mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Niedbał Anna - Zakaz

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Niedbał Anna - Zakaz.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 116 stron)

3 © Copyright by Anna Niedbał Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części niniejszej publikacji jest zabronione bez pisemnej zgody autora. Zabrania się jej publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży. Opracowanie graficzne | www.malowanienaśniadanie.pl Korekta | Barbara Wierzbicka, Ewa Fortuna Skład | Robert Hnatiuk ISBN 978-83-941907-0-5 Wydanie 1 Więcej informacji o książce na: http://www.annaniedbal.pl oraz http://www.facebook.com/fanpagezakaz

4 Jest oślepiona przez lęk, Życia i śmierci, i wszystkiego pomiędzy, Uśmiechamy się, gdy ona wypłakuje rzekę łez, Lustro, gdzie nie widzimy niczego prócz odbicia zbyt odległego nieba. She's blinded by the fear Of life and death and everything in between We smile when she cries a river of tears A mirror where we see nothing but a reflection of heaven too far away. H.I.M “Drunk on shadows”

5 Prolog. Widzę błękitną czystą głębię oceanu, która znajduje się na końcu przepaści oraz ostre, wystające skały, które mogą pokłuć twoje oczy od samego patrzenia. Moje źrenice są czerwone, włosy długie, rozpuszczone i rozwiane. Mam na sobie tylko przewiewną sukienkę, której biel komponuje się z moim jasnym odcieniem skóry. Pytasz, czy mam ochotę umrzeć? Dziewczyna z ironicznym uśmiechem podchodzi bliżej krawędzi, wdycha czyste powietrze do płuc. Zamyka oczy i daje prowadzić się swoimi zmysłom. Wydawać by się mogło to takie proste. jeden ruch...W y s t a r c z y Dla jednych stanę się przykładem odwagi, dla innych będę tchórzem. Ciężko określić człowieka, który popełnia samobójstwo, czyż nie? Trzeba wtedy brać pod uwagę całe jego życie i skupić się na powodach, przez które mógł je popełnić. Odpowiadając na Twoje pytanie… tak, mam ochotę umrzeć. jeden ruchW y s t a r c z y ł i jej ciało bezwładnie zaczęło spadać w dół... – ANGELIKA!!! Mam ochotę umrzeć, z tym, że nie potrafię.

6 KSIĘGA I Ufność. Zaufanie jest czymś tak pięknym, że nawet największy oszust odczuwa pewien szacunek dla tego, kto go nim obdarza. Marie von Ebner–Eschenbach

7 1. Wykrzyczała jej imię jeszcze ze trzy razy. Zaczynała być coraz bardziej poirytowana ignorancją swojej adoptowanej córki, tym bardziej, że były umówione. Angelika doskonale słyszała wołanie Laury, próbowała jedynie grać na zwłokę, żeby odwlec swoją wycieczkę do szpitala psychiatrycznego. Adora – ich czarnobrązowa suczka obróciła się i wesoło zaczęła merdać ogonem ciągnąc dziewczynę w stronę znajomego głosu. Angel, gdyż zwykle tak na nią wszyscy wołali, nie miała wyjścia i w końcu dała się jej prowadzić. Wiosenny wiatr rozwiewał jej proste, czerwone włosy, a muzyka, którą słuchała z odtwarzacza uspokajała ją wewnętrznie. Uwielbiała wychodzić z Adorą na spacery. W zależności od okoliczności mogła wtedy przemyśleć wiele spraw lub nie myśleć w ogóle, całkowicie się odprężając. – Prosiłam, żebyś nie wychodziła z nią na długo. – Rzekła z wyrzutem, kiedy tylko Angelika wystarczająco się do niej zbliżyła i wyjęła słuchawki z uszu. – Powiedziałaś, żebym się nie oddalała. Laura spojrzała na nią krzywo. – Co było jednoznaczne, żebyś szybko wróciła. Musimy się pospieszyć, bo Ida już czeka. Zanieś ją na górę, czekam w samochodzie. Obróciła się na pięcie i poszła w stronę parkingu grzebiąc w swojej ciemnoszarej, workowatej torebce w poszukiwaniu kluczyków od samochodu. Angelika stała chwilę i przyglądała się jej jak odchodzi, po czym zerknęła na swojego psa i ciężko westchnęła. Nie miała wyjścia, musiała jechać. *** Na terenie lecznicy znajdowały się dwa budynki – szpital i zakład psychiatryczny, nieco oddalony i odgrodzony murem. Był to dwupiętrowy mały budynek z tylko jednym wejściem prowadzącym do holu. W środku znajdowały się dwa skrzydła – lewe, pilnie strzeżone, było przeznaczone dla ludzi, których stan psychiczny powodował niebezpieczeństwo nie tylko dla nich samych, ale również dla osób znajdujących się w ich otoczeniu. Mógł tam wchodzić jedynie personel i jedna osoba spokrewniona z chorym.

8 Na prawym skrzydle znajdowali się przeważnie ludzie na odwyku, bądź też z depresją. Do tej drugiej grupy należała siostra Laury, Ida. Miała problem z zajściem w ciąże; trzy razy poroniła, za czwartym urodziła chore dziecko, które zmarło po miesiącu. Spowodowało to u niej silne załamanie nerwowe. Początkowo do nikogo się nie odzywała, leżała bądź siedziała nieruchomo patrząc w jeden punkt. W chwili, gdy lekarstwa przestawały działać popadała w szał… Krzyczała, wyrywała się, biła każdego, kto próbował się zbliżyć. Po sześciu miesiącach spędzonych w szpitalu, dzięki odpowiednim lekom wróciła do życia, z tym że zupełnie innego od tego, jakie prowadziła przed zajściem w pierwszą ciążę. Każdy wypis kończył się powrotem, ponieważ w domu nie umiała się odnaleźć, przez co depresja wracała. Pomimo otoczenia rodziny czuła się samotna, w dodatku jej mąż wciąż bywał na różnych delegacjach i zdarzało się, że nie mógł spędzić ze swoją żoną nawet weekendu. Angelika uwielbiała jej towarzystwo. Podobało jej się irracjonalne zachowanie Idy i pasja z jaką opowiadała różne historie. Czasem sama nie mogła zrozumieć różnic, pomiędzy jej przybraną matką, a ciocią – były bliźniaczkami, a jedyne co je łączyło to ten sam drobny, zadarty nosek, zielone oczy oraz pociągła, szczupła twarz. Z początku nie miała żadnego problemu z przyjeżdżaniem w tamto miejsce. Nie przerażał ją stary budynek wymagający solidnego remontu ani ludzie, których mijała na korytarzu. Odwiedzała Idę wraz z Laurą trzy, czasem cztery razy w tygodniu aż do momentu, w którym w niewytłumaczalny sposób pacjenci z depresją bądź też na odwyku zaczęli być przenoszeni na lewe skrzydło. Z czasem sytuacja stawała się coraz bardziej poważna, ponieważ nawet personel zaczynał popadać w różnego rodzaju choroby psychiczne. Wszystko zdążyło wrócić do normalności jeszcze zanim zaczęto robić obserwację i badania, które miały wyjaśnić przyczynę owej epidemii, której ulegało coraz więcej osób. Ostatnią osobą, która ucierpiała była Angelika. Tylko ona jako jedyna miała pewność co do tego, co działo się tak naprawdę z tamtymi ludźmi i tylko ona mogła to powstrzymać. Nikt bowiem nie wiedział, że ta z pozoru zwykła dziewczyna posiadała dar widzenia zmarłych, a dokładniej ich dusz. Była , która oczyszczała ziemięw y b r a n k ą poprzez wysyłanie duchów do nieba, bądź też piekła. Należy również wspomnieć o tym, że ziemia tak naprawdę była czyśćcem; miejscem martwych ludzi, którzy za życia byli albo za mało dobrzy, albo niewystarczająco źli.

9 Za każdym razem kiedy w pobliżu był jakiś duch, tęczówki Angeliki zmieniały kolor z brązowego na czerwony, przez co często musiała chodzić w bardzo ciemnych okularach przeciwsłonecznych lub w szkłach kontaktowych. Zdarzały jej się przypadki, kiedy umiała nad tym zapanować, ale niestety bardzo rzadko. Oprócz tego nigdy nie odczuwała bólu; często miewała siniaki i zadrapania, ale ich nie czuła, podobnie też nigdy nie chorowała. Każda rana znikała kiedy tylko jej oczy zmieniały kolor na czerwony. Jej zmysły bywały wtedy bardziej wyczulone, miewała zarówno niesamowity słuch jak i wzrok – jedynie węch pozostawał u niej bez zmian. Pomimo tego wszystkiego doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może być nieśmiertelną. *** – Wynoś się! Wykrzyczanym słowom towarzyszył huk zamykanych drzwi. Angel ani drgnęła próbując skupić się na najbardziej istotnych szczegółach. Po paru sekundach dostrzegła zjawę małej dziewczynki, która z gniewnym wyrazem twarzy wyciągnęła prawą rękę przed siebie. W tym samym momencie Angelika z niewiarygodną siłą została rzucona do tyłu, tak, że wylądowała na ziemi. – Słyszysz co mówię? – Powtórzyła Laura przyglądając się swojej córce. – Przestań w końcu bujać w obłokach! – Wyszła z samochodu trzaskając za sobą drzwiczkami. Gdyby tylko wiedziała, że to nie wyobraźnia, a rzeczywistość sprawiały, że za każdym razem jak przyjeżdżała do tego miejsca, wracały wspomnienia. Najmniej przyjemne ze wszystkich jakie posiadała. – Czyli to pewne, że ciocia dzisiaj wychodzi? – Zapytała Laurę wyciągającą z bagażnika dużą torbę podróżną. – Tak. – Odpowiedziała krótko. – I będzie mieszkać u nas? Laura pokiwała przecząco głową. – Dlaczego? – Nie chce. Woli wrócić do domu. – I być sama? To niedorzeczne. Kobieta wzruszyła ramionami, jednak nic już na to nie odpowiedziała.

10 Angelika przeniosła swój wzrok na stary budynek, a po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Szczerze nienawidziła tego miejsca, tym bardziej, że przez ostatnią wizytę o mało tam nie zginęła. Całe swoje życie świetnie radziła sobie z duchami. Trafiały jej się naprawdę różne przypadki, jednak żaden nie był aż tak poważny, jak ten z którym przyszło jej się zmierzyć tutaj. Wtedy po raz pierwszy poznała ducha dziecka, a dokładniej dziesięcioletniej . Już sam ten fakt był dla niej szokujący, jako że dzieci były zbytd z i e w c z y n k i młode, żeby świadomie popełniać grzechy prowadzące do czyśćca. Ponadto dziewczynka miała niezwykłe zdolności, dzięki którym mogła sprawiać, że niektórzy ludzie potrafili ją słyszeć, co powodowało, że wielu o mało nie odebrało sobie przez to życia. W jakiś niewyjaśniony sposób potrafiła na nich wpływać, co teoretycznie było niemożliwe, ponieważ między ludźmi a duszami od zawsze istniała bariera, której nikt nie mógł przekroczyć z wyjątkiem Angel. Przez chwilę stały w bezruchu przyglądając się sobie. Nagle zjawa chwyciła Angel za gardło i dźwignęła do góry zaczynając dusić. Dziewczyna próbowała uwolnić się z uścisku, wbijając swoje paznokcie w jej martwe ciało, jednak to wszystko było daremne. Nie miała tyle sił co ona. Czuła jak brakuje jej tchu, popadała coraz bardziej w panikę. W końcu położyła dłonie na jej nadgarstkach i skupiła się na tym, co mogła zrobić. Z miejsca uścisku zaczęła unosić się para. Zjawa krzyczała wypuszczając przy tym Angel ze swoich drobnych dłoni. Na martwym ciele dziecka pojawiły się sine ślady. Była w szoku. Angelika nie musiała długo czekać by zareagować. Natychmiast wykorzystała tę chwilę by rzucić się na ducha dotykając prawą ręką miejsca, gdzie kiedyś było jej serce. Zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać po łacinie odpowiednie słowa, których zadaniem było odesłanie zjawy do piekła. Duch dziewczynki nie dawał jednak za wygraną. Pomimo strasznego bólu jaki odczuwała, dalej próbowała przydusić Angelikę, przez co dziewczyna lewą ręką musiała dotknąć jej twarzy; po raz kolejny zaczęła unosić się para, a duch zaczął krzyczeć. Popchnęła Angel, a sama osunęła się na ziemię tracąc nad sobą kontrolę. Pod jej lewym okiem pozostał delikatny ślad odbitej dłoni. Angelika była zmęczona, ale to było już jej trzecie podejście by pozbyć się tego ducha. Wiedziała, że tym razem nie mogła pozwolić sobie na porażkę.

11 Podniosła się i podeszła do oszołomionej małej dziewczynki. Raz jeszcze przyłożyła dłoń do jej serca i kończyła swój rytuał. Zjawa krzyknęła krótko, po czym zaczęła się histerycznie śmiać. Było to całkowicie nienormalne zachowanie, którego Angel nie potrafiła zrozumieć. W jednej chwili upiór przestał się bronić i poddał się egzorcyzmowi. Po wypowiedzeniu ostatnich słów i wykonaniu znaku krzyża na jej piersi, dziewczyna odsunęła się od niej. Zjawa krzyczała i śmiała się jednocześnie. Po krótkiej chwili spojrzała w górę, a dookoła niej poczęły pojawiać się płomienie, które powoli zaczynały pochłaniać jej drobne ciało. Pokój Idy znajdował się na piętrze przy jedynym oknie na korytarzu, dokładnie naprzeciwko świetlicy. To w tamtym miejscu zbierali się nałogowi palacze, głównie mężczyźni. Mieli oni nawet specjalnie ustawiony mały stoliczek i parę krzeseł. Drzwi do pokoi podczas wizyt musiały być otwarte, przez co Angelika często im się mimowolnie przyglądała. Wyglądali między sobą bardzo podobnie, bez względu na to czy mieli lat dwadzieścia czy pięćdziesiąt… Jednakowo wyniszczone twarze od alkoholu bądź też narkotyków, te same podkrążone oczy, to samo zmęczone spojrzenie i ten sam ból przejawiający się przez ich wyniszczone ciała. Podczas tamtejszej wizyty, kiedy Laura z Idą się pakowały, Angelika dostrzegła mężczyznę, który w ogóle nie pasował do otaczających go ludzi. Wtedy to właśnie spotkała po raz pierwszy.g o Miał na sobie czarny sweter i sprane dżinsy z dziurami na kolanach. Zarówno oczy jak i włosy miał koloru czekoladowego brązu. Jego idealnie wyrzeźbione kości policzkowe były podkreślone poprzez delikatny zarost. W prawej dłoni bawił się przeciwsłonecznymi okularami, w lewej natomiast trzymał prawie wypalonego papierosa. Miał nieco podwinięte rękawy przez co dało się dostrzec na jego rękach tatuaże, a przynajmniej ich część. Był spokojny, opanowany i pewny siebie. Odwzajemniał jej spojrzenie, co powodowało, że po ciele dziewczyny przeszły dreszcze. W momencie kiedy skończył wypalać papierosa upuścił go spuszczając przy tym głowę i wypuszczając zatrute powietrze. Przydeptał peta, wstał i odszedł ani razu już na nią nie spoglądając.

12 *** Nazajutrz rano obudził ją telefon. Przez chwilę miała ochotę nie odbierać, jednak wraz z narastaniem dźwięku dzwonka rezygnowała z tej decyzji. Obróciła się na brzuch i włożyła rękę pod poduszkę próbując wymacać swoją komórkę. Wyciągając telefon zerknęła na wyświetlacz by zobaczyć kto dzwoni, po czym odebrała. – Halo? – Odezwała się rozespana. – Cześć Angel, obudziłam cię? – Usłyszała głos swojej przyjaciółki Klary. Dziewczyny znały się od pierwszej klasy szkoły podstawowej, przeszły razem przez gimnazjum i kontynuowały edukację w szkole średniej. – Nie, nie. Już nie spałam. – Skłamała, nie otwierając nawet oczu. – Coś się stało? – Chciałam tylko zapytać czy na pewno nie chcesz z nami iść. – Gdzie? – Spytała głupio, zanim skojarzyła o co chodzi. – Aha. No tak. Na pewno. Co roku nie wychodzę i teraz też nie mam zamiaru. – Miałam cichą nadzieję, że może jednak dasz się namówić? – Naprawdę nie chcę tam iść… Ale wy bawcie się dobrze. – Jakbyś zmieniła zdanie to dzwoń. – No okej. Na razie. – Pa. Zamknęła klapkę od swojego telefonu i rzuciła go na bok, nie zadając sobie nawet trudu, żeby chociaż spojrzeć na zegarek. Tamtego dnia zaczynały się Dni Miasta trwające trzy dni. Przez najbliższe siedemdziesiąt dwie godziny miało grać sześć znanych zespołów, po dwa na każdy dzień, z tym, że koncerty zaczynały się dopiero wieczorami. W ciągu dnia były zapewnione inne rozrywki. Jak co roku przyjechały ,,karuzele” czyli takie mini wesołe miasteczko i oczywiście znajdowała się masa straganów, na których naiwni ludzie dokonywali na nic im nie potrzebnych zakupów. Angel należała do grona naprawdę nielicznych osób, których tego typu atrakcje ani nie zachwycały ani nie interesowały. Ten czas postanowiła spędzić w domu, tym bardziej, że miała wolne od szkoły ze względu na przerwę majową i mogła spokojnie odpocząć od wszystkiego. Była jednak zmuszona zmienić zdanie, kiedy wieczorem przyszły po nią dwie przyjaciółki, Łucja i Magda. – Myślałam, że jesteście na koncercie. – Rzekła szorstko.

13 Nie chciała być niemiła, domyśliła się jednak po co przyszły i to wprawiło ją w zły nastrój. Dla niej „nie” oznaczało „nie”. Nie lubiła być do czegoś zmuszana. Wyszła do nich na korytarz, zamknęła drzwi i opierając się o nie, skrzyżowała ręce na piersi. – No to źle myślałaś. – Odpowiedziała Łucja z lekkim jadem w głosie. Była to dziewczyna z niezwykłym poczuciem humoru; każdą historię potrafiła opowiedzieć w tak zabawny sposób, że wszystkich słuchaczy doprowadzała do łez ze śmiechu. Jej sięgające ramion, bujne blond włosy podkreślały jej delikatne rysy twarzy, zielone oczy zawsze były rozświetlone, a wąskie malinowe usta wykrzywione w piękny ironiczny uśmiech. Zazwyczaj była uważana, za niepowtarzalną optymistkę, rzadko kto mógł wiedzieć, że miewa w swoim życiu również chwile zwątpienia i zniechęcenia. Podobnie było z Magdą. Jej serce było wypełnione sympatycznością i dobrocią; nie umiała przejść obojętnie obok osoby potrzebującej pomocy, bez względu na to, czy był to bezdomny proszący o jedzenie, czy koleżanka błagająca o korepetycje z matematyki. Madzia była po prostu kochana, co sprawiało, że ludzie uwielbiali spędzać czas w jej towarzystwie. Miała tylu znajomych, że czasem miała problemy, żeby pogodzić przyjaciółki, naukę i innych ludzi. Pomimo tego, że czasem musiała odwoływać ich wspólne spotkania, to nie mogły się z tego powodu na nią gniewać. Miała gęste, brązowe loki, niebieskie oczy i niezwykle zgrabną, drobną sylwetkę. – Szłyśmy właśnie po Klarę i pomyślałyśmy, że po drodze przyjdziemy również po ciebie. – Rzekła z uśmiechem Magda. W prawej ręce trzymała złożony, granatowy parasol. Już od paru lat w Polsce bywało tak, iż miesiące od maja do lipca były pochmurne, deszczowe, zimne i ponure. – Po drodze? Mój dom jest na drugim końcu ulicy. – A no wiesz. Na jedno wychodzi. To ta sama droga. Madzia uśmiechnęła się szeroko kołysząc swoją parasolką na boki. – Ubieraj się, bo Klara już na nas czeka. – Nie idę. – Odpowiedziała stanowczo. – Wiecie przecież, że nigdy tam nie chodzę. – No właśnie! – Wykrzyknęła Łucja. – I najwyższy czas to zmienić. Angel spojrzała na nią krzywo. – No co tak patrzysz? Chodź, idziemy. – Powiedziałam już, że nigdzie nie idę. – Dobra, ale ostrzegam cię, że zmarzniesz. – Blondynka złapała ją za bluzę i pociągnęła do przodu.

14 – Łucja, przestań! – To ty przestań! – Puściła ją. – Dlaczego tak strasznie nie chcesz z nami iść? – Bo nie. – „Bo nie” to nie odpowiedź! Zobaczysz, w naszym towarzystwie – tu objęła Madzię ramieniem i obie wyszczerzyły się, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby – zapomnisz o wszystkich troskach i zmartwieniach, co więcej zapewniamy zabawę do białego rana i, uwaga – wycelowała palcem przed siebie, mrużąc lekko powieki – gwarantujemy zero nudy! – Sama pomyśl, ile razy w życiu może trafić ci się taka oferta? – Dodała Magda z takim samym entuzjazmem z jakim mówiła Łucja. – A to wszystko, uwaga, uwaga – za darmo! Angelika miała ochotę wejść do domu i trzasnąć za sobą drzwiami. Zamiast tego wywróciła oczami i sztucznie się uśmiechnęła. – Robię to dla was. I przygotujcie się, że będę dużo narzekać. – Rzekła otwierając drzwi i odchyliwszy się nieco zrobiła im przejście. –Poczekajcie chwilę, przebiorę się. Angel nie zadała sobie trudu by chociaż udawać szczęśliwą, wręcz przeciwnie. Podczas gdy Łucja z Magdą skakały z ekscytacji, ta szła naburmuszona, okazując w ten sposób swoje niezadowolenie. Humor jej się nieco poprawił dopiero w momencie kiedy zobaczyła Klarę. Posiadała ona idealne preferencje do bycia modelką; miała piękne, długie, szczupłe nogi, ostre rysy twarzy dodające jej charakteru oraz krótkie blond włosy ułożone w tzw. kopułkę. Jednym spojrzeniem potrafiła kogoś oczarować, tym bardziej, że kolor jej tęczówek był niezwykle oryginalny, trochę przypominający mieszankę barwy brązowej, zielonej i piwnej. W zależności od oświetlenia jej oczy bywały złote albo miodowe. Nie miała bzika na punkcie swojego wyglądu, ale lubiła mieć zawsze dobrze ułożone włosy i pomalowane paznokcie. Była pierwszą osobą jaką Angel poznała, nie licząc swoich przybranych rodziców. Jako jedyna jej od siebie nie odrzuciła i dała szanse na bliższe poznanie. Zespół, który grał na początku, nie cieszył się sympatią ze strony Angeliki, lecz w towarzystwie swoich przyjaciółek i tak dobrze się bawiła. Ku jej zaskoczeniu, około godziny dwudziestej pierwszej na scenę wyszedł jeden z jej ulubionych polskich rockowych wykonawców. Uradowana zaczęła krzyczeć wraz z otaczającym ją tłumem.

15 – Wiedziałyśmy, że się ucieszysz! – Rzekła Madzia. Angelika rzuciła się im na szyję, tak, że wszystkie zderzyły się głowami. Dała ponieść się emocjom, atmosferze i alkoholowi. *** Było dobrze. Można nawet rzec, że rewelacyjnie. W końcu poczuła wolność, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę się zniewoliła. Alkohol bowiem powodował ograniczenia, brak koordynacji, spowolnione myślenie i w przypadku Angeliki – brak możliwości rozróżnienia prawdy od fikcji. Jej tęczówki wtedy szalały i samowolnie zmieniały kolor raz na brązowy, raz na czerwony. Nie była głupia, doskonale wiedziała, co się stanie jeśli przesadzi. Wszystkie razem, będąc już w upojnym i błogim stanie, wygłupiały się skacząc w rytm muzyki i wydzierając się niemiłosiernie. Po skończonym koncercie udały się w stronę swoich domów i tradycyjnie zatrzymały się pod nocnym sklepem. Było to miejsce, z którego każda z nich szła w inną stronę. – Patrzcie jak ślicznie widać Wenus! – Krzyknęła Angelika wskazując najjaśniejszą plamkę znajdującą się obok księżyca. – Jak Wenus, gdzie ty Wenus widzisz? – Dopytywała się Łucja błądząc wzrokiem po niebie. – No tam! – A skąd wiesz, że to jest Wenus? Od kogo ty to wiesz? – Od Gosi. Klara potwierdziła. Również zapamiętała, jak niegdyś Małgosia amatorsko interesowała się astronomią. – A skąd Gosia wie, że to Wenus? Przecież to gwiazda. – Nie dawała za wygraną Łucja. – Nie wiem, skąd wie, ale mówiła, że zawsze świeci najjaśniej. I to nie jest gwiazda tylko planeta. – No to równie dobrze ja mogę powiedzieć, że tam jest Saturn. Łucja wskazała palcem trochę mocniej świecącą gwiazdę znajdującą się po przeciwnej stronie jak Wenus. – To nie jest Saturn! – A właśnie, że jest.

16 – Tam jest Wenus! – Dobrze, tam jest Wenus – wskazała palcem. – A tam Saturn. – To nie Saturn! – Zakończmy to i idźmy do domu, bo ta rozmowa do niczego nie prowadzi. – Wtrąciła się Klara. – Widać, że twoja wiedza na temat geografii i astronomii jest równa zeru. – To astronomia a nie geografia. Widzisz? nawet tego nie wiesz. – No przecież powiedziałam, że geografia i astronomia. O planetach uczy się na geografii. – Tak? Nas tego nie uczyli… – A nas tak – rzekła Klara w obronie Angeliki. – Możemy już iść? – Spytała jęcząco. – Dobrze więc… Wymień mi wszystkie planety po kolei. Obie dziewczyny przejęte swoją sprzeczką na nic innego nie zwracały uwagi. – Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton. – Pluton już nie jest planetą w naszym układzie słonecznym. – Jak ja się uczyłam to był! Przez chwilę Łucja i Angelika wymieniały swoje pijane spojrzenia z pełną powagą, pomimo tego, iż obie miały ochotę wybuchnąć śmiechem. – Ok, załóżmy, że tam jest Wenus, a tam Saturn. Jakie są więc planety pomiędzy Ziemią a Saturnem? – Poczekaj… – Łucja raz jeszcze po cichu wymieniła po kolei planety. – Mars i Jowisz. – Rzekła głośno. – I gdzie one są? Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Łucja zaczęła wzrokiem przeczesywać niebo. – Mars jest w sklepie! – Po raz pierwszy od momentu kłótni, odezwała się Magda. Dziewczyny zaczęły się śmiać. – Myślę, że Klara ma rację i powinnyśmy już iść, bo od dłuższego czasu ktoś nam się przygląda. – Dodała ściszonym głosem. Pod wpływem alkoholu żadna z nich nie myślała i wszystkie spojrzały niedyskretne na mężczyznę. Stał po drugiej stronie ulicy, obok zabudowanego kosza na śmieci. Angelika doskonale zapamiętała jego twarz, nie chciała jednak dać po sobie poznać, że jakkolwiek widok mężczyzny na nią wpłynął. Nie raz słyszała historie o

17 tym, jak pijana nastolatka wracała do domu i na widok rodziców trzeźwiała – i ona w tamtym momencie tego doświadczyła. Chłopak wypalał spokojnie papierosa i przyglądał się im bez najmniejszego skrępowania. Nagle sięgnął do kieszeni i wyjął z niego telefon komórkowy; spojrzał na wyświetlacz po czym odebrał i obrócił się bokiem do dziewczyn. Angel stwierdziła, że to najlepszy moment, aby wrócić do domu. Dała każdej z przyjaciółek buzi w policzek i ruszyła w stronę swojego mieszkania idąc naokoło. Będąc już prawie pod blokiem obejrzała się, żeby zerknąć czy dalej tam stoi, jednak wysoko zabudowany śmietnik wszystko zasłonił. – Dokąd to? – Dziewczyna nawet nie zdążyła drgnąć, kiedy nagle tuż przed nią stanął wysoki mężczyzna z jedną dłonią zaciśniętą mocno na jej ramieniu i z drugą na jej ustach. Był nienaturalnie szczupły; wręcz wydawać by się mogło, że okryty jest jedynie skórą na szkielecie i niczym poza tym. Jego twarz nie tylko była wychudzona, ale również pokryta wstrętnymi jasnymi bliznami. Jego głos przyprawiał o niemiłe dreszcze – był niski i ochrypły, przypominał bardziej głos potwora aniżeli człowieka. Uśmiechnął się chytrze. – Naprawdę jesteś aż tak głupia? – Zachichotał. – Ciekawe, czy jesteś więcej warta żywa czy martwa? – Żywa. Około stu metrów dalej stał mężczyzna z zakładu psychiatrycznego. W tej samej chwili, kiedy wypowiedział te słowa, człowiek, który obezwładniał Angelikę osunął się na ziemię z szeroko otwartymi powiekami i krwią wypływającą z jego ust. Dziewczyna cicho pisnęła zakrywając dłońmi usta. Chłopak przybliżył się do nich, kucnął przy ciele i wyjął z jego pleców ręcznie zdobiony sztylet wykonany z kości słoniowej, który Angel dopiero teraz dostrzegła. Dla niej był to zbyt wielki szok, była pijana, przez co cały świat zaczął jej dodatkowo wirować. Straciła przytomność i upadła. Na szczęście w ramiona swojego wybawiciela, który zwinnie zdążył ją złapać.

18 2. Laura miała to do siebie, że nigdy nie krzyczała. Mówiła poważnie i stanowczo, tak, że nikt nie mógł jej się nigdy sprzeciwić. Wchodząc do pokoju Angeliki i widząc ją nadal śpiącą, podniosła nieco ton, który był mniej sympatyczny niż zwykle. – Wstawaj Angel, jedziemy do szpitala! Musiała minąć krótka chwila, zanim słowa kobiety dotarły do Angeliki. Dziewczyna podniosła powieki, mrugając nerwowo. – Do szpitala? – Powtórzyła jęcząco. – Ida próbowała się zabić. – Rzekła krótko. – Pospiesz się. Głos jej się załamał, od razu wyszła z pokoju. Angelika natychmiast się podniosła i rozbudziła. Jakby w jednej chwili ktoś jej mocno przyłożył. Na oddział mogła wejść tylko jedna osoba spokrewniona z chorym, dlatego też Laura poszła zobaczyć się z siostrą, podczas kiedy Marek, Angel i jej młodszy brat Eryk, czekali na korytarzu. Dziewczynie wciąż szumiało w głowie, jakby alkohol nie do końca wyparował z jej organizmu. Bywało, że błędnik dawał o sobie znać i traciła lekko równowagę kiwając się na różne strony. – Zdejmij te okulary, wyglądasz głupio. – Rzekł Marek patrząc z ukosa na swoją adoptowaną córkę. – Na dworze nawet nie ma słońca. Angelika musiała zabrać ze sobą przeciwsłoneczne okulary, na wypadek jakby jej tęczówki samowolnie zaczęły zmieniać kolor. Poza tym, chciała czymś zasłonić swoje zapite oczy. – Od kiedy ci to przeszkadza? – Spytała zdziwiona. Mężczyzna zakrył twarz w dłoniach po czym zaczął masować sobie skronie. – Wybacz, po prostu jestem już zmęczony. – Rzekł zerkając na nią. – Idą? – Jej zachowaniem. Zapadła cisza. Ten scenariusz powtarzał się zbyt dużo razy i każdy miał dość powracania do tego miejsca wciąż z tego samego powodu. – Pójdę po kawę. Chcesz coś?

19 Marek pokiwał przecząco głową. – Ja chcę! – Odezwał się mały chłopczyk wesoło. – To chodź ze mną. – Uśmiechnęła się delikatnie i chwyciła brata za rękę. Eryk był ich upragnionym dzieckiem, można powiedzieć, że prawdziwym cudem. Teoretycznie nie mogli mieć dzieci i dlatego zaadoptowali Angel, w praktyce siedem lat temu Laurze udało się zajść w ciąże i urodziła zdrowego chłopczyka. Był niezwykle mądry i rozgadany jak na sześciolatka. Przez całą drogę opowiadał historię jakieś bajki oraz pochwalił się nowo zdobytą wiedzą na temat dinozaurów. Niestety dziewczyna nie potrafiła się skupić na tym, co mówił. Od czasu do czasu jedynie mu przytakiwała. – „Bufet nieczynny do odwołania”. – Przeczytała na głos napis znajdujący się na karteczce za szklanymi drzwiami. – Super, trzeba będzie coś kupić z automatu. Oboje podeszli do maszyny która znajdowała się w ogromnym holu. – Na co masz ochotę? – Spytała chłopca, który od razu wskazał palcem na czekoladowy batonik. – Na to! Angel podeszła do automatu i wykonała wszystkie czynności według instrukcji. Pech chciał, że baton zablokował się i nie chciał wyjść. – No co jest?! Głupia maszyna! Dziewczyna desperacko przyciskała wszystkie guziki aż w końcu zaczęła walić pięścią w szybkę. – Wychodź! Wzięła jeszcze większy zamach chcąc uderzyć maszynę z całej siły i w tym momencie ktoś złapał ją za nadgarstek, zanim zdążyła dotknąć szyby. – Spokojnie. – Zerknęła zszokowana na mężczyznę, który puścił jej dłoń i zaledwie dotknął automatu, a baton spadł na dół. – Proszę. – dodał podając chłopcu smakołyk. To był on. Znowu. – Dzięku… Zanim Eryk dokończył zdanie, Angelika szybko chwyciła go za ramiona i czym prędzej odciągnęła od nieznajomego. Jej oddech stał się płytki, serce zaczęło bić szybciej. Zapomniała nawet o tym, że jeszcze przed chwilą chciała kupić kawę.

20 *** Następny dzień nie różnił się za bardzo od reszty. Na niebie zawieszone były ciemne chmury zwiastujące przejściowe deszcze, a nawet burze. Klara tradycyjnie czekała pod klatką w swoich wysokich jesiennych butach, brązowym płaszczu, fioletowej apaszce zawiązanej pod szyją oraz z zielonym parasolem w ręce. Były umówione o siódmej trzydzieści w tym samym miejscu co zawsze. Już wcześniej ustaliły, że nie pójdą do szkoły. Zwykle będąc na wagarach chodziły do centrum handlowego, jednak był on otwierany dopiero o dziesiątej, postanowiły więc przejść się do parku. – Nie widzę tego jak my zdamy maturę z geografii. Angel skrzywiła się na te słowa. – Jesteśmy dopiero w drugiej klasie. Serio myślisz już o maturze? – No jasne. Stresuję się już od momentu, kiedy dowiedziałam się, że coś takiego istnieje. Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ja nie zamierzam zdawać matury z geografii. Zbyt dużo wycierpiałam przez te trzy semestry. Chcę ją tylko zdać, nieważne z jaką oceną. – Może być ciężko, biorąc pod uwagę, że opuszczasz jej lekcje. Przyjrzała się swojej przyjaciółce, doskonale wiedząc, że ma rację. Jakoś dla niej ani szkoła ani nauka nigdy nie były ważne. W gimnazjum miała dobre oceny nie musząc nic robić, w liceum zaś zaczęła mieć kłopoty, ale nie chciała się tym zbytnio przejmować; miała w końcu ważniejsze rzeczy na głowie. Wielokrotnie musiała uciekać ze szkoły, bo przed jej oczami stanął duch, którego parę godzin wcześniej spotkała na ulicy i zwróciła na niego uwagę. – Możemy mieć jutro przez to kłopoty. Najlepiej by było się teraz pouczyć. – Przerwała ciszę Klara. Ona, w przeciwieństwie, lubiła mieć dobre stopnie. Wychodząc z gimnazjum miała średnią pięć zero, natomiast w pierwszym semestrze w liceum – cztery osiem. Angel przystanęła. – Gdzie ty chcesz się uczyć? Zaraz zacznie padać. W zasadzie to już pokrapuje. – Dodała wyciągając przed siebie dłoń o którą delikatnie musnęły pierwsze spadające krople.

21 Klara spojrzała w niebo, po czym rozłożyła swój niezawodny zielony parasol i podeszła bliżej Angeliki, żeby i ona mogła się pod nim schować. – Masz jakiś pomysł, gdzie możemy iść na tę godzinę? Nie chcę stać na środku parku, kiedy leje. – Możemy iść na dworzec. – Zaproponowała, patrząc w jego kierunku. Angel również tam spojrzała, jednak po jej ciele przeszedł dreszcz. Dworzec był stary i prawie opuszczony. Naprawdę rzadkością był przejeżdżający tamtędy pociąg, a miejsce to było głównie przytułkiem dla bezdomnych i świetną miejscówką dla nieletnich do picia. – Naprawdę chcesz tam iść? Klara wzruszyła ramionami. Była osobą, która niczego się nie bała. A przynajmniej tego nie okazywała. Podobnie jak Laura, była realistką, z tym że po ziemi stąpała z uśmiechem i nie martwiła się na zapas. Deszcz zaczął przybierać na sile, więc zdecydowały, że jednak tam pójdą. Angelika nadal nie była z tego zadowolona, bojąc się, że w takim miejscu może zobaczyć ducha. Dworzec składał się z zamkniętego budynku i peronu, przykrytego jedynie wiatem. Na szczęście nie był on dziurawy, więc dziewczyny bez problemu mogły się tam schronić. Co więcej nie zapowiadało się na to, żeby znajdował się tam ktoś jeszcze oprócz nich. Jeżeli chodzi o warunki, nie były one zbyt komfortowe; nozdrza drażnił odór moczu oraz alkoholu, wszędzie waliły się jakieś gruzy, butelki, pety, a nawet strzykawki. – Pięknie tu. – Rzekła z ironią Angel kładąc swoją torbę obok jakiegoś większego kamienia, Klara zrobiła to samo rozglądając się dookoła. – Istny raj dla narkomana i bezdomnego. Jeżdżą tu w ogóle jeszcze jakieś pociągi? Klara wzruszyła ramionami. – Czasami. – Gdzie idziesz? – Spytała widząc jak jej przyjaciółka oddala się z rozłożoną parasolką w ręku. – Zobaczyć co jest tam. – No tak, świetnie. Zostaw mnie tu samą. – Dodała oburzona, ale Klara znajdowała się już za budynkiem, całkowicie poza zasięgiem jej wzroku. – Zaraz wrócę.

22 Usłyszała jej głos i przewróciła oczami. Podeszła bliżej do jednej ze ścian i zaczęła czytać wypisane sprayem, wyryte bądź wyskrobane przekleństwa. Większość głosiła pogardę wobec policji i wierność kibiców wobec ich lokalnej drużyny piłkarskiej. – Typowe… – Rzekła pod nosem. Po chwili doszedł ją krótki i urwany krzyk przyjaciółki. Natychmiast obróciła się na pięcie i wykrzyczała jej imię. Zanim jednak zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, poczuła jak ktoś ją obezwładnia od tyłu. Również krzyknęła próbując się wyrwać. Jej tęczówki automatycznie zmieniły kolor na czerwony, jednak w żaden sposób jej to nie pomogło; i tak nie umiała się wyrwać z mocnego uścisku. – Klara! – Ponownie wykrzyczała imię swojej przyjaciółki, ale tym razem osoba, która ją trzymała zasłoniła dłonią jej usta. Zza drugiej ściany budynku wyszło jeszcze dwóch mężczyzn. Obydwoje byli łysi i w dresach. Jeden z nich miał owalną twarz z małymi oczami, wąskimi ustami na kształt kreski i nosem, który wyglądał jakby był wielokrotnie złamany. Wydawał się być dość młody, do tego szczupły i wyniszczony; stał naprzeciwko Angel z pewnym siebie wyrazem twarzy i rękami splecionymi na piersi. Drugi natomiast, z umięśnioną sylwetką, wyglądał jakby w ogóle nie posiadł szyi. Miał okrągłą buzię i typowo tępy wyraz twarzy. Na palcach u lewej dłoni miał założony kastet. Na ich widok Angel zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej, ale niestety nie była dość silna by móc całkowicie wyzwolić się z uścisku. – Głupia suka! Przestań! – Usłyszała za sobą niski głos mężczyzny. Poczuła jego nieświeży oddech i odór papierosów. – Ten teren jest nasz. – Odezwał się spokojnie chłopak ze skrzyżowanymi na piersi rękami. – I nie lubimy, kiedy ktoś przychodzi tu bez naszego pozwolenia. – Splunął w ohydny sposób na ziemię. Angelika jednak próbowała skupić się na czymś zupełnie innym. Mężczyźni stali za daleko by móc dostrzec, że ma czerwone oczy. Zmiana koloru jej tęczówek wiązała się z wytężeniem słuchu, dzięki czemu słyszała bicia serc wszystkich obecnych. W ten sposób wiedziała, że wraz z Klarą są jeszcze dwie inne osoby. Nie zawsze udawało jej się to kontrolować, ale tym razem szok zrobił swoje; skupiała się tylko na sercach.

23 W momencie, kiedy ów chłopak przestał do niej mówić, bicie jednego serca ucichło. Jej oczy automatycznie zrobiły się większe, na policzkach błysnęły pierwsze, ledwie zauważalne łzy spowodowane strachem. Poczuła jak wypełnia ją ogień i piekielny gniew. Obezwładniający ją mężczyzna krzyknął i natychmiast odskoczył puszczając dziewczynę, tak iż upadła ona na kolana. Była zszokowana i nie za bardzo wiedziała co się dzieje. Nikt nie wiedział. Dwóch dresiarzy naprzeciwko niej stali i gapili się na swojego kompana podtrzymującego swoją prawą dłoń, którą trzymał jeszcze parę sekund temu na ustach Angeliki. Miał ją teraz mocno poparzoną. Dziewczyna obejrzała się by na niego spojrzeć. Ciężko oddychała i nie była w stanie jakkolwiek zareagować. Mężczyzna zaczął wyć z bólu nie wiedząc co robić. Po chwili leżał nieprzytomny na ziemi. Jego serce przestało bić. – O kurwa! – Zaklął facet z kastetem wytrzeszczając oczy. – Jak to zrobiła? Drobny chłopak wydał z siebie coś, co przypominało warknięcie, następnie syknął do swojego towarzysza jakieś niezrozumiałe słowa. Jako jedyny z nich wszystkich wydawał się zachowywać spokój. Angelika przeniosła swój wzrok na idącego w jej stronę mięśniaka. Kiedy zauważył jej oczy zaklął ponownie i chociaż się zawahał, nie przerwał swojego kroku i po chwili pewnie chwycił ją za szyję i podniósł do góry. Dziewczyna złapała go za grube nadgarstki i kopiąc mocno nogami w powietrzu, próbowała się wyrwać. – Ja pierdole! Ona ma czerwone oczy! Angel czuła, jak powoli brakuje jej tlenu. Dalej próbowała się uwolnić, mocno wbijając paznokcie w swojego napastnika, jednak nic to nie dawało. Coraz bardziej popadała w panikę. Nie minęła chwila i kolejne serce przestało bić. Tym razem znowu wiedziała czyje. Mężczyzna, który ją dusił upadł na kolana zwalniając uścisk, puszczając ją i następnie padając na twarz. Angelika znajdowała się tuż przed nim. Mało brakowało, a przygniótłby ją swoim ciałem. Chwyciła się oburącz za szyję i kaszlała zachłystując się nagłym przypływem powietrza do płuc. Z pleców jej dusiciela wystawał mały, znajomy sztylet; krew wypływająca z powstałej rany była czarnoczerwona. Dostrzegła, że miał on przepasany pasek, do którego był przypięty pistolet.

24 Do jej uszu doszedł dźwięk pękających kości. Ustało bicie następnego serca. Angel przeniosła swój pusty wzrok przed siebie. Drobny chłopak osunął się martwy na ziemię, ale nikogo obok niego nie było. Angelika oddychała nierównomiernie, cała się trzęsąc. Policzki wciąż miała wilgotne od łez. Nigdy nie była w takim szoku jak wtedy. Jak również nigdy nie była świadkiem czegoś równie okropnego. Już sama nie wiedziała kogo ma się bać, jak postąpić. Tak jakby nagle przestała być czegokolwiek świadoma. Oprócz niej były w pobliży jeszcze dwie osoby. Niepewnie wyciągnęła ręce po broń, którą natychmiast wyjęła, objęła trzęsącymi rękoma i odbezpieczyła. W końcu lekcje Przysposobienia Obronnego mogły się na coś przydać. Poczuła obrzydzenie; widok martwego człowieka przyprawiał ją o zawrót głowy. Wstała chwiejnie próbując zlokalizować miejsce z którego dochodziły bicia serca. Była jednak zbyt rozkojarzona, żeby móc się skupić. Po paru sekundach zza budynku wyszedł mężczyzna, którego od razu rozpoznała – ten sam, którego po raz pierwszy widziała w zakładzie psychiatrycznym. W dodatku na rękach trzymał nieprzytomną Klarę. Patrzyła niepewnie to na chłopaka, to na przyjaciółkę wymierzając w nich bronią. Mężczyzna przystanął przyglądając się jej ostrożnie. – Nie… Nie dokończył. W tym momencie nacisnęła za spust zamykając mocno oczy. Chłopak odskoczył na bok bez najmniejszego problemu, tak, że kula nie miała szans trafić ani w niego, ani w Klarę, dziewczyna natomiast głośno krzyknęła wypuszczając z dłoni pistolet, zatykając sobie uszy i osuwając się na ziemię. Huk towarzyszący wystrzałowi sprawił, że całkowicie ogłuchła. Próbowała otworzyć oczy, ale obraz zrobił się rozmazany, a następnie zamglony. Upadła tracąc przytomność. *** Po wejściu do pokoju Angeliki pierwsze co można było zauważyć to kontrast czerwonych ścian z jasnymi meblami. Nieznajomy mężczyzna miał okazję wcześniej znajdować się w tym pokoju, jednak bez wiedzy jego właścicielki. Delikatnie odłożył Angelikę na łóżku, tuż obok Klary. Przyjrzał jej się dokładnie, po czym odsunął się pod ścianę, kucnął i odpalił papierosa. Patrzył się na dziewczęta z nadzieją, że pierwsza ocknie się Angel.

25 Tamtego dnia nie miał jednak na tyle szczęścia. Widząc, że Klara odzyskuje przytomność ugasił jeszcze nie do końca wypalonego papierosa i wyszedł nim zdążyła otworzyć oczy. W pierwszej kolejności rozejrzała się, a następnie zaczęła dobudzać swoją przyjaciółkę. – Co jest? – rzekła jęcząco Angelika otwierając oczy. Dopiero odór tytoniu przywrócił ją do rzeczywistości. Dźwignęła się rozglądając. – Gdzie jesteśmy? – Spytała głupio z pełną świadomością tego, że jeszcze chwilę temu była świadkiem rzeźni. – Co my tu robimy? – Dodała rozpoznając swój własny pokój. – Jesteśmy na wagarach. – Rzekła Klara, tonem, który sugerował, że stwierdza oczywisty fakt. Angel spojrzała na nią krzywo, jakby miała do czynienia z nie do końca zdrową psychicznie osobą. – Tyle to wiem. – Wymieniły spojrzenia. – Co pamiętasz? – Pytała dalej. – Yyy, a o co dokładnie pytasz? – Jak to o co, o dworzec. – Jaki dworzec? Nie potrzebowała więcej znaków, żeby stwierdzić, że po raz kolejny coś jest nie tak. Miała wrażenie, że ktoś bawi się jej życiem, niczym w filmie „Truman show”. – Powiedz mi dokładnie co dzisiaj robiłyśmy. – Dobrze się czujesz? – Nie wiem. – Przyznała szczerze. – A ty? – Spytała lekko podejrzliwie. Dłonie miała wilgotne od potu. Klara wzruszyła ramionami. – Tak jak zawsze. – Czyli rozumiem, że nie byłyśmy dzisiaj na dworcu? – Wróciła do tematu. – Nie. Chyba ci się przyśniło. – Chyba tak. – Przyznała bez przekonania. – W takim razie co robiłyśmy cały ranek? Zapadła chwila ciszy. Klara wyglądała na zmieszaną. – Prawdę mówiąc, to nic… – Przerwała zauważając przygaszonego peta na podłodze. – Paliłaś? – Dodała. „Niby kiedy?”, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. – To nie moje. – Więc czyje? – Spytała Klara.