mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Szamałek Jakub - Leochares 3 - Morze Niegoscinne

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Szamałek Jakub - Leochares 3 - Morze Niegoscinne.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 149 osób, 111 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 759 stron)

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym Spis treści Strona tytułowa O debiucie Redakcja Dedykacja Mapa Przedsłowie ι κ λ μ ν ξ ο

π ρ Posłowie Podziękowania Przypisy Wydawca

JAKUB SZAMAŁEK MORZE NIEGOŚCINNE

O debiutanckiej powieści Jakuba Szamałka Kiedy Atena odwraca wzrok Nie byłem przekonany do lektury kolejnego kryminału w starożytnych realiach – to pomysł ograny, w dodatku grożący tym, że czytelnik utonie z nudów w morzu historycznych ciekawostek. Ale Jakub Szamałek ujął mnie bezpretensjonalnością i talentem do niepozbawionej ironii obserwacji ludzkich namiętności. Jesteśmy w Atenach w roku 430 p.n.e. – trwa wojna ze Spartą. Leochares, zaufany człowiek Peryklesa, w kłębiącym się tłumie tubylców i uciekinierów podąża śladem spartańskiego agenta – a właściwie

śladem jego kolejnych zbrodni. Wszystkie chwyty będą tu dozwolone. Bardzo obiecujący debiut. Piotr Kofta, „Wprost” Kiedy Atena odwraca wzrok trzyma w napięciu… Główny bohater budzi… sympatię, nieco ironiczny, z dystansem nawet do swojego przyjaciela polityka, obrywa często od swoich przeciwników… Autor – ewidentnie zafascynowany starożytnością – umiejętnie dzieli się z nami wiedzą na temat ówczesnych wydarzeń, a co ciekawsze – ówczesnej obyczajowości. Ciekawe, czy będzie ciąg dalszy? Beata Kęczkowska, „Gazeta Wyborcza”

Jakub Szamałek stworzył atrakcyjną i na starożytny sposób egzotyczną historyjkę o rozsupływaniu szpiegowskiej siatki za rządów Peryklesa. Czyta się znakomicie. Michał Nalewski, „Newsweek” Czy antyczne Ateny mogą być scenerią trzymającej w napięciu historii? Jak najbardziej. Dowiódł tego Jakub Szamałek… Autor skrupulatnie trzyma się realiów historycznych… Dba też o najdrobniejsze szczegóły, takie jak niepowtarzalny klimat śródziemnomorskiej metropolii, wszystkie barwy i zapachy, wąskie uliczki czy wreszcie obyczajowość Greków… Dialogi są jak najbardziej

współczesne, znakomicie oddają napięcie i emocje targające bohaterami, którym nieraz zdarza się zakląć siarczyście. Autor perfekcyjnie połączył historię z literacką fikcją, tworząc godne polecenia dzieło. Olga Siewko, „Cogito” Ateny czasów Peryklesa przedstawione w tym na zmianę śmiesznym i gorzkim małym arcydziele w niczym na szczęście nie przypominają antyku znanego nam z podręczników do historii (…) Autor bardzo umiejętnie prowadzi narrację, gładko przechodząc od niewinnych zabaw i dosadnych żartów do pozbawionej patosu goryczy – i z powrotem. Jakub Szamałek jest

prawdziwym mistrzem antyklimaksu i osobiście wetknęłabym mu na głowę taki czy inny wieniec (…) Kiedy Atena odwraca wzrok to mocna, męska proza z dobrze skonstruowaną, wręcz filmową fabułą i bohaterami, z którymi naprawdę ciężko się pożegnać. Zbrodnia w Bibliotece …język [jest] na wskroś współczesny – o dziwo, doskonale jednak pasujący do treści… wisienką na literackim ciasteczku… jest humor. Niewymuszony, ironiczny, objawiający się przede wszystkim puszczaniem oka do czytelnika. Ewa Wrona, Portal Kryminalny

Demokracja ateńska przedstawiona przez Jakuba Szamałka różni się od tej znanej z podręczników – nie ma w niej dumy i doniosłości, a raczej codzienność, i to ta mniej chwalebna… Współczesny język wypowiedzi bohaterów kontrastuje z historycznym tłem, te dwa elementy wzajemnie uzupełniają opowieść. Może nie takiego portretu symbolu starożytności czytelnik mógłby się spodziewać, ale nie tylko nektarem – napojem bogów – żyli ówcześni… Wątki sensacyjne przeplatają się z obyczajowymi, a to wszystko z Akropolem w tle. Taki Jest Świat (blog)

Projekt okładki: Jacek Szewczyk Redakcja: Irma Iwaszko Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Konwersja do formatu elektronicznego: Robert Fritzkowski Korekta: Elżbieta Jaroszuk Zdjęcie wykorzystane na okładce © Michael Bilotta/Arcangel Images © by Jakub Szamałek © by MUZA SA, Warszawa 2013 ISBN 978-83-7758-416-3 Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA Warszawa 2013 Wydanie I

Moim Dziadkom, Zdzisławowi i Maryli Książkom, którzy jako pierwsi zobaczyli we mnie pisarza

„Morze Gościnne zwane było początkowo Morzem Niegościnnym z powodu surowych zim i dzikich plemion zamieszkujących jego brzegi, a zwłaszcza Scytów, którzy składali obcych w ofierze, zjadali ich mięso, a z czaszek robili kielichy…” Strabon, Geografia, 7.3.6

Przedsłowie Kluczem każdego kryminału jest morderstwo i otaczająca je tajemnica – kto zabił? Dlaczego? Jak do tego doszło? Mogę więc chyba Państwu zdradzić bez obawy o zepsucie przyjemności z lektury, że i w tej książce padnie trup, a główny bohater będzie musiał znaleźć mordercę. Jednakże poza tą klasyką gatunku czeka Państwa jeszcze jedna, mam nadzieję, nie mniej intrygująca tajemnica – dotycząca samego miejsca akcji. Kiedy ostatnio widzieli się Państwo z Leocharesem, zajmował się serią morderstw wstrząsającą Atenami,

centrum starożytnego greckiego świata. Tym razem przyjdzie mu prowadzić śledztwo na samym jego skraju – na południowych wybrzeżach dzisiejszej Rosji i Ukrainy. Grecy zasiedlili te tereny w VI w. p.n.e. i pozostali na nich aż do końca antyku. Los zetknął ich tam z ludami, które były pod wieloma względami ich zaprzeczeniem, i z klimatem znacznie ostrzejszym od śródziemnomorskiego. By przetrwać, musieli się zmienić, dostosować do nowych warunków – tworząc tym samym coś nowego i unikatowego. Te niezwykłe, egzotyczne rubieże starożytnego świata leżały zawsze na marginesie historii, zapomniane, spowite tajemnicą. Tę

tajemnicę chciałbym właśnie przed Państwem odsłonić. Ostatnia sprawa. Moi Grecy nie są statecznymi filozofami i koneserami sztuki; wzoruję ich na pieprznych ateńskich komediach, przedstawiających ludzi z krwi i kości, a nie na platońskich dialogach, zaludnionych przez wyidealizowanych arystokratów. Choć są od nas różni pod względem kultury, targają nimi te same emocje, mają podobne potrzeby i marzenia, kochają i nienawidzą, potrafią zachować się po chamsku i zakląć. Liczę, że takich właśnie ich Państwo polubią.

Zasyczały naprężone liny, rozdzwoniły się wiszące pod pokładem ołowiane kubki. Rosnąca gwałtownie fala wpierw wyniosła statek wysoko ponad wzburzone morze, ku zasnutemu ciemnymi chmurami niebu, by po chwili cisnąć go z powrotem w kipiącą otchłań. – Trzymajcie się! – wrzasnął Bion, wczepiając palce w burtę. Dziób wbił się z hukiem w wodę, wyrzucając wysoki na kilkanaście stóp pióropusz piany, uderzenie wstrząsnęło całym statkiem. Morze przetoczyło się przez pokład, szarpiąc za nogi, ciągnąc apczywie ku sobie. Bion skulił się, przeczekał uderzenie żywiołu, po czym chwycił za ster; zgrabiałe palce ślizgały się po mokrym drewnie.

– Refuj dalej żagle, bo maszt pójdzie! – krzyknął do Gordiosa, ustawiając łódź przodem do wiatru. – Nie dam rady! – odpowiedział po chwili szarpaniny chłopak; jego wysoki głos ledwie się przebijał przez ryk wiatru i bębnienie deszczu. – To zluzuj szmaty! – Co?! – Zluzuj szmaty, mówię! Ale już! Chłopak odwiązał linę, żagiel zaczął łopotać, rwać się. Trudno, pomyślał Bion, stracimy sterowność, ale lepsze to niż pójść na dno… Pieprzony rejs! A przecież mówili mu, że nie da rady dopłynąć do Bosporu[1] przed jesiennymi sztormami, ostrzegali, że po

Morzu Gościnnym[2] pływa się ciężko, że nie ma tam wysp, na których można się schronić przed burzą, a i dogodnych zatok niewiele, że łatwo się rozbić o skały. Morze Gościnne! Też mi coś. Kiedy Damon przyszedł wynająć jego statek, Bion podał cenę, która miała zniechęcić – ale kupiec przyjął ją bez szemrania, od razu wyłożył połowę kwoty na stół. Pilny interes, mówił, nie może czekać, musi dotrzeć na północ przed końcem roku. No i jak tu było odmówić, takie pieniądze… – Słońce zachodzi! – krzyknął Damon z dziobu. – Wiem! – warknął Bion. – Ale po ciemku nie trafimy do portu!

– To też wiem! – Ale… – Kurwa mać, Damon! – ryknął sternik, przekrzykując fale. – Złapiesz wiatr w worek[3]? Nie? To nie przeszkadzaj! Rzeczywiście, pomyślał Bion, zaciskając sine usta. Jeśli zaraz nie dopłyniemy do brzegu, trzeba będzie przeczekać sztorm na morzu. Przy tym wietrze i z taką załogą mogę równie dobrze od razu wskoczyć do wody… Musimy dopłynąć. Musimy. ∗ ∗ ∗ Rozciągająca się u stóp wzgórza łąka falowała targana wiatrem; trawa na

przemian jeżyła się i opadała, migając dziesiątkami odcieni zieleni. Środkiem wąską ścieżką sunął sznur mężczyzn. Gdyby nie to, że każdy z nich niósł krótką włócznię, z daleka można by ich wziąć za zwierzęta – byli owinięci w baranie skóry, głowy mieli przykryte kołpakami zdobionymi porożem, porozumiewali się między sobą językiem pełnym chrząknięć, cmoknięć i powarkiwań. Jeden z nich powiedział coś do idącego na czele pochodu mężczyzny i wskazał na morze, gestykulując gwałtownie. Miał niski, chropowaty głos, flegma bulgotała mu w krtani, musiał być chory bądź stary. Zagadnięty przystanął, pochylił się. Błyskawica

rozświetliła na chwilę jego twarz – była poorana bliznami po oparzeniach, zdeformowana, trupio blada. Przetarł oczy, kolejny już raz zresztą; nie miał brwi, które zatrzymałyby ściekającą po czole wodę. Nie poczuł zgrubiałej, pozarastanej skóry pod rękoma, nie poczuł, jak szorstkie i twarde palce drapią obrzękłe powieki. Nie zauważył też, że jego płaszcz zupełnie już przesiąkł i woda cieknie po owrzodzonych, pokrytych szramami plecach. Nie czuł nic. Zaczęli wspinać się na wzgórze. Ścieżka zamieniła się w strumień, ciemny i gęsty od błota, stopnie były śliskie, trzeba było poruszać się na czworakach, wbijając palce w gliniastą