RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 2222
Bianka Skyhawk rozejrzała się w osłupieniu. W jednej chwili leciała z lodowej góry, uciekając
przed pytaniami siostry i zamierzała wygrać w ich grze „kto złamie mniej kości”, a w następnej –
znajdowała się w rękach wspaniałego blondyna. Co ją dziwiło, a nie radowało. Spróbowała
uderzyć go sztyletem ale on udaremnił jej zamiar. Zablokował ją. Nikt nie mógł uniknąć
śmiertelnego ciosu Harpii.
Teraz znajdowała się wewnątrz zachmurzonego dworu. Zamek ten przerażał swoją wielkością,
nigdy takiego nie wdziała. Był ciepły, pachniało tu czymś dusząco – słodkim, a do tego wynikało
uczucie jakby pływała w powietrzu.
Ściany białe i nieco przydymione, na nich jakby żywe, poruszały się rysunki skrzydlatych istot,
aniołów i demonów, lecących w porannym niebie. Przypominały jej rysunki Daniki. Danika –
Wszechwidzące Oko, mogła obserwować co się działo zarówno w Piekle i Niebie. Podłoga,
chociaż była z tej samej substancji i nawet pozwalała zobaczyć ziemie i ludzi na dole, była
twarda.
Anioły. Obłoki. Raj? Panika zalała ją, gdy wspominała twarz mężczyzny, jej porywacza.
Nazwanie go „Aniołem” świetnie do niego pasowało. Od czubka głowy do ostatniego mięśnia,
ciało miał jak muśnięte słońcem, złote skrzydła wystawały zza jego pleców. Nawet biała toga,
schodząca do kostek i sandałów nadawała mu aury świętości.
Czy jest aniołem? Jej serce jęknęło. Nie jest człowiekiem, to jest pewne. Żaden człowiek nie
może się równać z nim. Ale cholera… te oczy… były ciemne i okrutne, niemal puste.
Jego oczy nie są teraz tym czym powinnaś się martwić. Anioły były zabójcami demonów, a ona
były bardzo bliska ku temu wyróżnieniu. W końcu jej prapradziadkiem jest sam Lucyfer.
Lucyfer który spędził rok na ziemi bez ograniczeń, kradnąc i gwałcąc. Niektóre kobiety poczęły
i właśnie ich dzieci stanęły pierwszymi Harpiami.
Nie wiedząc co robić, Bianka chodziła wokół blondyna: pozostawał nieruchomy, nawet kiedy
była za jego plecami zupełnie jakby nie miał czym się martwić. Może nie wiedział. Na pewno,
jest bardzo silny. Po pierwsze potrafił zablokować ją – do tej pory nie mogła uświadomić ten
fakt, a po drugie – jakoś udało mu się zdjąć z niej płaszcz i broń, ani razu nie dotykając jej.
- Jesteś aniołem? – spytała, kiedy znów znalazła się przed nim.
- Tak. – bez zastanowienia odpowiedział. Jakby nie miał czego się wstydzić.
Biedny facet, pomyślała wzdrygając. Chyba nie widziała z której strony ona oglądała go. Gdyby
miała do wyboru anioła, a psa, wybrałaby psa.
Bianka jeszcze nigdy nie była tak blisko anioła. Widziała je, o tak. Właściwie widziała tego,
kogo wzięła za anioła ale później okazało się że to umięśniony demon. W każdym bądź razie
nie mogła wytrzymać teraz z tym facetem, brzydzącym się jej ojcem. Uważał się za Boga, a
innych traktował z góry.
- Przyciągnąłeś mnie tu, by zabić? – spytała. Wątpiła czy mu się to powiedzie. Jeszcze zrozumie
że ona nie jest wcale łatwą zdobyczą. Sporo nieśmiertelnych próbowało ją zabić, ale żadnemu
nie udało się to.
Westchnął, ciepły oddech dotknęło jej policzka. Nieświadomie zmniejszyła między nimi
odległość: pachniało od niego mrozem, który bardzo lubiła. Świeży i ciut skrzypiące zapach z
ledwo zauważalną nutką czegoś ziemskiego.
Kiedy uświadomił że między nimi nie ma w ogóle dystansu, jego usta – zbyt pełne jak dla
mężczyzny ale idealne dla niego – ścisnęły się w wąską linie. Ona nie zauważyła jego ruchu ale
on nagle okazała się daleko od niej. Hmm. Ciekawe. Dlaczego zwiększył dystans między nimi?
Z ciekawości podeszła do niego.
Odszedł jeszcze dalej. Dlaczego? Boi się jej?
Tylko z ciekawości- jak często to robiła, znów zbliżyła się. I znów on odszedł. Tak. Wielki i
groźny facet nie chce być obok niej. Uśmiechnęła się.
- A więc. – powtórzyła – Zamierzasz zabić mnie?
- Nie. Nie przyniosłem cie tutaj by zabić – jego głos był bogaty, głęboki i chował w sobie
wszystkie grzechy. A jednak uświadomiła sobie, że lepiej jest nie ufać temu brzmieniu. – Chce
pokazać ci swoje życie. Chce byś się nauczyła działać tak samo.
- Dlaczego? – co zrobiłby gdyby go dotknęła? Cienkie jak pajęczyna, kruche skrzydła na jej
plecach zatrzepotały na samą myśl. Jej bluzka była specjalnie uszyta dla niej- tak by nic nie
blokowało jej skrzydeł. Stój. Nie odpowiadaj. Zacznijmy od początku. – kłamstwo, ale nie musi
o tym wiedzieć.
- Bianka – powiedział, jego cierpliwość kończyła się. – to nie jest zabawa. Nie każ mi
przywiązywać cie do mojego łóżka.
- O masz, bardzo mi się to podoba. Brzmi kusząco – owinęła się wokół niego, dotykając
palcami twarzy i szyi. – Miękka jak u dziecka.
Zamarł oddychając.
- Bianka!
- Chce więcej, kuś mnie.
- Bianka!
Pogłaskała jego tyłek.
- Tak?
- Przestań natychmiast!
- Zmuś mnie – melodycznie roześmiała się.
Marszcząc się, wyciągnął rękę i ścisnął jej ramie. Nie zdążyła odepchnąć się- on był szybszy niż
ona. Pchnął ją w swoim kierunku, zmrużając oczy popatrzył na nią z góry w dół tymi ciemnymi
oczami.
- Nie będziesz mnie dotykała. Jasne?
- A ty? – jej spojrzenie zatrzymało się na jego dłoni którą miał na jej ramieniu. – Jak na razie to
ty dotykasz mnie.
Jego spojrzenie również padło na jego dłoń. Zwilżył wargę i ścisnął ją mocniej, spodobało jej sie
to. Potem popatrzył na nią tak jakby płonęła, odskoczył.
- Zrozumiałaś? – spytał zdenerwowany.
W czym problem? Powinien chcieć jej dotykać. Była seksowną Harpią, do cholery! Jej ciało –
istne piękno. Lecz dla jego uspokojenia powiedziała:
- Tak zrozumiała. Ale to nie oznacza że będę cie słuchać.
Jej ciało żądało jego dotyku. Niegrzeczna dziewczynka. Bardzo, bardzo niegrzeczna
dziewczynka. On jest tylko głupim aniołem, w ogóle nieciekawą zabawką.
Lysander potrzebował minuty by słowa dotarły do niego.
- Nie boisz się mnie? – jego skrzydła pokazały się za plecami.
- Nie – odpowiedziała, unosząc brwi i próbując z całych sił pokazać, że jest pewna tego – A
powinnam?
- Tak.
Cóż, w takim razie powinien mieć duże, ogniste pazury jak jej ojciec. To była jedyna rzecz
której się bała. Gdy była dzieckiem, raz podrapała się o nie, zżerający skórę ogień
rozprzestrzeniał się po całym ciele zmuszając ranną osobę do bezradnego wicia się po ziemi w
agonii.
- Jednak nie boje się. Teraz możesz zacząć uczyć mnie – położyła ręce na jego biodrach patrząc
mu w oczy. – Zadałam tobie pytanie, ale nie dostałam odpowiedzi. Dlaczego chcesz aby była
taka jak ty?
Jego wzrok drgnął nerwowo.
- Bo jestem dobry, a ty zła.
Jeszcze jeden uśmiech wyrwał się z jej ust. Nachmurzył się zmuszając ją do głośniejszego
śmiania się. – Wspaniała robota. Nie będę się przy tobie nudziła.
W odpowiedzi bardziej się nachmurzył.
- Nie drażnij mnie. To oznacza że zostawię cie tutaj na zawsze i nauczę jak stać się bezgrzeszną.
- Boże jakie… - oj przepraszam. Mam na myśli, ależ nie jesteś czarujący? „To oznacza że ja
zostawię cie tu na zawsze i będę uczył” – powtórzyła to jego głosem. Na razie nie miała powodu
by z nim walczyć. Gdy zdecyduje, że chce odejść udowodni mu w jakim był błędzie. Ale teraz
była zainteresowana. Bliskim zawierzała siebie, nie aniołom. Niebiosa nie były na liście miejsc,
które chciała odwiedzić.
Lysander uniósł podbródek lecz wyraz jego oczu pozostało taki sam.
- Mówię poważnie.
- Jestem tego pewna. Ale dowiesz się z czasem że nie robie tego co mi każą. Ja? Bezgrzeszna?
Zabawne!
- Zobaczymy.
Jego pewność siebie mogłaby zasiać w niej zwątpienie, gdyby nie była pewna swoich sił. Jako
Harpia może podnieść dom, poruszać się szybciej niż człowiek i z lekkością zbywać
niechcianych gości.
- Powiedz prawdę- zobaczyłeś mnie i zachciałeś kawałek, mam racje?
Przez chwile przerażenie tkwił na jego twarzy.
- Nie – ochryple odpowiedział a zatem zakaszlał i powtórzył. - Nie
Drań. Dlaczego sama myśl wywołuje u niego takie odrażenie? To ona powinna bardziej do
siebie to czuć. On był niebiańskim bóstwem.” Jestem dobry a ty zła”, jak on to powiedział. Tfu.
Jego wzrok drgnął znów.
- Jesteś niebezpieczna
- Wystarczy facet – kochała rabować – i co z tego? Mogła zabijać nawet nie mrugając – znów i
co z tego? – Gdzie moja siostra Kaja? Jestem tak samo niebezpieczna jak i ona. Dlaczego nie
zamienisz mnie na nią?
- Wciąż jest na Alasce, myśli że zostałaś już pochowana pod wodą. Jesteś jedynym moim
projektem na dany moment.
Projekt? Kanalia. Ale Kaja będzie szukała ją wszędzie.
- Wydajesz się być… zaniepokojona? – powiedział, nachylając głowę – Dlaczego? Martwisz się o
nią?
Taaaa… Typowy dobroczyńca.
- Nie zostaje tu na długo – spojrzała przez jego ramie – Czy jest coś do picia?
- Nie
- Do jedzenia?
- Nie?
- Do przebrania się?
- Nie
Kąciki jej ust uniosły się.
- Czyli chodzisz nago po domu?
Zaczerwienił się.
- Wystarczy. Chcesz mnie skusić, a mi się to nie podoba.
- W taki razie było mnie tu nie przyprowadzać. – ej chwila. Przecież nie powiedział dlaczego
wybrał ją do tego projektu. – Porozmawiajmy teraz rzeczowo. Potrzebujesz mojej pomocy w
czymś? – w końcu była najemnikiem. Jej dewiza: jeżeli jest do nielegalne i niebezpieczne, a
płacicie za to dobrze, jestem wasza! – Mam na myśli, że na pewno nie przyprowadziłeś mnie tu,
by pozbawić świata od zła, którym jestem. Inaczej razem ze mną sprowadziłbyś tutaj kilka
milionów innych złych ludzi
Lysander skrzyżował ramiona na piersi.
Westchnęła. Znając mężczyzn prawie wiedziała co on odpowie. Cóż dobrze. Mogłaby go
wkurzać dopóki jej nie wypuści, ale nie chciała mu tego robić.
- Jak się tutaj bawisz?
- Zabijam demony.
Takich jak ja- dodała sobie w myślach. Ale już powiedział, że nie zabije jej, a ona mu uwierzyła
– jak mogła nie uwierzyć? Ten głos…
- A więc nie zamierzasz przyczyniać mi bólu, dotykać mnie.. ale chcesz abym została tu na
zawsze?
- Tak.
- Byłabym idiotką gdybym odmówiła – to, jak szczerze powiedziała to było cudem –
Weźmiemy ślub i spędzimy noc w objęciach, całując, pieszcząc nasze ciała…
- Stój. W tej chwili się zatrzymaj – miał nerwowy tik.
Tym razem nie zdążyła ukryć swojego uśmiechu. Był szeroki i nawet dumny. Drgające
spojrzenie oznaka gniewu , oczywiście. Ale co zrobić, by ten gniew objawił się zewnętrznie? Co
zrobić by go porządnie zdenerwować?
- Pokaż mi tu wszystko. – powiedziała – Jeżeli mam tu mieszkać, to musze wiedzieć gdzie jest
moja szafa – będzie mogła niechcący otrzeć się o niego… – Mamy kablówkę?
- Nie. I nie będę mógł cię oprowadzić. Mam obowiązki. Bardzo ważne obowiązki.
- No tak, oczywiście. Moje zadowolenie to twój najważniejszy obowiązek. To musi być bardzo
ważne dla ciebie.
Skrzypiąc zębami odwrócił się i poszedł precz.
- Nie znajdziesz tutaj niczego niebezpiecznego, więc nawet nie próbuj kombinować. – doniósł
się jego głos.
No i proszę. Mogła zrobić kłopoty z niczego, na przykład łyżki i wykałaczki.
- Jeżeli wyjdziesz rozniosę tu wszystko.
Fakt, żadnych mebli nie było…
Cisza zamiast odpowiedzi.
- Zatęsknię i odlecę.
- Powodzenia.
No, to jest już coś.
- Naprawdę zostawiasz mnie tu? Tak po prostu? – pstryknęła palcami
- Tak – odpowiedział, wciąż wychodząc
- A co do łóżka do którego obiecałeś mnie przykuć? Gdzie jest?
Oj, oj wróciliśmy do milczenia.
- Nawet nie powiedziałeś mi jak się nazywasz – zawołała, rozdrażniona. Jak mógł ją odrzucić?
Powinien jej pożądać!
- Ej? Musze znać imię mężczyzny, z którym zamierzam się kłócić.
Nareszcie zatrzymał się. Lecz nadal długo milczał i ona już myślała, że zdecydował się ją
zignorować. Ponownie. Ale potem powiedział.
- Mam na imię Lysander – i zniknął z pola widzenia.
RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 2222 Bianka Skyhawk rozejrzała się w osłupieniu. W jednej chwili leciała z lodowej góry, uciekając przed pytaniami siostry i zamierzała wygrać w ich grze „kto złamie mniej kości”, a w następnej – znajdowała się w rękach wspaniałego blondyna. Co ją dziwiło, a nie radowało. Spróbowała uderzyć go sztyletem ale on udaremnił jej zamiar. Zablokował ją. Nikt nie mógł uniknąć śmiertelnego ciosu Harpii. Teraz znajdowała się wewnątrz zachmurzonego dworu. Zamek ten przerażał swoją wielkością, nigdy takiego nie wdziała. Był ciepły, pachniało tu czymś dusząco – słodkim, a do tego wynikało uczucie jakby pływała w powietrzu.
Ściany białe i nieco przydymione, na nich jakby żywe, poruszały się rysunki skrzydlatych istot, aniołów i demonów, lecących w porannym niebie. Przypominały jej rysunki Daniki. Danika – Wszechwidzące Oko, mogła obserwować co się działo zarówno w Piekle i Niebie. Podłoga, chociaż była z tej samej substancji i nawet pozwalała zobaczyć ziemie i ludzi na dole, była twarda. Anioły. Obłoki. Raj? Panika zalała ją, gdy wspominała twarz mężczyzny, jej porywacza. Nazwanie go „Aniołem” świetnie do niego pasowało. Od czubka głowy do ostatniego mięśnia, ciało miał jak muśnięte słońcem, złote skrzydła wystawały zza jego pleców. Nawet biała toga, schodząca do kostek i sandałów nadawała mu aury świętości. Czy jest aniołem? Jej serce jęknęło. Nie jest człowiekiem, to jest pewne. Żaden człowiek nie może się równać z nim. Ale cholera… te oczy… były ciemne i okrutne, niemal puste. Jego oczy nie są teraz tym czym powinnaś się martwić. Anioły były zabójcami demonów, a ona były bardzo bliska ku temu wyróżnieniu. W końcu jej prapradziadkiem jest sam Lucyfer. Lucyfer który spędził rok na ziemi bez ograniczeń, kradnąc i gwałcąc. Niektóre kobiety poczęły i właśnie ich dzieci stanęły pierwszymi Harpiami. Nie wiedząc co robić, Bianka chodziła wokół blondyna: pozostawał nieruchomy, nawet kiedy była za jego plecami zupełnie jakby nie miał czym się martwić. Może nie wiedział. Na pewno, jest bardzo silny. Po pierwsze potrafił zablokować ją – do tej pory nie mogła uświadomić ten fakt, a po drugie – jakoś udało mu się zdjąć z niej płaszcz i broń, ani razu nie dotykając jej. - Jesteś aniołem? – spytała, kiedy znów znalazła się przed nim. - Tak. – bez zastanowienia odpowiedział. Jakby nie miał czego się wstydzić. Biedny facet, pomyślała wzdrygając. Chyba nie widziała z której strony ona oglądała go. Gdyby miała do wyboru anioła, a psa, wybrałaby psa. Bianka jeszcze nigdy nie była tak blisko anioła. Widziała je, o tak. Właściwie widziała tego, kogo wzięła za anioła ale później okazało się że to umięśniony demon. W każdym bądź razie nie mogła wytrzymać teraz z tym facetem, brzydzącym się jej ojcem. Uważał się za Boga, a innych traktował z góry. - Przyciągnąłeś mnie tu, by zabić? – spytała. Wątpiła czy mu się to powiedzie. Jeszcze zrozumie że ona nie jest wcale łatwą zdobyczą. Sporo nieśmiertelnych próbowało ją zabić, ale żadnemu nie udało się to. Westchnął, ciepły oddech dotknęło jej policzka. Nieświadomie zmniejszyła między nimi odległość: pachniało od niego mrozem, który bardzo lubiła. Świeży i ciut skrzypiące zapach z ledwo zauważalną nutką czegoś ziemskiego. Kiedy uświadomił że między nimi nie ma w ogóle dystansu, jego usta – zbyt pełne jak dla mężczyzny ale idealne dla niego – ścisnęły się w wąską linie. Ona nie zauważyła jego ruchu ale on nagle okazała się daleko od niej. Hmm. Ciekawe. Dlaczego zwiększył dystans między nimi? Z ciekawości podeszła do niego.
Odszedł jeszcze dalej. Dlaczego? Boi się jej? Tylko z ciekawości- jak często to robiła, znów zbliżyła się. I znów on odszedł. Tak. Wielki i groźny facet nie chce być obok niej. Uśmiechnęła się. - A więc. – powtórzyła – Zamierzasz zabić mnie? - Nie. Nie przyniosłem cie tutaj by zabić – jego głos był bogaty, głęboki i chował w sobie wszystkie grzechy. A jednak uświadomiła sobie, że lepiej jest nie ufać temu brzmieniu. – Chce pokazać ci swoje życie. Chce byś się nauczyła działać tak samo. - Dlaczego? – co zrobiłby gdyby go dotknęła? Cienkie jak pajęczyna, kruche skrzydła na jej plecach zatrzepotały na samą myśl. Jej bluzka była specjalnie uszyta dla niej- tak by nic nie blokowało jej skrzydeł. Stój. Nie odpowiadaj. Zacznijmy od początku. – kłamstwo, ale nie musi o tym wiedzieć. - Bianka – powiedział, jego cierpliwość kończyła się. – to nie jest zabawa. Nie każ mi przywiązywać cie do mojego łóżka. - O masz, bardzo mi się to podoba. Brzmi kusząco – owinęła się wokół niego, dotykając palcami twarzy i szyi. – Miękka jak u dziecka. Zamarł oddychając. - Bianka! - Chce więcej, kuś mnie. - Bianka! Pogłaskała jego tyłek. - Tak? - Przestań natychmiast! - Zmuś mnie – melodycznie roześmiała się. Marszcząc się, wyciągnął rękę i ścisnął jej ramie. Nie zdążyła odepchnąć się- on był szybszy niż ona. Pchnął ją w swoim kierunku, zmrużając oczy popatrzył na nią z góry w dół tymi ciemnymi oczami. - Nie będziesz mnie dotykała. Jasne? - A ty? – jej spojrzenie zatrzymało się na jego dłoni którą miał na jej ramieniu. – Jak na razie to ty dotykasz mnie.
Jego spojrzenie również padło na jego dłoń. Zwilżył wargę i ścisnął ją mocniej, spodobało jej sie to. Potem popatrzył na nią tak jakby płonęła, odskoczył. - Zrozumiałaś? – spytał zdenerwowany. W czym problem? Powinien chcieć jej dotykać. Była seksowną Harpią, do cholery! Jej ciało – istne piękno. Lecz dla jego uspokojenia powiedziała: - Tak zrozumiała. Ale to nie oznacza że będę cie słuchać. Jej ciało żądało jego dotyku. Niegrzeczna dziewczynka. Bardzo, bardzo niegrzeczna dziewczynka. On jest tylko głupim aniołem, w ogóle nieciekawą zabawką. Lysander potrzebował minuty by słowa dotarły do niego. - Nie boisz się mnie? – jego skrzydła pokazały się za plecami. - Nie – odpowiedziała, unosząc brwi i próbując z całych sił pokazać, że jest pewna tego – A powinnam? - Tak. Cóż, w takim razie powinien mieć duże, ogniste pazury jak jej ojciec. To była jedyna rzecz której się bała. Gdy była dzieckiem, raz podrapała się o nie, zżerający skórę ogień rozprzestrzeniał się po całym ciele zmuszając ranną osobę do bezradnego wicia się po ziemi w agonii. - Jednak nie boje się. Teraz możesz zacząć uczyć mnie – położyła ręce na jego biodrach patrząc mu w oczy. – Zadałam tobie pytanie, ale nie dostałam odpowiedzi. Dlaczego chcesz aby była taka jak ty? Jego wzrok drgnął nerwowo. - Bo jestem dobry, a ty zła. Jeszcze jeden uśmiech wyrwał się z jej ust. Nachmurzył się zmuszając ją do głośniejszego śmiania się. – Wspaniała robota. Nie będę się przy tobie nudziła. W odpowiedzi bardziej się nachmurzył. - Nie drażnij mnie. To oznacza że zostawię cie tutaj na zawsze i nauczę jak stać się bezgrzeszną. - Boże jakie… - oj przepraszam. Mam na myśli, ależ nie jesteś czarujący? „To oznacza że ja zostawię cie tu na zawsze i będę uczył” – powtórzyła to jego głosem. Na razie nie miała powodu by z nim walczyć. Gdy zdecyduje, że chce odejść udowodni mu w jakim był błędzie. Ale teraz była zainteresowana. Bliskim zawierzała siebie, nie aniołom. Niebiosa nie były na liście miejsc, które chciała odwiedzić. Lysander uniósł podbródek lecz wyraz jego oczu pozostało taki sam.
- Mówię poważnie. - Jestem tego pewna. Ale dowiesz się z czasem że nie robie tego co mi każą. Ja? Bezgrzeszna? Zabawne! - Zobaczymy. Jego pewność siebie mogłaby zasiać w niej zwątpienie, gdyby nie była pewna swoich sił. Jako Harpia może podnieść dom, poruszać się szybciej niż człowiek i z lekkością zbywać niechcianych gości. - Powiedz prawdę- zobaczyłeś mnie i zachciałeś kawałek, mam racje? Przez chwile przerażenie tkwił na jego twarzy. - Nie – ochryple odpowiedział a zatem zakaszlał i powtórzył. - Nie Drań. Dlaczego sama myśl wywołuje u niego takie odrażenie? To ona powinna bardziej do siebie to czuć. On był niebiańskim bóstwem.” Jestem dobry a ty zła”, jak on to powiedział. Tfu. Jego wzrok drgnął znów. - Jesteś niebezpieczna - Wystarczy facet – kochała rabować – i co z tego? Mogła zabijać nawet nie mrugając – znów i co z tego? – Gdzie moja siostra Kaja? Jestem tak samo niebezpieczna jak i ona. Dlaczego nie zamienisz mnie na nią? - Wciąż jest na Alasce, myśli że zostałaś już pochowana pod wodą. Jesteś jedynym moim projektem na dany moment. Projekt? Kanalia. Ale Kaja będzie szukała ją wszędzie. - Wydajesz się być… zaniepokojona? – powiedział, nachylając głowę – Dlaczego? Martwisz się o nią? Taaaa… Typowy dobroczyńca. - Nie zostaje tu na długo – spojrzała przez jego ramie – Czy jest coś do picia? - Nie - Do jedzenia? - Nie? - Do przebrania się? - Nie Kąciki jej ust uniosły się. - Czyli chodzisz nago po domu?
Zaczerwienił się. - Wystarczy. Chcesz mnie skusić, a mi się to nie podoba. - W taki razie było mnie tu nie przyprowadzać. – ej chwila. Przecież nie powiedział dlaczego wybrał ją do tego projektu. – Porozmawiajmy teraz rzeczowo. Potrzebujesz mojej pomocy w czymś? – w końcu była najemnikiem. Jej dewiza: jeżeli jest do nielegalne i niebezpieczne, a płacicie za to dobrze, jestem wasza! – Mam na myśli, że na pewno nie przyprowadziłeś mnie tu, by pozbawić świata od zła, którym jestem. Inaczej razem ze mną sprowadziłbyś tutaj kilka milionów innych złych ludzi Lysander skrzyżował ramiona na piersi. Westchnęła. Znając mężczyzn prawie wiedziała co on odpowie. Cóż dobrze. Mogłaby go wkurzać dopóki jej nie wypuści, ale nie chciała mu tego robić. - Jak się tutaj bawisz? - Zabijam demony. Takich jak ja- dodała sobie w myślach. Ale już powiedział, że nie zabije jej, a ona mu uwierzyła – jak mogła nie uwierzyć? Ten głos… - A więc nie zamierzasz przyczyniać mi bólu, dotykać mnie.. ale chcesz abym została tu na zawsze? - Tak. - Byłabym idiotką gdybym odmówiła – to, jak szczerze powiedziała to było cudem – Weźmiemy ślub i spędzimy noc w objęciach, całując, pieszcząc nasze ciała… - Stój. W tej chwili się zatrzymaj – miał nerwowy tik. Tym razem nie zdążyła ukryć swojego uśmiechu. Był szeroki i nawet dumny. Drgające spojrzenie oznaka gniewu , oczywiście. Ale co zrobić, by ten gniew objawił się zewnętrznie? Co zrobić by go porządnie zdenerwować? - Pokaż mi tu wszystko. – powiedziała – Jeżeli mam tu mieszkać, to musze wiedzieć gdzie jest moja szafa – będzie mogła niechcący otrzeć się o niego… – Mamy kablówkę? - Nie. I nie będę mógł cię oprowadzić. Mam obowiązki. Bardzo ważne obowiązki. - No tak, oczywiście. Moje zadowolenie to twój najważniejszy obowiązek. To musi być bardzo ważne dla ciebie. Skrzypiąc zębami odwrócił się i poszedł precz. - Nie znajdziesz tutaj niczego niebezpiecznego, więc nawet nie próbuj kombinować. – doniósł się jego głos.
No i proszę. Mogła zrobić kłopoty z niczego, na przykład łyżki i wykałaczki. - Jeżeli wyjdziesz rozniosę tu wszystko. Fakt, żadnych mebli nie było… Cisza zamiast odpowiedzi. - Zatęsknię i odlecę. - Powodzenia. No, to jest już coś. - Naprawdę zostawiasz mnie tu? Tak po prostu? – pstryknęła palcami - Tak – odpowiedział, wciąż wychodząc - A co do łóżka do którego obiecałeś mnie przykuć? Gdzie jest? Oj, oj wróciliśmy do milczenia. - Nawet nie powiedziałeś mi jak się nazywasz – zawołała, rozdrażniona. Jak mógł ją odrzucić? Powinien jej pożądać! - Ej? Musze znać imię mężczyzny, z którym zamierzam się kłócić. Nareszcie zatrzymał się. Lecz nadal długo milczał i ona już myślała, że zdecydował się ją zignorować. Ponownie. Ale potem powiedział. - Mam na imię Lysander – i zniknął z pola widzenia.