mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Showalter Gena - Władcy Podziemi 4 - Mroczny szept [tłum. nieof.]

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Władcy Podziemi 4 - Mroczny szept [tłum. nieof.].pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 38 osób, 32 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 296 stron)

Mroczny Szept 2 | S t r o n a Mroczny Szept Gena Showalter CzwartaCzwartaCzwartaCzwarta część seriiczęść seriiczęść seriiczęść serii „Lordowie Świata Podziemnego” „The Darkest Whisper” Tłumaczenie: Mikka

Mroczny Szept 3 | S t r o n a RRRRozdział 1ozdział 1ozdział 1ozdział 1 Sabin, straŜnik demona Zwątpienia, stał w katakumbach staroŜytnej piramidy, dysząc, spływając potem, jego ręce ociekały krwią wrogów, jego ciało było poranione i posiniaczone, gdy oglądał rzeź dookoła. Rzeź, którą pomógł przeprowadzić. Pochodnie błyskały pomarańczowo i złoto, rozdzielając cienie wzdłuŜ kamiennych ścian. Ścian, które teraz spływały Ŝywą czerwienią, skapywały… krwawiły. Piaskowa podłoga była gęsta jak pasta, wilgotna i czarna. Półtora godziny temu była miodowo brązowa, z przesypującymi się i rozpraszającymi ziarnami. Teraz ciała zalegały kaŜdy cal małego korytarza, zapach śmierci juŜ się znad nich unosił. Dziewięciu wrogów przetrwało atak. JuŜ zostali rozbrojeni, zapędzeni do kąta i związani. Większość trzęsła się ze strachu. Kilku miało wyprostowane ramiona, nosy w powietrzu, nienawiść w oczach, odmawiając poddania się nawet w obliczu klęski. Przeklęta wspaniałość. Szkoda, Ŝe ta odwaga musi zostać zmiaŜdŜona. OdwaŜni męŜczyźni nie wyjawiają tajemnic, a Sabin chciał ich sekretów. Był wojownikiem, który robił to, co musiało być zrobione, wtedy, kiedy musiało być zrobione, nie waŜne, ile by go to kosztowało. Zabijanie, torturowanie, uwodzenie. RównieŜ nie zawahałby się przed nakazaniem zrobienia tego samego swoim ludziom. Z Łowcami – śmiertelnymi, którzy zdecydowali, Ŝe on i jego kompani, Lordowie Świata Podziemnego1 są dobrymi chłopcami do bicia za wszelkie zło tego świata – tylko zwycięstwo miało znaczenie. Bo tylko zwycięstwo mogło zapewnić jego przyjaciołom w końcu spokój. Spokój na który zasłuŜyli. Spokój, którego dla nich pragnął. Płytki, nieregularny oddech wypełnił uszy Sabina. Jego, jego przyjaciół, jego wrogów. Walczyli z całych sił, kaŜdy z nich. To była walka dobra ze złem i zło wygrało. Albo raczej, ci, których Łowcy brali za złych. Taa, dawno temu otworzyli puszkę Pandory, uwalniając zamknięte w środku demony. Ale zostali ukarani na wieczność, kaŜdy wojownik 1 Ew. Władcy Podziemi, ale bardziej podoba mi się tak ;)

Mroczny Szept 4 | S t r o n a został przeklęty przez bogów, którzy zamknęli obrzydliwe stwory w ich ciałach. Taa, byli kiedyś niewolnikami tych nowych, demonicznych połówek siebie, niszczącymi i pełnymi furii, zabijającymi bez poczucia winy. Ale teraz się kontrolowali, ludzie na wszystkie sposoby, które miały znaczenie. Przez większość czasu. Czasami demony walczyły… wygrywały… niszczyły. Ale wciąŜ. Zasługujemy na Ŝycie, pomyślał. Jak kaŜdy inny, cierpieli, gdy ich przyjaciele byli ranni, czytali ksiąŜki, oglądali filmy, wspierali dobroczynność. Zakochiwali się. Ale Łowcy nigdy nie widzieli tego w taki sposób. Byli przekonani, Ŝe świat byłby lepszym miejscem bez Lordów. Utopia, spokojna i doskonała. Wierzyli, Ŝe kaŜdy grzech moŜna zrzucić na demony. MoŜe dlatego, Ŝe byli głupi. MoŜe dlatego, Ŝe nienawidzili swojego Ŝycia i po prostu chcieli kogoś za nie winić. Ale i tak, zabijanie ich było Ŝyciową misją Sabina. Jego utopią było Ŝycie bez nich. Co było powodem, dla którego on i inni opuścili komfort ich domu w Budapeszcie i spędzili ostatnie trzy tygodnie przeszukując kaŜdą przeklętą piramidę w Egipcie, szukając staroŜytnych artefaktów, które miały ich zaprowadzić do puszki Pandory – rzeczy, którą chcieli wykorzystać Łowcy, Ŝeby ich zniszczyć. W końcu razem z przyjaciółmi rozbił pulę. - Amun – powiedział, do Ŝołnierza w dalekim, ciemnym kącie. Jak zwykle, męŜczyzna idealnie zlewał się z cieniem. Sabin przesunął się przed schwytanymi, z ponurym potrząśnięciem głowy. – Wiesz co robić. Amun, straŜnik Tajemnic, skinął posępnie, wychodząc naprzód. Cichy, zawsze cichy, jakby się bał, Ŝe przeraŜające tajemnice, jakie uzbierał przez stulecia ujawnią się, jeśli wypowie choć słowo. Widząc ogromnego wojownika, który przedarł się przez ich braci, jak nóŜ przez jedwab, pozostali przy Ŝyciu Łowcy cofnęli się o krok. Nawet ci odwaŜni. Mądrzejsi z nich. Amun był wysoki, szczupły i muskularny, poruszał się krokiem, który był zarówno celowy, jak i pełen wdzięku. Celowość bez wdzięku, upodobniłaby go do kaŜdego innego Ŝołnierza. Ale ta kombinacja przydawała mu spokojnej dzikości, cechującej drapieŜniki niosące ofiary do domu w szczękach. Stanął przed Łowcami. Mierząc spojrzeniem przerzedzony tłum. Potem postąpił wprzód i schwycił jednego ze środka za gardło, przyciągając go tak, Ŝe stanęli oko w oko. Ludzkie nogi szarpnęły się w powietrzu, dłonie zacisnęły się na dłoniach Amuna, skóra pobielała.

Mroczny Szept 5 | S t r o n a - Puść go, obrzydliwy demonie – krzyknął jeden z Łowców, szarpnąwszy towarzysza w talii. – Zabiłeś niezliczonych niewinnych, zrujnowałeś wystarczająco wiele Ŝyć! Amun był niewzruszony. Wszyscy z nich byli. - To dobry człowiek – krzyknął inny. – Nie zasługuje na śmierć. Zwłaszcza z rąk takiego zła! Gideon, niebieskowłosy straŜnik Kłamstw, o oczach koloru antymonu, w następnej chwili znalazł się u boku Amuna, odrzucając protestującego. - Dotknij go jeszcze raz, a cię pocałuję – wyciągnął parę ząbkowanych noŜy, ciągle zakrwawionych po ostatnich starciach. Pocałuję równało się pobiję w odwróconym świecie Gideona. Albo to było zabiję? Sabin gubił się w kodach Kłamstwa. Minęła chwila w zmieszanej ciszy, gdy Łowcy próbowali zrozumieć co właściwie Gideon miał na myśli. Zanim mogli się zdecydować, zakładnik Amuna zastygł, nieruchomiejąc całkowicie, a wojownik rzucił go na ziemię bez emocji. StraŜnik Tajemnic pozostał przez długą chwilę w bezruchu. Nikt go nie dotykał. Nawet Łowcy. Byli zbyt zajęci cuceniem towarzysza, który upadł. Nie wiedzieli, Ŝe juŜ za późno, Ŝe jego mózg został wyciśnięty, Amun był nowym właścicielem jego najgłębszych sekretów. MoŜe nawet wspomnień. Wojownik nigdy nie powiedział Sabinowi jak to działało, a on nie pytał. Powoli Amun się odwrócił, jego ciało było sztywne. Jego czarne spojrzenie napotkało wzrok Sabina w zimnym, udręczonym momencie, gdy nie mógł ukryć bólu, wynikłego z nowego głosu w jego głowie. Potem zamrugał, ukrywając ból, tak jak tysiące razy wcześniej i podszedł do ściany. Sabin patrzył za nim, zdecydowany. Nie będę czuł się winny. To musiało zostać zrobione. Ściana wyglądała jak kaŜda inna, wyszczerbione kamienie, jeden na drugim, układające się na skos, gdy Amun połoŜył jedną dłoń na siódmym kamieniu od dołu, z rozwartymi palcami, potem drugą na piątym od góry, zaciśniętą. Poruszając się synchronicznie, obrócił jeden nadgarstek w lewo, drugi w prawo. Kamienie obracały się razem z nim. Sabin obserwował procedurę z grozą. Nigdy nie przestało go zadziwiać czego Amun mógł się dowiedzieć w czasie kilku uderzeń serca. Gdy kamienie ustawiły się w ich nowej pozycji, w centrum kaŜdego pojawiło się pęknięcie, rozgałęziające się w górę, dołączając do smugi,

Mroczny Szept 6 | S t r o n a której Sabin nie zauwaŜył wcześniej. Fragment ściany cofnął się w tył… w tył i w końcu zaczął rozdzielać się na boki. Gdy skończy, powstanie szerokie przejście, wystarczające dla armii ogromnych bestii, takich jak on. Gdy się poszerzało, chłodne powietrze przeszyło katakumby, sprawiając, Ŝe ogień w pochodniach zadrŜał i zatrzeszczał. Szybciej, ponaglał kamienie. Czy cokolwiek, kiedykolwiek poruszało się z taką zabójczą powolnością? - Jacyś Łowcy czekają po drugiej stronie? – zapytał wyciągając swojego Sig Sauera za pasa i sprawdzając magazynek. Zostały trzy kule. Wyjął jeszcze parę z kieszeni i przeładował. Zwyczajny tłumik pozostał na miejscu. Amun skinął i uniósł siedem palców, zanim stanął na straŜy przed ciągle poszerzającym się przejściem. Siedmiu Łowców przeciw dziesięciu Lordom. Nie doliczał Amuna bo męŜczyzna wkrótce będzie zbyt rozproszony przez nowy głos w głowie, Ŝeby walczyć. Ale bogowie wiedzą, Ŝe ciągle będzie (cicho) Ŝądać włączenia do akcji. Biedni Łowcy. Nie mieli szans. - Wiedzą, Ŝe tu jesteśmy? Potrząśnięcie ciemnej głowy. Więc nie obserwują ich Ŝadne kamery. Wspaniale. - Siedmiu Łowców to zabawa dla dzieci – potwierdził Lucien, straŜnik Śmierci, stojący pod oddaloną ścianą. Był blady, róŜnokolorowe oczy błyszczały… gorączką? – Idźcie beze mnie. Ja spadam. I tak muszę wkrótce odeskortować dusze. A potem przeniosę naszych więźniów do lochu w Budapeszcie. Dzięki demonowi Śmierci, Lucien mógł się poruszać z miejsca na miejsce samą myślą i często był zmuszony odprowadzać zmarłych w zaświaty. To nie znaczyło, Ŝe był odporny na zranienia. Sabin zamarł, wpatrując się w niego. Blizny na jego twarzy były wyraźniejsze, nos złamany. Miał ranę od kuli na ramieniu, jedną w brzuchu, i biorąc pod uwagę szkarłat płynący z boku, w nerkach. - Wszystko w porządku, stary? Lucien uśmiechnął się ironicznie. - Będę Ŝył. ChociaŜ jutro pewnie nie będę tego chciał. Kilka organów zostało uszkodzonych. Auć. - Przynajmniej nie musisz regenerować kończyn. Kątem oka zauwaŜył Ŝe Amun daje znaki ręką.

Mroczny Szept 7 | S t r o n a - Nie tylko nie ma tam zainstalowanych kamer, ale są w dźwiękoszczelnej komnacie – przetłumaczył Sabin. – To było staroŜytne więzienie i właściciele nie chcieli, Ŝeby ktoś usłyszał krzyki niewolników. Łowcy są całkowicie nieświadomi naszej obecności, co powinno nam ułatwić zasadzenie się na nich. - Nie potrzebujesz mnie przy prostej zasadzce. Zostanę z tyłu z Lucienem – powiedział Reyes, opadając na tyłek i opierając plecy o kamień. Reyes był połączony z demonem Bólu. Fizyczne cierpienie przynosiło mu przyjemność, a zranienie wzmacniało go. W czasie walki. Po walce słabł, jak kaŜdy inny. Teraz był nawet bardziej wyczerpany niŜ inni, z policzkami tak spuchniętymi, Ŝe musiały utrudniać mu widzenie. – Poza tym, ktoś musi pilnować więźniów. Więc siedmiu przeciw ośmiu. Biedni Łowcy. Właściwie Sabin podejrzewał, Ŝe Reyes chciał zostać Ŝeby strzec ciała Luciena przed wrogami. Lucien mógł je zabrać ze sobą do duchowego świata tylko kiedy był wystarczająco silny, a najprawdopodobniej teraz tak nie było. - Wasze kobiety zrobią mi piekło – wymamrotał Sabin. Obie były zakochane i obie, Anya i Danika, poprosiły straŜnika Zwątpienia tylko o jedno, nim wyjechali do Egiptu: Ŝeby sprowadził ich męŜczyzn z powrotem bezpiecznych. Kiedy chłopcy wrócą w takiej kondycji do domu, Danika potrząśnie nad Sabinem głową z rozczarowaniem, biorąc się za opiekę nad Reyesem, a on będzie się czuł jak błoto na butach. Anya postrzeli go tak, jak Lucien został postrzelony, potem pocieszy Luciena, a Sabin poczuje ból. Wiele, wiele bólu. Wzdychając, spojrzał na resztę wojowników, próbując zdecydować kto moŜe iść naprzód, a kto powinien zostać z tyłu. Maddox – Furia – był najostrzejszym wojownikiem, jakiego kiedykolwiek znał. Teraz pokryty krwią tak, jak Sabin i dyszący, ale juŜ stanął za Amunem, gotowy do akcji. Jego kobieta nie będzie zadowolona z Sabina bardziej niŜ inne. Niewielki ruch i śliczna Cameo pojawiła się w polu widzenia. Była straŜniczką Boleści i jedyną kobietą wśród nich. Co traciła w rozmiarach, nadrabiała dzikością. Poza tym, wszystko co musiała zrobić, to zacząć mówić, a wszystkie smutki tego świata zawarte w jej głosie, sprawiały, Ŝe ludzie chcieli się zabić, choć nawet nie kiwnęła palcem. Ktoś ciął ją w kark, pozostawiając trzy głębokie ślady. Nie wyglądało na to, Ŝeby ją to spowolniło, gdy wyczyściła swoją maczetę i dołączyła do Amuna i Maddoxa.

Mroczny Szept 8 | S t r o n a Kolejny ruch. Parys był straŜnikiem Rozpusty i kiedyś był najbardziej jowialny z nich. Teraz stwardniał, coraz bardziej niespokojny z kaŜdym dniem, ale Sabin nie mógł dojść co spowodowało zmianę. Jakikolwiek był powód, stanął naprzeciw Łowców, skupiony i warczący, tak skoncentrowany na walce, Ŝe aŜ wibrował brutalną energią. I choć miał dwie dziury w nodze, Sabin wątpił, Ŝeby poprosił w najbliŜszym czasie o odpoczynek. Za nim stał Aeron, Gniew. Niedawno bogowie uwolnili go od przeklętej Ŝądzy krwi, przez którą nikt nie był przy nim bezpieczny. śył Ŝeby ranić, zabijać. W takich chwilach, ciągle tak było. Dziś walczył tak jakby Ŝądza dalej nad nim panowała, skupiony na ranieniu kaŜdego w swoim zasięgu. To było dobre, poza… O ile gorsza będzie ta Ŝądza krwi kiedy skończy się kolejna walka? Sabin bał się, Ŝe będą musieć wezwać Legion, chudą, głodną krwi demonicę, która czciła Aerona jak boga i która była jedyną zdolną uspokoić go podczas jego najmroczniejszych nastrojów. Niestety, teraz inwigilowała dla nich piekło. Sabin lubił być na czasie w wydarzeniach Świata Podziemnego. Wiedza była potęgą i nigdy nie wiadomo co będzie akurat uŜyteczne. Aeron nagle uderzył pięścią w skroń Łowcy, posyłając nieprzytomnego człowieka na ziemię. Sabin zamrugał. - A to za co? - Chciał zaatakować. Niewątpliwie, ale teraz tak po prostu, Parys przeciął niewidzialne pęta trzymające go w miejscu i przedarł się przez zgromadzenie, metodycznie uderzając Łowców, dopóki kaŜdy nie znalazł się na ziemi. - To powinno uczynić ich na razie równie spokojnymi jak Amun – wycharczał mrocznie. Wzdychając, Sabin znów przeniósł wzrok. Był tam Strider, Klęska. MęŜczyzna nie mógł przegrać w niczym bez osłabiającego bólu, więc zawsze zapewniał sobie zwycięstwo. Zawsze. Co prawdopodobnie było powodem, dla którego wyjmował sobie kule z boku, w przygotowaniu do nadchodzącej bitwy. Dobrze. Zawsze moŜna było na niego liczyć. Kane, straŜnik Katastrofy, stanął przed nim, unikając deszczu kamyczków spadających z sufitu, smug pyłu rozchodzących się w kaŜdym kierunku. Kilku wojowników zakaszlało. - Uch, Kane – powiedział Sabin. – Dlaczego teŜ tu nie zostaniesz? MoŜesz pomóc Reyesowi pilnować więźniów – marna wymówka i wszyscy o tym wiedzieli.

Mroczny Szept 9 | S t r o n a Zapadła cisza, jedynym dźwiękiem był odgłos wolno przesypującego się piasku. Potem Kane krótko skinął głową. Nienawidził zostawania z tyłu, jak wiedział Sabin, ale jego obecność czasami powodowała więcej problemów niŜ było trzeba. I jak zawsze, Sabin stawiał zwycięstwo ponad uczuciami przyjaciół. To nie było coś co by go cieszyło, ani coś co zrobiłby w innej sytuacji. Ale ktoś musiał działać z zimnokrwistą logiką albo zawsze będą przegrywać. Wyłączając Kane’a, pozostawiało to siedmiu na siedmiu. Biedni Łowcy. Ciągle nie mieli szans. - Ktoś jeszcze chce zostać z tyłu? Komnatę obiegło „nie”, niczym refren, zapał przebrzmiewał w kaŜdym głosie. Zapał, który Sabin podzielał. Do znalezienia Puszki Pandory takie potyczki były koniecznością. Ale nie mogła ona zostać znaleziona bez tych przeklętych boskich artefaktów, wskazujących drogę. A skoro jeden z czterech reliktów był tu, w Egipcie, ta szczególna potyczka była waŜniejsza niŜ większość. Nie pozwoli Łowcom zagarnąć ani jednego artefaktu, bo ta Puszka mogła zniszczyć Sabina i kaŜdego, kto był mu drogi, wyciągając demony z ich ciał i pozostawiając muszle pozbawione Ŝycia. Pomijając pewność, Ŝe wygrają dzisiaj, wiedział, Ŝe będą musieli zapracować na zwycięstwo. Łowcy byli prowadzeni przez zaprzysięgłego wroga Sabina, Galena, opętanego przez demona, co sprawiało, Ŝe ci „obrońcy wszystkiego co dobre i właściwe” byli wtajemniczenie w informacje, w które nie powinni. Jak najlepszy sposób by rozproszyć Lorda… najlepszy sposób by go schwytać… zniszczyć. W końcu kamień przestał się przesuwać i Amun zajrzał do środka. Pomachał ręką, sygnalizując, Ŝe droga wolna. Nikt nie postąpił do przodu. Ludzie Sabina i Luciena dopiero wznowili wspólną walkę, rozdzieleni przez tysiąc lat. Jeszcze nie nauczyli się najlepszej współpracy. - Zrobimy to czy po prostu będziemy tu stać i czekać aŜ nas znajdą? – mruknął Aeron. – Jestem gotowy. - Spójrzcie na siebie, wszyscy nie napaleni – powiedział Gideon z głupawym uśmiechem. – Nie jestem pod wraŜeniem. Czas na przejęcie sytuacji, zadumał się Sabin. RozwaŜał najlepszą strategię. Te ostatnie kilka wieków nie pomogło Łowcom, ciągle tracili głowę i rzucali się do walki z jedną tylko myślą: zabić. Ale liczebność wroga wzrastała, nie malała, i Ŝeby byś szczerym, ich determinacja i nienawiść równieŜ rosły. To czas na nowy sposób

Mroczny Szept 10 | S t r o n a prowadzenia bitwy, katalogowania źródeł i słabości przed rzucaniem się do walki. - Pójdę pierwszy skoro jestem najlŜej ranny – owinął palec wokół spustu swojego pistoletu. – Chcę, Ŝebyście się rozdzielili, mniej ranni sparowali z tymi bardziej rannymi. Będziecie pracować razem, bardziej poszkodowani atakują jako wsparcie, gdy zdrowsi robią z siebie cel. Zostawcie tak wielu Ŝywych, jak tylko potraficie – rozkazał. – Wiem, Ŝe nie chcecie, Ŝe to sprzeczne z kaŜdym waszym instynktem. Ale nie martwcie się. Umrą wystarczająco szybko. Gdy złapiemy przywódcę – i poznamy jego sekrety – będą bezuŜyteczni i moŜecie z nimi zrobić co chcecie. Trójka blokująca jego przejście rozdzieliła się, przepuszczając go, potem kaŜdy ruszył za nim, ich kroki były niczym najcichszy szept. Lampy na baterie oświetlały hieroglify pokrywające ściany. Sabin pozwolił spojrzeniu po tych glifach tylko przez sekundę, ale było to wystarczające by obrazy zapłonęły w jego głowie. Pokazywały jednego więźnia po drugim, prowadzonych w okrutną egzekucję, którym usuwano serce kiedy jeszcze ciągle biły w ich piersi. Zapachy ludzi pokrywał stal, powietrze pełne kurzu: woda kolońska, pot, jedzenie. Jak długo Łowcy tu byli? Co tu robili? Czy juŜ znaleźli artefakt? Pytania prześlizgiwały się przez jego umysł, a jego demon zatrzymywał się na nich. Jako Zwątpienie, nie mógł nic na to poradzić. Najwyraźniej wiedzą coś czego ty nie wiesz. MoŜe wystarczająco wiele by cię pobić. Twoi przyjaciele równie dobrze mogą dziś wziąć ostatni oddech. Zwątpienie nie mógł kłamać, nie bez przywodzenia Sabina do omdlenia. Mógł jedynie uŜywać szyderstwa i przypuszczeń do dręczenia swoich ofiar. Sabin nigdy nie rozumiał czemu stwór z piekła nie mógł wykorzystywać oszustwa – najlepsze do czego doszedł, to to, Ŝe demon nosił własne przekleństwo – ale dawno to zaakceptował. Nie Ŝeby pozwalał mu dręczyć siebie tej nocy. Trzymaj tak dalej, a spędzę najbliŜszy tydzień odizolowany w sypialni, czytając, Ŝebym nie mógł za duŜo myśleć. Ale muszę być karmiony, zaskomlał w odpowiedzi. Zmartwienia były dla niego najlepszym poŜywieniem. Niedługo. Szybciej.

Mroczny Szept 11 | S t r o n a Sabin uniósł dłoń, zatrzymując się i wojownicy idący za nim równieŜ stanęli. Przed nimi była komnata, drzwi były otwarte. Dźwięki głosów i kroków odbijały się echem, moŜe nawet dźwięk wiertła. Łowcy w rzeczywistości byli rozproszeni i wręcz prosili się o zasadzkę. Jestem po prostu facetem, który im to da. Jesteś, naprawdę? zaczął demon, groźba Sabina nie poskutkowała. Jak ostatnim razem sprawdzałem… Zapomnij o mnie. Dostarczam ci jedzenie, jak obiecałem. W jego głowie rozległ się radosny okrzyk i Zwątpienie otwarło swój umysł na Łowców w piramidzie, szepcząc kaŜdym rodzajem destruktywnych myśli. Wszystko na nic… co jeśli się mylisz… niewystarczająco silni… moŜesz niedługo umrzeć… Rozmowa ucichła, ktoś mógł nawet pisnąć. Sabin uniósł w górę palec, potem kolejny. Kiedy uniósł trzeci, razem z wojownikami ruszył do walki, wojenny okrzyk odbił się echem.

Mroczny Szept 12 | S t r o n a RozdziałRozdziałRozdziałRozdział 2222 Gwendolyn Nieśmiała skuliła się przy szklanej ścianie swojej celi w chwili, gdy horda zbyt wysokich, zbyt muskularnych, zbyt zakrwawionych wojowników władowała się do komnaty, którą kochała i nienawidziła przez rok. Kochała, bo bycie w niej oznaczało, Ŝe była poza swoją celą, Ŝe wolność była moŜliwa. Nienawidziła z powodu wszystkich tortur, które miały tam miejsce. Czyny, których była świadkiem i których nienawidziła. MęŜczyźni, którzy przeprowadzali te tortury wydali zaskoczone okrzyki, odrzucili naczynia, igły, fiolki i wiele innych narzędzi. Trzasnęło szkło. Rozbrzmiały dzikie ryki, intruzi rzucili się wprzód, broń cięła, nogi kopały. Ich cele upadały. Nie było wątpliwości, kto wygra tę walkę. Gwen zadrŜała, niepewna co stanie się z nią i innymi, gdy wszystko się uspokoi. Wojownicy najwyraźniej nie byli ludźmi, jak ona, jak wszystkie kobiety zamknięte w celach wokół niej. Byli zbyt twardzi, zbyt silni, zbyt wszystko Ŝeby być śmiertelnymi. Czym właściwie byli, nie miała pojęcia. Dlaczego tu byli? Czego chcieli? Zaznała tak wiele rozczarowań przez ostatni rok, Ŝe nie ośmieliła się mieć nadziei na ratunek. Czy ona i inne zostaną tu zostawione, Ŝeby zgnić? A moŜe ci męŜczyźni spróbują je wykorzystać, tak jak ci odraŜający ludzie? - Zabijcie ich! – jedna z schwytanych krzyknęła do nowych wojowników, dźwięk jej twardego, gniewnego głosu sprawił, Ŝe Gwen objęła się wpół. – Sprawcie, Ŝeby cierpieli tak jak my! Szyba oddzielająca kobietę była gruba, nie mogła się przez nią przedrzeć ani pięść, ani kula, ale kaŜde uderzenie serca w komnacie i celach odbijało się w uszach Gwen. Wiedziała jak zablokować hałas, coś czego nauczyły ją siostry, gdy była dzieckiem, ale desperacko chciała słyszeć klęskę porywaczy. Ich jęki bólu były dla jej uszu jak kołysanka o północy. Kojąca i słodka. Ale mimo siły, wojownicy nie uderzali, Ŝeby zabić. Dziwne, ale tylko ranili, posyłając nieprzytomnych na ziemię przed zajęciem się kolejnym przeciwnikiem. Po paru sekundach stał juŜ tylko jeden człowiek. Najgorszy z nich.

Mroczny Szept 13 | S t r o n a Jeden z wojowników wystąpił wprzód, zbliŜając się do niego. Mimo zdolności wszystkich nowoprzybyłych, ten walczył najbardziej nieczysto, sięgając gardła. Uniósł rękę, jakby szykując się do zadania ostatecznego ciosu, ale kiedy rozszerzone spojrzenie Gwen napotkało jego wzrok, zatrzymał się. Powoli opuścił ramię. Wstrzymała oddech. Brązowe włosy nasączone krwią, przylegały do jego głowy. Jego oczy były koloru brandy, głębokie i ciemne, i… obramowane szkarłatem. NiemoŜliwe. Na pewno wymyśliła sobie dziki blask. Jego twarz, tak twarda, jakby wyrzeźbiona z granitu, obiecywała zniszczenie kaŜdą linią i zagłębieniem, ale było teŜ w niej coś… chłopięcego. Zaskakująca sprzeczność. Jego koszula została podarta na wstąŜki, linie muśniętej słońcem skóry były widoczne przy kaŜdym ruchu. Och, słońce. Jak jej go brakowało, jak go pragnęła. Fioletowy, wytatuowany motyl owijał się wokół Ŝeber po prawej stronie i ginął za paskiem spodni. Czubki jego skrzydeł były ostre, wyglądając równocześnie kobieco i męsko. Dlaczego motyl? zdziwiła się. Wydawało się dziwne Ŝe tak silny, niebezpieczny wojownik wybrał taki wzór. Z jakiegoś powodu ten znak ją pocieszył. - PomóŜcie nam – powiedziała, modląc się Ŝeby nieśmiertelny słyszał przez dźwiękoszczelne szkło. Ale jeśli ją usłyszał, nie dał tego po sobie poznać. – Uwolnijcie nas – ciągle bez reakcji. Co jeśli cię tu zostawią? Albo gorzej, co jeśli są tu po to samo co ludzie? Myśli wypełniły nagle jej głowę, zamarła, moŜe nawet zbladła. Lęk nie był dziwny, sama się nad tym zastanawiała chwilę temu. Ale w jakiś sposób były… obce. Nie były jej, nie wymawiane jej wewnętrznym głosem. Jak… co…? Mocne, białe zęby zatopiły się w męskiej dolnej wardze, gdy złapał się za skronie, najwyraźniej rozwścieczony. Co jeśli… - Przestań! – warknął. Myśl formująca się w jej głowie znikła nagle. Zamrugała ze zdziwienia. Wojownik potrząsnął głową, gniew wzrósł. ZauwaŜając rozproszenie nieśmiertelnego, jej ludzki ciemięŜyciel postanowił zadziałać, zmniejszając dystans między nimi. Gwen wyprostowała się, krzycząc: - UwaŜaj! Z uwagą ciągle skupioną na niej, wojownik o kamiennym wyrazie twarzy wyciągnął rękę i złapał człowieka za kark, dusząc i zatrzymując

Mroczny Szept 14 | S t r o n a równocześnie. Człowiek – miał na imię Chris – szarpnął się. Był młody, moŜe dwudziesto-pięcioletni, ale był przywódcą tutejszych naukowców. Był teŜ człowiekiem, którym gardziła bardziej niŜ niewolą. Wszystko co robię, robię dla większego dobra, zwykł mówić tuŜ zanim zaczął gwałcić którąś z innych kobiet na jej oczach. Mógł je sztucznie zapłodnić, ale wolał upokarzać je w ten sposób. Chciałbym, Ŝebyś to była ty, często dodawał. KaŜda z tych kobiet jest twoim substytutem. Pomimo poŜądania, nigdy jej nie dotknął. Za bardzo się jej bał. Wszyscy z nich się bali. Wiedzieli czym była, widzieli ją w akcji, gdy po nią przyszli. Niechcący zabiła kilku ludzi i zasłuŜyła sobie na reputację. Zamiast ją eksterminować, trzymali ją, eksperymentując z róŜnymi rodzajami narkotyków w wentylacji, w nadziei, Ŝe ją uśpią i wykorzystają. Jeszcze im się nie udało, ale się nie poddali. - Sabin, nie – powiedziała piękna, ciemnowłosa kobieta, gładząc ramię znów szkarłatnookiego wojownika. Jej głos był tak pełen smutku, Ŝe Gwen się skuliła. – Jak nam powiedziałeś, moŜemy go potrzebować. Sabin. Silne imię, przypominające broń. Pasuje. Czy są kochankami? W końcu to pochłaniające spojrzenie opuściło ją i znów była zdolna oddychać. Sabin puścił Chrisa i sukinsyn upadł na ziemię, nieprzytomny. Wiedziała, Ŝe Ŝyje bo mogła usłyszeć przepływ krwi w jego Ŝyłach, buzowanie powietrza w płucach. - Kim są te kobiety? – zapytał wojownik o blond włosach. Miał jasnoniebieskie oczy i śliczną twarz obiecującą współczucie i bezpieczeństwo, ale nie był tym, który sprawił, Ŝe Gwen wyobraŜała sobie, Ŝe mogła by się przy nim zwinąć i spokojnie zasnąć. Głęboko. Bezpiecznie. W końcu. Przez te wszystkie miesiące, bała się spać, wiedząc Ŝe Chris byłby szczęśliwy biorąc ją nieprzytomną. Więc drzemała krótko i płytko, nie tracąc ostroŜności. Czasami powstrzymywała się przed myśleniem o oddaniu się złemu człowiekowi w zamian za zapadnięcie w głęboki sen. Czarnowłosy, fiołkowooki wielkolud zmierzył spojrzeniem otaczające ją cele. - Bogowie. Jedna jest w ciąŜy. - Ta teŜ – ten, który się odezwał miał wielobarwne włosy, bladą skórę i oczy tak krystalicznie niebieskie, jak jego blond przyjaciel, tyle Ŝe jego miały ciemniejszą oprawę. – Jaki rodzaj skurwysyna trzyma kobiety w ciąŜy w takich warunkach? To jest podłe nawet jak na Łowców.

Mroczny Szept 15 | S t r o n a Kobiety w odpowiedzi przywarły do szkła, błagając o pomoc, o wolność. - Ktoś słyszy co mówią? – zapytał wielkolud. - Ja – Gwen odpowiedziała automatycznie. Sabin odwrócił się do niej. To brązowe spojrzenie nie błyszczało juŜ czerwienią, bardziej miodowe, zatopiło się w niej, sondując, szukając… przyglądając się badawczo. Dreszcz zatańczył na jej kręgosłupie. Czy ją słyszał? Jej oczy się rozszerzyły, gdy zbliŜył się do jej celi, wsuwając nóŜ do pochwy przy pasie. Jej wyostrzone zmysły sprawiły, Ŝe mogła poczuć zapach potu, cytryny i mięty. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się kaŜdym niuansem. Przez tak długi czas nie czuła nic oprócz Chrisa i jego wody kolońskiej, narkotyków i przeraŜenia innych kobiet. - Słyszysz nas? – głos Sabina był równie szorstki jak jego rysy i powinien draŜnić jej nerwy jak papier ścierny, a jakimś sposobem uspokoił ją jak pieszczota. Niepewnie skinęła głową. - A one? – wskazał inne więźniarki. Potrząsnęła głową. - Słyszysz mnie? On teŜ potrząsnął głową. - Czytam z twoich ust. Och. To znaczy Ŝe ją intensywnie obserwował, nawet gdy odwrócił głowę. Nie było to nieprzyjemne. - Jak moŜna otworzyć szkło? – zapytał. Jej usta zacisnęły się w upartą linię i ośmieliła się rzucić spojrzenie na uzbrojone, pokryte krwią drapieŜniki za nim. Czy powinna mu powiedzieć? Co jeśli teŜ planowali zgwałcić więźniarki, jak tamci? Tak jak się bała? Jego ostre spojrzenie zmiękło. - Nie przyszliśmy was skrzywdzić. Masz moje słowo. Chcemy was uwolnić. Nie znała go, nie powinna mu ufać, ale podeszła na trzęsących się nogach do szyby. ZbliŜywszy się zrozumiała, Ŝe Sabin górował nad nią a jego czy nie były brązowe, jak myślała. Raczej obramowane bursztynem, kawowe, kasztanowe i brązowe, symfonia kolorów. Na szczęście błysku czerwieni nadal nie było. CzyŜby go sobie wyobraziła? - Kobieto? – powiedział. Jeśli otworzy cele jak powiedział… gdyby zebrała się na odwagę i nie zamarła w miejscu jak miała w nawyku… ucieczka w końcu byłaby

Mroczny Szept 16 | S t r o n a moŜliwa. Ta nadzieja wróciła do Ŝycia, niepowstrzymana i silna, temperowana jedynie przez myśl Ŝe mogłaby niechcący, okrutnie i brutalnie zabić tych wybawców. Nie martw się. Dopóki nie spróbują cię skrzywdzić, twoja bestia będzie spokojna. Jeden zły ruch z ich strony i… Warte ryzyka, pomyślała. - Kamienie. Zmarszczył brwi. - Kości2? Przełykając cięŜko, uniosła jeden paznokieć – pazur w porównaniu do ludzkiego – i wycięła na szybie słowo KAMIENIE. KaŜda rysa wytrzymała tylko na tyle długo, by zakończyć słowo. Przeklęte boskie szkło. Ciągle się zastanawiała, jak ludzie je zdobyli. Cisza. Zmarszczył brwi, jego uwaga pozostała skupiona na jej zbyt długim, ostrym paznokciu. Zastanawiał się jakiego rodzaju stworzeniem była? - Kamienie? – zapytał Sabin, jego spojrzenie znów napotkało jej. Skinęła głową. Okręcił się, rozglądając się po komnacie. Mimo, Ŝe trwało to tylko kilka sekund, Gwen podejrzewała, Ŝe skatalogował w pamięci kaŜdy cal przestrzeni i mógłby znaleźć drogę w ciemności. Wojownicy stanęli za nim w linii, wszyscy patrząc na nią wyczekująco. Z wyczekiwaniem były zmieszane teŜ ciekawość, podejrzliwość, nienawiść – do niej? – i nawet Ŝądza. Jeden krok, dwa – cofnęła się. Nie zniesie więcej Ŝądzy, nawet przez chwilę. Jej nogi drŜały tak gwałtownie, Ŝe bała się Ŝe się pod nią ugną. Spokojnie. Nie moŜesz panikować. Złe rzeczy się dzieją kiedy panikujesz. Jak zwalczyć pragnienie innych? Nie miała nic czym mogłaby się bardziej okryć. Przez czas jej uwięzienia, jej dŜinsy i t-shirt zostały zastąpione białą koszulką i krótką spódnicą, które dali jej porywacze – ułatwiając sobie dostęp. Skurwiele. Jedno z ramiączek urwało się miesiąc temu i koszulka opadała. Musiała wiązać ją pod ramieniem, Ŝeby zakryć piersi. - Odwrócić się – nagle warknął Sabin. Gwen obróciła się bezmyślnie, długie, rude włosy zawirowały wokół niej. Odetchnęła cięŜko, pot spłynął jej na brwi. Dlaczego chciał, Ŝeby się odwróciła? śeby łatwiej ją zniewolić? Nastąpiła kolejna z tych cięŜkich cisz. 2 „Stones” i „bones” – podobnie brzmiące słowa po angielsku i podobnie wymawiane

Mroczny Szept 17 | S t r o n a - Nie miałem na myśli ciebie, kobieto – tym razem głos Sabina był miękki, delikatny. - Och, daj spokój – ktoś powiedział. Poznała głęboki, lekcewaŜący ton męŜczyzny o blond włosach i niebieskich oczach. – Nie mówisz chyba powaŜnie… - Straszycie ją. Gwen spojrzała przez ramię. - Ale ona… - zaczął ten całkiem wytatuowany. - Chcecie odpowiedzi czy nie? – ponownie przerwał Sabin. - Powiedziałem: odwrócić się! Kilka jęków, szuranie stóp. - Kobieto. Powoli znów się obróciła. Wszyscy wojownicy odwrócili się, tak jak zaŜądał Sabin, pokazując jej plecy. PrzyłoŜył dłoń do szyby. Była wielka, nie pobliźniona i nieruchoma, ale pokryta krwią. - Które kamienie? Wskazała skrzynkę z kamieniami za nim. Były małe, rozmiaru pięści i kaŜdy miał innego rodzaju śmierć namalowaną z przodu. Przedstawiały: ścięcie, usuwanie wnętrzności, dźganie i dziki ogień wspinający się po ciele męŜczyzny przywiązanego do drzewa. - Dobrze, dobrze. Ale co mogę nimi zrobić? Teraz dysząc z potrzeby uwolnienia – blisko, tak blisko – pokazała pantomimę wkładania kamienia do dziury, jak klucza do zamka. - Czy to ma znaczenia, który kamień do którego zamka? Przytaknęła, potem wskazała kaŜdy kamień i którą celę on otwierał. Zaczęła się lękać uŜycia tych kamieni, jeśli miałoby to znaczyć, Ŝe znów stanie się świadkiem gwałtu. Wzdychając, zaczęła wydrapywać słowo KLUCZ na szybie, kiedy Sabin uderzył pięścią w skrzynkę, niszcząc ją. śeby zrobić coś takiego trzeba by siły dziesięciu ludzi, ale wyglądało na to, Ŝe on to zrobił bez wysiłku. Kilka ran poznaczyło jego dłoń od kłykci do nadgarstka. Pojawiła się siatka szkarłatu, ale otarł ją, jakby nie miała znaczenia. Skóra juŜ się uzdrawiała, łącząc rozdarte tkanki. Och, tak. Był czymś daleko wspanialszym niŜ śmiertelnik. Nie elfem, bo jego uszy były idealnie zaokrąglone. Nie wampirem, bo nie miał kłów. MoŜe męską syreną? Jego głos był wystarczająco głęboki, wystarczająco pyszny, tak, ale moŜe zbyt szorstki. - Weźcie kamień – zawołał, nie odrywając od niej spojrzenia.

Mroczny Szept 18 | S t r o n a Wojownicy natychmiast obrócili się na pięcie. Gwen celowo cały czas patrzyła na Sabina, bojąc się, Ŝe patrzenie na innych zwiększy jeszcze jej strach. Kontrolujesz się, dobrze. Nie mogła… nie złamie się. JuŜ i tak zbyt wielu rzeczy Ŝałowała. Czemu nie mogła być taka jak jej siostry? Czemu nie była tak dzielna i silna? Gdyby były do tego zmuszone, odcięłyby sobie kończyny, Ŝeby uciec – i to zrobiłyby to duŜo wcześniej. Przebiłyby pięścią szybę, pierś Chrisa i zjadłyby jego serce tuŜ przed nim, cały czas się śmiejąc. Poczuła uderzenie tęsknoty. Jeśli Tyson – jej były chłopak, powiedział im o jej porwaniu – czego najprawdopodobniej nie zrobił, tak bardzo bojąc się jej sióstr – szukałyby jej i nie poddałyby się póki by jej nie znalazły. Pomimo jej słabości, kochały ją, chciały dla niej jak najlepiej. Ale będą bardzo zawiedzione dowiadując się o tym porwaniu. Zawiodła samą siebie, tak samo jak swoją rasę. Nawet jako dziecko unikała konfliktów, czym zasłuŜyła sobie na przydomek: „Gwendolyn Nieśmiała”. Odkryła, Ŝe jej dłonie są wilgotne i otarła je o uda. Sabin kierował męŜczyznami wskazując im który kamień pasował do którego otworu. Kilka przydzielił źle, ale nie martwiła się. Rozgryzą to. Nie mylił się w przypadku tego otwierającego jej celę i gdy jeden z męŜczyzn, niebieskowłosy, wykolczykowany punk chciał unieść kamień, silne, opalone palce Sabina oplotły jego nadgarstek, powstrzymując go. Niebieskowłosy spojrzał w oczy Sabinowi, który potrząsnął głową. - Mój – powiedział. Punk uśmiechnął się szeroko. - Nienawidzimy tego co widzimy, co? Sabin tylko na niego patrzył. Gwen zamrugała ze zdziwieniem. Nienawidził na nią patrzeć? Jedna po drugiej, kobiety były uwalniane, niektóre próbując szybko uciec z komnaty. MęŜczyźni nie pozwolili ujść im daleko, łapiąc je, ku zaskoczeniu Gwen chwytając je delikatnie, nawet gdy walczyły z furią. Właściwie, najpiękniejszy męŜczyzna w grupie, ten o wielobarwnych włosach, obejmował jedną po drugiej, szeptają miękko: „Śpij dla mnie, kochanie”. Były szokująco posłuszne, opadając w opiekuńcze ramiona wojownika.

Mroczny Szept 19 | S t r o n a Sabin schylił się i chwycił kamień Gwen, ten ukazujący płonącego Ŝywcem męŜczyznę. Gdy się wyprostował, podrzucił go w powietrze i złapał z łatwością. - Nie uciekaj. W porządku? Jestem zmęczony i nie chcę cię gonić, ale zrobię to jeśli mnie zmusisz. I obawiam się, Ŝe mógłbym cię wtedy przypadkowo zranić. Nie tylko ty, pomyślała. - Nie… uwalniaj jej – wybełkotał Chris. Jak długo był przytomny? Uniósł głowę i wypluł brud. Siniaki juŜ powstawały pod jego oczyma. – Niebezpieczna. Śmiertelnie. - Cameo – to było wszystko co powiedział Sabin. Kobieta-wojownik nie potrzebowała więcej by wiedzieć czego chciał, podeszła do człowieka i chwytając za tył jego koszulki postawiła do na nogi. Wolną ręką przystawiła sztylet do jego tętnicy szyjnej. Zbyt słaby lub przestraszony, nie szarpał się. Gwen miała nadzieję, Ŝe to strach trzymał go nieruchomo. Miała na to nadzieję kaŜdym włóknem swego istnienia. Nawet wpatrywała się w czubek noŜa, chcąc by wbił się w gardło skurwiela, przebijając skórę i kości, serwując niezapomnianą agonię. Tak, pomyślała, zachwycona. Tak, tak, tak. Zrób to. Proszę, zrób to. Zrań go, spraw by cierpiał. - Co chcesz, Ŝebym z nim zrobiła? – Cameo zapytała Sabina. - Trzymaj go. śywego. Rozczarowanie sprawiło, Ŝe ramiona Gwen opadły. Ale z rozczarowaniem przyszło zdumiewające zrozumienie. Jej emocje były pod kontrolą, ale i tak była bliska uwolnienia wewnętrznej bestii. Wszystkie te myśli o bólu i cierpieniu nie były jej. Nie mogły być. Niebezpieczna, powiedział Chris. Śmiertelnie. Miał rację. Musisz utrzymać kontrolę. - Ale nie bój się go zranić trochę – dodał Sabin i zmruŜył oczy patrząc na nią. Był.. rozgniewany? Na nią? Ale dlaczego? Co zrobiła? - Nie uwalniaj dziewczyny – powtórzył Chris. DrŜenie wstrząsnęło jego ciałem. Próbował się cofnął, ale Cameo, oczywiście silniejsza niŜ się wydawała, zatrzymała go w miejscu. – Proszę, nie. - MoŜe powinieneś zostawić rudowłosą w celi – powiedziała drobna wojowniczka. – przynajmniej na razie. Na wszelki wypadek. Wojownik uniósł kamień, zatrzymując się na chwilę przed włoŜeniem go do otworu przy jej klatce. - Jest Łowcą. Kłamcą. I myślę Ŝe ją zranił, ale nie chce, Ŝeby mogła nam o tym powiedzieć.

Mroczny Szept 20 | S t r o n a Gwen zamrugała, patrząc na niego z szokiem i zachwytem. Nie był zły na nią, tylko na Chrisa – łowcę? – za to co mógł zrobić. Naprawdę miał na myśli to co mówił. Nie zrani jej. Chciał Ŝeby była wolna. Bezpieczna. - To prawda? – zapytał ją. – Zranił cię? Z policzkami płonącymi z upokorzenia, skinęła. Emocjonalnie, zniszczył ją. Sabin przesunął językiem po zębach. - Zapłaci za to. Masz moje słowo. Powoli zakłopotanie zbladło. Jej matka, która wydziedziczyła ją prawie dwa lata temu, wolałaby widzieć ją raczej martwą niŜ słabą, ale ten męŜczyzna – ten obcy – chciał ją pomścić. Chris przełknął nerwowo. - Posłuchaj mnie. Proszę. Wiem, Ŝe jestem waszym wrogiem i nie będę kłamał, udawając, Ŝe wy nie jesteście moim. Jesteście. Nienawidzę was całym sobą. Ale jeśli ją wypuścisz, zabije nas wszystkich. Przysięgam. - Czy spróbujesz i zabijesz nas, mały rudzielcu? – zapytał ją Sabin, nawet delikatniej niŜ wcześniej. Przywykła do nazywania „suką” i „dziwką” przez tamtych męŜczyzn, Gwen poczuła jak czułe słówko prześlizguje się przez jej umysł z siłą pachnącego róŜami, letniego powietrza. Przez te kilka minut razem, ten męŜczyzna zdołał dać jej kaŜdą rzecz o jakiej marzyła od chwili zamknięcia: rycerz zdeterminowany pokonać jej smoki. Jasne, kiedyś myślała, Ŝe rycerzem będzie Tyson albo nawet ojciec, którego nie znała, ale wciąŜ. Nie codziennie spełniają się marzenia. - Ruda? Ocknęła się. O co pytał? Och, tak. Czy spróbuje i zabije jego i jego przyjaciół. Oblizała usta i potrząsnęła głową. Jeśli bestia przejmie kontrolę, nie spróbuje. Po prostu to zrobi. Mam kontrolę. W większej części. Nic im się nie stanie. - Tak myślałem – z błyskawicznym ruchem nadgarstka wsunął kamień na miejsce. Serce grzmiało w jej piersi, niemal rozsadzając Ŝebra. Stopniowo szyba uniosła się… uniosła… niedługo… niedługo… I juŜ nie było między nią i Sabinem nic oprócz powietrza. Zapach cytryn i mięty wzmógł się. Chłód do którego przywykła zdawał się ustępować po kocem ciepła, który zdawał się ją owijać. Uśmiechnęła się powoli. Wolna. Była naprawdę wolna. Sabin odetchnął z trudem. - Bogowie. Jesteś niewiarygodna.

Mroczny Szept 21 | S t r o n a Zorientowała się, Ŝe ruszyła w jego kierunku, sięgając, desperacko pragnąc dotyku, którego była pozbawiona przez te miesiące. Pojedynczego dotyku, to wszystko czego potrzebowała. I będzie mogła odejść, do domu. W końcu. Dom. - Suka – krzyknął Chris, szarpiąc się w uścisku Cameo. – Trzymaj się ode mnie z dala. Trzymajcie ją z dala ode mnie! Ona jest potworem! Jej stopy zatrzymały się w miejscu, spojrzenie przeniosło się na podłego człowieka, odpowiedzialnego za wszystkie cierpienia, całą udrękę, którą przechodziła przez ostatni rok. Nie wspominając co zrobił jej towarzyszkom niedoli. Jej paznokcie zmieniły się w ostre jak brzytwa szpony. Drobne, pozornie pajęcze skrzydła rozpostarły się za jej plecami, rozrywając wełnę, trzepocząc gorączkowo. Jej krew rozcieńczyła się w Ŝyłach, ruszając przez kaŜdą część ciała, szybko, tak szybko, a jej wzrok przeszedł w podczerwień, gdy jedynym na czym się skupiła było ciepło ciała. W tej chwili zrozumiała, Ŝe nie miała ani trochę kontroli nad swoją bestią. Nad swoją ciemną stroną. Kotłowała się w niej, przewaŜnie cicha, jakby czekała na okazję do uderzenia… Tylko Chris, tylko Chris, błagam, bogowie, tylko Chris. Monotonne błaganie przeszyło jej umysł, pełne nadziei starało się przebić przez Ŝądzę krwi jej mściwej bestii. Tylko Chris, zostaw innych w spokoju, zaatakuj tylko Chrisa. Ale w głębi duszy wiedziała, Ŝe nic teraz nie mogło powstrzymać śmiertelnych Ŝniw.

Mroczny Szept 22 | S t r o n a Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3Rozdział 3 Od pierwszej chwili, gdy Sabin zobaczył ślicznego rudzielca w szklanej celi, nie był zdolny oderwać od niej spojrzenia. Nie był zdolny oddychać, myśleć. Jej włosy były długie i kręcone, blond przemieszany z rubinowymi lokami. Brwi były kasztanowe, ale równie wspaniałe. Jej nos był zadarty, policzki zaokrąglone jaku u cherubina. Ale jej oczy… były zmysłową ucztą, bursztyn z prąŜkami błyszczącej szarości. Hipnotyczne. Okalały je czarne rzęsy, dekadencka rama. Halogeny zawieszone na hakach w ścianach i zatapiały ją w jasnym świetle. U kogo innego ujawniłoby to wady i rzeczywiście ukazywały brud pokrywający skórę, ale teŜ nadawały jej zdrowy blask. Była drobna, z małymi, krągłymi piersiami, wąskimi biodrami i nogami wystarczająco długimi by owinąć się wokół jego pasa i trzymać przy najbardziej burzliwej z jazd. Nie myśl w taki sposób. Wiesz lepiej. Taa, wiedział. Jego ostatnia kochanka, Darla, zabiła się i przysiągł nigdy więcej nie dopuścić do czegoś takiego. Ale jego pociąg do rudzielca był gwałtowny. Tak jak jego demona, tyle, Ŝe Zwątpienie chciało jej z innego powodu. Wyczuł jej drŜenie i wziął za cel, nurkując w jej umysł, rzucając się na jej najgłębsze lęki i wydobywając je. Ale nie była człowiekiem, obaj niedługo to zrozumieli, i Zwątpienie nie był w stanie słyszeć jej myśli póki ich nie wyartykułowała. To nie znaczy, Ŝe była bezpieczna przed tym złem. Och, nie. Zwątpienie wiedział jak wykorzystać sytuację i dostosować truciznę. Nawet więcej, demon podjął wyzwanie i jeszcze staranniej będzie się starał wyuczyć niuansów myśli dziewczyny i zniszczyć kaŜdą odrobinę wiary, jaką miała. Czym była? Mimo, Ŝe poznał wiele rodzajów nieśmiertelnych przez tysiąclecia swojego Ŝycia, nie mógł jej do Ŝadnego dopasować. Wyglądała jak człowiek. Delikatna, krucha. Łamliwa. Te bursztynowo- srebrne oczy niszczyły to wraŜenie. I szpony. Mógł sobie wyobrazić, Ŝe zatapia je w jego plecach… Dlaczego Łowcy ją schwytali? Bał się odpowiedzi. Trzy z sześciu uwolnionych kobiet najwyraźniej było w ciąŜy, co nasuwało tylko jedną myśl: hodowla Łowców. Nieśmiertelnych Łowców, w takim przypadku,

Mroczny Szept 23 | S t r o n a bo rozpoznał dwie syreny z bliznami na szyi, którym najwyraźniej usunięto głos; bladoskórą wampirzycę, której kły zniknęły; gorgonę, której obcięto węŜowe włosy i córkę Kupida, która została oślepiona. śeby powstrzymać ją przed rzuceniem miłosnego zaklęcia, jak przypuszczał Sabin. Jak okrutni byli Łowcy dla tych ślicznych stworzeń. Co zrobili rudowłosej, najśliczniejszej z nich? Mimo, Ŝe miała na sobie koszulkę i spódnicę, nie mógł dostrzec blizn ani siniaków wskazujących okaleczenia. Ale teŜ to nic nie znaczyło. Większość nieśmiertelnych szybko się leczyła. Chcę jej. Głębokie zmęczenie promieniowało z niej, ale gdy uśmiechnęła się, kiedy ją uwolnił… mógł umrzeć od piękna jej twarzy. TeŜ jej chcę, dodał Zwątpienie. Nie moŜesz jej mieć. To znaczyło, Ŝe on teŜ nie mógł. Pamiętasz Darlę? Pomimo tego jak była silna i pewna, robiłeś wszystko, Ŝeby ją złamać. Radosny śmiech. Wiem. Czy to nie zabawne? Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Pieprzony demon. KaŜdy miał obawy, a jego ciemniejsza połowa konsekwentnie je ujawniała: Nie jesteś wystarczająco ładna. Nie jesteś wystarczająco mądra. Jak ktokolwiek moŜe cię kochać? - Sabin – odezwał się zimny głos Aerona. - Jesteśmy gotowi. Pokiwał palcem w stronę dziewczyny. - Chodź. Ale jego rudowłosa cofnęła się pod najdalszą ścianę, jej ciało drŜało w nowym strachu. Spodziewał się, Ŝe spróbuje uciec, mimo jego ostrzeŜenia. Ale nie oczekiwał takiego… przeraŜenia. - Powiedziałem ci – odezwał się delikatnie. – Nie chcemy cię skrzywdzić. Jej usta się otworzyły, ale nie wydała dźwięku. I gdy patrzył, złoty błysk jej oczu pogłębił się, zmroczniał, stał się czarny. - Co, do cholery… W jednej minucie stała przed nim, w następnej juŜ jej nie było, jakby tylko mu się przywidziała. Obrócił się, rozglądając. Nie widział jej. Ale jedyny stojący Łowca wydał nagle krzyk agonii… krzyk ustał, gdy ciało upadło na piaszczystą podłogę, rozlewając krew dookoła. - Dziewczyna – powiedział Sabin, chwytając sztylet, zdeterminowany chronić ją przed tym, co właśnie zabiło Łowcę, którego planował przesłuchać. Ciągle jej nie widział. Jeśli mogła zniknąć przy uŜyciu

Mroczny Szept 24 | S t r o n a myśli, jak Lucien, będzie bezpieczna. Na zawsze poza jego zasięgiem, ale bezpieczna. Ale czy mogła? Zrobiła to? - Za tobą – odezwała się Cameo i przynajmniej raz jej głos był bardziej zszokowany niŜ pełen boleści. - Bogowie – odetchnął Parys. – Nie widziałem jej ruchu, póki… - Ona nie… czy ona… jak ona mogła mieć… - Maddox przesunął ręką po twarzy, jakby niedowierzał temu, co widzi. Sabin znów się obrócił. I była tam, z powrotem w celi, siedząc z kolanami przy piersi, ustami ociekającymi krwią i… tchawicą?... zaciśniętą w jednej ręce. Rozdarła – a moŜe przegryzła? – męŜczyźnie gardło. Jej oczy znów miały normalny kolor, ale były tak całkowicie wyprane z emocji, Ŝe podejrzewał, Ŝe szok spowodowany tym, co zrobiła, odrętwił jej umysł. Jej wyraz twarzy teŜ był pusty. Jej skóra była teraz tak blada, Ŝe mógł zobaczyć znajdujące się pod nią niebieskie Ŝyły. I trzęsła się, kołysała w tył i przód, szeptała niesłyszalnie. Co. Do. Diabła? Łowca nazwał ją potworem. Sabin nie uwierzył. Wtedy. Teraz wszedł do celi, niepewny, co robić, ale wiedząc, Ŝe nie zostawi jej tak, ani nie zamknie z powrotem. Po pierwsze, nie zaatakowała jego przyjaciół. Po drugie, biorąc pod uwagę jak była szybka, mogła uciec zanim szyba się zamknie i porządnie go uszkodzić za złamanie słowa. - Sabin, stary – powiedział Gideon ponuro. – MoŜe nie chcesz przemyśleć wchodzenia tam. Przynajmniej raz, Łowca kłamał. Przynajmniej raz. Spróbuj jeszcze raz. - Wiesz, z czym tu mamy do czynienia? - Nie – Tak. – Ona nie jest Harpią3, sługą Lucyfera, który nie spędził roku na ziemi. Nie miałem z nimi wcześniej do czynienia i nie wiem, Ŝe potrafią zabić armię nieśmiertelnych w kilka sekund. PoniewaŜ Gideon nie mógł powiedzieć słowa prawdy, nie cierpiąc przy tym, Sabin wiedział, Ŝe wszystko, co mówił było kłamstwem. Więc wojownik spotkał wcześniej Harpie – i bynajmniej nie miał na myśli tej w uwłaczającym znaczeniu – i te Harpie były sługami Lucyfera i mogły zniszczyć nawet taką bestię jak on w czasie mniejszym niŜ wymagało mrugnięcie. - Kiedy? – zapytał. 3 Harpie w mitologii greckiej to uskrzydlone bóstwa wiatrów, najlepiej znane, jako stworzenia kradnące jedzenie Fineusowi. Hezjod nazywa harpie "pięknowłosymi" stworzeniami. Obraz harpii, jako brzydkiej, uskrzydlonej kobiety-ptaka powstał dość późno, wskutek pomylenia tych stworzeń z syrenami. Rzymscy i bizantyjscy pisarze uszczegółowili ten wizerunek. Na wazie w Muzeum Berlińskim harpia trzyma małą figurkę bohatera w każdym szponie, a jej głowa jest podobna do głowy Gorgony, z wybałuszonymi oczami, sterczącym językiem i kłami.

Mroczny Szept 25 | S t r o n a Gideon zrozumiał, co miał na myśli. - Pamiętasz, kiedy nie byłem uwięziony? Ach. Gideon spędził kiedyś trzy miesiące tortur w rękach Łowców. - Jedna nie zniszczyła połowy obozy nim zdołał się odezwać alarm. Nie cofnęła się, z jakiegoś powodu, i pozostali Łowcy nie spędzili kilku następnych dni przeklinając całą rasę. - Czekajcie. Harpia? Nie sądzę. Nie jest odraŜająca – tę małą perełkę podrzucił Strider, król rzeczy oczywistych. – Jak moŜe być Harpią? - Wiesz równie dobrze jak my, Ŝe ludzkie mity są czymś wykoślawionym. To, Ŝe większość legend opisuje Harpie, jako odraŜające nie znaczy, Ŝe takie są. Teraz, wszyscy wyjść – Sabin zaczął odkładać broń na ziemię za sobą. – Poradzę sobie z nią. Podniosło się morze protestów. - Nic mi nie będzie – Miał nadzieję. MoŜesz nie być… Och, zamknij się, do kurwy nędzy. - Ona… - Idzie z nami – skończył, przerywając Maddoksowi. Nie mógł jej zostawić. Była zbyt cenną bronią, bronią, która mogła zostać uŜyta przeciw niemu… albo uŜyta przez niego. Tak, pomyślał, a jego czy się rozszerzyły. Tak. – I pójdzie Ŝywa. - Do diabła, nie – odparł Maddox. – Nie chcę Harpii w pobliŜu Ashlyn. - Widziałeś, co zrobiła… - Tak, i właśnie dlatego nie chcę jej w pobliŜu mojej cięŜarnej kobiety – Teraz Maddox mu przerwał. – Harpia zostaje. Kolejny powód by unikać miłości. Zmiękczała nawet najtwardszych wojowników. - Musi nienawidzić tych męŜczyzn tak bardzo jak my. MoŜe pomóc naszej sprawie. - Nie - StraŜnik Furii był nieugięty. - Będzie moją odpowiedzialnością i dopilnuję, Ŝeby trzymała szpony i zęby ukryte – Znów, miał nadzieję. - Chcesz jej, jest twoja – powiedział Strider, jak zawsze po jego stronie. Dobry facet. – Maddox się zgodzi, poniewaŜ nigdy nie naciskałeś, Ŝeby Ashlyn szła do miasta i słuchała rozmów Łowców, nie waŜne jak bardzo byś chciał. MruŜąc oczy, Maddox zacisnął szczękę. - Musimy ją spętać.