nonanymore

  • Dokumenty374
  • Odsłony343 601
  • Obserwuję124
  • Rozmiar dokumentów733.7 MB
  • Ilość pobrań167 313

Sniegoski Thomas - Upadli 03 - Raj Utracony

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Sniegoski Thomas - Upadli 03 - Raj Utracony.pdf

nonanymore Prywatne Sniegoski Thomas
Użytkownik nonanymore wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 352 stron)

P R O L O G To chyba nigdy nie śpi - p o m y ś l a ł A l a s t o r , w k ł a d a j ą c d o s z e r o k o r o z w a r t y c h u s t o s t a t n i k ę s ś n i a d a ­ nia, s k ł a d a j ą c e g o się z jajek na b e k o n i e i t o s t ó w . B e k n ą ł g ł o ś n o , o p l u w a j ą c s i ę r e s z t k a m i p r z e ż u t e g o je­ d z e n i a i u p u ś c i ł ociekający t ł u s z c z e m p a p i e r o w y t a l e r z n a p o d ł o g ę , o b o k s k ó r z a n e g o fotela. Była d z i e w i ą t a r a n o i t o , co u p a d ł y a n i o ł s t a r a ł się u k r y ć w p i w n i c y s w o j e g o m i e s z k a n i a w m i a s t e c z k u B o u r b o n n a i s w s t a n i e Illinois, w z y w a ł o g o . - Alastorze - u s ł y s z a ł z n ó w s z e p t , p r z y p o m i n a j ą c y

b r z ę c z e n i e n a t r ę t n e j m u c h y . - Chodź, Alastorze. Spójrz na to, czego stę wyparłeś. A l a s t o r p o s t a n o w i ! z i g n o r o w a ć g ł o s . Te małpy, Reggie i Katie - p o m y ś l a ł , s p o g l ą d a j ą c n a z e g a r w i s z ą c y n a ś c i a ­ n i e - potrafią być naprawdę zabawne. S i ę g n ą ł po p i l o t do t e l e w i z o r a , s t r ą c a j ą c p r z y t y m z e s t o l i k a p u s t e p a c z k i p o c h i p s a c h i o p a k o w a n i a c z e k o l a d o w y c h b a t o n ó w . P o ­ m y ś l a ł , ż e p o o g l ą d a s o b i e p o r a n n e p r o g r a m y w t e l e w i ­ zji, b y z a p o m n i e ć n a c h w i l ę o d o b i e g a j ą c y c h z p i w n i c y g ł o s a c h i s z e p t a c h . - Pamiętasz jeszcze, jak to było przed wojną — zanim dałeś się skusić zdradliwym podszeptom Porannej Gwiazdy? Pamię­ tasz, Alastorze? - C i s z a ! - s y k n ą ł a n i o ł . N a c i s n ą ł , p r z y p o m i n a j ą c y m k a w a ł k i e ł b a s y , p a l u c h e m p r z y c i s k n a p i l o c i e , ż e b y p o - g ł o ś n i ć f o n i ę i u l o k o w a ł w y g o d n i e w f o t e l u s w o j e o p a s ł e c i e l s k o . W t e l e w i z j i p u s z c z a l i w ł a ś n i e p r o g r a m k u l i n a r ­ n y , k t ó r y b a r d z o l u b i ł . N a j l e p s i s z e f o w i e k u c h n i z c a ł e g o ś w i a t a p r z y g o t o w y w a l i r ó ż n e p y s z n e p o t r a w y w a s y ś c i e p r o w a d z ą c y c h p r o g r a m . R e g g i e u p u ś c i ł j a j k o n a p o d ł o g ę i p r z e z w i d o w n i ę p r z e t o c z y ł a s i ę s a l w a ś m i e c h u . A l a s t o r o w i u d z i e l i ł a s i ę t a w e s o ł o ś ć . W g r o t e s k o w o ś c i , j a k a t o w a r z y s z y ł a l u d z ­ k i m m a ł p o m , b y ł o c o ś f a s c y n u j ą c e g o i u r z e k a j ą c e g o z a ­ r a z e m . G d y b y S t w ó r c a z a d a ł s o b i e k i e d y k o l w i e k c h o ć

o d r o b i n ę t r u d u , b y d o s t r z e c w t y c h d e l i k a t n y c h i s t o t a c h i c h d o b r e s t r o n y , A l a s t o r n i g d y n i e ś l u b o w a ł b y w i e r n o ­ ści S y n o w i P o r a n k a . - Pamiętasz, kim wtedy byłeś? Ałastorem z niebiańskiego chóru Cnót. Zejdź tutaj i przypomnij sobie dawną chwałę. W i d o w n i a z n ó w p a r s k n ę ł a ś m i e c h e m . A l a s t o r z a ­ w r z a ł . O m i n ą ł g o j a k i ś s m a k o w i t y k ą s e k , k o l e j n a p r ó b ­ k a p r y m i t y w n e g o h u m o r u . — N i e c h w a s d i a b l i ! - w a r k n ą ł , o p u s z c z a j ą c w i e l k ą p i ę ś ć n a o p a r c i e z n i s z c z o n e g o f o t e l a . — P a t r z y ł e m n a w a s w c z o r a j - i p r z e d w c z o r a j . D z i s i a j n i e m a m j u ż n a t o o c h o t y . K u c h a r z wyjął w ł a ś n i e s u f l e t z p i e k a r n i k a , n a c o w i ­ d o w n i a z a r e a g o w a ł a b u r z ą r z ę s i s t y c h o k l a s k ó w . Z u d a w a ­ n y m e n t u z j a z m e m K a t i e w y j a ś n i a ł a s z c z e g ó ł y p r z y r z ą d z a ­ n i a t e g o p y s z n e g o d a n i a . A i a s t o r c h c i a ł n a w e t z a n o t o w a ć p r z e p i s , a l e r o z l e g a j ą c e s i ę w o k ó ł s z e p t y s k u t e c z n i e r o z ­ p r a s z a ł y j e g o u w a g ę . — Masz szansę przypomnieć sobie, kim byłeś kiedyś — pięk­ no i moc... A l a s t o r g w a ł t o w n i e p o d n i ó s ł s i ę z f o t e l a . G r a d o k r u s z ­ k ó w s p a d ł n a n i e z a m i e c i o n ą p o d ł o g ę . - W c i ą ż j e s t e m p i ę k n y i s i l n y - w y m a m r o t a ł , j e d n y m o k i e m n a d a l ł y p i ą c n a e k r a n t e l e w i z o r a , b y n i e s t r a c i ć n i c w a ż n e g o . P r o g r a m k u l i n a r n y Reggie i Katie p r z e r w a ł y w ł a -

ś n i e r e k l a m y p i e l u c h dla dzieci, d l a t e g o a n i o ł m ó g ł teraz s k u p i ć c a ł ą u w a g ę n a s z e p c z ą c y m m u d o u c h a g ł o s i e . — Co m a m zrobić, ż e b y ś w r e s z c i e s i ę z a m k n ą ł ? — wark­ nął, c h o c i a ż w i e d z i a ł d o s k o n a l e , jaką u s ł y s z y o d p o w i e d ź . — Spójrz na nas — z a s y c z a ł y g ł o s y . - Spójrz na nas i przypo­ mnij sobie czasy, kiedy stanowiliśmy jedność. A l a s t o r o d w r ó c i ł s i ę z p o w r o t e m d o t e l e w i z o r a . Le­ ciała w ł a ś n i e r e k l a m a psiej k a r m y — m a ł e d z i e c k o bawi­ ł o s i ę z e s z c z e n i a k a m i . — B e z w z g l ę d u n a to, jak c z ę s t o s i ę w i d z i m y , w a m ni­ g d y n i e d o ś ć — m r u k n ą ł u p a d ł y a n i o ł , z a s t a n a w i a j ą c s i ę przy okazji, jak m o ż e s m a k o w a ć j e d z e n i e dla p s ó w . — I już nigdy nie będzie. Nie pozwolimy ci zapomnieć tego, co straciłeś. — N a w e t jeśli ja t e g o w ł a ś n i e p r a g n ę ? — s p y t a ł Ala­ stor, skupiając w z r o k n a z a p o w i e d z i t a l k - s h o w r o z p o ­ c z y n a j ą c e g o s i ę zaraz po z a k o ń c z e n i u Reggie i Katie. T e ­ m a t e m p r o g r a m u m i a ł a być ś m i e r ć ł ó ż e c z k o w a i A l a s t o r u ś m i e c h n ą ł się, zdając s o b i e s p r a w ę z t e g o , ż e l u d z k i u m y s ł n i e j e s t w s t a n i e o g a r n ą ć takich p r o s t y c h rzeczy. G d y b y t y l k o zechciał, m ó g ł b y i m wyjaśnić, d l a c z e g o nie­ m o w l ę t a umierają w n o c y . G d y b y t y l k o m u s i ę c h c i a ł o . — Nie interesują nas twoje pragnienia — r o z l e g ł s i ę z n ó w cichy g ł o s w p i w n i c y p o d j e g o s t o p a m i . — Chodź i spójrz na nas albo będziemy cię nawiedzać przez resztę dnia i w nocy.

R e g g i e i Katie p o w r ó c i l i na a n t e n ę i A l a s t o r m u s i a ł u ż y ć r e s z t e k swojej silnej w o l i , ż e b y n i e s k u p i ć z p o w r o ­ t e m u w a g i n a t y c h i n t e r e s u j ą c y c h o b r a z k a c h . — C z y jeśli s p ę d z ę z w a m i t r o c h ę c z a s u , d a c i e mi s p o ­ kój i nie b ę d z i e c i e już z a w r a c a ć mi g ł o w y w c i ą g u dnia? — Tak. Podejdź i spójrz. Alastor c h w i e j n y m k r o k i e m w s z e d ł do kuchni i wstrzy­ mując o d d e c h , s k i e r o w a ł s i ę w s t r o n ę drzwi p r o w a d z ą ­ cych d o piwnicy. Wizja obiecanej błogiej ciszy n a p a w a ł a g o radością. — O d d a m w s z y s t k o za o d r o b i n ę ś w i ę t e g o s p o k o j u — m r u k n ą ł , planując w m y ś l a c h , co j e s z c z e obejrzy w t e l e ­ wizji p r z e z r e s z t ę dnia. S p o d n i e o d d r e s u z a c z ę ł y z s u w a ć m u s i ę z o p a s ł e g o b r z u c h a i A l a s t o r s i ę g n ą ł ręką, ż e b y p o d c i ą g n ą ć e l a s t y c z ­ n ą g u m k ę z p o w r o t e m n a w y l e w a j ą c e s i ę fałdy t ł u s z c z u . — Tego właśnie brakuje ci najbardziej od momentu, w którym zostaliśmy wygnani z Nieba. Myślisz, że kiedyś jeszcze dostąpi­ my zaszczytu przeżywania niebiańskiego spokoju? — n i e z m o r ­ d o w a n y s z e p t d o b i e g ł s p o z a drzwi, kiedy A l a s t o r c h w y ­ cił za k l a m k ę , p r z e k r ę c i ł ją i o t w o r z y ł na drzwi o ś c i e ż . Z e ś r o d k a b u c h n ę ł a c h ł o d n a w i l g o ć . — Ja już z n a l a z ł e m swój spokój — odparł z irytacją, o p i e ­ rając s i ę na poręczy. Zaczął o s t r o ż n i e s c h o d z i ć po d r e w ­ n i a n y c h s t o p n i a c h , k t ó r e z a s k r z y p i a ł y w p r o t e ś c i e p o d -.-

j e g o c i ę ż a r e m . — C z y taki spokój m i a ł e m w N i e b i e ? O c z y ­ w i ś c i e , ż e nie. A l e p o d o b n e g o u c z u c i a już n i e z a z n a m . S t a n ą ł u p o d n ó ż a s c h o d ó w i p o t o c z y ł w z r o k i e m p o s t o j ą c y c h w o k ó ł rupieciach, k t ó r e g r o m a d z i ł p r z e z lata, o d k ą d z d e c y d o w a ł s i ę z a m i e s z k a ć w ś r ó d ludzi. Były t u m e b l e , k t ó r y m i m o ż n a b y u m e b l o w a ć kilka m i e s z k a ń , k a r t o n y z k s i ą ż k a m i , ubrania, s p r z ę t y k u c h e n n e , narzę­ dzia, p u s z k i z farbą, trzy kosiarki o g r o d o w e , co najmniej c z t e r y t e l e w i z o r y , n i e w y j ę t e j e s z c z e z p u d e ł - i w i e l e i n n y c h rzeczy, s c h o w a n y c h g d z i e ś w g ł ę b i p r z e p a s t n e j p i w n i c y . A l a s t o r p r z y p o m n i a ł s o b i e t a m t e n czas, k i e d y d o k o ­ nał t a k i e g o , a n i e i n n e g o w y b o r u . Ż o ł n i e r z e P o t ę g wy­ ruszyli już n a ł o w y i w i e d z i a ł , ż e t y l k o k w e s t i ą c z a s u p o ­ zostaje, k i e d y g o t u znajdą. T e r a z c h o d z i ł o już w y ł ą c z n i e o przeżycie, d l a t e g o zrobił c o ś n i e p r a w d o p o d o b n e g o . — W ten sposób przypieczętowałeś swój drugi upadek - g ł o s w y p e ł z ł z c i e m n o ś c i , wyrywając go z r o z m y ś l a ń o prze­ s z ł o ś c i . - Kiedy postanowiłeś zerwać łączącą nas więź. A l a s t o r r u s z y ł w s t r o n ę ź r ó d ł a s w o j e j irytacji, p o ­ w ł ó c z ą c o b u t y m i w p a n t o f l e s t o p a m i p o c h ł o d n e j , b e t o ­ n o w e j p o s a d z c e . O s t r o ż n i e w y m i n ą ł w i e l k i e , a n t y c z n e b i u r k o . — N i e b y ł o i n n e g o wyjścia - p o w i e d z i a ł , n i e m a l tra­ cąc r ó w n o w a g ę , k i e d y przekraczał d r e w n i a n ą s k r z y n k ę

n a m l e k o w y p e ł n i o n ą starymi, c y n o w y m i z a b a w k a m i . - To a l b o ś m i e r ć . - U p a d ł y a n i o ł p r z y t r z y m a ł s i ę s k ł a d a ­ n e g o ł ó ż k a i k o n t y n u o w a ł s w o j ą d r o g ę k r z y ż o w ą w kie­ r u n k u s p r a w c y w ł a s n e j m ę k i . - N i e m i a ł e m w y b o r u - p o w t ó r z y ł , jakby chciał p r z e k o n a ć s a m s i e b i e . - Ile razy m a m w a m t o p o w t a r z a ć ? W s z y s t k o , c o kiedyś t w o r z y ł o j e g o t o ż s a m o ś ć , z o s t a ł o u t r a c o n e p o d c z a s wojny. Alastor m u s i a ł uciekać n a Zie­ m i ę r a z e m z innymi, ś c i g a n y p r z e z b e z w z g l ę d n y c h Straż­ n i k ó w . Przez n i e z l i c z o n e wieki tułał się b e z celu, ukrywa­ jąc s i ę przed P o t ę g a m i . Miał już d o ś ć , chciał s i ę poddać, kiedy nagle d o t a r ł o d o n i e g o , c o p o w i n i e n zrobić. U k r y ć s i ę w ś r ó d t u b y l c ó w . Stać się j e d n y m z ludzi, wyrzekając się w s z y s t k i e g o , c o o k r e ś l a ł o g o jako i s t o t ę niebieską. Plan w y d a w a ł s i ę perfekcyjny. Rezygnując z życia anio­ ła i otaczając s i ę ludźmi, A l a s t o r m i a ł nadzieję, że P o t ę ­ gi n i e w y c z u j ą j e g o z a p a c h u i n i e w p a d n ą na j e g o trop. A n i o ł zerknął w g ł ą b p i w n i c y i z o b a c z y ł s w o j e o d b i c i e w w i s z ą c y m na przeciwległej ś c i a n i e lustrze. - Spójrz na siebie. - G ł o s jakby s i ę j e s z c z e zbliżył; o c i e ­ kał teraz pogardą. — Spójrz, co się z tobą stało. A l a s t o r był c h o r o b l i w i e gruby, t o prawda. A l e t o była c z ę ś ć m a s k i , k t ó r ą p r z y w d z i a ł . - W y j a ś n i a ł e m w a m już, d l a c z e g o tak m u s i być — o d ­ parł, wbijając w z r o k w l u s t r o .

P r z e z c a ł e t y s i ą c l e c i a b y c i e c z ł o w i e k i e m w y d a w a ł o m u s i ę c z y m ś odrażającym. Z c z a s e m jednak, k u s w o j e ­ m u z a s k o c z e n i u , odkrył, ż e t o d z i e c i n n i e p r o s t e - w c i e ­ lić s i ę w rolę c z ł o w i e k a . C o w i ę c e j , z a c z ę ł o m u s i ę t o na­ w e t p o d o b a ć . Z w ł a s z c z a j e d z e n i e i o g l ą d a n i e telewizji. N a g l e A l a s t o r o d w r ó c i ł w z r o k o d o d b i c i a w lustrze, w y t r ą c o n y z r ó w n o w a g i s w o i m g r o t e s k o w y m w y g l ą d e m . - P o w t a r z a m w a m p o raz s e t n y , n i e b y ł o i n n e g o wyj­ ś c i a - p o w i e d z i a ł , po c z y m ruszył naprzód, zbliżając s i ę do ź r ó d ł a swojej udręki. - J e s t e m tutaj - o b w i e ś c i ł . Je­ g o o d d e c h stał s i ę ś w i s z c z ą c y , kiedy zatrzymał s i ę przed w i e l k i m , d r e w n i a n y m s t o ł e m , p r z y ś r u b o w a n y m d o ścia­ ny. Blat s t o ł u z o s t a ł g r u n t o w n i e sprzątnięty - była to jedy­ na n i e z a g r a c o n a p o w i e r z c h n i a w całej piwnicy. A na n i m s t a ł o d ł u g i e t e k t u r o w e p u d e ł k o . - Tęsknisz za nami? - z a p y t a ł g ł o s l e d w i e s ł y s z a l n y m s z e p t e m , który drażnił i ł a s k o t a ł go w u s z y . A l a s t o r p o c z u ł , jak b l i z n y n a p l e c a c h z a c z y n a j ą g o p i e c i s w ę d z i e ć p o d g r u b ą b a w e ł n i a n ą bluzą. N a p o c z ą t ­ ku p i e k ł y delikatnie, lecz z k a ż d ą c h w i l ą c o r a z m o c n i e j , aż w r e s z c i e m i a ł o c h o t ę r o z e r w a ć na s t r z ę p y s k ó r ę i m i ę ­ śnie, ż e b y tylko przestały. Z ł a p a ł k r a w ę d ź s t o ł u i ś c i s n ą ł m o c n o . - O c z y w i ś c i e , że za w a m i t ę s k n i ę , ale... - Zabierz nas z powrotem - r o z k a z a ł s y c z ą c y g ł o s . -

Spraw, byśmy znowu stali się jednością. To nie powinno się tak skończyć. U p a d ł y a n i o ł p o t r z ą s n ą ł s m u t n o g ł o w ą ; s k ó r a n a je­ g o t w a r z y i karku p u l s o w a ł a o d n a d m i a r u emocji. - G d y b y m to zrobił, z p e w n o ś c i ą z o s t a ł b y m z n i s z c z o n y - p o w i e d z i a ł , p o w s t r z y m u j ą c napływające do o c z u łzy. P o tych s ł o w a c h Alastor sięgnął d o l e ż ą c e g o przed n i m p u d e ł k a , k t ó r e s k r y w a ł o artefakt z p r z e s z ł o ś c i i o t w o r z y ł je na o ś c i e ż . Blizny w m i e j s c u na p l e c a c h , g d z i e k i e d y ś m i a ł skrzydła, krzyczały w n i e b o g ł o s y . - Ale wówczas moglibyśmy być znowu razem — g ł o s d o b i e ­ gający z p u d e ł k a przymilał się. — Tak jak było nam pisane. A l a s t o r o w i n ą ł je w kilka a r k u s z y p l a s t i k o w e j folii, b y z a p o b i e c z a w i l g o c e n i u . W e s t c h n ą ł , jak zwykle, k i e d y na n i e patrzył, n i e zdając s o b i e w p e ł n i s p r a w y z r o z m i a ­ r ó w s w o j e g o p o ś w i ę c e n i a . W p e w n y m m o m e n c i e zaczął z a m y k a ć z p o w r o t e m p u d e ł k o , c h c ą c o d p ę d z i ć w s p o ­ m n i e n i a . - Spójrz na nas — r o z k a z a ł g ł o s z p u d e ł k a . - J u ż s p o j r z a ł e m - odparł p o w o l i . - I jak z w y k l e to, c o z o b a c z y ł e m , n a p e ł n i ł o m n i e o g r o m n y m s m u t k i e m . - Odpakuj nas - r o z l e g ł s i ę z n ó w g ł o s , t o n e m n i e z n o - s z ą c y m s p r z e c i w u . - Spójrz na nas i przypomnij sobie. A l a s t o r p o s ł u c h a ł g ł o s u , odwijając folię, ż e b y spoj­ rzeć w g ł ą b p u d e ł k a i z o b a c z y ć j e g o z a w a r t o ś ć . P r z y p o -

m n i a ł s o b i e ból - ból decyzji, a p o t e m aktu w y r z e c z e n i a s i ę s w o j e g o a n i e l s k i e g o ciała, a z w ł a s z c z a t e g o , c o o d ­ r ó ż n i a ł o g o o d m a ł p , w ś r ó d k t ó r y c h p r z y s z ł o m u żyć. C h c ą c s t a ć s i ę c z ł o w i e k i e m , m u s i a ł j e o b c i ą ć . A l a s t o r spojrzał ż a ł o ś n i e n a s w o j e o k a l e c z o n e skrzy­ dła. W y d a w a ł o m u się, ż e b e z n i c h b ę d z i e m u łatwiej w c i e l i ć s i ę w l u d z k ą r o l ę - i r z e c z y w i ś c i e tak b y ł o . D o ­ p ó k i j e g o w ł a s n e s k r z y d ł a n i e z a c z ę ł y d o n i e g o p r z e ­ m a w i a ć . D r ż ą c ą ręką upadły a n i o ł delikatnie p o g ł a d z i ł pokrytą m e s z k i e m m i ę k k ą p o w i e r z c h n i ę skrzydeł. P o c z u ł nikły z a p a c h zgnilizny. W i e d z i a ł , ż e t o n i e m o ż l i w e , aby skrzy­ dła faktycznie s i ę z n i m k o m u n i k o w a ł y , i u z n a ł to za sku­ tek u b o c z n y , t o w a r z y s z ą c y p r z e m i a n i e z a n i o ł a w c z ł o ­ w i e k a . W i d z i a ł już w telewizji p r o g r a m y na t e n t e m a t . Eksperci p o w i e d z i e l i b y , ż e m a o m a m y s ł u c h o w e . A l a s t o r u ś m i e c h n ą ł się. Był c z ł o w i e k i e m , d o t e g o z w a r i o w a ł - u d a ł o m u się o s i ą g n ą ć więcej, niż s i ę s p o d z i e w a ł . - Załóż nas - s k r z y d ł a z a s z e p t a ł y k u s z ą c o . — Zrzuć tę groteskową powłokę, którą przyoblekłeś, i załóż nas znowu. A l a s t o r zaczął p a k o w a ć s k r z y d ł a z p o w r o t e m do pu­ d e ł k a . - Co ty wyprawiasz? - w g ł o s i e z a b r z m i a ł a panika. - Z r o b i ł e m t o , o co p r o s i ł y ś c i e . - A l a s t o r o d w a ż n i e s t a w i ł c z o ł a swojej p s y c h o z i e , n i e przestając przykrywać

o d r ą b a n y c h s k r z y d e ł a r k u s z a m i p l a s t i k o w e j folii. - N i e m o g ę z r o b i ć n i c w i ę c e j . - Prosimy - r o z l e g ł s i ę b ł a g a l n y s z e p t , k i e d y a n i o ł za­ czął z a m y k a ć p u d ł o . M i m o w y r z u t ó w s u m i e n i a A l a s t o r z i g n o r o w a ł p ł a c z ­ l i w y g ł o s . - P r z e p r a s z a m - w y d u s i ł z s i e b i e tylko. A n i o ł z a m k n ą ł p u d ł o i b ł y s k a w i c z n i e o d w r ó c i ł s i ę , n a s ł u c h u j ą c g ł o s ó w p r o t e s t u , k t ó r e j e d n a k n i e n a d e s z ł y . Może one także dotrzymują wiążącej je umowy. A l a s t o r cofnął s i ę o d s t o ł u , a j e g o myśli p o w r ó c i ł y d o j e g o u l u b i o n e g o miejsca - w fotelu, przed t e l e w i z o r e m i z d u ż y m k a w a ł ­ k i e m szarlotki w ręce. U ś m i e c h n ą ł s i ę z n o w u . Z szarlotką świat od razu nabiera barw. Ś m i e c h , k t ó r y rozległ s i ę w tej chwili, w y d a w a ł s i ę d o ­ b i e g a ć z e w s z ą d . N a t y c h m i a s t spojrzał n a p u d ł o z e skrzy­ d ł a m i , ale c o ś p o d p o w i e d z i a ł o m u , ż e d ź w i ę k n i e d o c h o ­ dzi stamtąd. C z y to j e g o p s y c h o z a dała o s o b i e z n a ć w i n n y s p o s ó b , c z y m o ż e n i e był już s a m ? Kiedy p o w o l i o d w r ó c i ł się, rozglądając s i ę po zagraconej piwnicy, w g ł o w i e c z u ł n i e p r z y j e m n y s z u m . Z z a z a s ł o n y w i s z ą c y c h u s u f i t u p ł a s z c z y p o w o l i w y ­ ł o n i ł a s i ę s y l w e t k a w szkarłatnej zbroi. A l a s t o r s t ł u m i ł o k r z y k z d u m i e n i a . G d y o b s e r w o w a ł s p o s ó b , w jaki t a n i e z n a j o m a p o s t a ć s i ę p o r u s z a ł a — skradając s i ę b e z s z e -

l e s t n i e — m i a ł w r a ż e n i e , ż e w i d z i t y l k o w y t w ó r swojej chorej w y o b r a ź n i . C z y t o m o ż l i w e ? C z y j e g o zatroska­ ny, s t r a p i o n y u m y s ł m ó g ł r z e c z y w i ś c i e w y m y ś l i ć s o b i e t o c z e r w o n e w i d m o ? A m o ż e c z e k a ł a g o jakaś kolejna w y m y ś l n a tortura? W t e d y p o s t a ć p r z e m ó w i ł a , w s k a z u j ą c n a n i e g o pal­ c e m u b r a n y m w ż e l a z n ą r ę k a w i c ę : - Próbujesz s i ę ukryć, tuszując s w ó j a n i e l s k i z a p a c h l u d z k i m s m r o d e m . - N i e z n a j o m y pokręcił g ł o w ą w opan­ c e r z o n y m h e ł m i e , a s p o d m a s k i rozległ się dziwny, trzesz­ czący o d g ł o s . - Co gorsza, nie o d w o ł a ł e ś s i ę n a w e t do nie­ biańskiej magii, po prostu obciąłeś sobie skrzydła. - W t y m miejscu m ę ż c z y z n a w y k o n a ł znaczący g e s t dłonią. - P o t ę g i . . . — A l a s t o r z a s k r z e c z a ł , z t r u d e m w y m a w i a ­ jąc t o s ł o w o m i ę s i s t y m i w a r g a m i . - S ł u ż y s z P o t ę g o m . Z n a ł o d p o w i e d ź , n i m j e s z c z e o d z i a n a w k r w i s t o c z e r ­ w o n ą zbroję p o s t a ć s k i n ę ł a g ł o w ą . J e g o o d d a w n a s t ę ­ p i o n e z m y s ł y o d e z w a ł y s i ę teraz z c a ł ą m o c ą , a z a p a c h najbardziej a g r e s y w n e g o s p o ś r ó d w s z y s t k i c h n i e b i a ń ­ s k i c h c h ó r ó w w y p e ł n i ł j e g o n o z d r z a . W ł a ś c i w i e t o nie był z a p a c h . W p o w i e t r z u c u c h n ę ł o r o z l e w e m krwi. - P r z y s z e d ł e ś po m n i e ? Z a k u t y w zbroję w o j o w n i k skinął p o n o w n i e . A l a s t o r przyjrzał s i ę w y s ł a n n i k o w i P o t ę g . C z ę ś ć j e g o p o d ś w i a d o m o ś c i z a c h w y c a ł a s i ę z ł o w r o g o połyskującą.

i m p o n u j ą c ą zbroją nieprzyjaciela. Ta zbroja m u s i a ł a z o ­ stać w y k u t a w niebieskiej kuźni, co do t e g o n i e b y ł o naj­ m n i e j s z y c h w ą t p l i w o ś c i . W n i k ł y m ś w i e t l e , jakie rzucała w o k ó ł pojedyncza, zwisająca z sufitu żarówka, w i d a ć by­ ł o najdrobniejsze d e t a l e m e t a l o w e j skóry. U p a d ł y a n i o ł p r z y p o m n i a ł s o b i e d a w n o m i n i o n y c z a s — braci, k t ó r z y zginęli od j e g o m i e c z a , a później w ł a s n y upadek. A l a s t o r a o g a r n ę ł a panika. N i e c h c i a ł u m i e r a ć . S k u p i ł s i ę w i ę c , ż e b y w z b u d z i ć iskrę anielskiej furii, która tliła s i ę w n i m od c z a s u , g d y w a l c z y ł u b o k u S y n a Poranka. W y o b r a z i ł s o b i e b o j o w y t o p ó r i s p r ó b o w a ł g o z m a t e r i a ­ l i z o w a ć . W j e g o d ł o n i r o z b ł y s n ę ł o g w a ł t o w n ą e k s p l o z j ą n i e ­ b i a ń s k i e ś w i a t ł o . Alastor zaczął krzyczeć. M i n ę ł o już tyle c z a s u , ż e teraz c z u ł t y l k o ból. J e g o c i a ł o z d ą ż y ł o już przy­ jąć l u d z k ą f o r m ę i n i e b i a ń s k i o g i e ń z ł a t w o ś c i ą p o ż e r a ł d e l i k a t n ą skórę. W p o w i e t r z u u n i ó s ł s i ę z a p a c h przypa­ l o n e g o m i ę s a , a A l a s t o r w jakiś perwersyjny s p o s ó b zdał s o b i e n a g l e s p r a w ę , ż e c h ę t n i e b y c o ś przekąsił. Ż o ł ą d e k podjechał mu do gardła - ze s t r a c h u i z g ł o d u . Cały c z a s k o n c e n t r o w a ł s w o j e m y ś l i n a obrazie bojo­ w e g o topora - takiego, jakim kiedyś w ł a d a ł w walce. W je­ g o spalonej d ł o n i o g i e ń zaczął przybierać realny k s z t a ł t i A l a s t o r p o c z u ł , jak w z b i e r a w n i m fala o p t y m i z m u , k t ó ­ r e g o nie d o ś w i a d c z y ł od c z a s u , kiedy w c i e l i ł w życie s w ó j

plan i n i e o m a l stal się c z ł o w i e k i e m . W y m i e r z y ł w pełni realny już topór w s t r o n ę przeciwnika. P o s t a ć w c z e r w i e n i z a c h i c h o t a ł a . T e n p e ł e n g r o z y d ź w i ę k s p r a w i ł , ż e t w a r z s k r y t a z a m a s k ą p r z y b r a ł a j e s z c z e b a r d z i e j u p i o r n y w y r a z . — W y d a j ę ci s i ę z a b a w n y , n i e w o l n i k u P o t ę g ? - spytał Alastor, próbując na c h w i l ę z a p o m n i e ć o b ó l u w spalo­ nej d ł o n i . - Z o b a c z y m y , c z y b ę d z i e ci do ś m i e c h u , k i e d y z d e j m ę ci t y m t o p o r e m g ł o w ę z r a m i o n . Z a k u t y w zbroję w o j o w n i k po raz k o l e j n y w y b u c h ­ nął ś m i e c h e m , p r z y w o d z ą c y m A l a s t o r o w i n a m y ś l jakieś o b ł ą k a n e d z i e c k o . Stali tak n a p r z e c i w l e g ł y c h k o ń c a c h p i w n i c y i m i e r z y l i s i ę w z r o k i e m . W p o p a r z o n e j d ł o n i u p a d ł e g o a n i o ł a wciąż p ł o n ą ł o g n i s t y oręż. Blada, g u m o ­ w a t a skóra na j e g o p r z e d r a m i e n i u z a c z ę ł a s i ę tlić i pękać. Ból s t a w a ł się nie d o z n i e s i e n i a , ale p o z w a l a ł z a c h o w a ć p r z y t o m n o ś ć u m y s ł u . - W y r z e k ł e ś się w s z y s t k i e g o dla c z e g o ś takiego? - spy­ tał k r w i s t o c z e r w o n y d e m o n , rozglądając się po zagraconej piwnicy, po c z y m skupił z n ó w wzrok na twarzy Alastora. Spojrzenie o c z u wyzierających zza p e ł n e g o h e ł m u by­ ł o przenikliwe, p r z y p o m i n a ł o d w a l o d o w e sztylety, które w w i e r c a ł y s i ę u p a d ł e m u a n i o ł o w i w c z a s z k ę . S ł u g a P o ­ t ę g pokręcił p o w o l i g ł o w ą z m i e s z a n i n ą n i e d o w i e r z a n i a i obrzydzenia.

T e n protekcjonalizm tylko w z b u d z i ł w A l a s t o r z e jesz­ c z e w i ę k s z ą agresję i d o d a ł mu o d w a g i . Jak ten marny gier­ mek śmie spoglądać na mnie z góry? Czy on nie ma pojęcia, ile odwagi i hartu ducha wymagała moja ofiara? W głębi d u s z y A l a s t o r p r z y w o ł y w a ł p o z o s t a ł o ś c i s w o ­ jej od d a w n a n i e a k t y w n e j m o c y . A p o t e m z w ś c i e k ł y m rykiem p o g a r d y rzucił się do przodu, rozrzucając po dro­ d z e z g r o m a d z o n e w p i w n i c y p r z e d m i o t y . W z n i ó s ł t o p ó r n a d g ł o w ę , g o t ó w p o s i e k a ć nieprzyjaciela n a d r o b n e ka­ wałki. P ł o n ą c e o s t r z e o p a d ł o , przecinając p o d r o d z e rząd w i s z ą c y c h p o d s u f i t e m p ł a s z c z y i s p o r t o w y c h kurtek oraz z a k u r z o n e p u d ł o , p e ł n e g a r n k ó w i patelni. U p a d ł y a n i o ł o k r ę c i ł s i ę n a p i ę c i e , w c i ą ż ś c i s k a j ą c w p o c z e r n i a ł e j d ł o n i r ę k o j e ś ć g o r e j ą c e g o t o p o r a . O g n i ­ s t y o r ę ż z d z i e s i ą t k o w a ł p u d ł o z l i s t a m i i z e z n a n i a m i p o d a t k o w y m i , w y r z u c a j ą c w p o w i e t r z e p ł o n ą c e kartki papieru, k t ó r e p o c h w i l i o p a d ł y c h m u r ą b i a ł o - s z a r e g o p o p i o ł u . A l e p o m i m o zajadłości, z jaką z a a t a k o w a ł , t o ­ p ó r n i e s i ę g n ą ł c e l u . Stojąc w d e s z c z u s p o p i e l a ł y c h k a w a ł k ó w p a p i e r u , A l a s t o r r o z g l ą d a ł s i ę p o p i w n i c y w p o s z u k i w a n i u w r o ­ ga, g o t ó w w każdej c h w i l i u d e r z y ć p o n o w n i e . D o s t r z e g ł z a k u t e g o w zbroję m ę ż c z y z n ę , k t ó r y s t a ł za b i u r k i e m . D ł o ń o d z i a n a w s z k a r ł a t n ą r ę k a w i c ę s p o c z y w a ł a n a pu­ d l e z e s k r z y d ł a m i .

— M u s i a ł o cię to bardzo boleć, Alastorze... - o d e z w a ł się do n i e g o g ł u c h y m g ł o s e m . - W i e l k i ból m u s i a ł t o w a ­ rzyszyć w y r z e c z e n i u się i z a m o r d o w a n i u w s o b i e t e g o , kim byłeś. A l a s t o r p r z y p o m n i a ł s o b i e ból agonii, kiedy o d c i n a ł s w o j e p i ę k n e skrzydła. N a j p i e r w odciął j e d n o i stracił p r z y t o m n o ś ć , a kiedy ją odzyskał, to s a m o zrobił z dru­ g i m . Ból był r z e c z y w i ś c i e n i e d o o p i s a n i a i m ó g ł s i ę r ó w n a ć jedynie ze zdradą Stwórcy, jakiej się d o p u ś c i ł . W i d o k o p a n c e r z o n e j bestii w p o b l i ż u j e g o skrzydeł w y w o ł a ł w Alastorze w y b u c h j e s z c z e większej furii. Led­ w i e panując nad kipiącą w ś c i e k ł o ś c i ą , upadły anioł rzucił się na wroga, wydając przeraźliwy okrzyk. P o r u s z a ł się z n i e b y w a ł ą jak na tę t u s z ę szybkością, ale nieprzyjaciel był j e s z c z e s z y b s z y - zadał b ł y s k a w i c z n y cios, po c z y m u s u n ą ł się z drogi nacierającemu A l a s t o r o w i . T e n w p a d ł na długi, d r e w n i a n y s t ó ł do pracy, praktycznie wyrywa­ jąc go z granitowej ściany. P u d ł o ze skrzydłami u p a d ł o na p o d ł o g ę i Alastor patrzył n i e m y m w z r o k i e m , jak j e g o z a w a r t o ś ć wysypuje się n a b e t o n o w ą p o s a d z k ę . P o w o ­ li o d w r ó c i ł się w s t r o n ę o p a n c e r z o n e g o nieprzyjaciela, który stał bez ruchu, obserwując go drapieżnym, lodo­ w a t y m w z r o k i e m . D o p i e r o w t e d y Alastor poczuł, jak w jego piersi wzbie­ ra p o t w o r n e o d r ę t w i e n i e , które b ł y s k a w i c z n i e p r o m i e -

niuje w dół, do wszystkich kończyn. Spuścił wzrok i z o ­ baczył, że w s a m y m środku jego klatki piersiowej sterczy rękojeść b o g a t o z d o b i o n e g o sztyletu. P o c z u ł , jak n a g l e opuszczają go w s z y s t k i e siły, i m ó g ł tylko bezsilnie przy­ glądać się, jak rękojeść o g n i s t e g o topora w y s u w a mu się z ręki i znika w n a g ł y m błysku, zanim jeszcze zdążyła do­ tknąć podłogi. - C o . . . c o ś ty mi zrobił? Przerażająca p o s t a ć w z r u s z y ł a z a k u t y m i w zbroję ra­ m i o n a m i . - Te drobne, n i e w i n n i e wyglądające s y m b o l e w y k u t e w o s t r z u . . . - p o w i e d z i a ł , kreśląc te s a m e znaki p a l c e m w p o w i e t r z u . - Te s y m b o l e wysysają z ciała m o c - dzięki c z e m u łatwiej mi b ę d z i e cię zabić. N i e m o g ą c dłużej utrzymać się na nogach, Alastor ru­ nął na z i e m i ę , nakrywając s o b ą leżące na niej skrzydła. P o c z u ł bijący od nich fetor zgnilizny. N a g l e z a w ł a d n ę ł o n i m u c z u c i e wielkiej straty. - Tak mi p r z y k r o - w y s z e p t a ł do z a p a k o w a n y c h w folię skrzydeł. Czuł, jak ogarnia go c a ł k o w i t y paraliż, i m ó g ł j e d y n i e patrzeć w w y k r z y w i o n ą o k r u t n y m gry­ m a s e m twarz s w o j e g o p r z e ś l a d o w c y , który stanął n a d n i m o k r a k i e m . - J a k . . . ? - w y m a m r o t a ł , ale m a g i a zawarta w prasta­ rych s y m b o l a c h odebrała m u n a w e t m o w ę .

S z k a r ł a t n y w o j o w n i k s i ę g n ą ł w d ó ł i c h w y c i ł za ręko­ j e ś ć s z t y l e t u w b i t e g o w c i a ł o p o k o n a n e g o a n i o ł a . - Jak c o ? - s p y t a ł b e z n a m i ę t n i e , zaciskając d ł o ń na s z t y l e c i e . - J a k . . . jak m n i e z n a l e ź l i ś c i e ? — w y k r z t u s i ł z s i e b i e A l a s t o r . M ę ż c z y z n a w y p r o s t o w a ł s i ę i po raz kolejny w y b u c h ­ nął u p i o r n y m ś m i e c h e m , n i c z y m j a k i e ś o p ę t a n e p r z e z d e m o n a d z i e c k o . — Z n a l e ź l i ś m y ? - p o w t ó r z y ł , naciskając na ostrze, któ­ re w n i k a ł o coraz głębiej, rozcinając klatkę p i e r s i o w ą Ala- stora. N a s t ę p n i e w y c i ą g n ą ł sztylet i s c h o w a ł g d z i e ś p o d p ł y t o w ą zbroją. - N i e m u s i e l i ś m y cię s z u k a ć - parsknął w y s ł a n n i k Potęg, wsadzając o b i e d ł o n i e w ziejącą c z e l u ś ć rany. - C a ł y c z a s w i e d z i e l i ś m y , g d z i e s i ę u k r y w a s z . A l a s t o r z a m k n ą ł oczy, p o g o d z o n y z l o s e m , skupiając całą u w a g ę n a s z a l e ń c z o bijącym sercu. T e n d ź w i ę k przy­ p o m i n a ł m u ł o p o t j e g o n i e g d y ś w s p a n i a ł y c h skrzydeł. A p o t e m w s z y s t k o , c o A l a s t o r p o ś w i ę c i ł , z o s t a ł o m u o d e b r a n e przez szkarłatną i s t o t ę r o d e m z k o s z m a r u , ra­ z e m z j e g o wciąż bijącym s e r c e m , które n i e p o k o n a n y w o ­ j o w n i k w y r w a ł a n i o ł o w i z piersi.

R O Z D Z I A Ł 1 Cz y m m o g ę s ł u ż y ć ? - s p y t a ł a u r o c z a d z i e w c z y n a z b l o n d k u c y k i e m i u ś m i e c h e m tak s z e r o k i m , ż e m ó g ł b y b e z t r u d u p r z e p o ł o w i ć jej twarz. A a r o n C o r b e t w y r w a ł s i ę z z a m y ś l e n i a i s p r ó b o w a ł s k u p i ć s i ę na tablicy z m e n u , w i s z ą c e j za p l e c a m i kel­ nerki. - A, tak, d z i ę k u j ę — w y m a m r o t a ł , udając z a i n t e r e s o ­ w a n i e k o l e j n y m f a s t - f o o d e m p o d r o d z e . O c z y p i e k ł y g o od w i e l u g o d z i n s p ę d z o n y c h za k i e r o w n i c ą i k i e d y pa­ trzył n a s p i s p o t r a w , w s z y s t k i e litery d z i w n i e s i ę rozjeż-

d ż a t y . - P o p r o s z ę p r o m o c y j n y z e s t a w w h o p p e r a z s e r e m i d o t e g o c z t e r y d u ż e p o r c j e frytek. A a r o n m i a ł n a d z i e j ę , ż e t e c z t e r y p o r c j e frytek z a s p o ­ k o j ą g ł ó d K a m a e l a , k t ó r y n a b r a ł n a g l e w i e l k i e g o a p e t y ­ t u n a t ł u s t e , ś m i e c i o w e j e d z e n i e . J e s z c z e k i l k a d n i t e m u a n i o ł w y g ł o s i ł m u w y k ł a d n a t e m a t t e g o , ż e n i e b i a ń s k i e i s t o t y w o g ó l e n i e m u s z ą j e ś ć - a l e t o b y ł o , z a n i m jesz­ c z e s p r ó b o w a ł p r z y r u m i e n i o n y c h n a z ł o t o p i e c z o n y c h z i e m n i a k ó w . Anioł uzależniony od frytek. - A a r o n p o k r ę ­ cił g ł o w ą . Kto by się spodziewał? N i e b y ł t e ż w s t a n i e p r z e w i d z i e ć , j a k b a r d z o o d m i e n i się j e g o w ł a s n e życie. A n i o ł K a m a e l s t a ł się j e g o t o w a ­ r z y s z e m i m e n t o r e m , o d k i e d y A a r o n z d a ł s o b i e s p r a w ę , ż e j e s t N e f i l i m e m . P a m i ę t a ł , j a k n i e w i a r y g o d n e i s z a l o ­ n e w y d a w a ł o m u s i ę t o n a p o c z ą t k u - b y c i e j a k ą ś h y b r y ­ d ą , p o t o m k i e m k o b i e t y i a n i o ł a . D l a t e g o A a r o n m y ś l a ł , ż e t r a c i r o z u m . A p o t e m l u d z i e , k t ó r y c h k o c h a ł , zaczęli g i n ą ć i A a r o n u ś w i a d o m i ł s o b i e , że s t a w k ą w tej g r z e j e s t c o ś w i ę c e j n i ż t y l k o j e g o z d r o w i e p s y c h i c z n e . A a r o n o d w r ó c i ł się i r o z e j r z a ł p o r e s t a u r a c j i . Z a u w a ­ żył p a r ę z m a ł y m d z i e c k i e m , n i e więcej n i ż c z t e r o l e t n i m . C h ł o p c z y k b a w i ł się j a k ą ś n i e b i e s k ą z a b a w k ą , k t ó r ą p e w ­ n i e d o s t a ł z e s w o i m z e s t a w e m o b i a d o w y m . A a r o n o d ra­ zu p o m y ś l a ł o S t e v i e m , s w o i m p r z y r o d n i m bracie, i ogar­ n ą ł g o n i e p o k ó j . P r z y p o m n i a ł s o b i e o s t a t n i raz, g d y g o

w i d z i a ł . A u r y s r y c z n y s i e d m i o l a t e k z o s t a t p o r w a n y z ich d o m u p r z e z a n i o ł a - w o j o w n i k a , s t o j ą c e g o n a czele b a n ­ d y m o r d e r c ó w , nazywających siebie P o t ę g a m i l u b S t r a ż ą A n i e l s k ą . P o t ę i c h c i a ł y t e ż u ś m i e r c i ć A a r o n a , k t ó r y o k a z a ł się n i e z w y c z a j n y m N e f i l i m e m , ale W y b r a ń c e m , o k t ó r y m m ó w i ł a s t a r o ż y t n a p r z e p o w i e d n i a . S p i s a n a t y s i ą c e ł a t t e m u , o b i e c y w a ł a o d k u p i e n i e w s z y s t k i m u p a d ł y m a n i o ­ ł o m . N a p o c z ą t k u t o b r z e m i ę w y d a w a ł o się A a r o n o w i z b y t c i ę ż k i e , ale z c z a s e m , b a r d z o n i e c h ę t n i e , z a c z ą ł a k c e p t o ­ w a ć n i e o c z e k i w a n e z w r o t y i n i e s p o d z i a n k i , j a k i e przy­ n o s i ł o m u życie. K a m a e l t w i e r d z i ł , ż e k a ż d e w y d a r z e n i e s t a n o w i c z ę ś ć p r z e z n a c z e n i a , k t ó r e z o s t a ł o n a k r e ś l o n e n a d ł u g o p r z e d t y m , z a n i m s i ę u r o d z i ł . C h ł o p c z y k s i e d z ą c y n i e o p o d a l z a k r ę c i ł m a ł y m b ł ę ­ k i t n y m k a p s l e m i - ku z a c h w y t o w i r o d z i c ó w - k l a s k a ł z r a d o ś c i ą , o b s e r w u j ą c w i r u j ą c ą n a k r a w ę d z i s t o ł u z a ­ b a w k ę . Z g o d n i e z p r z e p o w i e d n i ą , k t o ś t a k i j a k A a r o n m i a ł być o d p o w i e d z i a l n y z a t o , a b y w s z y s c y a n i o ł o w i e u k r y ­ wający się n a Z i e m i o d c z a s u z a k o ń c z e n i a W i e l k i e j W o j - w N i e b i e m o g l i u z y s k a ć p r z e b a c z e n i e i p o ł ą c z y ć się p o w r o t e m z e S t w ó r c ą . T o s p o r o , j a k n a o s i e m n a s t o - :a z L y n n w s t a n i e M a s s a c h u s e t t s , a l e k t o o ś m i e l a ł b y C s p r z e c i w i a ć p r z e z n a c z e n i u ?

W p e w n y m m o m e n c i e k r ę c ą c y się k a p s e l s p a d ł z e sto­ łu i c h ł o p c z y k z a c z ą ł k r z y c z e ć w p a n i c e . A a r o n po r a z k o l e j n y p r z y p o m n i a ł s o b i e b o l e s n e i t r a g i c z n e w y d a r z e ­ n i a z n i e d a w n e j p r z e s z ł o ś c i , a w u s z a c h z a d ź w i ę c z a ł mu r o z d z i e r a j ą c y k r z y k z a b i e r a n e g o s i ł ą b r a t a . - M y ś l ę , że go s o b i e z a t r z y m a m - p o w i e d z i a ł w t e d y W e r c h i e l , d o w ó d c a P o t ę g , j a k b y Stevie był j a k i m ś d o m o ­ w y m z w i e r z ą t k i e m . N a s a m o w s p o m n i e n i e tej s y t u a c j i w A a r o n i e z a w r z a ł a k r e w . M o ż e i j e s t j a k i m ś a n i e l s k i m w y b a w c ą , a l e n i c z e g o n i e p r a g n i e bardziej n i ż o d z y s k a ć s w o j e g o b r a t a . W s z y s t k i e i n n e s p r a w y m o g ą z a c z e k a ć d o c z a s u , a ż Stevie b ę d z i e b e z p i e c z n y . C h ł o p c z y k wciąż z a n o s i ł się p ł a c z e m , a j e g o r o d z i c e g o r ą c z k o w o szukali z g u b i o n e j z a b a w k i . Ojciec, c h o d z ą c y w k o ł o n a c z w o r a k a c h , w k o ń c u z n a l a z ł k a p s ę ! p o d sąsied­ n i m s t o l i k i e m i p r z y n i ó s ł g o s y n o w i , k t ó r y n a t y c h m i a s t p r z e s t a ł p ł a k a ć . M i m o ż e t w a r z wciąż m i a i z a l a n ą ł z a m i , u ś m i e c h a ł się s z e r o k o . Gdyby tylko moje zadanie mogło być równie proste - A a r o n w e s t c h n ą ł c i ę ż k o . - C h c e p a n k e c z u p do t e g o ? - u s ł y s z a ł o b o k czyjś głos, k i e d y z a s t a n a w i a ł s i ę w ł a ś n i e , ile j e s z c z e k i l o m e t r ó w u d a im s i ę dzisiaj p r z e j e c h a ć . Był j u ż z m ę c z o n y i p r z e z k r ó t k ą c h w i l ę p o m y ś l a ł , ż e b y n a u c z y ć K a m a e l a p r o w a ­ d z i ć s a m o c h ó d , a l e o d r a z u p o r z u c i ł t ę m y ś l . W y o b r a ­ ził s o b i e s i e d z ą c e g o z a k ó ł k i e m a n i e l s k i e g o w o j o w n i k a ,

w sytuacji jakiejś n i e g r o ź n e j kolizji d r o g o w e j , c z y et s t ł u c z k i , w y s i a d a z w o z u i r o z c i n a i n n e g o k i e r o w - n a p ó l s w o i m o g n i s t y m m i e c z e m . R a p t e m A a r o n p o c z u ł czyjąś d ł o ń n a r a m i e n i u i o d - się. Za n i m s t a ł a k e l n e r k a z k u c y k i e m i n i e w i a - i e s z e r o k i m u ś m i e c h e m . W r ę k u t r z y m a ł a j e g o ó w i e n i e . - K e c z u p ? - p o w t ó r z y ł a p y t a n i e . - M ó w i ł a p a n i do m n i e ? - A a r o n z m i e s z a ł się i o d e - od niej t o r b ę z k a n a p k a m i . - P r z e p r a s z a m , j e s t e m hę r o z k o j a r z o n y , w i e p a n i - c a ł y d z i e ń w t r a s i e i... N a g l e z a m a r ł . J e g o p r z y b r a n a m a t k a z w y k ł a m a w i a ć takiej sytuacji, ż e czuje się tak, j a k b y k t o ś p r z e s z e d ł jej g r o b i e . C o k o l w i e k t o m i a ł o z n a c z y ć . N i g d y n i e u m i a ł a n i n i e p o d z i e l a ł r ó ż n y c h d z i w n y c h p o d e j r z e ń , ó r e s n u ł a , ale a k u r a t t o p o w i e d z e n i e z j a k i c h ś p o w o - ' w u t k w i ł o mu w p a m i ę c i . A a r o n o w i b r a k o w a ł o przy- r a n y c h r o d z i c ó w , z a s z l a c h t o w a n y c h p r z e z n i e z n a j ą c e - litości W e r c h i e l a . T o u c z u c i e s t r a t y t y l k o p o t ę g o w a ł o ę ć o d n a l e z i e n i a b r a t a . A a r o n o d w r ó c i ł s i ę w s t r o n ę d r z w i i z o b a c z y ł , że z b a r u w y c h o d z i w p o ś p i e c h u j a k i ś facet, a w ś l a d za n i m p o d ą ż a d w ó c h i n n y c h . A n i e l s k a n a t u r a , k t ó r a t o w a r z y s z y ł a m u n i e z m i e n n i e o d d n i a o s i e m n a s t y c h u r o d z i n , d a ł a t e r a z o s o b i e z n a ć - a w r a z z n i ą o d e z w a ł y się t e ż z m y s ł y , w y o s t r z o n e d u -

ż o b a r d z i e j o d l u d z k i c h . W p o w i e t r z u c z u ć b y ł o z a p a c h c z e g o ś , c o m i a ł o j a k i ś z w i ą z e k z m ę ż c z y z n a m i , k t ó r z y p r z e d c h w i l ą o p u ś c i l i r e s t a u r a c j ę . A a r o n p o t r a f i ł o d r ó ż ­ n i ć t e n z a p a c h o d a r o m a t u r o z g r z a n e g o oleju r o ś l i n n e ­ go i g r i l l o w a n e g o m i ę s a . W p o w i e t r z u c z u ć b y ł o s i l n ą w o ń p r z y p r a w . . . i k r w i . A a r o n p o d z i ę k o w a ł g r z e c z n i e , w z i ą ł t o r b y z j e d z e ­ n i e m i w y s z e d ł na z e w n ą t r z , s z y b k o z m i e r z a j ą c w s t r o ­ n ę n i e b i e s k i e j T o y o t y C o r o l l i , z a p a r k o w a n e j n a t y ł a c h b u d y n k u . W i d z i a ł j u ż p y s k s w o j e g o p s a , k t ó r y w y g l ą ­ d a ł p r z e z t y l n ą s z y b ę . G a b r i e l zaczął s z c z e k a ć r a d o ś n i e , k i e d y j e g o p a n zbliżał się d o s a m o c h o d u . N i e d l a t e g o , ż e u c i e s z y ł się n a j e g o w i d o k , ale d l a t e g o , ż e p a n w r a c a ł z j e d z e n i e m . - Co tak długo? - s p y t a ł p i e s , k i e d y A a r o n p o ł o ż y ł je­ d z e n i e na s i e d z e n i u k i e r o w c y . - Już myślałem, że nigdy nie wrócisz. U m i e j ę t n o ś ć p o r o z u m i e w a n i a s i ę w k a ż d y m m o ż l i ­ w y m j ę z y k u , n i e w y ł ą c z a j ą c t a k ż e j ę z y k a z w i e r z ą t , b y ł a j e s z c z e j e d n y m n i e z w y k ł y m p r z e j a w e m a n i e l s k i c h t a l e n ­ t ó w A a r o n a - a w p r z y p a d k u j e g o c z w o r o n o ż n e g o przyja­ ciela m o g ł o t o o k a z a ć się z a r ó w n o b ł o g o s ł a w i e ń s t w e m , jak i p r z e k l e ń s t w e m . - Umieram z głodu, Aaronie. - G a b r i e l był t a k p o d e k s ­ c y t o w a n y , ż e n i e m ó g ł u s i e d z i e ć s p o k o j n i e . M i a ł n a -