Jakiś wewnętrzny głos
podpowiadał mu, iż wspaniale byłoby poznać ją bliżej, zaprzyjaźnić się z
nią... Zane jednak nie miał najmniejszego zamiaru go słuchać. Nie było
sensu angażować się w jakąkolwiek znajomość, jeżeli czekał go najwyżej
rok życia.
Lesley zerknęła w lusterko wsteczne i dostrzegła, że cały czas
bezwiednie zaciska usta w cieniutką linijkę.
- Moja droga - powiedziała sama do siebie. - To była najlepsza lekcja
odprawiania niechcianych gości, jaką kiedykolwiek otrzymałaś.
Ciekawe, co takiego zrobiła lub powiedziała, czym mogła urazić
Zane'a Ackermana, najbardziej niezwykłego mężczyznę, jakiego spotkała.
Miał w sobie coś ujmującego, był silny i, pomimo tej szramy na policzku,
przystojny. Nawet to, że czasem utykał, sprawiało, iż otaczała go aura
niezaprzeczalnej męskości.
RS
9
Jordan Larabee, przedstawiając jej zamówienie Zane'a Ackermana,
był wyjątkowo małomówny, jeśli chodzi o to, kim jest ich klient.
Wspomniał tylko, że chciałby, aby obejrzała budynek i po powrocie
podzieliła się z nim swymi uwagami. Zresztą sam fakt, iż Jordan
powierzył jej właśnie to zadanie, stanowił dla Lesley nie lada zaskoczenie.
Oboje pracowali w jednym z największych i najbardziej znanych biur
projektów w Chicago, a specjalnością Lesley były nie przebudowy
istniejących obiektów, lecz projektowanie nowoczesnych budynków,
takich jak chociażby siedziba miejskiej biblioteki, nad której planami
właśnie pracowała. Jordan doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak
poprosił, aby osobiście obejrzała posiadłość Zane'a Ackermana.
Swego czasu Lesley spotykała się z Jordanem, gdy był on w
separacji z żoną. Oboje na tyle zaangażowali się w ten związek, że zaczęli
już nawet rozważać możliwość zawarcia małżeństwa, toteż Lesley
nalegała, aby Jordan przyspieszył sprawę rozwodową, ciągle bowiem
czuła wyrzuty sumienia, iż związała się z mężczyzną, który teoretycznie
jest nadal żonaty. W tym momencie pojawił się problem, gdyż Jordan nie
miał pojęcia, gdzie może przebywać jego żona, Molly.
Gdy po upływie para tygodni dowiedzieli się, iż pracuje ona jako
pielęgniarka w zagrożonym wojną domową afrykańskim państewku,
Jordan, pomimo protestów Lesley, zdecydował, iż sam pojedzie odszukać
żonę. Jak się później okazało, doszło tam do pojednania małżonków, gdyż
w trzy miesiące po ich powrocie Lesley dowiedziała się, iż Molly jest w
ciąży. Sześć miesięcy później na świat przyszła ich córeczka, a w ciągu
następnego roku dołączył do niej prześliczny chłopczyk.
RS
10
Lesley cieszyła się ze szczęścia państwa Larabee, zwłaszcza że po
pewnym czasie zrozumiała, iż tak naprawdę nie była zakochana w
Jordanie, pociągała ją raczej sama myśl o małżeństwie. Niewiele się od
tamtej pory zmieniło, nadal pragnęła być czyjąś żoną, teraz jednak nie była
aż tak zdesperowana jak przed trzema laty, gdy stuknęła jej trzydziestka.
Owszem, gdyby spotkała właściwego mężczyznę, nie wahałaby się ani
chwili, ale zupełnie już straciła nadzieję, iż to kiedykolwiek nastąpi. Ci, z
którymi umawiała się po rozstaniu z Jordanem, byli albo rozczarowani
swymi poprzednimi związkami, albo po prostu zupełnie jej nie
odpowiadali.
Jadąc drogą, prowadzącą z posiadłości Zane'a Ackermana do
autostrady, Lesley spostrzegła coś, co umknęło jej uwagi, kiedy z
zachwytem przyglądała się domowi. Była to połyskująca tafla
znajdującego się nieopodal jeziora Michigan. Niewiele myśląc, nacisnęła
pedał hamulca. Przez moment siedziała w bezruchu, spoglądając na
rozciągający się przed nią niezwykły widok. Błękitne niebo odbijało się w
delikatnie falującej powierzchni wody, nad którą krążyły mewy,
pokrzykując raz po raz. Wreszcie, nie zastanawiając się, co robi, Lesley
wysiadła z auta i jak zahipnotyzowana ruszyła na skos przez wymuskany
trawnik. Po kilku chwilach natrafiła na punkt widokowy, na samym brzegu
skarpy ustawiona była kamienna ławeczka, przy której rosły dwa krzewy
pachnących czerwonych róż. Lesley wciągnęła głęboko powietrze, po
czym usiadła. Błękitne wody jeziora sięgały aż po sam horyzont,
gdzieniegdzie ozdobione białymi plamami żagli.
Nie wiadomo dlaczego poczuła, jak do jej oczu napływają łzy.
Odkąd znalazła się w posiadłości Zane'a Ackermana, miała wrażenie, że
RS
11
dzieje się z nią coś dziwnego. Ten stary piękny dom przywoływał ją,
zapraszał, zupełnie, jakby była jego częścią. Z kolei, kiedy ujrzała jego
właściciela, czekającego na nią na werandzie, nagle zabrakło jej tchu.
Jeszcze nigdy w życiu tak nie zareagowała na obecność mężczyzny.
Początkowo wydawało jej się, iż on czuje coś podobnego, ale potem
sprawiał wrażenie, jakby chciał się jej jak najszybciej pozbyć. Nie miała
najmniejszego pojęcia, co o tym wszystkim sądzić.
Naraz jakiś wewnętrzny głos kazał jej się odwrócić i ujrzała Zane'a
Ackermana, nadjeżdżającego na wspaniałym czarnym ogierze.
- Myślałem, że już pani pojechała - odezwał się, zatrzymując się przy
niej.
Zawstydzona, że została przyłapana na włóczeniu się po posiadłości
bez zgody jej właściciela, Lesley odchrząknęła, po czym zmusiła się do
uśmiechu.
- Witam ponownie - odrzekła z pozornym spokojem, choć tak
naprawdę czuła się, delikatnie mówiąc, niepewnie, kiedy Zane Ackerman
przyglądał jej się z wysokości końskiego grzbietu. W dodatku zatrzymał
się tak, iż zmuszona była patrzeć nań pod słońce, przez co nie widziała
wyrazu jego twarzy. Coś jednak podpowiadało jej, iż nie jest zadowolony
z tego spotkania. - Mam nadzieje, że nie ma mi pan za złe, że zatrzymałam
się, aby podziwiać ten widok. Tak tu pięknie... - dodała tonem
wyjaśnienia.
- To było ulubione miejsce mojej babci — odparł niespodziewanie
ciepłym głosem.
- Pańskiej babci? - powtórzyła ze zdumieniem.
RS
12
- Ta posiadłość należała niegdyś do moich dziadków - wyjaśnił w
taki sposób, jakby z niechęcią dzielił się z nią tą informacją. - Jak długo
zamierza pani tu jeszcze zabawić?
- Muszę już wracać do biura. Właściwie nie powinnam była się w
ogóle tu zatrzymywać. Przepraszam. - Odwróciwszy się, ruszyła w
kierunku auta.
- Nie ma za co, Lesley - odpowiedział cicho.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Teraz już zupełnie nie miała
pojęcia, co sądzić o tym mężczyźnie.
Tej nocy ani na moment nie zmrużyła oka. Gdy tylko opuściła
powieki, widziała przed sobą Zane'a Ackermana.
Dziwne, zachował się wobec niej nieuprzejmie, a jednak nie mogła
przestać o nim myśleć...
Następnego ranka zaraz po przyjściu do biura zatelefonowała do
Jordana Larabee.
- Dobrze znasz Zane'a Ackermana? - zapytała bez zbędnych
wstępów.
- Mnie też miło cię słyszeć - odparł ze śmiechem. - Rozumiem, że
spotkałaś się z nim wczoraj.
- Tak.
- A jak on się miewa? - dopytywał się z wyraźnym rozbawieniem
Jordan.
- Chyba dobrze. Jest twoim przyjacielem, prawda?
- Owszem, i to od dawna.
- Opowiedz mi o nim - poprosiła Lesley, zirytowana wesołym tonem
jego głosu.
RS
13
- A co chcesz wiedzieć?
- Jest żonaty? - zapytała bez zastanowienia. Od razu zrobiło jej się
wstyd, bo chociaż zamierzała się tego dowiedzieć, to zdecydowanie nie w
tak bezpośredni sposób.
- A więc o to ci chodzi? - zaśmiał się.
- Wcale nie-obruszyła się.
- Nie zaprzeczaj, słyszę przecież, że jesteś nim zachwycona.
Niestety, muszę cię rozczarować, nie ty jedna. Chyba nie spotkałem
jeszcze kobiety, która nie byłaby nim zafascynowana.
- Mylisz się - broniła się. - Był dla mnie nieuprzejmy i najwyraźniej
chciał się mnie jak najszybciej pozbyć.
- Rzeczywiście, to do niego podobne - zgodził się pogodnie Jordan.
- Co mu się stało? Ta szrama wygląda na dość świeżą.
- Nic mi nie mówił, a ja nie pytałem.
- Ten jego dom jest rzeczywiście wspaniały - zmieniła temat. -
Pracuję nad jeszcze jednym projektem, ale postaram się jak najszybciej
przejrzeć notatki i pod koniec tygodnia będę gotowa, żeby przedstawić ci
moje propozycje.
- Świetnie. Jeszcze raz dziękuję, że tam pojechałaś. Jestem
przekonany, że Zane też to docenił - zapewnił.
- Cieszę się, że mogłam ci pomóc - odparła. Odkładając słuchawkę,
zastanawiała się, czy to samo będzie mogła powiedzieć po zakończeniu
tego projektu, coś jej bowiem mówiło, iż nie będzie to takie zwykłe
zlecenie, jak każde inne.
RS
14
Tego samego poranka Zane wyjątkowo wcześnie zszedł na
śniadanie. W kuchni zastał panią Applegate, która nuciła wesoło,
przygotowując posiłek.
- To taka miła kobieta - powiedziała ni z tego, ni z owego, nalewając
mu kawę.
- Kto taki? - zapytał, udając, że nie wie, o kogo chodzi.
- Ta pani architekt, co tu była wczoraj.
Zane postanowił nie odpowiadać. Od wyjazdu Lesley Walker czuł
się źle, co kładł na karb kontuzjowanej nogi, bo przecież niemożliwe, żeby
tak męczyły go myśli o kobiecie, której w ogóle nie znał, a w dodatku nie
zamierzał bliżej poznać.
Skrzypnęły tylne drzwi.
- Dzień dobry - mruknął Carl, wyraźnie w złym humorze.
Podszedłszy do stołu, z hukiem przysunął krzesło i usiadł obok
przyjaciela. - Zastanawiam się nad kupowaniem paszy gdzie indziej -
oznajmił.
- Wydawało mi się, że w Hoffman Feed zaproponowano nam
przystępną cenę - zauważył Zane.
Pani Applegate postawiła przed nimi dwie ogromne porcje
jajecznicy, smażonego bekonu oraz tostów.
- Owszem, ceny są w porządku - zgodził się Carl, zabierając się do
jedzenia.
Zane znał swego przyjaciela na tyle dobrze, aby wiedzieć, iż coś go
gnębi, i podejrzewał, że nie ma to specjalnego związku z samym sklepem.
Odkąd przywieziono konie, Carl cały czas zaopatrywał się w tym samym
miejscu, chwaląc niewygórowane ceny. Coś musiało się wydarzyć, skoro
RS
15
rozważał możliwość jeżdżenia po zakupy trzydzieści kilometrów w jedną
stronę.
- Już ci się nie podoba w Hoffman Feed?
- Nie lubię przemądrzałych kobiet - burknął Carl.
Zane spuścił głowę, próbując zapanować nad wybuchem śmiechu. A
więc jego przyjaciel znów kruszył kopie z Candy Hoffman. Ci dwoje
zupełnie nie umieli dojść ze sobą do ładu.
- Zauważyłem wczoraj jakąś kobietę spacerującą po posiadłości. -
Carl zmienił temat. - Kto to był?
- Architekt - padła lakoniczna odpowiedź.
- Jeśli ktoś mnie pyta o zdanie, to bardzo miła osoba - wtrąciła się
pani Applegate.
Zane miał ochotę zauważyć, że nikt o jej zdanie nie pytał, ale
powstrzymał się, wiedząc, iż to i tak nie odniosłoby żadnego skutku.
- Ładna - stwierdził Carl. - Przyjedzie tu jeszcze?
- Nie wiem - mruknął Zane, niezadowolony z zainteresowania, z
jakim jego przyjaciel dopytywał się o Lesley.
- Jeśli się pojawi, może byś mnie przedstawił?
W opini Zane'a nie był to najlepszy pomysł, ale nie zdążył wyrazić
jej głośno, gdyż w tej chwili do stołu podeszła pani Applegate z talerzem
gorących jeszcze cynamonowych bułeczek.
- Ona nie jest dla ciebie - oświadczyła gospodyni.
- A to dlaczego? - obruszył się Carl i sięgnął po bułeczkę, parząc
przy tym palce.
- Bo wpadłeś w oko Candy Hoffman - poinformowała gospodyni.
- Co takiego? Tej przebiegłej babie?! Pani Applegate zachichotała,
16
- Wydaje mi się, że ona także ci się podoba, ale za nic w świecie nie
chcesz się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
- Chyba prędzej dałbym się żywcem obedrzeć ze skóry, niż
chciałbym mieć coś wspólnego z tą kobietą - odparował. - Jest uparta jak
osioł, a w dodatku zapalczywa. Byłbym szczęśliwy, gdybym nie musiał
oglądać jej już nigdy więcej.
To powiedziawszy, zerwał się na równe nogi i wielkimi krokami
ruszył w kierunku wyjścia.
- A paszę będę kupował gdzie indziej - rzucił wyzywającym tonem,
zatrzymując się w drzwiach.
- Kupuj, gdzie chcesz - zgodził się Zane.
Carl spojrzał triumfująco na gospodynię, po czym wyszedł z kuchni.
Ku zdziwieniu Zane'a pani Applegate wy-buchnęła śmiechem.
- Życie jest zbyt krótkie, by zadawalać się zielonymi bananami -
skomentowała.
Zane spojrzał na nią z niebotycznym zdumieniem, choć zdążył się
już trochę przyzwyczaić, iż starsza pani czasem wygłasza kompletnie
pozbawione sensu zdania, oczekując, że on przytaknie.
- Ja się w to nie mieszam - odparł, podnosząc ręce.
Co do jednej rzeczy gospodyni ma jednak rację, pomyślał. Istotnie,
życie jest zbyt krótkie, a zwłaszcza dla mnie...
RS
17
ROZDZIAŁ 2
A ja mówię, że to gangster. - Te słowa dobiegły Lesley z sąsiedniego
stanowiska na stacji benzynowej w Sleepy Valley, miasteczka, które
znajdowało się najbliżej posiadłości Zane'a Ackermana.
- To, że mieszka sam w tym wielkim domu, nie znaczy od razu, że
jest bandytą - odparł pracownik stacji, potrząsając głową.
- Ale to nie jest normalne - upierał się kierowca samochodu. -
Ciekawe, dlaczego nikt nie zadał mu paru pytań, zanim pozwolili mu się
tam wprowadzić. Tu przecież chodzi o bezpieczeństwo mieszkańców.
- Ależ on nie mieszka sam. Martha Applegate prowadzi mu dorn, a
poza tym Candy Hoffman mówiła, że jest tam jeszcze jeden mężczyzna.
- Tylko że to nikt znajomy. - Mężczyzna nie dał się zbić z tropu.
- Wprawdzie z nim nie rozmawiałem, ale wydaje mi się, że on po
prostu zajmuje się własnymi sprawami - stwierdził drugi pracownik stacji,
drapiąc się w głowę.
- Ciekawe, jakie to sprawy - mruknął mężczyzna w samochodzie. -
Właśnie to mnie niepokoi.
Wszyscy trzej wymienili znaczące spojrzenia.
- A kiedy to ostatnio pojawił się w mieście?
- Nie mam pojęcia. Ja go widziałem tylko raz.
- Otóż to. Samotnik. Powtarzam, to nie jest normalne. Pracownik
stacji, który właśnie mył przednią szybę
auta Lesley, przerwał i spojrzał w kierunku swoich kolegów.
- Założę się, że handluje narkotykami - odezwał się.
RS
18
- Narkotyki - powtórzył powoli mężczyzna w samochodzie.
Lesley z trudem opanowała wybuch śmiechu. Już sobie wyobrażała,
jak zareagowałby Zane Ackerman, słysząc te brednie. Albo byłby
rozbawiony do łez, albo wściekły.
- Niektórzy mówią, że jest potworem - wtrąciła, nie mogąc się
powstrzymać.
Kierowca auta odwrócił się i popatrzył na nią uważnie ponad
opuszczoną szybą.
- Ciekawe, co się stało z jego twarzą, prawda? - odpowiedział.
- Nie rozumiem, dlaczego nie zrobił sobie operacji plastycznej -
oznajmił jeden z pracowników stacji. - Wydaje mi się, że skoro stać go
było na kupienie tego domu, mógł też pozwolić sobie na taki zabieg.
- A może lubi straszyć dzieci? - zasugerował drugi.
- Nie tylko dzieci - zauważył mężczyzna w samochodzie. - Ja też
mam gęsią skórkę na jego widok.
Lesley zapłaciła za benzynę, po czym odjechała, śmiejąc się sama do
siebie. A mówi się, że to kobiety uwielbiają plotki, pomyślała. Jednak nim
dotarła do posiadłości Zane'a, straciła zupełnie humor. Nie mogła
zrozumieć, jak ludzie mogą być tacy okrutni. Zane był takim samym
handlarzem narkotyków, jak i ona czy któryś' z tamtych mężczyzn, a że
lubił samotność - cóż, każdy przecież ma prawo do prywatności.
Gdy zadzwoniła do drzwi, otworzyła jej pani Applegate, która na
widok gościa szeroko się uśmiechnęła.
- Jak miło znowu panią widzieć, moja droga - powitała ją. - Pana
Zane'a w tej chwili nie ma, ale powinien wrócić lada moment. Proszę się
rozgościć w bibliotece, zaraz przyniosę pani filiżankę herbaty. - To
RS
19
powiedziawszy, gospodyni poprowadziła Lesley do jej ulubionego
pomieszczenia.
- Proszę się mną nie przejmować, pani Applegate. Przyjechałam
przed czasem. Po prostu obawiałam sie, że utknę w korku, więc wyszłam z
biura dużo wcześniej niż potrzeba.
Szczerze powiedziawszy, chodziło nie tylko o tłok na drogach.
Spieszyła się, bo nie wiadomo dlaczego bardzo chciała zobaczyć Zane'a,
sprawdzić, czy siła, jaka ją do niego przyciągała, wciąż jeszcze działa.
W ciągu ostatniego tygodnia spędziła wiele godzin nad projektem
tego domu. Oglądała jego oryginalne plany, dopasowywała do nich swoje
pomysły, próbując tak przekształcić budynek, aby elementy nowoczesne i
staroświeckie stanowiły spójną całość.
Zgodnie z obietnicą, pani Applegate szybko wróciła z herbatą oraz
ogromną porcją czekoladowego ciasta. Po krótkiej rozmowie pospieszyła
do kuchni, by zająć się kolacją. Tymczasem Lesley z filiżanką w dłoni
spacerowała po bibliotece, przyglądając się grzbietom zgromadzonych tam
książek. Rozpoznała wśród nich wiele tytułów, które sama czytała.
Niespodziewanie ogromne mahoniowe drzwi otwarły się i do
biblioteki wszedł Zane. Lesley odwróciła się, przekonana, że już za
drogim razem nie zdoła wywrzeć na niej takiego wrażenia jak poprzednio,
ale szybko odkryła iż jest w błędzie. Wydał jej się jeszcze bardziej
interesujący niż podczas pierwszego spotkania. Wyraz jego twarzy nie
zdradzał żadnych uczuć, jednak Lesley podświadomie czułą iż jest
zadowolony z jej przyjazdu, choć za wszelką cenę pragnie to ukryć.
- Witaj, Lesley - odezwał się porzucając oficjalną formę „pani".
- Dzień dobry - odpowiedziała cicho.
RS
20
- Przywiozłaś projekt?
Trudno było nie zauważyć, z jaką gorliwością chciał od razu przejść
do sedna sprawy. Jasne, im prędzej pozbędzie się jej ze swego życia, tym
lepiej.
- Tak. Chciałabym przedstawić ci parę propozycji.
- Świetnie - ucieszył się. - Nie mogę się już doczekać tej
przebudowy.
W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołał Zane.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu Candy Hoffman -
oznajmiła pani Applegate, stając w progu. -Chciałaby z panem
porozmawiać.
Lesley poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca. Nic nie mogła na to
poradzić, ale ogarnęła ją zazdrość o kogoś, kogo nawet nie widziała na
oczy.
- Na pewno nie zajmie mi to zbyt wiele czasu - zapewnił Zane,
spoglądając na nią przepraszająco.
- W takim razie mogę ją tu wprowadzić? - zapytała pani Applegate.
Skinął głową, choć wyraźnie nie był zadowolony, że im przerwano.
Do biblioteki weszła zdenerwowana szczupła blondynka,
wyglądająca mniej więcej na trzydzieści lat. Ubrana była w wyblakłe
dżinsy oraz kraciastą koszulę, na nogach miała kowbojki.
- Proszę mi wybaczyć to najście, panie Ackerman - odezwała się
cichym głosem, w którym jednak słychać było napięcie. - Dziś rano
dowiedziałam się, że zdecydował się pan kupować paszę w innym sklepie.
- To prawda. - Kiwnął głową.
RS
21
- Zastanawiałam się, czy ma pan zastrzeżenia do cen, czy też do
jakości naszych usług.
- Wręcz przeciwnie. O ile wiem, do tej pory nie było z tym żadnych
kłopotów - przyznał.
Candy właśnie otwierała usta, by powiedzieć coś na swoją obronę,
ale słysząc jego odpowiedź, zamknęła je, wyraźnie zdezorientowana.
- W takim razie, jeśli można, chciałabym poznać przyczynę pańskiej
decyzji - poprosiła.
- Trudno mi powiedzieć, co było przyczyną, ponieważ to Carl ją
podjął - wyjaśnił.
- Carl Saks? - jęknęła Candy. - Tego się właśnie obawiałam. ..
- Obawiała się pani? - zdziwił się Zane.
- Owszem. Jakoś nie potrafimy z Carlem dojść do porozumienia.
- Nie jest taki okropny, jak by się pani mogło wydawać. Proszę
spróbować pomówić z nim raz jeszcze.
- Co to, to nie. - Candy stanowczo pokręciła głową. - Zresztą i tak
rozmowa nie przyniosłaby żadnego rezultatu, Carl jest uparty jak osioł.
W kącikach ust Zane'a pojawił się lekki uśmiech.
- Jeśli dobrze pamiętam, niedawno powiedział dokładnie to samo o
pani - zauważył.
Niebieskie oczy Candy zalśniły gniewnie.
- W takim razie chyba z nim porozmawiam - oznajmiła hardo. -
Proszę tylko, żeby nie spieszył się pan z decyzją o rezygnacji z naszych
usług. Jest pan jednym z naszych najpoważniejszych klientów, więc nie
chcielibyśmy pana stracić.
RS
22
- Wobec tego trzymam kciuki, żeby udało się pani dogadać z Carlem
- uśmiechnął się Zane.
- Zrobię, co w mojej mocy - odparła Candy, kierując się do wyjścia.
Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Zane roześmiał się wesoło, co
trochę zdziwiło Lesley, która nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim
chodzi.
- Wiesz, zaczynam współczuć Carlowi - powiedział tonem
wyjaśnienia. - Zdaje się, że tym razem trafiła kosa na kamień.
Jeśli ja mam w tym momencie coś do powiedzenia, pomyślała
Lesley, to postaram się, żeby i na ciebie przyszła kryska.
Tymczasem Candy Hoffman zastanawiała się, jakich argumentów
użyć w rozmowie z Carlem. Od samego początku nie potrafili się
porozumieć, a im dłużej się znali, tym było gorzej. Przed paroma dniami
Carl wstąpił do sklepu i zapytał o zamówione wcześniej produkty. Candy
tego właśnie ranka odebrała nową dostawę i od razu kazała dostarczyć mu
jego zamówienie. Przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Carl upierał
się, że nic nie otrzymał, ona zaś zaklinała się, że wszystko zostało już
wysłane. Parę godzin później przypadkiem znalazła na zapleczu kartkę z
jego zamówieniem, jak się okazało, nie zrealizowanym. Natychmiast
posłała mu wszystkie produkty, ale widocznie było już za późno.
Zgodnie z przewidywaniami, zastała Carla w stajni, przy sprzątaniu
końskich zagród. Świetnie, pomyślała ponuro, na pewno ma doskonały
humor.
- Witaj, Carl - powiedziała, wsuwając dłonie w tylne kieszenie
dżinsów.
RS
0 Debbie Macomber PODWÓJNE SZCZĘŚCIE Tytuł oryginału Just Married
1 ROZDZIAŁ 1 Zane kochał ten stary dom. Był dla niego symbolem wszystkiego, czego nie zaznał w dzieciństwie - miłości, ciepła rodzinnego, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa... Ten ogromny trzypiętrowy budynek należał niegdyś do jego rodziny, został jednak sprzedany przed piętnastoma laty, po śmierci dziadka. Teraz zaś był własnością Zane'a, który postanowił przywrócić mu dawną świetność. Gdy stał tak, oparty o kolumnę i wpatrzony w gładką taflę jeziora Michigan, czuł, jak jego duszę ogarnia błogi spokój. Było to dziwne wrażenie, prawie już zapomniane, od wielu bowiem lat nieustannie brał udział w przeróżnych akcjach zbrojnych. Nawiasem mówiąc, jako najemnik zarabiał całkiem pokaźne sumy. Niemal odruchowo pochylił się, by pomasować obolałą nogę, która zwykle najbardziej dokuczała mu po południu. Jednak dotkliwy ból nie wpędzał go w zły nastrój, wręcz przeciwnie, przypominał o tym, iż ciągle jeszcze żyje, w przeciwieństwie do dwóch jego podwładnych, a także o tym, że poprzysiągł zemstę. Postąpił kilka kroków. W jego pamięci odżyło wspomnienie chwil, kiedy jako mały chłopiec biegał beztrosko po rosnącym przed domem trawniku. Żadne dziecko nie będzie się bawiło w chowanego w tym ogrodzie, pomyślał ze smutkiem. A przynajmniej nie będzie to moje dziecko. W ciągu ostatnich piętnastu lat dom popadł nieomal w ruinę, więc gdy Zane przybył doń przed trzema miesiącami, natychmiast zajął się RS
2 remontem. Bardzo szybko okazało się, iż wybudowanie nowego pieca oraz założenie nowoczesnej sieci elektrycznej stanowiły zaledwie wierzchołek góry lodowej. Dlatego też zdecydował się zadzwonić do swego przyjaciela Jordana Larabee, mieszkającego w Chicago wziętego przedsiębiorcy budowlanego, ten zaś polecił mu znakomitą podobno architekt, Lesley Walker. Zane wiele razy zastanawiał się, czemu poświęca tyle czasu i pieniędzy na odnowienie domu, którym i tak nie zdąży się nacieszyć, nie potrafił jednak znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. W bramie wjazdowej pojawił się samochód. Zane zerknął na zegarek. Trzeba przyznać, że Lesley Walker jest osobą punktualną, pomyślał. Gdy auto zatrzymało się przed domem, okazało się, iż pani architekt jest właścicielką niesłychanie zgrabnych nóg. Kiedy zaś z pojazdu wyłoniła się reszta jej sylwetki, Zane uznał ją w duchu za wzór doskonałości. Młoda kobieta była ubrana w świetnie skrojony jasnoszary kostium, którego barwa idealnie współgrała z jej półdługimi kasztanowymi włosami. Uważne spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na twarzy Zane'a. Lesley Walker nie potrafiła ukryć wrażenia, jakie zrobił na niej ten widok. Zane od czasu do czasu zapominał o bliźnie, która biegła od zewnętrznego kącika lewego oka aż do ust, przecinając policzek na pół. Było to kolejne przypomnienie o zemście, jakiej zobowiązał się dokonać. Nieraz miał okazję przekonać się, jak wielkim szokiem potrafi być dla ludzi widok jego twarzy, nie powinien więc oczekiwać, iż pani Walker zareaguje inaczej. Zapewne w jej oczach, podobnie jak w oczach dzieci, mieszkających w okolicy, był niemalże potworem. RS
3 Tymczasem, ku zdumieniu Zane'a, Lesley Walker nie odwróciła wzroku, co więcej, odważnie odwzajemniła jego spojrzenie. W jej oczach wyczytał ciepło i sympatią, co sprawiło, iż poczuł się nieswojo. Z zasady starał się nie okazywać ani nie odczuwać serdeczności czy tkliwości. Nic dziwnego, jako najemnik musiał nauczyć się tłumienia emocji, gdyż wszystkie jego słabe punkty mogły stać się w pewnym momencie celem ataku. - Pani Walker? - zapytał nieco szorstko, ruszając w kierunku przybyłej. - Tak, a pan zapewne nazywa się Zane Ackerman - odparła, zatrzymując się w połowie chodnika prowadzącego do domu. W jej oczach pojawił się szczery zachwyt. - Jak tu pięknie... - Dziękuję, że zechciała pani odbyć taką długą podróż, by się ze mną spotkać. - Och, nie ma za co, to była miła przejażdżka. Wróciła na moment do auta, by wydobyć zeń duży notatnik. - Przyznam, że rozmowa z Jordanem niesłychanie rozbudziła moją ciekawość - odezwała się po chwili, ponownie spoglądając z zainteresowaniem na front domu. Była to doskonała okazja, by Zane mógł dokładniej przyjrzeć się swemu gościowi. Lesley Walker miała w sobie coś, co czyniło ją szalenie atrakcyjną, lecz nie potrafił sprecyzować, co to takiego. Była pierwszą kobietą, którą tak naprawdę zapragnął poznać bliżej. Niestety, nie mógł pozwolić sobie na tę przyjemność. Nie, póki Schuyler żyje. RS
4 Uśmiechnął się, widząc podziw, z jakim przypatrywała się domostwu. Najwyraźniej dostrzegła, że pomimo licznych oznak zaniedbania, budynek ten może stać się na powrót piękny i imponujący. Zane bezwiednie dotknął szramy na policzku. Gdy dotarło do niego, co robi, niezadowolony opuścił szybko rękę. - Tak się cieszę, że Jordan zadzwonił w pańskiej sprawie właśnie do mnie - oznajmiła, podchodząc do stopni werandy. Przywitali się krótkim uściskiem dłoni, podczas którego Zane spostrzegł, iż jego rozmówczyni nie nosi obrączki. Wydało mu się dziwne, że tak piękna i pełna ciepła kobietą nie jest zamężna. - Może chciałaby pani najpierw obejrzeć dom od środka? - zapytał, ze wszystkich sił starając się nadać swemu głosowi oficjalny ton. Miał przeczucie, że w jej towarzystwie czułby się swobodnie, ale był to luksus, na jaki nie mógł sobie pozwolić. - Z przyjemnością - odrzekła z promiennym uśmiechem. Gdy już znaleźli się w budynku, Zane pokazał swemu gościowi usytuowane od frontu niewielkie pokoje, wspominając przy tym, że pragnąłby je w jakiś sposób połączyć, aby uzyskać więcej przestrzeni. Lesley Walker zapisała tę sugestię, po czym zadała kilka rzeczowych pytań, notując skrupulatnie wszystkie jego odpowiedzi. - Za książkami w bibliotece znalazłem pierwotny projekt tego domu - powiedział w pewnej chwili. - Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, chciałabym wziąć go ze sobą i przejrzeć dokładnie - poprosiła. Gdy dotarli wreszcie do biblioteki, Zane otworzył szerokie mahoniowe drzwi, z zaciekawieniem obserwując reakcję gościa. Był to RS
5 niewątpliwie jego najbardziej ulubiony pokój, w którym spędzał najwięcej czasu. W jego pamięci zachował się obraz siedzącego przy kominku dziadka, który zwykł tu czytać książki, pykając fajeczkę. - Och - westchnęła z podziwem Lesley Walker - tu jest fantastycznie. W tym pokoju nie zmieniłabym zupełnie nic. Zane przyznał jej w duchu rację. To, że ich opinie tak bardzo się zgadzały, rokowało owocną współpracę. - Panie Zane, zastanawiałam się nad kolacją i... -W drzwiach biblioteki stanęła gospodyni, pani Applegate. - Och, bardzo przepraszam, nie wiedziałam, że ma pan gościa. - Nic nie szkodzi - odparł szybko. Kucharka i gospodyni w jednej osobie postawiła sobie za cel matkowanie mu, a że była niesłychanie uparta, żadne protesty nie zdołały odwieść jej od tego zamiaru, o czym Zane przekonał się już dawno. Gdy przedstawił jej Lesley, w oczach pani Applegate pojawiły się radosne iskierki. - Najwyższy czas, by pan Zane przyprowadził do domu kobietę - oznajmiła. - Pani Walker jest architektem, o którym niedawno wspominałem - sprostował szybko, nieco zirytowany. - Jaka szkoda - westchnęła gospodyni, najwyraźniej rozczarowana. - Dajcie mi znać, gdy skończycie oglądać dom. Zaparzę herbatę i przyniosę ją tu, do biblioteki. Na pewno będziecie mieli dużo spraw do omówienia, a nie ma jak rozmowa nad filiżanką doskonałej herbaty. Zane z pewnością by odmówił, gdyby Lesley Walker nie uśmiechnęła się z wdzięcznością. RS
6 - To świetny pomysł. Dziękujemy pani - odezwała się. Uszczęśliwiona pani Applegate wyszła z biblioteki. Jeśli ją dobrze znam, pomyślał z przekąsem Zane, na pewno przyniesie coś więcej niż tylko dwie filiżanki herbaty. Ta kobieta piecze tyle ciastek, że mój dentysta na pewno nie pójdzie z torbami. Rzeczywiście, nie było dnia, żeby nie podsunęła mu czegoś słodkiego. Najwyraźniej gospodyni za punkt honoru postawiła sobie także utuczenie swego chlebodawcy. - Jaka miła - skomentowała po jej wyjściu Lesley Walker. W odpowiedzi Zane mruknął coś niezrozumiale. Naturalnie, był wdzięczny pani Applegate za jej troskę, ale nie podobało mu się, że próbuje zastąpić mu matkę, którą miał, ale o której usiłował zapomnieć. Z biblioteki powędrowali na pierwsze piętro, gdzie mieściło się sześć sypialni. Wspinanie się po schodach okazało się dla Zane'a trudnym zadaniem, gdyż zraniona noga wciąż mu dokuczała. Zacisnął mocno zęby, nie chcąc dać po sobie poznać, iż cierpi. Gdy obchodzili wszystkie pomieszczenia, Lesley Walker ponownie zadawała mu szczegółowe pytania, dotyczące jego oczekiwań i planów i skrzętnie notowała odpowiedzi. - Czy możemy obejrzeć teraz kuchnię? - zaproponowała w końcu. Kiedy schodzili na dół, Zane odniósł wrażenie, iż tym razem zwolniła kroku, jak gdyby spostrzegła na jego twarzy cierpienie. Nie chcąc, by ktokolwiek litował się nad nim, przyspieszył, mimo ogromnego bólu. W kuchni nie było nikogo, co zresztą, ucieszyło Zane'a. Pani architekt znów coś notowała, nie dzieląc się z nim swymi spostrzeżeniami. RS
7 W pewnej chwili wyjrzała za okno, po czym spojrzała pytająco na pana domu. - To są stajnie - wyjaśnił. - A kim jest ten mężczyzna? - To Carl Saks. Mieszka w domku gościnnym. Carl był przyjacielem Zane'a i, podobnie jak on, najemnikiem. Niedawno zrezygnował z tej profesji i szukał miejsca, w którym mógłby osiąść, a że nie potrafił pozostawać bezczynnym, pomagał przyjacielowi we wszystkich zajęciach gospodarczych, co ten przyjął z wdzięcznością, gdyż jego stan zdrowia wciąż nie był najlepszy. - To byłoby wszystko - oznajmiła Lesley Walker, zamykając notes. - Chyba że chciałby mi pan coś jeszcze pokazać. - Jej wzrok spoczął na tacy, na której stał dzbanek z herbatą oraz talerz świeżutkich ciastek czekoladowych, przygotowanych przez panią Applegate. Podczas kilkunastu lat spędzonych w wojsku Zane wyrobił w sobie szósty zmysł, dzięki któremu niemal bezbłędnie potrafił wyczuć nadchodzące niebezpieczeństwo. Zdolność ta nieraz ocaliła mu życie, teraz zaś podpowiadała, iż bliższa znajomość z Lesley Walker może okazać się zgubna dla nich obojga. Należało więc jak najszybciej powiedzieć sobie „do widzenia" i nigdy więcej się nie zobaczyć. - Wydaje mi się, że obejrzała już pani wszystko, co mogłoby panią zainteresować - odrzekł, patrząc znacząco na zegarek. Na twarzy kobiety pojawił się wyraz zdumienia oraz rozczarowania. W jednej chwili błysk zainteresowania znikł z jej oczu. RS
8 - Oczywiście. Dziękuję, że poświęcił mi pan tyle czasu, panie Ackerman. - Jej głos nabrał suchego, oficjalnego tonu. Po drodze do wyjścia wstąpili do biblioteki po pierwotny projekt domu. - Kiedy będę mógł zapoznać się z pani propozycjami przebudowy? - zapytał Zane, gdy znaleźli się na werandzie. - Prześlę je panu w przyszłym tygodniu - odparła, podając mu rękę na pożegnanie. - Świetnie - mruknął pod nosem. Oparty o drewnianą poręcz, obserwował, jak Lesley Walker wsiada do samochodu. Jeszcze chwila, a zniknie za bramą i już nie będę musiał jej oglądać, pomyślał zirytowany. Nie wiadomo dlaczego ta kobieta wyprowadziła go całkowicie z równowagi. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, iż wspaniale byłoby poznać ją bliżej, zaprzyjaźnić się z nią... Zane jednak nie miał najmniejszego zamiaru go słuchać. Nie było sensu angażować się w jakąkolwiek znajomość, jeżeli czekał go najwyżej rok życia. Lesley zerknęła w lusterko wsteczne i dostrzegła, że cały czas bezwiednie zaciska usta w cieniutką linijkę. - Moja droga - powiedziała sama do siebie. - To była najlepsza lekcja odprawiania niechcianych gości, jaką kiedykolwiek otrzymałaś. Ciekawe, co takiego zrobiła lub powiedziała, czym mogła urazić Zane'a Ackermana, najbardziej niezwykłego mężczyznę, jakiego spotkała. Miał w sobie coś ujmującego, był silny i, pomimo tej szramy na policzku, przystojny. Nawet to, że czasem utykał, sprawiało, iż otaczała go aura niezaprzeczalnej męskości. RS
9 Jordan Larabee, przedstawiając jej zamówienie Zane'a Ackermana, był wyjątkowo małomówny, jeśli chodzi o to, kim jest ich klient. Wspomniał tylko, że chciałby, aby obejrzała budynek i po powrocie podzieliła się z nim swymi uwagami. Zresztą sam fakt, iż Jordan powierzył jej właśnie to zadanie, stanowił dla Lesley nie lada zaskoczenie. Oboje pracowali w jednym z największych i najbardziej znanych biur projektów w Chicago, a specjalnością Lesley były nie przebudowy istniejących obiektów, lecz projektowanie nowoczesnych budynków, takich jak chociażby siedziba miejskiej biblioteki, nad której planami właśnie pracowała. Jordan doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak poprosił, aby osobiście obejrzała posiadłość Zane'a Ackermana. Swego czasu Lesley spotykała się z Jordanem, gdy był on w separacji z żoną. Oboje na tyle zaangażowali się w ten związek, że zaczęli już nawet rozważać możliwość zawarcia małżeństwa, toteż Lesley nalegała, aby Jordan przyspieszył sprawę rozwodową, ciągle bowiem czuła wyrzuty sumienia, iż związała się z mężczyzną, który teoretycznie jest nadal żonaty. W tym momencie pojawił się problem, gdyż Jordan nie miał pojęcia, gdzie może przebywać jego żona, Molly. Gdy po upływie para tygodni dowiedzieli się, iż pracuje ona jako pielęgniarka w zagrożonym wojną domową afrykańskim państewku, Jordan, pomimo protestów Lesley, zdecydował, iż sam pojedzie odszukać żonę. Jak się później okazało, doszło tam do pojednania małżonków, gdyż w trzy miesiące po ich powrocie Lesley dowiedziała się, iż Molly jest w ciąży. Sześć miesięcy później na świat przyszła ich córeczka, a w ciągu następnego roku dołączył do niej prześliczny chłopczyk. RS
10 Lesley cieszyła się ze szczęścia państwa Larabee, zwłaszcza że po pewnym czasie zrozumiała, iż tak naprawdę nie była zakochana w Jordanie, pociągała ją raczej sama myśl o małżeństwie. Niewiele się od tamtej pory zmieniło, nadal pragnęła być czyjąś żoną, teraz jednak nie była aż tak zdesperowana jak przed trzema laty, gdy stuknęła jej trzydziestka. Owszem, gdyby spotkała właściwego mężczyznę, nie wahałaby się ani chwili, ale zupełnie już straciła nadzieję, iż to kiedykolwiek nastąpi. Ci, z którymi umawiała się po rozstaniu z Jordanem, byli albo rozczarowani swymi poprzednimi związkami, albo po prostu zupełnie jej nie odpowiadali. Jadąc drogą, prowadzącą z posiadłości Zane'a Ackermana do autostrady, Lesley spostrzegła coś, co umknęło jej uwagi, kiedy z zachwytem przyglądała się domowi. Była to połyskująca tafla znajdującego się nieopodal jeziora Michigan. Niewiele myśląc, nacisnęła pedał hamulca. Przez moment siedziała w bezruchu, spoglądając na rozciągający się przed nią niezwykły widok. Błękitne niebo odbijało się w delikatnie falującej powierzchni wody, nad którą krążyły mewy, pokrzykując raz po raz. Wreszcie, nie zastanawiając się, co robi, Lesley wysiadła z auta i jak zahipnotyzowana ruszyła na skos przez wymuskany trawnik. Po kilku chwilach natrafiła na punkt widokowy, na samym brzegu skarpy ustawiona była kamienna ławeczka, przy której rosły dwa krzewy pachnących czerwonych róż. Lesley wciągnęła głęboko powietrze, po czym usiadła. Błękitne wody jeziora sięgały aż po sam horyzont, gdzieniegdzie ozdobione białymi plamami żagli. Nie wiadomo dlaczego poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Odkąd znalazła się w posiadłości Zane'a Ackermana, miała wrażenie, że RS
11 dzieje się z nią coś dziwnego. Ten stary piękny dom przywoływał ją, zapraszał, zupełnie, jakby była jego częścią. Z kolei, kiedy ujrzała jego właściciela, czekającego na nią na werandzie, nagle zabrakło jej tchu. Jeszcze nigdy w życiu tak nie zareagowała na obecność mężczyzny. Początkowo wydawało jej się, iż on czuje coś podobnego, ale potem sprawiał wrażenie, jakby chciał się jej jak najszybciej pozbyć. Nie miała najmniejszego pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Naraz jakiś wewnętrzny głos kazał jej się odwrócić i ujrzała Zane'a Ackermana, nadjeżdżającego na wspaniałym czarnym ogierze. - Myślałem, że już pani pojechała - odezwał się, zatrzymując się przy niej. Zawstydzona, że została przyłapana na włóczeniu się po posiadłości bez zgody jej właściciela, Lesley odchrząknęła, po czym zmusiła się do uśmiechu. - Witam ponownie - odrzekła z pozornym spokojem, choć tak naprawdę czuła się, delikatnie mówiąc, niepewnie, kiedy Zane Ackerman przyglądał jej się z wysokości końskiego grzbietu. W dodatku zatrzymał się tak, iż zmuszona była patrzeć nań pod słońce, przez co nie widziała wyrazu jego twarzy. Coś jednak podpowiadało jej, iż nie jest zadowolony z tego spotkania. - Mam nadzieje, że nie ma mi pan za złe, że zatrzymałam się, aby podziwiać ten widok. Tak tu pięknie... - dodała tonem wyjaśnienia. - To było ulubione miejsce mojej babci — odparł niespodziewanie ciepłym głosem. - Pańskiej babci? - powtórzyła ze zdumieniem. RS
12 - Ta posiadłość należała niegdyś do moich dziadków - wyjaśnił w taki sposób, jakby z niechęcią dzielił się z nią tą informacją. - Jak długo zamierza pani tu jeszcze zabawić? - Muszę już wracać do biura. Właściwie nie powinnam była się w ogóle tu zatrzymywać. Przepraszam. - Odwróciwszy się, ruszyła w kierunku auta. - Nie ma za co, Lesley - odpowiedział cicho. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Teraz już zupełnie nie miała pojęcia, co sądzić o tym mężczyźnie. Tej nocy ani na moment nie zmrużyła oka. Gdy tylko opuściła powieki, widziała przed sobą Zane'a Ackermana. Dziwne, zachował się wobec niej nieuprzejmie, a jednak nie mogła przestać o nim myśleć... Następnego ranka zaraz po przyjściu do biura zatelefonowała do Jordana Larabee. - Dobrze znasz Zane'a Ackermana? - zapytała bez zbędnych wstępów. - Mnie też miło cię słyszeć - odparł ze śmiechem. - Rozumiem, że spotkałaś się z nim wczoraj. - Tak. - A jak on się miewa? - dopytywał się z wyraźnym rozbawieniem Jordan. - Chyba dobrze. Jest twoim przyjacielem, prawda? - Owszem, i to od dawna. - Opowiedz mi o nim - poprosiła Lesley, zirytowana wesołym tonem jego głosu. RS
13 - A co chcesz wiedzieć? - Jest żonaty? - zapytała bez zastanowienia. Od razu zrobiło jej się wstyd, bo chociaż zamierzała się tego dowiedzieć, to zdecydowanie nie w tak bezpośredni sposób. - A więc o to ci chodzi? - zaśmiał się. - Wcale nie-obruszyła się. - Nie zaprzeczaj, słyszę przecież, że jesteś nim zachwycona. Niestety, muszę cię rozczarować, nie ty jedna. Chyba nie spotkałem jeszcze kobiety, która nie byłaby nim zafascynowana. - Mylisz się - broniła się. - Był dla mnie nieuprzejmy i najwyraźniej chciał się mnie jak najszybciej pozbyć. - Rzeczywiście, to do niego podobne - zgodził się pogodnie Jordan. - Co mu się stało? Ta szrama wygląda na dość świeżą. - Nic mi nie mówił, a ja nie pytałem. - Ten jego dom jest rzeczywiście wspaniały - zmieniła temat. - Pracuję nad jeszcze jednym projektem, ale postaram się jak najszybciej przejrzeć notatki i pod koniec tygodnia będę gotowa, żeby przedstawić ci moje propozycje. - Świetnie. Jeszcze raz dziękuję, że tam pojechałaś. Jestem przekonany, że Zane też to docenił - zapewnił. - Cieszę się, że mogłam ci pomóc - odparła. Odkładając słuchawkę, zastanawiała się, czy to samo będzie mogła powiedzieć po zakończeniu tego projektu, coś jej bowiem mówiło, iż nie będzie to takie zwykłe zlecenie, jak każde inne. RS
14 Tego samego poranka Zane wyjątkowo wcześnie zszedł na śniadanie. W kuchni zastał panią Applegate, która nuciła wesoło, przygotowując posiłek. - To taka miła kobieta - powiedziała ni z tego, ni z owego, nalewając mu kawę. - Kto taki? - zapytał, udając, że nie wie, o kogo chodzi. - Ta pani architekt, co tu była wczoraj. Zane postanowił nie odpowiadać. Od wyjazdu Lesley Walker czuł się źle, co kładł na karb kontuzjowanej nogi, bo przecież niemożliwe, żeby tak męczyły go myśli o kobiecie, której w ogóle nie znał, a w dodatku nie zamierzał bliżej poznać. Skrzypnęły tylne drzwi. - Dzień dobry - mruknął Carl, wyraźnie w złym humorze. Podszedłszy do stołu, z hukiem przysunął krzesło i usiadł obok przyjaciela. - Zastanawiam się nad kupowaniem paszy gdzie indziej - oznajmił. - Wydawało mi się, że w Hoffman Feed zaproponowano nam przystępną cenę - zauważył Zane. Pani Applegate postawiła przed nimi dwie ogromne porcje jajecznicy, smażonego bekonu oraz tostów. - Owszem, ceny są w porządku - zgodził się Carl, zabierając się do jedzenia. Zane znał swego przyjaciela na tyle dobrze, aby wiedzieć, iż coś go gnębi, i podejrzewał, że nie ma to specjalnego związku z samym sklepem. Odkąd przywieziono konie, Carl cały czas zaopatrywał się w tym samym miejscu, chwaląc niewygórowane ceny. Coś musiało się wydarzyć, skoro RS
15 rozważał możliwość jeżdżenia po zakupy trzydzieści kilometrów w jedną stronę. - Już ci się nie podoba w Hoffman Feed? - Nie lubię przemądrzałych kobiet - burknął Carl. Zane spuścił głowę, próbując zapanować nad wybuchem śmiechu. A więc jego przyjaciel znów kruszył kopie z Candy Hoffman. Ci dwoje zupełnie nie umieli dojść ze sobą do ładu. - Zauważyłem wczoraj jakąś kobietę spacerującą po posiadłości. - Carl zmienił temat. - Kto to był? - Architekt - padła lakoniczna odpowiedź. - Jeśli ktoś mnie pyta o zdanie, to bardzo miła osoba - wtrąciła się pani Applegate. Zane miał ochotę zauważyć, że nikt o jej zdanie nie pytał, ale powstrzymał się, wiedząc, iż to i tak nie odniosłoby żadnego skutku. - Ładna - stwierdził Carl. - Przyjedzie tu jeszcze? - Nie wiem - mruknął Zane, niezadowolony z zainteresowania, z jakim jego przyjaciel dopytywał się o Lesley. - Jeśli się pojawi, może byś mnie przedstawił? W opini Zane'a nie był to najlepszy pomysł, ale nie zdążył wyrazić jej głośno, gdyż w tej chwili do stołu podeszła pani Applegate z talerzem gorących jeszcze cynamonowych bułeczek. - Ona nie jest dla ciebie - oświadczyła gospodyni. - A to dlaczego? - obruszył się Carl i sięgnął po bułeczkę, parząc przy tym palce. - Bo wpadłeś w oko Candy Hoffman - poinformowała gospodyni. - Co takiego? Tej przebiegłej babie?! Pani Applegate zachichotała,
16 - Wydaje mi się, że ona także ci się podoba, ale za nic w świecie nie chcesz się do tego przyznać, nawet przed samym sobą. - Chyba prędzej dałbym się żywcem obedrzeć ze skóry, niż chciałbym mieć coś wspólnego z tą kobietą - odparował. - Jest uparta jak osioł, a w dodatku zapalczywa. Byłbym szczęśliwy, gdybym nie musiał oglądać jej już nigdy więcej. To powiedziawszy, zerwał się na równe nogi i wielkimi krokami ruszył w kierunku wyjścia. - A paszę będę kupował gdzie indziej - rzucił wyzywającym tonem, zatrzymując się w drzwiach. - Kupuj, gdzie chcesz - zgodził się Zane. Carl spojrzał triumfująco na gospodynię, po czym wyszedł z kuchni. Ku zdziwieniu Zane'a pani Applegate wy-buchnęła śmiechem. - Życie jest zbyt krótkie, by zadawalać się zielonymi bananami - skomentowała. Zane spojrzał na nią z niebotycznym zdumieniem, choć zdążył się już trochę przyzwyczaić, iż starsza pani czasem wygłasza kompletnie pozbawione sensu zdania, oczekując, że on przytaknie. - Ja się w to nie mieszam - odparł, podnosząc ręce. Co do jednej rzeczy gospodyni ma jednak rację, pomyślał. Istotnie, życie jest zbyt krótkie, a zwłaszcza dla mnie... RS
17 ROZDZIAŁ 2 A ja mówię, że to gangster. - Te słowa dobiegły Lesley z sąsiedniego stanowiska na stacji benzynowej w Sleepy Valley, miasteczka, które znajdowało się najbliżej posiadłości Zane'a Ackermana. - To, że mieszka sam w tym wielkim domu, nie znaczy od razu, że jest bandytą - odparł pracownik stacji, potrząsając głową. - Ale to nie jest normalne - upierał się kierowca samochodu. - Ciekawe, dlaczego nikt nie zadał mu paru pytań, zanim pozwolili mu się tam wprowadzić. Tu przecież chodzi o bezpieczeństwo mieszkańców. - Ależ on nie mieszka sam. Martha Applegate prowadzi mu dorn, a poza tym Candy Hoffman mówiła, że jest tam jeszcze jeden mężczyzna. - Tylko że to nikt znajomy. - Mężczyzna nie dał się zbić z tropu. - Wprawdzie z nim nie rozmawiałem, ale wydaje mi się, że on po prostu zajmuje się własnymi sprawami - stwierdził drugi pracownik stacji, drapiąc się w głowę. - Ciekawe, jakie to sprawy - mruknął mężczyzna w samochodzie. - Właśnie to mnie niepokoi. Wszyscy trzej wymienili znaczące spojrzenia. - A kiedy to ostatnio pojawił się w mieście? - Nie mam pojęcia. Ja go widziałem tylko raz. - Otóż to. Samotnik. Powtarzam, to nie jest normalne. Pracownik stacji, który właśnie mył przednią szybę auta Lesley, przerwał i spojrzał w kierunku swoich kolegów. - Założę się, że handluje narkotykami - odezwał się. RS
18 - Narkotyki - powtórzył powoli mężczyzna w samochodzie. Lesley z trudem opanowała wybuch śmiechu. Już sobie wyobrażała, jak zareagowałby Zane Ackerman, słysząc te brednie. Albo byłby rozbawiony do łez, albo wściekły. - Niektórzy mówią, że jest potworem - wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać. Kierowca auta odwrócił się i popatrzył na nią uważnie ponad opuszczoną szybą. - Ciekawe, co się stało z jego twarzą, prawda? - odpowiedział. - Nie rozumiem, dlaczego nie zrobił sobie operacji plastycznej - oznajmił jeden z pracowników stacji. - Wydaje mi się, że skoro stać go było na kupienie tego domu, mógł też pozwolić sobie na taki zabieg. - A może lubi straszyć dzieci? - zasugerował drugi. - Nie tylko dzieci - zauważył mężczyzna w samochodzie. - Ja też mam gęsią skórkę na jego widok. Lesley zapłaciła za benzynę, po czym odjechała, śmiejąc się sama do siebie. A mówi się, że to kobiety uwielbiają plotki, pomyślała. Jednak nim dotarła do posiadłości Zane'a, straciła zupełnie humor. Nie mogła zrozumieć, jak ludzie mogą być tacy okrutni. Zane był takim samym handlarzem narkotyków, jak i ona czy któryś' z tamtych mężczyzn, a że lubił samotność - cóż, każdy przecież ma prawo do prywatności. Gdy zadzwoniła do drzwi, otworzyła jej pani Applegate, która na widok gościa szeroko się uśmiechnęła. - Jak miło znowu panią widzieć, moja droga - powitała ją. - Pana Zane'a w tej chwili nie ma, ale powinien wrócić lada moment. Proszę się rozgościć w bibliotece, zaraz przyniosę pani filiżankę herbaty. - To RS
19 powiedziawszy, gospodyni poprowadziła Lesley do jej ulubionego pomieszczenia. - Proszę się mną nie przejmować, pani Applegate. Przyjechałam przed czasem. Po prostu obawiałam sie, że utknę w korku, więc wyszłam z biura dużo wcześniej niż potrzeba. Szczerze powiedziawszy, chodziło nie tylko o tłok na drogach. Spieszyła się, bo nie wiadomo dlaczego bardzo chciała zobaczyć Zane'a, sprawdzić, czy siła, jaka ją do niego przyciągała, wciąż jeszcze działa. W ciągu ostatniego tygodnia spędziła wiele godzin nad projektem tego domu. Oglądała jego oryginalne plany, dopasowywała do nich swoje pomysły, próbując tak przekształcić budynek, aby elementy nowoczesne i staroświeckie stanowiły spójną całość. Zgodnie z obietnicą, pani Applegate szybko wróciła z herbatą oraz ogromną porcją czekoladowego ciasta. Po krótkiej rozmowie pospieszyła do kuchni, by zająć się kolacją. Tymczasem Lesley z filiżanką w dłoni spacerowała po bibliotece, przyglądając się grzbietom zgromadzonych tam książek. Rozpoznała wśród nich wiele tytułów, które sama czytała. Niespodziewanie ogromne mahoniowe drzwi otwarły się i do biblioteki wszedł Zane. Lesley odwróciła się, przekonana, że już za drogim razem nie zdoła wywrzeć na niej takiego wrażenia jak poprzednio, ale szybko odkryła iż jest w błędzie. Wydał jej się jeszcze bardziej interesujący niż podczas pierwszego spotkania. Wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych uczuć, jednak Lesley podświadomie czułą iż jest zadowolony z jej przyjazdu, choć za wszelką cenę pragnie to ukryć. - Witaj, Lesley - odezwał się porzucając oficjalną formę „pani". - Dzień dobry - odpowiedziała cicho. RS
20 - Przywiozłaś projekt? Trudno było nie zauważyć, z jaką gorliwością chciał od razu przejść do sedna sprawy. Jasne, im prędzej pozbędzie się jej ze swego życia, tym lepiej. - Tak. Chciałabym przedstawić ci parę propozycji. - Świetnie - ucieszył się. - Nie mogę się już doczekać tej przebudowy. W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. - Proszę! - zawołał Zane. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu Candy Hoffman - oznajmiła pani Applegate, stając w progu. -Chciałaby z panem porozmawiać. Lesley poczuła dziwne ukłucie w okolicy serca. Nic nie mogła na to poradzić, ale ogarnęła ją zazdrość o kogoś, kogo nawet nie widziała na oczy. - Na pewno nie zajmie mi to zbyt wiele czasu - zapewnił Zane, spoglądając na nią przepraszająco. - W takim razie mogę ją tu wprowadzić? - zapytała pani Applegate. Skinął głową, choć wyraźnie nie był zadowolony, że im przerwano. Do biblioteki weszła zdenerwowana szczupła blondynka, wyglądająca mniej więcej na trzydzieści lat. Ubrana była w wyblakłe dżinsy oraz kraciastą koszulę, na nogach miała kowbojki. - Proszę mi wybaczyć to najście, panie Ackerman - odezwała się cichym głosem, w którym jednak słychać było napięcie. - Dziś rano dowiedziałam się, że zdecydował się pan kupować paszę w innym sklepie. - To prawda. - Kiwnął głową. RS
21 - Zastanawiałam się, czy ma pan zastrzeżenia do cen, czy też do jakości naszych usług. - Wręcz przeciwnie. O ile wiem, do tej pory nie było z tym żadnych kłopotów - przyznał. Candy właśnie otwierała usta, by powiedzieć coś na swoją obronę, ale słysząc jego odpowiedź, zamknęła je, wyraźnie zdezorientowana. - W takim razie, jeśli można, chciałabym poznać przyczynę pańskiej decyzji - poprosiła. - Trudno mi powiedzieć, co było przyczyną, ponieważ to Carl ją podjął - wyjaśnił. - Carl Saks? - jęknęła Candy. - Tego się właśnie obawiałam. .. - Obawiała się pani? - zdziwił się Zane. - Owszem. Jakoś nie potrafimy z Carlem dojść do porozumienia. - Nie jest taki okropny, jak by się pani mogło wydawać. Proszę spróbować pomówić z nim raz jeszcze. - Co to, to nie. - Candy stanowczo pokręciła głową. - Zresztą i tak rozmowa nie przyniosłaby żadnego rezultatu, Carl jest uparty jak osioł. W kącikach ust Zane'a pojawił się lekki uśmiech. - Jeśli dobrze pamiętam, niedawno powiedział dokładnie to samo o pani - zauważył. Niebieskie oczy Candy zalśniły gniewnie. - W takim razie chyba z nim porozmawiam - oznajmiła hardo. - Proszę tylko, żeby nie spieszył się pan z decyzją o rezygnacji z naszych usług. Jest pan jednym z naszych najpoważniejszych klientów, więc nie chcielibyśmy pana stracić. RS
22 - Wobec tego trzymam kciuki, żeby udało się pani dogadać z Carlem - uśmiechnął się Zane. - Zrobię, co w mojej mocy - odparła Candy, kierując się do wyjścia. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Zane roześmiał się wesoło, co trochę zdziwiło Lesley, która nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. - Wiesz, zaczynam współczuć Carlowi - powiedział tonem wyjaśnienia. - Zdaje się, że tym razem trafiła kosa na kamień. Jeśli ja mam w tym momencie coś do powiedzenia, pomyślała Lesley, to postaram się, żeby i na ciebie przyszła kryska. Tymczasem Candy Hoffman zastanawiała się, jakich argumentów użyć w rozmowie z Carlem. Od samego początku nie potrafili się porozumieć, a im dłużej się znali, tym było gorzej. Przed paroma dniami Carl wstąpił do sklepu i zapytał o zamówione wcześniej produkty. Candy tego właśnie ranka odebrała nową dostawę i od razu kazała dostarczyć mu jego zamówienie. Przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Carl upierał się, że nic nie otrzymał, ona zaś zaklinała się, że wszystko zostało już wysłane. Parę godzin później przypadkiem znalazła na zapleczu kartkę z jego zamówieniem, jak się okazało, nie zrealizowanym. Natychmiast posłała mu wszystkie produkty, ale widocznie było już za późno. Zgodnie z przewidywaniami, zastała Carla w stajni, przy sprzątaniu końskich zagród. Świetnie, pomyślała ponuro, na pewno ma doskonały humor. - Witaj, Carl - powiedziała, wsuwając dłonie w tylne kieszenie dżinsów. RS