mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Ptasińska Paulina - Wesele

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Ptasińska Paulina - Wesele.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 190 stron)

Paulina Ptasińska Wesele

Listopad Alicja była młoda. Chcąc coś w życiu osiągnąć, musiała ciężko pracować. Zawód prawnika był wymagający. Jej rodzina, szczególnie matka, tego nie rozumiała, i wciąż robiła wyrzuty, że córki wiecznie nie ma w domu. Mama, Małgorzata, była dość staroświecką kobietą i zachowanie Ali ciągle wyprowadzało ją z równowagi. Zdaniem matki kobieta powinna wyjść za mąż, dbać o dom i wychowywać gromadkę ślicznych dzieci. To mężczyzna powinien dobrze zarabiać. Gosia i Ala bez końca się o to spierały. Tylko Anna, najstarsza z córek, spełniała oczekiwania matki. Dziś do domu wracała kolejna niesforna córka, Karolina. Małgosia nie mogła usiedzieć w jednym miejscu, już trzeci raz wycierała kurze, poprawiała poduszki na kanapie, po raz setny sprawdzała, czy pokój Karolinki jest dobrze przygotowany na jej przyjazd. Gosia pragnęła, aby jej córkom ułożyło się w życiu jak najlepiej, a według niej oznaczało to jak najkorzystniejsze zamążpójście. Cała rodzina, łącznie z jej ukochanym mężem Arturem, była innego zdania, ale to jej nie zniechęcało. Kochany Artur był lekarzem, więc dobrze im się powodziło, ale czas najwyższy, aby dzieci wyfrunęły z gniazda i żyły własnym życiem, w dostatku i miłości. Anka sama znalazła sobie męża, nie zwracając uwagi na żadnego z kandydatów sugerowanych przez matkę. W wieku dwudziestu czterech lat wyszła za Marka, przystojnego, wysokiego blondyna, ku zadowoleniu Gosi, pochodzącego z zamożnej rodziny. Teraz Ania, już trzydziestojednoletnia kobieta, jak dotąd nie miała jeszcze dzieci. Od kiedy Marek został prezesem firmy budowlanej ojca, coraz rzadziej bywał w domu, co doprowadziło do poważnych problemów małżeńskich, którym Gosia również usilnie starała się sprostać. Ania cały czas zajmowała myśli Małgorzaty. Matka nie wiedziała, jak pomóc córce, chociaż było wyraźnie widać, że dziewczyna jest nieszczęśliwa i nie radzi sobie z tym problemem. Następna w kolejności była dwudziestosześcioletnia Alicja, największe wyzwanie Gosi. Dziewczyna przysparzała jej najwięcej problemów, najbardziej się z nią spierała. Matkę cieszyło, że Ala jest inteligentna, ale uważała, że zawód prawnika jest zbyt poważnym zajęciem dla tak młodej, ślicznej kobiety. Gosia była wielce rozczarowana, że Ala tylko pracuje, uczy się, z nikim się nie spotyka i nie zwraca uwagi na żadnego mężczyznę. Starała się, jak mogła, znalazła jej nawet kilku kandydatów na męża, z których najlepszym według niej był Mateusz, kolega jej jedynego syna, Michała. Miała wielką nadzieję, że ten młody człowiek poskromi rządzę samodzielności Alicji i zaprowadzi ją wreszcie przed ołtarz. I najmłodsza córka, Karolinka, była w doskonałym wieku do zawarcia małżeństwa, miała dwadzieścia trzy lata. Cztery lata temu wyjechała na studia do Waszyngtonu. Pragnęła zostać lekarzem tak jak ojciec. Gosia bała się, że może być równie oporna na małżeństwo jak Ala, ale myliła się bardzo. Karola przyjeżdżała do domu na święta i inne ważne okazje. Kilka razy wspominała o swoim koledze ze studiów, Maćku, ale nikt się nie spodziewał, że jest to coś poważnego. Aż tu ostatnio kochana Karolinka zadzwoniła z wiadomością, iż Maciej się jej oświadczył, a ona przyjeżdża na rok do Polski, aby zorganizować wesele. Radość Gosi była ogromna. Ta kipiąca energią i dobrym humorem dziewczyna znalazła sobie mężczyznę

i wychodzi za mąż! Małgorzata pękała z dumy, jednak ulubiona córeczka mamusi nic więcej nie powiedziała przez telefon, a tylko zapewniła, że opowie wszystko, jak przyjedzie za dwa dni. Biedna Gosia nie mogła wytrzymać napięcia, przez te dwa dni była nie do zniesienia, dlatego wszyscy omijali ją szerokim łukiem, a już największym Michał. Michał był jedynym synem Małgorzaty i Artura Nowaków, miał dwadzieścia pięć lat, nie grzeszył urodą, za to wyjątkowo udanie łączył w sobie cechy wybitnego intelektualisty i komika. Razem z Karoliną tworzyli zgraną parę i zabawiali towarzystwo, gdziekolwiek się znajdowali. Michał pojechał na lotnisko po Karolę, Ania i Marek siedzieli grzecznie w salonie i popijali kawę, udając, że wszystko między nimi w porządku. Artur spokojnie czytał gazetę, Alicja jak zwykle się spóźniała, a Gosia przemierzała salon wzdłuż i wszerz w przedłużającym się oczekiwaniu na córkę. Kiedy trzasnęły drzwi, Małgorzata podskoczyła w miejscu jak oparzona, znieruchomiała na moment w oczekiwaniu na pojawienie się Karoliny i jej narzeczonego, następnie postanowiła stanąć tuż za fotelem, na którym siedział Artur, aby móc się go w razie czego przytrzymać. – Zdążyłam? – usłyszeli głos zdyszanej Ali. – Tylko dlatego, że samolot miał opóźnienie – powiedziała z przyganą Gosia. – Ale zdążyłam! – zawołała z uśmiechem Ala i z wyrazem ogromnej ulgi na twarzy usiadła na kanapie. Było dopiero południe, a dziewczyna wyglądała jak po piętnastogodzinnym dniu pracy. – Masz za dużo obowiązków, Alicjo. Zrobię ci kawy. – Małgosia zawsze troszczyła się o swoje dzieci z lekką przesadą. – O tak, poproszę, w największym kubku. – Dziś pijemy w filiżankach, kwiatuszku, spodziewamy się gościa. – Mama wręcz śmieszyła Alicję tym wiecznym przestrzeganiem zasad dobrego wychowania. Przypominała jej kobietę rodem z osiemnastego wieku. Brakowało jej tylko długiej sukni i misternej fryzury. Alicja rozsiadła się wygodnie na sofie i tylko na chwilę zamknęła oczy, ale to wystarczyło, aby zasnąć. Obudziły ją głośne krzyki i trzask tłukącego się kubka z jej kawą, który leżał teraz w kawałkach na podłodze. To Gosia z wrażenia go upuściła. Alicja niespiesznie wstała z kanapy i ruszyła stanąć w kolejce, aby przywitać gości. Stanęła na samym końcu, dyskretnie ziewając. Przygładziła potargane włosy i poprawiła zmiętą spódnicę. Bardzo się ucieszyła, kiedy zobaczyła tylko Karolinę i Michała, narzeczonego z nimi nie było. Mogła poczuć się swobodnie, pomijając fakt, że mama wciąż płakała. – Cześć, Karola! Coś ty znowu wymyśliła? Wiesz, że muszę być twoją druhną? – powiedziała na powitanie. Cieszyła się na przyjazd siostry, która zawsze wprowadzała do domu dużo radości. – A nic takiego, po prostu się zakochałam. – Puściła dyskretnie oczko do siostry. –

Będziesz pierwszą druhną, więc się zachowuj! – I przyjrzawszy się siostrze dodała: – I kup wreszcie coś kolorowego, wszystkie twoje spódnice muszą być szare? – Karolina jak zwykle droczyła się i śmiała z garderoby Ali. Sama uwielbiała czerwienie, żółcie i wszystko, co kolorowe. – Chodź tu, kochanie – zwróciła się do Karoli matka i wskazała miejsce na głównym fotelu w pokoju, tuż obok wielkiego kominka. – Opowiadaj, umieram z ciekawości. – Wiem, dlatego nic nie powiedziałam przez telefon – mówiąc to, Karola pokazała język i cały czas uśmiechała się szeroko. – Niech ktoś zrobi kawę! – zarządziła Małgo-rzata, która wciąż nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Alicja pobiegła do kuchni. Wszystko robiła w pośpiechu. Przygotowała trzy kawy – dla siebie największą, mega słodką dla Michała, a dla Karoliny bez cukru. Gdy wchodziła z tacą do salonu, zorientowała się, że Karola czeka na nią ze swoją opowieścią. Bardzo ją to ucieszyło. Mimo rozłąki wszystkie siostry nadal łączyła silna więź. – Proszę, kawa, opowiadaj! – zachęciła Ala. Ułożyła się na sofie, podciągając pod siebie nogi, obie ręce ogrzewała na kubku z kawą i czekała na nowe wieści. * W kominku cicho trzaskał ogień, na zewnątrz zaczął delikatnie prószyć śnieg. Był koniec listopada, więc temperatura rzadko spadała poniżej zera. Cała rodzina Nowaków siedziała w salonie w swoim dużym, przesiąkniętym atmosferą ciepła rodzinnego domu na wsi pod Krakowem. Karolina dopominała się szampana, zanim jeszcze cokolwiek zdradziła. Małgorzata nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać ze szczęścia. Alicja była wesoła, chociaż wykończona. Anka zrezygnowana i nawet przyjazd młodszej siostry nie poprawił jej humoru. Michał, Marek i Artur już skupiali się na meczu Barcelony, odcinając się od ich kobiecych spraw. – Jak ci się oświadczył? – dopytywała matka. – W metrze. – Karolina nie wdawała się w szczegóły, tylko wyciągnęła rękę, by zaprezentować imponujący pierścionek. – Mój Boże, jaki wielki! Twój chłopak musi być zamożny! – Małgorzata była coraz bardziej podekscytowana, o ile to jeszcze było możliwe. – Nie przeczę, jego rodzice są bogaci, i to bardzo, a brat jest nawet milionerem. – W metrze? – dopytywała się niedowierzająco Alicja. – Tak, pokłóciliśmy się. Zazwyczaj odwoził mnie po zajęciach, ale tym razem uparłam się i poszłam w stronę metra. Oczywiście pobiegł za mną i wsiadł do metra. Uklęknął przy tych wszystkich ludziach i się oświadczył. Później były jeszcze oficjalne zaręczyny u jego rodziców,

tam dał mi pierścionek, który podobno należał do jego babci. – Jakie to romantyczne! – zachwycała się Małgorzata. Alicja, widząc reakcję matki, głośno się roze-śmiała. – Jaki on jest? – zapytała z ciekawością Ala. – Przystojny, chyba zdajecie sobie sprawę, że za Shreka bym nie wyszła! Jest wyższy ode mnie, co, jak wiecie, rzadko się zdarza. Ma czarne włosy i bardzo ciemne oczy. Chodzi trzy razy w tygodniu na siłownię, więc możecie sobie wyobrazić jego muskulaturę! – powiedziała z dumą. Spojrzała porozumiewawczo na siostry. – Studiuje medycynę razem ze mną. O, i tu się ucieszysz, mamusiu, bo jego mama jest Polką, pochodzi z Krakowa. – To cudownie, przynajmniej nie muszę się uczyć angielskiego – powiedziała zupełnie serio Gosia. – Mamo, żartujesz, prawda? – nie kryła rozbawienia Ala. – Nie śmiej się ze mnie, Alicjo! Przecież musiałabym się jakoś z nimi porozumieć, a tak nie będzie problemu. – Małgorzata była wyraźnie zadowolona z siebie. – A komu kibicuje? – wtrącił nagle Michał, przypominając tym o obecności mężczyzn. – Barca. – Karolina puściła do niego oko. – Ma szczęście. – No tak, bo ma mnie – powiedziała przekornie przyszła panna młoda i wybuchnła śmiechem. – A gdzie on jest? – wypytywała wciąż Ala. – Dlaczego nie przyjechał? – Przyjedzie w mikołajki. Zrobimy wtedy małe przyjęcie, dobrze, mamo? – zwróciła się do Gosi. – Cała jego rodzina przyjeżdża na święta do Polski i chcieliśmy zrobić coś na kształt przyjęcia zaręczynowego. – Ależ oczywiście! Obowiązkowo! Ale nie myśl sobie, że zrobisz jakieś amerykańskie wesele, będzie polskie i wiejskie – oznajmiła stanowczo matka. – No, może trochę je unowocześnimy – powiedziała Karolina, patrząc porozumiewawczo na siostry. – Jak sobie to wyobrażasz? – odezwała się wreszcie Anka. – Alicja będzie pierwszą druhną, do pary z milionerem Wiktorem. Ala – zwróciła się do siostry – to cham, arogancki, zbyt pewny siebie dupek i nie lubię go, ale Maciek się uparł, więc

wybacz. Drugą parą drużbów będzie mój ukochany braciszek Michałek i amerykańska piękność, siostra Maćka, Anastazja, blondynka, wielkie cycki i niebieskie oczy, wiecie, o co chodzi? – Siostry wybuchły śmiechem. – Ślub odbędzie się w naszym kościółku, będą świece, różowe róże, ryż, skrzypce i w ogóle będzie pięknie. Co do sali i muzyki jeszcze nie mam pomysłu, ale zgodnie z oczekiwaniami mamy chciałabym połączyć typowe polskie, wiejskie wesele z elegancją, o ile się da. A, i oczywiście musimy wymyślić jakiś supersamochód, którym pojedziemy do ślubu. – Malucha? – Alicja po powrocie siostry wróciła do formy i zaczęła żartować. – Nie bądź taka zabawna, nie wiesz, co cię czeka. – Już się boję. – Tym razem to ona pokazała język. – Naprawdę broniłam cię rękami i nogami, ale teraz to nawet będę miała z tego przyjemność. – Karola pokazała zęby w szerokim uśmiechu. – Byłam już druhną, dam radę. – Ala machnęła lekceważąco ręką. – Ale nie musiałaś mieć do czynienia z kimś takim jak Wiktor. – Co ty go tak nie lubisz? – Ala, zadajesz dziś za dużo pytań. Wiktor nie jest szczególnie zadowolony z tego, że Maciek mi się oświadczył, bo wybrał dla niego inną żonę. – Skoro jest taki jak nasza mama, to faktycznie powinnam się bać! – powiedziała ze śmiechem Ala. – Alicjo! Wypraszam sobie! – powiedziała z oburzeniem Gosia, na co dziewczyny, nawet Ania, zareagowały gromkim śmiechem. – To teraz dostanę już tego szampana? – upominała się Karola. – Dostaniesz, córeczko, bo jest co świętować. Jestem taka ciekawa tego twojego Macieja. Arturze, otwórz szampana! – Maćka, mamo, nie musisz być taka ofi-cjalna. – Ależ muszę. Czym zajmują się jego rodzice i rodzeństwo? – Ojciec jest utytułowanym i znanym na całym świecie chirurgiem. Myślę, że tata o nim słyszał i że się dogadają. Maciek chce iść w jego ślady. Mama zajmuje się domem i czasami maluje. Jej obrazy są naprawdę imponujące, jestem zdziwiona, że nie robi tego zawodowo. Cycata Anastazja jest modelką, dopiero zaczyna, ale wydaje mi się, że odniesie sukces, zwłaszcza przy pomocy szacownego Wiktora.

– Nie lubisz jego rodzeństwa – zauważyła Anka. – Wiktora nie bardzo. Anastazja w gruncie rzeczy jest spoko, trochę się nosi, ale z drugiej strony, mając taki wygląd i taką kasę, jak ma się zachowywać? Jest całkiem znośna. – Na pewno tylko mnie straszysz tym Wikto-rem, żeby mieć się z kogo nabijać – powiedziała Ala, unosząc kieliszek szampana w toaście. – Za Karolę i jej piękny ślub! – O tak, będzie piękny! – potwierdziła Karola i wypiła do dna. Na jednym kieliszku się nie skończyło, rodzina Nowaków opijała dobrą nowinę do późna w nocy. Anna przesadziła z alkoholem, aby zapomnieć, że w domu czeka ją kolejna kłótnia. Karola zawsze dużo piła, miała mocną głowę, więc mogła sobie na to pozwolić. Małgorzata podziękowała, kiedy poczuła zawroty głowy, i udała się do sypialni, zostawiając wszystkich pod pretekstem bólu głowy. Artur zaoferował się towarzyszyć żonie. Michał upił się w trupa, ale miał wolne. Marek patrzył na wszystkich spode łba. Alicja, która specjalnie na przyjazd siostry została zmuszona przez matkę do wzięcia urlopu, dobrze się bawiła i znacznie przesadziła z alkoholem, zapominając wreszcie o pracy. Kiedy wstała rano i poczuła tępy ból głowy, wiedziała, że to był błąd. „Kac morderca” – pomyślała i wręcz zwlekła się z łóżka. Szybka kąpiel nic nie pomogła, sięgnęła więc po tabletki i to dwie naraz. Ubrała się w tradycyjny strój do pracy – szara spódnica, biała bluzka. Uczesała niesforne włosy, zrobiła lekki makijaż i nagle uświadomiła sobie, że przecież w tym stanie nie może prowadzić, zbyt dużo procentów. Już sięgała po komórkę, aby zadzwonić po taksówkę, kiedy do pokoju wkroczyła rozradowana Małgorzata. Domyślając się zamiaru córki, zawołała: – Wiesz, ile kosztuje taksówka do Krakowa?! Chyba oszalałaś! Mateusz ma dziś coś do załatwienia w mieście, już do niego dzwoniłam, podwiezie cię. Leć, bo chłopak się spóźni. – Mamo, daj wreszcie temu facetowi spokój! – Nie rozumiem? – udawała, że nie wie, o co jej chodzi. – Dobrze wiesz, o czym mówię! Mateusz mi się nie podoba! – Kac sprawia, że ludzie są drażliwi. – Och, wiem! Ale przecież może cię podwieźć, skoro i tak jedzie do Krakowa? – Tak, tak, dziękuję, mamo... – powiedziała Alicja i zniknęła za drzwiami łazienki. Spakowała laptopa, pendrive’a, włożyła swoją ulubioną czapkę z białej włóczki zrobioną przez babcię Marię, długi, ciepły, oczywiście szary płaszcz i kozaki na wysokich obcasach. Wkrótce czekała na drodze na Mateusza. Mieszkał on kilka domów dalej. Był kolegą Michała od dziecka, często bywał w ich domu. Ku nieszczęściu Ali był nią widocznie zauroczony, ale dzięki Bogu Małgorzata jeszcze tego nie zauważyła, bo nie dałaby jej spokoju. Ala przebierała w miejscu nogami i myślała o zaręczynach Karoliny, kiedy podjechał opel. Otworzyła drzwi i wcisnęła się na fotel pasażera, zapięła pasy, zawsze je zapinała, i uśmiechem przywitała

Mateusza. – Cześć! Zepsuł ci się samochód? – zapytał na wstępie. – Nie... Nie widać, jakiego mam kaca? – Kaca? Ty? Dobrze słyszałem? Pani porządna ma kaca? – Nie przesadzasz? Karolina przyjechała, dziś chyba wszyscy będą mieli kaca. – Aaaa, to rozumiem, co u niej? – Wychodzi za mąż. – No coś ty! Kto się odważył? – Jakiś Maciek, nie znamy go, poznała go w Stanach na studiach. Ma przyjechać szóstego grudnia, organizujemy wtedy przyjęcie, niby zaręczynowe, czuj się zaproszony. – Możesz mnie tak zapraszać na czyjeś przyjęcie zaręczynowe? Chyba że to zaproszenie w charakterze osoby towarzyszącej? – Mateusz był wyraźnie rozbawiony, włączył kierunkowskaz i wjechał na zakopiankę. – Daj spokój! Przecież na pewno będziesz zaproszony i wiesz, że nie potrzebuję osoby towarzyszącej... – Ciągle mam nadzieję. – Mateusz! – powiedziała ostrzegawczo Ala. – Wiem, wiem. – Właściwie to po co jedziesz do Krakowa w piątek o siódmej rano? – Żeby zawieźć cię do pracy. – Nie mówisz poważnie? – Mówię. Alicja ukryła twarz w dłoniach. – Przepraszam cię, Mati! Matka powiedziała, że jedziesz do Krakowa i zabierzesz mnie przy okazji. Nie wiedziałam, że specjalnie... – Przecież to żaden problem, służę pomocą.

– Jak ci się odwdzięczę? – Umówisz się ze mną do kina? – Mateusz! – Na kawę? – Odpuścisz kiedyś? – Nigdy... – Dobra, niech będzie kawa – zgodziła się, ale była wyraźnie zdegustowana. – Już nie mogę się doczekać. – Mati! – Ha, ha! Wyluzuj troszeczkę! Co dziś robisz w pracy? – Rano muszę poprowadzić wykład za mojego kochanego pana profesora Dudka, który poleciał na urlop na Malediwy ze swoją nową dziewczyną. – Au! – W sumie to już swoje przepracował, teraz ktoś inny powinien odwalać za niego najgorszą robotę. Później kilka godzin szperania w aktach i przygotowanie odpowiednich kartotek spraw, żeby Dudek po powrocie mógł od razu wziąć się do pracy, a później jeszcze trzy wykłady. Skończę o dwudziestej pierwszej. – Przyjechać po ciebie? – Nie trzeba, wrócę taksówką. – A jeśli powiem, że przypadkiem będę w pobliżu właśnie o tej godzinie? – To ci nie uwierzę – zaśmiała się. – Przyjadę. – Jak chcesz. Ile płacę? – Żartujesz? – Chociaż za paliwo? – Postawisz mi kawę.

– Okej, w takim razie dziękuję – powiedziała i szybko wysiadła, gdyby czasem przyszło mu na myśl, żeby ją pocałować. * Wbiegła po schodach. Tego dnia było nadzwyczaj zimno. Zostawiła w szatni swój płaszcz i poszła do sali wykładowej. Dziś wyjątkowo miała wykład w małej sali, a nie w audytorium, gdyż były to zajęcia ze studentami trzeciego roku, których było niewielu. Uniwersytet Jagielloński oczekiwał od studentów wielu poświęceń, wiedziała to z doświadczenia, bo jeszcze całkiem niedawno sama tu studiowała. Usiadła przy prowizorycznym biurku, rozłożyła laptopa, podłączyła pendrive’a i szukała odpowiedniego folderu. Zajęcia miały się zacząć za około dziesięć minut, a na sali było może dziesięciu studentów. Trochę ją to zdenerwowało. Ona chodziła na wszystkie wykłady, ale teraz studenci wszystko olewali. Upłynęło tak niewiele czasu, a nastąpiły tak wielkie zmiany. Jej się udało. Sam fakt, że dostała się na studia prawnicze był dla niej szokujący i wielce satysfakcjonujący. Postanowiła nie zmarnować tej możliwości i skończyła studia z wyróżnieniem. Jeden z jej ulubionych profesorów, Zygmunt Dudek, zaproponował jej pracę. Miała zostać jego asystentką. Oprócz funkcji wykładowcy profesor posiadał również własną, prestiżową kancelarię. Zapewniał ją, że jak tylko nabierze doświadczenia, zacznie pracować w zawodzie. Miała jednak dwadzieścia sześć lat i żadnej sprawy na koncie. Zajmowała się tylko analizowaniem akt, poza tym prowadziła za profesora wykłady i robiła za niego wszystko, czego nie chciał robić sam. Obecna sytuacja trochę ją niepokoiła. Postanowiła porozmawiać z profesorem Zygmuntem po jego powrocie z urlopu, powiedzieć mu, że jeżeli w najbliższym czasie nie dostanie żadnej sprawy, to poszuka innej pracy, w innej kancelarii, ale w zawodzie. Wróciła do rzeczywistości, słysząc głośne rozmowy. Ku jej zadowoleniu grupka studentów się podwoiła, ale to i tak nie była nawet połowa grupy. Postanowiła więc zrobić im trochę na złość i sprawdzić listę obecności, mimo iż profesor nigdy tego nie robił. Ale to ona miała oceniać ich prace zaliczeniowe. * Siedzenie w biurze, w ciszy, i przeglądanie akt okazało się relaksem w porównaniu z wykładami. Tu nie musiała nikogo zadowalać, przynajmniej dopóki szef wylegiwał się na Malediwach. Na uczelni było gorzej, studenci, oburzeni sprawdzaniem obecności, postanowili pokazać swoje zaangażowanie i okazali się wyjątkowo wymagający. Zadawali mnóstwo pytań, a przed nią były jeszcze trzy wykłady. Złapała się za głowę i w tym momencie zadzwonił telefon. Spodziewając się najgorszego, czyli szefa – chociaż bardzo go lubiła, w pracy był niezwykle wymagający – z ociąganiem sięgnęła po telefon. – Alicja Nowak, słucham? – Coś ty taka oficjalna, siostra?! – krzyczała bardzo rozradowana Karolina. – Boże, nie krzycz... Głowa mnie boli...

– A nie dziwię się, jak się pije, to się ma kaca, pamiętaj! – Ty jakoś nigdy nie masz! – Bo wiem, jak pić! Ale nie po to dzwonię. Powiedz mi, co z Anką. – Ania nie może zajść w ciążę. Do tego Marek dostał awans, został dyrektorem, i wciąż nie ma go w domu. Ciągle się kłócą, mama się wtrąca i z dnia na dzień jest coraz gorzej. – Musimy z nią pogadać. Trzeba ją jakoś pocieszyć, czy coś, ty jesteś w tym dobra. – Raczej ty, ode mnie wieje pesymizmem na kilometr. – Okej, nie ma sprawy, załatwię to, tylko musimy się spotkać. – Da się zrobić. – Wzięłabyś sobie roczny urlop – zaproponowała nagle Karolina. – Tak, jasne, już dzwonię do szefa. Zwario-wałaś?! – Nudzi mi się – powiedziała całkiem poważnie. – Jesteś w Polsce dopiero pół dnia... – Muszę kończyć. Ciao! – Pa, wariatko. Rozłączyła się. Alicja lekko się uśmiechała. Siostra zawsze wprawiała ją w dobry humor, nie wiedziała, jak ona to robi, ale była w tym świetna. Wróciła w świat papierków i dobry humor zniknął gdzieś daleko. Dzień ciągnął się straszliwie, a do tego Ala z niepokojem oczekiwała kolejnego spotkania z Mateuszem. Ten facet robił się wyjątkowo natarczywy, musi skierować jego myśli na inny tor, inną kobietę. W głowie pojawił się jej pewien pomysł – Anastazja. Karolina mówiła, że jest piękna. Nie powinno być więc problemu, wystarczy zrobić jej dobrą prezentację i Mateusz będzie miał inny obiekt westchnień, a ona spokój. Lubiła Mateusza, ale jej nie pociągał. Tylko w obecności nielicznych mężczyzn odczuwała to coś, jakby przyciąganie, ostatnio bardzo rzadko, albo raczej w ogóle, co zaczęło ją już martwić. Stała przed budynkiem uczelni, szczelnie opatulona płaszczem. Podniosła wzrok i zobaczyła idącego w jej stronę roześmianego Mateusza. I nic. Nigdy się przy nim nawet nie zaczerwieniła.

Grudzień Można być dumnym, nie będąc jednocześnie próżnym. Duma ma związek z tym, co myślimy na własny temat, próżność zaś z upragnioną przez nas opinią innych. Duma i uprzedzenie, Jane Austen Szósty grudnia, mnóstwo śniegu, minus dziesięć stopni, lodowaty wiatr i sobota. Dobrze, że ten dzień wypadł w sobotę, gdyż Alicja kończyła wtedy wcześniej pracę. Chociaż i tak wyskoczył jej jeszcze jeden wykład dla studentów zaocznych, ale jak się postara i nie będzie korków, to zdąży na przyjęcie zaręczynowe. Karolina rano kipiała szczęściem, obudziła cały dom i w kółko powtarzała, że dziś przyjeżdża JEJ Maciek. Szczęściara. Ala jednocześnie jej zazdrościła i cieszyła się jej szczęściem. Od przyjazdu Karoliny mama sprzątała codziennie. Chyba w ten sposób odreagowywała stres. Tym sposobem dom lśnił i tylko czekał na przyjazd szanownej rodziny Coldów. Ala nie lubiła takich przyjęć, ale dla Karoli oczywiście była w stanie się poświęcić. Skończyła zajęcia pół godziny wcześniej, na co studenci zareagowali wielkim entuzjazmem, i szybko się ewakuowała. W samochodzie włączyła ogrzewanie na maksa i ruszyła zaśnieżonymi ulicami Krakowa. Zima jak co roku zaskoczyła drogowców, więc ulice były w opłakanym stanie. Na jej szczęście nie było korków, więc płynnie przejechała całe miasto i już mknęła zakopianką. Po drodze nawet minęła jeden pług, co wielce ją zdziwiło. Na lokalnych drogach było już znacznie gorzej, były wręcz białe i musiała znacznie ograniczyć prędkość, ale zdążyła. Punkt dziewiętnasta była pod domem. Zaparkowała samochód i pobiegła do drzwi, zapominając o jednym wyjątkowym miejscu przed ich domem, gdzie zawsze był lód. Tym razem Artur z roztargnienia i stresu przed poznaniem teściów zapomniał posypać to miejsce piaskiem i Ala ani się spostrzegła, jak leżała na chodniku. Wstała powoli, masując obolałą pupę. Włosy miała potargane, a na policzkach rumieńce. Tym razem powoli ruszyła w stronę domu. Otworzyła drzwi i usłyszała, że przyjęcie trwa w najlepsze. – Już jestem! – zawołała od progu. Zdjęła płaszcz i marynarkę, powiesiła na wieszaku i już chciała odejść, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. – Ala, otworzysz?! – spytała mama, wyraźnie podekscytowana. – Jasne. Sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi. Stała tak dłuższą chwilę, wpatrując się w nieznajomego. – Wpuści mnie pani? – Ach tak, przepraszam, proszę wejść. – Odsu-nęła się, zarumieniona.

Przed nią stał wysoki mężczyzna, miał ze trzydzieści lat, może więcej. Nawet pod płaszczem było widać, że jest doskonale zbudowany. Miał kruczoczarne włosy i bardzo ciemne oczy, z których nie można było nic wyczytać, jedna wielka tajemnica. Rysami przypominał dzieła Michała Anioła, idealny. Spoglądał na nią z góry. Był w świetnie dobranych ciuchach, ręce trzymał w kieszeniach eleganckiego płaszcza w kolorze miodu, z szyi zwisał gustowny szal, pod nim zauważyła czarną koszulę. Nagle oprzytomniała. To Maciek! Mężczyzna wszedł, minął ją i skierował się wprost do salonu, skąd było słychać odgłosy trwającej kolacji. Ala stała, wciąż trzymając otwarte drzwi, i patrzyła za narzeczonym siostry. „Shrek to to nie jest” – pomyślała i uśmiechnęła się, wciąż zarumieniona. Nie zdążyła nawet zbliżyć się do salonu, bo drogę zastąpiła jej Małgorzata. – Boże kochany! Dziecko! Jak ty wyglądasz! Natychmiast idź i zrób coś ze sobą! Ubierz jakąś ładną sukienkę i koniecznie wyższe obcasy, włosy, z nimi też coś zrób, makijaż, cała coś ze sobą zrób! – Gosia przechyliła kieliszek z szampanem, wypijając go do dna. – Kolacja za trzydzieści minut, pospiesz się! – dodała i zniknęła w salonie. Alicja szybko, chociaż bez entuzjazmu, wbiegła po schodach i energicznie zaczęła przeglądać garderobę. Zrezygnowana obróciła się w stronę łóżka. Leżała na nim śliczna, skromna, kremowa sukienka, jak na jej gust trochę za krótka, ale za to bez dekoltu. Obok stało otwarte pudełko ze zmysłowymi, eleganckimi, czerwonymi szpilkami. Ala poczuła się zdezorientowana. Co to jest, albo raczej skąd? – Ala? – zapytała wychylająca się zza drzwi Anka. – Co to jest?! – zaatakowała siostrę, wskazując palcem cuda leżące na jej łóżku. – To prezent ze Stanów od Karoliny, ja też dostałam – oznajmiła i weszła do pokoju. Obróciła się wokół własnej osi, prezentując wyjątkową kreację w kolorze łososiowym. Sukienka Ani była dłuższa, ale za to posiadała duży dekolt. Na jej stopach połyskiwały złote pantofelki. – Jak ci się podoba? – zapytała Ania z wyraźnym zadowoleniem. – Śliczna, ładnie ci w tym kolorze. – Przebieraj się i zrób coś z twarzą. Ten twój drużba to niezłe ciacho! A, i mama kazała ci się pospieszyć. – Mrugnęła porozumiewawczo okiem i wyszła, zostawiając siostrę samą. Ala założyła prezent od Karoliny, z przerażeniem zauważając, że brak dekoltu z przodu sukienka nadrabia ogromnym wycięciem z tyłu. Rozpuściła więc włosy, które sięgały akurat na taką długość, aby zakryć odsłonięte plecy. Zrobiła szybki, delikatny makijaż, nie zapomniała nawet o szmince, co często się jej zdarzało. Wzięła dwa głębokie wdechy i wyszła z pokoju, nie oglądając się w lusterku. Schodziła powoli po drewnianych schodach, w szpilkach było to koszmarne, na dodatek schody skrzypiały niemiłosiernie. – A więc nie jest pani kelnerką? – usłyszała niski, znajomy już głos. Stojąc na ostatnim stopniu i w szpilkach, zrównała się z nim wzrostem i mogła popatrzeć prosto w te tajemnicze

oczy. – Nie, a odniósł pan takie wrażenie? – Miał zostać jej szwagrem, ale skoro wolał bardziej oficjalny ton, to ona postanowiła się dostosować. – Tak. Niska, zaniedbana kobieta w szarym uniformie otwierająca drzwi, co mogłem pomyśleć? – powiedział i podniósł do ust małą szklankę z bursztynowym płynem. Ujrzała błysk w jego oczach. – Chciał mnie pan obrazić? – Przeciwnie, chciałem powiedzieć, że w porównaniu z poprzednim wcieleniem ładnie pani wygląda. – Co nie zmienia faktu, że mnie pan niechcący lub chcący obraził. Przepraszam, ale jestem bardzo głodna. – Mężczyzna odsunął się, przepuszczając Alę. Dziewczyna była zdezorientowana. Facet, a raczej jego zachowanie jej się nie spodobało. „Karolina zapewne oczekuje, że będę nim zachwycona, powinnam udawać?” – zastawiała się. Weszła do salonu i zaniemówiła. Nie było jej jeden dzień, a ten pokój przeszedł totalną metamorfozę. Wszystko lśniło na wysoki połysk, z ozdobnych waz magię elegancji roztaczały niezliczone ilości białych róż. Zauważyła również, że Małgorzata pozwoliła sobie na zakup nowych, i jak spostrzegła, dość drogich, bordowych zasłon, które z pewnością robiły wrażenie. Na kominku stały teraz błyszczące złote ramki ze zdjęciami, wcześniej była tam tylko jedna, stara drewniana ramka z ich rodzinnym zdjęciem. Koniecznie musiała sprawdzić, jakie zdjęcia Gosia w nie włożyła, aż się bała. Na kwiecistych fotelach i sofie leżały stosy satynowych poduszek. „Musiały być w komplecie z zasłonami – pomyślała – niemożliwe, aby były tak wyjątkowo dobrane”. Barek też został dobrze zaopatrzony w droższe trunki. Mama chyba trochę przesadziła, zawód lekarza rodzinnego nie był już tak dochodowy jak dawniej i rodzice nie mieli już takich zasobów finansowych jak kiedyś. Na szczęście Ania miała męża, ona pracowała, a Karolina miała stypendium i chyba też jakąś pracę w Waszyngtonie. Musiała przyznać, że zabiegi kosmetyczne, które przeszedł salon, dały niesamowity efekt. Wyglądał teraz dostojnie, elegancko, ciepło, ale czuła też tę rodzinną atmosferę, która nigdy nie opuszczała tego miejsca. – Ala! – zawołała Karola i podbiegła do niej. Najpierw wycałowała ją mocno, a później odsunęła na długość ramion i sprawdziła efekty. – Widzę, że udało mi się zrobić z ciebie kobietę, i to seksowną! – Trochę przesadziłaś z tymi plecami, ale dziękuję. Gdyby nie ty... – Tak, wiem, szara spódnica. – Zaśmiała się głośno Karola. – Powiedz mi, skąd wzięłaś pieniądze na te prezenty, chyba nie od Maćka? Widzę, że mamę też ubrałaś. – Mówiłam ci przecież, że miałam pracę. Mama wygląda wspaniale, prawda? – mówiąc

to, Karolina spojrzała w stronę matki. – Jaką pracę? – Aleś ty ciekawska! Pracowałam w jednej z firm mojego przyszłego szwagra... – Przecież go nie lubisz. – Nie lubię, co nie znaczy, że nie mogę dla niego pracować. Chyba każdy nie lubi swojego szefa, prawda? A ja, jak wyglądam? Nie powiedziałaś, że zwalam z nóg, a tak się starałam. – Założyła ręce na piersiach i zrobiła nadąsaną minę jak mała dziewczynka, na co Ala, chcąc nie chcąc, musiała zareagować śmiechem. Karolina miała na sobie długą, lejącą się do ziemi suknię z jedwabiu w kolorze oczu – szmaragdową. (Takie oczy miały wszystkie trzy siostry). Krój sukni idealnie do niej pasował, opinał jej młode, smukłe ciało modelki. Kolor podkreślał nabytą w Stanach opaleniznę. Ciemne, czekoladowe włosy spływały falami na jej ramiona. W uszach miała szmaragdy babci Marii. Wyglądała naprawdę olśniewająco. – Wow...! – No właśnie! – Jest babcia? – Nie, mówiła coś o ciśnieniu, bardzo przepraszała. Dała mi swoje kolczyki! Zobacz! – Dotknęła niemal z czcią kolczyków. – Ance przed ślubem dała te rubinowe, mi szmaragdy, a tobie zostały te najładniejsze, szafirowe z diamentami. – Problem w tym, że ja zostanę starą panną – oznajmiła, a Karolina nie wiedziała, czy żartuje, czy mówi poważnie. – Dziewczynki! Kolacja! – usłyszały przejętą Małgorzatę i skierowały się do jadalni. – Mama naprawdę się postarała – zauważyła Ala, wchodząc do jadalni. Nie wiedziała, jakim cudem zmieściło się tu tyle ludzi, ich dom nie był przecież duży. – Pomagałam jej. No i przywiozłam ze Stanów zasłony, świetne, prawda? – Wspaniałe! Tak mi się wydawało, że tata nie pozwoliłby mamie na tak drogi zakup. – Mrugnęła do siostry. Przez ostatnie piętnaście lat ten gest stał się dla rodzeństwa znakiem porozu-miewawczym. Wszyscy siedzieli już przy przykrytym białym obrusem stole. Ala zobaczyła ślubną zastawę rodziców, którą Gosia wyciągała tylko na bardzo szczególne okazje, widocznie ta była tego warta. Ala mimowolnie się uśmiechnęła. Zauważyła, że nie ma Mateusza. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Skierowała się w stronę wolnego miejsca obok przystojnego faceta, który

mimo swojej urody i tak był w cieniu brata. „Wiktor jest nawet w porządku – pomyślała – na pierwszy rzut oka wygląda na miłego”. – Zostaw mojego narzeczonego! – powiedziała ze śmiechem Karola. – Tam jest twój drużba, Wiktor. – Wskazała na mężczyznę, który dziś już dwa razy przyprawił ją o palpitacje serca. Wiktor wstał i odsunął jej krzesło jak na prawdziwego dżentelmena przystało. – Miło mi – powiedział. Ala nie odpowiedziała. Była trochę zdenerwowana z powodu swojej pomyłki. Naprzeciw niej siedziała Karolina i głośno się śmiejąc, opowiadała coś Maćkowi. Ale obróciła się i spojrzała na siedzącego obok mężczyznę. Karola miała rację, będzie ciężko. Na szczęście będzie musiała mu towarzyszyć tylko podczas jednego tańca na weselu, które odbędzie się pewnie za jakiś rok. Odetchnęła z ulgą. Kolacja minęła szybko i sprawnie. Pierwsze lody zostały przełamane, wszyscy śmiali się i gawędzili, nawet Ania zdawała się jakaś taka ożywiona. Ala zdążyła bardzo polubić swojego przyszłego szwagra. Maciek miał ogromne poczucie humoru. Przez cały czas żartował i co było widać gołym okiem, był zakochany w Karoli na zabój, z wzajemnością zresztą. Rodzice przyszłej pary młodej też dogadywali się bez problemów, może to zasługa alkoholu albo po prostu przypadli sobie do gustu. Marek zaproponował, że zrobi po drinku. Ania w nowej sukience musiała zrobić na nim wrażenie, bo patrzył na nią prawie tak jak kiedyś. Anastazja. Teraz dopiero zauważyła tę olśniewającą dziewczynę, która siedziała cichutko i obserwowała wszystkich. Karolina miała rację, Anastazja była naprawdę piękna. Michał podejmował próbę nawiązania z nią kontaktu średnio co pięć minut, ale coś słabo mu szło. Tak zresztą jak jej i Wiktorowi. Mężczyzna nie odezwał się do niej przez całą kolację, nie zaszczycił jej nawet jednym spojrzeniem. Pomyślała, że naprawdę musi być aroganckim dupkiem. Po deserze wszyscy ponownie przenieśli się do salonu, a przyjęcie rozkręciło się na dobre. Małgorzata była w swoim żywiole, kipiała radością. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, wszyscy zdawali się go nie słyszeć, więc Ala poszła je otworzyć. Kiedy już miała chwycić za klamkę, usłyszała za sobą głos Wiktora, który działał na nią jak uderzenie patelnią w głowę. – To pani powinność? Otwieranie drzwi? Tym razem to Ala nawet na niego nie spojrzała, podeszła drzwi, jednocześnie mówiąc: – Zasady dobrego wychowania nakazują nie kazać gościowi czekać zbyt długo. Otworzyła drzwi i ku jej wielkiemu zaskoczeniu poczuła przypływ ogromnej radości na widok Mateusza, który patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem. Wszedł do środka i mocno ją uściskał. – Przepraszam za spóźnienie. – Nie szkodzi. Jesteś głodny?

– Nie, napiłbym się drinka. Może nas sobie przedstawisz? – powiedział i wskazał na obserwującego ich Wiktora. – Przepraszam, nie wiedziałam, że jeszcze tu pan jest – rzuciła w stronę Wiktora. – Mateusz, to jest Wiktor Cold, brat mojego przyszłego szwagra. Panie Wiktorze, to Mateusz Tylek, przyjaciel rodziny. Mężczyźni podali sobie ręce, następnie wszyscy razem udali się do salonu. Ala zauważyła, że Mateuszowi na widok Anastazji zmiękły kolana. Ucieszyła się, chłopak od razu poszedł w jej stronę. Wzięła swój kieliszek z winem od taty i postanowiła obejrzeć zagadkowe zdjęcia na kominku. Stało na nim pięć złotych ramek. W jednej z nich było zdjęcie całej rodziny, które zrobiono, kiedy Ala miała osiemnaście lat. Uśmiechnęła się na ten widok. „Ludzie im starsi, tym lepiej wyglądają” – pomyślała, oglądając poszczególne osoby na zdjęciu. Pozostałe cztery ramki zawierały osobne zdjęcia każdego z czwórki rodzeństwa. „Gdzie mama schowała przede mną te fotografie?” – zastanawiała się. Były magiczne! Tak myślała, póki nie zatrzymała się przy swoim. Miała na tym zdjęciu osiem lat i była przebrana na szkolny bal przebierańców za Pippi Langstrumpf. Małgorzata dostanie po uszach za to zdjęcie! – Lubisz się przebierać? – powiedział Wiktor, wskazując na zdjęcie. A Ala aż podskoczyła, tak ją przestraszył. – Nie lubię. – Nie uszło jej uwadze, że zwrócił się do niej bezpośrednio, bez poprzednich uprzejmości. – Powinnaś zrezygnować z pracy u Dudka – oznajmił nagle. – Słucham?! – Ze zdumienia aż zachłysnęła się winem. – Jesteś prawnikiem, miałaś już jakąś sprawę? – Nie twój interes! Skąd w ogóle wiesz, gdzie pracuję? – Muszę prześwietlać wszystkich, z kim mam do czynienia. Wiem o tobie wszystko, a nawet więcej niż ty sama, Alicjo. – Dziewczyna otworzyła usta, ale nie zdołała nic powiedzieć. – Mogę ci załatwić pracę w dobrej kancelarii, mam znajomości. – Nie wątpię, ale nie życzę sobie ingerencji kogokolwiek w moje życie, a już na pewno nie kogoś, kto porównuje mnie do kelnereczki i szpieguje. Wiktor tylko się uśmiechnął, upił swojej whiskey i podszedł do Michała. – Co on ci powiedział? Twoje policzki płoną – zapytała zaciekawiona Karola, która wyraźnie miała niezły ubaw. – Żebym rzuciła pracę...

– Może powinnaś to zrobić? – śmiała się. – Żartujesz sobie ze mnie? – Nie, skąd. Chyba założę się z Maćkiem. kiedy się pozabijacie. – To nie jest zabawne. Na szczęście muszę zatańczyć z tym człowiekiem tylko jeden taniec na twoim weselu. – Ale jest przystojny, prawda? – powiedziała i mrugnęła do niej okiem. – No i co z tego? – Nie zmiękły ci kolana? – Przestań! – Okej, okej. – Podniosła kieliszek w niemym toaście. Kilkanaście minut później Ala, będąc w kuchni, nakładała śliczne, małe czekoladowe ciasteczka i owocowe babeczki na podłużny srebrny półmisek. Zaczęła się zastanawiać, zbyt często zresztą to ostatnio robiła. Po co tyle myśleć! – ciągle powtarzała matka. Stwierdziła, że chyba trochę przesadziła, traktując tak Wiktora, chyba miała zły dzień. Właściwie to przecież nie powiedział nic złego. Może denerwuje ją fakt, że jest taki przystojny i gdy tylko pojawia się w pobliżu, to ona się rumieni? Postanowiła, że będzie dla niego milsza, co jej szkodzi? Po co psuć atmosferę... Usłyszała głośny śmiech Maćka, przez co sama się uśmiechnęła. Ten facet zarażał optymizmem na kilometr. „Będą świetnym małżeństwem, dogadują się i sprawiają wrażenie, jakby rozumieli się bez słów” – pomyślała. – A co myślisz o Ali? – usłyszała dobrze już znany głos Maćka. – Wiesz, że unikam kobiet... – Serce Ali zamarło. To mówił Wiktor. – Jest taka drobna, a przy tym śliczna. Wszystkie siostry są bardzo ładne – powiedział Maciek. – Znośna, ale niewarta mojej uwagi. – Jeżeli Alicja myślała, że serce stanęło jej, kiedy usłyszała jego aksamitny głos, to się myliła, teraz na dobre się zatrzymało. – Przesadzasz, wyjdź do ludzi. – Nie mam takiej potrzeby. Głosy umilkły, bo mężczyźni wrócili do salonu, skąd znowu usłyszała głośny śmiech przyszłego szwagra. A więc Wiktor uważa, że jest znośna, ale niewarta jego uwagi. Jeżeli jeszcze przed chwilą myślała, że właściwie to nic złego nie powiedział i będzie dla niego miła, to teraz już z pewnością miała powody, by go nie lubić. Ala wiedziała, że nie jest pięknością, ale ta

uwaga jednak ją zabolała. Wróciła do salonu z ciasteczkami i przyklejonym, sztucznym uśmiechem na twarzy. Anka od razu zauważyła, że coś jest nie tak, i patrzyła na Alę pytająco. Ta tylko machnęła ręką, chcąc zbagatelizować sprawę, siostry rozumiały się bez słów. Przez resztę wieczoru dziewczyna konsekwentnie i z dobrymi efektami unikała Wiktora – rozmowy, spojrzenia. Pilnowała, aby nawet nie stanął blisko niej, a już tym bardziej zawsze zajmowała miejsce na fotelu, gdzie mogła siedzieć sama, a jeżeli już wybierała sofę, to tylko wtedy, gdy obok nie zostawało już żadne wolne miejsce. Jej działania zostały zauważone, dlatego Wiktor nie sprawiał jej problemów i omijał ją szerokim łukiem. Jak tylko Alicja nie zwracała uwagi, obserwował ją ukradkiem. Musiał przyznać, że była ładną kobietą, nie piękną, ale cechowała ją naturalność, która była o niebo lepsza niż sztuczne piękno. Zauważył, że wysokie obcasy nie są jej codziennością. Jej usilne starania chodzenia godnie w tych butach nawet trochę go śmieszyły. Teraz jej oczy unikały jego wzroku, a obcisła sukienka odwracała od nich uwagę, ale gdy otwierała mu drzwi, ubrana w szary uniform, który zapewne nosiła w pracy, z zawiązanymi włosami, te oczy przyciągały całą uwagę obserwatora. Przyjrzał się im dokładnie, dwa czarujące szmaragdy. Myślał, że narzeczona brata ma niezwykłe oczy, ale się pomylił. Oczy Alicji były większe i miały w sobie ogromną głębię. Wiedział, że jest inteligentną kobietą, wiedział o niej bardzo dużo, może nawet wszystko. Na podstawie przedstawionych mu suchych faktów nie przypuszczał, że ta kobieta może mieć w sobie tyle autentyczności i subtelności. Bez problemu odgadywał, w jakim ona jest nastroju. Nie potrafiła ukrywać swoich uczuć. Intrygowała go, była dla niego zagadką, zaciekawiła go. * Ala siedziała przy swoim biurku przed gabinetem profesora Zygmunta Dudka. Zamiast skupić się na aktach, które miała przed sobą, myślała o mężczyźnie, którego poznała na początku grudnia na przyjęciu zaręczynowym siostry. Chyba nigdy nie poznała człowieka tak dumnego i próżnego jak on. Była zła, nie wiedziała tylko, czy na niego, czy na siebie, dlatego że uważała siebie za nie dość dobrą, aby taki mężczyzna jak Wiktor się nią zainteresował. „W ogóle nie powinnam o tym myśleć” – zganiła się w myślach i wróciła do pracy. Wtedy właśnie zadzwonił firmowy telefon. – Biuro profesora Zygmunta Dudka, słucham? – Widzę, że pracujesz, moja droga. Mam wyrzuty sumienia, że wszystkim cię obarczyłem. – Panie profesorze, należał się panu ten urlop, ja tylko prowadzę za pana wykłady. Głównymi sprawami zajmuje się pański wspólnik z kancelarii. – W gruncie rzeczy profesor był starszym, miłym mężczyzną, który lubił Alę i dbał o nią. – W takim razie prosiłbym cię bardzo, abyś poprowadziła zajęcia do końca roku, gdyż chcielibyśmy zostać tu na sylwestra. – Oczywiście, panie profesorze... – Nagle poczuła przypływ odwagi. – Chciałabym tylko przypomnieć, że jestem prawnikiem i pragnę zacząć robić coś związanego z tym zawodem.

Obiecał mi pan przydzielać proste sprawy, ale jeszcze żadnej nie dostałam... – wyrzuciła z siebie i odetchnęła z ulgą, kiedy skończyła. – Tak, rozumiem, właściwie to... Dziś dzwoniła do mnie stara znajoma, Barbara, i prosiła o pomoc, bo jej mąż wystąpił o rozwód... Może chciałabyś... – Oczywiście! – przerwała mu w pół zdania. – Pojawi się pewnie za jakiś czas w biurze. Przekażę jej, aby udała się do ciebie. To nie powinna być trudna sprawa. W razie czego zajmiemy się nią razem, jak już wrócę do Polski. – Dziękuję. – To ja dziękuję! Jesteś dobrym pracownikiem i wiem, że cię wykorzystuję. Jeszcze jedno, na początku lutego jest konferencja prawnicza w Paryżu, chciałbym, żebyś ze mną pojechała. – Ale... Bardzo chętnie, dziękuję – powiedziała szybko. – Nie ciesz się tak, dziewczyno! Nie wiesz, co cię tam czeka! Wesołych świąt, a w razie czego – dzwoń! – powiedział i się rozłączył, a Ala znów poczuła coś na kształt ojcowskiej miłości. Tak naprawdę to lubiła tego starszego pana, bez względu na to, czy ją wykorzystywał w pracy. Po pracy rozpromieniona Ala pojechała do babci. Bardzo ją kochała i zdawała sobie sprawę, że jest jej ulubioną wnuczką. Korzystała z tego bez reszty. Babcia Maria była starszą kobietą, w wieku jej szefa. Ostatnio czuła się coraz gorzej i wciąż twierdziła, że wkrótce umrze. Wszyscy się z tego śmiali, ale to nie zmieniało faktu, że babcia mogła mieć rację. Ala wstawiła wodę na herbatę i wykładała na małe, ozdobne talerzyki kupione w cukierni napoleony. Babcia, chociaż była na diecie, uwielbiała napoleony, musiała zjeść przynajmniej jednego w miesiącu, ten był grudniowy. – Co u ciebie, moja kochana? – zagadnęła babcia z czułością. Była bardzo mądrą kobietą i Alicja bardzo ją szanowała. – Praca i praca, ale przyszłam się pochwalić! Dostanę pierwszą sprawę, rozwód, nic wielkiego, ale od czegoś trzeba zacząć. – Uśmiechnęła się do babci tak naturalnie, jak nie robiła tego przy nikim innym. – To bardzo się cieszę, moja droga, zasłużyłaś na to, ciężko pracowałaś, żeby skończyć prawo. – Powiedz to mamie, babciu – zaśmiała się Alicja i postawiła przed kobietą talerzyk z imponującym ciastkiem. – Więc właśnie to dziś świętujemy napoleonami?

– Tak, właśnie to. – Alicja postawiła na stole dwie filiżanki z herbatą malinową, ulubioną ich obu. – Mam nadzieję, że Karolina nie sprezentowała ci już grudniowego napoleona z okazji jej zaręczyn? – Nie, była u mnie wczoraj i przyniosła kremówkę. – Babciu! Dobrze wiesz, że nie możesz jeść tyle słodyczy! – zaniepokoiła się Ala. – Przecież muszę świętować takie okazje. Karolinka jest bardzo szczęśliwa, kipi energią, aż miło patrzeć, a ten jej mężczyzna! Kiedy ja byłam młoda, takich przystojnych jak on nie było. – Maria głośno się zaśmiała. – Babciu! – Tak, wiem, już nie wolno mi się zachwycać mężczyznami, jestem na to za stara. Alicja wybuchła śmiechem i powiedziała: – Pasują do siebie, będzie im razem dobrze. – Też byś tego chciała, prawda? – Nie... to nie dla mnie, babciu. Mężczyźni nie rozumieją takich kobiet jak ja, a ja nie mam zamiaru z żadnym się użerać do końca życia. – Mrugnęła do babci okiem. – Już ja dobrze wiem, czego ty chcesz, dziecko! I nie bój się, doczekasz się, trochę cierpliwości. A co u mojej kochanej Ani? Dalej tak źle? Ostatnio była bardzo przybita. – Tak, w mikołajki wydawało mi się, że już jest nieco lepiej. Marek patrzył na nią tak... prawie tak jak dawniej, ale ostatnio znowu widziałam, że Ania ma oczy opuchnięte od płaczu. Mama w dodatku wszystko komplikuje. – No tak, moja Małgorzata jest stworzeniem, które uważa, że zawsze wszystko robi dobrze i z myślą o innych, ale jakże się myli. Masz jeszcze na dziś jakieś plany, dziecko? – Idę z Karolą i Anką na zakupy, musimy kupić jakieś prezenty. – To co tu jeszcze robisz?! Uciekaj i kup mi coś ładnego – poprosiła i pocałowała wnuczkę w policzek, podejrzliwie się przy tym uśmiechając. * Ala zastała Karolinę i Ankę wylegujące się w salonie przed kominkiem. Raczyły się winem. Wyglądały na senne, co mogło świadczyć o tym, że zakupy zostaną jednak odwołane. Ale one, gdy tylko zauważyły Alicję w drzwiach, wystrzeliły z sofy niczym dwa pociski.

– Gdzieś ty była! Czekamy już z godzinę! – zawołały z pretensją w głosie. – Grudniowy napoleon. – Okej, wybaczam – mruknęła Karolina i wypiła wino do dna. – Idź, ubierz wreszcie jakieś dżinsy zamiast tej szarej spódnicy i jedziemy. Aha, i ty prowadzisz. – Mrugnęła do Anki. – Jeszcze po jednym, Anka? Zanim Alicja się zbierze, to zdążymy. – Gdzie jedziemy na te zakupy? – zapytała. – Na początek do Bonarki, bo jest największa, a później się zobaczy. – Dobrze, że sklepy zamykają o dwudziestej pierwszej. Alicja, śmiejąc się, wbiegła po schodach do swojego pokoju, gdzie się przebrała. Było sobotnie popołudnie, z nieba znowu sypał śnieg. Atmosfera Bożego Narodzenia była coraz bardziej wyczuwalna, podkręcana przez media. Siedząc już w samochodzie, dziewczyny śmiały się głośno, nawet Anka, a kiedy usłyszały w radiu Last Christmas, wszystkie zaczęły głośno śpiewać. Ala uwielbiała wyjątkową atmosferę tych świąt, było w tym wszystkim coś magicznego. Uwielbiała kupować i pakować prezenty. Zawsze w wigilię ubierała choinkę razem z dziewczynami. Każdego roku chodziły na pasterkę. Anka, nawet po wyprowadzeniu się z rodzinnego domu, przyjeżdżała na strojenie drzewka. Zanim skończyła się piosenka w radiu, były już na miejscu i Ala szukała wolnego miejsca parkingowego, co, jak zauważyła, graniczyło z cudem. Po kilku objazdach całego parkingu wreszcie się udało i Ala zaparkowała swojego golfa tuż obok czarnego porsche. Mimo kłopotów z parkowaniem żadna z dziewczyn nie straciła humoru i wciąż głośno się śmiejąc, wkroczyły do galerii. Świąteczne dekoracje i piosenki nastrajały do kupna prezentów. – Od kogo zaczynamy? Może mama? – Karolina przejęła jak zwykle inicjatywę. – Co jej kupimy? – Może torebkę albo tradycyjnie biżuterię – zaproponowała Anka. – Trzeba mamę czymś zaskoczyć – zaproponowała Karola. – A właśnie, mama zaprosiła na wigilię mojego najukochańszego na świecie narzeczonego i jego rodzinę. – To nawet fajnie – stwierdziła z zadowoleniem Anka. – Mam nadzieję, że pan duma i próżność nie będzie w stanie porzucić swoich waszyngtońskich obowiązków? – powiedziała Ala. – Nie potwierdził przyjazdu. Co ci takiego powiedział? A może tylko udawałaś obrażoną? – żartowała z siostry Karolina.

– Podsłuchałam... – zaczęła Ala, ale Anka przerwała jej w pół zdania: – Oj, nieładnie... – Przecież nie specjalnie! Po prostu stałam w kuchni i nagle usłyszałam, jak Wiktor mówi, że jestem znośna, ale niewarta jego uwagi. – Uraził twoją dumę, mówisz? – powiedziała Karolina i weszła do sklepu z biżuterią. – To on jest dumny i jednocześnie próżny, pępek świata! – powiedziała ze złością. – Jesteście identyczni, tylko że on jest milionerem – zaśmiała się Karolina. – Ale muszę powiedzieć, że gdyby ktoś powiedział, że jestem niewarta jego uwagi, też poczułabym się urażona. – Wreszcie ktoś przyznaje mi rację, dziękuję! Obie siostry głośno się roześmiały. – A jakbyśmy kupiły mamie krem na zmarszczki? Jak myślicie, który sposób wybrałaby, żeby nas zamordować? – Dobry humor nie opuszczał Karoliny, która uwielbiała zakupy. – I co powinnam kupić Maćkowi? Nie znam się na prezentach dla facetów. – A kto się zna? – Ania śmiała się dziś bardzo dużo, może dlatego, że udało jej się wyrwać z domu. – Chyba mam pomysł. – Karola wyglądała, jakby nad jej głową zaświeciła się żarówka. – Kupmy rodzicom i moim teściom wspólny wypad na weekend do Zakopanego. – W sumie to niegłupi pomysł – stwierdziły pozostałe siostry. – W takim razie zostali nam sami mężczyźni, bo dla was już mam prezenty. Oczywiście oprócz prezentów Karola uzupełniła dość obficie swoją garderobę. Gdzieś około godziny dziewiętnastej zarządziła przerwę na kawę, co pozostałe siostry z przyjemnością zaakceptowały. Zakupy z Karoliną były istnym koszmarem. Usiadły w wygodnych, czarnych fotelach w jednym z galeriowych ogródków. Anka i Ala czuły się jak z krzyża zdjęte, podczas gdy Karola jak zwykle wyglądała świeżo i pięknie, wypoczęta, jakby wyszła wprost spod prysznica. Kiedy postawiono przed nimi aromatyczne cappuccino, dziewczyny wyluzowały się na dobre. – Kiedy w ogóle będzie ten ślub, ustaliliście jakąś datę? – wypytywała jak zwykle Ala. – Początek czerwca, piąty albo dwunasty. – No tak, miesiąc z literką „r”. Od kiedy jesteś taka tradycyjna?

– Wiesz, że nawet o tym nie pomyślałam. – Wiem, droczę się. – A co u ciebie, Anka? – Karola chciała wyciągnąć wszystko z siostry. – Raz lepiej, raz gorzej. – Nie strasz mnie, bo odwołam ślub. – Mrugnęła do niej okiem. – Ta sukienka, którą od ciebie dostałam... zdziałała cuda. Jak tylko wróciliśmy do domu, Marek chciał się ze mną kochać. Dawno nie robiliśmy tego w ten sposób, tak naturalnie, bez obliczania, kiedy mam dni płodne. Już zapomniałam, jakie to może być przyjemne. Przez jakieś dwa dni było cudownie, później zaczęło się psuć i znowu jest jak wcześniej. Nie wiem już, co robić. – Do jej oczu zaczęły napływać łzy. – Ale o co chodzi, dlaczego się kłócicie? – Mam wrażenie, że to wszystko przez brak dziecka, oboje bardo go pragniemy. – Byłaś u lekarza? – drążyła Karolina. Alicja przysłuchiwała się siostrom w milczeniu, popijając kawę. – Tak. – I co powiedział? – Że wszystko w porządku, że jestem zdrowa i powinnam mieć gromadkę dzieci. – A Marek był u lekarza? – Tak. – A to mnie zaskoczyłaś. – Wierz mi, sama byłam zaskoczona, z nim też wszystko okej. – W takim razie może za bardzo się staracie, odpuście trochę, kochajcie się spontanicznie, bez jakichś cholernych obliczeń, a wszystko samo przyjdzie. Anka nie odpowiedziała, zapatrzyła się w ogromną filiżankę z kawą, upiła łyk, a następnie stwierdziła, że może siostra ma rację. – A ty, Ala? – Karola zamierzała prześwietlić obie siostrzyczki. – Jak twoje sprawy sercowe?