mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony368 472
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 410

Świdziniewski Wojciech - Murarze

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :91.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Świdziniewski Wojciech - Murarze.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 17 osób, 18 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 8 z dostępnych 8 stron)

Świdziniewski Wojciech Murarze Z „Science Fiction” nr 3 – kwiecień 2001 Majster zastukał kołatką w drzwi. - Dużo tu tego cholerstwa - mruknął do niego Maniok, żując swoje korzonki. Majster również czuł mrowienie na karku. Dom był po dach napakowany magią. Nawet przy okalającym go parkanie obaj czuli fragmentaryczne Wstęgi Iluzji i Pętle Nekromanty. - Dom jest dobrze zabezpieczony - odpowiedział mu Majster. - Ale to wszystko czysta energia Maga. Żaden z Murarzy nic przyłożył do tego ręki. - Silny to musi być Mag - rzucił Maniok, strzykając brązową śliną przez zęby. - Nic silny - pokręcił głową Majster. - Wystraszony... i praktycznie bezbronny. Większość jego energii poświęcona jest ciągłemu pilnowaniu i splataniu zaklęć... Rozważania Majstra przerwał szczęk otwieranego zamka. W drzwiach stanęła kobieta. Długie czarne włosy opadały jej na ramiona, dodając zgrabnej figurze smukłości. Niebieskie oczy rzucały filuterne iskierki, a głos spływał słodyczą: - Słucham? - Jesteśmy Murarzami - przedstawił się Majster. - Proszę. Przeszli parę kroków długim korytarzem, mijając z prawej strony ogromny obraz przedstawiający smoka w morzu ognia. Byli przy końcu korytarza, gdy dziwny dźwięk kazał im się zatrzymać. Szelest chropowatej skóry ocierającej się o drewno sprawił, że się odwrócili. Za nimi. do polowy wynurzony z obrazu, wisiał smok. Długie wąsy, grube jak bicz cyrkowego tresera, układały się właśnie wzdłuż górnej szczęki. Pysk z bulgotem, powoli, otworzył się, wypuszczając strużki dymu. Smok wygiął swą długą szyję, odchylając głowę niczym kobra przed atakiem. Z obrazu wychynęła pazurzasta łapa i z chrobotem oparła się o parkiet. Kobieta przepchnęła się między Murarzami. - Do budy! - warknęła i smok posłusznie wrócił na swoje miejsce. - Zawsze o nim zapominam. - Iluzja? zainteresował się Maniok. - Jeden z mniejszych chińskich demonów - odpowiedział za kobietę Majster. Kobieta przytaknęła i poprowadziła ich do salonu. Rozsiedli się na skórzanej sofie. Kobieta weszła po schodach na piętro. - Masz - powiedział Majster, podając swemu współpracownikowi amulet. - Po co? spytał - Maniok, zawieszając go sobie na szyi. - Przeciwko sukkubom. - Ona... ? - Murarz szeroko otworzył oczy zdziwieniu. - Tak. To Marta. Chyba najstarszy sukkub na Ziemi. - Robi się coraz ciekawiej - mruknął Maniok. - Witam panów. Nazywam się Alex. Możecie się zwracać do mnie po imieniu. Po skrzypiących schodach schodził do nich młody mężczyzna ubrany w skórzane spodnie i białą koszulę z szerokimi mankietami. Wyglądał jak David Copperfield. Maniok prychnął. Nie lubił takich gogusi. Majster zgromił go wzrokiem. Za gospodarzem z gracją schodził sukkub. Murarze przedstawili się. Mężczyzna usiadł na fotelu naprzeciwko sofy, którą zajmowali. - Martę już poznaliście. Jest sukkubem. I moją kobietą. Demon skłonił się z gracją, ukazując wydekoltowane piersi. Maniok przełknął ślinę. Marta usiadła na poręczy fotela, w którym siedział Mag, pozwalając by wcięcie jej sukni odsłoniło długie, zgrabne udo. Maniok mimowolnie złapał się za amulet. - Jesteśmy niewrażliwi na sztuczki sukkubów - chłodno odparł Majster. - Sukkub poprawił suknię, lekko smutniejąc. - Nadal jednak działają na nas kobiece wdzięki - dodał szybko Maniok. Marta uśmiechnęła się do niego i mrugnęła. Pozwoliła, by suknia ponownie opadła. Maniok znowu przełknął ślinę. Mag i Majster uśmiechnęli się porozumiewawczo. - Przejdźmy do rzeczy - zaczął Majster. - Chcesz, byśmy wybudowali dom, tak?

Mag skinął głową. - Jakieś specjalne życzenia? - ciągnął Murarz. - Ma to być dom wybudowany przeciwko konkretnej osobie. Z zewnątrz żadnych zaklęć ochronnych. Ma sprawiać wrażenie zwykłego domu Maga, nie Twierdzy. Wszystkie sploty magiczne muszą znajdować się wewnątrz. - Czy budowa się już zaczęła? Mag zaprzeczył: - Nie, postawiłem tylko parkan. Macie mi zbudować Twierdzę o specjalnym charakterze. Ma być nie do pokonania dla wszystkich oprócz jednej osoby, a i ona musi mieć problemy z jej zdobyciem. To ma być Twierdza-pułapka. Ta osoba ma ją pokonać i stanąć przed moim obliczem. Ma być zachwycona tym domem i pragnąć go. Majster powoli skinął głową i uważnie patrząc na Maga, powiedział: - Jesteś świadom, że budując Twierdzę, na stałe łączysz swoją energię i magię z tym domem? Jeśli ktoś pokona Twierdzę, to tak jakby pokonał ciebie. Przejmie wtedy sam dom, a tobie odbierze Moc. Staniesz się zwykłym człowiekiem. - Wiem o tym. Jak już wspomniałem, ma to być Twierdza-pułapka. Wraz z odebraniem mi Mocy i domu uaktywnią się pewne zaklęcia. Wy macie tylko wybudować dom. - Rozumiem. Kim jest ta osoba? . - To Barabasz. Malutki mięsień drgnął na policzku Majstra. * * * Dwa dni później Mag, Majster i Truposz, specjalista Murarzy od Pętli Nekromanty, stawili się na ogrodzonej parkanem posesji Aleksa. - Przebywałeś tutaj w czasie stawiania parkanu? - spytał Majster. - Nie. Znam się trochę na budowaniu Twierdzy. - Majster i Truposz skinęli głowami z zadowoleniem. Mag nie miał prawa wstępu na swoją posesję, zanim Murarze nie postawią fundamentów Twierdzy. Truposz poszedł do furgonetki. Wrócił po chwili z psem rasy bokser. Zwierzę zaczęło warczeć na Maga. Alex pytająco podniósł brwi. - Psy świetnie wyczuwają pola o największej energii magicznej, dlatego warczy na ciebie - wyjaśnił Truposz. - Zawsze starają się być jak najdalej od miejsc, gdzie ta energia osiąga największe skupienie. Zostawimy tu na noc Rudego - wskazał na swojego psa. - Pies położy się w miejscu, gdzie magia jest najmniejsza. My wybierzemy punkt najdalej położony od legowiska psa. Tam będzie największe skupienie magii. Tam stanie Twierdza. Mag skinął głową ze zrozumieniem. * * * - Jak tam posuwają się prace? - pytanie Aleksa oderwało Manioka od wylewania fundamentów. Murarz podszedł do parkanu i przywitał się. - Już niedługo będziesz mógł wejść. Kończymy zalewanie szalunku, za parę dni wylejemy posadzki. Mag zamyślony patrzył, jak Truposz z wysiłkiem wrzuca duży brezentowy worek do szalunku. Obok niego czujnie siedział Rudy. Nie podobało mu się, że jego pan bawi się magią. - Co to? - Truposz cały tydzień siedział na cmentarzach - zabrał się za wyjaśnianie Maniok. - Zdaje się, że będziesz miał dwa trupy zamurowane w ścianach swego domu. Alex uśmiechnął się posępnie. - I tak nie zdążą zgnić. Kiedy koniec roboty? - Mamy już fundamenty... Domek ma być w systemie kanadyjskim... No to miesiąc, może półtora. - To dobrze. Barabasz jest już na moim tropie. Maniok przyjrzał się mu uważnie. - Chyba się nie lubicie - raczej stwierdził niż spytał Murarz. - Pozbawiłem jego przyjaciela Mocy. Rzecz normalna wśród Magów, lecz Barabasz obiecał mi zemstę. - Według Księgi Magów, zemsta jest dla was czymś obcym i zakazanym. Możecie sobie odbierać Moc, jeśli czujecie taką potrzebę, jednak bez prawa zemsty. - Dokładnie. Taka sytuacja sprawia, że mogę się bronić, nawet poświęcając swoje życie.

- Zrobisz to? Alex wzruszył ramionami, lecz z jego oczu biło zdecydowanie. Maniok znał ten typ ludzi. Gdy ktoś z nimi zadzierał, gotowi byli poświęcić życie, by udowodnić, że nie należy wchodzić im w drogę. - Może. Skąd u ciebie znajomość Księgi Magów? Maniok uśmiechnął się. - Majster naucza nas. Ma nadzieję, że ja i Truposz zostaniemy Magami. Twierdzi, że oni wszyscy zaczynali wśród Murarzy i najczęściej kończyli wśród nich, ale już pozbawieni Mocy. Prawda to? - Po części - lakonicznie odparł Alex, dając tym znak, że nie chce drążyć tego tematu. - Mam pewne podejrzenia co do Majstra - ciągnął dalej Maniok, patrząc jak Truposz zalewa brezentowy worek, intonując jakąś egipską pieśń. - Chyba był kiedyś potężnym Magiem, to po pierwsze. Po drugie, ma chyba jakiś stary zatarg z Barabaszem. Strasznie nas pilnuje przy tej budowie. - W obu sprawach masz rację. Dlatego wybrałem was do tej roboty. Nie pytaj o nic więcej, bo i tak nic nie powiem. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Maniok pożegnał się i wrócił do pracy. Alex patrzył przez chwilę na pracujących Murarzy. Westchnął ciężko. * * * Alex i Majster stali przed wykończonym domem. - Uważasz więc, że jest to najlepiej zabezpieczona Twierdza, jaką kiedykolwiek wybudowałeś? - odezwał się Mag, podziwiając swoje nowe domostwo. - Tak - odparł Majster. - Truposz i Maniok są najlepszymi Murarzami na świecie. Maniok spędził dwadzieścia lat wśród szamanów północnoamerykańskich Dakotów i jest naprawdę dobry w tym co robi. Truposz to z kolei dobrze zapowiadający się nekromanta. W wieku dziewiętnastu lat znał na pamięć egipską Księgę Umarłych, i to w oryginale. Biegle posługuje się starosumeryjskim i starobabilońskim. Co najważniejsze, lubi bawić się Pętlami Nekromanty. Będą z nich potężni Magowie. - Tak potężni jak ty kiedyś, Melchiorze? - spytał Mag. Majster rzucił mu szybkie spojrzenie, potem spuścił głowę. Uśmiechnął się pod nosem, jakby wspominając stare czasy. - Nie mam już imienia - odpowiedział, cedząc powoli słowa. - Chodź, uczynimy ten dom twoją Twierdzą. W progu czekali na nich Truposz i Maniok. Alex stanął przed drzwiami. Trzej Murarze oparli prawe dłonie na framudze, a lewe na głowie Maga. - Życie i Twierdza - zaczął Maniok. - Śmierć i Twierdza - dorzucił Truposz. - Twierdza i Mag - dokończył zaklęcie Majster. W jednej chwili Mag poznał wszystkie magiczne pułapki czyhające w jego nowym domostwie. Sprawdzał je po kolei. Dwa zamurowane trupy ocknęły się z wiecznego snu, czekając na dalsze rozkazy swego nowego pana. Drewno szafy w korytarzu wybrzuszyło się, przybierając rysy człowieka. Podłogi domu zafalowały, smok z obrazu zadrżał. Wnętrze domu zawibrowało od budzących się iluzji. Mag odetchnął z ulgą. Pierwszy raz od kilku lat poczuł spokój. Był bezpieczny w swoim nowym domu. Był panem Twierdzy. - Piękna! - Zaśmiał się. - I niebezpieczna! Murarze uśmiechnęli się niepewnie. - Bądźcie mymi gośćmi! - gestem zaprosił ich do środka. Usiedli we czwórkę w jeszcze nie umeblowanym salonie. Wszyscy oprócz Manioka, który żuł swoje korzonki, pili piwo. - Aleksie - zaczął Majster. - Wiem że dosyć dobrze znasz moją historię i szczegóły zatargu z Barabaszem. Mag skinął potakująco głową i pociągnął łyk piwa. Majster podrapał się po głowie. Wydawał się być czymś zakłopotany. - Mam do ciebie prośbę - wydukał w końcu. - Słucham. - Chciałbym być przy tym, jak będziesz rozprawiał się z Barabaszem. Maniok, Truposz i Mag uważnie popatrzyli na Majstra. Stary Murarz ze zdziwieniem zauważył, że ich twarze nie wyrażały zaskoczenia. Prośba Majstra była związana z jego przeszłością, z czasami, kiedy był Magiem o imieniu Melchior. Barabasz odebrał mu Moc całkiem niedawno, chociaż wiedział, że Melchior jest blisko odkrycia Sekretu Magów, czyli o krok od uzyskania odpowiedzi na pytanie, w jakim celu Magowie otrzymali Moc. To, że Alex znał jego prawdziwą tożsamość, nie było niczym intrygującym. Ale że tę wiedzę posiadali jego uczniowie... ?

Majster uśmiechnął się do siebie. Miał dobrych pracowników, byli bystrymi obserwatorami, świetnymi fachowcami i potrafili dochować tajemnicy. Żaden z nich nie odkrył się przed nim z tym, że zna jego prawdziwą tożsamość. Znowu pomyślał, że będą świetnymi Magami. - Nie ma sprawy - odpowiedział Alex. - Jesteś moim gościem do czasu przybycia Barabasza. Oczywiście twoi współpracownicy również. Młodzi Murarze jednocześnie skinęli głowami na znak, że przyjmują zaproszenie. Trawiła ich ciekawość, jak wygląda starcie między dwoma Magami. A także to, czy zabezpieczenia, jakie zaserwowali w tej Twierdzy są skuteczne. - Świetnie. - Alex klepnął się z radością po udach. - Pomożecie mi jutro urządzić mieszkanie! * * * Maniok nie mógł zasnąć, czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Trzy miesiące już Murarze mieszkali z Alexem i jego sukkubem. Pomagali mu urządzić mieszkanie i służyli radą, zwłaszcza Majster, gdy Mag zakładał swe własne zaklęcia ochronne i maskujące. Maniok nie lubił takiego oczekiwania, ale Alex twierdził, że Barabasz jest już blisko. Pomyślał, że może szklaneczka czegoś mocniejszego pomoże mu zasnąć. Postanowił zejść na dół, do salonu. Mijany smok z obrazu łypnął na niego okiem, strzygąc wąsami. Maniok pozdrowił go podniesieniem ręki. Na dole, w salonie, przy rozpalonym kominku siedział Alex. W jego bok wtulona spała Marta. Maniok, widząc ich w tej intymnej sytuacji, chciał się wycofać. - Maniok? - Tak? - Usiądź. Pogadamy. Murarz usiadł w fotelu naprzeciwko Maga i sukkuba. Marta podniosła głowę i na chwilę otworzyła oczy, po czym głębiej wtuliła się w ramię Maga. Maniok pomyślał, że wreszcie bardziej przypomina kobietę niż demona. Miała zapuchnięte powieki i przekrwione oczy. Ta malutka skaza na jej perfekcyjnej urodzie sprawiała, że sukkub stawał się jeszcze piękniejszy. - Płakała? - spytał. - No - mruknął Alex. Murarz zauważył, że Mag był trochę pijany. - Przedstawiłem jej swój plan. Jest dobry, tylko ma jeden minus. Kończy się tragicznie. Dla mnie i poniekąd dla niej. - Czyli jednak poświęcisz życie, żeby ukarać Barabasza? - domyślił się Maniok. - Nawet jej miłość nie powstrzyma cię? Murarz nie lubił takich romantyczno-patetycznych gadek, jednak czasami samo życie było patetyczne. - W obu rzeczach masz rację - odpowiedział trochę bełkotliwie Mag. - Nie możesz spać? - Nie. - Barabasz jest już bardzo blisko. - Powtarzasz to od miesięcy. - Tym razem jest naprawdę blisko. Jutro, pojutrze. Boję się. Wyznanie Aleksa nie zdziwiło Murarza. Sam się obawiał spotkania Magów, a przecież miał być tylko obserwatorem. Maniok zauważył, że polubił trochę tego człowieka. W Magu był spokój i opanowanie, jednocześnie trawiła go odrobina szaleństwa. Im dłużej młody Murarz przebywał z Aleksem, tym więcej zauważał w nim podobieństw do samego siebie. Szkoda, że znajomość ta nie ma żadnych perspektyw. Alex podjął już decyzję... Maniok odpędził od siebie smutne myśli. Zaskrzypiały schody. Do salonu wszedł Truposz. - Nie mogę zasnąć - wyjaśnił, sadowiąc się w fotelu. - Barabasz jest bardzo blisko - powtórzył słowa Maga Maniok. Siedzieli w ciszy, rozmyślając o zbliżającym się starciu. - Kiedyś było inaczej - podjął temat Alex. - Magowie wspierali się w poszukiwaniach Sekretu Maga. Jeśli dochodziło do odbierania Mocy, czyniono to za porozumieniem obu stron. Moc nie była czymś, czego trzymano się kurczowo. Miała służyć tylko jednemu, odpowiedzi na pytanie: po co w ogóle ją posiadamy? Teraz służy do walki między nami. - To prawda. Wszystko się zmieniło. Murarze kiedyś budowali cuda świata, a nie Twierdze - wtrącił Truposz. -Piramidy w Egipcie, które później stały się grobowcami faraonów, wiszące Ogrody Semiramidy, Kolos z Rodos czy niedokończona świątynia w Baalbek, wszystko to dzieła Murarzy mające upiększyć

świat. Dzisiaj nasze główne zajęcie to stawianie Twierdz mających za zadanie chronić Magów przed innymi Magami... - Co wiesz o Melchiorze? - spytał z nagła Maniok. Alex pociągnął łyk ze swojej szklaneczki. - Jest stary... Stary jak ten świat. Skąd pochodził? Co robił? Tego nikt nie wie, oprócz niego. To, co wam powiem, to fragmenty, które udało mi się zebrać po długim szperaniu w tych Kronikach, które przetrwały. Wasz Majster był jednym z trzech mędrców, którzy złożyli dary nowonarodzonemu Mesjaszowi. Melchior twierdził, że Mesjasz miał objawić światu prawdziwy cel posiadania Mocy. Jednak wydarzenia sprawiły, że nie zdążył. Tak twierdził Melchior. Uważał też, że sama Moc pochodzi od Boga, jedynie Pętle Nekromanty to sprawka Szatana. W jakim celu Bóg miałby obdarzyć nas Mocą? Nie wiadomo i chyba nigdy się tego nie dowiemy Magowie zajęci są wojnami między sobą, a nie odkrywaniem naszego przeznaczenia. Alex przerwał na chwilę, poprawił się na siedzeniu i kontynuował: - Jeśli chodzi o spór z Barabaszem, to prawdopodobnie sięga on czasów Mesjasza. Barabasz twierdzi, że my. Magowie, jesteśmy Narodem Wybranym, powołanym, by rządzić światem. Według niego Mesjasz, Bóg i Szatan nie mają nic wspólnego z Mocą, gdyż Moc, obok Boga i Diabła, jest trzecią potęgą świata. Barabasz miał mocną pozycję w Jerozolimie za czasów Mesjasza, jednak jego żądza władzy stała się przyczyną zatargu z kapłanami. Ogłosili go rozbójnikiem i oddali pod osąd Piłata. Resztę znacie. Poncjusz ułaskawił Barabasza zamiast Chrystusa, a Mesjasz skończył na krzyżu. Melchior twierdził, że Barabasz specjalnie dał się wtrącić do lochów i wykorzystał Moc, żeby uniemożliwić ułaskawienie Chrystusa. Już wtedy miał władcze zapędy. Od tej pory ścieżki Barabasza i Melchiora zawsze krzyżowały się, aż wreszcie kilka lat temu Barabasz odebrał mu Moc. Mag zamilkł. Po chwili znużonym głosem dokończył: - Idę już spać. Jutro czeka mnie ciężki dzień. - Wziął śpiącą Martę na ręce i zaniósł na górę. Murarze posiedzieli jeszcze chwileczkę, sącząc swoje drinki i rozeszli się do swoich pokoi. Barabasz był już blisko. * * * Przed domem Aleksa stał człowiek. Ubrany w czarny, długi skórzany płaszcz, t-shirt, dżinsy i kowbojki. Obserwował domostwo. Jego okolona blond brodą twarz była spokojna. Długie, jasne włosy, ułożone z elegancją, jakiej mogłaby pozazdrościć niejedna kobieta, luźno opadały mu na plecy. Barabasz badał otoczenie domu. Wyczuwał magię, ale tylko w obrębie domostwa. Potrafił odróżnić Pętle Nekromanty i Wstęgi Iluzji. Czuł też trochę prastarej chińskiej magii i Zaklęcia Sprawcze Murarzy. Były to jednak śladowe ilości. Dom zdawał się być dobrze chroniony, jednak nie był Twierdzą. Mag uśmiechnął się do siebie. To nie powinno być trudne. Podszedł do drzwi, obejrzał je dokładnie i otworzył. Za drzwiami czaił się mrok. Wszedł do domu i znowu znalazł się na zewnątrz. Odwrócił się w kierunku domostwa i spróbował wejść jeszcze raz, tym razem badając swymi zmysłami sam moment przekraczania progu. Nic. Nie wyczuł żadnej Wstęgi, żadnej Pętli. Pomyślał chwilkę i jeszcze raz wszedł do domu. Tym razem niewzruszenie szedł przed siebie, według tego, co widział, to w kierunku wyjścia z posesji. Otoczenie jednak powoli zaczęło się rozmywać, przeistaczając się z przydomowego podwórka we wnętrze mieszkania. W końcu powietrze przestało drgać, a on sam stał w ładnie urządzonym salonie. Przed sobą zauważył ruch. Szybko wyciągnął dłoń gotową w każdej chwili plunąć zaklęciem ochronnym. W głębi salonu wisiało lustro. Widział w nim siebie, otwarte drzwi domu i fragment podwórka. Bardzo sprytne, pomyślał. To nie drzwi były zaczarowane, tylko lustro, dlatego nie mógł wyczuć magii, przechodząc przez próg. Barabasz poczuł przypływ adrenaliny. To będzie ciekawy dom. Ruszył w kierunku schodów prowadzących na górę. Gdy mijał wejście do kuchni, jego czujność pobudził metaliczny szczęk dobiegający z jej wnętrza. Odruchowo uniósł lewą połę płaszcza i krótką myślą nadał jej strukturę drewna. Kilkanaście głuchych uderzeń w płaszcz i cisza. Mag cofnął zaklęcie. Coś metalicznie uderzyło o podłogę. Rzucił okiem na posadzkę. Leżały na niej kuchenne noże. Barabasz odetchnął i otarł pot z czoła. Było blisko. Akcja z nożami kompletnie go zaskoczyła. Najpierw misterne zaklęcie z lustrem, potem bardzo prymitywna pułapka z latającymi ostrzami. Musiał wzmocnić czujność. Powoli ruszył przed siebie, starając się wszystkim zmysłami kontrolować pomieszczenie. Był już na wysokości schodów, gdy podłoga pod lustrem wybrzuszyła się na kształt fali i ruszyła w jego kierunku. W powietrze poleciał stolik, sofa i parę innych mebli. Domowe sprzęty uderzyły w sufit i przy wtórze cichego

trzasku zamieniły się w deszcz drzazg, który z niesamowitą siłą opadł na Maga, raniąc go w twarz, Nie zdążył nawet krzyknąć z bólu, gdy podłogowa fala dotarła do jego nóg. Wyrzuciła go w powietrze, sprawiając, że boleśnie uderzył się barkiem o sufit. Zaczął opadać, jednak do ziemi nie dotarł. Z politurowanej powierzchni dębowej szafy wyskoczył drewniany człowiek i zanim Barabasz opadł na podłogę, stwór huknął go drewnianą pięścią w twarz. Mag łagodnym łukiem poszybował na schody. Leżący na nich chodnik natychmiast owinął się wokół niego, całkowicie unieruchamiając go. Ze ściany, tuż obok głowy, posypał się tynk i fragmenty drewna. Wyjrzała z nich trupia twarz kobiety. Zaczęła krzyczeć: - Ja nie żyję! Jestem martwa! Chcę żyć! Zwykły trup, pobudzony do życia, którego zadaniem było być sobą. Nie rzucono na niego żadnego zaklęcia ukierunkowującego jego poczynania, więc zachowywał się tak, jak każdy ożywieniec. Utyskiwał nad swoim stanem martwoty i dawał upust złości, jaka ogarniała go, ilekroć uświadamiał sobie, że nie żyje. Barabasz nie potrafił początkowo pojąć, czemu ten pseudo atak miał służyć, lecz już po chwili zrozumiał. Krzyki i smród trupa sprawiały, że nie potrafił się skupić na zaklęciu. Toczył rozpaczliwie wzrokiem po wnętrzu mieszkania, czując, jak chodnik zaciska się coraz mocniej na jego ciele i widząc, jak drewniany człowiek stawia swoje pierwsze kroki na schodach. Krzyk, smród, ciasny kokon chodnika i stwór z szafy ze stukotem wspinający się do niego po schodach.. Wszystko to sprawiało, że czuł się odrealniony, jakby śnił. To na pewno koszmar, pomyślał trochę irracjonalnie. W pustym oczodole trupa kobiety wiły się robaki. To wyrwało Maga z otępienia. Dotarło do niego, że to jednak nie koszmar, tylko kilkanaście czarów odwracających uwagę. Skoncentrował się maksymalnie na samym sobie, to pozwoliło wypowiedzieć krótkie zaklęcie. Trup zaczął krzyczeć do robaka, który właśnie wypadł z jego oczodołu. Barabasz sprawił, że trup nie zauważał człowieka, tylko robaka. Martwiak pragnął, by robak go wysłuchał. Proste zaklęcie odwracające uwagę sprawiło, że trup już nie krzyczał Barabaszowi prosto w ucho. Mag mógł się skupić na poważniejszym zaklęciu. W uwolnieniu się od krępującego go dywanu pomogły mu te same noże, które zaatakowały go przy kuchni. Wydał im polecenie rozprucia dywanu. Podniósł się i na czworakach, klepiąc nowe zaklęcie przywołujące, próbował dostać się wyżej. Drewniany człowiek był już w połowie schodów. Ledwo Mag postawił stopę na piętrze, ściana z jego lewej strony eksplodowała. Znowu trup. Tym razem martwiak miał jasno określony cel. Ożywieniec potężnym hakiem posłał Maga znowu na schody. Barabasz uderzył plecami w stwora z szafy i wspólnie wylądowali na dole. Drewniany człowiek oplótł go swymi ramionami I zaczął je zaciskać, chcąc zmiażdżyć klatkę piersiową Maga. Barabasz zaczął na nowo splatać zaklęcie przywołujące. W końcu uwolnił je. Czas był ku temu najwyższy. Brakowało mu już tchu, a jego żebra zaczynały trzeszczeć. Drewniany człowiek pokrył się masą biało-szarych korników, pożerających go w błyskawicznym tempie. Mag w końcu uwolnił się, lecz drogę na górę blokował mu martwiak o posturze boksera. Stał nieruchomo, mając za zadanie nie wpuścić nikogo na piętro. Barabasz, ciężko oddychając, oparł się o ścianę. Musiał odpocząć. Miał złamanych kilka żeber, twarz pełną drzazg, kilkanaście ran ciętych, masę siniaków i obić, a jeszcze nawet nie dotarł na piętro. Rzucił zaklęcie tłumiące ból. Lepiej, ale zmęczenie wciąż pozostawało. Powoli uświadamiał sobie, że ma do czynienia z Twierdzą, a nie domem Maga. Nie był na to przygotowany, lecz teraz musiał już iść do końca. Przez chwilę zastanawiał się, co robić dalej. W końcu zdecydował się. Czar, którego chciał użyć, był dosyć trudnym zaklęciem. Miał zamiar teleportować się na piętro, tuż za plecami martwiaka. Mag zaczął przypominać sobie starosumeryjskie zaklęcie. Pot wystąpił mu na czole, a żyły nabrzmiały na szyi. Zamknął oczy i uwolnił zaklęcie. Powoli otworzył powieki. Zakręciło mu się w głowie. Był na górze, a za sobą miał ożywieńca. Odetchnął z ulgą. Usiadł, opierając się o ścianę. Do pomieszczenia, w którym wyczuwał Aleksa, miał zaledwie kilka metrów. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. W połowie schodów trup kobiety nieustannym szeptem wykrzykiwał do powiększającej się kupki robaków, które co chwila wypadały z jej pustego oczodołu. Mag, chociaż był bardzo zmęczony, zmusił się do wypowiedzenia kolejnego zaklęcia. Wokół głowy trupa stworzył próżniową bańkę. Zapadła dzwoniąca w uszach cisza.

Mógł wreszcie odpocząć, chociaż nie na długo. Stracił rachubę czasu. Siedział dziesięć, piętnaście, a może nawet trzydzieści minut. W końcu zdecydował się ruszyć dalej. Minął obraz ze smokiem, z którego biła starożytna, chińska magia. Zatrzymał się. Coś usłyszał. Miał wrażenie, że coś za nim poruszyło się. Szybko się obrócił. Profilaktycznie zaczął splatać zaklęcie blokujące obraz smoka. Nie skończył, bo za sobą usłyszał kobiecy śpiew i odgłos otwieranych drzwi. Powoli wykonywał obrót, starając się mieć cały czas smoka na oku. - Co pan tu robi?! - ludzki głos kompletnie wyrwał go ze stanu skupienia, jaki przed chwilą osiągnął. Opadły mu ramiona, zapiekła podrapana twarz i zaczął boleć bark. Znowu czuł się zmęczony. Przed nim stała kobieta w szlafroku, z ręcznikiem na głowie. Spomiędzy fałd materiału, jakby mimowolnie, wyglądała długa noga, sprawiając, że wzrok Barabasza wciąż ku niej wędrował. Mag zastanawiał się, jakież piękne krągłości kryje ten szlafrok. Kobieta mówiła coś do niego spokojnie. Nic nie słyszał. Wyobrażał sobie, jak całuje jej ponętne usta i miażdży jej ciało w miłosnym uścisku. Poczuł gorący podmuch pożądania na karku. Chwileczkę... Ten podmuch! Szybko odwrócił się. Nad nim górował ogromny czerwony smok. Ledwo mieścił się w korytarzu. Mag mimowolnie cofnął się. Za sobą usłyszał syk. Krótkie spojrzenie za siebie przekonało go, że kobieta zmieniła się w sukkuba. Barabasz, niewiele myśląc, wyrzucił lewą rękę w stronę kobiety. Z ręki sypnął się deszcz iskier. Demon pofrunął na drzwi na końcu korytarza. Wrócił do swojej kobiecej postaci. Jednak Mag już tego nie widział, zbyt zajęty był smokiem. - Ogień! - fuknął, patrząc na ramę obrazu. Ta błyskawicznie zajęła się ogniem. Smok ryknął i jednym susem znalazł się w obrazie. Obraz był jego bramą do tego świata. Gdyby zniknął, byłby na zawsze uwięziony w tym nieprzychylnym smokom świecie. Wystarczy przypomnieć sobie, co spotkało tutaj smoka wawelskiego. Chwilę później obraz eksplodował, wyrywając potężną dziurę w ścianie. Mag został obsypany kurzem i odłamkami gruzu. Barabasz był wściekły. Dom, który wydawał się tak łatwy do zdobycia, jak dotychczas kilka razy prawie go zabił. Miał tego dość. Ruszył w stronę zamkniętych drzwi, w progu których leżał sukkub. Mag całą swoją wściekłość włożył w ognistą kulę, która z furkotem uderzyła w drzwi, rozbijając je w drzazgi. Przekroczył ciało kobiety i znalazł się w obszernym pokoju. Opadający kurz powoli odsłaniał jego mroczne wnętrze. W końcu potrafił rozróżnić przedmioty, które się w nim znajdowały. Przed sobą miał szerokie biurko z zapaloną lampką. Po jego drugiej stronie siedział Alex, cel jego wędrówki. Za nim w cieniu pokoju stały trzy postacie. - Jednak udało ci się tu dotrzeć - odezwał się gospodarz. - Pokonałeś moją Twierdzę. Barabasz rozluźnił się i wycedził przez zęby: - Nie chciałem złamać obietnicy, którą kiedyś ci dałem. Mogę teraz przejąć wszystko na własny użytek. Czy ten sukkub jest na wyposażeniu? Mam na niego ochotę. Alex nic nie powiedział. - Pozwolisz, że usiądę - rozgościł się intruz - trochę mnie sponiewierało to twoje domostwo. To będzie mój najładniejszy nabytek od czasów Twierdzy Melchiora. Jedna z postaci ukrytych w cieniu drgnęła, Barabasz zauważył to. - Kim są twoi goście? - To Murarze. Zbudowali ten dom. - Świetna robota - Barabasz podniósł się. - Jestem zmęczony i chciałbym wypocząć w moim nowym domu. Mam nadzieję, że nie będziesz stawiał oporu. Alex wyprężył się. Jego twarz pobladła, co wyraźnie było widać w sztucznym świetle biurkowej lampki. Barabasz położył ręce na jego głowie, uważnie obserwując Murarzy. Żaden nie drgnął. Wziął głęboki oddech i zaczął pobierać Moc od Aleksa. Ten jęknął i zaczął dygotać. W końcu znieruchomiał. Często zdarzało się, że Magowie przy tego rodzaju operacji tracili przytomność. Barabasz zdjął ręce z głowy i głęboko odetchnął. Coś było nie w porządku. Zamiast czuć się silniejszym, wyraźnie osłabł. Czuł się słaby... Słaby jak... Jak zwykły człowiek! - Co się stało...? O co tu chodzi...? - bełkotał. Jeden z Murarzy wyszedł z cienia. Barabasz rozpoznał go i jęknął.

- Tak, to ja - odezwał się Majster-Melchior. - Mam dla ciebie ostatnie słowo od Aleksa. Mag znowu jęknął. - Widzę, że dotarły do ciebie skutki twego czynu. Jesteś teraz zwykłym człowiekiem. Jest to element kary za zabicie Maga w jego własnej Twierdzy. Poza tym zostałeś do końca życia związany z tym domem. Nie będzie to jednak długie życie, wierz mi. Umrzesz tu z głodu, bo ten dom cię nie wypuści. Nie ma tu telefonu, więc nic nie zamówisz. Chyba że zostaniesz ścierwojadem. - Jak... ? - Barabasz osuwał się na podłogę. Czuł jak chroniące go zaklęcia wyczerpują się, a on nie miał Mocy, by je odnowić. Całe ciało powoli stawało się kłębkiem bólu. - Gdy wchodziłeś do tego domu, nie mogłeś wyczuć, że jest to Twierdza, ponieważ Alex całą swą energię włożył w zamaskowanie tego faktu. Był równie wyczerpany jak ty. Zabierając mu Moc, zamierzałeś wyssać jej jak najwięcej. Jednak zamiast Mocy, pobierałeś energię życiową, aż go w końcu zabiłeś. Zrobił to z premedytacją, wiedząc, jak zachłannym jesteś na Moc, władzę i potęgę. Barabasz powoli tracił przytomność. - Ja również pozostawiłem tobie swoją pamiątkę - kontynuował niewzruszenie Majster, pochylając się nad byłym Magiem. - To taka stara sztuczka murarska dla niegrzecznych zleceniodawców. Wierz mi, nie ma w tym żadnej magii. W szybie komina umieściłem kilka gołębich piór. Będą gwizdać, że aż miło, za każdym razem, gdy powieje silniejszy wiatr, a mówię ci, że jest to dźwięk naprawdę irytujący. Widzisz Barabaszu, tak się kończy nasze blisko dwa tysiące lat trwające starcie. Leżysz połamany u moich stóp, półprzytomny, ze świadomością, że przegrałeś. Piękna to dla mnie chwila. Szkoda, że nie mogę się nią dłużej delektować, musimy już iść. Truposz i Maniok zabrali ciało Aleksa, a Majster wyniósł wciąż nieprzytomną Martę. Zamknęli drzwi wejściowe, zasłaniając przed światem okropności wojny Magów. Zerwał się wiatr. W kominie zaczęło gwizdać. Opadło zaklęcie blokujące trupa kobiety. Do świstu piórek dołączył natarczywy szept. Barabasz jęknął. Szept się nasilał. Wybrany przez trupa na swego powiernika robak powoli pełzł w jego stronę. Barabasz znowu jęknął. Czekała go długa agonia... Wojciech Świdzieniewski