RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 8888
Pierwszą rzeczą, którą Bianka zrobiła była kąpiel, ubranie się i zjedzenie całego
opakowania chipsów – które ukradła. Później przez jakieś półgodziny słuchała iPoda i
zdrzemnęła się w swojej piwnicy. Po jakimś czasie zadzwoniła do Kai. Nie to, żeby bała się
do niej zadzwonić, albo coś w tym stylu. Wszystkie te procedury były konieczne. Naprawdę.
Ponadto, było mało prawdopodobne żeby Kaia się o nią martwiła. Parys na pewno zdążył jej
już wszystko opowiedzieć. Bianka nie chciała rozmawiać na temat Lysandra. Myślenie o nim
jako o chaosie wywoływało w niej licze emocje ogarniające na równi jej ciało, myśli i zdrowy
rozsądek.
Po czasie, który z nim spędziła już teraz chciała wtulić się jego ramiona, kochać go, spać przy
nim. Ale to było nie do przyjęcia.
Jej siostra podniosła słuchawkę od razu i Bianka odezwała się:
- Nie musisz urządzać dla mnie przyjęcia powitalnego. Nie było mnie aż tak długo.
Nie pytaj mnie o anioła.. Nie pytaj mnie o anioła.
- Bianka? – nieufnie zapytała siostra.
- Czy o tej porze czekałaś na telefon od kogoś innego?
Na Alasce była szósta rano. Przez Gwen i Sabina podróżowała z jednego miejsca do
drugiego i doskonale wiedziała, że w Budapeszcie jest teraz trzecia w nocy.
- Tak – odpowiedziała Kaia – Czekałam.
Naprawdę?
- Od kogo?
- Sporo ludzi. Gwen, która zupełnie zwariowała. Sabin, który robi wszystko by ją uspokoić,
chociaż nie podoba mu się sposób w jaki ja to robie. – bełkotała jakby Bianka w ogóle nie
została porwana i nawet się o nią nie martwiła. Pewnie pomyślała, że Bianka wzięła sobie
urlop od swoich obowiązków, ale czy nie mogłaby być choć trochę zmartwiona? – Anya,
która uświadomiła sobie, że też mogłaby mieć ślub. Tylko by był bardziej ekstrawagancki i
luksusowy niż u Gwen. William, który chce się ze mną przespać i nie wiem, co z tym zrobić.
Jest zupełnie nie w moim typie. Czy mam kontynuować?
- Tak
- Zamknij się.
Wyobrażała sobie, że Kaia siedzi teraz na drzewie przyciskając telefon do ucha, uśmiechając
się przy tym i starając nie spaść.
- Gdy mnie nie było i moje życie znajdowało się w niebezpieczeństwie ty sobie spokojnie
spałaś? Jaka z ciebie kochająca siostra.
- Polecam się na przyszłość. Wzięłaś sobie wolne i obie o tym wiemy. Nie musisz opowiadać
o ciężkim życiu. A w ogóle to miałam dziś… dość ekscytujący dzień.
- Kto się o to postarał? – zapytała sucho. Dopiero twa tygodnie minęły od ich ostatniego
spotkania, a już czuła falę nostalgii przeszywającą przez jej ciało. Kochała tą dziewuchę
bardziej niż siebie. A to dużo dla niej znaczyło!
Kaia uśmiechnęła się.
- Bardziej... przez kogo. Właśnie dwaj władcy demonów walczą o mnie. Ale później i tak
zadowolę ich obydwu. A najgorsze jest to, że ta walka toczy się już przez dłuższy czas.
- Idioci.
- Wiem. Czy zauważyłaś, że Gwen zmieniła się w pannę młodą z piekła rodem? Oni boją się,
że zacznę zachowywać się jak ona…
- Panna młoda z piekłem rodem? Jak to?
- Jej suknia nie leżała na niej dobrze. Jej podwiązki nie były w odpowiednim kolorze. Nikt nie
miał kwiatków, jakie chciała. Bla, bla, bla.
To nie było podobne do spokojnej Gwen.
- Zagadaj ją. Powiedz, że zostałam schwytana przez Łowców, którzy zrobili mi tatuaże na
rękach, jak u Gideona.
Gideon, strażnik demona kłamstw. Seksownego wojownika, który farbował włosy pod
kolor oczu, czyli na niebiesko i miał bardzo dobre poczucie humoru.
Myśl aby go poderwać, ku jej zdziwieniu, nie przyniosła jej satysfakcji. Cholerny
anioł. Nie myśl o nim.
- On nawet nie martwiłby się gdybyś została rozerwana na małe kawałeczki. Jesteś za bardzo
podobna do mnie i prawdopodobnie dostaniemy to, na co zasłużyłyśmy – powiedziała Kaia –
Tracę przez ciebie zmysły! Do tego na szczycie mojej paskudnej listy, jest to, że całkowicie
zapomniałam o naszej grze „ Rozbij się o skałę”. W każdym razie, czemu zdecydowałaś się
sama uratować? Mówię ci, większą szanse na przeżycie masz na tej chmurce niż tutaj z
Gwen.
- Wspaniała myśl. Schować się na chmurce gdzie nie mogłabym dostać się do ciebie. Mam
rację, prawda?
- Czy to jest aż takie okropne? Zostać porwaną prze seksownego anioła?
Zdezorientowana przeczesała palcami włosy wyobrażając sobie przy tym wspaniałą
twarz Lysandra. Pożądanie które wzbudzał w niej, gdy go ssała było takie cudowne. Ej,
miałaś nie myśleć o nim, pamiętasz?
- Tak. To było okropne. – Przerażająco piękne.
- Zaprosiłaś go na ślub?
Te słowa powinny wywołać u niej atak śmiechu, przyjmując to za głupi żart, ale zanim
się zorientowała krzyknęła „Nie!”. Co to za Harpia, która spotyka się z aniołem? Nie do
pomyślenia!
Zresztą pozwolić, aby Władcy Demonów opętały niebiańskiego wojownika byłoby
zbyt głupie. Nie to, żeby bała się o Lysandra. Facet bez problemu poradzi sobie sam.
Dowodem na to jest choćby sposób w jaki materializuje swój ognisty miecz. Ale jeżeli coś się
stanie z ukochanym Gwen, Sabinem, coś w rodzaju ścinania głów, przyjęcie byłoby trochę
niewypałem.
- Ale ja tam będę – powiedziała nieco spokojniejszym głosem – Bo chyba wypadałoby
przyjść. Przecież jestem jej siostrą i tym podobne.
- O cholera nie! To ja, pamiętasz?
Powoli uśmiechnęła się.
- Mówiłaś wcześniej, że wolisz wpaść pod autobus niż być druhną.
- Tak, ale chciałabym zagrać bardziej właściwą rolę niż ty, tak więc… jestem tu, w
Budapeszcie, i chcę pomóc w przygotowaniach do uroczystości Gwen. Tylko że ona się ze
mną nie zgadza. Uważasz, że zabije mnie, gdy zaproponuję, że przyjdę na ślub nago?
Harpia roześmiała się.
- No cóż, mogę przyjść razem z tobą nago - powiedziała Bianka - To na pewno odświeży
nieco całą uroczystość.
- Wspaniale!
Nastąpiła pauza.
Kaia westchnęła.
- Wszystko w porządku?- spytała, a w jej głosie było słychać niepokój.
- Tak- bo tak było. Albo będzie. Miała taką nadzieję. Wszystko co musi zrobić to wymyśleć w
jaki sposób obejść się z Lysandrem. Nie próbował jej zatrzymać. Ale odejść od niej też nie
potrafił. Oczywiście, odepchnęła go. Ale gość mógłby przynajmniej walczyć o jej uwagę po
tym, co zrobiła dla niego.
- Zamierzasz zemścić się na nim, za to, że cię porwał, prawda? A właściwie o czym ja gadam.
Oczywiście, że zamierzasz. Jeżeli poczekasz, to po weselu będę mogła ci pomóc. Proszę,
proszę, pozwól mi pomóc. Mam kilka pomysłów i myślę, że ci się spodobają. Co sądzisz o
tym: północ, twój anioł przywiązany do łóżka, a my odrywamy mu skrzydła?
Miło. Ale czy przypadkiem Lysander tego nie słyszy? Sama myśl o tym spowodowała,
że jej ciało rozpaliło się.
- Wszystko zrobię sama.
- Poczekaj, czy ty…? - Kaia głęboko westchnęła - Nie możesz tego zrobić. On cię porwał.
Przetrzymywał w niewoli. Tak, walczył w ropie z Parysem – jaka szkoda, że musiało mnie to
ominąć… ale to nie usprawiedliwia jego zachowania. Jeżeli pozwolisz mu pozostać
bezkarnym, to będzie myślał, że to jest w porządku. Będzie uważał cię za słabą. I przyjdzie
znowu.
Tak. Tak, zrobi to pomyślała nagle, próbując przy tym się nie uśmiechać.
- Nie, nie dojdzie do tego - skłamała. Lysander, kochaniutki słyszałeś to?
- Bianka powiedz, że nie jesteś w nim zakochana. Powiedz, że nie chcesz tego anioła.
Uśmiech zniknął. Akurat taki typu pytań starała się unikać.
- Nie chce go - kolejne kłamstwo.
Pauza.
- Nie wierzę ci.
- Szkoda.
- Ojciec Gwen był aniołem, a jej matka wciąż żałuje, że spała z nim przez te wszystkie lata.
Oni są wspaniali. Za bardzo… różnią się od nas. Anioły i Harpie nie mogą być razem.
Powiedz, że mnie rozumiesz.
- Oczywiście, że tak. A teraz muszę iść. Kocham cie, do zobaczenia - odpowiedziała i
odłożyła szybko słuchawkę zanim Kaia zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Mimo uczucia, który budził w niej Lysander, Bianka nie zamierzała mu nic robić.
Przebywając u niego w domu pozostawała na przegranej pozycji. I jeżeli teraz go tu nie ma,
to oznacza, że musi go zwabić za wszelką cenę.
Kazała mu zostawić się w spokoju, pomyślała i to może stanowić problem. Chociaż…
Z krzykiem zerwała się i obróciła. To nie będzie problemem. Mówiąc mu by trzymał
się od niej z daleka, bez wątpienia stała się dla niego zakazanym owocem. Oczywiście, że
teraz tu był i ją obserwował.
Mężczyźni nigdy nie robią tego, co im się każe. Nawet anioły.
Proste.
Co więcej, częściowo pozwoliła mu zrozumieć, jak to jest być z nią. On pragnął
kontynuacji. Ponadto, nie pozwoliła mu doprowadzić się do orgazmu. Jego duma nie
pozostawi jej niezaspokojonej w tym stanie na długo, biorąc pod uwagę, że anioł będzie
wtedy usatysfakcjonowany.
Jeżeli pozostawi ją w tym stanie to od tej chwili przestanie być dla niej już odważnym
wojownikiem.
Ile czasu minie zanim pokaże się przed nią? Nie widzieli się zaledwie pół dnia, a ona
już za nim tęskni.
Tęskni. Och. Nigdy do tej pory nie tęskniła za mężczyzną. Szczególnie za tym, który
chce ją zmienić. Który gardzi tym, kim jest. Który może być wyłącznie jej wrogiem.
Powinnaś go unikać. Jednak chcesz spać w jego ramionach. Broniłaś go podczas
walki z Parysem. Wkurzył cie, ale nie zabiłaś go. A teraz tęsknisz za nim? Wiesz, co to
oznacza?
Jej oczy rozszerzyły się, poczuła przeszywające podniecenie. Bogowie. Powinna
zrozumieć… przynajmniej podejrzewać. Szczególnie gdy chroniła go, broniła.
Lysander, ten chodząc dobroczyńca, był jej małżonkiem.
Nagle straciła władzę w kolanach i wylądowała na tyłku. Przez cały ten czas nie
podejrzewała, że w końcu go znajdzie. Czasami w nocy marzyła o znalezieniu ukochanego,
ale nigdy nie przypuszczałaby, że kiedyś stanie się to naprawdę.
Jej małżonek. Wooow.
Jej rodzina będzie przerażona. Nie dlatego, że Lysander ją porwał, bo akurat do tego
odniosą się z szacunkiem, ale tym kim jest dla niej. Co więcej, nie ufa Lysandrowi, nikomu
nie zaufa i dlatego spać z nim nie będzie.
Ale na sex mogłaby pozwolić. Dosyć często. Tak, tak – to by jej odpowiadało,
pomyślała. Mogłaby zwabić go na mroczną stronę, nie pozwalając, by rodzina dowiedziała
się, że spędza z nim czas. To miało zapobiec jego śmierci!
Zdecydowana kiwnęła. Lysander będzie należał wyłącznie do niej. Potajemnie. Jeżeli
rzeczywiście obserwuje ją, jak podejrzewała, istnieje tylko jeden sposób by się ujawnił.
Ubrała się w czerwony koronkowy top i wąskie jeansy. Po chwili udała się do miasta.
Samochód kupiła tylko dlatego, że pozwalało jej to wyglądać jak człowiek. Wydawał ją tylko
sposób w jaki się poruszała. Zimne powietrze chłodziło ją ale jej to nie przeszkadzało.
Zaparkowała przed The Moose Lodge, miejscowym lokalem i skierowała się do
wejścia. Ponieważ było jeszcze za wcześnie i chłodno i nikogo nie było. Kilka latarni
oświecało ją. Otworzyła drzwi kluczem, który ukradła właścicielowi kilka miesięcy temu i
wyłączyła alarm.
W środku znalazła ulubione orzechowe ciasto, złapała widelec i usiadła przy stoliku.
Robiła to już tysiąc razy.
Wychodź, wychodź gdziekolwiek się znajdujesz. Przecież nie zostawi jej na drodze zła.
Prawda? Chciałaby móc go wyczuwać, chociaż w najmniejszym stopniu. Lysander pachniał
jak dzikie nocne niebo. Biorąc głęboki wdech, wyczuła tylko ciasto i cukier. Nawet nie
poczuła gdy złapał ją podczas upadku więc mało prawdopodobne by wyczuła go teraz.
Ciasto zostało zjedzone, talerz wylizany a widelec wyrzucony na bok więc wzięła
puszkę Dr Pepper. Harpia wrzuciła kilka monet do starego automatu, a po chwili fala echa
muzyki odbijała się od ścian. Bianka weszła na scenę, poruszając przy tym biodrami,
wyginając się i tańcząc wokół poręczy całym ciałem.
W tym momencie wyobrażała sobie, jak gorące dłonie anioła zastępują jej, badają jej
piersi, brzuch. Jak aksamitne skrzydła owijają ją zakrywając przy tym każdy centymetr jej
ciała. Uspokoiła się, ale serce wciąż gwałtownie biła w jej piersi. A więc… co ma zrobić? Jak
ona…?
Poczucie bliskości i bezpieczeństwa zniknęło.
Do diabła z nim!
Zgrzytając zębami, nie wiedząc co zrobić wyszła z lokalu tą samą drogą co weszła.
Drzwi zatrzasnęły się za nią.
- Musisz zamknąć za sobą.
Był tutaj i obserwował. Wiedziała! Starając się nie uśmiechać odwróciła się twarzą do
Lysandra. Na jego widok zaparło jej dech w piersi. Był taki przystojny. Jego jasne włosy
trzepotały na wietrze, a płatki śniegu latały wokół. Jego złote skrzydła były rozłożone i
błyszczące. A czarne oczy nie były już tak puste, jak wtedy gdy spotkała go po raz pierwszy.
Były jak ocean bez dna, takie same miał, gdy odchodziła.
- Mówiłam ci byś się trzymał ode mnie z daleka - powiedziała, robiąc wszystko by wyglądać
na obojętną.
Nachmurzył się.
- Kazałem ci zachowywać się dobrze. A ty już kradniesz ciasto.
- Czego chcesz ode mnie? Mam go zwrócić?
- Nie bądź niemiła. Chcę byś zapłaciła za niego.
- Kiedy to zrobię, zacznę płakać - skrzyżowała ręce na piersi. Zmniejsz odległość między
nami. Pocałuj mnie - To popsuje mój wizerunek, więc niestety muszę odmówić.
On też stał mając skrzyżowane ręce.
- Przecież możesz zapracować na jedzenie.
- Tak, ale to nie jest już takie zabawne.
Minuta ciszy. A za chwilę:
- Czy ty w ogóle masz pojęcie o moralności? – syknął.
- Nie - O seksualnej granicy też. Więc daj mi już ten cholerny pocałunek. - Nie mam.
Jego szczęka opadła, zniknął rozczarowany.
Ręce Bianki opadły, rozejrzała się zdumiona. Odszedł? Jak to? Nawet nie dotknąwszy
jej? Nie dając jej pocałunku? Drań! Skierowała się do swojego samochodu.
Lysander obserwował gdy Bianka odjeżdżała. Był twardy jak skała, jak wtedy, gdy
harpia chodziła nago po kąpieli. Był nią rozczarowany. Dlaczego nie może być aniołem?
Dlaczego nie stroni się od grzechu? Dlaczego ona?
I dlaczego wciąż kradnąc i kłamiąc nadal go przyciąga?
Ponieważ to było koleją rzeczy, pomyślał, która trwała już od niepamiętnych czasów.
Pokusa by prześlizgnąć się przez zabezpieczenia, zmieniając go – sprawiając, by stał się tym
kim nie powinien być.
Musi położyć temu kres tego szaleństwa. Nie mógł jej zabić, już to sobie udowodnił.
A co jeśli będzie mógł to zmienić? Nie próbował wcześniej i możliwe, że to zadziała. Gdyby
przyjęła jego drogę, wtedy mogliby być razem. Mógłby być z nią. Dowiedzieć się więcej o jej
pocałunkach, dotykać ją.
Tak, pomyślał anioł. Tak. Pomoże jej stać się kobietą z której będzie dumny. Kobietą,
która nie będzie przyczyną jego upadku.
RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 9999
Ponieważ Lysander nigdy nie miał….dziewczyny, zupełnie nie miał pojęcia od czego
zacząć. Wiedział, jak szkolić swoich żołnierzy. Bez emocji, utrzymując dystans i oraz nie
wnosząc nic osobistego. Jego żołnierze chcieli się u niego szkolić. Słuchali uważnie każdego
jego słowa. A Bianka będzie sprzeciwiała się na każdym kroku. To wiedział na pewno.
Pierwszego dnia obserwował nie ujawniając się. Planując.
Ona oczywiście kradła jedzenie - nawet drobną przekąskę, za dużo wypiła w barze, z
mężczyzną którego prawdopodobnie nawet nie znała tańczyła zbyt odważnie a potem złamała
mu nos, kiedy ten dotknął jej tyłka. Lysander ledwie się powstrzymał od ukazania się i
złamania karku temu kretynowi. Gdy przyszła pora snu, Bianka przechadzała się po pokoju
przeklinając go pod nosem. Ani minuty nie spędziła na odpoczynku.
Jakże piękna była: ciemne włosy, które spływały po plecach, czerwone usta. Jej skóra
świeciła się jak tęcza w świetle księżyca. Tak bardzo chciał jej dotknąć, owinąć swoimi
skrzydłami, nasycając się nią.
Niedługo, obiecał sobie.
Harpia pozwoliła mu skończyć, ale on nie zrobił tego samego dla niej. Im więcej o
tym myślał – co robił przez większość czasu – tym bardziej nie mógł usiedzieć na miejscu. Im
więcej myślał o tym, tym bardziej był zakłopotany.
Nie wiedział w jaki sposób ma ją dotykać, w jaki sposób zadowolić, chciał spróbować,
nauczyć się. Ale najpierw musi ją zmienić, jak wcześniej sobie zaplanował. „Tylko jak?” –
znów zapytał siebie. Wydawało się, że Bianka lubiła gdy całował jej piersi, a to przepełniało
go dumą. Lysander nigdy nie nagradzał swoich żołnierzy za dobrą robotę, ale możliwe, że
będzie wiedział jak zrobić to dla Bianki. Nagroda w formie pocałunku za każdym razem, gdy
będzie się dobrze zachowywała.
Propozycja nie do odrzucenia. Miał nadzieje.
Na drugi dzień Bianka poszła do sklepu z ubraniami i po chwili gdy schowała do
torebki chustę, Lysander zmaterializował się przed nią gotowy rozpocząć swój plan.
Bianka spokojnie uniosła wzrok i spojrzała na niego. Zamiast topuścić głowę i mieć
wyrzuty sumienia, harpia uśmiechnęła się ironicznie:
- Cóż za spotkanie.
- Odłóż to na miejsce – rozkazał – Aby przetrwać, nie trzeba koniecznie kraść ubrań.
Bianka skrzyżowała ręce na piersi, gest uporu, który tak dobrze znał.
- Tak, ale przecież to jest zabawne.
Stojąc niedaleko kobieta dziwnie spojrzała na Biankę, po chwili zapytała:
- Przepraszam czy mogę w czymś pomóc?
Bianka odwróciła się do niej.
- Nie, dziękuję.
- Ona mnie nie widzi – wyjaśnił Lysander – Tylko ty możesz mnie zobaczyć.
- Więc rozmawiając teraz z tobą wyglądam na wariatkę?
Kiwnął.
Harpia roześmiała się, zadziwiając go tym. I chociaż nic śmiesznego w tym nie było (a
jej śmiech nie był na miejscu), lubił sposób, w jaki się śmiała. Miał w sobie coś magicznego,
jak harfa akord. Uwielbiał obserwować jak radość łagodzi jej rysy i rozpala wspaniałą skórę.
Muszę ją dotknąć, pomyślał nagle przerażony. Zrobił krok w jej stronę z tym zamiarem. Musi
poczuć miękkość jej skóry. I przy tym będzie mógł zrozumieć urok nagrody, którą miał
zaproponować.
Harpia przełknęła.
- Cco ty…?
- Jest pani pewna, że nie potrzebuje pani pomocy? – jeszcze raz zapytała kobieta, zwracając
na siebie uwagę.
Bianka stała w miejscu, drżąc i patrząc na nią wściekle.
- Jestem pewna. A teraz zamknij się zanim zaszyję ci tę gębę.
Kobieta cofnęła się, zbladła i pobiegła, by pomóc innemu klientowi.
Lysander zamarł.
- Możesz kontynuować – powiedziała do niego.
Jak mógł nagrodzić ją za takie zachowanie? To będzie sprzeczne z jego celem.
- Nie obchodzi cię to, co pomyślą o tobie ludzie? – zapytał, pochylając głowę.
Jej oczy zwęziły się, a ciało przestało drżeć.
- A po co? Za kilka lat ci ludzie będą martwi, a ja wciąż zdrowa i żywa – gdy mówiła, jeszcze
jedna chusta zniknęła w jej torbie.
Teraz po prostu się z nim drażniła.
-Odłóż to na miejscu, a wtedy cię pocałuje – syknął.
- Co?
Znowu zaczęła się jąkać. Lysander delikatnie ją dotknął.
- Słyszałaś.
Nie będzie się powtarzał. I tak powiedział wytaczająco wyraźnie to, czego chciał –
połączyć ich usta, wsunąć język do jej ust i smakować ją. Słuchać jej jęków. Czuć jej ciało.
- Chcesz mnie pocałować? – wychrypiała.
Chętnie. Rozpaczliwie. Pokiwał głową.
- Bo
- Dlaczego?
- Po prostu odłóż chusty – i zacznijmy się całować.
Uniosła brew.
- Chcesz mnie przekupić? Wiedz, że ten trick ze mną nie przejdzie.
Zamiast tego odpowiedzieć i skłamać, przemilczał, a w powietrzu rozlała się fala
stresu. Krew…żar.
Patrząc na niego wyciągnęła rękę biorąc pasek i wrzucając go do torebki.
- Co zrobisz teraz? Będziesz robił mi wyrzuty? Jakie to straszne. Ale bezużyteczne.
Ogień przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, wybuchając kolcami gniewu. Zmniejszył
odległość między nimi, tak, że jej oddech muskał teraz jego szyje i klatkę piersiową.
- Oczywiście, wszystko co mówię i robię to kłamstwo. Myślałam, że wiesz o tym.
Więc chciała go… czy nie? Dwa dni temu powiedziała swojej siostrze Kai, że nie
chciałaby mieć z nim nic do czynienia. Wtedy pomyślał, że mówi to specjalnie Kai. Teraz nie
był już pewien.
- Możesz mnie toszukiwać – powiedział. Przynajmniej miał taką nadzieje. Kto by mógł
pomyśleć, że to kłamstwo go uszczęśliwi.
Podniecenie ujawniło się w jej oczach i przeszło przez ciało. Pogłaskała go po
policzku, a następnie położyła rękę na jego pierś.
- Uczysz się, aniele.
Odetchnął. Taka gorąca. Taka miękka.
- Mam propozycję dla ciebie. Ukradnij coś z tego sklepu, a wtedy ja ciebie pocałuję.
Poczekaj. Jej słowa wypowiedziane minutę temu, przemknęły przez jego umysł.
Uczysz się aniele. Uczył się?
- Nie – wychrypiał – Nie będzie robił takich rzeczy. Nawet dla niej. - Ci ludzie potrzebują
pieniędzy. Nie obchodzi cię to?
Przez chwilę na jej twarzy było widać zamyślenie.
- Nie – odpowiedziała
Jeszcze jedno kłamstwo? Możliwe.
- Po co kradniesz tego typu rzeczy?
- Tak sobie – odpowiedziała wzruszając ramionami.
Krew…żar…znowu.
- Obawiam się, że Pani będzie musiała pojechać z nami.
Z niespodziewaną inwazją oboje zamarli. Bianka odeszła od niego i razem spojrzeli na
policjanta.
Bianka nachmurzyła się.
- Czy nie widziecie, że rozmawiam?
- Dla mnie pani może teraz rozmawiać nawet z samym Bogiem– mroczny oficer założył jej
kajdanki – Pojedzie pani ze mną.
- Ja tak nie sądzę. Lysander - zawołała, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony.
Jego instynkt walczył, by ją ratować. Chciał by była bezpieczna i szczęśliwa, ale tak
będzie dla niej najlepiej.
- Mówiłem ci, byś to odłożyła.
Opadła jej szczęka, a oficer ją zabrał. O ile Lysander się nie pomylił to zauważył w jej
oczach dumę.
Aresztowana za kradzież w sklepie, pomyślała Bianka z obrzydzeniem. Znów. Już
trzeci raz w tym roku. Lysander stał za plecami policjanta gdy ten przeszukiwał torebkę. W
milczeniu. Jego dezaprobata mówiła wiele.
Co dziwne, ale nie wkurzyła się. Lysander stał na swoim miejscu, a ona go
podziwiała. Przejęta tym. To będzie nie tak łatwa wygrana, jak myślała na początku. Oprócz
tego, po raz pierwszy od początku ich znajomości to on pierwszy zaproponował pocałunek.
Chętny by się całować.
Ale tylko wtedy, gdy zwróci skradzione rzeczy, przypomniała sobie. Nie trzeba być
geniuszem by zrozumieć, że chce ją zmienić. Przerobić na własną modłę.
To było dokładnie to, co ona chciała zrobić z nim. A to oznacza, że anioł pragnie jej
tak samo, jak ona jego.
To również oznaczało, że teraz musi zmienić plan gry. Sześć godzin spędzonych za
kratkami dały jej czas do namysłu. Sformułowanie strategii.
Gwizdała pod nosem, gdy wychodziła z aresztu schodząc po schodach. Lysander w
końcu zapłacił kaucję, ale nie został by pogadać. I nie trzeba. Wiedziała, że jest teraz z nią.
W domu, biorąc prysznic, świadomie stała długo pod gorącą wodą, powolnymi
ruchami namydlała się, pieściła swoje piersi i bawiła się loczkami znajdującymi między jej
nogami. Niestety, anioł się nie pojawił. Nie ważne.
Gdy prysznic nie przemówił do niego, przeczytała kilka fragmentów ze swojego
ulubionego romansu. Po jakimś czasie zajęła się upiększaniem diamencikami swojego pępka,
założyła obcisłą spódnice, wysokie buty do kolan i pojechała do najbliższego klubu ze
striptizem.
- Zostało mi tylko kilka dni. Potem pojadę na ślub do Gwen na który TY nie jesteś
zaproszony. Słyszysz mnie? Spróbuj tylko się zjawić a wtedy zmienię twoje życie w piekło.
Jeżeli chcesz przyjść do mnie to zrób to teraaz - powiedziała, a po chwili wyszła z
samochodu.
Znowu się nie pojawił.
Omal nie zakrzyczała z frustracji. Jak na razie jej strategia nie przynosiła korzyści.
Czym on się zajmuje?
Noc była zimna, a w klubie było gorąco i duszno a wszystkie miejsca były
pozajmowane przez facetów. Na scenie rudy – pewnie farbowany – obracał się wokół rurki.
Światło było szare, a w powietrzu unosił się dym.
- Będziesz tańczyła, kochanie? – zapytał ktoś Biankę.
- Nie. Mam ważniejsze sprawy.
Przywłaszczyła sobie cudzy portfel, ukradła piwo z baru i usadowiła się w kącie za
stolikiem.
- Ciesz się – szepnęła do Lysandra, podnosząc toast na jego sześć.
- Nie masz wstydu? – zaryczał nagle Lysander.
Nareszcie! Każdy mięsień jej ciała rozluźnił się, a krew zawrzała. Ale nie odwróciła
się do niego. Wtedy zobaczyłby triumf w jej oczach.
- Masz wystarczająco wstydu za nas oboje.
Parsknął.
- To nie wygląda mi na ważne sprawy.
- Nieprawdaż?Cóż, zrelaksujmy się. Chcesz taniec na kolanach?- uniosła kradzione pieniądze
- Jestem pewna, że ten rudy na scenie chętnie by się o ciebie poobcierał.
Jego duże dłonie spoczęły na jej ramionach i mocno ścisnęły.
- A może chcesz piwa?
- Nie odmówiłbym – nieznajomy dosiadł się do stolika naprzeciw niej. Sięgnął do tylnej
kieszeni - Ej, ukradli mi portfel - Jego spojrzenie zatrzymało się na niewielkim brązowym,
skórzanym portfelu, który leżał na stole. Nachmurzył się - Ten wygląda zupełnie jak mój.
- Dziwne- niewinnie odezwała się Bianka - To chcesz bym kupiła ci piwo, czy nie?
Ręce Lysandra zacisnęły sie mocniej.
- Oddaj mu portfel, to cię pocałuję.
Na moment przestała oddychać. Boże, chciała go pocałować. Bardziej niż
kiedykolwiek. Jego usta były miękkie, a smak dekadencki. Jeżeli go pocałuje, to uda jej się go
pokonać i robić z nim różne inne rzeczy.
Nagle powiedziała:
- Ukradnij jego zegarek, to cię pocałuję.
- O czym ty mówisz? - facet nachmurzył się - chcesz żebym ukradł twój zegarek?
Lysander nachylił się i położył dłonie na jej piersiach. Bianka zadrżała, a jej sutki
stwardniały, rozpaczliwie wymagając uczucia. Słodki Boże.
- Zwróć mu portfel.
Nagle chciała to zrobić. Wszystko, by być z Lysandrem jak najdłużej. Przecież nie
potrzebuje pieniędzy. Poczekaj. Co robisz? Poddajesz się? Dumnie się wyprostowała.
- Nie, ja…
- Będę całować całe twoje ciało - dodał Lysander
Och…piekło. On też zmienił strategie gry. Jeżeli to prawda, to ma mizerne szanse na
wygraną. Niech to szlag. W ten sposób stanie się taka, jak on. Przez całą tą cholerną
wieczność. Żadnych kradzieży, przekleństw, zabawy. Pomijając ich zabawy łóżkowe, bo
chyba nie myśli, że tam również będzie grzeczna i posłuszna?
Życie stanie się nudne i monotonne, bezgrzeszne, a przecież o to Harpie tak długo
walczyły.
Wstała na chwiejnych nogach i wreszcie odwróciła się do niego. Jego ręce opadły na
jej talię. Bianka starała się, by nie jęknąć z irytacji. Wyraz jego twarzy było pusty, nijaki.
Też położyła ręce na jego piersi. Chociaż nie okazywał żadnych emocji, ale nie mógł
ukryć swojej nabrzmiałości.
- Ukradnij cokolwiek, a będę całowała cię wszędzie - jej głos był ochrypły - Pamiętasz
pierwszy raz? Całowałeś mnie, a ja rozkoszowałam się każdą minutą.
Jego nozdrza rozszerzyły się.
- Tak! - krzyknął facet stojący za nią - Daj mi pięć minut, a na pewno coś ukradnę.
- Nigdy się nie nauczysz?- zapytał sucho Lysander.
- Nie- odpowiedziała, nie mając nawet ochoty, by uśmiechnąć się. Czy odepchnęła go tym
sposobem? Czy ją zostawi? I nigdy nie wróci? - Ale to nie oznacza, że powinieneś przestań
próbować.
- Chwileczkę. Co próbować? - zapytał nieznajomy zdziwiony
Boże, kiedy wreszcie sobie pójdzie?
- Lysander- zażądała.
- To nie moje imię.
- Zniknij- zaryczała harpia
Lysander spojrzał przymrużonymi oczami na człowieka. Nagle Bianka usłyszała
kroki. Jej anioł niczego nie powiedział, nie pokazał się, ale w jakiś sposób udało mu się
zmusić faceta do odejścia. Posiadał siłę o której nawet nie miała pojęcia. Dlaczego to robi się
coraz bardziej ekscytujące?
- Jeżeli nie zwrócisz portfela, a ja nic nie ukradnę, to co nam to da?- zainteresował się anioł.
- Wojnę. Nie wiem jak ty, ale ja wolę prowadzić walki w łóżku- przemówiła i objęła go za
szyję.
RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 8888 Pierwszą rzeczą, którą Bianka zrobiła była kąpiel, ubranie się i zjedzenie całego opakowania chipsów – które ukradła. Później przez jakieś półgodziny słuchała iPoda i zdrzemnęła się w swojej piwnicy. Po jakimś czasie zadzwoniła do Kai. Nie to, żeby bała się do niej zadzwonić, albo coś w tym stylu. Wszystkie te procedury były konieczne. Naprawdę. Ponadto, było mało prawdopodobne żeby Kaia się o nią martwiła. Parys na pewno zdążył jej już wszystko opowiedzieć. Bianka nie chciała rozmawiać na temat Lysandra. Myślenie o nim jako o chaosie wywoływało w niej licze emocje ogarniające na równi jej ciało, myśli i zdrowy rozsądek. Po czasie, który z nim spędziła już teraz chciała wtulić się jego ramiona, kochać go, spać przy nim. Ale to było nie do przyjęcia. Jej siostra podniosła słuchawkę od razu i Bianka odezwała się: - Nie musisz urządzać dla mnie przyjęcia powitalnego. Nie było mnie aż tak długo. Nie pytaj mnie o anioła.. Nie pytaj mnie o anioła. - Bianka? – nieufnie zapytała siostra. - Czy o tej porze czekałaś na telefon od kogoś innego? Na Alasce była szósta rano. Przez Gwen i Sabina podróżowała z jednego miejsca do drugiego i doskonale wiedziała, że w Budapeszcie jest teraz trzecia w nocy. - Tak – odpowiedziała Kaia – Czekałam. Naprawdę? - Od kogo? - Sporo ludzi. Gwen, która zupełnie zwariowała. Sabin, który robi wszystko by ją uspokoić, chociaż nie podoba mu się sposób w jaki ja to robie. – bełkotała jakby Bianka w ogóle nie została porwana i nawet się o nią nie martwiła. Pewnie pomyślała, że Bianka wzięła sobie urlop od swoich obowiązków, ale czy nie mogłaby być choć trochę zmartwiona? – Anya, która uświadomiła sobie, że też mogłaby mieć ślub. Tylko by był bardziej ekstrawagancki i luksusowy niż u Gwen. William, który chce się ze mną przespać i nie wiem, co z tym zrobić. Jest zupełnie nie w moim typie. Czy mam kontynuować? - Tak - Zamknij się. Wyobrażała sobie, że Kaia siedzi teraz na drzewie przyciskając telefon do ucha, uśmiechając się przy tym i starając nie spaść. - Gdy mnie nie było i moje życie znajdowało się w niebezpieczeństwie ty sobie spokojnie spałaś? Jaka z ciebie kochająca siostra. - Polecam się na przyszłość. Wzięłaś sobie wolne i obie o tym wiemy. Nie musisz opowiadać o ciężkim życiu. A w ogóle to miałam dziś… dość ekscytujący dzień. - Kto się o to postarał? – zapytała sucho. Dopiero twa tygodnie minęły od ich ostatniego spotkania, a już czuła falę nostalgii przeszywającą przez jej ciało. Kochała tą dziewuchę bardziej niż siebie. A to dużo dla niej znaczyło! Kaia uśmiechnęła się. - Bardziej... przez kogo. Właśnie dwaj władcy demonów walczą o mnie. Ale później i tak zadowolę ich obydwu. A najgorsze jest to, że ta walka toczy się już przez dłuższy czas. - Idioci.
- Wiem. Czy zauważyłaś, że Gwen zmieniła się w pannę młodą z piekła rodem? Oni boją się, że zacznę zachowywać się jak ona… - Panna młoda z piekłem rodem? Jak to? - Jej suknia nie leżała na niej dobrze. Jej podwiązki nie były w odpowiednim kolorze. Nikt nie miał kwiatków, jakie chciała. Bla, bla, bla. To nie było podobne do spokojnej Gwen. - Zagadaj ją. Powiedz, że zostałam schwytana przez Łowców, którzy zrobili mi tatuaże na rękach, jak u Gideona. Gideon, strażnik demona kłamstw. Seksownego wojownika, który farbował włosy pod kolor oczu, czyli na niebiesko i miał bardzo dobre poczucie humoru. Myśl aby go poderwać, ku jej zdziwieniu, nie przyniosła jej satysfakcji. Cholerny anioł. Nie myśl o nim. - On nawet nie martwiłby się gdybyś została rozerwana na małe kawałeczki. Jesteś za bardzo podobna do mnie i prawdopodobnie dostaniemy to, na co zasłużyłyśmy – powiedziała Kaia – Tracę przez ciebie zmysły! Do tego na szczycie mojej paskudnej listy, jest to, że całkowicie zapomniałam o naszej grze „ Rozbij się o skałę”. W każdym razie, czemu zdecydowałaś się sama uratować? Mówię ci, większą szanse na przeżycie masz na tej chmurce niż tutaj z Gwen. - Wspaniała myśl. Schować się na chmurce gdzie nie mogłabym dostać się do ciebie. Mam rację, prawda? - Czy to jest aż takie okropne? Zostać porwaną prze seksownego anioła? Zdezorientowana przeczesała palcami włosy wyobrażając sobie przy tym wspaniałą twarz Lysandra. Pożądanie które wzbudzał w niej, gdy go ssała było takie cudowne. Ej, miałaś nie myśleć o nim, pamiętasz? - Tak. To było okropne. – Przerażająco piękne. - Zaprosiłaś go na ślub? Te słowa powinny wywołać u niej atak śmiechu, przyjmując to za głupi żart, ale zanim się zorientowała krzyknęła „Nie!”. Co to za Harpia, która spotyka się z aniołem? Nie do pomyślenia! Zresztą pozwolić, aby Władcy Demonów opętały niebiańskiego wojownika byłoby zbyt głupie. Nie to, żeby bała się o Lysandra. Facet bez problemu poradzi sobie sam. Dowodem na to jest choćby sposób w jaki materializuje swój ognisty miecz. Ale jeżeli coś się stanie z ukochanym Gwen, Sabinem, coś w rodzaju ścinania głów, przyjęcie byłoby trochę niewypałem. - Ale ja tam będę – powiedziała nieco spokojniejszym głosem – Bo chyba wypadałoby przyjść. Przecież jestem jej siostrą i tym podobne. - O cholera nie! To ja, pamiętasz? Powoli uśmiechnęła się. - Mówiłaś wcześniej, że wolisz wpaść pod autobus niż być druhną. - Tak, ale chciałabym zagrać bardziej właściwą rolę niż ty, tak więc… jestem tu, w Budapeszcie, i chcę pomóc w przygotowaniach do uroczystości Gwen. Tylko że ona się ze mną nie zgadza. Uważasz, że zabije mnie, gdy zaproponuję, że przyjdę na ślub nago? Harpia roześmiała się. - No cóż, mogę przyjść razem z tobą nago - powiedziała Bianka - To na pewno odświeży nieco całą uroczystość. - Wspaniale! Nastąpiła pauza. Kaia westchnęła. - Wszystko w porządku?- spytała, a w jej głosie było słychać niepokój.
- Tak- bo tak było. Albo będzie. Miała taką nadzieję. Wszystko co musi zrobić to wymyśleć w jaki sposób obejść się z Lysandrem. Nie próbował jej zatrzymać. Ale odejść od niej też nie potrafił. Oczywiście, odepchnęła go. Ale gość mógłby przynajmniej walczyć o jej uwagę po tym, co zrobiła dla niego. - Zamierzasz zemścić się na nim, za to, że cię porwał, prawda? A właściwie o czym ja gadam. Oczywiście, że zamierzasz. Jeżeli poczekasz, to po weselu będę mogła ci pomóc. Proszę, proszę, pozwól mi pomóc. Mam kilka pomysłów i myślę, że ci się spodobają. Co sądzisz o tym: północ, twój anioł przywiązany do łóżka, a my odrywamy mu skrzydła? Miło. Ale czy przypadkiem Lysander tego nie słyszy? Sama myśl o tym spowodowała, że jej ciało rozpaliło się. - Wszystko zrobię sama. - Poczekaj, czy ty…? - Kaia głęboko westchnęła - Nie możesz tego zrobić. On cię porwał. Przetrzymywał w niewoli. Tak, walczył w ropie z Parysem – jaka szkoda, że musiało mnie to ominąć… ale to nie usprawiedliwia jego zachowania. Jeżeli pozwolisz mu pozostać bezkarnym, to będzie myślał, że to jest w porządku. Będzie uważał cię za słabą. I przyjdzie znowu. Tak. Tak, zrobi to pomyślała nagle, próbując przy tym się nie uśmiechać. - Nie, nie dojdzie do tego - skłamała. Lysander, kochaniutki słyszałeś to? - Bianka powiedz, że nie jesteś w nim zakochana. Powiedz, że nie chcesz tego anioła. Uśmiech zniknął. Akurat taki typu pytań starała się unikać. - Nie chce go - kolejne kłamstwo. Pauza. - Nie wierzę ci. - Szkoda. - Ojciec Gwen był aniołem, a jej matka wciąż żałuje, że spała z nim przez te wszystkie lata. Oni są wspaniali. Za bardzo… różnią się od nas. Anioły i Harpie nie mogą być razem. Powiedz, że mnie rozumiesz. - Oczywiście, że tak. A teraz muszę iść. Kocham cie, do zobaczenia - odpowiedziała i odłożyła szybko słuchawkę zanim Kaia zdążyła cokolwiek powiedzieć. Mimo uczucia, który budził w niej Lysander, Bianka nie zamierzała mu nic robić. Przebywając u niego w domu pozostawała na przegranej pozycji. I jeżeli teraz go tu nie ma, to oznacza, że musi go zwabić za wszelką cenę. Kazała mu zostawić się w spokoju, pomyślała i to może stanowić problem. Chociaż… Z krzykiem zerwała się i obróciła. To nie będzie problemem. Mówiąc mu by trzymał się od niej z daleka, bez wątpienia stała się dla niego zakazanym owocem. Oczywiście, że teraz tu był i ją obserwował. Mężczyźni nigdy nie robią tego, co im się każe. Nawet anioły. Proste. Co więcej, częściowo pozwoliła mu zrozumieć, jak to jest być z nią. On pragnął kontynuacji. Ponadto, nie pozwoliła mu doprowadzić się do orgazmu. Jego duma nie pozostawi jej niezaspokojonej w tym stanie na długo, biorąc pod uwagę, że anioł będzie wtedy usatysfakcjonowany. Jeżeli pozostawi ją w tym stanie to od tej chwili przestanie być dla niej już odważnym wojownikiem. Ile czasu minie zanim pokaże się przed nią? Nie widzieli się zaledwie pół dnia, a ona już za nim tęskni. Tęskni. Och. Nigdy do tej pory nie tęskniła za mężczyzną. Szczególnie za tym, który chce ją zmienić. Który gardzi tym, kim jest. Który może być wyłącznie jej wrogiem.
Powinnaś go unikać. Jednak chcesz spać w jego ramionach. Broniłaś go podczas walki z Parysem. Wkurzył cie, ale nie zabiłaś go. A teraz tęsknisz za nim? Wiesz, co to oznacza? Jej oczy rozszerzyły się, poczuła przeszywające podniecenie. Bogowie. Powinna zrozumieć… przynajmniej podejrzewać. Szczególnie gdy chroniła go, broniła. Lysander, ten chodząc dobroczyńca, był jej małżonkiem. Nagle straciła władzę w kolanach i wylądowała na tyłku. Przez cały ten czas nie podejrzewała, że w końcu go znajdzie. Czasami w nocy marzyła o znalezieniu ukochanego, ale nigdy nie przypuszczałaby, że kiedyś stanie się to naprawdę. Jej małżonek. Wooow. Jej rodzina będzie przerażona. Nie dlatego, że Lysander ją porwał, bo akurat do tego odniosą się z szacunkiem, ale tym kim jest dla niej. Co więcej, nie ufa Lysandrowi, nikomu nie zaufa i dlatego spać z nim nie będzie. Ale na sex mogłaby pozwolić. Dosyć często. Tak, tak – to by jej odpowiadało, pomyślała. Mogłaby zwabić go na mroczną stronę, nie pozwalając, by rodzina dowiedziała się, że spędza z nim czas. To miało zapobiec jego śmierci! Zdecydowana kiwnęła. Lysander będzie należał wyłącznie do niej. Potajemnie. Jeżeli rzeczywiście obserwuje ją, jak podejrzewała, istnieje tylko jeden sposób by się ujawnił. Ubrała się w czerwony koronkowy top i wąskie jeansy. Po chwili udała się do miasta. Samochód kupiła tylko dlatego, że pozwalało jej to wyglądać jak człowiek. Wydawał ją tylko sposób w jaki się poruszała. Zimne powietrze chłodziło ją ale jej to nie przeszkadzało. Zaparkowała przed The Moose Lodge, miejscowym lokalem i skierowała się do wejścia. Ponieważ było jeszcze za wcześnie i chłodno i nikogo nie było. Kilka latarni oświecało ją. Otworzyła drzwi kluczem, który ukradła właścicielowi kilka miesięcy temu i wyłączyła alarm. W środku znalazła ulubione orzechowe ciasto, złapała widelec i usiadła przy stoliku. Robiła to już tysiąc razy. Wychodź, wychodź gdziekolwiek się znajdujesz. Przecież nie zostawi jej na drodze zła. Prawda? Chciałaby móc go wyczuwać, chociaż w najmniejszym stopniu. Lysander pachniał jak dzikie nocne niebo. Biorąc głęboki wdech, wyczuła tylko ciasto i cukier. Nawet nie poczuła gdy złapał ją podczas upadku więc mało prawdopodobne by wyczuła go teraz. Ciasto zostało zjedzone, talerz wylizany a widelec wyrzucony na bok więc wzięła puszkę Dr Pepper. Harpia wrzuciła kilka monet do starego automatu, a po chwili fala echa muzyki odbijała się od ścian. Bianka weszła na scenę, poruszając przy tym biodrami, wyginając się i tańcząc wokół poręczy całym ciałem. W tym momencie wyobrażała sobie, jak gorące dłonie anioła zastępują jej, badają jej piersi, brzuch. Jak aksamitne skrzydła owijają ją zakrywając przy tym każdy centymetr jej ciała. Uspokoiła się, ale serce wciąż gwałtownie biła w jej piersi. A więc… co ma zrobić? Jak ona…? Poczucie bliskości i bezpieczeństwa zniknęło. Do diabła z nim! Zgrzytając zębami, nie wiedząc co zrobić wyszła z lokalu tą samą drogą co weszła. Drzwi zatrzasnęły się za nią. - Musisz zamknąć za sobą. Był tutaj i obserwował. Wiedziała! Starając się nie uśmiechać odwróciła się twarzą do Lysandra. Na jego widok zaparło jej dech w piersi. Był taki przystojny. Jego jasne włosy trzepotały na wietrze, a płatki śniegu latały wokół. Jego złote skrzydła były rozłożone i błyszczące. A czarne oczy nie były już tak puste, jak wtedy gdy spotkała go po raz pierwszy. Były jak ocean bez dna, takie same miał, gdy odchodziła.
- Mówiłam ci byś się trzymał ode mnie z daleka - powiedziała, robiąc wszystko by wyglądać na obojętną. Nachmurzył się. - Kazałem ci zachowywać się dobrze. A ty już kradniesz ciasto. - Czego chcesz ode mnie? Mam go zwrócić? - Nie bądź niemiła. Chcę byś zapłaciła za niego. - Kiedy to zrobię, zacznę płakać - skrzyżowała ręce na piersi. Zmniejsz odległość między nami. Pocałuj mnie - To popsuje mój wizerunek, więc niestety muszę odmówić. On też stał mając skrzyżowane ręce. - Przecież możesz zapracować na jedzenie. - Tak, ale to nie jest już takie zabawne. Minuta ciszy. A za chwilę: - Czy ty w ogóle masz pojęcie o moralności? – syknął. - Nie - O seksualnej granicy też. Więc daj mi już ten cholerny pocałunek. - Nie mam. Jego szczęka opadła, zniknął rozczarowany. Ręce Bianki opadły, rozejrzała się zdumiona. Odszedł? Jak to? Nawet nie dotknąwszy jej? Nie dając jej pocałunku? Drań! Skierowała się do swojego samochodu. Lysander obserwował gdy Bianka odjeżdżała. Był twardy jak skała, jak wtedy, gdy harpia chodziła nago po kąpieli. Był nią rozczarowany. Dlaczego nie może być aniołem? Dlaczego nie stroni się od grzechu? Dlaczego ona? I dlaczego wciąż kradnąc i kłamiąc nadal go przyciąga? Ponieważ to było koleją rzeczy, pomyślał, która trwała już od niepamiętnych czasów. Pokusa by prześlizgnąć się przez zabezpieczenia, zmieniając go – sprawiając, by stał się tym kim nie powinien być. Musi położyć temu kres tego szaleństwa. Nie mógł jej zabić, już to sobie udowodnił. A co jeśli będzie mógł to zmienić? Nie próbował wcześniej i możliwe, że to zadziała. Gdyby przyjęła jego drogę, wtedy mogliby być razem. Mógłby być z nią. Dowiedzieć się więcej o jej pocałunkach, dotykać ją. Tak, pomyślał anioł. Tak. Pomoże jej stać się kobietą z której będzie dumny. Kobietą, która nie będzie przyczyną jego upadku. RozdziaRozdziaRozdziaRozdział 9999 Ponieważ Lysander nigdy nie miał….dziewczyny, zupełnie nie miał pojęcia od czego zacząć. Wiedział, jak szkolić swoich żołnierzy. Bez emocji, utrzymując dystans i oraz nie wnosząc nic osobistego. Jego żołnierze chcieli się u niego szkolić. Słuchali uważnie każdego jego słowa. A Bianka będzie sprzeciwiała się na każdym kroku. To wiedział na pewno. Pierwszego dnia obserwował nie ujawniając się. Planując. Ona oczywiście kradła jedzenie - nawet drobną przekąskę, za dużo wypiła w barze, z mężczyzną którego prawdopodobnie nawet nie znała tańczyła zbyt odważnie a potem złamała mu nos, kiedy ten dotknął jej tyłka. Lysander ledwie się powstrzymał od ukazania się i złamania karku temu kretynowi. Gdy przyszła pora snu, Bianka przechadzała się po pokoju przeklinając go pod nosem. Ani minuty nie spędziła na odpoczynku. Jakże piękna była: ciemne włosy, które spływały po plecach, czerwone usta. Jej skóra świeciła się jak tęcza w świetle księżyca. Tak bardzo chciał jej dotknąć, owinąć swoimi skrzydłami, nasycając się nią.
Niedługo, obiecał sobie. Harpia pozwoliła mu skończyć, ale on nie zrobił tego samego dla niej. Im więcej o tym myślał – co robił przez większość czasu – tym bardziej nie mógł usiedzieć na miejscu. Im więcej myślał o tym, tym bardziej był zakłopotany. Nie wiedział w jaki sposób ma ją dotykać, w jaki sposób zadowolić, chciał spróbować, nauczyć się. Ale najpierw musi ją zmienić, jak wcześniej sobie zaplanował. „Tylko jak?” – znów zapytał siebie. Wydawało się, że Bianka lubiła gdy całował jej piersi, a to przepełniało go dumą. Lysander nigdy nie nagradzał swoich żołnierzy za dobrą robotę, ale możliwe, że będzie wiedział jak zrobić to dla Bianki. Nagroda w formie pocałunku za każdym razem, gdy będzie się dobrze zachowywała. Propozycja nie do odrzucenia. Miał nadzieje. Na drugi dzień Bianka poszła do sklepu z ubraniami i po chwili gdy schowała do torebki chustę, Lysander zmaterializował się przed nią gotowy rozpocząć swój plan. Bianka spokojnie uniosła wzrok i spojrzała na niego. Zamiast topuścić głowę i mieć wyrzuty sumienia, harpia uśmiechnęła się ironicznie: - Cóż za spotkanie. - Odłóż to na miejsce – rozkazał – Aby przetrwać, nie trzeba koniecznie kraść ubrań. Bianka skrzyżowała ręce na piersi, gest uporu, który tak dobrze znał. - Tak, ale przecież to jest zabawne. Stojąc niedaleko kobieta dziwnie spojrzała na Biankę, po chwili zapytała: - Przepraszam czy mogę w czymś pomóc? Bianka odwróciła się do niej. - Nie, dziękuję. - Ona mnie nie widzi – wyjaśnił Lysander – Tylko ty możesz mnie zobaczyć. - Więc rozmawiając teraz z tobą wyglądam na wariatkę? Kiwnął. Harpia roześmiała się, zadziwiając go tym. I chociaż nic śmiesznego w tym nie było (a jej śmiech nie był na miejscu), lubił sposób, w jaki się śmiała. Miał w sobie coś magicznego, jak harfa akord. Uwielbiał obserwować jak radość łagodzi jej rysy i rozpala wspaniałą skórę. Muszę ją dotknąć, pomyślał nagle przerażony. Zrobił krok w jej stronę z tym zamiarem. Musi poczuć miękkość jej skóry. I przy tym będzie mógł zrozumieć urok nagrody, którą miał zaproponować. Harpia przełknęła. - Cco ty…? - Jest pani pewna, że nie potrzebuje pani pomocy? – jeszcze raz zapytała kobieta, zwracając na siebie uwagę. Bianka stała w miejscu, drżąc i patrząc na nią wściekle. - Jestem pewna. A teraz zamknij się zanim zaszyję ci tę gębę. Kobieta cofnęła się, zbladła i pobiegła, by pomóc innemu klientowi. Lysander zamarł. - Możesz kontynuować – powiedziała do niego. Jak mógł nagrodzić ją za takie zachowanie? To będzie sprzeczne z jego celem. - Nie obchodzi cię to, co pomyślą o tobie ludzie? – zapytał, pochylając głowę. Jej oczy zwęziły się, a ciało przestało drżeć. - A po co? Za kilka lat ci ludzie będą martwi, a ja wciąż zdrowa i żywa – gdy mówiła, jeszcze jedna chusta zniknęła w jej torbie. Teraz po prostu się z nim drażniła. -Odłóż to na miejscu, a wtedy cię pocałuje – syknął. - Co? Znowu zaczęła się jąkać. Lysander delikatnie ją dotknął.
- Słyszałaś. Nie będzie się powtarzał. I tak powiedział wytaczająco wyraźnie to, czego chciał – połączyć ich usta, wsunąć język do jej ust i smakować ją. Słuchać jej jęków. Czuć jej ciało. - Chcesz mnie pocałować? – wychrypiała. Chętnie. Rozpaczliwie. Pokiwał głową. - Bo - Dlaczego? - Po prostu odłóż chusty – i zacznijmy się całować. Uniosła brew. - Chcesz mnie przekupić? Wiedz, że ten trick ze mną nie przejdzie. Zamiast tego odpowiedzieć i skłamać, przemilczał, a w powietrzu rozlała się fala stresu. Krew…żar. Patrząc na niego wyciągnęła rękę biorąc pasek i wrzucając go do torebki. - Co zrobisz teraz? Będziesz robił mi wyrzuty? Jakie to straszne. Ale bezużyteczne. Ogień przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, wybuchając kolcami gniewu. Zmniejszył odległość między nimi, tak, że jej oddech muskał teraz jego szyje i klatkę piersiową. - Oczywiście, wszystko co mówię i robię to kłamstwo. Myślałam, że wiesz o tym. Więc chciała go… czy nie? Dwa dni temu powiedziała swojej siostrze Kai, że nie chciałaby mieć z nim nic do czynienia. Wtedy pomyślał, że mówi to specjalnie Kai. Teraz nie był już pewien. - Możesz mnie toszukiwać – powiedział. Przynajmniej miał taką nadzieje. Kto by mógł pomyśleć, że to kłamstwo go uszczęśliwi. Podniecenie ujawniło się w jej oczach i przeszło przez ciało. Pogłaskała go po policzku, a następnie położyła rękę na jego pierś. - Uczysz się, aniele. Odetchnął. Taka gorąca. Taka miękka. - Mam propozycję dla ciebie. Ukradnij coś z tego sklepu, a wtedy ja ciebie pocałuję. Poczekaj. Jej słowa wypowiedziane minutę temu, przemknęły przez jego umysł. Uczysz się aniele. Uczył się? - Nie – wychrypiał – Nie będzie robił takich rzeczy. Nawet dla niej. - Ci ludzie potrzebują pieniędzy. Nie obchodzi cię to? Przez chwilę na jej twarzy było widać zamyślenie. - Nie – odpowiedziała Jeszcze jedno kłamstwo? Możliwe. - Po co kradniesz tego typu rzeczy? - Tak sobie – odpowiedziała wzruszając ramionami. Krew…żar…znowu. - Obawiam się, że Pani będzie musiała pojechać z nami. Z niespodziewaną inwazją oboje zamarli. Bianka odeszła od niego i razem spojrzeli na policjanta. Bianka nachmurzyła się. - Czy nie widziecie, że rozmawiam? - Dla mnie pani może teraz rozmawiać nawet z samym Bogiem– mroczny oficer założył jej kajdanki – Pojedzie pani ze mną. - Ja tak nie sądzę. Lysander - zawołała, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Jego instynkt walczył, by ją ratować. Chciał by była bezpieczna i szczęśliwa, ale tak będzie dla niej najlepiej. - Mówiłem ci, byś to odłożyła. Opadła jej szczęka, a oficer ją zabrał. O ile Lysander się nie pomylił to zauważył w jej oczach dumę.
Aresztowana za kradzież w sklepie, pomyślała Bianka z obrzydzeniem. Znów. Już trzeci raz w tym roku. Lysander stał za plecami policjanta gdy ten przeszukiwał torebkę. W milczeniu. Jego dezaprobata mówiła wiele. Co dziwne, ale nie wkurzyła się. Lysander stał na swoim miejscu, a ona go podziwiała. Przejęta tym. To będzie nie tak łatwa wygrana, jak myślała na początku. Oprócz tego, po raz pierwszy od początku ich znajomości to on pierwszy zaproponował pocałunek. Chętny by się całować. Ale tylko wtedy, gdy zwróci skradzione rzeczy, przypomniała sobie. Nie trzeba być geniuszem by zrozumieć, że chce ją zmienić. Przerobić na własną modłę. To było dokładnie to, co ona chciała zrobić z nim. A to oznacza, że anioł pragnie jej tak samo, jak ona jego. To również oznaczało, że teraz musi zmienić plan gry. Sześć godzin spędzonych za kratkami dały jej czas do namysłu. Sformułowanie strategii. Gwizdała pod nosem, gdy wychodziła z aresztu schodząc po schodach. Lysander w końcu zapłacił kaucję, ale nie został by pogadać. I nie trzeba. Wiedziała, że jest teraz z nią. W domu, biorąc prysznic, świadomie stała długo pod gorącą wodą, powolnymi ruchami namydlała się, pieściła swoje piersi i bawiła się loczkami znajdującymi między jej nogami. Niestety, anioł się nie pojawił. Nie ważne. Gdy prysznic nie przemówił do niego, przeczytała kilka fragmentów ze swojego ulubionego romansu. Po jakimś czasie zajęła się upiększaniem diamencikami swojego pępka, założyła obcisłą spódnice, wysokie buty do kolan i pojechała do najbliższego klubu ze striptizem. - Zostało mi tylko kilka dni. Potem pojadę na ślub do Gwen na który TY nie jesteś zaproszony. Słyszysz mnie? Spróbuj tylko się zjawić a wtedy zmienię twoje życie w piekło. Jeżeli chcesz przyjść do mnie to zrób to teraaz - powiedziała, a po chwili wyszła z samochodu. Znowu się nie pojawił. Omal nie zakrzyczała z frustracji. Jak na razie jej strategia nie przynosiła korzyści. Czym on się zajmuje? Noc była zimna, a w klubie było gorąco i duszno a wszystkie miejsca były pozajmowane przez facetów. Na scenie rudy – pewnie farbowany – obracał się wokół rurki. Światło było szare, a w powietrzu unosił się dym. - Będziesz tańczyła, kochanie? – zapytał ktoś Biankę. - Nie. Mam ważniejsze sprawy. Przywłaszczyła sobie cudzy portfel, ukradła piwo z baru i usadowiła się w kącie za stolikiem. - Ciesz się – szepnęła do Lysandra, podnosząc toast na jego sześć. - Nie masz wstydu? – zaryczał nagle Lysander. Nareszcie! Każdy mięsień jej ciała rozluźnił się, a krew zawrzała. Ale nie odwróciła się do niego. Wtedy zobaczyłby triumf w jej oczach. - Masz wystarczająco wstydu za nas oboje. Parsknął. - To nie wygląda mi na ważne sprawy. - Nieprawdaż?Cóż, zrelaksujmy się. Chcesz taniec na kolanach?- uniosła kradzione pieniądze - Jestem pewna, że ten rudy na scenie chętnie by się o ciebie poobcierał. Jego duże dłonie spoczęły na jej ramionach i mocno ścisnęły. - A może chcesz piwa? - Nie odmówiłbym – nieznajomy dosiadł się do stolika naprzeciw niej. Sięgnął do tylnej kieszeni - Ej, ukradli mi portfel - Jego spojrzenie zatrzymało się na niewielkim brązowym, skórzanym portfelu, który leżał na stole. Nachmurzył się - Ten wygląda zupełnie jak mój.
- Dziwne- niewinnie odezwała się Bianka - To chcesz bym kupiła ci piwo, czy nie? Ręce Lysandra zacisnęły sie mocniej. - Oddaj mu portfel, to cię pocałuję. Na moment przestała oddychać. Boże, chciała go pocałować. Bardziej niż kiedykolwiek. Jego usta były miękkie, a smak dekadencki. Jeżeli go pocałuje, to uda jej się go pokonać i robić z nim różne inne rzeczy. Nagle powiedziała: - Ukradnij jego zegarek, to cię pocałuję. - O czym ty mówisz? - facet nachmurzył się - chcesz żebym ukradł twój zegarek? Lysander nachylił się i położył dłonie na jej piersiach. Bianka zadrżała, a jej sutki stwardniały, rozpaczliwie wymagając uczucia. Słodki Boże. - Zwróć mu portfel. Nagle chciała to zrobić. Wszystko, by być z Lysandrem jak najdłużej. Przecież nie potrzebuje pieniędzy. Poczekaj. Co robisz? Poddajesz się? Dumnie się wyprostowała. - Nie, ja… - Będę całować całe twoje ciało - dodał Lysander Och…piekło. On też zmienił strategie gry. Jeżeli to prawda, to ma mizerne szanse na wygraną. Niech to szlag. W ten sposób stanie się taka, jak on. Przez całą tą cholerną wieczność. Żadnych kradzieży, przekleństw, zabawy. Pomijając ich zabawy łóżkowe, bo chyba nie myśli, że tam również będzie grzeczna i posłuszna? Życie stanie się nudne i monotonne, bezgrzeszne, a przecież o to Harpie tak długo walczyły. Wstała na chwiejnych nogach i wreszcie odwróciła się do niego. Jego ręce opadły na jej talię. Bianka starała się, by nie jęknąć z irytacji. Wyraz jego twarzy było pusty, nijaki. Też położyła ręce na jego piersi. Chociaż nie okazywał żadnych emocji, ale nie mógł ukryć swojej nabrzmiałości. - Ukradnij cokolwiek, a będę całowała cię wszędzie - jej głos był ochrypły - Pamiętasz pierwszy raz? Całowałeś mnie, a ja rozkoszowałam się każdą minutą. Jego nozdrza rozszerzyły się. - Tak! - krzyknął facet stojący za nią - Daj mi pięć minut, a na pewno coś ukradnę. - Nigdy się nie nauczysz?- zapytał sucho Lysander. - Nie- odpowiedziała, nie mając nawet ochoty, by uśmiechnąć się. Czy odepchnęła go tym sposobem? Czy ją zostawi? I nigdy nie wróci? - Ale to nie oznacza, że powinieneś przestań próbować. - Chwileczkę. Co próbować? - zapytał nieznajomy zdziwiony Boże, kiedy wreszcie sobie pójdzie? - Lysander- zażądała. - To nie moje imię. - Zniknij- zaryczała harpia Lysander spojrzał przymrużonymi oczami na człowieka. Nagle Bianka usłyszała kroki. Jej anioł niczego nie powiedział, nie pokazał się, ale w jakiś sposób udało mu się zmusić faceta do odejścia. Posiadał siłę o której nawet nie miała pojęcia. Dlaczego to robi się coraz bardziej ekscytujące? - Jeżeli nie zwrócisz portfela, a ja nic nie ukradnę, to co nam to da?- zainteresował się anioł. - Wojnę. Nie wiem jak ty, ale ja wolę prowadzić walki w łóżku- przemówiła i objęła go za szyję.