To była wspaniała zabawa i pies nie miał zamiaru przestać. W przeciwieństwie do jego pani,
która dość szybko zmęczyła się rzucaniem. Usiadła na płaskim kamieniu i powiedziała
dobitnie:
* Nie, Allan. Wystarczy. Pani musi odpocząć.
Pies zapadł się w sobie z rozczarowania. Zwiesił smutno ogon, którym jeszcze przed chwilą
tak radośnie wymachiwał. Szturchnął parę razy nosem jej ręce, ale włożyła je do kieszeni,
zwróciła twarz do słońca i zamknęła oczy. Przez dłuższą chwilę siedziała zupełnie
nieruchomo.
Kiedy znów otworzyła oczy, nie zobaczyła psa na pustej plaży. Wstała zaniepokojona i
rozejrzała się na wszystkie strony. Widząc jego ogon wystający zza skalnego bloku
zanurzonego częściowo w morzu, roześmiała się z ulgą.
Latem dzieci bawiły się w wodzie między trzema skałami tworzącymi niewielki trójkątny
basen. Jeden z kątów trójkąta wskazywał dokładnie na zachód. Wyjście na morze było w tym
miejscu wąskie, miało zaledwie pół metra. Dzieci piszczały z uciechy, zalewane masami
wody wdzierającej się między skały. Przestrzeń między nimi była niewielka, ale potrafiła się
w niej zmieścić nawet dziesiątka dzieciaków.
Stan wody był teraz wyjątkowo niski, dlatego Allan odważył się przedrzeć do skał. Wcisnął
się między głazy tworzące podstawę trójkąta i jeden z jego boków i znieruchomiał.
* Allan! Do nogi!
Kobieta wołała psa, ale on udawał, że jej nie słyszy. Nagle zniknął za skałą. Mamrocząc pod
nosem, zeszła na brzeg, by go zwabić. Przystanęła z wahaniem na linii fal. Woda była
lodowato zimna.
* Allan. Do nogi! Wracaj!
Nie miało znaczenia, jakich słów użyła i jakim tonem je wypowiedziała. Pies nie reagował.
Wiedziała jednak, że jest tam, między skałami.
Gniewnym szarpnięciem zdjęła buty i pończochy. Przeklinając, podwinęła nogawki spodni i
zaczęła brodzić w lodowatej wodzie. Na szczęście sięgała jej zaledwie do kostek.
Skały znajdowały się jakieś dziesięć metrów od brzegu. Zbliżając się do szczeliny między
nimi, poczuła lekko mdlący zapach. W złości nie zauważyła nawet, kiedy przecisnęła się
między dużymi głazami.
W trójkątnym basenie pływał plastikowy czarny worek podziurawiony przez mewy. Allan
włożył głowę w jedną z dziur. Kobieta podeszła szybko do psa, krzycząc:
* Nie! Allan! Nie!
Chwyciła go mocno za kark. Warczał gniewnie, nie chcąc puścić zawartości worka.
Wytężając wszystkie siły, zdołała podnieść zad dużego labradora i przekręcić jego cielsko
tak, by grzbiet był zwrócony do wody, a łapy w stronę stalowobłękitnego nieba. W pierwszej
chwili się poddał i uderzył z głośnym pluskiem o wodę. Tylko głowa wystawała mu nad
powierzchnię. Kobieta szybko chwyciła go jedną ręką za gardło, a drugą zacisnęła w
stalowym uścisku na jednej z przednich łap. Przez cały czas patrzyła psu prosto w oczy, a z
jej piersi wydobywał się stłumiony pomruk. Pies warczał wściekle, oglądając się za siebie
przekrwionym wzrokiem. W końcu umilkł i spojrzał w inną stronę, dając znak, że się
poddaje. Powoli postawiła go na nogi. Zgrabiałymi palcami założyła mu smycz. Dopiero
wtedy zajrzała do dziury w worku.
Najpierw zdawało jej się, że widzi pieczęć weterynarza. W sekundę potem rozpoznała tatuaż.
Rozdział 1
Wieczorem na komendzie siedziały tylko trzy osoby: komisarz Sven Andersson, inspektor
kryminalny Irenę Huss i jej kolega Jonny Blom. Dochodziło wpół do ósmej. Komisarz uznał,
że nie ma konieczności wzywania w trybie pilnym wszystkich inspektorów. Wystarczyło tych
dwoje, którzy byli na miejscu zbrodni. Reszta zostanie poinformowana na jutrzejszej porannej
odprawie.
Siedzieli wokół biurka z parującymi kubkami kawy. Sven Andersson zaczął bez żadnych
wstępów:
* Co macie?
* Odebraliśmy zgłoszenie w porze lunchu. Jakaś babka wyprowadziła swego kundla na spacer
nad morze...
Komisarz przerwał Jonny'emu szorstko:
* Gdzie dokładnie?
* Koło Stora Amundón. Albo trochę niżej, tuż przed Grundsó. Ładny kawałek plaży, zwany
Killevik. Tam są te duże skały w kształcie trójkąta. Pomiędzy nimi pies tej babki znalazł
czarny plastikowy worek i...
* Wybacz, że ci przerwę, ale ta babka jest o dwa lata starsza ode mnie i o trzy lata młodsza od
ciebie i nazywa
się Eva Melander. Mieszka w Skintebo przy ulicy Klyfteras. Niedaleko Killevik * wtrąciła
Irenę Huss.
* Nie pracuje? Miała wolne w środku tygodnia? * zdziwił się Andersson.
* Jest pielęgniarką na oddziale dziecięcym i pracowała w weekend. Widocznie miała wolne
wczoraj i dziś. Wczoraj mocno wiało, więc nie schodziła z psem na plażę, ale dziś była
wymarzona pogoda. Byli tam tylko raz, w Wielkanoc. Wtedy też było pięknie, ale potem
tylko wiało i padało przez całą tę parszywą wiosnę.
* Czy możemy przestać gadać o pogodzie i wrócić do sprawy? * zapytał ostro Jonny Blom.
Zanim pozostała dwójka zdążyła odpowiedzieć, kontynuował od miejsca, w którym mu
przerwano:
* W worku była wielka dziura, prawdopodobnie wydziobana przez ptaki. Pies wsadził głowę
do worka i ugryzł zwłoki. Widać wyraźny ślad po ugryzieniu i ciało jest poszarpane w dolnej
części kikuta ręki. To wygląda na górną część tułowia. Ręce są odcięte jakieś dziesięć
centymetrów od barków. Na widocznym przez dziurę prawym ramieniu znajdował się duży
kolorowy tatuaż. Tyle udało się nam zobaczyć. Medycy sądowi dostarczą nam więcej
informacji na temat torsu.
* Nie ma więc podbrzusza?
* Nie. Z wielkości wnioskujemy, że ciało zostało przecięte w pasie.
* Nie wiecie, czy to kobieta czy mężczyzna?
Irenę i Jonny spojrzeli na siebie, po czym Jonny odparł z lekkim wahaniem w głosie:
* Nie. Nie mamy pewności, ale rozmawialiśmy o tym. Irenę i ja sądzimy, że w miejscu piersi
znajduje się wielka rana. Ale ciężko było coś zobaczyć... ptaki mogły je wydziobać, a ciało
jest w daleko posuniętym rozkładzie.
* Obcięte piersi. Czyli tło seksualne. Najbardziej gówniana opcja. I trzeba poszukać
pozostałych części * rzekł ponuro komisarz.
Wstał i podszedł do wielkiej, szczegółowej mapy wiszącej na ścianie, przedstawiającej
Góteborg i jego okolice, od Kungalv na północy do Kungsbacka na południu. Powiódł palcem
wskazującym wzdłuż linii brzegowej od wejścia do portu do Killevik. Miejsce znalezienia
worka oznaczył starannie pinezką z czerwoną plastikową główką.
Cofnął się o krok i przez chwilę uważnie studiował mapę. Potem odwrócił się do inspektorów
i powiedział:
* Musimy się dowiedzieć, w którym kierunku płyną prądy i na ile są silne. Warto też zbadać
pogodę. Interesuje nas oczywiście, kiedy były sztormy.
* Sztormy? Czemu znów gadamy o pogodzie? * mruknął Jonny.
* Dlatego, że ciało w stanie, jaki opisujesz, nie mogło samo wpłynąć między skały i położyć
się spokojnie w wodzie.
Zanim Andersson podjął wątek, rzucił Jonny'emu spojrzenie równie ostre jak ton głosu:
* Ciało mogło się tam znaleźć w różny sposób. Ktoś mógł je tam umieścić na samym
początku. To nasuwa pytanie, dlaczego wszystkie części ciała nie są razem. Mogli je
porozkładać w różnych miejscach wzdłuż linii brzegowej, ale wtedy powinniśmy znaleźć ich
więcej.
* Na zachód i południowy zachód od Killevik jest sporo niezamieszkanych wysepek *
wtrąciła Irenę.
* Dokładnie. Jutro musimy je wszystkie przeszukać. Także plaże na południe i północ od
miejsca znalezienia ciała. Jest też taka możliwość, że worek popłynął wskutek gazów, jakie
wydzielają się w procesie rozkładu...
Komisarz przerwał, a Irenę zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień obrzydzenia.
Przełknął ślinę, zanim zaczął mówić dalej:
* Worek, jak powiedziałem, mógł przypłynąć, a sztorm przerzucił go przez skały. Fale
przelewają się nad nimi, kiedy naprawdę mocno wieje. Może przedziurawił się na skale i nie
mógł z równą łatwością wydostać się na zewnątrz. Dlatego
trzeba sprawdzić, kiedy ostatnio był silny sztorm. To powinno nam dać wskazówkę, jak długo
worek tam leżał.
Umilkł, rozważając ten drugi scenariusz. Nasuwało się oczywiste pytanie, gdzie są pozostałe
szczątki.
I kim jest ofiara.
* Podczas wieczornej rozmowy z dziennikarzami zamierzam tylko powiedzieć, że
znaleźliśmy tors martwego człowieka i że nie możemy podać więcej szczegółów, zanim
lekarz sądowy dokładnie go nie zbada.
Irenę i Jonny skinęli głowami. Na tym etapie śledztwa rzeczywiście nie mieli zbyt wielu
tropów. Nie znali płci ofiary. Nie mieli jej głowy, podbrzusza, rąk ani nóg. I nie znali
przyczyny zgonu.
Rozdział 2
„W miejscu do kąpieli znaleziono fragment ciała ofiary zbrodni", donosił dziennik
Góteborgs*Posten. Irenę Huss czytała artykuł zaspanymi oczami. Nikt nigdy nie twierdził, że
była skowronkiem. Teraz próbowała rozbudzić szare komórki drugą filiżanką porannej kawy.
Krister przyszedł i usiadł przy kuchennym stole. Tupot na schodach zwiastował przybycie
bliźniaczek.
* Ofiara zbrodni. Nikt przecież jeszcze nie wie, czy to ofiara zbrodni * mruknęła Irenę.
* Chyba nie sądzisz, że samobójca * odpowiedział zwodniczo łagodnym głosem jej mąż.
Dobrze znał poranny humor żony i wiedział, jak wdzięcznym jest obiektem docinków, nim
wypije dostateczną ilość kawy. Musiał jednak uważać, by nie posunąć się za daleko. Wtedy
dzień mógł być ciężki dla wszystkich zainteresowanych.
* To całkiem możliwe * odcięła się Irenę.
* Naprawdę? Więc żegnaj, okrutny świecie! Odetnę sobie ręce, nogi, a na końcu głowę, żeby
mieć pewność, że nie żyję.
Teatralnym gestem zasłonił ręką oczy, a drugą zaciśniętą w pięść wzniósł przeciw
niełaskawym mocom niebieskim. Irenę odrzekła ze złośliwym uśmiechem:
* Są jeszcze nekrofile. Kradną zwłoki... Urwała, widząc córki w otwartych drzwiach.
* Fajny macie temat przy śniadaniu * rzuciła oschle Katarina.
* Masz okropną pracę, mamo.
Słowa Jenny ukłuły Irene. Kochała swoją pracę i zawsze chciała być policjantką. Przede
wszystkim miała poczucie, że robi coś ważnego. Praca miała oczywiście swoje ciemne strony,
ale ktoś musiał ją wykonywać. Trudno to było wytłumaczyć dwóm nastolatkom, z których
jedna chciała być wokalistką w zespole podobnym do Cardigans, a druga instruktorem
obozów przetrwania w dżungli i dzikich górskich ostępach. Katarina widziała też siebie w roli
podróżniczki w odległe i egzotyczne zakątki świata dla jakiegoś programu w telewizji.
Na porannej odprawie komisarz Andersson przekazał całemu zespołowi posiadane skąpe
informacje na temat znalezienia ludzkich szczątków w Killevik. Wciąż nie mieli pozostałych
części zwłok i żadnych nowych tropów. Andersson czekał niecierpliwie na wynik pracy
lekarzy sądowych. Cierpliwość nie była jego mocną stroną.
Poza Irenę i Jonnym w zespole było jeszcze troje inspektorów.
Birgitta Moberg była w nim drugą kobietą. Drobna blondynka z wesołymi brązowymi oczami
nie wyglądała na swoje trzydzieści lat. Niejednego mężczyznę zmylił jej dziewczęcy wygląd,
ale ona nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
Obok niej siedział Hannu Rauhala. Miał krótko przycięte, jasne, prawie białe włosy. Zwykle
był spokojny i małomówny, ale wszyscy wiedzieli, że jest niezwykle skuteczny w
poszukiwaniach osób i wszelkiej pracy dochodzeniowej.
Trzeci inspektor w grupie nazywał się Fredrik Stridh. Choć miał dwadzieścia osiem lat i od
trzech pracował w wydziale kryminalnym, wciąż był postrzegany jako młodzik. Ale bardziej
żartem, bo koledzy szanowali go i lubili za niesłabnący nigdy dobry humor i wytrwałość psa
gończego. Nigdy nie dawał za wygraną, jeżeli zwietrzył choćby najdrobniejszy ślad.
Brakowało tylko Tommyego Perssona, partnera Irenę i jej najlepszego przyjaciela jeszcze z
czasów Akademii Policyjnej w Ulriksdal. Tego ranka leżał na stole operacyjnym w szpitalu
Wschodnim, gdzie mieli mu operować przepuklinę w pachwinie. Nie wróci do pracy
przynajmniej przez tydzień. Poprzedniego wieczora Irenę zadzwoniła do jego żony Agnety,
która zdradziła jej konspiracyjnym szeptem, że Tommy wcale się nie boi, choć oczywiście
napisał testament. Irenę słyszała w tle głośne protesty Tommy'ego grożącego żonie
strasznymi konsekwencjami, jeśli nie przestanie kłamać. Agneta pracowała jako siostra
oddziałowa w szpitalu w Alingsas. Irenę przyjaźniła się z nią i z Tommym. Już zaczynała za
nim tęsknić.
* Policja wodna otrzymała posiłki i nadal przeszukują wysepki i szkiery w okolicach Killevik,
a marynarka wojenna przysłała swoich nurków. Zaczynamy poszukiwania podwodne w
Killevik i rozciągamy je aż do fiordu Askim.
Słowa komisarza wyrwały Irenę z rozmyślań. Stał przed mapą wybrzeża i zataczał kółka nad
jasnoniebieską wodą. Przebiegł wzrokiem po zebranych i zatrzymał się na Hannu Rauhali.
* W porze lunchu skontaktujesz się z lekarzami sądowymi i spróbujesz się dowiedzieć, kiedy
doszło do zabójstwa. Potem zaczniesz przeglądać wszystkie zgłoszenia zaginięć w czasie,
kiedy przypuszczalnie nastąpił zgon.
Hannu skinął głową.
Komisarz zwrócił się do pozostałych:
* Wszyscy oprócz Irenę pojadą do Skintebo i będą rozpytywać miejscowych. Musimy zdobyć
jak najwięcej informacji, które mogą mieć coś wspólnego ze sprawą. Czy ktoś widział
podobne czarne worki albo ludzi niosących czarne worki w dziwnych porach, sami zresztą
wiecie, o co pytać. Przerwał i westchnął głęboko, po czym dokończył: * Irenę i ja spróbujemy
zebrać ostatnie wątki w sprawie morderstwa w Angered. Wszyscy zostali przesłuchani i
podejrzani się przyznali, ale musimy spotkać się po południu z panią prokurator i
przeanalizować całą sprawę.
Irenę żywiła wielki podziw dla Inez Collin. Były w podobnym wieku. Komisarz Andersson
zawsze miał problem w kontaktach z panią prokurator. Irenę podejrzewała dlaczego: Inez
Collin była ładną kobietą, i do tego znakomicie wykształconą prawniczką.
Inez Collin jak zwykle wyglądała świetnie. Tego dnia miała na sobie szaroniebieską sukienkę
i czółenka w tym samym kolorze. Na wierzch włożyła obcisły żakiet, o ton ciemniejszy od
prostej, eleganckiej sukienki. Jasne włosy związała w koński ogon i spięła srebrną klamrą.
Usta i paznokcie miała pomalowane na kolor jasnoczerwony.
Praca z nią jak zwykle posuwała się lekko i sprawnie i zakończyli ją tuż przed lunchem.
Andersson pospiesznie opuścił pokój. „Może się bał, że Inez Collin zaproponuje mu wspólny
lunch?", pomyślała Irenę.
W rzeczywistości Andersson chciał się dowiedzieć, czy odezwali się już patolodzy. Nie miał
cierpliwości czekać na windę, więc zaczął iść po schodach. Po drodze pożałował swojej
nierozwagi. Kiedy dotarł na piętro wydziału kryminalnego, był purpurowy z wysiłku i sapał
jak miech kowalski. Zaczął powoli iść korytarzem, starając się opanować oddech i puls.
Hannu wychodził właśnie ze swojego pokoju, ale stanął jak wryty na widok sapiącego szefa.
Spojrzał badawczo na czerwone plamy na policzkach i szyi Anderssona, lecz jak
zwykle nic nie powiedział. Zakłopotany komisarz próbował obrócić całą sytuację w żart:
* To chyba kiepski pomysł brać się za sport z sześćdziesiątką na karku.
Hannu rozciągnął kąciki ust w uprzejmym uśmiechu, ale w jego jasnoniebieskich oczach
błysnął cień niepokoju.
* Rozmawiałeś z patologiem? * zapytał Andersson.
* Tak. Profesor Stridner powiedziała, że nie będą gotowi przed drugą.
Komisarz spurpurowiał jeszcze bardziej.
* Druga! Ten kadłub zabierze im więcej czasu niż sekcja całego ciała!
Hannu w milczeniu wzruszył ramionami. Andersson wziął kilka głębszych oddechów, nim
zapytał:
* Wiesz może, czy znaleźli coś jeszcze koło Killevik? Hannu w odpowiedzi tylko pokręcił
głową. Komisarz
spojrzał na niego ze złością i zniknął w swoim pokoju.
Irenę usłyszała koniec ich rozmowy, idąc korytarzem. Uśmiechnęła się do Hannu i
powiedziała ściszonym głosem:
* Jest dziś trochę wytrącony z równowagi. Przed południem Inez Collin, a teraz czeka na
wiadomość od Yvonne Stridner... Trochę za dużo jak na jeden dzień.
Hannu parsknął śmiechem. Jeśli komisarz czuł się nieswojo przy eleganckiej i chłodnej pani
prokurator, to na punkcie Yvonne Stridner miał niemal fobię. Profesor patologii była osobą
wyrazistą, kompetentną i cieszącą się sporym autorytetem. Powszechnie uważano ją za
jednego z najlepszych lekarzy sądowych w całej Skandynawii. Irenę podzielała tę opinię.
* Taa. Może pójdziemy coś zjeść * zaproponowała Irenę.
* Niestety, jestem już z kimś umówiony.
Na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Oho! Pierwszy raz od dwóch lat, jakie razem
przepracowali, okazał cień emocji. Irenę od razu wyobraziła sobie romantyczny lunch z
tajemniczą kobietą. A może z mężczyzną? Uderzyło ją, że nie ma pojęcia, czy Hannu z kimś
mieszka, czy jest żonaty czy sam.
Skręcało ją z ciekawości, ale nie miała złudzeń, że czegoś się od niego dowie. Może powinna
przeprowadzić małe prywatne śledztwo? Brzydka myśl, ale jakże kusząca. Starając się nie
zdradzić wyrazem twarzy, powiedziała:
* Szkoda. Dla mnie. Do zobaczenia o drugiej.
To było aż za łatwe. Słyszała, jak Hannu zamyka drzwi i wychodzi. Wyjrzała ukradkiem
przez okno w swoim pokoju. Zobaczyła, że wychodzi z budynku i idzie przez parking.
Podszedł do małego, żółtego volkswagena golfa. Otworzył drzwi po stronie pasażera i
wskoczył do środka.
Irenę bez trudu rozpoznała samochód. Po ulicach jeździło jeszcze parę sztuk tego modelu z
połowy lat osiemdziesiątych i jeden z nich należał do inspektor Birgitty Moberg. Bardzo
dbała o swój wysłużony pojazd i nikomu go nie pożyczała. Było więc pewne, że to ona
siedziała za kierownicą.
* Co ona sobie myśli, do cholery! Jeszcze nie jest gotowa! Już druga i miała na to cały dzień!
Komisarz Andersson zupełnie stracił panowanie nad sobą, kiedy przyszła wiadomość od
patologa. Irenę odebrała telefon i przekazała ją szefowi. Spojrzał na nią gniewnym,
oskarżycielskim wzrokiem. Nie wzięła tego do siebie, bo wiedziała, że spojrzenie jest
przeznaczone dla profesor Stridner.
Andersson podszedł do okna i wyjrzał przez brudną szybę na plac Ernsta Fontella. Irenę
wywnioskowała z jego pomruków, że stoi i myśli. Po chwili odwrócił się do niej i powiedział:
* Jedziemy tam. Stridner może już nam chyba coś powiedzieć! Potem do Killevik. Chcę
zobaczyć miejsce, w którym znaleziono ciało.
Andersson poczuł się nieswojo, jak zawsze, gdy przekraczał próg zakładu medycyny sądowej.
Irenę o tym wiedziała * zresztą nie bardzo umiał to ukryć * ale nie dała po sobie nic poznać.
Nie poczuł się lepiej, gdy muskularny jasnowłosy ochroniarz oznajmił, że pani profesor jest w
sali sekcyjnej. Znał wstręt komisarza do sekcji i białe zęby w jego opalonej twarzy błysnęły w
czarującym, lecz złośliwym uśmiechu. Nie pasował do tego miejsca wyglądem, łącznie z
włosami związanymi w schludny koński ogon, lecz pracował w zakładzie medycyny sądowej
od wielu lat. Irenę znała tylko jego imię wypisane na identyfikatorze * Sebastian.
Najgorszy był zapach. „Pracując tu na co dzień, można się pewnie do niego przyzwyczaić",
pomyślała Irenę. Ale gdy bywało się tylko od czasu do czasu, jak ona i komisarz, dawał się
odczuć z całą siłą.
Andersson zatrzymał się przy drzwiach i Irenę ku swemu zdziwieniu poczuła, że wypycha ją
przed siebie. Wystarczyło teraz podejść do stalowego stołu, przy którym stała Yvonne
Stridner, tnąc skalpelem znaleziony tors.
Spojrzała na nich znad powiększających okularów i ściągnęła brwi z niezadowoleniem.
* Co wy tu robicie? * zapytała ostro.
Komisarz milczał, więc Irenę poczuła się w obowiązku odpowiedzieć:
* Chcieliśmy zapytać, czy nie znalazłaś czegoś... co może okazać się pomocne w śledztwie.
Stridner głośno prychnęła.
* Dam wam znać, kiedy będę gotowa.
* Nadal nie wiesz, czy to kobieta czy mężczyzna?
* Nie. Ale pectoralis major, to znaczy mięsień piersiowy większy, jest niemal całkowicie
wycięty po obu stronach. To się nie zgadza.
* Co się nie zgadza? * odważył się zapytać Andersson.
* Uszkodzenie piersi kobiecej ogranicza się zwykle do gruczołu piersiowego i tkanki
tłuszczowej. Ale tu ktoś wszedł głęboko i usunął mięsień. Nie mogę więc powiedzieć, czy
to kobieta, czy mężczyzna. Cięcie ma kształt elipsy o wymiarach jedenaście na siedemnaście
centymetrów. Całkiem prawdopodobne, że odcięto dwie kobiece piersi. Ale muszę zbadać
dokładniej...
* Jaka jest przyczyna zgonu?
* Nie da się stwierdzić. Znajdźcie głowę, to może będę mieć jakąś wskazówkę. W takich
przypadkach najczęstszą przyczyną zgonu jest uduszenie.
* Nie widać jakichś śladów na szyi?
* Nie ma szyi, by zobaczyć ślady. Głowa jest odcięta nad siódmym kręgiem szyjnym.
Wszystkie narządy wewnętrzne zostały usunięte. Nie ma płuc, serca ani wnętrzności w jamie
brzusznej. Klatka piersiowa jest otwarta aż do dołu szyjnego. Cały mostek jest spiłowany.
* Jak długo ciało... szczątki leżały w worku?
* Nie da się dokładnie określić. Sądząc ze stopnia zaawansowania rozkładu, jakieś dwa do
czterech miesięcy. Przez cały luty i marzec było bardzo zimno, co też oczywiście ma wpływ.
Od kwietnia również nie było dłuższych okresów ciepła. Ale pobraliśmy zwyczajowe próbki i
oczywiście zrobiliśmy testy toksykologiczne. Za kilka dni dostaniemy wyniki i wtedy będzie
można powiedzieć coś bardziej pewnego.
Irenę usłyszała, jak komisarz za jej plecami szykuje się do wyjścia. Jej mózg pracował
gorączkowo, by wymyślić jakieś ważne pytanie, które mogłaby zadać. Nagle doznała
olśnienia.
* Tatuaż. Czy widać, co przedstawia? * zapytała.
* Tak. Wygląda jak odwrócone małe „y", z poprzeczną kreską w miejscu, gdzie zaczyna się
rozwidlenie, i drugą poprzeczną kreską nieco wyżej na nóżce. Sądzę, że to może być znak z
chińskiego alfabetu. Oplata go smok zjadający własny ogon. Bardzo ładny tatuaż. W rzeczy
samej małe kolorowe dzieło sztuki. Zobacz sama.
Stridner obróciła zwiotczały szarozielony tors, żeby Irenę mogła zobaczyć tatuaż. Możliwe,
że był bardzo ładny,
ale teraz również Irenę zrobiło się niedobrze. Udawała, że przygląda się uważnie dziełu
sztuki, a potem szybko podziękowała i pospiesznie opuściła salę sekcyjną. Andersson był już
za drzwiami.
Jechali drogą 158 z Jarnbrottsmotet do Saró. Irenę przerwała milczenie dopiero, gdy skręcili
przy Brottkarrsmotet w stronę Skintebo.
* Sądzę, że sporo się dowiedzieliśmy.
Komisarz mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Irenę zdawało się, że słyszy „aż za dużo",
ale nie była tego pewna.
* Czy będziemy mieć jakieś zebranie wieczorem? * zapytała głównie po to, by zmienić temat
rozmowy.
* Nie. Nie ma pośpiechu. Omówimy to na porannej odprawie.
Irenę minęła park Billdal i po chwili skręciła w wąską drogę prowadzącą do Killevik. Stamtąd
zobaczyli łódź, z której skakali nurkowie marynarki wojennej. Kołysała się lekko na
niewielkiej fali koło małych wysepek kilkaset metrów od plaży. Niebiesko*białe flagi
wyznaczały teren, w którym poruszali się nurkowie. W oddali słyszeli silnik policyjnej łodzi
przeszukującej szkiery i wszystkie te niezliczone drobne wysepki.
* Gdzie jest reszta naszych ludzi? * zapytał Andersson.
* Pewnie są w terenie i rozpytują miejscowych * odparła Irenę.
Komisarz mruknął coś niezrozumiale. Wyjął komórkę i zaczął grzebać po kieszeniach.
Najwidoczniej w końcu znalazł to, czego szukał, bo kiedy rozprostowywał pomięty świstek
papieru, jego pomruki nie brzmiały już tak gniewnie. Irenę zdążyła dostrzec słowa „policja
wodna" wypisane czerwonym tuszem. Niżej widniał numer telefonu. Andersson wybrał
numer z kartki.
* Cześć. Tu Sven Andersson. Znaleźliście coś? Spochmurniał, słysząc odpowiedź z drugiej
strony.
* Aha. Nurkowie też nie...? Aha. Nie umiał ukryć rozczarowania.
* Dajcie znać, jak tylko coś wypłynie... to znaczy... jeśli coś znajdziecie. Dobrze. Dziękuję.
Bardzo starał się nie dać niczego po sobie poznać, gdy zakończył rozmowę, lecz Irenę znała
swego szefa zbyt długo, by mógł ją oszukać.
Andersson pochylił się w stronę przedniej szyby i spojrzał ponuro przez okno na trzy skały.
Przez długą chwilę siedział bez słowa ze wzrokiem utkwionym w wystające z wody
kamienie. Cienka warstwa szarych chmur przysłoniła słońce, ale prześwitujące przez nią
światło rzucało na fale srebrne refleksy i odbijało się w białych piórach krążących nisko mew.
Andersson nie zwracał uwagi na ten piękny widok, tylko nadal siedział zatopiony w myślach.
Irenę milczała, czekając, aż odezwie się pierwszy.
* Jak, do diabła, ten worek się tam znalazł?
* Przekonuje mnie twoja hipoteza, że fale przerzuciły go przez skały. Inaczej znaleźlibyśmy
więcej worków w tym miejscu lub w pobliżu.
* Skąd przypłynął? Irenę wzruszyła ramionami.
* Nie mam pojęcia. Może z którejś z wysp.
* Hm. Styrsó leży na wprost skał. Donsó też. Ale nie wiem, jak tutaj płyną prądy. Może
przedostał się z Vrangó. Możemy sprawdzić te prądy, choć dla worka byłaby to długa droga.
Irenę skinęła głową.
* Sprawdzę. Uderzyła ją pewna myśl.
* Zapytam Birgittę, czy ma mapę morza. Ona często pływa żaglówką.
* Dochodzi wpół do piątej. Zawiozę cię do domu. Chyba że masz samochód przy komendzie?
* Nie. Krister go dziś wziął. Pracuje do północy.
Było ich stać tylko na jeden samochód, więc wypracowali system, który dobrze działał. Ich
auto stało zawsze na parkingu przy komendzie, zaledwie pięć minut spacerem od restauracji
Glady's Corner, gdzie Krister pracował jako szef kuchni. Ten, kto zaczynał pracę wcześniej,
przeważnie Irenę, brał je rano. Kiedy im pasowało, jechali razem. Ten, kto kończył później,
zabierał samochód do domu. Irenę często wracała autobusem, miała dobre bezpośrednie
połączenie z Drottningstorget. Przyjęła z wdzięcznością propozycję podwiezienia, bo
perspektywa uniknięcia jazdy przepełnionym autobusem była bardzo atrakcyjna.
Wrócili na drogę 158, przejeżdżając przez piękne tereny zielone. Mimo miejscami zwartej
zabudowy domków szeregowych i jednorodzinnych trafiały się wprost idylliczne widoki.
Irenę tego nie komentowała, wiedząc, że jej szefowi teraz nie w głowie piękne pejzaże.
* Zabójstwa z ćwiartowaniem zwłok zdarzają się rzadko. Jestem w policji kryminalnej już
prawie dwadzieścia pięć lat i przez ten czas mieliśmy tylko trzy lub cztery takie przypadki.
Sam prowadziłem dochodzenie w jednej sprawie. Ta będzie druga * powiedział
niespodziewanie.
* Kim była tamta ofiara?
* Prostytutką i narkomanką. One są szczególnie narażone na coś takiego. Przyciągają
najbardziej pokręconych świrów. Można to nazwać ryzykiem zawodowym. Zaklinacz węży
też powinien liczyć się z tym, że kiedyś zostanie ukąszony.
* Te dziewczyny są bardzo osamotnione i bezbronne. Andersson tylko coś mruknął w
odpowiedzi. Irenę pytała dalej:
* Czy jej ciało też miało powycinane narządy?
* O nie. To był świr, który zabił ją podczas orgii w swoim mieszkaniu. Wpadł w panikę, bo
nie wiedział, jak pozbyć się ciała. Pociął je więc w wannie i zapakował kawałki do trzech
wielkich waliz, które potem wrzucił do dużego kontenera na pobliskiej budowie.
* Ile czasu zabrało ujęcie go?
* Cztery dni. Spił się jak świnia po tym zabójstwie i wpadł w delirium. Stał na balkonie i
wrzeszczał: „Ja ją pociąłem! Ja to zrobiłem!". Po godzinie sąsiedzi mieli dosyć i zadzwonili
po nas. Wystarczyło tylko pojechać i go zgarnąć. Nawet dokładnie nie posprzątał w łazience,
a ubrania tej cizi wciąż leżały na podłodze!
Zachichotał na to wspomnienie.
* Ale to jest coś innego. Coś znacznie gorszego * powiedział i od razu spoważniał.
* Co masz na myśli?
* Zabić człowieka i wypatroszyć ciało kawałek po kawałku jak... kurczaka. Trzeba być
naprawdę porąbanym!
* Racja. Ale przecież nie wiemy jeszcze, co się stało. Czy to było morderstwo, czy to nekrofil
zdobył zwłoki i pokroił je, by się podniecić...
Irenę przerwała, słysząc cichy jęk Anderssona.
* Cholera. Cholera! * wybuchnął.
Pokiwała głową i postanowiła, że da mu już spokój. Oboje od lat mieli w pracy do czynienia z
morderstwami i mordercami, ale niektóre rzeczy były gorsze od innych.
Irenę przypadkiem trafiła na ogłoszenie w GP jakiś tydzień temu: „Zapraszamy do salonu
fryzjerskiego na Frólunda Torg! Teraz w środy i czwartki czynne do dwudziestej!". Złapała za
telefon i umówiła się. Wreszcie jakaś fryzjerka zrozumiała, o której godzinie ludzie mają czas
korzystać z jej usług! Zapisała się na wpół do siódmej, co bardzo jej pasowało. Zdąży jeszcze
zajść do domu i wziąć Sammiego na spacer.
Bliźniaczki miały iść na zajęcia bezpośrednio po szkole. Jenny była bardzo muzykalna, grała
na gitarze i flecie. Oprócz tego śpiewała w dwóch chórach. Dziś miała lekcje fletu. Katarinie
dawano duże szansę na wygraną w tegorocznych mistrzostwach Szwecji juniorów w jujitsu,
bo wygrała je w ubiegłym roku. Irenę sama zdobyła w tej dyscyplinie mistrzostwo Europy
prawie dwadzieścia lat temu. Była więc jedyną kobietą w Skandynawii, która miała czarny
pas, trzeci dan.
Przed drzwiami siedział Sammie, który na jej widok skoczył z radości. „To jest zaleta
posiadania psa, pomyślała Irenę. Obojętne, o której przyjdziesz, zawsze cieszy się tak samo".
Ledwo zdążyła zdjąć kurtkę, gdy zadzwonił telefon.
* Irenę Huss.
* Cześć, Irenę. Tu Monika Lind. Pamiętasz mnie? Odszukanie Moniki Lind w pamięci zajęło
jej parę dobrych chwil, ale w końcu sobie przypomniała.
* Jasne. Przez parę lat byłyśmy sąsiadkami. Ale cztery czy pięć lat temu przeprowadziliście
się do Trollhattan, prawda?
* Do Vanersborga. Pięć lat temu.
Isabell, córka Moniki, była o rok starsza od bliźniaczek. Dziewczynki często się bawiły, kiedy
były młodsze, ale gdy rodzina Lindów przeprowadziła się do Vanersborga, kontakt się
rozluźnił, a w końcu urwał zupełnie. Irenę zachodziła w głowę, czego dawna sąsiadka może
od niej chcieć.
* Chodzi o Isabell. Policja się nie przejmuje. Muszę porozmawiać z jakimś mądrym
policjantem!
Przy ostatnim zdaniu głos jej się załamał. Irenę ku swemu przerażeniu usłyszała, że kobieta
zaczyna płakać. Starała się mówić do niej uspokajającym głosem:
* Co się stało? Czy Isabell ma jakieś kłopoty z policją?
* Nie, ale zniknęła! Szukam jej... ale nikt się nie przejmuje!
Znów dał się słyszeć głośny szloch.
* Spokojnie, Moniko. Spróbuj opowiedzieć wszystko od początku.
Na chwilę zapadła cisza. Irenę zdawała sobie sprawę, jak trudno Monice się uspokoić. Po
chwili kobieta zaczęła jednak mówić drżącym głosem:
* Isabell poszła jesienią do drugiej klasy liceum o profilu społecznym. Ale jej się tam nie
podobało. Cały czas miała trudności z odnalezieniem się w tej szkole. Zeszłego lata wygrała
konkurs piękności i odtąd marzyła tylko o jednym... żeby zostać fotomodelką. Jeden fotograf
w mieście zrobił jej przepiękne zdjęcia, które kosztowały majątek... ale ona tak bardzo
chciała.
Monika Lind znów umilkła. Irenę słyszała, jak próbuje złapać oddech, i rozumiała, ile ją
kosztuje to opowiadanie.
* W lipcu nastąpił koniec. Odmówiła powrotu do liceum. Powiedziała, że wybrała zły profil i
zacznie jesienią na medialnym. I tak nawiązała kontakt z agencją modelek w Kopenhadze.
* Jak nawiązała ten kontakt? * wpadła jej w słowo Irenę.
* Z ogłoszenia. Szukali szwedzkich dziewcząt, które chciałyby pracować w Kopenhadze.
* Jak się nazywa agencja?
* Scandinavian Models. Skontaktowała się z fotografką Jytte Pedersen. Rozmawiałam z nią
dwa razy, zanim Bell pojechała. Agencja załatwiła podróż, mieszkanie w Kopenhadze i...
Głos znów jej się załamał. Załkała rozpaczliwie.
* Dostała własne mieszkanie w Kopenhadze?
* Nie. Dzieli je z dwiema innymi dziewczynami. Jedna jest z Oslo, nazywa się Linn, a druga z
Malmó, Petra.
* Gdzie jest to mieszkanie? W której dzielnicy Kopenhagi?
Irenę była w stolicy Danii tylko raz w życiu, w ostatniej klasie liceum. Wspomnienia miała
dość mgliste, pewnie z powodu dobrego, taniego duńskiego piwa, przy jednoczesnym braku
czujnych rodzicielskich oczu.
* Tuż koło Frihamnen. Ulica nazywa się Ostbanegade.
* Nigdy jej nie odwiedziłaś?
* Nie. Cóż. Ona nie... Chciałam do niej jechać w czasie ferii zimowych. To jest ten minus
pracy nauczyciela, że ma się wolne tylko w czasie wakacji i ferii. Mąż obiecał, że zajmie się
Elin... Pamiętasz może, że kiedy wyjeżdżaliśmy do Vanersborga, byłam w ciąży. Isabell ma
młodszą siostrę, która niedługo skończy pięć lat. Ściśle mówiąc, przyrodnią siostrę. Ale
wtedy Bell nie chciała, bym przyjeżdżała, bo miały remont w mieszkaniu. Potem planowałam
pojechać na Wielkanoc, ale powiedziała, że ma dużo pracy. Miała jechać do Londynu na sesję
fotograficzną. Zaczęłam... odnosić wrażenie, że nie chce moich odwiedzin. Dziewczyny nie
miały telefonu w mieszkaniu, więc Bell zawsze dzwoniła do nas. Ja pisałam do niej list
przynajmniej raz w tygodniu.
* Jak często dzwoniła?
* Przeważnie raz w tygodniu. Kiedyś nawet w odstępie dziesięciu dni.
* Kiedy odezwała się ostatni raz?
* W połowie marca wieczorem. Odebrał Janne. Ja miałam wtedy zebranie z rodzicami.
* Co mówiła?
* Niewiele. Jak już wspomniałam, Janne odebrał telefon.
* Jak się układa między Isabell a twoim mężem? W słuchawce dało się słyszeć głośne
westchnienie.
* Jak wiesz, był z tym problem już wtedy, gdy mieszkaliśmy w Fiskeback. Kiedy Janne i ja
poznaliśmy się, Bell miała jedenaście lat. Kontakt z jej ojcem po rozwodzie był słaby, więc
przez pięć lat byłyśmy tylko we dwie. A potem pojawił się Janne i wszedł między nas.
Pamiętasz przecież, ile razy uciekała z domu do was. Mieliście mi nie mówić, gdzie jest, bo
chciała, żebym się denerwowała.
* Może teraz jest podobnie? Unika kontaktu, żebyś się denerwowała...
* Policja w Danii i Szwecji chce, bym przyjęła właśnie taką wersję! Nie wierzą, że jej już nie
ma!
* Nie ma jej? Co chcesz przez to powiedzieć?
* Nie ma jej w Kopenhadze! Przez cały kwiecień nie dała znaku życia. W czwartek przed
Nocą Walpurgii wzięłam wolne i pojechałam do Kopenhagi. Najpierw do mieszkania Bell.
Nie masz pojęcia, jaka to obskurna rudera! Wielki, brudny dom czynszowy w Sondre
Frihavn. Poszłam na górę, gdzie miała mieszkać moja córka, ale nie znalazłam mieszkania
wynajmowanego przez trzy młode dziewczyny. Oczywiście pukałam i pytałam lokatorów,
którzy byli w domu. Nikt nie widział trzech dziewczyn i nikt nic nie wiedział na ten temat.
Przerwała na chwilę.
* Kupiłam książkę telefoniczną i zaczęłam szukać agencji modelek i fotografów. Nie ma
agencji Scandinavian Models ani fotografia Jytte Pedersen. Obeszłam więc wszystkie agencje
i fotografów, jakich znalazłam. Pokazywałam im zdjęcie Bell, które miałam ze sobą. Nikt jej
nie widział. Potem było już święto, więc wróciłam do domu. Ale przed wyjazdem zgłosiłam
zaginięcie Bell duńskiej policji.
Głos znów jej się załamał i Irenę musiała czekać dłuższą chwilę. W tym czasie zapisała parę
słów na bloczku, który wisiał na ścianie obok telefonu.
Monika pociągnęła nosem i słabym głosem mówiła dalej:
* Oni ze mnie... kpili! Nie widzieli niczego alarmującego w tym, że siedemnastolatka
zaginęła w Kopenhadze. Twierdzili, że tak się dzieje codziennie. Młode dziewczyny uciekają
od rodziców, żeby przeżyć przygodę w wielkim mieście. Najwyraźniej to zupełnie normalne!
Powiedzieli, że policja nie może zrobić nic prócz opublikowania ogłoszeń o zaginięciu i
czekania, czy ona gdzieś się pojawi. Powiedzieli mi niemal prosto w twarz, że nie zamierzają
zrobić nic!
„A co mają zrobić? Rozesłać patrole w poszukiwaniu Isabell z Vanersborga", pomyślała
Irenę. Wiedziała, że nie powinna mówić tego głośno. Zamiast tego zapytała:
* Czy kontaktowałaś się ze szwedzką policją?
* Tak. Drugiego maja, czyli w niedzielę. Mają takie same podejście jak ich duńscy koledzy.
Po intensywnym namyśle Irenę powiedziała:
* Mówisz, że Isabell dzwoniła. Nie napisała nigdy kartki ani listu?
* Nie. Nie lubiła pisać.
* Spróbuj sobie przypomnieć, co mówiła. O mieszkaniu. O tamtych dwóch dziewczynach. O
pracy modelki... wszystko!
* Podała tylko imiona dziewczyn, z którymi mieszkała. Linn i Petra. Najwięcej mówiła o
nowych przyjaciołach, jakich poznawała. To byli ludzie z całego świata. Chłopak z Anglii,
który miał na imię Steven, i Amerykanin Robin. Dziewczyny wychodziły razem i, jak widać,
spotykały mnóstwo ludzi. Oczywiście najwięcej innych modelek. Jedna koleżanka nazywała
się Heidi. Bell mówiła też, że sesje fotograficzne są przyjemne, ale męczące.
* Nie znasz nazwisk ludzi, o których mówiła?
* Nie. Wspomniała, że kupiła mnóstwo ciuchów. Chodziła z dziewczynami na zakupy.
Zawsze miała bzika na punkcie strojów, a teraz zarabia sporo pieniędzy. Jak ją znam, wydaje
wszystko na ubrania i kosmetyki.
* Jak ci opisała mieszkanie i dom?
* Jako bardzo ładne i przytulne.
* Ale to nie była prawda.
* Nie.
* Czy powiedziała jeszcze coś, co później okazało się kłamstwem?
* Nie przypominam sobie.
Irenę starannie ważyła słowa, nim powiedziała:
* Niestety, jest tak, jak powiedzieli moi duńscy i szwedzcy koledzy. Policja nie może wiele
zrobić, dopóki nie ma wyraźnego podejrzenia popełnienia przestępstwa, albo nim Bell nie
pojawi się w jakiejś sprawie prowadzonej przez policję. Ale zawsze możesz wynająć
prywatnego detektywa.
* Nie stać mnie. Ale może będę musiała to zrobić. Jak myślisz, co mogło się z nią stać?
* Trudno powiedzieć. Możliwe, że świadomie ukrywa się z jakiegoś powodu. Może nie ma
jej już w Kopenhadze. Bierzesz pod uwagę, że mogła znów pojechać do Anglii?
* Ale powinna się odezwać!
* Tak. Niepokojące jest, że tego nie zrobiła. Myślę, że powinnaś poprosić policję, do której
zgłosiłaś się w Szwecji, żeby szukali jej przez Interpol.
Monika milczała przez dłuższą chwilę. Irenę czuła, że nie ma już nic do powiedzenia, tylko
na coś czeka.
* Zadzwonisz do mnie, jeśli się czegoś dowiesz?
* Oczywiście. Daj mi swój numer do domu i do pracy.
Irenę szybko zapisała cyfry na bloczku. Nie żywiła wielkiej nadziei, że kiedykolwiek będzie
miała powód, by zadzwonić. Inspektor kryminalny pełniący stałą służbę w Góteborgu
niewiele mógł w takim przypadku zrobić.
Fryzjerka obcięła ją za krótko. Komentarz męża, kiedy pokazała mu efekt wizyty, potwierdził
jej obawy.
Mąż, z którym była już siedemnaście lat, przyjrzał się jej włosom uważnie i krytycznie.
Potem podniósł dłoń w geście pozdrowienia i powiedział:
* Witaj, Irku!
Nadąsała się oczywiście, ale przyznała, że powinna była w porę zareagować na strzyżenie.
Uznała, że to błąd fryzjerki, która podsunęła jej pod nos zdjęcie świeżej, młodej modelki i
powiedziała:
* Popatrz tutaj. To dokładnie twój styl. Prosty, a przy tym kobiecy. Lekkie retro z lat
sześćdziesiątych. Jeśli pamiętasz Twiggy. Łatwa w pielęgnacji. I pofarbujemy na głębszy
rudobrązowy odcień.
Czy Irenę pamięta Twiggy? Ideał wszystkich dziewcząt końca lat sześćdziesiątych. Miała
wtedy dziewięć lub dziesięć lat. Nic nie mówiąc mamie, umówiła się w zakładzie fryzjerskim
przy Guldhetstorget. Pulchna, przyjemnie pachnąca fryzjerka z ustami pomalowanymi
jasnoczerwoną szminką spytała życzliwie, czy Irenę naprawdę chce ściąć swoje długie włosy.
Irenę stanowczo potwierdziła. Chciała wyglądać jak Twiggy.
Fryzura może przypominała Twiggy, reszta Irenę już nie. Nikt nie mógłby ich pomylić, ani
wtedy, ani później.
Teraz było tak samo.
Inspektor kryminalny Irenę Huss z westchnieniem popatrzyła w lustro w przedpokoju.
Przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu. Zobaczyła wysoką, szczupłą kobietę ubraną w
czarne spodnie i jasnoniebieski bawełniany top z dekoltem w serek. Włosy były za krótkie,
ale ich kolor bardzo ładny * naturalny ciemny brąz zyskał miedziany połysk. Wszystkie siwe
pasemka zostały starannie pokryte. W oświetleniu przedpokoju nie wyglądała na swoje
czterdzieści lat. Jeśli nie podchodziła zbyt blisko do lustra.
Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i bliźniaczki próbowały jednocześnie wepchnąć
się do środka. Kiedy zakończyły spór o jedyny wolny wieszak, zwróciły się do matki:
* Byłyśmy je zobaczyć. To on * powiedziała Jenny.
* Nie ma wątpliwości * potwierdziła Katarina.
Poszły razem do kuchni, gdzie zastały męskich członków rodziny. Krister, który był szefem
kuchni, a gotowanie traktował zarówno jako zawód, jak i hobby, zabrał się już za
przyrządzanie późnego obiadu. Przy nim w wyczekującej postawie siedział Sammie,
całkowicie skupiony na tym, co robi jego pan. Zawsze mogło się zdarzyć, że jakiś smaczny
kąsek spadnie przypadkiem na podłogę.
* Katarina i Jenny poszły je zobaczyć. Nie ma wątpliwości, że to sprawka Sammiego *
powiedziała Irenę.
* Więc ta stara jędza miała rację, kiedy zadzwoniła i nawrzeszczała na nas * stwierdził
Krister.
* Trudno się dziwić, że była zła. Jej czystej rasy pudlica zabawiła się z terierem! Ale powinna
mieć pretensje do siebie. Nie wypuszcza się suki z cieczką do ogródka przy domu
szeregowym. Nie przy takim niskim płocie, jak nasz. Powiedziała mi zresztą, że suczka jest
międzynarodową czempionką * oznajmiła Irenę.
* A więc to Sammie. Dobrałeś się do czempionki! * powiedział Krister surowym głosem, ale
z lekkim uśmiechem na ustach.
Gdyby to był film rysunkowy, nad głową Sammiego pojawiłby się migający znak zapytania.
Patrzył z takim zdziwieniem na poszczególnych członków swego stada, że w końcu
wszystkim się zdawało, iż widzą ten znak zapytania unoszący się w powietrzu. Jenny poddała
się pierwsza i parsknęła śmiechem. Inni się przyłączyli i po chwili wszyscy śmiali się do łez.
Ale Sammie wyraźnie posmutniał. Każdy pies z poczuciem godności nienawidzi, kiedy się z
niego śmieją. Z opuszczonym ogonem wyszedł z kuchni i poczłapał na górę. Tam w pokoju
Jenny schował się pod łóżko.
Irenę i Krister znów zaczęli chichotać, ale Jenny im przerwała:
* Są trzy szczeniaki. Rozkoszne! Dwie suczki i jeden pies. Wyglądają wypisz wymaluj jak
Sammie, kiedy był szczeniakiem. Choć są dużo mniejsze, bo mają dopiero trzy tygodnie, i
dużo ciemniejsze...
* Oczywiście! Ich matka jest czarna * wtrąciła Katarina.
* Ja też wiem, że to dlatego! Ale babsko grozi, że zabije szczeniaki, jeśli jej nie pomożemy
ich wydać.
* Krzyżówka pudla z terierem nie jest najszczęśliwsza. Z wyglądu mogą być urocze. Ale
temperament, charakter... nie wiem * rzekła w zamyśleniu Irenę.
* Ale co ty zrobiłaś z włosami! * wykrzyknęła Katarina. Dopiero teraz zauważyła nową
fryzurę matki.
* Ostatni krzyk mody * odparła zdecydowanie Irenę.
* A zrzędziliście, kiedy ja ścięłam się na krótko * powiedziała Jenny.
* Na krótko?! Ty ogoliłaś głowę! * przypomniała jej Katarina.
Jenny nie podjęła tematu swojej superkrótkiej fryzury sprzed paru lat. Dziewczyny stały w
milczeniu, taksując wzrokiem nowy image matki. Irenę spojrzała na córki. „Bliźniaczki, a tak
niepodobne, że ludzie nie wierzą, że w ogóle są siostrami", pomyślała.
Katarina była kopią jej samej w tym wieku. Miała już metr osiemdziesiąt wzrostu, była
szczupła i wysportowana. Po matce miała też ciemnobrązowe włosy, fiołkowe oczy i skórę,
która łatwo opalała się na słońcu.
Jenny była odbiciem swego ojca, a może bardziej jego sióstr. Ku swemu zmartwieniu była
najniższa w rodzinie, miała tylko metr siedemdziesiąt trzy. Dziewczyny skończyły już
szesnaście lat, więc pewnie więcej nie urosną. Jenny miała blond złote włosy, jasnoniebieskie
oczy, cerę skłonną do rumieńców i bardzo wrażliwą ma słońce. Często marudziła, jak los
niesprawiedliwie się z nią obszedł w kwestii urody w porównaniu z siostrą. W rzeczywistości
była ładna, ale nie zdawała sobie z tego sprawy.
Chcąc przerwać krytyczne oględziny córek, Irenę zapytała:
* Co będzie na obiad?
* Dziś jest środa. Dzień wegański. Robię tajską zapiekankę z warzyw z mleczkiem
kokosowym * odpowiedział Krister.
Irenę westchnęła w duchu. Choć od prawie dwóch lat jedli wegetariańskie posiłki trzy razy w
tygodniu, trudno jej się było do tego przyzwyczaić. To zaczęło się wtedy, kiedy Jenny
postanowiła zostać wegetarianką, a Krister stwierdził, że musi zrzucić przynajmniej
dwadzieścia kilo, więc rodzina zmieniła zwyczaje żywieniowe. Jenny jadła posiłki
wegetariańskie w dni, kiedy reszta rodziny pochłaniała drób, ryby lub mięso. Krister nie
zrzucił dwudziestu kilogramów, ale ważył teraz trochę poniżej stu. Był wysoki, więc nie
wyglądał na grubasa, lecz na mężczyznę silnego i postawnego. Irenę wiedziała jednak, że
jego kolana z trudem zaczynają znosić dodatkowe obciążenie. Z tego powodu nie chodził na
długie spacery z Sammiem, jak sobie wcześniej postanowił. Zamiast tego przepływał co
najmniej dwa tysiące metrów tygodniowo w basenie w domu kultury we Frolunda. Jesienią
skończy pięćdziesiąt lat. Irenę nie żywiła wielkich nadziei, że stanie się lżejszy i
sprawniejszy, ale pomyślała, że powinna być zadowolona ze zmian, jakie wprowadził w
ostatnich latach * nowej diety i pływania.
Rozdział 3
Rejon poszukiwań powiększał się z każdą godziną, a jego promień od Killevik coraz bardziej
wydłużał, ale do tej pory nie znaleziono niczego nowego.
Komisarz Andersson próbował skontaktować się z lekarzami sądowymi. Profesor Stridner
kazała przekazać, że jest zajęta, ale odezwie się, kiedy będzie miała czas. Hannu nadal
wertował rejestr osób zaginionych w tym roku. Nie trafił jeszcze na żaden obiecujący ślad. To
wszystko nie poprawiało komisarzowi nastroju.
* Drepczemy w miejscu. Ktoś chyba musiał zauważyć zniknięcie tej osoby! * wybuchnął.
Irenę próbowała go uspokoić.
* Minęły zaledwie dwie doby od znalezienia worka i ludzie jeszcze nic nie wiedzą o tatuażu.
To może być jakiś trop prowadzący do ofiary.
Andersson milczał przez chwilę, kołysząc się na piętach. W końcu chrząknął z
zakłopotaniem.
* Tatuaż... Zasłaniałaś mi go i nie przyjrzałem się dokładnie. Co przedstawiał?
Ponieważ stał kilka metrów od stołu sekcyjnego, było oczywiste, że nie mógł widzieć tatuażu.
Irenę taktownie powstrzymała się od komentarza i zwróciła do pozostałych osób:
* Yvonne Stridner sądzi, że to znak chińskiego alfabetu, opleciony przez smoka, który zjada
własny ogon. Niełatwo było to dostrzec, ponieważ pies ugryzł zwłoki dokładnie w tym
miejscu i ciało jest w rozkładzie... jak wiecie. Opisała znak jako odwrócone „y" z dwiema
poprzecznymi kreskami na nóżce. Jedna w miejscu rozwidlenia, druga trochę wyżej. Smok
jest wytatuowany w kilku kolorach. Zdaniem Stridner to prawdziwe dzieło sztuki.
* Moim zdaniem nie wygląda to na zwykły tatuaż. Nie mógł go zatem zrobić pierwszy lepszy
partacz * odezwała się Birgitta.
* Trzeba znaleźć tatuażystę, żeby mieć ślad prowadzący do ofiary * wtrącił się Fredrik Stridh.
* Najlepiej byłoby mieć zdjęcie samego tatuażu, żeby pokazać go wszystkim tatuażystom w
Góteborgu * powiedział Jonny.
* Nie zechcesz chodzić ze zdjęciem pokazującym tatuaż w obecnym stanie. Uwierz mi *
zapewniła go Irenę.
Po chwili namysłu spytała:
* Może zamówimy rysunek zamiast zdjęcia? Będzie wyraźniejszy.
Andersson rozjaśnił się i skinął głową.
* Dobry pomysł. Postaram się to załatwić. Zwrócił się do Fredrika:
* Jak tam sprawa nocnego zabójstwa nożem?
* Ofiara została zidentyfikowana jako Lennart Kvist, w kręgach ćpunów znany jako Laban.
Stary drań z mnóstwem narkomanów na sumieniu. Prawdopodobnie sprzeczka na tle
finansowym. Świadek słyszał przeraźliwe wołanie o pomoc z parku za Floras Kulle.
Zadzwonił z komórki na policję. Patrol znalazł w parku ciało Labana. Na ziemi pod
nim leżała torebka z gotowym do sprzedaży roztworem heroiny. Prawdopodobnie sprawcą
jest klient, który nie dostał towaru na kredyt.
* Czy świadek widział kogoś uciekającego z miejsca zdarzenia? * zapytał Andersson.
* Nie. Prawdopodobnie morderca uciekł przez park w stronę Teatru Wielkiego. Pewnie
przemknął wzdłuż kanału.
* Dobra. Ty i Birgitta poprowadzicie śledztwo. Skontaktujcie się z wydziałem
narkotykowym, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Irenę, Jonny i Hannu będą się dalej
zajmować sprawą poćwiartowanych zwłok. Spotkamy się o piątej po południu.
Na żółtych stronach ogłaszało się siedmiu tatuażystów. Niektórzy z nich zajmowali się także
piercingiem. „Bolesne zabiegi, którym ludzie poddają się dobrowolnie", pomyślała Irenę.
Sama nie odważyła się nawet na przekłucie uszu.
* Nie ma sensu biegać po tatuażystach, zanim nie będziemy mieli rysunku * powiedział
Jonny.
* Pójdę się dowiedzieć, czy Andersson znalazł jakiegoś rysownika. I czy Yvonne Stridner się
odezwała.
Irenę poczuła, że powinna rozprostować nogi. Ani ona, ani Jonny nie mieli konkretnego planu
dalszych działań. Potrzebowali tropu prowadzącego do tożsamości ofiary.
W drodze do pokoju Anderssona natknęła się na Hannu. Szarmancko przytrzymał jej drzwi, a
ona przechodząc dygnęła żartobliwie.
* Musicie się tak certolić, żeby przejść przez drzwi? * usłyszeli zrzędliwy głos komisarza.
Nietrudno było wyczuć, że nie ma dobrych wieści. Irenę skwapliwie zadała swoje pytanie.
* Nie. Żadnego rysownika. I Stridner nie... Przerwał, słysząc dźwięk telefonu. Pospiesznie
podniósł
słuchawkę.
* Komisarz Andersson. Tak. Naprawdę? Hmm.
Uważnie wsłuchiwał się w głos po drugiej stronie. Ze spiętego wyrazu jego twarzy i
brzmienia głosu Irenę i Hannu wywnioskowali, że rozmawia z samą Stridner. Ponura mina
przybierała stopniowo wyraz zdziwienia. Pomrukiwał jakieś monosylaby, nim udało mu się
przerwać wypowiadany ostrym głosem monolog po drugiej stronie linii telefonicznej.
* Mamy mały problem. Potrzebowalibyśmy rysunku tatuażu... nie, lepiej nie zdjęcie...
rysunek, tak... będzie bardziej czytelny. Naprawdę? Świetnie!
Przy ostatnim zdaniu rozpromienił się i rzucił obojgu inspektorom triumfujące spojrzenie.
* Bardzo dziękuję.
Odłożył słuchawkę i bezwiednie zatarł ręce z zadowolenia.
* Stridner załatwi nam rysunek. Jeden z techników sekcyjnych kształci się na uczelni
plastycznej. Jest dziś w pracy. Przekażą nam rysunek, kiedy będzie gotowy.
* Wiedzą już, czy ofiara to kobieta czy mężczyzna?
* Mężczyzna. Zrobili testy chromosomowe. Hannu, nie zmieniając wyrazu twarzy, usunął
wierzchnie strony z pliku papierów, który przyniósł.
* Zostają trzy * oznajmił.
* Stridner zrobiła też pomiary szkieletu. Ocenia, że mężczyzna był w wieku od dwudziestu
pięciu do trzydziestu pięciu lat i miał szerokie bary. Prawdopodobnie miał metr
siedemdziesiąt pięć do metra osiemdziesiąt pięć wzrostu. Włosy, które pozostały na klatce
piersiowej, były dość ciemne. Miał zatem prawdopodobnie włosy ciemne, lecz nie czarne.
* Cudzoziemiec? * podsunęła Irenę.
* Możliwe. Ale nie miał ciemnej skóry ani czarnych włosów. Przypuszczalnie był szatynem.
Hannu przekartkował swoje papiery i wyciągnął jeszcze jeden z samego spodu.
* Zostają dwa * powiedział spokojnie.
Irenę nie mogła powstrzymać ciekawości i zapytała:
* Kim jest ten mężczyzna, którego odrzuciłeś? Hannu skinął głową.
* Siedemdziesiąt dwa lata. Siwy. Otyły. Metr sześćdziesiąt siedem. Zaginął w Hindas w
styczniu. To nie on.
* Mało prawdopodobne. To kto nam pozostał? * wtrącił się niecierpliwie Andersson.
* Steffo Melander. Trzydzieści dwa lata. Zaginął podczas przepustki z więzienia trzynastego
marca. Siedział siedem lat za napad na bank i zabójstwo. Został mu jeszcze rok do odsiadki.
Podczas wcześniejszych przepustek zachowywał się wzorowo. Wiadomo, że pojechał
pociągiem do Góteborga, by odwiedzić rodzinę. Ma tam dwoje dzieci z byłą partnerką. Ślad
urywa się na Dworcu Centralnym.
* Nie miał czegoś wspólnego z gangiem motocyklowym?
* Z bractwem.
* Z tymi chłopakami też można mieć problemy. Miał?
* Nic nam o tym nie wiadomo.
* Rysopis?
* Metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, jakieś sto kilo wagi. Wysportowany. Gęste ciemne włosy
do ramion. Nie czarne. Ciemny brąz.
* Tatuaże?
* Mnóstwo. Na całym ciele. Komisarz westchnął.
* Musiał wyglądać jak bohater komiksu.
* Pewnie tak.
Ku zdziwieniu Irenę Hannu puścił szelmowsko oko w jej stronę. Droczył się z szefem? Nie
była pewna, bo od razu wrócił do swego beznamiętnego tonu:
* Następny ma dużo tatuaży i kolczyków.
* Kolczyków? Cholera! * Andersson wyraził swoją dezaprobatę.
* Jest za młody. Dwadzieścia dwa lata. Pierre Bardi. Mieszkał w Szwecji od trzech lat. Cały
czas w Sztokholmie. Zaginął dwudziestego szóstego marca po kłótni ze swoją partnerką.
Spakował walizki i powiedział, że wraca do Paryża. Wziął paszport, dwie torby podróżne i
wyszedł. Od tamtej pory nikt go nie widział. Ani w Sztokholmie, ani w Paryżu.
* Rysopis.
* Metr siedemdziesiąt sześć wzrostu, wysportowany. Włosy do ramion, ciemnobrązowe z
rozjaśnionymi pasmami. Duży tatuaż na lewej łopatce, prawym barku i lewej piersi. Ale
żadnego smoka. Kolczyki w brodawkach sutkowych, na końcu penisa, w prawej brwi i
języku. Kilka złotych kolczyków w obu uszach.
Andersson w skupieniu ściągnął brwi. Potem pokiwał głową.
* Nie. To żaden z nich. Nasz tors ma tylko jeden tatuaż. Kolczyki w brodawkach mógł mieć.
Nie wiemy, dlaczego mięśnie klatki piersiowej zostały usunięte. Ale nie ma tatuażu na
łopatce.
Hannu przytaknął ruchem głowy.
* Kim jest ofiara? Może to jakiś cudzoziemiec, którego nikt nie szuka? Marynarz?
* W ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie zgłoszono zaginięcia żadnego marynarza *
powiedział spokojnie Hannu.
* Kimkolwiek jest, nie zgłoszono go jeszcze jako zaginionego * skonstatował Andersson.
* Może powinniśmy opublikować rysunek tatuażu w gazetach * zaproponowała Irenę.
Andersson mamrotał coś pod nosem, nim powiedział:
* Może. Poczekamy jeszcze trochę i zobaczymy, czy znajdą więcej części ciała ofiary.
Po południu odnaleziono jeszcze dwa worki. Odkrył je patrol z psami przeszukujący pas
wybrzeża na południe od
Killevik. W małej zarośniętej zatoczce leżała do góry dnem stara dziurawa łódka odciągnięta
parę metrów od wody. Pies od razu zaczął węszyć i ciągnąć do łodzi. Dwaj policjanci
ostrożnie ją odwrócili. Zobaczyli worki i wezwali na pomoc ludzi z działu technicznego i
dochodzeniowego.
Kiedy Irenę zjawiła się tam z Jonnym, technicy pracowali na całego. Svante Malm przerwał
na chwilę fotografowanie, żeby się z nimi przywitać.
* Wygląda na to, że to fragment tego samego ciała, które znaleźliśmy przedwczoraj *
powiedział.
* Co jest w workach? * spytała Irenę.
* W jednym dolna część tułowia, a w drugim udo. Technik powrócił do pracy z aparatem.
Irenę i Jonny przeszli się po terenie znaleziska. Musieli uważać na zdradliwych, śliskich
kamieniach i skałach. Popołudnie było pochmurne, a wiszące nisko chmury zapowiadały
wieczorem deszcz. Szara poświata kładła się cieniem na morzu i stojących na plaży
policjantach. Wokół łódki rosło gęste sitowie.
* Dobra kryjówka * zauważył Jonny.
* Tak. Nikt nie przychodzi się tu kąpać. Za dużo trzcin * przyznała Irenę.
* Czy worek z górną częścią tułowia też mógł tutaj leżeć?
Rozejrzeli się, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie. W końcu Irenę powiedziała:
* Nie mógł leżeć pod łodzią. Nie ma szans, by zabrał go stąd przypływ.
* A zatem jest więcej kryjówek.
* Tak, ale prawdopodobnie gdzieś blisko. Jak daleko jest stąd do Killevik?
* Jakieś czterysta metrów w linii prostej.
* Łatwo się tu dostać samochodem.
Spojrzeli na wąską żwirowaną drogę prowadzącą wzdłuż linii brzegowej z północy na
południe.
* Tymi drogami można dojechać dalej do Kungsbacka * powiedział Jonny.
* Trzeba tylko nadal szukać wzdłuż brzegu i bocznych dróg.
* Jest już po szóstej. Jedźcie do domu. Macie przecież wolny weekend. Ja i Fredrik mamy
dyżur * powiedziała Birgitta.
* Ale wy prowadzicie sprawę tego morderstwa za Floras Kulle * odparła Irenę.
* Rzeczywiście mamy jakiś ślad, który Fredrik sprawdza w terenie. Może chodzić o
zabójstwo z zazdrości. Akurat nie tego się spodziewaliśmy w sprawie Labana. Wygląda na to,
że związał się z dość młodą dziewczyną. Ponieważ był narkomanem i handlarzem, mieli ze
sobą dużo wspólnego. Ostatnio były tej dziewczyny chodził i mówił wszystkim, co zrobi z
Labanem, kiedy go dorwie. Nóż był najłagodniejszą opcją. Znamy tylko jego imię. Robert.
Prawdopodobnie jest też jej sutenerem.
* Czy Fredrik poszedł sam porozmawiać z tym Robertem? * zapytała Irenę.
* Nie. Ma tylko ustalić, gdzie przebywa. Wtedy weźmiemy go na przesłuchanie. Przy
odrobinie szczęścia będziemy go tu mieć już w weekend. Morderstwo Labana rusza więc z
miejsca, ale nie sądzę, że coś się wydarzy w sprawie tych poćwiartowanych zwłok. Medycy
sądowi przyjrzą się fragmentom i zajmie im to trochę czasu. Czy będą dalej przeszukiwać
teren z psami w weekend?
* Tak. A łódź policyjna przeczesuje brzeg. Hannu przejrzał cały rejestr, lecz nie znalazł
nikogo, kto pasuje do naszej ofiary. W tej chwili rzeczywiście niewiele możemy zrobić.
Irenę zamknęła drzwi swojego starego saaba 99. Miał dwanaście lat i rodzina Hussów bardzo
o niego dbała. W każdej chwili mogli być zmuszeni do zakupu nowego samochodu. Każdy
dzień, który odwlekał ten wydatek, był na wagę złota. Mimo ulewnego deszczu Irenę czuła
się lekko i radośnie. Krister miał dziś wolny piątek, wiedziała zatem, że czeka na nią dobry
obiad i dobre wino. Jako rekompensata, że będzie pracował przez resztę weekendu. Tak to
jest związać się z kimś z branży gastronomicznej. I z policji.
* Weźmiesz Sammiego na spacer, kochanie? Nie ma jeszcze obiadu * usłyszała głos Kristera
z kuchni.
Dobiegający stamtąd zapach sugerował, że będzie gotowy już niedługo. Irenę poczuła się
nagle bardzo głodna. Sammie siedział już przy drzwiach. Zdrzemnął się po jedzeniu i
wyjątkowo spał tak mocno, że nie usłyszał wejścia swojej pani. Ocknął się jednak na dźwięk
słów „spacer" i „Sammie". Wiedział, że już czas wyjść na siusiu.
Irenę włożyła płaszcz przeciwdeszczowy, bo nie przestawało padać. Sammie bynajmniej się
tym nie przejmował. Dla niego każda pogoda była dobra, byle tylko mógł wyjść.
Zaletą wiosny są dłuższe dni. Choć mocno padało, na dworze nie było jeszcze ciemno. Mimo
to Irenę zobaczyła ich dopiero wtedy, gdy byli bardzo blisko. Nim zdążyła odwrócić głowę,
usłyszała ostry głos:
* Znalazłaś już jakieś domy dla szczeniaków?
Uszczęśliwiony Sammie rzucił się w stronę swojej czarnej przyjaciółki. Pudlica odnosiła się
do niego z rezerwą, ale to było nic w porównaniu z jej panią. Ta wyglądała, jakby wypiła
butelkę octu.
Irenę poczuła złość i nawet specjalnie nie siliła się na przyjazny ton:
* Nie. Przez cały tydzień pracowałam do późna. Policjanci nie mają czasu na psy, a inni
koledzy z pracy w ogóle nie mogą ich mieć. To zabronione w areszcie i więzieniach.
Uśmiechnęła się do zażywnej starszej kobiety. Nim ta zdobyła się na odpowiedź, Irenę
szybko podjęła wątek:
* Zresztą do dzieci trzeba dwojga. To samo dotyczy psów. Damy oczywiście znać, jeśli
znajdzie się ktoś chętny w kręgu znajomych, ale ty też powinnaś pomóc. Na przykład dać
ogłoszenia.
* To kosztuje. Gdybyś wiedziała, ile wydałam na weterynarza i jedzenie...
* Nawet jeśli to mieszańce, powinni ci za nie zapłacić. Nie będziemy się domagać opłaty za
krycie. Zdrowy szczeniak mieszaniec kosztuje tysiąc pięćset koron.
Ściągnięta twarz sąsiadki trochę się odprężyła.
* Aż tyle?
* Tak. Rasowy biały terier kosztuje koło siedmiu tysięcy.
* Aż tyle!
To naprawdę nie była miła rozmówczyni. Irenę czuła, że musi zakończyć rozmowę, zanim
całkiem straci humor w ten piątkowy wieczór.
* Przepraszam, ale mam obiad w piekarniku. Skontaktujemy się, jak tylko będziemy mieć
jakieś wieści * odrzekła.
Obiad był wyśmienity. Filet z łososia pieczony w grubej soli, sos szafranowy, zielony groszek
i sałata przywróciły Irenę dobry humor. Mąż kupił nowe wino do przetestowania.
* Somerton. Australijskie. Jest jeszcze czerwone * powiedział.
* Znakomite do łososia.
Irenę nie była koneserem win, ale przez lata spędzone z Kristerem sporo się nauczyła.
* Gdzie są dziewczynki? * zapytała.
* Jenny jest na próbie zespołu. Katarinę zabrał ten Micke. Ojciec, zdaje się, pożyczył mu
samochód.
* Byle tylko ostrożnie prowadził. Dokąd pojechali?
* Na imprezę w Askim. Kolega z klasy Mickego ma urodziny.
* Czy Jenny chce, żebyśmy ją skądś odebrali?
* Nie. Rodzice Pii ją podwiozą.
* To dobrze. Możemy otworzyć następną butelkę.
Telefon zadzwonił przed trzecią. Irenę słyszała w półśnie, jak Krister go odbiera. Nagle usiadł
gwałtownie na łóżku, opuszczając nogi na podłogę.
* Rozumiem. Zaraz będę. Irenę wymamrotała zaspana:
* O co chodzi?
* Telefon z Sahlgrenska. Katarina i Micke mieli wypadek. Nie są ciężko ranni, ale opatrzyli
ich na oddziale ratunkowym. Katarina sama dzwoniła. Chce, żeby ją odebrać. Micke musi
zostać do rana na obserwacji. Prawdopodobnie ma uraz głowy.
Irenę zaczynała się powoli wybudzać z ciężkiego alkoholowego snu. Serce zaczęło jej walić i
nagle całkiem oprzytomniała. Jej córka leżała ranna w szpitalu! Zerwała się z łóżka, ale
szybko do niego wróciła, gdy podłoga zakołysała się jej pod nogami. Wypiła prawie półtorej
butelki wina. O wiele za dużo po męczącym dniu.
Krister, widząc, co się dzieje, powiedział:
* Zostań w łóżku. Ja po nią pojadę. Nie jest chyba najgorzej, skoro sama zadzwoniła. Nie ma
sensu budzić Jenny. Pewnie sama się obudzi, kiedy wrócimy.
Pogłaskał ją po policzku i szybko się ubrał. Irenę znów się położyła, ale była zupełnie
rozbudzona. „To zmora każdego rodzica, że zdarzy się coś strasznego, gdy dzieci pojadą
gdzieś same", pomyślała. Przypomniała jej się Monika Lind i Isabell, która zaginęła w
Kopenhadze.
Nie była w stanie spokojnie leżeć, więc owinęła się w szlafrok i zeszła do kuchni. Sammie
zachrapał, przewracając się rozkosznie w ciepłe wgłębienie, jakie pozostawiła w łóżku.
Musi wypić kubek kawy rozpuszczalnej. Zagotowała wodę w mikrofalówce, szukając w
międzyczasie paczki wafli ryżowych. Gdy kawa była gotowa, usiadła przy kuchennym stole i
ugryzła apatycznie suchy wafel.
Jenny była bardzo zadowolona z wieczornego grania. Zespół przeszedł jej wszelkie
oczekiwania. Poprosili ją, by znów przyszła na próbę. Była uszczęśliwiona i aż kipiała z
radości, kiedy opowiadała o tym, siedząc na brzegu łóżka. Nazywali się Polo. Irenę była
pewna, że Jenny powiedziała Polo.
Ledwo zdążyła pozbierać myśli, gdy Jenny zeszła ze schodów.
* Co się stało Katarinie? * spytała, ziewając.
„Skąd mogła wiedzieć, że coś się stało jej siostrze? Czy to przykład telepatycznego kontaktu,
jaki nawiązują bliźniaki w pewnych sytuacjach? Ale to najczęściej cecha bliźniąt
jednojajowych", pomyślała Irenę.
* Śniło mi się, że Katarina jest smutna. Powiedziała, że ją boli. I miała opatrunek na twarzy *
mówiła Jenny.
Irenę próbowała ukryć zdziwienie.
* Tata właśnie ją odbiera ze szpitala. Ona i Micke mieli wypadek. Nie jest z nią tak źle, skoro
puszczają ją do domu.
Ostatnie zdanie powiedziała bardziej po to, by pocieszyć siebie. Kiedy tak czekały, Jenny
wzięła szklankę soku jabłkowego i kawałek chrupkiego pieczywa.
Gdy usłyszały kroki na zewnątrz, zerwały się i wybiegły do przedpokoju. Krister otworzył
drzwi i przepuścił Katarinę. Nad prawym okiem miała duży opatrunek.
Krister uśmiechnął się szeroko.
* Nic strasznego. Stłukła sobie bark i ma dwa szwy na łuku brwiowym.
W sobotnie popołudnie rodzina Hussów jadła późne śniadanie. Nastrój przy stole był dość
posępny. Katarina narzekała na ból barku i szyi, poza tym czuła się znośnie.
* Jak doszło do wypadku? * zapytała Irenę.
* Mieliśmy przejeżdżać przez skrzyżowanie, bo było dla nas zielone światło. Wtedy pojawił
się ten wariat i wjechał
prosto w bok auta Mickego. A raczej jego ojca. Jest prawie nowe. Ojciec będzie wściekły!
* Czy Micke pił na imprezie?
Katarina chciała zdecydowanie pokręcić głową, ale znieruchomiała i z cichym jękiem
dotknęła szyi z boku.
* Nie. Pił colę, bo strasznie się boi o swoje nowe prawo jazdy. A samochód...
* Co z kierowcą drugiego auta? Był trzeźwy?
* Nie wiem. Wyglądałam przez szybę po swojej stronie, więc nie widziałam, kiedy tamten w
nas wjechał. Tylko huknęło po stronie Mickego. Potem byłam trochę w szoku i... jakby
półprzytomna. Nie pamiętam, jak wyglądał tamten kierowca, ale był sam w samochodzie.
Strasznie krwawił z czoła. Widać uderzył w przednią szybę. Chyba nie miał zapiętych pasów.
* Kto zadzwonił po karetkę?
* Ja. Micke miał komórkę, więc zadzwoniłam.
* O której zdarzył się wypadek?
* Przed pierwszą.
* Pielęgniarka z oddziału ratunkowego powiedziała, że powinniśmy się umówić na wizytę w
przychodni, żeby lekarz obejrzał szyję i bark Katariny. Przy takich wypadkach jest ryzyko
urazu kręgów szyjnych * wtrącił Krister.
* A co z moimi treningami przed mistrzostwami Szwecji? * krzyknęła Katarina.
Irenę jako jedyna rozumiała, co czuje córka, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jej stan może
się pogorszyć, jeśli zacznie trenować zbyt wcześnie.
* Dopóki objawy całkiem nie ustąpią, nie ma mowy o żadnych treningach * powiedziała
stanowczo.
* Żegnajcie mistrzostwa * odparła ponuro dziewczyna.
Rozdział 4
* Niczego się już dziś nie dowiemy od Stridner i nadal nie wiemy, kim jest ofiara *
powiedział komisarz Andersson w poniedziałek rano.
Byli tam wszyscy inspektorzy oprócz Birgitty Moberg i Fredrika Stridha, którzy
przesłuchiwali właśnie Roberta Larssona w sprawie zamordowania Lennarta Kvista. Zanim
weszli do sali przesłuchań, Birgitta powiedziała do Irenę:
* Ten narkoman mówi, że nie jest święty, ale nie miał ostrej jazdy od siedmiu lat. Przedtem
złapali go za posiadanie i handel. Był przesłuchiwany w sprawie o pobicie, ale niczego nie
udało się udowodnić. Zastraszono świadka, żeby milczał. Jest właścicielem klubu ze
striptizem przy Masthuggskajen, o nazwie Wonder Bar. W ostatnich latach robił interesy na
prostytucji i toczy się postępowanie w jego sprawie o sutenerstwo. Jeszcze o tym nie wie.
Widocznie któraś z dziewczynek go sypnęła. Niedobrze jest się znęcać nad swoim źródłem
dochodów. Może to ta sama dziewczyna, z którą był w związku Laban. Choć to tylko moje
przypuszczenia. Nie mam pewności.
* Pobił ją?
* Tak. Wygląda na to, że porządnie. Ale w świecie narkotyków nigdy nic nie wiadomo.
Staramy się ustalić fakty, lecz potrzebujemy trochę czasu.
Irenę zajrzała do sali przesłuchań i jeden rzut oka na przesłuchiwanego utwierdził ją w
przekonaniu, że Robert nie będzie łatwym przeciwnikiem. Miał około trzydziestki, ponad
metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, sto kilo mięśni i bardzo jasne, dobrze ostrzyżone włosy.
Jego muskularne ręce były obrośnięte aż do palców. Elegancka koszula, nonszalancko
rozpięta pod szyją, odsłaniała gęstwinę blond włosów, w której błyskał gruby złoty łańcuch.
Można go było nazwać jasnowłosym gorylem, ale nikomu, kto spojrzał na jego twarz, nie
przyszłoby to do głowy. Z taką twarzą mógł reklamować maszynki do golenia.
Miał zimne, intensywnie niebieskie oczy. Gęste brwi
o lekko łukowatym kształcie ładnie harmonizowały z prostym nosem. Uśmiech swobodny i
czarujący. Podbródek z małym dołkiem pokryty był zarostem w kolorze rudo*blond.
Birgitta i Fredrik na zmianę zadawali mu pytania. Siedział rozparty na trzeszczącym krześle,
uśmiechał się lekko i odpowiadał modulowanym głosem:
* Dlaczego mnie przesłuchujecie? Chcę rozmawiać z moim adwokatem.
Spojrzał mimochodem na swojego roleksa, wyraźnie dając do zrozumienia, że zaczynają go
męczyć te głupstwa zabierające jego cenny czas.
Irenę zamknęła drzwi i postanowiła zająć się własnym dochodzeniem.
A ono stało w miejscu. Nie znaleźli żadnych nowych worków, nie wpłynęły żadne
informacje, które mogłyby im pomóc w ustaleniu tożsamości ofiary, mieszkańcy Killevik
i okolic nie zauważyli nic, co mogłoby mieć związek z czarnymi workami. Nic się też nie
wydarzyło przez całe przedpołudnie.
Irenę nadrobiła mnóstwo zaległej papierkowej roboty. Od długiego siedzenia przed
komputerem rozbolały ją ramiona i kark. Zrobiła sobie zatem małą przerwę i poszła chwilę
pogawędzić z kolegami. Tak naprawdę czuła się samotna w pokoju, który dzieliła z Tommym
Perssonem. Zadzwoniła do niego, by spytać, jak się czuje.
* Dziękuję, nieźle. Czuję się dobrze, kiedy nie podskakuję * odpowiedział.
* To może przyszedłbyś do pracy? * zapytała z nadzieją w głosie.
* O nie. Nie wytrzymałbym jeszcze twojego tempa. Przepuklina była duża. Całkiem ładnie ją
wycięli.
* Nie usunęli ci tego wystającego, kiedy byli tak blisko? * drażniła się z nim Irenę.
* Nie. Chirurg był trzeźwy.
Po mało wykwintnej kiełbasie strogonow, którą zjadła na lunch w pracowniczej stołówce w
Kasie Ubezpieczeń, Irenę poczuła niepokój. Choć nie była to kusząca perspektywa, zaczęła
nabierać przekonania, że może warto podjechać do zakładu medycyny sądowej. Profesor
Stridner na pewno nie będzie zachwycona, ale może zdradzi więcej informacji na temat
ofiary. To było najbardziej frustrujące w tym śledztwie * brak informacji.
Yvonne Stridner pracowała nad znalezionymi szczątkami od piątku. Zapach przyprawiał o
mdłości, jak podczas poprzedniej wizyty Irenę, ale już się na to uodporniła. Podeszła
zdecydowanym krokiem do stołu sekcyjnego. Pożałowała tego, gdy zobaczyła, co na nim
leży, ale było już za późno. Profesor Stridner podniosła głowę i zobaczyła ją.
* Znowu tu jesteś? * zapytała.
Irenę próbowała opanować drżenie głosu.
* Tak. Jestem jedną z osób prowadzących to śledztwo.
Stridner pokiwała głową w milczeniu. Odcięła kawałek szarego mięsa i wrzuciła do probówki
z etykietką.
* Dla pewności * mruknęła pod nosem.
Irenę spojrzała na dolną część korpusu leżącego na lśniącej stalowej powierzchni. Był
zupełnie pozbawiony genitaliów. Przez rozcięty brzuch nie prześwitywały jelita * był pusty
tak samo jak klatka piersiowa. Uda zostały równo odcięte jakieś dziesięć centymetrów poniżej
pachwin.
Stridner podniosła wzrok znad swojej pracy.
* Zaraz będę gotowa. Możesz iść do mojego gabinetu. Irenę z wdzięcznością posłuchała
polecenia.
* To coś wyjątkowo odrażającego. Mamy do czynienia ze strasznym typem mordercy. Jest
nim prawdopodobnie nekrosadysta * stwierdziła Stridner.
Siedziały w jej gabinecie piętro wyżej. Profesor na eleganckim krześle obitym skórą, Irenę na
niewygodnym, z tapicerką z tworzywa, przeznaczonym dla gości. Nie przeszkadzało jej to.
Najważniejsze, że patolog wyglądała na dobrze przygotowaną do rozmowy.
* Jak sama widziałaś, brakuje wszystkich narządów wewnętrznych. Mięśnie piersi i boków
zostały odcięte, podobnie jak genitalia i odbyt. Na kości łonowej widać złamania po użyciu
siły. Ręce i nogi zostały prawdopodobnie odcięte piłą tarczową lub czymś podobnym.
Wskazują na to liczne odpryski kości na powierzchniach cięć. Głowa jest odcięta między
szóstym i siódmym kręgiem szyjnym. Tam sprawca też użył piły tarczowej. Cięcie nie zostało
wykonane zgodnie z wiedzą anatomiczną, poszczególne części są po prostu odpiłowane. Ale
tu dochodzimy do usunięcia narządów wewnętrznych.
Stridner przerwała i spojrzała w zamyśleniu na zgaszony monitor swego komputera. Przez
moment zdawała się być nieobecna duchem.
* Dokonano tu typowego cięcia sekcyjnego od dolnej części mostka do kości łonowej. Pępek
nie jest rozcięty, lecz
cięcie idzie wokół niego. Tak się postępuje przy sekcji. Tym, co jeszcze skłania mnie do
myślenia o procedurze sekcyjnej, jest całkowite usunięcie wszystkich narządów w otrzewnej i
poza nią oraz narządów w miednicy. Z tym też mamy do czynienia przy pełnych sekcjach.
Znowu przerwała, po czym spojrzała na Irenę i powiedziała ostrym głosem:
* Natomiast wycięcie zewnętrznej muskulatury i genitaliów nie jest przyjęte w procedurze
sekcyjnej!
* Sądzisz zatem, że morderca zna się na sekcjach?
* Tak. Albo jest doświadczonym myśliwym. Narządy zostały wycięte w bardzo profesjonalny
sposób.
* Ale głowa, ręce i nogi nie?
* Nie. To mógł zrobić ktokolwiek dobrą piłą tarczową. Ponownie umilkła i wzięła głęboki
oddech.
* Ale to nie jest ktokolwiek.
* Jaka to osoba?
* Odrażająca. Szuka zwłok. Żeby je mieć, musi najpierw zabić. I on to robi.
* On. Powiedziałaś: on. Czy to nie może być kobieta?
* Czytałam o tym w najnowszej literaturze.
Yvonne Stridner wstała i podeszła do biblioteczki przy ścianie. Wyjęła kilka książek i rzuciła
je z głuchym łoskotem na biurko.
* Przejrzałam to w czasie weekendu.
Irenę zobaczyła obce tytuły: Der nekrotope Mensch i Sexual Homicide: Patterns and Motives.
* Pytałaś, czy to mogła być morderczyni. Najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi: nie.
W literaturze opisano setki przypadków nekrosadyzmu i w żadnym z nich sprawca nie był
kobietą. Najwyżej pomocnikiem, ale to też nietypowe.
Umilkła i poprawiła okulary w zielonych oprawkach u nasady wąskiego nosa.
* Już w trakcie badania górnej części korpusu podejrzewałam, że mamy do czynienia z
nekrosadystycznym morder
cą. Są dwa typy zbrodniarzy ćwiartujących zwłoki. Pierwszy chce się pozbyć ciała i zatrzeć
wszelkie ślady przestępstwa oraz tożsamość ofiary. Drugi typ potrzebuje zwłok dla
osiągnięcia satysfakcji seksualnej podczas ćwiartowania poprzez ich zbezczeszczenie. Między
tymi typami nie ma żadnych podobieństw.
Postukała znacząco w stertę książek i zrobiła retoryczną pauzę, nim podjęła wątek:
* Jedno jest nietypowe w przypadku tej ofiary, a mianowicie płeć. Bardzo rzadko jest to
mężczyzna. Takie zbrodnie popełniają niemal wyłącznie mężczyźni na kobietach. Wyjątki
jednak się zdarzają. Trafiłam na sprawę dwóch braci w Stanach Zjednoczonych, którzy
zamordowali ponad trzydziestu młodych mężczyzn. Ćwiartowali ofiary w typowy dla
nekrosadystów sposób, po czym zakopywali szczątki na swoim ranczu. Na ciałach brakowało
części zewnętrznej muskulatury. W zamrażarce braci znaleziono starannie zapakowane
kawałki zwłok. Najczęściej pośladki. Kanibalizm nie jest rzadkim zjawiskiem wśród
morderców tego rodzaju.
* To brzmi jak amerykański film grozy * powiedziała Irenę.
Męczące mdłości, jakie czuła od chwili wejścia na oddział medycyny sądowej, przybrały
jeszcze na sile. Yvonne Stridner mówiła dalej:
* Jestem bardzo zaniepokojona, że ofiara takiego morderstwa pojawiła się u nas. Ten rodzaj
zbrodni jest, dzięki Bogu, rzadki. Co oznacza, że ten typ mordercy jest niezwykle rzadki, ale
kiedy już zaczął zabijać, istnieje bardzo duże ryzyko, że będzie to robił dalej.
* Nie poprzestanie na jednej ofierze?
* Nie. Cwiartowanie i profanacja zwłok trzyma jego fantazje i lęki w szachu. Dobrze się
czuje, gdy popełni taki czyn.
* Czy jest w pełni świadomy tego, co zrobił?
* Tak. Równie świadomy, jak tego, że może zrobić to ponownie. Przy najbliższej okazji.
Irenę zaczęła rozumieć, czemu ta sprawa od początku tak ją poruszyła. Instynktownie
wyczuwała obecność bezwzględnego mordercy. Typ zbrodniarza, do którego nie była
przyzwyczajona. Tak jak nikt inny z jej wydziału.
* Czy jest chory psychicznie?
Profesor Stridner ściągnęła brwi i utkwiła wzrok w Irenę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
* Nie w tym sensie, by postawić diagnozę psychiatryczną. Tacy mordercy przeważnie
sprawiają wrażenie dość normalnych. Dość, jak powiedziałam, bo przy bliższym przyjrzeniu
się wykazują pewne wspólne cechy osobowości. Z reguły są samotnikami. Gdy się z nimi
rozmawia, są sympatyczni i kulturalni, ale nie nawiązują głębszych przyjaźni. Rzadko
okazują skłonność do przemocy, lecz jest w nich głęboko ukryta. Mają bogatą wyobraźnię,
której pożywką są okrutne obrazy, filmy i książki. Zwykle zaczynają od okrucieństwa wobec
zwierząt. Ich życie seksualne jest często dziwne. W rzeczy samej przeważnie są impotentami,
ale osiągają orgazm, masturbując się podczas rytuałów ze zwłokami.
Irenę myślała gorączkowo, by nie zapomnieć zadać jakiegoś ważnego pytania.
* Czy dobrze zrozumiałam, że morderca jest prawdopodobnie homoseksualistą?
Yvonne Stridner pokręciła głową.
* Niekoniecznie. Często są ambiwalentni seksualnie. Jak już powiedziałam, ich seksualność
jest na ogół dziwna. Na zewnątrz wydają się niemal aseksualni. Może wystąpić element
kontaktów homoseksualnych, ale typowy jest fetyszyzm i na przykład transwestytyzm. Oni
poszukują satysfakcji seksualnej. Dopiero kiedy zaczynają rytuały ze zwłokami, znajdują
ujście dla swoich fantazji i czują się dobrze. Nad martwym ciałem mają całkowitą władzę.
Nikt nie jest tak zdany na czyjąś łaskę i niełaskę jak trup.
* Czy mogę cię prosić o wielką przysługę? * zapytała Irenę.
* Zależy o co.
* Czy byłabyś uprzejma przyjść do naszego wydziału jutro rano? Mamy zebranie o ósmej.
Byłoby nieocenioną pomocą, gdyby moi koledzy usłyszeli to, co właśnie mi opowiedziałaś.
* Nie możesz sama im tego przekazać?
* Nie. Zapomnę połowę i nie będę umiała odpowiedzieć na wszystkie pytania. Myślę, że
wszystkim nam się to przyda. Nie mamy doświadczenia z tym typem mordercy. A ty wiesz
bardzo dużo.
* No tak. To nadzwyczajny przypadek. Przyjdę jutro o ósmej.
Irenę podziękowała za rozmowę, wstała i ruszyła do wyjścia. Zatrzymał ją głos profesor
Stridner:
* Jutro na pewno będę mogła przynieść rysunek tatuażu. Ma być gotów dzisiaj.
We wtorek punktualnie o ósmej rano profesor Stridner zaczęła swój wykład. Komisarz
Andersson i wszyscy inspektorzy biorący udział w śledztwie byli na miejscu. Sam fakt, że
Stridner zjawiła się na komendzie we własnej wyniosłej osobie, świadczył o tym, że traktuje
ten przypadek bardzo poważnie. Wszyscy siedzieli w ciszy, słuchając pani patolog z
rosnącym niepokojem. Portret mordercy zaczął przybierać wyraźniejsze kontury, ale nikt się
nie kwapił, by zobaczyć, co przedstawia. Obraz, który odmalowała Stridner, był przerażający.
Na zakończenie spytała:
* Czy są jakieś pytania? Birgitta podniosła rękę.
* Dlaczego morderca wyciął piersi koliście? Dokładnie tak, jak kobiece?
* Eliptycznie. To na pewno ma związek z seksualną ambiwalencją tego typu mordercy. Nie
wiadomo dokładnie, o czym myśli podczas procesu ćwiartowania, prócz tego, że znajduje
ujście dla swoich silnych wewnętrznych emocji
i fantazji. Można zupełnie obiektywnie stwierdzić, że nieprzypadkowo przemoc zawsze
dotyczy piersi, odbytu i genitaliów. Zawsze.
* Dlaczego?
* To ma związek z władzą. Władzą zniesienia płci. Całkowitą władzą pozbawienia ofiary
płciowości.
* Cholera! * powiedział Andersson głośno i wyraźnie.
Yvonne Stridner posłała mu ostre spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
Irenę poprosiła o głos.
* Co wiadomo o ofiarach? Czy to jakiś szczególny typ ludzi?
* Najczęściej zabijane są kobiety. Odnotowano wyjątek. Opowiadałam ci wczoraj o braciach
ze Stanów Zjednoczonych, którzy zamordowali i poćwiartowali ponad trzydziestu młodych
mężczyzn i pochowali ich na swoim ranczu. Gdy zidentyfikowano ofiary, okazało się, że
większość z nich była męskimi homoseksualnymi prostytutkami. Nawet wśród ofiar
kobiecych większość to prostytutki. Nie chodzi o to, że prostytutki pociągają
nekrosadystycznych morderców. Nie pociąga ich żaden szczególny typ. Potrzebują zwłok.
Najłatwiej po prostu opłacić prostytutkę i zabrać ją w jakieś odludne miejsce. Tam morderca
może zrobić to, na czym mu naprawdę zależy. Zabić i poćwiartować.
Fredrik Stridh zaczął machać ręką.
* Jak częsty jest ten typ mordercy?
* Bardzo rzadki. W Szwecji mieliśmy tylko kilka przypadków w całym obecnym stuleciu.
Cwiartowanie jako zjawisko występuje częściej. W ciągu ostatnich trzydziestu lat było takich
przypadków kilkanaście. Chodziło w nich jednak o pozbycie się ciała. Nie bezcześci się go
wówczas w tak brutalny sposób. Z praktycznego powodu odcina się kończyny i głowę, by
móc je zapakować do worków i waliz. Tylko po to, by pozbyć się ciała i utrudnić
identyfikację.
* Z praktycznego... niedobrze mi * szepnęła Birgitta do Irenę.
Irenę potwierdziła ruchem głowy.
Andersson wyglądał na głęboko zamyślonego. Yvonne Stridner oznajmiła:
* Jutro jadę do Londynu na wielkie sympozjum lekarzy medycyny sądowej. Zapytam
kolegów o podobne przypadki.
* Byłoby... dobrze * wyjąkał Andersson.
* Oczywiście * zgodziła się, wstając.
Otworzyła elegancką teczkę i wyjęła z niej dużą kopertę.
* Rysunek tatuażu. Proszę. Wręczyła go Anderssonowi.
* Dziękuję * zreflektował się po chwili.
Spóźnił się. Stukot obcasów profesor Stridner dał się już słyszeć na końcu korytarza.
Czerwona paszcza smoka była szeroko otwarta. Między długimi ostrymi zębami wił się
koniec jego własnego ogona. Oczy błyszczały jak lśniące szmaragdy w rozżarzonej magmie.
Rozczapierzone szpony gotowe były wyszarpać wnętrzności każdemu, kto się zanadto zbliży.
Silne, gibkie ciało pokrywały łuski w kolorze czerwonym, zielonym i niebieskim. Smok
zwinięty był w kółko chroniące tajemniczą literę.
Stridner opisała ją jako odwrócone „y" albo raczej odwrócone widełki, z dwiema
poprzecznymi kreskami na nóżce * jeden dokładnie w miejscu rozwidlenia, drugi pośrodku.
Grupa śledczych była zgodna, że to prawdopodobnie jakiś znak chińskiego alfabetu. Na
wszelki wypadek Hannu otrzymał polecenie, by skontaktował się z uniwersytetem w
Góteborgu i spróbował znaleźć tam kogoś, kto zna się na chińskim piśmie, albo zapytał w
chińskiej ambasadzie, jeśli taka tu jest. Hannu skinął głową, że się tym zajmie.
* Zróbcie kolorowe kopie. Potem możecie zacząć obchodzić pracownie tatuażu w mieście.
Tylko nie wróćcie z kolczykiem w nosie, he, he! * zarechotał Andersson.
Nikomu z pozostałych nie wydało się to specjalnie zabawne, ale uśmiechnęli się z
grzeczności i zapewnili, że nie ulegną pokusie.
Birgitta i Fredrik nadal zajmowali się śledztwem i przesłuchaniami w związku z
zamordowaniem Labana. Nie było to łatwe, ponieważ Robert Larsson miał alibi. Dwie z
dziewczyn zatrudnionych przez niego w Wonder Bar zapewniły, że kąpały się ze swoim
pracodawcą w jacuzzi dokładnie w chwili śmierci Labana. Ponieważ nie znalazł się żaden
świadek, który zeznałby coś innego, policjanci zaczęli zdawać sobie sprawę, że nie mają
mocnych podstaw do dalszego przetrzymywania Larssona.
Jonny, Irenę i Hannu podzielili między siebie siedmiu góteborskich tatuażystów. Irenę
przypadły w udziale Tattoo Tim na Nordenskióldgatan i MCtattoo na Sprangkullsgatan.
Irenę postanowiła zacząć od MCtattoo, który znajdował się najbliżej. Znalazła miejsce do
parkowania na placu Hvitfeldt. Bez pośpiechu przeszła przez most nad kanałem Rosenlund.
Duże kwiaty kasztanowców na gałęziach wyglądały jak niezapalone świeczki choinkowe. Pod
drzewami przelewała się barwna kaskada kwiatów. Uderzyło ją, że to miejsce jest zaledwie
rzut kamieniem od Floras Kulle. Laban umarł w takim pięknym otoczeniu. Jeśli to mogło być
dla niego jakimś pocieszeniem, w co Irenę wątpiła.
Sama odczuła silną potrzebę pocieszenia, gdy zbliżyła się do MCtattoo. Przed pracownią stały
zaparkowane dwa ciężkie motocykle. Można to było nazwać fobią, jaka się w niej z czasem
rozwinęła. Nie bez powodu, ponieważ kilka lat wcześniej miała bardzo nieprzyjemną
konfrontację z Hells Angels. Skończyła się wizytą w szpitalu i zostawiła
Tursten Helene Mężczyźni, którzy lubią niebezpieczne zabawy Z języka szwedzkiego przełożyła Ewa Chmielewska*Tomczak Tytuł oryginału Tatuerad torso Redakcja Joanna Szewczyk Korekta Laura Ryndak Wydanie I, Chorzów 2011 Wydawca: Videograf II Sp. z o.o. Copyright © 2000 by Helenę Tursten Published by agreement with Leonhardt & Hoier Literary Agency A/S, Copenhagen Copyright for the Polish edition by Videograf II Sp. z o.o., Chorzów 2011 Autorka pragnie podkreślić, że książka ta nie jest przydatna jako przewodnik, ani po Kopenhadze, ani po Góteborgu, Ulice, zaułki, place i inne miejsca zostały w niej wykorzystane z dużą dowolnością. Tak samo wszelkie podobieństwa postaci do osób rzeczywistych są przypadkowe. Sammie też chce zaznaczyć, że nigdy nie miał nic wspólnego z narodzinami mieszańców. Jest dumnym ojcem dziewięciu piesków czystej rasy. Helenę Tursten Prolog Wiatr nie zapowiadał niczego strasznego. Wręcz przeciwnie. Morska bryza wiejąca od zimnej wody, nasycona zapachem wodorostów, była jak na początek maja zdumiewająco łagodna. Promienie słońca igrały na niewielkich falach, jakby chciały dać złudzenie, że nadeszło już lato. To był jeden z tych pogodnych dni, które czasem zdarzają się na wiosnę i równie szybko mijają. Na brzegu nie było nikogo prócz kobiety z czarnym labradorem. Pies robił, co mógł, by wystraszyć drepczącą po plaży mewę śmieszkę. Wzleciała tylko jakiś metr w górę i zatoczyła kółko nad wodą, wydając dźwięk niepozostawiający wątpliwości, czemu nadano jej taką nazwę. Pies znudził się w końcu złośliwym ptaszyskiem. Ze stosu rzeczy wyrzuconych na brzeg przez zimowe sztormy wyciągnął grubą gałąź. Miała ponad metr długości i utrzymanie jej w pysku sprawiało mu wyraźną trudność. Przybiegł nieco chwiejnym krokiem do swej pani i złożył u jej stóp poszarzały od słońca i słonej wody konar. Kobieta schyliła się i próbowała złamać go tak, by można nim było wygodnie rzucać, jednak musiała się poddać. Rzut był niezręczny i dość krótki, ale pies puścił się radośnie za zdobyczą. Przyniósł ją z dumą do pani, która pochwaliła go i pogłaskała, po czym upuścił zabawkę i czekał z nadzieją, że pani znowu pośle ją w dal. Jego lśniące czarne ciało drżało od tłumionej energii. Zerwał się do biegu w chwili, gdy kobieta znów rzuciła gałąź.
To była wspaniała zabawa i pies nie miał zamiaru przestać. W przeciwieństwie do jego pani, która dość szybko zmęczyła się rzucaniem. Usiadła na płaskim kamieniu i powiedziała dobitnie: * Nie, Allan. Wystarczy. Pani musi odpocząć. Pies zapadł się w sobie z rozczarowania. Zwiesił smutno ogon, którym jeszcze przed chwilą tak radośnie wymachiwał. Szturchnął parę razy nosem jej ręce, ale włożyła je do kieszeni, zwróciła twarz do słońca i zamknęła oczy. Przez dłuższą chwilę siedziała zupełnie nieruchomo. Kiedy znów otworzyła oczy, nie zobaczyła psa na pustej plaży. Wstała zaniepokojona i rozejrzała się na wszystkie strony. Widząc jego ogon wystający zza skalnego bloku zanurzonego częściowo w morzu, roześmiała się z ulgą. Latem dzieci bawiły się w wodzie między trzema skałami tworzącymi niewielki trójkątny basen. Jeden z kątów trójkąta wskazywał dokładnie na zachód. Wyjście na morze było w tym miejscu wąskie, miało zaledwie pół metra. Dzieci piszczały z uciechy, zalewane masami wody wdzierającej się między skały. Przestrzeń między nimi była niewielka, ale potrafiła się w niej zmieścić nawet dziesiątka dzieciaków. Stan wody był teraz wyjątkowo niski, dlatego Allan odważył się przedrzeć do skał. Wcisnął się między głazy tworzące podstawę trójkąta i jeden z jego boków i znieruchomiał. * Allan! Do nogi! Kobieta wołała psa, ale on udawał, że jej nie słyszy. Nagle zniknął za skałą. Mamrocząc pod nosem, zeszła na brzeg, by go zwabić. Przystanęła z wahaniem na linii fal. Woda była lodowato zimna. * Allan. Do nogi! Wracaj! Nie miało znaczenia, jakich słów użyła i jakim tonem je wypowiedziała. Pies nie reagował. Wiedziała jednak, że jest tam, między skałami. Gniewnym szarpnięciem zdjęła buty i pończochy. Przeklinając, podwinęła nogawki spodni i zaczęła brodzić w lodowatej wodzie. Na szczęście sięgała jej zaledwie do kostek. Skały znajdowały się jakieś dziesięć metrów od brzegu. Zbliżając się do szczeliny między nimi, poczuła lekko mdlący zapach. W złości nie zauważyła nawet, kiedy przecisnęła się między dużymi głazami. W trójkątnym basenie pływał plastikowy czarny worek podziurawiony przez mewy. Allan włożył głowę w jedną z dziur. Kobieta podeszła szybko do psa, krzycząc: * Nie! Allan! Nie! Chwyciła go mocno za kark. Warczał gniewnie, nie chcąc puścić zawartości worka. Wytężając wszystkie siły, zdołała podnieść zad dużego labradora i przekręcić jego cielsko tak, by grzbiet był zwrócony do wody, a łapy w stronę stalowobłękitnego nieba. W pierwszej chwili się poddał i uderzył z głośnym pluskiem o wodę. Tylko głowa wystawała mu nad powierzchnię. Kobieta szybko chwyciła go jedną ręką za gardło, a drugą zacisnęła w stalowym uścisku na jednej z przednich łap. Przez cały czas patrzyła psu prosto w oczy, a z jej piersi wydobywał się stłumiony pomruk. Pies warczał wściekle, oglądając się za siebie przekrwionym wzrokiem. W końcu umilkł i spojrzał w inną stronę, dając znak, że się poddaje. Powoli postawiła go na nogi. Zgrabiałymi palcami założyła mu smycz. Dopiero wtedy zajrzała do dziury w worku. Najpierw zdawało jej się, że widzi pieczęć weterynarza. W sekundę potem rozpoznała tatuaż. Rozdział 1 Wieczorem na komendzie siedziały tylko trzy osoby: komisarz Sven Andersson, inspektor kryminalny Irenę Huss i jej kolega Jonny Blom. Dochodziło wpół do ósmej. Komisarz uznał, że nie ma konieczności wzywania w trybie pilnym wszystkich inspektorów. Wystarczyło tych
dwoje, którzy byli na miejscu zbrodni. Reszta zostanie poinformowana na jutrzejszej porannej odprawie. Siedzieli wokół biurka z parującymi kubkami kawy. Sven Andersson zaczął bez żadnych wstępów: * Co macie? * Odebraliśmy zgłoszenie w porze lunchu. Jakaś babka wyprowadziła swego kundla na spacer nad morze... Komisarz przerwał Jonny'emu szorstko: * Gdzie dokładnie? * Koło Stora Amundón. Albo trochę niżej, tuż przed Grundsó. Ładny kawałek plaży, zwany Killevik. Tam są te duże skały w kształcie trójkąta. Pomiędzy nimi pies tej babki znalazł czarny plastikowy worek i... * Wybacz, że ci przerwę, ale ta babka jest o dwa lata starsza ode mnie i o trzy lata młodsza od ciebie i nazywa się Eva Melander. Mieszka w Skintebo przy ulicy Klyfteras. Niedaleko Killevik * wtrąciła Irenę Huss. * Nie pracuje? Miała wolne w środku tygodnia? * zdziwił się Andersson. * Jest pielęgniarką na oddziale dziecięcym i pracowała w weekend. Widocznie miała wolne wczoraj i dziś. Wczoraj mocno wiało, więc nie schodziła z psem na plażę, ale dziś była wymarzona pogoda. Byli tam tylko raz, w Wielkanoc. Wtedy też było pięknie, ale potem tylko wiało i padało przez całą tę parszywą wiosnę. * Czy możemy przestać gadać o pogodzie i wrócić do sprawy? * zapytał ostro Jonny Blom. Zanim pozostała dwójka zdążyła odpowiedzieć, kontynuował od miejsca, w którym mu przerwano: * W worku była wielka dziura, prawdopodobnie wydziobana przez ptaki. Pies wsadził głowę do worka i ugryzł zwłoki. Widać wyraźny ślad po ugryzieniu i ciało jest poszarpane w dolnej części kikuta ręki. To wygląda na górną część tułowia. Ręce są odcięte jakieś dziesięć centymetrów od barków. Na widocznym przez dziurę prawym ramieniu znajdował się duży kolorowy tatuaż. Tyle udało się nam zobaczyć. Medycy sądowi dostarczą nam więcej informacji na temat torsu. * Nie ma więc podbrzusza? * Nie. Z wielkości wnioskujemy, że ciało zostało przecięte w pasie. * Nie wiecie, czy to kobieta czy mężczyzna? Irenę i Jonny spojrzeli na siebie, po czym Jonny odparł z lekkim wahaniem w głosie: * Nie. Nie mamy pewności, ale rozmawialiśmy o tym. Irenę i ja sądzimy, że w miejscu piersi znajduje się wielka rana. Ale ciężko było coś zobaczyć... ptaki mogły je wydziobać, a ciało jest w daleko posuniętym rozkładzie. * Obcięte piersi. Czyli tło seksualne. Najbardziej gówniana opcja. I trzeba poszukać pozostałych części * rzekł ponuro komisarz. Wstał i podszedł do wielkiej, szczegółowej mapy wiszącej na ścianie, przedstawiającej Góteborg i jego okolice, od Kungalv na północy do Kungsbacka na południu. Powiódł palcem wskazującym wzdłuż linii brzegowej od wejścia do portu do Killevik. Miejsce znalezienia worka oznaczył starannie pinezką z czerwoną plastikową główką. Cofnął się o krok i przez chwilę uważnie studiował mapę. Potem odwrócił się do inspektorów i powiedział: * Musimy się dowiedzieć, w którym kierunku płyną prądy i na ile są silne. Warto też zbadać pogodę. Interesuje nas oczywiście, kiedy były sztormy. * Sztormy? Czemu znów gadamy o pogodzie? * mruknął Jonny. * Dlatego, że ciało w stanie, jaki opisujesz, nie mogło samo wpłynąć między skały i położyć się spokojnie w wodzie.
Zanim Andersson podjął wątek, rzucił Jonny'emu spojrzenie równie ostre jak ton głosu: * Ciało mogło się tam znaleźć w różny sposób. Ktoś mógł je tam umieścić na samym początku. To nasuwa pytanie, dlaczego wszystkie części ciała nie są razem. Mogli je porozkładać w różnych miejscach wzdłuż linii brzegowej, ale wtedy powinniśmy znaleźć ich więcej. * Na zachód i południowy zachód od Killevik jest sporo niezamieszkanych wysepek * wtrąciła Irenę. * Dokładnie. Jutro musimy je wszystkie przeszukać. Także plaże na południe i północ od miejsca znalezienia ciała. Jest też taka możliwość, że worek popłynął wskutek gazów, jakie wydzielają się w procesie rozkładu... Komisarz przerwał, a Irenę zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień obrzydzenia. Przełknął ślinę, zanim zaczął mówić dalej: * Worek, jak powiedziałem, mógł przypłynąć, a sztorm przerzucił go przez skały. Fale przelewają się nad nimi, kiedy naprawdę mocno wieje. Może przedziurawił się na skale i nie mógł z równą łatwością wydostać się na zewnątrz. Dlatego trzeba sprawdzić, kiedy ostatnio był silny sztorm. To powinno nam dać wskazówkę, jak długo worek tam leżał. Umilkł, rozważając ten drugi scenariusz. Nasuwało się oczywiste pytanie, gdzie są pozostałe szczątki. I kim jest ofiara. * Podczas wieczornej rozmowy z dziennikarzami zamierzam tylko powiedzieć, że znaleźliśmy tors martwego człowieka i że nie możemy podać więcej szczegółów, zanim lekarz sądowy dokładnie go nie zbada. Irenę i Jonny skinęli głowami. Na tym etapie śledztwa rzeczywiście nie mieli zbyt wielu tropów. Nie znali płci ofiary. Nie mieli jej głowy, podbrzusza, rąk ani nóg. I nie znali przyczyny zgonu. Rozdział 2 „W miejscu do kąpieli znaleziono fragment ciała ofiary zbrodni", donosił dziennik Góteborgs*Posten. Irenę Huss czytała artykuł zaspanymi oczami. Nikt nigdy nie twierdził, że była skowronkiem. Teraz próbowała rozbudzić szare komórki drugą filiżanką porannej kawy. Krister przyszedł i usiadł przy kuchennym stole. Tupot na schodach zwiastował przybycie bliźniaczek. * Ofiara zbrodni. Nikt przecież jeszcze nie wie, czy to ofiara zbrodni * mruknęła Irenę. * Chyba nie sądzisz, że samobójca * odpowiedział zwodniczo łagodnym głosem jej mąż. Dobrze znał poranny humor żony i wiedział, jak wdzięcznym jest obiektem docinków, nim wypije dostateczną ilość kawy. Musiał jednak uważać, by nie posunąć się za daleko. Wtedy dzień mógł być ciężki dla wszystkich zainteresowanych. * To całkiem możliwe * odcięła się Irenę. * Naprawdę? Więc żegnaj, okrutny świecie! Odetnę sobie ręce, nogi, a na końcu głowę, żeby mieć pewność, że nie żyję. Teatralnym gestem zasłonił ręką oczy, a drugą zaciśniętą w pięść wzniósł przeciw niełaskawym mocom niebieskim. Irenę odrzekła ze złośliwym uśmiechem: * Są jeszcze nekrofile. Kradną zwłoki... Urwała, widząc córki w otwartych drzwiach. * Fajny macie temat przy śniadaniu * rzuciła oschle Katarina. * Masz okropną pracę, mamo. Słowa Jenny ukłuły Irene. Kochała swoją pracę i zawsze chciała być policjantką. Przede wszystkim miała poczucie, że robi coś ważnego. Praca miała oczywiście swoje ciemne strony, ale ktoś musiał ją wykonywać. Trudno to było wytłumaczyć dwóm nastolatkom, z których
jedna chciała być wokalistką w zespole podobnym do Cardigans, a druga instruktorem obozów przetrwania w dżungli i dzikich górskich ostępach. Katarina widziała też siebie w roli podróżniczki w odległe i egzotyczne zakątki świata dla jakiegoś programu w telewizji. Na porannej odprawie komisarz Andersson przekazał całemu zespołowi posiadane skąpe informacje na temat znalezienia ludzkich szczątków w Killevik. Wciąż nie mieli pozostałych części zwłok i żadnych nowych tropów. Andersson czekał niecierpliwie na wynik pracy lekarzy sądowych. Cierpliwość nie była jego mocną stroną. Poza Irenę i Jonnym w zespole było jeszcze troje inspektorów. Birgitta Moberg była w nim drugą kobietą. Drobna blondynka z wesołymi brązowymi oczami nie wyglądała na swoje trzydzieści lat. Niejednego mężczyznę zmylił jej dziewczęcy wygląd, ale ona nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Obok niej siedział Hannu Rauhala. Miał krótko przycięte, jasne, prawie białe włosy. Zwykle był spokojny i małomówny, ale wszyscy wiedzieli, że jest niezwykle skuteczny w poszukiwaniach osób i wszelkiej pracy dochodzeniowej. Trzeci inspektor w grupie nazywał się Fredrik Stridh. Choć miał dwadzieścia osiem lat i od trzech pracował w wydziale kryminalnym, wciąż był postrzegany jako młodzik. Ale bardziej żartem, bo koledzy szanowali go i lubili za niesłabnący nigdy dobry humor i wytrwałość psa gończego. Nigdy nie dawał za wygraną, jeżeli zwietrzył choćby najdrobniejszy ślad. Brakowało tylko Tommyego Perssona, partnera Irenę i jej najlepszego przyjaciela jeszcze z czasów Akademii Policyjnej w Ulriksdal. Tego ranka leżał na stole operacyjnym w szpitalu Wschodnim, gdzie mieli mu operować przepuklinę w pachwinie. Nie wróci do pracy przynajmniej przez tydzień. Poprzedniego wieczora Irenę zadzwoniła do jego żony Agnety, która zdradziła jej konspiracyjnym szeptem, że Tommy wcale się nie boi, choć oczywiście napisał testament. Irenę słyszała w tle głośne protesty Tommy'ego grożącego żonie strasznymi konsekwencjami, jeśli nie przestanie kłamać. Agneta pracowała jako siostra oddziałowa w szpitalu w Alingsas. Irenę przyjaźniła się z nią i z Tommym. Już zaczynała za nim tęsknić. * Policja wodna otrzymała posiłki i nadal przeszukują wysepki i szkiery w okolicach Killevik, a marynarka wojenna przysłała swoich nurków. Zaczynamy poszukiwania podwodne w Killevik i rozciągamy je aż do fiordu Askim. Słowa komisarza wyrwały Irenę z rozmyślań. Stał przed mapą wybrzeża i zataczał kółka nad jasnoniebieską wodą. Przebiegł wzrokiem po zebranych i zatrzymał się na Hannu Rauhali. * W porze lunchu skontaktujesz się z lekarzami sądowymi i spróbujesz się dowiedzieć, kiedy doszło do zabójstwa. Potem zaczniesz przeglądać wszystkie zgłoszenia zaginięć w czasie, kiedy przypuszczalnie nastąpił zgon. Hannu skinął głową. Komisarz zwrócił się do pozostałych: * Wszyscy oprócz Irenę pojadą do Skintebo i będą rozpytywać miejscowych. Musimy zdobyć jak najwięcej informacji, które mogą mieć coś wspólnego ze sprawą. Czy ktoś widział podobne czarne worki albo ludzi niosących czarne worki w dziwnych porach, sami zresztą wiecie, o co pytać. Przerwał i westchnął głęboko, po czym dokończył: * Irenę i ja spróbujemy zebrać ostatnie wątki w sprawie morderstwa w Angered. Wszyscy zostali przesłuchani i podejrzani się przyznali, ale musimy spotkać się po południu z panią prokurator i przeanalizować całą sprawę. Irenę żywiła wielki podziw dla Inez Collin. Były w podobnym wieku. Komisarz Andersson zawsze miał problem w kontaktach z panią prokurator. Irenę podejrzewała dlaczego: Inez Collin była ładną kobietą, i do tego znakomicie wykształconą prawniczką. Inez Collin jak zwykle wyglądała świetnie. Tego dnia miała na sobie szaroniebieską sukienkę i czółenka w tym samym kolorze. Na wierzch włożyła obcisły żakiet, o ton ciemniejszy od
prostej, eleganckiej sukienki. Jasne włosy związała w koński ogon i spięła srebrną klamrą. Usta i paznokcie miała pomalowane na kolor jasnoczerwony. Praca z nią jak zwykle posuwała się lekko i sprawnie i zakończyli ją tuż przed lunchem. Andersson pospiesznie opuścił pokój. „Może się bał, że Inez Collin zaproponuje mu wspólny lunch?", pomyślała Irenę. W rzeczywistości Andersson chciał się dowiedzieć, czy odezwali się już patolodzy. Nie miał cierpliwości czekać na windę, więc zaczął iść po schodach. Po drodze pożałował swojej nierozwagi. Kiedy dotarł na piętro wydziału kryminalnego, był purpurowy z wysiłku i sapał jak miech kowalski. Zaczął powoli iść korytarzem, starając się opanować oddech i puls. Hannu wychodził właśnie ze swojego pokoju, ale stanął jak wryty na widok sapiącego szefa. Spojrzał badawczo na czerwone plamy na policzkach i szyi Anderssona, lecz jak zwykle nic nie powiedział. Zakłopotany komisarz próbował obrócić całą sytuację w żart: * To chyba kiepski pomysł brać się za sport z sześćdziesiątką na karku. Hannu rozciągnął kąciki ust w uprzejmym uśmiechu, ale w jego jasnoniebieskich oczach błysnął cień niepokoju. * Rozmawiałeś z patologiem? * zapytał Andersson. * Tak. Profesor Stridner powiedziała, że nie będą gotowi przed drugą. Komisarz spurpurowiał jeszcze bardziej. * Druga! Ten kadłub zabierze im więcej czasu niż sekcja całego ciała! Hannu w milczeniu wzruszył ramionami. Andersson wziął kilka głębszych oddechów, nim zapytał: * Wiesz może, czy znaleźli coś jeszcze koło Killevik? Hannu w odpowiedzi tylko pokręcił głową. Komisarz spojrzał na niego ze złością i zniknął w swoim pokoju. Irenę usłyszała koniec ich rozmowy, idąc korytarzem. Uśmiechnęła się do Hannu i powiedziała ściszonym głosem: * Jest dziś trochę wytrącony z równowagi. Przed południem Inez Collin, a teraz czeka na wiadomość od Yvonne Stridner... Trochę za dużo jak na jeden dzień. Hannu parsknął śmiechem. Jeśli komisarz czuł się nieswojo przy eleganckiej i chłodnej pani prokurator, to na punkcie Yvonne Stridner miał niemal fobię. Profesor patologii była osobą wyrazistą, kompetentną i cieszącą się sporym autorytetem. Powszechnie uważano ją za jednego z najlepszych lekarzy sądowych w całej Skandynawii. Irenę podzielała tę opinię. * Taa. Może pójdziemy coś zjeść * zaproponowała Irenę. * Niestety, jestem już z kimś umówiony. Na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Oho! Pierwszy raz od dwóch lat, jakie razem przepracowali, okazał cień emocji. Irenę od razu wyobraziła sobie romantyczny lunch z tajemniczą kobietą. A może z mężczyzną? Uderzyło ją, że nie ma pojęcia, czy Hannu z kimś mieszka, czy jest żonaty czy sam. Skręcało ją z ciekawości, ale nie miała złudzeń, że czegoś się od niego dowie. Może powinna przeprowadzić małe prywatne śledztwo? Brzydka myśl, ale jakże kusząca. Starając się nie zdradzić wyrazem twarzy, powiedziała: * Szkoda. Dla mnie. Do zobaczenia o drugiej. To było aż za łatwe. Słyszała, jak Hannu zamyka drzwi i wychodzi. Wyjrzała ukradkiem przez okno w swoim pokoju. Zobaczyła, że wychodzi z budynku i idzie przez parking. Podszedł do małego, żółtego volkswagena golfa. Otworzył drzwi po stronie pasażera i wskoczył do środka. Irenę bez trudu rozpoznała samochód. Po ulicach jeździło jeszcze parę sztuk tego modelu z połowy lat osiemdziesiątych i jeden z nich należał do inspektor Birgitty Moberg. Bardzo dbała o swój wysłużony pojazd i nikomu go nie pożyczała. Było więc pewne, że to ona siedziała za kierownicą.
* Co ona sobie myśli, do cholery! Jeszcze nie jest gotowa! Już druga i miała na to cały dzień! Komisarz Andersson zupełnie stracił panowanie nad sobą, kiedy przyszła wiadomość od patologa. Irenę odebrała telefon i przekazała ją szefowi. Spojrzał na nią gniewnym, oskarżycielskim wzrokiem. Nie wzięła tego do siebie, bo wiedziała, że spojrzenie jest przeznaczone dla profesor Stridner. Andersson podszedł do okna i wyjrzał przez brudną szybę na plac Ernsta Fontella. Irenę wywnioskowała z jego pomruków, że stoi i myśli. Po chwili odwrócił się do niej i powiedział: * Jedziemy tam. Stridner może już nam chyba coś powiedzieć! Potem do Killevik. Chcę zobaczyć miejsce, w którym znaleziono ciało. Andersson poczuł się nieswojo, jak zawsze, gdy przekraczał próg zakładu medycyny sądowej. Irenę o tym wiedziała * zresztą nie bardzo umiał to ukryć * ale nie dała po sobie nic poznać. Nie poczuł się lepiej, gdy muskularny jasnowłosy ochroniarz oznajmił, że pani profesor jest w sali sekcyjnej. Znał wstręt komisarza do sekcji i białe zęby w jego opalonej twarzy błysnęły w czarującym, lecz złośliwym uśmiechu. Nie pasował do tego miejsca wyglądem, łącznie z włosami związanymi w schludny koński ogon, lecz pracował w zakładzie medycyny sądowej od wielu lat. Irenę znała tylko jego imię wypisane na identyfikatorze * Sebastian. Najgorszy był zapach. „Pracując tu na co dzień, można się pewnie do niego przyzwyczaić", pomyślała Irenę. Ale gdy bywało się tylko od czasu do czasu, jak ona i komisarz, dawał się odczuć z całą siłą. Andersson zatrzymał się przy drzwiach i Irenę ku swemu zdziwieniu poczuła, że wypycha ją przed siebie. Wystarczyło teraz podejść do stalowego stołu, przy którym stała Yvonne Stridner, tnąc skalpelem znaleziony tors. Spojrzała na nich znad powiększających okularów i ściągnęła brwi z niezadowoleniem. * Co wy tu robicie? * zapytała ostro. Komisarz milczał, więc Irenę poczuła się w obowiązku odpowiedzieć: * Chcieliśmy zapytać, czy nie znalazłaś czegoś... co może okazać się pomocne w śledztwie. Stridner głośno prychnęła. * Dam wam znać, kiedy będę gotowa. * Nadal nie wiesz, czy to kobieta czy mężczyzna? * Nie. Ale pectoralis major, to znaczy mięsień piersiowy większy, jest niemal całkowicie wycięty po obu stronach. To się nie zgadza. * Co się nie zgadza? * odważył się zapytać Andersson. * Uszkodzenie piersi kobiecej ogranicza się zwykle do gruczołu piersiowego i tkanki tłuszczowej. Ale tu ktoś wszedł głęboko i usunął mięsień. Nie mogę więc powiedzieć, czy to kobieta, czy mężczyzna. Cięcie ma kształt elipsy o wymiarach jedenaście na siedemnaście centymetrów. Całkiem prawdopodobne, że odcięto dwie kobiece piersi. Ale muszę zbadać dokładniej... * Jaka jest przyczyna zgonu? * Nie da się stwierdzić. Znajdźcie głowę, to może będę mieć jakąś wskazówkę. W takich przypadkach najczęstszą przyczyną zgonu jest uduszenie. * Nie widać jakichś śladów na szyi? * Nie ma szyi, by zobaczyć ślady. Głowa jest odcięta nad siódmym kręgiem szyjnym. Wszystkie narządy wewnętrzne zostały usunięte. Nie ma płuc, serca ani wnętrzności w jamie brzusznej. Klatka piersiowa jest otwarta aż do dołu szyjnego. Cały mostek jest spiłowany. * Jak długo ciało... szczątki leżały w worku? * Nie da się dokładnie określić. Sądząc ze stopnia zaawansowania rozkładu, jakieś dwa do czterech miesięcy. Przez cały luty i marzec było bardzo zimno, co też oczywiście ma wpływ. Od kwietnia również nie było dłuższych okresów ciepła. Ale pobraliśmy zwyczajowe próbki i oczywiście zrobiliśmy testy toksykologiczne. Za kilka dni dostaniemy wyniki i wtedy będzie można powiedzieć coś bardziej pewnego.
Irenę usłyszała, jak komisarz za jej plecami szykuje się do wyjścia. Jej mózg pracował gorączkowo, by wymyślić jakieś ważne pytanie, które mogłaby zadać. Nagle doznała olśnienia. * Tatuaż. Czy widać, co przedstawia? * zapytała. * Tak. Wygląda jak odwrócone małe „y", z poprzeczną kreską w miejscu, gdzie zaczyna się rozwidlenie, i drugą poprzeczną kreską nieco wyżej na nóżce. Sądzę, że to może być znak z chińskiego alfabetu. Oplata go smok zjadający własny ogon. Bardzo ładny tatuaż. W rzeczy samej małe kolorowe dzieło sztuki. Zobacz sama. Stridner obróciła zwiotczały szarozielony tors, żeby Irenę mogła zobaczyć tatuaż. Możliwe, że był bardzo ładny, ale teraz również Irenę zrobiło się niedobrze. Udawała, że przygląda się uważnie dziełu sztuki, a potem szybko podziękowała i pospiesznie opuściła salę sekcyjną. Andersson był już za drzwiami. Jechali drogą 158 z Jarnbrottsmotet do Saró. Irenę przerwała milczenie dopiero, gdy skręcili przy Brottkarrsmotet w stronę Skintebo. * Sądzę, że sporo się dowiedzieliśmy. Komisarz mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Irenę zdawało się, że słyszy „aż za dużo", ale nie była tego pewna. * Czy będziemy mieć jakieś zebranie wieczorem? * zapytała głównie po to, by zmienić temat rozmowy. * Nie. Nie ma pośpiechu. Omówimy to na porannej odprawie. Irenę minęła park Billdal i po chwili skręciła w wąską drogę prowadzącą do Killevik. Stamtąd zobaczyli łódź, z której skakali nurkowie marynarki wojennej. Kołysała się lekko na niewielkiej fali koło małych wysepek kilkaset metrów od plaży. Niebiesko*białe flagi wyznaczały teren, w którym poruszali się nurkowie. W oddali słyszeli silnik policyjnej łodzi przeszukującej szkiery i wszystkie te niezliczone drobne wysepki. * Gdzie jest reszta naszych ludzi? * zapytał Andersson. * Pewnie są w terenie i rozpytują miejscowych * odparła Irenę. Komisarz mruknął coś niezrozumiale. Wyjął komórkę i zaczął grzebać po kieszeniach. Najwidoczniej w końcu znalazł to, czego szukał, bo kiedy rozprostowywał pomięty świstek papieru, jego pomruki nie brzmiały już tak gniewnie. Irenę zdążyła dostrzec słowa „policja wodna" wypisane czerwonym tuszem. Niżej widniał numer telefonu. Andersson wybrał numer z kartki. * Cześć. Tu Sven Andersson. Znaleźliście coś? Spochmurniał, słysząc odpowiedź z drugiej strony. * Aha. Nurkowie też nie...? Aha. Nie umiał ukryć rozczarowania. * Dajcie znać, jak tylko coś wypłynie... to znaczy... jeśli coś znajdziecie. Dobrze. Dziękuję. Bardzo starał się nie dać niczego po sobie poznać, gdy zakończył rozmowę, lecz Irenę znała swego szefa zbyt długo, by mógł ją oszukać. Andersson pochylił się w stronę przedniej szyby i spojrzał ponuro przez okno na trzy skały. Przez długą chwilę siedział bez słowa ze wzrokiem utkwionym w wystające z wody kamienie. Cienka warstwa szarych chmur przysłoniła słońce, ale prześwitujące przez nią światło rzucało na fale srebrne refleksy i odbijało się w białych piórach krążących nisko mew. Andersson nie zwracał uwagi na ten piękny widok, tylko nadal siedział zatopiony w myślach. Irenę milczała, czekając, aż odezwie się pierwszy. * Jak, do diabła, ten worek się tam znalazł? * Przekonuje mnie twoja hipoteza, że fale przerzuciły go przez skały. Inaczej znaleźlibyśmy więcej worków w tym miejscu lub w pobliżu. * Skąd przypłynął? Irenę wzruszyła ramionami. * Nie mam pojęcia. Może z którejś z wysp.
* Hm. Styrsó leży na wprost skał. Donsó też. Ale nie wiem, jak tutaj płyną prądy. Może przedostał się z Vrangó. Możemy sprawdzić te prądy, choć dla worka byłaby to długa droga. Irenę skinęła głową. * Sprawdzę. Uderzyła ją pewna myśl. * Zapytam Birgittę, czy ma mapę morza. Ona często pływa żaglówką. * Dochodzi wpół do piątej. Zawiozę cię do domu. Chyba że masz samochód przy komendzie? * Nie. Krister go dziś wziął. Pracuje do północy. Było ich stać tylko na jeden samochód, więc wypracowali system, który dobrze działał. Ich auto stało zawsze na parkingu przy komendzie, zaledwie pięć minut spacerem od restauracji Glady's Corner, gdzie Krister pracował jako szef kuchni. Ten, kto zaczynał pracę wcześniej, przeważnie Irenę, brał je rano. Kiedy im pasowało, jechali razem. Ten, kto kończył później, zabierał samochód do domu. Irenę często wracała autobusem, miała dobre bezpośrednie połączenie z Drottningstorget. Przyjęła z wdzięcznością propozycję podwiezienia, bo perspektywa uniknięcia jazdy przepełnionym autobusem była bardzo atrakcyjna. Wrócili na drogę 158, przejeżdżając przez piękne tereny zielone. Mimo miejscami zwartej zabudowy domków szeregowych i jednorodzinnych trafiały się wprost idylliczne widoki. Irenę tego nie komentowała, wiedząc, że jej szefowi teraz nie w głowie piękne pejzaże. * Zabójstwa z ćwiartowaniem zwłok zdarzają się rzadko. Jestem w policji kryminalnej już prawie dwadzieścia pięć lat i przez ten czas mieliśmy tylko trzy lub cztery takie przypadki. Sam prowadziłem dochodzenie w jednej sprawie. Ta będzie druga * powiedział niespodziewanie. * Kim była tamta ofiara? * Prostytutką i narkomanką. One są szczególnie narażone na coś takiego. Przyciągają najbardziej pokręconych świrów. Można to nazwać ryzykiem zawodowym. Zaklinacz węży też powinien liczyć się z tym, że kiedyś zostanie ukąszony. * Te dziewczyny są bardzo osamotnione i bezbronne. Andersson tylko coś mruknął w odpowiedzi. Irenę pytała dalej: * Czy jej ciało też miało powycinane narządy? * O nie. To był świr, który zabił ją podczas orgii w swoim mieszkaniu. Wpadł w panikę, bo nie wiedział, jak pozbyć się ciała. Pociął je więc w wannie i zapakował kawałki do trzech wielkich waliz, które potem wrzucił do dużego kontenera na pobliskiej budowie. * Ile czasu zabrało ujęcie go? * Cztery dni. Spił się jak świnia po tym zabójstwie i wpadł w delirium. Stał na balkonie i wrzeszczał: „Ja ją pociąłem! Ja to zrobiłem!". Po godzinie sąsiedzi mieli dosyć i zadzwonili po nas. Wystarczyło tylko pojechać i go zgarnąć. Nawet dokładnie nie posprzątał w łazience, a ubrania tej cizi wciąż leżały na podłodze! Zachichotał na to wspomnienie. * Ale to jest coś innego. Coś znacznie gorszego * powiedział i od razu spoważniał. * Co masz na myśli? * Zabić człowieka i wypatroszyć ciało kawałek po kawałku jak... kurczaka. Trzeba być naprawdę porąbanym! * Racja. Ale przecież nie wiemy jeszcze, co się stało. Czy to było morderstwo, czy to nekrofil zdobył zwłoki i pokroił je, by się podniecić... Irenę przerwała, słysząc cichy jęk Anderssona. * Cholera. Cholera! * wybuchnął. Pokiwała głową i postanowiła, że da mu już spokój. Oboje od lat mieli w pracy do czynienia z morderstwami i mordercami, ale niektóre rzeczy były gorsze od innych. Irenę przypadkiem trafiła na ogłoszenie w GP jakiś tydzień temu: „Zapraszamy do salonu fryzjerskiego na Frólunda Torg! Teraz w środy i czwartki czynne do dwudziestej!". Złapała za telefon i umówiła się. Wreszcie jakaś fryzjerka zrozumiała, o której godzinie ludzie mają czas
korzystać z jej usług! Zapisała się na wpół do siódmej, co bardzo jej pasowało. Zdąży jeszcze zajść do domu i wziąć Sammiego na spacer. Bliźniaczki miały iść na zajęcia bezpośrednio po szkole. Jenny była bardzo muzykalna, grała na gitarze i flecie. Oprócz tego śpiewała w dwóch chórach. Dziś miała lekcje fletu. Katarinie dawano duże szansę na wygraną w tegorocznych mistrzostwach Szwecji juniorów w jujitsu, bo wygrała je w ubiegłym roku. Irenę sama zdobyła w tej dyscyplinie mistrzostwo Europy prawie dwadzieścia lat temu. Była więc jedyną kobietą w Skandynawii, która miała czarny pas, trzeci dan. Przed drzwiami siedział Sammie, który na jej widok skoczył z radości. „To jest zaleta posiadania psa, pomyślała Irenę. Obojętne, o której przyjdziesz, zawsze cieszy się tak samo". Ledwo zdążyła zdjąć kurtkę, gdy zadzwonił telefon. * Irenę Huss. * Cześć, Irenę. Tu Monika Lind. Pamiętasz mnie? Odszukanie Moniki Lind w pamięci zajęło jej parę dobrych chwil, ale w końcu sobie przypomniała. * Jasne. Przez parę lat byłyśmy sąsiadkami. Ale cztery czy pięć lat temu przeprowadziliście się do Trollhattan, prawda? * Do Vanersborga. Pięć lat temu. Isabell, córka Moniki, była o rok starsza od bliźniaczek. Dziewczynki często się bawiły, kiedy były młodsze, ale gdy rodzina Lindów przeprowadziła się do Vanersborga, kontakt się rozluźnił, a w końcu urwał zupełnie. Irenę zachodziła w głowę, czego dawna sąsiadka może od niej chcieć. * Chodzi o Isabell. Policja się nie przejmuje. Muszę porozmawiać z jakimś mądrym policjantem! Przy ostatnim zdaniu głos jej się załamał. Irenę ku swemu przerażeniu usłyszała, że kobieta zaczyna płakać. Starała się mówić do niej uspokajającym głosem: * Co się stało? Czy Isabell ma jakieś kłopoty z policją? * Nie, ale zniknęła! Szukam jej... ale nikt się nie przejmuje! Znów dał się słyszeć głośny szloch. * Spokojnie, Moniko. Spróbuj opowiedzieć wszystko od początku. Na chwilę zapadła cisza. Irenę zdawała sobie sprawę, jak trudno Monice się uspokoić. Po chwili kobieta zaczęła jednak mówić drżącym głosem: * Isabell poszła jesienią do drugiej klasy liceum o profilu społecznym. Ale jej się tam nie podobało. Cały czas miała trudności z odnalezieniem się w tej szkole. Zeszłego lata wygrała konkurs piękności i odtąd marzyła tylko o jednym... żeby zostać fotomodelką. Jeden fotograf w mieście zrobił jej przepiękne zdjęcia, które kosztowały majątek... ale ona tak bardzo chciała. Monika Lind znów umilkła. Irenę słyszała, jak próbuje złapać oddech, i rozumiała, ile ją kosztuje to opowiadanie. * W lipcu nastąpił koniec. Odmówiła powrotu do liceum. Powiedziała, że wybrała zły profil i zacznie jesienią na medialnym. I tak nawiązała kontakt z agencją modelek w Kopenhadze. * Jak nawiązała ten kontakt? * wpadła jej w słowo Irenę. * Z ogłoszenia. Szukali szwedzkich dziewcząt, które chciałyby pracować w Kopenhadze. * Jak się nazywa agencja? * Scandinavian Models. Skontaktowała się z fotografką Jytte Pedersen. Rozmawiałam z nią dwa razy, zanim Bell pojechała. Agencja załatwiła podróż, mieszkanie w Kopenhadze i... Głos znów jej się załamał. Załkała rozpaczliwie. * Dostała własne mieszkanie w Kopenhadze? * Nie. Dzieli je z dwiema innymi dziewczynami. Jedna jest z Oslo, nazywa się Linn, a druga z Malmó, Petra. * Gdzie jest to mieszkanie? W której dzielnicy Kopenhagi?
Irenę była w stolicy Danii tylko raz w życiu, w ostatniej klasie liceum. Wspomnienia miała dość mgliste, pewnie z powodu dobrego, taniego duńskiego piwa, przy jednoczesnym braku czujnych rodzicielskich oczu. * Tuż koło Frihamnen. Ulica nazywa się Ostbanegade. * Nigdy jej nie odwiedziłaś? * Nie. Cóż. Ona nie... Chciałam do niej jechać w czasie ferii zimowych. To jest ten minus pracy nauczyciela, że ma się wolne tylko w czasie wakacji i ferii. Mąż obiecał, że zajmie się Elin... Pamiętasz może, że kiedy wyjeżdżaliśmy do Vanersborga, byłam w ciąży. Isabell ma młodszą siostrę, która niedługo skończy pięć lat. Ściśle mówiąc, przyrodnią siostrę. Ale wtedy Bell nie chciała, bym przyjeżdżała, bo miały remont w mieszkaniu. Potem planowałam pojechać na Wielkanoc, ale powiedziała, że ma dużo pracy. Miała jechać do Londynu na sesję fotograficzną. Zaczęłam... odnosić wrażenie, że nie chce moich odwiedzin. Dziewczyny nie miały telefonu w mieszkaniu, więc Bell zawsze dzwoniła do nas. Ja pisałam do niej list przynajmniej raz w tygodniu. * Jak często dzwoniła? * Przeważnie raz w tygodniu. Kiedyś nawet w odstępie dziesięciu dni. * Kiedy odezwała się ostatni raz? * W połowie marca wieczorem. Odebrał Janne. Ja miałam wtedy zebranie z rodzicami. * Co mówiła? * Niewiele. Jak już wspomniałam, Janne odebrał telefon. * Jak się układa między Isabell a twoim mężem? W słuchawce dało się słyszeć głośne westchnienie. * Jak wiesz, był z tym problem już wtedy, gdy mieszkaliśmy w Fiskeback. Kiedy Janne i ja poznaliśmy się, Bell miała jedenaście lat. Kontakt z jej ojcem po rozwodzie był słaby, więc przez pięć lat byłyśmy tylko we dwie. A potem pojawił się Janne i wszedł między nas. Pamiętasz przecież, ile razy uciekała z domu do was. Mieliście mi nie mówić, gdzie jest, bo chciała, żebym się denerwowała. * Może teraz jest podobnie? Unika kontaktu, żebyś się denerwowała... * Policja w Danii i Szwecji chce, bym przyjęła właśnie taką wersję! Nie wierzą, że jej już nie ma! * Nie ma jej? Co chcesz przez to powiedzieć? * Nie ma jej w Kopenhadze! Przez cały kwiecień nie dała znaku życia. W czwartek przed Nocą Walpurgii wzięłam wolne i pojechałam do Kopenhagi. Najpierw do mieszkania Bell. Nie masz pojęcia, jaka to obskurna rudera! Wielki, brudny dom czynszowy w Sondre Frihavn. Poszłam na górę, gdzie miała mieszkać moja córka, ale nie znalazłam mieszkania wynajmowanego przez trzy młode dziewczyny. Oczywiście pukałam i pytałam lokatorów, którzy byli w domu. Nikt nie widział trzech dziewczyn i nikt nic nie wiedział na ten temat. Przerwała na chwilę. * Kupiłam książkę telefoniczną i zaczęłam szukać agencji modelek i fotografów. Nie ma agencji Scandinavian Models ani fotografia Jytte Pedersen. Obeszłam więc wszystkie agencje i fotografów, jakich znalazłam. Pokazywałam im zdjęcie Bell, które miałam ze sobą. Nikt jej nie widział. Potem było już święto, więc wróciłam do domu. Ale przed wyjazdem zgłosiłam zaginięcie Bell duńskiej policji. Głos znów jej się załamał i Irenę musiała czekać dłuższą chwilę. W tym czasie zapisała parę słów na bloczku, który wisiał na ścianie obok telefonu. Monika pociągnęła nosem i słabym głosem mówiła dalej: * Oni ze mnie... kpili! Nie widzieli niczego alarmującego w tym, że siedemnastolatka zaginęła w Kopenhadze. Twierdzili, że tak się dzieje codziennie. Młode dziewczyny uciekają od rodziców, żeby przeżyć przygodę w wielkim mieście. Najwyraźniej to zupełnie normalne! Powiedzieli, że policja nie może zrobić nic prócz opublikowania ogłoszeń o zaginięciu i
czekania, czy ona gdzieś się pojawi. Powiedzieli mi niemal prosto w twarz, że nie zamierzają zrobić nic! „A co mają zrobić? Rozesłać patrole w poszukiwaniu Isabell z Vanersborga", pomyślała Irenę. Wiedziała, że nie powinna mówić tego głośno. Zamiast tego zapytała: * Czy kontaktowałaś się ze szwedzką policją? * Tak. Drugiego maja, czyli w niedzielę. Mają takie same podejście jak ich duńscy koledzy. Po intensywnym namyśle Irenę powiedziała: * Mówisz, że Isabell dzwoniła. Nie napisała nigdy kartki ani listu? * Nie. Nie lubiła pisać. * Spróbuj sobie przypomnieć, co mówiła. O mieszkaniu. O tamtych dwóch dziewczynach. O pracy modelki... wszystko! * Podała tylko imiona dziewczyn, z którymi mieszkała. Linn i Petra. Najwięcej mówiła o nowych przyjaciołach, jakich poznawała. To byli ludzie z całego świata. Chłopak z Anglii, który miał na imię Steven, i Amerykanin Robin. Dziewczyny wychodziły razem i, jak widać, spotykały mnóstwo ludzi. Oczywiście najwięcej innych modelek. Jedna koleżanka nazywała się Heidi. Bell mówiła też, że sesje fotograficzne są przyjemne, ale męczące. * Nie znasz nazwisk ludzi, o których mówiła? * Nie. Wspomniała, że kupiła mnóstwo ciuchów. Chodziła z dziewczynami na zakupy. Zawsze miała bzika na punkcie strojów, a teraz zarabia sporo pieniędzy. Jak ją znam, wydaje wszystko na ubrania i kosmetyki. * Jak ci opisała mieszkanie i dom? * Jako bardzo ładne i przytulne. * Ale to nie była prawda. * Nie. * Czy powiedziała jeszcze coś, co później okazało się kłamstwem? * Nie przypominam sobie. Irenę starannie ważyła słowa, nim powiedziała: * Niestety, jest tak, jak powiedzieli moi duńscy i szwedzcy koledzy. Policja nie może wiele zrobić, dopóki nie ma wyraźnego podejrzenia popełnienia przestępstwa, albo nim Bell nie pojawi się w jakiejś sprawie prowadzonej przez policję. Ale zawsze możesz wynająć prywatnego detektywa. * Nie stać mnie. Ale może będę musiała to zrobić. Jak myślisz, co mogło się z nią stać? * Trudno powiedzieć. Możliwe, że świadomie ukrywa się z jakiegoś powodu. Może nie ma jej już w Kopenhadze. Bierzesz pod uwagę, że mogła znów pojechać do Anglii? * Ale powinna się odezwać! * Tak. Niepokojące jest, że tego nie zrobiła. Myślę, że powinnaś poprosić policję, do której zgłosiłaś się w Szwecji, żeby szukali jej przez Interpol. Monika milczała przez dłuższą chwilę. Irenę czuła, że nie ma już nic do powiedzenia, tylko na coś czeka. * Zadzwonisz do mnie, jeśli się czegoś dowiesz? * Oczywiście. Daj mi swój numer do domu i do pracy. Irenę szybko zapisała cyfry na bloczku. Nie żywiła wielkiej nadziei, że kiedykolwiek będzie miała powód, by zadzwonić. Inspektor kryminalny pełniący stałą służbę w Góteborgu niewiele mógł w takim przypadku zrobić. Fryzjerka obcięła ją za krótko. Komentarz męża, kiedy pokazała mu efekt wizyty, potwierdził jej obawy. Mąż, z którym była już siedemnaście lat, przyjrzał się jej włosom uważnie i krytycznie. Potem podniósł dłoń w geście pozdrowienia i powiedział: * Witaj, Irku!
Nadąsała się oczywiście, ale przyznała, że powinna była w porę zareagować na strzyżenie. Uznała, że to błąd fryzjerki, która podsunęła jej pod nos zdjęcie świeżej, młodej modelki i powiedziała: * Popatrz tutaj. To dokładnie twój styl. Prosty, a przy tym kobiecy. Lekkie retro z lat sześćdziesiątych. Jeśli pamiętasz Twiggy. Łatwa w pielęgnacji. I pofarbujemy na głębszy rudobrązowy odcień. Czy Irenę pamięta Twiggy? Ideał wszystkich dziewcząt końca lat sześćdziesiątych. Miała wtedy dziewięć lub dziesięć lat. Nic nie mówiąc mamie, umówiła się w zakładzie fryzjerskim przy Guldhetstorget. Pulchna, przyjemnie pachnąca fryzjerka z ustami pomalowanymi jasnoczerwoną szminką spytała życzliwie, czy Irenę naprawdę chce ściąć swoje długie włosy. Irenę stanowczo potwierdziła. Chciała wyglądać jak Twiggy. Fryzura może przypominała Twiggy, reszta Irenę już nie. Nikt nie mógłby ich pomylić, ani wtedy, ani później. Teraz było tak samo. Inspektor kryminalny Irenę Huss z westchnieniem popatrzyła w lustro w przedpokoju. Przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu. Zobaczyła wysoką, szczupłą kobietę ubraną w czarne spodnie i jasnoniebieski bawełniany top z dekoltem w serek. Włosy były za krótkie, ale ich kolor bardzo ładny * naturalny ciemny brąz zyskał miedziany połysk. Wszystkie siwe pasemka zostały starannie pokryte. W oświetleniu przedpokoju nie wyglądała na swoje czterdzieści lat. Jeśli nie podchodziła zbyt blisko do lustra. Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i bliźniaczki próbowały jednocześnie wepchnąć się do środka. Kiedy zakończyły spór o jedyny wolny wieszak, zwróciły się do matki: * Byłyśmy je zobaczyć. To on * powiedziała Jenny. * Nie ma wątpliwości * potwierdziła Katarina. Poszły razem do kuchni, gdzie zastały męskich członków rodziny. Krister, który był szefem kuchni, a gotowanie traktował zarówno jako zawód, jak i hobby, zabrał się już za przyrządzanie późnego obiadu. Przy nim w wyczekującej postawie siedział Sammie, całkowicie skupiony na tym, co robi jego pan. Zawsze mogło się zdarzyć, że jakiś smaczny kąsek spadnie przypadkiem na podłogę. * Katarina i Jenny poszły je zobaczyć. Nie ma wątpliwości, że to sprawka Sammiego * powiedziała Irenę. * Więc ta stara jędza miała rację, kiedy zadzwoniła i nawrzeszczała na nas * stwierdził Krister. * Trudno się dziwić, że była zła. Jej czystej rasy pudlica zabawiła się z terierem! Ale powinna mieć pretensje do siebie. Nie wypuszcza się suki z cieczką do ogródka przy domu szeregowym. Nie przy takim niskim płocie, jak nasz. Powiedziała mi zresztą, że suczka jest międzynarodową czempionką * oznajmiła Irenę. * A więc to Sammie. Dobrałeś się do czempionki! * powiedział Krister surowym głosem, ale z lekkim uśmiechem na ustach. Gdyby to był film rysunkowy, nad głową Sammiego pojawiłby się migający znak zapytania. Patrzył z takim zdziwieniem na poszczególnych członków swego stada, że w końcu wszystkim się zdawało, iż widzą ten znak zapytania unoszący się w powietrzu. Jenny poddała się pierwsza i parsknęła śmiechem. Inni się przyłączyli i po chwili wszyscy śmiali się do łez. Ale Sammie wyraźnie posmutniał. Każdy pies z poczuciem godności nienawidzi, kiedy się z niego śmieją. Z opuszczonym ogonem wyszedł z kuchni i poczłapał na górę. Tam w pokoju Jenny schował się pod łóżko. Irenę i Krister znów zaczęli chichotać, ale Jenny im przerwała: * Są trzy szczeniaki. Rozkoszne! Dwie suczki i jeden pies. Wyglądają wypisz wymaluj jak Sammie, kiedy był szczeniakiem. Choć są dużo mniejsze, bo mają dopiero trzy tygodnie, i dużo ciemniejsze...
* Oczywiście! Ich matka jest czarna * wtrąciła Katarina. * Ja też wiem, że to dlatego! Ale babsko grozi, że zabije szczeniaki, jeśli jej nie pomożemy ich wydać. * Krzyżówka pudla z terierem nie jest najszczęśliwsza. Z wyglądu mogą być urocze. Ale temperament, charakter... nie wiem * rzekła w zamyśleniu Irenę. * Ale co ty zrobiłaś z włosami! * wykrzyknęła Katarina. Dopiero teraz zauważyła nową fryzurę matki. * Ostatni krzyk mody * odparła zdecydowanie Irenę. * A zrzędziliście, kiedy ja ścięłam się na krótko * powiedziała Jenny. * Na krótko?! Ty ogoliłaś głowę! * przypomniała jej Katarina. Jenny nie podjęła tematu swojej superkrótkiej fryzury sprzed paru lat. Dziewczyny stały w milczeniu, taksując wzrokiem nowy image matki. Irenę spojrzała na córki. „Bliźniaczki, a tak niepodobne, że ludzie nie wierzą, że w ogóle są siostrami", pomyślała. Katarina była kopią jej samej w tym wieku. Miała już metr osiemdziesiąt wzrostu, była szczupła i wysportowana. Po matce miała też ciemnobrązowe włosy, fiołkowe oczy i skórę, która łatwo opalała się na słońcu. Jenny była odbiciem swego ojca, a może bardziej jego sióstr. Ku swemu zmartwieniu była najniższa w rodzinie, miała tylko metr siedemdziesiąt trzy. Dziewczyny skończyły już szesnaście lat, więc pewnie więcej nie urosną. Jenny miała blond złote włosy, jasnoniebieskie oczy, cerę skłonną do rumieńców i bardzo wrażliwą ma słońce. Często marudziła, jak los niesprawiedliwie się z nią obszedł w kwestii urody w porównaniu z siostrą. W rzeczywistości była ładna, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Chcąc przerwać krytyczne oględziny córek, Irenę zapytała: * Co będzie na obiad? * Dziś jest środa. Dzień wegański. Robię tajską zapiekankę z warzyw z mleczkiem kokosowym * odpowiedział Krister. Irenę westchnęła w duchu. Choć od prawie dwóch lat jedli wegetariańskie posiłki trzy razy w tygodniu, trudno jej się było do tego przyzwyczaić. To zaczęło się wtedy, kiedy Jenny postanowiła zostać wegetarianką, a Krister stwierdził, że musi zrzucić przynajmniej dwadzieścia kilo, więc rodzina zmieniła zwyczaje żywieniowe. Jenny jadła posiłki wegetariańskie w dni, kiedy reszta rodziny pochłaniała drób, ryby lub mięso. Krister nie zrzucił dwudziestu kilogramów, ale ważył teraz trochę poniżej stu. Był wysoki, więc nie wyglądał na grubasa, lecz na mężczyznę silnego i postawnego. Irenę wiedziała jednak, że jego kolana z trudem zaczynają znosić dodatkowe obciążenie. Z tego powodu nie chodził na długie spacery z Sammiem, jak sobie wcześniej postanowił. Zamiast tego przepływał co najmniej dwa tysiące metrów tygodniowo w basenie w domu kultury we Frolunda. Jesienią skończy pięćdziesiąt lat. Irenę nie żywiła wielkich nadziei, że stanie się lżejszy i sprawniejszy, ale pomyślała, że powinna być zadowolona ze zmian, jakie wprowadził w ostatnich latach * nowej diety i pływania. Rozdział 3 Rejon poszukiwań powiększał się z każdą godziną, a jego promień od Killevik coraz bardziej wydłużał, ale do tej pory nie znaleziono niczego nowego. Komisarz Andersson próbował skontaktować się z lekarzami sądowymi. Profesor Stridner kazała przekazać, że jest zajęta, ale odezwie się, kiedy będzie miała czas. Hannu nadal wertował rejestr osób zaginionych w tym roku. Nie trafił jeszcze na żaden obiecujący ślad. To wszystko nie poprawiało komisarzowi nastroju. * Drepczemy w miejscu. Ktoś chyba musiał zauważyć zniknięcie tej osoby! * wybuchnął. Irenę próbowała go uspokoić.
* Minęły zaledwie dwie doby od znalezienia worka i ludzie jeszcze nic nie wiedzą o tatuażu. To może być jakiś trop prowadzący do ofiary. Andersson milczał przez chwilę, kołysząc się na piętach. W końcu chrząknął z zakłopotaniem. * Tatuaż... Zasłaniałaś mi go i nie przyjrzałem się dokładnie. Co przedstawiał? Ponieważ stał kilka metrów od stołu sekcyjnego, było oczywiste, że nie mógł widzieć tatuażu. Irenę taktownie powstrzymała się od komentarza i zwróciła do pozostałych osób: * Yvonne Stridner sądzi, że to znak chińskiego alfabetu, opleciony przez smoka, który zjada własny ogon. Niełatwo było to dostrzec, ponieważ pies ugryzł zwłoki dokładnie w tym miejscu i ciało jest w rozkładzie... jak wiecie. Opisała znak jako odwrócone „y" z dwiema poprzecznymi kreskami na nóżce. Jedna w miejscu rozwidlenia, druga trochę wyżej. Smok jest wytatuowany w kilku kolorach. Zdaniem Stridner to prawdziwe dzieło sztuki. * Moim zdaniem nie wygląda to na zwykły tatuaż. Nie mógł go zatem zrobić pierwszy lepszy partacz * odezwała się Birgitta. * Trzeba znaleźć tatuażystę, żeby mieć ślad prowadzący do ofiary * wtrącił się Fredrik Stridh. * Najlepiej byłoby mieć zdjęcie samego tatuażu, żeby pokazać go wszystkim tatuażystom w Góteborgu * powiedział Jonny. * Nie zechcesz chodzić ze zdjęciem pokazującym tatuaż w obecnym stanie. Uwierz mi * zapewniła go Irenę. Po chwili namysłu spytała: * Może zamówimy rysunek zamiast zdjęcia? Będzie wyraźniejszy. Andersson rozjaśnił się i skinął głową. * Dobry pomysł. Postaram się to załatwić. Zwrócił się do Fredrika: * Jak tam sprawa nocnego zabójstwa nożem? * Ofiara została zidentyfikowana jako Lennart Kvist, w kręgach ćpunów znany jako Laban. Stary drań z mnóstwem narkomanów na sumieniu. Prawdopodobnie sprzeczka na tle finansowym. Świadek słyszał przeraźliwe wołanie o pomoc z parku za Floras Kulle. Zadzwonił z komórki na policję. Patrol znalazł w parku ciało Labana. Na ziemi pod nim leżała torebka z gotowym do sprzedaży roztworem heroiny. Prawdopodobnie sprawcą jest klient, który nie dostał towaru na kredyt. * Czy świadek widział kogoś uciekającego z miejsca zdarzenia? * zapytał Andersson. * Nie. Prawdopodobnie morderca uciekł przez park w stronę Teatru Wielkiego. Pewnie przemknął wzdłuż kanału. * Dobra. Ty i Birgitta poprowadzicie śledztwo. Skontaktujcie się z wydziałem narkotykowym, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Irenę, Jonny i Hannu będą się dalej zajmować sprawą poćwiartowanych zwłok. Spotkamy się o piątej po południu. Na żółtych stronach ogłaszało się siedmiu tatuażystów. Niektórzy z nich zajmowali się także piercingiem. „Bolesne zabiegi, którym ludzie poddają się dobrowolnie", pomyślała Irenę. Sama nie odważyła się nawet na przekłucie uszu. * Nie ma sensu biegać po tatuażystach, zanim nie będziemy mieli rysunku * powiedział Jonny. * Pójdę się dowiedzieć, czy Andersson znalazł jakiegoś rysownika. I czy Yvonne Stridner się odezwała. Irenę poczuła, że powinna rozprostować nogi. Ani ona, ani Jonny nie mieli konkretnego planu dalszych działań. Potrzebowali tropu prowadzącego do tożsamości ofiary. W drodze do pokoju Anderssona natknęła się na Hannu. Szarmancko przytrzymał jej drzwi, a ona przechodząc dygnęła żartobliwie. * Musicie się tak certolić, żeby przejść przez drzwi? * usłyszeli zrzędliwy głos komisarza. Nietrudno było wyczuć, że nie ma dobrych wieści. Irenę skwapliwie zadała swoje pytanie.
* Nie. Żadnego rysownika. I Stridner nie... Przerwał, słysząc dźwięk telefonu. Pospiesznie podniósł słuchawkę. * Komisarz Andersson. Tak. Naprawdę? Hmm. Uważnie wsłuchiwał się w głos po drugiej stronie. Ze spiętego wyrazu jego twarzy i brzmienia głosu Irenę i Hannu wywnioskowali, że rozmawia z samą Stridner. Ponura mina przybierała stopniowo wyraz zdziwienia. Pomrukiwał jakieś monosylaby, nim udało mu się przerwać wypowiadany ostrym głosem monolog po drugiej stronie linii telefonicznej. * Mamy mały problem. Potrzebowalibyśmy rysunku tatuażu... nie, lepiej nie zdjęcie... rysunek, tak... będzie bardziej czytelny. Naprawdę? Świetnie! Przy ostatnim zdaniu rozpromienił się i rzucił obojgu inspektorom triumfujące spojrzenie. * Bardzo dziękuję. Odłożył słuchawkę i bezwiednie zatarł ręce z zadowolenia. * Stridner załatwi nam rysunek. Jeden z techników sekcyjnych kształci się na uczelni plastycznej. Jest dziś w pracy. Przekażą nam rysunek, kiedy będzie gotowy. * Wiedzą już, czy ofiara to kobieta czy mężczyzna? * Mężczyzna. Zrobili testy chromosomowe. Hannu, nie zmieniając wyrazu twarzy, usunął wierzchnie strony z pliku papierów, który przyniósł. * Zostają trzy * oznajmił. * Stridner zrobiła też pomiary szkieletu. Ocenia, że mężczyzna był w wieku od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat i miał szerokie bary. Prawdopodobnie miał metr siedemdziesiąt pięć do metra osiemdziesiąt pięć wzrostu. Włosy, które pozostały na klatce piersiowej, były dość ciemne. Miał zatem prawdopodobnie włosy ciemne, lecz nie czarne. * Cudzoziemiec? * podsunęła Irenę. * Możliwe. Ale nie miał ciemnej skóry ani czarnych włosów. Przypuszczalnie był szatynem. Hannu przekartkował swoje papiery i wyciągnął jeszcze jeden z samego spodu. * Zostają dwa * powiedział spokojnie. Irenę nie mogła powstrzymać ciekawości i zapytała: * Kim jest ten mężczyzna, którego odrzuciłeś? Hannu skinął głową. * Siedemdziesiąt dwa lata. Siwy. Otyły. Metr sześćdziesiąt siedem. Zaginął w Hindas w styczniu. To nie on. * Mało prawdopodobne. To kto nam pozostał? * wtrącił się niecierpliwie Andersson. * Steffo Melander. Trzydzieści dwa lata. Zaginął podczas przepustki z więzienia trzynastego marca. Siedział siedem lat za napad na bank i zabójstwo. Został mu jeszcze rok do odsiadki. Podczas wcześniejszych przepustek zachowywał się wzorowo. Wiadomo, że pojechał pociągiem do Góteborga, by odwiedzić rodzinę. Ma tam dwoje dzieci z byłą partnerką. Ślad urywa się na Dworcu Centralnym. * Nie miał czegoś wspólnego z gangiem motocyklowym? * Z bractwem. * Z tymi chłopakami też można mieć problemy. Miał? * Nic nam o tym nie wiadomo. * Rysopis? * Metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, jakieś sto kilo wagi. Wysportowany. Gęste ciemne włosy do ramion. Nie czarne. Ciemny brąz. * Tatuaże? * Mnóstwo. Na całym ciele. Komisarz westchnął. * Musiał wyglądać jak bohater komiksu. * Pewnie tak. Ku zdziwieniu Irenę Hannu puścił szelmowsko oko w jej stronę. Droczył się z szefem? Nie była pewna, bo od razu wrócił do swego beznamiętnego tonu:
* Następny ma dużo tatuaży i kolczyków. * Kolczyków? Cholera! * Andersson wyraził swoją dezaprobatę. * Jest za młody. Dwadzieścia dwa lata. Pierre Bardi. Mieszkał w Szwecji od trzech lat. Cały czas w Sztokholmie. Zaginął dwudziestego szóstego marca po kłótni ze swoją partnerką. Spakował walizki i powiedział, że wraca do Paryża. Wziął paszport, dwie torby podróżne i wyszedł. Od tamtej pory nikt go nie widział. Ani w Sztokholmie, ani w Paryżu. * Rysopis. * Metr siedemdziesiąt sześć wzrostu, wysportowany. Włosy do ramion, ciemnobrązowe z rozjaśnionymi pasmami. Duży tatuaż na lewej łopatce, prawym barku i lewej piersi. Ale żadnego smoka. Kolczyki w brodawkach sutkowych, na końcu penisa, w prawej brwi i języku. Kilka złotych kolczyków w obu uszach. Andersson w skupieniu ściągnął brwi. Potem pokiwał głową. * Nie. To żaden z nich. Nasz tors ma tylko jeden tatuaż. Kolczyki w brodawkach mógł mieć. Nie wiemy, dlaczego mięśnie klatki piersiowej zostały usunięte. Ale nie ma tatuażu na łopatce. Hannu przytaknął ruchem głowy. * Kim jest ofiara? Może to jakiś cudzoziemiec, którego nikt nie szuka? Marynarz? * W ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie zgłoszono zaginięcia żadnego marynarza * powiedział spokojnie Hannu. * Kimkolwiek jest, nie zgłoszono go jeszcze jako zaginionego * skonstatował Andersson. * Może powinniśmy opublikować rysunek tatuażu w gazetach * zaproponowała Irenę. Andersson mamrotał coś pod nosem, nim powiedział: * Może. Poczekamy jeszcze trochę i zobaczymy, czy znajdą więcej części ciała ofiary. Po południu odnaleziono jeszcze dwa worki. Odkrył je patrol z psami przeszukujący pas wybrzeża na południe od Killevik. W małej zarośniętej zatoczce leżała do góry dnem stara dziurawa łódka odciągnięta parę metrów od wody. Pies od razu zaczął węszyć i ciągnąć do łodzi. Dwaj policjanci ostrożnie ją odwrócili. Zobaczyli worki i wezwali na pomoc ludzi z działu technicznego i dochodzeniowego. Kiedy Irenę zjawiła się tam z Jonnym, technicy pracowali na całego. Svante Malm przerwał na chwilę fotografowanie, żeby się z nimi przywitać. * Wygląda na to, że to fragment tego samego ciała, które znaleźliśmy przedwczoraj * powiedział. * Co jest w workach? * spytała Irenę. * W jednym dolna część tułowia, a w drugim udo. Technik powrócił do pracy z aparatem. Irenę i Jonny przeszli się po terenie znaleziska. Musieli uważać na zdradliwych, śliskich kamieniach i skałach. Popołudnie było pochmurne, a wiszące nisko chmury zapowiadały wieczorem deszcz. Szara poświata kładła się cieniem na morzu i stojących na plaży policjantach. Wokół łódki rosło gęste sitowie. * Dobra kryjówka * zauważył Jonny. * Tak. Nikt nie przychodzi się tu kąpać. Za dużo trzcin * przyznała Irenę. * Czy worek z górną częścią tułowia też mógł tutaj leżeć? Rozejrzeli się, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie. W końcu Irenę powiedziała: * Nie mógł leżeć pod łodzią. Nie ma szans, by zabrał go stąd przypływ. * A zatem jest więcej kryjówek. * Tak, ale prawdopodobnie gdzieś blisko. Jak daleko jest stąd do Killevik? * Jakieś czterysta metrów w linii prostej. * Łatwo się tu dostać samochodem. Spojrzeli na wąską żwirowaną drogę prowadzącą wzdłuż linii brzegowej z północy na południe.
* Tymi drogami można dojechać dalej do Kungsbacka * powiedział Jonny. * Trzeba tylko nadal szukać wzdłuż brzegu i bocznych dróg. * Jest już po szóstej. Jedźcie do domu. Macie przecież wolny weekend. Ja i Fredrik mamy dyżur * powiedziała Birgitta. * Ale wy prowadzicie sprawę tego morderstwa za Floras Kulle * odparła Irenę. * Rzeczywiście mamy jakiś ślad, który Fredrik sprawdza w terenie. Może chodzić o zabójstwo z zazdrości. Akurat nie tego się spodziewaliśmy w sprawie Labana. Wygląda na to, że związał się z dość młodą dziewczyną. Ponieważ był narkomanem i handlarzem, mieli ze sobą dużo wspólnego. Ostatnio były tej dziewczyny chodził i mówił wszystkim, co zrobi z Labanem, kiedy go dorwie. Nóż był najłagodniejszą opcją. Znamy tylko jego imię. Robert. Prawdopodobnie jest też jej sutenerem. * Czy Fredrik poszedł sam porozmawiać z tym Robertem? * zapytała Irenę. * Nie. Ma tylko ustalić, gdzie przebywa. Wtedy weźmiemy go na przesłuchanie. Przy odrobinie szczęścia będziemy go tu mieć już w weekend. Morderstwo Labana rusza więc z miejsca, ale nie sądzę, że coś się wydarzy w sprawie tych poćwiartowanych zwłok. Medycy sądowi przyjrzą się fragmentom i zajmie im to trochę czasu. Czy będą dalej przeszukiwać teren z psami w weekend? * Tak. A łódź policyjna przeczesuje brzeg. Hannu przejrzał cały rejestr, lecz nie znalazł nikogo, kto pasuje do naszej ofiary. W tej chwili rzeczywiście niewiele możemy zrobić. Irenę zamknęła drzwi swojego starego saaba 99. Miał dwanaście lat i rodzina Hussów bardzo o niego dbała. W każdej chwili mogli być zmuszeni do zakupu nowego samochodu. Każdy dzień, który odwlekał ten wydatek, był na wagę złota. Mimo ulewnego deszczu Irenę czuła się lekko i radośnie. Krister miał dziś wolny piątek, wiedziała zatem, że czeka na nią dobry obiad i dobre wino. Jako rekompensata, że będzie pracował przez resztę weekendu. Tak to jest związać się z kimś z branży gastronomicznej. I z policji. * Weźmiesz Sammiego na spacer, kochanie? Nie ma jeszcze obiadu * usłyszała głos Kristera z kuchni. Dobiegający stamtąd zapach sugerował, że będzie gotowy już niedługo. Irenę poczuła się nagle bardzo głodna. Sammie siedział już przy drzwiach. Zdrzemnął się po jedzeniu i wyjątkowo spał tak mocno, że nie usłyszał wejścia swojej pani. Ocknął się jednak na dźwięk słów „spacer" i „Sammie". Wiedział, że już czas wyjść na siusiu. Irenę włożyła płaszcz przeciwdeszczowy, bo nie przestawało padać. Sammie bynajmniej się tym nie przejmował. Dla niego każda pogoda była dobra, byle tylko mógł wyjść. Zaletą wiosny są dłuższe dni. Choć mocno padało, na dworze nie było jeszcze ciemno. Mimo to Irenę zobaczyła ich dopiero wtedy, gdy byli bardzo blisko. Nim zdążyła odwrócić głowę, usłyszała ostry głos: * Znalazłaś już jakieś domy dla szczeniaków? Uszczęśliwiony Sammie rzucił się w stronę swojej czarnej przyjaciółki. Pudlica odnosiła się do niego z rezerwą, ale to było nic w porównaniu z jej panią. Ta wyglądała, jakby wypiła butelkę octu. Irenę poczuła złość i nawet specjalnie nie siliła się na przyjazny ton: * Nie. Przez cały tydzień pracowałam do późna. Policjanci nie mają czasu na psy, a inni koledzy z pracy w ogóle nie mogą ich mieć. To zabronione w areszcie i więzieniach. Uśmiechnęła się do zażywnej starszej kobiety. Nim ta zdobyła się na odpowiedź, Irenę szybko podjęła wątek: * Zresztą do dzieci trzeba dwojga. To samo dotyczy psów. Damy oczywiście znać, jeśli znajdzie się ktoś chętny w kręgu znajomych, ale ty też powinnaś pomóc. Na przykład dać ogłoszenia. * To kosztuje. Gdybyś wiedziała, ile wydałam na weterynarza i jedzenie...
* Nawet jeśli to mieszańce, powinni ci za nie zapłacić. Nie będziemy się domagać opłaty za krycie. Zdrowy szczeniak mieszaniec kosztuje tysiąc pięćset koron. Ściągnięta twarz sąsiadki trochę się odprężyła. * Aż tyle? * Tak. Rasowy biały terier kosztuje koło siedmiu tysięcy. * Aż tyle! To naprawdę nie była miła rozmówczyni. Irenę czuła, że musi zakończyć rozmowę, zanim całkiem straci humor w ten piątkowy wieczór. * Przepraszam, ale mam obiad w piekarniku. Skontaktujemy się, jak tylko będziemy mieć jakieś wieści * odrzekła. Obiad był wyśmienity. Filet z łososia pieczony w grubej soli, sos szafranowy, zielony groszek i sałata przywróciły Irenę dobry humor. Mąż kupił nowe wino do przetestowania. * Somerton. Australijskie. Jest jeszcze czerwone * powiedział. * Znakomite do łososia. Irenę nie była koneserem win, ale przez lata spędzone z Kristerem sporo się nauczyła. * Gdzie są dziewczynki? * zapytała. * Jenny jest na próbie zespołu. Katarinę zabrał ten Micke. Ojciec, zdaje się, pożyczył mu samochód. * Byle tylko ostrożnie prowadził. Dokąd pojechali? * Na imprezę w Askim. Kolega z klasy Mickego ma urodziny. * Czy Jenny chce, żebyśmy ją skądś odebrali? * Nie. Rodzice Pii ją podwiozą. * To dobrze. Możemy otworzyć następną butelkę. Telefon zadzwonił przed trzecią. Irenę słyszała w półśnie, jak Krister go odbiera. Nagle usiadł gwałtownie na łóżku, opuszczając nogi na podłogę. * Rozumiem. Zaraz będę. Irenę wymamrotała zaspana: * O co chodzi? * Telefon z Sahlgrenska. Katarina i Micke mieli wypadek. Nie są ciężko ranni, ale opatrzyli ich na oddziale ratunkowym. Katarina sama dzwoniła. Chce, żeby ją odebrać. Micke musi zostać do rana na obserwacji. Prawdopodobnie ma uraz głowy. Irenę zaczynała się powoli wybudzać z ciężkiego alkoholowego snu. Serce zaczęło jej walić i nagle całkiem oprzytomniała. Jej córka leżała ranna w szpitalu! Zerwała się z łóżka, ale szybko do niego wróciła, gdy podłoga zakołysała się jej pod nogami. Wypiła prawie półtorej butelki wina. O wiele za dużo po męczącym dniu. Krister, widząc, co się dzieje, powiedział: * Zostań w łóżku. Ja po nią pojadę. Nie jest chyba najgorzej, skoro sama zadzwoniła. Nie ma sensu budzić Jenny. Pewnie sama się obudzi, kiedy wrócimy. Pogłaskał ją po policzku i szybko się ubrał. Irenę znów się położyła, ale była zupełnie rozbudzona. „To zmora każdego rodzica, że zdarzy się coś strasznego, gdy dzieci pojadą gdzieś same", pomyślała. Przypomniała jej się Monika Lind i Isabell, która zaginęła w Kopenhadze. Nie była w stanie spokojnie leżeć, więc owinęła się w szlafrok i zeszła do kuchni. Sammie zachrapał, przewracając się rozkosznie w ciepłe wgłębienie, jakie pozostawiła w łóżku. Musi wypić kubek kawy rozpuszczalnej. Zagotowała wodę w mikrofalówce, szukając w międzyczasie paczki wafli ryżowych. Gdy kawa była gotowa, usiadła przy kuchennym stole i ugryzła apatycznie suchy wafel. Jenny była bardzo zadowolona z wieczornego grania. Zespół przeszedł jej wszelkie oczekiwania. Poprosili ją, by znów przyszła na próbę. Była uszczęśliwiona i aż kipiała z radości, kiedy opowiadała o tym, siedząc na brzegu łóżka. Nazywali się Polo. Irenę była pewna, że Jenny powiedziała Polo.
Ledwo zdążyła pozbierać myśli, gdy Jenny zeszła ze schodów. * Co się stało Katarinie? * spytała, ziewając. „Skąd mogła wiedzieć, że coś się stało jej siostrze? Czy to przykład telepatycznego kontaktu, jaki nawiązują bliźniaki w pewnych sytuacjach? Ale to najczęściej cecha bliźniąt jednojajowych", pomyślała Irenę. * Śniło mi się, że Katarina jest smutna. Powiedziała, że ją boli. I miała opatrunek na twarzy * mówiła Jenny. Irenę próbowała ukryć zdziwienie. * Tata właśnie ją odbiera ze szpitala. Ona i Micke mieli wypadek. Nie jest z nią tak źle, skoro puszczają ją do domu. Ostatnie zdanie powiedziała bardziej po to, by pocieszyć siebie. Kiedy tak czekały, Jenny wzięła szklankę soku jabłkowego i kawałek chrupkiego pieczywa. Gdy usłyszały kroki na zewnątrz, zerwały się i wybiegły do przedpokoju. Krister otworzył drzwi i przepuścił Katarinę. Nad prawym okiem miała duży opatrunek. Krister uśmiechnął się szeroko. * Nic strasznego. Stłukła sobie bark i ma dwa szwy na łuku brwiowym. W sobotnie popołudnie rodzina Hussów jadła późne śniadanie. Nastrój przy stole był dość posępny. Katarina narzekała na ból barku i szyi, poza tym czuła się znośnie. * Jak doszło do wypadku? * zapytała Irenę. * Mieliśmy przejeżdżać przez skrzyżowanie, bo było dla nas zielone światło. Wtedy pojawił się ten wariat i wjechał prosto w bok auta Mickego. A raczej jego ojca. Jest prawie nowe. Ojciec będzie wściekły! * Czy Micke pił na imprezie? Katarina chciała zdecydowanie pokręcić głową, ale znieruchomiała i z cichym jękiem dotknęła szyi z boku. * Nie. Pił colę, bo strasznie się boi o swoje nowe prawo jazdy. A samochód... * Co z kierowcą drugiego auta? Był trzeźwy? * Nie wiem. Wyglądałam przez szybę po swojej stronie, więc nie widziałam, kiedy tamten w nas wjechał. Tylko huknęło po stronie Mickego. Potem byłam trochę w szoku i... jakby półprzytomna. Nie pamiętam, jak wyglądał tamten kierowca, ale był sam w samochodzie. Strasznie krwawił z czoła. Widać uderzył w przednią szybę. Chyba nie miał zapiętych pasów. * Kto zadzwonił po karetkę? * Ja. Micke miał komórkę, więc zadzwoniłam. * O której zdarzył się wypadek? * Przed pierwszą. * Pielęgniarka z oddziału ratunkowego powiedziała, że powinniśmy się umówić na wizytę w przychodni, żeby lekarz obejrzał szyję i bark Katariny. Przy takich wypadkach jest ryzyko urazu kręgów szyjnych * wtrącił Krister. * A co z moimi treningami przed mistrzostwami Szwecji? * krzyknęła Katarina. Irenę jako jedyna rozumiała, co czuje córka, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jej stan może się pogorszyć, jeśli zacznie trenować zbyt wcześnie. * Dopóki objawy całkiem nie ustąpią, nie ma mowy o żadnych treningach * powiedziała stanowczo. * Żegnajcie mistrzostwa * odparła ponuro dziewczyna. Rozdział 4 * Niczego się już dziś nie dowiemy od Stridner i nadal nie wiemy, kim jest ofiara * powiedział komisarz Andersson w poniedziałek rano.
Byli tam wszyscy inspektorzy oprócz Birgitty Moberg i Fredrika Stridha, którzy przesłuchiwali właśnie Roberta Larssona w sprawie zamordowania Lennarta Kvista. Zanim weszli do sali przesłuchań, Birgitta powiedziała do Irenę: * Ten narkoman mówi, że nie jest święty, ale nie miał ostrej jazdy od siedmiu lat. Przedtem złapali go za posiadanie i handel. Był przesłuchiwany w sprawie o pobicie, ale niczego nie udało się udowodnić. Zastraszono świadka, żeby milczał. Jest właścicielem klubu ze striptizem przy Masthuggskajen, o nazwie Wonder Bar. W ostatnich latach robił interesy na prostytucji i toczy się postępowanie w jego sprawie o sutenerstwo. Jeszcze o tym nie wie. Widocznie któraś z dziewczynek go sypnęła. Niedobrze jest się znęcać nad swoim źródłem dochodów. Może to ta sama dziewczyna, z którą był w związku Laban. Choć to tylko moje przypuszczenia. Nie mam pewności. * Pobił ją? * Tak. Wygląda na to, że porządnie. Ale w świecie narkotyków nigdy nic nie wiadomo. Staramy się ustalić fakty, lecz potrzebujemy trochę czasu. Irenę zajrzała do sali przesłuchań i jeden rzut oka na przesłuchiwanego utwierdził ją w przekonaniu, że Robert nie będzie łatwym przeciwnikiem. Miał około trzydziestki, ponad metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, sto kilo mięśni i bardzo jasne, dobrze ostrzyżone włosy. Jego muskularne ręce były obrośnięte aż do palców. Elegancka koszula, nonszalancko rozpięta pod szyją, odsłaniała gęstwinę blond włosów, w której błyskał gruby złoty łańcuch. Można go było nazwać jasnowłosym gorylem, ale nikomu, kto spojrzał na jego twarz, nie przyszłoby to do głowy. Z taką twarzą mógł reklamować maszynki do golenia. Miał zimne, intensywnie niebieskie oczy. Gęste brwi o lekko łukowatym kształcie ładnie harmonizowały z prostym nosem. Uśmiech swobodny i czarujący. Podbródek z małym dołkiem pokryty był zarostem w kolorze rudo*blond. Birgitta i Fredrik na zmianę zadawali mu pytania. Siedział rozparty na trzeszczącym krześle, uśmiechał się lekko i odpowiadał modulowanym głosem: * Dlaczego mnie przesłuchujecie? Chcę rozmawiać z moim adwokatem. Spojrzał mimochodem na swojego roleksa, wyraźnie dając do zrozumienia, że zaczynają go męczyć te głupstwa zabierające jego cenny czas. Irenę zamknęła drzwi i postanowiła zająć się własnym dochodzeniem. A ono stało w miejscu. Nie znaleźli żadnych nowych worków, nie wpłynęły żadne informacje, które mogłyby im pomóc w ustaleniu tożsamości ofiary, mieszkańcy Killevik i okolic nie zauważyli nic, co mogłoby mieć związek z czarnymi workami. Nic się też nie wydarzyło przez całe przedpołudnie. Irenę nadrobiła mnóstwo zaległej papierkowej roboty. Od długiego siedzenia przed komputerem rozbolały ją ramiona i kark. Zrobiła sobie zatem małą przerwę i poszła chwilę pogawędzić z kolegami. Tak naprawdę czuła się samotna w pokoju, który dzieliła z Tommym Perssonem. Zadzwoniła do niego, by spytać, jak się czuje. * Dziękuję, nieźle. Czuję się dobrze, kiedy nie podskakuję * odpowiedział. * To może przyszedłbyś do pracy? * zapytała z nadzieją w głosie. * O nie. Nie wytrzymałbym jeszcze twojego tempa. Przepuklina była duża. Całkiem ładnie ją wycięli. * Nie usunęli ci tego wystającego, kiedy byli tak blisko? * drażniła się z nim Irenę. * Nie. Chirurg był trzeźwy. Po mało wykwintnej kiełbasie strogonow, którą zjadła na lunch w pracowniczej stołówce w Kasie Ubezpieczeń, Irenę poczuła niepokój. Choć nie była to kusząca perspektywa, zaczęła nabierać przekonania, że może warto podjechać do zakładu medycyny sądowej. Profesor Stridner na pewno nie będzie zachwycona, ale może zdradzi więcej informacji na temat ofiary. To było najbardziej frustrujące w tym śledztwie * brak informacji.
Yvonne Stridner pracowała nad znalezionymi szczątkami od piątku. Zapach przyprawiał o mdłości, jak podczas poprzedniej wizyty Irenę, ale już się na to uodporniła. Podeszła zdecydowanym krokiem do stołu sekcyjnego. Pożałowała tego, gdy zobaczyła, co na nim leży, ale było już za późno. Profesor Stridner podniosła głowę i zobaczyła ją. * Znowu tu jesteś? * zapytała. Irenę próbowała opanować drżenie głosu. * Tak. Jestem jedną z osób prowadzących to śledztwo. Stridner pokiwała głową w milczeniu. Odcięła kawałek szarego mięsa i wrzuciła do probówki z etykietką. * Dla pewności * mruknęła pod nosem. Irenę spojrzała na dolną część korpusu leżącego na lśniącej stalowej powierzchni. Był zupełnie pozbawiony genitaliów. Przez rozcięty brzuch nie prześwitywały jelita * był pusty tak samo jak klatka piersiowa. Uda zostały równo odcięte jakieś dziesięć centymetrów poniżej pachwin. Stridner podniosła wzrok znad swojej pracy. * Zaraz będę gotowa. Możesz iść do mojego gabinetu. Irenę z wdzięcznością posłuchała polecenia. * To coś wyjątkowo odrażającego. Mamy do czynienia ze strasznym typem mordercy. Jest nim prawdopodobnie nekrosadysta * stwierdziła Stridner. Siedziały w jej gabinecie piętro wyżej. Profesor na eleganckim krześle obitym skórą, Irenę na niewygodnym, z tapicerką z tworzywa, przeznaczonym dla gości. Nie przeszkadzało jej to. Najważniejsze, że patolog wyglądała na dobrze przygotowaną do rozmowy. * Jak sama widziałaś, brakuje wszystkich narządów wewnętrznych. Mięśnie piersi i boków zostały odcięte, podobnie jak genitalia i odbyt. Na kości łonowej widać złamania po użyciu siły. Ręce i nogi zostały prawdopodobnie odcięte piłą tarczową lub czymś podobnym. Wskazują na to liczne odpryski kości na powierzchniach cięć. Głowa jest odcięta między szóstym i siódmym kręgiem szyjnym. Tam sprawca też użył piły tarczowej. Cięcie nie zostało wykonane zgodnie z wiedzą anatomiczną, poszczególne części są po prostu odpiłowane. Ale tu dochodzimy do usunięcia narządów wewnętrznych. Stridner przerwała i spojrzała w zamyśleniu na zgaszony monitor swego komputera. Przez moment zdawała się być nieobecna duchem. * Dokonano tu typowego cięcia sekcyjnego od dolnej części mostka do kości łonowej. Pępek nie jest rozcięty, lecz cięcie idzie wokół niego. Tak się postępuje przy sekcji. Tym, co jeszcze skłania mnie do myślenia o procedurze sekcyjnej, jest całkowite usunięcie wszystkich narządów w otrzewnej i poza nią oraz narządów w miednicy. Z tym też mamy do czynienia przy pełnych sekcjach. Znowu przerwała, po czym spojrzała na Irenę i powiedziała ostrym głosem: * Natomiast wycięcie zewnętrznej muskulatury i genitaliów nie jest przyjęte w procedurze sekcyjnej! * Sądzisz zatem, że morderca zna się na sekcjach? * Tak. Albo jest doświadczonym myśliwym. Narządy zostały wycięte w bardzo profesjonalny sposób. * Ale głowa, ręce i nogi nie? * Nie. To mógł zrobić ktokolwiek dobrą piłą tarczową. Ponownie umilkła i wzięła głęboki oddech. * Ale to nie jest ktokolwiek. * Jaka to osoba? * Odrażająca. Szuka zwłok. Żeby je mieć, musi najpierw zabić. I on to robi. * On. Powiedziałaś: on. Czy to nie może być kobieta? * Czytałam o tym w najnowszej literaturze.
Yvonne Stridner wstała i podeszła do biblioteczki przy ścianie. Wyjęła kilka książek i rzuciła je z głuchym łoskotem na biurko. * Przejrzałam to w czasie weekendu. Irenę zobaczyła obce tytuły: Der nekrotope Mensch i Sexual Homicide: Patterns and Motives. * Pytałaś, czy to mogła być morderczyni. Najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi: nie. W literaturze opisano setki przypadków nekrosadyzmu i w żadnym z nich sprawca nie był kobietą. Najwyżej pomocnikiem, ale to też nietypowe. Umilkła i poprawiła okulary w zielonych oprawkach u nasady wąskiego nosa. * Już w trakcie badania górnej części korpusu podejrzewałam, że mamy do czynienia z nekrosadystycznym morder cą. Są dwa typy zbrodniarzy ćwiartujących zwłoki. Pierwszy chce się pozbyć ciała i zatrzeć wszelkie ślady przestępstwa oraz tożsamość ofiary. Drugi typ potrzebuje zwłok dla osiągnięcia satysfakcji seksualnej podczas ćwiartowania poprzez ich zbezczeszczenie. Między tymi typami nie ma żadnych podobieństw. Postukała znacząco w stertę książek i zrobiła retoryczną pauzę, nim podjęła wątek: * Jedno jest nietypowe w przypadku tej ofiary, a mianowicie płeć. Bardzo rzadko jest to mężczyzna. Takie zbrodnie popełniają niemal wyłącznie mężczyźni na kobietach. Wyjątki jednak się zdarzają. Trafiłam na sprawę dwóch braci w Stanach Zjednoczonych, którzy zamordowali ponad trzydziestu młodych mężczyzn. Ćwiartowali ofiary w typowy dla nekrosadystów sposób, po czym zakopywali szczątki na swoim ranczu. Na ciałach brakowało części zewnętrznej muskulatury. W zamrażarce braci znaleziono starannie zapakowane kawałki zwłok. Najczęściej pośladki. Kanibalizm nie jest rzadkim zjawiskiem wśród morderców tego rodzaju. * To brzmi jak amerykański film grozy * powiedziała Irenę. Męczące mdłości, jakie czuła od chwili wejścia na oddział medycyny sądowej, przybrały jeszcze na sile. Yvonne Stridner mówiła dalej: * Jestem bardzo zaniepokojona, że ofiara takiego morderstwa pojawiła się u nas. Ten rodzaj zbrodni jest, dzięki Bogu, rzadki. Co oznacza, że ten typ mordercy jest niezwykle rzadki, ale kiedy już zaczął zabijać, istnieje bardzo duże ryzyko, że będzie to robił dalej. * Nie poprzestanie na jednej ofierze? * Nie. Cwiartowanie i profanacja zwłok trzyma jego fantazje i lęki w szachu. Dobrze się czuje, gdy popełni taki czyn. * Czy jest w pełni świadomy tego, co zrobił? * Tak. Równie świadomy, jak tego, że może zrobić to ponownie. Przy najbliższej okazji. Irenę zaczęła rozumieć, czemu ta sprawa od początku tak ją poruszyła. Instynktownie wyczuwała obecność bezwzględnego mordercy. Typ zbrodniarza, do którego nie była przyzwyczajona. Tak jak nikt inny z jej wydziału. * Czy jest chory psychicznie? Profesor Stridner ściągnęła brwi i utkwiła wzrok w Irenę, zastanawiając się nad odpowiedzią. * Nie w tym sensie, by postawić diagnozę psychiatryczną. Tacy mordercy przeważnie sprawiają wrażenie dość normalnych. Dość, jak powiedziałam, bo przy bliższym przyjrzeniu się wykazują pewne wspólne cechy osobowości. Z reguły są samotnikami. Gdy się z nimi rozmawia, są sympatyczni i kulturalni, ale nie nawiązują głębszych przyjaźni. Rzadko okazują skłonność do przemocy, lecz jest w nich głęboko ukryta. Mają bogatą wyobraźnię, której pożywką są okrutne obrazy, filmy i książki. Zwykle zaczynają od okrucieństwa wobec zwierząt. Ich życie seksualne jest często dziwne. W rzeczy samej przeważnie są impotentami, ale osiągają orgazm, masturbując się podczas rytuałów ze zwłokami. Irenę myślała gorączkowo, by nie zapomnieć zadać jakiegoś ważnego pytania. * Czy dobrze zrozumiałam, że morderca jest prawdopodobnie homoseksualistą? Yvonne Stridner pokręciła głową.
* Niekoniecznie. Często są ambiwalentni seksualnie. Jak już powiedziałam, ich seksualność jest na ogół dziwna. Na zewnątrz wydają się niemal aseksualni. Może wystąpić element kontaktów homoseksualnych, ale typowy jest fetyszyzm i na przykład transwestytyzm. Oni poszukują satysfakcji seksualnej. Dopiero kiedy zaczynają rytuały ze zwłokami, znajdują ujście dla swoich fantazji i czują się dobrze. Nad martwym ciałem mają całkowitą władzę. Nikt nie jest tak zdany na czyjąś łaskę i niełaskę jak trup. * Czy mogę cię prosić o wielką przysługę? * zapytała Irenę. * Zależy o co. * Czy byłabyś uprzejma przyjść do naszego wydziału jutro rano? Mamy zebranie o ósmej. Byłoby nieocenioną pomocą, gdyby moi koledzy usłyszeli to, co właśnie mi opowiedziałaś. * Nie możesz sama im tego przekazać? * Nie. Zapomnę połowę i nie będę umiała odpowiedzieć na wszystkie pytania. Myślę, że wszystkim nam się to przyda. Nie mamy doświadczenia z tym typem mordercy. A ty wiesz bardzo dużo. * No tak. To nadzwyczajny przypadek. Przyjdę jutro o ósmej. Irenę podziękowała za rozmowę, wstała i ruszyła do wyjścia. Zatrzymał ją głos profesor Stridner: * Jutro na pewno będę mogła przynieść rysunek tatuażu. Ma być gotów dzisiaj. We wtorek punktualnie o ósmej rano profesor Stridner zaczęła swój wykład. Komisarz Andersson i wszyscy inspektorzy biorący udział w śledztwie byli na miejscu. Sam fakt, że Stridner zjawiła się na komendzie we własnej wyniosłej osobie, świadczył o tym, że traktuje ten przypadek bardzo poważnie. Wszyscy siedzieli w ciszy, słuchając pani patolog z rosnącym niepokojem. Portret mordercy zaczął przybierać wyraźniejsze kontury, ale nikt się nie kwapił, by zobaczyć, co przedstawia. Obraz, który odmalowała Stridner, był przerażający. Na zakończenie spytała: * Czy są jakieś pytania? Birgitta podniosła rękę. * Dlaczego morderca wyciął piersi koliście? Dokładnie tak, jak kobiece? * Eliptycznie. To na pewno ma związek z seksualną ambiwalencją tego typu mordercy. Nie wiadomo dokładnie, o czym myśli podczas procesu ćwiartowania, prócz tego, że znajduje ujście dla swoich silnych wewnętrznych emocji i fantazji. Można zupełnie obiektywnie stwierdzić, że nieprzypadkowo przemoc zawsze dotyczy piersi, odbytu i genitaliów. Zawsze. * Dlaczego? * To ma związek z władzą. Władzą zniesienia płci. Całkowitą władzą pozbawienia ofiary płciowości. * Cholera! * powiedział Andersson głośno i wyraźnie. Yvonne Stridner posłała mu ostre spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Irenę poprosiła o głos. * Co wiadomo o ofiarach? Czy to jakiś szczególny typ ludzi? * Najczęściej zabijane są kobiety. Odnotowano wyjątek. Opowiadałam ci wczoraj o braciach ze Stanów Zjednoczonych, którzy zamordowali i poćwiartowali ponad trzydziestu młodych mężczyzn i pochowali ich na swoim ranczu. Gdy zidentyfikowano ofiary, okazało się, że większość z nich była męskimi homoseksualnymi prostytutkami. Nawet wśród ofiar kobiecych większość to prostytutki. Nie chodzi o to, że prostytutki pociągają nekrosadystycznych morderców. Nie pociąga ich żaden szczególny typ. Potrzebują zwłok. Najłatwiej po prostu opłacić prostytutkę i zabrać ją w jakieś odludne miejsce. Tam morderca może zrobić to, na czym mu naprawdę zależy. Zabić i poćwiartować. Fredrik Stridh zaczął machać ręką. * Jak częsty jest ten typ mordercy?
* Bardzo rzadki. W Szwecji mieliśmy tylko kilka przypadków w całym obecnym stuleciu. Cwiartowanie jako zjawisko występuje częściej. W ciągu ostatnich trzydziestu lat było takich przypadków kilkanaście. Chodziło w nich jednak o pozbycie się ciała. Nie bezcześci się go wówczas w tak brutalny sposób. Z praktycznego powodu odcina się kończyny i głowę, by móc je zapakować do worków i waliz. Tylko po to, by pozbyć się ciała i utrudnić identyfikację. * Z praktycznego... niedobrze mi * szepnęła Birgitta do Irenę. Irenę potwierdziła ruchem głowy. Andersson wyglądał na głęboko zamyślonego. Yvonne Stridner oznajmiła: * Jutro jadę do Londynu na wielkie sympozjum lekarzy medycyny sądowej. Zapytam kolegów o podobne przypadki. * Byłoby... dobrze * wyjąkał Andersson. * Oczywiście * zgodziła się, wstając. Otworzyła elegancką teczkę i wyjęła z niej dużą kopertę. * Rysunek tatuażu. Proszę. Wręczyła go Anderssonowi. * Dziękuję * zreflektował się po chwili. Spóźnił się. Stukot obcasów profesor Stridner dał się już słyszeć na końcu korytarza. Czerwona paszcza smoka była szeroko otwarta. Między długimi ostrymi zębami wił się koniec jego własnego ogona. Oczy błyszczały jak lśniące szmaragdy w rozżarzonej magmie. Rozczapierzone szpony gotowe były wyszarpać wnętrzności każdemu, kto się zanadto zbliży. Silne, gibkie ciało pokrywały łuski w kolorze czerwonym, zielonym i niebieskim. Smok zwinięty był w kółko chroniące tajemniczą literę. Stridner opisała ją jako odwrócone „y" albo raczej odwrócone widełki, z dwiema poprzecznymi kreskami na nóżce * jeden dokładnie w miejscu rozwidlenia, drugi pośrodku. Grupa śledczych była zgodna, że to prawdopodobnie jakiś znak chińskiego alfabetu. Na wszelki wypadek Hannu otrzymał polecenie, by skontaktował się z uniwersytetem w Góteborgu i spróbował znaleźć tam kogoś, kto zna się na chińskim piśmie, albo zapytał w chińskiej ambasadzie, jeśli taka tu jest. Hannu skinął głową, że się tym zajmie. * Zróbcie kolorowe kopie. Potem możecie zacząć obchodzić pracownie tatuażu w mieście. Tylko nie wróćcie z kolczykiem w nosie, he, he! * zarechotał Andersson. Nikomu z pozostałych nie wydało się to specjalnie zabawne, ale uśmiechnęli się z grzeczności i zapewnili, że nie ulegną pokusie. Birgitta i Fredrik nadal zajmowali się śledztwem i przesłuchaniami w związku z zamordowaniem Labana. Nie było to łatwe, ponieważ Robert Larsson miał alibi. Dwie z dziewczyn zatrudnionych przez niego w Wonder Bar zapewniły, że kąpały się ze swoim pracodawcą w jacuzzi dokładnie w chwili śmierci Labana. Ponieważ nie znalazł się żaden świadek, który zeznałby coś innego, policjanci zaczęli zdawać sobie sprawę, że nie mają mocnych podstaw do dalszego przetrzymywania Larssona. Jonny, Irenę i Hannu podzielili między siebie siedmiu góteborskich tatuażystów. Irenę przypadły w udziale Tattoo Tim na Nordenskióldgatan i MCtattoo na Sprangkullsgatan. Irenę postanowiła zacząć od MCtattoo, który znajdował się najbliżej. Znalazła miejsce do parkowania na placu Hvitfeldt. Bez pośpiechu przeszła przez most nad kanałem Rosenlund. Duże kwiaty kasztanowców na gałęziach wyglądały jak niezapalone świeczki choinkowe. Pod drzewami przelewała się barwna kaskada kwiatów. Uderzyło ją, że to miejsce jest zaledwie rzut kamieniem od Floras Kulle. Laban umarł w takim pięknym otoczeniu. Jeśli to mogło być dla niego jakimś pocieszeniem, w co Irenę wątpiła. Sama odczuła silną potrzebę pocieszenia, gdy zbliżyła się do MCtattoo. Przed pracownią stały zaparkowane dwa ciężkie motocykle. Można to było nazwać fobią, jaka się w niej z czasem rozwinęła. Nie bez powodu, ponieważ kilka lat wcześniej miała bardzo nieprzyjemną konfrontację z Hells Angels. Skończyła się wizytą w szpitalu i zostawiła