Anne McCaffrey
Wszystkie Weyry Pern – tom 11
All the Weyrs of Pern
Przekład Zuzanna Galińska
Data wydania oryginalnego 1991
Data wydania polskiego 1998
Z całym szacunkiem dedykuję tę książkę doktorom Jackowi i Judy Cohenom, którzy
tak wzbogacili moje życie.
Prolog
Siwsp poczuł, że jego czujniki reagują na wznowienie dopływu energii z ogniw
słonecznych umieszczonych na dachu budynku, w którym znajdowało się jego
pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwiał zatykający je kurz i popiół wulkaniczny. Podczas
ubiegłych dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu pięciu lat wydarzało się to na tyle często, że
mógł podtrzymać funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie.
Jak zwykle, sprawdził wszystkie główne obwody i nie znalazł żadnej usterki.
Zewnętrzne wizjery pozostały zatkane, ale zdołał stwierdzić, że w pobliżu panuje pewna
aktywność.
Czyżby ludzie powrócili na Lądowisko?
Odchodząc stąd, ludzie rozkazali mu znaleźć sposób na zniszczenie organizmu,
określanego przez kapitanów mianem “Nici”. Jednak nie mógł tego dokonać, gdyż nie
otrzymał wystarczających informacji. Tym niemniej priorytet nie został skasowany.
Być może teraz, gdy ludzie wrócili, dostarczą mu nowych danych i będzie mógł
wywiązać się z zadania.
W miarę jak odkrywało się coraz więcej słonecznych ogniw, energia zaczęła
wypełniać jego obwody elektryczne. Odsłanianie nie było przypadkowe, tak jakby przyczyną
był tylko wiatr. Przypominało to raczej działalność człowieka. Energia słoneczna ładowała
długo nie używane kolektory, a Siwsp rozprowadzał ją na wszystkie systemy i wykonywał
szybkie testy.
Został zaprojektowany tak, by przetrwać nawet najbardziej niesprzyjające warunki.
Energia płynęła w nim cały czas, więc był gotowy do pracy jeszcze zanim odsłonięte do
końca zewnętrzne czujniki.
Ludzie wrócili na Lądowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfował nad ogromnymi
przeciwnościami.
Dzięki elementom optycznym Siwsp zauważył, że ludziom nadal towarzyszą
stworzenia nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanały słuchowe przenikały także
dźwięki. Były to takie głosy, jakie wydawał człowiek, ale miały dziwne brzmienie.
Widocznie w języku nastąpiły zmiany. Tym niemniej Siwsp policzył, że od chwili lądowania
minęło już dwa tysiące pięćset dwadzieścia pięć lat, więc mogło się zdarzyć absolutnie
wszystko. Siwsp słuchał i tłumaczył, przymierzając zmienione samogłoski i zlane spółgłoski
do wzorów mowy, które zostały w nim zaprogramowane. Organizował nowe dźwięki w
grupy i sprawdzał je w programie semantycznym.
Nagle w zasięgu jego czujników pojawiło się ogromne białe stworzenie. Czyżby to był
potomek pierwszego wytworu bioinżynierów? Siwsp wykonał szybką ekstrapolację z plików
biolabu i doszedł do wniosku, że tak zwane smoki ewoluowały i miały się świetnie. Jednak
gdy przeszukał wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazł
informacji o białym zwierzęciu.
Zaczął powoli rozumieć, że ludzkość nie tylko przetrwała ponad dwadzieścia pięć
wieków Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitła. Siwsp wcale się temu nie dziwił.
Wiedział, że człowiek zawsze dąży do przeżycia nawet tam, gdzie inni ulegają.
Jeśli ludzie mogli wrócić na Południowy Kontynent, to może udało im się także
zniszczyć pasożytniczy organizm? Byłoby to nie lada osiągnięciem. Czym więc zajmie się
teraz on, Siwsp, jeżeli ten problem został już rozwiązany?
Jednak ludzkość, ze swoją nienasyconą ciekawością i niepokojem, niewątpliwie
znajdzie nowe zadania, których Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie
Porozumiewania mogłaby się podjąć. Siwsp wiedział ze swoich banków pamięci, że ludzie
nie są gatunkiem łatwo wpadającym w samozadowolenie. Wkrótce ci, którzy pracują nad
oczyszczeniem zalegającego od stuleci kurzu, odkryją cały budynek i dotrą do niego. Musi,
oczywiście, zareagować tak, jak polecał mu program.
Siwsp czekał.
Rozdział I
Obecne (dziewiąte) przejście, 17 obrót
Zanim Siwsp skończył opowiadać o pierwszych dziewięciu latach kolonizacji Pernu,
słońce, które osadnicy nazwali Rukbat, zaszło niezwykle pięknymi kolorami, chociaż chyba
żaden z pełnych szacunku słuchaczy historii przedstawionej przez Sztuczną Inteligencję o
Werbalnym Systemie Porozumiewania nie zwrócił na to uwagi.
W czasie, gdy melodyjny głos Siwspa wypełniał pomieszczenie i przenikał do holu,
ludzie napływali jak przyciągnięci magnesem. Rozpychali się i przeciskali, by słuchać
opowieści i choć rzucić okiem na niewiarygodne ruchome obrazy, którymi ten dziwny stwór
ilustrował swoje słowa. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechów, pospiesznie wezwani przez
posłańców - jaszczurki ogniste - bez skargi tłoczyli się w dusznym pomieszczeniu maszyny.
Lord Jaxom z Ruathy poprosił swojego białego smoka, Rutha, by powiadomił o
odkryciu Przywódców Weyru Benden, oni więc jako pierwsi dołączyli do Mistrza Harfiarza
Robintona i Mistrza Kowala Fandarela. Lessa i F’lar cichutko przysiedli na stołkach, które
ustąpili im Jaxom i Czeladnik Harfiarz Piemur. Piemur groźnie zamachał do swojej żony
Jancis, gdy ta również chciała ustąpić miejsca i gestem nakazał Breidemu, który stał z
rozdziawionymi ustami w drzwiach, by przyniósł dodatkowe stołki. F’nor, dowódca skrzydła
w Benden, znalazł już skrawek przestrzeni tylko na podłodze, skąd musiał wyciągać szyję,
żeby zobaczyć ekran. Jednak natychmiast historia pochłonęła go na tyle, że przestał zwracać
uwagę na niewygody. W małym, zatłoczonym pomieszczeniu zrobiono jeszcze miejsce dla
Lordów Groghe’a z Fortu, Asgenara z Lemos i Larada z Telgaru, ale w zamieszaniu
odepchnięto Jaxoma aż pod drzwi. Ustawił się więc na straży i grzecznie, lecz stanowczo
odmawiał następnym chętnym prawa do wejścia.
Siwsp zwiększył siłę głosu tak, by mogli go słyszeć wszyscy, którzy stali na
korytarzu. Wydawało się, że nikomu nie przeszkadza zaduch i ciasnota, zwłaszcza że po
jakimś czasie ktoś pomyślał o podaniu wody, soku z czerwonych owoców i pasztecików z
mięsem. Ktoś inny otworzył okna w korytarzu, zapewniając przepływ powietrza, chociaż
niewiele z niego docierało do pomieszczenia Siwspa.
- Ostatnia wiadomość, którą otrzymałem od kapitana Keroona potwierdzała, że
Warownia Fort działa. Przyjąłem tę wiadomość o 17:00, czwartego dnia dziesiątego miesiąca,
jedenaście lat po Lądowaniu.
Kiedy Siwsp zamilkł, zapadła głęboka i pełna namaszczenia cisza. W końcu
oszołomieni ludzie zaczęli się poruszać. Mistrz Harfiarz Robinton też doszedł do siebie i,
czując, że do niego należy obowiązek zareagowania na te niespodziewane historyczne
objawienia, zabrał głos jako pierwszy.
- Jesteśmy ci niezwykle zobowiązani za przekazanie nam tej zdumiewającej
opowieści. - Robinton przemawiał z wielką pokorą i najgłębszym szacunkiem. Przez pokój i
korytarz przeszedł zgodny pomruk. - Straciliśmy tak dużo z naszej wczesnej historii. Została
ona właściwie zredukowana do mitów i legend. Wyjaśniłeś wiele z tego, co nas intrygowało.
Ale dlaczego twoja opowieść urywa się tak nagle?
- Autoryzowani operatorzy nie dostarczali dalszych informacji.
- Dlaczego?
- Nie udzielono mi wyjaśnień. Ponieważ nie otrzymałem kolejnych instrukcji,
kontynuowałem obserwacje do czasu, gdy ogniwa słoneczne zostały zasypane, a poziom
energii zredukowany do minimum niezbędnego dla działania części centralnej.
- Te ogniwa są źródłem twojej mocy? - spytał Fandarel, a jego basowy głos aż grzmiał
z entuzjazmu.
- Tak.
- A obrazy? Jak to zrobiłeś? - zazwyczaj powściągliwy Fandarel nie krył podniecenia.
- Nie znacie urządzeń nagrywających?
- Nie. - Fandarel potrząsnął z rozgoryczeniem głową. - Tak jak wielu innych cudów, o
których wspominałeś. Czy możesz nas nauczyć tego, co zapomnieliśmy? - Jego oczy
błyszczały wyczekująco.
- Banki pamięci zawierają informacje na temat Inżynierii Planetarnej i Kolonizacji
oraz wielokulturowe i historyczne katalogi, które Administratorzy Kolonii uważali za istotne.
Zanim Fandarel mógł sformułować kolejne pytanie, F’lar podniósł rękę.
- Z całym szacunkiem, Mistrzu Fandarelu, wszyscy mamy pytania do Siwspa. -
Odwrócił się i skinął na Mistrza Esselina i wszędobylskiego Breide’a. - Proszę opróżnić
korytarz, Mistrzu Esselinie. Nikt nie może wejść do tego pokoju bez wyraźnego pozwolenia
jednej z obecnych tu teraz osób. Czy to jasne? - spoglądał surowo na obu mężczyzn.
- Tak jest, Przywódco Weyru, zupełnie jasne - odpowiedział służalczo Breide.
- Oczywiście, Przywódco Weyru, z pewnością, Przywódco Weyru - potakiwał Mistrz
Esselin, kłaniając się za każdym razem, kiedy wymawiał tytuł F’lara.
- Breide, nie zapomnij przekazać raportu z dzisiejszego wydarzenia Lordowi Torikowi
- dodał F’lar, doskonale zdając sobie sprawę, że Breide zrobiłby to nawet bez jego
pozwolenia. - Esselinie, przynieś kosze żarów do oświetlenia sali i przyległych pokoi, kilka
połówek lub materacy, a także koce i jedzenie.
- I wino. Nie zapominaj o winie, F’larze - zawołał Robinton. - Bendeńskie wino, jeśli
można, Esselinie, dwa bukłaki. Praca, która tu czeka, z całą pewnością przyprawi nas o
pragnienie - dodał lekkim tonem i uśmiechnął się łobuzersko do Lessy.
- Och, Robintonie, nie wypijesz dwóch pełnych bukłaków - napomniała go surowo
Lessa. - Widzę, co ci chodzi po głowie. Oszczędzaj się, bo miałeś aż za dużo wrażeń jak na
jeden dzień. Ja też jestem oszołomiona.
- Pani Lesso - odezwał się Siwsp pojednawczo - zapewniam, że każde słowo, które
usłyszałaś, jest prawdziwe.
Lessa zwróciła się w stronę ekranu pokazującego te wszystkie cuda: wizerunki ludzi,
którzy przed wiekami obrócili się w proch, nieznane przedmioty...
- Siwspie, nie wątpię w to, co nam opowiedziałeś, ale wątpię w moje zdolności
zrozumienia chociaż połowy niezwykłości, które nam opisałeś i pokazałeś.
- Pani, wiedz, że to, co sami osiągnęliście, graniczy z cudem - odrzekł Siwsp. -
Poradziliście sobie z niebezpieczeństwem, które omal nie zabiło osadników. Czy te olbrzymie
i wspaniałe stworzenia spoczywające na zboczach wzgórz, to potomkowie smoków, które
stworzyła pani Kitti Ping Yung?
- Tak - odpowiedziała Lessa z dumą posiadaczki. - Złota królowa to Ramoth...
- Największy smok na całym Pernie - podpowiedział scenicznym szeptem Mistrz
Harfiarz Robinton i puścił oczko.
Lessa już zamierzała spiorunować go wzrokiem, ale zamiast tego roześmiała się.
- Tak, rzeczywiście ona jest największa.
- Spiżowy, który na pewno odpoczywa obok niej, to Mnementh, a ja jestem jego
jeźdźcem - dodał F’lar uśmiechając się szelmowsko na widok skrępowania swojej
towarzyszki życia.
- Skąd wiesz, co znajduje się poza tym pokojem? - wypalił Fandarel.
- Moje zewnętrzne czujniki już działają.
- Zewnętrzne czujniki... - Fandarel umilkł zadziwiony.
- A to białe? - pytał dalej Siwsp. - To...
- On - sprostował Jaxom stanowczo, ale bez urazy - nazywa się Ruth, a ja jestem jego
jeźdźcem.
- Nadzwyczajne. Raport bioinżynieryjny wskazywał, że miało być pięć odmian,
bazujących na materiale genetycznym jaszczurek ognistych.
- Ruth jest w porządku - odparł Jaxom. Już dawno przestał odczuwać urazę, gdy ktoś
podawał w wątpliwość zalety jego smoka. Ruth miał specjalne zdolności.
- To część naszej historii - powiedział Robinton uspokajająco.
- Ale z jej opowiadaniem zaczekamy, aż niektórzy z nas odpoczną - twardo oznajmiła
Lessa, rzucając harfiarzowi jeszcze jedno surowe spojrzenie.
- Pani, powściągnę swoją ciekawość - odezwał się Siwsp. Lessa podejrzliwie
popatrzyła na pociemniałą powierzchnię ekranu.
- Odczuwasz ciekawość? A co masz na myśli mówiąc do mnie “pani”?
- Nie tylko ludzie zbierają informacje. “Pani” to tytuł wyrażający szacunek.
- Siwspie, szacunek wobec Lessy wyraża się nazywaniem jej Władczynią Weyru -
wyjaśnił uprzejmie F’lar. - Albo jeźdźczynią Ramoth.
- A jak mówić do ciebie, panie?
- Jestem Przywódcą Weyru lub jeźdźcem Mnementha. Poznałeś już Mistrza Harfiarza
Robintona, Czeladnika Harfiarza Piemura, Mistrza Kowala Jancis i Lorda Jaxoma z Warowni
Ruatha, ale pozwól, że teraz ci przedstawię Mistrza Kowala Fandarela, Lorda Groghe’a z
Warowni Fort, o której zawsze wiedzieliśmy, że została założona jako pierwsza... - F’lar
ukrył uśmiech na widok skromnej miny Groghe’a - chociaż, oczywiście, nie wiedzieliśmy
dlaczego. A to Larad, Lord Telgaru, i Lord Lemosu, Asgenar.
- Lemos? Coś podobnego! - Ale zanim słuchacze zdążyli zareagować na lekkie
zdziwienie w głosie Siwspa, ten mówił dalej. - Dobrze wiedzieć, że imię bohaterskiej Sallah
Telgar Andiyvar przetrwało.
- Straciliśmy wiedzę o znaczeniu imion - mruknął Larad. - Ale radujemy się, że
poświęcenie Sallah i jej męża, Tarviego nie odeszło w zapomnienie.
- Siwspie - odezwał się F’lar, stając na wprost ekranu - mówiłeś, że próbowałeś
odkryć skąd pochodzą Nici i jak je zniszczyć. Doszedłeś do jakichś wniosków?
- Tak. Przez ostatnie tysiąclecie dowiedziałem się kilku rzeczy. Organizm zwany
Nicią jest w jakiś sposób połączony z planetką, która, w afelium, przebiega przez obłok
Oorta, a gdy dociera do peryhelium, pociąga za sobą materię spoza orbity waszej ostatniej
planety. Wówczas ten ciągnący się obłok wydala część swego brzemienia w przestrzeń
kosmiczną wokół Pernu. Obliczenia przeprowadzone po lądowaniu wskazywały, że za
każdym razem będzie to trwało około pięćdziesięciu lat, po czym materiał ściągnięty przez
planetkę wyczerpie się. Osadnicy wyliczyli również, że to zjawisko będzie nawracać co mniej
więcej dwieście pięćdziesiąt lat, z dokładnością do dziesięciu.
F’lar rozejrzał się wokół siebie sprawdzając, czy ktokolwiek zrozumiał o czym mówi
Siwsp.
- Z całym szacunkiem, Siwspie, nie rozumiemy twoich wyjaśnień - powiedział z
żalem harfiarz. - Dużo czasu upłynęło odkąd admirał Benden i gubernator Boll poprowadzili
osadników na północ. Obecnie mamy siedemnasty Obrót... ty, jak mi się wydaje, nazywasz to
rokiem Dziewiątego Przejścia Czerwonej Gwiazdy.
- Zapisałem.
- Zawsze uważaliśmy - dodał F’lar - że Nici przychodzą z Czerwonej Gwiazdy.
- To nie jest gwiazda. Chodzi o zabłąkaną planetę, która prawdopodobnie z jakiegoś
powodu wyrwała się ze swojego rodzinnego systemu i podróżowała przez przestrzeń
kosmiczną do czasu, aż przyciągnęła ją siła grawitacji waszego słońca, Rukbatu. A materia,
którą nazywacie Nicią, nie pochodzi z powierzchni planety. Jej źródłem jest obłok Oorta.
- A co to jest ten obłok Oorta? - spytał Mistrz Fandarel.
- Holenderski astronom Jan Oort odkrył, że istnieją obłoki sformowane z materii
komet okrążające gwiazdę po orbicie bardziej od niej oddalonej niż orbita najdalszej planety.
Tego rodzaju obłoki otrzymały nazwę obłoków Oorta, od nazwiska odkrywcy. Materia komet
przenika z obłoku do wnętrza systemu. W przypadku Rukbatu, część tej materii to jajowate
ciała o twardych skorupach, które zmieniają się w szczególny sposób. Zrzucając zewnętrzną
powłokę i słabnąc w zetknięciu z górną warstwą atmosfery, spadają na powierzchnię Pernu
jako to, co zostało określone terminem “Nici”. Przypominają żarłoczny organizm pożerający
materię organiczną zbudowaną ze związków węgla.
Fandarel zamrugał usiłując przyswoić sobie te informacje.
- Cóż, sam pytałeś Mistrzu Fandarelu - zauważył Piemur złośliwie. - Siwspie, twoje
wyjaśnienia tylko mieszają nam w głowach, gdyż nikt z nas nie posiada wystarczającej
wiedzy, aby je zrozumieć - odezwał się F’lar, unosząc dłoń na znak, by mu nie przerywano. -
Ale skoro ty, i jak przypuszczam nasi przodkowie, wiedzieliście, czym są Nici i skąd
pochodzą, dlaczego nie zniszczyliście ich źródła?
- Zanim doszedłem do powyższych wniosków, Przywódco Weyru, wasi przodkowie
przenieśli się na Północny Kontynent i nie powrócili, żeby przyjąć raport.
Pokój wypełniła cisza pełna poczucia rozpaczy i przegranej.
- Ale my tu jesteśmy - powiedział Robinton, prostując się na stołku. – I możemy
wysłuchać raportu.
- Jeśli go zrozumiemy - dodał F’lar żartobliwie.
- Mam programy edukacyjne ze wszystkich dziedzin nauki, chociaż nadrzędnym
rozkazem, wydanym mi przez kapitanów Keroona i Tilleka, jak również admirała Bendena i
gubernator Boli, było zbieranie informacji i odkrycie sposobu zniszczenia Nici.
- Czyli usunięcie zagrożenia jest możliwe? - zapytał F’lar, zachowując obojętny wyraz
twarzy, by nie zdradzić nadziei, którą odczuwał.
- Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru.
Wszyscy obecni spojrzeli na maszynę z niedowierzaniem.
- Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru - powtórzył Siwsp - ale będzie wymagać
olbrzymiego wysiłku zarówno od was, jak i od wszystkich mieszkańców Pernu. Najpierw
musicie przyswoić sobie język naukowy i nauczyć się wykorzystywać nowoczesną
technologię. Następnie trzeba uzyskać dostęp do głównych banków pamięci “Yokohamy”,
aby poznać nowe pozycje asteroidów. Dopiero wtedy będzie można przystąpić do likwidacji
Nici. Najprawdopodobniej zdołamy tego dokonać.
- Mówisz o możliwości, o prawdopodobnym rezultacie? - F’lar podszedł do maszyny i
oparł ręce po obu stronach delikatnie jarzącego się ekranu. - Zrobiłbym wszystko, absolutnie
wszystko, aby uwolnić Pern od Nici!
- Jeśli jesteście przygotowani na to, aby odzyskać utraconą wiedzę i doskonalić ją,
będzie można tego dokonać.
- A ty nam pomożesz?
- Likwidację Nici na Pernie zaprogramowano mi jako najwyższy priorytet.
- Na pewno nie jest dla ciebie tak ważny, jak dla nas! - wykrzyknął F’lar, a F’nor
gorąco mu przytaknął.
Lordowie Warowni wymienili spojrzenia, wyrażające nadzieję walczącą ze
zdumieniem. Całkowite zniszczenie Nici było tym, co F’lar obiecał im dziewiętnaście
Obrotów temu, zanim został Przywódcą jedynego Weyru Pernu, jaki wówczas istniał. Tylko
eskadry odważnych smoków i jeźdźców Bendenu broniły ludzkości na Pernie przed zagładą
lub powrotem do prymitywnego myślistwa i zbieractwa, gdy po upływie czterystu Obrotów
od ostatniego bliskiego Przejścia Czerwonej Gwiazdy Nici niespodziewanie znów zaczęły
opadać. Zrozpaczeni Lordowie Warowni w pierwszej chwili obiecali pomoc i zastosowanie
się do wszystkich wymagań F’lara. Jednak borykając się z naglącymi potrzebami
wymuszanymi przez Przejście, szybko o tym zapomnieli i zaczęli się buntować. Ale potem
jeszcze szybciej pojęli, że tylko jeźdźcy smoków, pełniąc swoją odwieczną służbę, mogą
uratować planetę. Jaxom, jako jeździec smoka i zarazem Lord Warowni, najlepiej rozumiał
F’lara. Nie miał wątpliwości, że Przywódca Weyru Benden rzeczywiście zamierza dokonać
tego, co obiecał, i że zrobi wszystko, aby na zawsze uwolnić Pern od Nici.
- Czeka nas dużo pracy - powiedział żwawym tonem Siwsp.
“Zachowuje się tak”, pomyślał Mistrz Robinton “jakby odczuwał ulgę mając zajęcie
po tej długiej przerwie.”
- Wasze Kroniki, Mistrzu Robintonie i Mistrzu Fandarelu, będą miały niezmierną
wartość przy ocenie zarówno tego, co się zdarzyło w przeszłości, jak i obecnego poziomu
wiedzy. Gdy poznam historię osadnictwa, będzie mi łatwiej przystosować programy
edukacyjne.
- Cech Harfiarzy pilnie prowadził Kroniki - oznajmił Robinton z zapałem - chociaż
najstarsze z nich są już nieczytelne. Przecież minęły tysiące Obrotów. Ale uważam, że
Kroniki z ostatnich dwudziestu Obrotów obecnego Przejścia dostarczą ci wystarczająco wiele
informacji. Jaxom, czy ty i Ruth zechcielibyście polecieć po nie do siedziby Cechu Harfiarzy?
Młody Lord Warowni Ruatha natychmiast wstał.
- Sprowadź też Sebella i Menolly - dodał Robinton, rzucając spojrzenie na F’lara,
który potwierdził jego prośbę, stanowczym skinieniem głowy.
- W Kronikach mojego Cechu - zaczął Fandarel, pochylając się do przodu i
wykręcając wielkie dłonie w niezwykłym dla niego geście napięcia - brakuje tak wielu słów i
wyjaśnień... Być może nawet zapisano w nich coś o tym obłoku Oorta, ale nie zrozumieliśmy
tego. Gdybyś potrafił nam powiedzieć, jakich słów brakuje lub co zostało przeinaczone,
udzieliłbyś nam olbrzymiej pomocy w doskonaleniu naszej wiedzy. - Chciał mówić dalej, ale
Mistrz Robinton położył mu dłoń na ramieniu nakazując milczenie, gdyż w korytarzu rozległ
się głos zaaferowanego Mistrza Esselina. Słyszano, jak poleca sługom, by dostarczyli Jancis i
Piemurowi jedzenie, kubki i bukłaki, a także zanieśli materace i koce do mniejszych pokoi.
Jednak zobaczywszy, że F’nor odprawia go skinieniem głowy, pospieszył z powrotem
korytarzem, poza zasięg słuchu.
- Chwileczkę, drogi przyjacielu - powiedział Robinton, kiedy Fandarel chciał
kontynuować swą prośbę o pomoc, i zwrócił się do maszyny:
- Siwspie, zapewne posiadasz wszystkie informacje, które koloniści uważali za istotne,
ale naprawdę nie sądzę, byśmy powinni udostępniać je bez właściwej rozwagi.
- Chciałem powiedzieć to samo - przytaknął F’lar.
- Rozwaga jest wbudowaną cechą tego modelu Siwspa, Mistrzu Harfiarzu, Przywódco
Weyru. Musicie ustalić między sobą, komu udostępnić moje banki pamięci, i w jaki sposób
może to być wam przydatne.
Mistrz Harfiarz nagle jęknął i złapał się za głowę. Natychmiast podeszli do niego
Lessa, Piemur i Jaxom, niespokojni o jego samopoczucie.
- Czuję się dobrze, naprawdę - bronił się Robinton, machając z rozdrażnieniem
rękami, by się cofnęli. - Czy zdajecie sobie sprawę z tego, czym będzie dla nas to źródło
wiedzy? - Z emocji jego głos brzmiał ochryple. - Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jak
bardzo może ono zmienić nasze życie.
- Cały czas się nad tym zastanawiałem - odparł F’lar z ponurym uśmiechem. - Jeśli ten
Siwsp wie o Niciach i Czerwonej Gwieździe coś, co może nam pomóc... - F’lar urwał,
nadzieja była zbyt cenna, żeby głośno o niej mówić. - Potem uśmiechnął się krzywo i uniósł
dłoń. - Przede wszystkim trzeba zdecydować, komu będzie wolno tu wchodzić. Tak jak
zaznaczyłeś, Robintonie, Siwsp nie może być dostępny dla każdego.
- To oczywiste - przytaknął Mistrz Robinton. Nalał sobie wina i pociągnął długi łyk. -
Koniecznie musimy podjąć jakieś postanowienie. Jednak, biorąc pod uwagę ten tłum w
pokoju, nie ma mowy, byśmy mogli ocenzurować odkrycie Siwspa, ani - dodał unosząc dłoń,
aby uciszyć protesty - nie sądzę, że powinniśmy tak postąpić. Tym niemniej... - zakończył z
przebiegłym uśmiechem - nie możemy pozwolić, aby każdy, kto tego zechce, wpadał tu i
monopolizował... to...
- Urządzenie - podpowiedział Piemur. - Kiedy plotka się rozejdzie, mnóstwo ludzi
będzie chciało porozmawiać z Siwspem tylko po to, by móc się chwalić, że to zrobili, a nie
dlatego, że doceniają jego znaczenie.
- Piemurze, przynajmniej raz się z tobą zgadzam - odezwała się Lessa i rozejrzała się
po pokoju. - Uważam, że już teraz znajduje się tu dość osób, które potrzebują dostępu do
Siwspa. - Przerwała i popatrzyła surowo na Mistrza Robintona, który spojrzeniem pokazał, że
podtrzymuje jej opinię. - Z pewnością my, Przywódcy Weyrów, Mistrzowie Cechów i
Lordowie Warowni, jesteśmy reprezentantami ludności planety. Nikt nie może więc
powiedzieć, że Siwsp jest zmonopolizowany przez jedną grupę. A może jest nas zbyt wielu.
Siwsp, co o tym myślisz?
- Nie. - Słysząc tak łatwą akceptację, Mistrz Harfiarz uradował się. A Siwsp mówił
dalej: - W razie potrzeby zakres upoważnień może być rozszerzony lub ograniczony. A więc
jeszcze raz. Następujące osoby - i tu przyjemnym barytonem wymienił imiona wszystkich
obecnych w pokoju -...
- Oraz Jaxom - szybko dodał Piemur przypomniawszy sobie, że młody Lord Warowni
Ruatha poleciał wypełnić polecenie Robintona, a przecież ktoś musiał się upomnieć o prawa
jednego z trzech odkrywców tej niesamowitej maszyny.
-... i Lord Jaxom z Warowni Ruatha - uzupełnił Siwsp - są upoważnieni do wydawania
mi rozkazów. Czy to się zgadza? Bardzo dobrze. Wzory głosów zostały zarejestrowane,
łącznie z głosem Lorda Jaxoma, który zarejestrowałem wcześniej. Nie będę reagował na inne
głosy, ani w obecności osób nieupoważnionych, chyba że rozkazy zostaną zmienione.
- Jako dodatkowe zabezpieczenie - zaproponował Mistrz Robinton - przy zmianie tej
listy muszą być obecni: jeden z Przywódców Weyru, jeden Mistrz Cechu i jeden Lord
Warowni. - Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy taka formuła zostanie zaakceptowana.
W tym momencie wpadł Esselin, by zapytać o rozkazy na noc.
- Esselinie, przydziel najrozsądniejszych i najmniej ciekawskich z twoich ludzi do
pilnowania drzwi budynku. Tylko Lord Jaxom i jego towarzysze mogą tu wejść dziś
wieczorem.
Zanim Esselin zdążył zapewnić F’lara o pełnej gotowości do wypełnienia poleceń,
Fandarel i Larad wdali się w nerwową dyskusję o tym, który z Cechów będzie miał
pierwszeństwo w nauce u Siwspa.
- Musicie wiedzieć - odezwał się Siwsp głośno, zaskakując ich wszystkich - że
stosunkowo łatwo można mnie rozbudować tak, abym wykonywał jednocześnie wiele prac. -
Kiedy cisza się przedłużała, Siwsp dodał łagodniejszym, prawie przepraszającym tonem: -
Oczywiście jeżeli zawartość Jaskiń Katarzyny jest nadal nienaruszona.
- Masz na myśli jaskinie na południu? - zapytał Piemur.
- Tak. - Na ekranie pojawiła się oszołamiająca różnorodność przedmiotów. - Tego
właśnie potrzebujemy do zbudowania dodatkowych terminali.
- Piemurze, twoje koralikowe płytki! - zawołała Jancis, łapiąc męża jedną ręką za
rękaw, a drugą w podnieceniu wskazując ekran.
- Masz rację - przyznał Piemur. - Siwspie, co to jest? Zdaje się, że są tam tego całe
pudła, każde innego rodzaju.
- To są karty komputerowe z układami scalonymi. - Słuchającym wydawało się, że
wyważony ton Siwspa zdradza lekkie podniecenie. - Czy były tam także któreś z tych
przedmiotów? - Na ekranie Siwspa pokazały się ekrany, które wyglądały jak jego mniejsze
kopie, oraz prostokątne przedmioty podobne do tego, co Siwsp nazwał klawiaturą.
- Owszem - powiedział Mistrz Robinton ze zdumieniem. - Kiedy zobaczyłem te
rzeczy, owinięte grubą folią, nie miałem pojęcia, co to może być.
- Jeśli zostało ich wystarczająco dużo, nie będzie sporów o dostęp do moich terminali.
To resztki zwykłych procesorów. Wszystkie inne jednostki uruchamiane głosem zostały
zapakowane w celu przetransportowania na północ i, jak się wydaje, zaginęły, ale te
podstawowe modele doskonale posłużą naszym obecnym celom. Jeżeli napięcie będzie
odpowiednie, można zmontować do dwunastu stacji, i wszystkie będą w stanie
współpracować ze swoimi użytkownikami tak samo szybko, jak ze mną.
Obecni znowu popadli w milczenie.
- Czy dobrze cię rozumiem? - zaczął Fandarel, odchrząknąwszy, bo z wrażenia
zachrypł. - Możesz się podzielić na dwanaście części?
- Tak.
- W jaki sposób? - Fandarel domagał się wyjaśnień, z niedowierzania rozpościerając
szeroko ramiona.
- Mistrzu Kowalu, z pewnością nie ograniczasz się do jednego paleniska, albo
kowadła, jednej kuźni, jednego ognia?
- Oczywiście, że nie, ale mam wielu ludzi...
- Urządzenie, które masz przed sobą również nie musi być pojedyncze. Można je
powielić, i potem każdy nowy element będzie pracował samodzielnie.
- Bardzo trudno to zrozumieć - przyznał Fandarel, rozcierając łysiejącą czaszkę i
potrząsając głową.
- Mistrzu Kowalu, przed tobą znajduje się maszyna, którą można podzielić, a każda
część będzie działała samodzielnie.
- Nie potrafię zrozumieć, jak to zrobisz, Siwspie, ale jeśli tak jest, z pewnością
rozwiązałoby to problem priorytetów - powiedział Mistrz Robinton uśmiechając się radośnie.
- Och, kwestie paradoksów z przeszłości, które teraz uda się poznać dzięki temu wspaniałemu
urządzeniu! - Pociągnął długi łyk wina.
- Już samo tworzenie osobnych narzędzi - mówił dalej Siwsp - dostarczy wam sporo
wiedzy, którą będziecie musieli sobie przyswoić zanim będziecie gotowi do podjęcia głównej
pracy, czyli zaplanowania, jak zniszczyć Nici.
- W takim razie, zaczynajmy - wykrzyknął F’lar zacierając ręce. Po raz pierwszy w
ciągu ostatnich wyczerpujących Obrotów obecnego Przejścia poczuł cień nadziei na lepszą
przyszłość.
- To pomieszczenie jest za małe, by mogło w nim pracować dwanaście osób -
zauważył rozsądnie Lord Larad z Telgaru.
- W tym budynku jest wiele pokoi - poinformował go Siwsp. - W istocie, byłoby
dobrze, gdyby każdy mógł pracować ze mną w osobnym gabinecie, ale warto również
przygotować jedną większą salę, poświęconą na wspólną naukę. Będziemy postępować
systematycznie, zaczynając od początku - dodał, i nagle z otworu z boku głównego ekranu
zaczęły się wysuwać karty z rysunkami. - Tego będziemy potrzebować do zainstalowania
dodatkowych stanowisk, a to są plany przebudowy budynku, potrzebnej do ich
pomieszczenia.
Piemur, stojący najbliżej, brał kartki w miarę jak wysuwały się z maszyny. Jancis
przyszła mu z pomocą.
- Wkrótce będziemy również potrzebowali materiału do drukarki - mówił dalej Siwsp.
- Rolki powinny znajdować się w Jaskiniach Katarzyny z innymi częściami zamiennymi. Ale
na razie możemy użyć papieru.
- Papieru? - wykrzyknął Larad. - Papieru z miazgi drzewnej?
- Jeśli nie ma niczego innego, taki papier też się nada.
- Asgenarze, wydawałoby się - powiedział F’lar ze zduszonym śmiechem - że Mistrz
Bendarek zdobył swoje umiejętności w samą porę.
- Nie potraficie już uzyskiwać plastiku z silikatów? - zapytał Siwsp. Mistrz Robinton
pomyślał, że usłyszał nutę zdziwienia w jego głosie.
- Silikaty? - Mistrz Fandarel powtórzył nieznane słowo.
- To tylko jedna z wielu umiejętności, jakie utraciliśmy - rozżalił się Robinton. - Ale
będziemy się pilnie uczyć.
Wypływ kart ustał, i sortując je, Piemur i Jancis zdali sobie sprawę, że było tam sześć
kopii każdego rysunku. Kiedy ułożyli karty, popatrzyli po sobie z wyczekiwaniem.
- Już nie dzisiaj - powiedziała Lessa stanowczo. - Skręcicie karki potykając się po
ciemku w tych jaskiniach. Czekaliśmy tysiące Obrotów, więc możemy poczekać jeszcze do
rana. I myślę, że wszyscy powinniśmy... - obróciła się na pięcie, aby przyszpilić Mistrza
Harfiarza surowym wzrokiem - albo udać się do łóżka, albo wracać do domu.
- Moja droga Władczyni Weyru - zaczął Robinton, prostując się. - Nic, absolutnie nic,
włączając twoje najstraszniejsze groźby, nie zmusi mnie... - I nagle zwiotczał i osunął się.
Piemur złapał kielich, zanim zdążył wypaść mu z dłoni. Podtrzymując Mistrza,
uśmiechał się z zadowoleniem.
- Oprócz, oczywiście, fellisowego soku, który dodałem do jego ostatniego kielicha
wina - dokończył za Robintona. - Zabierzmy go do łóżka.
F’lar i Larad natychmiast rzucili się na pomoc, ale Fandarel zatrzymał ich gestem
wielkiej dłoni. Uniósł długie ciało harfiarza w ramionach i skinął na Jancis, żeby pokazała,
gdzie go ułożyć.
- Piemurze, nic się nie zmieniłeś, prawda? - powiedziała Lessa oskarżycielsko,
usiłując spiorunować go wzrokiem. Jednak nie wytrzymała i rozpłynęła się w szerokim
uśmiechu. Potem, ponieważ zastanawiała się, co maszyna pomyśli o tym, co zobaczyła,
dodała:
- Siwspie, Mistrz Harfiarz Robinton często pozwala entuzjazmowi wziąć górę nad
troską o swoje zdrowie.
- Mogę monitorować stan zdrowia ludzi - powiedział Siwsp. - Mistrz Harfiarz
objawiał znaczne podniecenie, ale to nie było nic groźnego.
- Jesteś też uzdrowicielem? - wykrzyknął F’lar.
- Nie, Przywódco Weyru, ale jestem wyposażony tak, aby nadzorować życiowe
funkcje osób obecnych w pokoju. Przed startem do tego systemu gwiezdnego uaktualniono
moją wiedzę medyczną. Może wasi specjaliści zechcą skorzystać z tych plików?
- Mistrz Oldive musi tu przyjść gdy tylko będzie mógł! - zachwycił się F’lar.
- Połowa planety musi tu przyjść - powiedziała Lessa cierpko i głośno westchnęła. -
Wątpię, czy nawet dwanaście Siwspów wystarczy do wykonania wszystkich prac, które nas
czekają.
- A więc zorganizujmy się - zaproponował Fandarel, który właśnie wrócił po
odniesieniu Robintona do łóżka. - Musimy opanować podniecenie i ukierunkować energię w
najbardziej skuteczny sposób. - Rozległy się śmiechy, bo użył swojego ulubionego zwrotu. -
Możecie się śmiać, ale wiecie, że skuteczna praca jest rozsądna i oszczędza czas, a dziś
wieczorem zajęliśmy się zbyt wieloma sprawami naraz. Ten niespodziewany dar naszych
przodków jest bardzo stymulujący, ale nie powinniśmy robić niczego pospiesznie. Wrócę
teraz do telgarskiej siedziby Cechu, jeżeli F’nor i Canth będą tak uprzejmi i mnie zawiozą.
Poczynię odpowiednie przygotowania, poszukam ludzi, którzy najlepiej się nadadzą do
badania jaskiń i szukania potrzebnych materiałów, oraz takich, którzy być może zrozumieją
rysunki, jakie otrzymaliśmy od Siwspa. Ale na dobre zaczniemy pracę dopiero jutro. F’norze,
idziemy? - Unosząc pytająco krzaczaste brwi w kierunku jeźdźca brązowego smoka,
uprzejmie kiwnął wszystkim głową, skłonił się przed ekranem, i wyszedł.
- Chwileczkę, F’norze - powiedział Larad. - Ja też wracam do Telgaru. Asgenarze,
przyłączysz się do nas?
Asgenar rozejrzał się i uśmiechnął ze smutkiem.
- Tak, lepiej też odjadę. Mam tyle pytań do Siwspa, jednak nie sądzę, bym w tej chwili
potrafił sformułować rozsądnie choć jedno. Jutro sprowadzę ze sobą Bendarka.
Lord Groghe, który mówił niewiele, ale przez cały czas był głęboko zamyślony,
poprosił N’tona, żeby odwiózł go do Warowni Fort.
- Jancis i ja zostaniemy tu na wypadek, gdyby Mistrz Robinton się obudził -
powiedział Piemur Lessie i F’larowi. Na jego twarz powrócił łobuzerski uśmiech. - Ale nie
martwcie się, nie zamierzam zadać moich ośmiu tysięcy pięciuset trzydziestu dwóch nie
cierpiących zwłoki pytań za jednym zamachem.
- W takim razie życzymy ci wszyscy dobrej nocy, Siwspie - rzekł F’lar, zwracając się
do ciemnego ekranu.
- Dobranoc. - W pokoju ściemniało do ledwie widocznej poświaty, ale w lewym
dolnym rogu ekranu pozostało jedno pulsujące zielone światełko.
Dwie godziny później Jaxom i Ruth przybyli z obydwoma Mistrzami Harfiarzami,
Sebellem i Menolly. Biały smok był obwieszony torbami. Dzięki klanowi, którego znacznie
ubyło z dzbanów dostarczonych przez Esselina, Piemur zdołał nie zasnąć, ale Jancis
drzemała.
- Jedno z nas musi być jutro przytomne i zorganizować ludzi - powiedziała do
swojego męża, młodego czeladnika harfiarskiego. - Radzę sobie z tym lepiej niż ty, kochany.
- Pocałowała go, aby osłodzić tę dość nieprzyjemną uwagę.
Piemur nie miał nic przeciwko temu: udając ojcowski pocałunek ułożył żonę na
posłaniu w pokoju obok tego, w którym odpoczywał Mistrz Robinton, a potem wrócił do
pokoju Siwspa.
Wprawdzie Piemur obiecywał, że nie zarzuci Siwspa pytaniami, ale teraz, gdy został
sam, nie mógł powstrzymać ciekawości. Jednak w pierwszej chwili nie potrafił sklecić nawet
najprostszego zdania. Siedział więc niemy w półmroku pomieszczenia, z kubkiem klahu w
jednej dłoni i dzbankiem obok, na stoliku.
- Siwspie? - zaczął w końcu ostrożnie.
- Słucham, Czeladniku Piemurze?
Pokój pojaśniał wystarczająco, aby Piemur mógł widzieć wyraźnie.
- Jak ty to robisz? - spytał, zaskoczony.
- Panele, które ty i Mistrz Jancis odsłoniliście wczoraj, służą do pobierania energii
słonecznej. Kiedy wszystkie panele zostaną odsłonięte, jedna godzina ostrego słońca
dostarczy mi mocy na dwanaście godzin.
- I od tej chwili twoja praca nie będzie przypominała niczego, do czego jesteś
przyzwyczajony - zaśmiał się Piemur.
- Mogę zadać pytanie? Zdaje się, że w ręcznych latarkach używacie świecącego
żyjątka. Ale czy nie macie jakiegoś rodzaju elektrowni, na przykład wodnej?
- Elektrowni? - czuły słuch Piemura pozwalał mu powtarzać poprawnie nieznane
słowa.
- Elektrownia wodna to duże urządzenie przetwarzające energię ruchomej wody w
prąd elektryczny.
- W telgarskiej siedzibie Cechu Kowali Mistrz Fandarel używa kół wodnych do
poruszania wielkich młotów i miechów, ale “elektryczny” jest nie znanym mi słowem. Chyba
że to jest to, co Fandarel robi ze swoimi pojemnikami kwasu.
- Pojemniki kwasu? Ma baterie?
Piemur wzruszył ramionami.
- Nie wiem jak to nazywa. Jestem harfiarzem. Cokolwiek znaczy termin
“elektryczny”, Mistrz Fandarel będzie go uwielbiał, jeśli tylko tak nazwane narzędzie okaże
się skuteczne.
- Czy wyposażenie Mistrza Fandarela jest podobne do tego urządzenia?
Ekran rozjaśnił się nagle ukazując rysunek koła wodnego.
- Jest dokładnie takie samo. Skąd wiedziałeś?
- To najprostsze rozwiązanie i dlatego najczęściej sieje stosuje. Czeladniku Piemurze,
czy zbadałeś teren Lądowiska?
- Nie musisz mnie tak tytułować, Siwspie. Proszę, zwracaj się do mnie po imieniu.
- Nie będzie to odebrane jako brak szacunku?
- Nie przeze mnie. Niektórzy Lordowie Warowni są trochę przeczuleni, ale nie
dotyczy to Jaxoma, ani Larada, czy Asgenara. Lessa może być trudna, ale nie F’lar, czy F’nor,
albo N’ton. Tak, zbadałem Lądowisko. Czego jeszcze powinienem szukać?
Ekran pokazał skomplikowany mechanizm, umieszczony u stóp nadrzecznego
wzgórza.
- Nie ma tam teraz nic podobnego - powiedział Piemur.
- Skoro Mistrz Kowal Fandarel już używa kół wodnych, można zbudować dalsze
instalacje i nie będę musiał być uzależniony wyłącznie od ogniw słonecznych. Nowa
instalacja pozwoli mi pobrać tyle mocy, ile będzie potrzeba do wykonania wszystkich prac, o
których wspominaliśmy.
- Nie przechowali twoich paneli w jaskiniach?
- Nie.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - Pewność siebie, wykazywana przez maszynę,
irytowała Piemura. Przecież ta... inteligencja nie może mieć zawsze racji.
- W mojej pamięci zapisano listę przedmiotów złożonych w Jaskiniach Katarzyny. Nie
ma na niej dodatkowych paneli energetycznych.
- Musi być miło wiedzieć wszystko - żachnął się Piemur.
- Przy programowaniu systemu Siwsp jednym z podstawowych wymagań jest
dokładność. Dysponuję ogromną bazą danych. Ty byś to nazwał “wiedzą”. Ale niech ci się
nie wydaje, że baza danych może zawierać “wszystko”, chociaż posiadam wystarczająco dużo
informacji, by zrealizować program.
- Harfiarz też musi być dokładny - powiedział Piemur cierpko. Dla Piemura dążenie
Mistrza Fandarela do skuteczności miało swoją śmieszną stronę., jednak, tak jak wszyscy,
ufał staremu Kowalowi. Nie był pewien, czy można mieć podobne zaufanie do rzetelności
Siwspa.
- Harfiarz... to osoba, która gra na harfie, instrumencie muzycznym? - spytał Siwsp.
- Tym też się zajmuję - wyjaśnił Piemur. Gdy zdał sobie sprawę, że Siwsp nie wie
zbyt wiele o dzisiejszym Pernie, jego kapryśny humor się ocknął. - Jednak głównym
zadaniem Cechu Harfiarzy jest nauczanie, zapewnienie łączności i, jeżeli potrzeba,
sprawowanie sądów oraz arbitrażu.
- A dostarczanie rozrywki?
- To też... Jest to również dobry sposób uczenia. Wielu harfiarzy wyłącznie uczy, ale
im kto jest bardziej uzdolniony i wykształcony, tym więcej ma obowiązków. Byłoby
zarozumialstwem z mojej strony uzurpować sobie prawo Mistrza Robintona do objaśnienia
cię w tym względzie. Chociaż, w rzeczywistości, nie jest on już najwyższym Mistrzem
Harfiarzem Pernu. Obecnie ten tytuł przysługuje Sebellowi, ponieważ Mistrz Robinton
przeszedł ciężki atak serca i został zmuszony do odejścia z aktywnej służby w Cechu
Harfiarzy. Oczywiście nie możesz przez to rozumieć, że on się pogodził z decyzją
uzdrowicieli, chociaż uprzejmie przeniósł się do Warowni Cove. Jednak bardzo aktywnie
uczestniczył we wszystkim, co się działo, odkąd Jaxom odkrył Lądowisko i Łąkę Statków, a
potem jaskinie. - Piemur urwał, zdając sobie sprawę, że bardzo się rozgadał, bo jak zwykle,
jego głównym celem było wywarcie wrażenia na rozmówcy. Ale tym razem odczuwał
również silną potrzebę udowodnienia sobie, że pojawienie się tej wyższej inteligencji nie
umniejsza jego własnej wartości.
- Sebell, obecny Mistrz Harfiarz całego Pernu, jest w drodze z Kronikami - mówił
dalej, gdy się już opanował. - Przyjedzie tu również Menolly. Mogą wydać ci się bardzo
młodzi, ale są obecnie najważniejszymi ludźmi w Cechu Harfiarzy. - Potem dodał z
szacunkiem: - Musisz jednak wiedzieć, że Mistrz Robinton jest najbardziej poważanym i
szanowanym człowiekiem na Pernie. Smoki uratowały go od śmierci. Taki jest ważny.
- A więc smoki były udanym eksperymentem? - zapytał Siwsp.
- Eksperymentem? - Piemur poczuł się urażony, a potem uspokoił się i zaśmiał cicho,
ze smutkiem. - Na twoim miejscu, w obecności Przywódców Weyrów nie nazywałbym
smoków “eksperymentem”.
- Dziękuję za radę.
Piemur przyglądał się przez długą chwilę ekranowi.
- Mówisz poważnie, prawda?
- Tak. Kultura i społeczeństwo Pernu ewoluowały i znacznie się zmieniły od
wczesnych czasów kolonii. Muszę poznać nową etykietę, by uniknąć niepotrzebnych
zadrażnień. Mówisz więc, że smoki stały się najważniejsze, wykraczając poza swoją
początkową rolę w powietrznej obronie planety?
- Są najważniejszymi stworzeniami na Pernie. Bez nich nie przeżylibyśmy. - W głosie
Piemura zabrzmiała duma i wdzięczność.
- Nie obraź się proszę, ale czy wolno pozostawiać przy życiu nietypowe egzemplarze?
Piemur prychnął.
- Masz na myśli Rutha? On i Jaxom to wyjątki... od wielu reguł. Jaxom jest Lordem
Warowni i nie powinien był Naznaczyć smoka. Ale zrobił to, a ponieważ sądzono, że Ruth
nie pożyje długo, pozwolono mu go hodować.
- To jest całkowicie sprzeczne z tym, czego już zdążyłem się dowiedzieć.
- Owszem, ale Ruth jest naprawdę wyjątkowy. Zawsze wie, kiedy jest w czasie. -
Milczenie, w jakie zapadła maszyna usłyszawszy te słowa, pomogło Piemurowi zwalczyć
swoje poczucie niższości. Udało mu się zabić Siwspowi klina.
- Twoja uwaga jest niejasna.
- Wiedziałeś, że smoki mogą przenosić się natychmiast pomiędzy jednym miejscem a
drugim?
- To była podstawowa umiejętność jaszczurek ognistych, z których materiału
genetycznego bioinżynierowie wyewoluowali smoki. Poznaliśmy podobne zjawiska na
zbadanych przez człowieka planetach. Niektóre obce gatunki posiadają umiejętność
teleportacji.
- Więc powiem ci, że smoki mogą się także poruszać pomiędzy jednym czasem a
drugim. Udało się to Lessie na jej złotej królowej, a także Jaxomowi na Ruthcie - wyjaśnił
Piemur uśmiechając się złośliwie. Był jednym z niewielu ludzi, którzy wiedzieli, kiedy i
dlaczego Jaxom latał pomiędzy czasem. - Ale jest to niezwykle niebezpieczna umiejętność i
surowo się odradza z niej korzystać. Ponadto niewiele smoków posiada poczucie czasu i
przestrzeni takie, jak Ruth.
Więc jeśli jeździec smoka lata pomiędzy czasem bez wyraźnego pozwolenia swojego
Przywódcy Weyru, dobrze mu się za to dostaje, o ile oczywiście nie wpadł podczas lotu w
tarapaty, bo wtedy już nikt go więcej nie zobaczy.
- Czy byłbyś tak dobry i wytłumaczył mi, w jakich okolicznościach latanie pomiędzy
czasami jest dozwolone?
Piemur zdążył już zwymyślać się za wspominanie o małej wycieczce Jaxoma.
Powinien był zatrzymać się na przygodzie Lessy, która wpleciona już była w materię
niedawnej historii. Zmienił więc temat na mniej drażliwy i opowiedział Siwspowi ze
szczegółami historię bohaterskiego lotu Lessy i złotej smoczycy Ramom i o tym, jak
sprowadziły pięć zaginionych Weyrów Pernu do teraźniejszości, aby ocalić ludzi żyjących w
Obecnym Przejściu od unicestwienia. We własnych uszach opowiadanie brzmiało mu
nadzwyczajnie, i chociaż Siwsp przez cały czas nie odezwał się ani słowem, Piemur wyczuł,
że jego niezwykły słuchacz zapamiętał każde słowo.
- Wyjątkowo odważny i śmiały wyczyn, godny upamiętnienia w pieśniach. Lessa
ogromnie ryzykowała. Mogła zagubić w czasie zarówno siebie, jak i swoją królową Ramoth.
Oczywiście rezultaty usprawiedliwiły tę podróż - stwierdził w końcu Siwsp. W tych słowach
było więcej pochwały, niż Piemur spodziewał się usłyszeć. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
Udało mu się wywrzeć wrażenie na tej maszynie.
- Wspomniałeś - Siwsp zmienił temat - że Długi Interwał spowodował upadek
autorytetu Weyrów i ich znaczenia w społeczeństwie. - Czy wiesz, ile razy następowały
podobne zakłócenia cyklu?
- Cyklu?
- Tak. Ile razy zbliżenie tego ciała niebieskiego, które nazywacie Czerwoną Gwiazdą,
nie sprowadziło Nici na Pern?
- Ach, masz na myśli liczbę Długich Przerw? Były dwie. Niewiele o tym wiemy.
Dlatego aż do czasu, kiedy nastąpił pierwszy Opad w tym Przejściu, prawie wszyscy byli
pewni, że Nici zniknęły na zawsze.
Nagle złota jaszczurka Piemura, owinięta luźno wokół jego szyi, gdzie było jej
ulubione miejsce, uniosła się i pisnęła ostrzegawczo.
- Czujniki rejestrują, że ta narośl na twojej szyi jest w rzeczywistości jakimś żywym
stworzeniem wczepionym w ciebie.
- Och, to tylko Farli, moja królowa, jaszczurka ognista.
- Te stworzenia pozostały z wami w kontakcie?
- I tak, i nie. - Piemur nie sądził, że będzie mieć czas, aby przekazać Siwspowi
współczesną historię jaszczurek ognistych. - Właśnie powiedziała mi, że Ruth i Jaxom wrócili
z Kronikami oraz z Sebellem i Menolly. - Piemur wypił resztę klahu z kubka. - A więc
dowiesz się wszystkiego, co się zdarzyło podczas obecnego Przejścia. I chociaż nasze życie
wcale nie było nudne, twoja historia na pewno jest o wiele bardziej interesująca.
Piemur usłyszał cichą rozmowę w końcu korytarza i pobiegł do wyjścia na wypadek,
gdyby strażnicy Esselina okazali się nadgorliwi. Przeszedł zaledwie parę kroków, kiedy
Jaxom, Sebell i Menolly, zgięci pod ciężarem worów, które nieśli, wkroczyli na korytarz.
Menolly, z ciemnymi włosami ciągle jeszcze potarganymi od skórzanego hełmu, natychmiast
spytała:
- Gdzie jest Mistrz Robinton? - Rozejrzała się wokół siebie, niespokojna o swego
mentora.
- Tutaj, Menolly - uspokoił ją Piemur. - Przecież dbamy o niego. Wepchnęła mu w
ręce ciężki worek i wbiegła do pokoju, gdzie spał Robinton, aby upewnić się, że nic mu nie
jest.
- Zostawili cię samego, abyś opiekował się Siwspem? - zapytał Jaxom szeptem. -
Poznałeś już wszystkie sekrety wszechświata?
Piemur prychnął.
- W końcu to ja odpowiadałem na jego... na pytania tej rzeczy. Ale, mimo wszystko,
było to interesujące - wyjaśnił Piemur. - I dałem mu... ee... parę dobrych rad. - Uśmiechnął się
łobuzersko. - Spełniałem swój obowiązek harfiarza.
Sebell, którego cera wydawała się jeszcze bardziej brązowa w słabo oświetlonym
korytarzu, uśmiechnął się łagodnie do Piemura, co dodało uroku jego przystojnej,
inteligentnej twarzy.
- Jaxom mówił, że wasz Siwsp opowiada o tym, czym byliśmy i czym możemy być
takie historie, o jakich nie śniło się nawet najlepszym harfiarzom.
- No cóż, podejrzewam, że Siwsp równie dobrze może przysporzyć więcej problemów
niż ich rozwiązać - powiedział Piemur - ale gwarantuję, że będzie to ekscytujące. - Pomógł
Jaxomowi, który ostrożnie wyjmował Kroniki z worków. - Jest też bardzo zainteresowany
tobą i Ruthem.
- Co mu naopowiadałeś? - zapytał Jaxom głosem, który Piemur prywatnie nazywał
tonem Lorda Warowni.
- Ja? Nic takiego, co mogłoby wzbudzić twój gniew, przyjacielu - zapewnił go
pospiesznie. Jaxom ciągle jeszcze był przewrażliwiony na punkcie Rutha. - Większość czasu
recytowałem opowieść o przejażdżce Lessy, a on powiedział, że należy o tym układać pieśni.
- Uśmiechnął się szeroko.
Podczas gdy Piemur mówił, Sebell rozglądał się po pokoju, przyglądając się
dziwnemu wystrojowi ścian. Sebell, w przeciwieństwie do Piemura, rzadko działał
pochopnie.
- I ten Siwsp przebywa tu od chwili, gdy nasi przodkowie wylądowali na Pernie? -
Sebell gwizdnął cicho i przeciągle. Popukał w jeden z pustych paneli i jeszcze raz rozejrzał
się po pokoju. - Gdzie przechowuje swoje kroniki? Jaxom powiedział, że pokazał też
zadziwiające obrazy z naszej przeszłości.
- Siwspie, opowiedz im o tym - rozkazał Piemur zarozumiale, pragnąc zobaczyć, jak
Sebell lub Menolly, która właśnie weszła, zareagują na tę rzecz. - Siwsp? - ponaglił, gdy
maszyna milczała. - To jest Sebell, Mistrz Harfiarz Pernu, następca Mistrza Robintona, a to
Mistrzyni Menolly, najzdolniejsza kompozytorka Pernu. - Kiedy Siwsp nadal nie odpowiadał,
Piemur poczuł, że wzbiera w nim irytacja. - Przynieśli ci Kroniki.
Siwsp pozostał niemy.
- Może zużył całą energię zawartą w słonecznych panelach - tłumaczył Piemur
usiłując zachować lekki ton, a jednocześnie zastanawiał się, jak można zmusić Siwspa do
odpowiedzi. Spojrzał spode łba na obojętny ekran i zielone światełko mrugające w rogu. To
przeklęte urządzenie było włączone, więc musiało słyszeć. - Nie rozumiem - powiedział
zmieszany. - Ze mną gadał bez przerwy. Tuż przed waszym przybyciem... Och, na Skorupy! -
Uderzył się dramatycznie dłonią w czoło. - Ani ty, Sebellu, ani Menolly nie zostaliście
jeszcze wpisani na jego listę.
- Jaką listę? - zapytał Jaxom, marszcząc brwi z irytacją. Piemur westchnął ze
zmęczenia i osunął się na najbliższy stołek.
- Chodzi o listę osób upoważnionych do porozumiewania się z nim. Mistrz Robinton i
inni postanowili ograniczyć liczbę tych, którzy mają dostęp do Siwspa.
- Ale ja tu byłem! - wykrzyknął Jaxom.
- Och, prawdopodobnie będzie z tobą rozmawiał, jak tylko Sebell i Menolly wyjdą.
Ustalono, że Siwsp może dopisać kogoś do listy upoważnionych jedynie wtedy, gdy
jednocześnie pozwolą na to Przywódca Weyru, Lord i Mistrz Cechu.
- Przecież jestem Lordem Ruathy... - zaczął Jaxom.
- Ale Piemur nie jest jeszcze Mistrzem i nie ma tu żadnego Przywódcy Weyru. -
Menolly cicho się roześmiała. - Siwsp robi dokładnie to, co mu polecono, a to więcej niż
można by kiedykolwiek spodziewać się po tobie. - Uśmiechnęła się do Piemura łagodząc
przyganę.
- Tak, ale teraz jest cicho i spokojnie, więc to najlepsza pora, by Siwsp zaznajomił się
z naszą historią. Potem wróci Fandarel i całkowicie zajmie jego uwagę sprawami
technicznymi - powiedział Piemur rozcierając twarz. Był już bardzo zmęczony po tak
podniecającym, pełnym wrażeń dniu.
- Ale ja jestem na tej liście, prawda? - zapytał Jaxom nieco opryskliwie.
- Tak. Ty, ja, Jancis, Mistrz Robinton, wszyscy, którzy tu byli, kiedy Siwsp się
obudził.
- I rozmawiał z tobą, gdy byłeś sam w pokoju - upewnił się Jaxom. - Sebellu, Menolly
zechcecie mi wybaczyć? Może gdybyście wyszli, Siwsp się odezwie, a ja przekażę mu
Kroniki.
- Nie zrani to naszych uczuć - odparła Menolly, spoglądając na Sebella, który skinął
głową na znak, że się z nią zgadza. Zdrowy rozsądek i zrównoważone usposobienie Sebella
były dwoma z wielu powodów, dla których go kochała i szanowała. - Teraz się prześpimy.
Ty, Piemurze, też powinieneś odpocząć, bo wygląda na to, że masz dosyć na dziś. Ty i Sebell
idźcie spać do Mistrza Robintona, a ja dołączę do Jancis. Jeśli ten Siwsp czekał... ile to już
Obrotów powiedziałeś Jaxomie? Dwa i pół tysiąca? - myśl o tak długim czasie przyprawiła ją
o dreszcz - my też możemy poczekać do jutra.
- Nie powinienem zostawiać tego wszystkiego Jaxomowi - protestował słabo Piemur,
wyraźnie skuszony myślą o wyciągnięciu się na posłaniu. Ten ostatni kubek klahu wcale mu
nie pomógł pozbyć się zmęczenia.
Menolly wzięła go za rękę.
- Otulę cię tak, jak mojego synka. - Uśmiechnęła się słysząc jego zdegustowane
prychnięcie. - Gdy chodzi o dbanie o siebie, nie jesteś lepszy niż Mistrz Robinton. Idź teraz
spać. Ty też, Sebellu. Jutro... chociaż tutaj już jest jutro, prawda?... wszyscy będą biegać bez
sensu jak głupie whery. Przynajmniej my powinniśmy zachować spokój i opanowanie.
Kiedy drzwi zamknęły się cicho za nimi, Jaxom zwrócił się do Siwspa.
- Siwspie, jestem tu sam.
- Widzę.
- Nie odzywając się do tej pory, wypełniałeś rozkaz, prawda?
- To mój obowiązek.
- W porządku. A moim obowiązkiem jest pokazanie ci Kronik naszej historii, jak tego
chciał Mistrz Robinton.
- Proszę, połóż Kroniki drukiem w dół na oświetlonym blacie.
Ostrożnie, z pełną świadomością, że Mistrz Arnor, główny archiwista w Cechu
Harfiarzy, wypruje mu wnętrzności, jeśli uszkodzi choćby jedną z cennych stronic, Jaxom
otworzył pierwszą Kronikę: Obecne Przejście, Pierwszy Obrót, i położył na jaśniejącym
zielono panelu.
- Następna!
- Co? Ledwo miałem czas, żeby ją położyć! - wykrzyknął Jaxom.
- Skanowanie jest natychmiastowe, Lordzie Jaxomie.
- Zapowiada się długa noc - zauważył Jaxom i posłusznie otworzył Kronikę na
następnej stronie.
- Czeladnik Piemur powiedział, że twój biały smok jest wyjątkowym zwierzęciem i
wykazuje wiele niezwykłych umiejętności - nawiązał rozmowę Siwsp nie przerywając
skanowania.
- To prawda. I tym kompensuje fakt, że jest mały, biały i nie interesuje się łączeniem
w pary. - Jaxom zastanawiał się, czy Piemur nie powiedział czegoś złego o Ruthcie, chociaż
wiedział, że czeladnik darzy wielką sympatią zarówno jego samego, jak i białego smoka.
- Czy to prawda, że Ruth zawsze wie kiedy jest, i że podróżował w czasie?
- Wszystkie smoki mogą podróżować w czasie, przynajmniej w przeszłość - odparł
Jaxom nie zastanawiając się nad swoimi słowami, gdyż cała jego uwaga skupiona była na
ostrożnym i szybkim odwracaniu stron.
- Ale podobno loty pomiędzy w czasie są zabronione.
- Przede wszystkim są niebezpieczne.
- Dlaczego?
Jaxom wzruszył ramionami i dalej odwracał strony.
- Smok musi wiedzieć dokładnie, do kiedy się udaje, bo inaczej może wyjść z
pomiędzy w tym samym miejscu, w którym się znajdował w tym wcześniejszym czasie.
Uważa się, że wtedy zarówno smok jak i jeździec zginą. Poza tym lepiej nie udawać się w
miejsce, w którym się jeszcze nie było, czyli nie powinno się lecieć w przyszłość, ponieważ
nie wiadomo czy przypadkiem nie spotka się tam samego siebie. - Jaxom przerwał, by
rozprostować strony tam, gdzie oprawa trzymała je szczególnie ciasno. - Lot Lessy był
nadzwyczajnym wyczynem.
- To samo powiedział mi czeladnik Piemur. Odważny wyczyn, ale obawiam się, że
mógł mieć również negatywne konsekwencje. Teleportacja nigdy nie została w pełni
wyjaśniona, jednak z opowieści czeladnika wnioskuję, że nienormalnie długi okres spędzony
w takiej podróży powoduje zakłócenia świadomości. Czy ty i twój biały smok także lataliście
pomiędzy czasem?
- Tak - powiedział Jaxom obojętnie, mając nadzieję, że w ten sposób zakończy
dyskusję. Ale zaraz zdał sobie sprawę, że Siwsp, nie będąc człowiekiem, nie wyczuje niechęci
w jego tonie. - Jednak nie rozpowszechnialiśmy informacji o tym epizodzie.
- Zrozumiałem - odrzekł Siwsp, zaskakując Jaxoma. - Lordzie Jaxomie, czy
Anne McCaffrey Wszystkie Weyry Pern – tom 11 All the Weyrs of Pern Przekład Zuzanna Galińska Data wydania oryginalnego 1991 Data wydania polskiego 1998
Z całym szacunkiem dedykuję tę książkę doktorom Jackowi i Judy Cohenom, którzy tak wzbogacili moje życie.
Prolog Siwsp poczuł, że jego czujniki reagują na wznowienie dopływu energii z ogniw słonecznych umieszczonych na dachu budynku, w którym znajdowało się jego pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwiał zatykający je kurz i popiół wulkaniczny. Podczas ubiegłych dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu pięciu lat wydarzało się to na tyle często, że mógł podtrzymać funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie. Jak zwykle, sprawdził wszystkie główne obwody i nie znalazł żadnej usterki. Zewnętrzne wizjery pozostały zatkane, ale zdołał stwierdzić, że w pobliżu panuje pewna aktywność. Czyżby ludzie powrócili na Lądowisko? Odchodząc stąd, ludzie rozkazali mu znaleźć sposób na zniszczenie organizmu, określanego przez kapitanów mianem “Nici”. Jednak nie mógł tego dokonać, gdyż nie otrzymał wystarczających informacji. Tym niemniej priorytet nie został skasowany. Być może teraz, gdy ludzie wrócili, dostarczą mu nowych danych i będzie mógł wywiązać się z zadania. W miarę jak odkrywało się coraz więcej słonecznych ogniw, energia zaczęła wypełniać jego obwody elektryczne. Odsłanianie nie było przypadkowe, tak jakby przyczyną był tylko wiatr. Przypominało to raczej działalność człowieka. Energia słoneczna ładowała długo nie używane kolektory, a Siwsp rozprowadzał ją na wszystkie systemy i wykonywał szybkie testy. Został zaprojektowany tak, by przetrwać nawet najbardziej niesprzyjające warunki. Energia płynęła w nim cały czas, więc był gotowy do pracy jeszcze zanim odsłonięte do końca zewnętrzne czujniki. Ludzie wrócili na Lądowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfował nad ogromnymi przeciwnościami. Dzięki elementom optycznym Siwsp zauważył, że ludziom nadal towarzyszą stworzenia nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanały słuchowe przenikały także dźwięki. Były to takie głosy, jakie wydawał człowiek, ale miały dziwne brzmienie. Widocznie w języku nastąpiły zmiany. Tym niemniej Siwsp policzył, że od chwili lądowania minęło już dwa tysiące pięćset dwadzieścia pięć lat, więc mogło się zdarzyć absolutnie wszystko. Siwsp słuchał i tłumaczył, przymierzając zmienione samogłoski i zlane spółgłoski do wzorów mowy, które zostały w nim zaprogramowane. Organizował nowe dźwięki w
grupy i sprawdzał je w programie semantycznym. Nagle w zasięgu jego czujników pojawiło się ogromne białe stworzenie. Czyżby to był potomek pierwszego wytworu bioinżynierów? Siwsp wykonał szybką ekstrapolację z plików biolabu i doszedł do wniosku, że tak zwane smoki ewoluowały i miały się świetnie. Jednak gdy przeszukał wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazł informacji o białym zwierzęciu. Zaczął powoli rozumieć, że ludzkość nie tylko przetrwała ponad dwadzieścia pięć wieków Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitła. Siwsp wcale się temu nie dziwił. Wiedział, że człowiek zawsze dąży do przeżycia nawet tam, gdzie inni ulegają. Jeśli ludzie mogli wrócić na Południowy Kontynent, to może udało im się także zniszczyć pasożytniczy organizm? Byłoby to nie lada osiągnięciem. Czym więc zajmie się teraz on, Siwsp, jeżeli ten problem został już rozwiązany? Jednak ludzkość, ze swoją nienasyconą ciekawością i niepokojem, niewątpliwie znajdzie nowe zadania, których Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania mogłaby się podjąć. Siwsp wiedział ze swoich banków pamięci, że ludzie nie są gatunkiem łatwo wpadającym w samozadowolenie. Wkrótce ci, którzy pracują nad oczyszczeniem zalegającego od stuleci kurzu, odkryją cały budynek i dotrą do niego. Musi, oczywiście, zareagować tak, jak polecał mu program. Siwsp czekał.
Rozdział I Obecne (dziewiąte) przejście, 17 obrót Zanim Siwsp skończył opowiadać o pierwszych dziewięciu latach kolonizacji Pernu, słońce, które osadnicy nazwali Rukbat, zaszło niezwykle pięknymi kolorami, chociaż chyba żaden z pełnych szacunku słuchaczy historii przedstawionej przez Sztuczną Inteligencję o Werbalnym Systemie Porozumiewania nie zwrócił na to uwagi. W czasie, gdy melodyjny głos Siwspa wypełniał pomieszczenie i przenikał do holu, ludzie napływali jak przyciągnięci magnesem. Rozpychali się i przeciskali, by słuchać opowieści i choć rzucić okiem na niewiarygodne ruchome obrazy, którymi ten dziwny stwór ilustrował swoje słowa. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechów, pospiesznie wezwani przez posłańców - jaszczurki ogniste - bez skargi tłoczyli się w dusznym pomieszczeniu maszyny. Lord Jaxom z Ruathy poprosił swojego białego smoka, Rutha, by powiadomił o odkryciu Przywódców Weyru Benden, oni więc jako pierwsi dołączyli do Mistrza Harfiarza Robintona i Mistrza Kowala Fandarela. Lessa i F’lar cichutko przysiedli na stołkach, które ustąpili im Jaxom i Czeladnik Harfiarz Piemur. Piemur groźnie zamachał do swojej żony Jancis, gdy ta również chciała ustąpić miejsca i gestem nakazał Breidemu, który stał z rozdziawionymi ustami w drzwiach, by przyniósł dodatkowe stołki. F’nor, dowódca skrzydła w Benden, znalazł już skrawek przestrzeni tylko na podłodze, skąd musiał wyciągać szyję, żeby zobaczyć ekran. Jednak natychmiast historia pochłonęła go na tyle, że przestał zwracać uwagę na niewygody. W małym, zatłoczonym pomieszczeniu zrobiono jeszcze miejsce dla Lordów Groghe’a z Fortu, Asgenara z Lemos i Larada z Telgaru, ale w zamieszaniu odepchnięto Jaxoma aż pod drzwi. Ustawił się więc na straży i grzecznie, lecz stanowczo odmawiał następnym chętnym prawa do wejścia. Siwsp zwiększył siłę głosu tak, by mogli go słyszeć wszyscy, którzy stali na korytarzu. Wydawało się, że nikomu nie przeszkadza zaduch i ciasnota, zwłaszcza że po jakimś czasie ktoś pomyślał o podaniu wody, soku z czerwonych owoców i pasztecików z mięsem. Ktoś inny otworzył okna w korytarzu, zapewniając przepływ powietrza, chociaż niewiele z niego docierało do pomieszczenia Siwspa. - Ostatnia wiadomość, którą otrzymałem od kapitana Keroona potwierdzała, że Warownia Fort działa. Przyjąłem tę wiadomość o 17:00, czwartego dnia dziesiątego miesiąca, jedenaście lat po Lądowaniu. Kiedy Siwsp zamilkł, zapadła głęboka i pełna namaszczenia cisza. W końcu
oszołomieni ludzie zaczęli się poruszać. Mistrz Harfiarz Robinton też doszedł do siebie i, czując, że do niego należy obowiązek zareagowania na te niespodziewane historyczne objawienia, zabrał głos jako pierwszy. - Jesteśmy ci niezwykle zobowiązani za przekazanie nam tej zdumiewającej opowieści. - Robinton przemawiał z wielką pokorą i najgłębszym szacunkiem. Przez pokój i korytarz przeszedł zgodny pomruk. - Straciliśmy tak dużo z naszej wczesnej historii. Została ona właściwie zredukowana do mitów i legend. Wyjaśniłeś wiele z tego, co nas intrygowało. Ale dlaczego twoja opowieść urywa się tak nagle? - Autoryzowani operatorzy nie dostarczali dalszych informacji. - Dlaczego? - Nie udzielono mi wyjaśnień. Ponieważ nie otrzymałem kolejnych instrukcji, kontynuowałem obserwacje do czasu, gdy ogniwa słoneczne zostały zasypane, a poziom energii zredukowany do minimum niezbędnego dla działania części centralnej. - Te ogniwa są źródłem twojej mocy? - spytał Fandarel, a jego basowy głos aż grzmiał z entuzjazmu. - Tak. - A obrazy? Jak to zrobiłeś? - zazwyczaj powściągliwy Fandarel nie krył podniecenia. - Nie znacie urządzeń nagrywających? - Nie. - Fandarel potrząsnął z rozgoryczeniem głową. - Tak jak wielu innych cudów, o których wspominałeś. Czy możesz nas nauczyć tego, co zapomnieliśmy? - Jego oczy błyszczały wyczekująco. - Banki pamięci zawierają informacje na temat Inżynierii Planetarnej i Kolonizacji oraz wielokulturowe i historyczne katalogi, które Administratorzy Kolonii uważali za istotne. Zanim Fandarel mógł sformułować kolejne pytanie, F’lar podniósł rękę. - Z całym szacunkiem, Mistrzu Fandarelu, wszyscy mamy pytania do Siwspa. - Odwrócił się i skinął na Mistrza Esselina i wszędobylskiego Breide’a. - Proszę opróżnić korytarz, Mistrzu Esselinie. Nikt nie może wejść do tego pokoju bez wyraźnego pozwolenia jednej z obecnych tu teraz osób. Czy to jasne? - spoglądał surowo na obu mężczyzn. - Tak jest, Przywódco Weyru, zupełnie jasne - odpowiedział służalczo Breide. - Oczywiście, Przywódco Weyru, z pewnością, Przywódco Weyru - potakiwał Mistrz Esselin, kłaniając się za każdym razem, kiedy wymawiał tytuł F’lara. - Breide, nie zapomnij przekazać raportu z dzisiejszego wydarzenia Lordowi Torikowi - dodał F’lar, doskonale zdając sobie sprawę, że Breide zrobiłby to nawet bez jego pozwolenia. - Esselinie, przynieś kosze żarów do oświetlenia sali i przyległych pokoi, kilka
połówek lub materacy, a także koce i jedzenie. - I wino. Nie zapominaj o winie, F’larze - zawołał Robinton. - Bendeńskie wino, jeśli można, Esselinie, dwa bukłaki. Praca, która tu czeka, z całą pewnością przyprawi nas o pragnienie - dodał lekkim tonem i uśmiechnął się łobuzersko do Lessy. - Och, Robintonie, nie wypijesz dwóch pełnych bukłaków - napomniała go surowo Lessa. - Widzę, co ci chodzi po głowie. Oszczędzaj się, bo miałeś aż za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Ja też jestem oszołomiona. - Pani Lesso - odezwał się Siwsp pojednawczo - zapewniam, że każde słowo, które usłyszałaś, jest prawdziwe. Lessa zwróciła się w stronę ekranu pokazującego te wszystkie cuda: wizerunki ludzi, którzy przed wiekami obrócili się w proch, nieznane przedmioty... - Siwspie, nie wątpię w to, co nam opowiedziałeś, ale wątpię w moje zdolności zrozumienia chociaż połowy niezwykłości, które nam opisałeś i pokazałeś. - Pani, wiedz, że to, co sami osiągnęliście, graniczy z cudem - odrzekł Siwsp. - Poradziliście sobie z niebezpieczeństwem, które omal nie zabiło osadników. Czy te olbrzymie i wspaniałe stworzenia spoczywające na zboczach wzgórz, to potomkowie smoków, które stworzyła pani Kitti Ping Yung? - Tak - odpowiedziała Lessa z dumą posiadaczki. - Złota królowa to Ramoth... - Największy smok na całym Pernie - podpowiedział scenicznym szeptem Mistrz Harfiarz Robinton i puścił oczko. Lessa już zamierzała spiorunować go wzrokiem, ale zamiast tego roześmiała się. - Tak, rzeczywiście ona jest największa. - Spiżowy, który na pewno odpoczywa obok niej, to Mnementh, a ja jestem jego jeźdźcem - dodał F’lar uśmiechając się szelmowsko na widok skrępowania swojej towarzyszki życia. - Skąd wiesz, co znajduje się poza tym pokojem? - wypalił Fandarel. - Moje zewnętrzne czujniki już działają. - Zewnętrzne czujniki... - Fandarel umilkł zadziwiony. - A to białe? - pytał dalej Siwsp. - To... - On - sprostował Jaxom stanowczo, ale bez urazy - nazywa się Ruth, a ja jestem jego jeźdźcem. - Nadzwyczajne. Raport bioinżynieryjny wskazywał, że miało być pięć odmian, bazujących na materiale genetycznym jaszczurek ognistych. - Ruth jest w porządku - odparł Jaxom. Już dawno przestał odczuwać urazę, gdy ktoś
podawał w wątpliwość zalety jego smoka. Ruth miał specjalne zdolności. - To część naszej historii - powiedział Robinton uspokajająco. - Ale z jej opowiadaniem zaczekamy, aż niektórzy z nas odpoczną - twardo oznajmiła Lessa, rzucając harfiarzowi jeszcze jedno surowe spojrzenie. - Pani, powściągnę swoją ciekawość - odezwał się Siwsp. Lessa podejrzliwie popatrzyła na pociemniałą powierzchnię ekranu. - Odczuwasz ciekawość? A co masz na myśli mówiąc do mnie “pani”? - Nie tylko ludzie zbierają informacje. “Pani” to tytuł wyrażający szacunek. - Siwspie, szacunek wobec Lessy wyraża się nazywaniem jej Władczynią Weyru - wyjaśnił uprzejmie F’lar. - Albo jeźdźczynią Ramoth. - A jak mówić do ciebie, panie? - Jestem Przywódcą Weyru lub jeźdźcem Mnementha. Poznałeś już Mistrza Harfiarza Robintona, Czeladnika Harfiarza Piemura, Mistrza Kowala Jancis i Lorda Jaxoma z Warowni Ruatha, ale pozwól, że teraz ci przedstawię Mistrza Kowala Fandarela, Lorda Groghe’a z Warowni Fort, o której zawsze wiedzieliśmy, że została założona jako pierwsza... - F’lar ukrył uśmiech na widok skromnej miny Groghe’a - chociaż, oczywiście, nie wiedzieliśmy dlaczego. A to Larad, Lord Telgaru, i Lord Lemosu, Asgenar. - Lemos? Coś podobnego! - Ale zanim słuchacze zdążyli zareagować na lekkie zdziwienie w głosie Siwspa, ten mówił dalej. - Dobrze wiedzieć, że imię bohaterskiej Sallah Telgar Andiyvar przetrwało. - Straciliśmy wiedzę o znaczeniu imion - mruknął Larad. - Ale radujemy się, że poświęcenie Sallah i jej męża, Tarviego nie odeszło w zapomnienie. - Siwspie - odezwał się F’lar, stając na wprost ekranu - mówiłeś, że próbowałeś odkryć skąd pochodzą Nici i jak je zniszczyć. Doszedłeś do jakichś wniosków? - Tak. Przez ostatnie tysiąclecie dowiedziałem się kilku rzeczy. Organizm zwany Nicią jest w jakiś sposób połączony z planetką, która, w afelium, przebiega przez obłok Oorta, a gdy dociera do peryhelium, pociąga za sobą materię spoza orbity waszej ostatniej planety. Wówczas ten ciągnący się obłok wydala część swego brzemienia w przestrzeń kosmiczną wokół Pernu. Obliczenia przeprowadzone po lądowaniu wskazywały, że za każdym razem będzie to trwało około pięćdziesięciu lat, po czym materiał ściągnięty przez planetkę wyczerpie się. Osadnicy wyliczyli również, że to zjawisko będzie nawracać co mniej więcej dwieście pięćdziesiąt lat, z dokładnością do dziesięciu. F’lar rozejrzał się wokół siebie sprawdzając, czy ktokolwiek zrozumiał o czym mówi Siwsp.
- Z całym szacunkiem, Siwspie, nie rozumiemy twoich wyjaśnień - powiedział z żalem harfiarz. - Dużo czasu upłynęło odkąd admirał Benden i gubernator Boll poprowadzili osadników na północ. Obecnie mamy siedemnasty Obrót... ty, jak mi się wydaje, nazywasz to rokiem Dziewiątego Przejścia Czerwonej Gwiazdy. - Zapisałem. - Zawsze uważaliśmy - dodał F’lar - że Nici przychodzą z Czerwonej Gwiazdy. - To nie jest gwiazda. Chodzi o zabłąkaną planetę, która prawdopodobnie z jakiegoś powodu wyrwała się ze swojego rodzinnego systemu i podróżowała przez przestrzeń kosmiczną do czasu, aż przyciągnęła ją siła grawitacji waszego słońca, Rukbatu. A materia, którą nazywacie Nicią, nie pochodzi z powierzchni planety. Jej źródłem jest obłok Oorta. - A co to jest ten obłok Oorta? - spytał Mistrz Fandarel. - Holenderski astronom Jan Oort odkrył, że istnieją obłoki sformowane z materii komet okrążające gwiazdę po orbicie bardziej od niej oddalonej niż orbita najdalszej planety. Tego rodzaju obłoki otrzymały nazwę obłoków Oorta, od nazwiska odkrywcy. Materia komet przenika z obłoku do wnętrza systemu. W przypadku Rukbatu, część tej materii to jajowate ciała o twardych skorupach, które zmieniają się w szczególny sposób. Zrzucając zewnętrzną powłokę i słabnąc w zetknięciu z górną warstwą atmosfery, spadają na powierzchnię Pernu jako to, co zostało określone terminem “Nici”. Przypominają żarłoczny organizm pożerający materię organiczną zbudowaną ze związków węgla. Fandarel zamrugał usiłując przyswoić sobie te informacje. - Cóż, sam pytałeś Mistrzu Fandarelu - zauważył Piemur złośliwie. - Siwspie, twoje wyjaśnienia tylko mieszają nam w głowach, gdyż nikt z nas nie posiada wystarczającej wiedzy, aby je zrozumieć - odezwał się F’lar, unosząc dłoń na znak, by mu nie przerywano. - Ale skoro ty, i jak przypuszczam nasi przodkowie, wiedzieliście, czym są Nici i skąd pochodzą, dlaczego nie zniszczyliście ich źródła? - Zanim doszedłem do powyższych wniosków, Przywódco Weyru, wasi przodkowie przenieśli się na Północny Kontynent i nie powrócili, żeby przyjąć raport. Pokój wypełniła cisza pełna poczucia rozpaczy i przegranej. - Ale my tu jesteśmy - powiedział Robinton, prostując się na stołku. – I możemy wysłuchać raportu. - Jeśli go zrozumiemy - dodał F’lar żartobliwie. - Mam programy edukacyjne ze wszystkich dziedzin nauki, chociaż nadrzędnym rozkazem, wydanym mi przez kapitanów Keroona i Tilleka, jak również admirała Bendena i gubernator Boli, było zbieranie informacji i odkrycie sposobu zniszczenia Nici.
- Czyli usunięcie zagrożenia jest możliwe? - zapytał F’lar, zachowując obojętny wyraz twarzy, by nie zdradzić nadziei, którą odczuwał. - Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru. Wszyscy obecni spojrzeli na maszynę z niedowierzaniem. - Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru - powtórzył Siwsp - ale będzie wymagać olbrzymiego wysiłku zarówno od was, jak i od wszystkich mieszkańców Pernu. Najpierw musicie przyswoić sobie język naukowy i nauczyć się wykorzystywać nowoczesną technologię. Następnie trzeba uzyskać dostęp do głównych banków pamięci “Yokohamy”, aby poznać nowe pozycje asteroidów. Dopiero wtedy będzie można przystąpić do likwidacji Nici. Najprawdopodobniej zdołamy tego dokonać. - Mówisz o możliwości, o prawdopodobnym rezultacie? - F’lar podszedł do maszyny i oparł ręce po obu stronach delikatnie jarzącego się ekranu. - Zrobiłbym wszystko, absolutnie wszystko, aby uwolnić Pern od Nici! - Jeśli jesteście przygotowani na to, aby odzyskać utraconą wiedzę i doskonalić ją, będzie można tego dokonać. - A ty nam pomożesz? - Likwidację Nici na Pernie zaprogramowano mi jako najwyższy priorytet. - Na pewno nie jest dla ciebie tak ważny, jak dla nas! - wykrzyknął F’lar, a F’nor gorąco mu przytaknął. Lordowie Warowni wymienili spojrzenia, wyrażające nadzieję walczącą ze zdumieniem. Całkowite zniszczenie Nici było tym, co F’lar obiecał im dziewiętnaście Obrotów temu, zanim został Przywódcą jedynego Weyru Pernu, jaki wówczas istniał. Tylko eskadry odważnych smoków i jeźdźców Bendenu broniły ludzkości na Pernie przed zagładą lub powrotem do prymitywnego myślistwa i zbieractwa, gdy po upływie czterystu Obrotów od ostatniego bliskiego Przejścia Czerwonej Gwiazdy Nici niespodziewanie znów zaczęły opadać. Zrozpaczeni Lordowie Warowni w pierwszej chwili obiecali pomoc i zastosowanie się do wszystkich wymagań F’lara. Jednak borykając się z naglącymi potrzebami wymuszanymi przez Przejście, szybko o tym zapomnieli i zaczęli się buntować. Ale potem jeszcze szybciej pojęli, że tylko jeźdźcy smoków, pełniąc swoją odwieczną służbę, mogą uratować planetę. Jaxom, jako jeździec smoka i zarazem Lord Warowni, najlepiej rozumiał F’lara. Nie miał wątpliwości, że Przywódca Weyru Benden rzeczywiście zamierza dokonać tego, co obiecał, i że zrobi wszystko, aby na zawsze uwolnić Pern od Nici. - Czeka nas dużo pracy - powiedział żwawym tonem Siwsp. “Zachowuje się tak”, pomyślał Mistrz Robinton “jakby odczuwał ulgę mając zajęcie
po tej długiej przerwie.” - Wasze Kroniki, Mistrzu Robintonie i Mistrzu Fandarelu, będą miały niezmierną wartość przy ocenie zarówno tego, co się zdarzyło w przeszłości, jak i obecnego poziomu wiedzy. Gdy poznam historię osadnictwa, będzie mi łatwiej przystosować programy edukacyjne. - Cech Harfiarzy pilnie prowadził Kroniki - oznajmił Robinton z zapałem - chociaż najstarsze z nich są już nieczytelne. Przecież minęły tysiące Obrotów. Ale uważam, że Kroniki z ostatnich dwudziestu Obrotów obecnego Przejścia dostarczą ci wystarczająco wiele informacji. Jaxom, czy ty i Ruth zechcielibyście polecieć po nie do siedziby Cechu Harfiarzy? Młody Lord Warowni Ruatha natychmiast wstał. - Sprowadź też Sebella i Menolly - dodał Robinton, rzucając spojrzenie na F’lara, który potwierdził jego prośbę, stanowczym skinieniem głowy. - W Kronikach mojego Cechu - zaczął Fandarel, pochylając się do przodu i wykręcając wielkie dłonie w niezwykłym dla niego geście napięcia - brakuje tak wielu słów i wyjaśnień... Być może nawet zapisano w nich coś o tym obłoku Oorta, ale nie zrozumieliśmy tego. Gdybyś potrafił nam powiedzieć, jakich słów brakuje lub co zostało przeinaczone, udzieliłbyś nam olbrzymiej pomocy w doskonaleniu naszej wiedzy. - Chciał mówić dalej, ale Mistrz Robinton położył mu dłoń na ramieniu nakazując milczenie, gdyż w korytarzu rozległ się głos zaaferowanego Mistrza Esselina. Słyszano, jak poleca sługom, by dostarczyli Jancis i Piemurowi jedzenie, kubki i bukłaki, a także zanieśli materace i koce do mniejszych pokoi. Jednak zobaczywszy, że F’nor odprawia go skinieniem głowy, pospieszył z powrotem korytarzem, poza zasięg słuchu. - Chwileczkę, drogi przyjacielu - powiedział Robinton, kiedy Fandarel chciał kontynuować swą prośbę o pomoc, i zwrócił się do maszyny: - Siwspie, zapewne posiadasz wszystkie informacje, które koloniści uważali za istotne, ale naprawdę nie sądzę, byśmy powinni udostępniać je bez właściwej rozwagi. - Chciałem powiedzieć to samo - przytaknął F’lar. - Rozwaga jest wbudowaną cechą tego modelu Siwspa, Mistrzu Harfiarzu, Przywódco Weyru. Musicie ustalić między sobą, komu udostępnić moje banki pamięci, i w jaki sposób może to być wam przydatne. Mistrz Harfiarz nagle jęknął i złapał się za głowę. Natychmiast podeszli do niego Lessa, Piemur i Jaxom, niespokojni o jego samopoczucie. - Czuję się dobrze, naprawdę - bronił się Robinton, machając z rozdrażnieniem rękami, by się cofnęli. - Czy zdajecie sobie sprawę z tego, czym będzie dla nas to źródło
wiedzy? - Z emocji jego głos brzmiał ochryple. - Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, jak bardzo może ono zmienić nasze życie. - Cały czas się nad tym zastanawiałem - odparł F’lar z ponurym uśmiechem. - Jeśli ten Siwsp wie o Niciach i Czerwonej Gwieździe coś, co może nam pomóc... - F’lar urwał, nadzieja była zbyt cenna, żeby głośno o niej mówić. - Potem uśmiechnął się krzywo i uniósł dłoń. - Przede wszystkim trzeba zdecydować, komu będzie wolno tu wchodzić. Tak jak zaznaczyłeś, Robintonie, Siwsp nie może być dostępny dla każdego. - To oczywiste - przytaknął Mistrz Robinton. Nalał sobie wina i pociągnął długi łyk. - Koniecznie musimy podjąć jakieś postanowienie. Jednak, biorąc pod uwagę ten tłum w pokoju, nie ma mowy, byśmy mogli ocenzurować odkrycie Siwspa, ani - dodał unosząc dłoń, aby uciszyć protesty - nie sądzę, że powinniśmy tak postąpić. Tym niemniej... - zakończył z przebiegłym uśmiechem - nie możemy pozwolić, aby każdy, kto tego zechce, wpadał tu i monopolizował... to... - Urządzenie - podpowiedział Piemur. - Kiedy plotka się rozejdzie, mnóstwo ludzi będzie chciało porozmawiać z Siwspem tylko po to, by móc się chwalić, że to zrobili, a nie dlatego, że doceniają jego znaczenie. - Piemurze, przynajmniej raz się z tobą zgadzam - odezwała się Lessa i rozejrzała się po pokoju. - Uważam, że już teraz znajduje się tu dość osób, które potrzebują dostępu do Siwspa. - Przerwała i popatrzyła surowo na Mistrza Robintona, który spojrzeniem pokazał, że podtrzymuje jej opinię. - Z pewnością my, Przywódcy Weyrów, Mistrzowie Cechów i Lordowie Warowni, jesteśmy reprezentantami ludności planety. Nikt nie może więc powiedzieć, że Siwsp jest zmonopolizowany przez jedną grupę. A może jest nas zbyt wielu. Siwsp, co o tym myślisz? - Nie. - Słysząc tak łatwą akceptację, Mistrz Harfiarz uradował się. A Siwsp mówił dalej: - W razie potrzeby zakres upoważnień może być rozszerzony lub ograniczony. A więc jeszcze raz. Następujące osoby - i tu przyjemnym barytonem wymienił imiona wszystkich obecnych w pokoju -... - Oraz Jaxom - szybko dodał Piemur przypomniawszy sobie, że młody Lord Warowni Ruatha poleciał wypełnić polecenie Robintona, a przecież ktoś musiał się upomnieć o prawa jednego z trzech odkrywców tej niesamowitej maszyny. -... i Lord Jaxom z Warowni Ruatha - uzupełnił Siwsp - są upoważnieni do wydawania mi rozkazów. Czy to się zgadza? Bardzo dobrze. Wzory głosów zostały zarejestrowane, łącznie z głosem Lorda Jaxoma, który zarejestrowałem wcześniej. Nie będę reagował na inne głosy, ani w obecności osób nieupoważnionych, chyba że rozkazy zostaną zmienione.
- Jako dodatkowe zabezpieczenie - zaproponował Mistrz Robinton - przy zmianie tej listy muszą być obecni: jeden z Przywódców Weyru, jeden Mistrz Cechu i jeden Lord Warowni. - Rozejrzał się, aby sprawdzić, czy taka formuła zostanie zaakceptowana. W tym momencie wpadł Esselin, by zapytać o rozkazy na noc. - Esselinie, przydziel najrozsądniejszych i najmniej ciekawskich z twoich ludzi do pilnowania drzwi budynku. Tylko Lord Jaxom i jego towarzysze mogą tu wejść dziś wieczorem. Zanim Esselin zdążył zapewnić F’lara o pełnej gotowości do wypełnienia poleceń, Fandarel i Larad wdali się w nerwową dyskusję o tym, który z Cechów będzie miał pierwszeństwo w nauce u Siwspa. - Musicie wiedzieć - odezwał się Siwsp głośno, zaskakując ich wszystkich - że stosunkowo łatwo można mnie rozbudować tak, abym wykonywał jednocześnie wiele prac. - Kiedy cisza się przedłużała, Siwsp dodał łagodniejszym, prawie przepraszającym tonem: - Oczywiście jeżeli zawartość Jaskiń Katarzyny jest nadal nienaruszona. - Masz na myśli jaskinie na południu? - zapytał Piemur. - Tak. - Na ekranie pojawiła się oszołamiająca różnorodność przedmiotów. - Tego właśnie potrzebujemy do zbudowania dodatkowych terminali. - Piemurze, twoje koralikowe płytki! - zawołała Jancis, łapiąc męża jedną ręką za rękaw, a drugą w podnieceniu wskazując ekran. - Masz rację - przyznał Piemur. - Siwspie, co to jest? Zdaje się, że są tam tego całe pudła, każde innego rodzaju. - To są karty komputerowe z układami scalonymi. - Słuchającym wydawało się, że wyważony ton Siwspa zdradza lekkie podniecenie. - Czy były tam także któreś z tych przedmiotów? - Na ekranie Siwspa pokazały się ekrany, które wyglądały jak jego mniejsze kopie, oraz prostokątne przedmioty podobne do tego, co Siwsp nazwał klawiaturą. - Owszem - powiedział Mistrz Robinton ze zdumieniem. - Kiedy zobaczyłem te rzeczy, owinięte grubą folią, nie miałem pojęcia, co to może być. - Jeśli zostało ich wystarczająco dużo, nie będzie sporów o dostęp do moich terminali. To resztki zwykłych procesorów. Wszystkie inne jednostki uruchamiane głosem zostały zapakowane w celu przetransportowania na północ i, jak się wydaje, zaginęły, ale te podstawowe modele doskonale posłużą naszym obecnym celom. Jeżeli napięcie będzie odpowiednie, można zmontować do dwunastu stacji, i wszystkie będą w stanie współpracować ze swoimi użytkownikami tak samo szybko, jak ze mną. Obecni znowu popadli w milczenie.
- Czy dobrze cię rozumiem? - zaczął Fandarel, odchrząknąwszy, bo z wrażenia zachrypł. - Możesz się podzielić na dwanaście części? - Tak. - W jaki sposób? - Fandarel domagał się wyjaśnień, z niedowierzania rozpościerając szeroko ramiona. - Mistrzu Kowalu, z pewnością nie ograniczasz się do jednego paleniska, albo kowadła, jednej kuźni, jednego ognia? - Oczywiście, że nie, ale mam wielu ludzi... - Urządzenie, które masz przed sobą również nie musi być pojedyncze. Można je powielić, i potem każdy nowy element będzie pracował samodzielnie. - Bardzo trudno to zrozumieć - przyznał Fandarel, rozcierając łysiejącą czaszkę i potrząsając głową. - Mistrzu Kowalu, przed tobą znajduje się maszyna, którą można podzielić, a każda część będzie działała samodzielnie. - Nie potrafię zrozumieć, jak to zrobisz, Siwspie, ale jeśli tak jest, z pewnością rozwiązałoby to problem priorytetów - powiedział Mistrz Robinton uśmiechając się radośnie. - Och, kwestie paradoksów z przeszłości, które teraz uda się poznać dzięki temu wspaniałemu urządzeniu! - Pociągnął długi łyk wina. - Już samo tworzenie osobnych narzędzi - mówił dalej Siwsp - dostarczy wam sporo wiedzy, którą będziecie musieli sobie przyswoić zanim będziecie gotowi do podjęcia głównej pracy, czyli zaplanowania, jak zniszczyć Nici. - W takim razie, zaczynajmy - wykrzyknął F’lar zacierając ręce. Po raz pierwszy w ciągu ostatnich wyczerpujących Obrotów obecnego Przejścia poczuł cień nadziei na lepszą przyszłość. - To pomieszczenie jest za małe, by mogło w nim pracować dwanaście osób - zauważył rozsądnie Lord Larad z Telgaru. - W tym budynku jest wiele pokoi - poinformował go Siwsp. - W istocie, byłoby dobrze, gdyby każdy mógł pracować ze mną w osobnym gabinecie, ale warto również przygotować jedną większą salę, poświęconą na wspólną naukę. Będziemy postępować systematycznie, zaczynając od początku - dodał, i nagle z otworu z boku głównego ekranu zaczęły się wysuwać karty z rysunkami. - Tego będziemy potrzebować do zainstalowania dodatkowych stanowisk, a to są plany przebudowy budynku, potrzebnej do ich pomieszczenia. Piemur, stojący najbliżej, brał kartki w miarę jak wysuwały się z maszyny. Jancis
przyszła mu z pomocą. - Wkrótce będziemy również potrzebowali materiału do drukarki - mówił dalej Siwsp. - Rolki powinny znajdować się w Jaskiniach Katarzyny z innymi częściami zamiennymi. Ale na razie możemy użyć papieru. - Papieru? - wykrzyknął Larad. - Papieru z miazgi drzewnej? - Jeśli nie ma niczego innego, taki papier też się nada. - Asgenarze, wydawałoby się - powiedział F’lar ze zduszonym śmiechem - że Mistrz Bendarek zdobył swoje umiejętności w samą porę. - Nie potraficie już uzyskiwać plastiku z silikatów? - zapytał Siwsp. Mistrz Robinton pomyślał, że usłyszał nutę zdziwienia w jego głosie. - Silikaty? - Mistrz Fandarel powtórzył nieznane słowo. - To tylko jedna z wielu umiejętności, jakie utraciliśmy - rozżalił się Robinton. - Ale będziemy się pilnie uczyć. Wypływ kart ustał, i sortując je, Piemur i Jancis zdali sobie sprawę, że było tam sześć kopii każdego rysunku. Kiedy ułożyli karty, popatrzyli po sobie z wyczekiwaniem. - Już nie dzisiaj - powiedziała Lessa stanowczo. - Skręcicie karki potykając się po ciemku w tych jaskiniach. Czekaliśmy tysiące Obrotów, więc możemy poczekać jeszcze do rana. I myślę, że wszyscy powinniśmy... - obróciła się na pięcie, aby przyszpilić Mistrza Harfiarza surowym wzrokiem - albo udać się do łóżka, albo wracać do domu. - Moja droga Władczyni Weyru - zaczął Robinton, prostując się. - Nic, absolutnie nic, włączając twoje najstraszniejsze groźby, nie zmusi mnie... - I nagle zwiotczał i osunął się. Piemur złapał kielich, zanim zdążył wypaść mu z dłoni. Podtrzymując Mistrza, uśmiechał się z zadowoleniem. - Oprócz, oczywiście, fellisowego soku, który dodałem do jego ostatniego kielicha wina - dokończył za Robintona. - Zabierzmy go do łóżka. F’lar i Larad natychmiast rzucili się na pomoc, ale Fandarel zatrzymał ich gestem wielkiej dłoni. Uniósł długie ciało harfiarza w ramionach i skinął na Jancis, żeby pokazała, gdzie go ułożyć. - Piemurze, nic się nie zmieniłeś, prawda? - powiedziała Lessa oskarżycielsko, usiłując spiorunować go wzrokiem. Jednak nie wytrzymała i rozpłynęła się w szerokim uśmiechu. Potem, ponieważ zastanawiała się, co maszyna pomyśli o tym, co zobaczyła, dodała: - Siwspie, Mistrz Harfiarz Robinton często pozwala entuzjazmowi wziąć górę nad troską o swoje zdrowie.
- Mogę monitorować stan zdrowia ludzi - powiedział Siwsp. - Mistrz Harfiarz objawiał znaczne podniecenie, ale to nie było nic groźnego. - Jesteś też uzdrowicielem? - wykrzyknął F’lar. - Nie, Przywódco Weyru, ale jestem wyposażony tak, aby nadzorować życiowe funkcje osób obecnych w pokoju. Przed startem do tego systemu gwiezdnego uaktualniono moją wiedzę medyczną. Może wasi specjaliści zechcą skorzystać z tych plików? - Mistrz Oldive musi tu przyjść gdy tylko będzie mógł! - zachwycił się F’lar. - Połowa planety musi tu przyjść - powiedziała Lessa cierpko i głośno westchnęła. - Wątpię, czy nawet dwanaście Siwspów wystarczy do wykonania wszystkich prac, które nas czekają. - A więc zorganizujmy się - zaproponował Fandarel, który właśnie wrócił po odniesieniu Robintona do łóżka. - Musimy opanować podniecenie i ukierunkować energię w najbardziej skuteczny sposób. - Rozległy się śmiechy, bo użył swojego ulubionego zwrotu. - Możecie się śmiać, ale wiecie, że skuteczna praca jest rozsądna i oszczędza czas, a dziś wieczorem zajęliśmy się zbyt wieloma sprawami naraz. Ten niespodziewany dar naszych przodków jest bardzo stymulujący, ale nie powinniśmy robić niczego pospiesznie. Wrócę teraz do telgarskiej siedziby Cechu, jeżeli F’nor i Canth będą tak uprzejmi i mnie zawiozą. Poczynię odpowiednie przygotowania, poszukam ludzi, którzy najlepiej się nadadzą do badania jaskiń i szukania potrzebnych materiałów, oraz takich, którzy być może zrozumieją rysunki, jakie otrzymaliśmy od Siwspa. Ale na dobre zaczniemy pracę dopiero jutro. F’norze, idziemy? - Unosząc pytająco krzaczaste brwi w kierunku jeźdźca brązowego smoka, uprzejmie kiwnął wszystkim głową, skłonił się przed ekranem, i wyszedł. - Chwileczkę, F’norze - powiedział Larad. - Ja też wracam do Telgaru. Asgenarze, przyłączysz się do nas? Asgenar rozejrzał się i uśmiechnął ze smutkiem. - Tak, lepiej też odjadę. Mam tyle pytań do Siwspa, jednak nie sądzę, bym w tej chwili potrafił sformułować rozsądnie choć jedno. Jutro sprowadzę ze sobą Bendarka. Lord Groghe, który mówił niewiele, ale przez cały czas był głęboko zamyślony, poprosił N’tona, żeby odwiózł go do Warowni Fort. - Jancis i ja zostaniemy tu na wypadek, gdyby Mistrz Robinton się obudził - powiedział Piemur Lessie i F’larowi. Na jego twarz powrócił łobuzerski uśmiech. - Ale nie martwcie się, nie zamierzam zadać moich ośmiu tysięcy pięciuset trzydziestu dwóch nie cierpiących zwłoki pytań za jednym zamachem. - W takim razie życzymy ci wszyscy dobrej nocy, Siwspie - rzekł F’lar, zwracając się
do ciemnego ekranu. - Dobranoc. - W pokoju ściemniało do ledwie widocznej poświaty, ale w lewym dolnym rogu ekranu pozostało jedno pulsujące zielone światełko. Dwie godziny później Jaxom i Ruth przybyli z obydwoma Mistrzami Harfiarzami, Sebellem i Menolly. Biały smok był obwieszony torbami. Dzięki klanowi, którego znacznie ubyło z dzbanów dostarczonych przez Esselina, Piemur zdołał nie zasnąć, ale Jancis drzemała. - Jedno z nas musi być jutro przytomne i zorganizować ludzi - powiedziała do swojego męża, młodego czeladnika harfiarskiego. - Radzę sobie z tym lepiej niż ty, kochany. - Pocałowała go, aby osłodzić tę dość nieprzyjemną uwagę. Piemur nie miał nic przeciwko temu: udając ojcowski pocałunek ułożył żonę na posłaniu w pokoju obok tego, w którym odpoczywał Mistrz Robinton, a potem wrócił do pokoju Siwspa. Wprawdzie Piemur obiecywał, że nie zarzuci Siwspa pytaniami, ale teraz, gdy został sam, nie mógł powstrzymać ciekawości. Jednak w pierwszej chwili nie potrafił sklecić nawet najprostszego zdania. Siedział więc niemy w półmroku pomieszczenia, z kubkiem klahu w jednej dłoni i dzbankiem obok, na stoliku. - Siwspie? - zaczął w końcu ostrożnie. - Słucham, Czeladniku Piemurze? Pokój pojaśniał wystarczająco, aby Piemur mógł widzieć wyraźnie. - Jak ty to robisz? - spytał, zaskoczony. - Panele, które ty i Mistrz Jancis odsłoniliście wczoraj, służą do pobierania energii słonecznej. Kiedy wszystkie panele zostaną odsłonięte, jedna godzina ostrego słońca dostarczy mi mocy na dwanaście godzin. - I od tej chwili twoja praca nie będzie przypominała niczego, do czego jesteś przyzwyczajony - zaśmiał się Piemur. - Mogę zadać pytanie? Zdaje się, że w ręcznych latarkach używacie świecącego żyjątka. Ale czy nie macie jakiegoś rodzaju elektrowni, na przykład wodnej? - Elektrowni? - czuły słuch Piemura pozwalał mu powtarzać poprawnie nieznane słowa. - Elektrownia wodna to duże urządzenie przetwarzające energię ruchomej wody w prąd elektryczny. - W telgarskiej siedzibie Cechu Kowali Mistrz Fandarel używa kół wodnych do
poruszania wielkich młotów i miechów, ale “elektryczny” jest nie znanym mi słowem. Chyba że to jest to, co Fandarel robi ze swoimi pojemnikami kwasu. - Pojemniki kwasu? Ma baterie? Piemur wzruszył ramionami. - Nie wiem jak to nazywa. Jestem harfiarzem. Cokolwiek znaczy termin “elektryczny”, Mistrz Fandarel będzie go uwielbiał, jeśli tylko tak nazwane narzędzie okaże się skuteczne. - Czy wyposażenie Mistrza Fandarela jest podobne do tego urządzenia? Ekran rozjaśnił się nagle ukazując rysunek koła wodnego. - Jest dokładnie takie samo. Skąd wiedziałeś? - To najprostsze rozwiązanie i dlatego najczęściej sieje stosuje. Czeladniku Piemurze, czy zbadałeś teren Lądowiska? - Nie musisz mnie tak tytułować, Siwspie. Proszę, zwracaj się do mnie po imieniu. - Nie będzie to odebrane jako brak szacunku? - Nie przeze mnie. Niektórzy Lordowie Warowni są trochę przeczuleni, ale nie dotyczy to Jaxoma, ani Larada, czy Asgenara. Lessa może być trudna, ale nie F’lar, czy F’nor, albo N’ton. Tak, zbadałem Lądowisko. Czego jeszcze powinienem szukać? Ekran pokazał skomplikowany mechanizm, umieszczony u stóp nadrzecznego wzgórza. - Nie ma tam teraz nic podobnego - powiedział Piemur. - Skoro Mistrz Kowal Fandarel już używa kół wodnych, można zbudować dalsze instalacje i nie będę musiał być uzależniony wyłącznie od ogniw słonecznych. Nowa instalacja pozwoli mi pobrać tyle mocy, ile będzie potrzeba do wykonania wszystkich prac, o których wspominaliśmy. - Nie przechowali twoich paneli w jaskiniach? - Nie. - Skąd możesz o tym wiedzieć? - Pewność siebie, wykazywana przez maszynę, irytowała Piemura. Przecież ta... inteligencja nie może mieć zawsze racji. - W mojej pamięci zapisano listę przedmiotów złożonych w Jaskiniach Katarzyny. Nie ma na niej dodatkowych paneli energetycznych. - Musi być miło wiedzieć wszystko - żachnął się Piemur. - Przy programowaniu systemu Siwsp jednym z podstawowych wymagań jest dokładność. Dysponuję ogromną bazą danych. Ty byś to nazwał “wiedzą”. Ale niech ci się nie wydaje, że baza danych może zawierać “wszystko”, chociaż posiadam wystarczająco dużo
informacji, by zrealizować program. - Harfiarz też musi być dokładny - powiedział Piemur cierpko. Dla Piemura dążenie Mistrza Fandarela do skuteczności miało swoją śmieszną stronę., jednak, tak jak wszyscy, ufał staremu Kowalowi. Nie był pewien, czy można mieć podobne zaufanie do rzetelności Siwspa. - Harfiarz... to osoba, która gra na harfie, instrumencie muzycznym? - spytał Siwsp. - Tym też się zajmuję - wyjaśnił Piemur. Gdy zdał sobie sprawę, że Siwsp nie wie zbyt wiele o dzisiejszym Pernie, jego kapryśny humor się ocknął. - Jednak głównym zadaniem Cechu Harfiarzy jest nauczanie, zapewnienie łączności i, jeżeli potrzeba, sprawowanie sądów oraz arbitrażu. - A dostarczanie rozrywki? - To też... Jest to również dobry sposób uczenia. Wielu harfiarzy wyłącznie uczy, ale im kto jest bardziej uzdolniony i wykształcony, tym więcej ma obowiązków. Byłoby zarozumialstwem z mojej strony uzurpować sobie prawo Mistrza Robintona do objaśnienia cię w tym względzie. Chociaż, w rzeczywistości, nie jest on już najwyższym Mistrzem Harfiarzem Pernu. Obecnie ten tytuł przysługuje Sebellowi, ponieważ Mistrz Robinton przeszedł ciężki atak serca i został zmuszony do odejścia z aktywnej służby w Cechu Harfiarzy. Oczywiście nie możesz przez to rozumieć, że on się pogodził z decyzją uzdrowicieli, chociaż uprzejmie przeniósł się do Warowni Cove. Jednak bardzo aktywnie uczestniczył we wszystkim, co się działo, odkąd Jaxom odkrył Lądowisko i Łąkę Statków, a potem jaskinie. - Piemur urwał, zdając sobie sprawę, że bardzo się rozgadał, bo jak zwykle, jego głównym celem było wywarcie wrażenia na rozmówcy. Ale tym razem odczuwał również silną potrzebę udowodnienia sobie, że pojawienie się tej wyższej inteligencji nie umniejsza jego własnej wartości. - Sebell, obecny Mistrz Harfiarz całego Pernu, jest w drodze z Kronikami - mówił dalej, gdy się już opanował. - Przyjedzie tu również Menolly. Mogą wydać ci się bardzo młodzi, ale są obecnie najważniejszymi ludźmi w Cechu Harfiarzy. - Potem dodał z szacunkiem: - Musisz jednak wiedzieć, że Mistrz Robinton jest najbardziej poważanym i szanowanym człowiekiem na Pernie. Smoki uratowały go od śmierci. Taki jest ważny. - A więc smoki były udanym eksperymentem? - zapytał Siwsp. - Eksperymentem? - Piemur poczuł się urażony, a potem uspokoił się i zaśmiał cicho, ze smutkiem. - Na twoim miejscu, w obecności Przywódców Weyrów nie nazywałbym smoków “eksperymentem”. - Dziękuję za radę.
Piemur przyglądał się przez długą chwilę ekranowi. - Mówisz poważnie, prawda? - Tak. Kultura i społeczeństwo Pernu ewoluowały i znacznie się zmieniły od wczesnych czasów kolonii. Muszę poznać nową etykietę, by uniknąć niepotrzebnych zadrażnień. Mówisz więc, że smoki stały się najważniejsze, wykraczając poza swoją początkową rolę w powietrznej obronie planety? - Są najważniejszymi stworzeniami na Pernie. Bez nich nie przeżylibyśmy. - W głosie Piemura zabrzmiała duma i wdzięczność. - Nie obraź się proszę, ale czy wolno pozostawiać przy życiu nietypowe egzemplarze? Piemur prychnął. - Masz na myśli Rutha? On i Jaxom to wyjątki... od wielu reguł. Jaxom jest Lordem Warowni i nie powinien był Naznaczyć smoka. Ale zrobił to, a ponieważ sądzono, że Ruth nie pożyje długo, pozwolono mu go hodować. - To jest całkowicie sprzeczne z tym, czego już zdążyłem się dowiedzieć. - Owszem, ale Ruth jest naprawdę wyjątkowy. Zawsze wie, kiedy jest w czasie. - Milczenie, w jakie zapadła maszyna usłyszawszy te słowa, pomogło Piemurowi zwalczyć swoje poczucie niższości. Udało mu się zabić Siwspowi klina. - Twoja uwaga jest niejasna. - Wiedziałeś, że smoki mogą przenosić się natychmiast pomiędzy jednym miejscem a drugim? - To była podstawowa umiejętność jaszczurek ognistych, z których materiału genetycznego bioinżynierowie wyewoluowali smoki. Poznaliśmy podobne zjawiska na zbadanych przez człowieka planetach. Niektóre obce gatunki posiadają umiejętność teleportacji. - Więc powiem ci, że smoki mogą się także poruszać pomiędzy jednym czasem a drugim. Udało się to Lessie na jej złotej królowej, a także Jaxomowi na Ruthcie - wyjaśnił Piemur uśmiechając się złośliwie. Był jednym z niewielu ludzi, którzy wiedzieli, kiedy i dlaczego Jaxom latał pomiędzy czasem. - Ale jest to niezwykle niebezpieczna umiejętność i surowo się odradza z niej korzystać. Ponadto niewiele smoków posiada poczucie czasu i przestrzeni takie, jak Ruth. Więc jeśli jeździec smoka lata pomiędzy czasem bez wyraźnego pozwolenia swojego Przywódcy Weyru, dobrze mu się za to dostaje, o ile oczywiście nie wpadł podczas lotu w tarapaty, bo wtedy już nikt go więcej nie zobaczy. - Czy byłbyś tak dobry i wytłumaczył mi, w jakich okolicznościach latanie pomiędzy
czasami jest dozwolone? Piemur zdążył już zwymyślać się za wspominanie o małej wycieczce Jaxoma. Powinien był zatrzymać się na przygodzie Lessy, która wpleciona już była w materię niedawnej historii. Zmienił więc temat na mniej drażliwy i opowiedział Siwspowi ze szczegółami historię bohaterskiego lotu Lessy i złotej smoczycy Ramom i o tym, jak sprowadziły pięć zaginionych Weyrów Pernu do teraźniejszości, aby ocalić ludzi żyjących w Obecnym Przejściu od unicestwienia. We własnych uszach opowiadanie brzmiało mu nadzwyczajnie, i chociaż Siwsp przez cały czas nie odezwał się ani słowem, Piemur wyczuł, że jego niezwykły słuchacz zapamiętał każde słowo. - Wyjątkowo odważny i śmiały wyczyn, godny upamiętnienia w pieśniach. Lessa ogromnie ryzykowała. Mogła zagubić w czasie zarówno siebie, jak i swoją królową Ramoth. Oczywiście rezultaty usprawiedliwiły tę podróż - stwierdził w końcu Siwsp. W tych słowach było więcej pochwały, niż Piemur spodziewał się usłyszeć. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Udało mu się wywrzeć wrażenie na tej maszynie. - Wspomniałeś - Siwsp zmienił temat - że Długi Interwał spowodował upadek autorytetu Weyrów i ich znaczenia w społeczeństwie. - Czy wiesz, ile razy następowały podobne zakłócenia cyklu? - Cyklu? - Tak. Ile razy zbliżenie tego ciała niebieskiego, które nazywacie Czerwoną Gwiazdą, nie sprowadziło Nici na Pern? - Ach, masz na myśli liczbę Długich Przerw? Były dwie. Niewiele o tym wiemy. Dlatego aż do czasu, kiedy nastąpił pierwszy Opad w tym Przejściu, prawie wszyscy byli pewni, że Nici zniknęły na zawsze. Nagle złota jaszczurka Piemura, owinięta luźno wokół jego szyi, gdzie było jej ulubione miejsce, uniosła się i pisnęła ostrzegawczo. - Czujniki rejestrują, że ta narośl na twojej szyi jest w rzeczywistości jakimś żywym stworzeniem wczepionym w ciebie. - Och, to tylko Farli, moja królowa, jaszczurka ognista. - Te stworzenia pozostały z wami w kontakcie? - I tak, i nie. - Piemur nie sądził, że będzie mieć czas, aby przekazać Siwspowi współczesną historię jaszczurek ognistych. - Właśnie powiedziała mi, że Ruth i Jaxom wrócili z Kronikami oraz z Sebellem i Menolly. - Piemur wypił resztę klahu z kubka. - A więc dowiesz się wszystkiego, co się zdarzyło podczas obecnego Przejścia. I chociaż nasze życie wcale nie było nudne, twoja historia na pewno jest o wiele bardziej interesująca.
Piemur usłyszał cichą rozmowę w końcu korytarza i pobiegł do wyjścia na wypadek, gdyby strażnicy Esselina okazali się nadgorliwi. Przeszedł zaledwie parę kroków, kiedy Jaxom, Sebell i Menolly, zgięci pod ciężarem worów, które nieśli, wkroczyli na korytarz. Menolly, z ciemnymi włosami ciągle jeszcze potarganymi od skórzanego hełmu, natychmiast spytała: - Gdzie jest Mistrz Robinton? - Rozejrzała się wokół siebie, niespokojna o swego mentora. - Tutaj, Menolly - uspokoił ją Piemur. - Przecież dbamy o niego. Wepchnęła mu w ręce ciężki worek i wbiegła do pokoju, gdzie spał Robinton, aby upewnić się, że nic mu nie jest. - Zostawili cię samego, abyś opiekował się Siwspem? - zapytał Jaxom szeptem. - Poznałeś już wszystkie sekrety wszechświata? Piemur prychnął. - W końcu to ja odpowiadałem na jego... na pytania tej rzeczy. Ale, mimo wszystko, było to interesujące - wyjaśnił Piemur. - I dałem mu... ee... parę dobrych rad. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Spełniałem swój obowiązek harfiarza. Sebell, którego cera wydawała się jeszcze bardziej brązowa w słabo oświetlonym korytarzu, uśmiechnął się łagodnie do Piemura, co dodało uroku jego przystojnej, inteligentnej twarzy. - Jaxom mówił, że wasz Siwsp opowiada o tym, czym byliśmy i czym możemy być takie historie, o jakich nie śniło się nawet najlepszym harfiarzom. - No cóż, podejrzewam, że Siwsp równie dobrze może przysporzyć więcej problemów niż ich rozwiązać - powiedział Piemur - ale gwarantuję, że będzie to ekscytujące. - Pomógł Jaxomowi, który ostrożnie wyjmował Kroniki z worków. - Jest też bardzo zainteresowany tobą i Ruthem. - Co mu naopowiadałeś? - zapytał Jaxom głosem, który Piemur prywatnie nazywał tonem Lorda Warowni. - Ja? Nic takiego, co mogłoby wzbudzić twój gniew, przyjacielu - zapewnił go pospiesznie. Jaxom ciągle jeszcze był przewrażliwiony na punkcie Rutha. - Większość czasu recytowałem opowieść o przejażdżce Lessy, a on powiedział, że należy o tym układać pieśni. - Uśmiechnął się szeroko. Podczas gdy Piemur mówił, Sebell rozglądał się po pokoju, przyglądając się dziwnemu wystrojowi ścian. Sebell, w przeciwieństwie do Piemura, rzadko działał pochopnie.
- I ten Siwsp przebywa tu od chwili, gdy nasi przodkowie wylądowali na Pernie? - Sebell gwizdnął cicho i przeciągle. Popukał w jeden z pustych paneli i jeszcze raz rozejrzał się po pokoju. - Gdzie przechowuje swoje kroniki? Jaxom powiedział, że pokazał też zadziwiające obrazy z naszej przeszłości. - Siwspie, opowiedz im o tym - rozkazał Piemur zarozumiale, pragnąc zobaczyć, jak Sebell lub Menolly, która właśnie weszła, zareagują na tę rzecz. - Siwsp? - ponaglił, gdy maszyna milczała. - To jest Sebell, Mistrz Harfiarz Pernu, następca Mistrza Robintona, a to Mistrzyni Menolly, najzdolniejsza kompozytorka Pernu. - Kiedy Siwsp nadal nie odpowiadał, Piemur poczuł, że wzbiera w nim irytacja. - Przynieśli ci Kroniki. Siwsp pozostał niemy. - Może zużył całą energię zawartą w słonecznych panelach - tłumaczył Piemur usiłując zachować lekki ton, a jednocześnie zastanawiał się, jak można zmusić Siwspa do odpowiedzi. Spojrzał spode łba na obojętny ekran i zielone światełko mrugające w rogu. To przeklęte urządzenie było włączone, więc musiało słyszeć. - Nie rozumiem - powiedział zmieszany. - Ze mną gadał bez przerwy. Tuż przed waszym przybyciem... Och, na Skorupy! - Uderzył się dramatycznie dłonią w czoło. - Ani ty, Sebellu, ani Menolly nie zostaliście jeszcze wpisani na jego listę. - Jaką listę? - zapytał Jaxom, marszcząc brwi z irytacją. Piemur westchnął ze zmęczenia i osunął się na najbliższy stołek. - Chodzi o listę osób upoważnionych do porozumiewania się z nim. Mistrz Robinton i inni postanowili ograniczyć liczbę tych, którzy mają dostęp do Siwspa. - Ale ja tu byłem! - wykrzyknął Jaxom. - Och, prawdopodobnie będzie z tobą rozmawiał, jak tylko Sebell i Menolly wyjdą. Ustalono, że Siwsp może dopisać kogoś do listy upoważnionych jedynie wtedy, gdy jednocześnie pozwolą na to Przywódca Weyru, Lord i Mistrz Cechu. - Przecież jestem Lordem Ruathy... - zaczął Jaxom. - Ale Piemur nie jest jeszcze Mistrzem i nie ma tu żadnego Przywódcy Weyru. - Menolly cicho się roześmiała. - Siwsp robi dokładnie to, co mu polecono, a to więcej niż można by kiedykolwiek spodziewać się po tobie. - Uśmiechnęła się do Piemura łagodząc przyganę. - Tak, ale teraz jest cicho i spokojnie, więc to najlepsza pora, by Siwsp zaznajomił się z naszą historią. Potem wróci Fandarel i całkowicie zajmie jego uwagę sprawami technicznymi - powiedział Piemur rozcierając twarz. Był już bardzo zmęczony po tak podniecającym, pełnym wrażeń dniu.
- Ale ja jestem na tej liście, prawda? - zapytał Jaxom nieco opryskliwie. - Tak. Ty, ja, Jancis, Mistrz Robinton, wszyscy, którzy tu byli, kiedy Siwsp się obudził. - I rozmawiał z tobą, gdy byłeś sam w pokoju - upewnił się Jaxom. - Sebellu, Menolly zechcecie mi wybaczyć? Może gdybyście wyszli, Siwsp się odezwie, a ja przekażę mu Kroniki. - Nie zrani to naszych uczuć - odparła Menolly, spoglądając na Sebella, który skinął głową na znak, że się z nią zgadza. Zdrowy rozsądek i zrównoważone usposobienie Sebella były dwoma z wielu powodów, dla których go kochała i szanowała. - Teraz się prześpimy. Ty, Piemurze, też powinieneś odpocząć, bo wygląda na to, że masz dosyć na dziś. Ty i Sebell idźcie spać do Mistrza Robintona, a ja dołączę do Jancis. Jeśli ten Siwsp czekał... ile to już Obrotów powiedziałeś Jaxomie? Dwa i pół tysiąca? - myśl o tak długim czasie przyprawiła ją o dreszcz - my też możemy poczekać do jutra. - Nie powinienem zostawiać tego wszystkiego Jaxomowi - protestował słabo Piemur, wyraźnie skuszony myślą o wyciągnięciu się na posłaniu. Ten ostatni kubek klahu wcale mu nie pomógł pozbyć się zmęczenia. Menolly wzięła go za rękę. - Otulę cię tak, jak mojego synka. - Uśmiechnęła się słysząc jego zdegustowane prychnięcie. - Gdy chodzi o dbanie o siebie, nie jesteś lepszy niż Mistrz Robinton. Idź teraz spać. Ty też, Sebellu. Jutro... chociaż tutaj już jest jutro, prawda?... wszyscy będą biegać bez sensu jak głupie whery. Przynajmniej my powinniśmy zachować spokój i opanowanie. Kiedy drzwi zamknęły się cicho za nimi, Jaxom zwrócił się do Siwspa. - Siwspie, jestem tu sam. - Widzę. - Nie odzywając się do tej pory, wypełniałeś rozkaz, prawda? - To mój obowiązek. - W porządku. A moim obowiązkiem jest pokazanie ci Kronik naszej historii, jak tego chciał Mistrz Robinton. - Proszę, połóż Kroniki drukiem w dół na oświetlonym blacie. Ostrożnie, z pełną świadomością, że Mistrz Arnor, główny archiwista w Cechu Harfiarzy, wypruje mu wnętrzności, jeśli uszkodzi choćby jedną z cennych stronic, Jaxom otworzył pierwszą Kronikę: Obecne Przejście, Pierwszy Obrót, i położył na jaśniejącym zielono panelu. - Następna!
- Co? Ledwo miałem czas, żeby ją położyć! - wykrzyknął Jaxom. - Skanowanie jest natychmiastowe, Lordzie Jaxomie. - Zapowiada się długa noc - zauważył Jaxom i posłusznie otworzył Kronikę na następnej stronie. - Czeladnik Piemur powiedział, że twój biały smok jest wyjątkowym zwierzęciem i wykazuje wiele niezwykłych umiejętności - nawiązał rozmowę Siwsp nie przerywając skanowania. - To prawda. I tym kompensuje fakt, że jest mały, biały i nie interesuje się łączeniem w pary. - Jaxom zastanawiał się, czy Piemur nie powiedział czegoś złego o Ruthcie, chociaż wiedział, że czeladnik darzy wielką sympatią zarówno jego samego, jak i białego smoka. - Czy to prawda, że Ruth zawsze wie kiedy jest, i że podróżował w czasie? - Wszystkie smoki mogą podróżować w czasie, przynajmniej w przeszłość - odparł Jaxom nie zastanawiając się nad swoimi słowami, gdyż cała jego uwaga skupiona była na ostrożnym i szybkim odwracaniu stron. - Ale podobno loty pomiędzy w czasie są zabronione. - Przede wszystkim są niebezpieczne. - Dlaczego? Jaxom wzruszył ramionami i dalej odwracał strony. - Smok musi wiedzieć dokładnie, do kiedy się udaje, bo inaczej może wyjść z pomiędzy w tym samym miejscu, w którym się znajdował w tym wcześniejszym czasie. Uważa się, że wtedy zarówno smok jak i jeździec zginą. Poza tym lepiej nie udawać się w miejsce, w którym się jeszcze nie było, czyli nie powinno się lecieć w przyszłość, ponieważ nie wiadomo czy przypadkiem nie spotka się tam samego siebie. - Jaxom przerwał, by rozprostować strony tam, gdzie oprawa trzymała je szczególnie ciasno. - Lot Lessy był nadzwyczajnym wyczynem. - To samo powiedział mi czeladnik Piemur. Odważny wyczyn, ale obawiam się, że mógł mieć również negatywne konsekwencje. Teleportacja nigdy nie została w pełni wyjaśniona, jednak z opowieści czeladnika wnioskuję, że nienormalnie długi okres spędzony w takiej podróży powoduje zakłócenia świadomości. Czy ty i twój biały smok także lataliście pomiędzy czasem? - Tak - powiedział Jaxom obojętnie, mając nadzieję, że w ten sposób zakończy dyskusję. Ale zaraz zdał sobie sprawę, że Siwsp, nie będąc człowiekiem, nie wyczuje niechęci w jego tonie. - Jednak nie rozpowszechnialiśmy informacji o tym epizodzie. - Zrozumiałem - odrzekł Siwsp, zaskakując Jaxoma. - Lordzie Jaxomie, czy