mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Redmerska Katarzyna - Sekret sprzed lat

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Redmerska Katarzyna - Sekret sprzed lat.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 29 osób, 34 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 448 stron)

Copyright © 2016 by Katarzyna Redmerska Copyright for this edition © 2016 by Axis Mundi REDAKCJA I KOREKTA: Katarzyna Sosnowska KOREKTA TECHNICZNA: Basia Borowska PROJEKT OKŁADKI: Borys Borowski WYDANIE I ISBN OPRAWA BR: 978-83-64980-30-5 EAN OPRAWA BR: 978836498030-5 ISBN E-BOOK: 978-83-64980-32-9 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część książki nie może być wykorzystana bez zgody wydawcy. Skład wersji elektronicznej: konwersja.virtualo.pl

Spis treści I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII XIII XIV XV XVI XVII

XVIII XIX

I Stary dwór tajemniczo malował się w poświacie zapadającego zmroku. Powoli nadchodziła ciepła czerwcowa noc. Przez otwarte okno gabinetu dobiegały przyciszone głosy. – Doprawdy, co za niestosowna sytuacja – starsza kobieta spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciw niej. Mężczyzna, około lat czterdziestu, niespokojnie uderzał palcami o blat biurka. Znajdowali się w stylowym gabinecie, wypełnionym dębowymi meblami. Ściany pyszniły się półkami z bogatym księgozbiorem. W rogu stał okazały kominek z piaskowca; zdobiły go roślinne ornamenty. Pomieszczenie urządzone było ze smakiem. Znajdowało się tutaj jeszcze między innymi okazałe biurko, dwa ciemnobrązowe, skórzane klubowe fotele oraz takaż kanapa, stolik ludwikowski z drewna orzechowego oraz barek. Mężczyzna nagle wstał i nerwowo zaczął przemierzać pokój. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany. Po chwili odezwał się: – Ja ją, droga ciociu, nazwałbym raczej krępującą – w tonie jego głosu zabrzmiało lekkie poirytowanie. – Krępującą? – nie kryła zdziwienia. – Zapominasz o tej dziewczynie. Myślałaś o tym, jak my zostaniemy przez nią odebrani? Przecież nagle dowiedziała się, że jej babka została tak potraktowana przez własnego brata. – Chyba raczysz żartować, mój drogi – żachnęła się. – Co my mamy z tym wspólnego? Było co było i koniec. – Koniec?! – powtórzył, wyraźnie już rozdrażniony. – Dla mnie to dopiero początek. Wydawało mi się, że znałem dziadka. A tu proszę, taki sekret rodzinny trzymał, a raczej trzymaliście w tajemnicy – spojrzał wymownie na ciotkę. – Mnie w to nie mieszaj, Adamie – zaoponowała podenerwowana kobieta. – Ja tylko wypełniałam wolę twojego dziadka, którego życzeniem było o tym wszystkim zapomnieć. Być może masz rację, że należało powiedzieć prawdę, ale stało się jak się stało. Teraz, jak już mówiłam wcześniej, nie ma co gdybać. – Jaka ona była, ta siostra dziadka? – spytał po chwili, siadając

obok niej. – Cóż mogę powiedzieć – zamyśliła się. – To było tak dawno. Zuzanna była bardzo ładna. Miała w sobie to przysłowiowe „coś”. Bez wątpienia nie brakowało jej temperamentu. Po śmierci rodziców Ignacy jako starszy brat stał się jej prawnym opiekunem. Nie chciał pomocy ze strony mojego ojca. Uważał, że jest na tyle dorosły, by podołać roli opiekuna. Dochodzę do wniosku, że gdyby mój ojciec tak łatwo nie ustąpił i przejął opiekę nad Zuzanną, nie doszłoby do tego wszystkiego. A tak, stało się jak się stało – zamilkła na chwilę. – Zuzanna spotkała tego mężczyznę i… Mniejsza z tym. Ignacy nie chciał się zgodzić na ten związek, a że była niepełnoletnia, miał prawo wkroczyć. No i wkroczył, a Zuzanna zrobiła co zrobiła. Potem wybuchła wojna, a resztę już znasz. Nie umknęło uwadze Adama, że ciotka jest wyraźnie rozdrażniona. Nigdy przedtem nie widział jej w takim stanie. – Czy złości cię to, że o tym mówimy? – spytał. – Nie, tylko obudziły się wspomnienia i teraz, gdy ma przyjechać wnuczka Zuzanny, powracają – wyjęła z papierośnicy kolejnego papierosa. Zauważył, że jej dłonie drżą. Zdał sobie sprawę, ile kosztuje ją ta rozmowa. – Palisz jak lokomotywa – odezwał się żartobliwie. Dało się jednak wyczuć w jego głosie lekką naganę i troskę. – Adasiu, mnie już nic nie zaszkodzi. Na coś przecież muszę umrzeć. A zresztą, papierosy to jedyna przyjemność, jaka mi w życiu pozostała. Dlaczego więc mam z niej zrezygnować? Nie skomentował tych słów. – Ciociu, pozwolisz na jeszcze kilka pytań? – Pytaj. – Czy znałaś tego mężczyznę, w którym zakochała się twoja kuzynka? – Nie. Nie byłyśmy ze sobą aż tak zżyte, by dzielić się swoimi sercowymi rozterkami. Dowiedziałam się o nim dopiero od Ignacego. – Dlaczego dziadek postanowił zachować w tajemnicy swój konflikt z siostrą? Dlaczego postanowił zataić przed nami fakt jej istnienia? – Nie wiem, naprawdę nie wiem. Może myślał, że tak będzie

najlepiej. Sam wiesz, jaki był. Masz charakter podobny do niego. Wolisz dusić w sobie emocje, niż się nimi podzielić. Podobnie zresztą jak i ja. Uśmiechnął się na te słowa. – Znasz mnie, Zofio, tak dobrze. Wyciągnęła do niego dłoń. Wziął ją w swoje i pocałował. – A jak mam nie znać? Przecież dorastałeś na moich oczach. Wiesz, że kocham cię jak syna – spojrzała na niego z miłością. – Wiem. – Wracając do tematu – chrząknęła i poprawiła się w fotelu – widzisz, przeszłość rodziny tego człowieka, z którym związała się Zuzanna, to dla nas hańba. Ignacy nie mógł się z tym pogodzić. Myślę, że do końca targały nim sprzeczne uczucia. – Tak, ten etap historii naszej rodziny nie napawa dumą. Ale prośba dziadka zawarta w jego ostatniej woli wskazuje, że chciał, byśmy zapomnieli o przeszłości. – Tego właśnie nie rozumiem. Skąd ta nagła zmiana? – Miał zapewne swoje powody. Niestety, nie dowiemy się już jakie. Powiedz mi jeszcze jedno, ciociu, czy po ucieczce Zuzanny dziadek starał się ją odszukać? – Na początku tak. Po wojnie, gdy dowiedział się wszystkiego o ojcu wybranka Zuzanny, skreślił ją definitywnie. Jak widać jednak, im był starszy, tym bardziej czuł, że źle zrobił, nie szukając jej. Stąd, jak mniemam, ta prośba skierowana do ciebie u schyłku jego życia. – Czy wy obydwoje rozmawialiście kiedykolwiek na temat Zuzanny? Czy definitywne dziadek odciął się od tego rozdziału swojego życia? – Tylko raz poruszył ten temat. Ignacy wspomniał mi kiedyś, że widział Długołęckiego w telewizji. Wypowiadał się w jakimś programie informacyjnym. Był zaskoczony, że Długołęcki jest profesorem prawa. Wracając do Zuzanny – westchnęła – najbardziej bolało Ignacego to, że nie otrzeźwiły jej nawet te okropne informacje o rodzinie wybranka. Nie zerwała z nim i nie wróciła do domu, mimo iż Ignacy by jej wybaczył. – Tego nie jesteśmy pewni – wtrącił Adam. – Fakty mówią same za siebie. Proszę cię, zakończmy już tę rozmowę, nie pytaj mnie o nic więcej. To dla mnie naprawdę trudny

temat, z którym łączą się bolesne wspomnienia. – Wiem, ciociu. Zrozum jednak, że to dla mnie nowa sytuacja, a nie wszystko jest w niej jasne. Zobowiązałem się, że wypełnię ostatnią wolę dziadka. Chciałbym jednak zrozumieć, dlaczego ich losy potoczyły się tak a nie inaczej. – Zdaję sobie z tego sprawę. A zmieniając temat, czy sprawdziłeś chociaż tę dziewczynę? – Ciociu?! – Wybacz, ale w obecnych czasach… Skąd pewność, kto to jest? Zwłaszcza że ma otrzymać taki majątek! – Spokojnie. Mogę cię zapewnić, że to nie żadna przestępczyni – zaśmiał się. – Co do majątku – ton jego głosu stał się poważny – wiesz, że jako jedyna spadkobierczyni swojej babki ma do niego prawo. Wydaje mi się, że omówiliśmy już tę kwestię i nie musimy do niej wracać. – Ależ mój drogi, chyba nie myślisz, że przemawia przeze mnie chciwość. Oczywiście, że ma do niego prawo. Po prostu tak spytałam. Chociaż – zawahała się – proszę tylko byś mnie dobrze zrozumiał, ale obecny majątek zawdzięczamy tylko i wyłącznie tobie. To ty odzyskałeś nasze dobra i ty je doprowadziłeś do obecnego rozkwitu. Nie uważasz, że w takim razie… – Nie! – przerwał jej ostro. – Nie uważam. Ona otrzyma tylko to, co prawnie należało się jej babce. Zofia patrzyła na niego, paląc powoli papierosa. – Co mi się tak przyglądasz? – Jak już mówiłam, znam cię dobrze – nie spuszczała z niego wzroku. – Nie jesteś zadowolony z tego, że musisz spotkać się z tą dziewczyną, prawda? Roześmiał się. – Oj, ciociu – pokręcił głową – ciebie nie da się oszukać, co? – W każdym razie tobie się to nie udaje – uśmiechnęła się. – No dobrze – spoważniał. – Masz rację. Mówiąc szczerze, nie podoba mi się jedno: że przypadła mi w udziale rola osoby, która musi naprawiać błędy innych. – Czyżbym słyszała wyrzut w twoim głosie?

– Dziwisz się? – spojrzał jej w oczy. – Nie mam sobie nic do zarzucenia. – Tak, wiem. Ty tylko wypełniałaś wolę dziadka. Mam nadzieję, że moja kuzynka nie okaże się głupią gąską, lubującą się w wyszukiwaniu na siłę sensacji. – Rozmawiałeś z nią przez telefon. Wydała ci się sympatyczna? – Trudno wyczuć. Rozmowa była zbyt krótka, by cokolwiek stwierdzić. – Wiesz jak wygląda? – Nie. Ale jutro się dowiem. Zostaniesz na kolacji? – Nie tym razem. Jestem dzisiaj zmęczona – podniosła się z fotela. – Jadę do domu. – Pamiętasz, co masz mówić, gdyby spytała cię o przeszłość? – Oczywiście, aż takiej sklerozy nie mam. – Wiem, nie chcę tylko zbędnych kłopotów. Odprowadzę cię do samochodu. – Nie ma takiej potrzeby. Chcę jeszcze zamienić kilka słów z twoją matką. Zobaczymy się, gdy tamta przyjedzie – nastawiła policzek do pocałowania, po czym wyszła z gabinetu. Adam spojrzał na obraz wiszący nad kominkiem. Widniała na nim młoda piękna kobieta o szlachetnych rysach, blond lokach spiętych w koszyczek i niesamowicie dużych, zielonych oczach. Dziadek nigdy nie pozwolił zdjąć tego obrazu, a na pytanie, kto na nim widnieje, zawsze odpowiadał to samo: „młodość, moja młodość”. O tym, że to siostra dziadka, dowiedział się dopiero tuż przed jego śmiercią. Z rozmyślań wyrwał go głos matki: – Kolacja już gotowa, idziesz? – spytała, stając w drzwiach. – Tak. Klara weszła do środka. – Nie wiesz, dlaczego Zofia nie chciała zostać na kolacji? – Nie wiem. – Ostatnio w ogóle dziwnie się zachowuje. Rzadko do nas zagląda. Zamknęła się w swoim świecie. Jedyne co ją interesuje to jej różany ogród. – Nie zapominaj, że ma swoje lata. Po prostu zdziwaczała.

– Tak, to logiczne wytłumaczenie. Zofia obawia się tej dziewczyny. Przed wyjściem poinstruowała mnie, że mam być ostrożna. – Mnie też pytała, czy ją sprawdziłem – roześmiał się. – Nie ma co się tym przejmować. To takie nieszkodliwe starcze natręctwo. Domyślam się, że rzekome zmęczenie było tylko wymówką z jej strony, by nie zostać na kolacji. Myślę, że podobnie jak my denerwuje się wizytą Zuzanny. – Tu cię mam – wyciągnęła w jego kierunku palec wskazujący. – Zdemaskowałeś się wreszcie. Zapewniasz mnie ciągle, że jesteś spokojny. A tu, proszę! – Mamo, nie ironizuj. Doprawdy, tylko nie ty – uśmiechnął się. – Przyznam szczerze, że ja również mam spore obawy przed spotkaniem z Zuzanną. – Tak? Przecież tak bardzo uradowała cię wiadomość o istnieniu nieznanej krewnej. – To, że się cieszę, to jedno, a że się denerwuję to już inna sprawa. Ciągle nie mogę odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Ostatnia wola Ignacego, w której informuje nas o tej rodzinnej historii, jest naprawdę szokująca. – Owszem, muszę przyznać, że dziadek mnie zaskoczył. Zawsze wydawało mi się, że nie mógłby nic przed nami ukryć. Zastanawiam się również, czy rzeczywiście ta Zuzanna nic nie wie o rodzinnej tajemnicy. – Myślisz, że coś ukrywa? – Nie wiem. Z rozmowy telefonicznej wynikało, że naprawdę była zaskoczona. – Gdyby jednak okazało się, że nie znała tej tajemnicy i nie ma pojęcia o przeszłości swojego dziadka i pradziadka, nie uważasz, że w takim wypadku należy jej wszystko powiedzieć? – Mamo, przecież wiesz, że przyrzekłem dziadkowi, że nie wyjawię tego sekretu Zuzannie – przejechał bezradnie dłonią po włosach. – Nie chcę złamać tej obietnicy. Niemniej, coś mi w tej całej historii nie pasuje. – Co masz na myśli? – Gdyby rzeczywiście Długołęcki był takim człowiekiem jak myślimy, to czy mógłby swobodnie żyć i pracować po wojnie? Był

przecież profesorem prawa, osobą publiczną. Zastanawiające jest to, że jego przeszłość nigdy nie została ujawniona. – Też o tym myślałam. Jakże tu dużo niewiadomych. Ale wracając do tej dziewczyny. Uważam, że powinieneś być z nią szczery. Ukrywanie prawdy to nie jest dobry pomysł. – Mamo! Tyle razy już o tym rozmawialiśmy. Moje zdanie w tym temacie pozostaje niezmienne. Obiecałem dziadkowi i muszę dotrzymać obietnicy. Jeżeli cię to pocieszy, to podzielam twoje zdanie. Również uważam, że należałoby tej dziewczynie wyjawić prawdę, bez względu na to, jak bardzo jest ona bolesna. Milczeli przez chwilę. – Dziadek był mądrym człowiekiem – odezwał się wreszcie Adam. – Jeżeli zdecydował, że ma to pozostać tajemnicą, dobrze wiedział, co robi. Musimy mu zaufać – westchnął. – Powiedz mi, synku – podeszła i przytuliła go – powiedz mi, dlaczego mi się nie zwierzasz. Od śmierci Ignacego w ogóle go nie wspominasz. Przecież wiem, jak kochałeś dziadka. – Nie chcę poruszać tego tematu – odsunął ją delikatnie, lecz stanowczo od siebie i podszedł do okna. Patrzyła na niego, dumnie wyprostowanego z dłońmi założonymi do tyłu. Dobrze znała tę postawę. Ignacy zawsze tak stawał, gdy był czymś poruszony lub zdenerwowany. – Dziadek był dla mnie kimś wyjątkowym. Odszedł, skończyło się coś i… na razie nie czuję się na siłach, by o nim mówić. Wybacz mi, mamo, i nie doszukuj się w tym niczego złego. – Myślałam tylko, że może gdybyś wyrzucił z serca to, co czujesz, byłoby ci lżej. Jednak szanuję, że nie chcesz poruszać tego tematu. To co, idziesz na kolację? – Za chwilę. – Nie każ mi na siebie zbyt długo czekać – wyszła z gabinetu. Gdy został sam, ciężko westchnął. Boże, jak bardzo brakowało mu dziadka i rozmów z nim. Minęło już ponad pół roku od jego śmierci, a Adam nadal boleśnie odczuwał jego stratę. Późnym wieczorem zszedł ponownie do gabinetu, usiadł przy biurku i wyjął list adresowany do niego. Była to ostatnia wola dziadka. Po raz kolejny go przeczytał:

Drogi Adamie, Wiem, że to, co przeczytasz, zaskoczy cię i być może zmienisz o mnie zdanie. Jednak muszę tę sprawę załatwić do końca i zmazać z siebie hańbę, jakiej się dopuściłem (…). Miałem siostrę Zuzannę, jednakże po śmierci rodziców, zaślepiony chęcią ułożenia jej jak najlepiej życia, zniszczyłem je. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że zrobiłem to, kierując się jej dobrem. Niemniej w głębi serca nigdy nie pogodziłem się z jej utratą i do końca życia wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Wiem, że uczynisz to, o co cię poproszę. Odnalazłem wnuczkę Zuzanny. (…). Gdy uświadomiłem sobie, że moja siostra żyła, że (…) Adamie, nie roztrząsaj tej sprawy, tylko przyjmij wnuczkę mojej siostry w moim imieniu do rodziny i oddaj jej, proszę, klejnoty rodzinne, które otrzymać powinna jej babka (…). Zapisuję również Zuzannie, jako prawnej i jedynej spadkobierczyni, poniższe udziały oraz (…). Wiem, że wypełnisz moją ostatnią wolę (…). Odłożył list do szuflady. Myślał, że zna dziadka. Był dla niego jak ojciec, którego tak wcześnie stracił. A tu proszę, przez całe życie skrywał taki sekret. Przed śmiercią tak bardzo go prosił, by wypełnił jego ostatnią wolę. – Adasiu – mówił – proszę cię, napraw moje błędy. Jak mogłem być tak ślepy i nie zauważyć pewnych rzeczy. Adam przypomniał sobie wieczór, w którym Ignacy wyjawił mu tę tajemnicę. Był już wtedy bardzo chory. Widział, ile dziadka kosztuje wyjawienie tego sekretu. Jednakże pełny obraz tej rodzinnej tajemnicy uzyskał dopiero z ostatniej woli Ignacego. *** Zuzanna była już prawie spakowana. Teraz razem z matką siedziały w kuchni i pijąc herbatę, ustalały jeszcze ostatnie sprawy przed podróżą. – O niczym nie zapomniałaś, dziecko? – Nie. Tak mi się przynajmniej wydaje. – Zuziu? – spytała z niepokojem matka. – Nie uważasz, że ta informacja o spadku to jakaś piramidalna pomyłka? – Ależ, mamo – zaśmiała się dziewczyna. – Ty zawsze oczekujesz

najgorszego. Z tego, co mi przekazał Krzeniecki wynika jasno, że nie może być mowy o żadnej pomyłce. – Popatrz, kochanie, jak to się w życiu układa – pokiwała głową. – Kto by pomyślał, że moja teściowa to szlachcianka, która wychowała się we dworze i pochodzi z tak zacnej rodziny. Ta cała historia jest niezwykle tajemnicza. – W istocie. Wydawało mi się, że znam babcię dobrze. Zawsze była taka opanowana. Kto by przypuszczał, że jest zdolna do małżeństwa wbrew woli rodziny i do poniesienia takich konsekwencji – westchnęła. – Przyznasz, mamo, że to wymagało nie lada odwagi. Podczas całego swojego życia dziadkowie nie zdradzili się z tym sekretem. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego babcia nie wspominała swojej rodziny i lat dzieciństwa. Ciekawi mnie jednak, dlaczego i dziadek nie mówił nic o swojej przeszłości. Czyżby i on coś ukrywał? Może jego rodzina również nie była szczęśliwa z powodu tego małżeństwa? – Daj spokój – pogroziła jej palcem. – Masz rację – uśmiechnęła się. – Emocje, jakich dostarczyła nam nagle odkryta przeszłość babci, wystarczą w zupełności. – Wiesz, jak teraz tak o tym rozmawiamy, to przypominam sobie pewne zdarzenie sprzed lat. – Tak? Jakie? – spojrzała na matkę z zaciekawieniem. – Ty byłaś wtedy jeszcze w szkole średniej. Pewnego dnia przyszedł list. Odebrała go twoja babcia. Bardzo się zdenerwowała. Poszła z tym listem do gabinetu Jana. Nie domknęła drzwi i usłyszałam, co mu powiedziała. Brzmiało to mniej więcej tak: „przecież obiecaliśmy sobie, że nie będzie pisać listów na ten adres”. Wtedy nie zaprzątałam sobie tym głowy. Jan prowadził kancelarię, więc pomyślałam, że chodzi o służbową korespondencję. Teraz jednak myślę, że może ten list był jakoś związany z ich przeszłością? – Może. Ale od kogo by go dostali? – Nie mam pojęcia. – Ależ się narobiło. Szczerze mówiąc, trochę się boję tej wizyty. – Obiecaj mi, kochanie, że będziesz na siebie uważać. Dobrze? Tylko ty mi zostałaś, słoneczko. – Mamo, przestań. Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie

zadbać. – Wiem, ale jesteś moim dzieckiem i mam prawo się o ciebie martwić – wyciągnęła dłoń poprzez stół. – No, prawo masz – rzekła z rozbawieniem i ujęła w obie dłonie wyciągniętą rękę matki. – Obiecuję ci, że będę na siebie uważać. Wieczorem, w swoim pokoju, poczuła podenerwowanie zmieszane z podekscytowaniem, którego doświadcza się w obliczu nowego. Musiała przyznać przed samą sobą, że bardzo obawia się jutrzejszego spotkania. Jakie to dziwne – pomyślała. – Gdzieś tam żyje rodzina brata jej babci, o której nie miała pojęcia. Słyszała tylko o swoim kuzynie Adamie Krzenieckim. To jeden z najbogatszych ludzi w kraju. Postać na wskroś oryginalna, stroniąca od wszelkich publicznych wystąpień. Prawdziwy ekscentryk. Widziała nawet jakieś jego zdjęcie w jednym z pism o finansach. Nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Mina jakby urażona i to spojrzenie mówiące osobie, na którą spogląda, że robi jej łaskę, poświęcając kilka chwil swojego cennego czasu. Przypomniała sobie, jak miesiąc temu do niej zadzwonił. Na wspomnienie tej rozmowy mimowolnie się uśmiechnęła. – Czy rozmawiam z Zuzanną Długołecką? – odezwał się męski głos w słuchawce. – Tak. – Nazywam się Adam Krzeniecki i… może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale jestem pani kuzynem. Zapanowała chwila ciszy. W pierwszym momencie Zuzanna myślała, że to pomyłka. – Słucham? – starała się zrozumieć, co ten mężczyzna przed chwilą do niej powiedział. – Mówię, że jestem pani kuzynem – głos w słuchawce był wyraźnie podenerwowany. – Moim kuzynem? – Tak. Jestem wnukiem brata pani babci – wyjaśnił. – Wnukiem brata mojej babci? – Na miłość boską! Długo będzie to pani po mnie powtarzać? Czy ja się naprawdę nie wyrażam jasno? – Moja babcia nie miała brata. To chyba jakaś pomyłka.

– Zapewniam panią, że nie. Nie mam w zwyczaju kłamać – odparł chłodno. – Mam zresztą na to dowody. – Dowody na co? – czuła coraz większy mętlik w głowie. – Na to, że pani babcia była siostrą mojego dziadka! – rzucił zirytowany. – Widzę, że w ten sposób nie dojdziemy do porozumienia. Prześlę pani stosowne pismo od mojego notariusza, może wtedy raczy pani inaczej ze mną rozmawiać – rozłączył się. Jeszcze długo stała z telefonem w ręku, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszała. Zadzwonił jeszcze raz, kilka dni później. Chyba przemyślał swoje wcześniejsze zachowanie. Tym razem był uprzejmy i nieco oficjalnym tonem przedstawił jej w skrócie historię rodzinnej tajemnicy jego dziadka i jej babci. – Mój kuzyn Adam Krzeniecki – odezwała się na głos. – Jaki naprawdę jesteś? Z rozmów telefonicznych jasno wynikało, że to nieprzyjemny typ. Teraz miała go odwiedzić. Czuła podświadomie, że drogi kuzyn pokaże jej, na co go stać. Przed zaśnięciem spojrzała na zdjęcie babki stojące na komodzie. Uśmiechała się na nim młoda śliczna kobieta. – Babciu, co ty ukrywałaś? – szepnęła cicho Zuzanna. Tej nocy źle spała.

II Rodzina babci Zuzanny mieszkała niedaleko Lublina. Podczas podróży Zuza czuła narastający niepokój. Starała się panować nad emocjami, jednak przerastała ją ta cała sytuacja. Bała się spotkania z rodziną i tego, czego może się po niej spodziewać. Jak mnie przyjmą? – zastanawiała się. – Jak niechciany obowiązek, który muszą wypełnić w imieniu zmarłego? A może jak ubogą krewną, do której uśmiechnął się los? Żeby odgonić natrętne myśli, zaczęła podziwiać widoki. Krajobraz był piękny; łąki i pola zbóż ciągnące się aż po horyzont, plantacje tytoniu i sady owocowe jak okiem sięgnąć. Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie jeździła z rodzicami na wakacje do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Zawsze podobała jej się Lubelszczyzna. Uważała, że tutaj najbardziej można poczuć polskość, a krajobrazy jawiły jej się jak żywcem wyjęte z kart powieści historycznych. Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że jej rodzina może być tak mocno z tą ziemią związana. Otworzyła okno, a do wnętrza samochodu napłynął intensywny zapach skoszonej trawy. Podczas podróży rozważała, czy wypada kupić dla cioci kwiaty na powitanie. Zdecydowała wreszcie, że tak. Na obrzeżach Lublina znalazła małą kwiaciarnię. Po chwili namysłu zdecydowała się na bukiet z tradycyjnych róż koloru herbacianego. Wjeżdżając do wsi, w której mieszkali Krzenieccy, przestraszyła się, że zabłądziła. Według instrukcji kuzyna miała kierować się drogą wiodącą obok kapliczki, która znajdowała się nieopodal tak zwanego Małego Rynku. Kapliczka, owszem, była, ale drogi były dwie. Wysiadła z samochodu zdezorientowana. Rozejrzała się bezradnie. Po namyśle postanowiła zapytać o drogę w jednym ze sklepów. Minęła starszego mężczyznę siedzącego przed sklepem, który przyglądał się jej z nieukrywanym zainteresowaniem. W sklepie oprócz sprzedawczyni była jeszcze jedna osoba – postawna kobieta o imponującym biuście, w średnim wieku. – Przepraszam – odezwała się Zuzanna do sprzedawczyni. – Chciałam zapytać, którędy dojadę do dworu Krzenieckich? Obie kobiety spojrzały na nią zaskoczone i zaciekawione

jednocześnie. – Chodzi pani o tych Krzenieckich? – upewniła się. – To znaczy jakich? Tu mieszka więcej rodzin o tym nazwisku? – Ja pani pokażę – odezwała się teraz druga kobieta. – Pojedzie pani tą drogą, o tu – wskazała kierunek dłonią, gdy wyszły przed sklep. – Zobaczy pani aleję starych buków, na końcu tej alei stoi dwór. Ale jeżeli – tu spojrzała wymownie – chce pani wywiadu z Krzenieckim, to radzę nawet nie próbować. Zresztą, nie powinna pani tutaj przyjeżdżać. On rzadko tu bywa. Mieszka w Lublinie, tam również ma swoje biuro. No, ale o tym to już chyba powinna pani sama wiedzieć – przy ostatnich słowach obrzuciła ją zainteresowanym spojrzeniem. – Ja wcale… – Zuzanna chciała ją wyprowadzić z błędu, ale kobieta nie dała jej dojść do słowa. – Jak mówię – rozwodziła się dalej – nie radzę go prosić o wywiad. Straszny z niego mruk, chociaż ma i swoje dobre strony. – Dobre strony! Dobre sobie – włączył się do rozmowy siedzący przed sklepem mężczyzna. – Jakoś mojego Michała wywalił z pracy. – Wywalił, wywalił. Gdyby się twój Michał nie obijał, to by nie wyleciał z roboty. Mój stary pracuje dla Krzenieckich tyle lat i złego słowa o panu Adamie nie pozwoli powiedzieć. Jest zarządcą dóbr Krzenieckich – rzuciła wyjaśniająco w stronę dziewczyny. Staruszek cicho zachichotał. A może się tylko Zuzannie wydawało? – Mój Michał się nie obijał – odparł urażony. – Zresztą, teraz jest mu lepiej. Dobrze sobie radzi w Irlandii. – W takim razie, po co gderasz? – Może lubię – wzruszył ramionami. Zuzanna przyglądała się im z ciekawością i rosnącym rozbawieniem. – Do widzenia i dziękuję za pomoc – wtrąciła się. – Do widzenia, ale proszę uważać – ostrzegła ją kobieta. Zuzanna uśmiechnęła się do niej. – Ja nie jestem dziennikarką. Adam Krzeniecki to mój kuzyn – wyjaśniła, po czym pożegnała się raz jeszcze, zostawiając oniemiałą z wrażenia parę.

– Słyszałeś to, co ja? – kobieta kiwała niedowierzająco głową. Starszy mężczyzna patrzył na oddalającą się sylwetkę dziewczyny. – Może tak tylko powiedziała, a jest jego przyjaciółką – wyraził swój pogląd. – Głupoty gadasz – obruszyła się. – On tu kobiet nie przywozi. – Jedną przywoził. – Stare czasy. Ale heca. Nie słyszało się nigdy o żadnej kuzynce Krzenieckich. Daleką rodzinę mają w Anglii. No i jest jeszcze siostra pani Klary, która mieszka w Krakowie. Muszę wypytać męża. Pewnie coś wie, tylko jak zwykle nie chciał mi o tym powiedzieć. – I dobrze robi, że ci o wszystkim nie mówi. Wie dobrze, że zaraz byś wszystko rozpaplała we wsi. – Co ty nie powiesz! – obruszyła się. – Filozof się znalazł. Dobra, idę do Zygmunta, do młyna. Już ja ci go tak przycisnę, że wszystko mi wyśpiewa. *** Dwór był budynkiem rozłożystym, murowanym, o mansardowym dachu i białej elewacji. Ganek zdobiły cztery kolumny porośnięte dzikim winem. Na frontonie w jego wnętrzu znajdował się rodzinny herb. Drewniane okiennice pomalowane były na ciemnozielony kolor. Pod oknami w skrzynkach rosły różnobarwne pelargonie. Przy wjeździe do dworu stał gazon obsadzony różami. Dom położony był w parku, otoczony gęsto kolorowymi krzewami, drzewami i kwiatami. W zachodniej części majątku mieściły się zabudowania gospodarcze. We wschodniej wąska dróżka prowadziła w głąb lasu. Gdy Zuzanna podjechała przed dom, na spotkanie wyszła jej, jak się domyślała, ciocia Klara, przyjaźnie machając do niej ręką. Była ładną kobietą, na oko miała jakieś sześćdziesiąt parę lat. Szczupła, średniego wzrostu, o krótkich, modnie ściętych włosach ciemno blond. Ubrana była w lnianą jasnobrązową szmizjerkę; na gołych nogach miała czółenka w kolorze czekoladowym. Zachowywała się niezwykle elegancko. – Jak dobrze, że już jesteś, moje dziecko – odezwała się, gdy tylko

Zuza wysiadła z samochodu, po czym wycałowała ją serdecznie. Dziewczyna od razu poczuła sympatię do tej cioci. – No proszę. Niesamowite podobieństwo. Wypisz wymaluj Zuzanna Krzeniecka. Jesteś bardzo podobna do swojej babci – mówiła wesoło, przyglądając się jej uważnie. – Wiem, zawsze mi to mówiono. Ale skąd ciocia o tym wie? – Nad kominkiem w gabinecie wisi jej portret. Oczywiście dopiero od niedawna wiemy, że to twoja babcia – dodała, widząc jej zaskoczenie. – Przepraszam za bezpośredniość, ile masz lat? – Skończyłam trzydzieści. – Och! Wyglądasz na dużo mniej. Ale wejdźmy do środka. Jestem nieuprzejma, tak cię wypytując i nie zapraszając od razu do domu. Musisz mi jednak wybaczyć. Wszystkich nas zaskoczyła historia z twoją babcią i ostatnią wolą twojego, nazwijmy: „dziadka” Ignacego. No, ale będzie jeszcze czas o tym porozmawiać. Cieszę się niezmiernie, że od dziś będziesz należeć do naszej rodziny. Niestety mojego syna Adama, a twojego kuzyna, poznasz później. Adaś jest jeszcze w pracy. Chodź, pokażę ci twój pokój, a potem zjemy obiad. Czekałam z nim na ciebie. – Doprawdy, ciociu, nie trzeba było – powiedziała onieśmielona Zuza. – Trzeba, trzeba, dziecko, ależ czuj się jak u siebie. Widzę w twoich oczach skrępowanie. Zupełnie niepotrzebne. Pamiętaj, jesteś w rodzinie. – Muszę się do tego przyzwyczaić. – Wszyscy musimy. Z nerwów prawie zapomniała o kwiatach. Z tylnego siedzenia wyjęła bukiet i wręczyła go ciotce. – To dla ciebie. Mam nadzieję, że lubisz róże. – Ależ, naprawdę to nie było konieczne, skarbie – zanurzyła twarz w pąkach róż. – To moje ulubione kwiaty. Jak pięknie pachną. Dziękuję. Klara zaprowadziła Zuzannę na piętro, gdzie przygotowany został dla niej pokój. Dziewczyna zdążyła tylko zauważyć, że jest przestronny i bardzo słoneczny. Ciotka bowiem pozwoliła jej wyłącznie na pozostawienie bagaży i umycie rąk w znajdującej się w pokoju łazience. Od razu udały się do jadalni na czekający już na nie obiad.

Jadalnia również była przestronna. Czerwcowe słońce przenikało do pokoju przez otwarte drzwi wiodące na taras, rzucając pojedyncze promyki na stare stylowe meble. Większość z nich była z drewna dębowego. Na ścianach wisiały pejzaże, które, jak się domyślała, przedstawiały tutejsze okolice. W prawym rogu stał kominek z różowego marmuru. Po drugiej zaś stronie jadalni znajdowała się między innymi okazała serwantka, a w niej kolekcja pięknej i zapewne starej porcelany. Mieścił się tutaj również rzeźbiony kredens. Na środku umiejscowiony był długi stół z błyszczącym politurowanym blatem, nakryty do obiadu; nad nim wisiała lampa w stylu art deco. Krzesła obito jasnym połyskującym materiałem. Słowem, była to jedna z piękniejszych i bardziej wytwornych jadalni, jakie Zuzanna widziała w swoim życiu. Gdy usiadły do stołu, do pokoju weszła starsza kobieta z tacą w dłoniach. Mogła mieć gdzieś z siedemdziesiąt lat. Była drobnej budowy, miała delikatne rysy i miły uśmiech. Siwe włosy spięła w ciasny koczek nad karkiem. Klara przedstawiła ją Zuzannie. – To jest nasza Joanna – wstała i podeszła do starszej pani, po czym objęła ją ramieniem. Ta poklepała ją macierzyńskim gestem po dłoni i uśmiechnęła się do Zuzy. – Joanna jest u nas od bardzo dawna. Była nianią mojego Adasia. Zajmuje się domem. – Miło mi panią poznać – Zuzanna podniosła się z miejsca i uśmiechając się, wyciągnęła do niej dłoń. Gosposia pogłaskała ją po policzku. – Śliczna jesteś, dziecko, jak obrazek. Cieszę się, że mogłam poznać wnuczkę siostry pana Ignacego – dodała, przypatrując się jej z zaciekawieniem. Podała im obiad i wyszła z pokoju. – Mąż Joanny, Józef, jest naszym zarządcą. Obecnie ze względu na jego wiek większość obowiązków przejął po nim Zygmunt, nasz inny pracownik – wyjaśniła. – Józef zajmuje się lżejszymi pracami oraz warzywnikiem. Szczerze mówiąc, warzywnik stał się jego oczkiem w głowie. Ale porozmawiamy o tym przy innej okazji. Teraz chcę dowiedzieć się jak najwięcej o tobie. Mieszkasz we Wrocławiu z mamą? – Tak. – Wiem, że wcześnie straciłaś tatę. Cóż, tak bywa – westchnęła. –

Jesteś prawnikiem? – Notariuszem. Podobnie jak dziadek i tato. Babcia również skończyła prawo, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. – Czyli prawdziwy prawniczy klan? – Można tak powiedzieć. – Twój dziadek był również profesorem prawa, prawda? – Tak. Wykładał na uniwersytecie. – Wybacz wścibstwo. Wiem, że zasypuję cię pytaniami, ale to wszystko jest tak niesamowite – tłumaczyła się ciotka. – Proszę pytać – uśmiechnęła się Zuzanna. – Najwyżej nie odpowiem. – Dobra riposta, kochanie – roześmiała się starsza kobieta. – Opowiedz mi o swoich dziadkach. Chcę wiedzieć jak najwięcej. Zuzannie zaczynała się coraz bardziej podobać ta nowo poznana krewna. – Dziadkowie poznali się w wojsku – zaczęła opowiadać. – Po wojnie zamieszkali we Wrocławiu. Pracowali i uczyli się. Babcia zaraz po ukończeniu studiów zaszła w ciążę i urodziła tatę. Dziadkowie uzgodnili wtedy, że póki tato nie pójdzie do szkoły, babcia nie będzie pracować zawodowo, tylko zajmie się domem. W międzyczasie dziadzio zaczął rozwijać się naukowo. Finansowo nieźle sobie radzili. Chyba właśnie ta finansowa stabilizacja pomogła babci podjąć decyzję, że pozostanie w domu. Uważała, że dziadkowi potrzeba spokojnego domu, a nie pracującej żony. Tak oto wygląda historia życia moich dziadków w wielkim skrócie. – Ty prowadzisz kancelarię notarialną? – Tak, wraz ze wspólniczką. Kancelarię założył dziadek na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, prawie zaraz po nastaniu kapitalizmu. – A twoja mama czym się zajmuje? – Jest nauczycielką. Uczy języka polskiego w szkole średniej. – Dawno zmarli dziadkowie? Chodzi mi o Długołęckich. – Babcia cztery lata temu, a dziadek dwa. – Naprawdę babcia nigdy nie wspomniała o swoim bracie? – Nie – pokręciła głową Zuzanna.

– Coś podobnego. My też byliśmy zaskoczeni. I pomyśleć, że mój teść całe życie ukrywał, że ma siostrę. Wtajemniczona w to była tylko Zofia, córka jego wuja. Będziesz miała okazję ją poznać. Jeżeli chcesz, opowiem ci trochę o rodzinie. – Chętnie posłucham. – Zacznijmy od ojca twojej babci i Ignacego, czyli Jerzego Krzenieckiego. To on w decydującej mierze przyczynił się do zgromadzenia naszego rodzinnego majątku. Pochodził ze starej szlachty. Rodowa siedziba Krzenieckich znajdowała się na ziemiach należących obecnie do Ukrainy. Mieszkał w niej protoplasta naszego rodu Jan Krzeniecki. Przy innej okazji opowiem ci o tej postaci. Niestety nic z tej rodowej siedziby nie przetrwało do dnia dzisiejszego. Kilka lat temu odwiedziliśmy to miejsce wraz z Ignacym i Adamem. Ostało się tylko kilka kamieni. Ten dwór, w którym mieszkamy teraz, jest w posiadaniu rodziny od prawie trzystu lat. Ale wracając do Jerzego Krzenieckiego, był on dyplomowanym rolnikiem. Wprowadził na tych terenach wiele nowych upraw. Jest również autorem kilku smacznych krzyżówek jabłek. Jego żona Wiktoria zajmowała się domem i pracą charytatywną. Ich syn Ignacy Adam Krzeniecki, twój, nazwijmy go, „dziadek”, był również dyplomowanym rolnikiem. On zajął się inwestowaniem kapitału w różnego rodzaju przedsięwzięciach, pomnażając rodzinny majątek. Ożenił się dosyć późno z Aleksandrą Zełczyńską. Moja teściowa pochodziła z Żółkwi. Powojenne losy rzuciły ją do Lublina. Poznali się z Ignacym u wspólnych znajomych. Jerzy, syn Ignacego i Aleksandry, znaczy mój mąż, jak i Adam, zaraz po studiach handlowych rozpoczęli pracę w rodzinnej firmie. Ja zaś jestem z wykształcenia ekonomistką. Jednakże w zawodzie nie pracowałam ani minuty. Zaraz po studiach wyszłam za mąż i zostałam przykładną gospodynią domową. Czyli zupełnie jak twoja babcia i moja teściowa, i teściowa mojej teściowej – zauważyła dowcipnie. – Dosyć szybko spadł na mnie obowiązek dbania o moich trzech mężczyzn. Moja teściowa zmarła, gdy Adaś miał cztery latka. Na szczęście była Joanna. Mieć kogoś takiego to prawdziwe szczęście – zakończyła wesoło. – Czy nie zanudzam cię tymi rodzinnymi opowieściami, drogie dziecko? – Bynajmniej. To bardzo ciekawe. Powiedz mi, ciociu, jak to

możliwe, że wasza, znaczy nasza rodzina – poprawiła się, uśmiechając się z zakłopotaniem – jak to możliwe, że udało się jej zatrzymać to wszystko pomimo reformy rolnej, jaka miała miejsce po wojnie? – Widzisz, czasem los się do ludzi uśmiecha. Uratowało Ignacego jego rolnicze wykształcenie. Rzecz jasna część majątku mu odebrano. Zabrano nam młyn i tartak. Gdy w kraju nastąpiły przemiany ustrojowe, udało się je odzyskać. Obecny zaś stan zawdzięczamy tylko i wyłącznie Adamowi. Wracając jednak do rodzinnej historii. Podczas wojny Ignacy wstąpił do armii. Został ranny i wrócił do domu. Gdy był w wojsku, majątkiem opiekował się jego wujek Witold. Był on młodszym bratem ojca Ignacego. Ożenił się z Karoliną Wardeńską i zamieszkał w majątku koło wsi Łukowa, który odziedziczyła jego żona. Niestety, Sosnowy Dwór spłonął w czasie wojny. Bardzo smutna historia – westchnęła. – Kiedyś ci o tym opowiem. Po wojnie Witold kupił dom niedaleko nas, w sąsiedniej wsi. Jego córka Zofia tam mieszka. Nie wyszła za mąż, zresztą wkrótce ją poznasz. Co do reszty rodziny, to jest jeszcze ta od strony Aleksandry, czyli żony Ignacego. Miała ona młodszego brata Stanisława. Podczas wojny służył w lotnictwie brytyjskim. Po wojnie nie wrócił do kraju, pozostał na Wyspach. Założył tam rodzinę. Ożenił się z Mary McGregor, koleżanką z wojska. Mieszkali w hrabstwie Essex. Obydwoje już nie żyją. Mieli dwóch synów, Stanisława i Macieja. Pozostajemy z nimi i ich rodzinami w luźnym kontakcie. Adaś czasem ich odwiedza, gdy jest służbowo w Anglii. Oni również odwiedzili nas parokrotnie. Myślę, że przekazałam ci najistotniejsze informacje o naszej rodzinie. Na szczegóły przyjdzie czas. Masz jakieś pytania? – Jedno, które nie daje mi spokoju od kiedy dowiedziałam się o waszym istnieniu. Czy wiesz, ciociu, jak to możliwe, że Ignacy pozwolił, by jego siostra zaciągnęła się do wojska? Klara poczuła, że oto nadchodzi pierwsza z wielu trudnych sytuacji, którym będzie musiała sprostać w związku z ukrywaniem przed Zuzanną prawdy. Starała się opanować i nie dać po sobie poznać, że jest zdenerwowana. – Skąd to pytanie? – grała na zwłokę, by mieć czas, aby wymyślić w miarę sensowną odpowiedź. – Wiem, że babcia była w wojsku. Z tego okresu jej życia