minebookshelf

  • Dokumenty299
  • Odsłony36 951
  • Obserwuję40
  • Rozmiar dokumentów574.7 MB
  • Ilość pobrań18 954

E. L James-Grey

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

E. L James-Grey.pdf

minebookshelf EBooki
Użytkownik minebookshelf wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,098 osób, 468 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 244 stron)

Tłumaczenie: MB

PONIEDZIAŁEK, 9 MAJA 2011 Mam trzy samochodziki. Jadą szybko po podłodze. Tak szybko. Jeden jest czerwony, jeden zielony i jeden żółty. Lubię ten zielony. Jest najlepszy. Mamusia też je lubi. Lubię, gdy mamusia bawi się ze mną samochodzikami. Czerwony jest jej ulubionym. Dzisiaj ona siedzi na kanapie i gapi się na ścianę. Zielony samochodzik wpada na dywan. Czerwony podąża za nim. A potem żółty. Bum! Ale mamusia nie widzi. Robię to jeszcze raz. Bum! Ale mamusia nie widzi. Celuję w zielone autko u jej stóp. Ale zielony samochodzik wpada pod kanapę. Nie mogę go dosięgnąć. Moja ręka nie mieści się w szparze. Mamusia nie widzi. Chcę mój zielony samochodzik. Ale mamusia pozostaje na kanapie, gapiąc się w ścianę. Mamusiu. Mój samochodzik. Nie słyszy mnie. Mamusiu. Ciągnę ją za rękę, a ona kładzie się na kanapie i zamyka oczy. Nie teraz, robaczku. Nie teraz, mówi. Mój zielony samochodzik zostaje pod kanapą. Zawsze jest pod kanapą. Widzę go. Ale nie mogę go dosięgnąć. Mój zielony samochodzik jest niewyraźny. Pokryty szarym kurzem i brudem. Chcę go odzyskać. Ale nie mogę go dosięgnąć. Nigdy go nie dosięgam. Mój zielony samochodzik zaginął. Zgubił się. I nigdy więcej się nim nie bawię. Otwieram oczy i mój sen rozpływa się we wczesno porannym świetle. O co, do diabła, w tym chodziło? Próbuję uchwycić się oddalających się fragmentów, ale mi się nie udaje. Wyrzucając je z pamięci, jak robię każdego ranka, schodzę z łóżka i w mojej garderobie znajduję świeżo uprany dres. Na zewnątrz ołowiane niebo zwiastuje deszcz, a ja nie mam nastroju do bycia przemokniętym podczas biegania. Idę na górę do mojej siłowni, włączam telewizor na poranne wiadomości i wchodzę na bieżnię. Moje myśli błądzą wokół dzisiejszego dnia. Nie czeka mnie nic oprócz mnóstwa spotkań, chociaż później spotykam się w moim biurze z osobistym trenerem-Bastille jest zawsze miłym wyzwaniem. Może powinienem zadzwonić do Eleny? Ta, może. Pod koniec tygodnia moglibyśmy zjeść razem kolację. Ledwo łapiąc oddech, zatrzymuję bieżnię i idę na dół by wziąć prysznic i zacząć kolejny monotonny dzień. „Jutro”, mamrotam, odsyłając Claude’a Bastille, stojącego w progu mojego gabinetu. „Golf w ten łikend, Grey?” Bastille szczerzy się arogancko, wiedząc że na polu golfowym ma zapewnione zwycięstwo. Marszczę brwi, gdy on odwraca się i odchodzi. Jego pożegnalne słowa wcierają sól do moich ran, bo pomimo moich heroicznych wysiłków podczas naszego dzisiejszego treningu, mój osobisty trener skopał mi tyłek. Bastille jest jedyną osobą, która może mnie pokonać, a teraz chce mi jeszcze dołożyć na polu golfowym. Nie znoszę golfa, ale na zielonych alejach golfowych robi się wiele interesów, więc muszę znosić jego lekcje też tam…I chociaż nie cierpię tego przyznawać, granie przeciwko Bastille’owi tylko poprawia moje umiejętności gry. Gdy gapię się przez okno na panoramę Seattle, do mojej świadomości przesiąka nieproszone zmartwienie. Mój nastrój jest równie płaski i szary jak pogoda. Dni zlewają się w jedno, niczym się od siebie nie różniąc, a ja potrzebuję jakiejś rozrywki. Pracowałem cały łikend i teraz jestem niespokojny. Nie powinienem się tak czuć. Nie po kilku potyczkach z Bastille’m. Ale tak się czuję. Nachmurzam się. Prawda jest taka, że ostatnio jedyną rzeczą jaka przykuła moją uwagę była decyzja o wysłaniu dwóch frachtowców do Sudanu. To mi przypomina-Ros powinna przyjść do mnie z liczbami i logistyką. Co, do diabła, ją zatrzymało? Sprawdzam mój plan dnia i sięgam po telefon. Cholera. Muszę ścierpieć wywiad do studenckiej gazetki z uporczywą panną Kavanagh. Dlaczego, do cholery, się na to zgodziłem? Nienawidzę wywiadów-bezmyślne pytania od niedoinformowanych, zazdrosnych ludzi, zdeterminowanych by zgłębić moje prywatne życie. A ona jest studentką. Dzwoni telefon. „Tak”, warczę na Andreę, jakby to ona była winna. Przynajmniej mogę skrócić ten wywiad. „Panna Anastasia Steele jest tu by się z panem spotkać, panie Grey”. „Steele? Oczekiwałem Katherine Kavanagh”. „Przyszła panna Steele, sir”. Nie znoszę nieoczekiwanych niespodzianek. „Wpuść ją”. Proszę, proszę…panna Kavanagh jest niedostępna. Znam jej ojca Eamon’a, właściciela Kavanagh Media. Robiliśmy razem interesy i wydaje się być przebiegłym biznesmenem i racjonalnym człowiekiem. Ten wywiad jest przysługą dla niego-którą odbiorę sobie później, gdy będzie mi pasowało. Muszę przyznać, że byłem ciekawy jego córki, czy jabłko pada niedaleko od jabłoni. Zamieszanie przy drzwiach stawia mnie na równe nogi, gdy wir długich orzechowych włosów, bladych kończyn i brązowych butów, wpada do mojego gabinetu. Powstrzymuję moje naturalne rozdrażnienie taką niezdarnością i spieszę do dziewczyny, która wylądowała na czworaka na podłodze. Chwytając za jej szczupłe ramiona, pomagam jej wstać. Jasne, zawstydzone oczy spotykają moje i zbijają mnie z tropu. Mają nadzwyczajny niebieski kolor i są tak niewinne, że przez jeden okropny moment wydaje mi się, że potrafią mnie przejrzeć na wylot i zostałem…obnarzony. Ta myśl

jest tak denerwująca, że natychmiast ją odganiam. Ona ma małą, słodką twarz, która teraz się rumieni. Przez krótką chwilę zastanawiam się czy cała jej skóra jest taka- nieskazitelna-i jakby wyglądała zaróżowiona i rozgrzana po chłoście. Cholera. Powstrzymuję swoje krnąbrne myśli, zaalarmowany ich kierunkiem. O czym ty, do cholery, myślisz, Grey? Ta dziewczyna jest stanowczo za młoda. Gapi się na mnie, a ja powstrzymuję się by nie wywrócić oczami. Tak, tak, maleńka, to tylko twarz i jest powierzchowna. Muszę położyć kres temu pełnemu podziwu spojrzeniu, ale najpierw się trochę zabawię! „Panna Kavanagh. Jestem Christian Grey. Wszystko w porządku? Zechciałaby pani usiąść?” I znowu ten rumieniec. Jak na zawołanie, jeszcze raz ją lustruję. Jest całkiem atrakcyjna-drobna, blada, z grzywą ciemnych włosów ledwie upiętych w gumce. Brunetka. Tak, jest atrakcyjna. Wyciągam do niej dłoń, gdy zaczyna się jąkać przepraszająco i podaje mi swoją dłoń. Jej skóra jest chłodna i miękka, ale jej uścisk jest zaskakująco stanowczy. „Panna Kavanagh jest niedysponowana, więc przysłała mnie. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, panie Grey”. Jej głos jest cichy, z nutką niepewności. Mruga nieobliczalnie, trzepocząc długimi rzęsami. Nie mogąc powstrzymać rozbawienia jej mało eleganckim wejściem, pytam kim jest. „Anastasia Steele. Studiuję angielską literaturę z Kate…yyy…Katherine…panną Kavanagh, na uniwersytecie WSU w Vancouver”. Nieśmiały, książkowy typ, co? Na to wygląda: kiepsko ubrana, szczupła sylwetka ukryta pod niekształtnym swetrem, brązowa spódnica w kształcie litery A i utylitarne buty. Czy ona ma w ogóle jakieś poczucie stylu? Rozgląda się nerwowo po moim gabinecie-patrzy wszędzie tylko nie na mnie. Zauważam, rozbawiony tą ironią. Jak ta młoda kobieta może być dziennikarką? Nie ma w niej za grosz asertywności. Jest podenerwowana, potulna… uległa. Potrząsam głową, zmieszany moimi niepoprawnymi myślami i zastanawiam się czy pierwsze wrażenie jest niezawodne. Mamrocząc kilka banałów, proszę ją by usiadła, po czym zauważam jej spostrzegawczy wzrok, oceniający moje obrazy. Zanim mogę się powstrzymać, wyjaśniam jej. „To lokalny artysta. Trouton”. „Są cudowne. Podnoszą zwyczajność do nadzwyczajności”, mówi i zatraca się marzycielsko w wyszukanej sztuce pięknej prac Trouton’a. Ma delikatny profil-zadarty nos, pełne usta-i swoimi uczuciami ujęła moje uczucia. Podnosi zwyczajność do nadzwyczajności. To przenikliwa obserwacja. Panna Steele jest bystra. Przyznaję jej rację i z fascynacją, obserwuję jak jej skóra ponownie oblewa się rumieńcem. Próbuję poskromić moje myśli, gdy tak siedzę naprzeciwko niej. Z plecaka wyciąga jakiś pognieciony świstek papieru i dyktafon. Przebiera palcami i dwa razy upuszcza to cholerstwo na mój stolik od Bouhaus’a. To oczywiste, że nigdy wcześniej tego nie robiła, ale z jakiegoś powodu, którego nie pojmuję, bawi mnie to. W normalnych okolicznościach jej niezdarność cholernie by mnie zirytowała, ale teraz ukrywam swój uśmiech pod palcem wskazującym i opieram się pokusie by samemu nastawić dyktafon. Gdy tak grzebie się i staje się coraz bardziej podenerwowana, przychodzi mi do głowy myśl, że mógłbym poprawić jej umiejętności przy pomocy szpicruty. Biegle używana, może zapanować nad najbardziej płochliwą istotą. Ta niegrzeczna myśl sprawia, że wiercę się na siedzeniu. Ona zerka na mnie i przygryza swoja dolną wargę. Kurwa! Jak mogłem nie zauważyć jak zapraszające są te usta? „P-przepraszam. Nie jestem do tego przyzwyczajona”. Widzę, maleńka, ale w tej chwili mam to gdzieś bo nie mogę oderwać oczu od twoich ust. „Proszę wziąć tyle czasu ile pani potrzebuje, panno Steele”. Potrzebuję kolejnej chwili by pozbierać moje krnąbrne myśli. Grey…przestań, natychmiast. „Ma pan coś przeciwko temu, żebym nagrywała pana odpowiedzi?” pyta, ze szczerym i wyczekującym wyrazem twarzy. Chcę mi się śmiać. „Teraz pani pyta, po tym jak zadała pani sobie tyle trudu żeby nastawić dyktafon?” Mruga, a jej duże oczy przez chwilę wydają się być zagubione. Czuję się owładnięty nieznanym mi poczuciem winy. Przestań być takim gnojkiem, Grey. „Nie, nie mam nic przeciwko”. Nie chcę być odpowiedzialny za to spojrzenie. „Czy Kate, to znaczy panna Kavanagh, wyjaśniła do czego jest ten wywiad?” „Tak. Ma się pojawić w gazetce studenckiej na zakończenie roku akademickiego jako, że będę wręczał dyplomy na tegorocznej ceremonii zakończenia studiów”. Do diabła, nie wiem dlaczego się na to zgodziłem. Sam z PR’u mówi, że departament nauk środowiskowych na uniwersytecie WSU potrzebuje reklamy w celu przyciągnięcia dodatkowych funduszy dorównujących grantowi, który im przyznałem. A Sam dokłada starań do medialnych wystąpień. Panna Steele mruga kolejny raz, jakby to była dla niej nowość-i wygląda na niezadowoloną. Czyżby nie zrobiła żadnego rozeznania przed tym wywiadem? Powinna to wiedzieć. Ta myśl mrozi mi krew. To…denerwujące. Nie tego spodziewałem się po kimś kto zajmuje mi czas. „Dobrze. Mam kilka pytań, panie Grey”. Zakłada pasmo włosów za ucho, rozpraszając moją irytację. „Domyśliłem się”, mówię sucho. Sprawmy, żeby się trochę powierciła. Uczynnie, to właśnie robi, po czym prostuje się i podnosi swoje małe ramiona. Jest poważna. Pochylając się, wciska przycisk start na dyktafonie i marszczy brwi,

zerkając na swoje pomięte notatki. „Zbudował pan swoje imperium w bardzo młodym wieku. Czemy zawdzięcza pan swój sukces?” Z pewnością stać ją na więcej niż to. Co za nudne pytanie. Ani trochę oryginalności. To rozczarowujące. Recytuję tradycyjną odpowiedź o posiadaniu wyjątkowych pracowników, ludzi, którym ufam na tyle na ile ufam komukolwiek i dobrze im płacę-bla, bla, bla…Ale, panno Steele, fakty są takie, że jestem świetny w tym co robię. Dla mnie to jak odrzucanie kłód. Kupowanie upadających, źle zarządzanych firm i naprawianie ich albo, kiedy są naprawdę spłukane, dzielenie ich aktyw i sprzedawanie ich temu kto da najwięcej. To prosta kwestia znajomości różnic między jednym a drugim. I niezmiennie sprowadza się to do ludzi przy władzy. By osiągnąć sukces w biznesie, potrzeba świetnych ludzi. A ja znam się na ludziach. „Może po prostu jest pan szczęściarzem?” mówi cicho. Szczęściarzem? Przebiega mnie dreszcz rozdrażnienia. Szczęściarzem? Jak ona śmie? Wygląda na skromną i cichą, ale to pytanie? Nikt nigdy nie zasugerował mi, że jestem szczęściarzem. Ciężka, praca, gromadzenie świetnej ekipy, dokładne sprawdzanie ludzi i, gdy to konieczne, przewidywanie ich zachowań, a gdy sobie nie radzą, zwalnianie ich. To jest to, czym się zajmuję. I robię to dobrze. To nie ma nic wspólnego ze szczęściem! Do diabła z tym! Okazując swoją erudycję, cytuję mojego ulubionego przemysłowca Andrew Carnegie. „Wielkość i rozwój ludzi jest najwyższym powołaniem przywództwa”. „Brzmi pan jak kontrolujący świr”, mówi i jest całkowicie poważna. Co do diabła? Może rzeczywiście potrafi mnie przejrzeć na wylot. „Kontrola” to moje drugie imię, skarbie. Patrzę na nią gniewnie w nadziei, że ją onieśmielę. „Och, sprawuję kontrolę na wielu płaszczyznach, panno Steele”. I chciałbym przećwiczyć ją na tobie, tu i teraz. Ten śliczny rumieniec skrada się na jej twarz i znowu przygryza wargę. Ględzę dalej, próbując odwrócić swoją uwagę od jej ust. „Poza tym pozyskujemy ogromną siłę dzięki gwarantowaniu sobie w najskrytszych marzeniach, że zostaliśmy urodzeni do kontrolowania rzeczy”. „Czy czuje pan, że ma ogromną władzę?” pyta miękkim, łagodnym głosem, ale marszczy delikatne czoło i patrzy krytycznym wzrokiem. Czy ona umyślnie próbuje mnie prowokować? Czy to jej pytania, postawa, czy fakt, że mnie pociąga, tak mnie wkurza? Moje rozdrażnienie rośnie. „Zatrudniam ponad czterdzieści tysięcy ludzi, panno Steele. To daje mi pewne poczucie odpowiedzialności-władzy, jeśli pani woli. Gdybym zdecydował, że nie jestem już zainteresowany biznesem telekomunikacyjnym i sprzedałbym firmę, po jakimś miesiącu, dwadzieścia tysięcy ludzi walczyłoby o spłacenie hipoteki”. Słysząc moją odpowiedź, rozdziawia usta. To mi się podoba. Ssij go, maleńka. Czuję, że wraca mi równowaga. „Czy nie ma pan zarządu, z którym musi się konsultować?” „Jestem właścicielem firmy. Nie muszę się z nikim konsultować”. Powinna to wiedzieć. „Ma pan jakieś zainteresowania poza pracą?” kontynuuje pospiesznie, poprawnie oceniając moją reakcję. Wie, że jestem wkurzony i z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, cieszy mnie to. „Mam różnorodne zainteresowania, panno Steele. Bardzo różnorodne”. Przez głowę przelatują mi wyobrażenia o niej w różnych pozycjach w moim pokoju zabaw: zakuta w kajdany na krzyżu, rozciągnięta i przywiązana za ręce i nogi do filarów łóżka, rozłożona na ławce do chłosty. I proszę-znowu ten rumieniec. To jak mechanizm obronny. „Ale skoro pan tak ciężko pracuje to, co pan robi by się wyluzować?” „Wyluzować?” Te słowa w jej ustach brzmią dziwnie, ale zabawnie. Poza tym, kiedy ja mam czas, żeby się wyluzować? Ona nie ma pojęcia czym się zajmuję. Ale patrzy na mnie tymi prostodusznymi dużymi oczami i ku mojemu zaskoczeniu, zastanawiam się nad jej pytaniem. Co robię by się wyluzować? Żegluję, latam, rżnę…testuję limity atrakcyjnych brunetek, takich jak ona i stawiam je do pionu…Ta myśl sprawia, że poprawiam się na siedzeniu, ale odpowiadam jej gładko, pomijając kilka ulubionych hobby. „Inwestuje pan w produkcję. Dlaczego?” „Lubię budować rzeczy. Lubię wiedzieć jak działają, co je napędza, jak je konstruować i zdekonstruować. I co mogę powiedzieć? Kocham statki”. Transportują żywność po całej planecie. „To brzmi jakby bardziej przemawiało przez pana serce niż logika i fakty”. Serce? Ja? Och, nie, maleńka. Moje serce stało się okrutne ponad miarę bardzo dawno temu. „Możliwe. Chociaż są ludzie, którzy powiedzieliby, że nie mam serca”. „Dlaczego mieliby tak mówić?” „Bo dobrze mnie znają”. Obdarowuję ją cierpkim uśmiechem. Właściwie nikt nie zna mnie tak dobrze, może z wyjątkiem Eleny. Zastanawiam się co ona zrobiłaby z małą panną Steele. Dziewczyna jest masą sprzeczności: nieśmiała, niezręczna, bystra i pociągająca jak diabli. Tak, okej, przyznaję. Jest urzekająca. Recytuje następne pytanie, jakby z pamięci. „Czy pańscy przyjaciele powiedzieliby, że łatwo pana poznać?” „Jestem bardzo skrytym człowiekiem, panno Steele. Dbam o swoją prywatność. Nie często udzielam wywiadów…” Robiąc to co robię i żyjąc życiem, które sobie wybrałem potrzebuję prywatności.

„Dlaczego zgodził się pan na ten?” „Ponieważ jestem mecenasem uniwersytetu i dlatego, że mimo usilnych starań, nie mogłem się pozbyć panny Kavanagh. Zadręczała moich ludzi od PR’u, a ja podziwiam taki rodzaj determinacji”. Ale cieszę się, że to ty się pojawiłaś, a nie ona. „Ponad to, inwestuje pan w technologie rolnicze. Dlaczego interesuje pana ten obszar?” „Nie możemy jeść pieniędzy, panno Steele. A jest zbyt dużo ludzi na tej planecie, którzy głodują”. Patrzę na nią z pokerową twarzą. „To brzmi bardzo filantropijnie. Czy to jest to, co pana pasjonuje? Nakarmienie głodujących ludzi na świecie?” Lustruje mnie zainteresowanym spojrzeniem, jakbym był zagadką. Ale nie ma mowy żebym pozwolił jej zajrzeć w moją ciemną duszę. To nie jest dobry temat do dyskusji. Przejdź dalej, Grey. „To sprytny biznes”, mamroczę, udając znudzonego i wyobrażam sobie pieprzenie tych ust, by odwrócić moją uwagę od myśli o głodzie. Tak, jej usta potrzebują treningu i wyobrażam ją sobie na kolanach przede mną. Ta myśl jest bardzo atrakcyjna. Recytuje następne pytanie, odciągając mnie od moich fantazji. „Kieruje się pan jakąś filozofią? Jeśli tak, to jaką?” „Nie mam jako takiej filozofii. Może poradnik zasad-Carnegie: ‘Człowiek, który nabywa zdolność trzymania kontroli nad własnym umysłem może posiąść wszystko inne, do czego jest sprawiedliwie upoważniony’. Jestem bardzo wyjątkowy, zdeterminowany. Lubię kontrolować-siebie i tych, którzy są wokół mnie”. „Więc chce pan posiąść wszystko na własność?” Tak, mała, ciebie też. Marszczę brwi, przestraszony tą myślą. „Chcę zasłużyć na posiadanie ich, ale tak, w gruncie rzeczy tak”. „Brzmi pan jak największy konsument”. W jej głosie jest ton dezaprobaty, czym znowu mnie wkurza. „Bo nim jestem”. Brzmi jak bogaty dzieciak, który zawsze dostawał to czego chciał, ale gdy jej się bliżej przyglądam-Jest ubrana w tanie ciuchy ze sklepu Old Navy albo H&M-wiem, że to nie to. Nie dorastała w bogatej rodzinie. Mógłbym się tobą zaopiekować. Skąd, do diabła, wzięła mi się ta myśl? Chociaż jak tak teraz o tym myślę, to potrzebuję nowej uległej. Od Susannah’y minęło ile-dwa miesiące? I o to, ślinię się przed tą kobietą. Próbuję się miło uśmiechnąć. Nie ma nic złego w konsumpcji-w końcu, to nakręca amerykańską ekonomię. „Był pan adoptowany. Jak pan myśli, jak to ukształtowało to kim pan dzisiaj jest?” Jaki to ma związek z ceną ropy? Co za niedorzeczne pytanie. Gdybym został z naćpaną dziwką, prawdopodobnie już bym nie żył. Zbywam ją, próbując utrzymać spokojny głos, ale ona naciska, wypytując ile miałem lat, gdy zostałem adoptowany. Ucisz ją, Grey! Mój ton staje się zimny. „Znajdzie to pani w publicznych rejestrach, panno Steele”. To też powinna wiedzieć. Wygląda na skruszoną, gdy zakłada luźne pasmo włosów za ucho. Dobrze. „Poświęcił pan życie rodzinne swojej pracy”. „To nie jest pytanie”, ucinam. Przestraszyła się, wyraźnie zawstydzona, ale z wdziękiem przeprasza i zadaje pytanie. „Czy musiał pan poświęcić swoje życie rodzinne dla pracy?” Co z tą rodziną? „Mam rodzinę. Mam brata, siostrę i dwoje kochających rodziców. Nie jestem zainteresowany powiększaniem jej ponad to”. „Jest pan gejem, panie Grey?” Co do cholery! Nie mogę uwierzyć, że powiedziała to na głos! Jak na ironię, nawet moja rodzina nie zadałaby mi tego pytania. Jak ona śmie! Nagle mam ochotę ściągnąć ją z siedzenia, przerzucić przez moje kolano i spuścić jej lanie, a potem związać jej ręce za plecami i przerżnąć ją na moim biurku. To by odpowiedziało na jej niedorzeczne pytanie. Biorę głęboki, uspokajający wdech. Ku mojej mściwej uciesze, wygląda na upokorzoną jej własnym pytaniem. „Nie, Anastasio, nie jestem”. Unoszę brew, ale utrzymuję niewzruszony wyraz twarzy. Anastasia. To piękne imię. Podoba mi się jak mój język wykręca się na nim. „Przepraszam. Tak, yyy…jest tu napisane”. Znowu zakłada włosy za ucho. To oczywiste, ze to nerwowy tik. To nie są jej pytania? Pytam ją o to, a ona blednie. Cholera, ona naprawdę jest atrakcyjna, w pewien subtelny sposób. „Yyy…nie. Kate-panny Kavanagh-ona sporządziła pytania”. „Pracujecie razem w studenckiej gazetce?” „Nie. Jest moją współlokatorką”. Nie dziwię się, że jest tak zdenerwowana. Drapię się po brodzie, zastanawiając się czy dać jej wycisk. „Zgłosiłaś się do tego wywiadu na ochotnika?” pytam i zostaję nagrodzony uległym spojrzeniem: jest zdenerwowana moją reakcją. Podoba mi się efekt jaki na nią wywieram. „Zostałam w to wciągnięta. Ona nie czuje się dobrze”, mówi miękkim głosem. „To wiele tłumaczy”.

Ktoś puka do drzwi i wchodzi Andrea. „Panie Grey, proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale pańskie następne spotkanie zaczyna się za dwie minuty”. „Andrea, jeszcze nie skończyliśmy. Proszę, odwołaj moje następne spotkanie”. Andrea gapi się na mnie, zdezorientowana. Patrzę na nią. Wynocha! Ale już! Jestem zajęty z małą panną Steele. „Dobrze, panie Grey”, mówi, szybko wracając do siebie. Odwraca się na pięcie i wychodzi. Skupiam z powrotem swoją uwagę na intrygującym i frustrującym stworzeniu na mojej kanapie. „Na czym skończyliśmy, panno Steele?” „Nie chcę panu przeszkadzać”. O nie, maleńka. Teraz moja kolej. Chcę wiedzieć czy za tą śliczną buzią kryją się jakieś nieodkryte sekrety. „Chcę się czegoś o pani dowiedzieć. Myślę, że tak będzie sprawiedliwie”. Gdy odchylam się w fotelu i przykładam palec do ust, jej spojrzenie przeskakuje do moich warg i przełyka ślinę. Och, tak-zazwyczaj taki jest efekt. Dobrze wiedzieć, że jest świadoma mojego uroku. „Nie ma zbyt wiele do opowiadania o mnie”, mówi, rumieniąc się. Onieśmielam ją. „Jakie ma pani plany po skończeniu studiów?” „Jeszcze nie podjęłam żadnych konkretnych planów, panie Grey. Na razie muszę przejść przez egzaminy końcowe”. „Prowadzimy świetny program dla stażystów”. Co mnie opętało by to powiedzieć? To wbrew zasadom, Grey. Nigdy nie pieprzyć pracowników…Ale nie pieprzysz tej dziewczyny. Wygląda na zaskoczoną i znowu zatapia białe zęby w swojej wardze. Dlaczego to takie podniecające? „Och. Będę o tym pamiętała”, odpowiada. „Chociaż nie sądzę żebym tu pasowała”. „Dlaczego pani tak mówi?” pytam. Co jest nie tak z moją firmą? „Przecież to oczywiste, czyż nie?” „Nie dla mnie”. Jej odpowiedź wprawia mnie w zakłopotanie. Znowu robi się podenerwowana. Sięga po dyktafon. Cholera, wychodzi. W myślach, przebiegam przez mój plan dnia na to popołudnie-nie ma tam nic co nie mogłoby poczekać. „Czy chciałaby pani żebym ją oprowadził?” „Jestem pewna, że jest pan bardzo zajęty, panie Grey, a przede mną daleka droga”. „Jedzie pani z powrotem do Vancouver?” Zerkam za okno. To kawał drogi, a pada deszcz. Nie powinna prowadzić w taką pogodę, ale nie mogę jej zabronić. Ta myśl mnie irytuje. „Więc lepiej niech pani jedzie ostrożnie”. Mój głos jest bardziej surowy niż zamierzałem. Grzebie się z dyktafonem. Chce wyjść z mojego gabinetu i ku mojemu zaskoczeniu, nie chcę żeby sobie poszła. „Ma pani wszystko czego potrzebowała?” pytam, z jawnym wysiłkiem by przedłużyć jej pobyt tutaj. „Tak, sir”, mówi cicho. Jej odpowiedź zwala mnie z nóg-sposób w jaki te słowa wydobywają się z tych pyskatych ust-i przez krótką chwilę, wyobrażam sobie te usta gotowe na każde moje skinienie. „Dziękuję za wywiad, panie Grey”. „Cała przyjemność po mojej stronie”, odpowiadam-szczerze, bo od dawna nikt mnie tak nie zafascynował. Ta myśl mnie niepokoi. Wstaje i wyciągam do niej dłoń, chętny by ją dotknąć. „Do zobaczenia, panno Steele”. Mówię niskim głosem, gdy ona ściska moją dłoń. Tak, chcę wychłostać i przerżnąć tą dziewczynę w moim pokoju zabaw. Mieć ją związaną i chętną…spragnioną mnie, ufającą mi. Przełykam ślinę. Tak się nie stanie, Grey. „Panie Grey”. Kiwa głową i szybko wyciąga swoją dłoń z mojej, zbyt szybko. Nie mogę jej pozwolić tak po prostu odejść. Widać, że jest zdesperowana by wyjść. To irytujące, ale gdy otwieram jej drzwi, uderza mnie pewna myśl. „Tylko upewniam się, że przejdzie pani przez drzwi, panno Steele”, żartuję. Zwęża usta w cienką linię. „To bardzo taktowne, panie Grey”, wypala. Panna Steele potrafi się odgryźć! Gdy wychodzi, szczerzę się w uśmiechu za jej plecami i podążam za nią. Andrea i Olivia zaskoczone, podnoszą wzrok. Dobra, dobra, po prostu odprowadzam dziewczynę. „Przyszła pani w płaszczu?” pytam. „W kurtce”. Posyłam Olivii znaczące spojrzenie, a ona natychmiast podskakuje by oddać granatową kurtkę. Podaje mi ją ze swoim tradycyjnym mizdrzącym się wyrazem twarzy. Chryste. Olivia jest irytująca-ciągle mi się podlizuje. Hmm. Kurtka jest znoszona i tania. Panna Steele powinna być lepiej ubrana. Podtrzymuję dla niej kurtkę i gdy nakładam ją na jej szczupłe ramiona, dotykam jej skóry na karku. Pod wpływem tego kontaktu, sztywnieje i blednie. Tak! Oddziaływuję na nią. Ta wiedza ogromnie mnie cieszy. Podchodząc do windy, wciskam guzik, a ona stoi i wierci się obok mnie. Och, maleńka, mógłbym powstrzymać to twoje wiercenie się. Drzwi windy otwierają się, a ona pospiesznie wchodzi do środka i odwraca się twarzą do mnie. Jest bardziej niż atrakcyjna. Poszedłbym nawet dalej, mówiąc że jest piękna. „Anastasia”, mówię na pożegnanie. „Christian”, odpowiada miękkim głosem. I drzwi windy zamykają się, pozostawiając moje imię, brzmiące dziwnie i nieznajomo w powietrzu, ale seksownie jak diabli.

Muszę dowiedzieć się czegoś więcej o tej dziewczynie. „Andrea”, warczę, gdy wracam do gabinetu. „Połącz mnie z Welch’em”. Gdy siedzę przy biurku i patrzę na obrazy na ścianie, przypominam sobie słowa panny Steele. „Podnoszą zwyczajność do nadzwyczajności”. Równie dobrze mogła opisywać siebie. Dzwoni mój telefon. „Pan Welch czeka na linii”. „Połącz mnie”. „Tak, sir”. „Welch, potrzebuję żebyś kogoś sprawdził”. SOBOTA, 14 MAJA 2011 ANASTASI ROSE STEELE Data urodzenia: 10 września 1989, Montesano WA Adres: 1114 SW Greek Street, Apartament 7, Heaven Hights, Vancouver, WA 98888 Numer telefonu: 360-959-4352 Numer ubezpieczenia społecznego: 987-65-4320 Bank: Wells Fargo Bank, Vancouver, WA: Nr konta: 309361, saldo: 683,16 $ Zawód: Obecnie studentka WSU w Vancouver Szkoły Sztuki i Nauki, wydział Anglistyki Średnia ocen: 4.0 Wcześniejsza edukacja: Szkoła Podstawowa i Średnia w Montesano Punkty na egzaminach: 2150 Zatrudnienie: Sklep z artykułami przemysłowymi Clayton’s, NW, Vancouver Driver, Portland, OR (praca dorywcza) Ojciec: Franklin A. Lambert, urodzony: 1 września 1969, zmarły: 11 września 1989 Matka: Carla May Wilks Adams, urodzona: 18 lipca 1970 Poślubiła Franka Lambert’a: 1 marca 1989, owdowiała: 11 września 1989 Poślubiła Raymond’a Steele: 6 czerwca 1990, rozwód: 12 lipca 2006 Poślubiła Stephen’a M. Morton’a: 16 sierpnia 2006, rozwód: 31 stycznia 2007 Poślubiła Bob’a Adams’a: 6 kwietnia 2009 Przynależność polityczna: Nie znaleziono Przynależność religijna: Nie znaleziono Orientacja seksualna: Nie znana Związki: Żadnych na chwilę obecną Ślęczę nad tym streszczeniem po raz setny, odkąd otrzymałem je dwa dni temu, szukając jakiegoś zrozumienia tajemniczej panny Anastasii Rose Steele. Nie mogę pozbyć się tej przeklętej kobiety z głowy, a to na serio zaczyna mnie wkurzać. W ciągu tego tygodnia, podczas wyjątkowo nudnych spotkań, zorientowałem się, że odtwarzam w głowie tamten wywiad. Jej trzęsące się palce na dyktafonie, sposób w jaki zakładała włosy za ucho, przygryzanie wargi. Tak. Przygryzanie wargi działa na mnie za każdym razem. I oto jestem, na parkingu przed Clayton’s, rodzinnym sklepie z narzędziami na obrzeżach Portland, gdzie ona pracuje. Jesteś durniem, Grey. Dlaczego tu jesteś? Wiedziałem, że to do tego doprowadzi. Cały tydzień…wiedziałem, że muszę ją znowu zobaczyć. Wiedziałem to odkąd wypowiedziała moje imię w windzie. Próbowałem się opierać. Czekałem pięć dni, pięć uciążliwych dni, by sprawdzić czy o niej zapomnę. A ja nie czekam. Nienawidzę czekać…na nic. Nigdy wcześniej nie uganiałem się za kobietą. Kobiet które miałem rozumiały czego od nich oczekuję. Moją jedyną obawą jest to, że panna Steele jest stanowczo za młoda i, że nie będzie zainteresowana tym co mam jej do zaoferowania. Czy będzie? Czy ona w ogóle byłaby dobrą uległą? Potrząsam głową. Więc oto jestem, dupek, siedzący w aucie na podmiejskim parkingu w ponurej części Portland. Sprawozdanie o niej nie dostarczyło mi niczego nadzwyczajnego-poza ostatnim punktem, który ma pierwszeństwo w mojej głowie. To powód dla, którego tu jestem. Dlaczego nie masz chłopaka, panno Steele? Orientacja seksualna nie znana-może jest lesbijką. Parskam, myśląc że to mało prawdopodobne. Przypominam sobie pytanie, które mi zadała podczas wywiadu i jej wyraźne zażenowanie i zarumienioną skórę…Cierpię przez te lubieżne myśli odkąd ją poznałem. Dlatego tu jesteś. Nie mogę się doczekać, żeby ją znowu zobaczyć-te niebieskie oczy prześladują mnie nawet w snach. Nie wspomniałem o niej Flynn’owi i dobrze, bo teraz zachowuję się jak prześladowca. Może powinienem go poinformować. Nie. Nie chcę żeby mnie dręczył tymi bzdetami o jego ostatniej metodzie terapii opartej na

rozwiązaniu. Po prostu potrzebuję rozrywki, a w tej chwili, jedyna rozrywka jakiej pragnę, pracuje jako sprzedawczyni w sklepie z narzędziami. Pokonałeś tak długą drogę. Sprawdźmy czy mała panna Steele jest tak czarująca jak zapamiętałem. Czas na show, Grey. Gdy wchodzę do sklepu, dzwoneczek nad drzwiami wydaje cichy dźwięk. Sklep jest znacznie większy niż wydaje się od zewnątrz i chociaż jest prawie pora lunchu, miejsce jest ciche jak na sobotę. Jest tu mnóstwo alejek ze zwyczajnymi gratami, których można było się spodziewać. Zapomniałem o możliwościach jakie może dostarczyć ten sklep, komuś takiemu jak ja. Dla moich potrzeb, robię zakupy głównie przez Internet, ale skoro tu jestem, może wezmę parę rzeczy: rzep, obręcze-Tak. Znajdę rozkoszną pannę Steele i zabawię się trochę. Znalezienie jej zajmuje mi trzy sekundy. Garbi się przy ladzie, gapiąc się z determinacja w ekran komputera i podgryza swój lunch-bajgla. W roztargnieniu ściera okruszek z kącika warg prosto do ust i ssie swój palec. Mój kutas drga w odpowiedzi. Co ja mam czternaście lat, czy co? Reakcja mojego ciała jest denerwująca. Może to się skończy jak ją skrępuję, zerżnę i wychłostam…nie koniecznie w tej kolejności. Tak, tego właśnie potrzebuję. Jest całkowicie pochłonięta swoim zadaniem, co daje mi okazję do przyjrzenia się jej. Odkładając na bok sprośne myśli, zauważam że jest atrakcyjna, naprawdę atrakcyjna. Dobrze ją zapamiętałem. Podnosi wzrok i zamiera. To jest tak samo denerwujące jak za pierwszym razem, gdy ją spotkałem. Przyszpila mnie swoim spostrzegawczym spojrzeniem-zszokowana, jak sądzę-i nie wiem czy to dobra reakcja, czy zła. „Panno Steele, co za miła niespodzianka”. „Pan Grey”, mówi, zasapana i podenerwowana. Ach, dobra reakcja. „Byłem w okolicy. Potrzebuję paru rzeczy. Miło znów panią widzieć”. Bardzo miło. Ma na sobie obcisłą bluzkę i dżinsy, a nie to bezkształtne gówno, które nosiła ostatnio. Ma długie nogi, wąską talie i idealne cycki. Jej usta nadal są otwarte z zaskoczenia i muszę się opierać, żeby nie podnieść jej podbródka by zamknąć jej buzię. Przyleciałem z Seattle tylko po to, żeby cię zobaczyć, a to jak teraz wyglądasz było warte zachodu. „Ana, proszę mi mówić Ana. W czym mogę pomóc, panie Grey?” Bierze głęboki wdech, prostuje ramiona, jak zrobiła to podczas wywiadu i posyła mi sztuczny uśmiech, który z pewnością rezerwuje dla klientów. Gra rozpoczęta, panno Steele. „Potrzebuję paru rzeczy. Na początek, chciałbym opaski zaciskowe”. Moja prośba zbija ją z tropu i wygląda na oszołomioną. Och, to będzie zabawne. Maleńka, byłabyś zdumiona tym, co potrafię zrobić z kilkoma opaskami zaciskowymi. „Mamy kilka długości. Czy mam panu pokazać?” mówi, odzyskując swój głos. „Proszę prowadzić”. Wychodzi zza lady i wskazuje w kierunku alejek. Ma na sobie trampki. Leniwie zastanawiam się jakby wyglądała w wysokich szpilkach. W Louboutin’ach…tylko w Louboutin’ach. „Są w sekcji z towarami elektrycznymi, w ósmej alejce”. Jej głos się waha i robi się czerwona… Wywieram na nią wpływ. Nadzieją rozkwita w moim sercu. Więc nie jest lesbijką. Uśmiecham się pod nosem. „Pani przodem”. Wyciągam dłoń by pokazać jej by prowadziła. Pozwalając jej iść przede mną mam możliwość podziwiana jej fantastycznego tyłka. Jej długi kucyk i kołyszące się biodra przypominają wahadełko odmierzające czas w metronomie. Ona naprawdę ma wszystko w pakiecie: jest słodka, uprzejma i piękna ze wszystkimi fizycznymi atrybutami, które cenię u uległej. Prawdopodobnie nic nie wie o tym stylu życia-o moim stylu życia-ale bardzo chcę ją z tym zapoznać. Przy tej umowie przechodzisz samego siebie, Grey. „Przyjechał pan do Portland w interesach?” pyta, przerywając moje myśli. Mówi podniesionym głosem, udając niezainteresowaną, przez co chcę mi się śmiać. A kobiety rzadko mnie rozśmieszają. „Odwiedzałem dział rolniczy na uniwersytecie WSU. Jest ulokowany w Vancouver”, kłamię. Właściwie jestem tu by się z tobą spotkać, panno Steele. Mina jej rzednie i czuję się jak gnój. „Aktualnie finansuje tam badania nad uprawami rotacyjnymi i nauką o glebie”. To przynajmniej jest prawdą. „To część pańskiego planu nakarmienia świata?” Unosi brew, rozbawiona. „Coś w tym rodzaju”, mamroczę. Czy ona się ze mnie śmieje? Och, z chęcią bym ją powstrzymał, jeśli tak jest. Ale od czego tu zacząć? Może od kolacji, zamiast tradycyjnego wywiadu…no, to by była nowość: zabrać prospekt umowy na kolację. Podchodzimy do trytytek, które są posegregowane według długości i kolorów. W roztargnieniu przesuwam palcami po opakowaniu. Mógłbym po prostu zaprosić ją na kolację. Jak na randkę? Przyjęłaby zaproszenie? Gdy na nią zerkam, przygląda się swoim splecionym palcom. Nie potrafi na mnie spojrzeć…to obiecujące. Wybieram najdłuższe opaski. Są bardziej elastyczne, no i potrafią objąć dwie kostki i nadgarstki na raz. „Te będą dobre”.

„Czy coś jeszcze?” mówi szybko-albo jest bardzo uczynna, albo chce się mnie pozbyć ze sklepu. Nie wiem które. „Chciałbym taśmę maskującą”. „Robi pan remont?” „Nie, nie robię remontu”. Och, gdybyś tylko wiedziała… „Tędy”, mówi. „Taśmy są w alejce z dekoracjami”. No dalej, Grey. Nie masz zbyt dużo czasu. Wciągnij ją do rozmowy. „Długo tu pracujesz?” Oczywiście już znam odpowiedź. W porównaniu do innych ludzi, przeprowadzam swoje rozeznanie. Z jakiegoś powodu jest zawstydzona. Jezu, ta dziewczyna jest nieśmiała. Nie mam żadnych szans. Odwraca się i idzie szybko w kierunku alejki oznaczonej ‘Dekoracje’. Podążam za nią chętnie, jak szczeniak. „Cztery lata”, mamrota, gdy dochodzimy do taśm maskujących. Pochyla się i chwyta dwie rolki z różnymi szerokościami. „Wezmę tą”. Szersza jest bardziej skuteczna jako knebel. Gdy mi ją podaje, nasze palce stykają się na krótko. To uczucie rezonuje aż do mojej pachwiny. Cholera! Ona blednie. „Coś jeszcze?” Ma miękki i zachrypnięty głos. Jezu, wywiera na mnie taki sam efekt jak ja na nią. Może… „Myślę, że jeszcze jakąś linę”. „Tędy, proszę”. Przeskakuje do następnej alejki, dając mi kolejną okazję do podziwiania jej świetnego tyłka. „Jakiego rodzaju liny pan szuka? Mamy syntetyczne i z naturalnego włókna…sznurki…kable…” Cholera-stop. Jęczę wewnętrznie, próbując odgonić wyobrażenia o niej, zawieszonej przy suficie w moim pokoju zabaw. „Wezmę cztery i pół metra liny z naturalnego włókna”. Jest bardziej szorstka i obciera, gdy się z nią szarpie…moja idealna lina. Palce jej się trzęsą, ale odmierza cztery i pół metra, jak profesjonalistka. Z prawej kieszeni wyciąga mały nożyk i jednym płynnym ruchem odcina linę, starannie ją zwija i związuje na supeł. Imponujące. „Byłaś skautką?” „Grupowe zorganizowane zajęcia nie są w moim stylu, panie Grey”. „A co jest w twoim stylu, Anastasio?” Robi wielkie oczy, gdy tak na nią patrzę. Tak! „Książki”, odpowiada. „Jakie książki?” „Och, wie pan, zwyczajne. Klasyki. Głównie literatura brytyjska”. Literatura brytyjska? Założę się, że siostry Brontë i Austen. Wszystkie te romantyczne z typu ‘serduszek i kwiatuszków’. To nie dobrze. „Potrzebuje pan czegoś jeszcze?” „Nie wiem. Co jeszcze by pani poleciła?” Chcę zobaczyć jej reakcję. „Do majsterkowania?” pyta, zaskoczona. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Och, maleńka, majsterkowanie nie jest w moim stylu. Kiwam głową, tłumiąc moje rozbawienie. Ona przelatuje szybko wzrokiem po moim ciele, aż się spinam. Lustruje mnie! „Kombinezon roboczy”, wypala. To najbardziej nieoczekiwana rzecz jaką od niej usłyszałem, od czasu pytania ‘Czy jest pan gejem?’ „Nie chciałby pan zniszczyć sobie ubrania”. Wskazuje na moje dżinsy. Nie mogę się powstrzymać. „Zawsze mogę je zdjąć”. „Yyy”. Robi się czerwona jak burak i spuszcza wzrok. Wyciągam ją z jej nieszczęścia. „Wezmę kombinezon. Boże broń, żebym zniszczył sobie ubranie”. Odwraca się bez słowa i idzie pospiesznie do kolejnej alejki, więc podążam za jej kuszącym śladem. „Potrzebuje pan czegoś jeszcze?” mówi, zdyszana, gdy podaje mi niebieski kombinezon. Jest upokorzona i nadal ma spuszczony wzrok. Chryste, ale ona na mnie działa. „Jak idzie pisanie artykułu?” pytam, w nadziei, że trochę się rozluźni. Podnosi głowę i obdarza mnie krótkim uśmiechem. Nareszcie. „To nie ja go piszę tylko Katherine, panna Kavanagh. Moja współlokatorka jest autorką. Jest tym bardzo podekscytowana. Jest redaktorem gazetki i była zdruzgotana, że nie mogła osobiście przeprowadzić wywiadu”. To najdłuższe zdanie jakie wypowiedziała odkąd ją poznałem i mówi o kimś innym. Interesujące. Zanim zdążę skomentować, dodaje. „Martwi się tylko, że nie ma pana oryginalnych zdjęć”. Nieustępliwa panna Kavanagh chce zdjęć. Zdjęcia do kampanii reklamowej, co? Mogę to zrobić. To pozwoli mi na spędzenie więcej czasu z rozkoszną panną Steele. „Jakiego rodzaju zdjęć potrzebuje?” Wpatruje się we mnie przez moment, po czym zakłopotana, potrząsa głową, nie wiedząc co powiedzieć.

„Cóż, będę w pobliżu. Może jutro…” Mogę zostać w Portland i pracować z hotelu. Może wynajmę pokój w Heathman’ie. Taylor będzie musiał przywieźć mi laptop, dokumenty i trochę ubrań. Albo Elliot-no chyba, że włóczy się gdzieś, jak ma w zwyczaju w łikendy. „Zgodziłby się pan na sesję zdjęciową?” Nie może powstrzymać zaskoczenia. Kiwam głowa. Tak, chcę spędzić z tobą więcej czasu… Spokojne, Grey. „Kate będzie zachwycona-jeśli znajdziemy fotografa”. Uśmiecha się, a jej twarz rozświetla się jak bezchmurne niebo o świcie. Aż odbiera mi dech w piersi. „Proszę mi dać znać w sprawie jutra”. Wyciągam z kieszeni portfel. „To moja wizytówka. Jest na niej mój numer telefonu. Proszę zadzwonić przed dziesiątą rano”. Jeśli tego nie zrobi, wrócę do Seattle i zapomnę o tej głupiej wyprawie. Ta myśl mnie dołuje. „Okej”. Nadal szczerzy się w uśmiechu. „Ana!” Oboje odwracamy się, gdy młody zwyczajnie ubrany chłopak, pojawia się na końcu alejki. Błądzi wzrokiem po pannie Steele. Kim, do cholery, jest ten palant? „Eee, przepraszam na chwilę, panie Grey”. Idzie do niego, a ten gnojek pochłania ją w gorylim uścisku. Aż mrozi mi krew. To dzika i pierwotna reakcja. Zabieraj od niej swoje pieprzone łapska. Zaciskam dłonie w pięści. Jestem odrobinę udobruchany, gdy ona nie odwzajemnia uścisku. Zaczynają szeptać między sobą. Może Welch się pomylił. Może ten koleś jest jej chłopakiem. Jest w podobnym wieku i nie może oderwać od niej swoich chciwych małych oczek. Przez chwilę trzyma ją na odległość ramienia, lustrując ją, po czym przerzuca rękę przez jej ramię. Wygląda to na zwyczajny gest, ale wiem, że rości sobie do niej prawa i mówi mi bym spadał. Ona wygląda na zawstydzona i przeskakuje z nogi na nogę. Cholera. Powinienem iść. Przeliczyłem się. Ona jest z tym chłopakiem. Po czym ona mówi coś do niego, odsuwa się i dotykając jego ramienia, a nie ręki, zbywa go. To oczywiste, że nie są blisko. Dobrze. „Eee…Paul, to jest Christian Grey. Panie Grey, to jest Paul Clayton. Jego brat jest właścicielem sklepu”. Posyła mi dziwne spojrzenie, którego nie rozumiem i kontynuuje. „Znam Paul’a odkąd tu pracuję, chociaż nie widujemy się często. Właśnie przyjechał z Princeton, gdzie studiuje administrację”, papla. Jak przypuszczam, udzielając mi długiego wyjaśnienia, że nie są razem. Brat szefa, a nie chłopak. Ulżyło mi, a rozmiar mojej ulgi jest tak duży i nieoczekiwany, że marszczę brwi. Ta kobieta naprawdę zalazła mi pod skórę. „Panie Clayton”, mówię, celowo zaciśniętym tonem. „Panie Grey”. Jego uścisk dłoni jest wiotki jak jego włosy. Dupek. „Zaraz-ten Christian Grey? Z Grey Enterprises Holdings?” Tak, to ja, palancie. Widzę jak w ułamku sekundy jego postawa zmienia się z terytorialnej na służalniczą. „Łał-czy mogę coś dla pana zrobić?” „Anastasia już się mną zajęła, panie Clayton. Jest bardzo uczynna”. A teraz spieprzaj. „Super”, rozpływa się, szczerząc się w uśmiechu pełnym białych zębów i szacunku. „Ana, złapię cię później”. „Jasne”, mówi ona i on odchodzi. Obserwuję go jak znika w magazynie. „Coś jeszcze, panie Grey?” „Tylko to”, mamrotam. Cholera. Wyczerpałem swój czas i nadal nie wiem czy znowu ją zobaczę. Muszę wiedzieć czy istnieje nadzieja, że mogłaby rozważyć to, co chodzi mi po głowie. Jak mam ją spytać? Czy jestem gotowy by wziąć sobie uległą, która się na tym nie zna? Ona będzie potrzebowała solidnego treningu. Zamykam oczy, wyobrażając sobie interesujące możliwości jakie to ze sobą niesie…to będzie niezła zabawa. Czy ona w ogóle się do tego nadaje? Czy ja źle to odebrałem? Podchodzi do lady i gapiąc się w rejestr, kasuje moje zakupy. Spójrz na mnie, do cholery! Chcę znowu zobaczyć jej twarz i ocenić co myśli. W końcu podnosi głowę. „Razem to będzie czterdzieści trzy dolary”. To wszystko? „Chciałby pan torbę?” pyta, gdy podaję jej kartę. „Poproszę, Anastasio”. Jej imię-piękne imię dla pięknej kobiety-przepływa gładko po moim języku. Ona szybko pakuje moje zakupy i to by było na tyle. Muszę iść. „Zadzwonisz w sprawie sesji zdjęciowej?” Kiwa głową, gdy oddaje mi moją kartę kredytową. „Dobrze, to do jutra. Może”. Nie mogę tak po prostu wyjść. Muszę dać jej znać, że jestem zainteresowany. „Och-i Anastasio, cieszę się, że to nie panna Kavanagh przeprowadziła ze mną wywiad”. Wygląda na zaskoczoną, ale zadowoloną z pochlebstwa. To dobrze. Przerzucam torbę przez ramię i wychodzę ze sklepu.

Tak, wbrew mojemu wcześniejszemu osądowi, pragnę jej. Teraz muszę tylko poczekać…Pieprzone czekanie… znowu. Wykorzystując moją siłę woli, z której Elena byłaby dumna, patrzę przed siebie, gdy wsiadam do auta. Wyciągam komórkę. Celowo nie oglądam się za siebie. Nie zrobię tego. Nie zrobię tego. Moje oczy szybko zerkają na wsteczne lusterko, gdzie widać drzwi do sklepi, ale widzę tylko osobliwy front budynku. Nie ma jej w oknie, nie wygląda za mną. To rozczarowujące. Wciskam jedynkę na ekranie komórki i Taylor odbiera zanim telefon zdąży zadzwonić. „Panie Grey”, mówi. „Zrób rezerwację w Heathman’ie, zostaje w Portland na łikend. I mógłbyś mi przywieźć SUV’a, komputer, dokumenty i ubrania na zmianę?” „Tak, sir. A Charlie Tango?” „Każ Joe’mu przenieść ją na PDX”. „Tak, jest, sir. Będę za trzy i pół godziny”. Rozłączam się i odpalam silnik. Więc spędzę kilka godzi w Portland, czekając, by przekonać się czy ta dziewczyna jest mną zainteresowana. Co tu robić? Może pójdę na wycieczkę. Może dzięki temu wychodzę ten dziwny głód z mojego organizmu. ________________________ Minęło pięć godzin, a rozkoszna panna Steele nadal nie dzwoni. Co ja sobie, do diabła, myślałem? Obserwuje ulicę z okna mojego pokoju hotelowego. Nienawidzę czekać. Zawsze nienawidziłem. Pogoda, teraz pochmurna, utrzymywała się podczas mojej wędrówki po parku Forest, ale spacer nie wyleczył mnie ze zdenerwowania. Jestem na nią zły, że nie zadzwoniła. Ale bardziej jestem wściekły na siebie. Głupio zrobiłem, przyjeżdżając tu. Uganianie się za tą kobietą, to tylko strata czasu. Czy ja kiedykolwiek uganiałem się za kobietą? Grey, weź się w garść. Wzdychając, jeszcze raz zerkam na telefon, w nadziei, że przeoczyłem jej telefon, ale nie ma nic. Przynajmniej Taylor przyjechał i mam wszystkie swoje graty. Mam do przeczytania raport Barney’a z tabelami testów z jego oddziału i mogę popracować w spokoju. Spokój? Nie zaznałem spokoju, odkąd panna Steele wpadła do mojego gabinetu. Gdy podnoszę głowę z nad dokumentów, zmierzch spowił szarością mój pokój. Wizja spędzenia kolejnej samotnej nocy jest dołująca. Gdy zastanawiam się, co tu robić, na wypolerowanym drewnianym biurku zaczyna wibrować mój telefon. Na ekranie wyświetla się nieznany numer ze znanym numerem kierunkowym stanu Washington. Nagle moje serce wali jakbym przebiegł szesnaście kilometrów. Czy to ona? Odbieram. „Eee…panie Grey? Tu Anastasia Steele”. Moja twarz szczerzy się od ucha do ucha. Proszę, proszę. Zasapana, podenerwowana panna Steele o miękkim głosie. Zapowiada się dobry wieczór. „Panna Steele. Jak miło panią słyszeć”. Wciąga głęboko powietrze, a ten dźwięk wędruje prosto do mojej pachwiny. Świetnie. Oddziałuję na nią, tak jak ona na mnie. „Yyy, chcielibyśmy przeprowadzić sesję zdjęciowa do artykułu. Jutro, jeśli to panu odpowiada. Gdzie będzie dla pana wygodnie?” W moim pokoju. Tylko ty, ja i opaski zaciskowe. „Zatrzymałem się w hotelu Heathman w Portland. Powiedzmy, że jutro rano o dziewiątej trzydzieści?” „Okej, więc tam się spotkamy”, wybucha radośnie, niezdolna ukryć ulgę i zadowolenie w głosie. „Nie mogę się już doczekać, panno Steele”. Rozłączam się, zanim wyczuje moje podekscytowanie i radość. Opierając się na siedzeniu, zerkam na ciemniejące niebo i przeczesuje dłonią włosy. Jak, do diabła, mam zdobyć tą umowę? NIEDZIELA, 15 MAJA 2011 Z Moby dudniącym mi w uszach, biegnę wzdłuż ulicy Southwest Salmon w kierunku rzeki Willamette. Jest szósta trzydzieści rano i próbuję oczyścić umysł. Wczorajszej nocy śniłem o niej. Niebieskie oczy, zasapany głos…jej zdanie kończące się „sir”, gdy klęczy przede mną. Odkąd ją poznałem, te sny stały się miłą odmianą od moich okazjonalnych koszmarów. Zastanawiam się, co Flynn by na to powiedział. Ta myśl jest niepokojąca, więc ją ignoruję i koncentruję się na biegu wzdłuż rzeki. Gdy moje stopy stukają na ścieżce, słońce przedziera się przez chmury, a to napawa mnie nadzieją. Dwie godziny później, gdy biegnę z powrotem do hotelu, mijam kafejkę. Może powinienem zabrać ja na kawę? Jak na randkę?

Cóż. Nie. Nie na randkę. Śmieję się z tej niedorzecznej myśli. Na zwykłą pogawędkę-rodzaj wywiadu. Wtedy dowiem się czegoś więcej o tej tajemniczej kobiecie. I czy jest zainteresowana albo, czy jestem na straconej pozycji. Jestem sam w windzie, więc się rozciągam. Kończąc rozciąganie w moim apartamencie, po raz pierwszy odkąd przyjechałem do Portland, jestem skupiony i spokojny. Dostarczono mi śniadanie, a ja umieram z głodu. To nie jest uczucie, które toleruję-nigdy. Siadając do śniadania w dresach, decyduję, że najpierw zjem, a potem wezmę prysznic. Ktoś szybko puka do drzwi. Otwieram i widzę stojącego w progu Taylor’a. „Dzień dobry, panie Grey”. „Dobry. Są już gotowi?” „Tak, sir. Rozstawili się w pokoju sześćset jeden”. „Zaraz zejdę”. Zamykam drzwi i wpycham koszulę w moje szare spodnie. Włosy nadal mam mokre po prysznicu, ale mam to w dupie. Rzucając jedno spojrzenie na niecnego gnojka w lustrze, wychodzę i podążam za Taylor’em do wind. Pokój sześćset jeden jest pełen ludzi, świateł i pudełek po sprzęcie fotograficznym, ale natychmiast ją dostrzegam. Stoi z boku. Ma rozpuszczone włosy: bujną i lśniącą grzywę, opadającą do jej piersi. Ma na sobie obcisłe dżinsy, trampki, biały podkoszulek i niebieski żakiet z krótkimi rękawami. Czy dżinsy i trampki to jej znak rozpoznawczy? Może nie są zbyt wygodne, ale za to podkreślają jej zgrabne nogi. Jej, jak zwykle rozbrajające oczy, rozszerzają się, gdy wchodzę. „Panno Steele, znów się spotykamy”. Przyjmuje moją wyciągniętą dłoń i przez chwilę mam ochotę unieść ją do ust. Nie bądź absurdalny, Grey. Staje się apetycznie różowa i macha w kierunku swojej przyjaciółki, która stoi zbyt blisko, czekając na moją uwagę. „Panie Grey, to jest Katherine Kavanagh”, mówi. Puszczam ją niechętnie i odwracam się do uporczywej panny Kavanagh. Jest wysoka, atrakcyjna i bardzo zadbana, jak jej ojciec, ale oczy ma po matce. Muszę jej podziękować za przedstawienie mi uroczej panny Steele. Ta myśl sprawia, że czuję się wobec niej bardziej życzliwy. „Nieustępliwa panna Kavanagh. Jak się pani miewa? Mam nadzieję, że czuje się pani lepiej? Anastasia mówiła mi, że w zeszłym tygodniu była pani chora”. „Czuję się dobrze, dziękuję, panie Grey”. Ma silny i pewny siebie uścisk dłoni. I wątpię żeby miała kiedykolwiek ciężkie przeżycia w swoim uprzywilejowanym życiu. Zastanawiam się, dlaczego te dwie kobiety się przyjaźnią. Nie mają ze sobą nic wspólnego. „Dziękuję, za poświęcenie nam pańskiego czasu”, mówi Katherine. „To dla mnie przyjemność”, odpowiadam i zerkam na Anastasię, która obdarowuje mnie wiele mówiącym rumieńcem. Czy tylko ja sprawiam, że ona się rumieni? Ta myśl mnie cieszy. „To jest José Rodriguez, nasz fotograf”, mówi Anastasia, a jej twarz rozjaśnia się, gdy go przedstawia. Kurde. Czy to jej chłopak? Rodriguez rozkwita pod słodkim uśmiechem Any. Czy oni się pieprzą? „Panie Grey”. Rodriguez posyła mi ciemne spojrzenie, gdy ściskamy sobie dłonie. To ostrzeżenie, które mówi mi bym spadał. Lubi ją i to bardzo. Cóż, gra rozpoczęta, dzieciaku. „Panie Rodriguez, gdzie mam stanąć?” Mój ton jest wyzwaniem i on to słyszy, ale Katherine interweniuje i wskazuje na krzesło. Ach. Ona lubi dowodzić. Ta myśl mnie bawi. Gdy siadam, kolejny młody mężczyzna, prawdopodobnie pracujący z Rodriguez’em, włącza światło i momentalnie mnie oślepia. Cholera! Gdy rażący blask znika, rozglądam się za cudowną panną Steele. Stoi z tyłu pokoju, obserwując wydarzenia. Czy ona zawsze nieśmiało trzyma się z tyłu? Może dlatego przyjaźni się z Kavanagh’ą; lubi być w cieniu i pozwalać Katherine grać pierwsze skrzypce. Hmm…naturalna uległa. Fotograf wydaje się być wystarczająco profesjonalny i pochłonięty zadaniem, które mu powierzono. Uważnie obserwuję pannę Steele, gdy ta przygląda się nam obu. Nasze oczy się spotykają; jej są szczere i niewinne i przez chwilę ponownie rozważam swój plan. Ale potem, ona przygryza wargę, aż brakuje mi tchu. Ustąp, Anastasio. Zmuszę ją by przestała się gapić i tak, jakby mnie słyszała, pierwsza odwraca wzrok. Grzeczna dziewczynka. Katherine prosi mnie bym wstał, a Rodriguez kontynuuje robienie zdjęć. Po czym kończymy i mam swoją szansę. „Jeszcze raz dziękuję, panie Grey”. Katherine sunie ku mnie i ściska moją dłoń, podążając za fotografem, który przygląda mi się z nieukrywaną dezaprobatą. Jego wrogość sprawia, że chcę mi się śmiać. Och, stary…nie masz pojęcia. „Nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam artykuł, panno Kavanagh”, mówię, obdarowując ją krótkim i uprzejmym skinieniem głowy. To z Aną chcę porozmawiać. „Odprowadzi mnie pani, panno Steele?” pytam, gdy spotykamy się przy drzwiach.

„Jasne”, mówi, zaskoczona. Chwytaj dzień, Grey. Mamroczę jakieś grzecznościowe pożegnanie dla tych, którzy zostali w pokoju i wyprowadzam ją przez drzwi, chcąc odciągnąć ją z dala od Rodriguez’a. Na korytarzu staje i bawi się swoimi włosami, a potem palcami, gdy Taylor podąża za nami. „Taylor, później cię wezwę”, mówię, a gdy jest już poza zasięgiem słuchu, pytam Anę czy napije się ze mną kawy. Czekając na jej odpowiedź, przestaję oddychać. Jej długie rzęsy trzepoczą. „Muszę odwieźć wszystkich do domu”, mówi, przerażona. „Taylor”, wołam za nim, aż ona podskakuje. Chyba sprawiam, że się denerwuje. I nie wiem, czy to dobrze, czy źle. I ona nie może przestać się wiercić. Myśli o tych wszystkich sposobach, które powstrzymały by ją przed tym, są rozpraszające. „Wszyscy jadą na uniwersytet?” Kiwa głową, a ja proszę Taylor’a by odwiózł jej przyjaciół. „Proszę, załatwione. Czy teraz pójdziesz ze mną na kawę?” „Yyy-panie Grey-eee, to naprawdę…” Milknie. Cholera. To znaczy ‘nie’. Stracę tą umowę. Patrzy wprost na mnie tymi bystrymi oczami. „Taylor nie musi ich odwozić. Jeśli da mi pan chwilę, to zamienię się samochodem z Kate”. Moja ulga jest zauważalna i uśmiecham się szeroko. Mam randkę! Gdy otwieram jej drzwi i wpuszczam ją z powrotem do pokoju, Taylor kryje swój zdumiony wzrok. „Taylor, mógłbyś przynieść mi marynarkę?” „Oczywiście, sir”. Odwraca się na pięcie, a jego usta drgają, gdy idzie wzdłuż korytarza. Obserwuję go z przymrużonymi oczami, aż znika w windzie. Opieram się o ścianę i czekam na pannę Steele. Co, do cholery, jej powiem? „Czy zechciałabyś być moją uległą?” Nie. Spokojnie, Grey. Zrób to krok po kroku. Po kilku minutach, Taylor wraca z moją marynarką. „Czy to wszystko, sir?” „Tak, dziękuję”. Podaje mi marynarkę i zostawia mnie, stojącego w korytarzu jak idiota. Jak długo jej to jeszcze zajmie? Zerkam na zegarek. Pewnie negocjuje zamianę samochodu z Kate. Albo rozmawia z Rodriguez’em, wyjaśniając mu, że idzie ze mną na kawę by mnie udobruchać i podziękować za wywiad. Mam czarne myśli. Może całuje go na pożegnanie. Cholera. Chwilę później wychodzi i jestem uradowany. Nie wygląda jakby przed chwilą się całowała. „Okej”, mówi, z postanowieniem. „Chodźmy na kawę”. Ale jej czerwone policzki jakoś podważają jej wysiłki by wyglądać na pewną siebie. „Pani przodem, panno Steele”. Ukrywam swoje zadowolenie, gdy wychodzi przede mnie. Gdy podążam za nią, rośnie moja ciekawość o jej przyjaźń z Katherine, a zwłaszcza ich kompatybilność. Pytam ją jak długo się znają. „Od pierwszego roku studiów. Jest dobrą przyjaciółką”. Jej głos jest pełen sympatii. Ana jest jej szczerze oddana. Przyjechała do Seattle zrobić ze mną wywiad, gdy Katherine była chora. I ma nadzieję, że panna Kavanagh traktuje ją z taką samą lojalnością i szacunkiem. Przy windach, wciskam przycisk przywołujący ją i drzwi prawie natychmiast się otwierają. Para, która w środku namiętnie się obściskiwała, rozdziela się zawstydzona, że została przyłapana. Ignorując ich wchodzimy do windy, ale dostrzegam psotny uśmiech Anastasii. Gdy jedziemy na pierwsze piętro, atmosfera jest ciężka od niezaspokojonego pożądania i nie wiem, czy emanuje ono od pary za nami, czy ode mnie. Tak. Pragnę jej. Czy ona zechce tego, co mam jej do zaoferowania? Gdy drzwi się otwierają, czuję ulgę i biorę ją za rękę, która jest chłodna i nie tak wilgotna jak się tego spodziewałem. Być może nie działam na nią tak bardzo jakbym chciał. Ta myśl jest zniechęcająca. Gdy wychodzimy z windy, słyszymy za sobą zażenowany chichot pary. „Co jest z tymi windami?” mamrotam. I muszę przyznać, że jest coś zdrowego i niewinnego w ich chichotaniu, co jest całkiem urocze. Panna Steele wydaje się być tak samo niewinna jak oni i ,gdy wychodzimy na ulicę, ponownie podważam swoje motywy. Jest zbyt młoda. Zbyt niedoświadczona. Ale, cholera, podoba mi się uczucie dotyku jej dłoni w mojej. W kafejce kierują ją by poszła znaleźć stolik i pytam co chciałaby do picia. Jąka swoje zamówienie: herbatę English Breakfast-gorąca woda osobno, torebka herbaty osobno. Dla mnie to coś nowego. „Nie kawę?” „Nie przepadam za kawą”. „Okej. Herbata z torebką osobno. Cukier?”

„Nie, dziękuję”, mówi, gapiąc się w dół na swoje palce. „Coś do jedzenia?” „Nie, dziękuję”. Kręci głową i zarzuca błyszczące kasztanowe włosy za ramię. Muszę czekać w kolejce, podczas gdy dwie kobiety za ladą, wymieniają głupie uprzejmości ze wszystkimi klientami. To mnie frustruje i odciąga od mojego celu-Anastasii. „Cześć, przystojniaku. Co dla ciebie?” pyta, starsza kobieta, z błyskiem w oku. To tylko ładna twarz, skarbie. „Kawę z mlekiem. Herbatę English Breakfast z torebką osobno. I muffinkę z jagodami”. Może Anastasia zmieni zdanie i coś zje. „Przyjechał pan do Portland z wizytą?” „Tak”. „Na łikend?” „Tak”. „Pogoda się dzisiaj poprawiła”. „Tak”. „Mam nadzieję, że nacieszy się pan słońcem”. Proszę, przestań gadać i pospiesz się, do kurwy nędzy. „Tak”, syczę przez zęby i zerkam na Anę, która szybko odwraca wzrok. Obserwuje mnie. Czyżby mnie lustrowała? Rozkwita we mnie ziarenko nadziei. „Proszę”. Kobieta puszcza do mnie oczko i stawia napoje na mojej tacce. „Zapłać przy kasie, kochanie i teraz będziesz miał dobry dzień”. Udaje mi się odpowiedzieć przyjaźnie, „Dziękuję”. Przy stoliku, Anastasia gapi się na swoje palce, rozmyślając, o Bóg wie o czym. O mnie? „Pens za twoje myśli”, mówię. Podskakuje i robi się czerwona, gdy rozkładam nasze napoje. Siedzi, cicha i upokorzona. Dlaczego? Czy ona naprawdę nie chce tu być? „Twoje myśli?” pytam jeszcze raz, a ona bawi się herbatą. „To moja ulubiona herbata”, mówi, a ja robię mentalną notkę, że lubi herbatę Twinings English Breakfast. Obserwuję jak macza torebkę w dzbanku. To dopracowany i bałaganiarski spektakl. Niemal natychmiast wyciąga torebkę i odkłada na spodek. Moje usta drgają z rozbawienia. Gdy mówi, że lubi słabą i czarną herbatę, przez chwilę myślę, że opisuje co lubi u mężczyzny. Weź się w garść, Grey. Ona mówi o herbacie. Dość tych wstępów, czas na należyte, pilne sprawy dotyczące umowy. „Czy on jest twoim chłopakiem?” Marszczy czoło i nad jej nosem formuje się małe v. „Kto?” To dobra odpowiedź. „Ten fotograf, José Rodriguez?” Śmieje się. Ze mnie. Ze mnie! I nie wiem, czy to z ulgi, czy myśli, że jestem zabawny. To irytujące. Nie umiem ocenić. Podobam jej się, czy nie? Mówi mi, że on jest tylko przyjacielem. Och, skarbie, on chce być kimś więcej niż tylko przyjacielem. „Dlaczego myślał pan, że to mój chłopak?” pyta. „Przez sposób w jaki się do niego uśmiechasz, a on do ciebie”. Nie masz pojęcia, prawda? Ten chłopak jest tobą oczarowany. „Jest bardziej jak rodzina”, mówi. Okej, więc to pożądanie jest jednostronne. Przez chwilę zastanawiam się, czy ona zdaje sobie sprawę z tego jak jest cudowna. Zerka na muffinkę, gdy wyciągam ją z papieru. Przez moment wyobrażam ją sobie klęczącą przede mną na kolanach, gdy karmię ją po kawałeczku. Ta myśl jest zabawna-i podniecająca. „Chcesz trochę?” pytam. Kręci głową. „Nie, dziękuję”. Jej głos się waha i znowu gapi się na swoje dłonie. Dlaczego jest taka stremowana? Może przeze mnie? „A chłopak, którego poznałem wczoraj w sklepie. Nie jest twoim chłopakiem?” „Nie. Paul to tylko przyjaciel. Mówiłam panu wczoraj”. Jeszcze raz marszczy brwi, jakby zdezorientowana i krzyżuje ramiona w obronnym geście. Nie podoba jej się, że pytam ją o tych chłopaków. Pamiętam jak wydawała się czuć niezręcznie, gdy dzieciak ze sklepu objął ją ramieniem. „Dlaczego pan pyta?” dodaje. „Wydajesz się być zdenerwowana przy mężczyznach”. Robi wielkie oczy. Naprawdę są piękne, mają kolor oceanu w Cabo, najbardziej błękitne z błękitnych mórz. Powinienem ją tam zabrać. Co? Skąd mi się to wzięło?

„Jest pan onieśmielający”, mówi i spuszcza wzrok, bawiąc się palcami. Z jednej strony jest uległa, a z drugiej… wyzywająca. „Powinnaś być onieśmielona”. Tak. Powinna. Nie ma zbyt wielu ludzi wystarczająco odważnych by powiedzieć mi, że ich onieśmielam. Jest szczera i mówię jej to-ale gdy odwraca wzrok, nie wiem o czym myśli. To frustrujące. Podobam jej się? Czy toleruje to spotkanie by kontynuować wywiad Kavanagh’y? Które z tych? „Jest pani zagadką, panno Steele”. „Nie ma we mnie nic tajemniczego”. „Myślę, że jest pani bardzo skryta”. Jak każda dobra uległa. „Oczywiście z wyjątkiem, gdy się pani rumieni, co jest dość częste. Chciałbym wiedzieć z jakiego powodu się pani rumieni”. Dobrze. To ją sprowokuje do odpowiedzi. Wrzucając mały kawałek babeczki do ust, czekam na jej reakcję. „Zawsze robi pan takie osobiste obserwacje?” To nie takie osobiste, prawda? „Nie zdawałem sobie sprawy, że to zrobiłem. Uraziłem panią?” „Nie”. „To dobrze”. „Ale jest pan bardzo despotyczny”. „Przywykłem do stawiania na swoim, Anastasio. We wszystkim”. „Nie wątpię”, mamrocze i pyta, dlaczego nie poprosiłem jej żeby mówiła do mnie po imieniu. Co? Przypominam sobie jak opuszczała moje biuro i w windzie wypowiedziała moje imię-i to jak moje imię brzmiało w jej pyskatych ustach. Przejrzała mnie? Czy ona celowo mnie drażni? Mówię jej, że tylko członkowie mojej rodziny mówią do mnie Christian… Nawet nie wiem, czy to moje prawdziwe imię. Nie zapuszczaj się tam, Grey. Zmieniam temat. Chcę się czegoś o niej dowiedzieć. „Jesteś jedynaczką?” Mruga kilka razy, zanim odpowiada, że tak. „Opowiedz mi o swoich rodzicach”. Wywraca oczami i muszę walczyć z wewnętrznym przymusem zbesztania jej. „Moja mama mieszka w stanie Georgia ze swoim nowym mężem Bob’em. A mój ojczym mieszka w Montesano”. Oczywiście wiem już to wszystko z raportu Welch’a, ale to ważne by usłyszeć to od niej. Na jej ustach pojawia się czuły uśmiech, gdy wspomina o ojczymie. „A twój ojciec?” pytam. „Mój tata umarł, gdy byłam dzieckiem”. Na chwilę przenoszę się do moich koszmarów i patrzę na ciało, leżące na brudnej podłodze. „Przykro mi”, mamrotam. „Nie pamiętam go”, mówi, przywracając mnie do rzeczywistości. Ma przejrzystą i pogodną minę i wiem, że Raymod Steele był dla niej dobrym ojcem. Zaś z drugiej strony, jej relacja z matką-to dopiero się okaże. „I twoja mama wyszła ponownie za mąż?” Jej śmiech jest gorzki. „Można tak powiedzieć”. Ale nie rozwija tematu. Jest jedną z niewielu kobiet, które potrafię siedzieć w ciszy. Co jest świetne, ale nie w tym momencie. „Nie łatwo wyciągnąć od ciebie informacje, prawda?” „Od pana też nie”, odparowuje. Och, dawaj, panno Steele. Z wielką przyjemnością i chytrym uśmiechem, przypominam jej, że już przeprowadziła ze mną wywiad. „I przypominam sobie parę dociekliwych pytań”. Tak. Zapytałaś mnie, czy jestem gejem. Moje oświadczenie ma pożądany efekt, przez co jest zawstydzona. Zaczyna paplać o sobie i dostaję kilka szczegółów, które mnie interesowały. Jej matka jest nieuleczalną romantyczką. Przypuszczam, że ktoś czterokrotnie zamężny, przedkłada doświadczenie ponad złudne nadzieje. Czy ona jest jak jej matka? Nie potrafię jej o to spytać. Jeśli powie, że tak-wtedy nie ma dla mnie żadnej nadziei. A nie chcę by ta rozmowa się skończyła. Zbyt dobrze się bawię. Pytam ją o ojczyma, a ona potwierdza moje przeczucie. To oczywiste, że go kocha. Jej twarz promienieje, gdy o nim mówi: pracuje jako stolarz, a jego hobby to piłka nożna i wędkowanie. Ona wolała mieszkać z nim, gdy matka poślubiła trzeciego męża. Interesujące. Prostuje ramiona. „Niech mi pan opowie o swoich rodzicach”, dopytuje, próbując odsunąć rozmowę od jej rodziny. Nie lubię opowiadać o mojej, więc podaję jej nagie fakty. „Mój tato jest prawnikiem, a mama pediatrą. Mieszkają w Seattle”. „Czym się zajmuje pana rodzeństwo?” Ona chce tam iść? Udzielam jej krótkiej odpowiedzi, że Elliot pracuje w budownictwie, a Mia jest w szkole

kucharskiej w Paryżu. Słucha, wniebowzięta. „Słyszałam, że Paryż jest cudowny”, mówi, z marzycielskim wyrazem twarzy. „Jest piękny. Byłaś tam?” „Nigdy nie wyjeżdżałam poza Stany”, mówi, głosem pełnym żalu. Mógłbym ją tam zabrać. „Chciałabyś tam pojechać?” Najpierw Cabo, teraz Paryż? Weź się w garść, Grey. „Do Paryża? Oczywiście. Ale tak naprawdę to, wolałabym odwiedzić Anglię”. Jej twarz rozjaśnia się z podekscytowania. Panna Steele chce podróżować. Ale dlaczego Anglia? Pytam ją o to. „To dom Szekspira, Austen, sióstr Brontë i Thomas’a Hardy. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych ludzi do napisania tak wspaniałych książek”. To oczywiste, że to jej pierwsza miłość. Książki. Mówiła to wczoraj w Clayton’s. A to oznacza, że konkuruję z Darcy’m, Rochester’em i Angel’em Clare: niemożliwie romantycznymi bohaterami. Oto dowód, którego potrzebowałem. Ona jest nieuleczalną romantyczką, jak jej matka-i nic z tego nie wyjdzie. Na domiar złego, zerka na swój zegarek. Skończyła. Schrzaniłem tą umowę. „Lepiej już pójdę. Muszę się uczyć”, mówi. Proponuję jej, że odprowadzę ją do samochodu, co oznacza, że będę musiał wrócić do hotelu po moją walizkę. Ale, czy powinienem? „Dziękuję za herbatę, panie Grey”, mówi. „Ależ proszę, Anastasio. To była dla mnie przyjemność”. Gdy to mówię, uświadamiam sobie, że ostatnie dwadzieścia minut było…przyjemne. Obdarzając ją moim najbardziej olśniewającym i rozbrajającym uśmiechem, podaję jej dłoń. „Chodź”, mówię. Bierze mnie za rękę i gdy idziemy do hotelu, nie mogę się otrząsnąć z myśli, o tym jak przyjemnie jest czuć jej dłoń w mojej. Może to mogłoby się udać. „Zawsze nosisz dżinsy?” pytam. „Zazwyczaj”, mówi. I to drugi punkt na jej niekorzyść: nieuleczalna romantyczka, która nosi tylko dżinsy…Lubię moje kobiety w spódnicach. Lubię, gdy są dostępne. „Masz dziewczynę?” pyta, ni z tego ni z owego. I to trzeci zarzut. Kończę z tą raczkującą umową. Ona chce związku, a ja nie mogę jej tego dać. „Nie, Anastasio. Nie bawię się w związki”. Urażona, marszczy czoło, po czym nagle odwraca się i potykając się, wpada na drogę. „Cholera, Ana!” krzyczę, przyciągając ją do siebie i ratując przed wpadnięciem pod koła rowerzysty, który jechał złą stroną chodnika. Nagle jest w moich ramionach, ściskając moje bicepsy i patrząc na mnie. Ma przestraszone oczy i po raz pierwszy, zauważam ciemniejszą, niebieską obwódkę jej tęczówek. Są piękne, a z tej odległości są jeszcze piękniejsze. Jej źrenice rozszerzają się i wiem, że mógłbym utonąć w jej spojrzeniu i nigdy nie wrócić. Bierze głęboki wdech. „Wszystko w porządku?” Mój głos brzmi obco i odlegle. Uświadamiam sobie, że ona mnie dotyka i mnie to nie rusza. Pieszczę palcami jej policzek. Jej skóra jest miękka i gładka. A gdy pocieram kciukiem jej dolną wargę, oddech więźnie mi w gardle. Jej ciało jest przyciśnięte do mojego, a czucie przez moją koszulę jej piersi i ciepła jej ciała jest podniecające. Pachnie świeżo i zdrowo, co przypomina mi aromat sadu jabłkowego mojego dziadka. Zamykam oczy i wdycham jej zapach, by zachować go w pamięci. Gdy otwieram oczy, ona nadal gapi się na mnie, błagającym spojrzeniem wlepionym w moje usta. Cholera. Ona chce żebym ją pocałował. I chcę. Tylko raz. Jej wargi są lekko rozchylone pod moim kciukiem, gotowe, wyczekujące i tak zachęcające. Nie. Nie. Nie. Nie rób tego, Grey. To nie jest dziewczyna dla ciebie. Ona chce serduszek i kwiatuszków, a ty nie robisz takich bzdetów. Zamykam oczy, by zwalczyć pokusę i by wymazać ją z pamięci, a gdy je otwieram, moja decyzja została podjęta. „Anastasia”, szepczę. „Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem facetem dla ciebie”. Między jej brwiami formuje się małe v i wydaje mi się, że przestała oddychać. „Oddychaj, Anastasio, oddychaj”. Muszę pozwolić jej odejść zanim zrobię coś głupiego, ale jestem zaskoczony moją niechęcią by to zrobić. Chcę ją potrzymać jeszcze chwilę. „Pomogę ci stanąć i pozwolę ci odejść”. Robię krok w tył i ona puszcza moje ramiona. To dziwne, ale nie czuję ulgi. Przesuwam dłonie po jej ramionach, upewniając się, że może stać. Jej mina nachmurza się z upokorzenia. Jest upokorzona moim odrzuceniem. Cholera. Nie chciałem cię zranić. „Rozumiem”, mówi, rozczarowanym i zaciśniętym tonem. Jest formalna i zdystansowana, ale nie wyrywa się z moich objęć. „Dziękuję”, dodaje. „Za co?” „Za uratowanie mnie”.

Chcę jej powiedzieć, że ratuję ją przede mną…że to szlachetny gest, ale to nie jest to, co ona chce usłyszeć. „Ten idiota jechał złą stroną. Cieszę się, że tu byłem. Boję się myśleć co mogło ci się stać”. Teraz to ja paplam. I nadal nie potrafię jej puścić. Proponuję jej by usiadła ze mną w hotelu, wiedząc że to podstęp by przedłużyć mój czas z nią. Tylko wtedy ją wypuszczę. Kręci głową, prostuje sztywne plecy i obejmuje się ramionami w obronnym geście. Chwilę później rusza przed siebie i musze się spieszyć by dotrzymać jej kroku. Gdy dochodzimy do hotelu, odwraca się i spokojnie patrzy mi w twarz. „Dziękuję za herbatę i za sesję zdjęciową”. Mierzy mnie beznamiętnym wzrokiem, przez co rośnie we mnie żal. „Anastasia…ja…” Nie wiem, co mam powiedzieć, z wyjątkiem, że mi przykro. „Co, Christian?” wypala. Łoł. Jest na mnie wściekła. Wlewa całą swoją pogardę w każdą sylabę mojego imienia. To nowość. I odchodzi. A ja nie chcę żeby sobie poszła. „Powodzenia na egzaminach”. Jej oczy błyszczą od urazy i oburzenia. „Dzięki”, mamrocze, pogardliwym tonem. „Do widzenia, panie Grey”. Odwraca się i idzie w kierunku garażu podziemnego. Obserwuję jak odchodzi, mając nadzieję, że obejrzy się na mnie, ale tego nie robi. Znika w budynku, pozostawiając po sobie nieco żalu, wspomnienie jej niebieskich oczu i zapach sadu jabłkowego jesienią. CZWARTEK, 19 MAJA 2011 Nie! Mój krzyk odbija się od ścian sypialni i budzi mnie z mojego koszmaru. Duszę się od smrodu potu zmieszanego ze zjełczałym piwem i papierosami w moich nozdrzach oraz biedy i utrzymującej się groźby pijackiej przemocy. Siadam, zakrywam twarz dłońmi i próbuję uspokoić przyspieszone bicie serca i nerwowy oddech. To powtarza się od czterech nocy. Zerkam na zegarek i widzę, że jest trzecia nad ranem. Mam dwa ważne spotkania jutro…dzisiaj…i potrzebuję czystego umysłu i trochę snu. Cholera, co ja bym dał za porządny sen. No i mam rundę pieprzonego golfa z Bastille’m. Powinienem odwołać golfa. Myśl o przegranej, psuje mój już ponury nastrój. Wstaję z łóżka i idę do kuchni. Tam napełniam szklankę wodą i dostrzegam swoje odbicie, ubranego tylko w spodnie od piżamy, w szybie okna po drugiej stronie pomieszczenia. Odwracam się z obrzydzeniem. Odrzuciłeś ją. Ona cię pragnęła. A ty ją odrzuciłeś. Zrobiłem to dla jej dobra. To męczy mnie od kilku dni. Jej piękna twarz pojawia się bez uprzedzenia w mojej głowie, szydząc ze mnie. Gdyby mój psychiatra wrócił z wakacji po Europie, mógłbym do niego zadzwonić. Jego psycho gadka pomogłaby mi przestać czuć się tak parszywie. Grey, to była tylko ładna dziewczyna. Może potrzebuję odwrócenia uwagi, może nowej uległej. Minęło zbyt dużo czasu od Susannah’y. Zastanawiam się nad zadzwonieniem rano do Eleny. Ona zawsze znajduje dla mnie odpowiednie kandydatki. Ale prawda jest taka, że nie chcę nikogo nowego. Chcę Anę. Pamiętam jej rozczarowanie, zranione oburzenie i pogardę. Odeszła nie oglądając się za siebie. Możliwe, że zapraszając ją na kawę rozbudziłem jej nadzieje, tylko po to by potem ją rozczarować. Może mógłbym ją jakoś przeprosić, a potem zapomnieć o tym żałosnym epizodzie i pozbyć się tej dziewczyny z mojej głowy. Zostawiając szklankę w zlewie, by umyła ją moja gosposia, wlekę się z powrotem do łóżka. Budzik włącza się o piątej czterdzieści pięć, gdy gapię się w sufit. Nie spałem i jestem wykończony. Kurwa! To jest niedorzeczne. Program w radiu jest miłym odwróceniem uwagi, do czasu następnej informacji. Dotyczy ona sprzedaży rzadkiego manuskryptu niedokończonej powieści Jane Austen pt. „The Watsons”, którą wystawiono na aukcji w Londynie. „Książki”, powiedziała. Chryste. Nawet w wiadomościach przypominają mi o małej pannie Molu Książkowym. Jest nieuleczalną romantyczką, która kocha angielskie klasyki. Ale ja też, tylko z innych powodów. Nie mam żadnych pierwszych wydań Jane Austen, ani sióstr Brontë…ale mam dwie Thomas’a Hardy. Oczywiście! To jest to! To właśnie mogę zrobić. Chwilę później jestem w mojej bibliotece z „Jude the Obscure” i kompletem „Tess of the d’Urbervilles” w trzech egzemplarzach, leżących przede mną na stole bilardowym. Obie książki są ponure i o tragicznej tematyce. Hardy miał mroczną, pokręconą duszę. Jak ja.

Odganiam tą myśl i przeglądam książki. Nawet jeśli „Jude” jest w lepszym stanie, to nie biorę jej pod uwagę. Nie ma w niej wątku od odkupieniu win. Więc wyśle jej „Tess” z pasującym cytatem. Wiem, że to nie najromantyczniejsza książka, biorąc pod uwagę zło, które przydarza się bohaterce, ale ona ma niewielki wątek romantycznej miłości w sielankowej idylli na angielskiej wsi. I Tess mści się na mężczyźnie, który ją skrzywdził. Ale nie o to chodzi. Ana wspominała, że Hardy należy do jej ulubionych pisarzy i jestem pewny, że nigdy nie widziała ani nie posiadała pierwszego wydania. „Brzmi pan jak największy konsument”. Jej krytyczna riposta, wraca by mnie prześladować. Tak, lubię posiadać rzeczy na własność, rzeczy które nabierają wartości, jak pierwsze wydania książek. Czując się spokojniej, bardziej opanowanie i zadowolonym z siebie, idę do mojej garderoby i przebieram się w dres. W samochodzie kartkuję strony pierwszej części „Tess”, szukając cytatu i zastanawiam się, kiedy Ana ma ostatni egzamin. Czytałem tą książkę lata temu i słabo pamiętam fabułę. Jako nastolatek lubiłem czytać fikcję, to było moje sanktuarium. Moja mama zawsze była zachwycona, że czytam; Elliot już nie tak bardzo. Pragnąłem ucieczki, którą dostarczała mi fikcja. On nie potrzebował ucieczki. „Panie Grey”, wtrąca się Taylor. „Jesteśmy na miejscu, sir”. Wychodzi z auta i otwiera mi drzwi. „Będę czekał o drugiej by zawiść pana na golfa”. Kiwam głową i z książką pod pachą, idę do siedziby biura Grey House. Młoda recepcjonista wita mnie flirtującym machnięciem. Każdego dnia…jak tania melodia na powtarzaniu. Ignorując ją, idę do windy, która zawiezie mnie wprost na moje piętro. „Dzień dobry, panie Grey”, wita mnie Barry z ochrony, wciskając guzik przywołujący windę. „Jak twój syn, Barry?” „Lepiej, sir”. „Cieszę się”. Wchodzę do windy i wjeżdżam na dwudzieste piętro. Andrea jest w gotowości by mnie przywitać. „Dzień dobry, panie Grey. Ros chce się z panem widzieć, by omówić projekt Darfuru. Barney chciałby kilka minut…” Wyciągam dłoń, by ją uciszyć. „Zapomnij o tym na chwilę. Połącz mnie z Welch’em i dowiedz się kiedy Flynn wraca z wakacji. Jak już porozmawiam z Welch’em, będziemy mogli przejść do planu dnia”. „Tak, sir”. „I potrzebuję podwójne espresso. Każ Olivi ją dla mnie zrobić”. Rozglądam się wokół i zauważam, że Olivia jest nieobecna. Co za ulga. Ta dziewczyna zawsze mi się podlizuje, a to jest cholernie irytujące. „Chciałby pan mleko?” pyta Andrea. Grzeczna dziewczynka. Posyłam jej uśmiech. „Nie dzisiaj”. Lubię, gdy zgadują na jaką kawę mam ochotę. „Dobrze, panie Grey”, wygląda na zadowoloną z siebie i powinna być. Jest najlepszą asystentką jaką miałem. Trzy minuty później łączy mnie z Welch’em. „Welch?” „Panie Grey”. „To rozeznanie, które robiłeś dla mnie w zeszłym tygodniu. Anastasia Steele, studiuje na WSU”. „Tak, sir. Pamiętam”. „Chcę żebyś dowiedział się kiedy są jej ostatnie egzaminy i daj mi znać najszybciej jak się da”. „Dobrze, sir. Coś jeszcze?” „Nie, to wszystko”. Rozłączam się i gapię się na książki na moim biurku. Muszę znaleźć cytat. Ros, moja prawa ręka i szef operacyjny, jest na pełnych obrotach. „Otrzymujemy zezwolenie od władz Sudanu na umieszczenie transportu w porcie Sudan. Ale nasze kontakty na lądzie nie są pewne co do podróży do Darfuru. Oszacowują ryzyko by sprawdzić czy to jest realne”. Logistyka musi być ciężka bo jej naturalne ciepłe usposobienie zniknęło. „Zawsze możemy zrobić zrzut”. „Christian, koszt takiego zrzutu…” „Wiem. Zobaczymy z czym wrócą nasi przyjaciele z NGO”. „Okej”, mówi i wzdycha. „Czekam też na zapewnienia z Departamentu Stanu”. Wywracam oczami. Pieprzona biurokracja. „Jeśli będziemy musieli dać komuś w łapę-albo poprosić senatora Blandino o interwencję-daj mi znać”. „Kolejny temat to, gdzie umiejscowić nowe zakłady przemysłowe. Wiesz, że ulgi podatkowe w Detroit są ogromne. Wysłałam ci podsumowanie”. „Wiem, ale Boże, czy to musi być Detroit?” „Nie rozumiem, co masz przeciwko temu miejscu. Spełnia nasze kryteria”. „Okej. Każ Bill’owi sprawdzić potencjalne tereny przemysłowe. I zróbmy jeszcze jedno rozeznanie, by sprawdzić czy

inne miasto zaoferuje bardziej korzystne warunki”. „Bill już wysłał Ruth do Detroit na spotkanie z Urzędem Przebudowy Terenów Przemysłowych, który może być bardzo pomocny, ale poproszę Bill’a żeby zrobił końcowe rozeznanie”. Dzwoni mój telefon. „Tak”, warczę na Andreę-wie, że nie cierpię jak mi się przerywa spotkanie. „Welch do pana na linii”. Mój zegarek pokazuje jedenastą trzydzieści. Szybko mu poszło. „Połącz mnie”. Daję znak Ros, by została. „Panie Grey?” „Welch, jakie wieści?” „Ostatni egzamin panny Steele jest jurto, dwudziestego maja”. Cholera. Nie mam za wiele czasu. „Świetnie. To wszystko co chciałem wiedzieć”. Rozłączam się. „Ros, poczekaj jeszcze chwilę”. Biorę telefon. Andrea natychmiast odbiera. „Andrea, za godzinę potrzebuję czystą kartkę do napisania wiadomości”, mówię i rozłączam się. „Dobra, Ros. Na czym skończyliśmy?” O dwunastej trzydzieści Olivia przynosi mi do gabinetu lunch. Jest wysoką, smukłą dziewczyną o ładnej buzi. Niestety to zawsze kojarzy mi się ze źle ukierunkowaną tęsknotą do mnie. Niesie tacę z czymś, co mam nadzieję jest jadalne. Po pracowitym poranku, umieram z głodu. Drży, gdy odkłada tacę na moim biurku. Sałatka z tuńczyka. Okej, chociaż raz tego nie spieprzyła. Poza tym, kładzie na blacie trzy białe kartki w różnych rozmiarach i koperty. „Świetnie”, mamrotam. A teraz idź. Truchta do wyjścia. Biorę kęs tuńczyka, by zaspokoić głód, a potem sięgam po długopis. Wybrałem cytat. Ostrzeżenie. Postąpiłem właściwie, odchodząc od niej. Nie wszyscy mężczyźni są romantycznymi bohaterami. Wyjmę słowo ‘mamo’. Ona zrozumie. Dlaczego nie powiedziałaś mi o istniejącym niebezpieczeństwie? Dlaczego mnie nie ostrzegłaś? Kobiety wiedzą przed czym się strzec, ponieważ czytają powieści, które mówią o tych sztuczkach… Wsuwam karteczkę do koperty, a na jej wierzchu piszę adres Any, który wrył mi się w pamięć z raportu Welch’a. Dzwonię do Andrei. „Tak, panie Grey”. „Możesz tu przyjść?” „Tak, sir”. Chwilę później pojawia się w moich drzwiach. „Panie Grey?” „Weź to, zapakuj i wyślij do Anastasii Steele, dziewczyny, która w zeszłym tygodniu przeprowadzała ze mną wywiad. Tu jest jej adres”. „Robi się, panie Grey”. „Muszą dotrzeć najpóźniej do jutra”. „Tak, sir. Czy to wszystko?” „Nie. Znajdź mi jakieś zastępstwo”. „Za te książki?” „Tak. Pierwsze wydania. Niech Olivia się tym zajmie”. „Co to za książki?” „Tess of the d’Urbervilles” „Tak, sir”. Posyła mi uśmiech i wychodzi z gabinetu. Dlaczego ona się uśmiecha? Ona nigdy się nie uśmiecha. Odsuwając od siebie tą myśl, zastanawiam się czy ostatni raz widzę te książki. I muszę przyznać, że w głębi duszy, mam nadzieję, że nie. PIĄTEK, 20 MAJA 2011 Po raz pierwszy od pięciu dni dobrze spałem. Może odczuwam zamknięcie pewnej sprawy, na którą miałem nadzieję, po tym jak wysłałem Anastasii te książki. Gdy się golę, dupek w lustrze, gapi się na mnie chłodnymi, szarymi oczami. Kłamca. Kurwa. Okej, okej. Mam nadzieję, że ona zadzwoni. Ma mój numer.

Pani Jones podnosi wzrok, gdy wchodzę do kuchni. „Dzień dobry, panie Grey”. „Dobry, Gail”. „Czego pan sobie życzy na śniadanie?” „Zjem omlet, dziękuję”. Ona przygotowuje mi śniadanie, a ja siadam przy wyspie i przeglądam The Wall Street Journal i The New York Times, a potem The Seattle Times. Gdy zatracam się w czytaniu, dzwoni mój telefon. To Elliot. Czego, do diabła, chce mój starszy brat? „Elliot?” „Stary. Muszę wyjechać na łikend z Seattle. Ta laska jest wszędzie wokół moich śmieci i muszę wiać”. „Twoich śmieci?” „Ta. Zrozumiałbyś, gdybyś jakąś miał”. Ignoruję jego drwinę i wtedy przychodzi mi do głowy podstępna myśl. „Co powiesz na wycieczkę w okolice Portland. Moglibyśmy pojechać dziś po południu, przenocować tam i wrócić w niedzielę”. „Brzmi świetnie. Śmigłowcem czy chcesz jechać autem?” „To helikopter, Elliot. I tak, zawiozę nas samochodem. Wpadnij do mojego biura w porze lunchu i potem pojedziemy”. „Dzięki, brachu. Jestem twoim dłużnikiem”. Elliot się rozłącza. Elliot zawsze miał problemy ze sobą. I kobietami, z którymi się zadaje: kimkolwiek jest ta nieszczęsna dziewczyna, jest tylko kolejną z długiej listy jego niezobowiązujących romansów. „Panie Grey, co przygotować panu do jedzenia na łikend?” „Zrób coś lekkiego i zostaw w lodówce. Mogę wrócić w sobotę”. Albo i nie. Grey, ona nawet się za tobą nie obejrzała. Spędzając większą część mojego pracującego życia na spełnianiu oczekiwań innych, powinienem lepiej spełniać własne. Elliot przesypia większość drogi do Portland. Biedny gnojek, musi być wykończony. Pracowanie i pieprzenie to jego racja bytu. Rozwalił się na siedzeniu pasażera i chrapie. Będzie świetnym towarzyszem, nie ma co. Do Portland przyjedziemy po piętnastej, więc dzwonię do Andrei. „Panie Grey”. Odbiera po drugim sygnale. „Możesz załatwić dostawę dwóch rowerów górskich do hotelu Heathman?” „Na którą godzinę, sir?” „Trzecią”. „Rowery są dla pana i pana brata?” „Tak”. „Pański brat ma około metra dziewięćdziesiąt?” „Tak”. „Zajmę się tym”. „Świetnie”. Rozłączam się i dzwonię do Taylor’a. „Panie Grey”. Odbiera po pierwszym sygnale. „O której będziesz?” „Zamelduję się około dziewiątej wieczorem”. „Weźmiesz R8?” „Z przyjemnością, sir”. Taylor też jest fanatykiem aut. „Dobrze”. Kończę rozmowę i podkręcam muzykę. Sprawdźmy czy Elliot potrafi spać przy The Verve. Gdy suniemy drogą I-5, moje podekscytowanie rośnie. Czy książki zostały już dostarczone? Kusi mnie żeby jeszcze raz zadzwonić do Andrei, ale wiem, że zostawiłem ją zawaloną pracą. Poza tym nie chcę dawać moim pracownikom powodów do plotek. Normalnie nie robię tego rodzaju gówna. Dlaczego wysłałeś jej książki? Bo chcę ją znowu zobaczyć. Gdy wjeżdżam do Vancouver, zastanawiam się czy ona już skończyła egzaminy. „Hej, stary, gdzie jesteśmy?” odzywa się Elliot. „Oto i się obudził”, mamrotam. „Jesteśmy prawie na miejscu. Jedziemy ma rowerową wycieczkę w góry”. „Tak?” „Tak”. „Super. Pamiętasz jak tata kiedyś zabierał nas na wycieczki?” „Ta”. Kręcę głową na to wspomnienie. Mój ojciec jest uczonym, prawdziwym człowiekiem renesansu: wykształcony, wysportowany, swobodnie radzi sobie w mieście i jeszcze swobodniej poza domem na łonie natury. Przyjął troje adoptowanych dzieci…a ja jestem jedynym, który nie spełniał jego oczekiwań.

Ale zanim osiągnąłem dojrzałość, mieliśmy więź. Był moim bohaterem. Kiedyś uwielbiał zabierać nas na kempingi i wszystkie te zajęcia w plenerze, które teraz lubię: żeglowanie, kajakarstwo, jazdę rowerem. Robiliśmy wszystko. Mój okres dojrzewania wszystko to zrujnował. „Wymyśliłem, że jeśli dojedziemy tam wczesnym popołudniem, będziemy mieli czas na wycieczkę”. „Dobrze pomyślane”. „Więc przed kim uciekasz?” „Stary, jestem typem ‘kochaj je i zostawiaj’. Wiesz o tym. Bez wodzenia za nos. Nie wiem, laski dowiadują się, że prowadzisz własny biznes i zaczynają snuć szalone pomysły”. Zerka na mnie z boku. „Miałeś rację, że trzymasz swojego fiuta dla siebie”. „Nie rozmawiamy o moim fiucie, tylko o twoim i o tym, kto był ostatnio na jego ostrym końcu”. Elliot chichocze. „Straciłem rachubę. Ale dość o mnie. Jak tam pobudzający świat handlu i wielkich finansów?” „Naprawdę chcesz wiedzieć?” Zerkam na niego. „Nie”, bąka, a ja śmieję się z jego obojętności i braku elokwencji. „Jak interesy?” pytam. „Sprawdzasz swoje inwestycje?” „Zawsze”. To moja praca. „Cóż, w zeszłym tygodniu zaczęliśmy prace nad projektem Spokani Eden, ale na razie to dopiero tydzień”. Wzrusza ramionami. Pod jego swobodną powierzchownością, mój brat jest ekologicznym wojownikiem. Jego pasja do ekologicznego życia nie raz podgrzewała atmosferę niedzielnych rozmów przy obiedzie. A jego ostatnim projektem jest budowanie przyjaznych środowisku i tanich w utrzymaniu domów na północy Seattle. „Mam nadzieję na zainstalowanie tego nowego systemu uzdatniania wody gospodarczej, o którym ci mówiłem. To zmniejszy zużycie wody i rachunki o dwadzieścia pięć procent”. „Imponujące”. „Mam nadzieję”. Jedziemy w ciszy do centrum Portland. Gdy tylko wjeżdżam do podziemnego garażu w hotelu Heathman-miejsca, gdzie widziałem ją ostatni raz-Elliot mamrota. „Wiesz, że ominie nas dzisiejszy mecz Mariners”. „Może będziesz mógł spędzić wieczór przed telewizorem. Dasz odpocząć twojemu fiutowi i obejrzysz bejzbol”. „Brzmi jak dobry plan”. Dotrzymanie tempa Elliot’owi to wyzwanie. Pędzi wzdłuż ścieżki z tą samą diaboliczną ‘nie dbam o nic’ postawą, którą stosuje w większości sytuacji. Elliot nie zna strachu-to dlatego go podziwiam. Ale jadąc w takim tempie, nie mam szans na podziwianie uroków okolicy. Jestem ledwie świadomy bujnej zieleni śmigającej obok mnie. Moje oczy skupiają się na ścieżce, próbując omijać wyboje. Na koniec przejażdżki, obaj jesteśmy brudni i wycieńczeni. „To była najlepsza zabawa w ubraniach jaką ostatnio miałem”, mówi Elliot, gdy oddajemy rowery gońcowi hotelowemu. „Ta”, mamrotam, przypominając sobie jak trzymałem w objęciach Anastasię, gdy uratowałem ją przed rowerzystą. Jej ciepło, piersi przyciśnięte do mnie, jej zapach pobudzający moje zmysły. Wtedy też miałem na sobie ubranie…”Ta”, mamrotam ponownie. Gdy jedziemy windą na ostatnie piętro, sprawdzamy nasze telefony. Mam nieodebrane maile, kilka esemesów od Eleny z pytaniem co robię w łikend, ale żadnych nieodebranych połączeń od Anastasii. Jest przed dziewiętnastą- powinna już dostać książki. Ta myśl mnie dołuje: przejechałem kawał drogi do Portland znowu szukając wiatru w polu. „Stary, ta laska dzwoniła pięć razy i wysłała mi cztery wiadomości. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że przekroczyła granicę desperacji?” jęczy Elliot. „Może jest w ciąży?” Elliot blednie, a ja wybucham śmiechem. „To nie jest śmieszne, cwaniaczku”, zrzędzi. „Poza tym, nie znam jej tak długo, ani tak często”. Po szybkim prysznicu, dołączam do Elliot’a w jego apartamencie i siadamy by obejrzeć resztę meczu Mariners kontra San Diego Padres. Zamawiamy steki, frytki, sałatki i kilka piw, po czym rozsiadam się, oglądając mecz w towarzystwie Elliot’a. Pogodziłem się z faktem, że Anastasia nie zadzwoni. Mariners są na prowadzeniu i wygląda na to, że wybiją piłkę poza boisko. Niestety tak się nie stało, chociaż Mariners wygrywają cztery do jednego. Brawo Mariners! Elliot i ja stukamy się butelkami piwa. Gdy na ekranie pojawiają się analizy po meczowe, dzwoni mój telefon i na ekranie wyświetla się numer panny Steele. To ona. „Anastasia?” Nie ukrywam mojego zaskoczenia i radości. W tle słychać hałas, jakby była na jakiejś imprezie albo w barze. Elliot zerka na mnie, więc wstaję i odchodzę by mnie nie słyszał. „Dlaczego przysłałeś mi książki?” bełkota i fala lęku przeszywa mi kręgosłup.

„Anastasia, dobrze się czujesz? Dziwnie brzmisz”. „To nie ja jestem dziwna, tylko ty”, mówi, oskarżycielskim tonem. „Anastasia, czy ty piłaś?” Cholera. Z kim jest? Z fotografem? Gdzie jest jej koleżanka, Kate? „Co cię to obchodzi?” Brzmi ordynarnie i agresywnie i wiem, że jest pijana. Ale muszę wiedzieć, że wszystko u niej okej. „Jestem…ciekawy. Gdzie jesteś?” „W barze”. „W którym barze?” Powiedz mi. Niepokój rozkwita w moich trzewiach. Jest młodą kobietą, pijaną, gdzieś w Portland. Nie jest bezpieczna. „W barze w Portland”. „Jak wrócisz do domu?” Uciskam nasadę nosa w nadziei, że to uspokoi mój gotujący się gniew. „Znajdę jakiś sposób”. Że co? Będzie prowadzić? Jeszcze raz pytam ją, w którym barze jest, a ona ignoruje moje pytanie. „Christian, dlaczego przysłałeś mi książki?” „Anastasia, gdzie jesteś? Powiedz mi natychmiast”. Jak ona wróci do domu? „Jesteś taki…despotyczny”. Chichocze. W innej sytuacji uznałbym to za urocze. Ale teraz-chcę jej pokazać jak despotyczny potrafię być. Ona doprowadza mnie do szału. „Ana, pomóż mi. Gdzie jesteś, do kurwy nędzy?” Znowu chichocze. Cholera, śmieje się ze mnie! Znowu! „Jestem w Portland…tchoo daleko od Seattle”. „Gdzie w Portland?” „Dobranoc, Christian”. Rozłącza się. „Ana!” Rozłączyła się! Z niedowierzaniem, gapię się na telefon. Nikt nigdy nie rozłączył się ze mną. Co jest, kurwa! „Jakiś problem?” woła Elliot. „Właśnie odebrałem pijacki telefon”. Zerkam na niego, a on rozdziawia usta w zaskoczeniu. „Ty?” „Ta”. Oddzwaniam do niej, próbując opanować temperament i lęk. „Cześć”, mówi, zasapana i nieśmiała. Jest w cichszym miejscu. „Jadę po ciebie”. Mój głos jest zimny, gdy walczę z gniewem, po czym się rozłączam. „Muszę jechać po tą dziewczynę i zabrać ją do domu. Jedziesz ze mną?” Elliot gapi się na mnie jakbym wyhodował trzecią głowę. „Ty? Z laską? Muszę to zobaczyć”. Elliot łapie za tenisówki i zakłada je. „Muszę tylko zadzwonić”. Idę do jego sypialni i zastanawiam się, czy zadzwonić do Barney’a, czy do Welch’a. Barney jest najwyższej rangi inżynierem w dziale telekomunikacji w mojej firmie. Jest geniuszem techniki. Ale to czego chcę nie jest do końca legalne. Lepiej trzymać to z dala od mojej firmy. Wybieram numer Welch’a, a on odbiera w sekundę swoim zachrypniętym głosem. „Panie Grey?” „Chciałbym wiedzieć, gdzie teraz jest Anastasia Steele”. „Rozumiem”. Milczy przez chwilę. „Zajmę się tym, panie Grey”. Wiem, że to niezgodne z prawem, ale ona może wpakować się w kłopoty. „Dziękuję”. „Oddzwonię do pana za kilka minut”. Gdy wracam do salonu, Elliot pociera dłonie w złośliwej satysfakcji z głupim uśmieszkiem na twarzy. Kurwa, litości! „Za nic w świecie nie chciałbym tego przegapić”, mówi, triumfująco. „Idę po kluczyki do samochodu. Za pięć minut spotkamy się w garażu”, warczę, ignorując jego zadowoloną z siebie gębę. Bar jest zatłoczony od studentów zdeterminowanych by się zabawić. Z głośników leci jakieś dudniące indi gówno, a parkiet jest pełny kołyszących się ciał. To sprawia, że czuję się staro. Ona gdzieś tu jest. Elliot podąża za mną. „Widzisz ją?” pyta, przekrzykując hałas. Skanując pomieszczenie, zauważam Katherine Kavanagh. Siedzi wśród grupki przyjaciół, samych facetów. Nie ma śladu Any, ale stolik jest zastawiony kieliszkami do szotów i szklankami po piwie.

Sprawdźmy czy panna Kavanagh jest tak samo lojalna wobec przyjaciółki, jak Ana wobec niej. Gdy docieramy do jej stolika, patrzy na mnie zaskoczona. „Katherine”, mówię, na powitanie, a ona przerywa mi zanim mogę zapytać, gdzie jest Ana. „Christian, co za niespodzianka, że cię tu widzę”, przekrzykuje hałas. Trzej kolesie przy stole lustrują mnie i Elliot’a z wrogą czujnością. „Byłem w okolicy”. „A to kto?” Uśmiecha się raczej zbyt promiennie do Elliot’a, znowu mi przerywając. Co za irytująca kobieta. „To jest mój brat Elliot. Elliot to Katherine Kavanagh. Gdzie jest Ana?” Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerza, a ja jestem zaskoczony, gdy Elliot szczerzy się do niej w odpowiedzi. „Wydaje mi się, że poszła na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza”, odpowiada Kavanagh, ale nie patrzy na mnie. Wpatruje się w ‘Pana Kochaj Je I Zostawiaj’. No cóż, to jej własny pogrzeb. „Na zewnątrz? Gdzie?” krzyczę. „Och, gdzieś tam”. Wskazuje na podwójne drzwi na końcu baru. Idę w kierunku drzwi, przeciskając się przez tłum i zostawiając za sobą trzech niezadowolonych facetów oraz szczerzących się do siebie Kavanagh’ę i Elliot’a. Za podwójnymi drzwiami znajduje się kolejka do damskiej toalety i drzwi na zewnątrz, które są otwarte. Wychodzą na tyły baru. Jak na ironię, prowadzą na parking, gdzie przed chwilą byłem z Elliot’em. Wychodzę na zewnątrz i znajduję się w przestrzeni sąsiadującej z parkingiem, otoczonej kwietnikami, gdzie kilka osób pali papierosy, pije i gawędzi. Przechodzę dalej i widzę ją. Cholera! Jest z fotografem, tak sądzę, chociaż trudno to stwierdzić w słabym świetle. Jest w jego ramionach, ale wygląda na to, że próbuje mu się wyrwać. On mamrocze jej coś czego nie słyszę i całuje ją w szczękę. „José, nie”, mówi ona. I wszystko jasne. Próbuje go odepchnąć. Ona tego nie chce. Prze chwilę mam ochotę urwać mu łeb. Maszeruję w ich kierunku z zaciśniętymi pięściami. „Zdaje się, że pani powiedziała nie”. Mój głos jest zimny, złowrogi i względnie cichy, gdy próbuję zapanować nad moim gniewem. On puszcza Anę, a ta patrzy na mnie przymrużonymi oczami z oszołomionym i pijanym wyrazem twarzy. Ana kołyszę się, wygina i wymiotuje na ziemię. O cholera! „Ach-Dios mío, Ana!” José odskakuje z obrzydzeniem. Pieprzony idiota. Ignorując go, chwytam włosy Any i odsuwam je z jej twarzy, gdy ona kontynuuje zwracanie wszystkiego co wypiła tego wieczora. Z pewnym rozdrażnieniem zauważam, że najwyraźniej nic nie jadła. Obejmując ją ramieniem, prowadzę ją do jednego z kwietników z dala od ciekawskich spojrzeń. „Jeśli będziesz znowu wymiotować, zrób to tutaj. Przytrzymam cię”. Tu jest ciemno. Może rzygać w spokoju. Trzymając się kwietnika, znowu wymiotuje i wymiotuje. Wygląda żałośnie. Gdy ma już pusty żołądek, znowu wstrząsają nią suche torsje. Rany, nieźle się urządziła. W końcu jej ciało się uspokaja i chyba skończyła. Puszczam ją i podaję jej chusteczkę, którą jakimś cudem mam w wewnętrznej kieszonce marynarki. Dziękuję, pani Jones. Wycierając usta, odwraca się i opiera o murek. Unika kontaktu wzrokowego, bo jest zawstydzona i zażenowana. Mimo to cieszę się, że ją widzę. Moja wściekłość na fotografa minęła. Jestem zachwycony, że stoję na parkingu studenckiego baru z panną Anastasią Steele. Wzdryga się i chowa twarz w dłoniach, nadal upokorzona, po czym zerka na mnie. Odwracając się do drzwi, patrzy gniewnie ponad moim ramieniem. Przypuszczam, że patrzy na swojego ‘przyjaciela’. „Yyy…zobaczymy się w środku”, mówi José. Ale nie odwracam się do niego i ku mojemu zachwytowi, ona też go ignoruje, wracając spojrzeniem do mnie. „Przepraszam”, mówi, ściskając w dłoniach lnianą chusteczkę. Dobra, zabawmy się trochę. „Za co przepraszasz, Anastasio?” „Głównie za telefon, wymiotowanie. Och, lista nie ma końca”, mamrota. „Wszyscy przez to przechodziliśmy, chociaż może nie tak dramatycznie jak ty”. Dlaczego droczenie się z tą kobietą jest takie zabawne? „Wystarczy znać swoje granice, Anastasio. Osobiście, lubię naginać limity, ale to naprawdę była przesada. Czy masz w zwyczaju się tak zachowywać?” Może ma problem z alkoholem. Ta myśl mnie martwi i rozważam, czy powinienem zadzwonić do mamy po skierowanie do kliniki odwykowej. Ana przez chwilę marszczy czoło, jakby była zła i między jej brwiami tworzy się małe v. Muszę się powstrzymywać przed chęcią pocałowania tego miejsca. Ale gdy się odzywa, brzmi na skruszoną. „Nie”, mówi. „Nigdy wcześniej się nie upiłam i w tej chwili nie mam ochoty kiedykolwiek tego powtarzać”. Zerka na mnie, rozbieganym spojrzeniem i nieco się chwieje. Może zemdleć, więc bez namysłu, biorę ją na ręce. Jest zaskakująco lekka. Ta myśl mnie drażni. Nic dziwnego, że się upiła.

„Chodź. Zabiorę cię do domu”. „Muszę powiedzieć Kate”, mówi, opierając głowę na moim ramieniu. „Mój brat jej powie”. „Co?” „Mój brat, Elliot, rozmawia z panną Kavanagh”. „Och?” „Był ze mną, gdy zadzwoniłaś”. „W Seattle?” „Nie. Zatrzymałem się w Heathman’ie”. I szukanie wiatru w polu się opłaciło. „Jak mnie znalazłeś?” „Namierzyłem twój telefon, Anastasio”. Kieruję się do samochodu. Chcę odwieźć ją do domu. „Miałaś ze sobą kurtkę albo torebkę?” „Eee…tak, jedno i drugie. Christian, proszę, muszę powiedzieć Kate. Będzie się martwić”. Zatrzymuję się i gryzę w język. Kavanagh nie martwiła się o nią, gdy ta była na zewnątrz ze zbyt kochliwym fotografem. Rodriguez. Tak się nazywa. Co z niej za przyjaciółka? Światła z baru rozświetlają jej zaniepokojoną twarz. Mimo, że mi się to nie podoba, stawiam ją na ziemi i zgadzam się wejść z nią do środka. Trzymając się za ręce, wchodzimy do baru i zatrzymujemy się przy stoliku Kate. Jeden z chłopaków nadal tam siedzi, wyglądając na zirytowanego i porzuconego. „Gdzie jest Kate?” Ana przekrzykuje hałas. „Tańczy”, mówi chłopak, gapiąc się ciemnymi oczami na parkiet. Ana bierze swoją kurtkę i torebkę, po czym nieoczekiwanie ściska moje ramie. Zastygam. Cholera. Rytm mojego serca przyspiesza na najwyższe obroty i ciemność wypływa na powierzchnię, zaciskając szpony wokół mojego gardła. „Jest na parkiecie”, krzyczy, a jej słowa łaskoczą mnie w ucho, odwracając moją uwagę od strachu. I nagle ciemność znika, a dudniące serce uspokaja się. Co? Wywracam oczami by ukryć mój zamęt, po czym zabieram ją do baru, zamawiam dużą szklankę wody i podaję ją jej. „Pij”. Zerka na mnie z nad szklanki, po czym bierze niepewny łyk. „Wszystko”, rozkazuję. Mam nadzieję, że to naprawi szkody i wystarczy by uniknąć jutro kaca. Co mogłoby się jej przytrafić, gdybym nie zainterweniował? Mój nastrój opada. Myślę o tym co mi się właśnie przytrafiło. Jej dotyku. Mojej reakcji. Mój nastrój opada jeszcze gwałtowniej. Ana chwieje się nieco, więc kładę dłoń na jej ramieniu by ją podtrzymać. Podoba mi się ten kontakt-dotykanie jej. Ona jest jak pogromca moich burzliwych, głębokich, ciemnych wód. Hmm…kwieciście, Grey. Kończy pić i oddaje mi szklankę, więc odstawiam ją na bar. Okej, ona chce porozmawiać ze swoją tak zwaną przyjaciółką. Przeszukuję zatłoczony parkiet, czując się niespokojnie na myśl o tych wszystkich ciałach przyciśniętych do mnie, gdy będziemy się przez nich przeciskać. Przygotowując się, chwytam jej dłoń i prowadzę ją na parkiet. Ona się waha, ale skoro chce porozmawiać z przyjaciółką, jest na to tylko jedne sposób; będzie musiała ze mną zatańczyć. Gdy Elliot wpadnie w swoją rutynę, nic go nie powstrzyma. To by było na tyle, jeśli chodzi o jego spokojną noc. Lekko ją ciągnę i ląduje w moich ramionach. To mogę znieść. Gdy wiem, że zamierza mnie dotknąć jest okej. Dam sobie radę, zwłaszcza że mam na sobie marynarkę. Kołyszę nas wśród tłumu do miejsca, gdzie Elliot i Kate robią z siebie prawdziwy spektakl. Gdy jesteśmy blisko nich, Elliot pochyla się do mnie, nadal tańcząc, ocenia nas z niedowierzaniem. „Zabieram Anę do domu. Powiedz Kate”, krzyczę do jego ucha. Kiwa głowę i przyciąga Kavanagh’ę w ramiona. Dobra. Zabieram Pannę Pijany Mól Książkowy do domu, ale z jakiegoś powodu ona wydaje się być niechętna żeby wyjść. Obserwuje z obawą Kavanagh’ę. Gdy schodzimy z parkietu, ogląda się za Kate, a potem patrzy na mnie oszołomiona i chwieje się. „Kurwa…” Jakimś cudem łapię ją, gdy mdleje na środku baru. Kusi mnie żeby przerzucić ją sobie przez ramię, ale za bardzo rzucalibyśmy się w oczy. Więc ponownie ją podnoszę, przyciskam do piersi i wynoszę na zewnątrz do samochodu. „Chryste”, mamrotam, gdy wyciągam kluczyki do auta z moich dżinsów i jednocześnie ją podtrzymuję. Zadziwiająco,

udaje mi się posadzić ją na przednim siedzeniu i zapiąć w pas. „Ana”. Lekko nią potrząsam, bo jest niepokojąco cicha. „Ana!” Mamrocze coś nieskładnie i wiem, że jest przytomna. Wiem, że powinienem zabrać ją do domu, ale to długa droga do Vancouver i nie wiem czy mi się znowu nie pochoruje. Nie podoba mi się wizja mojego Audi śmierdzącego wymiocinami. Już zapach jej ciuchów jest zauważalny. Kieruję się do Heathman’a, wmawiając sobie, że to dla jej dobra. Ta, wmawiaj to sobie, Grey. Gdy jedziemy winda na górę, Ana śpi w moich ramionach. Muszę ją rozebrać z dżinsów i butów. Nieświeży smród wymiocin wypełnia pomieszczenie. Chciałbym ją wykąpać, ale to wykraczałoby poza granice przyzwoitości. A to nie wykracza? W moim apartamencie, rzucam jej torebkę na sofę, a potem niosę ją do sypialni i kładę na łóżku. Znowu coś mamrocze, ale się nie budzi. Szybko ściągam jej buty i skarpetki i wkładam je do plastikowego worka na pranie. Potem rozpinam jej dżinsy i ściągam je. Sprawdzam kieszenie, zanim wrzucam je do worka. Ona opada z powrotem na łóżko z wyciągniętymi rękami i nogami, rozkładając się jak rozgwiazda. Przez chwilę wyobrażam sobie te nogi owinięte wokół mojej tali, podczas gdy jej nadgarstki byłyby przywiązane do mojego krzyża świętego Andrzeja. Na kolanie ma znikający siniak i zastanawiam się, czy to po upadku w moim gabinecie. Została wtedy naznaczona…jak ja. Sadzam ją, a ona otwiera oczy. „Witaj, Ana”, szeptam, gdy powoli i bez jej współpracy ściągam jej kurtkę. „Grey. Usta”, mamrota”, „Tak, skarbie”. Spokojnie kładę ją na łóżko. Znowu zamyka oczy i przekręca się na bok. Zwija się w kulkę, wyglądając na małą i bezbronną. Nakrywam ją kołdrą i składam całusa na jej włosach. Teraz gdy zniknęły jej brudne ubrania, powrócił jej zapach. Jabłka, jesień, świeża, przepyszna…Ana. Ma otwarte usta, rzęsy opadają na jej blade policzki, a jej skóra wygląda na nieskazitelną. Pozwalam sobie na jeszcze jeden dotyk i palcem wskazującym głaskam jej policzek. „Śpij dobrze”, mamrotam. Po czym idę do salonu, sporządzić listę prania. Gdy kończę, wystawiam przeszkadzającą torbę poza mój apartament, skąd zostanie zabrana i uprana. Zanim sprawdzę maile, piszę wiadomość do Welch’a z prośbą by sprawdził czy José Rodriguez ma policyjną kartotekę. Jestem ciekawy. Chcę wiedzieć czy poluje na młode, pijane kobiety. Potem załatwiam problem ubrań dla panny Steele: wysyłam mail do Taylor’a. ___________________________________ Od: Christian Grey Temat: Panna Anastasia Steele Data: 20 maja 2011 23:46 Do: J B Taylor Dzień dobry, Kup, proszę, następujące rzeczy dla panny Steele i każ je dostarczyć do mojego pokoju przed dziesiątą rano. Dżinsy: Niebieskie, rozmiar 4. Bluzka: Niebieska. Ładna. Rozmiar 4. Trampki: Czarne. Rozmiar 7. Skarpetki: Rozmiar 7. Bielizna: Majtki-rozmiar S. Stanik-szacunkowo 34C. Dziękuję. Christian Grey CEO, Grey Enterprises Holdings, Inc. Gdy tylko go wysyłam, piszę do Elliot’a. Ana jest ze mną. Jeśli nadal jesteś z Kate, przekaż jej. On odpisuje. Robi się. Mam nadzieję, że zaliczyłeś. Baaardzo tego potrzebujesz ;) Jego odpowiedź sprawia, że parskam.