Spistreści
Dedykacja
I. Dzieło w kolorze żółtym. Powrót do raju
1. Z głową w chmurach
2. Encyklopedia: 3 fazy
3. Śniadanie
4. Encyklopedia: Symbolika cyfr
5. Przygotowania
6. Encyklopedia: Neron
7. Wielka chwila
8. Encyklopedia: Kolor niebieski
9. Symfonie
10. Encyklopedia: Apollon
11. Rytualne kąpiele
12. Encyklopedia: Tadż Mahal
13. Bogobójca
14. Encyklopedia: Trzy upokorzenia
15. Bogobójca
16. Encyklopedia: Gra w marynarza
17. Delfiny
18. Encyklopedia: Paradoks czerwonej królowej
19. Lud rekinów
20. Encyklopedia: Kosmogonia nordycka
21. Lud orłów
22. Encyklopedia: Pitagoras
23. Koniec partii
24. Encyklopedia: Król Nemrod
25. Nowa gra
26. Encyklopedia: Apoptoza
27. Więzienie
28. Encyklopedia: Ekran i jawa
29. Mój proces
30. Encyklopedia: Szacunek do samego siebie
II. Dzieło w kolorze zielonym. Wśród śmiertelników
31. Jak bóg na wygnaniu
32. Encyklopedia: Astronomia Majów
33. Świątynia i wiara
34. Encyklopedia: Papieżyca Joanna – legenda czy rzeczywistość?
35. Niebieski Motyl
36. Encyklopedia: Kosmogonia Tahitańska
37. Delfina
38. Encyklopedia: Nikola Tesla
39. Program telewizyjny
40. Encyklopedia: Conan Doyle
41. Delfina
42. Encyklopedia: Autotematyzm
43. Znowu Delfina
44. Delfini przepis na ciasto ze słodkiego białego sera
45. Ocet
46. Encyklopedia: Chiński Smok
47. Prorok
48. Encyklopedia: Królowa Kahina
49. Zawsze, zawsze Delfina
50. Encyklopedia: Współpraca, wzajemność, przebaczenie
51. Wielki wyjazd (muzyka Deacon’s Speech)
52. Encyklopedia: Spór w Valladolid
53. Wyspa Spokoju
54. Encyklopedia: Wyjaśnienie nut
55. Istota pozaziemska
56. Encyklopedia: Kosmogonia Hinduska
57. Powrót do Aedenu
58. Encyklopedia: KOAN
III. Dzieło w kolorze białym. Święta Góra
59. Powrót do Aedenu
60. Encyklopedia: Lud Baruya
61. Olimpii jest gorąco
62. Encyklopedia: Edyp
63. Morska przejażdżka
64. Encyklopedia: Ludzka głupota
65. Druga Góra
66. Encyklopedia: Pan
67. Satyrzy i Pan
68. Encyklopedia: Śmiech
69. Walka z Panem
70. Encyklopedia: Hades
71. Styks
72. Encyklopedia: Orfeusz
73. Tartar
74. Encyklopedia: Trzy sita
75. Czarny tulipan
76. Encyklopedia: Apoteoza
77. Góra
78. Encyklopedia: Klauni
79. W stronę szczytu
80. Encyklopedia: Gra Eleusis
81. Ostatnie piętro
82. Encyklopedia: Historia astronomii
83. Uniesienie zasłony
84. Encyklopedia: Człowiek nadświetlny
85. Gwiazda
86. Encyklopedia: Koty i psy
87. Adonai
88. Encyklopedia: Teoria wszystkiego
89. Świat powyżej
Podziękowania
Przypisy
Dla wszystkich czytelników, którzy mimo atrakcyjności
telewizji,
Internetu,
rodzinnych kłótni,
gier wideo,
sportu,
nocnych lokali.
snu
znaleźli kilka godzin na nasze wspólne marzenia…
„Jestem tylko włóknem, którym związano kwiaty w bukiecie. Lecz to nie ja stworzyłem te
kwiaty. Ani ich kształt, ni barwy, ni zapachy. Moją jedyną zasługą jest to, że je wybrałem
i połączyłem, aby je wam zaprezentować w nowy sposób”.
Edmond Wells,
Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej
„Nie narzekaj na ciemność. Stań się światełkiem”.
Li Van Pho
(chiński filozof z III w.)
Przeczytane. Wyryte cyrklem na licealnej ławce:
„Bóg umarł. Podpisano: Nietzsche”.
Zaraz pod spodem dodano flamastrem:
„Nietzsche umarł. Podpisano: Bóg”.
„Ludzka istota jest częścią całości, którą nazywamy »wszechświatem«. Częścią ograniczoną
w czasie i przestrzeni. Doświadcza ona siebie, swoich myśli i uczuć, jako czegoś osobnego od
reszty, swego rodzaju złudzenia optycznego swojej świadomości. Złudzenie to jest dla nas
więzieniem, ograniczającym nas do naszych osobistych pragnień i uczuć, które żywimy do
najbliższych nam osób. Naszym zadaniem jest uwolnić się z tego więzienia poprzez poszerzanie
kręgu współczucia tak, aby objęło wszystkie żyjące stworzenia i całą naturę w jej wspaniałości”.
Albert Einstein
Więcej na: www.ebook4all.pl
I. Dzieło w kolorze żółtym.
Powrót do raju
1.ZGŁOWĄWCHMURACH
Sen.
Śnię, że jestem człowiekiem i wiodę normalne życie.
Obudź się…
Leżę z zamkniętymi oczyma, chcąc pozostać w moim onirycznym świecie.
„No już, obudź się!”
Czy to sen, że ktoś każe mi się obudzić, czy też naprawdę ktoś do mnie mówi?
Zaciskam powieki, by ochronić się od tej rzeczywistości, której nie chcę już oglądać.
W moim śnie śpię sobie spokojnie w drewnianym łóżku, pod pościelą z białej bawełny,
w pokoju o ścianach pomalowanych na niebiesko, na których zawieszono zdjęcia zachodów
słońca.
Zza okna dobiega mnie dźwięk ruszających samochodów, warkot dieslowskich autobusów,
nerwowe dźwięki klaksonów, gruchanie gołębi. Włącza się radiobudzik.
– Dalej, wstawaj!
Czy to w mojej głowie?
Potrząsa mną jakaś ręka.
– Michael, obudź się!
Poszczególne elementy mojego snu: samochody, autobusy, drzewa, zostają wyrwane
i odpływają. Zaskoczeni ludzie na ulicy znikają w zasysającej ciszy. Następnie wessane zostają
budynki, domy, asfaltowe drogi, chodniki, trawniki, lasy oraz powłoka gleby i piasku tworząca
epidermę planety. Aż pozostaje sama kula ziemska, gładka jak kula bilardowa. Planeta się
kurczy.
Daję szczupaka, by opuścić moją maleńką planetę, i płynę w gwiezdnej próżni motylkiem,
chcąc jak najszybciej przesuwać się wśród gwiazd.
– Obudź się wreszcie!
Porzucam jedną rzeczywistość i dołączam do drugiej.
– Wstawaj, Michael! Musimy się spieszyć.
Różowe usta rozchylają się, ukazując tunel, w głębi którego dostrzegam podniebienie, język,
lśniące zęby. Całkiem z tyłu wibruje głośnia.
– Proszę – mówią wyraźnie usta – nie zasypiaj już. Mamy mało czasu!
Otwieram szeroko oczy i widzę, do kogo należą usta. Kobiety o twarzy okrągłej
i harmonijnej, długich splecionych włosach, żywym spojrzeniu.
Uśmiecha się do mnie, a ja uważam, że jest nadzwyczaj piękna.
Przecieram powieki.
Jestem w pokoju o ścianach z ciosanego kamienia i wysoko zawieszonym suficie. Srebrzystą
pościel uszyto z jedwabiu. Przez szeroko otwarte okno dostrzegam górę, której szczyt tonie
w chmurach. Panuje spokój. Świeże powietrze pachnie kwiatami i trawą mokrą od porannej rosy.
Nie ma fotografii zachodów słońca, nie ma samochodów, nie ma radiobudzika.
W porządku, już sobie przypominam.
Nazywam się Michael Pinson.
Byłem śmiertelnikiem: lekarzem anestezjologiem, odpowiedzialnym za chorych, których
leczyłem.
Byłem aniołem. Odpowiedzialnym za trzy dusze, które wspierałem podczas kolejnych
istnień.
Zostałem bogiem (lub przynajmniej bogiem-uczniem). Odpowiedzialnym za cały lud,
o którego jak najdłuższe przetrwanie się staram.
Jestem w Aedenie, szkole-planecie bogów, kosmicznym zakątku, gdzie staram się zostać
najlepszym z rocznika 144 współzawodniczących ze sobą uczniów.
Wdycham głęboko powietrze. Wszystkie perypetie, które ostatnimi czasy mi się przydarzyły,
tłoczą się w mojej głowie.
Przypominam sobie, że widziałem swój lud w wielkiej udręce, pamiętam, że uciekłem,
wdrapałem się na górę, chcąc odkryć, co to za światło migocze przez mgłę z jej szczytu.
Ciągle ta chęć, by podnosić swą świadomość do rozmiarów, które ją przekraczają…
Naprzeciw mnie niezwykła kobieta zanurza swe spojrzenie w moim i dodaje:
– Michael, nie mamy ani sekundy do stracenia. Trzeba iść tam natychmiast!
Siadam, opierając się plecami o poduszki, i wreszcie udaje mi się wykrztusić:
– Co się dzieje?
– Dzieje się to, że minęło siedem dni od chwili, gdy wyszedłeś. Przez ten czas gra w boskość
przebiegała bez ciebie. A za godzinę mamy Finał. Na koniec gry dowiemy się, który bóg-uczeń
został ogłoszony zwycięzcą i uzyska przywilej wstąpienia na Pola Elizejskie, by tam spotkać się
z samym Stwórcą. Oto, co się dzieje.
Dziś jest Finał gry w boskość? Nie, to niemożliwe!
Sen zamienia się w koszmar.
– Michael, rusz się! Jeśli nie będziesz gotów za kilka minut, wszystkie nasze wysiłki spełzną
na niczym. Twój lud umrze, a ty przegrasz.
Dreszcz przebiega mi po plecach. Nagle w pełni odzyskuję świadomość tego, gdzie jestem,
kim jestem i co mi pozostaje do zrobienia.
Boję się.
2.ENCYKLOPEDIA:3FAZY
Trajektoriaewolucjikażdejduszy przebiegawtrzechfazach:
1– Strach.
2– Pytanie.
3– Miłość.
Edmond Wells,
Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI
3.ŚNIADANIE
Pocałunek.
Cudowna kobieta, którą mam przed sobą, obdarowuje mnie delikatnym pocałunkiem. Po nim
drugim, mocniejszym. To Mata Hari, była francusko-niderlandzka tancerka, rzekomy szpieg,
moja towarzyszka życia w Aedenie.
– Szybko! To już tylko kwestia sekund.
Rzuca mi ankh, boskie narzędzie, które pozwala nam tworzyć pioruny oraz obserwować
śmiertelników. Zakładam tę biżuterię – insygnium naszej władzy – na szyję, a kiedy pospiesznie
się ubieram, ona wyjaśnia:
– Dziś rano centaury przyniosły cię do łóżka. Wiele się wydarzyło przez te siedem dni twojej
nieobecności.
Podaje mi skórzane sandały, które wsuwam z pośpiechem, chwytam torbę listonoszkę
i wychodzimy, nawet nie zadając sobie trudu zamknięcia drzwi mojej willi.
Na dworze wieje wiatr. Chcę skierować się w stronę Bramy Wschodniej, gdzie leżą Pola
Elizejskie oraz pałace bogów-mistrzów, którzy dotąd obarczeni byli naszą edukacją, ale Mata
Hari powstrzymuje mnie.
– Zajęcia skończone. Finał jest przewidziany w Wielkim Amfiteatrze.
Pędzimy szerokimi alejami miasta Olimpia. Są puste. Nie ma bogów-uczniów, nie ma
bogów-mistrzów, nie ma chimer, owadów, ptaków. Po drodze słyszymy tylko szum antycznych
fontann oraz szelest liści. Znowu robi na mnie wrażenie majestat tego miejsca, przystrzyżone
ogrody, ukwiecone aleje, rzeźbione sadzawki, sękate drzewa oliwne: tutaj wszystko jest
baśniowe.
Niebo ma kolor antracytu, podczas gdy ziemia jest biała. Wysoko na niebie błyskawica znaczy
zygzakiem ciemne chmury, ale nie pada. Mam dziwne uczucie.
Uczucie końca świata.
Jakby miała nagle nastąpić jakaś katastrofa.
Wiatr się wzmaga. Robi się coraz zimniej. Zaczynają rozbrzmiewać dzwony. Mata Hari
ciągnie mnie za rękę i pędzimy razem aż dech zapiera.
Przypominam sobie zimowe poranki w moim ostatnim śmiertelnym życiu. Mama też tak
ciągnęła mnie za rękę do liceum, gdzie czekały końcowe egzaminy. Mówiła: „Bądź ambitny.
Mierz jak najwyżej. Tym samym, nawet jeśli pokonasz tylko połowę drogi, twój poziom i tak już
będzie bardzo wysoki”. Co pomyślałaby dzisiaj, widząc mnie w Olimpii w Finale boskiej gry?
Biegniemy przez Olimpię. Brązowe włosy Maty Hari powiewają przede mną szarpane
gwałtownymi podmuchami wiatru. Jej drobna, lecz muskularna sylwetka wiedzie mnie
uliczkami i alejami.
– Szybko Michael, właśnie zamykają drzwi!
Docieramy do Wielkiego Amfiteatru, monumentalnej budowli z ciosanego kamienia.
Płaskorzeźby przedstawiają tytanów walczących z uzbrojonymi we włócznie i tarcze herosami.
Dwa centaury, tym razem prawdziwe, stoją przy głównym wejściu. Trzymają skrzyżowane
ręce, kopytami uderzają w ziemię, a kłęby pary z ich nozdrzy buchają na lodowate powietrze.
– Michael Pinson! – woła Dionizos. – Najwyraźniej jesteś wierny swojej legendzie, „ten, na
którego czekamy”. Niektórzy już sobie wyobrażali, że przegapisz Finał.
Bóg złodziei wpuszcza nas i zamyka za nami grube odrzwia.
– Zaczęło się? – pyta zaniepokojona i zdyszana Mata Hari.
Dionizos przeczesuje palcami brodę i mruga do nas.
– Nie, nie. Drzwi miały zostać zamknięte, ale partia jeszcze się nie rozpoczęła. Macie nawet
dobrą godzinę na zjedzenie śniadania. Powierzam was tej oto panience.
Pojawia się półbogini. To Hora Dike. Wiedzie nas marmurowymi korytarzami i brukowanymi
dziedzińcami w stronę stołówki Amfiteatru. Po prawej stronie, ze stojących na kredensie
dzbanków wydobywa się zapach kawy, herbaty, mleka, gorącej czekolady.
Wokół znajdującego się pośrodku dużego stołu dostrzegam pozostałych bogów-uczniów
finalistów, którzy właśnie się posilają.
Na początku było nas stu czterdziestu czworo. Kiedy uciekłem, żeby zbadać wierzchołek
góry, ponad połowa z nas została już wyeliminowana, nie mówiąc o tych, których zamordował
bogobójca. Teraz jest nas tylko dwanaścioro.
Rozpoznaję:
Georges’a Mélièsa, boga ludzi-tygrysów.
Gustave’a Eiffela, boga ludzi-termitów.
Simone Signoret, boginię ludzi-czapli.
Brunona Ballarda, boga ludzi-sokołów.
François Rabelais’go, boga ludzi-świń.
Toulouse-Lautreca, boga ludzi-kóz.
Jeana de La Fontaine’a, boga ludzi-mew.
Édith Piaf, boginię ludzi-kogutów.
I jeszcze jednego chłopaka, którego nazwiska nie pamiętam, ponieważ nie należał do grona
moich przyjaciół.
To otyły blondasek, którego Mata Hari zdaje się znać.
– To Xavier Dupuis – szepcze mi do ucha bóg ludzi-rekinów. – Początkowo jego królestwo
było średniej wielkości, ale potem postanowił utworzyć uzbrojoną, wojskową arystokrację. Udało
mu się zawiązać federację z sąsiednimi państwami i dziś znajduje się w stanie wielkiego
przemysłowego rozkwitu. Musisz się go wystrzegać, tym bardziej że jego lud jest w okresie
bardzo silnego wzrostu demograficznego.
Wszyscy nas witają.
Tymczasem nasi współzawodnicy pozostają skoncentrowani na nadchodzącej rozgrywce, jak
sportowcy przed Olimpiadą.
W kąciku, w pewnym oddaleniu od reszty graczy, siedzi Raoul Razorback, bóg ludzi-orłów.
Jego podłużna twarz przypominająca ostrze noża, posępne spojrzenie, łagodność są mi dobrze
znane.
Popija kawę drobnymi łyczkami, lecz ujrzawszy mnie, natychmiast wstaje i dołącza do nas.
Nie wypuszczając filiżanki z lewej ręki, podaje mi prawą. Patrzę na nią, lecz nie podaję swojej.
– Nie mów mi, Michael, że nadal masz do mnie pretensje.
– A jak mógłbym ci wybaczyć? Otrzymałeś od mojego proroka przesłanie tolerancji,
a przekształciłeś je w przesłanie rasizmu i użyłeś przeciw mojemu ludowi!
Marszczy brwi. Ten, który zazwyczaj uchodzi za flegmatyka, wygląda na bardzo
zdenerwowanego.
– Ciągle ta stara historia. Nie mów mi, że wziąłeś to na serio. Michael, to jest gra. To tylko
śmiertelnicy! I jak wskazuje ich nazwa, „śmiertelnicy” przeznaczeni są do tego, by umrzeć. My
jesteśmy bogami. Jesteśmy ponad. Oni są tylko pionkami na gigantycznej szachownicy. Czy
żałuje się tych, które zabrał przeciwnik?
Macha lekceważąco dłonią i wyciąga do mnie rękę.
– Ty i ja byliśmy przyjaciółmi. Zostaniemy nimi na zawsze – oświadcza.
– Raoul, to nie są „pionki”. To żywe istoty, zdolne odczuwać cierpienie.
Razorback opuszcza rękę i przygląda mi się z ironią.
– Podchodzisz do tej gry zbyt emocjonalnie. Zawsze miałeś naiwny obraz boskiej roli. Chcesz
być filmowym „dobrym charakterem”, Michael. To cię zgubi. Najważniejsze to wygrać, a nie
pokazać, że jest się sympatycznym.
– Pozostaw mi prawo do tego, bym nie podzielał twojego punktu widzenia.
Razorback wzrusza ramionami, po czym wypija kawę jednym haustem.
– Cmentarze pełne są sympatycznych bohaterów, a panteony pękają w szwach od cynicznych
łajdaków. Lecz koniec końców to tych ostatnich wybierają historycy, odpowiedzialni za
przygotowanie oficjalnej wersji dla przyszłych pokoleń. I ci „cyniczni łajdacy” mogą odtąd, dzięki
magii propagandystów, przekształcić się w jaśniejących bohaterów. Wiemy o tym doskonale,
bowiem tutaj mamy obiektywny obraz wydarzeń.
– I tu się właśnie różnimy, Raoul. Ty zauważasz istnienie niesprawiedliwości, podczas gdy ja
staram się z nią walczyć.
Mroczne spojrzenie mojego konkurenta do boskości się zmienia.
– Zapomniałeś, Michael, że to ja napełniłem cię pragnieniem wzniesienia się aż po Kontynent
Umarłych? Zapomniałeś nasze hasło tanatonautów z czasów, gdy nasze dusze wychodziły z ciał,
chcąc badać życie pozagrobowe?
– „Razem przeciwko głupcom”.
– Tak, ale także: „Naprzód, w stronę Nieznanego”. Taki jest sens naszej misji: odkrywać to,
czego nie znamy. Nie osądzać: obserwować i rozumieć. Nie stawać po niczyjej stronie: iść
w kierunku nieznanego. My poszukujemy rzeczywistości ukrytej za zasłoną pozorów. Nie zaś
„uprzejmości”.
Ostatnie słowo wymawia z pogardą. Inni słuchają nas, ale nie ingerują.
– Zapomniałeś inne nasze hasło, którym żyliśmy w Imperium Aniołów? „Miłość zamiast
szpady”. I to w imię miłości walczymy!
– Całe hasło brzmiało: „Miłość zamiast szpady i humor zamiast tarczy”. Humor to nasza
zdolność do relatywizowania. Dobrze wiesz, że to w imię miłości, religii lub ojczyzny odbywały
się najgorsze rzezie. I że często tylko dla kpiny ostatecznie ustają wojny, a tyrani zostają
obaleni. Michael, gdzie podziało się twoje poczucie humoru?
Raoul Razorback idzie usiąść i bierze kawałek ciasta z kandyzowanymi owocami.
– Znikło, kiedy zobaczyłem, jak twoi ludzie-orły wykorzystują symbol cierpienia mojego
proroka jako symbol zjednoczenia. Moim symbolem była ryba, nie wbity na pal człowiek!
Odpowiada mi, żując ciasto:
– Dokonałem tego wyboru, aby twoje przesłanie trwało nadal… Należało wpłynąć na umysły.
Przyznaj, że przedstawienie narzędzia tortur jest bardziej znaczące niż rysunek ryby.
Podnoszę głos o jeden ton.
– Zamordowałeś mojego proroka! A także przejąłeś i zniekształciłeś moje przesłanie.
– Jesteś tylko cholernym głupkiem, Michael. Nic nie rozumiesz z Wielkiej Historii Świata.
Chwytam Raoula, przewracam na ziemię, po czym duszę, trzymając za gardło. Ku memu
wielkiemu zdziwieniu, nie broni się. Kiedy zaczyna kaszleć, interweniują Gustave Eiffel
i Georges Méliès. Podnoszą nas i odsuwają od siebie.
– Ej! Mamy dzisiaj Finał! – krzyczy Bruno Ballard. – Jeśli chcecie się skrzywdzić, zróbcie to za
pośrednictwem swoich ludów.
Édith Piaf dodaje:
– W każdym razie ta partia wyłoni jednego zwycięzcę, a pozostałych jedenastu zostanie
wyeliminowanych.
– Jesteśmy jak gladiatorzy na kilka minut przed występem w cyrku – potwierdza Xavier
Dupuis. – Nie zabijajmy się nawzajem przed sygnałem startu.
Mata Hari pomaga mi poprawić togę.
– Zjedz to – nakazuje, podając mi rogalik. – Będziesz potrzebował sił.
Biorę dolewkę kawy.
Wszyscy spoglądamy na siebie nieufnie. Jean de La Fontaine stara się rozładować atmosferę.
– Śmiertelnicy nie zdają sobie sprawy, jakie mają szczęście, że… nie są bogami!
– I że nie znają światów, które przechodzą ich wyobrażenie – uzupełnia François Rabelais.
– Czasami wolałabym nie wiedzieć i nie posiadać takiej wielkiej mocy. Ci wszyscy ludzie
oddający nam cześć… Jakaż to odpowiedzialność! – przyznaje Simone Signoret.
– Za kilka godzin wszystko będzie jasne – mamrocze Toulouse-Lautrec.
Wypijam jeszcze kilka filiżanek kawy, Mata Hari chwyta dzbanek i nie pozwala mi nalać
kolejnej.
– Przestań, w przeciwnym razie będzie ci drżała ręka i źle pokierujesz swoim boskim
piorunem.
Przytula się do mnie, czuję delikatność jej ciała, jej piersi ocierają się o mój tors.
– Chcę się z tobą kochać – szepcze mi do ucha.
– Tu i teraz?
– Tak, jeszcze przed rozpoczęciem partii. W każdym razie potem będzie za późno.
– Nie potrafię kochać się tak w pośpiechu.
Ciągnie mnie w kierunku bocznego korytarza.
– Nauczysz się. Jestem jak roślina: trzeba do mnie dużo mówić i dobrze mnie podlewać.
Mijamy kolejne pomalowane na czerwono korytarze.
Kiedy Mata Hari uznaje, że jesteśmy wystarczająco daleko od pozostałych, nie wypuszczając
mojej ręki kładzie się na marmurowej posadzce i tam, jedno na drugim, zaczynamy się całować
i pieścić.
Moja przyjaciółka przejmuje kontrolę nad figlami. Zostaje dyrygentem horyzontalnego
walca, którego takt sama określa. Kiedy wreszcie opadamy, dysząc, jedno obok drugiego, podaje
mi przedmiot, który miała schowany w swojej torbie listonoszce.
– Co to jest?
– Nasza pomoc.
Rozwijam ochronną tkaninę i rozpoznaję znajomą okładkę Encyklopedii Wiedzy Relatywnej
i Absolutnej.
– Zajęłam się jej redakcją, żeby to dziedzictwo nie zostało zaprzepaszczone. Tyle wiedzy
mogłoby zniknąć… Niektóre fragmenty przepisałam z pamięci. Nie zdziw się więc, gdy je
ujrzysz znowu, choć już wielokrotnie je studiowałeś. Dzięki kilku odkryciom, jakich dokonano
podczas twojej nieobecności, dodałam nowe.
Na pierwszej stronie odnajduję naukę, którą Edmond Wells uważał za najważniejszą.
Z każdą naszą przygodą, zawsze nam ją powtarzał. Mata Hari z pewnością zmieniła jej
brzmienie, lecz sens, odwieczny, pozostaje ten sam.
4.ENCYKLOPEDIA:SYMBOLIKACYFR
Cyfry zawierająwswejsymbolice historię ewolucjiświadomości.
Wszystkie powieści, wszystkie dramaty być może mieszczą się w tych obrazach, które mamy
nieustannie przedoczyma,lecz nigdy nie zadaliśmy sobie trudu,aby uważnie zbadaćichformę.
Aby je odszyfrować,musimy wiedzieć,że:
Linie poziome toznakprzywiązania.
Krzywe sąznakiem miłości.
Krzyże sąznakiem rozdrożalubpróby.
Azatem mamy:
1 – Minerał. Linia pionowa. Brakliniipoziomej, a więcbrakprzywiązania. Brakkrzywej. Więcbrak
miłości. Kamień nie jest przywiązany do niczego i niczego nie kocha. A zatem żadnego krzyża,
żadnejpróby.Topoczątekprzygody z materią.Tylkobezwładnąmaterią.
2 – Roślina. Początekżycia. Linia pozioma udołuoznacza przywiązanie rośliny doziemi. Nie może
się poruszać, gdyż korzeń trzyma ją umocowaną w gruncie. Krzywa u góry oznacza miłość, jaką
roślinaobdarzaniebo,słońce,światło.Kochającniebo,jest związanaz ziemią.
3 – Zwierzę. Dwie krzywe. Kocha niebo, kocha ziemię, nie jest przywiązane ani do nieba, ani do
ziemi. Słowem, zwierzę to usta, które całują, na ustach, które gryzą. Jest tylko czystą emocją. Żyje
wyłącznie strachem iżądzą.Bez przywiązania.
4 – Człowiek.Skrzyżowanie.Połączenie zwierzęcejcyfry 3ifazy wyższej,którąjest:
5– Człowiek świadomy. To odwrotność2. Górna kreska oznacza, że jest związany z niebem, linia
krzywa u dołu wskazuje, że kocha ziemię. Wznosi się i z dystansem obserwuje ludzkość, chcąc ją
zrozumiećipokochać.
6 – Anioł.Krzywamiłościwznoszącasię spiralnie kuniebu.Jest czystąduchowością.
7 – Bóg-uczeń. Krzyż. Jeszcze jedno skrzyżowanie. Odwrotność cyfry 4. Bóg-uczeń to
skrzyżowanie aniołaz wyższym poziomem.
Edmond Wells,
Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI
(ponowna transkrypcja z pamięci tomu III)
5.PRZYGOTOWANIA
– „Tom VI”?
Mata Hari przez skromność podpisała się nazwiskiem inicjatora projektu, Edmonda Wellsa.
– „Jesteśmy tylko włóknem, którym związane są kwiaty w bukiecie”… – przypomina.
Czytam fragment.
– „Ponowna transkrypcja z pamięci tomu III”?
– Zrobiłam, jak potrafiłam najlepiej. Najważniejsze to zachować ducha oraz ideę.
Zamykam cenne dzieło, uspokojony, że Mata czuwa nad tym, aby nasza wiedza nie zginęła.
– Która godzina?
Mata Hari spogląda na ekran swojego ankh.
– Został nam jeszcze dobry kwadrans.
Wyjmuje z torby paczkę papierosów i pudełko zapałek. Zapala jednego papierosa, a mnie
podaje drugiego.
Kiedyś, jako śmiertelnik, byłem lekarzem i nienawidziłem tego rodzaju trucizny
zanieczyszczającej płuca. Lecz okoliczności są wystarczająco nadzwyczajne, bym przeszedł nad
tym do porządku dziennego.
– Ostatni papieros skazańca?
– Papieros po miłości – poprawia mnie.
Zaciągam się głęboko, co powoduje atak kaszlu.
– Straciłem wprawę.
Siada tuż przy mnie.
– Kocham cię – szepcze.
– Dlaczego?
Pociera swoim nosem o mój i mówi kpiąco:
– Może dlatego, że jesteś… miły. Jesteś najbardziej przestraszonym, najmniej
charyzmatycznym facetem, jakiego spotkałam, facetem, który ma do siebie najmniej zaufania
i jest mistrzem w popełnianiu niezręczności, ale przede wszystkim dlatego, że jesteś jedynym,
który próbował wspiąć się na górę, by zobaczyć Zeusa. Odważyłeś się.
Zrywam się.
– Ależ ja nie tylko próbowałem, ja z nim naprawdę rozmawiałem.
Głaszcze mnie czule, jakbym był dzieckiem, które kłamie.
– Ach, to twoje marzycielskie usposobienie.
– Nie, to nie było tylko marzenie, rzeczywiście wspiąłem się aż na sam szczyt góry
i zobaczyłem, co tam jest.
Chwytam ją za ramiona. Chcę, by patrzyła mi prosto w twarz.
– Uwierz mi!
– Oni nam powiedzieli, że…
– Nie należy słuchać tego, co oni mówią. Oni nami manipulują.
Nie wiem, od czego zacząć.
– A ty sądzisz, że co mi się przydarzyło?
– Ukradłeś uskrzydlonego rumaka Ateny i wzniosłeś się odrobinę ponad górę, po czym
wierzchowiec cię zrzucił. A następnie zostałeś schwytany przez policję centaurów. Na tydzień
zamknęli cię w więzieniu, aby w ten sposób ukarać cię za zuchwałość. Wypuścili cię dzisiaj, żebyś
mógł wystartować w Finale.
– Nie, to nie tak.
Przygląda mi się z niedowierzaniem.
– A więc jaka jest twoja wersja?
– To nie jest moja wersja. To prawda. Naprawdę wszedłem na górę i nikt mnie nie zatrzymał.
W każdym razie tam, dokąd dotarłem, żaden gryf ani centaur nie mają wstępu.
Zapalam kolejnego papierosa.
– Ile mamy czasu?
Siada mi na kolanach, twarzą do mnie.
– Dziesięć minut. Czyli trochę. Opowiedz twoją wersję.
Zamykam oczy, by sobie dobrze przypomnieć, co się wydarzyło.
– A więc…
Chciwie wdycham gryzący dym, czując jak wnika w moje ciało i rozprzestrzenia się,
zanieczyszczając je.
– Kiedy unosiłem się z Pegazem w stronę szczytu, bardzo długo nabieraliśmy wysokości. To
deszcz przeszkodził mi w lądowaniu. Ten okropny skrzydlaty koń boi się kropli deszczu
i odczuwa strach przed burzą. Zatem sam kontynuowałem wspinaczkę. Na pierwszej równinie,
porośniętej lasem, znalazłem chatkę, w której była Hera, bogini domowego ogniska. Zaklinała
mnie, bym wrócił tą samą drogą, ale jej nie posłuchałem.
– Nie trać czasu na szczegóły.
– Dotarłem do Drugiej Równiny, pokrytej żółtą pustynią. Tam stanąłem oko w oko ze
Sfinksem strzegącym skalistego przesmyku. Zadał mi zagadkę: „Co jest lepsze od Boga i gorsze
od diabła…”
– Wiem, wielka zagadka, która uniemożliwia wszystkim zbliżenie się do szczytu.
Mata Hari przymyka oczy i recytuje z pamięci:
– „Co jest lepsze od Boga i gorsze od diabła? Mają to biedni, nie mają bogaci, jeśli zjesz,
umrzesz”.
– Znalazłem odpowiedź.
– Co to jest?
– Nic.
Mata Hari marszczy brwi z dezaprobatą. Jakie to dziwne, że ludzie nie umieją słuchać
prawdy. Jak to mawiał Edmond Wells: „Nie można podarować prezentu, dopóki nie
przygotowało się ludzi do jego otrzymania. W przeciwnym razie, nie są zdolni go docenić”.
– Zapewniam cię, że odpowiedź to: „nic”.
– Dlaczego nie chcesz podać mi odpowiedzi? Jesteśmy ze sobą. Teraz nie powinieneś już
niczego przede mną ukrywać.
– Odpowiedź brzmi: „nic”.
Edmond Wells mawiał także: „Słyszą, ale nie słuchają, widzą, ale nie patrzą, wiedzą, ale nie
rozumieją”.
Zwykły problem uwagi.
„Nic” nie jest lepsze od Boga. „Nic” nie jest gorsze od diabła. Bogatym brakuje „niczego”.
Biedni mają „nic”. A jeśli zjesz „nic”, umrzesz.
Mata Hari nie wygląda na przekonaną.
– I co to właściwie znaczy?
– Może to, że: jeśli Boga określimy jako „Wszystko”, owo „Wszystko” istnieje tylko poprzez
swoje przeciwieństwo, czyli „Nic”.
Widzę, że nie rozumie. Więc mówię dalej:
– To, „czym nie jesteś” a contrario określa „czym jesteś”. Poznanie swojego przeciwieństwa
jest najlepszym sposobem na to, by dowiedzieć się, kim jesteś. A przeciwieństwem Wszystkiego
jest… Nic.
Mata Hari zmienia pozycję i siada po turecku, bezpośrednio na ziemi. Zajmuję miejsce
naprzeciw niej.
– Naprawdę spotkałeś Wielkiego Zeusa?
Kiwam głową.
Jej spojrzenie uległo nieznacznej zmianie.
– Kłamiesz!
Zapomniałem, jaką moc ma powołanie się na Zeusa. Prawdą jest, że gdyby ktoś oznajmił mi,
że udało mu się spotkać Zeusa, trudno byłoby mi w to uwierzyć.
Chwyta mnie za ramiona.
– Ty, Michael Pinson, miałbyś wejść na szczyt góry i stanąć z „Nim” twarzą w twarz?
– Potwierdzam.
– Masz jakieś dowody?
– Przykro mi, ale nie zszedłem z góry z Tablicami Prawa jak Mojżesz. Mojego ciała nie
otacza świetlna aureola i nie leczę skrofulozy poprzez zwyczajne nałożenie rąk na chorego.
Spotkanie z Zeusem w żaden sposób mnie nie zmieniło. A jednak przysięgam, że widziałem go,
tak jak widzę ciebie.
– A ja mam uwierzyć tak po prostu, na podstawie twojego świadectwa?
Nigdy mi nie uwierzy.
– Nie zmuszam cię do tego.
Owija wokół palca kosmyk swych ciemnych włosów.
– No to opowiadaj, jaki „ON” jest?
– Wysoki. Bardzo wysoki. Robi wrażenie. Może mieć z pięć metrów wzrostu. W zasadzie jest
dokładnie taki, jak go sobie wyobrażaliśmy. Ma siwą brodę. Togę ciężką jak grube story. Niski,
silny głos. Trzyma w ręku piorun.
– Jesteś pewien, że ktoś inny nie przybrał jego postaci, aby z ciebie zażartować? Tutaj wiele
osób posiada zdolność upodabniania się. Wystarczy włożyć białą togę i mówić głosem
naśladującym baryton, aby zostać uznanym za króla Olimpu…
– Widziałem go w pałacu, otoczonego cyklopami…
– Twoje zmysły mogły cię zwieść.
Nadal mierzy mnie wzrokiem, po czym oznajmia ugodowo:
– To wielkie oko na niebie to on?
– Jest polimorficzny. Jest olbrzymim okiem, lecz także białym królikiem, białym łabędziem
itp. Może zamienić się we wszystko.
– A widziałeś JEGO?
– Oczywiście.
– I rozmawiałeś z NIM?
Z wielkim szacunkiem wymawia JEGO oraz NIM.
– Najpierw nie byłem w stanie. Zbyt duże wzruszenie. Wystawił mnie na próbę
i pokonałem…
– Potwora?
– Gorzej. Samego siebie.
Czuję u mojej przyjaciółki nawrót sceptycyzmu.
– Tak po prawdzie, stawiłem czoła żywemu odbiciu w lustrze.
Jak pilna uczennica słuchająca dziwnej lekcji klęka, opierając pośladki na piętach.
– A zatem kazał ci walczyć z samym sobą i…?
– Wygrałem. Potem zmusił mnie do gry przeciwko mojemu ludowi.
– Przeciw ludziom-delfinom?
– Chciał mnie doświadczyć, nim podaruje mi SWOJĄ prawdę. Chciał wiedzieć, czy jestem
gotów poświęcić to, co jest mi najdroższe.
Tym razem zdaje się nieco bardziej wierzyć w moją opowieść.
– Przestań zagłębiać się w szczegóły. Więc czym jest ta JEGO prawda?
– Zeus podziwia śmiertelników, ponieważ tworzą dzieła, których on nawet sobie nie
wyobrażał.
Naciska, bym mówił dalej.
– Pokazał mi swój pałac. Ma tam muzea, obserwuje i śledzi najpiękniejsze dzieła człowieka.
– To tym zajmuje się król Olimpu? Swego rodzaju… podglądactwem?
– Spotkanie z Zeusem, zamiast dać mi odpowiedzi na moje pytania, stworzyło olbrzymi
zbiór kolejnych. Zwłaszcza wtedy, gdy odkryłem tajemnicę jego pałacu.
– Przestań bawić się w tajemnice.
– Otworzyłem okno z tyłu sali tronowej. I wtedy ujrzałem…
– Co?
– …Istnieje Druga Góra, jeszcze wyższa, dalej, ale zasłania ją ta pierwsza. I na jej szczycie
jest światło.
– Takie samo jak na pierwszej?
– W zasadzie światło, które widzimy, nie pochodzi z pierwszej góry, lecz z tej, która jest
z tyłu, nad nią.
Widać, że jest zaskoczona.
– Inna, wyższa góra?
– Tak, bardziej na wschód od Aedenu. Zeus w końcu przyznał, że jest coś ponad nim, jakaś
istota potężniejsza od niego. Zeus nie wie, o kogo, czy też o co tak naprawdę chodzi. On także
obserwuje światło na Drugiej Górze.
– Dlaczego nie wejdzie, żeby sprawdzić?
– Uważa, że wierzchołek otacza pole siłowe. Tylko zwycięzca Gry w boskość będzie mógł je
przekroczyć.
Mata Hari nadal wyraża powątpiewanie.
– To ostatnia i największa Tajemnica – przyznaję.
– Na jakim poziomie świadomości można umieścić Zeusa?
– Określa siebie jako istotę na poziomie świadomości „8”, gdzie ósemka przedstawia kształt
nieskończoności. Zresztą, musisz uzupełnić Encyklopedię. Po siódemce – bogu-uczniu – jest 8.
Nieskończony Bóg.Krzywa miłości, która ciągle się skręca, lecz aninie idzie w górę, aniw dół, tylko
obracasię wokółswojejosi.
Mata Hari waha się, po czym bierze Encyklopedię, długopis i notuje pod moje dyktando dalszy
ciąg fragmentu tekstu.
– A jak nazywa on tę istotę, która go przewyższa?
– „9”.
Była niderlandzka kobieta-szpieg nieruchomieje z długopisem w ręku.
– Musisz mi uwierzyć. Nie mógłbym wymyślić takiego wspomnienia. Naprawdę tego
doświadczyłem – zapewniam.
– Czym według ciebie jest „9”?
– To spirala, odwrotność szóstki, anioła. Miłość, która zamiast piąć się w górę, schodzi w dół.
Z nieba ku ziemi. Spirala, która obraca się i wprawia wszystko w ruch.
– Dziewiątka…. – mówi, akcentując każdą sylabę, jakby próbowała przyswoić sobie tę nową
nazwę.
– Dla mnie to Stwórca Wszechświata.
– Tak więc zwycięzca partii będzie miał możliwość spotkania ze słynną Dziewiątką?
– Nawet czegoś więcej. Według Zeusa ten rocznik będzie inny niż poprzednie… Sądzi on, że
zwycięzca nie tylko wygra partię. Będzie mógł przejść na wyższy poziom i sam stać się nową
Dziewiątką panującą nad wszystkimi światami.
Tym razem Mata Hari już mi zupełnie nie wierzy.
– A skąd on o tym wie?
– Z wiadomości, którą otrzymał z góry. Jednym zdaniem, Wielki Pan Bóg jest zmęczony
i chciałby zrzec się władzy. To dlatego stawka partii, która rozpocznie się za kilka minut, ma tak
olbrzymie znaczenie. Musimy wygrać, bo jeśli nie…
Mata Hari zagryza wargę.
– Nie powiedziałam ci wszystkiego. Podczas twoich wędrówek tutaj miały miejsce…
incydenty – mówi.
– Mów.
– Twój lud, to znaczy lud delfinów, przeżył dramatyczne chwile. Dużo dramatycznych chwil.
I teraz ma wielkie kłopoty.
– Mój lud musi ciągle żyć… inaczej by mnie tu nie było.
– Z pewnością. Przetrwał kolejne wieki jak tylko potrafił, ale jest mniejszy, rozproszony,
porozrzucany. Georges Méliès i Gustave Eiffel przygarnęli kilku rozbitków z prób, jakich
doświadczyli.
– Skoro są ci, którzy pozostali, rozegram partię tak, aby wygrać.
– To nie będzie łatwe. Twoi ludzie są tak przyzwyczajeni do prześladowań, że znalazłszy się
u nowych, gościnnych ludów, woleli zasymilować się z nimi, aby lepiej wtopić się w lokalną
społeczność. Zrezygnowali ze swojej religii na rzecz religii gospodarzy. Ja sama i Édith Piaf
przyjęłyśmy i ochroniłyśmy sporą ich liczbę, ale i u nas ludzie-delfiny woleli porzucić swoją
tradycję i odmienność.
Na pewno przesadza.
– Będę grał z tymi, którzy się całkiem nie zasymilowali.
– A widzisz, wielu z tych, którzy się jeszcze nie nawrócili, ma wrażenie, że… eee… no, że…
– Wyduś to wreszcie!
– Że ich bóg ich… opuścił!
Z areny Amfiteatru dobiega dźwięk trąbek.
Ruszamy spiesznie. Pamiętam, że kiedy opuszczałem arenę, Ziemia 18 wyglądała jak Ziemia
1 w epoce Antycznego Rzymu.
Cała ludzkość Ziemi 18, po okresie panowania Cesarstwa Orłów, stopniowo przesuwała się
w kierunku barbarzyństwa. Minęło siedem dni, ciekawe, jaki czas mamy teraz i jacy są jego
liderzy.
6.ENCYKLOPEDIA:NERON
Neron urodziłsię w37r.poChrystusie jakosyn DomicjuszaAhenobarbusaiAgrypiny.
Ta ostatnia, uwolniwszy się odojca dziecka, zostaje czwartą żoną cesarza Klaudiusza. Wtedy udaje
jejsię przekonaćnowegomęża,by zaadoptowałjejsyna.
Cowięcej:sprawia,że Neron poślubiacórkę cesarzaKlaudiusza,Oktawię.
W ten sposób, dzięki manipulacjom matki, Neron zostaje jednocześnie najbardziej wpływowym
adopcyjnym synem izięciem.
Nakłoniony przez Agrypinę, cesarz Klaudiusz mianuje następnie nowo adoptowanego syna
jedynym następcą, ze szkodą dla swego rodzonego syna: Brytanika. W 54 roku, zaraz po
mianowaniu Nerona, Klaudiusz ginie, zamordowany (prawdopodobnie otruty przez Agrypinę,
która boi się, by cesarz nie zmienił zdania). Wtedy senat rzymski, dzięki zręcznym manewrom
Agrypiny, zatwierdza ostatniwybórKlaudiusza ize szkodą dla Brytanika ogłasza Nerona nowym
cesarzem.
Początekpanowania Nerona, będącego pod wpływem matki oraz swego nauczyciela, Seneki, to
okres „rozsądny”. Cesarz podejmuje decyzje, które spotykają się z poparciem ludu, i rozważnie
rządzi.
Ale to nie trwa długo. Obawiającsię, że kiedy Brytanik dorośnie, zechce objąćtron, Neron każe go
otruć.
Nieco później, znudzony ciągłą krytyką matki dotyczącą jego nowej kochanki, uroczej Poppei
Sabiny, każe jej mieszkaćpoza pałacem. Podczaspodróży statkiem Agrypina ledwo unika śmierci,
kiedy obciążony ołowiem pułap kajuty spada na sofę, na której siedzi. Jedna z jej nieostrożnych
przyjaciółek ginie, zmiażdżona. Szybko uporawszy się z emocjami, Agrypina postanawia spotkać
się z synem.
Neron każe otoczyć ją swoim strażom, które wymierzają jej uderzenia kijem, a następnie
sztyletują. Astrologowie przepowiedzieliAgrypinie, że jejsyn zostanie cesarzem, lecz ją zabije. Na
comiałaodpowiedzieć:„Niechmnie zabije,oby tylkorządził”.
W tym momencie syn Agrypiny wkracza w okres rządów despotycznych. Uważając się za
sportowca, prowadzirydwany podczaswyścigów. Uważającsię za poetę, uczestniczy w konkursach
poezji.Systematycznie jest uznawany zazwycięzcę.
Wielbiciel orgii, wychodzi nocą przebrany za zwykłego obywatela, by uczestniczyć w wielkich
zabawach, podczas których wszyscy udają, że go nie rozpoznali. Często na zakończenie libacji
prowadzijednegoz biesiadnikównabok,bije goiwrzucadorynsztoka.
Dowiedziawszy się,że Senekanie przestaje gokrytykować,każe gozamordować.
W napadzie gniewukopie ciężarnąPoppeę Sabinę,ataumiera.
Następnie poślubia Messalinę (wcześniejnakazuje stracićjej męża, aby ją uwolnićod małżeńskich
obowiązków). W 64 roku, chcąc zrealizować swój wielki projekt renowacji niezdrowych dzielnic,
rozkazuje spalić dwie trzecie Rzymu. Nawet komponuje poezję i muzykę, mające uczcić spektakl
stolicy w płomieniach. Ponieważ mieszkańcy nie zostaliuprzedzenio owej„akcjimieszkaniowej”,
giną tysiące ludzi. Gniew wśródRzymian wzrasta. Wtedy Neron znajduje kozły ofiarne – ogłasza
chrześcijan winnymi pożarów. Po masowych łapankach, każe ich torturować, aby przyznali się do
winy, upokarza ich podczas wielkich widowisk, chcąc w ten sposób uspokoić opinię publiczną. Lecz
źle rządzone cesarstwoprzeżywawewnętrzne napięcia.Głód,epidemie,bunty.
W końcu senat rzymski uznaje Nerona wrogiem publicznym i obwołuje konsula Galbę nowym
cesarzem. 9 czerwca 68 roku, dowiedziawszy się o tym, że został skazany na śmierć, Neron przy
pomocy niewolnika popełnia samobójstwo, płacząc i powtarzając aż do chwili śmierci: „Jakiegoż
wielkiegoartystę traciświat wraz ze mną!”.
Edmond Wells,
Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI
7.WIELKACHWILA
– Nie chcę cię stracić.
Mata Hari mocno ściska moją dłoń.
I tak wspólnie dołączamy do pozostałych bogów-uczniów zgromadzonych w jadalni.
Ujrzawszy nasze włosy i stroje w nieładzie, konkurenci domyślają się, czym zajmowaliśmy
się na boku.
Lecz pozostają skoncentrowani na nadchodzącej rozgrywce.
Chcąc zająć ich uwagę, Hory dostarczyły im księgi z Ziemi 1.
Bruno Ballard pochyla się nad księgą nowoczesnej historii, niejaki Xavier Dupuis interesuje się
dziełem o chińskiej strategii wojskowej, Georges Méliès pochłania księgę dawnej magii, Gustave
Eiffel o architekturze, Jean de La Fontaine z chemii, François Rabelais książkę kucharską,
Toulouse-Lautrec dzieło o malarstwie, Raoul Razorback studiuje księgę o technologii. Simone
Signoret siedzi z zamkniętymi oczyma. Édith Piaf odmawia modlitwę.
– Słyszeliśmy dźwięk trąbki. Czy to już czas? – pytam.
– Jeszcze nie – odpowiada Raoul Razorback. – Dionizos uprzedził nas, że trąbki zabrzmią
tylko po to, aby sprawdzić akustykę w Wielkim Amfiteatrze.
– Wykorzystaj to do sprawdzenia, czy twój ankh jest dobrze naładowany – rzuca Georges
Méliès. – Szkoda, gdyby popsuł się w środku gry.
Dziękuję mu, stwierdziwszy, że faktycznie narzędzie jest naładowane tylko do połowy.
Mata Hari oddaje się rozciągającej gimnastyce, która mocno przypomina mi taijiquan, które
widywałem w paryskich ogrodach, kiedy byłem śmiertelnikiem.
Powolne ruchy pozwalają jej ponownie się skoncentrować, a porusza się tak, jakby płynęła
w powietrzu.
Siadam obok Simone Signoret i tak jak ona zamykam oczy.
Po kilku minutach wiem, że dla mnie i moich śmiertelników nastanie zamęt rewolucji, wojen,
kryzysów, żądzy i zdrady.
Domyślam się, że jedenastu przeciwników nie da mi forów. To ja muszę być wizjonerem.
„Zaskoczyć”.
Oto słowo-klucz.
Nauczył mnie Edmond Wells: „Ten, kto wygrywa, niekoniecznie musi być najbardziej
inteligentny, jednak musi umieć przewidywać, znajdować się tam, gdzie się go nie spodziewają,
i działać w sposób nieprzewidywalny”.
Jeśli sprawy za bardzo wymkną się spod kontroli, przyślę nowego proroka.
Nie, muszę zrezygnować z tego pomysłu. Żadnych cudów, żadnego proroka. To uproszczone
rozwiązania, przeznaczone dla boga, który nie darzy zaufaniem siebie ani nie wierzy
w zaradność swoich wyznawców.
Dionizos wraca, aby nas powiadomić, że musimy jeszcze przez kilka minut uzbroić się
w cierpliwość, zanim kierownictwo planu dobrze wszystko przygotuje.
Kierownictwo planu?
No to mamy znaczenie tej ostatniej partii: spektakl z kierownictwem planu, jak w przypadku
sztuki teatralnej lub filmu.
Mam tremę. Inni także.
Przypominają mi się słowa Zeusa: „Stawką w każdej grze jest odnalezienie samego siebie.
Znamy rozwiązania wszystkich problemów, ponieważ w naszych poprzednich życiach stawiliśmy
im czoła. Naszą jedyną ułomnością jest zapominanie. Lub też rozkojarzenie na skutek
manipulacji i kłamstw innych. Lecz jeśli wrócimy do istoty samego siebie, jeśli rzeczywiście
pokochamy siebie za to, czym jesteśmy, a nie za postaci, które inni każą nam zagrać, wtedy
znajdziemy się w prawdzie, a wszystko wokół nas w sposób naturalny znajdzie swoje
rozwiązanie”.
Staram się dobrze zrozumieć znaczenie oraz wagę każdego z tych słów.
Zeus nie jest ostatecznym bogiem, ale jako Ósemka prawdopodobnie dał mi klucz.
Pamiętać o tym, kim naprawdę jestem.
Wrócić do istoty samego siebie.
Powiedział do mnie:
– MI-CHA-EL… twoje imię już samo w sobie jest informacją. Jesteś Michael. Co po hebrajsku
oznacza: „Mi” – któż? „Cha” – jak i „El” – Bóg. Któż jest taki jak Bóg…
Kim jestem?
Do licha, kimże naprawdę jestem?
Dźwięczą mi w uszach straszne słowa Maty Hari: „Twój lud sądzi, że jego bóg go opuścił”.
Po tym wszystkim, co zrobiłem dla nich w przeszłości.
Jak sobie pomyślę, że kiedy podczas mego ziemskiego życia nieustannie kierowałem prośby,
modlitwy, robiłem wyrzuty jakiemuś wyimaginowanemu bogu… to nie zdawałem sobie sprawy,
że pytanie nie brzmi: „Co Bóg może dla mnie zrobić?”, ale raczej: „Co ja mogę zrobić dla Boga?”.
Moi śmiertelnicy z kolei mylą „świątynię” z „działem żądań”. Domagają się zdrowia, miłości,
bogactwa, sławy, wiecznej młodości, nie mówiąc już o zniszczeniu ich wrogów. Nigdy nie są
zadowoleni z życia. Zawsze chcą więcej. Wszyscy odnoszą wrażenie, że są ofiarami
niesprawiedliwości, i męcząc się pomaganiem im, w zamian otrzymuję tylko skargi. A jeśli ich
śmieszne pragnienia nie są spełniane natychmiast, dochodzi nawet do bluźnierstwa.
I tak to mój lud delfinów, który tak kocham i który beze mnie by nie istniał, zaczyna we
mnie wątpić. Zmienia religie, asymiluje się, zapomina moje nauki. A wszystko przez to, że nie
było mnie „tylko” przez tysiąc pięćset lat.
Jak szybko zapominają o tym, co dobre, zachowując w pamięci tylko to, co złe! Jacyż są
niewdzięczni.
Pojawia się Dionizos.
– Jeszcze z pięć minut, bądźcie gotowi.
Mata Hari, zrobiwszy obrót wokół własnej osi, wraca do mnie i wtula się w moje ramiona.
– Musimy wygrać – mówi cicho.
Raoul Razorback przygląda mi się dziwnie, jakby zaraz po rozpoczęciu partii zamierzał
osobiście dobrać mi się do skóry.
– Niech wygra najlepszy – cedzi wolno z oddali.
– Mam nadzieję, że to nie będziesz ty – odpowiadam równie sucho.
Jednak to prawda, że wszystko zaczęło się od naszego spotkania na cmentarzu Père-Lachaise
w Paryżu, na Ziemi 1. Prawdopodobnie bez niego odebrałbym o wiele bardziej banalną lekcję
życia. Był moim najlepszym przyjacielem, otworzył przede mną niezwykłe horyzonty, po czym
mnie zawiódł.
Dla niego cel uświęca środki.
Nagle trąbki rozbrzmiewają unisono potężnym dźwiękiem. Znów pojawia się Dionizos.
Trąbki przechodzą w wysoki ton.
Mata Hari zbliża swoją twarz do mojej i głaszcze mnie po policzku.
– Pamiętaj, że jesteś bogiem.
Popycha mnie w stronę ściany i całuje. Czuję jej słodki zapach.
– Ej tam, zakochani, nie czas na gruchanie, wszystko gotowe – oznajmia Dionizos. – Możemy
zaczynać!
Otwierają się ciężkie odrzwia, ukazując korytarz z czarnego marmuru.
Biorę głęboki wdech. Wszyscy zbliżamy się powoli. Jak kiedyś gladiatorzy zdążający ku
swemu przeznaczeniu.
Mam wrażenie, że wszystko, co mi się przydarzy, zostało już zapisane.
Jedno z nas przeżyje i być może zostanie Mistrzem wszystkich światów.
Dwa skrzydła masywnych drzwi z brązu na końcu korytarza otwierają się powoli
z metalicznym skrzypieniem.
Ogłusza nas wrzawa.
Stawiając ostrożnie kroki, wchodzimy na arenę.
Początkowo dostrzegam tylko olbrzymie niebo, ten jaskrawy błękit, który mnie oślepia,
i stojący tłum, który klaszcze. Nigdy nie widziałem w Olimpii tylu ludzi. Gwar jest coraz
większy.
Jedni gwiżdżą lub klaszczą, inni skandują nazwisko swego ulubionego kandydata.
Nawet zdaje mi się, że słyszę swoje. Niebo staje się jeszcze bardziej niebieskie.
8.ENCYKLOPEDIA:KOLORNIEBIESKI
Kolor niebieski przez długi czas nie cieszył się uznaniem. Starożytni Grecy sądzili, że nie jest
prawdziwym kolorem – takim jak biały, czarny, żółty i czerwony. Oprócz tego istniał techniczny
problem z barwnikiem:garbarze imalarze nie potrafiliutrwalićniebieskiejbarwy.
Tylko Egipt epoki faraonów uznawał niebieski za kolor przypisany zaświatom. Egipcjanie
uzyskiwali ową barwę na bazie miedzi. W starożytnym Rzymie niebieski był kolorem
barbarzyńców.Może dlatego,że Germanowie malowalinaszaro-niebieskotwarze,by nadaćsobie
upiorny wygląd. Wyraz „niebieski” nie jest dokładnie definiowany ani po łacinie, ani po grecku.
Częstołączy się goz szarym lubzielonym. Wyraz „niebieski”wywodzisię zatem odgermańskiego
„blau”.DlaRzymian kobietaz niebieskimioczymabyławulgarna,amężczyznabrutalny igłupi.
W Biblii kolor niebieski pojawia się rzadko, lecz szafir, kamień szlachetny, uważany jest za
najcenniejszy.
Na Zachodzie pogarda dla niebieskiego trwa aż do średniowiecza. Im żywsza jest czerwień, tym
większą stanowioznakę bogactwa.Zatem czerwień pojawia się na strojachkapłanów,a zwłaszcza
papieżaikardynałów.
Odwrócenie tendencji: w XIII wieku, dzięki azurytowi, kobaltowi oraz indygo, artystom wreszcie
udaje się utrwalić niebieską barwę. Niebieski staje się kolorem Matki Boskiej. Przedstawiana jest
w niebieskim płaszczu lub sukni, bądź to dlatego, że mieszka w niebie, bądź też dlatego, że kolor
ten jest uznawany zapochodnączerni,barwy żałoby.
W tamtej epoce niebiosa maluje się na niebiesko, podczas gdy wcześniej były czarne lub białe.
Morze,które byłozielone,przechodzinagrawiurachwniebieski.
Nagle niebieskistaje się modnym kolorem arystokracji.Za modą podążają garbarze.Rywalizują ze
sobąwsztuce sporządzaniacoraz tonowychodcienitejbarwy.
W Toskanii, Pikardii oraz w regionie tuluskim uprawia się urzet, roślinę wykorzystywaną do
pozyskiwania niebieskiej farby. Całe prowincje świetnie prosperują dzięki produkcji niebieskiego
barwnika. Katedra w Amiens została zbudowana dzięki datkom ofiarowanym przez handlarzy
urzetem,podczasgdy handlarze marzanną barwierską,rośliną,która daje kolorczerwony,trudzili
się przy finansowaniu katedry w Strasburgu. Zresztą witraże alzackich katedr systematycznie
przedstawiają diabła na… niebiesko. Odtąd obserwuje się prawdziwą wojnę kulturową między
regionami,które lubiąniebieski,itymi,które wolączerwony.
W czasach reformacji Kalwin ogłasza, że są kolory „uczciwe”: czarny, brązowy, niebieski. Oraz
kolory „nieuczciwe”:czerwony,pomarańczowy iżółty.
W 1720 roku berliński farmaceuta wynajduje błękit pruski, który pozwoli garbarzom jeszcze
bardziej urozmaicić odcienie niebieskiego. Rozwój żeglugi pozwala wykorzystać indygo z Antyli
oraz AmerykiŚrodkowej,któregosiłabarwieniajest większaniż wprzypadkuurzetu.
W sprawy miesza się polityka: we Francjiniebieskistaje się kolorem zbuntowanychrepublikanów,
jakosprzeciwwobecbielimonarchistóworaz czernipartiikatolickich.
Późniejrepublikańskiniebieskibyłprzeciwstawiony socjalistycznejikomunistycznejczerwieni.
W 1850 roku po raz ostatni szlachetny charakter zostaje mu nadany przez odzież. Czyli jeans
wynaleziony przez krawcaz San FranciscoLevi-Straussa.
Dziś we Francji większość osób zapytanych o ulubiony kolor wymienia niebieski. Jedynym
europejskim krajem,który woliczerwień,jest Hiszpania.
Jedyną dziedziną, do której niebieski nie może się przebić, jest żywność. Jogurty w niebieskich
kubeczkach sprzedają się gorzej niż w białych bądź czerwonych. Praktycznie nie ma żadnego
Tytuł oryginału: LE MYSTÈRE DES DIEUX Copyright © Editions Albin Michel et Bernard Werber - Paris 2007 Copyright © 2015 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2015 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan Korekta: Małgorzata Kryszkowska, Mariusz Kulan ISBN: 978-83-7999-317-8 WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: info@soniadraga.pl www.soniadraga.pl www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga E-wydanie 2015 Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.
Spistreści Dedykacja I. Dzieło w kolorze żółtym. Powrót do raju 1. Z głową w chmurach 2. Encyklopedia: 3 fazy 3. Śniadanie 4. Encyklopedia: Symbolika cyfr 5. Przygotowania 6. Encyklopedia: Neron 7. Wielka chwila 8. Encyklopedia: Kolor niebieski 9. Symfonie 10. Encyklopedia: Apollon 11. Rytualne kąpiele 12. Encyklopedia: Tadż Mahal 13. Bogobójca 14. Encyklopedia: Trzy upokorzenia 15. Bogobójca 16. Encyklopedia: Gra w marynarza 17. Delfiny 18. Encyklopedia: Paradoks czerwonej królowej 19. Lud rekinów 20. Encyklopedia: Kosmogonia nordycka 21. Lud orłów 22. Encyklopedia: Pitagoras 23. Koniec partii 24. Encyklopedia: Król Nemrod
25. Nowa gra 26. Encyklopedia: Apoptoza 27. Więzienie 28. Encyklopedia: Ekran i jawa 29. Mój proces 30. Encyklopedia: Szacunek do samego siebie II. Dzieło w kolorze zielonym. Wśród śmiertelników 31. Jak bóg na wygnaniu 32. Encyklopedia: Astronomia Majów 33. Świątynia i wiara 34. Encyklopedia: Papieżyca Joanna – legenda czy rzeczywistość? 35. Niebieski Motyl 36. Encyklopedia: Kosmogonia Tahitańska 37. Delfina 38. Encyklopedia: Nikola Tesla 39. Program telewizyjny 40. Encyklopedia: Conan Doyle 41. Delfina 42. Encyklopedia: Autotematyzm 43. Znowu Delfina 44. Delfini przepis na ciasto ze słodkiego białego sera 45. Ocet 46. Encyklopedia: Chiński Smok 47. Prorok 48. Encyklopedia: Królowa Kahina 49. Zawsze, zawsze Delfina 50. Encyklopedia: Współpraca, wzajemność, przebaczenie 51. Wielki wyjazd (muzyka Deacon’s Speech)
52. Encyklopedia: Spór w Valladolid 53. Wyspa Spokoju 54. Encyklopedia: Wyjaśnienie nut 55. Istota pozaziemska 56. Encyklopedia: Kosmogonia Hinduska 57. Powrót do Aedenu 58. Encyklopedia: KOAN III. Dzieło w kolorze białym. Święta Góra 59. Powrót do Aedenu 60. Encyklopedia: Lud Baruya 61. Olimpii jest gorąco 62. Encyklopedia: Edyp 63. Morska przejażdżka 64. Encyklopedia: Ludzka głupota 65. Druga Góra 66. Encyklopedia: Pan 67. Satyrzy i Pan 68. Encyklopedia: Śmiech 69. Walka z Panem 70. Encyklopedia: Hades 71. Styks 72. Encyklopedia: Orfeusz 73. Tartar 74. Encyklopedia: Trzy sita 75. Czarny tulipan 76. Encyklopedia: Apoteoza 77. Góra 78. Encyklopedia: Klauni
79. W stronę szczytu 80. Encyklopedia: Gra Eleusis 81. Ostatnie piętro 82. Encyklopedia: Historia astronomii 83. Uniesienie zasłony 84. Encyklopedia: Człowiek nadświetlny 85. Gwiazda 86. Encyklopedia: Koty i psy 87. Adonai 88. Encyklopedia: Teoria wszystkiego 89. Świat powyżej Podziękowania Przypisy
Dla wszystkich czytelników, którzy mimo atrakcyjności telewizji, Internetu, rodzinnych kłótni, gier wideo, sportu, nocnych lokali. snu znaleźli kilka godzin na nasze wspólne marzenia…
„Jestem tylko włóknem, którym związano kwiaty w bukiecie. Lecz to nie ja stworzyłem te kwiaty. Ani ich kształt, ni barwy, ni zapachy. Moją jedyną zasługą jest to, że je wybrałem i połączyłem, aby je wam zaprezentować w nowy sposób”. Edmond Wells, Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej „Nie narzekaj na ciemność. Stań się światełkiem”. Li Van Pho (chiński filozof z III w.) Przeczytane. Wyryte cyrklem na licealnej ławce: „Bóg umarł. Podpisano: Nietzsche”. Zaraz pod spodem dodano flamastrem: „Nietzsche umarł. Podpisano: Bóg”. „Ludzka istota jest częścią całości, którą nazywamy »wszechświatem«. Częścią ograniczoną w czasie i przestrzeni. Doświadcza ona siebie, swoich myśli i uczuć, jako czegoś osobnego od reszty, swego rodzaju złudzenia optycznego swojej świadomości. Złudzenie to jest dla nas więzieniem, ograniczającym nas do naszych osobistych pragnień i uczuć, które żywimy do najbliższych nam osób. Naszym zadaniem jest uwolnić się z tego więzienia poprzez poszerzanie kręgu współczucia tak, aby objęło wszystkie żyjące stworzenia i całą naturę w jej wspaniałości”. Albert Einstein
Więcej na: www.ebook4all.pl I. Dzieło w kolorze żółtym. Powrót do raju 1.ZGŁOWĄWCHMURACH Sen. Śnię, że jestem człowiekiem i wiodę normalne życie. Obudź się… Leżę z zamkniętymi oczyma, chcąc pozostać w moim onirycznym świecie. „No już, obudź się!” Czy to sen, że ktoś każe mi się obudzić, czy też naprawdę ktoś do mnie mówi? Zaciskam powieki, by ochronić się od tej rzeczywistości, której nie chcę już oglądać. W moim śnie śpię sobie spokojnie w drewnianym łóżku, pod pościelą z białej bawełny, w pokoju o ścianach pomalowanych na niebiesko, na których zawieszono zdjęcia zachodów słońca. Zza okna dobiega mnie dźwięk ruszających samochodów, warkot dieslowskich autobusów, nerwowe dźwięki klaksonów, gruchanie gołębi. Włącza się radiobudzik. – Dalej, wstawaj! Czy to w mojej głowie? Potrząsa mną jakaś ręka. – Michael, obudź się! Poszczególne elementy mojego snu: samochody, autobusy, drzewa, zostają wyrwane i odpływają. Zaskoczeni ludzie na ulicy znikają w zasysającej ciszy. Następnie wessane zostają budynki, domy, asfaltowe drogi, chodniki, trawniki, lasy oraz powłoka gleby i piasku tworząca epidermę planety. Aż pozostaje sama kula ziemska, gładka jak kula bilardowa. Planeta się kurczy. Daję szczupaka, by opuścić moją maleńką planetę, i płynę w gwiezdnej próżni motylkiem, chcąc jak najszybciej przesuwać się wśród gwiazd. – Obudź się wreszcie! Porzucam jedną rzeczywistość i dołączam do drugiej. – Wstawaj, Michael! Musimy się spieszyć. Różowe usta rozchylają się, ukazując tunel, w głębi którego dostrzegam podniebienie, język, lśniące zęby. Całkiem z tyłu wibruje głośnia. – Proszę – mówią wyraźnie usta – nie zasypiaj już. Mamy mało czasu! Otwieram szeroko oczy i widzę, do kogo należą usta. Kobiety o twarzy okrągłej i harmonijnej, długich splecionych włosach, żywym spojrzeniu. Uśmiecha się do mnie, a ja uważam, że jest nadzwyczaj piękna. Przecieram powieki.
Jestem w pokoju o ścianach z ciosanego kamienia i wysoko zawieszonym suficie. Srebrzystą pościel uszyto z jedwabiu. Przez szeroko otwarte okno dostrzegam górę, której szczyt tonie w chmurach. Panuje spokój. Świeże powietrze pachnie kwiatami i trawą mokrą od porannej rosy. Nie ma fotografii zachodów słońca, nie ma samochodów, nie ma radiobudzika. W porządku, już sobie przypominam. Nazywam się Michael Pinson. Byłem śmiertelnikiem: lekarzem anestezjologiem, odpowiedzialnym za chorych, których leczyłem. Byłem aniołem. Odpowiedzialnym za trzy dusze, które wspierałem podczas kolejnych istnień. Zostałem bogiem (lub przynajmniej bogiem-uczniem). Odpowiedzialnym za cały lud, o którego jak najdłuższe przetrwanie się staram. Jestem w Aedenie, szkole-planecie bogów, kosmicznym zakątku, gdzie staram się zostać najlepszym z rocznika 144 współzawodniczących ze sobą uczniów. Wdycham głęboko powietrze. Wszystkie perypetie, które ostatnimi czasy mi się przydarzyły, tłoczą się w mojej głowie. Przypominam sobie, że widziałem swój lud w wielkiej udręce, pamiętam, że uciekłem, wdrapałem się na górę, chcąc odkryć, co to za światło migocze przez mgłę z jej szczytu. Ciągle ta chęć, by podnosić swą świadomość do rozmiarów, które ją przekraczają… Naprzeciw mnie niezwykła kobieta zanurza swe spojrzenie w moim i dodaje: – Michael, nie mamy ani sekundy do stracenia. Trzeba iść tam natychmiast! Siadam, opierając się plecami o poduszki, i wreszcie udaje mi się wykrztusić: – Co się dzieje? – Dzieje się to, że minęło siedem dni od chwili, gdy wyszedłeś. Przez ten czas gra w boskość przebiegała bez ciebie. A za godzinę mamy Finał. Na koniec gry dowiemy się, który bóg-uczeń został ogłoszony zwycięzcą i uzyska przywilej wstąpienia na Pola Elizejskie, by tam spotkać się z samym Stwórcą. Oto, co się dzieje. Dziś jest Finał gry w boskość? Nie, to niemożliwe! Sen zamienia się w koszmar. – Michael, rusz się! Jeśli nie będziesz gotów za kilka minut, wszystkie nasze wysiłki spełzną na niczym. Twój lud umrze, a ty przegrasz. Dreszcz przebiega mi po plecach. Nagle w pełni odzyskuję świadomość tego, gdzie jestem, kim jestem i co mi pozostaje do zrobienia. Boję się. 2.ENCYKLOPEDIA:3FAZY Trajektoriaewolucjikażdejduszy przebiegawtrzechfazach: 1– Strach. 2– Pytanie. 3– Miłość. Edmond Wells, Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI
3.ŚNIADANIE Pocałunek. Cudowna kobieta, którą mam przed sobą, obdarowuje mnie delikatnym pocałunkiem. Po nim drugim, mocniejszym. To Mata Hari, była francusko-niderlandzka tancerka, rzekomy szpieg, moja towarzyszka życia w Aedenie. – Szybko! To już tylko kwestia sekund. Rzuca mi ankh, boskie narzędzie, które pozwala nam tworzyć pioruny oraz obserwować śmiertelników. Zakładam tę biżuterię – insygnium naszej władzy – na szyję, a kiedy pospiesznie się ubieram, ona wyjaśnia: – Dziś rano centaury przyniosły cię do łóżka. Wiele się wydarzyło przez te siedem dni twojej nieobecności. Podaje mi skórzane sandały, które wsuwam z pośpiechem, chwytam torbę listonoszkę i wychodzimy, nawet nie zadając sobie trudu zamknięcia drzwi mojej willi. Na dworze wieje wiatr. Chcę skierować się w stronę Bramy Wschodniej, gdzie leżą Pola Elizejskie oraz pałace bogów-mistrzów, którzy dotąd obarczeni byli naszą edukacją, ale Mata Hari powstrzymuje mnie. – Zajęcia skończone. Finał jest przewidziany w Wielkim Amfiteatrze. Pędzimy szerokimi alejami miasta Olimpia. Są puste. Nie ma bogów-uczniów, nie ma bogów-mistrzów, nie ma chimer, owadów, ptaków. Po drodze słyszymy tylko szum antycznych fontann oraz szelest liści. Znowu robi na mnie wrażenie majestat tego miejsca, przystrzyżone ogrody, ukwiecone aleje, rzeźbione sadzawki, sękate drzewa oliwne: tutaj wszystko jest baśniowe. Niebo ma kolor antracytu, podczas gdy ziemia jest biała. Wysoko na niebie błyskawica znaczy zygzakiem ciemne chmury, ale nie pada. Mam dziwne uczucie. Uczucie końca świata. Jakby miała nagle nastąpić jakaś katastrofa. Wiatr się wzmaga. Robi się coraz zimniej. Zaczynają rozbrzmiewać dzwony. Mata Hari ciągnie mnie za rękę i pędzimy razem aż dech zapiera. Przypominam sobie zimowe poranki w moim ostatnim śmiertelnym życiu. Mama też tak ciągnęła mnie za rękę do liceum, gdzie czekały końcowe egzaminy. Mówiła: „Bądź ambitny. Mierz jak najwyżej. Tym samym, nawet jeśli pokonasz tylko połowę drogi, twój poziom i tak już będzie bardzo wysoki”. Co pomyślałaby dzisiaj, widząc mnie w Olimpii w Finale boskiej gry? Biegniemy przez Olimpię. Brązowe włosy Maty Hari powiewają przede mną szarpane gwałtownymi podmuchami wiatru. Jej drobna, lecz muskularna sylwetka wiedzie mnie uliczkami i alejami. – Szybko Michael, właśnie zamykają drzwi! Docieramy do Wielkiego Amfiteatru, monumentalnej budowli z ciosanego kamienia. Płaskorzeźby przedstawiają tytanów walczących z uzbrojonymi we włócznie i tarcze herosami. Dwa centaury, tym razem prawdziwe, stoją przy głównym wejściu. Trzymają skrzyżowane ręce, kopytami uderzają w ziemię, a kłęby pary z ich nozdrzy buchają na lodowate powietrze. – Michael Pinson! – woła Dionizos. – Najwyraźniej jesteś wierny swojej legendzie, „ten, na którego czekamy”. Niektórzy już sobie wyobrażali, że przegapisz Finał. Bóg złodziei wpuszcza nas i zamyka za nami grube odrzwia. – Zaczęło się? – pyta zaniepokojona i zdyszana Mata Hari.
Dionizos przeczesuje palcami brodę i mruga do nas. – Nie, nie. Drzwi miały zostać zamknięte, ale partia jeszcze się nie rozpoczęła. Macie nawet dobrą godzinę na zjedzenie śniadania. Powierzam was tej oto panience. Pojawia się półbogini. To Hora Dike. Wiedzie nas marmurowymi korytarzami i brukowanymi dziedzińcami w stronę stołówki Amfiteatru. Po prawej stronie, ze stojących na kredensie dzbanków wydobywa się zapach kawy, herbaty, mleka, gorącej czekolady. Wokół znajdującego się pośrodku dużego stołu dostrzegam pozostałych bogów-uczniów finalistów, którzy właśnie się posilają. Na początku było nas stu czterdziestu czworo. Kiedy uciekłem, żeby zbadać wierzchołek góry, ponad połowa z nas została już wyeliminowana, nie mówiąc o tych, których zamordował bogobójca. Teraz jest nas tylko dwanaścioro. Rozpoznaję: Georges’a Mélièsa, boga ludzi-tygrysów. Gustave’a Eiffela, boga ludzi-termitów. Simone Signoret, boginię ludzi-czapli. Brunona Ballarda, boga ludzi-sokołów. François Rabelais’go, boga ludzi-świń. Toulouse-Lautreca, boga ludzi-kóz. Jeana de La Fontaine’a, boga ludzi-mew. Édith Piaf, boginię ludzi-kogutów. I jeszcze jednego chłopaka, którego nazwiska nie pamiętam, ponieważ nie należał do grona moich przyjaciół. To otyły blondasek, którego Mata Hari zdaje się znać. – To Xavier Dupuis – szepcze mi do ucha bóg ludzi-rekinów. – Początkowo jego królestwo było średniej wielkości, ale potem postanowił utworzyć uzbrojoną, wojskową arystokrację. Udało mu się zawiązać federację z sąsiednimi państwami i dziś znajduje się w stanie wielkiego przemysłowego rozkwitu. Musisz się go wystrzegać, tym bardziej że jego lud jest w okresie bardzo silnego wzrostu demograficznego. Wszyscy nas witają. Tymczasem nasi współzawodnicy pozostają skoncentrowani na nadchodzącej rozgrywce, jak sportowcy przed Olimpiadą. W kąciku, w pewnym oddaleniu od reszty graczy, siedzi Raoul Razorback, bóg ludzi-orłów. Jego podłużna twarz przypominająca ostrze noża, posępne spojrzenie, łagodność są mi dobrze znane. Popija kawę drobnymi łyczkami, lecz ujrzawszy mnie, natychmiast wstaje i dołącza do nas. Nie wypuszczając filiżanki z lewej ręki, podaje mi prawą. Patrzę na nią, lecz nie podaję swojej. – Nie mów mi, Michael, że nadal masz do mnie pretensje. – A jak mógłbym ci wybaczyć? Otrzymałeś od mojego proroka przesłanie tolerancji, a przekształciłeś je w przesłanie rasizmu i użyłeś przeciw mojemu ludowi! Marszczy brwi. Ten, który zazwyczaj uchodzi za flegmatyka, wygląda na bardzo zdenerwowanego. – Ciągle ta stara historia. Nie mów mi, że wziąłeś to na serio. Michael, to jest gra. To tylko śmiertelnicy! I jak wskazuje ich nazwa, „śmiertelnicy” przeznaczeni są do tego, by umrzeć. My jesteśmy bogami. Jesteśmy ponad. Oni są tylko pionkami na gigantycznej szachownicy. Czy żałuje się tych, które zabrał przeciwnik? Macha lekceważąco dłonią i wyciąga do mnie rękę. – Ty i ja byliśmy przyjaciółmi. Zostaniemy nimi na zawsze – oświadcza.
– Raoul, to nie są „pionki”. To żywe istoty, zdolne odczuwać cierpienie. Razorback opuszcza rękę i przygląda mi się z ironią. – Podchodzisz do tej gry zbyt emocjonalnie. Zawsze miałeś naiwny obraz boskiej roli. Chcesz być filmowym „dobrym charakterem”, Michael. To cię zgubi. Najważniejsze to wygrać, a nie pokazać, że jest się sympatycznym. – Pozostaw mi prawo do tego, bym nie podzielał twojego punktu widzenia. Razorback wzrusza ramionami, po czym wypija kawę jednym haustem. – Cmentarze pełne są sympatycznych bohaterów, a panteony pękają w szwach od cynicznych łajdaków. Lecz koniec końców to tych ostatnich wybierają historycy, odpowiedzialni za przygotowanie oficjalnej wersji dla przyszłych pokoleń. I ci „cyniczni łajdacy” mogą odtąd, dzięki magii propagandystów, przekształcić się w jaśniejących bohaterów. Wiemy o tym doskonale, bowiem tutaj mamy obiektywny obraz wydarzeń. – I tu się właśnie różnimy, Raoul. Ty zauważasz istnienie niesprawiedliwości, podczas gdy ja staram się z nią walczyć. Mroczne spojrzenie mojego konkurenta do boskości się zmienia. – Zapomniałeś, Michael, że to ja napełniłem cię pragnieniem wzniesienia się aż po Kontynent Umarłych? Zapomniałeś nasze hasło tanatonautów z czasów, gdy nasze dusze wychodziły z ciał, chcąc badać życie pozagrobowe? – „Razem przeciwko głupcom”. – Tak, ale także: „Naprzód, w stronę Nieznanego”. Taki jest sens naszej misji: odkrywać to, czego nie znamy. Nie osądzać: obserwować i rozumieć. Nie stawać po niczyjej stronie: iść w kierunku nieznanego. My poszukujemy rzeczywistości ukrytej za zasłoną pozorów. Nie zaś „uprzejmości”. Ostatnie słowo wymawia z pogardą. Inni słuchają nas, ale nie ingerują. – Zapomniałeś inne nasze hasło, którym żyliśmy w Imperium Aniołów? „Miłość zamiast szpady”. I to w imię miłości walczymy! – Całe hasło brzmiało: „Miłość zamiast szpady i humor zamiast tarczy”. Humor to nasza zdolność do relatywizowania. Dobrze wiesz, że to w imię miłości, religii lub ojczyzny odbywały się najgorsze rzezie. I że często tylko dla kpiny ostatecznie ustają wojny, a tyrani zostają obaleni. Michael, gdzie podziało się twoje poczucie humoru? Raoul Razorback idzie usiąść i bierze kawałek ciasta z kandyzowanymi owocami. – Znikło, kiedy zobaczyłem, jak twoi ludzie-orły wykorzystują symbol cierpienia mojego proroka jako symbol zjednoczenia. Moim symbolem była ryba, nie wbity na pal człowiek! Odpowiada mi, żując ciasto: – Dokonałem tego wyboru, aby twoje przesłanie trwało nadal… Należało wpłynąć na umysły. Przyznaj, że przedstawienie narzędzia tortur jest bardziej znaczące niż rysunek ryby. Podnoszę głos o jeden ton. – Zamordowałeś mojego proroka! A także przejąłeś i zniekształciłeś moje przesłanie. – Jesteś tylko cholernym głupkiem, Michael. Nic nie rozumiesz z Wielkiej Historii Świata. Chwytam Raoula, przewracam na ziemię, po czym duszę, trzymając za gardło. Ku memu wielkiemu zdziwieniu, nie broni się. Kiedy zaczyna kaszleć, interweniują Gustave Eiffel i Georges Méliès. Podnoszą nas i odsuwają od siebie. – Ej! Mamy dzisiaj Finał! – krzyczy Bruno Ballard. – Jeśli chcecie się skrzywdzić, zróbcie to za pośrednictwem swoich ludów. Édith Piaf dodaje: – W każdym razie ta partia wyłoni jednego zwycięzcę, a pozostałych jedenastu zostanie wyeliminowanych.
– Jesteśmy jak gladiatorzy na kilka minut przed występem w cyrku – potwierdza Xavier Dupuis. – Nie zabijajmy się nawzajem przed sygnałem startu. Mata Hari pomaga mi poprawić togę. – Zjedz to – nakazuje, podając mi rogalik. – Będziesz potrzebował sił. Biorę dolewkę kawy. Wszyscy spoglądamy na siebie nieufnie. Jean de La Fontaine stara się rozładować atmosferę. – Śmiertelnicy nie zdają sobie sprawy, jakie mają szczęście, że… nie są bogami! – I że nie znają światów, które przechodzą ich wyobrażenie – uzupełnia François Rabelais. – Czasami wolałabym nie wiedzieć i nie posiadać takiej wielkiej mocy. Ci wszyscy ludzie oddający nam cześć… Jakaż to odpowiedzialność! – przyznaje Simone Signoret. – Za kilka godzin wszystko będzie jasne – mamrocze Toulouse-Lautrec. Wypijam jeszcze kilka filiżanek kawy, Mata Hari chwyta dzbanek i nie pozwala mi nalać kolejnej. – Przestań, w przeciwnym razie będzie ci drżała ręka i źle pokierujesz swoim boskim piorunem. Przytula się do mnie, czuję delikatność jej ciała, jej piersi ocierają się o mój tors. – Chcę się z tobą kochać – szepcze mi do ucha. – Tu i teraz? – Tak, jeszcze przed rozpoczęciem partii. W każdym razie potem będzie za późno. – Nie potrafię kochać się tak w pośpiechu. Ciągnie mnie w kierunku bocznego korytarza. – Nauczysz się. Jestem jak roślina: trzeba do mnie dużo mówić i dobrze mnie podlewać. Mijamy kolejne pomalowane na czerwono korytarze. Kiedy Mata Hari uznaje, że jesteśmy wystarczająco daleko od pozostałych, nie wypuszczając mojej ręki kładzie się na marmurowej posadzce i tam, jedno na drugim, zaczynamy się całować i pieścić. Moja przyjaciółka przejmuje kontrolę nad figlami. Zostaje dyrygentem horyzontalnego walca, którego takt sama określa. Kiedy wreszcie opadamy, dysząc, jedno obok drugiego, podaje mi przedmiot, który miała schowany w swojej torbie listonoszce. – Co to jest? – Nasza pomoc. Rozwijam ochronną tkaninę i rozpoznaję znajomą okładkę Encyklopedii Wiedzy Relatywnej i Absolutnej. – Zajęłam się jej redakcją, żeby to dziedzictwo nie zostało zaprzepaszczone. Tyle wiedzy mogłoby zniknąć… Niektóre fragmenty przepisałam z pamięci. Nie zdziw się więc, gdy je ujrzysz znowu, choć już wielokrotnie je studiowałeś. Dzięki kilku odkryciom, jakich dokonano podczas twojej nieobecności, dodałam nowe. Na pierwszej stronie odnajduję naukę, którą Edmond Wells uważał za najważniejszą. Z każdą naszą przygodą, zawsze nam ją powtarzał. Mata Hari z pewnością zmieniła jej brzmienie, lecz sens, odwieczny, pozostaje ten sam. 4.ENCYKLOPEDIA:SYMBOLIKACYFR Cyfry zawierająwswejsymbolice historię ewolucjiświadomości.
Wszystkie powieści, wszystkie dramaty być może mieszczą się w tych obrazach, które mamy nieustannie przedoczyma,lecz nigdy nie zadaliśmy sobie trudu,aby uważnie zbadaćichformę. Aby je odszyfrować,musimy wiedzieć,że: Linie poziome toznakprzywiązania. Krzywe sąznakiem miłości. Krzyże sąznakiem rozdrożalubpróby. Azatem mamy: 1 – Minerał. Linia pionowa. Brakliniipoziomej, a więcbrakprzywiązania. Brakkrzywej. Więcbrak miłości. Kamień nie jest przywiązany do niczego i niczego nie kocha. A zatem żadnego krzyża, żadnejpróby.Topoczątekprzygody z materią.Tylkobezwładnąmaterią. 2 – Roślina. Początekżycia. Linia pozioma udołuoznacza przywiązanie rośliny doziemi. Nie może się poruszać, gdyż korzeń trzyma ją umocowaną w gruncie. Krzywa u góry oznacza miłość, jaką roślinaobdarzaniebo,słońce,światło.Kochającniebo,jest związanaz ziemią. 3 – Zwierzę. Dwie krzywe. Kocha niebo, kocha ziemię, nie jest przywiązane ani do nieba, ani do ziemi. Słowem, zwierzę to usta, które całują, na ustach, które gryzą. Jest tylko czystą emocją. Żyje wyłącznie strachem iżądzą.Bez przywiązania. 4 – Człowiek.Skrzyżowanie.Połączenie zwierzęcejcyfry 3ifazy wyższej,którąjest: 5– Człowiek świadomy. To odwrotność2. Górna kreska oznacza, że jest związany z niebem, linia krzywa u dołu wskazuje, że kocha ziemię. Wznosi się i z dystansem obserwuje ludzkość, chcąc ją zrozumiećipokochać. 6 – Anioł.Krzywamiłościwznoszącasię spiralnie kuniebu.Jest czystąduchowością. 7 – Bóg-uczeń. Krzyż. Jeszcze jedno skrzyżowanie. Odwrotność cyfry 4. Bóg-uczeń to skrzyżowanie aniołaz wyższym poziomem. Edmond Wells, Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI (ponowna transkrypcja z pamięci tomu III) 5.PRZYGOTOWANIA – „Tom VI”? Mata Hari przez skromność podpisała się nazwiskiem inicjatora projektu, Edmonda Wellsa. – „Jesteśmy tylko włóknem, którym związane są kwiaty w bukiecie”… – przypomina. Czytam fragment. – „Ponowna transkrypcja z pamięci tomu III”? – Zrobiłam, jak potrafiłam najlepiej. Najważniejsze to zachować ducha oraz ideę. Zamykam cenne dzieło, uspokojony, że Mata czuwa nad tym, aby nasza wiedza nie zginęła. – Która godzina? Mata Hari spogląda na ekran swojego ankh. – Został nam jeszcze dobry kwadrans. Wyjmuje z torby paczkę papierosów i pudełko zapałek. Zapala jednego papierosa, a mnie podaje drugiego. Kiedyś, jako śmiertelnik, byłem lekarzem i nienawidziłem tego rodzaju trucizny zanieczyszczającej płuca. Lecz okoliczności są wystarczająco nadzwyczajne, bym przeszedł nad
tym do porządku dziennego. – Ostatni papieros skazańca? – Papieros po miłości – poprawia mnie. Zaciągam się głęboko, co powoduje atak kaszlu. – Straciłem wprawę. Siada tuż przy mnie. – Kocham cię – szepcze. – Dlaczego? Pociera swoim nosem o mój i mówi kpiąco: – Może dlatego, że jesteś… miły. Jesteś najbardziej przestraszonym, najmniej charyzmatycznym facetem, jakiego spotkałam, facetem, który ma do siebie najmniej zaufania i jest mistrzem w popełnianiu niezręczności, ale przede wszystkim dlatego, że jesteś jedynym, który próbował wspiąć się na górę, by zobaczyć Zeusa. Odważyłeś się. Zrywam się. – Ależ ja nie tylko próbowałem, ja z nim naprawdę rozmawiałem. Głaszcze mnie czule, jakbym był dzieckiem, które kłamie. – Ach, to twoje marzycielskie usposobienie. – Nie, to nie było tylko marzenie, rzeczywiście wspiąłem się aż na sam szczyt góry i zobaczyłem, co tam jest. Chwytam ją za ramiona. Chcę, by patrzyła mi prosto w twarz. – Uwierz mi! – Oni nam powiedzieli, że… – Nie należy słuchać tego, co oni mówią. Oni nami manipulują. Nie wiem, od czego zacząć. – A ty sądzisz, że co mi się przydarzyło? – Ukradłeś uskrzydlonego rumaka Ateny i wzniosłeś się odrobinę ponad górę, po czym wierzchowiec cię zrzucił. A następnie zostałeś schwytany przez policję centaurów. Na tydzień zamknęli cię w więzieniu, aby w ten sposób ukarać cię za zuchwałość. Wypuścili cię dzisiaj, żebyś mógł wystartować w Finale. – Nie, to nie tak. Przygląda mi się z niedowierzaniem. – A więc jaka jest twoja wersja? – To nie jest moja wersja. To prawda. Naprawdę wszedłem na górę i nikt mnie nie zatrzymał. W każdym razie tam, dokąd dotarłem, żaden gryf ani centaur nie mają wstępu. Zapalam kolejnego papierosa. – Ile mamy czasu? Siada mi na kolanach, twarzą do mnie. – Dziesięć minut. Czyli trochę. Opowiedz twoją wersję. Zamykam oczy, by sobie dobrze przypomnieć, co się wydarzyło. – A więc… Chciwie wdycham gryzący dym, czując jak wnika w moje ciało i rozprzestrzenia się, zanieczyszczając je. – Kiedy unosiłem się z Pegazem w stronę szczytu, bardzo długo nabieraliśmy wysokości. To deszcz przeszkodził mi w lądowaniu. Ten okropny skrzydlaty koń boi się kropli deszczu i odczuwa strach przed burzą. Zatem sam kontynuowałem wspinaczkę. Na pierwszej równinie, porośniętej lasem, znalazłem chatkę, w której była Hera, bogini domowego ogniska. Zaklinała mnie, bym wrócił tą samą drogą, ale jej nie posłuchałem.
– Nie trać czasu na szczegóły. – Dotarłem do Drugiej Równiny, pokrytej żółtą pustynią. Tam stanąłem oko w oko ze Sfinksem strzegącym skalistego przesmyku. Zadał mi zagadkę: „Co jest lepsze od Boga i gorsze od diabła…” – Wiem, wielka zagadka, która uniemożliwia wszystkim zbliżenie się do szczytu. Mata Hari przymyka oczy i recytuje z pamięci: – „Co jest lepsze od Boga i gorsze od diabła? Mają to biedni, nie mają bogaci, jeśli zjesz, umrzesz”. – Znalazłem odpowiedź. – Co to jest? – Nic. Mata Hari marszczy brwi z dezaprobatą. Jakie to dziwne, że ludzie nie umieją słuchać prawdy. Jak to mawiał Edmond Wells: „Nie można podarować prezentu, dopóki nie przygotowało się ludzi do jego otrzymania. W przeciwnym razie, nie są zdolni go docenić”. – Zapewniam cię, że odpowiedź to: „nic”. – Dlaczego nie chcesz podać mi odpowiedzi? Jesteśmy ze sobą. Teraz nie powinieneś już niczego przede mną ukrywać. – Odpowiedź brzmi: „nic”. Edmond Wells mawiał także: „Słyszą, ale nie słuchają, widzą, ale nie patrzą, wiedzą, ale nie rozumieją”. Zwykły problem uwagi. „Nic” nie jest lepsze od Boga. „Nic” nie jest gorsze od diabła. Bogatym brakuje „niczego”. Biedni mają „nic”. A jeśli zjesz „nic”, umrzesz. Mata Hari nie wygląda na przekonaną. – I co to właściwie znaczy? – Może to, że: jeśli Boga określimy jako „Wszystko”, owo „Wszystko” istnieje tylko poprzez swoje przeciwieństwo, czyli „Nic”. Widzę, że nie rozumie. Więc mówię dalej: – To, „czym nie jesteś” a contrario określa „czym jesteś”. Poznanie swojego przeciwieństwa jest najlepszym sposobem na to, by dowiedzieć się, kim jesteś. A przeciwieństwem Wszystkiego jest… Nic. Mata Hari zmienia pozycję i siada po turecku, bezpośrednio na ziemi. Zajmuję miejsce naprzeciw niej. – Naprawdę spotkałeś Wielkiego Zeusa? Kiwam głową. Jej spojrzenie uległo nieznacznej zmianie. – Kłamiesz! Zapomniałem, jaką moc ma powołanie się na Zeusa. Prawdą jest, że gdyby ktoś oznajmił mi, że udało mu się spotkać Zeusa, trudno byłoby mi w to uwierzyć. Chwyta mnie za ramiona. – Ty, Michael Pinson, miałbyś wejść na szczyt góry i stanąć z „Nim” twarzą w twarz? – Potwierdzam. – Masz jakieś dowody? – Przykro mi, ale nie zszedłem z góry z Tablicami Prawa jak Mojżesz. Mojego ciała nie otacza świetlna aureola i nie leczę skrofulozy poprzez zwyczajne nałożenie rąk na chorego. Spotkanie z Zeusem w żaden sposób mnie nie zmieniło. A jednak przysięgam, że widziałem go, tak jak widzę ciebie.
– A ja mam uwierzyć tak po prostu, na podstawie twojego świadectwa? Nigdy mi nie uwierzy. – Nie zmuszam cię do tego. Owija wokół palca kosmyk swych ciemnych włosów. – No to opowiadaj, jaki „ON” jest? – Wysoki. Bardzo wysoki. Robi wrażenie. Może mieć z pięć metrów wzrostu. W zasadzie jest dokładnie taki, jak go sobie wyobrażaliśmy. Ma siwą brodę. Togę ciężką jak grube story. Niski, silny głos. Trzyma w ręku piorun. – Jesteś pewien, że ktoś inny nie przybrał jego postaci, aby z ciebie zażartować? Tutaj wiele osób posiada zdolność upodabniania się. Wystarczy włożyć białą togę i mówić głosem naśladującym baryton, aby zostać uznanym za króla Olimpu… – Widziałem go w pałacu, otoczonego cyklopami… – Twoje zmysły mogły cię zwieść. Nadal mierzy mnie wzrokiem, po czym oznajmia ugodowo: – To wielkie oko na niebie to on? – Jest polimorficzny. Jest olbrzymim okiem, lecz także białym królikiem, białym łabędziem itp. Może zamienić się we wszystko. – A widziałeś JEGO? – Oczywiście. – I rozmawiałeś z NIM? Z wielkim szacunkiem wymawia JEGO oraz NIM. – Najpierw nie byłem w stanie. Zbyt duże wzruszenie. Wystawił mnie na próbę i pokonałem… – Potwora? – Gorzej. Samego siebie. Czuję u mojej przyjaciółki nawrót sceptycyzmu. – Tak po prawdzie, stawiłem czoła żywemu odbiciu w lustrze. Jak pilna uczennica słuchająca dziwnej lekcji klęka, opierając pośladki na piętach. – A zatem kazał ci walczyć z samym sobą i…? – Wygrałem. Potem zmusił mnie do gry przeciwko mojemu ludowi. – Przeciw ludziom-delfinom? – Chciał mnie doświadczyć, nim podaruje mi SWOJĄ prawdę. Chciał wiedzieć, czy jestem gotów poświęcić to, co jest mi najdroższe. Tym razem zdaje się nieco bardziej wierzyć w moją opowieść. – Przestań zagłębiać się w szczegóły. Więc czym jest ta JEGO prawda? – Zeus podziwia śmiertelników, ponieważ tworzą dzieła, których on nawet sobie nie wyobrażał. Naciska, bym mówił dalej. – Pokazał mi swój pałac. Ma tam muzea, obserwuje i śledzi najpiękniejsze dzieła człowieka. – To tym zajmuje się król Olimpu? Swego rodzaju… podglądactwem? – Spotkanie z Zeusem, zamiast dać mi odpowiedzi na moje pytania, stworzyło olbrzymi zbiór kolejnych. Zwłaszcza wtedy, gdy odkryłem tajemnicę jego pałacu. – Przestań bawić się w tajemnice. – Otworzyłem okno z tyłu sali tronowej. I wtedy ujrzałem… – Co? – …Istnieje Druga Góra, jeszcze wyższa, dalej, ale zasłania ją ta pierwsza. I na jej szczycie jest światło.
– Takie samo jak na pierwszej? – W zasadzie światło, które widzimy, nie pochodzi z pierwszej góry, lecz z tej, która jest z tyłu, nad nią. Widać, że jest zaskoczona. – Inna, wyższa góra? – Tak, bardziej na wschód od Aedenu. Zeus w końcu przyznał, że jest coś ponad nim, jakaś istota potężniejsza od niego. Zeus nie wie, o kogo, czy też o co tak naprawdę chodzi. On także obserwuje światło na Drugiej Górze. – Dlaczego nie wejdzie, żeby sprawdzić? – Uważa, że wierzchołek otacza pole siłowe. Tylko zwycięzca Gry w boskość będzie mógł je przekroczyć. Mata Hari nadal wyraża powątpiewanie. – To ostatnia i największa Tajemnica – przyznaję. – Na jakim poziomie świadomości można umieścić Zeusa? – Określa siebie jako istotę na poziomie świadomości „8”, gdzie ósemka przedstawia kształt nieskończoności. Zresztą, musisz uzupełnić Encyklopedię. Po siódemce – bogu-uczniu – jest 8. Nieskończony Bóg.Krzywa miłości, która ciągle się skręca, lecz aninie idzie w górę, aniw dół, tylko obracasię wokółswojejosi. Mata Hari waha się, po czym bierze Encyklopedię, długopis i notuje pod moje dyktando dalszy ciąg fragmentu tekstu. – A jak nazywa on tę istotę, która go przewyższa? – „9”. Była niderlandzka kobieta-szpieg nieruchomieje z długopisem w ręku. – Musisz mi uwierzyć. Nie mógłbym wymyślić takiego wspomnienia. Naprawdę tego doświadczyłem – zapewniam. – Czym według ciebie jest „9”? – To spirala, odwrotność szóstki, anioła. Miłość, która zamiast piąć się w górę, schodzi w dół. Z nieba ku ziemi. Spirala, która obraca się i wprawia wszystko w ruch. – Dziewiątka…. – mówi, akcentując każdą sylabę, jakby próbowała przyswoić sobie tę nową nazwę. – Dla mnie to Stwórca Wszechświata. – Tak więc zwycięzca partii będzie miał możliwość spotkania ze słynną Dziewiątką? – Nawet czegoś więcej. Według Zeusa ten rocznik będzie inny niż poprzednie… Sądzi on, że zwycięzca nie tylko wygra partię. Będzie mógł przejść na wyższy poziom i sam stać się nową Dziewiątką panującą nad wszystkimi światami. Tym razem Mata Hari już mi zupełnie nie wierzy. – A skąd on o tym wie? – Z wiadomości, którą otrzymał z góry. Jednym zdaniem, Wielki Pan Bóg jest zmęczony i chciałby zrzec się władzy. To dlatego stawka partii, która rozpocznie się za kilka minut, ma tak olbrzymie znaczenie. Musimy wygrać, bo jeśli nie… Mata Hari zagryza wargę. – Nie powiedziałam ci wszystkiego. Podczas twoich wędrówek tutaj miały miejsce… incydenty – mówi. – Mów. – Twój lud, to znaczy lud delfinów, przeżył dramatyczne chwile. Dużo dramatycznych chwil.
I teraz ma wielkie kłopoty. – Mój lud musi ciągle żyć… inaczej by mnie tu nie było. – Z pewnością. Przetrwał kolejne wieki jak tylko potrafił, ale jest mniejszy, rozproszony, porozrzucany. Georges Méliès i Gustave Eiffel przygarnęli kilku rozbitków z prób, jakich doświadczyli. – Skoro są ci, którzy pozostali, rozegram partię tak, aby wygrać. – To nie będzie łatwe. Twoi ludzie są tak przyzwyczajeni do prześladowań, że znalazłszy się u nowych, gościnnych ludów, woleli zasymilować się z nimi, aby lepiej wtopić się w lokalną społeczność. Zrezygnowali ze swojej religii na rzecz religii gospodarzy. Ja sama i Édith Piaf przyjęłyśmy i ochroniłyśmy sporą ich liczbę, ale i u nas ludzie-delfiny woleli porzucić swoją tradycję i odmienność. Na pewno przesadza. – Będę grał z tymi, którzy się całkiem nie zasymilowali. – A widzisz, wielu z tych, którzy się jeszcze nie nawrócili, ma wrażenie, że… eee… no, że… – Wyduś to wreszcie! – Że ich bóg ich… opuścił! Z areny Amfiteatru dobiega dźwięk trąbek. Ruszamy spiesznie. Pamiętam, że kiedy opuszczałem arenę, Ziemia 18 wyglądała jak Ziemia 1 w epoce Antycznego Rzymu. Cała ludzkość Ziemi 18, po okresie panowania Cesarstwa Orłów, stopniowo przesuwała się w kierunku barbarzyństwa. Minęło siedem dni, ciekawe, jaki czas mamy teraz i jacy są jego liderzy. 6.ENCYKLOPEDIA:NERON Neron urodziłsię w37r.poChrystusie jakosyn DomicjuszaAhenobarbusaiAgrypiny. Ta ostatnia, uwolniwszy się odojca dziecka, zostaje czwartą żoną cesarza Klaudiusza. Wtedy udaje jejsię przekonaćnowegomęża,by zaadoptowałjejsyna. Cowięcej:sprawia,że Neron poślubiacórkę cesarzaKlaudiusza,Oktawię. W ten sposób, dzięki manipulacjom matki, Neron zostaje jednocześnie najbardziej wpływowym adopcyjnym synem izięciem. Nakłoniony przez Agrypinę, cesarz Klaudiusz mianuje następnie nowo adoptowanego syna jedynym następcą, ze szkodą dla swego rodzonego syna: Brytanika. W 54 roku, zaraz po mianowaniu Nerona, Klaudiusz ginie, zamordowany (prawdopodobnie otruty przez Agrypinę, która boi się, by cesarz nie zmienił zdania). Wtedy senat rzymski, dzięki zręcznym manewrom Agrypiny, zatwierdza ostatniwybórKlaudiusza ize szkodą dla Brytanika ogłasza Nerona nowym cesarzem. Początekpanowania Nerona, będącego pod wpływem matki oraz swego nauczyciela, Seneki, to okres „rozsądny”. Cesarz podejmuje decyzje, które spotykają się z poparciem ludu, i rozważnie rządzi. Ale to nie trwa długo. Obawiającsię, że kiedy Brytanik dorośnie, zechce objąćtron, Neron każe go otruć. Nieco później, znudzony ciągłą krytyką matki dotyczącą jego nowej kochanki, uroczej Poppei Sabiny, każe jej mieszkaćpoza pałacem. Podczaspodróży statkiem Agrypina ledwo unika śmierci,
kiedy obciążony ołowiem pułap kajuty spada na sofę, na której siedzi. Jedna z jej nieostrożnych przyjaciółek ginie, zmiażdżona. Szybko uporawszy się z emocjami, Agrypina postanawia spotkać się z synem. Neron każe otoczyć ją swoim strażom, które wymierzają jej uderzenia kijem, a następnie sztyletują. Astrologowie przepowiedzieliAgrypinie, że jejsyn zostanie cesarzem, lecz ją zabije. Na comiałaodpowiedzieć:„Niechmnie zabije,oby tylkorządził”. W tym momencie syn Agrypiny wkracza w okres rządów despotycznych. Uważając się za sportowca, prowadzirydwany podczaswyścigów. Uważającsię za poetę, uczestniczy w konkursach poezji.Systematycznie jest uznawany zazwycięzcę. Wielbiciel orgii, wychodzi nocą przebrany za zwykłego obywatela, by uczestniczyć w wielkich zabawach, podczas których wszyscy udają, że go nie rozpoznali. Często na zakończenie libacji prowadzijednegoz biesiadnikównabok,bije goiwrzucadorynsztoka. Dowiedziawszy się,że Senekanie przestaje gokrytykować,każe gozamordować. W napadzie gniewukopie ciężarnąPoppeę Sabinę,ataumiera. Następnie poślubia Messalinę (wcześniejnakazuje stracićjej męża, aby ją uwolnićod małżeńskich obowiązków). W 64 roku, chcąc zrealizować swój wielki projekt renowacji niezdrowych dzielnic, rozkazuje spalić dwie trzecie Rzymu. Nawet komponuje poezję i muzykę, mające uczcić spektakl stolicy w płomieniach. Ponieważ mieszkańcy nie zostaliuprzedzenio owej„akcjimieszkaniowej”, giną tysiące ludzi. Gniew wśródRzymian wzrasta. Wtedy Neron znajduje kozły ofiarne – ogłasza chrześcijan winnymi pożarów. Po masowych łapankach, każe ich torturować, aby przyznali się do winy, upokarza ich podczas wielkich widowisk, chcąc w ten sposób uspokoić opinię publiczną. Lecz źle rządzone cesarstwoprzeżywawewnętrzne napięcia.Głód,epidemie,bunty. W końcu senat rzymski uznaje Nerona wrogiem publicznym i obwołuje konsula Galbę nowym cesarzem. 9 czerwca 68 roku, dowiedziawszy się o tym, że został skazany na śmierć, Neron przy pomocy niewolnika popełnia samobójstwo, płacząc i powtarzając aż do chwili śmierci: „Jakiegoż wielkiegoartystę traciświat wraz ze mną!”. Edmond Wells, Encyklopedia Wiedzy Relatywnej i Absolutnej, tom VI 7.WIELKACHWILA – Nie chcę cię stracić. Mata Hari mocno ściska moją dłoń. I tak wspólnie dołączamy do pozostałych bogów-uczniów zgromadzonych w jadalni. Ujrzawszy nasze włosy i stroje w nieładzie, konkurenci domyślają się, czym zajmowaliśmy się na boku. Lecz pozostają skoncentrowani na nadchodzącej rozgrywce. Chcąc zająć ich uwagę, Hory dostarczyły im księgi z Ziemi 1. Bruno Ballard pochyla się nad księgą nowoczesnej historii, niejaki Xavier Dupuis interesuje się dziełem o chińskiej strategii wojskowej, Georges Méliès pochłania księgę dawnej magii, Gustave Eiffel o architekturze, Jean de La Fontaine z chemii, François Rabelais książkę kucharską, Toulouse-Lautrec dzieło o malarstwie, Raoul Razorback studiuje księgę o technologii. Simone Signoret siedzi z zamkniętymi oczyma. Édith Piaf odmawia modlitwę.
– Słyszeliśmy dźwięk trąbki. Czy to już czas? – pytam. – Jeszcze nie – odpowiada Raoul Razorback. – Dionizos uprzedził nas, że trąbki zabrzmią tylko po to, aby sprawdzić akustykę w Wielkim Amfiteatrze. – Wykorzystaj to do sprawdzenia, czy twój ankh jest dobrze naładowany – rzuca Georges Méliès. – Szkoda, gdyby popsuł się w środku gry. Dziękuję mu, stwierdziwszy, że faktycznie narzędzie jest naładowane tylko do połowy. Mata Hari oddaje się rozciągającej gimnastyce, która mocno przypomina mi taijiquan, które widywałem w paryskich ogrodach, kiedy byłem śmiertelnikiem. Powolne ruchy pozwalają jej ponownie się skoncentrować, a porusza się tak, jakby płynęła w powietrzu. Siadam obok Simone Signoret i tak jak ona zamykam oczy. Po kilku minutach wiem, że dla mnie i moich śmiertelników nastanie zamęt rewolucji, wojen, kryzysów, żądzy i zdrady. Domyślam się, że jedenastu przeciwników nie da mi forów. To ja muszę być wizjonerem. „Zaskoczyć”. Oto słowo-klucz. Nauczył mnie Edmond Wells: „Ten, kto wygrywa, niekoniecznie musi być najbardziej inteligentny, jednak musi umieć przewidywać, znajdować się tam, gdzie się go nie spodziewają, i działać w sposób nieprzewidywalny”. Jeśli sprawy za bardzo wymkną się spod kontroli, przyślę nowego proroka. Nie, muszę zrezygnować z tego pomysłu. Żadnych cudów, żadnego proroka. To uproszczone rozwiązania, przeznaczone dla boga, który nie darzy zaufaniem siebie ani nie wierzy w zaradność swoich wyznawców. Dionizos wraca, aby nas powiadomić, że musimy jeszcze przez kilka minut uzbroić się w cierpliwość, zanim kierownictwo planu dobrze wszystko przygotuje. Kierownictwo planu? No to mamy znaczenie tej ostatniej partii: spektakl z kierownictwem planu, jak w przypadku sztuki teatralnej lub filmu. Mam tremę. Inni także. Przypominają mi się słowa Zeusa: „Stawką w każdej grze jest odnalezienie samego siebie. Znamy rozwiązania wszystkich problemów, ponieważ w naszych poprzednich życiach stawiliśmy im czoła. Naszą jedyną ułomnością jest zapominanie. Lub też rozkojarzenie na skutek manipulacji i kłamstw innych. Lecz jeśli wrócimy do istoty samego siebie, jeśli rzeczywiście pokochamy siebie za to, czym jesteśmy, a nie za postaci, które inni każą nam zagrać, wtedy znajdziemy się w prawdzie, a wszystko wokół nas w sposób naturalny znajdzie swoje rozwiązanie”. Staram się dobrze zrozumieć znaczenie oraz wagę każdego z tych słów. Zeus nie jest ostatecznym bogiem, ale jako Ósemka prawdopodobnie dał mi klucz. Pamiętać o tym, kim naprawdę jestem. Wrócić do istoty samego siebie. Powiedział do mnie: – MI-CHA-EL… twoje imię już samo w sobie jest informacją. Jesteś Michael. Co po hebrajsku oznacza: „Mi” – któż? „Cha” – jak i „El” – Bóg. Któż jest taki jak Bóg… Kim jestem? Do licha, kimże naprawdę jestem? Dźwięczą mi w uszach straszne słowa Maty Hari: „Twój lud sądzi, że jego bóg go opuścił”. Po tym wszystkim, co zrobiłem dla nich w przeszłości.
Jak sobie pomyślę, że kiedy podczas mego ziemskiego życia nieustannie kierowałem prośby, modlitwy, robiłem wyrzuty jakiemuś wyimaginowanemu bogu… to nie zdawałem sobie sprawy, że pytanie nie brzmi: „Co Bóg może dla mnie zrobić?”, ale raczej: „Co ja mogę zrobić dla Boga?”. Moi śmiertelnicy z kolei mylą „świątynię” z „działem żądań”. Domagają się zdrowia, miłości, bogactwa, sławy, wiecznej młodości, nie mówiąc już o zniszczeniu ich wrogów. Nigdy nie są zadowoleni z życia. Zawsze chcą więcej. Wszyscy odnoszą wrażenie, że są ofiarami niesprawiedliwości, i męcząc się pomaganiem im, w zamian otrzymuję tylko skargi. A jeśli ich śmieszne pragnienia nie są spełniane natychmiast, dochodzi nawet do bluźnierstwa. I tak to mój lud delfinów, który tak kocham i który beze mnie by nie istniał, zaczyna we mnie wątpić. Zmienia religie, asymiluje się, zapomina moje nauki. A wszystko przez to, że nie było mnie „tylko” przez tysiąc pięćset lat. Jak szybko zapominają o tym, co dobre, zachowując w pamięci tylko to, co złe! Jacyż są niewdzięczni. Pojawia się Dionizos. – Jeszcze z pięć minut, bądźcie gotowi. Mata Hari, zrobiwszy obrót wokół własnej osi, wraca do mnie i wtula się w moje ramiona. – Musimy wygrać – mówi cicho. Raoul Razorback przygląda mi się dziwnie, jakby zaraz po rozpoczęciu partii zamierzał osobiście dobrać mi się do skóry. – Niech wygra najlepszy – cedzi wolno z oddali. – Mam nadzieję, że to nie będziesz ty – odpowiadam równie sucho. Jednak to prawda, że wszystko zaczęło się od naszego spotkania na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu, na Ziemi 1. Prawdopodobnie bez niego odebrałbym o wiele bardziej banalną lekcję życia. Był moim najlepszym przyjacielem, otworzył przede mną niezwykłe horyzonty, po czym mnie zawiódł. Dla niego cel uświęca środki. Nagle trąbki rozbrzmiewają unisono potężnym dźwiękiem. Znów pojawia się Dionizos. Trąbki przechodzą w wysoki ton. Mata Hari zbliża swoją twarz do mojej i głaszcze mnie po policzku. – Pamiętaj, że jesteś bogiem. Popycha mnie w stronę ściany i całuje. Czuję jej słodki zapach. – Ej tam, zakochani, nie czas na gruchanie, wszystko gotowe – oznajmia Dionizos. – Możemy zaczynać! Otwierają się ciężkie odrzwia, ukazując korytarz z czarnego marmuru. Biorę głęboki wdech. Wszyscy zbliżamy się powoli. Jak kiedyś gladiatorzy zdążający ku swemu przeznaczeniu. Mam wrażenie, że wszystko, co mi się przydarzy, zostało już zapisane. Jedno z nas przeżyje i być może zostanie Mistrzem wszystkich światów. Dwa skrzydła masywnych drzwi z brązu na końcu korytarza otwierają się powoli z metalicznym skrzypieniem. Ogłusza nas wrzawa. Stawiając ostrożnie kroki, wchodzimy na arenę. Początkowo dostrzegam tylko olbrzymie niebo, ten jaskrawy błękit, który mnie oślepia, i stojący tłum, który klaszcze. Nigdy nie widziałem w Olimpii tylu ludzi. Gwar jest coraz większy. Jedni gwiżdżą lub klaszczą, inni skandują nazwisko swego ulubionego kandydata. Nawet zdaje mi się, że słyszę swoje. Niebo staje się jeszcze bardziej niebieskie.
8.ENCYKLOPEDIA:KOLORNIEBIESKI Kolor niebieski przez długi czas nie cieszył się uznaniem. Starożytni Grecy sądzili, że nie jest prawdziwym kolorem – takim jak biały, czarny, żółty i czerwony. Oprócz tego istniał techniczny problem z barwnikiem:garbarze imalarze nie potrafiliutrwalićniebieskiejbarwy. Tylko Egipt epoki faraonów uznawał niebieski za kolor przypisany zaświatom. Egipcjanie uzyskiwali ową barwę na bazie miedzi. W starożytnym Rzymie niebieski był kolorem barbarzyńców.Może dlatego,że Germanowie malowalinaszaro-niebieskotwarze,by nadaćsobie upiorny wygląd. Wyraz „niebieski” nie jest dokładnie definiowany ani po łacinie, ani po grecku. Częstołączy się goz szarym lubzielonym. Wyraz „niebieski”wywodzisię zatem odgermańskiego „blau”.DlaRzymian kobietaz niebieskimioczymabyławulgarna,amężczyznabrutalny igłupi. W Biblii kolor niebieski pojawia się rzadko, lecz szafir, kamień szlachetny, uważany jest za najcenniejszy. Na Zachodzie pogarda dla niebieskiego trwa aż do średniowiecza. Im żywsza jest czerwień, tym większą stanowioznakę bogactwa.Zatem czerwień pojawia się na strojachkapłanów,a zwłaszcza papieżaikardynałów. Odwrócenie tendencji: w XIII wieku, dzięki azurytowi, kobaltowi oraz indygo, artystom wreszcie udaje się utrwalić niebieską barwę. Niebieski staje się kolorem Matki Boskiej. Przedstawiana jest w niebieskim płaszczu lub sukni, bądź to dlatego, że mieszka w niebie, bądź też dlatego, że kolor ten jest uznawany zapochodnączerni,barwy żałoby. W tamtej epoce niebiosa maluje się na niebiesko, podczas gdy wcześniej były czarne lub białe. Morze,które byłozielone,przechodzinagrawiurachwniebieski. Nagle niebieskistaje się modnym kolorem arystokracji.Za modą podążają garbarze.Rywalizują ze sobąwsztuce sporządzaniacoraz tonowychodcienitejbarwy. W Toskanii, Pikardii oraz w regionie tuluskim uprawia się urzet, roślinę wykorzystywaną do pozyskiwania niebieskiej farby. Całe prowincje świetnie prosperują dzięki produkcji niebieskiego barwnika. Katedra w Amiens została zbudowana dzięki datkom ofiarowanym przez handlarzy urzetem,podczasgdy handlarze marzanną barwierską,rośliną,która daje kolorczerwony,trudzili się przy finansowaniu katedry w Strasburgu. Zresztą witraże alzackich katedr systematycznie przedstawiają diabła na… niebiesko. Odtąd obserwuje się prawdziwą wojnę kulturową między regionami,które lubiąniebieski,itymi,które wolączerwony. W czasach reformacji Kalwin ogłasza, że są kolory „uczciwe”: czarny, brązowy, niebieski. Oraz kolory „nieuczciwe”:czerwony,pomarańczowy iżółty. W 1720 roku berliński farmaceuta wynajduje błękit pruski, który pozwoli garbarzom jeszcze bardziej urozmaicić odcienie niebieskiego. Rozwój żeglugi pozwala wykorzystać indygo z Antyli oraz AmerykiŚrodkowej,któregosiłabarwieniajest większaniż wprzypadkuurzetu. W sprawy miesza się polityka: we Francjiniebieskistaje się kolorem zbuntowanychrepublikanów, jakosprzeciwwobecbielimonarchistóworaz czernipartiikatolickich. Późniejrepublikańskiniebieskibyłprzeciwstawiony socjalistycznejikomunistycznejczerwieni. W 1850 roku po raz ostatni szlachetny charakter zostaje mu nadany przez odzież. Czyli jeans wynaleziony przez krawcaz San FranciscoLevi-Straussa. Dziś we Francji większość osób zapytanych o ulubiony kolor wymienia niebieski. Jedynym europejskim krajem,który woliczerwień,jest Hiszpania. Jedyną dziedziną, do której niebieski nie może się przebić, jest żywność. Jogurty w niebieskich kubeczkach sprzedają się gorzej niż w białych bądź czerwonych. Praktycznie nie ma żadnego