Konfederacji Nerdów:
AK, Barushce, Alanowi,
Toothowi oraz
Pilotowi Johnowi
Wskazówki
dotyczące
wymowy
J
ak zawsze – pamiętajcie,
proszę, że choć zamieszczam
tu te informacje, możecie
wymawiać sobie te nazwy własne,
jak wam się żywnie podoba, bo
w czytaniu chodzi o to, żeby
dobrze się bawić, a nie stresować
dziwnymi mitologicznymi termin-
ami. Jeśli jednak lubicie wiedzieć,
jak się co wymawia, proszę
bardzo:
Nazwy irlandzkie
Aillil = oljel (W Zalotach do
Étaín [Tochmarc Étaíne] imię to
nosi zarówno ojciec Étaín, jak
i brat króla Eochaida Airema. Tu
odnosi się do brata króla).
Amergin = awygen (le-
gendarny irlandzki bard, którego
5/1408
imię wymawia się i zapisuje na
bardzo różne sposoby.
Współczesna irlandzka wersja wy-
gląda tak: Amhairghin
i wymawiana jest mniej więcej
jako aurjen, ale Morrigan uży-
wałaby oczywiście staroirlandzkiej
wersji).
Brí Léith = brilej (síd, czyli
dom Midhira).
Eochaid Airem = ołhetejram
(arcykról Irlandii dawno, dawno
temu).
Étaín = ejtin (tak zjawiskowa
piękność, że istnieje o niej cała
legenda).
6/1408
Fódhla = fołla (jedna z po-
etyckich nazw Irlandii oraz imię
irlandzkiego żywiołaka).
Fúamnach = fuamyna (żona
Midhira).
Midhir = mjer (jeden z Tuatha
Dé Danann; brat przyrodni
Aenghusa Óga i Brighid).
Orlaith = orla (Tak, całe to -ith
na końcu jest tylko dla ozdoby).
W powieści Atticus recytuje
fragment Czyśćca Dantego w ory-
ginale, ale nie raczy go przy tym
przetłumaczyć. Poniżej te same
wersy oraz tekst w przekładzie An-
toniego Roberta Stanisławskiego1
:
7/1408
Canto V:
Là 've 'l vocabol suo diventa
vano,
arriva' io forato ne la gola,
fuggendo a piede e sanguin-
ando il piano.
Quivi perdei la vista e la
parola;
nel nome di Maria fini', e quivi
caddi, e rimase la mia carne
sola.
Gdzie jej miano ginie,
8/1408
Uchodząc pieszo i krwawiąc
dolinę,
Dobiegłem z gardłem na wylot
przebitem.
Tu wzrok się zaćmił; z imi-
eniem Maryi
Skonało słowo; tu wreszcie
upadłem...
I ciało tylko zostało na ziemi!
1. Boska Komedja, przeł. A. Stan-
isławski, Poznań 1870 (wszystkie przypisy
tłumaczki).
9/1408
Rozdział 1
D
ziwne, że kiedy człowiek
czuje się bezpiecznie, nijak
nie może sobie przypomnieć, co to
zamierzał zrobić, ale kiedy właśnie
ucieka przed śmiertelnym
niebezpieczeństwem, nagle przy-
pomina sobie całą listę rzeczy,
których jeszcze nie udało mu się
w życiu dokonać.
Zawsze na przykład chciałem
upić się jak świnia z wąsatym fa-
cetem, pójść do jego domu,
pomaltretować jeszcze trochę
wątrobę, a potem, gdy już facet
całkiem odpadnie, zgolić mu jeden
wąs. Później zainstalowałbym
odpowiedni sprzęt inwigilacyjny,
żeby w pełni móc się nacieszyć
jego reakcją (i jego kacem), gdy się
już obudzi. I oczywiście ową in-
wigilację przeprowadzałbym
z czarnego vana bez okien za-
parkowanego na ulicy obok. Ze
mną pracowałby naturalnie
12/1408
wybitnie bystry informatyk z In-
stytutu Technologicznego w Mas-
sachusetts, który kiedyś poszedł
prawie, ale nie do końca, na całość
z pewną nieśmiałą studentką
fizyki, która rzuciła go, bo nie
przyśpieszał jej cząsteczek.
Nie pamiętam, kiedy to
wymyśliłem i dodałem do mojej
listy. Pewnie po tym, jak
zobaczyłem Prawdziwe kłamst-
wa. To zadanie nigdy nie znaj-
dowało się szczególnie wysoko na
mojej liście – z dość oczywistych
powodów – ale teraz, gdy biegłem
w panice przez Rumunię, wróciło
do mnie wspomnienie tej wizji,
13/1408
i to w pełnym technikolorze.
Nasze umysły stanowią niezgłę-
bioną zagadkę.
Gdzieś za mną Morrigan wal-
czyła z dwiema boginiami łowów.
Artemida i Diana postanowiły
sobie bowiem, że nadszedł mój
czas, a Morrigan obiecała przecież,
że będzie mnie chronić przed tego
typu gwałtowną śmiercią. Po mo-
jej lewej biegł Oberon, po prawej
Granuaile; wokół las drżał ciszą
ciężką od pandemonium spo-
wodowanego przez Fauna, które
odcinało nam wszelkie połączenia
z Tír na nÓg. Nie mogliśmy się
przenieść do żadnej innej krainy.
14/1408
Mogliśmy tylko biec i przeklinać
grecko-rzymskich bogów.
W przeciwieństwie do Irland-
czyków i ludów nordyckich – oraz
wielu innych – Grecy i Rzymianie
nie wyobrażali sobie swoich
bogów jako wiecznie młodych, ale
podatnych na gwałtowną śmierć.
O, tak, Olimpijczycy mieli nektar
i ambrozję, które utrzymywały ich
skóry w stanie bezzmarszczkow-
ym, a ciała w idealnych kształtach
(przy okazji zmieniając ich krew
w ichor), czyli niby podobnie jak
w innych panteonach, ale na tym
się niestety nie kończyło. Ci
bogowie mogli się całkowicie
15/1408
regenerować, co de facto oznacza-
ło pełną nieśmiertelność. Innymi
słowy, nawet jeśli się ich rozbije
na machacę i zje z guacamole
i ciepłą tortillą, to i tak odrodzą się
dranie na Olimpie w zupełnie
nowiutkim ciele i znów będą ci
deptać po piętach. Dlatego właśnie
Prometeusz nigdy nie umarł,
mimo że dzień w dzień jego
wątrobą raczył się sęp, który
z jakichś niepojętych powodów nie
dbał o urozmaiconą dietę.
To jeszcze nie znaczy, że nie da
się ich pokonać. Pomijając już
nawet, że mogą ich zgładzić inni
nieśmiertelni, to przecież nawet
16/1408
Olimpijczycy muszą – jak wszyscy
– istnieć w czasie. Pchnąłem
Bachusa na wyspę wolniejszego
czasu w Tír na nÓg i Olimpijczycy
odebrali to jako osobistą zniewagę
– i to tak osobistą, że woleli mnie
zabić niż odzyskać Bachusa.
Nawet przez chwilę nie łudz-
iłem się jednak, że podobny myk
uda mi się z łowczyniami. Były
o wiele lepszymi wojowniczkami –
to raz, a dwa: starając się mnie
ubić, cały czas pilnowały jedna
drugiej.
– Dokąd biegniemy? – spytała
Granuaile.
17/1408
– Sigma razy oko na północ.
Na razie. Sytuacja jest płynna.
wyznał na to Oberon.
(Obie strzały zgarnęła Morrigan,
zasłoniwszy nas swoją tarczą. A
zaraz potem kazała nam uciekać).
– Też o mały włos tego nie
zrobiłam, Oberonie – pocieszyła
go Granuaile. Teraz słyszała już
jego głos, jako że była druidką
pełną gębą. – Powinnam była
robić uniki albo wspierać Atticusa,
albo, no, cokolwiek, a tymczasem
jedyne, na co było mnie stać, to
18/1408
staranie się bardzo, żeby się nie
zsikać.
– Przerwę na siusiu zrobimy
sobie później – zarządziłem. –
Póki co najważniejsze jest zyskać
nieco dystansu.
– Rozumiem, że ostrożność nie
jest na naszej liście priorytetów
zbyt wysoko, co? Bo będzie nas
raczej dość łatwo wytropić, gdy
tak pędzimy przez ten las.
– Jak tylko będzie można, za-
czniemy zachowywać większe
środki bezpieczeństwa.
W głowie usłyszałem znów za-
chrypły głos Morrigan. Nie prze-
padałem za tym jej zwyczajem, ale
19/1408
w tej chwili była to dość wygodna
forma komunikacji. Ton Morrigan
był ekstatyczny.
Oto bitwa, która powinna
przejść do historii! Gdybyż tylko
byli świadkowie i bard taki jak
Amergin, by opiewać ją w godnej
jej pieśni!
Morrigan…
Słuchaj, Siodhachanie.
Zdołam zatrzymać je tu jakiś
czas, lecz wkrótce znów podążą
waszym tropem.
Jak to? A co z tobą?
Gdzie im tam do mnie. Lecz
nie jestem przecież nieśmiertelna.
20/1408
Mój koniec bliski. Widziałam
wszystko. Cóż to będzie za koniec!
Zwolniłem i aż się obejrzałem.
Granuaile i Oberon też odruchowo
przystanęli.
Ty umrzesz?
Nie zatrzymuj się, głupcze!
Biegnij, słuchaj i nie śpij. Po-
trafisz, mam nadzieję, odegnać
potrzebę spania, prawda?
Tak. Trzeba zapobiec
odkładaniu się w mózgu ad-
enozyny i…
Dość już tych nowomodnych
terminów. Grunt, że wiesz, co
robić. Musisz teraz odnaleźć jed-
ną ze Starych Dróg do Tír na
21/1408
nÓg, i to taką, która nie jest
strzeżona, albo dotrzeć do lasu
Herna Myśliwego.
Do lasu Herna? Masz na myśli
Las Windsorski? To jest piekielnie
daleko stąd!
Zawsze jest jeszcze inna opcja.
Śmierć – skonstatowała Morrigan.
Nie, dziękuję. Ale Windsor to
już nie jest dzika puszcza. To
raczej wypielęgnowany parczek.
Ludzie piją tam herbatkę. Może
nawet grają w krokieta. To żaden
las.
Wystarczający. I jest tam
Hern. On was obroni. Będzie miał
przyjaciół. A, i, Siodhachanie, nie
22/1408
zapominaj, że Gaja kocha nas
bardziej niż Olimpijczyków. W
całym ich długim życiu nie dali jej
nic. Gorzej, męczą ją jeszcze tymi
pandemoniami. Rozplatam
właśnie tym tu rydwany, będą
więc biegły na piechotę, póki im ci
boscy kowale nie wykują nowych.
Wykorzystaj to i maksymalnie
zwiększ dystans.
Coś mi się tu nie zgadzało.
Ale, Morrigan, skoro wszystko
to przewidziałaś, dlaczego mnie
nie ostrzegłaś?
Byłeś z tą swoją kobietą.
Z „moją" kobietą? Gdybym tak
nazwał Granuaile, straciłbym
23/1408
z pewnością uzębienie. Nie jest
moja. Nie da się nikogo mieć.
Wiem. I ja to zrozumiałam.
Świetnie. Ale co to ma do tej
śmiesznej walki
z Olimpijczykami? Przecież
mogliśmy jej uniknąć!
Nie. Prędzej czy później i tak
by nastąpiła. Odwlekanie jej
niczego by nie zmieniło.
Żartujesz?! Na tym polega
życie. Na odwlekaniu śmierci. Ty
powinnaś się jednak przekonać
do prozacu.
Cii. Mam dla ciebie coś, co
współcześni zwykli nazywać
24/1408
uroczym prezentem
pożegnalnym.
Aż się wzdrygnąłem na myśl
o tym, co Morrigan może uważać
za urocze, spytałem więc po
prostu:
Prezent pożegnalny?
W Tír na nÓg znajduje się
pewna Wyspa Czasu. Tu masz
dokładniejszy adres.
W mojej głowie pojawiła się
wizja niskiego kamiennego ob-
elisku z wyrytą w piśmie ogam-
icznym instrukcją.
Widzisz? – dopytywała się
Morrigan.
Tak, ale…
25/1408
Konfederacji Nerdów: AK, Barushce, Alanowi, Toothowi oraz Pilotowi Johnowi
Wskazówki dotyczące wymowy J ak zawsze – pamiętajcie, proszę, że choć zamieszczam tu te informacje, możecie wymawiać sobie te nazwy własne, jak wam się żywnie podoba, bo
w czytaniu chodzi o to, żeby dobrze się bawić, a nie stresować dziwnymi mitologicznymi termin- ami. Jeśli jednak lubicie wiedzieć, jak się co wymawia, proszę bardzo: Nazwy irlandzkie Aillil = oljel (W Zalotach do Étaín [Tochmarc Étaíne] imię to nosi zarówno ojciec Étaín, jak i brat króla Eochaida Airema. Tu odnosi się do brata króla). Amergin = awygen (le- gendarny irlandzki bard, którego 5/1408
imię wymawia się i zapisuje na bardzo różne sposoby. Współczesna irlandzka wersja wy- gląda tak: Amhairghin i wymawiana jest mniej więcej jako aurjen, ale Morrigan uży- wałaby oczywiście staroirlandzkiej wersji). Brí Léith = brilej (síd, czyli dom Midhira). Eochaid Airem = ołhetejram (arcykról Irlandii dawno, dawno temu). Étaín = ejtin (tak zjawiskowa piękność, że istnieje o niej cała legenda). 6/1408
Fódhla = fołla (jedna z po- etyckich nazw Irlandii oraz imię irlandzkiego żywiołaka). Fúamnach = fuamyna (żona Midhira). Midhir = mjer (jeden z Tuatha Dé Danann; brat przyrodni Aenghusa Óga i Brighid). Orlaith = orla (Tak, całe to -ith na końcu jest tylko dla ozdoby). W powieści Atticus recytuje fragment Czyśćca Dantego w ory- ginale, ale nie raczy go przy tym przetłumaczyć. Poniżej te same wersy oraz tekst w przekładzie An- toniego Roberta Stanisławskiego1 : 7/1408
Canto V: Là 've 'l vocabol suo diventa vano, arriva' io forato ne la gola, fuggendo a piede e sanguin- ando il piano. Quivi perdei la vista e la parola; nel nome di Maria fini', e quivi caddi, e rimase la mia carne sola. Gdzie jej miano ginie, 8/1408
Uchodząc pieszo i krwawiąc dolinę, Dobiegłem z gardłem na wylot przebitem. Tu wzrok się zaćmił; z imi- eniem Maryi Skonało słowo; tu wreszcie upadłem... I ciało tylko zostało na ziemi! 1. Boska Komedja, przeł. A. Stan- isławski, Poznań 1870 (wszystkie przypisy tłumaczki). 9/1408
Rozdział 1 D ziwne, że kiedy człowiek czuje się bezpiecznie, nijak nie może sobie przypomnieć, co to zamierzał zrobić, ale kiedy właśnie ucieka przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, nagle przy- pomina sobie całą listę rzeczy,
których jeszcze nie udało mu się w życiu dokonać. Zawsze na przykład chciałem upić się jak świnia z wąsatym fa- cetem, pójść do jego domu, pomaltretować jeszcze trochę wątrobę, a potem, gdy już facet całkiem odpadnie, zgolić mu jeden wąs. Później zainstalowałbym odpowiedni sprzęt inwigilacyjny, żeby w pełni móc się nacieszyć jego reakcją (i jego kacem), gdy się już obudzi. I oczywiście ową in- wigilację przeprowadzałbym z czarnego vana bez okien za- parkowanego na ulicy obok. Ze mną pracowałby naturalnie 12/1408
wybitnie bystry informatyk z In- stytutu Technologicznego w Mas- sachusetts, który kiedyś poszedł prawie, ale nie do końca, na całość z pewną nieśmiałą studentką fizyki, która rzuciła go, bo nie przyśpieszał jej cząsteczek. Nie pamiętam, kiedy to wymyśliłem i dodałem do mojej listy. Pewnie po tym, jak zobaczyłem Prawdziwe kłamst- wa. To zadanie nigdy nie znaj- dowało się szczególnie wysoko na mojej liście – z dość oczywistych powodów – ale teraz, gdy biegłem w panice przez Rumunię, wróciło do mnie wspomnienie tej wizji, 13/1408
i to w pełnym technikolorze. Nasze umysły stanowią niezgłę- bioną zagadkę. Gdzieś za mną Morrigan wal- czyła z dwiema boginiami łowów. Artemida i Diana postanowiły sobie bowiem, że nadszedł mój czas, a Morrigan obiecała przecież, że będzie mnie chronić przed tego typu gwałtowną śmiercią. Po mo- jej lewej biegł Oberon, po prawej Granuaile; wokół las drżał ciszą ciężką od pandemonium spo- wodowanego przez Fauna, które odcinało nam wszelkie połączenia z Tír na nÓg. Nie mogliśmy się przenieść do żadnej innej krainy. 14/1408
Mogliśmy tylko biec i przeklinać grecko-rzymskich bogów. W przeciwieństwie do Irland- czyków i ludów nordyckich – oraz wielu innych – Grecy i Rzymianie nie wyobrażali sobie swoich bogów jako wiecznie młodych, ale podatnych na gwałtowną śmierć. O, tak, Olimpijczycy mieli nektar i ambrozję, które utrzymywały ich skóry w stanie bezzmarszczkow- ym, a ciała w idealnych kształtach (przy okazji zmieniając ich krew w ichor), czyli niby podobnie jak w innych panteonach, ale na tym się niestety nie kończyło. Ci bogowie mogli się całkowicie 15/1408
regenerować, co de facto oznacza- ło pełną nieśmiertelność. Innymi słowy, nawet jeśli się ich rozbije na machacę i zje z guacamole i ciepłą tortillą, to i tak odrodzą się dranie na Olimpie w zupełnie nowiutkim ciele i znów będą ci deptać po piętach. Dlatego właśnie Prometeusz nigdy nie umarł, mimo że dzień w dzień jego wątrobą raczył się sęp, który z jakichś niepojętych powodów nie dbał o urozmaiconą dietę. To jeszcze nie znaczy, że nie da się ich pokonać. Pomijając już nawet, że mogą ich zgładzić inni nieśmiertelni, to przecież nawet 16/1408
Olimpijczycy muszą – jak wszyscy – istnieć w czasie. Pchnąłem Bachusa na wyspę wolniejszego czasu w Tír na nÓg i Olimpijczycy odebrali to jako osobistą zniewagę – i to tak osobistą, że woleli mnie zabić niż odzyskać Bachusa. Nawet przez chwilę nie łudz- iłem się jednak, że podobny myk uda mi się z łowczyniami. Były o wiele lepszymi wojowniczkami – to raz, a dwa: starając się mnie ubić, cały czas pilnowały jedna drugiej. – Dokąd biegniemy? – spytała Granuaile. 17/1408
– Sigma razy oko na północ. Na razie. Sytuacja jest płynna.
wyznał na to Oberon. (Obie strzały zgarnęła Morrigan, zasłoniwszy nas swoją tarczą. A zaraz potem kazała nam uciekać). – Też o mały włos tego nie zrobiłam, Oberonie – pocieszyła go Granuaile. Teraz słyszała już jego głos, jako że była druidką pełną gębą. – Powinnam była robić uniki albo wspierać Atticusa, albo, no, cokolwiek, a tymczasem jedyne, na co było mnie stać, to 18/1408
staranie się bardzo, żeby się nie zsikać. – Przerwę na siusiu zrobimy sobie później – zarządziłem. – Póki co najważniejsze jest zyskać nieco dystansu. – Rozumiem, że ostrożność nie jest na naszej liście priorytetów zbyt wysoko, co? Bo będzie nas raczej dość łatwo wytropić, gdy tak pędzimy przez ten las. – Jak tylko będzie można, za- czniemy zachowywać większe środki bezpieczeństwa. W głowie usłyszałem znów za- chrypły głos Morrigan. Nie prze- padałem za tym jej zwyczajem, ale 19/1408
w tej chwili była to dość wygodna forma komunikacji. Ton Morrigan był ekstatyczny. Oto bitwa, która powinna przejść do historii! Gdybyż tylko byli świadkowie i bard taki jak Amergin, by opiewać ją w godnej jej pieśni! Morrigan… Słuchaj, Siodhachanie. Zdołam zatrzymać je tu jakiś czas, lecz wkrótce znów podążą waszym tropem. Jak to? A co z tobą? Gdzie im tam do mnie. Lecz nie jestem przecież nieśmiertelna. 20/1408
Mój koniec bliski. Widziałam wszystko. Cóż to będzie za koniec! Zwolniłem i aż się obejrzałem. Granuaile i Oberon też odruchowo przystanęli. Ty umrzesz? Nie zatrzymuj się, głupcze! Biegnij, słuchaj i nie śpij. Po- trafisz, mam nadzieję, odegnać potrzebę spania, prawda? Tak. Trzeba zapobiec odkładaniu się w mózgu ad- enozyny i… Dość już tych nowomodnych terminów. Grunt, że wiesz, co robić. Musisz teraz odnaleźć jed- ną ze Starych Dróg do Tír na 21/1408
nÓg, i to taką, która nie jest strzeżona, albo dotrzeć do lasu Herna Myśliwego. Do lasu Herna? Masz na myśli Las Windsorski? To jest piekielnie daleko stąd! Zawsze jest jeszcze inna opcja. Śmierć – skonstatowała Morrigan. Nie, dziękuję. Ale Windsor to już nie jest dzika puszcza. To raczej wypielęgnowany parczek. Ludzie piją tam herbatkę. Może nawet grają w krokieta. To żaden las. Wystarczający. I jest tam Hern. On was obroni. Będzie miał przyjaciół. A, i, Siodhachanie, nie 22/1408
zapominaj, że Gaja kocha nas bardziej niż Olimpijczyków. W całym ich długim życiu nie dali jej nic. Gorzej, męczą ją jeszcze tymi pandemoniami. Rozplatam właśnie tym tu rydwany, będą więc biegły na piechotę, póki im ci boscy kowale nie wykują nowych. Wykorzystaj to i maksymalnie zwiększ dystans. Coś mi się tu nie zgadzało. Ale, Morrigan, skoro wszystko to przewidziałaś, dlaczego mnie nie ostrzegłaś? Byłeś z tą swoją kobietą. Z „moją" kobietą? Gdybym tak nazwał Granuaile, straciłbym 23/1408
z pewnością uzębienie. Nie jest moja. Nie da się nikogo mieć. Wiem. I ja to zrozumiałam. Świetnie. Ale co to ma do tej śmiesznej walki z Olimpijczykami? Przecież mogliśmy jej uniknąć! Nie. Prędzej czy później i tak by nastąpiła. Odwlekanie jej niczego by nie zmieniło. Żartujesz?! Na tym polega życie. Na odwlekaniu śmierci. Ty powinnaś się jednak przekonać do prozacu. Cii. Mam dla ciebie coś, co współcześni zwykli nazywać 24/1408
uroczym prezentem pożegnalnym. Aż się wzdrygnąłem na myśl o tym, co Morrigan może uważać za urocze, spytałem więc po prostu: Prezent pożegnalny? W Tír na nÓg znajduje się pewna Wyspa Czasu. Tu masz dokładniejszy adres. W mojej głowie pojawiła się wizja niskiego kamiennego ob- elisku z wyrytą w piśmie ogam- icznym instrukcją. Widzisz? – dopytywała się Morrigan. Tak, ale… 25/1408