olimpijczyk83

  • Dokumenty38
  • Odsłony2 070
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów49.6 MB
  • Ilość pobrań1 520

Licia Troisi - Kroniki Świata Wynurzonego 01 - Nihal z Krainy Wiatru

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Licia Troisi - Kroniki Świata Wynurzonego 01 - Nihal z Krainy Wiatru.pdf

olimpijczyk83 EBooki Fantastyka Mari Mancusi-Bractwo krwi
Użytkownik olimpijczyk83 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 255 stron)

LICIA TROISI KRONIKI ŚWIATA WYNURZONEGO Tom I NIHAL Z KRAINY WIATRU

SPIS TREŚCI DZIEWCZYNKA .......................................................................................................... 3 1. Salazar .................................................................................................................... 4 2. Sennar................................................................................................................... 15 3. Soana .................................................................................................................... 22 4. Wielka Puszcza .................................................................................................... 29 5. Sny, wizje i miecze............................................................................................... 37 6. Jeździec Smoka .................................................................................................... 48 7. W Krainie Wody .................................................................................................. 54 8. Koniec bajki ......................................................................................................... 64 WALCZYĆ .................................................................................................................. 73 9. Prawda.................................................................................................................. 74 0. W ucieczce ........................................................................................................... 79 11. Decyzja Nihal..................................................................................................... 89 12. Dziesięciu wojowników? ................................................................................... 98 13. Akademia Jeźdźców Smoka............................................................................. 108 14. Rekrut Nihal ..................................................................................................... 119 15. Wreszcie w walce............................................................................................. 133 16. Kolejny ból....................................................................................................... 149 OCALIĆ SWOJĄ DUSZĘ......................................................................................... 163 17. Ido..................................................................................................................... 165 18. Smok................................................................................................................. 180 19. Lekcje latania ................................................................................................... 193 20. Głupi wyskok ................................................................................................... 205 21. Nowa rodzina ................................................................................................... 223 22. Pożegnanie ....................................................................................................... 237 Słowniczek postaci i miejsc ....................................................................................... 254

DZIEWCZYNKA [...] to najmniejszy, położony na uboczu kraj Świata Wynurzonego. Usytuowany jest na zachodzie, z jednej strony otacza go Saar, Wielka Rzeką, zaś z drugiej zagraża mą Wielka Kraina. Nie da się znaleźć punktu, z którego nie widać by było najwyższej wieży Twierdzy, siedziby Tyrana. Rzuca ona cień, niczym ponura groźbę, na życie wszystkich mieszkańców okplicy. Przypomina każdemu, że nie ma takiego miejsca, gdzie Tyran nie byłby w stanie dotrzeć. Królestwo to jednakże jest jeszcze częściowo wolne. Coroczne sprawozdanie Rady Czarodziejów, fragment Krainę Wiatru wyróżnia szczególna architektura jej miast, wznoszących się niczym olbrzymie wieże, wysoce zorganizowanych i w dużym stopniu samowystarczalnych. Każda część owych miejskich skupisk ma swoją ściśle określoną funkcję. Centrum każdej z wież stanowi obszerna i otwarta część środkowa przeznaczona pod uprawy. Miastowieża Salazar to ostatni przyczółek Krainy Wiatru przed Puszczą, ogromnym lasem wyznaczającym granicę z Krainą Skał [...]. Anonimowe pismo z zaginionej Biblioteki miasta Enawar, fragment

1. Salazar Nizinę zalewały promienie słoneczne. Była to szczególnie łaskawa jesień: trawa wciąż jeszcze miała kolor żywej zieleni i delikatnie falowała przy murach miasta jak morze podczas flauty. Na samym szczycie wieży Nihal rozkoszowała się porannym wiatrem. Taras ten stanowił najwyżej położone miejsce w całym Salazarze: stąd można było napawać się najlepszym widokiem na równinę rozciągającą się hen, jak okiem sięgnąć, na całe mile. To pośród tej rozległej przestrzeni wznosiło się jej miasto, górujące pięćdziesięcioma piętrami domów, sklepików i stajni. Jedna olbrzymia wieża, mierząca tysiąc dwieście łokci, mieściła w sobie małą metropolię, w której tłoczyło się piętnaście tysięcy mieszkańców. Nihal lubiła przebywać tam, na górze, sama, kiedy lekki wietrzyk plątał jej niezwykle długie włosy. Siadała na kamieniach ze skrzyżowanymi nogami, z zamkniętymi oczami i z drewnianym mieczem opartym przy boku, tak jak to czynią starzy wojownicy. Kiedy była tam, na samym szczycie wieży, czuła, jak przepełnia ją spokój. Mogła skoncentrować się wyłącznie na sobie samej, na swoich najbardziej ukrytych myślach, na owej mglistej melancholii, która nieraz ją ogarniała, na leniwym pomruku, który co jakiś czas podnosił się z głębi jej duszy. To jednak nie był jeden z tych dni. Był to dzień bitwy i Nihal patrzyła na nizinę jak spragniony walki przywódca. Było ich mniej więcej dziesięcioro, dzieciaki od dziesięciu lat wzwyż. Sami chłopcy, tylko ona jedna dziewczyna. Wszyscy siedzieli, a ona stała pośród nich. Oto wódz: wątła i smukła dziewczynka o żywych fioletowych oczach, miękko opadających włosach z granatowym połyskiem i nieproporcjonalnych spiczastych uszach. Wcale nie wyglądała na szczególnie silną, ale pozostali spijali z jej ust każde słowo. - Dzisiaj walczymy o porzucone domy. Panoszy się tam mnóstwo Famminów. Nic o nas nie wiedzą i nie spodziewają się naszego przybycia: zaskoczymy ich i przepędzimy siłą naszych mieczy. Chłopcy słuchali uważnie. - Jaki jest plan? spytał najpulchniejszy z nich. - Zejdziemy zwartym szykiem na piętro nad sklepami, a potem skrótem przez kanały konserwacyjne za murami. Zajdziemy ich od tyłu: jeśli nas nie usłyszą, będzie to pestka. Ja

pójdę na czele grupy, za mną drużyna atakująca. Kilku chłopców przytaknęło pewnie. Dalej łucznicy. Trójka dzieciaków z procami w dłoniach kiwnęła głowami na znak porozumienia. A na końcu piechota. Jesteście gotowi? - Tak! Rozległ się entuzjastyczny chór. - No to idziemy! Nihal podniosła wysoko miecz i rzuciła się na dół przez klapę prowadzącą z tarasu do wieży, a za nią reszta drużyny. Chłopcy maszerowali zwarci korytarzami przebiegającymi przez wewnętrzny krąg Salazaru, wśród rozbawionych choć częściej poirytowanych spojrzeń mieszkańców miasta, którzy doskonale znali heroiczne bitwy Nihal i jej bandy. - Dzień dobry, generale. Nihal odwróciła się. Głos pochodził od istoty mniej więcej jej wzrostu, dość krępej, z twarzą całkowicie pokrytą gęstą brodą. Gnom. Wykonał zabawny ukłon. Nihal dala chłopcom znak, żeby się zatrzymali, i sama również się skłoniła. - Dzień dobry. - Dzisiaj również w pogoni za wrogiem ? - Jak zawsze. Dzisiaj musimy przegonić z Wieży Famminów. - Właśnie, jak zawsze... Ja jednak na twoim miejscu, w obecnych czasach, nie wymawiałbym tej nazwy z taką beztroską. Nawet dla zabawy. - My się nie boimy! wrzasnął jeden ze stojących dalej chłopców. Nihal uśmiechnęła się zuchwale. - No właśnie, nie boimy się. A poza tym, czym się martwisz? Nikt nie lubi Famminów, a tak czy inaczej Kraina Wiatru jest jeszcze wolna. Gnom zachichotał i puścił do niej oczko. - Rób, jak uważasz, generale. Miłej bitwy. Po kolei przemierzali różne poziomy wieży, maszerując rytmicznym krokiem, zwarci niczym prawdziwi żołnierze. Przechodzili obok domów i sklepików, wśród chaosu ras i języków mieszkańców Salazaru, zataczając kręgi po kolejnych piętrach, a słońce w regularnych odstępach całowało ich przez okna otwarte na śródmiejski ogród. Wszystkie wieże w Krainie Wiatru były bowiem wyposażone w głęboki centralny szyb o dwojakiej funkcji: zapewniał on lepsze oświetlenie przestrzeni miejskich, stanowiąc jednocześnie niewielki obszar uprawny, mieszczący ogródki i sady. Następnie Nihal pewnie weszła w jeden z bocznych zaułków i otworzyła stare, pokryte pleśnią drzwi. Za nimi panował głęboki mrok.

- No to jesteśmy. Dziewczynka przybrała uroczysty wyraz twarzy. Od tej chwili żadnego strachu, jak zawsze. Nasze szczytne zadanie nie pozwala nam na wahania. Pozostali przytaknęli poważnie, a następnie, czołgając się, wsunęli się w chodnik. Nic nie było widać. Nawet powietrze było gęste, stojące, przesycone stęchlizną. Jednak po pewnym czasie oczy przyzwyczaiły się do ciemności i można było dostrzec ginące w mroku schody o wilgotnych i nierównych stopniach. - Nikt nie będzie tędy dzisiaj przechodził? Słyszałem, że zachodni mur ma pęknięcia, które trzeba naprawić... zaczął jeden z chłopców. - Już przechodzili odpowiedziała Nihal. Dobry dowódca przewiduje i takie rzeczy. A teraz dość gadania, bierzmy się do roboty! Ich kroki jeszcze przez chwilę rozbrzmiewały w owej wykutej przestrzeni, mieszając się z głosami po drugiej stronie muru. Potem, po kolejnym zakręcie cisza. - Jesteśmy na miejscu szepnęła Nihal, łapiąc oddech. Zawsze tak było przed samym atakiem: serce mocno waliło jej w piersi, krew pulsowała w skroniach. Lubiła tę mieszankę strachu i pragnienia walki. Jej palce pobiegły po ścianie, aż znalazły drewniane drzwiczki. Przyłożyła ucho do muru. Kwadratowe kamienie były grube, ale i tak mogła usłyszeć głosy dzieci z drugiej strony. - Zawsze my. Już mam dosyć bycia Famminem. - I komu to mówisz! Ostatnim razem Nihal strasznie mi dołożyła. - Mnie złamała ząb... - Kiedy Barod był wodzem, przynajmniej się wymienialiśmy. - Może i tak, ale ja z Nihal bawię się o wiele lepiej. Do licha, kiedy walczymy, wydaje się, że to naprawdę! Czuję w sobie coś takiego... to jak być żołnierzem! - Tak czy inaczej, to ona jest najsilniejsza, więc powinna dowodzić. Nihal oderwała ucho od ściany i bezszelestnie wydobyła miecz z pochwy. Jeszcze chwila oczekiwania, po czym jednym kopnięciem wywaliła drzwi i razem ze swoją grupą wtargnęła, wrzeszcząc dziko. Pomieszczenie było obszerne i strasznie zakurzone, a zamiast firanek u okien wisiały wielkie pajęczyny. Opuszczony dom bogaczy, jak wszystkie lokale na tym piętrze. Na ziemi siedziało sześciu chłopców trzymających w dłoniach drewniane topory. Chociaż atak ich zaskoczył, podnieśli się raptownie i zaczęła się walka. Nihal była jak furia: gwałtownie rzucała się na nieprzyjaciół, a jej miecz poruszał się w tę i w tamtą jak oszalały. W wirze walki zawodnicy przemieszczali się z pokoju do pokoju, przemierzając całe mieszkanie, aż do zewnętrznego korytarza.

Chłopcy z toporkami wyraźnie przegrywali. Zaczęły dobiegać różne „auć!" tych, którzy obrywali zbyt mocno. - Odwrót! wrzasnął wódz Famminów. Ci, którzy jeszcze byli cali, pobiegli w kierunku schodów. - Za nimi! krzyknęła Nihal i już miała się rzucić w pogoń za uciekinierami, kiedy chłopak z jej bandy złapał ją za ramię. - Nihal, na dół do sklepów nie! Jeśli mój ojciec znowu mnie tam przyłapie jak rozrabiam, zatłucze mnie na śmierć. Nihal wyrwała się. - Wcale nie będziemy rozrabiać, pobiegniemy za nimi, a potem przetniemy centralne pola. - No tak, z deszczu pod rynnę... mruknął do siebie chłopiec, ale nie miał innego wyjścia, jak tylko pobiec za swoim dowódcą. Wszyscy rzucili się w dół po schodach, a potem pędem, jak zgraja opętańców, z bronią w garści, w kierunku piętra kupieckiego. Wiele sklepików od strony ulicy miało po prostu drzwi wejściowe i małą witrynę z wystawionym towarem, ale inne, zwłaszcza te, gdzie sprzedawano jarzyny i owoce, zajmowały część korytarza stoiskami i koszami. Pochłonięta pościgiem grupka wpadła właśnie na jeden z owych straganów, przewracając kilku niczego niespodziewających się stałych klientów. - Przeklęci narwańcy! wrzasnął sprzedawca, kipiąc z wściekłości. Nihal, tym razem twój ojciec się o tym dowie! Ale Nihal dalej gnała za zbiegami. Biegnąc tak z mieczem w dłoni, czuła się żywa i silna. Niektórzy z jej ludzi już złapali Famminów. Pozostawało tylko schwytanie ich wodza. - Ja się nim zajmę! krzyknęła do swej armii, a następnie zmusiła nogi do dodatkowego wysiłku. Przyspieszyła i zaczęła deptać swojemu nieprzyjacielowi po piętach. Chłopiec prawie czuł jej oddech na karku. Rzucił się na schody, lecz spadł z impetem dwa piętra w dół. Podniósł się obolały, sprawdził, czy jest na właściwym poziomie, po czym wyskoczył przez okno. Nihal wychyliła się: zeszli tak nisko, że pod nimi były już tylko stajnie. Jej ofiara przycupnęła u stóp okna, pośrodku jednego z warzywników centralnego ogrodu wieży. Zeskoczyła bez lęku, wylądowała na nogach i z wycelowanym mieczem rzuciła się na wroga, który już podniósł obie ręce. - Poddaję się - powiedział zdyszany. Nihal podeszła do niego. - Gratuluję, Barod. Jesteś coraz szybszy!

- Jasne. Mając ciebie na karku... - Skaleczyłeś się? Barod obejrzał swoje obtarte kolana. - Nie umiem skakać tak zwinnie jak ty. Tak czy owak następnym razem niech ktoś inny będzie wodzem Famminów, ja już mam dosyć: narobiłaś mi więcej siniaków... Jakiś rozwścieczony głos brutalnie przerwał śmiech Nihal. - To znowu ty! Do kroćset, mam już tego dość! - Oo! To Baar! zaniepokoiła się Nihal. Pomogła Barodowi wstać i pobiegli między główkami sałaty. - Nie macie co uciekać, i tak wiem, kim jesteście! głos nie przestawał krzyczeć. Kiedy dobiegli do końca ogrodu, Nihal zwróciła się do przyjaciela: - Słuchaj, ty idź do domu. Ja się nim zajmę. Barod nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać. Nihal natomiast przywołała cały arsenał swoich sztuczek i poczekała na przybycie wieśniaka, bezzębnego staruszka, którego wściekłość była tak wszechogarniająca, że tryskała z każdej jego zmarszczki. - Już zapowiedziałem twojemu ojcu, że jeśli jeszcze raz cię tu przyłapię, będzie musiał zapłacić mi za szkody! Dzisiaj trzy główki sałaty, wczoraj cukinie... Nie mówiąc już o tych wszystkich jabłkach, które mi ukradłaś! Nihal przybrała skruszony wyraz twarzy. - Baar, tym razem jestem niewinna! Po prostu mój przyjaciel wypadł z tamtego okna, widzisz, o tam... Ja tylko zeszłam, żeby mu pomóc. - Od niepamiętnych czasów twoi przyjaciele spadają do mojego ogródka, a ty przychodzisz im pomagać! Jeśli macie nogi jak z galarety, trzymajcie się z dala od okien! Nihal przytaknęła z miną pełną skruchy. - Masz rację, przepraszam. To się już nigdy więcej nie powtórzy. Następnie spojrzała na Baara z tak anielskim wyrazem twarzy, że wieśniak całkiem dał się na to złapać. - No już dobrze, znikaj. Ale powiedz Livonowi, że będzie go to kosztować kolejne ostrzenie moich sierpów. No pewnie! Dziewczynka cmoknęła w powietrze i wzięła nogi za pas tak szybko, jak potrafiła. Livon mieszkał na piętrze kupieckim, zaraz nad stajniami i wejściem do Salazaru: ciężkimi, wysokimi ponad dziesięć łokci drewnianymi wrotami o dwóch skrzydłach z

wielkimi żelaznymi okuciami po bokach i szerokimi zawiasami. Na zużytym drewnie można było jeszcze dostrzec ślady płaskorzeźb wykonanych w odległej przeszłości. Postacie jednak były bardzo niewyraźne i poza kilkoma jeźdźcami i smokami nic więcej nie dało się tam rozróżnić. Podobnie jak dla wielu kupców, również i dla Livona dom i warsztat stanowiły jedno: w ten sposób oszczędzało się czas, a także pieniądze na ewentualny czynsz. Jedyny mankament stanowił lekki bałagan, uwydatniony przez brak kobiecej obecności godnej tego miana. W dodatku Livon zajmował się płatnerstwem: dom był pełen narzędzi, broni, bloków metalu i kawałków węgla. Nihal z rozmachem otworzyła drzwi. - Wróciłam! zawołała głośno. 1 jestem głodna! Jej słowa pochłonął panujący huk. W kącie pomieszczenia Livon wielkim młotem walił w rozpalony kawałek metalu, a tysiące iskier odrywały się od stali i kaskadą opadały na podłogę. Był to potężny mężczyzna, cały pokryty sadzą, z kruczoczarną czupryną na głowie. Tylko oczy połyskiwały na tej twarzy, która wydawała się kawałkiem węgla. - Stary! wrzasnęła Nihal, ile sił w płucach. - Ach, to ty... rzucił Livon, ocierając sobie pot z czoła. - Nie przychodziłaś, więc zabrałem się do kończenia czegoś na jutro. - To znaczy, że nic nie przygotowałeś ? - A nie ustaliliśmy, że raz w tygodniu ty gotujesz? - No tak, ale... taka jestem zmęczona! - Czekaj, czekaj. Nic mi nie mów. Założę się, że jak zwykle bawiłaś się z tymi szaleńcami. Milczenie. - I jak zwykle na piętrze porzuconych domów. Dalej milczenie. - I być może po raz kolejny skończyliście na polu Baara... Milczenie stało się pełne winy. Nihal otworzyła spiżarnię i wzięła sobie jabłko. - W każdym razie nie przejmuj się. Zjem sobie to - rzuciła, podskakując i umykając z zasięgu ramion Livona. - Do diabła, Nihal! Ile razy ci mówiłem, żebyś nie chodziła się bawić do centralnych ogrodów? Ja tutaj nie mogę się opędzić od ludzi, którzy przychodzą się skarżyć i prosić o darmowe naprawy!

Nihal usiadła ze skruszoną miną. - No tak, ale kiedy się walczy... Livon prychnął zniecierpliwiony i zaczął kroić wyciągnięte ze spiżarni warzywa. - Nie opowiadaj mi takich bzdur! Jak chcesz się bawić, to się baw. Tylko nikomu nie przeszkadzaj! Nihal podniosła oczy do nieba: zawsze ta sama śpiewka... - Przestań biadolić, Stary... Mężczyzna rzucił jej złe spojrzenie. - A nie mogłabyś od czasu do czasu nazwać mnie tatą? Na usta Nihal wypłynął szelmowski uśmieszek. - No już dobrze, tato! Przecież wiem, że jesteś zadowolony, że dobrze sobie radzę z mieczem... Livon postawił przed nią szorstko talerz surowych jarzyn. - To jest obiad ? - To jedzą panienki, które uparcie zachowują się jak chłopaczyska. Gdybyś dotrzymała słowa i sama coś ugotowała, mielibyśmy teraz na stole coś ciepłego. Usiadł i sam też zaczął jeść. Przez jakiś czas przeżuwał w zamyśleniu, po czym podjął: - A w każdym razie nie, nie jestem zadowolony! Nihal zaśmiała się do siebie. Livon wytrzymał jeszcze chwilę, po czym też wybuchnął śmiechem. - No dobrze! Masz rację. Uwielbiam cię taką, jaka jesteś, ale inni... masz już trzynaście lat... no wiesz, kobiety wcześniej czy później muszą wyjść za mąż! - A kto tak powiedział? Zamknąć się w domu i robić na drutach? Ja? Nie mam najmniejszego zamiaru! Ja chcę być wojownikiem! - Nie ma kobiet wojowników powiedział Livon, ale jego głos zdradzał źle skrywaną dumę. - To znaczy, że będę pierwsza. Livon uśmiechnął się i zmierzwił dłonią włosy córki. - Jesteś po prostu okropna! Ja tylko czasami myślę, że jednak przydałaby ci się matka... - To nie twoja wina, że mama umarła - powiedziała z prostotą Nihal. - Nie przyznał Livon, rumieniąc się. - Nie. Nad postacią żony Livona unosiła się zasłona najmroczniejszej tajemnicy. Nihal szybko zorientowała się, że wszyscy w Salazarze mieli tatę i mamę, a ona tylko tatę. Jeszcze

jako mała dziewczynka zaczęła zadawać pytania, na które Livon odpowiadał w sposób mglisty i niejasny. Mama umarła; nie sposób było się dowiedzieć, jak ani kiedy. Ale jaka była? Piękna. Tak, ale jak wyglądała? Tak jak ty, fioletowe oczy i granatowe włosy. Za każdym razem, kiedy temat ów powracał, Livon był wyraźnie zmieszany i Nihal z czasem nauczyła się takich rozmów unikać. - Zawsze mi mówiłeś, że chcesz, żebym wyrosła na silną osobę, żebym podążała za swoimi pragnieniami... Staram się tak robić. Jeśli chodziło o córkę, Livon miał miękkie serce: na te słowa łzy napłynęły mu do oczu. - Chodź tutaj powiedział i przytulił ją tak mocno, że aż zabolało. - Udusisz mnie, Stary... Nihal próbowała się wyrwać, ale tak naprawdę rozkoszowała się tym uściskiem bardziej niż chciała to okazać. Popołudnie poświęcili na swoje zwykłe zajęcie: wykuwanie broni. Livon był nie tylko najlepszym płatnerzem na świecie znanym i prawdopodobnie również na tym nieznanym: był prawdziwym artystą. Jego miecze były niezwykłe, ich uroda tak jaśniejąca, że zapierała dech w piersiach. Potrafiły dostosowywać się do właściciela i uwydatniać jego umiejętności. Wykonywał włócznie zaostrzone niczym kolce i tnące jak brzytwy, ozdobione wijącymi się ornamentami, które nie obciążały ich linii jako nieprzydatne błyskotki, lecz podkreślały ich rysunek. Livon był w stanie połączyć maksimum funkcjonalności ze wspaniałą elegancją. Swoje wyroby traktował jak dzieci, uważał je za swoje stworzenia i jako takie je kochał. Uwielbiał tę pracę, ponieważ pozwalała mu na wyrażanie własnej inwencji twórczej, która wydawała się niewyczerpana, a jednocześnie ekscytowało go wystawianie na próbę swoich umiejętności technicznych. Każda nowa broń była wyzwaniem dla jego rzemieślniczej biegłości, tak więc za każdym razem próbował przeprowadzać śmiałe eksperymenty, używał nowych materiałów, szukał coraz bardziej złożonych form i łączył je z coraz bardziej skomplikowanymi rozwiązaniami technicznymi. Sława Livona była tak wielka, że nigdy nie brakowało mu pracy i od zawsze, trochę z konieczności, a trochę z czystej przyjemności, pozwalał Nihal, aby mu pomagała. Kiedy ona podawała mu młot lub obsługiwała miech, on obdarowywał ją perłami mądrości wojowników. - Broń to nie tylko przedmiot: dla wojownika miecz jest jak kończyna, jest jego wierną

i nieodłączną towarzyszką. To jego miecz i nie zamieniłby go na żaden inny na świecie. A dla płatnerza jest jak dziecko: tak jak natura daje życie istotom z tego świata, tak płatnerz z ognia i żelaza wykuwa ostrze mówił Livon i okraszał swoją wypowiedź głośnym śmiechem. Nie należało się więc dziwić, że przy ojcu żyjącym dla mieczy i mającym wśród swoich stałych klientów żołnierzy, jeźdźców i poszukiwaczy przygód, Nihal wyrosła tak zbuntowana i mało kobieca. Byli zajęci pracą nad jednym z mieczy, kiedy Nihal wyskoczyła z odwiecznym pytaniem. - Stary? Mhmm... Livon opuścił młot na ostrze. - Chciałam się zapytać... Kolejne uderzenie. Nihal przyjęła niewinny i roztargniony wyraz twarzy. - No to kiedy dasz mi prawdziwy miecz ? Młot Livona zawisł w powietrzu. Rozległo się westchnienie, po czym mężczyzna wrócił do kucia stali. - Trzymaj te szczypce nieruchomo. - Nie zmieniaj tematu nalegała Nihal. - Jesteś za mała. - Ach, tak? Ale nie jestem za mała, żeby szukać sobie męża! Livon odłożył młot i opadł zrezygnowany na krzesło. - Nihal, już o tym rozmawialiśmy. Miecz to nie jest zabawka. - Wiem o tym doskonale i wiem też, jak się nim posługiwać, o wiele lepiej niż wszyscy chłopcy w tym mieście! Livon westchnął. Często myślał, żeby podarować Nihal jeden ze swoich mieczy, ale zawsze hamował go lęk, że może zrobić sobie jakąś krzywdę. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że z drewnianym mieczem Nihal potrafi wyczyniać cuda i że niejednokrotnie miała w dłoni prawdziwe miecze, udowadnia, że dobrze zna i wiążące się z nimi ryzyko, i możliwości. Nihal dostrzegła to niezdecydowanie ojca i przypuściła kolejny atak. - No więc, Stary? Co? Livon rozejrzał się dookoła. - Zobaczymy rzucił tajemniczo. Podniósł się i podszedł do półek, na których trzymał swoje najlepsze dzieła, te, które wykonywał bez żadnego zamówienia, tylko dla siebie samego. Wziął jeden ze sztyletów i pokazał go Nihal. - Ten zrobiłem parę miesięcy temu... Była to piękna broń: rękojeść tworzyła pień drzewa, z korzeniami na jednym końcu i

dwiema powykręcanymi gałęziami wystającymi z drugiego końca i rozszerzającymi się na zewnątrz. Inne gałązki skręcały się jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie zlały się z ostrzem. Oczy Nihal zabłysły. - Jest mój ? - Będzie twój, jeśli mnie pokonasz. Ale jeśli to ja wygram, gotujesz i sprzątasz przez miesiąc. - Zgoda! Ale ty jesteś dorosły i wielki, a ja jestem tylko małą dziewczynką, nie? Sam zawsze tak mówisz! Więc żeby wyrównać szanse, będziesz musiał ograniczyć się do tych trzech belek w podłodze. Livon zachichotał. - Uważam, że tak będzie sprawiedliwie. - No to daj mi miecz zażądała Nihal, podekscytowana na samą myśl o położeniu dłoni na stali. - Nie ma mowy! To ja wezmę drewno. Ustawili się oboje na środku sali - Nihal ze swoim drewnianym mieczem w garści, a Livon z kijem. - Gotowa? No jasne! Zaczęła się walka. Nihal nie była obdarzona wielką wytrzymałością, a jej technika w żadnym wypadku nie była bez zarzutu, ale braki te pokrywała intuicją i wyobraźnią. Odpierała każdy atak i robiła skuteczne uniki, wybierała odpowiedni czas na ofensywę i skakała w prawo i w lewo z wielką zwinnością. W tym tkwiła cała jej przewaga i doskonale o tym wiedziała. Nagle Livon poczuł, że przepełnia go duma z tego chłopaczyska o granatowych warkoczach. Drewniany kij wymknął mu się z dłoni i uderzył w stos włóczni opartych w kącie. Nihal przyłożyła mu swoją broń do gardła. - Co robisz, Stary? Potykasz się na takich podstawach? Tak pozwolić się rozbroić małej dziewczynce... Livon odsunął drewniany miecz, wziął sztylet i podał go córce. - Trzymaj, zasłużyłaś sobie na niego. Nihal długo obracała sztylet w dłoniach, ważąc go i próbując jego ostrze na palcu, starając się ukryć, że szaleje z radości. Jej pierwsza broń! - Ale pamiętaj: nigdy nie przechwalaj się przed pokonanym nieprzyjacielem. To w fatalnym guście.

Nihal popatrzyła na ojca chytrze. - Dziękuję, Stary. Była już dość doświadczona, żeby wiedzieć, kiedy ktoś pozwalał jej wygrać.

2. Sennar Nihal już od dziecka zadawała się z bandą chłopaków i razem z nimi szwendała się po Salazarze, wyrządzając różnego rodzaju szkody. I chociaż na początku traktowali ją z pewną nieufnością zarówno dlatego, że była dziewczyną, jak i z powodu jej dziwacznego wyglądu nie trzeba było wiele, aby przyjęli ją do swojego grona. Wystarczyło kilka pojedynków, aby udowodnić, że jeśli chodzi o żywiołowość, to chociaż była dziewczynką, nie miała czego zazdrościć innym członkom paczki. Od kiedy weszła w skład grupy, stopniowo stawała się coraz bardziej lubiana. Potem w walce na miecze pokonała Baroda, ich wodza: od tamtej chwili zaczęli ją wręcz ubóstwiać i sama została przywódcą bandy. Chociaż nie brakowało jej towarzystwa, czasami jednak Nihal czuła się samotna. Wchodziła wówczas na szczyt Salazaru i kontemplowała widok rozciągający się z obszernego tarasu wychodzącego na step: wzrok bez ograniczeń przesuwał się po całej nizinie, a jedyne, co można było dostrzec, to wszechobecna Twierdza Tyrana i wyblakłe sylwetki innych miast. W obliczu tego obrazu Nihal uspokajała się i na moment jej wojownicza natura milkła. To było dziwne: kiedy zachód słońca rozpalał w jeden stos niebo i step, potrafiła nie myśleć o niczym. Czuła tylko jakiś pomruk rodzący się w głębi jej duszy, coś jakby szept w języku, którego nie znała. Od kiedy Nihal zdobyła sztylet Livona, otaczano ją jeszcze większym podziwem: chodziła z ostrzem wiszącym przy pasie, czując się silna niczym rycerz. Wielokrotnie wystawiała go jako nagrodę w różnych bójkach i chełpiła się faktem, że nigdy nie przegrała żadnego spotkania. Pewnego poranka jej trzynastej jesieni Barod przyszedł do niej właśnie z tego powodu: jakiś nigdy wcześniej niewidziany chłopak chciał wyzwać ją do walki o sztylet. Nihal nie kazała sobie tego dwa razy powtarzać i śmiało udała się na dach Salazaru, miejsce wyznaczone dla wszystkich jej pojedynków. Kiedy zobaczyła swojego przeciwnika, trochę zachciało jej się śmiać: był wysoki i chudy, musiał być parę lat od niej starszy i obnosił się ze strasznie potarganą rudą czupryną. Wystarczył jej jeden rzut oka, aby stwierdzić, że atutem jej rywala z pewnością nie jest siła. A tym bardziej zwinność, zważywszy na to, że miał na sobie coś w rodzaju obszernego kaftana opadającego aż do stóp, ozdobionego na piersi geometrycznym haftem. Jak można było

walczyć w takim stroju? Jedyną tajemną bronią tego typa mógł być pewien spryt, który Nihal dostrzegła w jego nadzwyczaj jasnych niebieskich oczach, ale nie przejęła się tym zbytnio: pokonała już wielu nieuczciwych wrogów. - To ty po mnie posłałeś? - We własnej osobie. - I chciałbyś mnie wyzwać na pojedynek. - Zgadza się. - Jesteś małomówny. Nigdy cię tutaj nie widziałam: skąd jesteś? - Przybywam ze skraju Puszczy, ale moją ojczyzną jest Kraina Morza. Mam na imię Sennar, odpowiadając na twoje następne pytanie. Nihal nie rozumiała, dlaczego ten chłopak jest taki pewny siebie: musiał słyszeć o jej sławie, w przeciwnym razie nie wyzwałby jej, należało zatem wykluczyć, że jej nie docenia. - Kto ci o mnie mówił i dlaczego chcesz się ze mną pojedynkować? - Wszyscy tutaj mówią o demonie o spiczastych uszach i granatowych włosach, który tłucze niczym kowal. Powiedz no, nie zapomniałaś przypadkiem, że jesteś dziewczyną? Nihal zacisnęła pięści: wiedziała, że utrata panowania nad sobą przed walką nie jest pożądana, a Sennar, z drwiącym tonem i ironicznym uśmieszkiem przyczepionym do ust, właśnie do tego dążył. - To, co robię, to moja sprawa, a poza tym jeszcze mi nie odpowiedziałeś: dlaczego chcesz mnie wyzwać? - Posłuchaj, nic a nic mnie nie obchodzą te wszystkie bzdury o chwale i honorze, chodzące po głowie dzieciakom, które się z tobą biją. Ja chcę zdobyć twój sztylet, bo jest piękny i dlatego, że wykonał go Livon, który jest najlepszym płatnerzem Świata Wynurzonego. A skoro, aby go mieć, muszę się z tobą pobawić, niech tak będzie. Nihal świerzbiły dłonie, ale nie odpowiedziała na tę prowokację. Uzgodniła z Sennarem zasady potyczki. Kiedy zaczną pojedynek, odda mu z nawiązką. Postanowili walczyć na kije: pierwsze z nich, które zostanie rozbrojone lub upadnie na ziemię przegrywa. Sztylet, trofeum starcia, został uroczyście przekazany najmłodszemu z obecnych. - Pewnie zdejmiesz ten kaftan? - Jestem przyzwyczajony. Dlatego jeśli nie będziesz się czuła upokorzona, kiedy pokona cię ktoś tak ustrojony... Nihal przełknęła kolejną zniewagę. Potem zaczęła się walka.

Tak jak przewidywała, Sennar nie był silny, nie był zwinny, a jeśli chodzi o technikę, był od niej gorszy. Co zatem u diabła sprawiało, że był taki pewny siebie ? Nihal szybko zyskała przewagę: korzystała ze swojej szybkości, żeby wciąż się przemieszczać, dezorientując przeciwnika. Chłopcy wokół zagrzewali ją do walki krzykami i gwizdami. Stopniowo poczuła, że walka podnieca ją coraz bardziej, aż porwała ją całkowicie: zwiększyła prędkość ruchów, odparowała atak, odwróciła się, uderzyła Sennara w bok i przygotowała się do złamania kija, który nieznajomy chłopak podniósł w górę, aby uchronić się przed nadchodzącym ciosem. Już po wszystkim! - pomyślała triumfalnie. Właśnie ten krótki moment pewności odebrał jej zwycięstwo. Sennar popatrzył jej w oczy lodowatym spojrzeniem, uśmiechnął się półgębkiem i wyszeptał coś, czego Nihal nie zrozumiała. Właśnie w chwili, kiedy dziewczynka miała spuścić kij na Sennara, poczuła, jak broń mięknie w jej dłoniach i staje się oślizgła i lepka. Podniosła wzrok: miejsce drewna zajął wielki wąż, który wił się, sycząc. Nihal wydała okrzyk i rozluźniła uścisk. To był tylko moment, ale Sennar nie pozwolił mu umknąć: jedno podcięcie i dziewczynka upadła na ziemię, pokonana po raz pierwszy w życiu. - Zdaje mi się, że mamy zwycięzcę. Sennar wziął sztylet z rąk chłopca, który go trzymał. Przez moment Nihal siedziała jak skamieniała. Potem doszła do siebie i rozejrzała się dookoła. Nie było śladu po wężach. - Przeklęty oszuście, jesteś czarodziejem! Nie powiedziałeś mi tego! Jesteś nieuczciwy! Oddaj mój sztylet! Podniosła się gwałtownie, aby się na niego rzucić, ale Sennar zatrzymał ją dłonią. - Zamiast wrzeszczeć, powinnaś podziękować mi za lekcję. Zapytałaś mnie, czy nie jestem czarodziejem? Nie. Powiedziałaś: „Ja nie walczę z czarodziejami"? Nie. Wyznaczyłaś zasadę, że w walce nie można używać magii? Nie. W takim razie przegrałaś wyłącznie z własnej winy. Dzisiaj nauczyłaś się, że przed walką należy dobrze poznać swojego wroga. I że siła bez inteligencji jest niczym. A teraz przestań marudzić: Livon z pewnością zrobi ci nowy. Na odchodnym dodał: - W każdym razie jesteś silna, nie ma co. - I oddalił się tak samo flegmatycznie jak przyszedł. Nihal nie poruszyła się. Potem z zawstydzonej ciszą publiczności podniósł się glos

Baroda: - Przykro mi, Nihal, ale ten typ ma rację. W odpowiedzi Nihal wymierzyła mu głośny cios pięścią w nos i uciekła, tonąc we łzach. Zbiegała z wieży, pędząc na złamanie karku. Potrącała przechodniów, przeskakiwała przez stragany, przed jedną z oberży przewróciła gliniany dzban z oliwą. Wszystko, czego pragnęła, to schronić się w pocieszających ramionach Livona: on ją zrozumie i obroni, zgodzi się z nią, że ów chłopak to niegodziwiec, i da jej sztylet tysiąc razy piękniejszy niż ten, który straciła. Livon w milczeniu wysłuchał całej historii, którą Nihal szczegółowo zreferowała wśród łez i szlochów, a na końcu wyskoczył z całkiem nieoczekiwanym komentarzem. - No i co z tego ? Trochę to potrwało, zanim Nihal przyjęła cios. - Jak to: „No i co z tego?". Oszukał mnie! - Wcale tak nie uważam. Jeżeli już, to on był sprytny, a ty naiwna. Nihal wytrzeszczyła oczy z oburzeniem. - Dzisiaj nauczyłaś się dwóch rzeczy. Po pierwsze, jeżeli naprawdę ci na czymś zależy, musisz bardzo tego pilnować. - Ale... - Po drugie, kiedy człowiek się pojedynkuje, trzeba wszystko jasno ustalić i poznać swojego nieprzyjaciela. Te same, identyczne słowa, które powiedział jej tamten gad. - Przegrywanie jest częścią życia, Nihal, i lepiej będzie, jak się do tego przyzwyczaisz. Trzeba umieć przyjmować również porażki. Nachmurzona Nihal usiadła z rozmachem na krześle. - Przynajmniej dasz mi miecz... - Miecz? To nie moja wina, że straciłaś sztylet, który ci dałem. Następnym razem będziesz bardziej uważać. - Ale zdobyłam go z takim trudem! A poza tym ty masz tyle tych mieczy, że... Livon uciszył ją gestem dłoni. Jego twarz była poważna. - Nie chcę już więcej słyszeć o tej historii, jasne? Nihal zamknęła się w urażonym milczeniu, a gorące łzy wściekłości żłobiły jej policzki. Przez całą noc rozmyślała. Przegrana strasznie ją paliła, ale przede wszystkim nie

mogła sobie wybaczyć tego, że się rozpłakała. Kręciła się w łóżku i przewracała z boku na bok. Pragnienie zatarcia tej hańby nie dawało jej spokoju. Miała ochotę wyskoczyć z pościeli i zacząć szukać tego typa gdziekolwiek jest, choćby miała zajść na koniec świata. Właśnie kiedy gryzła się, przechodząc od jednego planu zemsty do drugiego, przyszedł jej do głowy pewien pomysł: cała ta historia w gruncie rzeczy dowodziła, że wojownik powinien przynajmniej trochę władać sztukami magicznymi. Koniecznie zatem musiała nauczyć się magii. W rzeczywistości Nihal nigdy nie przejawiała żadnego zainteresowania czarami. Miecz miał dla niej nieskończenie większy urok niż ów ulotny wdzięk udanego zaklęcia. Teraz jednak zdała sobie sprawę, że mogłoby się jej to przydać. A poza tym pokonanie tej kanalii na jej własnym terenie byłoby największą satysfakcją. Oczami wyobraźni Nihal już niemalże widziała tę scenę: Sennar w szponach przywołanego przez nią nie wiadomo jakiego potężnego czaru, błagający o litość i pokornie wyciągający sztylet w jej stronę... Tak, tak musi zrobić. Być może nauka magii zajmie jej wiele lat, ale kogo to obchodzi? Nawet po stu latach odnajdzie tego chłopaka i go pobije. Teraz wystarczyło tylko znaleźć czarodzieja gotowego ją uczyć. Sama nikogo nie znała, ale dzięki tym wszystkim ludziom kręcącym się po warsztacie Livon na pewno znał kogoś, kto byłby skłonny przyjąć ucznia. Nazajutrz rano Nihal oznajmiła swoją decyzję ojcu, który bynajmniej nie zareagował dobrze. - Dlaczego robisz to całe niedorzeczne zamieszanie z powodu jednego wybryku? Już ci powiedziałem, że trzeba umieć przegrywać i im wcześniej się tego nauczysz, tym lepiej. - To wcale nie jest żaden wybryk odcięła się urażona Nihal. Ja naprawdę chcę być wojowniczką, wielką wojowniczką, i aby to osiągnąć, potrzebuję magii. Co ci szkodzi wskazać mi kogoś, kto by mnie uczył? - Nie znam nikogo takiego wybuchnął zniecierpliwiony Li von i miał nadzieję, że na tym się wszystko zakończy. Nihal jednak się nie poddała. - To nieprawda. Doskonale wiem, że czasami sprzedajesz broń z nałożonym zaklęciem. Ktoś musi rzucać dla ciebie te zaklęcia, nie? Przyparty do muru wobec oczywistości faktów, Livon zdenerwował się jeszcze bardziej. Uderzył pięścią w stół do pracy. - Do diabła! Nie chcę, żebyś uczyła się magii!

- Ale dlaczego? - Wcale nie muszę ci się tłumaczyć! uciął krótko i zamknął się w upartym milczeniu. - Jeśli ty mi nie pomożesz, sama kogoś poszukam! - W Salazarze nikogo nie ma. - To pójdę do jakiejś innej wieży. Wcale nie boję się podróżować, wiesz ? - No to rób, co chcesz, i idź sobie! wrzasnął Livon. Do oczu Nihal napłynęły piekące łzy. Nie tylko dlatego, że po latach pokojowego i szczęśliwego wspólnego życia kłócili się po raz pierwszy. Po prostu nagle poczuła się niezrozumiana właśnie przez Livona, którego dotychczas uważała za jedyną osobę będącą w stanie zawsze właściwie odczytać jej myśli i uczucia. Teraz zaś traktował ją jak rozkapryszoną dziewczynkę. Odegnała łzy i popatrzyła na potężne plecy ojca, definitywnie odwróconego tyłem. - Doskonale! rzuciła ze złością. Ale kiedy już miała odejść, zatrzymał ją głęboki głos Livona. - Poczekaj... wymruczał płatnerz, obracając się ku niej. Nihal, ja tylko się boję. No dobrze, wreszcie to powiedziałem. Boję się, że odejdziesz. Dopóki chcesz być wojowniczką, jestem tu ja. Ale nauka magii... Urwał, bo słowa nie przechodziły mu przez ściśnięte gardło. - Czy ty oszalałeś? A gdzie miałabym pójść? Przecież na świecie mam tylko ciebie! Nihal objęła go. - Stary, ty zawsze będziesz moim domem. Livon wzruszył się, ale te słowa wcale nie rozpogodziły jego ducha. Ściskał Nihal w ramionach jeszcze przez kilka chwil, po czym odsunął ją od siebie. - Może znalazłaby się pewna czarodziejka powiedział z wahaniem. Wiedziałam! Cudownie! Radość tryskała z każdej komórki Nihal. A gdzie? - Na granicy Puszczy. Ach... Puszcza była jedynym lasem Krainy Wiatru. Na ziemi takiej jak ta, pokrytej stepem i otwartą przestrzenią, jedyny las wzbudzał lęk: nie było mieszkańca Salazaru, który nie obawiałby się tego miejsca. I Nihal nie należała do wyjątków. - No właśnie, stoi tam pewien dom. Mieszka w nim twoja ciotka. Nihal zamurowało. W ciągu trzynastu lat nigdy nie słyszała o żadnych krewnych. - Nazywa się Soana i jest moją siostrą. To bardzo potężna czarodziejka. - Mamy tak bardzo interesujących krewnych i nigdy mi o tym nie powiedziałeś? Skąd taka tajemnica?

Livon odruchowo zniżył głos. - Tyran nie lubi, kiedy praktykuje się magię na jego ziemiach lub w Krainach z nim sprzymierzonych. Twoja ciotka musiała odejść z Salazaru. Powiedzmy, że... jest w wielkiej przyjaźni z nieprzyjaciółmi Tyrana, i tyle. Nihal poczuła, jak przeszywa ją dreszcz podniecenia: spiskowiec! A niech to, Stary! - Nie muszę mówić, że byłoby mi miło, gdybyś nie chwaliła się tym dookoła. Przed nikim. Czy to jasne? - Ja? Za kogo ty mnie bierzesz?

3. Soana Następnego dnia Nihal z niecierpliwością wyczekiwała momentu wyruszenia w drogę. Miała ze sobą mały bagaż oraz zapas chleba, sera i owoców, do których zabrania zmusił ją Livon, chociaż droga nie miała być długa. Stojąc pośrodku warsztatu, po raz kolejny wysłuchiwała wskazówek i zaleceń Livona. - To ta droga, która prowadzi z miasta na południe, nie możesz się pomylić. - Tak, już mi to mówiłeś. - I zachowuj się odpowiednio. Soana to sroga osoba, nie myśl, że będzie dla ciebie tak pobłażliwa jak ja. - Nie zgubię się, będę grzeczna i nie przyniosę ci wstydu. Dobrze ? Livon cmoknął ją w czoło. - Dobrze. A teraz idź, zanim zmienię zdanie. - Cześć, Stary. Kiedy wrócę, jednym zaklęciem uporządkuję cały dom! Kierując się ku drzwiom, Nihal nonszalancko złapała pierwszy lepszy miecz ze stosu właśnie wykutej broni. Nihal? Dziewczynka odwróciła się z miną niewiniątka. Tak? - Miecz. Nie przypominam sobie, żebym pozwolił ci go wziąć. - A ty miałeś zamiar wysłać mnie w samotną podróż bez żadnej broni? Livon westchnął i poddał się. - To tylko pożyczka. - Jasne! rzuciła Nihal i w podskokach wypadła z warsztatu. Droga widniała przed nią prosta i pewna, niestwarzająca możliwości popełnienia błędu. Nowy miecz chronił bok dziewczynki i stopniowo, w miarę jak zagłębiała się w step, Nihal zaczynała czuć się pogodzona z samą sobą; nawet myśl o odwecie, do tej chwili dominująca w jej głowie, zaczynała blaknąć. Poruszała się wśród traw, otoczona delikatną poranną mgiełką i czuła, jak jesień przenika jej kości. Widok natury od zawsze miał moc uspokajania jej. Jednocześnie jednak, kiedy była sama, otulała ją jej zwykła lekka melancholia, a ów dziwny pomruk wewnętrzny domagał się wysłuchania. Również tego poranka, kiedy szła przez mgłę i jedynym słyszalnym dźwiękiem był chrzęst jej kroków po suchych liściach, było tak, jak gdyby odległe głosy kierowały do niej ciche wezwania. Owe odczucia stały się już wszakże dla Nihal

zwyczajnym, stałym towarzystwem. A ona o to nie dbała: nauczyła się kochać te szepty niczym starych przyjaciół. Pierwsze odnogi Puszczy złowrogo zamajaczyły przed Nihal po kilku godzinach żwawego marszu i właśnie w pobliżu pierwszych drzew dziewczyna dostrzegła chatkę. Zrobiona z prostych drewnianych desek, była naprawdę mała. Nihal poczuła pewien zawód: po wielkiej czarodziejce spodziewała się czegoś więcej. Podeszła do drzwi lekko zalękniona. Postała przed nimi kilka sekund. Ze środka nie dobiegał żaden dźwięk: przyłapała się na nadziei, że może nikogo tam nie ma. Potem wzruszyła ramionami, żeby przerwać ociąganie, i zapukała. - Kto tam? spytał jakiś glos z wewnątrz. - Jestem Nihal. Milczenie, odgłos lekkich kroków kierujących się w stronę wejścia, wreszcie skrzypienie otwieranych drzwi. Przed Nihal stanęła niewiasta naprawdę piękna. Wysoka i kobieca, ciemne włosy okalające twarz, której lekka bladość dodawała nutki podniosłości, czarne jak węgiel oczy, usta pełne i różowe. Miała na sobie długą tunikę z czerwonego aksamitu. To zatem jest jej ciotka? Czy to możliwe, żeby była siostrą Livona? Kobieta patrzyła na nią z zagadkowym uśmiechem. - Urosłaś. Wejdź do środka. Wewnątrz panował przykładny porządek. Drzwi wejściowe otwierały się na salkę, z której można było zobaczyć dwie sypialnie. Kto wie, może istniał też jakiś wujek... Główny pokój był niemal całkowicie obstawiony regałami: przy jednej ścianie wypełnionymi wyłącznie książkami, zaś przy drugiej zarówno grubymi tomiskami, jak i pojemnikami wypakowanymi ziołami i dziwnymi mieszankami. Poza tym mały kominek, a pośrodku pomieszczenia stół, również przykryty książkami. Nihal poczuła się onieśmielona zarówno wyglądem ciotki, jak i tym domem, tak odmiennym od kojącego warsztatu Livona. - Usiądź. Nihal usłuchała. Soana także wzięła krzesło. - Domyślam się, że przysłał cię Livon. Dziewczynka przytaknęła. - Pamiętasz mnie? Nihal była coraz bardziej zbita z tropu. Zatem już się znały! - Kiedy twoja matka umarła, przez jakiś czas pomagałam Livonowi zajmować się tobą. Ale to normalne, że tego nie pamiętasz. Odeszłam, jak nie miałaś jeszcze dwóch lat; te mroczne czasy nie pozwoliły mi przy tobie zostać.

Zapadło kilka minut pełnej zażenowania ciszy. Nihal wolałaby mieć do czynienia z kimś kompletnie nieznajomym niż z osobą, która wychowywała ją, kiedy była mała; poza tym ta kobieta była tak piękna, że czuła się przy niej nieswojo. Nagle powód, dla którego do niej przyszła, wydał się dziewczynce nieskończenie głupi. - Słucham, Nihal. Co cię do mnie sprowadza? Nihal zebrała się na odwagę. - No więc... ja... przyszłam, ponieważ chciałabym, żebyś mnie wyszkoliła. - Rozumiem. - Tak naprawdę chciałabym zostać wojowniczką, w przyszłości poczuła się w obowiązku uściślić. - Wiem. Livon dużo mi o tobie mówi. Ten fakt zdenerwował Nihal: nie podejrzewała nawet istnienia tej kobiety, ona natomiast wiedziała o wszystkim. - Chciałabym jednak nauczyć się też magii, bo sądzę, że jest przydatna. To znaczy, dla wojowniczki. Soana kiwnęła głową niewzruszona. A można wiedzieć, w jaki sposób nabrałaś takiej świadomości ? Pytanie wydało się Nihal tajemnicze, ale postanowiła odpowiedzieć szczerze. Opowiedziała jej całą historię, starając się jednak podkolorować prawdę, tak aby wydawała się bardziej do przyjęcia. Miała nawet dziwne wrażenie, że to, co mówi, wcale nie jest dla Soany niczym nowym. Po wysłuchaniu opowiadania czarodziejka była lakoniczna. - A nie wydaje ci się, że jest to bardzo głupi powód do uczenia się magii? Ton jej głosu był tak twardy, że Nihal zaczęła żałować swojej decyzji. - Nihal, to ważne, żeby twoja motywacja była silna, ponieważ nauka magii jest trudna. Poza tym czarodziej ma władzę nad wielkimi mocami, zatem koniecznie musi być mądry i używać swoich umiejętności dla ważnych celów. Tyran jest nim właśnie dlatego, że używa magii do złego. Nihal próbowała się bronić. - Ja nie chcę poznać magii dla zła czy dla jakiegoś głupiego powodu. Chcę tylko być wszechstronną wojowniczką. W gruncie rzeczy, czy nie była to niemal prawda? - Nie jestem w pełni przekonana, ale chcę dać ci szansę udowodnienia, że mówisz prawdę. Wkrótce przyjdzie tu Sennar. Nihal podskoczyła na krześle. - Jak to: Sennar? - To mój uczeń. Chcę, żebyś uścisnęła mu dłoń i obiecała, że nie będziesz szukała na

nim zemsty za pomocą magii. Nihal poczuła się, jak gdyby w pokoju zerwał się lodowaty wiatr: oto dlaczego zdawało się, że Soana zna całą historię! Jaka była głupia! A przecież Sennar powiedział jej, że pochodzi ze skraju lasu. A więc ten gad został wykarmiony na piersi jej własnej rodziny. Straszliwe podejrzenie zabłysło w jej umyśle. - Czy to ty wysłałaś go, żeby mnie wyzwał? zapytała słabym głosem. - A po co? Dowiedziałam się o tej historii dopiero niedawno, kiedy Sennar mi ją wyznał. A poza tym nigdy nie mieszałabym się w dziecięce sprawy. Nihal zlękła się, że czarodziejka się obraziła. Tak trudno było zrozumieć, co myśli... - Powinien być tu lada moment powiedziała Soana, rzucając spojrzenie przez okno. Nihal została sama z własnymi myślami. Oczywiście, uściśnięcie dłoni Sennarowi było jak zaakceptowanie swej porażki, a o honorze zdecydowanie mogła już zapomnieć. Z drugiej strony, odmowa równała się przyznaniu do faktu, iż naopowiadała Soanie bzdur. W końcu postanowiła przyjąć warunek: obieca, na razie. A swoją zemstę osiągnie kiedyś, nie musi się przecież spieszyć. Sennar wszedł objuczony rozmaitymi ziołami. - Soano, zebrałem wszystko, co ci było potrzebne, mam nadzieję, że teraz mi przebacz... Zaskoczenie ucięło mu zdanie w gardle, ale po chwili dezorientacji chłopak wykrzyknął pogodnie: - O, cześć. Przyszłaś po moją głowę? - Mylisz się, Sennarze. Nihal jest tutaj, aby zostać moją uczennicą i pojednać się z tobą. Prawda, Nihal? Dziewczynka stłumiła obrzydzenie i przygotowała się na najwyższe poświęcenie. Niechętnie podniosła się na nogi, popatrzyła Sennarowi prosto w oczy i żywo uścisnęła mu dłoń. - Nie żywię urazy, przegrałam w uczciwej walce. Tym samym gorzki kielich został wypity do końca powiedziała sobie. - Dobra. Tym lepiej. Idę posortować zioła odrzekł Sennar i wyszedł z pokoju z całym swoim zbiorem. Nihal odetchnęła głęboko, a Soana wreszcie się do niej uśmiechnęła. - Postąpiłaś słusznie. Teraz możesz stawić czoła próbie. Próbie? Czyżby to, co musiała znieść przed chwilą, nie było próbą ? Nihal poczuła, jak jej determinacja zaczyna się chwiać.