prezes_08

  • Dokumenty1 468
  • Odsłony564 172
  • Obserwuję487
  • Rozmiar dokumentów2.6 GB
  • Ilość pobrań351 548

Christine Feehan - Mroczna Seria 15 - Mroczny Sekret

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.8 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

prezes_08
EBooki
Autorzy

Christine Feehan - Mroczna Seria 15 - Mroczny Sekret.pdf

prezes_08 EBooki Autorzy Christine Feehan Mroczna Seria 01-25
Użytkownik prezes_08 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 336 stron)

Tłumaczenie: franekM DARK SECRET Dark Series Book 15 By CHRISTINE FEEHAN

Tłumaczenie: franekM Prolog "Chodź, Colby," Sheriff Ben Lassiter krzyknął, czując się jak głupiec przebiegającą wzdłuż ciągnika. "Musisz być rozsądna. Wyłącz to cholerstwo i posłuchaj mnie choć raz w życiu. Jesteś uparta! Zabytkowy ciągnik podskakiwał dalej w napływającym mroku, wystrzeliwując chmury kurzu rozpylając je na nieskazitelny mundur szeryfa Bena. Colby czekała, aż został całkowicie pozbawiony tchu i całkowicie pobrudzony zanim zatrzymała ciągnik i siedziała zapatrzona ponuro w pole. Bardzo powoli zdjęła skórzane robocze rękawice. "Jestem zmęczona tymi wizytami, Ben. Po której jesteś stronie, tak poza tym? Znasz mnie. Znałeś mojego ojca. Rodziny Chevez nie pasuje do tego miejsca i na pewno nie mają prawa do zmuszania mnie do oddania im mojego brata i siostry." Ben machnął na brud opadający na niego, zaciskając zęby z frustracji. Wziął kilka głębokich oddechów zanim jej odpowiedział. "Nie powiedziałem, że to było słuszne, Colby, ale rodzina Chevez ma bracia De La Cruz po ich stronie, co oznacza, dużo pieniędzy i władzy. Nie można po prostu ich ignorować. Oni nie odejdą. Musisz z nimi porozmawiać albo oni wystąpią do sądu. Ludzie tacy jak bracia De La Cruz nie tracą w sądzie. " Podniósł ręce, aby pochwycić jej małą talię, zanim zdążyła sama wyskoczyć z ciągnika. Opierając się ochocie by wstrząsnąć nią w pewnym sensie, postawił ją łatwo na dole, zachowując pozycję przez chwilę. "Musisz to zrobić, Colby. Mam na myśli to kochanie, że nie mogę uchronić się przed tymi ludźmi. Nie odkładaj tego dłużej." Colby odsunęła się od niego, lekkim gestem zniecierpliwienia kołysząc głową, tak więc jej potargane włosy wypadły spod kapelusza, ukrywając nagły blask łez napływający do jej oczu. Ben szybko odwrócił wzrok, udając, że nie zauważył. Człowiek musiałby zabić dla niej gdy płakała, i każdy świadek jej łzy co było bardzo prawdopodobne, musiał wziąć na siebie ciężar jej gniew. "Doskonale". Colby ruszyła przez pole w szybkim tempie. "Przypuszczam, że masz całą ich grupa rozbijającą obóz na moim ganku? " Wiedziałem, że Ginny i Paula nie było tej nocy". Ben upewnił się, że jego bratowa zaprosiła siostrę i brata Colby na domowe lody.

Tłumaczenie: franekM "Coś takiego było trudne do przewidzenia". Colby rzuciła ironicznie słowa przez ramię do niego. Znała Ben od przedszkola. Była pewna, że trwał w myśleniu o niej jako o dzikiej, nieujarzmionej dziewczynce, nie dość mądrej, kiedy była całkowicie zdolny do kierowania ranczem, w całej swojej samotności i robiła tak przez jakiś czas. Chciała uderzyć w jego grubą czaszkę. "Colby, nie idź tam jak beczka prochu. Są to ludzie, którzy nie lubią być pomiatani". Ben łatwo za nią nadążał. "Pomiatani? Zatrzymała się tak gwałtownie, że musiał stanąć na piętach, by trzymać się z dala od jej chodzenia w kółko. "Oni próbują mną pomiatać. Jak oni śmieli działających w tak arogancki sposób, poszczuję ich psem! Mężczyźni!" Ona spojrzała na niego. "I jeszcze jedno, Ben. Zamiast całować pana Moneybags i jego otoczenia, warto rozważyć, co się tutaj dzieje. Wszystkie moje urządzenia nadal znikają, a jakieś dość duże chochliki niszczą maje maszyny. To twoja praca, prawda? – nie eskortowanie bogaty i haniebnie sławnych ". Zaczęła ponownie chodzić, jej małe kobiece ciało promieniowało furią. "Colby, ty i ja wiem, że to banda dzieci bawiących się wybrykami. Prawdopodobnie przyjaciele Paula," Ben powiedział, starając się ją uspokoić. "Wybryki? Nie sądzę, że kradzież jest żartem. A co z moim zaginionym raportem? Czy nawet nie próbowałeś znaleźć dla mnie Petera?" Ben przejechał ręką przez swoje włosy w czystej desperacji. "Pete Jessup jest prawdopodobnie na popijawie. Wszystko co wiesz to, to że stary człowiek ukradł twoje rzeczy, aby zapłacić za alkohol. Colby zatrzymała się znowu, tym razem Ben nie uciekł od niej i tym razem musiał złapać ją za ramiona, aby trzymać się z dala od jej wybuchu. Odtrąciła jego rękę, lekko oburzona tlącą się w niej złością. "Pete Jessup przestał pić, gdy zmarł mój ojciec, ty zdrajco! Był tu bezcenny." "Colby," powiedział Ben, jego głos był przekonujący i delikatny, "prawdą jest, że przyjęłaś tego bezdomnego bałwana z dobroci serca. Mam wątpliwości, czy zarobił więcej niż na jedzenie twoich posiłków każdego dnia. On jest zniszczonym kowbojem, tułaczem. On po prostu gdzieś poszedł. Pojawi się w końcu. " "Możesz tak mówić" gardziła, naprawdę nim zirytowana. "To tak jak pozwolić zniknąć staremu człowiekowi p przebiegły złodziej ucieknie, dzięki czemu

Tłumaczenie: franekM możesz mieszać się z niektórymi bogatymi idiotami, którzy są tutaj, którzy próbują ukraść mi brata i siostrę." "Colby, chodź, udowodnili że są krewnymi i twierdzą, że w najlepszy interes dzieci leży im na sercu. Ostatnie co możesz zrobić, to ich wysłuchać." "Pewnie się z nimi zgadzasz, prawda? Paul i Ginny nie są zamożniejsi od tej grupy. Ty nie wiesz o tym nic, czy o nich. Paul skończy tak jak oni, tak arogancki, że nikt nie będzie mógł go znieść, a biedna mała Ginny będzie dorastać myśląc że jest obywatelką drugiej kategorii, bo jest kobietą. Oni wszyscy mogą iść prosto do piekła i tak mi nie zależy! " Chociaż było to wczesnym wieczorem i nadal było stosunkowo jasno, niebo nagle pociemniało od złowieszczych czarnych chmur, które pojawiły się znikąd. Zimny wiatr przybył na skrzydłach ciemnej masy, szarpiąc gwałtownie ubrania Colby. Dreszcz niepokoju wiał prosto w dół jej kręgosłupa. Przez chwilę coś dotykało jej umysłu. Czuła to, czuła walkę o wejście. "Co to jest?" Colby widziała wyraźnie, że Ben jest zaniepokojony, gdy odwrócił się w powolnym obrocie skanując okolicę. Miał rękę na broń, nie pewny co ich prześladowało lub gdzie było zagrożenie, które nadchodziło, ale najwyraźniej czuł je również. Colby pozostała bardzo spokojna, nie ruszając mięśniem, jak mały jelonek złapany przez wzrok myśliwego. Od razu wyczuła że była w śmiertelnym niebezpieczeństwie. To nie było wrogie Benowi, ale czuła wrogość skierowaną na nią. Cokolwiek to było uderzyło bezpośrednio w jej głowę, szukając wejścia. Wzięła głęboki oddech i powoli wypościła go, zmuszając się by jej umysł pozostał pusty, myśląc o wysokim murze, twierdzy- której nikt nie mógł zdobyć. Ona koncentrowała się całkowicie na ścianie, utrzymując ją silną, nie do przebicia. Rzecz wydawała się wycofać na chwilę, być mogla zaskoczona jej siłą, ale potem uderzyła ponownie, mocne jak harpun uderzenie, który wydawało się przebić jej czaszkę i zatonąć prosto w jej mózgu. Colby wydalą miękkim krzyk bólu i upadła na jedno kolano, trzymając się głowę, nawet wtedy, gdy zmusiła się do równego i spokojnego oddychania. Jej umysł był silny, niezwyciężony, ze ścianami tak gęstymi i wysokimi że nikt nigdy go nie rozbije. Bez względu na wrogów, którzy stali za tym, nie zostaną dopuszczeni do naruszenia jej obrony.

Tłumaczenie: franekM Uświadomiła sobie, po kilku minutach, dużą rękę Bena na swoim ramieniu. Był pochylony nad nią z troską. "Colby, co szię dzieje?" Ostrożnie podniosła głowę. Obecności nie było. "Moja głowa, Ben. Mam ból głowy z piekła rodem". Zrobiła to, to nie było kłamstwem. Ona nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego do tego ataku. Ona naprawdę czulą mdłości w brzuchu, i nie była pewna czy mogła chodzić. Cokolwiek to było, było silne i przerażające. Ben wziął ją za łokieć i pomógł jej wstać na nogi. Drżała, czuł ciągłe dreszcze pod ręką, więc trzymał ją. Colby nie wyrwała się od niego, jak normalnie by zrobiła i to go martwiło. "Chcesz bym wezwał karetkę? Jej szmaragdowo – zielone oczy śmiał się z niego, nawet gdy odbijały jej bólu. "Czyś ty oszalałeś? Mam ból głowy, Ben. Sama myśl o kontakt z rodziną Chevez przyprawia mnie o poważne bóle głowy. "Twój brat i siostra są również członkami rodziny Chevez, Colby. Ty także będziesz jeśli adopcja dobiegnie końca ". Colby schyliła głowę, jego słowa, uderzyły jej śmiertelnie w sercu. Armando Chevez nigdy jej nie zaadoptuje. Miał swoje powody, które wyznał na łożu śmierci, zwiesił głowę ze wstydu, łzy płynęły z jego oczu, podczas gdy trzymała go za rękę. Chciał aby jego dziadek złagodniał, przyjął go z powrotem do rodziny. Ze względu na okoliczności urodzenia Colby, Armando dowiedział się że jeśli ją adoptuje, jego dziadek w Brazylii nigdy nie pozwoli mu wrócić do rodziny. Było już za późno, aby przejść przez formalności. Armando Chevez wstydził się, że zdradził jej bezwarunkową miłości dla swojej rodziny, która nigdy nie odpowiedziała na list umierającego. Colby pozostała wierna i kochająca, pielęgnowała go, czytając mu, pocieszając go, aż do dnia jego śmierci. I nadal pozostała wobec niego lojalna. To nie miało znaczenia, że zmarł przed adopcją - Armando Chevez nie był jej biologicznym ojcem, ale był taki samo jej ojciec. W jej sercu, gdzie się liczył. Sposób w jaki rodzina Chevez nienawidził jej, nigdy nie dochodziło do niej, ale kochała Armando każdym włóknem jej istnienia. Kochała go z taką samą zaciętością, z jaka kochała swego brata i siostrę. O ile chodziło jej o rodzinę, rodzina Chevez nie zasługiwała na Armando i jego dzieci. I dwaj bracia De La Cruz, opiekunowie i tyrani rodziny Chevez, mogli iść prosto do piekła, jakiegokolwiek piekła które stworzy taką możliwość. Byli bezpośrednio odpowiedzialne za gorzką nienawiści dziadka Armando do niej. Ona nie była wystarczająco dobra, aby stać się członkiem rodziny Chevez. Nie była jej

Tłumaczenie: franekM ukochana matka. Dziadek Armando wyraźnie powiedział, że nigdy nie zostanie przyjęta do jego wspaniałej rodziny i jego powody były zupełnie jasne. Matka Colby nigdy nie wyszła za mąż za jej ojca, nie było nazwiska na akcie urodzenia Colby, a dziadek Armando nigdy nie zaakceptuje nierządnicy Anglo i jej bękarta w jego rodzinie czystej krwi. Gdy ona i Ben przechodzili wokół ogrodu warzywnego w stronę domu na ranczo, Colby zwolniła tempo, obróciła swój umysł wewnątrz na chwilę skupiając się na jej sile woli, biorąc ją pod kontrolę. To ważne, aby zachować spokój i relaks i swobodny oddech. Ona przechyliła brodę i szła z głową w górze, aby spotkać wszechmocnych braci De La Cruz i członków rodziny Chevez, który przybył by ukraść jej brata, siostrą i ich ranczo. Zebrali się na jej małym ganku. Juan i Julio Chevez przypominali Armando tak bardzo że Colby musiała zamrugać aby powstrzymać nieoczekiwanie palące łez. Musiała pamiętać o tym że była to rodzina, która tak okrutnie odrzuciła jej matki, bo urodziła Colby z nieprawego łoża. Była to ta sama rodziny, która bezdusznie ignorowała ukochanego ojczyma, stawiając mu zarzuty i pozwoliła mu umrzeć, nie odzywając się ani słowem do niego. Najgorsze, było to że byli tu żeby zabrać Paula i Ginny i skonfiskować ranczo, ostatnią spuściznę ich ojca. Ben widział jej podniesioną brodę i westchnął ciężko. Znał Colby prawie całe jej życie. Miała uparty charakter szerokości mili. Jeżeli ci ludzi lekceważą ją, bo była młoda i piękna, bo wyglądała na małą i kruchą, będą bardzo zaskoczeni. Colby może przenosić góry, jeśli zaangażuje w to swój umysł. Nigdy nie widział nikogo tak zdeterminowana, z taką siłą woli. Kto jeszcze może pielęgnować umierającego człowieka i prowadzić ogromne ranczo tylko z pomocą starego, zniszczonego oborowego i dwójki dzieci? Colby szła prosto do dwóch mężczyzn, jej smukłe ramiona były proste, jej mała postura tak wysoka jak tylko ona mogła to zrobić. "Co mogę dla was zrobić panowie?" Jej głos był uprzejmy, chłodny, gdy wskazała na krzesła na ganek, a nie zapraszając ich do swojego domu. Patrzyłam bardzo uważnie na dokumenty, które przysłaliście i wierzę, że już przekazałam moją odpowiedź. Ginny i Paul są obywatelami Stanów Zjednoczonych. Ranczo to jest ich dziedzictwem, powierzone mi zachować je dla nich. Mam na to prawny dokument. Jeśli chcecie sporu, możecie pozwać mnie do sądu. Nie mam zamiaru oddawać mojego brata i siostry kompletnie obcym. " Mężczyzna wmieszał się z powrotem w cień. Jej spojrzenie poderwał się do jego twarzy, jej serce waliło. Było dziwne, że nie zauważyła go od razu. Wydawał się niewyraźny, częścią zapadającej ciemności. Gdy wszedł pod światło ganka, widziała że był wysoki, muskularny, bardzo okazały. Jego twarz

Tłumaczenie: franekM odbijała szorstką zmysłowość, jego oczy były czarne i zimne. Jego włosy były długie, opadające do jego karku i jakoś tam związane. Każde odczucie wrzeszcząc, ostrzegało ją. Podniósł rękę, skutecznie tłumiący Juan Chevez zanim mógł przemówić. Ten władczy gest, zatrzymał dumnego, bardzo bogatego Brazylijczyka, przyprawiając ją o łomotanie serca. Miała wrażenie, że mógł to usłyszeć. Bracia odsunęli się na bok, kiedy przesunął się po cichu do przodu. Rozdzielenie Morza Czerwonego, Colby pomyślała o tej histerycznej opowieści. Czy było odrobinę strachu w oczach braci Chevez? Colby stała na swojej ziemię, drżała, bojąc się że jej nogi są z gumy i jej nie utrzymają. Ten człowiek przestraszył ją. Na jego ustach rysowało się okrucieństwo i nigdy nie widziała takich zimnych oczu, jakby nie miał duszy. Zmusiła się by stać, nie patrzeć na Bena, szukając pomocy. Oczywiście, ten mężczyzna może zabrać życie i nigdy nie pomyśleć o tym dwa razy. To sprawiło, że była jeszcze bardziej zdeterminowana, aby zatrzymać swojego brata i siostrę z nią. Jeśli rodzina Chevez posługiwała się nim dla ochrony, to co to mówi o nich? Patrzyła na niego wyzywająco. Pochylił się bliżej, jego czarne oczy patrząc bezpośrednio w jej zielone. Od razu poczuła magnetyczne przyciąganie. Ona poznała dotyk psychiczny ataku na nią, naturalnie. Zaniepokojona, szarpnęła się do tyłu, odwracając się od niego, aby skupić się na zdartych butach Bena. Ten mężczyzna miał zdolności psychiczne tak jak ona! "Jestem Nicolas De La Cruz". Powiedział, cicho swoje imię, jego głos był hipnotyzujący, jak jego oczy. "Chciałbym abyś wysłuchała tych mężczyzn. Pokonali długą drogę do ciebie. Dzieci to ich krew". Sposób w jaki powiedział "krew" przesłał dreszcz przebiegający przez jej ciało. On w ogóle nie podniósł swojego głos. Brzmiał zupełnie spokojnie i rozsądnie. Jego głos był mocny, hipnotyczną bronią i poznała ją jako taką. Jeśli użyje go w sądzie na sędziach, czy mogła go zwalczyć? Szczerze nie wiedziała. Nawet jeśli była dość wrażliwa. Jej głowa pulsowała. Przycisnęła rękę do skroni. Wywierał delikatny nacisk na nią, by zrobiła, to co jej proponował. Colby wiedziała, że nie będzie w stanie oprzeć się nieustającej sile na długo. Jej głowa była wrażliwa tak że to mogło ją zniszczyć. Duma to jedno, głupota to zupełnie co innego. "Muszę ponownie prosić was o wyjście. Niestety, to jest zły czas dla mnie. Obawiam się, że jestem chora". Przycisnęła rękę do pulsującej głowy, zwracając się do Ben. "Czy możesz wyprowadzić ich stąd dla mnie, a ja postaram się zaplanować kolejne spotkanie, kiedy poczuję się lepiej? Przykro mi."

Tłumaczenie: franekM Ona szarpnięciem otworzyła drzwi do swojego domu i uciekła do środka i poczuła się bezpieczna w jej sanktuarium. Nicolas De La Cruz będzie potężnym wrogiem. Pulsowanie w jej głowie od bronienia się przed jego psychicznym atakiem sprawiało że czuła się fizycznie chora. Ukryła twarz pod swoją kołdrą i oddychała głęboko, czekając, aż poczuła że stały nacisk powoli cofa się. Leżała tam przez długi czas, przerażona o brata i siostrą, przerażona o siebie. Rozdział 1 Ogromny kasztan parsknął, jego oczy przewracały się dziko w głowie. "Trzymaj się go, Paul," Colby szybko ostrzegła brata. Koń omijał nerwowo, szarpiąc głową, usztywniając nogi. "Nie mogę, sis", Paul zawołał, gdy dzikie zwierze ruszyło do przodu odwrócił się, przerywając niepewny uchwyt chłopca. Paul poderwał się dla bezpieczeństwa, jego niespokojny wzrok skupił się na smukłej sylwetce jego siostry. Kasztan podskakiwał w kółko, wirował, trzaskając w płot z głośnym trzaskiem, który wstrząsnął pastwiskiem i ziemią. Paul skrzywił się, jego oliwkowa skóra, zbladła pod ciemną opalenizną. Colby została zmiażdżona przy ogrodzeniu dwa razy zanim uderzyła o ziemię i przetoczyła się dla bezpieczeństwa pod ogrodzeniem. "Czy wszystko w porządku, Colby?" Paul domagał się zaniepokojony, rzucając się na kolana obok niej w kurz. Colby jęknęła i przewróciła się gapić się w ciemne niebo, poczucia rozbawienia zagięło jej miękkie usta. "Co za głupi sposób zarabiania na życie", powiedziała z roztargnieniem do Paula. "Jak wiele razy, to bezwartościowe zwierząt mnie zrzuciło?" Usiadła, spychając wilgotne pasma włosów, które uciekły z jej gęstych skręconego czerwono-złotego warkocza. Wierzch jej ręki zostawił smugi brudu na jej czole. "Dziś albo nigdy? " Paul dokuczał, a następnie szybko starł uśmiech z jego twarzy, kiedy zwróciła pełną moc swoich oczy na niego. "Sześć", odpowiedział uroczyście.

Tłumaczenie: franekM Ostrożnie wstała, strzepując warstwę kurzu z jej znoszonych, wyblakłych Levi'sów. Ze smutkiem zbadał swoją podartą koszulę. "Kto jest właścicielem tej bestii? Ktokolwiek to jest, lepiej żeby był to ktoś kogo lubię." Ostrożnie Paul strzepał kurz z jej kapelusza, unikając jej wzroku. Chyba że koń został przeszkolony do jazdy na rodeo, Colby pozwoliła Paulowi doglądać wszystkich szczegółów. Najgorsze możliwe szczęście. "De La Cruz, mruknął z obawą. W wieku szesnastu lat był wyższy niż swojej siostry. Odchylony, opalony, już z mięśniami jeźdźca, Paul był niezwykle silny jak na swój wiek. Jego twarz posiadała rysy osoby o wiele starszej. Machnął wyblakłym płaskim kapeluszem niemal jako ofiarą, przebłagania siostry. Nastała krótka cisza, podczas gdy wiatr zdawał się trzymać oddech. Nawet kasztan zatrzymał parskanie i uspokajając się, podczas gdy Colby patrzyła z przerażeniem na brata. "Czy my mówimy o tych samych De La Cruz, którzy przybyli na ranczo i obrazili mnie? Ci sami, który domagają się spakować rzeczy i opuścić rancza naszego ojca, ponieważ jestem kobietą, a ty jesteś dzieckiem?, Ci De La Cruz? De La Cruz który rozkazują mi oddać Ciebie i Ginny rodzinie Chevez i przyprawiają mnie o wielorybi ból głowy, z ich obraźliwe dominacją, obrzydliwe męskim szowinistycznym zachowaniem? " Cichy ochrypły głos Colby był prawie aksamitny, delikatna doskonała twarz była jeszcze zupełnie spokojna. Tylko jej duże oczy zdradzały jej nastrój. "Powiedz mi, że nie mówimy o tych De La Cruz, Paulo. Okłam mnie, abym nie popełniła morderstwa". Jej lśniące oczy strzelanie iskrami. "No cóż", zaczął," to Juan Chavez, przyprowadził konie, szesnaście z nich. Musieliśmy je wziąć, Colby. On płacił górę dolarów a my potrzebujemy pieniędzy. Mówiłaś, że sam twój Clinton Daniels pchnął nas w kredyt hipoteczny. " "Nie ich pieniądze," rzuciła niecierpliwie Colby. "Nigdy ich pieniądze. To pieniądze sumienia, za ich grzechy. Znajdziemy inny sposób spłaty kredytu." Potrząsnęła głową, aby oczyścić się z gniewu który pojawił się niespodziewanie znikąd. Uderzając kapeluszem o swoje udo w dżinsowych spodniach, mruknęła brzydko pod nosem. "Juan nie miał prawa oferować konie za moimi plecami." Spojrzała na nieszczęśliwą twarz brata i gniew odpłyną natychmiast, jakby nigdy go nie było. Wyciągnęła rękę pieszczotliwie przeczesując jego czarne włosy zaczesując je do tyłu. "To nie twoja wina. Należało się spodziewać czegoś takiego i ostrzec cię. Od kiedy ta rodzina się pokazała, obecność De La Cruz sprawia same kłopoty. Napisałam list do rodziny Chevez dla taty prawie trzech lat temu. Czy to nie cholerny cud że wreszcie ruszyli się w odpowiedzi na niego? "

Tłumaczenie: franekM Colby odwróciła się stając twarzą do kasztana, oglądając ją dokładnie ostrożnymi oczami. "Ten koń jest chyba ich sposobem pozbycia się mnie, aby mogli mieć ciebie. Usuwając mnie z drogi, mogą mieć szansę na zabranie ciebie i Ginny z powrotem do piekła Ameryki Południowej – nory. I okradzenia cię ze spadku jeśli położą na nim łapę. " Colby była niska i smukła z miękkimi pełnymi krzywiznami, duże ciemnozielone oczy otoczone koronką ciemnych rzęs, i mnóstwo długich jedwabistych włosów. Zgrabne ramiona podstępnie ukrywały silne mięśnie. Białe blizny znaczyły intensywnie opalone ramiona i jej małe ręce, ukazując lata pracy. Paul, patrząc na dołeczek wtopiony w kąciku jej ust, poczuł przypływ dumy. Wiedział, jak nienawidziła swoich blizny, jej rąk, ale były tak bardzo częścią jej. Niekonwencjonalna, wolna, nieposkromiona, tak naturalna, nie było nikogo takiego jak Colby. "Żyją na ranczu za wiele milionów dolarów," zauważył Paul. "Wytworni. Prawdopodobnie basen, nie pracują. Piękne kobiet. Brzmi jak trudne życie dla mnie. Może to spisek a jestem w nim." "Czy chcesz powiedzieć, że możesz zostać przekupiony? Wzruszył żylastymi ramionami, mrugając na nią z nieco figlarnym uśmiechem. "Jeśli cena jest właściwa nigdy nie wiesz." Starał się unieść brwi i nie powiodło się. "Nie musisz się martwić, Colby," Paul, powiedział nagle "Nie sądzę, aby Pan De La Cruz wiedział, że Juan przyprowadził konie do nas. W każdym razie"- wzruszył pragmatycznie ramionami "pieniądze to pieniądze." "Tak jest, mój chłopcze." westchnęła Colby. W wieku siedemnastu Colby, wzięła wyłączną odpowiedzialność na swoje ramiona za ranczo, jej brat miał jedenaście lat, siostra sześć, po katastrofie panicznie bała się małych samolotów w którym zginęła ich matka a Armando został sparaliżowany. Zrobiła to bez żadnego protestu. Dwa lata po wypadku ojczym nalegał, aby Colby napisała do jego rodziny w Brazylii prosząc ich, aby szybko przybyli. Wiedział, że umiera, i odłożył swoją dumę prosząc o pomoc dla swoich dzieci. Nikt nie odpowiedział, a ich ukochany ojciec zmarł w otoczeniu swoich dzieci, ale bez jego braci i sióstr. Teraz, gdy szesnastoletni Paul mógł docenić to, ile Colby kosztowało ostatnie pięć lat. On robił wszystko, aby trochę obciążenia ją, wiedząc, po raz pierwszy w życiu, jak to było naprawdę martwić się o kogoś innego. Za każdym razem, gdy Colby została wyrzucony z konia, znajdował swoje serce bijące w przyspieszonym tempie.

Tłumaczenie: franekM Colby nigdy nie narzekała, ale widać było oznaki napięcia, rosnące w jej zmęczeniu. "Chcesz zrobić sobie przerwę? Słońce zachodzi", zasugerował, z nadzieja. Nie ulega wątpliwości, że Colby była pokryta siniakami od stóp do głów. Jego sokoli wzrok zauważył, że okrążała swoje lewe ramię. "Sonku, kochanie". Colby pokręciła czerwoną głową z żalem. "Nie mogę sobie pozwolić na ten pomysł, on jest szefem. Wróćmy do tego." Bez cienia strachu weszła do zagrody i chwyciła lejce wielkiego zwierzęcia. Paul patrzył na nią jak robił tysiące razy w przeszłości, na jej małą smukłą postać, delikatną obok pół dzikiego konia, ale całkowicie pewną. Zbudowała sobie taką reputację jako trener, przez wielu czołowych zawodników rodeo, który przynosiło swoje najnowsze nabytki do niej z całych Stanów. Normalnie, spędziła kilka tygodni, miesięcy, trenując je cierpliwie. Miała szczególne podejście do zwierząt, w szczególności koni. Metody Colby były zazwyczaj trudniejsze niż jej konie. Chodziło o to, gdy mogla je złamać szybko, jak teraz, to martwiło Paula najbardziej. Ich ranczo było niewielkie, głównie dla koni, bydła i kilku hektarów siano dla ich własnego użytku. To było ciężkie życie, ale dobry. Ich ojciec, Armando Chevez, przybył do tego kraju, gdy kupował konie dla swojej bogatej rodziny w Brazylii, szukając nowych linii hodowlanych dla ogromnego rancza, które mieli w Południowej Ameryce. Poznał i poślubił Virginia Jansen, matkę Colby. Ich związek nie był traktowana czule przez jego rodzinę i został niemal wydziedziczony. Colby nigdy nie powiedziała ojcu, że znalazła list od patriarchy Chevez stwierdzając, że żyje z kobietą prowadzącą bogate życie seksualne, żądną pieniędzy amerykańską kobietą która ma córkę bękarta" i ma natychmiast wrócić do domu lub zostanie uznany za martwego przez całą rodzinę . Colby nie miała pojęcia, kto jest jej biologicznym ojcem i nie obchodziło jej to. Kochała Armando Chevez i uważała go za swego prawdziwego ojca. On kochał ją, chronił i opiekę się nią, jakby była z jego własnej krew. Paulo i Ginny byli jej rodziną i ona strzegła ich zaciekle. Była zdeterminowana, aby otrzymali ranczo, gdy dorosną do odpowiedniego wiek, tak jak planował Armando Chevez. Był to najmniej co Colby mogła zrobić dla Niego. To było długie popołudnie i wydawało się nawet że jest już wieczór. Paul zacisnął zęby i przeklą cicho pod nosem, gdy znowu i znowu wielki kasztan zerwał uchwyt na uzdę i Colby została zrzucona na ziemię lub ogrodzenie z taką siłą że kości zgrzytały. Ginny przyszła i umieściła kosz piknikowy wypełniony termosem z lemoniadą i zimnym smażonym kurczakiem, usiadła na zewnętrznej zagrodzie i czeka

Tłumaczenie: franekM cierpliwie, pięść podskoczyła jaj do ust, jej duże brązowe oczy, zrobiły się okrągłe z lęku, gdy spoczęły na jej siostrze. Colby zacisnęła trzymane lejce, jej delikatne rysy wyrażały determinację. Robiąc unik głową ocierała rękawem cienką strużkę krwi z kącika jej ust. Pod sobą czuła silne mięśnie konia zaczynające się napinać. Paul zrobił krok do przodu, ręce zaciskając tak mocno na cuglach że jego kostki były białe. Wielka głowa zwierzęcia próbowała ją zrzucić. Colby walczyła fachowo. Nawet gdy walka dobiegła końca Paul podziwiał kontrolę Colby. Wtedy po raz kolejny koń wyrwał się z uchwytu Paula i rzucił się z boku na bok, podskakując, unosząc zad, wirując, i wzbijając się. Ginny zerwała się na równe nogi, trzymając się poręczy, gdy patrzyła z podziwem na wiedzę, z jaką Colby przewidywała każdy ruch kasztana. Dwa razy Paul był pewien, że koń zrzuci się na tył. Ale Colby była zdecydowana zachować kontrolę, całą sobą skoncentrowała się na koniu. Rafael De La Cruz zaparkował swój samochód w pobliżu klifu z widokiem na całą dolinę. Za nim góry mocno wzrastały, pokryte gęsto sosnami i jodłami. Kobieta przytulona obok niego dotknęła go czerwonymi końcówkami paznokci, bardzo przypominały krwawe szpony. Patrzył na nią chwilę, potem nagle się nad nią pochylił, bez emocji i odepchnął jej włosy od bijącego pulsu odsłaniając zdecydowanie jej szyję. Starał się sobie przypomnieć jak miała na imię, coś co było bardzo ważne w małym świecie, w którym zamieszkiwał w tej chwili, ale nikt nie mieszał się do jego zainteresowań. Wszystko, co liczyło się dla niego to stały dźwięk jej serca wzywający go. Była ofiarą, jak cała reszta z nich. Zdrowa. Silna. Kobieta, która chciała spać z kimś, bogatym i potężnym. Było tak wiele takich kobiet, które zostały przyciągane do braci De La Cruz, jak ćmy do ognia. Ona przechyliła głowę dla niego i natychmiast uchwycił jej spojrzenie, hipnotyzując ją. To sprawiało prawie więcej problemów niż to było warte. Rafael zatopił kły w głąb jej szyi i karmił się. Wypił do syta, a jednocześnie walczyć z opanowaniem bestii która zagrażała wzrostem, domagając się zabicia, szepcząc najwyższą moc, szepcząc o emocjach, uczuciach. Aby poczuć je jeszcze raz, dla jednej mikrosekundy, byłoby warto. Kobieta była niczym, bezużyteczna dla niego jak inne ofiary. Łatwa do kontrolowania, łatwy do zabicia. Ona opadła na niego, i ruch wyrzucił go z zafascynowania bestii. Zamknął małe ślady, gojąc rany liżąc je swoim językiem. Wpatrywał się w nią przez jakiś czas, potem odepchnął ją pogardliwie od siebie tak, że upadła na

Tłumaczenie: franekM siedzenie. Była jak cała reszta. Gotowa sprzedać się za najwyższą cenę. Spać z obcym ze względu na jego bogactwo i władzę. Ubrana w odzież z dekoltem, odsłaniającą, aby przyciągnąć mężczyzn do niej. Wielu z nich, jak bydło. Ona zwabiła drapieżnika, myśląc o sobie jak o kusicielce, myśląc, że zwabi go na swój seksualny wab. Wysunął się z kabiny z nocne powietrze. Rafael szybko wspiął się na szczyt urwiska, jego zmysłowe rysy zmieniły się w twarde, bezwzględne zaufanie. Użył natychmiastowego posłuszeństwa, używanego do manipulowania ludzkim umysłem na jego zdobyczy. Rafael i Nicolas wrócą do domu, do Ameryki Południowej i lasów deszczowych Amazonii. Wrócą do ich świata, do ich rancza, gdzie rządzili a ich słowo było prawem. Powrót do sąsiadującej dżungli, gdzie mogą się zmieniać, gdy chcieli bez strachu pozostać niezauważeni. Wrócą gdzie życie było nieskomplikowane. Mieli jednak jedno małe zadanie do wykonania, zanim mogli powrócić, musieli przekonać ludzką kobietę, aby zrobiła to czego chciała rodzina Chevez. Rafael i Nicolas, odpowiadając na wezwanie ich Księcia setki lat wcześniej, polowali na wampira w Ameryce Południowej. To było niewiele, aby przysłużyć się ich ginącej rasie. Chcieli wrócić do kraju, który był ich domu i gdzie żyli setki lat. To było znacznie trudniejsze dla nich pozostanie na długo w tym obcym kraju. Ale rodzina Chevez, która wiernie służyła rodzinie De La Cruz od wieków, potrzebna teraz ich pomoc, a ich honor zobowiązywał do jej świadczenia. Problemem była jedna mała ludzka kobieta. Nicolas poszli do niej i kazał jej się zgodzić, "pchając" w jej umysł mocne polecenia, ale ku jego zaskoczeniu i niezadowoleniu, nie zadziałało. Ona stała się jeszcze bardziej uparta, odmawiając rozmowy z każdym członkiem rodziny. We wszystkich wiekach swojego istnienia, coś takiego nigdy się nie zdarzyło. Wszyscy ludzie mogli być kontrolowani, mogli być manipulowani. Teraz to było zadanie Rafael, nawet jeśli oznaczało to wzięcie jej krwi aby ją podporządkować. Kiedy bracia chcieli czegoś, czegokolwiek, dostawali to. Nie chciała stanąć na ich drodze. Przez chwilę mięśnie falowały wzdłuż jego zarośniętej szczęki. Tak czy inaczej, dostaną, czego chcą. Westchnął gdy patrzył na gwiazdy. Nie było nic łatwego w nieubłaganej, bezlitosnej nocy. On pożywił się. Istniał. Walczył z wampirami. Przechodził cykl codziennego życia, gdy nie czuł nic prócz głodu. Nienasyconego głodu. Szept silnie wzywający do zabicia. Aby móc czuć. Co by było, gdyby zatopić zęby w głębi ludzkiego ciała i wysączyć swoją ofiarę, by coś poczuć, cokolwiek, na kilka chwil. Spojrzał z powrotem w kierunku kobiety w samochodzie, pokusa szeptała podstępnie. Rafael! głos Nicolas był ostrą reprymendą. Czy mam przyjść do ciebie?

Tłumaczenie: franekM Rafael potrząsnął głową, zaprzeczając, stale obecnej pokusie. Nie podda się tej nocy. Rafael ogarnął wzrokiem mroczne niebo, zauważając nietoperze zanurzające się, wykonujące wieczorny balet. Wiatr przyniósł mu niezliczone informacje. Był niespokojny, jego zmysły, mówiąc mu, że wampir może być blisko, ale nie był w stanie odszukać nieumarłych w jego legowisku, jeśli w rzeczywistości był właśnie na tym obszarze. Prawdopodobnie udał się do ziemi natychmiast gdy pokazali się Nicolas i Rafael i czekał aż odejdą, zanim powstanie. Wiatr przynosił odległy dźwięk głosów. Zaalarmowany. Miękki. Piękna intonacja, która dotknęła coś głęboko w jego wnętrzu. Usłyszał głos, melodyjny głos, ale nie mógł zrozumieć słów. Podszedł bliżej do krawędzi urwiska. Złapał coś kątem oka i spojrzał na scenę pod nim, jego płonący wzrok wpatrywał się w konia i jeźdźca. Spojrzał w dół na małą kobietę na dużym koniu w szoku nie do zniesienia. To było prawie siedemset lat temu, kiedy Rafael widział kolory lub czuł emocje. Teraz, w mgnieniu oka, patrząc na dramat rozgrywający się w małej zagrodzie, konia i jeźdźca zamkniętych w walce, wszystko się zmieniło. Widział jej jasne włosy, koloru płomienia. Widział, wyblakłe niebieskie dżinsy i blady róż jej koszuli. Widział konia, połyskującego czerwienią, podrzucającego głową, wirującego i zarzucającego. Czas zdawał się zwolnić, tak aby każdy szczegół został wyryty w jego umyśle. Sposób, w jaki liście na drzewach błyszczały srebrzystym połyskiem, kolory ziemi i siana. Widział srebrzysty blask wody, błyszczały z daleka w stawie. Oddech uderzył z jego płuc i stał nadal bez ruchu, część góry na której stał, po raz pierwszy zamrożony w całej jego egzystencji. Za nim kobieta w samochodzie wierciła się, ale nie miało to znaczenia. Była senna, pewna że uprawiali miłości i że była przytłoczona jego zalotami. Nastoletni chłopiec i dziewczynka w pobliżu zagrody nie mieli znaczenia. Jego bracia czekali w domu na ich ranczo w Brazili, Nicolas czekał w zatłoczonym kraju, rodzina Chevez, żaden z nich nie miało znaczenia. Tylko ten jeden zawodnik. Colby Jansen. Instynktownie wiedział, że jeźdźcem była Colby. Prowokująca. Ogień i lód jak góry wśród których żyła. Góry, które kochała i trzymała się tak zawzięcie. Studiował ją swoim wzrokiem, czarnym i głodnym. Nie ruszał się przez kilka chwil, jego umysł był pełen chaosu, emocje tłoczyły się szybko i wściekle. Emocje przechowywane gdzieś przez setki lat przelewały się przez niego jak rozpalona lawa, zmuszając go do sortowania ich w skandaliczny tempie.

Tłumaczenie: franekM Miał czterech braci i wszyscy mieli zdolności telepatyczne, mogli kontaktować się z sobą do woli. Rafael sięgną po wspólną ścieżkę której używali z braćmi, by podzielić się kolorami, nieznanym wzburzeniem w jego ciele, przypływem głodu. Nicolas nie miał doświadczenia z takimi sprawami. Ona może być jedynie twoją życiową partnerką, odpowiedział. Ona jest człowiekiem, nie Karpatianką. Mówi się, że są takie, które mogą być przekształcane. Życiowa partnerka Riordana nie była Karpatianką. Emocjonalny i seksualny głód rosły razem i były przytłaczające, kóla ognia smugą przechodziła przez jego jelita, paląc jego krew, ostrząc jego apetyty. Wyciągnął się, przypominając dużego kota dżungli. Pod cienkim jedwabiem jego koszuli, linie mięśni napinaly się. Colby Jansen należała do niego, i nikogo innego. Nie chciał w jej pobliżu nikogo innego, nie rodziny Chevez i Nicolasa, który widział ją jako pierwszy. Czuł jak bestia w nim rośnie, szybko i okrutnie, myśl o niej z innym mężczyzną, śmiertelnym czy nieśmiertelnym. Rafael stał nieruchomo, zmuszając się do kontroli. Niebezpieczny w każdej chwili, uznał że będzie jeszcze bardziej w stanie w jakim był. To jest najbardziej niewygodne, Nicolas. Wątpię, czy mogę znieść innego mężczyzny będącego w jej pobliżu. Nigdy nie czułem takich emocji. Nigdy nie czułem takiej zazdrości czy strachu. To było ostrzeżenie i obaj bracia uznali je jako takie. Nastała krótka cisza. Zostanę tutaj, Rafael, i przeniosę się w wysokie góry na wschodzie. Hacjenda jest pusta, i poczekam na ciebie aby to rozwiązać. Jak zawsze Nicolas był spokojny i pogodny, pełen zdrowego rozsądku, który nastraja innych, wskazując im kierunek w którym chciał żeby poszli. Nicolas nie wyrażał swojej opinii, zbyt często, ale kiedy to robił, jego bracia go słuchali. Był mrocznym, niebezpiecznym wojownikiem, który sprawdził się wiele razy. Bracia zostali połączone i przebywali blisko siebie długie wieki, licząc na wzajemnie na swoje wspomnienia, które trzymały ich kodeks honorowy nienaruszony. Licząc na siebie, aby utrzymać podstępny szepty mocy zabijania pod kontrolą. Dzięki. Palce Rafael zwinięte w mocną pięści, aż jego kostki zbielały, gdy patrzył na dramat rozgrywającego się poniżej urwiska. Ta kobieta, mała i krucha- człowiek- uparcie narażająca się na niebezpieczeństwo, wyczerpującą pracę. Były granice wytrzymałości mężczyzny, kiedy miał emocje. Stwierdził, że nie może znieść oglądania ją na kołyszącym się zadzie, wierzgającego zwierzęcia.

Tłumaczenie: franekM Ona upadła mocno, jej ciało małe i kruche, ogromny kasztan potężny i niebezpieczny, uderzał kopytami centymetry od niej. Rafael przestał oddychać, jego serce stanęło. Colby przekręciła się wolna, powiedziała coś do brata, który złapał konia za uzdę. Natychmiast wróciła do siodła. Rafael miał już dość. To Ginny jako pierwsza zauważyła intruzów, nowy samochód z napędem na cztery koła, elegancki i lśniący, gdy ryczał na polnej drodze. Kierowca zaparkował pojazd na trawiastym pagórku kilka metrów od zagrody. Dwoje pasażerów patrzyło przez okna na walkę między koniem i jeźdźcem. Zaniepokojona Ginny cicho krzyknęła wirując dookoła Paula. Każdy ślad koloru odsączył się z jego twarzy. Zostawiając go bladym i napiętym. Instynktownie wspiął się na ogrodzenie i wsunął swoje wysokie ciało przed młodszą siostrę, jedną rękę ochronnie owijając wokół jej nadgarstka. Kierowca wyszedł z samochodu, przeszedł polną drogą, poruszając się z płynną gracją, mocą połączoną z koordynacją. Falujące mięśniami jak u kota nadały obcemu wygląd drapieżnika. Wyglądał twardo, zimno, na niebezpiecznego człowieka. Wysoki. Szerokie w barkach, z widocznymi ścięgnami mięśni pod cienką jedwabną koszulą. Miał grube faliste, czarne włosy, długi i związane na kark. Okrutne, nieubłagane rysy były silne i zmysłowe. Wyglądał elegancko i nieustępliwie zarazem. To musi być Rafael De La Cruz. Poznali Nicolasa, i on był wystarczająco przerażający, ale ten człowiek wydawał się emanować zagrożeniem wszystkimi porami. Rafael przeskoczył ogrodzenia z wszelką łatwością kota dżungli, przeskakując szczyt ogrodzenia o kilka cali. Złapał parskającego, podskakującego konia, przeciągając jego głowę i domagając się posłuszeństwa władczym tonem, tak że nawet zwierzę wydawało się go rozpoznać. Szok, Paul mógł tylko patrzeć. Bóg tylko wiedział, co Colby może zrobić. Paul miał przypuszczenie że mogła posłać kopniaka obcemu i Paul nie mógł wyobrazić sobie siebie wygrywającego walkę na pięści z mężczyzną, kiedy zostałby zmuszony do obrony swojej siostry. Widział że obcy był typem mężczyzny, który mógł uderzyć wyzwany przez Colby. Kasztan zachowywał się jak baranek i teraz, gdy Rafael cofnął się robiąc jej miejsce, Colby fachowo złapała konia robiąc szybkie ruchy. Z mroczną maską obojętności, Rafael okrążył talię Colby jedną ręką, podnosząc jej ciało z siodła. Był niezwykle silny i praktycznie rzucił ją na ziemię.

Tłumaczenie: franekM Ginny chwyciła Paula, dysząc głośno. Jak śmiał zrobić coś takiego! Przerażona, spojrzała na kobietę w pikapie oglądającą z nudów powietrze i udająca znudzenie. Tak upokorzyć Colby! W chwili, gdy ramię okrążyło jej talię, Colby poczuła nieoczekiwane połączenie. Ciepło od niego sączyło się przez pory jej skóry i po całym jej krwiobiegu. Rumieniec oblał jej twarz gdy Colby uwolniła się z jego uchwytu. Jej podbródek poszedł w górę, szmaragdowe oczy błyszczały niebezpiecznie. "Dziękuję, panie ...?" Jej głos był aksamitny z przesadną cierpliwość. Wiedziała bardzo dobrze że to musiał być kolejny z ohydnych braci De La Cruz. Kto jeszcze? To właśnie tego potrzebowała dzisiaj. Więcej nieszcząścia! Ukłonił się lekko do pasa, niezwykle dworskim gestem. "De La Cruz. Rafael De La Cruz do Państwa dyspozycji. Wierzę, że spotkałaś mojego brata Nicolas i oczywiście, Juan i Julio Chevez. Ty bez wątpienia, jesteś Colby Jansen". Zgarniając kapelusz Paul wręczył go jej, uderzyła nim o swoją nogę, aby usunąć kurz. Jej oczy prześlizgnęły się po imponującej posturze Rafaela, a potem wróciły do jego szerokiej piersi zanim go odprawi. "Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt? Nawet Paul musiał drgnąć na miód kapiący z sarkazmu w jej głosie. "Myślałam, że twój brat i ja omówiliśmy wszystko co potrzebne w naszej ostatniej, przyjaznej dyskusji ". Jego lodowate czarne oczy przeniosły się złowieszczo po jej twarzy, opierając się na jej bujnych ustach, na cienkiej strużce krwi w kąciku ust. Jego wnętrzności zacisnęły się gwałtownie i przez chwilę chęć zapłonęła w jego oczach. "Czy myślisz, że poddamy się tak łatwo? Jego głos szeptał na jej skórze, delikatny, hipnotyczny, czarujący. Colby rzeczywiście czuła go dotykającego ją, jego ręki na końcu jej skóry, tak że płomyki wydawało się tańczyć przez nią, ale jego ręce były na jego bokach. Otrząsnęła się ze skutków jego głosu i oczu, koncentrując się na kobiecie w kabinie pickupa. "Czy pańska przyjaciółka jest chora? Na jej słowa kobieta podniosła głowę i spojrzała na Colby. Pchnęła otwierając drzwi kabiny i przesunęła się, aby mogła ostrożnie odwrócić się na siedzeniu, pokazując długie nogi na metalowych obcasach. Była to wysoka blondynka z białą skórą i doskonałym makijażem. W swojej świetnej lawendowej sukience wyglądała jak modelka. Ona nie zawracała sobie głowy aby ukryć pogardę jaką

Tłumaczenie: franekM czuła gdy podeszła, jej oczy przesunęły się po Colby, dostrzegając jej wyblakłe zakurzone dżinsy, podartą koszulę, twarzy ze smugami brudu, i dziko splątane włosy. Colby, dobrze wiedziała o kontraście w ich wyglądzie, bliznach na jej rękach i ramionach od ukąszeń i nikczemnych kopyt, podniosła rękę do niesfornych włosów. Zanim mogła spróbować je uporządkować to Rafael chwycił ją za rękę, łatwo pociągając rękę w dół, jego ruchy były szorstkie. Prąd przeskakiwał między nimi, skacząc z jego skóry do jej tam i z powrotem. Ten powolny płomień wrócił, ogrzewał, zagęszczał jej krew. Przez chwilę ich oczy były zablokowane, pojedynkowały się, straszny głód seksualny skakał między nimi, pochłaniając ich. Podbródek Colby uniósł się w znany, ambitny sposób, który jej brat i siostra poznawali. Wyciągnęła rękę z dala od niego, nie podobał jej się sposób w jaki jej ciało wydawało się mieć swoje zdanie o nim. "Louise Everett," kobieta przedstawiła się, kładąc zaborczy rękę na przedramieniu Rafaela. "Znasz, mojego brata, Sean, i jego żonę, Joclyn. De La Cruzes, ich pracownicy i ja przebywamy na ranczo Sean". Miało to zabrzmieć, jakby przybyła z rodziną De La Cruz. "Gdy usłyszeli że Rafael i ja przyjedziemy zobaczyć się z tobą poprosili mnie o przekazanie wiadomości dla Ciebie." Patrzyła przez chwilę pogardliwie na brud na czole Colby. "Joclyn chciałaby aby jej córka brała lekcje jazdy." Ona zbadał swoje długie paznokcie szukając uszkodzeń. "Mimo, że wygląda mi to tak jakby koń rzucił się więcej niż raz. Chcę straszliwie aby moja mała kaleka brtanica uczenia się od kogoś, z kwalifikacjami, kompetentną osobę". Głęboki oddech Paul był słyszalny. Colby była zawodowcem. Najlepszym. Jej reputacja jako trenera koni była znana w całych Stanach. Chciał żeby snoby odeszli, zanim stracił cierpliwość i zrobił coś głupiego. Zrobił agresywny krok do przodu, ręce zwijając w pięści. Nie ważne, czy La Cruz był niebezpiecznym człowiekiem i może go pokonać zmieniając w krwawą miazgę, nikt nie może stawiać Colby w takiej sytuacji i potem uciec, nie tak długo jak on było w pobliżu. A dowcip o pracownikach De La Cruzes "- kobieta miała na myśli braci Chevez. Paul był Chevez, tak jak Ginny. Czy to oznacza, że jeśli rodzinie uda się ich zabrać do Brazylii, będą pracownikami zamiast właścicielami rancza? Kątem oka dostrzegł znak Ginny. Była oczywiście rozgniewana jak on. "Zaszłą jakaś pomyłka." Głos Colby był, jeśli w ogóle to możliwe, bardziej miękki niż zwykle. Przeszła do termosu z lemoniadą - Paul był bardziej niż czegokolwiek innego, że nabija się z De La Cruz. Miała to spojrzenie w oczy, które Paul znal bardzo dobrze. "Nie daje lekcje jazdy konnej, pani Everett. Nie mam czasu na nic takiego." Jej zielone oczy cięły twarde rysy Rafaela. "Widocznie Pan De La Cruz ma tak wielu pracowników na swoim ranczo,

Tłumaczenie: franekM którzy pracują dla niego, że zapomniał, co za sobą pociąga naprawdę ciężka praca." "Kaleka małą siostrzenica". Słowa odbiły się echem w jej głowie tak, że chciała zacisnąć ręce na uszach i zagłuszyć dźwięk, obraz biednego dziecka oczywiście niekochanego przez ciotkę. Czarne jak lód oczy Rafael zdawały się tlić, ale chropowate rysy pozostał niewzruszone. Następnie się poruszył, prześliznął się, marszcząc mięśnie i ściągając je, nic więcej. Zamrugała i był obok Colby, przyciągając ją bliżej, pochylając się , aby usunąć cienka strużkę krwi z kącika jej ust, muskając je kciukiem. Jej serce poskoczyło na jego dotyku. Jej ciało faktycznie bolało za jego. To było cholernie szalone i Colby chciała się zatrzymać. Ona uznała, że będzie dominujący seksualnie. To było w jego krwi i kościach. On będzie żądał wszystkiego od swojej kobiety, własnej, posiadać ją, aż nie będzie już powrotu - nigdy. I nienawidziła siebie, że była tak podatna na jego mroczną zmysłowość, kiedy szczyciła się niezależnością. "Louise źle przekazała komunikat" powiedział cicho, jego czarne oczy patrzyły bez mrugania na twarzy Colby. Płonące. Pożerające. Głodne. Zdawało się, że patrzą w jej duszę. Miała uczucie dyskomfortu, że może faktycznie czytać w jej myśli. Patrzyła, jak podniósł rękę do ust i dotknął opuszkiem kciuka swojego języka prawie jakby delektował się jej smakiem. Jej całe ciało zacisnęło się. Znalazła siebie prawie bezradnie patrząc na niego. Pomysł ten powinien ją odrzucić, ale był grzesznie seksy, a ona była zahipnotyzowana przez niego, sposób w jaki się poruszał, sposób w jaki jego oczy były tak głodny, gdy jego wzrok płynął po jej twarzy. Miał zdolność by kobieta czuje się jakby była jedyną kobietą na ziemi. Jedyną jaką widział. On również sprawiał że czuła się, jakby chciał wziąć ją, przerzuć ją przez ramię i zrobić krok do tyłu, jeśli ona go zignoruje. To było niepokojące, - i Boże pomóż jej, radosne. "Colby." Ginny złapała rękę siostry, nagle bojąc się o nią. Nieznajomy patrzył na jej starszą siostrę, jakby należała do niego, jakby mógł być złym czarownikiem rzucającym na nią czar. Colby otrząsnęła się z seksualnego czaru, który roztaczał Rafael, cicho przeklinając. Ten człowiek był naprawdę niebezpieczny. Miał już kobietę, zrobił z niej seksualną niewolnicę nie myślącą o niczym, prócz tego aby się mu podobać. Był erotyczną pokusą na którą żadna kobieta nie mogła sobie pozwolić, aby jej ulec. Wysłali pierwszego brata by rozkazał jej oddać ranczo i dzieci rodzinie Chevez, a gdy to nie zadziałało, oczywiście wysyłali “zawodnika pierwszego składu” aby sobie z nią poradził. Uniosła podbródek wyzywająco. "Co dokładnie miałeś zakomunikować?"

Tłumaczenie: franekM "Joclyn doceni jeśli spotkasz się z nią później tego wieczoru w salonie." Głos był tak piękny, że bolała by usłyszeć więcej. Ona zmusiła ją do trzymania rąk przy swoich bokach, zamiast przycisnąć je do swoich uszu. "Wierzę, że chce być wobec ciebie uprzejma rozmawiając z tobą sama. " Colby zrozumiała, że trzyma ręce Ginny dla pocieszenia. Rafael De La Cruz był w stanie rzucać zaklęcia, mroczny czarownik rzucający czarną magię, a ona była bardzo podatna. Chciała go wcześniej, zanim wpadła w głębie jego czarnych oczu. Był pochylony tak blisko, że mogła wyczuć jego męski zapach. Świeży. Seksualny. Zdecydowanie męski. "Wydaje się, to być dla niej ważne." "Jestem bardzo zajęta o tej porze roku," powiedziała Colby trochę rozpaczliwie. Nie mogła patrzeć z daleka od niego, ani na chwilę. Jego oczy były tak głodne, tak potrzebujące, tak wymagające. I cholera, jej ciało faktycznie bolały za nim. Kaleka mała siostrzenica. Ona nie mogła odpędzić tego obrazu. "Więc będę musiał zostać i przekonać się", powiedział, jego akcent był bardzo widoczny. Wszystko w nim, każda komórka, w jego sercu i duszy, jego mózgu, nawet pochowany demon wrzasnął na niego, aby uwięził ją przy swoim boku. Mógł to zrobić, po prostu wziąć ją. Nie było nikogo kto byłby w stanie go powstrzymać. To była dla niego drobnostka, nikt nie sprzeciwi się jego woli. Na pewno nie mała, chuda kobieta. Ludzka kobieta. "Więc o ósmej, rzekła niecierpliwie, starając się nie wyglądać na przestraszoną, jak się czuła. Nikt nigdy nie sprawił, że czuła się zmieszana i zirytowana, jak on. Była jakąś zaborczość w jego oczach, coś, co wydawało się ją wiązać. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie bała się nikogo. "Jeśli mi wybaczycie, muszę wracać do pracy." Był wrogiem. Ściśle związanym z rodziną, która nie chciała jej i jej matki. Ktoś kto, brał pod uwagę jej brata i siostrę jako pracowników w kraju, gdzie nie znali nic. Musiała o tym pamiętać. Musiałą pamiętać, jak bardzo ich ojciec walczył aby dać swoim dzieciom ich własny spadek. Rafael De La Cruz, miał ten latynoski urok o którym tyle słyszała, ale nigdy nie doświadczyła. Ten Człowiek był śmiercionośny. Colby celowo spojrzała na Louise. Była oczywiście senna i mruczała jak domowy kot. Wyglądała jakby obydwoje właśnie się kochali. Louise gładząc jego rękę i patrząc na niego z wyjątkowo skupionym wyrazem twarzy, który wywrócił żołądek Colby. Rafael władczym gestem wskazał w kierunku pickupa, i Louise posłała mu uśmiech, jej twarz rozbłysła na jego uwagę, i posłusznie poszła do samochodu. Gest sprawił że Colby zacisnęła zęby. Dlaczego po prostu nie pstrykniesz

Tłumaczenie: franekM palcami? Bracia De La Cruz mieli taki sposób działania, jakby kobiety były niższym gatunkiem w stosunku do nich i cholernie ją to irytowało. To nie była w ogóle prawda. To było coś więcej, gdy każdy mężczyzna czy kobieta, każdego człowiek na ziemi, został uznany za gorszy od nich. Rafael odwrócił głowę i spojrzał na nią jakby mógł czytać jej myśli. Przez chwilę zamarła, prawie bojąc się poruszać. Ona nigdy nie widziała oczu, tak twardych, lub zimnych. Jeśli oczy są lustrem dla jego duszy, ten mężczyzna był prawdziwym potworem. Nie zrobił nic więcej, tylko podążył za Louise, omiatając wzrokiem smukłą sylwetkę Colby, jego bezlitosnymi rysami pozbawionymi wyrazu. "Dlaczego utrzymujesz się w takich bzdur? To jest praca dla mężczyzny, a nie dla kogoś takiego jak ty. Oczywistym jest, że spędziłaś większość popołudnia na ziemi." "To nie twoja sprawa, De La Cruz". pozornie dobre manier Colby został rzucony na wiatr. Colby nie miała pojęcia, dlaczego czuje się tak zagrożona, ale miała wrażenie, że znalazła się na celowniku potężnego zasięgu. "Wierzę, że to jednego z moich koni trenujesz. Jak go dostałaś? Zapytał cicho, jak gdyby był zaniepokojony ich różnicą zdań. "Jak złodziej, w nocy wkradłam się do twojej zagrody i uciekłam z wieloma z nich," szydziła sarkastycznie. "Staraj się nie być większym palantem niż możesz być. Juan Chevez wysłał ponad szesnaście głowy. To muszą być wyrzuty sumienia". "Rodzina Chevez mocno ucierpiała na tym nieporozumieniu, odparł cierpliwie. "Oni nie chcą niczego więcej niż, naprawić konflikty w rodzinie. Ponieważ uważam ich rodzinę, za część mojej i znajdują się pod moją opieką, to jest równie ważne dla mnie." Jego czarny wzrok nie mrugnął ani razu, gdyż patrzył znudzony w jej zielone oczy. Ona czulą się zwierzyną. Więcej niż raz w roku, musialą tropić kuguara, który przychodził po jej konie i one patrzyły na nią z tą samą koncentracją. "Wracaj do Brazili Panie De La Cruz i zabierz swoją rodzinę ze sobą. To będzie długa droga do uzdrowienia stosunków." Jego zęby były błysnęły, bardzo białe, w jego wilczym uśmiechu. Bez żadnego powodu, wszystko to wywołało dreszcze u Colby. Odeszła od niego, aby dać sobie oddech spokój, delikatną kobiecą rekolekcję, ale przesunął się z nią jak kot dżungli nękający ofiarę. Jego ręka zakręciła się wokół jej karku, jego palce były prawie delikatne, ale czuła jego ogromną siłę, wiedziała że może zerwać jego uścisk, wiedział, że może złamać jej kark w mgnieniu oka, jeśli tak postanowi.

Tłumaczenie: franekM Dreszcz niepokoju ścigał się w dół jej kręgosłupa. Ona uspokoiła się pod jego ręką, jej wzrok skoczył do jego twarzy. Jego czarne oczy nagle głodne, mrocznym intensywnym głodem, który okradł ją z oddechu, gdy patrzył niemal zafascynowany na jej puls. Dlaczego pomyślała o jego oczy że są płaskie i twarde, lodowato zimne? Teraz płonęły tyloma emocjami, żyły potrzebami i głodem i intensywnością, która wypalała ją aż do jej duszy. Nie uciekniesz ode mnie, pequeña. Nie ważne jak daleko pobiegniesz, nie ważne jak bardzo będziesz walczyła, nic prócz tego nie będzie miało znaczenia. Słowa mieniły się w jej głowie, mieniły między nimi, ale Colby nie miała pojęcia, czy są prawdziwe czy nie. On nie mówił, tylko patrząc na nią z tlącą się czernią w jego oczach. Ona wyraźnie pobladła, nagle bardzo, bardzo się bojąc. Siebie. Jego. Mrocznej obietnicy, pasji jego wymownych oczu. "Nie jesteś tu mile widziany, De La Cruz," wybuchł Paul z jaskrawoczerwoną twarzą pod opalenizną. Zrobił krok w kierunku większego mężczyzny, jego pięści były zaciśnięte, ale Ginny złapała go za rękę i trzymała go jak pit bull. "Puść moją siostrą w tej chwili." Rafael przekręcił powoli głową dookoła, jego wzrok niechętnie opuścił twarz Colby, tak aby mógł spojrzeć na Paula. Chłopiec zauważył jednocześnie, że czarne oczy Rafael nigdy nie mrugnął. Ani jeden raz. Przez chwilę Paul nie mógł myśleć lub się poruszyć. Stał zamrożony w miejscu, jego serce waliło. Rafael uśmiechnął się do niego, bez humoru, tylko błysk białych zębów, a następnie podążał do pickupa. Przyglądali się jak się poruszał, zahipnotyzowani jego płynnymi ruchami. Nikt nie mówił, aż ciężarówka została pochłonięta przez chmurę pyłu, a następnie Paul rzucił się na trawę. "Musiałem stracić rozum! Dlaczego mnie nie zakneblowałaś? Mógł mnie zabić małym palcem." Ginny roześmiała się nerwowo. "Na szczęście uratowałam ci życie, ciągnąc cię z powrotem." "Za co dziękuję z całego serca," powiedział Paul, wpatrując się w ciemniejące wieczorne niebo. Colby rzuciła się na ziemi obok swojego brata, przeciągając Ginny obok niej. Oni trzymali się razem i śmiejąc się ze swojej śmiałości, z nieco histeryczną ulgą. Colby pierwszy otrzeźwiała. "Duma będzie kosztować

Tłumaczenie: franekM nas duże pieniądze tym razem. Z Danielsem naciskającym na nas na płatności szybko rosnącego kredytu hipotecznego, obawiam się, że jest to poważny krok wstecz. Mam tylko dwa miesiące by wymyślić co z płatnościami, a on powiedział mi bez ogródek, że nie da mi przedłużenia. " "Nie powiedział, że musimy oddać konie z powrotem", zauważyła pragmatycznie Ginny. "Po prostu je trzymaj i wystaw mu rachunek za pracę." "Pozwiemy go jeśli nie zapłaci," wybuchł Paul z oburzeniem. "Musisz ciężko pracował nad tymi końmi, a one już jedzą nasze zapasy. De La Cruz nie mogą znaleźć nikogo lepszego do tego, tutaj w Stanach, lub w Brazylii. On nie może oczekiwać, że uzyska twoje usługi za darmo." "To pewnie tak wzbogacili się w pierwszej kolejności," powiedziała Colby obłudnie, po czym natychmiast się wstydziła. W pełni szczęśliwa przyjęła kawałek pieczonego kurczaka od praktycznej Ginny. "Co za zaraza przywiała tego człowiek tutaj! Chociaż był całkowicie uczciwy, szczerze mówiąc nigdy bym nie przyjęła tych konie, gdybym wiedziała że są jego." Paul uśmiechnął się do niej nieskruszony. "Dlatego Ci nie powiedziałem." Colby przeniosła pełną moc jej szmaragdowego wzroku na brata. "To nie jest coś co powinieneś mi wyznać. Rafael De La Cruz jest gorszy od swojego brata, a nigdy nie myślałam, że to możliwe." Dotknęła karku, gdzie zdawało się utrzymywał ciepło jego dotknięcia. "Chciałabym, żeby oni wszyscy odeszli" powiedziała wyraźnie Ginny. Spojrzała na Colby z przerażonymi w oczami. "Czy oni naprawdę mogą mnie zabrać od ciebie, do innego kraju? Nie chcę iść z nimi." Wydawała się małą i samotna. Colby natychmiast okrążyła ramiona Ginny ramieniem. "Dlaczego pytasz o coś takie, Ginny? Spojrzała na Paula z lekką dezaprobatą. "Słyszałaś, to gdzieś?" "To nie ja", bronił Paul ", to Clinton Daniels. Widzieliśmy go w sklepie spożywczym i powiedział Ginny, że rodzina Chevez zamierza zabrać nas dwoje do Brazili a ty nie możesz ich powstrzymać. Powiedział, że nigdy nie wygrasz w sądzie i rodzina De La Cruz ma powiązania polityczne i zbyt dużo pieniędzy do walki. Wraz z rodziną De La Cruz mającą poparcie rodziny Chevez bez bożej pomocy nie zatrzymasz nas ". Colby liczy po cichu do dziesięciu, słuchając jej dziwne bijącego serca, bijącego nieregularne. Przez chwilę mogła ledwie oddychać, ledwie myśleć. Jeśli straci brata i siostrę nie miałaby nic. Nikogo.

Tłumaczenie: franekM Pequeña? Słowo był miękkim zapytaniem w jej umyśle. Delikatną, kojącą pieszczotą otuchy. Słyszała wyraźnie, jak gdyby Rafael De La Cruz stał obok niej, z ustami przy jej uchu. Co gorsza, poczuła jego palce śledzące jej twarz, dotykające jej skóry, dotykające wewnątrz niej aż poczuła, że jej ciało reaguje w sposób czysto zmysłowy. Colby była zszokowana i przestraszona sposobem w jaki jego głos wydawał się znany i właściwy. Intymny. Przy okazji jej ciało naprężyło się i ogrzało w odpowiedzi. Udało jej się uśmiechnąć z otuchą do Ginny, nawet gdy próbowała wybudować mur w głowie aby utrzymać Rafaela z dala. "Clinton Daniels zawsze wydaje się znaleźć czas na plotki o wszystkim, prawda? Myślę, że ten człowiek potrzebuje pełnego wymiaru czasu pracy, aby utrzymać swoje zajęcie." Przytuliła Ginny do siebie. "Jesteś prawnym obywatelem tego kraju, kochanie. Sądy nie mogą cię tak po prostu oddać komuś, kogo nawet nie znasz. Nigdy nie dopuszczę do tego. Daniels chciał po prostu cię zdenerwować. Ci ludzie wrócą do Brazylii i wszystko wróci do normy. " Musieli wrócić do Brazylia, Rafael musiał wrócić z nimi. Wkrótce. Natychmiast. "Tak," dodał Paul, dając kuksańca w żebra swojej siostrze, " normalna rzecz, ciężka praca, bardziej wytężona praca, praca od rana do późnej nocy. Wstawanie w środku nocy i więcej pracować." "Czy nie wszyscy chcielibyśmy byś tak robił" dokuczała Colby. "Poważnie, wy dwoje, zapomnijcie o tych problemach z braćmi De La Cruz. Oni nie lubią mnie bardziej, niż ja ich. Ci mężczyźni maja zdecydowanie archaiczne poglądy. Widzę ich jako swego rodzaju XIV wiecznych panów posiadających loch, w którym kobiety są własnością ich ojców i mężów. " "Naprawdę?" Ginny wyglądała na rozmarzoną przez minutę. "Wyobrażam ich sobie jako królów w zamku, wielkich panów, czy coś w tym stylu. Oni są przystojni." Colby zmarszczyła nos. "Myślisz? Nie zauważyłam." Udało jej się zachować powagę na całe trzy sekundy zanim uderzyła burzą śmiechu razem z młodszą siostrą, natomiast Paul spojrzał na nie z pełnym irytacji obrzydzeniem.

Tłumaczenie: franekM Rozdział 2 Ginny zapukała do drzwi sypialni Colby kilka minut po jak usłyszała, że prysznic został zakręcony. Colby poświęciła tyle czasu bydłu i w ogrodzie i przy sianie na polu, że Ginny bała się że może zapomniał o spotkaniu z Joclyn Everett. Colby owinięta w ręcznik, suszyła swoje długie włosy i uśmiechnęła się Ginny, gdy zajrzała przez drzwi. "Masz wszystko przygotowane do wyścigu beczek? Niecierpliwie Ginny weszła do małej sypialni, siadając sobie na łóżku. "Czy prześlesz moją opłatę za wstęp do Redbluff Rodeo?" zapytała z nadzieją. "Powiedziałam ci, gdy będziesz mieć dwanaście lat będziesz mogła trochę podróżować. Lokalnego rodeo wystarczy do tego czasu." "Jest jedenastoletnia dziewczyna, która bierze udział w wyścigu beczek" zaprotestowała Ginny. "Ona zdobędzie tyle pieniędzy na naukę w collegu." Przewertowała magazyn i przeczytała szybko artykuł z niego, by udowodnić jej punkt widzenia. "Odłóż to, sikorko, jestem zmęczona i się śpieszę. Jak to będę jeśli bardzo się spóźnię, na spotkanie z panią Everett. Co o tym sądzisz? Czy mamy przyjąć jej córkę? " "Nie miałbym nic przeciwko, gdyby była miła, przyznała Ginny "Byłoby fajnie mieć przyjaciółkę. Może czasami będę mogła pójść do jej domu. Paul powiedział mi, że Pani Everett jest tak naprawdę tylko partnerem biznesowym rodziny De La Cruz, nie są tak naprawdę bliskimi znajomymi, czy czymś takim. Może gdybym zaprzyjaźniła się z córką pani Everett i pan De La Cruz chętnie robiłby interesy z nim, zacząłby być dla ciebie milszy ". Colby nie chciała, aby Rafael De La Cruz był dla niej miły. Nie chciała go przy sobie. "Nie licz na to, kochanie". Colby uśmiechnął łobuzersko. "Mam takie silne przekonanie, że bracia De La Cruz raczej zrezygnują z ich więzi biznesowych z Everettin w chwilę po tym jak będą dla mnie mili. Oni nie lubią niezależnych kobiet." To było dziwne, że Colby myślała o Nicolasie jako o zimnym, najzimniejszy człowiek, jakiegokolwiek spotkała, ale widziała Rafaela wręcz przeciwnie, jako kipiący kocioł niebezpiecznych emocji, intensywnego i mrocznego erotyznego. Rafael De La Cruz był naprawdę zmysłowym