mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Showalter Gena - Władcy Podziemi 7 rozdz 4 - The Darkest Angel

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :89.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Showalter Gena - Władcy Podziemi 7 rozdz 4 - The Darkest Angel.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 7 z dostępnych 7 stron)

Lysander zostawił Biankę na cały tydzień – drań! – ale nie miała nic przeciwko. Nie tym razem. Miała czym się zająć. Na przykład, wymyślaniem planu, jak zmusić go do okazania swego pożądania. Na tyle silnego, by Lysander żałował, iż przyprowadził ją i zostawił tu. Żałował nawet tego, że istnieje. To, albo jego miłość do niej, mogłoby zmusić go do wypełniania jej zachcianek. Gdyby tak było – co jest w pełni możliwe, biorąc pod uwagę jego gorące pożądanie - poprosiłaby go, żeby odstawił ją do domu i po tym wbiła sztylet prosto w jego serce. Idealnie. Lekko. Według niej, naprawdę proste. By przygotować podłoże dla jego upadku, udekorowała jego dom jak burdel. Czerwony barki czekali na swoją kolej przy każdych drzwiach – na wypadek gdyby Lysander nie chciał zrobić tego na jednym z łóżek, które stały teraz w każdym kącie. Obnażone portrety – jej portrety – wisiały na ścianach. Styl przyjęła od swojej koleżanki Anay, której poszczęściło się stać boginią Anarchii. Jak obiecał Lysander, Bianka mówiła czego pragnie – w granicach rozsądku – i wszystko się pojawiało. Oczywiście, meble i piękne obrazy były w granicach rozsądku. Uśmiechnęła się. Nie mogła doczekać się spotkania z nim i zacząć to. On nie miał żadnych szans. Nie tylko przez jej wspaniałe piersi i pożądanie – ej, nie ma potrzeby zapominać o tym, bo i tak to podejrzewała, że ona była jego pierwszą. To był jego pierwszy pocałunek: wiedziała o tym. Był na początku spięty, niepewny. Niezdecydowany. Nie wiedział gdzie ma podziać ręce. To jednak nie zmniejszyło jej zachwytu. Jego smak był… dekadencki. Grzeszny. Jak czyste niebo, zmieszane z wieczorowym sztormem. I jego ciało, och, jego ciało. Z górą mięśni, które chciała dotknąć. I oblizać. Nie była wymagająca. Jego włosy były aksamitne, miała ochotę zapuścić w nie palce i pozostawić je tam na zawsze. Jego penis był taki długi i duży, mogłaby potrzeć się o niego i sama doprowadzić się do orgazmu. Jego skóra była na tyle ciepła i gładka, że mogłaby przytulić się do niego i po prostu zasnąć. Chociaż spać z mężczyzną było zbyt niebezpieczne dla jej rasy. Tą zasadę przestrzegali wszyscy. Głupia dziewczyna! Aniołowi nie można ufać. Przecież to oczywiste, że on ma jakieś nędzne plany wobec niej – chociaż o tych planach nie powiedział jej jeszcze. Uczyć ją by być takim jak on – większej głupoty jeszcze w życiu nie słyszała! W sumie, jego plany nie są aż tak ważne, przecież niedługo to on będzie zdany na jej łaskę. Niczego więcej jej nie potrzeba. Bianka zrobiła krok do szafy, który dopiero co się i przejrzała ubrania. Głębokie, czerwone, czarne. Koronka, skóra, satyna. Kilka kostiumów: niegrzecznej pielęgniarki, skorumpowany kobiety – policjantki, diabła, anioła. Jaki założyć dzisiaj? Lysander już wiedział, że jest złem. Może powinna wybrać coś bardziej białego i koronkowego. Może narzeczona – dziewica z różkami. O tak. Ma to czego potrzebuje. Roześmiała się nad własnym zamyśleniem. - Lustro poproszę – powiedziała i pojawiło się przed nią wielkie lustro. Ubranie opadało do kostek ale pośrodku było wielkie rozcięcie, które kończyło się na wysokości bioder. Jaka szkoda, że ona nie nosi majteczek. Cienkie paski opadały z tyłu na jej plecy i łączyły się z przodu na piersiach. Jej sutki, różowe i napięte, sterczały jak u modelki „weź mnie teraz”. Zostawiła włosy rozpuszczone, ciemną, aksamitną falą opadały na plecy. Złote oczy błyszczały, policzki były zaróżowione.

Bianka powiodła ręką po dekolcie i uśmiechnęła się. Wzięła prysznic, zmywając cały makijaż. Jeżeli pociągała Lysandra wcześniej – a raczej tak było, sądząc po rozmiarach jego penisa – to nie oprze się i teraz. Ona dosłownie lśniła. Skóra Harpii jawiła się być potężną bronią. Czułą bronią. Jej blask przyciągał mężczyzn, robiąc z nich totalnych głupków. Dotknąć jej – to wszystko, czego chcieli i pragnęli w życiu. I dlatego przedwcześnie się starzeli. W sumie właśnie dlatego Bianka zmyła z siebie makijaż. Dla Lysandra zrobi wyjątek. Zasługuje na to. W końcu przez niego Bianka cierpi. Przez niego cierpią jej siostry. Może. Czy szukała jej Kaja? Martwiła się albo myślała, że to zabawa w której Bianka była pierwsza? Czy opowiedziała siostrom i czy szukają jej teraz, tak jak kiedyś szukali Gwen? Jeżeli podejrzewają, że ją zabrali, to na pewno są przekonane w jej zdolnościach do samodzielnego uwolnienia się. Spokojnie. Lysander był dupkiem. I na pewno prawiczkiem. Zachwycona zatarła ręce. Większość mężczyzn całowała kobiety z którymi spali. I jeżeli to był jego pierwszy pocałunek, to na pewno jeszcze z nikim nie spał. Jej narwanie zmniejszyło się. Powstało pytanie: dlaczego jeszcze z nikim tego nie zrobił? Czy był młodym nieśmiertelnym? Nie znalazł sobie dostojnej pary? Czy aniołowie nie potrzebują seksu? Mało o nich wiedziała. W porządku, w ogóle nic o nich nie wiedziała. Czy uważają seks za rzecz potrzebną? Możliwe. To wytłumaczyłoby dlaczego on nie chciał, by go dotykała. Ok, to oznaczało, że wcześniej Lysander nie odczuwał pociągu seksualnego. Ale jednak reagował na ich pocałunki. Bianka znów zatarła ręce. - Co ty masz na sobie? Albo raczej, czego nie masz? Jej serce zatrzymało się na chwile. Odwróciła się. Jakby w odpowiedzi na jej myśli Lysander stanął w drzwiach. Wokół niego kłębiła się mgła i na chwilę wydawało jej się, że on nie jest niczym więcej, jak tylko jej fantazją. - Więc? – ponaglił ją. W jej marzeniach on nie był surowy. Pragnął jej. Ale… jest tu teraz i to jest rzeczywistość. I w tej rzeczywistości patrzył na jej piersi z otwartymi ustami. Zdziwienie lepsze niż gniew. Bianka uśmiechnęła się nieśmiało. - Podoba ci się ? - zapytała, dotykając dłońmi bioder. Pora zacząć grę. - Ja… ja… Podoba się. Jego głos zmieniał się w zależności od nastroju, więc nie mógł kłamać. - Twoja skóra… zmieniła się. Mam na myśli, że była innego koloru, ale teraz… to… - Zadziwiające – obróciła się wokół własnej osi, a sukienka z szelestem prześlizgnęła się po jej kostkach. – Wiem. - Wiesz? – Przesunął językiem po zębach. Pierwszy raz zobaczyła, jak anioł napina się z gniewu. – Zakryj ją – warknął. W mgnieniu oka biały szlafrok zakrywał ją od szyi aż po pięty. Nachmurzyła się. - Zwróć mi moją togę – szlafrok zniknął zostawiając ją w białej koronce. – Zrób to znowu – powiedziała – a będę chodzić nago. Wiesz, tak jak na tych obrazach. - Obrazach? – ściągając brwi, rozejrzał się. Kiedy zobaczył jeden z obrazów, gdzie Bianka leżała przed dużym, srebrzystym księżycem, wypuścił ze świstem powietrze. Takiej reakcja się spodziewała. - Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko temu, że zmieniła twój obłok w przytulne miłosne gniazdko, by czuć się tu jak w domu. I przy okazji, jeżeli będziesz chciał wszystko cofnąć, to nowy wystrój będzie o wiele bardziej gorszy.

- Co próbujesz ze mną zrobić? – warknął, patrząc na nią. Jego oczy zwęziły się, zacisnął szczękę i usta. Bianka niewinnie zatrzepotała oczami. - Obawiam się, że nie wiem o czym mówisz. - Bianka. To było uprzedzenie, zrozumiała ale nie posłuchała się. - Sądzę, że teraz moja kolej zadawać pytania. A więc, gdzie byłeś gdy porzuciłeś mnie? - To nie twoja sprawa. Czy był mało pobudzony? - Zaraz sprawdźmy, czy to nie moja sprawa. Podeszła do łóżka i położyła się na kraju. Niegrzeczna, bezwstydna dziewczyna, którą się stała, rozsunęła nogi i pozwoliła mu ujrzeć główne życie. - Za każdą odpowiedz na moje pytanie, będę coś zakładać na siebie – zanuciła. – Pasuje? Lysander odwrócił się, tak szybko, żeby nie zdążyła zobaczyć szoku i podniecenia na jego wspaniałej twarzy. - Wypełniałem swój dług. Śledziłem za bramą do piekła. Polowałem i zabijałem uciekinierów demonów. Karałem tych, co zasługiwali na to. Broniłem ludzkość. A teraz przykryj się. - Nie mówiłam dokładnie jakiego ubrania wybiorę, czyż nie? – szybko zlustrowała siebie – Jedną szpilkę, poproszę. Z białej skóry, wysokim obcasem. – Skórzana szpilka zmaterializowała się na jej nodze. Bianka roześmiała się. – Łatwo poszło. - Kłamczucha – mruknął Lysander. – Mogłem się tego domyślić. - Czy ja cię oszukałam? Zadbałeś o szczegóły naszej umowy? Nie, bo potajemnie miałeś nadzieje, że nie będę się chować pod ubraniem. - To nieprawda – powiedział, ale Bianka nie usłyszała szczerości w jego głosie. Ciekawe. Kiedy kłamał albo nie był pewny w swoich słowach, jego głos stawał się normalny, jak u niej. A to mogło oznaczać, że będzie wiedziała kiedy kłamie. Czy może być coś piękniejszego od tego? To będzie o wiele łatwiejsze niż podejrzewała. - Następne pytanie. Czy myślałeś o mnie gdy byłeś nieobecny? Cisza. Szorstka, napięta. Czekanie. Mogła usłyszeć jego oddech. Wdech, wydech, szybko, głęboko. Lysander ciężko oddychał. - Oceniam to jako odpowiedź twierdzącą. – Powiedziała, uśmiechając się. – Ale skoro nie odpowiedziałeś, to nie założę drugiej szpilki. I znów nic nie odpowiedział. Na szczęście nie opuścił jej. - Do przodu i w górę. Aniołom wolno flirtować? - Tak, ale oni rzadko chcą tego – wychrypiał Lysander. A więc miała rację. Pragnienie nie było mu znajome. To, co teraz odczuwa, przyprawia go o obłęd. Możliwe, że właśnie z tego powodu ją porwał. Dlatego, że zobaczył ją i zapragnął, ale nie wiedział jak nazywa się to, co odczuwał. To było prawie… przyjemne. W jakimś stopniu. Ale to oczywiście nie zmieni jej planu. Skusi go – a zatem rozbije jego serce na dwie części. To będzie symbolicznie, chyba. Kolejny żart. Wspaniale dla niej. On niestety tego samego nie odczuje. Nie będzie też kłamać, że bycie jego pierwszą kobietą jej się nie podoba. Żadna nie będzie się z nią równać – ej, poczekajcie. Kosztując ciała, będzie chciał jeszcze. Bianka może uciekać od niego i pociąć na plasterki, ale później i tak powstanie, bo jest nieśmiertelny. Będzie mógł iść do każdej kobiety, do której tylko będzie chciał. Będzie ją całował i dotykał. - Czekam – powiedział.

- Na co? – warknęła. Jej ręce ścisnęły się w pięści, paznokcie wbiły się w dłonie. On może być z kim zechce, jest jej wszystko jedno. Są wrogami. Kto zechce takiego neandertalczyka. Ale na Boga ona będzie w stanie zabić każdą kobietę, która będzie grzać jego łóżko. Na złość. Nie zazdrość. - Odpowiedziałem na twoje pytanie. Teraz musisz przykryć swoje ciało. Majteczki byłyby w sam raz. Westchnęła. - Chciałabym drugą szpilkę, proszę. – Po chwili na drugiej nodze miała już szpilkę. – Wróćmy do interesu. Wróciłeś po to, bym cię pocałowała? - Nie! - Bardzo źle. Chciałabym spróbować cię znów. Dotykać cię. Możliwe, że ty też byś mnie dotykał. Odczuwałam ból gdy mnie zostawiłeś. Musiałam dwa razy doprowadzić się sama do orgazmu, by chociaż trochę sobie ulżyć. Ale nie martw się, myślałam wtedy o tobie. Wyobrażałam sobie, jak oblizuje cie, ssąc wciągam do ust. Mmmm, a nawet… - Wystarczy! – wychrypiał, odwracając się – Wystarczy. Jego oczy, o których kiedyś myślała że są ciemne i emocjonalne, teraz błyszczały jak poranne niebo, pałając intensywnym podnieceniem. Ale zamiast podejść do niej, objąć i przyciągnąć do siebie, Lysander wystawił rękę do przodu, rozstawiając palce. Ognisty miecz pojawił się w powietrzu. Wszystko dookoła zaiskrzyło się żółto-złotym płomieniem. - Wystarczy – zażądał. – Nie chcę sprawiać ci bólu, ale zrobię to, jeżeli dalej będziesz przeciwstawiać się i robić różne głupoty. W jego głosie słychać było szczerość. Wcale nie wystraszona, podziwiała jego działania. Myślałam, że tobie nie podobają się neandertalczycy. Och, zamknij się. Bianka rzuciła się do tyłu, opierając na łokciach. - Lysander lubi ostro pogrywać? Czy mam założyć czarną skórę? O, albo zagrajmy w złego policjanta i nieposłusznego przestępcę! Czy mam odkryć przed tobą swoje ciało? Lysander podszedł do łóżka, jego nogi unieruchomiły jej, tak że kolana okazały się przyciśnięte do jej. Był twardy jak skała. Złoty płomień wijący się wokół miecza odbijał się na jego twarzy, sprawiając że jego aura stała się bardziej przerażająca. Był jak anioł i demon. Mieszanka boga i diabła. Jej skrzydła zatrzepotały, przygotowane do bitwy – nawet przy tym jak jej skóra płonęła z podniecenia w poszukiwaniu zaspokojenia. Mogłaby przemierzyć ten pokój, zanim zdołałby zrobić choć jeden krok. Spokojnie. Bianka z trudem oddychała. Powietrze przypominało lód w jej płucach. Lecz krew wrzała zupełnie jak jego miecz. Taka mieszanka emocji nie była dla niej normalna. - Jesteś gorsza niż sądziłem – zaryczał Lysander. Jeżeli proces pójdzie w tym kierunku co miała nadzieje, to kiedyś Lysander będzie jej za to wdzięczny. Ale ona powiedziała: - Więc odstaw mnie do domu. I już więcej nigdy mnie nie zobaczysz. - I to wyrzuci ciebie z mojej głowy? To powstrzyma pożądanie? Nie, to tylko je zwiększy. Ty będziesz się im oddawać, całować ich tak, jak całowałaś mnie, ocierać się o nich, jak ocierałaś się o mnie, a ja będę chciał zabić ich wszystkich, chociaż nie zrobili nic złego. To dopiero wyznanie! A ona myślała, że to jej krew była gorąca… - Więc weź mnie – ochrypłym głosem zaproponowała Bianka. Przewiodła językiem po wargach. Obserwował jej ruch. – To będzie baaaardzo przyjemne, obiecuję ci. - I mam się dowiedzieć, że jesteś taka mokra i miękka na jaką się wydajesz? Mam spędzić z tobą wieczność w łóżku i być sługą własnego ciała? Nie, to tylko zwiększy potrzebę.

Och, aniele. Nie powinieneś się do tego przyznawać. Sługa własnego ciała? Jeżeli to jest to, czego się boi, to on jej nie zechce. Lysander wziął głęboki wydech. Z trudem. A teraz, kiedy ona już wie, jak bardzo jej pragnie… - Jeżeli chcesz mnie zabić – powiedziała, robiąc kółka palcem wokół pępka – to zabij mnie z przyjemnością. Lysander przestał oddychać. Bianka usiadła, skracając między nimi odległość. On wciąż jeszcze nie uderzył. Bianka oparła dłonie o jego pierś. Lysander zamknął oczy, jak gdyby samo patrzenie na nią przez rzęsy to było już zbyt wiele. - Zdradzę ci mały sekret – wyszeptała Bianka. – Jestem o wiele bardziej wilgotna i miękka niż ci się wydaje. Czy to było stęknięcie? Jeżeli tak, to czyje? Jego? Czy może jej? Dotykanie go było tym samym, co dotykanie siebie. Ta siła w jej rękach upajała. Świadomość, że ten wojownik pragnie jej – tylko jej i nikogo innego – była wspaniała. Świadomość tego, że ona była jego pierwszą działało na niego z taką siłą, napominało to afrodyzjak. - Bianka. O, tak. Stęknięcie. - Ale jeżeli tego nie chcesz, możemy po prostu poleżeć razem. – Powiedział pająk muszce. – Nie będziemy dotykać się. Nie będziemy się całować. Będziemy leżeć obok siebie i myśleć o rzeczach, które nam się w sobie nie podobają i możliwe, że uda nam się wtedy wyrobić immunitet. I może powstrzymamy pragnienie, by dotykać się i całować. Jeszcze nigdy w życiu Bianka nie mówiła podobnych bzdur, nie licząc kilku oszustw w przeciągu stulecia. Część jej oczekiwała, aż zaraz nazwie ją kłamczuchą. Druga część czekała, że Lysander uchwyci się tej głupiej propozycji jak koła ratunkowego. Wykorzysta to jako propozycję, by w końcu zrozumieć czego on chce. Ponieważ jeżeli zrobi to, będzie po prostu leżeć obok niej, sama pokusa przywiedzie do drugiego. Nie będzie myślał o tym co mu się w niej nie podoba – będzie myślał co można zrobić z jej ciałem. Będzie czuł jej ciepło, zapach jej podniecenia. Będzie chciał – potrzebował więcej. A ona będzie obok, by dać mu to wszystko. Ścisnęła kawałek jego szaty i ostrożnie pociągnęła do siebie. - Wystarczy spróbować, czyż nie? Wszystko, by zatrzymać to nieporozumienie. Prawie stykali się nosami. Jego oddech muskał jej twarz, a spojrzenie padło na jej usta. Bianka odchyliła się do tyłu. Obserwował ją, nie podejmując prób sprzeciwu. - Chcesz wiedzieć, jaka jedna rzecz nie podoba mi się w tobie? – zapytała cicho Bianka. – Wiesz, że trzeba nam pomagać. Lysander kiwnął głową, tak jakby nie potrafił mówić. Bianka zadecydowała się ukarać go trochę szybciej, niż myślała. Wyglądało na to, że był już gotów na więcej. - Ty nade mną – Jeszcze trochę i się zgodzi. Jeszcze trochę… - Ciekawe jak to by było, gdybyś czuł mnie tak blisko siebie. - Lysander – zawołał nagle nieznajomy kobiecy głos. – Jesteś tu? Co do diabła? Bianka nachmurzyła się. - Zignoruj ją – powiedziała. – Masz ważniejszą sprawę. Niech ją szlag, kimkolwiek jest! Jego twarz rozjaśniła się jak rozżarzona stal. - Ani słowa więcej – warknął. – Próbowałaś zmusić mnie bym położył się z tobą w łóżku. Nie sądzę, że chciałaś obrzydzić mnie sobą. Myślę, że chciałaś… - niski ryk wyrwał się z jego

gardła. – Nigdy nie próbuj więcej tego robić. A jeżeli zrobisz, to oddzielę twoją głowę od reszty ciała. Więc ta walka właśnie się zakończyła. Ale zamiast poddać się, Bianka spróbowała znaleźć inną strategię. - Zamierzasz mnie znowu opuścić? Tchórz! No dawaj, idź. Zostaw mnie tu bezbronną i samotną. Ale wiesz co? Kiedy tęsknię, dzieją się złe rzeczy. Następnym razem kiedy się pojawisz, sama się na ciebie rzucę. Moje ręce będą wszędzie. I wtedy nie będziesz mógł się ode mnie oderwać! - Lysander! – zawołała ponownie kobieta. Zgrzytnął zębami. - Wracaj na swój obłok – kiwnął przez ramię. – Spotkamy się tam. ON zamierzał spotkać się z inną kobietą? Na jej obłoku? We dwójkę, sami? O cholera, nie. Nie po to Bianka doprowadzała go do szaleństwa, by ktoś inny zebrał teraz owoce jej pracy. Jednak zanim zdążyła mu to powiedzieć, Lysander przemówił: - Daj Biance wszystko, czego zechce – powiedział do obłoku. – Wszystko, prócz swobody i tych…. Kostiumów. – Popatrzył na nią. – To powinno zmniejszyć tęsknotę. Ale zgodzę się na to tylko pod jednym warunkiem. Że przyrzekniesz trzymać ręce przy sobie. Wszystko czego zechce? Nie pozwoliła sobie na uśmiech. Zgubiła się w świecie tej wygranej. - Zrobione. - A zatem niech tak będzie – powiedział, a potem wyszedł z pokoju. Jego skrzydła rozprostowały się w zdenerwowaniu. Zniknął, zanim Bianka mogłaby za nim podążyć. Nie to, żeby tego potrzebowała. Nie teraz. Nie przyszło mu do głowy, że dopiero co ubezpieczył swoją przegraną. Wszystko czego ona zapragnie, powiedział. Bianka zaśmiała się. Nie musiała go dotykać albo specjalnie się ubierać by wygrać w ich następnej bitwie. Potrzebuje tylko to by tu wrócił. Ponieważ stanie się jej więźniem.