Tłumaczenie.junecarter_ 1
Sweet Soul (P-1) -Tillie Cole (nie.of.tłum)
Informacje o dokumencie
Rozmiar : | 466.0 KB |
Rozszerzenie: |
//= config('frontend_version') ?>
Rozmiar : | 466.0 KB |
Rozszerzenie: |
Tłumaczenie.junecarter_ 1
Tłumaczenie.junecarter_ 2 Tłumczenie nie oficjalne : junecarter_
Tłumaczenie.junecarter_ 3 Poniższe tłumaczenie w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie. Tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto poniższe tłumaczenie nie służy uzyskaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż marketingowym łamie prawo.
Tłumaczenie.junecarter_ 4 ,,Nie myślę o wszechobecnej nędzy, lecz o pięknie, ktore nadal pozostaje" Anne Frank
Tłumaczenie.junecarter_ 5 Prolog Levi : Deszcz leje mocno. Naciągam kołnierz kurtki wyżej na szyję, gdy docieram do magazynu, który otwieram kluczem, który potajemnie dorobionym od uniwersalnego klucza Axel'a. Mój ciepły oddech przeobraża się w białą mgiełkę, kiedy zderza się z zimnym powietrzem. Grzmot pioruna przetacza się na odległej krawędzi ciemnego, szarego nieba, a kiedy zamek z kliknięciem otwiera się, daję nura do suchego budynku. Włączam światła na suficie, ukazując masę przykrytych rzeźb. Moje oczy skanują wnętrze magazynu, natychmiast zatrzymując się na tle ogromnej przestrzeni. Rzeźba owinięta w białą bawełnę, stoi wyżej niż pozostałe. Moje serce zamiera. Nawet wcześniej nie ruszyłem ani o cal. Oczy zaczynają mnie piec, grożąc łzami. Biorę głęboki oddech, zmuszając stopy do posuwania się naprzód. Drewniane deski skrzypią po moimi chucks'ami, kiedy powoli przesuwam się ku rzeźbie. Nie widziałem jej od blisko dziewięciu miesięcy, ale myślałem o niej każdego dnia. Musiałem o niej myśleć: wspomnienia prawdziwej kobiety, która inspirowana sztuką, zaczęła znikać. Mój całkowity horror, zacząłem o niej zapominać. Zaczęła roztapiać się w moim umyśle. Dzień po dniu, godzina po godzinie, znikała w pył. A ja nie mogłem nic zrobić, aby to zatrzymać.
Tłumaczenie.junecarter_ 6 Unoszę dłoń chwytając prześcieradło i zrywam je z białego marmuru Carrery1 ukrytego pod nim. Zrzucam prześcieradło na podłogę, unosząc głowę, i tam właśnie jest; jasna i niewinna jak anioł, którym wiem, że się stała. Z mrugają wilgoć z oczu, patrząc na jej uśmiechniętą twarz. Wolno przesuwając, kładę palce na jej zimnym marmurowym policzku, zatopionym w jej rysach — oczy i nos — i jej długie brązowe włosy. Zamykam oczy, przywołując każdy skomplikowany detal w pamięci. Nigdy nie chciałem zapomnieć tych szczegółów. Nie zniósłbym kolejnego zapomnienia. Rzeźba, ta marmurowa twarz, to wszystko co mi pozostało. Deszcz na zewnątrz przybiera na sile, a niebo jest zmącone burzowymi chmurami. Małe okna uszeregowane w dachu magazynu pokrywa bagnista wody. Następnie jasny błysk pioruna skąpał pokój. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni. Moja ręka owija się wokół sznurka brązowych koralików różańca, który wyciągam unosząc do ust, tak by móc pocałować stary srebrny krzyż. Moja szczęka zaciska się, kiedy zmuszam się by jeszcze raz spojrzeć na twarz anioła. Jak tylko to robię, trzask pioruna ryczy powyżej. Jakbym po raz kolejny był dzieckiem, wyciągam rękę i obejmuję nią dłoń anioła. Uczucie delikatnych palców w mojej dłoni, w ciasnym uchwycie, powoduje, że upadam na twardą podłogę. I oddycham. Oddycham przez ból straty z którą żyłem każdego dnia. Oddycham przez strach, że wkrótce wszystkie wspomnienia o niej mogłyby zniknąć, pozostawiając mi czarną pustkę w miejscu gdzie powinna być jej twarz. Kiedy kolejny piorun uderza ziemię, mocniej ściskam dłoń anioła; ten prosty gest owinięcia jej palców wokół moich uspokaja burzę w środku, mimo że na zewnątrz nadal szaleje na niebie. Opieram się o nogi anioła, nadal obejmując jej dłoń i dociskając różaniec przy piersi. 1 Marmuru Carrara jest jednym z najczęściej używanych i uznanych kamienie na świecie.
Tłumaczenie.junecarter_ 7 Grzmot huczy głośno. Zamykam oczy i pozwalam by wspomnienia anioła przesiąkły w... Grzmot uderza na niebie, a ja gwałtownie budzę się w swoim łóżku. Deszcz uderza w blaszany dach i ściany, a ja drżę ze strachu — krople brzęczą niczym pociski wystrzeliwane przez Heighters’ów2 na zewnątrz. Liczę do dziesięciu, szybko spycham cienką kołdrę z mojego ciała i wyskakuję z łóżka. Błysk pioruna rozświetla mój pokój i zaledwie kilka chwil później głośny grzmot brzęczy na niebie, wstrząsając naszą przyczepą. Moje stopy biegną do przodu, a serce bije szybko. Wbiegam do salony, ale jest pusty. Austin i Axel nadal są z Heighters'ami ale wiem że mama powinna tu być. Nigdy nie zostawia mnie samego. Ciężko pracuje w swoich trzech pracach, ale kiedy Austin i Axel wychodzą by zarobić trochę gotówki, mama zawsze zostaje w pobliżu. To były moje ulubione noce, kiedy moja mama czytała mi do łóżka, mierzwiła włosy i śpiewała—kochałem jej ładny śpiew. Kiedy śpiewała, uśmiechałem się. Nie robiłem tego zbyt często. Tak naprawdę żaden z moich braci ani mama nie uśmiechali się zbyt wiele. Ale ja robiłem to, kiedy śpiewała. Kiedy kołysała mnie w swoich ramionach. Piorun uderza ponownie, a ja biegnę w dół, wąskim korytarzem do pokoju mamy, chcąc zdąrzyć przed kolejnym grzmotem. Docieram do drzwi i szybko naciskam klamkę. Pokój mamy jest naprawdę ciemny, tylko mała świeca oświetla bok pokoju, obok jednego ze świetlikowych słoików, który zrobiliśmy wczoraj, kiedy mama nie mogła zapłacić za prąd. Wkradam się do środka, a tuż za drzwiami, klęczy przy łóżku moja mama. Modli się. Często to robi. 2 Jest to gang, który będzie opisany w dalszej części książki. Należeli do niego bracia Levi’ego.
Tłumaczenie.junecarter_ 8 Kiedy grzmot huczy ponownie, wpadam wprost do łóżka. Mama unosi głowę. A następnie uśmiecha się do mnie. - Mia luna, vieni qua.3 - wstaje i wyciąga ku mnie ramiona. Wyrywam do przodu i już w minucie owijam ramiona wokół jej tali, czując się lepiej. Mama zawsze sprawia, że czuję się lepiej. - Mamo. - mówię szybko. - piorun. Jest zbyt głośno, to rani moje uszy. Ja...Ja się boję. - Shh...- szepcze i składa pocałunek na czubku mojej głowy. - To tylko rzymscy bogowie pokazują światu, że nadal tu są. Wycofuję się, marszcząc brwi. - Rzymscy bogowie? Ale ty wierzysz tylko w jednego boga mamo. Mama ściąg mnie w dół abym usiedział obok niej na łóżku, śmiejąc się. - Owszem, mia luna4 . Ale twoja nonna5 zwykła mawiać że pioruna nie należy się obawiać. To po prostu starzy rzymscy bogowie chcą się upewnić, że nikt nie zapomnie o tym, że są oni wysoko w niebiosach,- śmieje się przyciągając mnie bliżej. - Wyobrażam sobie, że mają przyjęcie. Mają zbyt dużo wina i tupią nogami. Śmieję się wyobrażając sobie, wszystkich wielkich herosów siedzących wokół stołu, śmiejących się i pijących— upitych. Mama ściska mnie mocno, i to jest moment w którym piorun huczy nad nami, a ja nie czuję strachu. Ponieważ to tylko rzymscy bogowie dają znać światu, że nadal tu są. Mama przesuwa się na łóżku, kładąc się i przyciskając mnie do swojego boku. Jej dłoń zaczyna przebiegać przez moje niechluje włosy, a różaniec 3 Z włoskiego :,, Mój księżyc, chodź tu” . 4 ,,Mój księżyc” 5 ,,Babcia”
Tłumaczenie.junecarter_ 9 zwisa z drugiej ręki. Wpatruję się w brązowe paciorki różańca z dużym, srebrnym krzyżem unoszącym się przed moją twarzą. - Za co się modliłaś mamo? Kiedy przyszedłem modliłaś się, za co? Mama zamiera, a ja słyszę jej urywany oddech. Jej ramiona zaciskają się wokół mnie, a kiedy unoszę wzrok, widzę łzy spływające po jej policzkach. To sprawia, że mój żołądek się zaciska. Ja...Ja nie lubię tego. - Mamo? - szepczę, mój głos łamie się na jej załzawiony wzrok. - Coś nie tak? Mama pociąga nosem, patrząc w dal lecz, w końcu znów na mnie spogląda. - Nic mia luna. Unoszę się, kładąc dłoń na jej twarzy. Jej policzki są całe mokre. - Ale płaczesz. Ty nie płaczesz bez powodu. Twarz mamy opada, a ona przygniata mnie do swojej piersi. - Modliłam się mia luna, - mówi po minutach ciszy. - Modliłam się do Pana i do Matki Bożej by nam pomogli, i miałam załzawione oczy, ponieważ znalazłam coś dziś na zewnątrz, coś co mnie zdenerwowało, a nawet trochę przeraziło. - Co cię zezłościło i przeraziło? - pytam czując jak mój żołądek skręca się i wywraca. Mama uśmiecha się przy mojej głowie i gładzi mnie po włosach. - Nic czym powinieneś się martwić mia luna. To moje brzemię, nie twoje. Ty jesteś moim dzieckiem, moim dużym siedmioletnim, odważnym chłopcem.
Tłumaczenie.junecarter_ 10 Mój żołądek wywraca się ponownie, a serce pompuje naprawdę szybko. Ona nie brzmi dobrze. Wtedy znów dostrzegam różaniec kołyszący się w jej dłoni. Wyciągam rękę i przesuwam palcami przez brązowe koraliki. - Dlaczego go trzymasz mamo? Zawsze masz go ze sobą, a teraz ściskasz, tak bardzo mocno? Mama wzdycha i przysuwa różaniec do piersi. - Używam ich by modlić się do Maryji. Ona daje mi siłę, mia luna. Modlę się do niej o siłę - głos mamy łamie się po raz kolejny a ja staram się ciężko myśleć. Staram się wymyśleć, dlaczego potrzebuje siły. Mrugam, coś przychodzi mi do głowy, więc pytam. - Czy to Austin i Axel? Modlisz się za nich? To przez Heighters? Mama wdycha i muska palcem mój policzek. - Zawsze mia luna. Zawsze się za nich modlę. Za to co robią każdej nocy dla tego gangu. Potrząsam głową, wiedząc, że musi być coś jeszcze. - Ale co —. - Shh,- szepcze mama. Następnie podnosi różaniec i umieszcza go w mojej ręce. Owija swoją dłoń wokół mojej, ściskając w niej koraliki. - Levi, weźmiesz to teraz. Chcę żebyś to miał. Chcę byś zachował go dla siły. Dla siły, której wkrótce będziesz potrzebował. Marszczę brwi i potrząsam głową. - Nie mamo. On jest twój. Jestem silny gdy mam cię w pobliżu. Nie potrzebuję tego. Głowa mamy opada, a ona bierze głęboki oddech. - Mamo, - dopytuję. Sprawia wrażenie bardzo dziwnej.
Tłumaczenie.junecarter_ 11 Ociera swoje policzki, a smutny uśmiech rozprzestrzenia się na jej ustach. - Va bene, mia luna6 . Zachowam go teraz dla ciebie. Grazie7 . Zawsze myślisz o swojej mamie. Ale pewnego dnia, kiedy...kiedy mnie tu nie będzie, zatrzymasz go ze sobą. Chcę byś pamiętał, że jest twój. Nie jesteś jak twoi bracia Levi. Jesteś dobry i nieśmiały, nie trudny i hałaśliwy, gotowy by podbić świat. Jesteś moim grzecznym chłopczykiem. Moją słodką, słodką duszą. - Nie jestem słaby, - naciskam, nienawidząc tego, że nie jestem jak moi bracia. Axel i Austin byli silni i nieustępliwi. Chciałbym być taki jak oni. Mama całuje mnie w czoło. - Nigdy Levi. Ostatecznie i tak jesteś Carillo. Ale jesteś inny niż Axel i Austin. Oni są podobni pod wieloma względami— w gorącej wodzie kąpani, trudni i zatwardziali nim dopuszczą kogoś do siebie. Ty jesteś tym nieśmiałym, łagodnym bratem— wewnątrz i na zewnątrz. Ty jesteś tym, który obserwuje dyskretnie z daleka i kocha całą duszą - mama prycha i mówi. - Z kimkolwiek skończysz mój synu, ktokolwiek zdobędzie twoje serce, będzie to naprawdę bardzo wyjątkowa dziewczyna, - jej palce głaszczą mój policzek. - Tyle miłości mia luna. Będziesz kochał całym swoim jestestwem i to będzie na zawsze. Nie potrafiłbyś kochać w inny sposób. Marszczę brwi na jej smutny głos. - Poznasz ją mamo. Też ją pokochasz. Prawda? Też pokochasz tą, którą poślubię. Mama patrzy w dal, a ja widzę jak jej oczy po raz kolejny wzbierają łzami. Szybko mruga. Kiedy na mnie spogląda, kładzie obie dłonie na mojej twarzy i patrzy w moje oczy. 6 ,,W porządku, mój księżycu” 7 ,,Dziękuję”
Tłumaczenie.junecarter_ 12 - Ti voglio bene, Levi8 . Już późno. Czas spać. Kładę się na poduszce obok mamy, obserwując jak świetliki skaczą wokoło w słoiku na małym stoliku, wydzielając światło. Zamykam oczy, kiedy już nie jestem wstanie utrzymać je otwarte, ale nie mogę przestać myśleć o tym co powiedziała mama. Co było nie tak? Co ją tak zmartwiło? Wiedziałem, że mama myślała, że śpię ponieważ słyszałem jak zaczyna płakać. Wstrzymałem oddech, kiedy nagle pocałowała mój policzek i wyszeptała. - Chcę dla ciebie świata mia luna. I modlę się, żeby dziewczyna która otrzyma twoje czułe serce była tak słodka jak ty. Ktoś kto zadba o twoją kruchą duszę. Ktoś kto będzie pielęgnował delikatny dar, którym jesteś kiedy mnie już tu nie będzie aby to zrobić, więc... Kiedy piorun obrywa się ponownie, to otrząsa mnie z mojej przeszłości. Spoglądam w górę do sufitu. Z chrapliwym szeptem i rozmytymi oczami powtarzam słowa mojej mamy: - To tylko rzymscy bogowie pokazują światu, że nadal tu są. Trzymam dłoń anioła tak mocno jak tylko potrafię. Tylko trochę zbyt długo 8 ,,Kocham cię, Levi”
Tłumaczenie.junecarter_ 13 Rozdział 1 Levi : Uniwersytet Waszyngtoński, Seattle. - Brać picie, a potem wracać sprintem na boisko! Krzyczy trener ze środka boiska, kiedy podbiegam do linii bocznej chwytając Powerade. Moi kumple Jake i Ashton biegną obok mnie. Kiedy kończę butelkę, Ashton szturcha mnie w bok. - Kurwa, Alabama. Ta laska znowu nie przestaje się na ciebie gapić. Unoszę głowę do tunelu, tylko po to aby zobaczyć grupę cheerleaderek stojącą przy wejściu i rudą gapiąca się na mnie...znowu. Ją, tą samą rudą, która zawsze obserwuje mnie podczas treningu. Jedyna, która ciągle próbuje do mnie zagadać. Cheerleaderka, której nigdy nie odpowiedziałem. - Idź się z nią umówić. Wilgotnieje dla ciebie Carillo. To kurewsko pewne. Laski kochają to gówniane południowe przeciąganie samogłosek. Jestem tak kurewsko wkurwiony że urodziłem się w Cali. Wymiatałbym gdybym mówił ‘y’all’9 i ‘fixin’10 w każdym kolejnym słowie - narzeka Jake. 9 Dosłownie oznacza ,, wy wszyscy” (skrót od "you all" używany w południowej części USA w tym również Alabamie skąd pochodzi Levi) 10 Tu chodzi o tą końcówkę ‘fixin’ przy wyrazach, którą nadużywają amerykanie z południa.
Tłumaczenie.junecarter_ 14 - I włoska sprawa. On mówi płynnie pieprzonym włoskim. - potrząsa głową Ashton ściskając moje ramie. - Użyj swoich mocy Alabama. Przez wzgląd na wszechobecnych zapalonych sportowców, użyj pieprzonego magnesu na cipki , którym zostałeś obdarowany - obaj pękają ze śmiechu, a Ashton opuszcza rękę. Rzucam pustą butelkę na ziemię, a żołądek skręca mi się na samą myśl o rozmowie z cheerleaderką. Nawet nie znam jej cholernego imienia. Wreszcie potrząsam głową. - Nie. Jestem uprzejmy - odpowiadam, próbując uniknąć całego tego cholerstwa. Odwracam się by biec z powrotem na środek boiska, kiedy Ashton i Jake stają na mojej drodze, a cały śmiech odszedł w niepamięć. Ashton był rozgrywającym Washington Huskies, a Jake biegaczem. Obaj patrzą na mnie gniewnie. Nic nie mówię ponieważ wymieniamy się tym gównem cały czas. Każdego dnia. - Carillo, umów się z nią człowieku. To pewna sprawa. Kiedyś będziesz musiał pogadać z kimś, kto nie nosi ochraniaczy lub nie jest połączony z tobą więzami krwi. Stacey mówi, że ona cię lubi, na serio lubi. Wypytuje o ciebie cały czas. Moja twarz płonie z zażenowania. Widziałem Stacey—dziewczynę Jake'a—obok rudej, jak ćwiczy okrzyki w stronę boiska, ale po prostu nie byłem zainteresowany. Moje oczy skanują murawę, kiedy pozostajemy w ciszy, która wydawałoby się trwa wiecznie. Dłoń ponownie ląduje na moim ramieniu—Jake. Wzdycha. - Dobra, już się zamykam. Ale obiecaj mi, że przemyślisz przeprowadzkę do domu bractwa. Wiesz, że wszyscy cię tam chcemy. Powinieneś mieszkać na kampusie nie ze swoim bratem. Jake prycha i dodaje.
Tłumaczenie.junecarter_ 15 - Co prawda twój brat to pieprzony Austin Carillo, Seahawk11 a ty mieszkasz w pieprzonej rezydencji, ale powinieneś być tu z nami. Imprezy i cipki. Tracisz Alabama Uśmiecham się na przezwisko Jake'a dla mnie. Kolejny powód dla którego rzadko się odzywam; mój mocny Bama akcent odstaje niczym ból kciuka przy głównie studentów z zachodniego wybrzeża. Jake miał rację, to ściąga na mnie uwagę, uwagę za którą większość chłopaków dałaby się zabić. Ale mnie to tylko dręczy. Uczucie niepokoju nawiedza mój żołądek na samą myśl o przeprowadzce do domu bractwa. Wzruszam ramionami. - Najprawdopodobniej zostanę u siebie. Wiecie mam teraz domek przy basenie. Dobrze mi na swoim. Wolę własną przestrzeń. Po chwili ciszy, która zapadła, zerkam w górę by zobaczyć Jake'a i Ashton'a patrzących na mnie z oczywistym rozczarowaniem. Poznaje te spojrzenia. Z pokonanymi ramionami, bez słowa odchodzą na bok. Biorę nogi za pas i z powrotem biegnę na środek boiska, z całych sił starając się uniknąć kontynuacji rozmowy. Wtedy Ashton krzyczy. - My tylko chcemy byś więcej wychodził Alabama! Nie jest dobrze przez cały czas być samemu! Zamieram, odwracam się i zapewnia go. - Dobrze mi z byciem samemu. Nie jestem za tymi całymi imprezami i rzeczami, za którymi wy chłopaki. To po prostu nie ja. Więc zostawcie mnie w spokoju, tak? Dobrze mi tak jak jest. Jestem szczęśliwy. Jake i Ashton odwracają się nie mówiąc już nic więcej, a kiedy podchodzą by zgarnąć swoje napoje ja spoglądam na rudą i czuję jak moja twarz płonie ze wstydu, kiedy przyłapuję ją nadal się na mnie gapiącą. Ręka zaciska mi się na pasku kasku i natychmiast spuszczam wzrok. Prawda była taka, że nawet jej nie lubiłem, nie w taki sposób w każdym razie. 11 W dosłownym tłumaczeniu ,,rybołów”
Tłumaczenie.junecarter_ 16 Nawet jej nie znam. Nigdy nie dałem jej szansy na rozmowę. Za każdym razem uciekałem. Nie była pierwszą, która zwróciła na mnie uwagę; w rzeczywistości to działo się ciągle, a ja nienawidziłem tego. Nie byłem dobry w słowach. Nie byłem dobry w żadnym randkowym gównie. Gram w piłkę, studiuję i zachowuję siebie. To było moje życie. I nie chciałem tego zmieniać. - Carillo. Masz jeszcze dwadzieścia okrążeń, potem możesz uderzać pod prysznic - krzyczy trener, kiedy wracam z powrotem na swoje miejsce na boisku. Spuszczam głowę, koncentrując się. Muszę to zrobić. Dwadzieścia okrążeń później macham do Jake'a i Ashton'a, którzy nadal atakują swoje okrążenia. Wracam do środka. Futbol był moim życiem. To było coś co robiłem najlepiej. To był jedyny pewnik jaki kiedykolwiek miałem; mogłem zaufać piłce, mogłem zaufać rutynie. To nigdy mnie nie zawiedzie. To nigdy mnie nie opuści. Moje zaciski stukają o kafelki podłogi w szatni, kiedy ocieram pot z twarzy. Uderzam pod prysznic i po mniej niż pięciu minutach pod strumieniem wrzącego natrysku, z jedynie owiniętym wokół tali ręcznikiem udaję się do szatni. Otwieram przebieralnie kiedy pewien ruch przykuwa mój wzrok, dokładnie przed moją szafką. Dziewczyna. Drobna, szczupła dziewczyna—z cienkimi długimi blond włosami, wystającymi z kaptura; ubrana w brudne czarne dżinsy, podziurawione chucks'y i czarną skórzaną kurtkę.
Tłumaczenie.junecarter_ 17 Zamieram, zaskoczony tym, co u diabła robi tu dziewczyna. W piłkarskiej szatni. Wtedy moje oczy rozszerzają się, kiedy zdaję sobie sprawę co ona robi. Jej lewa strona zwrócona jest ku mnie a jej wąskie chude ciało, pokazuje mi większość jej pleców. Jej ręce są w mojej torbie. Instynkt zaczyna działać i robię krok do przodu. - Hej!- krzyczę. Ale dziewczyna się nie porusza. Krzyczę ponownie, a serce bije mi szybciej. Wydawałoby się że zajęło jej minutę usłyszenie mnie. Zamiera. Miga mi szybkim spojrzeniem, swojej zszokowanej, brudnej twarzy, ukrytej pod czarnym kapturem. Przyciska coś do piersi i szybko wybiega z szatni, a potem prosto na zewnątrz. Stoję zaskoczony, całkowicie zszokowany, nim przypominam sobie, że moja torba była szeroko otwarta. Pędzę do przodu i zaglądam do środka. Na początku nie wydaje mi się by cokolwiek było wzięte, ale potem odnotowuje, że brakuje portfela z wewnętrznej kieszeni. Zaczynam wyrzucać ubrania i sportowe pierdoły na podłogę, przeszukując całą torbę. Ale kiedy sięgam do ukrytej przegrody, nic tam nie ma. NIC. Zabrała mój portfel. Świetnie! Stoję prosto i przeczesuję mokre włosy palcami. Moje oczy biegną po całym pokoju. Zastanawiam się jak do diabła się tu dostała? Przez pokój bezpieczeństwa? Oddycham przez nos, jak cholera starając się uspokoić, kiedy odłamki lodu tną niczym włócznia w dół mojego kręgosłupa. Każda część mnie nieruchomieje, kiedy kolejne uświadomienie zaczyna działać. Mój portfel.
Tłumaczenie.junecarter_ 18 W moim portfelu nie były tylko karty i dowód, ale także jedyna rzecz, która ma dla mnie największe znaczenie—w całym moim życiu. Różaniec. Mój różaniec. Różaniec mojej mamy. Wystrzelam do przodu niczym błyskawica. Wyciągam z torby spodnie dresowe, bluzę i narzucam je w rekordowym tempie, nie zadając sobie trudu z chucks'ami wybiegam z szatni i na zewnątrz do miejsc parkingowych. Moje oczy przeszukują wszystko wokoło w poszukiwaniu blondynki, ale nigdzie jej nie widać. Skanuję masę samochodów, chodniki i otaczające budynki, ale ona zniknęła. Zimny wiatr owija się wokół mnie, a ja stoję z rękami we włosach. Mój żołądek tonie w ogromnej dziurze, kiedy pomyślę o tych paciorkach, które mi zabrano. Potrzebuję ich. Cholernie ich potrzebuję. Moja szczęka zaciska się, kiedy znów walczę z głośnym okrzykiem frustracji, ale potem widzę innych czekających studentów. Wszyscy wpatrują się we mnie, gdy stoję boso, z dłońmi wplecionymi w mokre, ociekające wodą włosy. Czuję ogromną falę zażenowania, zmuszam się do odwrotu, by wrócić do szatni, kiedy ktoś staje na mojej drodze. Mój żołądek nadal tonie. To ta rudowłosa cheerleaderka. Dziewczyna uśmiecha się, a moje oczy instynktownie opadają na ziemię odmawiając jakiegokolwiek kontaktu. Mogę poczuć jak moje policzki płoną z zaczerwienienia. Chowam ręce do kieszeni i cholera nie mam pojęcia co dalej.
Tłumaczenie.junecarter_ 19 - Levi? -moje ciało napina się kiedy wymawia moje imię. Serce wystrzela jak z cholernej armaty, a ja przestępuję z nogi na nogę. Nadal nie uniosłem wzroku i słyszę mały śmiech wyślizgujący się z jej gardła. - Jestem Harper. Nigdy nie zostaliśmy odpowiednio przedstawieni. Biorę głęboki wdech zerkając w jej oczy, ale tak szybko jak zauważam ją obserwującą mnie z uśmiechem, uderza kolejny płomień zażenowania. Nie byłem dobry w te klocki. Nie potrafiłem gadać z dziewczynami. Nie potrafiłem funkcjonować wokół nich, coś wewnątrz mnie kradło całą moją pewność siebie za każdym razem—nie żeby było tego dużo. - Masz zamiar kiedykolwiek na mnie spojrzeć Levi? Kiedykolwiek odezwać się do mnie? Biorę głęboki wdech, kiedy Harper przysuwa się bliżej mnie i w ostateczności podnoszę głowę. Wiem że moje policzki są gorące z zażenowania. Jestem pewien, że podpalono je kiedy zobaczyłem jej uśmiech, kiedy przyglądałem się jej badawczo, przez kosmyki włosów opadające na moje oczy. Harper była ładna. Nie była dokładnie w moim typie, nie żebym jako taki miał. To znaczy, z pewnością typ oznacza dziewczyny z którymi zazwyczaj się umawiasz. Ja nigdy tego nie robiłem. Po prostu wiedziałem, że nie była tak naprawdę tą, z którą bym wyszedł , jeśli kogokolwiek, kiedykolwiek bym zapytał. Kiedy łapię wzrok Harper, śmieje się ponownie. - Tak lepiej. Teraz mogę zobaczyć te twoje śliczniusie szare oczy. Co za rzadki kolor. Rozglądam się kiedy Harper kładzie rękę na moim ramieniu. Moja głowa odskakuje, a ona pyta.
Tłumaczenie.junecarter_ 20 - Idziesz na imprezę chłopaków w ten weekend? Potrząsam głową. Jej twarz opada. - Czemu nie? Wszyscy tam będą. Cała drużyna się wybiera, - pauzuje - Ja tam będę. Miałam nadzieję, że ty też. - Ja... - odchrząkam, zmuszając wargi do poruszania, i popychając mój zagubiony głos do dźwięku. - Ja n-nie mogę. - jąkam żenująco. Unoszę głowę zasysając róg dolnej wargi. To jest instynktowne, wrodzony znak, że byłem popaprany. To była moja cholerna informacja, że czułem się nie komfortowo. Cholera, że stoję tu umierając. Harper wiesza się na moim ramieniu, ściągając moją uwagę z powrotem. Nie pragnę niczego więcej niż wydostać się z tej kolizyjno-kolejowej sytuacji. - Mam nadzieję, że zmienisz zdanie Levi. Przyłapuję się na wyczekiwaniu by cię poznać. Dowiedzieć się o co chodzi z tą twoją nieśmiałością i tajemniczością. Jesteś dla mnie zagadką. Dla większości tutejszych dziewczyn. Sekundy mijają w napiętej ciszy, kiedy czeka aż coś odpowiem. Ale ja w ogóle nie mam nic do powiedzenia. Nie byłem tajemniczy, zagadką też nie; zostałem okaleczony przez nerwy. Bez spoglądania w oczy Harper, krótko skinąłem głową jako pożegnanie i ruszyłem z powrotem do szatni. Czułem jak obserwuje mnie przez całą drogę do drzwi, ale nigdy się nie odwróciłem. Widząc resztę drużyny wypełniającą pokój i nie chcąc zostać upieczonym na rożnie przez Jake'a i Ashton'a, chwytam moją sportową torbę i uciekam za drzwi. Podbiegam do mojego Jeep'a i rzucam się za kierownicę. W sekundzie, w której znajduję się na drodze, moje serce pęka na fakt, że mój różaniec zaginął.
Tłumaczenie.junecarter_ 21 To było dziwne; bez tych koralików czuję się jakby zabrano też kawałek mojej duszy. Lekki deszcz mży na moją przednią szybę. Kiedy to się dzieje, ja gubię się w moich myślach. Pierwsza rzecz jaką widzę w mojej głowie to oczy dziewczyny z szatni: złodziejki. Kiedy pomyśle o jej małych dłoniach zakorzenionych w mojej torbie, klatka mi się zaciska. Była taka chuda, jakby wygłodniała. Obdarta i brudna, a jej blond włosy nieuczesane i nieumyte. Nogi miała niczym szpilki w poniszczonych dżinsach, a jej chucks'y były pełne dziur. Marszczę brwi, zmuszając się do przypomnienia sobie przebłysku jaki miałem na jej twarz. Przyłapuję się na przełykaniu śliny kiedy przypominam sobie te wielkie, niebieskie oczy zatopione w jej policzkach. Im więcej myślę o tym przebłysku to stwierdzam, że musi być o kilka lat młodsza ode mnie. Młodsza ode mnie i okradająca szatnie. Mój różaniec. Moje ręce zaciskają się na kierownicy. Jestem wściekły. Zraniony. Zdruzgotany. Wcześniej nic nie mogłem poradzić na współczucie dla tej dziewczyny. Przypomina mi pewne dziewczyny, które przywieźliśmy do centrum Lexi; nowe centrum, które stworzyła tu w Seattle dla trudnej młodzieży. Dziewczyna przypominała niektóre z tych, które rejestrowałem do systemu komputerowego, kiedy pomagałem Lexi w ciągu tygodnia. Blondynka wyglądała na bezdomną i ubogą. Przesuwam się na siedzeniu. Pamiętam jakie to uczucie być biednym. Nienawidzę patrzeć na tych młodych uciekinierów lub zastraszanych nastolatków w centrum, kiedy przychodzą cali złamani i samotni. Widzę moją mamę w twarzy każdego z nich—cicho łkającą o pomoc. Szybko moja złość do dziewczyny znika, tylko po to by zostać zastąpioną przez intensywny smutek. Nikt nie powinien się tak czuć. Nikt nigdy nie powinien być złamany i samotny.
Tłumaczenie.junecarter_ 22 Podkręcam głośniki, moja ulubiona piosenka Band of Horses wypełnia Jeep'a. Naciskam pedał gazu i pędzę całą drogą do domu. Podjeżdżam pod podjazd, parkuję samochód przed domem i wchodzę frontowymi drzwiami. Dźwięk miękkiego śpiewu z salonu, wita mnie — Lexi. Kładę torbę na podłodze tuż, przy wejściu do salonu i udaję się w jej kierunku. Nie mogę nic na to poradzić, ale uśmiecham się kiedy to robię. Lexi trzyma Dante, swojego nowego synka w ramionach; kołysze go tam i z powrotem, śpiewając kołysanki mojemu słodkiemu jak diabli bratankowi. Oczywiście wyczuwając mnie stojącego w drzwiach, obraca się. Widząc, że to ja, uśmiech rozprzestrzenia się na jej ustach. - Hej Levi - szepcze cicho. Spogląda na Dante. Mogę zobaczyć nawet stąd, że jego oczy są zamknięte a oddech wyrównany we śnie. Lexi podchodzi do koszyka do noszenia dziecka znajdującego się na środku pokoju i całując jego pulchne policzki kładzie go w nim. Obserwuję ich z ramionami złożonymi na piersi. Wszystko co czuję to ciepło. Uwielbiam Lexi. Jest niesamowitą matką. I mimo, że jest tylko o siedem lat starsza ode mnie, jest nią tak jakby i dla mnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że gapię się w podłogę nim ujrzałem malutkie bose stopy Lexi w moim polu mojego widzenia. Patrzę w górę, a jej zielone oczy obserwują mnie z troską. - Coś nie tak skarbie? - pyta. Jej czarne brwi unoszą się w górę w obawie. Wzdychając, potrząsam głową. - Nic Lexi. Miałem wcześnie praktyki. Jestem trochę zmęczony. Myślę, że wrócę do domu i zacznę moje zadania. Oczy Lexi zwężają się ale ja odwracam się i podnoszę torbę. - Będę w moim domku przy basenie - zawiadamiam przez ramię i wychodzę przez kuchenne drzwi na podwórko. Niczego więcej już nie
Tłumaczenie.junecarter_ 23 usłyszałem, kiedy przechodziłem przez duży ogród i ominąłem basen. Deszcz lał teraz z szarego i pochmurnego nieba. Wchodzę do domku przy basenie i rzucam torbę na podłogę przy drzwiach. Udaję się prosto do szafy, by przebrać się w jakieś czyste ciuchy, kiedy mój wzrok ląduje na zdjęciu na mojej komodzie. To była moja mama; uśmiechająca się i trzymająca mnie w swoich ramionach. Miałem wtedy z trzy lata. Oboje wyglądaliśmy na szczęśliwych. Potem moje oczy wędrują do ręki mamy, a tam ściskane w jej dłoni brązowe paciorki różańca, które były dla niej tak bardzo cenne. Które teraz są bardzo cenne dla mnie. Których teraz nie ma. Moje dłonie przebiegają przez nadal mokre włosy, a oczy wciąż pozostają przyklejone do zdjęcia, kiedy słyszę jak drzwi domku kliknięciem odwracając się za mną. Obracam się by zobaczyć wślizgującą się Lexi. Jej czarne włosy są teraz mokre od ulewy. Wzdycham kiedy podchodzi i mówi. - Znam cię Lev. Nie myśl sobie, że zostawię cię tu samego, kiedy wiem że jesteś zasmucony, czyż nie? - moje ramiona opadają kiedy zbliża się do mnie. - Nie musisz nic mówić skarbie, wiem kiedy jesteś zraniony. Spuszczam głowę, czując ból w piersi mówię. - Co z Dante? Lexi zerka przez ramię na szklane drzwi domku. - Austin właśnie wrócił do domu. - widzę Astin'a stojącego w kuchennym oknie głównego domu. Kiedy napotykam jego wzrok unosi rękę. Odmachuję mu, a potem siadam na skraju łóżka.
Tłumaczenie.junecarter_ 24 Lexi siada obok mnie. Czuję jak skupia na mnie swoją uwagę. Z głębokim oddechem wyjaśniam. - Mój portfel został skradziony z szatni tego popołudnia. Mogę poczuć jej zmieszanie. Zmieszanie dlaczego jestem taki zasmucony. - Okej - przeciąga słowo. - cóż to do bani. Ale jest okej, zablokujemy twoje karty i wszystko zostanie wymienione. To irytujące ale łatwe do naprawy. Skinąłem spoglądając na moją bratową. Zielone oczy Lexi zwężają się kiedy czyta z mojej twarzy. - Ale to nie to co cię gryzie. - jej głowa przechyla się na bok. - Co jest tak naprawdę nie w porządku Lev? To wszystko nie z powodu kilku skradzionych kart. Ręka Lexi ściska moje ramię, a ja wypuszczam głęboki oddech. - Różaniec mojej mamy był w portfelu. Zawsze go tam trzymam kiedy trenuję, by był bezpieczny. - prycham sardonicznym śmiechem. Twarz Lexi natychmiastowo opada na wzmiankę o mamie. - Oh Levi. Tak mi przykro skarbie. Z jakiegoś powodu moje gardło blokuje się z emocji, na czyste zrozumienie w jej głosie. To dlatego właśnie ją kocham. Była ze mną i Austin'em na dobre i na złe. Ale to nie wszystko, nie muszę jej wyjaśniać dlaczego kradzież różańca, zniszczyła mnie od środka. Znała moją mamę. Wie co jej strata z nami zrobiła. Zna mnie, koniec kropka. - Widziałeś kto go zabrał? Powiedziałeś trenerowi? Może złapali winowajcę po tym jak wyszedłeś? Przypominam sobie w głowie młodą dziewczynę w kapturze i przytakuję.
Tłumaczenie.junecarter_ 25 - To była dziewczyna. Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Była naprawdę brudna, a jej ciuchy wyblakłe i stare. Wyglądała jak ktoś bezdomny, Lex. Jak niektóre z dzieciaków, które mamy w Kind12 . Brwi Lexi ponownie się marszczą — tym razem w trosce. W trosce o dziewczynę. - Odezwała się do ciebie? Kręcę głową. - Po prostu wychodziłem z pod prysznica, kiedy zobaczyłem jak przegląda moje rzeczy. Krzyknąłem kilka razy nim mnie usłyszała. A kiedy już to zrobiła uciekła przez drzwi. Nim się ubrałem, ona zniknęła. Przełknąłem gulę w gardle i wyszeptałem. - Nie obchodzi mnie portfel. Ale koraliki... - milknę, wstając ponownie. Nagle Lexi pociąga mnie w swoje ramiona. - Wiem Lev. Wiem dlaczego są takie ważne. Czuję się głupio, że w wieku dwudziestu lat jestem taki przybity z powodu cholernych, starych koralików. Obejmuję Lexi i staram się kontrolować oddech. Tak naprawdę ściskam ją przez kilka długich minut. Szczerze to nigdy nikomu nie okazuję emocji. Cholera, ja ledwo się odzywam jeśli nie jestem do tego zmuszony, ale Lexi mogę powiedzieć wszystko. Jest najsilniejszą i najmilszą osoba jaką znam. Ostatecznie odsuwam się. Spuszczam głowę i wstaję, całkowicie zażenowany. - Lev— - Jest dobrze, Lex . Pogodzę się z tym. Były tylko kawałkiem starego drewna. 12 Dosłownie - uprzejmy, dobry, życzliwy, miły. Zostawiłam w oryginale bo tak lepiej brzmi.
Gość • 4 lata temu
Gdybyś posiadala całość możesz wysłać na marysia149@onet.pl?