Chritine Feehan DARK MELODY Tłumaczenie: franekM
Christine Feehan - Mroczna Seria 12 - Mroczna Melodia
Informacje o dokumencie
Rozmiar : | 888.3 KB |
Rozszerzenie: |
//= config('frontend_version') ?>
Rozmiar : | 888.3 KB |
Rozszerzenie: |
Chritine Feehan DARK MELODY Tłumaczenie: franekM
Rozdział 1 Potrzeba przetaczała się przez jego ciało i wbijała rytm w jego umysł. Muzyka wrzała i ryczała, wypełniając duży bar, drażniąca, nieodparta melodia tak mroczna i napędzająca jak on. Nuty były zgrane z głębi jego duszy, przeniesione przez palce do gitary, którą tulił w ramionach jak gdyby kołysał kobietę. Muzyka była jedną z niewielu rzeczy, które przypominały mu, że żyje, a nie jest jednym z nieumarłych. Czuł wzrok, choć nigdy nie spojrzał w górę. Słyszał oddech tłumu, przepływ powietrza przez płuca, jakby uderzenie pociągu towarowego. Usłyszał pulsowanie krwi płynącej w żyłach, krew, słodka uwodzicielka, drażniła zmysły aż jego pragnienie było tak ciemną obsesją i bezwzględną, jak cień na jego duszy. Oni szeptali. Setki rozmów. Sekretów. Uchwyconych ścierzek. Rzeczy szeptane w barach pod przykrywką muzyki. Słyszał wyraźnie każde słowo, kiedy siedział na scenie z młodym, entuzjastycznym zespołem był zagłuszony. Słyszał szepty kobiet mówiące o nim. Dayan. Gitarzysta Dark Trubadours. Chciały go do łóżka ze wszystkich złych powodów i on chciał je z powodów, które mogłyby je przerazić. Piosenka się skończyła, tłum ryczał, tupanie i klaskanie i krzyki pochwały. Dayan spojrzał na człowieka czekającego przy barze. Cullen Tucker podniósł szklankę wody do niego, unosząc brew. Co my tu robimy? Dayan odczytał wyraz jasno, zapoznając się z ludzkim umysłem. Co oni tam robią? Co zmusiło go, aby przejść do baru, podnieść swoją gitarę i grać dla publiczności? Jego występ tylko zwrócić na ich nieuzasadnioną uwagę. To nie jest bezpieczne. Byli tu aby polować, ale Dajana nie miał wyboru. Musiał być w tym barze. Czekał na coś ... kogoś. Palce Dajana już zabierały się do innego rytmu. Mrocznego. Nastrojowego. Melodia chwyciła go, domagając się wydania. Jego głos uspokajał tłum, kusił, uwodził. Wołał do niej. Rozkazywał jej. Jego kochanki. Jego życiową partnerkę. Jego drugą połowę. Wzywał ją, aby go dopełniła. Aby dała mu emocje, które zniknęły z jego duszy, pozostawiając mu pustą skorupę w której rośnie ciemności. Istoty żyjącej w cieniu, narażone na przyczajoną bestię. Uratuj mnie. Chodź do mnie. Słowa zabierały dech tłumowi słuchającemu muzykę, przynosząc łzy do oczu kobiet.
Pochyliły się bliżej sceny, nie wiedząc, że tak zrobiły. Nieświadome moc jego głos, jego oczu. On zahipnotyzował je. Kusił je. Zmuszał je. On rzucił zaklęcie, niebezpieczny drapieżnik wśród łatwej zdobyczy. Ocal mnie. Proszę uratuj mnie. Jego głos przemykał nad nimi, sączył się przez pory, wsiąkał w mózg tak, że patrzyły na niego całkowicie zachwycone. Głód rósł, odpowiadając na jego wyostrzone zmysły. Ciągle z zamkniętymi oczami, blokował sygnał tłumu, zatracając się w jego piosence, do niej. Jego życiowej partnerce. Jedynej kobiecie, która może go uratować. Gdzie ona jest? Drzwi otworzyły się, pozwalając nocnemu wiatrowi wlecieć do pokoju, rozwiewając zapach zbyt wielu organów zmiażdżony razem w zbyt małej przestrzeni. To był dźwięk bicia serca, które sprawił że podniósł swoją głowę. Serce było słabe i nieregularnie biło zbyt szybko, pracując zbyt ciężko. Dayan spojrzał w górę i dosłownie stracił zdolność oddychania. Była tam. Tak po prostu. Jego płuca płonęły za powietrzem, a jego palce straciło odwieczny rytm. Jego serce zaczęło bić w jej dziwnym rytmie. Dayan wmuszał oddech do swojego organizmie. Najpierw jeden, potem drugi. Zespół patrzył na niego niepewnie. Jego palce zaczęły melodię, której nigdy wcześniej nie grał, jedyną która był tam zawsze, zamknięta w jego sercu. Dimly wiedział, że zespół zaczął wzorować się na nim, po jego prowadzeniu, ale on nie zwraca uwagi na innych. Nie mógł patrzeć z dala od niej, obserwując, jak zatrzymuje się na chwilę, a jej jasnowłosa towarzyszka rozmawiała z kilkoma znajomymi. Co było nie tak z jej sercem? Jego czarne oczy poruszały się po niej zaborczo, znakując ją, domagając się jej. Była mała, zgięta, z bujnymi ciemnymi włosami i ogromnymi oczami. Patrzył, jak ona się porusza, oglądając kołysanie jej bioder. Dla Dayan, była niewiarygodnie piękna. Ona była człowiekiem. Wiedział, że to możliwe, dla niektórych z jego rodzaju, Karpatian, którzy maja ludzkie życiowe partnerki, ale nigdy nie wyobrażał sobie że jego druga połowa będzie jedną z nich. Przystanęła na chwilę, by popatrzeć na niego w szoku, jej szeroko otwarte oczy spotkały się z jego na krótką chwilę. Jej usta tworzyły idealne okrągłe O, gdy go rozpoznała. Ona przekręciła głowę ku wysokiej blondynce, która jej towarzyszyła. Druga kobieta roześmiała się i przytuliła ją prowadząc przez tłum do budki w ciemnym kącie klubu. Usłyszał miękki szmer jej głosu, a jednocześnie jego świat się zmienił. W przypadku gdy przedtem klub były dla niego widoczny tylko w odcieniach szarości, to teraz błyszczał życiem żywymi, oślepiającymi kolorami.
Emocje napełniły go szybko i mocno, tak bardzo, że nie mógł się z nimi uporać. Mógł tylko siedzieć, bardzo spokojnie palcami migać po ukochanej gitarze. Mocno. Jego gitara. To zaskoczyło go tak bardzo, że miał świadomość, łez palących za oczy. Dajan był niemal sparaliżowany przez różne bodźce bombardujące go. Muzykę. Głód. Kolory. Żądzę. To był wulkan, roztopione gorąco, dodatek do jego drażliwego uczucia. I była zazdrości. Mroczna. Niebezpieczna. Zdawał sobie sprawę, że nie lubił, widzieć mężczyzn tłoczących się wokół niej, pochylających się nad nią aby porozmawiać. Od razu ta myśl spowodowała wzrost bestii w nim i musiał zmiażdżyć ją w dół. Był bardzo niebezpieczny w tym stanie. Muzyka wylewała się z niego, przez Niego; dzikie emocje prawie chciały go udusić, został oślepiony mnóstwo kolorów. Wziął głęboki, uspokajający oddech, walczył o kontrolę i wygrał. Co było nie tak z jej sercem? Ciągle z głową pochyloną nad swoją gitarą, ale jego puste czarne oczy utkwione były w jego ofierze, w jedynej kobiecie, która liczy się dla niego. Grał dla niej, wlewając swoje serce do niej, pozwalając aby piękno jego muzyki przemówiło do niej. Chciał, żeby zobaczyła w nim poetę nie drapieżnika. Nie ciemności. Cały czas gdy grał, słuchał jej rozmowy, słuchał dźwięku jej głosu. "Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę on, Lisa. To Dayan, z Dark Trubadours. On jest praktycznie bogiem wśród muzyków. Nigdy nie słyszałam aby ktoś grał taki jak on. Co on na Boga robi z tym zespołem? To był jej głos, delikatny i kobiecy. Mówiła tonem szacunku. Jej palce wybijały rytm na stole, za jego gitarowym refrenem. Lisa pochyliła się w kabinie by być wysłuchana przez hałas w barze. "Słyszałam, że był na wakacjach w pobliżu. Myślę, że on tylko zaglądnął tu dzisiaj, Corinne. Wiem, jak bardzo kochasz muzykę, i ja chciałam sprawić ci niespodziankę. To była jej imię. Corinne. Nawet jej imię pasuje do muzyki w umyśle Dajana. On bezwstydnie podsłuchiwał, aby dowiedzieć się co się dało. Słuchała jego muzyki, jej ciało reagowało naturalnie, ale nie patrzyła na niego z uwielbieniem pogrążona w taki sposób jak inne kobiety w barze. Sposób, w jaki by sobie tego życzył. "Ale skąd wiesz? On nie jest jak każdy, Lisa. On jest geniuszem, kiedy gra. Skąd wiedziałaś, że on będzie tu dziś wieczorem?"
"Bruce - pamiętasz Bruce, Corinne -... Pracuje dla mojego fotografa. Bruce wie, że jesteś wielką fanem muzyki. Zatrzymał się na drinka i zadzwonił do mnie, że członek Dark Trubadours będzie tu dzisiaj grać. Bruce powiedział, że człowiek za barem jest podobno przyjacielem gitarzysty i że jedzie z Dark Trubadours ". Lisa wskazała Cullen. "Każdy ma nadzieję, że to oznacza, że Trubadours szukają nowych miejsc do gry." "Dobrze, że nie preferują mniejszych, bardziej kameralne kluby, ale kto by kiedykolwiek pomyślał, że zagrają tutaj?" Corinne powiedziała. Jej spojrzenie zeszli do Dayan, ich oczy spotkały się, i ona szybko się odwróciła. Uderzenie potrząsnęło go. Jego palce prawie stracili rytm, jego żołądek wydał śmieszny dźwięk i jego mocny oddech uderzył z jego płuc. "Czy on naprawdę, jest taki sławny?" Lisa zapytała, szczerząc się do Corinne. "Jest absolutnie znanych, to poganie." śmiech Corinne był czuły, dokuczliwy. "Jego zespół nie ma umowy ze wszystkimi etykietami. Niektórzy próbują nagrywać ich muzykę na taśmę, kiedy chodzą na koncerty. Taśmy są warte fortunę." "Masz stare płyty i kilka taśm, prawda? " Lisa zapytała. Kolor zmieszania wypełzł na twarz Corinne. "Ciii! Na miłość boską, Lisa, te taśmy są na czarnym rynku. A jeżeli ktoś ciebie usłyszy?" W jej głosie była wina. "Zespół podróżuje i gra głównie w małych miejscach, jak staroświeccy trubadurzy. Tak pewnie wymyślili nazwę." Lisa oparła brodę na rękach. "On patrzy w tą stronę. Przysięgam, Rina, naprawdę myślę, że zauważył nas." "On jest wspaniały. Nie miałam pojęcia." Corinne nigdy nie była tą która stawiała mężczyznę w centrum uwagi, czy to aktora, muzyka czy sportowca. To nie było w jej stylu, była zbyt przyziemna. Ale Dayan przypominał rzeźbę greckiego boga. Był wysoki, muskularny, co dawało wrażenie dużej siły i mocy mięśni bez dużych rozmiarów. Jego włosy były bardzo długie, ale dobrze utrzymany, lśniące jak krucze skrzydła, zebrane na karku i związane skórzanym rzemykiem. Ale to jego twarz, zwróciła uwagę i trzymała Corinne. Mogła być wyrzeźbiona z marmuru. To była twarz człowieka, zdolnego do wielkich zmysłowości, albo wielkiego okrucieństwa. Nie mogła pozbyć się wrażenia niebezpieczeństwa w swojej głowie, gdy spojrzała na niego.
Usta miał piękne, tak jak kształtną szczękę z lekkim niebiesko-czarnym cieniem zarostu - co zawsze jej się podobało w mężczyznach - ale to jego oczy, które ją usidliły. Ona popełniła błąd patrząc wprost na niego. Jego oczy były piękne, w kształcie oczu kota, ciemne i tajemnicze, puste, ale wypełnione tysiącem tajemnic. Czuła się niemal wciągnięta przez jego wzrok, pochwycona przez cały czas. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Zaczarowana. Słowo przyszło do niej znikąd. Była zdecydowanie zahipnotyzowana przez niego. Jego głowa była pochylona w kierunku gitary, ale jego spojrzenie wydawało się skoncentrowane na jej twarz. Lisa, z jej przyciągającym uwagę wyglądem, przyciągał łatwo uwagę i czuła się z tym dobrze. Corinne ledwo oddychała, gdy jego oczy patrzyły na nią. Jej palce zwinięty w ciasną pięści, wbijając jej długie paznokcie głęboko w jej dłoń. Jej serce robiło szalone salta, a jej oddech wydawał się niemal skradziony z jej płuc. "Nigdy nie słyszałam, aby ktokolwiek grać tak pięknie". Jej usta były tak suche, że ledwo mogła wydostać słowa na zewnątrz. "Mógłby siedzieć w swojej sypialni i grać mi każdej nocy," powiedziała Lisa. Rumieniec podkradł się do szyi Corinne rozlał się na jej twarz, na myśl o tym mężczyźnie w jej sypialni. Granie na gitarze nie było tym, co miała na myśli. Obraz, który do niej przyszedł był szokujący. Ona nigdy nie miała na myśli niczego takiego. Nawet z Johnen. Nie tylko wydawała się nielojalna, ale to było zupełnie nie w jej charakterze. Nagle bardzo się bała. Chciała, uciec jak dziecko i znaleźć miejsce, aby ukryć się przed jego hipnotyzującymi oczami i przed dziwnym wpływem jaki wydawał się, mieć nad nią. On ją przestraszył, naprawdę przestraszył ją. Może to była jego muzyka, tak intensywna, tak głodna, podobnie jak jego oczy. "Corinne!" Lisa powiedziała, jej imię ostro, Przerwa na spanie. "Czy wszystko w porządku? Potrzebujesz lekarstwa? Wzięłaś je, prawda?" Miała już chwycić torebkę Corinne i grzebać w niej pospiesznie. Jej głos był na krawędzi strachu. "Czuję się dobrze, Lisa," powiedziała Corinne. "Myślę, że mój bohater zabrał mój oddech tam na chwilę. On jest silny. Chciałabym aby śpiewał ponownie." Zmusiła się do śmiechu. "Oh, tak," Lisa powiedziała sennie, ma seksowny głos. " " Bądź spokojna moje serce "Corinne dokuczała jej, chwytając się gwałtownie za serce. Lisa zaczęła się śmiać, nagle ocierając ze strachem oczach, tak jak Corinne wiedział, że będzie.
Z jego wyostrzonym słuchem, Dayan słyszał każde słowo. On łatwo poukładał rozmowy, wyrzucając je z pamięci, ale nie jej. Corinne. Druga kobieta nazwał ją Corinne. Mimo, że szczęśliwy, wiedział, że udało mu się ukraść jej oddech, był zajęty oceny sytuacji. Lekki. Jakie leki? Co było nie tak z jej sercem? Ważne było, aby dowiedzieć się tego jak najszybciej. Dayan skierował swoją uwagę ku Cullen. Przejdź do dalekiego stolika i nawiąż rozmowę z dwiema kobietami. Pchnął mocno, sprawiając że jego słowa były komendą. Nie lubił wykorzystywać Cullen - nie było to w naturze Dayan używać ktoś kogo lubił - i teraz, mógł po raz kolejny doświadczenie emocji, czuł przyjaźń którą miał z ludzkim mężczyzna. Ale potrzebował emisariusza, kogoś kto będzie działać szybko, zanim Corinne wyrwie się . Mógł czytać jej strach dość łatwo, i nie mógł pozwolić jej uciekać od niego. Cullen odwrócił głowę i zauważył piękną blondynką. Ku jego zdziwieniu poznał jej twarz. Lisa Wentworth. Była modelką często widoczną na okładce czasopism. Normalnie nigdy nie miałby odwagi, by z nią porozmawiać, ale z jakiegoś powodu znalazł się pokonując odległości między nimi. Był zakochany raz w życiu i stracił narzeczoną. Od tego czasu nigdy naprawdę nie spojrzał na inną kobietę. Nie mógł się powstrzymać widząc Lisa Wentworth. To nie był tylko fakt, że była piękna, to było coś promieniującego z głębi niej. "To będzie dla mnie zaszczyt przynieść wam cokolwiek pijecie", powiedział jako pozdrowienie. "Nazywam się Cullen Tucker". Miał nadzieję, że tak rozpoczynając rozmowę, wyróżni się wśród wszystkich mężczyzn patrzących na nią, ale nie próbował podrywać kobiet przez lata. "Lisa Wentworth. Lisa wyciągnęła rękę i błysnęła płomiennym uśmiech, a Corinne wydawała się kurczyć się w ciemnościach, z twarzą lekko odwróconą, jej włosy rozsypane w dół jak jedwabna tarcza. "To jest Corinne. Corinne Wentworth. Cullen uniósł brew w zapytaniu. One w niczym nie były podobne, choć sądził, że obie są piękne. "Co chciałybyście do picia?" "Oboje pijemy tylko wodę," powiedziała Lisa, flirtowny uśmiech błądził na jej miękkich ustach. "Pozwolę ci przynieść ją dla nas, jeśli obiecasz, usiąść z nami". "Zaraz wrócę", powiedział Cullen, zadowolony, że Lisa nie wpatrywała się w Dayan ze spojrzeniem, które rozpoznawał u wielu kobiet. Dowiedział się, że z zespołem podróżuje, kilka groupies dbały, o członków zespołu tylko dlatego, że byli znani i grali w zespole.
"Co robisz, Lisa? syknęła Corinne. "Czyś ty oszalała? Nigdy nie podrywasz mężczyzn. Co ty sobie myślisz? Powiedz mi, nie używasz go do poznania gitarzysty." "Oczywiście że nie. Nie wiem. - Jest coś w nim. Jest słodki On nie patrzy na mnie jakbym, była wieszakiem na ubranie i coś pokazywała To staje się męczące. Nie będzie ci to przeszkadzało aż tak bardzo, jeśli tylko porozmawia z nami? Możesz trochę bardziej wpatrywać się w Dayan, podczas gdy będzie grał. " W głosie Lisy słychać było nutkę nadziei. Corinne wzięła głęboki oddech i pozwoliła mu powoli się wydostać. Ona nie była sprawiedliwa, w stosunku do Lisy. Lisa potrzebowała się zabawić. Opiekowała się Corinne od miesięcy. Corinne ostrożnie ukryła drżącą ręką przed jej wzrokiem na swoich kolanach i zmusiła się do wzruszać ramionami od niechcenia. "Przypuszczam, że mogę to zrobić. Ale nie będę już patrząc na niego. Samo słuchanie jego gry jest przytłaczające. On jest niesamowicie dobry". Oczy Lisy były zwrócone na człowieka przy barze, obserwując go z zainteresowaniem. Jego ramiona były kwadratowe i stał bardzo prosto. Lubiła sposób w jaki patrzył jej prosto w oczy. Było coś innego, coś co, dotknął jej serca. Nie mogła tego określić czy też wyjaśnić Corinne, ale wyglądał jak człowiek z ciężarem świata na swoich ramionach i nikt nie pomagał mu w niesieniu tego ciężaru. A tak naprawdę, lubiła patrzeć na niego. "Zaopiekuję się Cullenem," Lisa powiedziała pół żartem "a ty możesz zabrać się za gitarzystę." Corinne błysnęła kokieteryjnym uśmiechem. "To zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Men taki jak ten łamie serca wszędzie gdzie idzie. Mają ten element zagrożenia, ponieważ są naprawdę złymi chłopcami. Kobiety sądzą, że mogą ich zmienić, ale prawda jest taka, że są źli i nic się z tym nie da zrobić. Jeśli jesteś inteligentną kobietą, tak jak ja, to tylko będziesz patrzeć na nich i fantazjować; nie podchodź w ich pobliże albo poparzysz sobie palce. Ja po prostu posłucham jego gry i będę bardzo szczęśliwa. Cullen przeszedł przez zatłoczony klub z powrotem do kabiny, gdzie siedziały dwie kobiety. Nie miał pojęcia, co miał im do powiedzenia. Blondynka wzbudzała terror w jego sercu. Nie mógł zainteresować się kobietą, nie z grupą morderców węszących po jego śladach. Bardzo ostrożnie postawił butelkę wody przed każdą z nich.
Lisa uśmiechnęła się do niego, stukając obok, pozwoliła Cullenowi usiąść obok siebie. Sala była przepełniona, i było bardzo głośno. Chciała usłyszeć każde słowo tego mężczyzny. Corinne lekko przesunęła się dając Lisie trochę więcej prywatności, aby roztoczyła swoją magię. Lisa zasłużyła aby znaleźć miłego człowieka. Kogoś. Ona potrzebowała kogoś bardzo szybko. Muzyka nadal grała, ale Corinne zauważyła moment w którym Dayan przestał grać. Piękno i przejrzystość odeszła z muzyki, pozostawiając grupę co prawda w dobrą, ale składającą się z braku geniuszu i entuzjazmu. Nie mogła się powstrzymać; ukradkiem szybko spojrzała na niego spod długich rzęs. Wstał, niedbale, niemal leniwym krokiem, który przypominał jej przeciąganie się dużego kota w dżungli. Ostrożnie obchodził się ze swoją gitarą, umieszczając ją na odległej ścianie z dala od wszelkich złodziejski fanów i awanturników. Przez krótką chwilę przyglądał się tłumowi, z którego większość patrzyła na niego pogrążona w zachwycie. Migotanie, które mogło być zniecierpliwieniem przemknęło przez jego twarzy. Odwrócił głowę i spojrzał na nią. Natychmiast poczuła ciężar jego spojrzenia. Płomienne. Głodne. Serce Corinne wydawało się przestać bić. Patrzył na nią - nie na jego przyjaciela, i nie na Lisę, ale wprost na nią. Ich oczy spotkały się w pokoju i od razu czuła, ich hipnotyzujące przyciąganie. Zaklęcie zachwytu. Dayan pochylił się i powiedział coś do gitarzysty i zszedł ze sceny. Przez tłum jego czarne spojrzenie trzymało ją w niewoli. Corinne nie mogła oderwać wzroku. Jej serce wariowało a oddech nie chciał wejść w jej płucach. Ona mogła tylko bezradnie patrzeć na niego, patrzeć, gdy on przeszedł przez pokój, aby stanąć przy jej boku. Co dziwne, nikt do niego nie powiedział ani jednego słowa, żadna samotna kobieta z tłumu. Wszyscy natychmiast ustępowali z jego drogi, tak że zbliżył się do niej bez przeszkód. Stał przy ich stoisku, jego czarny wzrok widział tylko ją. Z bliska był jeszcze bardziej przerażający niż był przez z odległości pokoju. Siła przytuliła się do niego jak druga skóra. I był bardziej niż sexy, był mrocznie zmysłowy. Tak przerażający. Zespół kołysał się w powolnej, sennej piosence, a Dajan schylił się i ujął jej małą dłoń. "Muszę z tobą tańczyć ". Powiedział to tak, jasno, bez ozdabiania, nie martwiąc się o jego wrażliwość. Musiał ją dotykać, trzymać ją zamknąć w ramionach. Musiał wiedzieć, że jest prawdziwa a nie jest wytworem jego wyobraźni. Corinne nie mogła mu się oprzeć z jakiegokolwiek powodu. Pozwoliła mu się zabrać, pociągając ją z ogromną delikatność na nogi, wciągając ją w swoje ramiona, blisko jego ciała. Trzymała swoją dłoni na jego mocnym sercu. Od
razu czuła jego ciepło, poczuła siłę jego ciała, mięśni klatki. Jej serce biło w przyspieszonym rytmie, i czuła się dziwnie. W innym świecie. Świecie marzeń. Unosząc się. Był trochę wyższy od niej, ale pasowała do niego idealnie, jakby była dla niego stworzona. Pochylił swoją ciemną głowę ku niej. "Oddychaj". Szeptał słowa nad jej skórą, a jej ciało ożyło. Tak po prostu. Każdy zakończenie nerwowe. Każda komórka. Jego oddech był ciepły a ramiona były niezwykle silne. Trzymał ją niemal z czułością. To była jakaś magia, i wiedziała instynktownie, że on też to czuł. W jednym momencie zamknęła oczy i pozwoliła się ponieść. Ich ciała przenosiły się razem w idealnym rytmie, jakby tańczyli razem przez całe życie. Jakby się kochali. Coranne przygryzła swoje wargi. To była najbardziej intymną rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła w życiu, a była zamężna. Zdawał się być wszędzie, wokół niej, jego twarde ciało i delikatne ręce. Działy się ciekawa rzecz. Jej serce, zwykle tak niekonsekwentne, walczyło, aby dopasować się bardziej, a nawet pokonując jego. Zauważyła to, ponieważ każdy szczegół był tak ważny. Chciała pielęgnować tę chwilę do końca swojego życia. Muzyka przemieszczała się przez Dayan, tak że stał się muzyką. Kobieta w jego ramionach była już jego częścią. Wiedział, to w jego najgłębszej części duszy. Była tylko ona, jedyna. Czuł walkę jej serce, tak jak czuł jej małe, bardzo kobiece ciało wciśnięte w jego męskie ramiona. Ale sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Była jedyną kobietą dla niego, ale było jeszcze trzeciego serce. Mógł jasno usłyszeć je bijące, gdy trzymał ją przytuloną do siebie. Czuł w niej życie, niewielkie kopanie pod luźnymi ubraniami, które nosiła. Przeniósł jej dłoń pod swoją brodę i trzymał ją jeszcze bliżej, kiedy badał, to odkrycie. Niosła dziecko. Dziecko innego mężczyzny. Ludzkie dziecko. Przez chwilę jego umysł był w chaosie, dziką mieszankę zazdrość, gniewu i strachu, czego nigdy nie doświadczył. Oddychanie pomogło, a on skupił się na tym co najważniejsze. Jeśli dałby jej swoją krew, to może usunąłby jej problemy z sercem, ale co tak wymiana da nienarodzonemu dziecku? mógł czytać jej strach i smutek. Poruszał się z nią, jego ciało było twarde, naglące z bólu, jego umysł zbierał myśli, jego serce i duszę ogarnął prawdziwy spokój po raz pierwszy w jego życiu, nawet gdy jego mózg pracował nad rozwiązaniem tego unikalnego problem. Piosenka się skończyła, a on niechętnie pozwolił jej wymknąć się z ramion, przytrzymując jej rękę, więc nie mogła uciec.
"Nazywam się Dayan." Corinne skinęła głową, prawie bojąc się mówić. Prowadził ją z powrotem do ochrony kabiny. Przemieszczał się łatwo przez tłum, trzymając ją bezpiecznie pod swoi szerokim ramieniem. Dayan dał jej iluzję bezpieczeństwa, dbając, aby nikt nierozważnie na nią nie wpadł. Czy powiesz mi swoje imię? "Poprosił cicho, a jego głos był aksamitnie uwodzicielski sam w sobie. Tylko dźwięk jego głosu tworzył tęsknotę, aby słuchać ponownie Jego śpiewu. "Corinne, Corinne Wentworth. Nie patrzyła na niego, to bolało, był tak przystojny. I seksy. Tak mroczny, niebezpiecznie zmysłowy, że nie chciała być jego żadną częścią. Byli w pobliżu kabiny, bezpieczeństwa. Ona pozwoliła sobie odetchnąć. "Kiedy twoje dziecko się urodzi, Corinne?" spytał, a jego głos miał łagodną nutę. Ona nigdy nie słyszał głos takiego jak jego, hipnotyczny; fascynujący, głos używany w sypialni. Wyszeptany nad jej skórą, dopóki nie płonęła. Jego słowa zatrzymał ją na krótko i spojrzała szybko, z poczuciem winy na Lisę, obawiając się, że może ona w jakiś sposób podsłuchać. Przez chwilę czuła się zrozpaczona. Lisa miała głowy blisko Cullen Tucker i śmiała się z czegoś co mówił do niej. Dayan pochylił się, jego większe ciało osłaniało ją, skutecznie blokując ją od awanturniczego tłumu. Przyszło jej do głowy, że jest sławny i tłum powinien domagać się spotkanie z nim, pchając się do przodu przynajmniej prosząc go o autograf, ale jakoś nikt nie przyszedł w jego pobliże. Nawet kobiety. "Corinne". Zrobił coś z jej imieniem, wypowiedział je egzotycznymi dźwiękami z jego dziwnym akcentem. "Jesteś bardzo blada. Czy chcesz, abym przyprowadził twoją przyjaciółkę do Ciebie i zabrał was na zewnątrz na nocne powietrze? W tym budynku jest zbyt wielu ludzi." "Ona nie wie. Wyrwała jej się prawda, a następnie była przerażona, że tak zrobiła. Co w nim było? Tańczyła z zupełnie obcym mężczyzna, połączona z nim tak, że wydawało się, jakby byli kochankami. Normalnie była skrytą osobą, Corinne miał nieodparte pragnienie opowiedzieć mu, o najbardziej osobistych szczegółach z jej życia. Dayan natychmiast zmienił kierunek, sunąc przez tłum po raz kolejny w stronę drzwi, biorąc ją bez wysiłku. Ona chciała iść z nim. Corinne nie mogła zrozumieć, tego irracjonalnego impulsu. Zimne powietrze powinno przewietrzyć jej w głowie, ale przeniósł swoje ciało bardzo blisko niej, wstrząsając jej odrobiną spokoju, który jej pozostał. Nie mogła myśleć gdy stał tak blisko niej.
Dayan wziął ją w cień. Wszystko w nim podnosiło się domagając się jej tylko dla niego. Chciał ją, potrzebował jej, i jego ciało będzie w płomieniach. Stała patrząc na niego z jej ogromnymi zielonymi oczami, a on był zagubiony. Wiedział, że był stracony na zawsze. "Dobrze – twoje kolory wracają. Twoj przyjaciółka bardzo się o ciebie troszczy, nie mogę sobie wyobrazić, że nie będzie szczęśliwa wiedząc o dziecku..." Corinne podniosła rękę, aby odgarnąć do tyłu dziką masę włosów. "Nie powinnam dawać ci złego wrażenia. Lisa byłaby szczęśliwa z powodu dziecka z wielu przyczyn. Tyle, że ja ..." Ona prychnęła, nie ujawniając mu żadnych szczegółów dotyczących jej osobistego życia. "To skomplikowane". Nagle, w niewytłumaczalny sposób, poczuła się w obowiązku powiedzieć mu wszystko o sobie. Patrzył na nią a jego oczy wydawały się tak głodne. Samotne. Nie wiedziała, co to było, ale nie była w stanie się im oprzeć. On sprawiał że czuła się, jakby została osaczona przez wielkiego kota dżungli. Jego oczy nie mrugały, po prostu patrzył na nią. Całkowicie skupiony na niej. Czasami mogłaby przysiąc, że w głębi nich był czerwony błysk płomienia. "Musisz przestać patrzeć na mnie w ten sposób." Słowa wyszły z jej gardła zanim mogła je przemyśleć, i znalazła w sobie śmiech. Była dorosłą kobietą i zachowywała się zazwyczaj bardzo logiczne. Z pewnością odnosił coraz mylne wrażenie, kim była. Jego uśmiech był powolny i bardzo sexy. Ponownie sprawił nieobliczalne łomotanie jej serca. Powolny ogień tlił się gdzieś w dole jej brzucha. "Patrzę na ciebie?" Jego głos ocierał się o jej skórę, ogrzewał, zwodniczo. Corinne przechyliła głowę na bok i studiowała jego doskonałe męskie cechy. "Wiesz dobrze, jaki jesteś. Masz twarz zadowolonego z siebie mężczyzny. Nie mogę myśleć kiedy patrzysz tak na mnie." "Jak ja patrząc na ciebie?" Zapytał cicho, delikatnie, z nutą czułości skradająca się do jej serca. Jak głodny lampart do ofiary. Ta myśl przyszła nieproszona. Uśmiech, zabłysnął w jego oczach, jak gdyby mógł czytać jej myśli, wywołując jej rumieniec. "Nie przejmuj się. Po prostu przestań." Wyciągnęła rękę, jak gdyby mogła trzymać go z dala od siebie. Miałaś mi powiedzieć o dziecku." I o ojcu dziecka. Nie chcemy zostawić go po za tą rozmową. Chcesz mi powiedzieć. Bezwstydnie "naciskał" ją, musiał to wiedzieć. Ten człowiek nie żyje. Dayan czuło to. Czytał smutek unoszący się w
jej oczach. Zależało jej na innym mężczyźnie wystarczy, aby sprowadzić jego dziecko na świat. Kim był ten mężczyzna? Ujął jej wyciągniętą ręką, lewą ręką, znalazł złoty krążek, symbol ludzkiego małżeństwa, znak głoszący że należała do innego mężczyzny. Myśl ta spowodowało niebezpieczną agresji jego gatunku, i Dajan walczyli aby uspokoić Bestię. On nie zamierza ją przerazić. Jego kciuk pocierał obrączkę niemal w roztargnieniu, tam i z powrotem, delikatnie pieszcząc, uporczywie. Nagląco. Podniósł jej ręki do ust. Cały czas jego czarny wzrok skupia się całkowicie na niej, patrząc wprost w jej oczy. Jego spojrzenie było hipnotyzujące. Dziwnie radosne. Corinne złapała oddech w gardle, gdy jego zęby ocierały się wzdłuż jej palca, jego usta były ciepłe i wilgotne. Skrzydła motyla trzepotały w jej brzuchu. Jego zęby delikatnie szarpnęły jej złotą obrączkę. Wrażenie było tak erotyczny, że się wzdrygnęła. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, całkowicie zafascynowana nie pamiętając, aby uwolnić swoją rękę. "Opowiedz mi o dziecku, kochanie", nalegał, jego głos był niski, prawie mruczący. Dotknął jej umysł bardzo delikatnie, z wielką starannością. Walczyła z przymusem, aby powiedzieć mu, co chciał wiedzieć, ale była człowiekiem, a on był starożytny, jednym w długiej linii dominujących mężczyzn. Był zbyt silny dla niej aby mogła się oprzeć. Corinne przycisnął swoją dłoń osłaniając dziecko. Wiatr bił w ulicę, wzdymając liście i odpadki w wirujący wir. Nieświadomie, przeniosła się w głąb schronienia jego ciała. "Dorastałam z Lisą i jej bratem John." Ona nagle przestała mówić, jej gardło zamknęło się ma jego imieniu. Na imię miał John. To imię przebiło go jak nóż. Gdy mówiła, ból odzwierciedlał się w jej oczach, powiedział mu, jak wiele ten mężczyzna znaczył dla niej. John. Dayan nigdy nie lubił tego imienia. Nie chcę słyszeć dźwięku jej głosu, gdy wypowiadała to znienawidzone imię. Corinne obracała nerwowo obrączkę. " Nasza trójka miała trudne dzieciństwo, więc jak przypuszczam, byliśmy sobie bliżsi, niż większość. John i ja ... inaczej." Ona spojrzała ukradkiem szybkie na niego spod ciężkich ciemnych rzęs. Nie chciałaby mu wyjaśnić, co te słowa znaczyły. Nie znała go, nie wiedzieć dlaczego wydawało jej się że może mu zaufać, gdy był dla niej
zupełnie obcym człowiekiem. Nie wiedziała, dlaczego jej ciała zdawał się znać go. Pożądać go. Corinne odsunęła jej niesforne myśli daleko, koncentrując się wyłącznie na tym ile mogła mu powiedzieć ... albo nie mówić. Dayan zbadał jej umysł, chcąc wyjaśnić "różnice". Złapał szybko cenzurowane zdjęcia. Telekineza. Ona może przenosić obiekty za pomocą swojego umysłu. Oczywiście, miała zdolności psychiczne. Musiałaby mieć zdolności paranormalne, jeśli była jego prawdziwą życiową partnerką. Dajan nie miał sposobu, aby wyjaśnić jej dokładnie, co oznacza życiowy partner. Jak mógł jej ujawnić, że pochodził z innego gatunku? Który przebywał na ziemi przez tysiąc lat? Że potrzebuje krwi, aby przeżyć? Dayan patrzyła na swoje palce obracające niewielkie złote kółeczko. Z każde dotknięcie, każdym skokiem, jego żołądek ściskał się mocniej i mocniej. Próbował oderwać swój wzrok z powrotem na jej twarz, ale mały ruch zdradzał jego zafascynowanie. Corinne wzruszyła ramionami. "Aby skrócić długą historię, John i ja byliśmy małżeństwem i on został zamordowany kilka miesięcy temu. I nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży. I nie powiedziałam nic Lisa bo ... cóż ... Zawahała się, szukając słów. To sprawiło że przyniósł jego ciemne spojrzenie z powrotem na jej twarz. Czuła, że wpływ jego spojrzenie koncentruje się na niej aż do kości. Jego ręce przykryły jej, wyciszając nerwową grę palców na jej obrączce. Jej serce podskoczyło, ciekawe uczucie, które ją zaniepokoiło. Jego czarne oczy nie opuszczał jej twarzy. Ani jeden raz. I jeszcze nie mrugnął. Czuła się niemal tak, jakby zapadała się do przodu w te dziwne, hipnotyczne oczy. Co za różnica, jeżeli myślał, że to była przypadkowa wpadka? Ona nie pytała o jego sympatie, ani też nie chciała. Ona nie mówi mu swojej historię aby ją polubił. Dlaczego opowiadała mu swoją historię? Jej podbródek podniósł się i patrzyła na niego niemal wyzywająco. "Mam problemy z sercem." Mógł uciec jak króliki i byłaby bardzo szczęśliwa. Był komplikacją, fantazją, najgorszym rodzajem "złego chłopca", i nie chciała żadnej jego części. Dayan dotknął jej umysł bardzo delikatnie. Złapał obraz szpitali, maszyny, niekończących się testów. Jej pytanie o listę oczekujących na przeszczep serca. Lekarz po lekarzu kręcili głowami. Miała ciężkie alergie. Ona łatwo mogłaby się wykrwawić, za bardzo. Specjaliści byli zdumieni że żyła tak długo. Dayan potarł mostek nosa w zamyśleniu, jego oczy intensywnie wpatrywały się w jej twarz. "Tak więc dziecko jest następnym niebezpieczeństwem. Lisie się to nie spodoba."
Corinne wypuściła swój oddech. To była prawie ulga komuś powiedzieć. "Nie, Lisie nie spodoba to wszystko. Ona będzie tak przerażona." Corinne czeka, aż nie będzie możliwości, aby Lisa spróbować porozmawiać z nią o dziecku. Chciała dziecka. Jej małej dziewczynki. Jeszcze długo po jej śmierci, po śmierci Jana, ich córka będzie żyć i oddychać, bawić się i biegać, i miejmy nadzieję prowadzić całkiem normalne życie. Corinne miała absolutną wiarę, że Lisa będzie cenić i kochać dziecko. Wyciągnęła ręce z dala od nigo kładąc je ochronnie na niewielkiej wypukłości, gdzie odpoczywało dziecko. "Jesteś bardzo mała. Jak wysoko jesteś?" Nawet gdy słowa opuściły jego usta, dziwili się, że mógł je wypowiedzieć. We wszystkich jego wyobrażeniach, nigdy nie myśli się zada takie pytanie. Gorąco rozkwitło i rozprzestrzeniło się. Poczucie przynależności. Dziwne, czuł się tak, jakby już byli rodziną. "Lekarze są trochę zaniepokojeni, ale wygląda dobrze. Ona rośnie zdrowo. Oni powiedzieli mi, że to dziewczyna. Jestem w szóstym miesiącu". Jego oddech uwiązł w niepokoju. Była bardzo chuda. "Czy lekarze obawiają się o twoje problemy z sercem? Czy oni nie uważają tej ciąży za ryzykowną? Być może bardzo niebezpieczną?" Jego głos był nadal łagodny jak nigdy, ale to miało wpływ na nią, że nie może się go pozbyć. Brzmiał tak, jakby upominał ją w jakiś sposób i oceniał to, co ona zamierzała zrobić w tej sytuacji. Corinne czuła się zmuszona mu odpowiedzieć, chociaż to nie było tym czego chciała. "Moje serce ma wystarczająco dużo kłopotów z pracą tylko dla mnie, a co dopiero także dla dziecka", ona przyznała niechętnie. Jej palce po raz kolejny znalazły złoty krążek i zaczęły nim kręcić, w nerwowym nawyku zdradzając wewnętrzne zamieszanie. Dayan pokiwał głową, tak jak jego całe ciało ścisnęło się w proteście przeciwko, na ten mały gest. "A twój mąż -" Wymusił te słowa pomimo faktu, że chciały wbić mu się w gardło. "Dlaczego został zabity?" Nie mógł się powstrzymać, wyciągnął rękę i chwycił ją, przyciągając jej dłoń do jego klatki piersiowej, tuż nad jego sercem, skutecznie powstrzymując ją od ponownego dotykania obrączki. Wzrok Corinne poleciał do niego. Prąd przeskoczył między nimi. Powietrze skwierczało od ładunku. Odkryła, że trudno jej myśleć z jego czarnymi oczy hipnotyzującymi ją i jego dotykiem rozpraszającym jej zmysły. Omawianie zabójstwa męża z nim powinna być niemożliwe, a jednak znalazła słowa które to umożliwiły. "Policja nie znalazła motywu. Zabójcy nawet nie zabrali jego portfela."
Ale ty znasz motyw. "Oświadczył. Corinne czuła, to samo pragnienie, aby wyznać, każdy szczegół. Normalnie, ona zwierzyła się Lisa i nikomu innemu, ale Corinne nie powiedziała ani słowa Lisa o dziecku lub własnych podejrzenia o śmierci Johna. Po co na boga opowiadała zupełnie obcemu człowiekowi każdy swój sekret? "John mógł robić rzeczy, które nie były uważane za normalne. Około rok temu, udał się na uniwersytet i ktoś tam powiedział o jego talentach. Stamtąd został skierowany do centrum, gdzie były testowanr zdolności parapsychiczne. Morrison Center for Psychic Research. John wierzył, że może on być w stanie pomóc w jakiś sposób ludziom, wykorzystując swój niepowtarzalny dar. Niemal natychmiast po ustaleniu wizyty w centrum, powiedział mi, że myśli, że jest śledzony. " Cofnęła rękę. "To nie jest coś, co chcesz usłyszeć". "Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo zainteresowany. Wszystko o tobie mnie interesuje." Rozdział 2 "Corinne!" Lisa wypadła z klubu z Cullenem podążającym jeden krok za nią. Była oczywiście zdenerwowana, jej piękna twarz zdradza jej niepokój. "Rina, jesteś chora? Tak mi przykro, powinnam była zwrócić większą uwagę." Chwyciła za jej torebkę chroniąc ją. "Wszystko ze mną w porządku Lisa," natychmiast odpowiedziała Corinne. Odsunęła się od Dayana, ale jakoś też się przesunął popychany falą mocy, tak aby osłonić jej ciało od rosnącego wiatru. Corinne spojrzała na jego wyrzeźbione rysy i ponownie znalazła swoje serce w gardle. Co w nim było? Jak mógł tak łatwo pozbawić ją oddechu i zdrowego rozsądku tylko patrząc? Tylko się ruszając? "Wyszliśmy po prostu porozmawiać z dala od zgiełku", Dayan wycedził, uśmiechając się leniwie, jego zęby błysnęły bielą w ciemności. Niedbale przejechał ręką przez jego lśniące hebanem włosy, udając że tarmosi je bardziej. Pasemka w zamieszaniu spadły na jego czoło, co spowodowało że wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjne niż kiedykolwiek.
Kobiety zamieniły się w mgnieniu oka, przewracając oczyma w pełnej zgodzie podczas gdy Corinne stłumił jęk. Jak jakiś mężczyzna może być tak rzeczywisty i przystojny i zachowujący tak jak on? Corinne poruszyła ustami "zły chłopiec" w kierunku Lisy, co wywołało jej śmiech. Lisa pochyliła się w jej pobliżu szepcząc: "Tylko ty możesz spojrzeć na mężczyznę zbyt seksownego by był prawdziwy i zmniejszyć jego niesamowite piękno do "złego chłopca". Corinne czuła się jak oszustka. Lisa nie myślała że Corinne była najmniej podatną na ciemną zmysłowość Dajana. Ale była więcej niż wrażliwa. Była zachwycona, pod wrażeniem jego czaru. Ona nawet przez krótki czas nie zastanawiała się, czy jego piosenki, lub jego głos, mógł w jakiś sposób ją zahipnotyzować. Dayan sięgnął i przypadkowo wyciągną torebkę Corinne z rąk Lisy, a następnie oddał ją Corinne. Byłby rozbawiony jej myślami, gdyby jej serce nie jąkało się ponownie, a jego praca niepokoiła go niezmiernie. Jak mógł to naprawić bez szkody dla jej dziecka? Jego oczy zaborczo przesuwały się po twarzy Coranne, gdy patrzył jak wyciąga mały pojemnik ze swojej torebki i połyka małą pigułkę. W ten sam łatwy sposób, który zawsze wykazywał złapał nadgarstek Corinne i podniósł go by go zbadać. "Dlaczego nie nosisz medycznej bransoletki? W nagłych wypadkach to ostrzeże obcych, jak ci pomóc". Lisa odrzuciła swoją blond głowę. "Nareszcie! Ktoś z odrobiną rozumu, w przeciwieństwie do Riny. Ona nigdy nie słucha nikogo." Mały zmysłowy uśmiech szarpał ciężko krawędzie usta Dayan. Pochylił się blisko do Corinne więc jego ciepły oddech mieszał pasma włosów na jej skroni. "Nie słuchaj innych?" "Jestem całkowicie zdolna do podejmowania własnych decyzji," Corinne poinformowała go, jego głos był lekko wyniosły, gdy wszystko czego naprawdę chciał, to dotknąć ustami jej ręki. Z bliska okradł ją z oddechu. Rozsądku. "Do tej pory", Dayan skorygował z nieskończoną delikatnością. Jego głos był bardzo miękki, jak aksamit, szeptał zmysłowo nad jej skórą, wywołując jej dreszcz. Podniósł jej rękę do swoich doskonale uformowanych ust, przetarł opuszkami palców po swoich wargach. Jej serce zacinało się; a skrzydła motyla muskały jej brzuch. Przez chwilę mogła tylko patrzeć na niego, zatracona w jego magii. Ona odciągnęła wzrok od jego oczu, cofając rękę zwijając palce w dłoni, zatrzymując jego ciepło.
Cullen patrzył na Dayan w szoku. Był zakwaterowany z ich liderem przez kilka tygodni podczas trasy Dark Trubadours i jeszcze nigdy nie widział Dayan wykazującego najmniejszego zainteresowania do jakiejkolwiek kobiety. Teraz język ciała Dayan krzyknął, że czuje instynkt ochronny, nawet zaborczy w stosunku do Corinne. Było coś innego, coś w oczach Dayan, czego nie było tam nigdy wcześniej. Migotały coś niebezpiecznego. Cullen zapewniał Lisę, że jej siostra jest całkowicie bezpieczne z Dayanem, ale teraz nie było tego taki pewne. "Być może lepiej będzie jeśli zejdziemy z wiatru" wycedził Dayan. "Cullen, eskortujmy je do samochodu, a następnie pójdę po moją gitarę". Jego matowy głos przechodził przez skórę Corinne ponownie jak dotyk palców. Ona zadrżała w reakcji na to. Od razu przyciągnął ją do schronu swoich ramion. "Powinienem był sobie zdawać sprawę, że jest zbyt zimno tu dla Ciebie," powiedział cicho, przepraszająco, jego ciepły oddech ogrzewał jej szyję. Jego ciało było gorące i mocne naprzeciw miękkiej satyny chłodnej skóry. "Byłem samolubny, chcą zatrzymać ciebie dla siebie. Spojrzał na Lisa, i niespodziewanie znalazła się na czele ludzi idących do jej małego sportowego samochodu, zastanawiając się, dlaczego nagle tak ważne jest, aby zabrać Corinne z wiatru. Dayan zachowywał spokój, pomagając usiąść Corinne na przednim siedzeniu. "Gdzie możemy się z wami spotkać, jeżeli chcemy pozmawiać w atmosferze ciszy?" Poprosił cicho, jego czarne oczy nagle spoczęły na twarzy Lisy. Lisa zamrugała i podała swój adres, coś, czego zwykle nigdy nie robiła. Corinne patrzyła na nią z przerażeniem. Lisa z poczuciem winy zamknęła dłonią usta i patrzyła, jak Dayan mimochodem sięga przez Corinne do zapięcia jej pasów bezpieczeństwa. Corinne. On pachniał przyprawami i lasem. Całkowicie męski. On jeszcze bardziej zmniejszył przestrzeń małego samochodu. Jego broda ocierała się o włosy Corinne. "Nie jestem seryjnym mordercą, choć miło jest wiedzieć, że masz jakiś instynktu samozachowawczy." Zamknął drzwi szokując ją swoją wypowiedzią, jego arogancją, jego uśmiechem złego chłopca, który był bardzo widoczny. Lisa umieściła głowę na kierownicy. "Nie mów tego, Corinne. Nie wiem o czym myślałam, podając mu nasz adres, tak po prostu - nie wiem, za dużo. Nie
mogłam przez chwilę myśleć tam z jego oczami patrzącymi na mnie, tak jakby widział przeze mnie. Przykro mi. Nie sądzisz, że to jakiś wariat, prawda? " "Myślę, że jesteśmy szalone". To była ulga być z dala od siły oddziaływania Dajana. Sprawiał że Corinne czuła się jakby straciła kontrolę. Kołowrotek szaleństwa. Dzikość. Sexy. Pragnienie. "I zrobił uwagę że nie jest seryjnym mordercą. To była pocieszająca wiadomości, chyba że seryjni mordercy regularnie wypowiadają takie oświadczenia przed dziwnymi kobietami". Obie kobiety, wybuchły śmiechem, rozwiewając większość napięcia w samochodzie. Corinne odkryła że ponownie może oddychać, myśleć, gdy Lisa wrzuciła samochód na biegu i zatrąbiła włączając się do ruchu. "Tak więc, interesujesz się Cullenem? Bo on na pewno tobą." Corinne potarła dłońmi w górę i w dół ramion, dokładnie w miejscu gdzie Dajana ją trzymał. Dziwne, że mogła nadal czuje go blisko niej. Ona mogła wyczuć jego zapach na sobie i był on dziwnie pocieszający. "Naprawdę uważam, że Cullena jest wspaniały," przyznała Lisa. "Wiesz, jak ja nienawidzę być traktowana jako dekoracyjna lalka na ramieniu dużego faceta. Z nim się tak nie czułam, ani jeden raz. Jest miły, Rina. Bardzo miły. I kiedy zdałam sobie sprawę, że ciebie nie ma, był taki słodki, zapewnił mnie, że Dayan nie jest playboem polującym na kobiety. Prawda jest taka, że wpadłam w panikę. I nie czuję się komfortowo, gdy nie ma cię przy moim boku. " Rzuciła Corinne szybki, złośliwy uśmiech, gdy ona przejechała przez trzy kolejne znaki stop i o mało nie wjechała na krawężnik. "To brzmi jakbym miała dwa lata i bała się wyjść bez mamy. Cullen jest uroczy, choć nie w miły sposób." Ona szarpała za rękawiczkę Corinne. "A to znaczy?" "Co, co znaczy?" Corinne próbowała wydawać że nie rozumie, ale rumieniec powoli wkradł się na jej szyję i twarz. "Wiesz dokładnie o co mi chodzi," powiedziała Lisa oskarżycielsko, jej oczy się śmiały. "Ten taniec." "Och, to". Corinne odgarnęła obiema rękami jej lśniącą masę włosów i zebrała je na karku, gest gruntownie seksownym. "To było ogniste. Lisa gwiazdą. "Ogniste? Nie tylko gorące?" Corinne potrząsnęła głową uroczyście. "Absolutnie, całkowicie ogniste. Ten mężczyzna jest śmiertelnie niebezpieczny i nie powinno się mu pozwolić żyć blisko populacji kobiet."
"Jestem wierząca. Zawsze byłaś odporna na mężczyzn. Jeśli udało mu się ciebie rozpalić, powinno się go zdecydowanie gdzieś zamknąć ". "Gdzieś, gdzie możemy jeszcze na niego patrzeć," Corinne zasugerowała z lekkim uśmiechem wijącym się na jej miękkich ustach. Intrygujący dołeczek pojawił się na nich na krótko, a następnie stopniał, pozostawiając Lisę zastanawiającą się, gdzie zniknął. "Lubisz go." oświadczyła Lisa. Wiedziała, że jest nadopiekuńcza w stosunku do Corinne. Ale Corinne była bardzo wrażliwa. Mężczyzna taki, jak Dayan może łatwo zwalić ją z nóg. Każdy, kto na niego spojrzał mógł zobaczyć, że był niebezpiecznym człowiekiem. Gwiazdą rocka, muzykiem. Połowa populacji kobiet było za nim. Ale było coś w sposobie w jaki patrzył na Corinne ... "Lubię go?" Corinne powtórzyła słowa w zamyśleniu. "Nie sądzę, że jest człowiekiem, który inspiruje takie mdłe słowo jak lubię. Czuję się bezpieczna, gdy jestem z nim, i jeszcze zagrożona w tym samym czasie. To nie ma sensu. Robiłam i mówiłam rzeczy całkowicie sprzeczne z moim charakterem. Co jest bardzo dziwne, Lisa, czuję się jakbym znała go od zawsze, tak jakbym miała z nim być. " Wzięła głęboki oddech i pospiesznie powiedziała. "I ja nie mogę na niego patrzeć bez uczucia jakbym skakała do łóżka. Na początku myślałem, że to, dlatego że kocham jego muzykę. Odkąd natknęłam się, na stare LP, pracowałam nad zbieraniem wszystkiego o Dark Trubadours co tylko mogłam . Wiesz, pułapka idol, w którą od czasu do czasu wpadają kobiety, gdy muzyk jest dziełem boskiej istoty. Ale myślę, że raczej płomienia i jestem trochę jak ćma lecąca zbyt blisko niego. To się nazywa chemia. wybuchowa, naturalna chemia ". "Naprawdę?" W głosie Lisy było wyraźnie zainteresowane. Uniosłą jedną brew w zapytaniu. "Powiedz o wszystkim Corinne. Czy mówimy o seksie?" "Widziałaś go. On emanuje seksem. Nigdy nie spotkałam nikogo takiego, nawet z daleka. Zawsze myślałam, że nie jestem seksy. Rozmawiałyśmy o tym pamiętać, ? " Lisa skinęła głową uroczyście, pędząc wokół następnego zakrętu, mijając zaparkowany samochód o pół cala. Corinne była tak przyzwyczajona do jazdy Lisa, że nawet nie drgnęła. Klakson zatrąbił na nie, a Lisa błysnęła wesołym uśmiechem i pomachała wesoło, odcinając kierowcę, od dostania się na jej kolejkę. "Myślałam, że to dlatego, że to był twój pierwszy raz," Lisa odpowiedziała ostrożnie ". Początek bez Johna. Miałaś trudny okres". Corinne zawsze była uczciwa wobec Lisay odnośnie swojego życia z Johnem. Wszystko
było komfortowe między nimi, z wyjątkiem sypialni. Corinne winiła siebie, wierząc, że po prostu nie miała silnego popęd płciowego. "Bardziej prawdopodobne, że to sprawa chemii, ponieważ, uwierz mi, ten mężczyzna i ja mamy pewnego rodzaju atrakcyjność. Nie jestem pewna, czy mogłabym zaufanie siebie pokoju sam na sam z nim" Corinne rozmyślała na głos, wstrząśnięta jawną odpowiedzią jej ciała. "Być może natknęłaś się wcześniej na niego w tłum Lisa, ale dla mnie jest to całkowicie nowe i bardzo niewygodne pierwsze doświadczenie. Może doprowadzić kobietę w trzydziestu kroków do zguby." Corinne westchnęła i ponownie odgarnęła swoje włosy. "Czuję się winna przez Johna." Wyznała. Lisa skrzywiła się ponuro. "Nie bądź głupia, Rina. John, nie nienawidziłby cię za to co mówisz. Kochał cię jak szalony, ale obie wiemy, że nie kochałaś go w ten sam sposób. Sprawiłaś że był szczęśliwy, dobrze o tym wiesz, i za to dziękuję z głębi serca. Zawsze byłaś dla nas obojga. " "Kochałam Jana:" Corinne powiedziała: "i strasznie za nim tęsknię." "Wiem, że go kochałaś. Nie powiedziałam, że nie. On już nie wróci, i chciałby, żebyś była szczęśliwa. Wiesz, że chciałby." Lisa zajechała samochodem na podjazd do ich domu. Jej niezwykły, elegancki i egzotyczny wygląd pomógł zapewnić pieniądze na piękny dom w ekskluzywnej dzielnicy. Obie kobiety cieszyły się patrząc czasami na ich domu. "Oczywiście, że nie wiem, czy on zaakceptowałby Pan Sex. O czym rozmawiałaś przez cały ten czas? Sama. W ciemności" dokuczała Lisa. "O dziecku". Wyrwało się Corinne, chcąc wyznać wszystko. Jak mogła powiedział całkowicie nieznajomemu przed powiedzeniem ukochanej szwagierce? Coś w głosie Corinne ostrzegło Lisę, że nie jest to wesoły temat. Lisa zatrzymała palce przekręcające kluczyki w stacyjce, z drugą rękę zaciśniętą wokół kierownicy. "Przepraszam, myślałam, że powiedziałaś o dziecku. Dlaczego rozmawiałaś z nim o dziecisch? Mam nadzieję, że powiedziałaś mu, że dzieci są wykluczone." W głosie Lisy wystąpił ostry ton. Od razu jej oczy badały postać Corinne, ubranej w dżinsy i luźny top. Corinne odwróciła się od oskarżenia w jej oczach. "Nie wiedziałam, Lisa, przysięgam, że nie wiedziałam. Rankiem, w dniu kiedy zginął John kochaliśmy się. Po tym jak został zamordowany, wszystko było tak straszne, że nie myślałam o tym przez kilka miesięcy. Wtedy zauważyłam że byłam nienormalnie zmęczona. Bardziej niż zwykle. Tak było przez cały czas, więc po
prostu nie przyszło mi do głowy że po prostu mogłam być w ciąży. Ale wtedy, kiedy byłam tak chora, poszłam do lekarza. Pamiętasz, że miałam przez jakiś czas pozostać w łóżku? ." "Jesteś w ciąży? Jesteś w ciąży teraz?" Lisa podniosła koszulkę na brzuchu Corinne aby go obejrzeć. "Musisz być w szóstym miesiącu i nic nie widać." Było to oskarżenie. To był zarzut. Ale zobaczyła małą wypukłość, gdzie powinien być płaski brzuch Corinne. Corinne złapała za rękę Lisa na sobie. "Chodź, Lisa, możemy przejść przez to razem, tak jak zawsze robiłyśmy." Lisa potrząsając głową w zaprzeczeniu, łzy płynęły z jej oczu. "Nie możesz mieć dziecka. Lekarz powiedział, że nie możesz. Używaliście zabezpieczenia. Pamiętam, że byliście zaniepokojeni, kiedy powiedziano wam, że jeżeli będziecie mieć dziecko to będzie dla ciebie wirtualny wyrok śmierci. John przysiągł, że nie pozwoli ci na taką szansę. Przysiągł mi to. Wymusiłam na nim tą przysięgę ". "Musiałam odstawić antykoncepcję kilka miesięcy temu. Braliśmy ostrożni i zawsze byliśmy ostrożni." W ciągu kilku ostatnich miesięcy przed śmiercią, John zaczął narzekać na prezerwatywy. Po pigułkach Corinne było niedobrze i tak to się stało. Nienawidził wszystkiego innego, gdyż było to "inwazyjne". "To był tylko jeden raz. Wiedziałam lepiej, ale nie myślałam o tym zbyt wiele w tym czasie." John stał się niecierpliwić jej niedoskonałością. Corinne nie obwiniała go. Chciał aby czuła do niego to samo, co on czuł do niej. Jak mogła wyjaśnić, że czuła się winna, że nie czuła pociągu seksualnego do Jana w sposób, jaki potrzebował aby go czuła? Kochała John - wiedziała, że go kocha. Kochała go bardzo, ale nigdy nie chciała strony fizycznej ich wzajemnych relacji, której on chciał. Tego ranka bardzo się starała dla Johna. "To było całkowicie nieodpowiedzialne, was obojga," Lisa pękła. "Powiedziałam Johnowi że powinien poddać się operacji, ale nie chciał, bo ..." Ona prychnęła ". Bo myślał, że może mieć dzieci, któregoś dnia z kimś innym po tym, jak umrę," Corinne dokończyła za nią. "Chciałam, żeby był szczęśliwy." Palce Lisy rozpaczliwie okrążyły dookoła Corinne. "Co możemy zrobić? Mogliśmy zabrać coś z tym wcześniej?" "Weź głęboki oddech, Lisa," Corinne poinformowała delikatnie. To dziecko nie jest tym. Mówimy o dziecku. Części Johna.
"Nie obchodzi mnie, kogo to jest część. To dziecko cię zabije. "John i ja mamy córkę Lisę. Ona jest żywym, oddychającym dzieckiem, kopiącym i ruszającym się, małą dziewczynką. "Bardzo delikatnie Corinne próbowała pokierować rękę Lisy na niewielką wypukłość brzucha. Lisa strzepnęła jej rękę i pchnęła drzwi samochodu otworzyć. Wyszła i uderzyła bardzo mocno drzwiami, co było miarą jej nastrój. Corinne westchnęła i wysunęła się z pojazdu, następnie idąc do domu. Gdy Lisa chwyciła za klamkę u drzwi, Corinne zatrzymała ją kładąc łagodnie dłoń na jej ramieniu. "Wiem, że jesteś zdenerwowana, Lisa. Powinnam ci powiedzieć od razu, gdy lekarz to potwierdził, ale nie byłam pewna, czy mogę nosić dziecko. Po horrorze śmierci Johna, nie chciałam, abyś cierpiała razem ze mną. To wszystko było takie koszmarne, strasznie koszmarne. Jaki to miałoby sens abyś martwiła się jeszcze bardziej? John nie żył, ja byłam już w ciąży i obie wiemy, że szanse mojego wyzdrowienie są nikłe. Nie chciałam cię zmartwić. Lisa odwróciła się, jej niebieskie oczy odzwierciedlały mieszaninę smutku, strachu i gniewu. "Nie chcesz abym ci powiedziała, to co wiedziałaś przez cały czas. Nie możesz mieć tego dziecka bo zginiesz, jeśli będziesz je mieć. Umrzesz, Corinne To koniec;... To zawsze jest koniec. Myślałam, że zaakceptowałaś fakt, że nigdy nie będziesz mieć dziecka. Jesteś dla mnie wszystkim. Moją rodziną, jedyną rodziną jaką mam. Walczyliśmy o życie jakie mamy, nasza trójka, ale potem kiedy w końcu je zdobyliśmy, ktoś zabił Johna, a teraz ty planujesz umrzeć i pozostawić mnie samą! " Corinne objęła ramionami Lisę i trzymała ją blisko do póki jej sztywności nie rozpłynęła się i Lisa przylgnęła do niej. "Nie zamierzam umierać, Lisa, a jeśli umrę, to nie zostaniesz sama, będziesz mieć część John i część mnie ze sobą". "Nie chcę się mieć częścią ciebie, Corinne, chce mieć ciebie. Nie zniosę tego - nie stracę i ciebie. Nie jestem jak ty, nie jestem silna i odważna, i nie chce być "Lisa powiedziała stanowczo, a następnie tchnęła miękkie przekleństwo pod nosem, gdy reflektory złapał je na chwilę, a silnik samochodu zgasł. "Nie mogę teraz działać normalnie. Chcę, żeby wszyscy odeszli żebym mogła wypłakać rzekę łez. W chwili, gdy Dayan wysiadł z samochodu i wdychał noc, wiedział, że coś było nie tak. Zdał sobie sprawę z niezgody między dwoma kobietami, którą mógł z łatwością odczytać w myślach. Chciał komfortu Corinne, wiedział, że walczyła z łzy, ale obie były w niebezpieczeństwie. Nawet gdy czytał ich umysły dla zdobyć informację, skanował obszar, jego umysł szukał ukrytych zagrożeń. Jego serce było w gardle, poszybował w stronę dwóch kobiet, stawiając na wybuch
nadnaturalnej szybkości, gdy one odwróciły się od niego aby dotrzeć do drzwi. Jego ręka była tam pierwsza, skutecznie blokują Lisę przed wejściem. Nawet gdy Dayan szarpnął drzwiami, Corinne dyszała i wyciągnął Lisę z dala od domu, przez trawnik, z powrotem w kierunku samochodu. "Było otwarte, Lisa. Drzwi nie został zamknięty do końca." W głosie Corinne była panika. Ona bała się że ktoś obserwował je od czasu gdy ciało John zostały znalezione w małym parku niedaleko domu. "Prawdopodobnie zapomniałaś, go zamknąć," Lisa ryzykowała, ale jej głos drżał. Corinne potrząsnęła głową, jej wzrok spotkał oczy Dajana nad głową Lisy. "Zamknęłam, wiem, że tak. Musimy zadzwonić na policję." Ona chciała, żeby jej wierzył. Dajan już zapędzał obie kobiety w kierunku Cullena. Dayan kiwał głową, jak gdyby w porozumieniu, bardzo delikatne położył ręce na ramionach Corinne, przesuwając je w górę i w dół po jej skórze, ogrzewając ją, oferując odrobinę komfortu. "Idź z Cullenem. Zajmę się sprawami tutaj. Było dwóch mężczyzn czekających w ukryciu, w domu. "Cullen, zabierz je do domu, gdzie się zatrzymaliśmy. Przyjdę, jak tylko będę w stanie." Władza w jego głosie powiedziała, że był to człowiek przyzwyczajony do posłuchu. Lisa natychmiast wślizgnęła się do samochodu, z bardzo bladą twarzą. Corinne nie chciała, tak jak wiedział że tak będzie. Uniosła podbródek w jego stronę, jej zielone oczy migotały. "Nie sadzę! Także zaczekasz w samochodzie, Dayan. Co ty sobie myślisz? Mój mąż został zamordowany. Nie uważasz, że to trochę za durzy zbieg okoliczności, że ktoś jest w naszym domu? Idziesz z nami! " Corinne złapała go za rękę i pociągnęła. Dayan uśmiechnął się do niej, jego serce topniało. "Dziękuję, Corinne. On ujął jej twarz w dłonie, jego czarne spojrzenie trzymało ją w niewoli. "Chcesz iść z Cullen i czekać na mnie, i nie wezwiesz policji." Jego usta muskały czubek jej głowy, po krótkim kontakcie, uśmiechał się z pewnością siebie, gdy umieścił ją delikatnie w samochodzie. " Dayan proszę choć z nami. Mam złe przeczucia" zaprotestowała. "Wszystko będzie w porządku, Corinne. Nie można mnie łatwo zabić". On pochylił się nad siedzeniem w geście ochron i zacisnął pas bezpieczeństwa.
"Twoje serce bije zbyt nieregularnie, szepnął do ucha, jego usta dotknęły jej skóry. "Słuchaj rytmu mojego". Przyniósł jej rękę do swojego serca. Przez moment nie mogła oddychać, a następnie słyszała głos jego serca. W jednej chwili jej serce wydawało się pracować idąc w ślady jego serca. To było niemożliwe, ale przecież, Corinne mogła przenosić obiekty, po prostu chęcią ich przeniesienia, więc wierzyła w niemożliwe. Z Dayanem, wszystko wydawało się naturalne. Poczuła szarpnięcie energii elektrycznej, gdy jego palce pogłaskały jedwabny czubek jej głowy, zanim zamknął drzwi samochodu. Bicze pioruna tańczyły w jej krwi. Robił wszystko sprawnie i skutecznie, bez pośpiechu, miała do niego w pełni zaufanie. Nie można było tego nie robić, inaczej jak powiedział, kiedy wydawało się mieć taką pełną kontrolę i być całkowicie niepokonany. Corinne nie mogła oderwać od niego wzroku do póki samochód nie wycofał się z krawężnika. W chwili, gdy te czarne oczy nie były już na niej, Corinne ukryła twarz w dłoniach. "Nie powinniśmy zostawiać go tak. Nie wiem dlaczego zachowuję się tak bez charakteru, w jego pobliżu. Cullen, musimy wrócić i mu pomóc. Jeśli ktoś jest w naszym domu, mogą go zranić, lub gorzej ". Cullen zaśmiał się cicho. "Zachowaj swoje współczucie dla wszystkich w domu. To nie Dayan będzie, pokonany." "Mówię poważnie " powiedziała Corinne. "Tam może być kilku mężczyzn z bronią." "Uwierz mi, to nie ma znaczenia. Nie zranią go." Cullen mówił z pełnym przekonaniem. "On jest muzykiem, delikatnym, słodkim poetą," Corinne protestowała, myśląc o pięknych słowach, czułości w jego uśmiechu. Cullen zaśmiał się cicho. "On jest kimś znacznie więcej, Corinne. Nie martw się o niego. On naprawdę ma niesamowity talent do dbanie o siebie." Dayan oglądał samochód do póki tylnie światła nie zniknął za rogiem. Corinne obawiała się o jego bezpieczeństwo. Czytał go łatwo w jej oczach, w jej umyśle. Usłyszał jej protest na jego ostrą rozprawę. To rozgrzewało go jak nic innego co kiedyś zrobił. Potem odwrócił głowę bardzo wolno patrzeć na dom. Gdy odwrócił się, cała jego postawa zmieniła się. Nie było nic z eleganckich mężczyzn. Od razu, wyglądał tak jaki, naprawdę był. Ciemny, niebezpieczny drapieżnik z obnażonymi pazurami. Polującym na swoją zdobycz. Zaczął poruszać się w ciemnościach - jego domu, jego świecie. Miał pełne przywileje. Widział łatwo w najciemniejszą noc, mógł poruszać się w ciszy wiatru, mógł z
Gość • 19 miesiące temu
Dzięki za poświęcony czas jest ok!