monamariag

  • Dokumenty83
  • Odsłony59 886
  • Obserwuję89
  • Rozmiar dokumentów197.5 MB
  • Ilość pobrań33 196

Jane Harvey- Berrick - Slave to the rhythm

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Jane Harvey- Berrick - Slave to the rhythm.pdf

monamariag EBooki
Użytkownik monamariag wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 458 stron)

SLAVE To the Rhythm JANE HARVEY-BERRICK

Uwaga! Tłumaczenie nieoficjalne!!! Zakaz rozpowszechniania!!! ♫♪♫ Tłumaczenie: weirdwoman Korekta: plomykowka

Spis treści: Prolog.......................................................................................................................................................6 Rozdział 1 ............................................................................................................................................13 Rozdział 2...........................................................................................................................................31 Rozdział 3.........................................................................................................................................46 Rozdział 4.........................................................................................................................................62 Rozdział 5.........................................................................................................................................77 Rozdział 6.........................................................................................................................................93 Rozdział 7.........................................................................................................................................112 Rozdział 8........................................................................................................................................134 Rozdział 9........................................................................................................................................154 Rozdział 10......................................................................................................................................169 Rozdział 11........................................................................................................................................186 Rozdział 12 .....................................................................................................................................212 Rozdział 13.....................................................................................................................................229 Rozdział 14.....................................................................................................................................262 Rozdział 15......................................................................................................................................284

Rozdział 16.....................................................................................................................................320 Rozdział 17......................................................................................................................................355 Rozdział 18......................................................................................................................................374 Rozdział 19......................................................................................................................................392 Rozdział 20.................................................................................................................................406 Rozdział 21 .....................................................................................................................................434 Epilog..................................................................................................................................................454

Prolog GORĄCO I GŁOŚNO. Mocny bas rozbrzmiewał przez podłogę, stoły i krzesła. Stojące na blacie puste butelki drżały z pulsowaniem muzyki. Zastałe i zatęchłe powietrze szczelnie wypełniało pomieszczenie, które nigdy nie widziało światła dziennego. Kasyno było otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Mężczyźni i kobiety z nabiegłymi krwią oczami, stojący przez wiele godzin przy automatach, zostali zastąpieni przez młodych wiekiem i duchem, którzy chcieli tańczyć całą noc w oświetleniu stroboskopowym, z niewidocznymi w ciemności plamami potu i rozmazanym makijażem. Moi przyjaciele byli na parkiecie. Zatraceni w rytmie potrząsali biodrami, muskali rękami powietrze nad głowami, kołysali ramionami, ocierając się o siebie w rytm energetycznej muzyki. Ich pasja, żywiołowa ekspresja wzbudzała zachwyt nie tylko we mnie.

W pewnym stopniu im zazdrościłam. Jakaś część mnie zawsze ze smutkiem patrzyła na ludzi, którzy czuli się wolni. Jeśli kochałabym ich mniej, zazdrość mogłaby zamienić się w niechęć. Spotkanie było planowane przez osiem miesięcy i nawet jeśli okazało się fatalną pomyłką, nie chciałabym go przegapić. Mimo wszystko, dobrze było spotkać starych znajomych, którzy widzieli mnie w najlepszych i najgorszych chwilach. Wpatrywałam się tęsknie w bar, mając nadzieję, że Mimoza zmaterializuje się przede mną. Niestety, żadna z tych skąpo ubranych kelnerek nie zaszczyciła mnie swoją uwagą. Przyzwyczaiłam się do bycia samotną. Pracowałam w domu i rzadko widywałam się z ludźmi, których nazywałam współpracownikami. Ten układ mi odpowiadał. Ale istniała znacząca różnica pomiędzy świadomym wyborem samotności, a byciem niezauważanym w tłumie. Zerknęłam do tyłu na tętniący parkiet i uśmiechnęłam się, gdy nie posiadający poczucia rytmu kowboj z dużym Stetsonem na głowie, wirował za Vanessą, starając się zwrócić jej uwagę swoimi niezdarnymi ruchami. Trzeba przyznać, że był pełen najlepszych intencji. Nie chcąc już dłużej obserwować jego kompromitujących wysiłków, spojrzałam w bok. I wtedy go zauważyłam. Mężczyznę, który natychmiast całkowicie pochłonął moją uwagę. Był ubrany na czarno. Dopasowaną koszulę wsunął w spodnie od garnituru. To była swobodna elegancja, która sprawiała, że wyglądał jak arab wśród koni pociągowych. Jego ruchy były pełne gracji, kuszące i zmysłowe. Rytmicznie kołysał biodrami, długie nogi na przemian zginał i prostował, płynnie poruszając ramionami zgodnie z ruchem nóg i bioder. Trzymał się prosto, podbródek miał lekko schylony tak, że mógł patrzeć w oczy dużo niższej partnerki. Nawet z daleka zauważyłam, że był skupiony, jak dzikie zwierzę czające się na swoją ofiarę. Jego kocie oczy lekko zwężały się w kącikach, podkreślając ostre kości policzkowe.

Ciemne włosy podniesione z przodu w stójkę, z tyłu były wygolone, ukazując szyję i szeroki kark wraz z cieniem tatuażu, który wił się pod krótkim rękawem koszuli. Był wysoki, a czarne ubrania, jakie miał na sobie, podkreślały jego smukłą sylwetkę. Patrząc na gładką, pozbawioną uśmiechu, intensywną twarz trudno było określić jego wiek. Na moje oko miał dwadzieścia, trzydzieści lat. Przez chwilę zniknął mi z oczu w wijącym się tłumie, więc pochyliłam się do przodu, by móc ponownie go zobaczyć. Ludzie rozstąpili się i tajemniczy tancerz powrócił. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jego partnerkę: niska, ziemista kobieta, z potem kapiącym po twarzy, ubrana w zbyt obcisłą sukienkę. Zdecydowanie nie pasowali do siebie. Zaintrygowana obserwowałam ich ze swojego miejsca. Można było powiedzieć, że sporo czasu spędziłam poza boczną linią. Życie obsadziło mnie w roli obserwatora. Właśnie w ten sposób rozpoznawałam wszystkie typy mężczyzn: palant, żartowniś, emo, gracz, gorący, niebezpieczny. Byłam ekspertem - teoretykiem. Wiedzę zdobyłam podglądając. Ale ten mężczyzna… Był klasą samą w sobie. Siedziałam jak zahipnotyzowana oglądając harmonijne, zgrabne, dynamiczne ruchy oszałamiającego perfekcją ciała. W oczywisty sposób był utalentowany i piękny, a ja posmutniałam. Intensywne, poważne spojrzenie całkowicie skupione na partnerce wzbudziło we mnie zazdrość. Starałam się ją odepchnąć, ale nie mogłam odciągnąć oczu od tancerza. Balansował biodrami, ruch jego ciała był naturalny i płynny. Pomyślałam, że jeśli pieprzył w sposób, w jaki tańczył, jego partnerkę czekała noc, której nigdy nie zapomni. Jednak kobieta wciąż myliła kroki, aż w pewnej chwili stanęła obok parkietu, opierając ręce na szerokich biodrach i intensywnie chwytając powietrze w płuca. Mężczyzna podążył za nią. Zadał jej pytanie, a ona nerwowo uśmiechając się

pokręciła głową i odsunęła się od niego. Wtedy on przycisnął się bliżej, chwytając jej nadgarstek swoimi długimi palcami, wpatrując się w nią zwężonymi oczami. Zaniepokojona rozejrzałam się po sali, mając nadzieje, że ktoś jeszcze zauważył scenę, której przypatrywałam się z zapartym tchem. Wydawali się kłócić. Kobieta miała zaczerwienioną twarz, była wyraźnie niespokojna, ale wtedy mężczyzna podniósł ręce w górę w geście poddania i się wycofał. Ponownie zrelaksowałam się na moim krześle. Poczułam ulgę, widząc, że niska kobieta poszła w kierunku łazienki. Mężczyzna stał nieruchomo, obserwując jak odchodziła. Byłam zaskoczona widząc frustrację na jego twarzy. Nie rozczarowanie, nie irytację. Nie był urażony, jego ego nie doznało uszczerbku. Jeśli już, wydawał się mieć pretensje do siebie. To było dziwne. Nic w ich zachowaniu nie pozwalało przypuszczać, że byli blisko. Wyglądało to jak przelotna znajomość zawarta na parkiecie. Jednak nie mogłam zrozumieć, dlaczego wybrał na partnera kogoś, kto miał znacznie mniejsze od niego umiejętności? Przyszło mi do głowy, że jest może jednym z tych facetów w Vegas, o których czytałam. Zawodowy fordanser. Myśl, że taki piękny mężczyzna mógł używać swojego idealnego ciała w taki sposób, trochę raniła moje serce. Nie chciałam czuć się rozczarowana, kiedy wszystko inne w nim było tak… doskonałe. Mężczyzna przeczesywał włosy dłońmi, przeszukując wzrokiem pomieszczenie, odhaczając kobiety, które widział na jakiejś wewnętrznej liście, ukrytej dla wszystkich oprócz niego. Ale wtedy jego wzrok padł na mnie, prawdopodobnie dlatego, że wciąż się w niego wpatrywałam. Szeroki, idealny uśmiech rozciągnął się na jego pełnych wargach. Z daleka nie miał wielkiej mocy, jednak kiedy podszedł do mnie, od razu poczułam się zaalarmowana. - Cześć, jestem Ash. Jesteś sama?

Trudno było mieć pewność, przy dudniącej muzyce, ale to brzmiało jakby miał akcent ze wschodniej Europy. Być może rosyjski? Albo polski? Posłałam mu uprzejmy uśmiech, ale taki z zamkniętymi ustami, który ukrywał ciepło. Uśmiech przeznaczony dla ospałych kelnerów i niegrzecznych taksówkarzy. Uśmiech dla mężczyzny, któremu nie ufałam. - Nie. Jestem tutaj z przyjaciółmi. Mężczyzna rozejrzał się, następnie wzruszył teatralnie ramionami. - Nie widzę ich. Zatańczysz? I wyciągnął dłoń w moim kierunku, oczywiście zakładając, że się zgodzę. Roześmiałam się. - Nie, nie tańczę. Skrzywił się. Jego dłoń wciąż unosiła się między nami. - Ale lubisz tańczyć? Przestałam się śmiać i wpatrywałam się w niego zmieszana, a właściwie poirytowana. -Dlaczego sądzisz, że lubię tańczyć? Ponownie wzruszył ramionami, a jego ręka opadła. - Jesteś w nocnym klubie. Nie pijesz. Wniosek jest prosty: jesteś tu ze względu na taniec. Zatem proszę, zatańcz ze mną. Ponownie wyciągnął swoją dłoń, ale niecierpliwie potrząsnęłam głową. - Znajdź kogoś innego. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, następnie uśmiechnął się szeroko i pochylił nad stołem. Idealna twarz znalazła się centymetry od mojej. - Ale chcę zatańczyć właśnie z tobą. - To będziesz musiał długo czekać.

Przechylił głowę na bok i zauważyłam niewielki pieprzyk, w kształcie łezki pod lewym okiem. Doskonała niedoskonałość. Z bliska widziałam, że był młodszy niż sądziłam, może nawet był młodszy ode mnie. Wczesna dwudziestka. Moje oczy opadły na jego usta, a następnie na gardło. Zobaczyłam cienki srebrny łańcuszek na szyi. - Jestem dobrym tancerzem – powiedział, wyglądając na prawie zranionego moją stanowczą odmową. Wiedziałam, że mówił szczerze, jednak w żaden sposób nie potrafiłam opanować gniewu wywołanego jego nagabywaniem. - Nie tańczę! - Ale wszyscy przychodzą tutaj potańczyć – nalegał. Jego intensywne ciemne oczy były tak skupione, że wyglądały na nierzeczywiste. - Nie ja - odparłam. Naprawdę miałam dość. Nerwowo rozejrzałam się szukając swoich przyjaciół. - Będziesz się dobrze bawić. - Nie wątpię w to - warknęłam, tracąc cierpliwość. - Twoja ostatnia partnerka wyglądała na bardzo zadowoloną. Zgaszona czerwień zalała jego policzki i odwrócił wzrok. Zaskoczyła mnie ta reakcja. Niewątpliwie zraniłam jego uczucia, ale nie byłam pewna dlaczego. - Może chciałbym dla odmiany zatańczyć z ładną dziewczyną - powiedział delikatnie, wpatrując się we mnie spod długich, ciemnych rzęs. Ciężko było się oprzeć jego intensywnym, błagającym oczom. Och, był dobry, nazywając mnie ładną i udając zdenerwowanie moją odmową. Tak dobry, że poczułam się winna. Na jego twarzy dostrzegłam zawód i desperację. - Tracisz okazję.

Moje usta zacisnęły się, a drzwi do mojej sympatii zamknęły się z hukiem. - Laney, czy ten koleś ci się narzuca? Westchnęłam z ulgi, kiedy Vanessa i Jo podeszły do nas. Ich usta były ściągnięte, a oczy błyszczały ostrzegawczo. Ash wyglądał na zdenerwowanego, jego spojrzenie biegało między moimi przyjaciółmi a bramkarzami przy wyjściu. Zaczął się wycofywać z rękami opuszczonymi luźno po bokach. - Tylko poprosiłem ją do tańca, to wszystko. Nie robiłem niczego złego. Jo posłała mu niedowierzające spojrzenie. - Chcesz wrócić z powrotem do naszego pokoju? - zapytała Vanessa. Poczułam się przytłoczona całą sytuacją. Pokiwałam głową w milczeniu, kiedy Jo kontynuowała piorunowanie wzrokiem mojego niedoszłego tancerza. Vanessa podeszła za krzesło, na którym siedziałam i podała mi wełniany szal, wiszący na oparciu. Następnie odblokowała hamulce wózka inwalidzkiego i odepchnęła go od stołu. Asha otworzył szeroko usta. - Nadal uważasz, że jestem ładna? - zapytałam, kiedy moje oczy wypełniły się łzami.

Rozdział 1 Czterdzieści dni wcześniej… Ash - IMIĘ? Stałem w kolejce z paszportem w dłoni przez pięćdziesiąt minut. Pięćdziesiąt długich, nudnych minut, czekając, by moje życie zaczęło się od nowa. Byłem zdenerwowany. Początkowe uczucie ekscytacji minęło. Pomyślałem, że jeżeli coś się wkrótce nie wydarzy, rozpadnę się na części, uwalniając całą skumulowaną we mnie negatywną energię. Ale wtedy kolejka przesunęła się kilka kroków i stanąłem przy oknie. Widząc pomarańczową łunę świateł nad Las Vegas,

uśmiechnąłem się, a moje serce zaczęło mocniej bić. Już wkrótce. Będę częścią tego miasta, żyjąc marzeniami, realizując je wszystkie. - Imię - Aljaž Novak. Urzędnik imigracyjny zmarszczył brwi, oglądając mój paszport. - Tu jest napisane, że masz na imię Al-jazz. Takie pomyłki były dość częste za granicą. - Wymawia się to Ali-ash. Ponownie zmrużył oczy, przyglądając się dokumentom. - Cel wizyty? Wyprostowałem się, odpowiadając z dumą w głosie. - Przyjechałem w interesach. Mam pracę. Jako tancerz w teatrze. Moja wiza pracownicza nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia. Sceptycznie przyglądał się papierom, a następnie podał mi je z powrotem. - To uprawnia cię do pracy przez jeden miesiąc - stanowczo podkreślił, patrząc mi w oczy. Starając się wyglądać równie poważnie jak on, kiwnąłem głową, jednocześnie powstrzymując się przed dotknięciem medalika świętego Krzysztofa spoczywającego na mojej piersi1 . Urzędnik oddał mi z powrotem paszport i machnął ręką, bym przeszedł dalej. U ulgą wypuściłem wstrzymywany oddech. Podobno tancerze i modele powszechnie korzystali z wizy pracowniczej. Mój nowy szef wyjaśnił, że pracując łatwiej jest ubiegać się o długoterminowy pobyt w Stanach. 1 Św. Krzysztof wspiera każdego, kto udaje się nawet w krótką drogę. Dlatego noszenie medalika z podobizną tego świętego popularne jest wśród podróżników.

Na końcu surowego, białego korytarza wyłoniła się otwarta przestrzeń, gdzie zorganizowano punkt odbioru bagażu. Setki ludzi kręciło się, rozglądając za swoją własnością. Stałem w kolejce tak długo, że walizka czekała już na mnie, krążąc powoli na karuzeli z dziesiątkami innych. Torba była ciężka, około dwudziestu kilogramów i zawierała prawie wszystko, co posiadałem. Kiedy dowiedziałem się, że wyjeżdżam ze Słowenii, sprzedałem większość mojego dobytku. Nie było tego dużo. To co chciałem zatrzymać, kilka trofeów i fotografii, zostawiłem u Luki, zanim ruszyłem w trasę. Większość przedmiotów spakowałem z myślą o pracy: sześć par butów do tańca, ubrania na próby, spodnie do tańców latynoskich, koszulki… i inne tego typu rzeczy. Dźwignąłem walizkę z podłogi, a następnie przepychając się, ruszyłem w stronę wyjścia z rozległej hali przylotów. Zamrugałem oczami, przyglądając się poruszającemu się wokół mnie morzu ludzi. Miejsce tętniło energią, pękało od nadmiaru osób, grających automatów i gapiów śmiejących się z licznych parodystów Elvisa. Poczułem się jakbym był w domu. Kroczyłem wolno przez lotnisko, przyglądając się nieznajomym twarzom, kiedy go zauważyłem. Mężczyzna był ogromny. Nabrzmiałe twarde mięśnie, przechodzące częściowo w tłuszcz ubrane były w źle skrojony garnitur, który uwydatniał wszelkie mankamenty jego ciała. Zimne, jaszczurze oczy prześlizgnęły się przeze mnie, a następnie powróciły, gdy mężczyzna wolno podniósł znak z prostym napisem „Novak”. To nie był ktoś, kogo spodziewałem się ujrzeć w hali przylotów. Ale podszedłem do niego z pewnością siebie i wyciągniętą dłonią. Zignorował mnie, odsuwając się sprężystym krokiem, który nie współgrał z jego masywną postawą. Spłaszczony nos i blizna na policzku pozwalały mi przypuszczać, że był bokserem. Jednak przede wszystkim był dupkiem. Przypomniał mi Conana Barbarzyńcę, ale bez jego ciepłej strony osobowości.

Podążyłem za nim przez lotnisko do minivana czekającego na zewnątrz. Szarpnął głową, dając mi znak, bym wsiadł, a następnie wymamrotał coś po rosyjsku. Mój humor poprawił się, kiedy zobaczyłem cztery dziewczyny, siedzące w środku. Każda miał wielką walizkę podobną do mojej. Zgadywałem, że są tancerkami. Ta obok mnie była naprawdę gorąca. Rzeczy zdecydowanie zaczęły wyglądać lepiej i moja ekscytacja powróciła. - Cześć, jestem Ash! Powiedziałem do zachwycającej blondynki, posyłając jej mój najlepszy uśmiech. Wydawała się być uradowana moją obecnością i odpowiedziała po angielsku z silnym akcentem. - Hej, jestem Yveta. To moja przyjaciółka, Galina - wskazała na brunetkę siedzącą obok niej. - Ruda chyba ma na imię Marta. Tamtej nie znam. Posłały mi szybki, niespokojny uśmiech, ale kiedy ostatnia z nich odwróciła się w moją stronę, byłem zaskoczony, widząc, jak była młoda. Przypomniała mi siostrzyczkę Luki. Miałem ochotę zapytać ją, czy wszystko z nią w porządku, ale zaraz odwróciła się, by dalej wpatrywać się w okno. - Myślę, że nie mówi po angielsku. - Yveta wzruszyła ramionami. - Po rosyjsku też nie. Upchnąłem walizkę w jedyne wolne miejsce i usiadłem na siedzeniu. - To stamtąd jesteś? Yveta uśmiechnęła się. Naprawdę była zachwycająca. - Tak, Galina też. Ale Marta jest z Ukrainy. A ty skąd pochodzisz? - Słowenia. - Jesteś tancerzem? - Jej oczy prześledziły z uznaniem moje ciało, ale następne słowa, które wypowiedziała, strąciły mnie wprost do rynsztoka - Erotycznym? Czy ona żartuje? Potrzasnąłem głową w zaprzeczeniu.

- Nie. Tańce latynoskie, taniec współczesny i towarzyski. Yveta wydawała się być rozbawiona. - Myślę, że tańczymy to, co nam powiedzą. Zastanawiałem się, czy dobrze ją zrozumiałem. - Nie, ja mam umowę. Wtedy Conan wspiął się do minivana i wszyscy ucichli. Pochylił się w wąskim przejściu, wpatrując się w nas gniewnie. - Paszporty - ryknął. Zawahałem się, kiedy zawisł nad Yveta. Naprawdę nie chciałem oddać mu paszportu, ale również nie chciałem robić sobie wrogów pierwszego dnia. W szczególności z kogoś, kto wyglądał, jakby mógł zgnieść moją czaszkę jedną ręką. Mając sto osiemdziesiąt osiem centymetrów nie zaliczałem się do małych facetów. Zajmowałem się profesjonalnym tańcem, a to nie było zajęcie dla mięczaków. Zdecydowanie nie, szczególnie kiedy wspierałeś lub podnosiłeś partnerkę przez cały dzień. Poza tym w wolnych chwilach pracowałem na budowach. Jednak Conan musiał ważyć ze sto trzydzieści kilogramów. Wyglądał potężnie i zastraszająco, a długa blizna na policzku dodawała mu grozy. Wmówiłem sobie, że potrzebował paszportu, by mój nowy szef mógł przedłużyć wizę, o czym wcześniej wspominał, ale nadal… nie byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Dziewczyny patrzyły jedna na drugą, przysuwając się do siebie, nie mając odwagi kłócić się z nim. Ich spojrzenia przesunęły się na mnie i wiedziałem, że czekają na moją reakcję. Wzruszyłem ramionami i oddałem paszport. Conan chwycił go, wsadzając do kieszeni kurtki wraz z pozostałymi. Następnie wcisnął się na siedzenie kierowcy i samochód ruszył. Yveta wyraźnie rozczarowana moją postawą, odwróciła się w stronę okna, kompletnie ignorując mnie

przez resztę drogi. Poczułem się przez to zirytowany i skrępowany. To nie był najlepszy początek mojego nowego życia. Ale kiedy jechaliśmy z lotniska w kierunku łuny Las Vegas, nic nie mogłem poradzić na to, że się uśmiechałem. Rosyjskie kobiety były humorzaste, każdy o tym wiedział. Moi rodacy byli zupełnie inni, pracowali ciężko, uczciwie i z pasją, w kraju tak małym, że mówiło się, że wszyscy znają wszystkich. Moi rodzice pochodzili ze starej Jugosławii, chociaż mama dorastała w Londynie. Wróciła, kiedy Słowenia zdobyła niepodległość w dziewięćdziesiątym pierwszym roku. Urodziłem się dziewięć miesięcy później. Zawsze myślałem, że marzyła o powrocie do Wielkiej Brytanii, do tamtego życia, ale nigdy nie dostała na to szansy. Zatem wzięła za cel nauczenie mnie angielskiego, co zajęło jej trochę czasu. Lubiła także tańczyć, przypuszczalnie miałem to po niej, ponieważ w niczym nie byłem podobny do ojca. Dzięki Bogu. Las Vegas było rzeką kolorowych świateł. Z okna samochodu, widziałem egzotyczne nazwy hoteli: Monte Carlo, Aria, Bellagio, z ich słynnymi fontannami: Caesars Palace, Mirage, Palazzo. Stare europejskie nazwy w nowym świecie krzykliwych kolorów i świateł neonów. Czułem się jak w domu. Ale kiedy Conan w końcu zwolnił samochód, znaleźliśmy się przy brzydkiej, betonowej wieży, zdecydowanie jednym z tańszych hoteli. To było prawdziwe rozczarowanie. Miałem nadzieję, że ich teatr był tak dobry, jak obiecywali. Tak naprawdę tylko to mnie interesowało. Conan zatrzymał się przy wejściu dla personelu, zastawionym kontenerami na śmieci i pustymi skrzynkami. Dostrzegłem niezadowolenie na twarzach dziewczyn. Dwójka mężczyzn w bluzach kucharskich, obserwowała nasz przyjazd, gasząc papierosy tak szybko, jak zobaczyli minivana. W pośpiechu czmychnęli do środka, zatrzaskując za sobą ciężkie drzwi. Wyglądało to tak, jakby nie chcieli zostać zauważeni przez Conana. Ogarnęło mnie złe przeczucie. Conan dźwignął swoją masę z przedniego siedzenia i wyszedł bez słowa.

Kiedy natychmiast nie wrócił, Yveta i Galina zaczęły z niepokojem szeptać jedna do drugiej. - Co się dzieje? - zapytała Yveta. - Wygląda na to, że dojechaliśmy - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się w zapewnieniu, którego nie czułem. Odetchnęły z ulgą i odwzajemniły uśmiech. Tylko dziewczyna, która do tej pory nie odezwała się słowem, nie zareagowała w żaden sposób. Nawet w nieoświetlonym minivanie zobaczyłem, że była dużo młodsza od pozostałych. Miała może piętnaście albo szesnaście lat. Była za młoda, by być z dala od domu w obcym kraju. Chociaż z drugiej strony było to czymś normalnym wśród tancerzy. Zaczynałeś wcześnie, a twoja kariera trwała krótko. Już miałem się do niej odezwać, kiedy drzwi hotelowe otworzyły się, wysyłając ścieżkę światła w naszym kierunku. Nasz sygnał. Odsunąłem drzwi samochodu i wyskoczyłem na zewnątrz, z radością rozciągając się po dwudziestoczterogodzinnej podróży. Powietrze było ciepłe i suche, i jeśli wyciągnąłbym szyję, mógłbym zobaczyć gwiazdy zaczynające pojawiać się na niebie. Conan powrócił, prowadząc innego faceta w garniturze. Nowy koleś podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią, mówiąc z rosyjskim akcentem. - Witam w Hotelu Royale. - Dziękuję. Następnie odwrócił się do dziewczyn, wciąż siedzących w minivanie. Ich twarze były pozbawione koloru w ponurym mroku parkingu. - Panie, zapraszam - zaśmiał się. - Nie bądźcie nieśmiałe. Dziewczyny wyszły i stanęły za mną, przyglądając się z niepokojem naszemu nowemu szefowi.

- Macie komórki? - zapytał. - Proszę dajcie znać swoim rodzinom, że dotarliście bezpiecznie. Ze względów bezpieczeństwa, zbiorę wasze telefony, ale nie obawiajcie się, później otrzymacie je z powrotem. Przerwałem w połowie pisania maila do Luki, który i tak nie sprawdzał zbyt często swoich wiadomości. - Chcesz nasze telefony? Mężczyzna obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, następnie posłał mi zimny uśmiech. - Zostaną zwrócone po skonfigurowaniu. Najpierw mój paszport, teraz telefon? Naprawdę nie podobał mi się ten pomysł, ale nie miałem wyboru, więc wysłałem wiadomość i podałem komórkę facetowi w garniturze. Odrzucił ją Conanowi, a ten włożył ją do plastikowej torebki z innymi telefonami. Miałem nadzieję, że ekran nie zostanie uszkodzony. To był nowy iPhone. W ciszy podążyliśmy za nimi. Cała ta sytuacja przyprawiała o gęsią skórkę Poczułem jak Yveta przysunęła się do mnie. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona uczepiła się mojej dłoni. Skórę miała lepką od potu i przeraźliwie zimną, chociaż nocne powietrze było dość ciepłe. Szliśmy przez hotel służbowymi korytarzami noga za nogą aż do zniszczonej windy, w której wszyscy się stłoczyliśmy. Byłem zaskoczony, kiedy kabina ruszyła w dół, zatrzymując się na trzecim poziomie pod ziemną. Szczerze mówiąc, wyglądało to, jakbyśmy byli w pułapce. Yveta trzymała mocno moją rękę. Naprawdę chciałem ją zapewnić, że będzie dobrze… Kiedy otworzyły się drzwi, czekało na nas dwóch muskularnych mężczyzn w garniturach. Spora eskorta, jak dla pięciorga tancerzy. - Kobiety tędy.

Yveta zawahała się, a następnie posłała mi mały, nieszczęśliwy uśmiech, podążając za pozostałymi. Conan szarpnął głową, pokazując, bym poszedł za nim. Miałem nadzieję, że nie będę musiał być w jego pobliżu zbyt długo, był przerażającym kolesiem. Spodziewałem się spotkać dyrektora artystycznego, Elaine coś tam. Ale miałem na sobie oczy tego dupka, wpatrującego się we mnie zimnym spojrzeniem, jak na insekta pełzającego po jego skórze. Podążałem za nim większą ilością korytarzy, dopóki nie dotarliśmy do wielkiej kuchni. Dwóch Azjatów siedziało przy stoliku, grając w pokera, ale kiedy zobaczyli Conana, zabrali karty i wyszli. To zdecydowanie było dziwne. Ich pośpieszna, podszyta strachem ucieczka sprawiała, że włoski na karku stanęły mi dęba. Conan wskazał na krzesło i wyszedł. Witaj w Ameryce. Kiedy nikt po mnie nie przyszedł, rozejrzałem się po kuchni, szukając czegoś do zjedzenia. Niestety, z rzeczy, które nie wymagały przetworzenia, były tylko jabłka i trochę sera. Musiałem zasnąć oparty o stół, ponieważ obudził mnie dźwięk szpilek stukających o podłogę. - Ty jesteś Novak? Usiadłem wyprostowany, spoglądając przez ramię. Kobieta była szczupła, miała może pięćdziesiąt lat, blade blond włosy i sztuczne rzęsy zakończone małymi kryształkami górskimi, które łapały światło. Nawet z odległości dziesięciu stóp mogłem wyczuć drażniący zapach sztucznej opalenizny, który chciała ukryć pod dużą ilością perfum. Sapnęła z niecierpliwością. - Ty jesteś Novak?

Kiwnąłem głową, odpowiadając ochryple. - Tak. - W końcu. Czekaliśmy na ciebie. W teatrze. - Przepraszam, nie wiedziałem. Wielki facet z blizną na policzku przyprowadził mnie tutaj. Blondynka zadrżała. - Oleg! Ugh, nie wspominaj tego przerażającego imienia. Szarpnęła brodą, wskazując moją walizkę. - No dobrze, chodźmy więc. Poszedłem za nią, wciąż głodny i zmęczony przez różnicę czasu. - Byłam tancerką - powiedziała wesoło, krocząc dumnie korytarzami. – Erotyczną. Niestety jestem za niska, by być prawdziwą girlsą2 w Las Vegas. Teraz zajmuję się wyławianiem talentów. - Jak długo tu jesteś? Wzruszyła ramionami. - Jakiś czas. Jestem Trixie Morell. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Urodziłam się jako Doris Wazacki, ale przecież to jest przemysł rozrywkowy! Przeszliśmy przez nieoznakowane drzwi z klimatyzatorem brzęczącym nad głową, by w końcu zatrzymać się przy panelu cyfrowym, Trixie wprowadziła kod. - To jest skrzydło dla personelu - rzuciła przez ramię. – Ci, którzy pracują tu długo, mają swoje apartamenty. Ale mamy sporo osób z umowami zawartymi na krótki czas. Jest tu bezpiecznie. Bezpieczne? Dlaczego miałoby nie być bezpiecznie? 2 tancerka rewiowa

Po przejściu przez kolejny korytarz, Trixie otworzyła następne drzwi, tym razem do małej sypialni z przylegającą do niej niewielką łazienką. Połowa pokoju została obklejona plakatami ikon Hollywood, od Grety Garbo do Judy Garland, a jedno z bliźniaczych łóżek pokrywały taneczne, męskie ubrania. Wiec mój współlokator był tancerzem. - Później poznasz Gary’ego - powiedziała Trixie, ignorując moje milczenie. - Jest bardzo zaborczy odnośnie swoich rzeczy, więc nie pożyczaj niczego bez pytania. Najlepiej w ogóle niczego nie dotykaj. On może być odrobinę suką, ale przyzwyczaisz się do niego. Prawie się uśmiechnąłem. Po ostatniej walce z moim ojcem, to było ostatnie, czym bym się niepokoił. - Zostaw tu swoje rzeczy. Och, i weź swoje buty do tańca, i coś w czym mógłbyś zaprezentować się na przesłuchaniu. - Jak to przesłuchanie? Myślałem, że mam pracę? Wzruszyła ramionami. - Elaine powiedziała mi, że mam cię przyprowadzić na przesłuchanie. Byłem zaniepokojony. Wydałem dużo pieniędzy na lot do Las Vegas. Nikt nic nie mówił na temat przesłuchania. Upuściłem walizkę na wolne łóżko, wyciągnąłem buty i spodnie do tańców latynoskich. Trixie przyglądała się przez cały ten czas, kiedy się przebierałem. Nie siliła się nawet na odwrócenie wzroku. Nie należałem do nieśmiałych osób jeżeli chodzi o moje ciało, jednak jej nadmierna uwaga była deprymująca. Ostatni raz rzuciłem okiem na pokój i podążyłem za Trixie, kiedy drzwi zamknęły się za mną delikatnym kliknięciem. Zaprowadziła mnie do skrzydła z dużą sceną. Mogłem wyczuć zapach potu i szminki aktorskiej. Gdy zbliżyliśmy się, usłyszałem dźwięki próby. - Niezłe, co? - powiedziała dumnie Trixie.

Musiałem się zgodzić. To była największa scena, na jakiej kiedykolwiek tańczyłem. Mogłem stwierdzić, że była profesjonalnie zaprojektowana i miała wyglądającą na nową podłogę amortyzującą wstrząsy. Właśnie po to tu przybyłem. - Ash! Kobieta na wysokich obcasach i w przylegającym trykocie szła w moim kierunku. Jej piersi podskakiwały, a z włosów wystawał zestaw strusich piór. - Yveta? Uśmiechając się, pocałowała mnie w oba policzki. Trixie niecierpliwie przerwała nasze powitanie, odsyłając dziewczynę na scenę. - Przyjaciółka? Wzruszyłem ramionami. - Poznaliśmy się. - I? - Przylecieliśmy w tym samym czasie. W grymasie niezadowolenie złączyła usta, ale nie rozumiałem, co ją niepokoiło. - Hmm. Chodź i poznaj Elaine, jest dyrektorem artystycznym. Będzie szczęśliwa widząc się. Brakuje jednego mężczyzny, odkąd odszedł Eryk… Spojrzałem na nią pytająco, ale nie skończyła swojej wypowiedzi. - Elaine! W końcu mam twojego, nowego chłopca. Dyrektor artystyczny była wysoką, szczupłą kobietą, z mocnym ciałem tancerki i twarzą jakby wykutą w granicie. Jej oczy analizowały mnie od góry do dołu, dokonując profesjonalnej oceny. - Jakie jest twoje doświadczenie?

- Dwukrotny finalista słoweńskiego All-Stars International Ten Dance - odpowiedziałem dumny z moich osiągnięć. - Coś jeszcze? Zamrugałem zakłopotany brakiem jej zainteresowania Podałem już moje najlepsze wyniki w prestiżowym krajowym konkursie. - Mogę zatańczyć wszystko co zechcesz. Tańczę odkąd skończyłem pięć lat. - Ile masz teraz? - Dwadzieścia trzy. Elaine westchnęła. - Racja, zobaczmy co potrafisz. Chciałem się śmiać. Odczuwałem jetlag, nie jadłem prawie od dwunastu godzin, nie spałem od dwudziestu czterech i byłem zesztywniały od siedzenia przez większość dnia. Nie miałem nic przygotowanego i nie miałem pojęcia, jaki układ chciała zobaczyć. Ale wyraz jej twarzy powiedział mi, że już ją wkurzałem. Nigdy nie byłem mniej gotowy na przesłuchanie. Elaine krzyknęła na akustyka stojącego przy mikserze. - Joe, włącz jakąś muzykę. - Potem spojrzała na mnie niecierpliwie. - Na co czekasz? Rozgrzej się. Wiedziałem, że nie zamierzała dawać mi drugiej szansy. Musiałem przejść przesłuchanie, inaczej nie będę miał tej roboty, a nie wiedziałem co mogłoby to oznaczać. Wsadziliby mnie po prostu w pierwszy samolot? Porozmawiałem szybko z technikiem. Niecierpliwość Elaine wypełniała pomieszczenie podczas, gdy truchtałem w miejscu. Następnie wykonałem krążenia ramionami i biodrami, zrobiłem kilka skrętoskłonów, obrotów w miejscu, kończąc krótkim rozciąganiem oraz paroma wdechami i wydechami. Pełna rozgrzewka zajmowała minimum piętnaście minut. Elaine dała mi mniej niż dziesięć.