Mary JoMary JoMary JoMary Jo
PutneyPutneyPutneyPutney
Jak stare winoJak stare winoJak stare winoJak stare wino
1
Londyn 1817
Gdy dwaj dŜentelmeni są bliskimi krewnymi, ich
stosunki zwykle nie są oficjalne. W tym jednak wypadku
chodzi o kuzynów, – z których młodszy, nagle się
odnalazłszy, odziedziczył tytuł i majątek, pomimo
roszczeń starszego. Po tym jak omal się nie pozabijali,
utrzymywali tylko sporadyczne formalne kontakty.
Trudno się zatem dziwić napięciu towarzyszącemu ich
spotkaniom. Istniał waŜny powód, by Reginald
Davenport, hulaka, hazardzista i kobieciarz, nazywany
Zgubą Davenportów, nie okazywał wylewności, witając
się ze swoim kuzynem.
– Dzień dobry, Wargrave – pozdrowił go oficjalnie.
Siedzący za wielkim biurkiem z drzewa orzechowego
hrabia Wargrave podniósł się z krzesła i podał mu rękę.
– Cieszę się, Ŝe znalazłeś czas, by przyjść.
Reggie sztywno uścisnął mu dłoń, usiadł na
wskazanym krześle i nonszalancko rozprostował długie
nogi.
– Muszę się stawiać na wezwania głowy rodu,
zwłaszcza w sytuacji, gdy wypłaca mi kieszonkowe –
powiedział kpiącym tonem.
Wargrave zacisnął usta, co Reggie odnotował z
satysfakcją, i usiadł z powrotem za biurkiem. Do wielu
irytujących cnót hrabiego naleŜały opanowanie,
zrównowaŜenie i uprzejmość. Faktycznie wcale
Reggiego nie wezwał, lecz pozostawił mu wybór miejsca
i czasu spotkania, przejawiając chęć załatwienia spraw
rodzinnych nawet w gospodzie, gdyby taka była wola
kuzyna.
Reggie doceniał tę gotowość, ale nie miał nic
przeciwko spotkaniu w rodowej rezydencji na Half
Moon Street, by zobaczyć, jakie zmiany wprowadził tam
kuzyn. Niechętnie przyznał, Ŝe są to zmiany na lepsze.
Za Ŝycia stryja ten gabinet był mroczny i zatłoczony
meblami, jakby miał onieśmielać osobników
wzywanych na rozmowę. Po remoncie stał się jasny i
przestronny. Krzesła o skórzanych obiciach, wygoda i
porządek świadczyły o dobrym guście nowych
właścicieli posiadłości.
Reggie nie potrafił wskazać w tym wnętrzu czegoś, co
zasługiwałoby na krytykę, skupił więc uwagę na swym
gospodarzu. Ilekroć się spotykali, z nadzieją szukał w
wyglądzie kuzyna oznak, Ŝe ten zaczął tyć, stał się
snobem ubierającym się w strój w zielone pasy i
noszącym złoty zegarek z dewizką, wulgarnym
dekadentem i arogantem. Zawsze jednak doznawał
zawodu. Richard Davenport niezmiennie był dobrze
ubrany, jak prawdziwy dŜentelmen, a ponadto
zachował szczupłą sylwetkę Ŝołnierza. I wszystkich – od
księcia po pomywaczkę – traktował z taką samą
uprzejmością człowieka dobrze wychowanego.
Nie był skłonny do gniewu. Reggiemu rzadko
udawało się sprowokować go do czegoś więcej niŜ
ledwie zauwaŜalna irytacja, choć starał się o to. Czasami
wręcz nie mógł uwierzyć, Ŝe ten przeklęty przybysz jest
Davenportem. On sam – wysoki i śniady, o zimnych
niebieskich oczach i pociągłej twarzy – uosabiał
arystokratę bardziej skłonnego do arogancji niŜ do
grzeczności. Jego kuzyn natomiast – o pół głowy niŜszy
od niego szatyn o piwnych oczach – miły i przystępny,
był zarazem najlepszym szermierzem, o jakim Reggie
słyszał. Gdy kiedyś Wargrave wpadł w gniew i pokazał,
jak dobrze walczy, Reggie był nim zachwycony.
– Chciałem się z tobą spotkać między innymi w
sprawie twojego „kieszonkowego” – wdarł się w myśli
Reggiego głos Richarda.
Czyli postanowił nie wypłacać juŜ nieznośnemu
kuzynowi ani szylinga. Reggie spodziewał się tego.
Zastanawiał się, jak powinien zarabiać na Ŝycie w
sytuacji, gdy hazard był nader niepewnym źródłem
dochodów. Wielu pozbawionych majątku arystokratów
zajmowało rządowe stanowiska i urzędy, ale kto przy
zdrowych zmysłach chciałby powierzyć któreś z nich
Reggiemu Davenportowi? Nawet rządowi urzędnicy
musieli spełniać pewne wymagania. MoŜe otworzę
jarmarczną strzelnicę? Albo zostanę męską prostytutką,
zamiast dawać kobietom rozkosz za darmo? – rozmyślał
z rozbawieniem.
– A jaki jest drugi powód? – spytał spokojnie.
– Caroline urodzi mi w listopadzie dziecko.
– Moje gratulacje. – Reggie zachował obojętny wyraz
twarzy. Wargrave wolał przekazywać wiadomości
swojemu następcy osobiście, niŜ dopuścić, by
dowiedział się o czymś z plotek. Ale dla Reggiego nie
była to Ŝadna rewelacja. Formalnie dziedziczył po
Richardzie tytuł hrabiego Wargrave, lecz spodziewał się,
Ŝe jego zdrowy, szczęśliwy w małŜeństwie i młodszy o
osiem lat kuzyn zechce powiększyć rodzinę. Zdobył się
na uprzejmość i spytał: – Ufam, Ŝe lady Wargrave ma się
znakomicie?
Twarz Wargrave’a rozjaśnił uśmiech, który Reggie
bezlitośnie określił jako niedorzeczny.
– Czuje się wspaniale. Gra tak duŜo na fortepianie, Ŝe
pewnie dziecko urodzi się z nutami w ręku – zaŜartował
Richard, ale zaraz dodał z powagą: – Nie jest to główny
powód, dla którego chciałem cię widzieć.
– AleŜ oczywiście, bo zanim zrobiłeś dygresję na temat
oczekiwanego potomka, ujawniłeś zamiar pozbawienia
mnie kieszonkowego – przypomniał mu drwiącym
tonem Reggie. Nigdy nie pozwoliłby sobie na
płaszczenie się z powodu pieniędzy przed głową rodu.
– Zaniechanie wypłacania ci kwartalnej pensji to nie
wszystko, co miałem na myśli. – Wargrave wyjął z
szuflady biurka jakieś papiery. – Uznałem, Ŝe trzeba ci
dać inne zabezpieczenie finansowe. Tymczasowo
wypłacałem ci pensję przyznaną przez poprzedniego
hrabiego, ale uwaŜam za niewłaściwe, by jeden dorosły
człowiek był uzaleŜniony od dobrej woli drugiego.
– W naszym światku nie jest to sytuacja wyjątkowa. –
Reggie udawał brak zainteresowania. Był zaskoczony
tym, Ŝe Wargrave nadal wypłacał mu pensję po tym, jak
kiedyś skoczyli sobie do gardła, ale widocznie hrabia
poczuwał się do odpowiedzialności za połoŜenie
materialne swego następcy. Teraz jednak perspektywa
przyjścia na świat potomka Wargrave’a uniewaŜniała
taką odpowiedzialność.
– Nie wychowywałem się w naszym małym ciasnym
światku i pozwolę sobie wyznać, Ŝe raczej nigdy nie
zrozumiem róŜnych przyjmowanych w nim załoŜeń. W
środowisku, w którym dorastałem, ludzie uwaŜają, Ŝe
kaŜdy powinien mieć coś na własność. – Poklepał
palcami dokumenty. – Dlatego pragnę ci przekazać
najlepiej prosperującą posiadłość spośród tych
wyłączonych z majątku dziedziczonego przez
następnego hrabiego. Spłaciłem kredyt hipoteczny, toteŜ
moŜe ci ona przynosić dochód dwukrotnie wyŜszy od
pensji, jaką otrzymujesz.
Reggie usiadł prosto. Był oszołomiony. Odebranie mu
pensji nie stanowiłoby dla niego niespodzianki, lecz ta
darowizna go zaskoczyła.
– Wysokie dochody, jakie przynosi posiadłość, to w
duŜej mierze zasługa rządcy Westona, zatrudnionego
tam od kilku lat. Nie zdąŜyłem go poznać. Gdy byłem z
wizytacją, nie zastałem go, bo wyjechał z powodu
choroby krewnego. Znakomicie się spisuje. Wszystkie
papiery sąw idealnym porządku i nadzwyczajnie
zwiększył wydajność. Jest człowiekiem uczciwym i zna
się na rzeczy, moŜesz więc mieszkać w Londynie i Ŝyć z
rent dzierŜawnych, jeśli nie chciałbyś sam zarządzać
posiadłością. – Wyraz jego twarz stał się bardziej
surowy. – MoŜesz teŜ ją sprzedać lub przegrać w karty.
Cokolwiek zrobisz, nie dostaniesz juŜ z Wargrave nic
więcej. Jeśli masz duŜe długi, to pomogę ci je spłacić,
Ŝebyś mógł zacząć wszystko od nowa, bez obciąŜonego
konta, ale później będziesz zdany tylko na siebie. Jasne?
– Absolutnie. Wargrave, potrafisz wyraŜać się jasno –
odparł Reggie z odruchową nonszalancją, próbując
ukryć, Ŝe jest zbity z tropu. – Ostatnio uśmiechnęła się
do mnie fortuna, więc twoja pomoc nie będzie mi
potrzebna. – Za wszelką cenę starał się zapanować nad
emocjami i spytał obojętnym tonem: – A która to
posiadłość?
– Strickland, w Dorset.
Niesłychane! W wypadku Wargrave do majątku
dziedziczonego przez następnego hrabiego nie naleŜało
zaledwie kilka posiadłości. W tym sensie wiadomość, Ŝe
chodzi o Strickland, nie była zaskakująca. Ale Reggie
wciąŜ był oszołomiony.
– Dlaczego Strickland? – spytał, nie mogąc ukryć
ciekawości.
– Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, Ŝe jest to dla
ciebie najbardziej korzystne. Po drugie, o ile wiem,
spędziłeś tam dzieciństwo, więc pomyślałem, Ŝe pewnie
jesteś przywiązany do tego miejsca. – Wargrave z
nachmurzoną miną obrócił w palcach gęsie pióro. – Ale
sądząc z twojej miny, chyba się pomyliłem.
Na twarzy Reggiego pojawiło się napięcie. Z trudem
ukrywał emocje. Brakowało mu tej i innych umiejętności
czy cech, jakie ucieleśniał ideał dŜentelmena. Prawdziwy
dŜentelmen nie ujawniał rozgoryczenia czy gniewu, a
nawet rozbawienia, a Reggiemu zdarzało się to często,
jeśli nie skupił się dostatecznie. Oczywiście umiał
udawać obojętność, ale teŜ nierzadko na jego twarzy
była wypisana nawet niezbyt silna emocja. Teraz starał
się ukryć sprzeczne uczucia, które wywoływała w nim
myśl o Strickland.
– Jest jeszcze inny, znacznie waŜniejszy powód, dla
którego wybrałem tę właśnie posiadłość. Chodzi o to, Ŝe
powinna naleŜeć do ciebie – ciągnął Wargrave.
Reggie odetchnął głęboko. Otrzymał naraz zbyt wiele
zaskakujących wiadomości. Nie był tym zachwycony.
– Dlaczego tak twierdzisz? – ponaglił Richarda.
– Bo dom i ziemia stanowiły własność rodziny twojej
matki, a nie Davenportów. W świetle prawa jesteś
właścicielem Strickland jako jedyny spadkobierca
majątku po matce.
– Co więc, u licha, się stało?
– Jak twierdzi prawnik Wargrave’ów, twoi rodzice
poznali się, gdy twój dziadek ze strony matki
postanowił kupić małą posiadłość graniczącą ze
Strickland. Do Dorset przyjechał twój ojciec, by w
imieniu właściciela posiadłości, swego brata, hrabiego
Wargrave, wynegocjować transakcję, i poznał tam twoją
matkę. Skończyło się na tym, Ŝe zamieszkał w Dorset.
Posiadłość Davenportów została połączona ze
Strickland, gdzie twoi rodzice zamieszkali, zarządzając
obiema posiadłościami jak całością. Zgodnie z
kontraktem małŜeńskim majątek Strickland miał przejść
na własność spadkobierców twojej matki.
Reggie zaklął pod nosem. Czyli poprzedni hrabia
świadomie i bezprawnie pozbawił bratanka Strickland.
To było jego kolejne posunięcie w nieustającej wojnie,
jaką ze sobą toczyli.
– Oczywiście o niczym nie miałem pojęcia, bo w
Ŝadnym wypadku nie pozwoliłbym na to temu staremu
diabłu. – Reggie z trudem hamował gniew. Przez te
wszystkie lata stryj raczył wypłacać swemu następcy
pensję, a tymczasem naleŜało mu się coś więcej. Reggie
Ŝałował, Ŝe hrabia nie Ŝyje i nie moŜe odpłacić mu za tę
krzywdę.
– MoŜe hrabia nie oddzielił Strickland od reszty
Wargrave I dlatego, Ŝe to ty miałeś przejąć wraz z
tytułem cały majątek? Przez wiele lat byłeś przecieŜ
jedynym spadkobiercą Wargrave – przypomniał mu
spokojnie Richard.
– Twoje wspaniałomyślne tłumaczenie jego decyzji jest
i skutkiem tego, Ŝe go nie znałeś. Zapewniam cię, Ŝe
zataił wszystko przede mną z wielu powodów. Własne
dochody uniezaleŜniłyby mnie od niego, co nie było po
jego myśli.
Z jakiegoś powodu poprzedni hrabia miał za złe
młodszemu bratu, Ŝe oŜenił się ze skromną szlachcianką
i Ŝył z nią szczęśliwie w Dorset. To pozwalało lepiej
zrozumieć stosunek hrabiego do osieroconego bratanka.
Było tak, jakby poprzedni hrabia Wargrave mścił się na
nieŜyjącym bracie – za pośrednictwem jego syna – za to,
Ŝe ten kiedyś zdołał uniezaleŜnić się od niego.
Richard udawał, Ŝe jest pochłonięty ostrzeniem pióra i
sprawdzaniem atramentu w kałamarzu.
– Im więcej się o nim dowiaduję, tym lepiej rozumiem,
dlaczego mój ojciec nie chciał Ŝyć w tym samym kraju co
on –skomentował.
– Wyjazd z Anglii to najbardziej sensowna rzecz, jaką
Julius mógł zrobić – przyznał Reggie. MoŜe i on
powinien przed wielu laty zrobić to samo. Czy nie
byłoby dla niego lepiej znajdować się poza zasięgiem
Ŝelaznej ręki hrabiego, zamiast nieustannie bronić się
przed jego tyranią, stojąc na straconych pozycjach? Ale
teraz hrabia juŜ nie Ŝył i Reggie nie zamierzał obnaŜać
swych uczuć przed młodszym kuzynem, który pojawił
się na rodzinnej scenie po spuszczeniu kurtyny.
Wargrave spojrzał na niego znad biurka.
– A moŜe wolałbyś inny majątek? Strickland jest
najlepszy, ale inne teŜ wchodzą w grę.
– Nie chcę innego. Ten w zupełności mi wystarczy –
odparł szorstko Reggie.
Wargrave najwyraźniej nie oczekiwał od niego
uprzejmości. Podpisał dokumenty, posypał mokry
atrament piaskiem i przysunął je do kuzyna.
– ZłóŜ podpis i Strickland naleŜy do ciebie.
Reggie gniewnie przebiegł wzrokiem dokumenty, ale
nie znalazł w nich nic podejrzanego. Gdy podpisywał
ostatni, usłyszał czyjeś lekkie kroki i spojrzał w stronę
drzwi. Do gabinetu weszła drobna blondynka, Caroline,
lady Wargrave, uzdolniona kompozytorka o
marzycielskim wyrazie twarzy.
Obaj wstali na jej widok. Hrabia i hrabina wymienili
spojrzenia, które obudziły w Reggiem dojmującą
tęsknotę za czymś, czego mu brakowało. Zazdrościł
kuzynowi bogactwa i władzy przypisanych do tytułu
Wargrave, ale jeszcze bardziej ciepła widocznego w jego
stosunkach z Ŝoną. śadna kobieta nigdy tak nie
spojrzała na Zgubę Davenportów, Ŝadna nie chciała
spojrzeć.
Lady Wargrave podała mu rękę.
Kiedy widzieli się ostatnim razem, Reggie upił się i
zachowywał tak skandalicznie, Ŝe hrabia Wargrave o
mało go za to nie zabił. Ale pomimo fatalnej reputacji,
Reggie wcale nie chciał budzić grozy w nieśmiałych
młodziutkich kobietach i teraz czuł się niezręcznie,
pochylając się do ręki hrabiny.
– Lady Wargrave, winszuję pomyślnej wiadomości.
– Dziękuję, jesteśmy zachwyceni. – Uśmiechnęła się z
ufnością. Bez wątpienia małŜeństwo jej słuŜyło. –
Właściwie jeszcze nie miałam okazji podziękować panu
za prezent ślubny. Gdzie pan zdobył partyturę pieśni
Haendla? Ilekroć ją czytam, wpadam w naboŜny podziw
nad tymi nutami i słowami.
Reggie uśmiechnął się po raz pierwszy w czasie tej
trudnej wizyty. Hrabina przysłała mu liścik z
formalnym podziękowaniem za prezent. Skoro jednak
chciała podziękować raz jeszcze, przy okazji tej wizyty,
znaczyło to, Ŝe wybaczyła mu grubiańskie zachowanie
podczas poprzedniego spotkania. MoŜe zatem ubył choć
jeden spośród jego grzechów, za które miał smaŜyć się w
piekle?
– Wpadła mi w ręce dawno temu w księgarni. Byłem
pewny, Ŝe pewnego dnia dowiem się, dla kogo ją
kupiłem.
– Nie mógł pan lepiej trafić. – Odwróciła głowę. –
Przepraszam, Ŝe przeszkodziłam. Zostawiam was
samych z waszymi sprawami.
– Właśnie zbieram się do wyjścia – uspokoił ją Reggie.
– Naturalnie, jeśli nie zamierzasz jeszcze czegoś ze mną
omawiać, Wargrave?
Hrabia pokręcił głową.
– Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
Reggie zawahał się. Powinien podziękować kuzynowi
za wspaniałomyślność. Nie kaŜdy na miejscu Richarda
byłby tak uczciwy, by zaoferować rekompensatę za
przewinienia przodka. Ale Reggie nadal czuł zbyt
wielką złość z powodu obłudy stryja, by móc zdobyć się
na okazanie wdzięczności.
Skinął sztywno głową i wyszedł z gabinetu, ledwie
świadomy obecności odprowadzającego go
majordomusa.
Na dziedzińcu rzucił monetę lokajowi, który zajmował
się jego końmi, i wsiadł do kariolki. W zamyśleniu
trzymał w dłoniach cugle, jakby nie zauwaŜając, Ŝe
konie potrząsają głowami, chcąc ruszyć w drogę.
Strickland… Kto, do pioruna, mógł się tego
spodziewać? Nieoczekiwanie stał się właścicielem
posiadłości, w której doświadczył największego
szczęścia i najstraszliwszego smutku. Nie potrafił
rozstrzygnąć, czy większa jest jego radość, czy
konsternacja.
Zacisnął usta, potrząsnął cuglami i zgrabnie skierował
dwukółkę na ulicę. Musiał strzelić sobie kielicha. Czuł,
Ŝe nie skończy się na jednym.
Caroline Davenport odsunęła zasłonę i odprowadzała
wzrokiem odjeŜdŜającego kuzyna męŜa. Sztywna
sylwetka Reggiego Davenporta świadczyła o
przeŜywanym napięciu.
– Jak przyjął wiadomość o Strickland? – spytała po
chwili, zasuwając zasłonę.
– Na szczęście nie oczekiwałem od niego
wdzięczności, bo nie usłyszałem słowa podziękowania.
Kuzyn Reggie raczej nie lubi niespodzianek. Łatwiej
byłoby mu przyjąć wiadomość o utracie pensji. –
Richard podszedł do okna i objął Ŝonę. –Ze
zrozumiałych względów był bliski furii, gdy dowiedział
się, Ŝe mój nieodŜałowanej pamięci dziadek bezprawnie
pozbawił go jego posiadłości.
Caroline oparła się na męŜu.
– Myślisz, Ŝe posiadanie Strickland będzie dla niego
stanowiło jakąś róŜnicę?
Richard wzruszył ramionami.
– Wątpię w to. Mój dziadek go zniszczył. Reggie
wyznał mi, Ŝe chciał wstąpić do armii, ale hrabia mu nie
pozwolił. Trzymał go krótko. Wyznaczył mu zbyt małą
pensję, by ten rzeczywiście mógł uniezaleŜnić się od
niego.
– Twój dziadek był doprawdy odpychający.
– Zgadza się. Ale Reggie nie jest bez winy; to
nieprzeciętnie inteligentny człowiek, który potrafi
przeniknąć kaŜdego. Z własnej woli został nie tylko
hulaką, ale i pijakiem.
Richard powiedział to z nieukrywanym Ŝalem.
Zawsze serio traktował ciąŜącą na nim
odpowiedzialność. Dzięki temu został między innymi
wybitnym oficerem. Szczerze ubolewał nad tym, Ŝe
Reginald Davenport tak marnuje swoje talenty. Reggie
był najbliŜszym krewnym Richarda ze strony
Davenportów. Richard chciał Ŝyć z nim na
przyjacielskiej stopie, ale juŜ nie wierzył, Ŝe uda mu się
to osiągnąć.
– Sądzisz, Ŝe jest za stary na zmianę? – spytała
Caroline, jakby czytała w jego myślach.
– Skończył trzydzieści siedem lat. ZdąŜył juŜ
przesiąknąć swoimi nałogami. Hulaka czasami zmienia
się na lepsze, ale alkoholik prawie nigdy. Bóg mi
świadkiem, Ŝe tych ostatnich miałem pod swoim
dowództwem w armii. Jeśli nie zginęli od kuli, to
umierali z przepicia. Mój kuzyn pewnie teŜ podzieli los
większości pijaków – stwierdził kostycznie Richard.
Caroline oparła głowę na jego ramieniu. Kiedyś
Reginald Dayenport przeraził ją swym zachowaniem,
ale dziś był powaŜny i uprzejmy, i zademonstrował jej
swój niezwykły urok. Dostrzegła w nim wiele
pozytywnych cech i rozumiała pragnienie Richarda, by
mu pomóc. Jednak wysiłki męŜa rzeczywiście mogły
spełznąć na niczym.
– Czasami zdarzają się cuda – powiedziała z nadzieją.
– Jeśli Reggie postanowi się zmienić, to z pewnością
mu się to uda. Ale wątpię, czy zechce spróbować –
podsumował sceptycznie jej mąŜ, przyciągając ją do
siebie. Przestał myśleć o zepsutym kuzynie. Uczynił
wszystko, co w jego mocy, by mu pomóc. Brutalne Ŝycie
nauczyło go, Ŝe dla drugiego człowieka moŜna zrobić
tylko tyle, na ile on pozwoli.
2
Ilekroć Alys miała ten koszmarny sen, była przez wiele
godzin wytrącona z równowagi. Dzięki Bogu, powtarzał
się najwyŜej kilka razy w roku.
W tym śnie podchodziła do oszklonych drzwi salonu
od strony ogrodu i słyszała znudzony głos złośliwego
męŜczyzny, który pytał, cedząc słowa: „Dlaczego, na
litość boską, chcesz się oŜenić z tą apodyktyczną Długą
Meg? Trzy metry wzrostu i sama skóra i kości… Taka na
pewno nie ogrzeje cię w nocy i weźmie pod pantofel”.
Po krótkim wahaniu jej ukochany odpowiadał: „Jak to
dlaczego? Dla pieniędzy. A z jakiego by innego
powodu? Dobrze będzie sobie ze wszystkim radziła.
Gdy tylko połoŜę rękę na jej majątku, ja będę rządził.
Przekonasz się”.
Te słowa zawsze przyprawiały ją o mdłości i zraniły ją
tak okrutnie, Ŝe z ich powodu porzuciła kiedyś jedyne
Ŝycie, jakie znała. Ale dziś miała szczęście. Zanim
usłyszała ostatnie, najbardziej upokarzające ją zdania,
poczuła rzeczywiste łaskotanie nosa i kichnęła, dzięki
czemu obudziła się.
Uniosła cięŜkie od snu powieki. Było juŜ jasno, a nad
nią pochylała się siedząca na łóŜku postać o
rozpromienionej twarzy. Ta Aurora miała złociste loki,
trójkątną twarz o nieskazitelnej cerze i modre oczy o
szczerym spojrzeniu. Była to panna Meredith Spenser,
dla bliskich Merry, której widok cieszył nawet
najbardziej nieczułe osoby. Alys nie naleŜała do tych
ostatnich, ale o tej porze dnia trudno było jej wykrzesać
z siebie radość. Nie wystarczył do tego widok pogodnej
młodziutkiej damy.
Rzuciła swej podopiecznej złowrogie spojrzenie.
Znowu poczuła na nosie łaskoczący dotyk miękkiego
futerka. Kichnęła po raz drugi.
– Co, u licha… – Uniosła się na łóŜku. – Ach, to ty,
Attilo… Ostrzegam cię, kocie, Ŝe jeśli jeszcze raz mnie
obudzisz, zamiatając ogonem po mojej twarzy, to znajdę
psa, który się tobą poŜywi.
Spoglądała z nachmurzoną miną w przestrzeń
pomiędzy Merry i kotem. Odsunęła z twarzy gęste
włosy. Zapleciony na noc warkocz rozplótł się na skutek
rzucania się na łóŜku pod wpływem koszmarnego snu i
teraz splątane grube pasma opadały na ramiona.
Oznaczało to konieczność przeznaczenia dodatkowego
czasu na ich rozczesanie.
– Niech Bóg ma w opiece kaŜdego psa, któremu stanie
na drodze Attila. – Merry z uśmiechem podała jej
solidny kubek świeŜo zaparzonej kawy. – Lady Alys,
proszę. Jest taka, jaką pani lubi, z duŜą ilością śmietanki
i cukru.
Alys postawiła poduszki, oparła się na nich i z
rozkoszą wypiła łyk kawy.
– Och… – westchnęła błogo, czując, jak wstępuje w nią
energia i rozjaśnia się jej umysł. – Dlaczego chciałam
wstać dziś tak wcześnie?
Merry uśmiechnęła się szeroko.
– Rozpoczyna się sianie i kazała pani się obudzić.
– I obudziłaś mnie. – Alys napiła się kawy. – Dziękuję.
MoŜe cię zatrzymam.
– Jak to? – przekomarzała się z nią Merry. – Musi pani.
PrzecieŜ sama pani zaproponowała, Ŝe zaopiekuje się
mną i chłopcami. Jest pani na nas skazana, przynajmniej
dopóty, dopóki nie znajdzie pani dla mnie jakiegoś męŜa
pomyleńca, który zabierze mnie spod pani kurateli.
Alys roześmiała się. To był znak, Ŝe dzięki kawie
odzyskała juŜ swój zwykły dobry humor.
– Wszyscy męŜczyźni, którzy otaczają cię
wianuszkiem, to niewątpliwi pomyleńcy. Ale zawsze
taki jest skutek nieodwzajemnionej miłości. Mój jedyny
problem polega na tym, Ŝeby utrzymać ich w
bezpiecznej odległości od ciebie.
Spojrzała na Merry z czułością. Jej podopieczna była
śliczną drobną blondyneczką. Alys jako młoda
dziewczyna oddałaby za taką urodę wszystko. Łatwiej
byłoby Merry nie lubić, gdyby nie wyglądała tak
rozkosznie. Poza tym była inteligentna i miała Ŝyciową
mądrość, która u dziewiętnastoletniej dziewczyny
mogła onieśmielać. W Ŝyciu Alys zajmowała miejsce
córki i najlepszej przyjaciółki, choć czasami trudno było
powiedzieć, kto właściwie kogo wychowuje.
– Chłopiec z farmy zostawił dla pani wiadomość.
Zaadresował ją do lady Alice – przeszła do rzeczy
Merry, widząc, Ŝe opiekunka jest juŜ rozbudzona.
– Szkoda teraz czasu na ubolewanie z powodu błędnej
pisowni mojego imienia. – Alys ziewnęła. – Ale skoro
juŜ o tym mowa, to jeśli ktoś nie zna jego poprawnej
pisowni, zapewne teŜ źle je wymawia. Jaka to
wiadomość?
– Coś o kurczakach.
– To musi być Barlow. Zajrzę tam dzisiaj. – Alys
wypiła kawę, przerzuciła włosy przez ramię i usiadła na
łóŜku, wsuwając stopy w pantofle. – Dobrze będzie
wyruszyć zaraz. Zresztą i tak nie zasnęłabym juŜ.
Zabierz stąd tego zwariowanego kota i nakarm go.
Merry zachichotała i wzięła na ręce długowłose
olbrzymie zwierzę, którego sierść tworzyła barwny
układ pręg i białych łat. To wyniosłe kocisko w niczym
nie przypominało zaniedbanego, zagłodzonego i
bliskiego utonięcia kociątka, które Alys wyciągnęła ze
strumienia. Było władcze i traktowało wieśniaków
pogardliwie tylko dlatego, Ŝe to nie oni dawali mu
śniadanie. Attila miauknął z niezadowoleniem, gdy
Meredith wyciągnęła go z pościeli.
Alys siedziała na łóŜku z twarzą ukrytą w dłoniach.
Przypomniała sobie koszmarny sen i straciła humor.
Jednak po chwili otrząsnęła się z ponurej zadumy i z
westchnieniem wstała. WłoŜyła ciepły czerwony
szlafrok i usiadła przy toaletce. Przeglądając się w
lustrze, przeczesywała palcami splątane włosy.
Beznamiętnie analizowała swoją twarz, co, jak juŜ nieraz
się przekonała, pozwalało oderwać uwagę od sennego
koszmaru.
Nie naleŜała do kobiet, za którymi męŜczyźni szaleją,
ale nie była brzydka. Cerę miała zbyt opaloną, biorąc
pod uwagę obowiązującą modę, lecz rysy twarzy
regularne. Gdyby była męŜczyzną, moŜna by ją określić
jako przystojną. Szkopuł w tym, Ŝe zarówno jej twarz,
jak i sylwetka bardziej pasowały do męŜczyzny niŜ do
kobiety. Alys miała ponad sto osiemdziesiąt
centymetrów wzrostu i dorównywała pod tym
względem najwyŜszym męŜczyznom w Strickland, a
nawet ich przewyŜszała.
Rozczesywała splątane włosy. W czasach, w których
uwaŜała się za powabną, były kasztanowate, a teraz,
gdy przebywała duŜo na słońcu, pracując na
utrzymanie, ich kolor ujednolicił się i stał banalnie
brązowy. Nadal jednak Alys uwaŜała je za swój
największy atut. Kiedyś w złości je obcięła, ale gdy
odrosły, były nawet gęstsze niŜ wcześniej. Pomimo iŜ
stały się brązowe, miały kasztanowato złocisty odcień i
połysk.
Rozdzieliła je z tyłu głowy na dwa pasma i zaplotła
warkocze, z których upięła koronę. Ostre poranne słońce
bezlitośnie obnaŜyło największą osobliwość jej twarzy:
ciemnoszaro zielonkawe prawe i ciemnobrązowe lewe
oko. Nie znała nikogo, kto miałby jedną tęczówkę w
jednym, a drugą w innym kolorze. Z powodu tych oczu
i przesadnie wysokiego wzrostu uwaŜała, Ŝe los jest
wobec niej niesprawiedliwy.
Gdy na myśl o tym skrzywiła usta w uśmiechu,
ujawniła się kolejna, godna ubolewania cecha jej twarzy:
idiotyczne dołeczki w policzkach. Zwykle o nich nie
pamiętała, śmiejąc się czy uśmiechając, ale teraz, gdy
patrzyła w lustro, po raz kolejny zauwaŜała ich
niedorzeczność u osoby jej postury. Takie dołeczki
powinna mieć złotowłosa lalkowata Merry, ale nie
miała. Tym bardziej los wydał się Alys niesprawiedliwy.
Nachmurzyła się. Jej ciemne, mocno zarysowane brwi
wyglądały groźnie nawet wówczas, gdy się uśmiechała,
a gdy je marszczyła, wręcz odstraszały.
Gdy juŜ swoim zwyczajem upewniła się, Ŝe mimo
wszystko nie jest monstrum z koszmaru sennego,
odwróciła się od lustra. śałowała, Ŝe z powodu
nadzorowania prac w polu musi włoŜyć spodnie,
płócienną koszulę i męski surdut, gdyŜ ciemne suknie
wyszczuplały ją, a męski strój podkreślał jej kobiece
kształty. Biorąc pod uwagę jej absurdalny wzrost, efekt
był nieco przytłaczający. Ale jej wygląd w męskim stroju
bynajmniej nie działał odpychająco na wszystkich
męŜczyzn. Niektórzy spoglądali na nią spod oka, jakby
się zastanawiali, czy nie warto pobaraszkować w łóŜku z
Długą Meg. Niedoczekanie ich.
Alys Weston, nazywana z powodu swego dostojnego
wyglądu lady Alys, trzydziestoletnia stara panna,
wcisnęła na głowę czarny zdeformowany kapelusz i
wyruszyła z domu, by nadzorować prace polowe. Była
znakomitym rządcą posiadłości Strickland w hrabstwie
Dorset.
Praca okazała się bardziej wyczerpująca, niŜ Alys
oczekiwała. Nowy siewnik, który właśnie zakupiła,
pracował kapryśnie, ku nieukrywanej radości
robotników rolnych. Marzyli o tym, by móc powiedzieć,
Ŝe to głupie urządzenie nigdy nie zacznie działać. Ale po
godzinie leŜenia na ziemi i sprawdzania części Alys
uruchomiła siewnik, bo znała się równieŜ na maszynach.
Resztę dnia spędziła w zabłoconym ubraniu. Nie miała
czasu na zrobienie sobie przerwy na obiad. Niezawodna
Merry przysłała jej ser pleśniowy i bułki. Alys posiliła
się, jadąc konno na pastwisko owiec, by sprawdzić stan
kilku niedomagających jagniąt.
Pod koniec dnia prześmiewcy niechętnie przyznali, Ŝe
siewnik pracuje wspaniale. Nie chcieli tu takiej
maszyny. Alys ugryzła się w język, by nie wygarnąć im,
co o nich myśli. Musiała toczyć ciągłą walkę z tymi
gburowatymi męŜczyznami, by wypełniali jej polecenia.
Jeszcze teraz, po czterech latach sukcesów osiąganych
dzięki jej nowoczesnym metodom gospodarowania,
realizacja kaŜdego nowego pomysłu wymagała
pokonania oporu robotników rolnych. Na myśl o nich
Alys zaklęła pod nosem. Wracała po dniu cięŜkiej pracy
do domu, gdy wiosenne słońce juŜ zachodziło i pojawił
się wieczorny chłód. Nie było w Dorset posiadłości,
która mogłaby poszczycić się taką wydajnością jak
Strickland, takiego ziemianina czy rządcy, który dawał
utrzymanie wysiedlonym pracownikom. Czasami Alys
zastanawiała się nad tym, dlaczego tak się trudzi.
Gdy zjawiła się w Rosę Hall, jak nazywał się dom
rządcy, zastała Merry w salonie, gdzie haftowała.
Chłopcy jeszcze nie wrócili ze szkoły. Alys wzięła
szybką kąpiel, przebrała się w ciemnoniebieską
wełnianą suknię i wróciła do salonu. Nalała sobie i
swojej podopiecznej po kieliszku sherry. Przeglądała
korespondencję, opowiadając rozbawionej Merry o
pechu z siewnikiem. Gdy natrafiła na list od swego
pracodawcy, hrabiego Wargrave, otworzyła go w
napięciu.
Korespondowała przede wszystkim z prawnikiem
Wargrave’a, Chelmsfordem, a nie z hrabią. śadnego z
nich nie znała osobiście. Gdyby któryś z nich dowiedział
się, Ŝe rządcą w Strickland jest kobieta, z pewnością
straciłaby tę posadę.
Poprzedni hrabia nie wystawiał nosa ze swej głównej
rezydencji w Głoucestershire, ale jego następca był
młody, aktywny i sumienny. Obawiała się, Ŝe pewnego
dnia Wargrave zjawi się tu nieoczekiwanie. Szczęśliwie,
gdy ostatnim razem wybierał się do Strickland,
powiadomił ją o tym dostatecznie wcześnie, by zdąŜyła
ulotnić się stąd wraz z dziećmi, zostawiając mu
wiadomość, Ŝe musiała wyjechać z powodu choroby w
rodzinie. Ostrzegła wszystkich w Strickland, Ŝe
ujawnienie mu sekretu jej płci skończy się dla nich źle.
Wróciła po tygodniowym pobycie w Lyme Regis,
dokąd wybrała się morzem. Okazało się, Ŝe nikt nie
puścił pary z ust na temat płci rządcy, a księgi
rachunkowe zyskały akceptację Wargrave’a po jego
wnikliwej kontroli. Hrabia zostawił dla rządcy list z
gratulacjami i kilkoma cennymi radami do rozwaŜenia.
Przez większą część dorosłego Ŝycia słuŜył w armii, ale
znał się na gospodarce rolnej. Pozwolił rządcy kierować
posiadłością samodzielnie, zgodnie z jego
doświadczeniem i umiejętnościami. Dla Alys była to
wymarzona sytuacja. Oby ten stan rzeczy trwał
wiecznie.
Czytając list, poczuła duszność i gwałtownie
wciągnęła powietrze do płuc. Chyba jednak miała
pecha.
– Co się stało? – Merry podniosła wzrok znad robótki.
Alys uśmiechnęła się blado.
– Czułam, Ŝe nie powinnam dziś tak wcześnie
wstawać i wychodzić z domu.
Merry odłoŜyła motki jedwabnych nici do pudełka z
robótkami i podeszła do niej.
– Co się stało? – powtórzyła.
Alys w milczeniu podała jej list. Lord Wargrave
zawiadamiał w nim pana Westona, Ŝe przekazał
Strickland swojemu kuzynowi, Reginałdowi
Davenportowi. Nie znał planów kuzyna związanych z tą
posiadłością, ale zapewniał, Ŝe jest pod wraŜeniem
umiejętności pana Westona i gdyby rządca nie dogadał
się z nowym właścicielem, z przyjemnością znajdzie mu
posadę w innej posiadłości naleŜącej do Wargrave, a
moŜe nawet zaproponuje zarządzanie Wargrave Park.
WyraŜał ubolewanie z powodu wszystkich
niedogodności związanych z nową sytuacją.
– O BoŜe, to moŜe w jakiś sposób skomplikować nasze
i Ŝycie. – Merry westchnęła.
– Twoje niedopowiedzenie, w jaki sposób, jest godnej
prawdziwej damy. – Alys chodziła po pokoju
gniewnymi krokiem.
– A moŜe nie będzie to stanowiło dla nas Ŝadnej
róŜnicy? –odezwała się z nadzieją Merry. – Chyba coś
czytałam o panu Davenporcie. CzyŜ nie uprawia on
róŜnych sportów? MoŜe będzie mieszkał w Londynie,
pobierał renty dzierŜawne i nigdy nie zjawi się w
Strickland?
– To zrozumiałe, Ŝe lord Wargrave mógł tu nie
przyjeŜdŜać, skoro oprócz Strickland posiadał jeszcze
jedenaście innych posiadłości. Ale jeśli teraz ten majątek
stał się jedyną własnością Reginalda Davenporta, to ten
człowiek będzie się czuł zobowiązany bywać tu czasami,
wpadać na lato, z przyjaciółmi na przyjęcia i na
polowania; moŜe teŜ chcieć mieszkać tu przez część
roku. –Przystanęła przed kominkiem i spoglądała w
płomienie. – Nie wynajdę tylu chorych krewnych, by za
kaŜdym razem, kiedy on tu będzie, uniknąć spotkania z
nim w cztery oczy.
– Ma pani przecieŜ umowę – obruszyła się Merry.
Alys wzruszyła ramionami, podnosząc z mosięŜnej
podstawy pogrzebacz.
– Umowa jest coś warta, jeśli dotrzymuje się jej
warunków. Davenport moŜe tak utrudnić mi Ŝycie, Ŝe
nie będę chciała tu zostać.
– A moŜe zechce zatrzymać tu panią? Dokonała pani
w Strickland cudów. Wszyscy tak uwaŜają.
– Rzeczywiście, włoŜyłam w tę posiadłość duŜo
cięŜkiej pracy. – Alys z zawziętością dźgnęła
pogrzebaczem węgle. –Teraz kaŜdy dobry rządca moŜe
nią tak kierować, by przynosiła dochód.
– Pan Davenport nie znajdzie nikogo lepszego i
uczciwszego od pani!
– Prawdopodobnie nie. Ale to nie znaczy, Ŝe mnie nie
zwolni. – Alys słyszała o Reginaldzie Davenporcie, ale
większość z tych opowieści nie była przeznaczona dla
uszu takich niewinnych panien jak Merry. Taki hulaka
raczej nie mógł mieć wysokiego mniemania o talentach
kobiet.
To było niesprawiedliwe! Zacisnęła dłonie. Starała się
jednak odzyskać spokój.
– Jeśli pan Davenport nie zechce pani zatrzymać, to
będzie pani pracowała dla hrabiego w innej posiadłości.
Wargrave Park byłby prawdziwym rodzynkiem. –
Merry szukała w pudełku na robótki srebrzystej
poszewki.
– Jak myślisz, jak długo jego oferta będzie aktualna,
gdy dowie się, Ŝe jestem kobietą? – spytała z goryczą
Alys, ponownie zaciskając dłonie.
– MoŜe mogłaby pani przebrać się za męŜczyznę? –W
oczach Merry pojawiły się iskierki rozbawienia. – Ma
pani do tego odpowiedni wzrost.
Alys błysnęła na nią oczami. Miała ochotę wytargać ją
za uszy, ale zaraz udzielił się jej humor podopiecznej.
– Jak myślisz, jak długo udałoby mi się urządzać tę
maskaradę? – spytała z krzywym uśmieszkiem.
– Hm… – Merry zastanawiała się. – MoŜe przez
kilkadziesiąt sekund przy złym świetle…
Alys zachichotała.
– Światła raczej nie powinno być. MęŜczyźni i kobiety
zwykle mają inne sylwetki, przynajmniej po dwunastym
roku Ŝycia.
– Zgadza się i pani jest bardzo zgrabna, choć stara się
pani, jak moŜe, to ukryć.
Alys prychnęła. Merry niezmiennie mówiła o niej, Ŝe
jest atrakcyjną kobietą, co wynikało, jak sądziła, bardziej
z wrodzonej Ŝyczliwości niŜ z właściwej oceny. A teraz
po prostu chciała oderwać jej myśli od problemu.
– Nawet jeśli lord Wargrave zatrudniłby mnie jako
kobietę, to jestem tu potrzebna równieŜ w manufakturze
ceramicznej. Nie moŜemy jej przenieść do
Gloucestershire. I Ŝal byłoby zabierać chłopców ze
szkoły, w której czują się tak dobrze.
Merry spuściła głowę.
Mary JoMary JoMary JoMary Jo PutneyPutneyPutneyPutney Jak stare winoJak stare winoJak stare winoJak stare wino
1 Londyn 1817 Gdy dwaj dŜentelmeni są bliskimi krewnymi, ich stosunki zwykle nie są oficjalne. W tym jednak wypadku chodzi o kuzynów, – z których młodszy, nagle się odnalazłszy, odziedziczył tytuł i majątek, pomimo roszczeń starszego. Po tym jak omal się nie pozabijali, utrzymywali tylko sporadyczne formalne kontakty. Trudno się zatem dziwić napięciu towarzyszącemu ich spotkaniom. Istniał waŜny powód, by Reginald Davenport, hulaka, hazardzista i kobieciarz, nazywany Zgubą Davenportów, nie okazywał wylewności, witając się ze swoim kuzynem. – Dzień dobry, Wargrave – pozdrowił go oficjalnie. Siedzący za wielkim biurkiem z drzewa orzechowego hrabia Wargrave podniósł się z krzesła i podał mu rękę. – Cieszę się, Ŝe znalazłeś czas, by przyjść. Reggie sztywno uścisnął mu dłoń, usiadł na wskazanym krześle i nonszalancko rozprostował długie nogi. – Muszę się stawiać na wezwania głowy rodu, zwłaszcza w sytuacji, gdy wypłaca mi kieszonkowe – powiedział kpiącym tonem. Wargrave zacisnął usta, co Reggie odnotował z satysfakcją, i usiadł z powrotem za biurkiem. Do wielu irytujących cnót hrabiego naleŜały opanowanie, zrównowaŜenie i uprzejmość. Faktycznie wcale Reggiego nie wezwał, lecz pozostawił mu wybór miejsca i czasu spotkania, przejawiając chęć załatwienia spraw
rodzinnych nawet w gospodzie, gdyby taka była wola kuzyna. Reggie doceniał tę gotowość, ale nie miał nic przeciwko spotkaniu w rodowej rezydencji na Half Moon Street, by zobaczyć, jakie zmiany wprowadził tam kuzyn. Niechętnie przyznał, Ŝe są to zmiany na lepsze. Za Ŝycia stryja ten gabinet był mroczny i zatłoczony meblami, jakby miał onieśmielać osobników wzywanych na rozmowę. Po remoncie stał się jasny i przestronny. Krzesła o skórzanych obiciach, wygoda i porządek świadczyły o dobrym guście nowych właścicieli posiadłości. Reggie nie potrafił wskazać w tym wnętrzu czegoś, co zasługiwałoby na krytykę, skupił więc uwagę na swym gospodarzu. Ilekroć się spotykali, z nadzieją szukał w wyglądzie kuzyna oznak, Ŝe ten zaczął tyć, stał się snobem ubierającym się w strój w zielone pasy i noszącym złoty zegarek z dewizką, wulgarnym dekadentem i arogantem. Zawsze jednak doznawał zawodu. Richard Davenport niezmiennie był dobrze ubrany, jak prawdziwy dŜentelmen, a ponadto zachował szczupłą sylwetkę Ŝołnierza. I wszystkich – od księcia po pomywaczkę – traktował z taką samą uprzejmością człowieka dobrze wychowanego. Nie był skłonny do gniewu. Reggiemu rzadko udawało się sprowokować go do czegoś więcej niŜ ledwie zauwaŜalna irytacja, choć starał się o to. Czasami wręcz nie mógł uwierzyć, Ŝe ten przeklęty przybysz jest Davenportem. On sam – wysoki i śniady, o zimnych niebieskich oczach i pociągłej twarzy – uosabiał arystokratę bardziej skłonnego do arogancji niŜ do
grzeczności. Jego kuzyn natomiast – o pół głowy niŜszy od niego szatyn o piwnych oczach – miły i przystępny, był zarazem najlepszym szermierzem, o jakim Reggie słyszał. Gdy kiedyś Wargrave wpadł w gniew i pokazał, jak dobrze walczy, Reggie był nim zachwycony. – Chciałem się z tobą spotkać między innymi w sprawie twojego „kieszonkowego” – wdarł się w myśli Reggiego głos Richarda. Czyli postanowił nie wypłacać juŜ nieznośnemu kuzynowi ani szylinga. Reggie spodziewał się tego. Zastanawiał się, jak powinien zarabiać na Ŝycie w sytuacji, gdy hazard był nader niepewnym źródłem dochodów. Wielu pozbawionych majątku arystokratów zajmowało rządowe stanowiska i urzędy, ale kto przy zdrowych zmysłach chciałby powierzyć któreś z nich Reggiemu Davenportowi? Nawet rządowi urzędnicy musieli spełniać pewne wymagania. MoŜe otworzę jarmarczną strzelnicę? Albo zostanę męską prostytutką, zamiast dawać kobietom rozkosz za darmo? – rozmyślał z rozbawieniem. – A jaki jest drugi powód? – spytał spokojnie. – Caroline urodzi mi w listopadzie dziecko. – Moje gratulacje. – Reggie zachował obojętny wyraz twarzy. Wargrave wolał przekazywać wiadomości swojemu następcy osobiście, niŜ dopuścić, by dowiedział się o czymś z plotek. Ale dla Reggiego nie była to Ŝadna rewelacja. Formalnie dziedziczył po Richardzie tytuł hrabiego Wargrave, lecz spodziewał się, Ŝe jego zdrowy, szczęśliwy w małŜeństwie i młodszy o osiem lat kuzyn zechce powiększyć rodzinę. Zdobył się
na uprzejmość i spytał: – Ufam, Ŝe lady Wargrave ma się znakomicie? Twarz Wargrave’a rozjaśnił uśmiech, który Reggie bezlitośnie określił jako niedorzeczny. – Czuje się wspaniale. Gra tak duŜo na fortepianie, Ŝe pewnie dziecko urodzi się z nutami w ręku – zaŜartował Richard, ale zaraz dodał z powagą: – Nie jest to główny powód, dla którego chciałem cię widzieć. – AleŜ oczywiście, bo zanim zrobiłeś dygresję na temat oczekiwanego potomka, ujawniłeś zamiar pozbawienia mnie kieszonkowego – przypomniał mu drwiącym tonem Reggie. Nigdy nie pozwoliłby sobie na płaszczenie się z powodu pieniędzy przed głową rodu. – Zaniechanie wypłacania ci kwartalnej pensji to nie wszystko, co miałem na myśli. – Wargrave wyjął z szuflady biurka jakieś papiery. – Uznałem, Ŝe trzeba ci dać inne zabezpieczenie finansowe. Tymczasowo wypłacałem ci pensję przyznaną przez poprzedniego hrabiego, ale uwaŜam za niewłaściwe, by jeden dorosły człowiek był uzaleŜniony od dobrej woli drugiego. – W naszym światku nie jest to sytuacja wyjątkowa. – Reggie udawał brak zainteresowania. Był zaskoczony tym, Ŝe Wargrave nadal wypłacał mu pensję po tym, jak kiedyś skoczyli sobie do gardła, ale widocznie hrabia poczuwał się do odpowiedzialności za połoŜenie materialne swego następcy. Teraz jednak perspektywa przyjścia na świat potomka Wargrave’a uniewaŜniała taką odpowiedzialność. – Nie wychowywałem się w naszym małym ciasnym światku i pozwolę sobie wyznać, Ŝe raczej nigdy nie zrozumiem róŜnych przyjmowanych w nim załoŜeń. W
środowisku, w którym dorastałem, ludzie uwaŜają, Ŝe kaŜdy powinien mieć coś na własność. – Poklepał palcami dokumenty. – Dlatego pragnę ci przekazać najlepiej prosperującą posiadłość spośród tych wyłączonych z majątku dziedziczonego przez następnego hrabiego. Spłaciłem kredyt hipoteczny, toteŜ moŜe ci ona przynosić dochód dwukrotnie wyŜszy od pensji, jaką otrzymujesz. Reggie usiadł prosto. Był oszołomiony. Odebranie mu pensji nie stanowiłoby dla niego niespodzianki, lecz ta darowizna go zaskoczyła. – Wysokie dochody, jakie przynosi posiadłość, to w duŜej mierze zasługa rządcy Westona, zatrudnionego tam od kilku lat. Nie zdąŜyłem go poznać. Gdy byłem z wizytacją, nie zastałem go, bo wyjechał z powodu choroby krewnego. Znakomicie się spisuje. Wszystkie papiery sąw idealnym porządku i nadzwyczajnie zwiększył wydajność. Jest człowiekiem uczciwym i zna się na rzeczy, moŜesz więc mieszkać w Londynie i Ŝyć z rent dzierŜawnych, jeśli nie chciałbyś sam zarządzać posiadłością. – Wyraz jego twarz stał się bardziej surowy. – MoŜesz teŜ ją sprzedać lub przegrać w karty. Cokolwiek zrobisz, nie dostaniesz juŜ z Wargrave nic więcej. Jeśli masz duŜe długi, to pomogę ci je spłacić, Ŝebyś mógł zacząć wszystko od nowa, bez obciąŜonego konta, ale później będziesz zdany tylko na siebie. Jasne? – Absolutnie. Wargrave, potrafisz wyraŜać się jasno – odparł Reggie z odruchową nonszalancją, próbując ukryć, Ŝe jest zbity z tropu. – Ostatnio uśmiechnęła się do mnie fortuna, więc twoja pomoc nie będzie mi potrzebna. – Za wszelką cenę starał się zapanować nad
emocjami i spytał obojętnym tonem: – A która to posiadłość? – Strickland, w Dorset. Niesłychane! W wypadku Wargrave do majątku dziedziczonego przez następnego hrabiego nie naleŜało zaledwie kilka posiadłości. W tym sensie wiadomość, Ŝe chodzi o Strickland, nie była zaskakująca. Ale Reggie wciąŜ był oszołomiony. – Dlaczego Strickland? – spytał, nie mogąc ukryć ciekawości. – Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, Ŝe jest to dla ciebie najbardziej korzystne. Po drugie, o ile wiem, spędziłeś tam dzieciństwo, więc pomyślałem, Ŝe pewnie jesteś przywiązany do tego miejsca. – Wargrave z nachmurzoną miną obrócił w palcach gęsie pióro. – Ale sądząc z twojej miny, chyba się pomyliłem. Na twarzy Reggiego pojawiło się napięcie. Z trudem ukrywał emocje. Brakowało mu tej i innych umiejętności czy cech, jakie ucieleśniał ideał dŜentelmena. Prawdziwy dŜentelmen nie ujawniał rozgoryczenia czy gniewu, a nawet rozbawienia, a Reggiemu zdarzało się to często, jeśli nie skupił się dostatecznie. Oczywiście umiał udawać obojętność, ale teŜ nierzadko na jego twarzy była wypisana nawet niezbyt silna emocja. Teraz starał się ukryć sprzeczne uczucia, które wywoływała w nim myśl o Strickland. – Jest jeszcze inny, znacznie waŜniejszy powód, dla którego wybrałem tę właśnie posiadłość. Chodzi o to, Ŝe powinna naleŜeć do ciebie – ciągnął Wargrave. Reggie odetchnął głęboko. Otrzymał naraz zbyt wiele zaskakujących wiadomości. Nie był tym zachwycony.
– Dlaczego tak twierdzisz? – ponaglił Richarda. – Bo dom i ziemia stanowiły własność rodziny twojej matki, a nie Davenportów. W świetle prawa jesteś właścicielem Strickland jako jedyny spadkobierca majątku po matce. – Co więc, u licha, się stało? – Jak twierdzi prawnik Wargrave’ów, twoi rodzice poznali się, gdy twój dziadek ze strony matki postanowił kupić małą posiadłość graniczącą ze Strickland. Do Dorset przyjechał twój ojciec, by w imieniu właściciela posiadłości, swego brata, hrabiego Wargrave, wynegocjować transakcję, i poznał tam twoją matkę. Skończyło się na tym, Ŝe zamieszkał w Dorset. Posiadłość Davenportów została połączona ze Strickland, gdzie twoi rodzice zamieszkali, zarządzając obiema posiadłościami jak całością. Zgodnie z kontraktem małŜeńskim majątek Strickland miał przejść na własność spadkobierców twojej matki. Reggie zaklął pod nosem. Czyli poprzedni hrabia świadomie i bezprawnie pozbawił bratanka Strickland. To było jego kolejne posunięcie w nieustającej wojnie, jaką ze sobą toczyli. – Oczywiście o niczym nie miałem pojęcia, bo w Ŝadnym wypadku nie pozwoliłbym na to temu staremu diabłu. – Reggie z trudem hamował gniew. Przez te wszystkie lata stryj raczył wypłacać swemu następcy pensję, a tymczasem naleŜało mu się coś więcej. Reggie Ŝałował, Ŝe hrabia nie Ŝyje i nie moŜe odpłacić mu za tę krzywdę. – MoŜe hrabia nie oddzielił Strickland od reszty Wargrave I dlatego, Ŝe to ty miałeś przejąć wraz z
tytułem cały majątek? Przez wiele lat byłeś przecieŜ jedynym spadkobiercą Wargrave – przypomniał mu spokojnie Richard. – Twoje wspaniałomyślne tłumaczenie jego decyzji jest i skutkiem tego, Ŝe go nie znałeś. Zapewniam cię, Ŝe zataił wszystko przede mną z wielu powodów. Własne dochody uniezaleŜniłyby mnie od niego, co nie było po jego myśli. Z jakiegoś powodu poprzedni hrabia miał za złe młodszemu bratu, Ŝe oŜenił się ze skromną szlachcianką i Ŝył z nią szczęśliwie w Dorset. To pozwalało lepiej zrozumieć stosunek hrabiego do osieroconego bratanka. Było tak, jakby poprzedni hrabia Wargrave mścił się na nieŜyjącym bracie – za pośrednictwem jego syna – za to, Ŝe ten kiedyś zdołał uniezaleŜnić się od niego. Richard udawał, Ŝe jest pochłonięty ostrzeniem pióra i sprawdzaniem atramentu w kałamarzu. – Im więcej się o nim dowiaduję, tym lepiej rozumiem, dlaczego mój ojciec nie chciał Ŝyć w tym samym kraju co on –skomentował. – Wyjazd z Anglii to najbardziej sensowna rzecz, jaką Julius mógł zrobić – przyznał Reggie. MoŜe i on powinien przed wielu laty zrobić to samo. Czy nie byłoby dla niego lepiej znajdować się poza zasięgiem Ŝelaznej ręki hrabiego, zamiast nieustannie bronić się przed jego tyranią, stojąc na straconych pozycjach? Ale teraz hrabia juŜ nie Ŝył i Reggie nie zamierzał obnaŜać swych uczuć przed młodszym kuzynem, który pojawił się na rodzinnej scenie po spuszczeniu kurtyny. Wargrave spojrzał na niego znad biurka.
– A moŜe wolałbyś inny majątek? Strickland jest najlepszy, ale inne teŜ wchodzą w grę. – Nie chcę innego. Ten w zupełności mi wystarczy – odparł szorstko Reggie. Wargrave najwyraźniej nie oczekiwał od niego uprzejmości. Podpisał dokumenty, posypał mokry atrament piaskiem i przysunął je do kuzyna. – ZłóŜ podpis i Strickland naleŜy do ciebie. Reggie gniewnie przebiegł wzrokiem dokumenty, ale nie znalazł w nich nic podejrzanego. Gdy podpisywał ostatni, usłyszał czyjeś lekkie kroki i spojrzał w stronę drzwi. Do gabinetu weszła drobna blondynka, Caroline, lady Wargrave, uzdolniona kompozytorka o marzycielskim wyrazie twarzy. Obaj wstali na jej widok. Hrabia i hrabina wymienili spojrzenia, które obudziły w Reggiem dojmującą tęsknotę za czymś, czego mu brakowało. Zazdrościł kuzynowi bogactwa i władzy przypisanych do tytułu Wargrave, ale jeszcze bardziej ciepła widocznego w jego stosunkach z Ŝoną. śadna kobieta nigdy tak nie spojrzała na Zgubę Davenportów, Ŝadna nie chciała spojrzeć. Lady Wargrave podała mu rękę. Kiedy widzieli się ostatnim razem, Reggie upił się i zachowywał tak skandalicznie, Ŝe hrabia Wargrave o mało go za to nie zabił. Ale pomimo fatalnej reputacji, Reggie wcale nie chciał budzić grozy w nieśmiałych młodziutkich kobietach i teraz czuł się niezręcznie, pochylając się do ręki hrabiny. – Lady Wargrave, winszuję pomyślnej wiadomości.
– Dziękuję, jesteśmy zachwyceni. – Uśmiechnęła się z ufnością. Bez wątpienia małŜeństwo jej słuŜyło. – Właściwie jeszcze nie miałam okazji podziękować panu za prezent ślubny. Gdzie pan zdobył partyturę pieśni Haendla? Ilekroć ją czytam, wpadam w naboŜny podziw nad tymi nutami i słowami. Reggie uśmiechnął się po raz pierwszy w czasie tej trudnej wizyty. Hrabina przysłała mu liścik z formalnym podziękowaniem za prezent. Skoro jednak chciała podziękować raz jeszcze, przy okazji tej wizyty, znaczyło to, Ŝe wybaczyła mu grubiańskie zachowanie podczas poprzedniego spotkania. MoŜe zatem ubył choć jeden spośród jego grzechów, za które miał smaŜyć się w piekle? – Wpadła mi w ręce dawno temu w księgarni. Byłem pewny, Ŝe pewnego dnia dowiem się, dla kogo ją kupiłem. – Nie mógł pan lepiej trafić. – Odwróciła głowę. – Przepraszam, Ŝe przeszkodziłam. Zostawiam was samych z waszymi sprawami. – Właśnie zbieram się do wyjścia – uspokoił ją Reggie. – Naturalnie, jeśli nie zamierzasz jeszcze czegoś ze mną omawiać, Wargrave? Hrabia pokręcił głową. – Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Reggie zawahał się. Powinien podziękować kuzynowi za wspaniałomyślność. Nie kaŜdy na miejscu Richarda byłby tak uczciwy, by zaoferować rekompensatę za przewinienia przodka. Ale Reggie nadal czuł zbyt wielką złość z powodu obłudy stryja, by móc zdobyć się na okazanie wdzięczności.
Skinął sztywno głową i wyszedł z gabinetu, ledwie świadomy obecności odprowadzającego go majordomusa. Na dziedzińcu rzucił monetę lokajowi, który zajmował się jego końmi, i wsiadł do kariolki. W zamyśleniu trzymał w dłoniach cugle, jakby nie zauwaŜając, Ŝe konie potrząsają głowami, chcąc ruszyć w drogę. Strickland… Kto, do pioruna, mógł się tego spodziewać? Nieoczekiwanie stał się właścicielem posiadłości, w której doświadczył największego szczęścia i najstraszliwszego smutku. Nie potrafił rozstrzygnąć, czy większa jest jego radość, czy konsternacja. Zacisnął usta, potrząsnął cuglami i zgrabnie skierował dwukółkę na ulicę. Musiał strzelić sobie kielicha. Czuł, Ŝe nie skończy się na jednym. Caroline Davenport odsunęła zasłonę i odprowadzała wzrokiem odjeŜdŜającego kuzyna męŜa. Sztywna sylwetka Reggiego Davenporta świadczyła o przeŜywanym napięciu. – Jak przyjął wiadomość o Strickland? – spytała po chwili, zasuwając zasłonę. – Na szczęście nie oczekiwałem od niego wdzięczności, bo nie usłyszałem słowa podziękowania. Kuzyn Reggie raczej nie lubi niespodzianek. Łatwiej byłoby mu przyjąć wiadomość o utracie pensji. – Richard podszedł do okna i objął Ŝonę. –Ze zrozumiałych względów był bliski furii, gdy dowiedział
się, Ŝe mój nieodŜałowanej pamięci dziadek bezprawnie pozbawił go jego posiadłości. Caroline oparła się na męŜu. – Myślisz, Ŝe posiadanie Strickland będzie dla niego stanowiło jakąś róŜnicę? Richard wzruszył ramionami. – Wątpię w to. Mój dziadek go zniszczył. Reggie wyznał mi, Ŝe chciał wstąpić do armii, ale hrabia mu nie pozwolił. Trzymał go krótko. Wyznaczył mu zbyt małą pensję, by ten rzeczywiście mógł uniezaleŜnić się od niego. – Twój dziadek był doprawdy odpychający. – Zgadza się. Ale Reggie nie jest bez winy; to nieprzeciętnie inteligentny człowiek, który potrafi przeniknąć kaŜdego. Z własnej woli został nie tylko hulaką, ale i pijakiem. Richard powiedział to z nieukrywanym Ŝalem. Zawsze serio traktował ciąŜącą na nim odpowiedzialność. Dzięki temu został między innymi wybitnym oficerem. Szczerze ubolewał nad tym, Ŝe Reginald Davenport tak marnuje swoje talenty. Reggie był najbliŜszym krewnym Richarda ze strony Davenportów. Richard chciał Ŝyć z nim na przyjacielskiej stopie, ale juŜ nie wierzył, Ŝe uda mu się to osiągnąć. – Sądzisz, Ŝe jest za stary na zmianę? – spytała Caroline, jakby czytała w jego myślach. – Skończył trzydzieści siedem lat. ZdąŜył juŜ przesiąknąć swoimi nałogami. Hulaka czasami zmienia się na lepsze, ale alkoholik prawie nigdy. Bóg mi świadkiem, Ŝe tych ostatnich miałem pod swoim
dowództwem w armii. Jeśli nie zginęli od kuli, to umierali z przepicia. Mój kuzyn pewnie teŜ podzieli los większości pijaków – stwierdził kostycznie Richard. Caroline oparła głowę na jego ramieniu. Kiedyś Reginald Dayenport przeraził ją swym zachowaniem, ale dziś był powaŜny i uprzejmy, i zademonstrował jej swój niezwykły urok. Dostrzegła w nim wiele pozytywnych cech i rozumiała pragnienie Richarda, by mu pomóc. Jednak wysiłki męŜa rzeczywiście mogły spełznąć na niczym. – Czasami zdarzają się cuda – powiedziała z nadzieją. – Jeśli Reggie postanowi się zmienić, to z pewnością mu się to uda. Ale wątpię, czy zechce spróbować – podsumował sceptycznie jej mąŜ, przyciągając ją do siebie. Przestał myśleć o zepsutym kuzynie. Uczynił wszystko, co w jego mocy, by mu pomóc. Brutalne Ŝycie nauczyło go, Ŝe dla drugiego człowieka moŜna zrobić tylko tyle, na ile on pozwoli.
2 Ilekroć Alys miała ten koszmarny sen, była przez wiele godzin wytrącona z równowagi. Dzięki Bogu, powtarzał się najwyŜej kilka razy w roku. W tym śnie podchodziła do oszklonych drzwi salonu od strony ogrodu i słyszała znudzony głos złośliwego męŜczyzny, który pytał, cedząc słowa: „Dlaczego, na litość boską, chcesz się oŜenić z tą apodyktyczną Długą Meg? Trzy metry wzrostu i sama skóra i kości… Taka na pewno nie ogrzeje cię w nocy i weźmie pod pantofel”. Po krótkim wahaniu jej ukochany odpowiadał: „Jak to dlaczego? Dla pieniędzy. A z jakiego by innego powodu? Dobrze będzie sobie ze wszystkim radziła. Gdy tylko połoŜę rękę na jej majątku, ja będę rządził. Przekonasz się”. Te słowa zawsze przyprawiały ją o mdłości i zraniły ją tak okrutnie, Ŝe z ich powodu porzuciła kiedyś jedyne Ŝycie, jakie znała. Ale dziś miała szczęście. Zanim usłyszała ostatnie, najbardziej upokarzające ją zdania, poczuła rzeczywiste łaskotanie nosa i kichnęła, dzięki czemu obudziła się. Uniosła cięŜkie od snu powieki. Było juŜ jasno, a nad nią pochylała się siedząca na łóŜku postać o rozpromienionej twarzy. Ta Aurora miała złociste loki, trójkątną twarz o nieskazitelnej cerze i modre oczy o szczerym spojrzeniu. Była to panna Meredith Spenser, dla bliskich Merry, której widok cieszył nawet najbardziej nieczułe osoby. Alys nie naleŜała do tych ostatnich, ale o tej porze dnia trudno było jej wykrzesać
z siebie radość. Nie wystarczył do tego widok pogodnej młodziutkiej damy. Rzuciła swej podopiecznej złowrogie spojrzenie. Znowu poczuła na nosie łaskoczący dotyk miękkiego futerka. Kichnęła po raz drugi. – Co, u licha… – Uniosła się na łóŜku. – Ach, to ty, Attilo… Ostrzegam cię, kocie, Ŝe jeśli jeszcze raz mnie obudzisz, zamiatając ogonem po mojej twarzy, to znajdę psa, który się tobą poŜywi. Spoglądała z nachmurzoną miną w przestrzeń pomiędzy Merry i kotem. Odsunęła z twarzy gęste włosy. Zapleciony na noc warkocz rozplótł się na skutek rzucania się na łóŜku pod wpływem koszmarnego snu i teraz splątane grube pasma opadały na ramiona. Oznaczało to konieczność przeznaczenia dodatkowego czasu na ich rozczesanie. – Niech Bóg ma w opiece kaŜdego psa, któremu stanie na drodze Attila. – Merry z uśmiechem podała jej solidny kubek świeŜo zaparzonej kawy. – Lady Alys, proszę. Jest taka, jaką pani lubi, z duŜą ilością śmietanki i cukru. Alys postawiła poduszki, oparła się na nich i z rozkoszą wypiła łyk kawy. – Och… – westchnęła błogo, czując, jak wstępuje w nią energia i rozjaśnia się jej umysł. – Dlaczego chciałam wstać dziś tak wcześnie? Merry uśmiechnęła się szeroko. – Rozpoczyna się sianie i kazała pani się obudzić. – I obudziłaś mnie. – Alys napiła się kawy. – Dziękuję. MoŜe cię zatrzymam.
– Jak to? – przekomarzała się z nią Merry. – Musi pani. PrzecieŜ sama pani zaproponowała, Ŝe zaopiekuje się mną i chłopcami. Jest pani na nas skazana, przynajmniej dopóty, dopóki nie znajdzie pani dla mnie jakiegoś męŜa pomyleńca, który zabierze mnie spod pani kurateli. Alys roześmiała się. To był znak, Ŝe dzięki kawie odzyskała juŜ swój zwykły dobry humor. – Wszyscy męŜczyźni, którzy otaczają cię wianuszkiem, to niewątpliwi pomyleńcy. Ale zawsze taki jest skutek nieodwzajemnionej miłości. Mój jedyny problem polega na tym, Ŝeby utrzymać ich w bezpiecznej odległości od ciebie. Spojrzała na Merry z czułością. Jej podopieczna była śliczną drobną blondyneczką. Alys jako młoda dziewczyna oddałaby za taką urodę wszystko. Łatwiej byłoby Merry nie lubić, gdyby nie wyglądała tak rozkosznie. Poza tym była inteligentna i miała Ŝyciową mądrość, która u dziewiętnastoletniej dziewczyny mogła onieśmielać. W Ŝyciu Alys zajmowała miejsce córki i najlepszej przyjaciółki, choć czasami trudno było powiedzieć, kto właściwie kogo wychowuje. – Chłopiec z farmy zostawił dla pani wiadomość. Zaadresował ją do lady Alice – przeszła do rzeczy Merry, widząc, Ŝe opiekunka jest juŜ rozbudzona. – Szkoda teraz czasu na ubolewanie z powodu błędnej pisowni mojego imienia. – Alys ziewnęła. – Ale skoro juŜ o tym mowa, to jeśli ktoś nie zna jego poprawnej pisowni, zapewne teŜ źle je wymawia. Jaka to wiadomość? – Coś o kurczakach.
– To musi być Barlow. Zajrzę tam dzisiaj. – Alys wypiła kawę, przerzuciła włosy przez ramię i usiadła na łóŜku, wsuwając stopy w pantofle. – Dobrze będzie wyruszyć zaraz. Zresztą i tak nie zasnęłabym juŜ. Zabierz stąd tego zwariowanego kota i nakarm go. Merry zachichotała i wzięła na ręce długowłose olbrzymie zwierzę, którego sierść tworzyła barwny układ pręg i białych łat. To wyniosłe kocisko w niczym nie przypominało zaniedbanego, zagłodzonego i bliskiego utonięcia kociątka, które Alys wyciągnęła ze strumienia. Było władcze i traktowało wieśniaków pogardliwie tylko dlatego, Ŝe to nie oni dawali mu śniadanie. Attila miauknął z niezadowoleniem, gdy Meredith wyciągnęła go z pościeli. Alys siedziała na łóŜku z twarzą ukrytą w dłoniach. Przypomniała sobie koszmarny sen i straciła humor. Jednak po chwili otrząsnęła się z ponurej zadumy i z westchnieniem wstała. WłoŜyła ciepły czerwony szlafrok i usiadła przy toaletce. Przeglądając się w lustrze, przeczesywała palcami splątane włosy. Beznamiętnie analizowała swoją twarz, co, jak juŜ nieraz się przekonała, pozwalało oderwać uwagę od sennego koszmaru. Nie naleŜała do kobiet, za którymi męŜczyźni szaleją, ale nie była brzydka. Cerę miała zbyt opaloną, biorąc pod uwagę obowiązującą modę, lecz rysy twarzy regularne. Gdyby była męŜczyzną, moŜna by ją określić jako przystojną. Szkopuł w tym, Ŝe zarówno jej twarz, jak i sylwetka bardziej pasowały do męŜczyzny niŜ do kobiety. Alys miała ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i dorównywała pod tym
względem najwyŜszym męŜczyznom w Strickland, a nawet ich przewyŜszała. Rozczesywała splątane włosy. W czasach, w których uwaŜała się za powabną, były kasztanowate, a teraz, gdy przebywała duŜo na słońcu, pracując na utrzymanie, ich kolor ujednolicił się i stał banalnie brązowy. Nadal jednak Alys uwaŜała je za swój największy atut. Kiedyś w złości je obcięła, ale gdy odrosły, były nawet gęstsze niŜ wcześniej. Pomimo iŜ stały się brązowe, miały kasztanowato złocisty odcień i połysk. Rozdzieliła je z tyłu głowy na dwa pasma i zaplotła warkocze, z których upięła koronę. Ostre poranne słońce bezlitośnie obnaŜyło największą osobliwość jej twarzy: ciemnoszaro zielonkawe prawe i ciemnobrązowe lewe oko. Nie znała nikogo, kto miałby jedną tęczówkę w jednym, a drugą w innym kolorze. Z powodu tych oczu i przesadnie wysokiego wzrostu uwaŜała, Ŝe los jest wobec niej niesprawiedliwy. Gdy na myśl o tym skrzywiła usta w uśmiechu, ujawniła się kolejna, godna ubolewania cecha jej twarzy: idiotyczne dołeczki w policzkach. Zwykle o nich nie pamiętała, śmiejąc się czy uśmiechając, ale teraz, gdy patrzyła w lustro, po raz kolejny zauwaŜała ich niedorzeczność u osoby jej postury. Takie dołeczki powinna mieć złotowłosa lalkowata Merry, ale nie miała. Tym bardziej los wydał się Alys niesprawiedliwy. Nachmurzyła się. Jej ciemne, mocno zarysowane brwi wyglądały groźnie nawet wówczas, gdy się uśmiechała, a gdy je marszczyła, wręcz odstraszały.
Gdy juŜ swoim zwyczajem upewniła się, Ŝe mimo wszystko nie jest monstrum z koszmaru sennego, odwróciła się od lustra. śałowała, Ŝe z powodu nadzorowania prac w polu musi włoŜyć spodnie, płócienną koszulę i męski surdut, gdyŜ ciemne suknie wyszczuplały ją, a męski strój podkreślał jej kobiece kształty. Biorąc pod uwagę jej absurdalny wzrost, efekt był nieco przytłaczający. Ale jej wygląd w męskim stroju bynajmniej nie działał odpychająco na wszystkich męŜczyzn. Niektórzy spoglądali na nią spod oka, jakby się zastanawiali, czy nie warto pobaraszkować w łóŜku z Długą Meg. Niedoczekanie ich. Alys Weston, nazywana z powodu swego dostojnego wyglądu lady Alys, trzydziestoletnia stara panna, wcisnęła na głowę czarny zdeformowany kapelusz i wyruszyła z domu, by nadzorować prace polowe. Była znakomitym rządcą posiadłości Strickland w hrabstwie Dorset. Praca okazała się bardziej wyczerpująca, niŜ Alys oczekiwała. Nowy siewnik, który właśnie zakupiła, pracował kapryśnie, ku nieukrywanej radości robotników rolnych. Marzyli o tym, by móc powiedzieć, Ŝe to głupie urządzenie nigdy nie zacznie działać. Ale po godzinie leŜenia na ziemi i sprawdzania części Alys uruchomiła siewnik, bo znała się równieŜ na maszynach. Resztę dnia spędziła w zabłoconym ubraniu. Nie miała czasu na zrobienie sobie przerwy na obiad. Niezawodna Merry przysłała jej ser pleśniowy i bułki. Alys posiliła
się, jadąc konno na pastwisko owiec, by sprawdzić stan kilku niedomagających jagniąt. Pod koniec dnia prześmiewcy niechętnie przyznali, Ŝe siewnik pracuje wspaniale. Nie chcieli tu takiej maszyny. Alys ugryzła się w język, by nie wygarnąć im, co o nich myśli. Musiała toczyć ciągłą walkę z tymi gburowatymi męŜczyznami, by wypełniali jej polecenia. Jeszcze teraz, po czterech latach sukcesów osiąganych dzięki jej nowoczesnym metodom gospodarowania, realizacja kaŜdego nowego pomysłu wymagała pokonania oporu robotników rolnych. Na myśl o nich Alys zaklęła pod nosem. Wracała po dniu cięŜkiej pracy do domu, gdy wiosenne słońce juŜ zachodziło i pojawił się wieczorny chłód. Nie było w Dorset posiadłości, która mogłaby poszczycić się taką wydajnością jak Strickland, takiego ziemianina czy rządcy, który dawał utrzymanie wysiedlonym pracownikom. Czasami Alys zastanawiała się nad tym, dlaczego tak się trudzi. Gdy zjawiła się w Rosę Hall, jak nazywał się dom rządcy, zastała Merry w salonie, gdzie haftowała. Chłopcy jeszcze nie wrócili ze szkoły. Alys wzięła szybką kąpiel, przebrała się w ciemnoniebieską wełnianą suknię i wróciła do salonu. Nalała sobie i swojej podopiecznej po kieliszku sherry. Przeglądała korespondencję, opowiadając rozbawionej Merry o pechu z siewnikiem. Gdy natrafiła na list od swego pracodawcy, hrabiego Wargrave, otworzyła go w napięciu. Korespondowała przede wszystkim z prawnikiem Wargrave’a, Chelmsfordem, a nie z hrabią. śadnego z nich nie znała osobiście. Gdyby któryś z nich dowiedział
się, Ŝe rządcą w Strickland jest kobieta, z pewnością straciłaby tę posadę. Poprzedni hrabia nie wystawiał nosa ze swej głównej rezydencji w Głoucestershire, ale jego następca był młody, aktywny i sumienny. Obawiała się, Ŝe pewnego dnia Wargrave zjawi się tu nieoczekiwanie. Szczęśliwie, gdy ostatnim razem wybierał się do Strickland, powiadomił ją o tym dostatecznie wcześnie, by zdąŜyła ulotnić się stąd wraz z dziećmi, zostawiając mu wiadomość, Ŝe musiała wyjechać z powodu choroby w rodzinie. Ostrzegła wszystkich w Strickland, Ŝe ujawnienie mu sekretu jej płci skończy się dla nich źle. Wróciła po tygodniowym pobycie w Lyme Regis, dokąd wybrała się morzem. Okazało się, Ŝe nikt nie puścił pary z ust na temat płci rządcy, a księgi rachunkowe zyskały akceptację Wargrave’a po jego wnikliwej kontroli. Hrabia zostawił dla rządcy list z gratulacjami i kilkoma cennymi radami do rozwaŜenia. Przez większą część dorosłego Ŝycia słuŜył w armii, ale znał się na gospodarce rolnej. Pozwolił rządcy kierować posiadłością samodzielnie, zgodnie z jego doświadczeniem i umiejętnościami. Dla Alys była to wymarzona sytuacja. Oby ten stan rzeczy trwał wiecznie. Czytając list, poczuła duszność i gwałtownie wciągnęła powietrze do płuc. Chyba jednak miała pecha. – Co się stało? – Merry podniosła wzrok znad robótki. Alys uśmiechnęła się blado. – Czułam, Ŝe nie powinnam dziś tak wcześnie wstawać i wychodzić z domu.
Merry odłoŜyła motki jedwabnych nici do pudełka z robótkami i podeszła do niej. – Co się stało? – powtórzyła. Alys w milczeniu podała jej list. Lord Wargrave zawiadamiał w nim pana Westona, Ŝe przekazał Strickland swojemu kuzynowi, Reginałdowi Davenportowi. Nie znał planów kuzyna związanych z tą posiadłością, ale zapewniał, Ŝe jest pod wraŜeniem umiejętności pana Westona i gdyby rządca nie dogadał się z nowym właścicielem, z przyjemnością znajdzie mu posadę w innej posiadłości naleŜącej do Wargrave, a moŜe nawet zaproponuje zarządzanie Wargrave Park. WyraŜał ubolewanie z powodu wszystkich niedogodności związanych z nową sytuacją. – O BoŜe, to moŜe w jakiś sposób skomplikować nasze i Ŝycie. – Merry westchnęła. – Twoje niedopowiedzenie, w jaki sposób, jest godnej prawdziwej damy. – Alys chodziła po pokoju gniewnymi krokiem. – A moŜe nie będzie to stanowiło dla nas Ŝadnej róŜnicy? –odezwała się z nadzieją Merry. – Chyba coś czytałam o panu Davenporcie. CzyŜ nie uprawia on róŜnych sportów? MoŜe będzie mieszkał w Londynie, pobierał renty dzierŜawne i nigdy nie zjawi się w Strickland? – To zrozumiałe, Ŝe lord Wargrave mógł tu nie przyjeŜdŜać, skoro oprócz Strickland posiadał jeszcze jedenaście innych posiadłości. Ale jeśli teraz ten majątek stał się jedyną własnością Reginalda Davenporta, to ten człowiek będzie się czuł zobowiązany bywać tu czasami, wpadać na lato, z przyjaciółmi na przyjęcia i na
polowania; moŜe teŜ chcieć mieszkać tu przez część roku. –Przystanęła przed kominkiem i spoglądała w płomienie. – Nie wynajdę tylu chorych krewnych, by za kaŜdym razem, kiedy on tu będzie, uniknąć spotkania z nim w cztery oczy. – Ma pani przecieŜ umowę – obruszyła się Merry. Alys wzruszyła ramionami, podnosząc z mosięŜnej podstawy pogrzebacz. – Umowa jest coś warta, jeśli dotrzymuje się jej warunków. Davenport moŜe tak utrudnić mi Ŝycie, Ŝe nie będę chciała tu zostać. – A moŜe zechce zatrzymać tu panią? Dokonała pani w Strickland cudów. Wszyscy tak uwaŜają. – Rzeczywiście, włoŜyłam w tę posiadłość duŜo cięŜkiej pracy. – Alys z zawziętością dźgnęła pogrzebaczem węgle. –Teraz kaŜdy dobry rządca moŜe nią tak kierować, by przynosiła dochód. – Pan Davenport nie znajdzie nikogo lepszego i uczciwszego od pani! – Prawdopodobnie nie. Ale to nie znaczy, Ŝe mnie nie zwolni. – Alys słyszała o Reginaldzie Davenporcie, ale większość z tych opowieści nie była przeznaczona dla uszu takich niewinnych panien jak Merry. Taki hulaka raczej nie mógł mieć wysokiego mniemania o talentach kobiet. To było niesprawiedliwe! Zacisnęła dłonie. Starała się jednak odzyskać spokój. – Jeśli pan Davenport nie zechce pani zatrzymać, to będzie pani pracowała dla hrabiego w innej posiadłości. Wargrave Park byłby prawdziwym rodzynkiem. –
Merry szukała w pudełku na robótki srebrzystej poszewki. – Jak myślisz, jak długo jego oferta będzie aktualna, gdy dowie się, Ŝe jestem kobietą? – spytała z goryczą Alys, ponownie zaciskając dłonie. – MoŜe mogłaby pani przebrać się za męŜczyznę? –W oczach Merry pojawiły się iskierki rozbawienia. – Ma pani do tego odpowiedni wzrost. Alys błysnęła na nią oczami. Miała ochotę wytargać ją za uszy, ale zaraz udzielił się jej humor podopiecznej. – Jak myślisz, jak długo udałoby mi się urządzać tę maskaradę? – spytała z krzywym uśmieszkiem. – Hm… – Merry zastanawiała się. – MoŜe przez kilkadziesiąt sekund przy złym świetle… Alys zachichotała. – Światła raczej nie powinno być. MęŜczyźni i kobiety zwykle mają inne sylwetki, przynajmniej po dwunastym roku Ŝycia. – Zgadza się i pani jest bardzo zgrabna, choć stara się pani, jak moŜe, to ukryć. Alys prychnęła. Merry niezmiennie mówiła o niej, Ŝe jest atrakcyjną kobietą, co wynikało, jak sądziła, bardziej z wrodzonej Ŝyczliwości niŜ z właściwej oceny. A teraz po prostu chciała oderwać jej myśli od problemu. – Nawet jeśli lord Wargrave zatrudniłby mnie jako kobietę, to jestem tu potrzebna równieŜ w manufakturze ceramicznej. Nie moŜemy jej przenieść do Gloucestershire. I Ŝal byłoby zabierać chłopców ze szkoły, w której czują się tak dobrze. Merry spuściła głowę.