prezes_08

  • Dokumenty1 468
  • Odsłony563 216
  • Obserwuję485
  • Rozmiar dokumentów2.6 GB
  • Ilość pobrań351 136

Ward J. R - Bractwo Czarnego Sztyletu 00 - Historia Syna

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :482.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

prezes_08
EBooki
Autorzy

Ward J. R - Bractwo Czarnego Sztyletu 00 - Historia Syna.pdf

prezes_08 EBooki Autorzy J.R. Ward Bractwo Czarnego Sztyletu 00-11
Użytkownik prezes_08 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 72 stron)

J.R. Ward – The Story of Son ~ 1 ~

J.R. Ward – The Story of Son ~ 2 ~ Dla mojej rodziny, Z krwi i wyboru, Z całą miłością. 1111 Claire Stroughton nie patrząc nawet na to, co robi, wyciągnęła dłoń i zacisnęła ją na swoim podróŜnym kubku. Cały czas myślami była przy interesach. - Nienawidzę, kiedy to robisz. Claire spojrzała przez długość biura na swoją asystentkę. - Co robię? - To twoje odruchowe wyczuwanie kubka z kawą. - Mnie i mój kubek łączy bardzo bliska więź. Martha poruszyła gładkie soczewki na nosie. - Więc dobrze, Ŝe ma pokrywkę. Spóźnisz się na spotkanie ustalone na piątą, jeśli zaraz nie wyjdziesz. Claire wstała i włoŜyła kurtkę. - Ile mam czasu? - Dwie godziny dwadzieścia dziewięć minut. Jazda do Caldwell to minimum dwie godziny w tym wypadku. Twój samochód czeka na dole. Twoja telekonferencja z Londynem jest umówiona na szesnastą… za piętnaście minut od teraz. Mam coś uporządkować przed długim weekendem? - Sprawdziłam poprawione dokumenty dla Technitronu i nie jestem zadowolona – Claire przeszła obok stosu dokumentów, tak wysokiego, Ŝe mógłby być stosowany, jako próg. – Zanieś to teraz do 50 Wall. Potrzebuję spotkania z przeciwną stroną we wtorek o siódmej. Niech przyjdą do nas. Jestem ci coś winna zanim wyjdę? - Nie, ale moŜesz mi coś powiedzieć. Co za rodzaj sadystycznego nudziarza umawia się na spotkanie ze swoim prawnikiem o piątej w piątek przed Świętem Pracy? - Klient ma zawsze rację. A sadystką jest tylko w oczach uciśnionego – Claire zapakowała dokumenty sprawy i złapała swoją torebkę marki Burkin. Gdy rozejrzała się po biurze, starała się myśleć o pracy, jaką planowała wykonać w weekend. – O czym zapomniałam? - Tabletki. - Prawda – uŜyła tego, co zostało w kubku by połknąć przepisane tabletki, dzięki którym pracowała przez ostatnie dziesięć dni. Gdy

J.R. Ward – The Story of Son ~ 3 ~ wyrzuciła pomarańczową buteleczkę do kosza, zrozumiała, Ŝe od niedzieli nie ma kataru ani kaszlu. Ewidentnie towar działał. Cholerne samoloty. Baseny zarazków ze skrzydłami. - Odprowadź mnie – dziewczyna wydała parę poleceń w czasie marszu do windy, co chwilę machając do kogoś z ponad dwóch setek adwokatów i ich wsparcia, którzy pracowali w „Williams, Nance & Stroughton”. Martha nadąŜała za nią, pomimo obciąŜenia papierami, ale to właśnie było wspaniałe w asystentce. Choćby niewiadomo, co, i ile musiałaby w danym momencie papierzysk dźwigać, zawsze była tak gdzie ją potrzebowała szefowa. Przy windach, Claire nacisnęła przycisk. - Okey, myślę, Ŝe to wszystko. Miłego weekendu. - Nawzajem. Spróbuj zrobić sobie przerwę, co? Claire weszła do windy wyłoŜonej mahoniowymi panelami. - Nie mogę. We wtorek mamy Technitron. Spędzę tutaj większość weekend. Cztery minuty później siedziała w mercedesie, przedzierając się przez ruch na Manhattanie, próbując wyjechać z miasta. Jedenaście minut później była w Londynie. Telekonferencja trwała pięćdziesiąt trzy minuty i dobrą rzeczą było, Ŝe w zasadzie była na parkingu, bo wirtualne spotkania nie poszło dobrze. Co było całkiem normalne. Fuzje i przejęcia aktywów firm w postaci wielu milionów dolarów, nigdy nie były łatwe. Nie były teŜ dla ludzi o słabych nerwach. Naukę tą odebrała od swojego ojca. Jednak zakończenie konferencji przywitała z ulgą. Caldwell w stanie Nowy Jork, leŜało tylko jakieś sto mil od śródmieścia, ale Martha miała rację. DuŜy ruch to prawdziwa dziwka. Najwidoczniej wszyscy urlopowicze próbowali wyjechać z DuŜego Jabłka1 tą samą drogą, co Claire. Normalnie nie traciłaby czasu na wizytę w domu klienta, ale pani Leeds była wyjątkiem z wielu powodów i nie była kobietą, która mogła łatwo przyjść do biura. Ile miała? Dziewięćdziesiąt jeden lat? Jezu, moŜe nawet była starsza. Ojciec Claire był prawnikiem tej kobiety od zawsze aŜ do śmierci, dwa lata temu. Dziewczyna odziedziczyła panią Leeds wraz z akcjami firmy. Gdy zajęła miejsce partnera, stała się pierwszą kobietą w historii „Williams, Nance & Stroughton” w sali konferencyjnej, ale zasłuŜyła na to, niewaŜne, co Walter Stroughton będzie mówił. Była fantastycznym prawnikiem od M&A. 1 Określenie używane w stosunku do Nowego Jorku

J.R. Ward – The Story of Son ~ 4 ~ Pani Leeds była jej jedynym klientem w powiernictwie i nieruchomościach, w tym samym, co dla ojca Claire. Wartość starszej kobiety była bliska dwóm milionom dolarów, dzięki jej rodzinnym interesom w wielu firmach, a wszystko było reprezentowane przez WN&S. Te holdingi były sercem związku. Pani Leeds wierzyła w trzymanie się tego, co się zna i jej rodzina była z firmą od jej powstania w 1911 roku. Więcej nie trzeba było. Gwiazda rocka M&A robi T&E dla NHC. Albo po ludzku: specjalista od fuzji i przejęć pracuje przy powiernictwie i nieruchomościach dla kandydatki do domu opieki. Wierzcie lub nie, interakcja algebry sumuje się. Powiernictwo i nieruchomości były całkiem proste po zaznajomieniu się z nimi i pani Leeds była niekłopotliwym klientem w porównaniu do większości klientów korporacyjnych Claire. Kobieta była równieŜ dobra w biznesie, gdy tego chciała. Zajmowała się przeglądami w ten sam sposób jak niektórzy ludzie ogrodami, a biorąc jeszcze pod uwagę, Ŝe łaciła 650 dolarów za godzinę, za konsultację z Claire- rachunek się sumował. Pani Leeds stale przenosiła charytatywne części swojego majątku, uprawiała tę sekcję, przycinała i sadziła filantropię, jak tylko zmieniła zdanie. Gdy dwie zmiany temu dziewczyna odebrała telefon, pani Leeds poprosiła o osobiste spotkanie, nie było powodu by nie udać się tam i nie złoŜyć szybkiej wizyty. Oby była szybka. Dziewczyna była wcześniej w posiadłości Leeds raz, Ŝeby się przedstawić po śmierci ojca. Spotkanie poszło dobrze. Pani Leeds ewidentnie musiała widzieć zdjęcia Claire u jej ojca i zaaprobowała jej „dobre maniery”. Co było Ŝartem. W świecie prawniczki bardzo prawdziwe było porzekadło, Ŝe to szata zdobi człowieka, dlatego teŜ jej garderoba pełna była konserwatywnych garniturów ze spódnicami do kolan. Miała głowę do interesów, jak jej ojciec i jego agresywne zacięcie. MoŜe i wyglądać jak dama, ale w środku była ostra i bezkompromisowa. Większość ludzi odkrywała jej prawdziwą naturę po około dwóch minutach od spotkania i to nie dlatego, Ŝe była brunetką. Ale to dobrze, Ŝe pani Leeds dała się oszukać. Była ze starej szkoły, a więc… z pokolenia, gdzie właściwie kobiety nie działały w ogóle, a tym bardziej jako potęŜni adwokaci na Manhattanie. Szczerze mówiąc, Claire zaskoczyła panią Leeds nie przyjeŜdŜając z którymś wspólników, ale zwykle cięŜko przychodziło młodej kobiecie dogadać się z nimi. Do tej

J.R. Ward – The Story of Son ~ 5 ~ pory zapłaciła tylko czkawką po pierwszym spotkaniu twarzą w twarz, kiedy kobieta pytała, czy Claire jest męŜatką. Nie była męŜatką. Nigdy nie była, nie interesowało jej to, nie dzięki. Ostatnim, czego potrzebowała był męŜczyzna narzekający na to, jak długo zostaje w firmie, jak cięŜko pracuje, gdzie będą mieszkać czy co będzie na kolację. Eliza Leeds, w kaŜdym razie, najwyraźniej podchodziła do tego na zasadzie definiuje-cię-ten-który-siedzi-obok- ciebie-w-spodniach. Więc dziewczyna wyjaśniła, Ŝe nie, nie ma męŜa. Starsza kobieta szybko przerzuciła się na kwestię chłopaka. Odpowiedź była taka sama. Dziewczyna nie miała ani nie chciała mieć Ŝadnego z nich, ani nawet zwierząt. Nastała długa cisza. Potem staruszka uśmiechnęła się, komentując „jak to rzeczy się zmieniają” i opuściła tę kwestię. Przynajmniej na moment. Za kaŜdym razem, gdy dzwoniła, dopytywała czy młoda kobieta znalazła juŜ miłego męŜczyznę. Co nie było złe. Inne pokolenia. Ale starsza dama przyjmowała zaprzeczenie z wdziękiem… moŜe dlatego, Ŝe sama nigdy nie wyszła za mąŜ. MoŜe miała jakąś niespełnioną Ŝyłkę do romansów, albo coś. Jeśli Claire miała być szczera, całe te związki nudziły ją. Nie, nie nienawidziła męŜczyzn. Nie, małŜeństwo rodziców nie miał dysfunkcji. Była bystra, kochała swoją pracę i podobało jej się własne Ŝycie. Ciepły dom i sprawy sercowe zostały stworzona dla innych ludzi. Podziwiała kobiety, które zostawały Ŝonami i matkami, ale nie zazdrościła im opieki nad domem. Nie cierpiała w czasie świąt z powodu samotności. Nie potrzebowała gry w piłkę noŜną, rysunków na lodówce lub ręcznie robionych prezentów, by czuć się spełnioną. A Walentynki i Dzień Matki były dla niej tylko dwoma kolejnymi kartkami w kalendarzu. Tym, co kochała były bitwy w sali konferencyjnej. Negocjacje. Skomplikowane tajniki prawa. Energetyzująca odpowiedzialność reprezentowania interesów dziesięciomiliardowych korporacji… Wszystko to sprawiało, Ŝe czuła się na miejscu i zaczynając trzydziesty rok Ŝycia, była bardzo zadowolona ze swojej egzystencji. Jedynym jej problemem byli ludzie, którzy nie rozumieli takich kobiet jak ona. To taki podwójny standard. MęŜczyźni mogli spędzić Ŝycie w pracy i nie stawali się antyspołecznymi starymi pannami. Dlaczego kobieta tak nie mogła? Gdy minęła most Caldwell, była gotowa odbyć spotkanie, wrócić do swojego apartamentu na Park Avenue i zacząć się przygotowywać do wtorkowego zebrania Technitronu. Cholera, moŜe będzie miała dość czasu, by jeszcze wrócić dziś do biura.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 6 ~ Rezydencja była wielką kamienną bryłą, umiejscowioną na wzgórzu. Była ostentacyjnym obrazem gustu nowobogackich z lat 90 XIX wieku. Dla Claire wyglądało to jak miejsce, gdzie mógłby występować Vincent Price2. Przejechała po okrągłym podjeździe, zaparkowała przed wejściem godnym katedry i przestawiła komórkę na wibrację. Biorąc torebkę pomyślała, Ŝe powinna mieć w jednej ręce krzyŜ, a w drugiej kołek. Gdyby miała pieniądze Leedsów wolałaby mieszkać w czymś mniej ponurym. Na przykład w mauzoleum. Jedno skrzydło podwójnych drzwi otworzyło się, zanim zdąŜyła zastukać kołatką w kształcie lwiej głowy. Lokaj Leedsów, który wyglądał na jakieś sto osiem lat, ukłonił się. - Dobry wieczór, panno Stroughton. Mogę spytać czy zostawiła pani kluczyki w samochodzie? Miał na imię Fletcher? No tak. Pani Leeds uŜywała tego imienia. - Nie, Fletcher. - MoŜe mi je pani dać? Pani samochód musi zostać przestawiony. – Gdy zamarła, dodał cicho: - Obawiam się, Ŝe pani Leeds nie czuje się dobrze. Jeśli będzie musiała przyjechać karetka… - Przykro mi to słyszeć. Jeśli jest chora albo… - nie skończyła zdania, ale podała kluczyki. - Jest bardzo słaba. Proszę za mną. Fletcher chodził z powolną godnością, jakiej moŜna oczekiwać po brytyjskim lokaju. Pasował do wystroju wnętrz. Dom został urządzony w stylu starych pieniędzy, z nawarstwieniem dzieł sztuki gromadzonych przez pokolenia, aŜ do zagracenia pokoi. Bezcenny galimatias, niczym w muzeum; obrazy, rzeźby, meble z róŜnych epok, ale wszystko jakoś pasowało do siebie. I były dobrze utrzymane. Sprzątanie tych pomieszczeń musiało być podobne do koszenia trawnika na dwudziestu hektarach… Ledwo skończysz, a musisz zaczynać od początku. Razem z Fletcherem minęła ogromne, zakręcające schody na drugie piętro, przechodząc w dół korytarza. Po obu stronach, na czerwonych, gładkich ścianach, wisiały portrety Leedsów – ich blade twarze zdawały się świecić na ciemnym tle, a oczy dwuwymiarowe oczy zdawały się ich śledzić. Powietrze pachniało cytrynowym środkiem czyszczącym i starym drewnem. W końcu Fletcher zapukał w rzeźbione drzwi. Kiedy rozległo się słabe zaproszenie, otworzył szerokie skrzydło drzwi. 2 Vincent Price to amerykański aktor filmowy i teatralny, znany głównie z występów w filmach grozy.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 7 ~ Pani Leeds była rozparta na łóŜku wielkości domu, wyglądając na maleńką jak dziecko, kruche jak kartka papieru. Wszędzie były białe koronki, zdające się kapać ze sklepienia, zwieszające się wokół materaca, obejmujące okna. To wyglądało jak zimowa scena, razem z soplami i nasypem śniegu, tyle, Ŝe nie było zimno. - Dziękuję za przybycie, Claire – głos pani Leeds był słaby niczym szept. – Wybacz, Ŝe nie byłam w stanie spotkać się z tobą prawidłowo. - Nic się nie stało – dziewczyna zbliŜyła się na palcach, bojąc się spowodować hałas czy wykonać jakiś gwałtowny ruch. – Jak się pani czuje? - Lepiej niŜ wczoraj. Chyba złapałam przeziębienie. - To krąŜy dookoła. Cieszę się, Ŝe juŜ pani lepiej – młoda kobieta nie sądziła, by było właściwym wspomnieć o tym, Ŝe sama niedawno była na antybiotykach. – Pośpieszę się i pozwolę pani wrócić do odpoczynku. - AleŜ musisz zostać na herbatę. - Przynieść herbatę? – odezwał się lokaj. - Proszę, Claire. Przyłącz się do mnie przy filiŜance herbaty. Cholera, chciała odmówić. Klient ma zawsze rację. Klient ma zawsze rację. - AleŜ oczywiście. - Dobrze. Fletcher, przynieś I podaj herbatę, gdy będziemy przeglądać moje papiery – staruszka uśmiechnęła się i zamknęła oczy. – Claire, usiądź przy mnie. Fletcher poda ci krzesło. Fletcher wyglądał, jakby nie dał rady podnieść podnóŜka, a co dopiero coś, na czym mogłaby usiąść. - Nie trzeba. Sama… Lokaj bez trudu przystawił antyczne krzesło, wyglądające na waŜące tyle, co Buick. O rany. Ewidentnie lokaj-siłacz. - Ach… Dziękuję. Gdy wyszedł dziewczyna posadziła swój tyłek na podstawionym jej tronie i spojrzała na klientkę. Oczy starej kobiety były ciągle zamknięte. - Pani Leeds… Jest pani pewna, Ŝe nie chce Ŝebym wróciła, kiedy indziej? MoŜe pani przejrzeć te papiery w czasie wolnym, a wtedy wrócę by uwierzytelnić pani podpis. Nastała długa cisza i zaczęła się zastanawiać czy staruszka nie zasnęła. Och, broń BoŜe… - Pani Leeds?

J.R. Ward – The Story of Son ~ 8 ~ Blade wargi ledwo się poruszyły. - Czy znalazłaś juŜ dŜentelmena? - Przepra… ech, nie. - Jesteś taka śliczna, wiesz? – wilgotne oczy otworzyły się I starsza kobieta obróciła głowę na poduszce. – Chciałbym przedstawić ci mojego syna. - Słucham? Pani ma syna? - Zaszokowałam cię – uśmiech, który rozciągnął cienką skórę był smutny. – Tak, jestem… matką. Wszystko odbyło się dawno temu w tajemnicy… Zarówno postępek jak i narodziny. Utrzymywaliśmy to w sekrecie. Ojciec nalegał i miał do tego prawo. Dlatego nigdy nie wyszłam za mąŜ. Jak bym mogła? O… cholera. Wtedy, kiedykolwiek to było, nie tolerowano kobiet z nieślubnymi dziećmi. To byłby straszny skandal dla takiej rodziny jak Leeds’owie. I… pewnie właśnie, dlatego pani Leeds nie wspomniała w testamencie o synu. Zostawiła znaczną część majątku Fletcherowi. - Mój syn cię polubi. Okey, nie ma mowy. Jeśli ta kobieta miała dziecko mając około dwadzieścia lat, facet ma teraz koło siedemdziesiątki. MoŜe i klient ma zawsze rację, ale Claire nie miała zamiaru się puszczać, Ŝeby utrzymać biznes. - Pani Leeds, nie sądzę… - Poznasz go. I on cię polubi. Dziewczyna przybrała najbardziej dyplomatyczny głos, na jaki było ją stać, spokojny i rozsądny. - Jestem pewna, Ŝe jest wspaniałym męŜczyzną, ale powodowałoby konflikt w interesach. - Poznasz… i on cię polubi. Zanim młoda kobieta spróbowała kolejnego podejścia, Fletcher wrócił prowadząc spory stolik na kółkach zastawiony srebrną zastawą od Taiffan’ego. - Czy podać teraz, pani Leeds? - Po przejrzeniu papierów, proszę – staruszka wyciągnęła pokrytą Ŝyłami dłoń, której paznokcie były doskonale przycięte i pomalowane na róŜowo. – Claire, przeczytasz mi? Zmiany były proste i nie wymagały zatwierdzenia pani Leeds… Co uczyniło podróŜ tutaj niepotrzebną. Gdy krucha ręka zostawiła chwiejny podpis „Eliza Merchant Castile Leeds” na końcu strony, Claire starała się nie myśleć o straconych czterech godzinach, ani o tym, Ŝe nie znosi rozpieszczonych ludzi.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 9 ~ Dziewczyna uwierzytelniła podpis, Fletcher podpisał się jako świadek i dokument wrócił do teczki. Staruszka zakaszlała delikatnie. - Dziękuję, Ŝe przebyłaś tę drogę. Wiem, Ŝe to było niekonwencjonalne, ale doceniam to. Claire spojrzała na kobietę spoczywającą na morzu białych koronek. To łoŜe śmierci, pomyślała. I Ponury śniwiarz jest blisko, przestępując z nogi na nogę i zerkając na zegarek. CięŜko było nie czuć się jak szmata. Rany, była dyplomowaną, Ŝelazną, suką-karierowiczką, która martwiła się o parę straconych godzin, gdy wyglądało na to, Ŝe starej damie nie zostało ich wiele. - To była dla mnie przyjemność. - Teraz herbata – powiedziała pani Leeds. Lokaj pojechał stolikiem do krzesła i nalał coś, co pachniało jak Earl Grey do porcelanowej filiŜanki. - Cukru, proszę pani? – zapytał. - Tak, dzięki – nienawidziła herbaty, ale cukier czynił przełykanie łatwiejszym. Kiedy Fletcher podał jej filiŜankę, zauwaŜyła, Ŝe nalał herbatę tylko do jednej. – Pani nie pije, pani Leeds? - Niestety, nie. Zalecenie lekarza. Dziewczyna wzięła łyk. - Co to za rodzaj Earl Greya? Smakuje inaczej niŜ zwykle. - Smakuje ci? - Właściwie, tak. Kiedy skończyła pić, staruszka zamknęła oczy, z czymś dziwnie przypominającym ulgę, a lokaj zabrał pustą filiŜankę. - Myślę, Ŝe lepiej juŜ pójdę, pani Leeds. - Mój syn cię polubi – wyszeptała stara kobieta. – Czeka na ciebie. Claire zamrugała i przywołała na pomoc cały swój takt. - Obawiam się, Ŝe muszę wracać do miasta. MoŜe spotkam go kiedy indziej? - On potrzebuje spotkać cię teraz. Dziewczyna znów zamrugała i nagle usłyszała w głowie głos ojca: „Klient ma zawsze rację”. - Jeśli to dla pani takie waŜne, mogę… - przełknęła z trudem. – Ja, ach… Mogę… Staruszka uśmiechnęła się lekko. - To nie będzie dla ciebie takie złe. Jest taki jak jego ojciec. Piękna bestia.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 10 ~ Claire przetarła oczy. Na łóŜku były dwie panie Leeds. Właściwie, były tam dwa łóŜka. Czy to sprawia, Ŝe są cztery panie Leeds? Albo więcej? Pani Leeds spojrzała na dziewczynę. - Nie musisz się go bać. Potrafi być uroczy, gdy jest w nastroju. Ale nie próbowałabym uciekać. Tylko by cię złapał. - Co… - usta dziewczyny były suche. Kiedy usłyszała hałas po lewej, wydawało się, Ŝe dochodzi on z bardzo daleka. Fletcher zdjął ze stolika srebrną zastawę i obrus, kładąc je na komodzie. Kiedy wrócił do wózka wyciągnął ukryty panel, tak Ŝe teraz stolik zaczął przypominać nosze. Claire czuła jakby jej kości zmiękły i nogi ugięły się pod nią. Gdy zaczęła zsuwać się z krzesła, Fletcher podniósł ją z łatwością i przeniósł na stolik. LeŜała juŜ na plecach, gdy wszystko zaczęło się rozmazywać. Rozpaczliwie starała się utrzymać przytomność, gdy wiózł ją korytarzem do staromodnej, włoŜonej mosiądzem i szkłem windy. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła przed utratą świadomości, było to, Ŝe wcisnął przycisk oznaczony, jako „P” jak piwnica. Winda szarpnęła i zaczęła zjeŜdŜać w dół. Claire odpłynęła.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 11 ~ 2222 Claire przewracała się na swoim łóŜku, czując pod rękami aksamitną, gładką, egipską bawełnę ocierającą się o jej policzek. Przesunęła głową w górę i w dół na miękkiej poduszce, świadoma, Ŝe w je skroniach pulsuje i ma mdłości. Co za dziwny sen… Pani Leeds i lokaj. Herbata. Wózek. Winda. BoŜe, bolała ją głowa, ale co to za cudowny zapach? Mroczny zapach… jak męska woda kolońska, ale takiej jak ta nigdy wcześniej nie czuła. Gdy odetchnęła głęboko, jej ciało rozgrzało się w odpowiedzi a jej dłonie zacisnęły się na aksamitnej kołdrze. To pachniało jak skóra… Chwileczkę. Nie miała aksamitnej pościeli na swoim łóŜku. Otworzyła oczy… i zapatrzyła się na świecę… Która stała na szafce nocnej, która stanowczo nie była jej szafką. Panika wezbrała w jej piersi, ale oszołomienie po dziwnym letarg nadal panowało nad ciałem. Szarpnęła się by unieść głowę, jednak, gdy w końcu jej się to powiodło, rozejrzała się po pomieszczeniu rozmazanym wzrokiem. Ale to nie było waŜne. Nie widziała nic, poza plamą światła wokół łóŜka. Otaczały ją atramentowe ciemności. Usłyszała straszny, przemieszczający się dźwięk. Metal ocierający się o metal. Poruszający się. ZbliŜający się do niej. Spojrzała w stronę hałasu, otworzyła usta, krzyk narastał jej w gardle tylko po to by zatrzymać się na końcu języka. W nogach łóŜka majaczył masywny kształt. Ogromny… męŜczyzna. Z napływającym przeraŜeniem pojawił się pot, który zrosił jej skórę. Jednak dzięki dodatkowej porcji adrenaliny, spowodowanej niepokojem, od razu rozjaśniło jej się w głowie. Rozejrzała się za czymś, czego mogłaby uŜyć, jako broni. Świeca z cięŜkim, srebrnym uchwytem była jedyną nadającą się do tego celu rzeczą. Złapała ją… Dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Próbowała się wyrwać, nogi zaplątały się w aksamitną kołdrę, ciało drŜało. Wszystko na nic. śelazny uścisk nie słabł. Ale nie robił jej krzywdy. Był… nieszkodliwy. Z ciemności napłynął głos. - Proszę… nie skrzywdzę cię.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 12 ~ Słowa te zostały wypowiedziane z głębokim smutkiem i na chwilę dziewczyna przestała walczyć. Tyle smutku. Tyle dojmującej samotności. Taki piękny męski głos. Obudź się, Claire! Co ona, do cholery, robi? Odczuwa sympatię do faceta, który ją tu przetrzymuje? Szczerząc zęby, zbliŜyła je do jego kciuka, gotowa ugryźć, a potem uŜyć kolana by uderzyć tam, gdzie zaboli najbardziej. Nie dostała na to jednak szansy. Zdecydowanie, ale delikatnie została obrócona na brzuch, dłonie miała przetrzymywane nisko na plecach. Obróciła głowę, by móc oddychać i starała się wyrwać. MęŜczyzna nie skrzywdził jej. Nie dotykał niewłaściwie. Po prostu trzymał ją luźno, gdy walczyła, a kiedy w końcu wyczerpała siłę, puścił natychmiast. Dysząc, usłyszała jak łańcuchy przesuwają się w ciemności. Gdzieś w lewy róg pomieszczenia. - Nie moŜesz mnie tu trzymać – mruknęła, gdy jej płuca trochę się uspokoiły. Cisza. Nie słychać nawet oddechu. - Musisz mnie wypuścić. Gdzie ona była? Cholera… ten sen o Fletcherze był prawdziwy. Więc musiała być gdzieś w posiadłości Leedsów. - Ludzie będą mnie szukać. To było kłamstwo. Był wolny weekend i większość prawników z jej firmy zabrało pracę do domków letniskowych, więc nie ma nikogo, kto by zauwaŜył, Ŝe młoda prawniczka nie wróciła do biura jak to zaplanowała. A jeśli nawet koledzy zechcą się z nią skontaktować i połączą się z pocztą głosową, pomyślą, Ŝe w końcu zrobiła sobie wolne z okazji Święta Pracy. - Gdzie jesteś? – zapytała, jej głos odbił się echem. Gdy nie było odpowiedzi zaczęła się zastanawiać czy nie została sama. Sięgnęła po świecę i uŜyła jej by się rozejrzeć. Ściana za drewnianym, rzeźbionym wezgłowiem łoŜa była wykonana z tego samego bladoszarego kamienia, jak ten, który widziała na froncie rezydencji Leedsów, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, co do jej tymczasowego miejsca uwięzienia. ŁóŜko było pokryte niebieskim aksamitem i znajdowało się wysoko nad podłogą. Miała na sobie białą szatę i własną bieliznę. To wszystko, co mogła jak na razie ustalić. Przesunęła się na krawędź materaca, czuła, Ŝe nogi jej drŜą, i Ŝe mała szansa, Ŝe ją utrzymają w pionie. Wosk kapnął jej na rękę, parząc

J.R. Ward – The Story of Son ~ 13 ~ skórę, a kamienna podłoga zmroziła jej kostki, gdy tylko dotknęła stopami podłoŜa. Złapała oddech i podniosła się z pościeli. Z jej głową było fatalnie, rozrywał ją od wewnątrz przeszywający ból. śołądek zdawał się być wypełniony farbą i pinezkami. A panika czyniła te dwa niewesołe problemy jeszcze gorszymi. Wyciągnęła rękę i poczłapała przed siebie, trzymając świecę jak najdalej od siebie mogła. Gdy natknęła się na coś, krzyknęła i odskoczyła… dopóki nie zorientowała się, czym była nieregularna, pionowa struktura. KsiąŜki. Oprawione w skórę ksiąŜki. Wyciągnęła znów świecę przed siebie i przeszła na lewo, rozglądając się. Więcej ksiąŜek. Więcej… ksiąŜek. Wszędzie ksiąŜki, ułoŜone według autora. Była w sekcji Dickensa i jeśli złote oznaczenie nie kłamało, były to pierwsze wydania. Na woluminach nie było kurzu, jakby były regularnie czyszczone. Albo czytane. Po paru metrach natknęła się na drzwi. Przesuwając świecę w górę i w dół, szukała gałki lub klamki, ale na starym drewnie nie było nic poza czarnymi, Ŝelaznymi zawiasami. Na prawo od drzwi, na ziemi, było coś wielkości chlebaka, ale nie mogła odgadnąć, co to. Wyprostowała się i uderzyła w drzwi. - Pani Leeds! Fletcher! – wrzeszczała, mając nadzieję, Ŝe krzyk kogoś zaalarmuje. Nikt nie przyszedł. Strach przerodził się w gniew. Przestraszona, ale teŜ wkurzona, rozejrzała się. KsiąŜki. Po prostu ksiąŜki. Od podłogi do sufitu. KsiąŜki, ksiąŜki, ksiąŜki… Zatrzymała się i nagle odetchnęła z ulgą. - To sen. To wszystko to tylko sen. Wzięła głęboki oddech… - W pewnym sensie, tak - Głęboki, donośny męski głos owinął się wokół niej. Jej plecy uderzyły o jeden ze stosów. Nie okazuj strachu, pomyślała. Gdy stawiasz czoło wrogowi, nie okazuj strachu. - Wypuść mnie z tego pieprzonego pokoju. Teraz. - Po trzech dniach. - Co, proszę? - Będziesz tu ze mną przez trzy dni. I wtedy Matka cię uwolni. - Matka…? – To syn pani Leeds! Claire potrząsnęła głową, fragmenty rozmowy ze starszą kobietą przeleciały przez jej umysł.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 14 ~ - To jest niezgodne z prawem… - A po trzech dniach nie będziesz nic pamiętać. Ani gdzie byłaś, ani czasu spędzonego tutaj. Ani mnie. Nic nie zostanie ci z tego doświadczenia. BoŜe… Jego głos był taki hipnotyzujący. Taki smutny. Taki łagodny i niski… Łańcuchy zazgrzytały na podłodze, dźwięk robił się coraz głośniejszy, przypominając jej, Ŝe powinna się go bać. - Nie zbliŜaj się do mnie. - Przepraszam. Nie mogę czekać. Ruszyła do drzwi i uderzyła w drewno, jej nierówne, szalone ruchy rozlały wosk wszędzie dookoła. Gdy płomień świecy zgasł, upuściła srebrny uchwyt, który zaklekotał gdzieś daleko. Uderzyła pięściami w solidną powierzchnię. Łańcuchy się zbliŜyły. PrzeraŜona do szaleństwa, Claire przywarła do drzwi, jej paznokcie zostawiły na nich długie ślady. Dwie dłonie zakryły jej własne, zatrzymując je. Oh, BoŜe, był praktycznie na niej. TuŜ za nią. - Puść mnie – krzyknęła. - Nie skrzywdzę cię – powiedział cicho, delikatnie. – Nie skrzywdzę cię… - ciągle to do niej powtarzał, słowo po słowie, aŜ zapadła w jakiś rodzaj transu. Jej ciało przeszyło mrowienie, gdy męska woń wypełniła jej nos. To on był źródłem tego mrocznego, ostrego zapachu, pysznego aromatu wszystkiego, co męskie, potęŜne i seksualne. Poczuła się gorąca, nabrzmiała, wilgotna… Przeraziwszy się własnej reakcji, wyrwała się z transu, znów wpadając w panikę. - Nie dotykaj mnie. - Nie ruszaj się – jego głos rozległ się tuŜ przy jej uchu. – Nie martw się, nie wezmę duŜo za pierwszym razem. Opuścisz to miejsce z nienaruszoną cnotą. Nie mogę cię okłamywać. Nie powinna mu ufać. Powinna być przestraszona. Ale jego delikatne ręce, cichy, głęboki głos i zmysłowy zapach przegnały jej strach. Co przeraŜało ją najbardziej. Uwolnił ją, a jedna z jego dłoni przesunęła się do jej włosów. Wyciągnął spinki, aŜ spłynęły na ramiona. - Jakie śliczne – wyszeptał. Wiedziała, Ŝe powinna uciekać. Ale w tym momencie nie chciała się od niego odrywać.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 15 ~ - Jest ciemno. Skąd moŜesz wiedzieć jak wyglądają… - Widzę cię doskonale. - Ja nie widzę nic. - Tak jest lepiej. Był brzydki? Zniekształcony? Zdeformowany? A jeśli nawet, czy to ma jakieś znaczenie? Wiedziała, Ŝe nie. Jakikolwiek by nie był, wzięłaby go. Ale Jezu Chryste… dlaczego? - Przepraszam, Ŝe to przyśpieszam – powiedział szorstko. – Potrzebuję tylko tyle, Ŝeby się uspokoić. Usłyszała syczący odgłos, gdy jej włosy zostały przesunięte na jedną stronę. Dwa ostre, płonące punkty wbiły się w jej szyję, wywołując słodki ból. Jej plecy wygięły się w łuk i z trudem złapała powietrze, jego ręce zacisnęły się wokół niej i przycisnęły do czegoś, co wydawało się być męskim ciałem. Jęknął i zaczął ssać. Jej krew… on… pił jej krew. I och, BoŜe, to było fantastyczne uczucie. Claire, pierwszy raz w Ŝyciu, zemdlała. * * * Gdy się obudziła, była w łóŜku, między prześcieradłami, ciągle ubrana w szatę. Nieprzenikniona ciemność sprawiła, Ŝe miała ochotę skamleć w sposób, w jaki nigdy nie przyszłoby jej do głowy, Ŝe jest zdolna, ale nie było czego się chwycić, nie było rzeczywistości do uchwycenia. Czuła się jakby tonęła w gęstym, oleistym morzu, jej płuca zatrzymały się, nic nie mogła zobaczyć. Lęk przepalił jej w głowie wszystkie przewody, oblał ją zimny pot. Zwariuje… Świeca obok niej zapłonęła, oświetlając półkę przy łóŜku i stojący na niej talerz z jedzeniem. Po chwili kolejna zapłonęła po drugiej stronie wielkiego łóŜka. I kolejna zamontowana wysoko na półce obok drzwi. I kolejna przy czymś, co wyglądało na łazienkę. I… Jedna po drugiej, niezapalane przez nikogo. Co powinno ją przerazić, ale była zbyt zdesperowana by móc zobaczyć cokolwiek, by przejmować się tym, skąd bierze się światło. Pokój był większy niŜ oczekiwała, a podłoga, ściany i sufit były zrobione z szarego kamienia. Jedynym meblem oprócz łóŜka było biurko wielkości biesiadnego stołu. Jego gładka, błyszcząca

J.R. Ward – The Story of Son ~ 16 ~ powierzchnia była pokryta białymi kartkami i księgami oprawionymi w czarną skórę, ułoŜonymi w wysokie stosy. Podobne do tronu krzesło stało za nim, pod bocznym kątem, jakby ktoś siedział w nim i wstał szybko. Gdzie jest męŜczyzna? Jej oczy powędrowały do jedynego ciemnego kąta. Wiedziała, Ŝe tam jest. Obserwuje ją. Czeka. Claire przypomniała sobie, jak się do niej przycisnął i podniosła rękę do szyi. Poczuła… nic nie poczuła. CóŜ, prawie. Były tam dwie, prawie niedostrzegalne, guzki. Jakby ugryzienie miało miejsce tygodnie temu. - Co mi zrobiłeś? – domagała się odpowiedzi. Nawet, jeśli wiedziała. I och BoŜe… wnioski były przeraŜające. - Wybacz mi – jego piękny głos był napięty. – śałuję tego, co muszę brać od niewinnych. Ale muszę się poŜywić albo umrę i nie mam wyboru. Nie mogę opuszczać swojego mieszkania. Wzrok dziewczyny wyłączył się, po czym zaczęło jej się ćmić przed oczami… oznaka zbliŜającej się utraty świadomości. Jasna… cholera. Przez długi czas nie mogła myśleć, a jej głowa była pełna obrazów prosto z Hollywood: nieumarłych, białoskórych, złych… wampirów. Jej ciało drŜało, tak bardzo, Ŝe zęby zagrzechotały, skuliła się, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Gdy zaczęła się kołysać, pomyślała, Ŝe jeszcze nigdy w Ŝyciu nie była tak przeraŜona. To był koszmar. NiewaŜnie czy to sen czy nie, to był absolutny koszmar. - Jestem zaraŜona? – zapytała. - Czy jesteś…? Masz na myśli, czy zmieniłem cię w to, czym jestem? Nie. Absolutnie nie. Nie. Czując ulgę, zerwała się łóŜka i ruszyła w stronę drzwi. Nie doszła daleko. Pokój zawirował wokół niej, potknęła się o własne nogi. Wyciągając rękę, przytrzymała się ksiąŜek. Złapał ją, tak szybko jakby teleportował się z miejsca, w którym był. Jego ostroŜne ręce trzymały ją tak ciasno, jak tylko mogły. - Musisz zjeść. Oparła się o półkę i bez Ŝadnego powodu, zauwaŜyła, Ŝe stała przed pełną kolekcją George’a Eliota. MoŜe, dlatego mówił jak Wiktorianian3. Czytał dziewiętnastowieczne księgi przez cały spędzony tu czas. - Proszę – piękny głos stał się błagalny. – Musisz zjeść… - Muszę iść do łazienki – spojrzała przez pokój na marmurową enklawę. – Powiedz mi, Ŝe jest tu toaleta. 3 Określenie ludzi żyjących za czasów królowej Wiktorii

J.R. Ward – The Story of Son ~ 17 ~ - Tak. Nie ma tu drzwi, ale mogę odwrócić oczy. - Zrób to. Dziewczyna wyrwała się mu i zatoczyła do przodu, zbyt słaba i wstrząśnięta, Ŝeby dbać o prywatność. I poniewaŜ, gdyby chciał ją wykorzystać, mógłby to zrobić juŜ wiele razy. I poniewaŜ honor przebrzmiewał w kaŜdym tonie jego głosu. Jeśli powiedział, Ŝe nie będzie patrzył, nie będzie. Chyba Ŝe, Chryste, jest idiotką. Dlaczego, do diabła, pokładała wiarę w kogoś, kogo nie znała? I z kim była uwięziona? A moŜe o to chodziło. On teŜ tu ugrzązł. Chyba, Ŝe ją okłamał. Łazienka była wyłoŜona płytkami z kremowego marmuru od podłogi do sufitu. Na jej umeblowanie składała się staroświecka wanna z nogami w kształcie szponów i umywalka na cokole. Dopiero, gdy zaczerwieniona podeszła się umyć zdała sobie sprawę, Ŝe nie ma lustra. Opłukała twarz i osuszyła ją jednym z ręczników. Potem nabrała wody w dłonie i napiła się. Jej Ŝołądek rozluźnił się trochę i była pewna, Ŝe jedzenie pomogłoby bardziej, ale nie miała zamiaru przyjmować ofiarowanej tu Ŝywności. Raz to zrobiła z filiŜanką herbaty i moŜna było zobaczyć, jak się to skończyło. Po powrocie do sypialni, popatrzyła w ciemny kąt. - Chcę zobaczyć twoją twarz. Teraz. Nie było w tym ryzyka. Wiedziała juŜ, Ŝe była w posiadłości Leedsów i wiedziała, kim był… synem pani Leeds. Miała juŜ na nich dostatecznie wiele zebranych skarg i dowodów, Ŝe i tak musieliby ją zabić. Poznanie jego wizerunku nie mogło jej juŜ nijak zaszkodzić. - PokaŜesz mi swoją twarz. Teraz. Nastała długa cisza. Potem usłyszała łańcuchy i zatrzymał się w smudze światła. Claire z trudem złapała powietrze, jej ręka podskoczyła do ust. Był tak piękny jak jego głos, tak piękny jak jego zapach, piękny jak anioł… i nie wyglądał na więcej niŜ trzydzieści lat. Jego sześć i pół stopy wzrostu były obleczone w czerwoną, jedwabną szatę, która opadała do podłogi i była przewiązana haftowaną szarfą. Włosy miał czarne jak noc, odgarnięte z twarzy opadały falą do… BoŜe, prawdopodobnie w dół pleców. I jego twarz… Jej doskonałość była oszałamiająca, z kwadratową szczęką, cienkim wargami i prostym nosem, szczyt męskiej wspaniałości.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 18 ~ Nie mogła jednak zobaczyć jego oczu, w kaŜdym razie. Były wbite w podłogę. - Mój… BoŜe – wyszeptała. – Wyglądasz tak… nierealnie. Wrócił do cienia. - Proszę, jedz. Będę musiał… przyjść do ciebie znowu. Wkrótce. Claire wyobraziła sobie go gryzącego ją… ssącego jej szyję… połykającego zawartość jej Ŝył. I musiała sobie przypomnieć, Ŝe to gwałt. Ze jest więziona wbrew swojej woli, by uŜywał jej… potwór. Spojrzała w dół. Część poruszonego przez niego łańcucha wciąŜ była w świetle. Ta rzeczy była gruba jak jej nadgarstek i odgadła, Ŝe jest zatrzaśnięta na jego kostce. Ewidentnie był tu więźniem, tak jak i ona. - Czemu jesteś tu przykuty? - Jestem niebezpieczny dla innych. Teraz jedz. Musisz zjeść jedzenie. - Przykro mi. Nie tknę tego. - Nikt przy tym nie majstrował. - To samo myślałam o Earl Greyu twojej matki. Łańcuchy zazgrzytały i znów wszedł w światło. Tak, były zapięte na jego kostce. Lewej. Przeszedł przez pokój, odsuwając się od niej najdalej jak mógł. Nie patrzył nawet w jej stronę. Jego krok był zwinny i pełen wdzięku, jak u zwierzęcia, gdy poruszał się po kamiennej podłodze. Tkwiąca w nim siła była… przeraŜająca. Erotyczna. I smutna. Był niczym wspaniała bestia zamknięta w klatce ZOO. Usiadł obok srebrnej tacy z jedzeniem. Podniósł pokrywę znad talerza, odstawił ją na bok, na stół, a w powietrzu rozeszło się wspaniałe połączenie zapachu rozmarynu i cytryny. Rozwinął serwetkę, wyjął cięŜki, srebrny widelec i spróbował jagnięciny, ryŜu i fasolki szparagowej. Potem otarł usta fałdą adamaszku, oczyścił widelec i umieścić pokrywę z powrotem. Oparł ręce na kolanach, schylając głowę. Włosy miał wspaniałe, tak grube i błyszczące, rozlewające na ramionach, wijące się końce opadały na aksamitną kołdrę i jego uda. Właściwie, loki miały dwa kolory, czerwone jak wino i czarne, tak ciemne, Ŝe niemal granatowe. Nigdy wcześniej nie widziała takiej kombinacji kolorów. A przynajmniej, Ŝeby naturalnie rosła na czyjejś głowie. I była cholernie pewna, Ŝe jego matka z piekła rodem nie wysyła tu na dół, co miesiąc kosmetyczki. - Poczekamy – powiedział. – I zobaczysz, Ŝe jedzenie nie zostało w Ŝaden sposób zatrute.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 19 ~ Patrzyła na niego. Mimo, Ŝe tak ogromny, był tak zamknięty w sobie i skromny, Ŝe nie bała się go. Oczywiście, logiczna część jej mózgu przypomniała jej, Ŝe powinna być przeraŜona. Ale potem pomyślała o sposobie, w jaki ją uspokoił, nie krzywdząc jej, gdy obudziła się pierwszy raz. I o tym, Ŝe wyglądało na to, Ŝe to on się jej bał. Potem spojrzała na łańcuch i starała się przywołać swój mózg do porządku. Ta rzecz była tu z jakiegoś powodu. - Jak masz na imię? – zapytała. Jego brwi opadły. BoŜe, światło padało na jego twarz, tworząc na niej coś eterycznego. Jego kości policzkowe były męskie, twarde i bezkompromisowe. - Powiedz mi. - Nie mam imienia – odparł. - Jak to nie masz imienia? Jak ludzie cię nazywają? - Fletcher mnie nie nazywa. Matka nazywa mnie Synem. Więc przypuszczam, Ŝe to moje imię. Syn. - Syn. Przetarł dłońmi swoje uda, czerwony jedwab przesunął się wraz z nimi. - Jak długo tu jesteś? - Jaki mamy rok? – kiedy mu odpowiedziała, dodał: - Pięćdziesiąt sześć lat. Wstrzymała oddech. - Masz pięćdziesiąt sześć lat? - Nie. Zostałem tu przyprowadzony mając dwanaście lat. - BoŜe drogi… - Okey, naprawdę mieli inne Ŝyciowe doświadczenie. – Dlaczego cię tu zamknęli? - Moja natura zaczęła się ujawniać. Matka powiedziała, Ŝe tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. - Byłeś tu przez cały ten czas? – Musiał oszaleć. Nie potrafiła sobie wyobrazić bycia samej przez dekady. Nic dziwnego, Ŝe nie moŜe spojrzeć jej w oczy. Nie przywykł do kontaktu z kimkolwiek. – Byłeś sam? - Mam moje ksiąŜki. I moje rysunki. Nie jestem sam. Poza tym jestem tu zabezpieczony przed słońcem. Głos jej stwardniał, gdy przypomniała sobie miłą, starą panią Leeds, wrzucającą ją do celi z nim. - Jak często przyprowadza ci kobiety? - Raz w roku. - Co, to jakiś rodzaj prezentu urodzinowego?

J.R. Ward – The Story of Son ~ 20 ~ - Tak długo mogę wytrzymać, póki mój głód nie stanie się zbyt silny. Jeśli jeszcze poczekam, stanę się… trudny do wytrzymania – jego głos był niemoŜliwie cichy. Zawstydzony. Claire czuła coraz większą wściekłość, gorąco przebiegło po jej skórze, złość zatkała jej gardło. Rany, pani Leeds nie chodziło o swatanie w celach matrymonialnych, gdy w swoim pokoju mówiła o swoim synu. Kobieta widziała w Claire Ŝywność, tak jak we własnym synu zwierzę. - Kiedy ostatni raz widziałeś swoją matkę? - W dniu, gdy mnie tu przyprowadziła. BoŜe, zostać uwięzionym i opuszczonym mając dwanaście lat… - Czy teraz zjesz? – zapytał. – Widzisz, Ŝe nic mi się nie stało. Zaburczało jej w brzuchu. - Jak długo tu będę? - Tylko na obiad. To nie tak długo. Będą dwa śniadania, jeden lunch i jeszcze jedna kolacja, i wtedy będziesz wolna. Rozejrzała się i zobaczyła, Ŝe nie ma nigdzie zegarka. Więc mierzy czas posiłkami. Jezu… Chryste. - PokaŜesz mi swoje oczy? – zapytała, robiąc w jego kierunku duŜy krok. – Proszę. Wstał, potęŜna siła obleczona w czerwony jedwab. - Zostawię cię, byś mogła zjeść. Przeszedł obok niej, odwracając głowę, łańcuch przesunął się po podłodze. Gdy dotarł do biurka, odwrócił krzesło tyłem do niej i usiadł. Podniósł artystyczny ołówek, ręka zatrzymała się nad cienkim kawałkiem białego papieru. W chwilę później zaczęła przesuwać się po całej stronie. Dźwięk tego był delikatny jak oddech dziecka. Claire patrzyła na niego i pojęła postanowienie. Potem spojrzała przez ramię na jedzenie. Jeśli ma uwolnić ich oboje, będzie potrzebować całej swojej siły.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 21 ~ 3333 Claire zjadła wszystko, co było na talerzu. W trakcie posiłku w pokoju panowała cisza, która wydawała się dziwnie niewymuszona, biorąc pod uwagę sytuację. Po odłoŜeniu serwetki, przesunęła swoje nogi na łóŜko i oparł się plecami o poduszki, zmęczona, chociaŜ nie w sposób wskazujący na odurzenie. Gdy spojrzała na tacę, przeszła jej przez głowę absurdalna myśl, Ŝe nie moŜe sobie przypomnieć, kiedy ostatnio, kiedy ostatnio udało jej się rzeczywiście dokończyć posiłek. Zawsze była na diecie, która sprawiała, Ŝe pozostawała wiecznie niedojedzona i głodna. Pomagało jej to utrzymać poziom agresji, czyniło ją ostrą, skupioną. Teraz czuła się trochę rozluźniona. I… czy ziewnęła? - Nie będę tego pamiętać? – zapytała jego plecy. Potrząsnął przecząco głową. Przy tym ruchu jego długie włosy niemal zamiotły podłogę. Ich czarno-czerwona kombinacja była oszałamiająca. - Dlaczego nie? - Zabiorę ci wspomnienia zanim odejdziesz. - Jak? Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Po prostu… znajdę je w twoich myślach i je usunę. RozłoŜyła kołdrę na wyciągniętych nogach. Miała wraŜenie, Ŝe gdyby przycisnęła go, by wydobyć więcej informacji, nie na wiele by jej się to zdało. Wydało się, Ŝe sam nie rozumiał ani siebie, ani swojej natury. Interesujące. Pani Leeds była człowiekiem, o ile mogła stwierdzić Claire. W takim razie to ojciec musiał być... Cholera, czy ona naprawdę bierze to na serio? Podniosła rękę i dotknęła śladów ugryzienia. Tak… tak, bierze. I chociaŜ jej mózg buntował się przeciw myśli, Ŝe wampiry istnieją, miała niepodwaŜalny dowód, prawda? Pomyślała o Fletcherze. TeŜ był czymś innym, się wydawało na pierwszy rzut oka. . Nie wiedziała czym, ale ta dziwna siła w połączeniu z jego oczywistym wiekiem... Niedobrze. Milczeniu się przeciągało, upływały minuty, odchodząc w nieskończoność. Czy minęła godzina? Lub pół? A moŜe trzy? Co dziwne, podobał jej się dźwięk, jaki wydawał jego ołówek przesuwając się po papierze. - Nad czym pracujesz? – zapytała. Zamarł. - Dlaczego chcesz zobaczyć moje oczy?

J.R. Ward – The Story of Son ~ 22 ~ - Dlaczego nie? To dokończyłoby twój obraz. OdłoŜył ołówek, ręka podniosła się by odrzucić włosy z ramienia, to było wstrząsające. - Potrzebuję… przyjść do ciebie, teraz. Świece zaczęły gasnąć, jedna po drugiej. Strach zaczął opanowywać jej serce. Strach i... Och BoŜe, proszę niech to nie okaŜe się być oczekiwaniem. - Czekaj! – usiadła. – Skąd będziesz wiedział, Ŝe… nie wziąłeś za duŜo? - Mogę wyczuć ciśnienie twojej krwi i jestem bardzo ostroŜny. Nie mógłbym znieść myśli, Ŝe cię zranię – odszedł od biurka. Więcej świeczek zgasło. - Proszę, nie w ciemności – powiedziała błagalnie, gdy została tylko jedna na stoliku. – Nie zniosę tego. - W ten sposób będzie lepiej… - Nie! BoŜe, nie… naprawdę nie chcę. Nie wiesz jak to odczuwam, jakby to był mój koniec. Ciemność mnie przeraŜa. - Więc zrobimy to przy świetle. Gdy podszedł do łóŜka, najpierw usłyszała łańcuchy; następnie jego cień wyłonił się z ciemności. - MoŜe chcesz wstać? – odezwał się. – Czy mam to zrobić znów od tyłu? Wtedy nie będziesz mnie widzieć. Tym razem potrwa to trochę dłuŜej. Claire dyszała, jej ciało wrzało, jej krew robiła się gorąca. Chciała tego, niebezpiecznie brakowało jej instynktu samozachowawczego, ale czy to ma znaczenie? Była, gdzie była. - Myślę… myślę, Ŝe chcę cię widzieć. Zawahał się. - Jesteś pewna? Bo kiedy zacznę, trudno to zatrzymać w trakcie… BoŜe, rozmawiali jak dwoje Wiktorianów o seksie. - Potrzebuję widzieć. Wziął głęboki oddech, jakby był nerwowy i starał się pokonać strach. - Więc moŜe przesuniesz się na krawędź łóŜka? W ten sposób będę mógł klęknąć przed tobą. Claire przesunęła więc swoje nogi, tak by zwisały swobodnie z materaca. Nieznajomy pochylił się trochę, ugiął kolana, a potem potrząsnął głową. - Nie – wymamrotał. – Muszę usiąść obok ciebie. Usiadł plecami do świecy, więc jego twarz nadal kryła się w ciemności.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 23 ~ - Mogę cię prosić, Ŝebyś odwróciła się do mnie? Zmieniła pozycję i spojrzała w górę. Światło płomienia utworzyło aureolę wokół jego głowy. Pomyślała jak bardzo pragnie znów spojrzeć w tą piękną twarz. - Michael – wyszeptała. – Powinieneś mieć na imię Michael. Po archaniele. Męska ręka uniosła się i odgarnęła jej włosy. Potem popchnął ją na materac i pochylił się. - Podoba mi się to imię – powiedział miękko. Poczuła najpierw jego usta na gardle, lekką pieszczotę muskającą skórę. Potem wargi cofnęły się i wiedziała, Ŝe odsłania kły. Ugryzł szybko i zdecydowanie, a ona podskoczyła, bardziej świadoma tym razem. Ból był większy, ale słodycz równieŜ. Claire jęknęła, gdy fala ciepła przetoczyła się przez jej ciało, gdy zaczął ssać, jego usta znalazły rytm. Nie była później pewna, kiedy go dotknęła. To po prostu się stało. Dłonie powędrowały ku męskim ramion. To on się szarpnął i cofnął, światło odsłoniło część jego twarzy. Oddychał cięŜko, wargi się rozchyliły, ukazując czubki kłów. Był głodny, ale w szoku. Przebiegła dłońmi w dół jego ramion. Muskuły były grube i napięte. - Nie mogę przestać – powiedział zniekształconym głosem. - Ja po prostu… chcę cię dotknąć. - Nie mogę przestać. - Wiem. I chcę cię dotknąć. - Dlaczego? - Chcę cię poczuć – nie mogła w to uwierzyć, ale przechyliła głowę, eksponując gardło. – Weź, czego potrzebujesz. Ja zrobię tak samo. Tym razem rzucił się na nią, zaciskając dłoń po przeciwnej stronie jej gardła i gryząc ją mocno. Uniosła się, jej piersi zderzyły się z twardą ścianą jego klatce piersiowej, męski zapach stał się intensywniejszy. Chwytając jego szerokie ramiona, upadła w tył na poduszki, a on podąŜył za nią. Twarde ciało Michaela przyciskało ją mocno do materaca. Zasłonił światło świecy, więc nie widziała nic wyraźnie, choć miała wraŜenie, Ŝe ogień za nim chroni ją przed nieskończonością. Jakoś to było w porządku, chociaŜ z niebezpiecznego powodu: ciemność sprawiała, Ŝe wszystko przeŜywała mocniej, począwszy od mokrego dotyku jego warg, a skończywszy na seksualnym przyciąganiu, jakie wzajemnie czuli. BoŜe pomóŜ, podobało jej się to, co robił.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 24 ~ Claire znalazła jego włosy. Z jękiem zadowolenia, wplątała dłonie w jedwabną gęstwinę, unosząc długie sploty, znajdując palcami drogę do skóry głowy. Gdy zastygł, upadła i nadal czuła drŜenie, spowodowane przez niego. Czekała, ciekawa czy będzie kontynuował. Nie zawiódł, zaczął znowu pić. Pokój zaczął dziewczynie wirować przed oczami, ale nie było to waŜne. Mogła tylko przyciągać do siebie mocniej tajemniczego nieznajomego. Przynajmniej dopóki nie wycofał się szybko i zostawił jej samej na łóŜku. Odszedł do ciemnego kąta, z łańcuchami brzęczącymi przy kaŜdym ruchu. Claire usiadła. Kiedy poczuła wilgoć między piersiami, spojrzała w dół. Krew spływała po jej piersi i wsiąkała w białą szatę. Warknęła nieładne przekleństwo i zakryła dłonią punktowe ślady, które zrobił. Nagle, Michael był przed nią, odsuwając jej rękę. - Przykro mi, nie dokończyłem tego prawidłowo. Czekaj, nie, nie walcz ze mną. Muszę to dokończyć. Pozwól mi dokończyć, Ŝebym mógł powstrzymać krwawienie. Zamknął jej dłonie swoją jedną, podniósł kobiece włosy i przyłoŜył usta do jej gardła. Wysunął język i przejechał po jej skórze. I ponownie. I znowu. Nie minęło duŜo czasu, zanim zapomniała o tym, Ŝe jeszcze przed chwilą wykrwawiała się. Michael puścił jej ręce i wziął ją w ramiona. Z rezygnacją, pozwoliła opaść głowie do tyłu, kiedy ocierał się o nią i schował twarz w zgięciu jej szyi. Zwolnił. Zatrzymał się. - Powinnaś teraz zasnąć - szepnął. - Nie jestem zmęczona – co było kłamstwem. Czuła jak ułoŜył ją na poduszkach, okryła ja kurtyna jego włosów, gdy się pochylił, by ją wygodniej połoŜyć. Kiedy chciał się odsunąć złapała jego ręce. - Twoje oczy. PokaŜesz mi je. Jeśli masz zamiar robić to, co właśnie zrobiłeś przez następne dwa dni, jesteś mi to winien. Po długiej chwili, odepchnął swoje włosy i powoli uniósł powieki. Jego tęczówki były błękitne, jasne jak neon, w rzeczywistości płonęły. I wokół zewnętrznych krawędzi, były czarne linii. Jego rzęsy były gęste i długie. Jego spojrzenie było hipnotyzujące. Nie z tego świata. Nadzwyczajne… podobnie jak cała jego reszta.

J.R. Ward – The Story of Son ~ 25 ~ Opuścił głowę. - Śpij. Prawdopodobnie przyjdę do ciebie przed śniadaniem. - A co z tobą? Sypiasz? - Tak - kiedy spojrzała na drugą stronę łóŜka, szepnął: - Nie tutaj dzisiaj wieczorem. Nie martw się. - Więc gdzie? - Nie martw się. Odszedł nagle, znikając w ciemności. Sama w blasku świec, czuła, jakby pływała na ogromnym łóŜku, na morzu, co było jednocześnie cudownym snem i jak i okropnym koszmarem.