DOTYK
MARTWYCH
Wszystkim czytelnikom, którzy pragną Sookie do
ostatniej kropli.
WSTĘP
Kiedy pierwszy raz poproszono mnie, żebym napisała
opowiadanie o mojej bohaterce Sookie Stackhouse, nie byłam
pewna, czy dam radę. Życie i historia Sookie są tak
skomplikowane, że nie wiedziałam, czy zdołam stworzyć
spójny krótki tekst, który naprawdę by ją oddał.
Nadal nie jestem pewna, czy mi się udało, ale dobrze się
bawiłam, próbując tego dokonać. Niektóre próby były bardziej
udane od innych. Trudno było wpasować opowiadania do
całokształtu historii Sookie, nie zostawiając widocznych
szwów. Czasem mi się udawało, czasem nie. W tym wydaniu
spróbowałam wyszlifować historię, którą najzabawniej mi się
pisało, ale która nie chciała wpasować się w swoją
chronologiczną niszę niezależnie od tego, jak bardzo
próbowałam ją tam upchnąć („Noc Drakuli").
Opowieści te układają się w życiu Sookie w następującej
kolejności: „Wróżkowy pył" (opublikowany w „Powers of
Detection"), „Noc Drakuli" (z „Many Bloody Returns"),
„Krótka odpowiedź" (z „Bite"), „Fart" (z „Unusual Suspects")
i „Prezent" (z „Wolfsbane and Mistletoe").
„Wróżkowy pył" opowiada o wróżkach trojaczkach -
Claudzie, Claudine i Claudette. Po tym, jak Claudette zostaje
zamordowana, Claude i Claudine proszą Sookie o pomoc we
wskazaniu winowajcy. Claude sporo zyskuje przy okazji tej
historii, której akcja rozgrywa się po wydarzeniach
przedstawionych w Martwym dla świata.
W „Nocy Drakuli" Eric zaprasza Sookie do „Fangtasii" na
obchody urodzin Drakuli, coroczne wydarzenie, które sprawia,
że Eric niemalże wariuje z podniecenia, ponieważ Drakula jest
dla niego wielkim bohaterem. Niestety, „Drakula", który
pojawia się na przyjęciu, niekoniecznie musi okazać się
prawdziwy. Eric świętuje „Noc Drakuli" przed akcją powieści
Martwy jak zimny trup.
Po wydarzeniach powieści Martwy jak zimny trup, w
opowiadaniu „Krótka odpowiedź" do Sookie dociera wieść o
śmierci jej kuzynki Hadley. Sookie zostaje poinformowana o
zgonie Hadley przez pana Cataliadesa, prawnika i półdemona,
który ma dość obmierzłego kierowcę i nieoczekiwanego
pasażera w swojej limuzynie.
„Fart" to beztroska opowieść osadzona w Bon Temps w
czasach po powieści Wszyscy martwi razem. Wiedźma
Amelia Broadway i Sookie postanawiają wyjaśnić, kto uwziął
się na agentów ubezpieczeniowych w miasteczku.
W Wigilię Bożego Narodzenia Sookie przyjmuje
nieoczekiwanego gościa w „Prezencie". Jest samotna i trochę
się nad sobą użala, kiedy ranny wilkołak obdarowuje ją
niezwykle przyjemnym podarkiem. Cieszę się, że przytrafiają
jej się takie ciekawe święta, zanim nadejdą ponure wydarzenia
przedstawione w Martwym i nieobecnym.
Świetnie się bawiłam, pisząc te opowiadania. Niektóre są
naprawdę beztroskie, inne nieco bardziej poważne, ale
wszystkie rzucają trochę światła na rozliczne aspekty życia
Sookie i okresy, których nie opisałam w powieściach. Mam
nadzieję, że będziecie równie dobrze bawić się, czytając je, jak
ja, kiedy je pisałam.
Bawmy się!
Charlaine Harris
WRÓŻKOWY PYŁ
Nie cierpię, jak do baru przychodzą wróżki. Nie
dostaniesz od nich złamanego grosza napiwku - nie dlatego, że
są skąpe, ale dlatego, że po prostu zapominają. Weźmy
Claudine, wróżkę, która właśnie przekraczała próg. Sześć stóp
wzrostu, długie czarne włosy, prześliczna; nie wyglądało na
to, żeby brakowało jej kasy albo ciuchów (a urzekała facetów
tak, jak arbuz przyciąga muchy). Jednakże Claudine rzadko
kiedy pamiętała, żeby zostawić choć dolara. A jeśli jest pora
lunchu, to musisz jeszcze zabrać ze stolika miskę z
plasterkami cytryny. Wróżki są uczulone na cytryny i limonki,
tak jak wampiry mają alergię na srebro i czosnek.
Tamtego wiosennego wieczoru, kiedy Claudine weszła,
już miałam podły nastrój. Byłam wściekła na mojego byłego
chłopaka, Billa Comptona, zwanego również Wampirem
Billem; mój brat, Jason, który miał mi pomóc przenieść szafę,
znowu przełożył to na inny termin, no i dostałam jeszcze
pocztą zawiadomienie o podatku od nieruchomości.
Kiedy więc Claudine usiadła przy jednym z moich
stolików, pomaszerowałam do niej bez specjalnej radości.
- Nie ma żadnych wampirów? - zapytała wprost. - Nawet
Billa?
Wampiry lubią wróżki tak, jak psy uwielbiają kości -
świetna zabawa i świetne żarcie.
- Nie dzisiaj - odpowiedziałam. - Bill jest w Nowym
Orleanie. Odbieram jego pocztę.
Mówcie mi: frajerka. Claudine się rozluźniła.
- Najdroższa Sookie - powiedziała.
- Chcesz coś?
- Och, chyba wezmę to wasze ohydne piwo -
odpowiedziała, krzywiąc się.
Claudine nie przepadała tak naprawdę za alkoholem, za to
lubiła bary. Jak większość wróżek, uwielbiała skupiać na
sobie uwagę i pławić się w uwielbieniu. Mój szef Sam mówił,
że to typowe dla wróżek.
Przyniosłam jej piwo.
- Masz chwilkę? - zapytała.
Zmarszczyłam czoło, Claudine nie wyglądała na tak
radosną jak zwykle.
- Tylko chwilkę.
Od stolika przy drzwiach już dolatywały przywołujące
mnie gwizdy i wrzaski.
- Mam dla ciebie pracę.
Chociaż propozycja wiązała się z Claudine, którą lubiłam,
ale której nie ufałam, zainteresowała mnie. Pewnie, że
przydałoby mi się nieco gotówki.
- A co mam zrobić?
- Potrzebuję, żebyś posłuchała paru ludzi.
- A oni się na to piszą?
Claudine spojrzała na mnie niewinnie.
- Co masz na myśli, skarbie? Nie cierpiałam tej śpiewki.
- No, czy chcą, żeby ich, ehm, słuchać?
- To goście mojego brata, Claude'a.
Nie wiedziałam, że Claudine ma brata. Niewiele wiem o
wróżkach. Claudine to jedyna wróżka, jaką poznałam. Jeśli
ona była typowa dla swojego rodzaju, nie bardzo
pojmowałam, jak wróżki przetrwały wyplenienie. Zresztą i tak
nie pomyślałabym, że północna Luizjana jest specjalnie
gościnna dla stworzeń w rodzaju wróżek. Ta część stanu to
głównie wiochy, żeby nie powiedzieć: protestancki
ciemnogród. W moim małym miasteczku Bon Temps, ledwie
wystarczająco dużym, żeby dorobić się własnego Wal - Marta,
nie widziano wampira przez całe dwa lata po tym, jak
ujawniły swoje istnienie i zamiar pokojowej współegzystencji
z nami. Może dobrze, że tak się to odwlekło, bo miejscowi
zdążyli przywyknąć do idei, zanim zjawił się Bill. Miałam
jednak przeczucie, że ta poprawna politycznie tolerancja dla
wampirów zniknęłaby, gdyby moi współmieszkańcy
dowiedzieli się o łakach, zmiennokształtnych i wróżkach. I kto
wie, o czym jeszcze.
- W porządku, Claudine. Kiedy? Hałaśliwy stolik już
ryczał:
- Walnięta Sookie! Walnięta Sookie!
Ludzie robili tak tylko wtedy, kiedy za dużo wypili.
Przywykłam do tego, ale nadal mnie to bolało.
- Kiedy dzisiaj kończysz?
Ustaliłyśmy, że Claudine podjedzie po mnie do domu po
tym, jak skończę pracę. Wyszła, nie dopiwszy piwa. I nie
zostawiwszy napiwku.
Mój szef, Sam Merlotte, skinął w stronę drzwi, przez które
właśnie wyszła.
- Czego chciała wróżka? Sam był zmiennokształtnym.
- Chce, żebym coś dla niej zrobiła.
- Gdzie?
- Chyba tam, gdzie mieszka. Ma brata, wiedziałeś?
- Chcesz, żebym z tobą pojechał?
Sam jest przyjacielem, ale takim, o którym czasem snuje
się fantazje.
Dozwolone od lat osiemnastu.
- Dzięki, ale chyba dam sobie radę z Claudine.
- Nie poznałaś jej brata.
- Nic mi nie będzie.
Przywykłam do zarywania nocy, nie tylko z tego powodu,
że jestem kelnerką, ale też dlatego, że długo spotykałam się z
Billem. Zanim Claudine przyjechała do mojego starego domu
w lesie, zdążyłam przebrać się z mundurka kelnerki w czarne
dżinsy i szarozielony bliźniak (z wyprzedaży w JCPenney),
ponieważ noc była chłodna. Rozpuściłam włosy.
- Powinnaś nosić niebieski zamiast zielonego -
powiedziała Claudine - pod kolor twoich oczu.
- Dzięki za poradę stylistyczną.
- Nie ma za co.
Wyglądało na to, że Claudine naprawdę cieszy się, mogąc
podzielić się ze mną swoim wyczuciem stylu. Jednakże jej
uśmiech, zwykle tak promienny, wydawał się zabarwiony
smutkiem.
- Czego mam się dowiedzieć od tych ludzi?
- Porozmawiamy o tym, jak już będziemy na miejscu -
odparła i nie odezwała się już ani słowem, kiedy jechałyśmy
na wschód.
Zwykle Claudine cały czas paple. Zaczynałam czuć, że to
nie było zbyt mądre z mojej strony zgodzić się na tę robotę.
Claudine i jej brat mieszkali w ogromnym domu w stylu
rancza na przedmieściach Monroe, miasteczka, które miało nie
tylko Wal - Mart, ale całe centrum handlowe. Zapukała do
frontowych drzwi w umówiony sposób. Po minucie drzwi się
otworzyły. Zrobiłam wielkie oczy. Claudine nie wspomniała,
że ma brata bliźniaka.
Gdyby Claude włożył ubrania siostry, można by go z nią
pomylić; to było upiorne. Włosy miał krótsze od Claudine,
chociaż niewiele. Spiął je na karku, ale zakrył uszy. Miał
szersze ramiona, za to nie zauważyłam śladu zarostu, nawet o
tak później porze. Może wróżki płci męskiej nie mają żadnych
włosów na ciele? Claude wyglądał jak model bielizny od
Calvina Kleina. Właściwie, gdyby projektant znalazł się tutaj,
z miejsca podpisałby z bliźniakiem kontrakt. I na dodatek by
go obślinił.
Claude odsunął się, żeby nas wpuścić.
- To ona? - zapytał.
Claudine skinęła głową.
- Sookie, to mój brat, Claude.
- Miło mi - powiedziałam.
Wyciągnęłam rękę. Nieco zaskoczony uścisnął moją dłoń.
Spojrzał na siostrę.
- Jest bardzo ufna.
- Ludzie - powiedziała Claudine i wzruszyła ramionami.
Claude poprowadził mnie przez bardzo konwencjonalny
salon i wyłożonym boazerią korytarzem do pokoju dziennego.
Siedział tam na krześle mężczyzna - siedział, bo nie miał
innego wyjścia. Był przywiązany do krzesła czymś, co
wyglądało jako nylonowy sznurek. Był niskim, napakowanym
blondynem o piwnych oczach. Wyglądał na mojego
rówieśnika, dwudziestosześciolatka.
- Ej - powiedziałam, ale nie podobało mi się, jak piskliwie
zabrzmiał mój głos. - Dlaczego ten gość jest związany?
- Bo w przeciwnym wypadku by uciekł - odpowiedział
Claude.
Ukryłam na chwilę twarz w dłoniach.
- Posłuchajcie, wy dwoje, nie mam nic przeciwko temu,
żeby zajrzeć do tego gościa, jeśli zrobił coś złego albo jeśli
chcecie go sprzątnąć jako podejrzanego za zbrodnię, jakiej
dokonał przeciwko wam. Ale jeśli chcecie się tylko
dowiedzieć, czy naprawdę was kocha albo coś równie
głupiego... O co wam tak naprawdę chodzi?
- Myślimy, że zabił naszą siostrę, Claudette.
Prawie mi się wyrwało: „To was jest trójka?", ale wtedy
zdałam sobie sprawę, że to nie jest najważniejsze pytanie.
- Myślicie, że zamordował waszą siostrę. Claudine i
Claude zgodnie skinęli głowami.
- Tej nocy - dodał Claude.
- W porządku - mruknęłam i pochyliłam się nad
blondynem. - Wyjmuję mu knebel.
Mimo że nie wyglądali na zadowolonych, zsunęłam mu
chusteczkę na szyję. Młody mężczyzna powiedział:
- Ja tego nie zrobiłem.
- Dobrze. Wiesz, czym jestem?
- Nie. Nie jesteś tym, czym oni, prawda?
Nie wiem, za kogo brał Claude'a i Claudine, jakimi
przymiotami nie z tego świata go zaskoczyli. Uniosłam włosy,
żeby pokazać, że uszy mam zaokrąglone, nie spiczaste, ale
nadal nie wyglądał na usatysfakcjonowanego.
- Nie jesteś wampirem?
Pokazałam mu zęby. Kły wydłużają się tylko wtedy, kiedy
wampiry podniecają się krwią, walką albo seksem, ale
pozostają wyjątkowo ostre nawet kiedy są małe. Ja miałam
całkiem zwyczajne kły.
- Jestem po prostu zwykłym człowiekiem - powiedziałam.
- To znaczy, nie tak do końca. Potrafię czytać w myślach.
Przeraził się.
- Czego się boisz? Jeżeli nikogo nie zabiłeś, nie masz się
czego bać.
Starałam się mówić głosem ciepłym jak masło
roztapiające się na gorącej kolbie kukurydzy.
- Co oni mi zrobią? A jeśli się pomylisz i powiesz im, że
to zrobiłem? Co oni wtedy zrobią?
Dobre pytanie. Spojrzałam na tamtą dwójkę.
- Zabijemy go i zjemy - powiedziała Claudine ze
zniewalającym uśmiechem.
Kiedy blondyn oderwał od niej wzrok i spojrzał na
Claude'a oczami wielkimi ze strachu, mrugnęła do mnie
porozumiewawczo.
Z tego, co wiedziałam, Claudine mogła mówić serio. Nie
potrafiłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam,
żeby coś jadła. Wkroczyliśmy na niebezpieczne tereny.
Starałam się wspierać moją rasę, kiedy tylko mogłam. A
przynajmniej wyciągać jej przedstawicieli z opałów. Żywych.
Powinnam była przyjąć propozycję Sama.
- Czy ten mężczyzna jest jedynym podejrzanym? -
zapytałam bliźniaków.
(Zastanawiałam się, czy powinnam nazywać ich
bliźniakami. Bardziej na miejscu byłoby myśleć o nich jak o
dwóch trzecich trojaczków. E tam, to zbyt skomplikowane).
- Nie, mamy jeszcze drugiego w kuchni - odpowiedział
Claude.
- I kobietę w spiżarni.
W innej sytuacji uśmiechnęłabym się.
- Skąd pewność, że Claudette nie żyje?
- Przyszła do nas jako duch i nam powiedziała - odparł
Claude. - To pośmiertny rytuał naszej rasy.
Przysiadłam na piętach, próbując wymyślić inteligentne
pytanie.
- Kiedy to się dzieje, duch mówi wam o okolicznościach
śmierci?
- Nie. - Claudine pokręciła głową i jej długie czarne
włosy zafalowały. - To bardziej przypomina ostateczne
pożegnanie.
- Znaleźliście ciało?
Byli wyraźnie zdegustowani.
- My gaśniemy - wyjaśnił Claude wyniosłym tonem. To
tyle, jeśli idzie o zbadanie ciała.
- Możecie mi powiedzieć, gdzie Claudette była, kiedy,
ehm, zgasła? - zapytałam. - Im więcej wiem, tym lepsze
pytania mogę zadać.
Czytanie w myślach nie jest takie proste. Zadanie
właściwego pytania jest kluczowe dla wywołania
odpowiedniej myśli. Usta mogą mówić cokolwiek. Jeżeli
jednak nie zadasz właściwego pytania, odpowiednia myśl
nigdy nie wyskoczy.
- Claudette i Claude są tancerzami egzotycznymi w
„Hooligans" - oznajmiła z dumą Claudine, jakby właśnie
powiedziała, że należą do drużyny olimpijskiej.
Nigdy wcześniej nie poznałam striptizera. Złapałam się na
tym, że miałabym bardziej niż tylko trochę ochotę zobaczyć,
jak Claude się rozbiera, ale zmusiłam się do skupienia na
zmarłej Claudette.
- Więc Claudette pracowała zeszłej nocy?
- Miała zbierać kasę przy wejściu. To był wieczór dla pań.
- Aha. W porządku. Więc, ehm, występowałeś? -
zapytałam Claude'a.
- Tak. Dajemy dwa pokazy w wieczory dla pań. Byłem
piratem.
Starałam się zdusić obraz, jaki pojawił mi się w głowie.
- A ten mężczyzna? - Skinęłam głową w stronę blondyna,
który był naprawdę świetny, jeśli idzie o powstrzymywanie się
od błagania i proszenia.
- Ja też jestem striptizerem - odpowiedział. - Byłem
policjantem.
W porządku. Po prostu upchnij całą wyobraźnię do pudła i
dobrze na nim usiądź, Sookie.
- Nazywasz się?
- Barry Cyrulik to mój sceniczny pseudonim. Naprawdę
nazywam się Ben Simpson.
- Barry Cyrulik?
- Lubię golić ludzi.
Przez chwilę miałam pustkę w głowie, a potem poczułam,
jak rumieniec zalewa mi policzki, i zdałam sobie sprawę, że
nie chodzi mu o zarost na policzkach.
- A pozostałe dwie osoby to kto? - zapytałam bliźniąt.
- Kobieta w spiżarni to Rita Child. Właścicielka
„Hooligans" - wyjaśniła Claudine. - A mężczyzna w kuchni to
Jeff Puckett. Wykidajło.
- Dlaczego wybraliście tę trójkę ze wszystkich
pracowników klubu?
- Bo mieli na pieńku z Claudette. To była bardzo
dynamiczna kobieta - odpowiedział z powagą Claude.
- Dynamiczna, dobre sobie - odezwał się Barry Cyrulik,
udowadniając, że takt nie jest niezbędny do pracy striptizera. -
Ta kobieta to był diabeł wcielony.
- Jej charakter nie jest istotny dla ustalenia, kto ją zabił -
zauważyłam, i to zamknęło mu usta. - Wskazuje tylko motyw.
Kontynuuj, proszę - powiedziałam do Claude'a. - Gdzie była
wasza trójka? I gdzie byli ludzie, których tu trzymacie?
- Claudine była tutaj, przygotowywała dla nas kolację.
Pracuje w obsłudze klienta w „Dillard's".
Na pewno była w tym świetna; jej niesłabnąca radość
mogła każdego spacyfikować.
- Jak już mówiłem, Claudette miała pobierać opłaty za
wstęp przy wejściu - ciągnął Claude. - Barry i ja
występowaliśmy. Rita zawsze odkłada do sejfu wpływy za
pierwszy występ, żeby Claudette nie musiała siedzieć z kupą
kasy. Parę razy nas obrabowano. Jeff przez większość czasu
siedział za Claudette, w małej budce tuż za głównym
wejściem.
- Kiedy Claudette zniknęła?
- Zaraz po tym, jak zaczął się drugi występ. Rita mówi, że
zabrała wpływy z pierwszego i zaniosła do sejfu, i że
Claudette jeszcze tam była, kiedy ona wychodziła. Ale Rita jej
nienawidzi, bo Claudette zamierzała odejść z „Hooligans" do
„Foxes", a ja poszedłbym z nią.
- „Foxes" to drugi klub? Claude pokiwał głową.
- Dlaczego odchodziliście?
- Lepsza płaca, większe garderoby.
- W porządku, to byłby motyw Rity. A co z Jeffem?
- Mnie i Jeffa coś łączyło - przyznał Claude. (Moja
piracka fantazja zatonęła).
- Claudette powiedziała mi, żebym z nim zerwał, bo mogę
znaleźć sobie kogoś lepszego.
- A ty posłuchałeś jej rady na temat twojego życia
miłosnego?
- Była z nas najstarsza, o dobre kilka minut -
odpowiedział po prostu. - Ale ja go ko... bardzo go lubię.
- A co z tobą, Barry?
- Zniszczyła mój numer - odparł ponuro Barry.
- W jaki sposób?
- Wrzasnęła: „Szkoda, że twoja pałka nie jest większa!",
kiedy już kończyłem.
Wyglądało na to, że Claudette z całego serca pragnęła
śmierci.
- W porządku - powiedziałam, ustalając sobie plan
działania.
Przyklękłam przed Barrym. Położyłam mu rękę na
ramieniu. Wzdrygnął się.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia pięć - odpowiedział, ale jego umysł podał
mi inną odpowiedź.
- Kłamiesz, prawda? - zapytałam łagodnie.
Miał prześliczną opaleniznę, prawie tak ładną jak moja,
ale pobladł pod nią.
- Tak - odpowiedział zduszonym głosem. - Mam
trzydzieści lat.
- Nie miałem pojęcia - powiedział Claude, a Claudine
kazała mu być cicho.
- A dlaczego nie lubiłeś Claudette?
- Obraziła mnie na oczach publiczności. Już ci mówiłem.
Obraz w jego umyśle był inny.
- A na osobności? Powiedziała ci coś na osobności?
W końcu czytanie w umysłach to nie oglądanie telewizji.
Ludzie nie wiążą rzeczy w głowach tak, jak opowiadaliby
historię drugiej osobie.
Barry wyglądał na zakłopotanego i jeszcze bardziej
rozzłoszczonego.
- Tak, na osobności też. Przez pewien czas sypialiśmy ze
sobą, a potem pewnego dnia straciła zainteresowanie.
- Powiedziała ci, dlaczego?
- Powiedziała mi, że jestem... niewystarczający.
Nie takiego słowa użyła. Zakłopotałam się, gdy
usłyszałam prawdziwe słowa w jego głowie.
- Co robiłeś między występami, Barry?
- Mieliśmy godzinę. Mogłem zmieścić w tym czasie dwa
golenia.
- Dostajesz za to pieniądze?
- Pewnie. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale nie było w
tym wesołości. - Myślisz, że goliłbym komuś obcemu krocze,
gdybym nie dostawał za to kasy? Zrobiłem z tego prawdziwy
rytuał. Zachowuję się, jakby to mnie kręciło. Dostaję stówę za
numer.
- Kiedy widziałeś Claudette?
- Gdy wyszedłem po pierwszego klienta, zaraz po
pierwszym występie. Ona i jej chłopak stali przy budce.
Powiedziałem już tej dwójce, że tam ich spotkałem.
- Rozmawiałeś z Claudette?
- Nie, tylko na nią popatrzyłem. - W jego głosie brzmiał
smutek. - Widziałem Ritę, szła do budki z woreczkiem na
pieniądze. Widziałem też Jeffa, siedział na stoliku w głębi
budki, tam gdzie zwykle.
- A potem poszedłeś na golenie? Skinął głową.
- Ile czasu to trwa?
- Zwykle około trzydziestu, czterdziestu pięciu minut,
więc zapisanie dwóch klientów było trochę ryzykowne, ale się
udało. Robię to w garderobie, a chłopaki nam nie
przeszkadzają.
Zaczynał się rozluźniać, a myśli w jego głowie
uspokajamy się i płynęły swobodniej. Pierwszą klientką tego
wieczoru była kobieta chuda jak szkielet - była tak
wychudzona, że Barry zastanawiał się, czy nie umrze mu w
trakcie golenia. Uważała, że jest piękna, i najwyraźniej
sprawiało jej przyjemność pokazywanie mu swojego ciała. Jej
chłopaka strasznie kręcił taki układ.
Słyszałam Claudine brzęczącą w tle, ale nie otwierałam
oczu i trzymałam ręce na Barrym, widząc jego drugiego
„klienta", faceta. I nagle zobaczyłam jego twarz. O, rety. To
był ktoś, kogo znałam - wampir Maxwell Lee.
- W barze był wampir - powiedziałam, nie otwierając
oczu. - Barry, co zrobił, kiedy skończyłeś go golić?
- Wyszedł. Widziałem, jak wychodzi tylnymi drzwiami.
Zawsze pilnuję, żeby klienci opuszczali kulisy. Tylko pod tym
warunkiem Rita pozwala mi zajmować się goleniem w klubie.
Oczywiście, Barry nie wiedział, jaki kłopot mają wróżki z
wampirami. Niektóre wampiry panują nad sobą mniej niż
inne, gdy w grę wchodzą wróżki. Wróżki były silne, silniejsze
od ludzi, ale wampiry to najsilniejsze istoty na świecie.
- I nie poszedłeś z powrotem do budki, żeby pogadać z
Claudette?
- Nie widziałem jej więcej.
- Mówi prawdę - powiedziałam do Claudine i Claude'a.
Zawsze mogłam zadać jeszcze inne pytania, ale przy
pierwszym „przesłuchaniu" Barry nic nie wiedział o
zniknięciu Claudette.
Claude zaprowadził mnie do spiżarni, gdzie czekała Rita
Child. Było to osobne pomieszczenie, bardzo schludne, ale nie
pomyślane dla dwóch osób, zwłaszcza gdy jedna z nich siedzi
na biurowym krześle na kółkach przyklejona do niego taśmą
izolacyjną. Poza tym, Rita Child była pokaźną kobietą.
Wyglądała dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie właścicielkę
klubu ze striptizem - wymalowana, farbowana brunetka
upchnięta w wyzywającą sukienkę i najnowocześniejszą
bieliznę, która ją ściskała i wypychała, nadając prowokacyjne
kształty.
Poza tym była wściekła jak furia. Próbowała mnie kopnąć
i straciłabym oko przez jej wysoki obcas, gdybym nie
szarpnęła się do tyłu, kiedy przed nią klękałam. Z wdziękiem
hipopotama wylądowałam na zadku.
- Żadnych takich, Rita - rzucił spokojnie Claude. - Tu nie
jesteś szefową. To nasz dom.
Pomógł mi wstać i beznamiętnie otrzepał moje pośladki.
- Chcemy się tylko dowiedzieć, co się stało z naszą siostrą
- powiedziała Claudine.
Rita wydała z siebie jakiś dźwięk przez knebel - dźwięk,
który nie brzmiał pojednawczo. Odniosłam wrażenie, że ma w
głębokim poważaniu powody, dla których bliźnięta porwały ją
i związały w spiżarni. Usta zaklejono jej taśmą, zamiast
posłużyć się kneblem z materiału, więc po numerze z
kopaniem z przyjemnością zerwałam taśmę.
Rita posłała w moim kierunku kilka epitetów odnoszących
się do mojego pochodzenia i zasad moralnych.
- Przyganiał kocioł garnkowi - powiedziałam, kiedy
zrobiła sobie przerwę na złapanie oddechu. - A teraz uważaj!
Nie będę wysłuchiwała takich rzeczy od ciebie. Masz się
zamknąć i odpowiedzieć na moje pytania. Najwyraźniej nie
ogarnęłaś jeszcze sytuacji, w której się znalazłaś.
Trochę się uspokoiła. Nadal piorunowała mnie wzrokiem,
mrużąc ciemne oczy i szarpiąc się w pętach, ale najwyraźniej
zaczynała co nieco rozumieć.
- Zaraz cię dotknę - uprzedziłam.
Bałam się, że może mnie ugryźć, jeśli dotknę jej nagiego
ramienia, więc położyłam rękę na jej przedramieniu tuż nad
nadgarstkiem, który miała przymocowany do podłokietnika
krzesła.
Jej głowa była kłębowiskiem furii. Rita nie myślała jasno,
bo była za bardzo rozeźlona i całą umysłową energię
skierowała na przeklinanie bliźniaków, a teraz także mnie.
Podejrzewała, że jestem jakimś nadnaturalnym zabójcą,
więc uznałam, że nie zaszkodzi, jeśli rzeczywiście przez
chwilę będzie się mnie bała.
- Kiedy widziałaś Claudette tej nocy? - zapytałam.
- Kiedy poszłam po pieniądze z pierwszego numeru -
warknęła i rzeczywiście, zobaczyłam wyciągniętą dłoń Rity i
smukłą, białą rękę umieszczającą w niej zamknięty, winylowy
worek na pieniądze. - Kiedy trwał, pracowałam u siebie w
biurze. Ale chodzę po pieniądze w przerwie, żebyśmy nie
stracili za dużo, gdyby nas obrobili.
- Dała ci torbę z pieniędzmi i wyszłaś?
- Aha. Poszłam schować gotówkę w sejfie, zanim skończy
się drugi występ. Więcej jej nie widziałam.
Miałam wrażenie, że Rita mówi prawdę. Nie zobaczyłam
w jej głowie żadnej więcej wizji z Claudette. Dostrzegłam
jednak mnóstwo zadowolenia z powodu jej śmierci i ponurą
determinację, żeby zatrzymać Claude'a w klubie.
- Nadal wybierasz się do „Foxes", teraz, kiedy nie ma już
Claudette? - zapytałam go, żeby sprowokować w głowie Rity
reakcję, która mogłaby coś zdradzić.
Claude spojrzał na mnie z góry, zaskoczony i
zdegustowany.
- Nie miałem czasu, żeby zastanowić się nad tym, co
przyniesie jutro - warknął. - Właśnie straciłem siostrę.
Umysł Rity podskoczył z radości - jeśli można tak to ująć.
Okropnie się zabujała w Claudzie. A patrząc od strony
praktycznej, Claude był wielkim magnesem dla „Hooligans",
bo nawet kiedy miał wolne, potrafił roztaczać madę, która
sprawiała, że tłumy dużo wydawały. Claudette nie była taka
chętna do wykorzystywania swoich mocy dla zysków Rity, ale
Claude nawet się nad tym nie zastanawiał. Posługiwanie się
wrodzonymi umiejętnościami, żeby przyciągać ludzi, którzy
będą go podziwiać - to wypływało z ego Claude'a i miało
niewiele wspólnego z ekonomią.
To wszystko zebrałam od Rity w jednym przebłysku.
- W porządku - powiedziałam, wstając. - Skończyłam z
nią.
Była szczęśliwa.
Wyszliśmy ze spiżarni do kuchni, gdzie czekał ostatni
kandydat na mordercę. Wepchnięto go pod stół, a przed nim
stała szklanka ze słomką, żeby mógł się pochylić i napić.
Jeffowi Puckettowi popłacił fakt, że był dawnym kochankiem
Claude'a. Nie miał nawet zaklejonych ust.
Popatrzyłam na Claude'a, a potem na Jeffa, próbując ich
rozgryźć. Jeff miał jasne wąsy, które prosiły się o
przystrzyżenie, i dwudniowy zarost na policzkach. Oczy miał
wąskie, piwne. Na ile potrafiłam to ocenić, był w lepszej
formie niż większość wykidajłów, których znałam, i nawet był
wyższy od Claude'a. Mimo to, nie zrobił na mnie wrażenia i
pomyślałam chyba po raz milionowy, że miłość bywa dziwna.
Widać było, że Claude zebrał się w sobie, kiedy przyszło
mu stawić czoło byłemu kochankowi.
- Jestem tu, żeby się dowiedzieć, co wiesz o śmierci
Claudette - powiedziałam od razu, bo przesłuchiwaliśmy Ritę,
znajdując się dosłownie tuż za rogiem. - Jestem telepatką,
zaraz cię dotknę i zadam kilka pytań.
Jeff skinął głową. Był bardzo spięty. Nie odrywał oczu od
Claude'a. Stanęłam za nim, bo dalej tkwił pod stołem, i
położyłam ręce na jego szerokich ramionach. Odciągnęłam
mu T - shirt, tylko odrobinę, żeby kciukiem dotknąć szyi.
- Jeff, powiedz mi, co widziałeś dziś w nocy - poprosiłam.
- Claudette przyszła zbierać pieniądze za pierwszy numer
- powiedział. Głos miał wyższy niż się spodziewałam. I nie
pochodził z tych okolic.
Może jest z Florydy, pomyślałam.
- Nie mogłem jej znieść, bo nabruździła mi w życiu
prywatnym, więc nie chciałem z nią siedzieć. Ale Rita mi
kazała, więc siedziałem. Siedziałem na stołku i patrzyłem, jak
Claudette zbiera pieniądze i chowa je do torby. Trochę
zostawiła w szufladzie, żeby mieć do wydawania reszty.
- Ktoś z klientów sprawiał jej kłopoty?
- Nie. To był wieczór dla pań, a kobiety nigdy nie
rozrabiają przy wejściu. Narozrabiały za to przy drugim
numerze. Musiałem wyciągnąć zza kulis jedną panienkę, która
za bardzo napaliła się na „budowlańca", ale przez większość
czasu siedziałem na stołku i patrzyłem.
- A kiedy Claudette zniknęła?
- Gdy wróciłem po tym, jak odstawiłem panienkę z
powrotem do jej stolika, Claudette już nie było. Rozejrzałem
się za nią, poszedłem zapytać Ritę, czy Claudette powiedziała
jej, że robi sobie przerwę. Sprawdziłem nawet w damskiej
toalecie. Dopiero gdy wróciłem do budki, zauważyłem ten
mieniący się proszek.
- Jaki mieniący się proszek?
- Tyle z nas zostaje, kiedy gaśniemy - mruknął Claude. -
Wróżkowy pył.
Zmietli go i zachowali? Pewnie nie wypadało pytać.
- I zanim się zorientowałem, skończyła się druga tura i
klub już zamykano, więc zajrzałem za kulisy i wszędzie
szukałem jakiegoś śladu Claudette, a potem znalazłem się tutaj
z Claudem i Claudine.
Nie robił wrażenia szczególnie wściekłego.
- Wiesz cokolwiek o śmierci Claudette?
- Nie. Żałuję. Wiem, że Claude'owi jest ciężko. - Nie
spuszczał oczu z Claude'a, tak jak Claude nie odrywał wzroku
od niego. - Rozdzieliła nas, ale teraz już jej nie ma.
- Muszę wiedzieć - powiedział Claude przez zaciśnięte
zęby.
Po raz pierwszy zastanowiłam się, co bliźnięta zrobią, jeśli
nie zdołam znaleźć winowajcy. I ta straszna myśl pobudziła
mój umysł do żywszego działania.
- Claudine?! - zawołałam.
Claudine weszła do kuchni z jabłkiem w ręku. Była głodna
i wyglądała na zmęczoną. Nie zdziwiłam się. Pewnie
pracowała przez cały dzień, a teraz zarywała noc i jeszcze
rozpaczała po siostrze.
- Możesz przywieźć tu Ritę? - zapytałam. - Claude, dasz
radę przyciągnąć tu Barry'ego?
Kiedy wszyscy zebrali się w kuchni, powiedziałam:
- Wszystko, co widziałam i słyszałam, wskazuje na to, że
Claudette zniknęła w czasie drugiego występu.
Po chwili zastanowienia wszyscy skinęli głowami. Barry i
Rita znowu byli zakneblowani i pomyślałam, że to dobrze.
- W czasie pierwszego numeru - mówiłam powoli, żeby
niczego nie pokręcić - Claudette zebrała pieniądze. Claude był
na scenie. Barry był na scenie. A nawet kiedy nie był na
scenie, nie przyszedł do budki. Rita była w biurze.
Wszyscy wokół kiwali głowami.
- W czasie przerwy między pokazami klub opustoszał.
- Zgadza się - przytaknął Jeff. - Barry przyszedł przywitać
klientów, a ja upewniłem się, że wszyscy inni wyszli.
- Więc przez chwilę nie było cię w budce.
- No tak, cóż, chyba tak. Robię to tak często, że nawet o
tym nie pomyślałem.
- I także w czasie przerwy Rita przyszła odebrać od
Claudette woreczek z pieniędzmi. Rita stanowczo pokiwała
głową.
- A pod koniec przerwy wyszli klienci Barry'ego. Barry
skinął głową.
- Claude, a co z tobą?
- Wyszedłem, żeby przegryźć coś w przerwie -
powiedział. - Nie mogę za dużo zjeść przed tańcem, ale coś
muszę. Wróciłem i Barry był już sam, szykował się do
drugiego numeru. Ja też się przygotowałem.
- A ja wróciłem na stołek - powiedział Jeff. - Claudette
siedziała z powrotem przy okienku w kasie. Była już gotowa,
miała naszykowaną szufladę z drobnymi, stempel i worek na
pieniądze. Nadal się do mnie nie odzywała.
- Ale jesteś pewien, że to była Claudette? - zapytałam ni
stąd, ni zowąd.
- To nie była Claudine, jeśli o to ci chodzi - odpowiedział.
- Claudine jest tak słodka, jak kwaśna była Claudette. Nawet
siadają w inny sposób.
Claudine wyglądała na zadowoloną; wyrzuciła ogryzek do
kosza na śmieci. Uśmiechnęła się do mnie, z miejsca
wybaczając mi pytanie na jej temat.
Jabłko!
Wyraźnie zniecierpliwiony Claude chciał coś powiedzieć.
Uniosłam rękę. Zamknął usta.
- Poproszę Claudine, żeby zdjęła wam kneble -
powiedziałam do Rity i Barry'ego. - Ale nie chcę, żebyście się
odzywali, dopóki nie zadam wam pytania, w porządku?
Oboje pokiwali głowami.
Claudine zdjęła kneble, a Claude spiorunował mnie
wzrokiem.
Myśli pędziły mi przez głowę jak spłoszone stado.
- Co Rita zrobiła z workiem na pieniądze?
- Po pierwszym numerze? - Jeff wyglądał na
zakłopotanego. - Już ci mówiłem: zabrała ze sobą.
W głowie rozbrzmiały mi dzwonki alarmowe.
Wiedziałam, że jestem na dobrym tropie.
- Powiedziałeś, że kiedy zobaczyłeś Claudette czekającą
na zebranie opłaty za drugi numer, miała wszystko
przygotowane.
- Aha. Co z tego? Miała stempel do rąk, miała drobne w
szufladzie, miała worek na pieniądze - powtórzył Jeff.
- Właśnie. Claudette musiała mieć drugi worek na drugi
występ. Rita pierwszy zabrała. Więc kiedy Rita przyszła
zabrać pieniądze z pierwszego numeru, musiała trzymać w
ręku drugi worek, prawda?
Jeff próbował sobie przypomnieć.
- No, chyba tak.
- Co ty na to, Rita? - zapytałam. - Przyniosłaś drugi
worek?
- Nie - odpowiedziała. - W budce leżały dwa od początku
wieczoru. Zabrałam tylko ten, który Claudette napełniła, a
pusty został jej na utarg z drugiego numeru.
- Barry, widziałeś, jak Rita wchodziła do budki? Blond
striptizer zastanawiał się gorączkowo. Czułam, jak każda myśl
uderza o wnętrze mojej głowy.
- Trzymała coś w ręku - powiedział wreszcie. - Jestem
pewien.
- Nie! - wrzasnęła Rita. - Worek już tam był!
- Co jest właściwie takiego ważnego w tym worku? -
zapytał Jeff. - To tylko plastikowa torba z zamkiem, jak te,
które dają w bankach. W jaki sposób mogła skrzywdzić
Claudette?
- A gdyby jej wnętrze wysmarować sokiem z cytryny?
Bliźnięta wzdrygnęły się z wyrazem czystego przerażenia na
twarzach.
- To zabiłoby Claudette? - zapytałam ich.
- O, tak - powiedział Claude. - Była wyjątkowo wrażliwa.
Nawet cytrynowy zapach wywoływał u niej wymioty. Kiedyś
przechodziła katusze w dniu prania, dopóki nie odkryliśmy, że
zmiękczacz ma cytrynowy zapach. Claudine musi sama
chodzić na zakupy, tyle towarów ma ten ohydny zapach.
Rita zaczęła krzyczeć - wyła jak piskliwy alarm
samochodowy, który za nic nie chce się wyłączyć.
- Przysięgam, że tego nie zrobiłam! - mówiła. - Nie
zrobiłam! Nie!
Za to jej umysł mówił: „Wpadam, wpadłam, wpadłam!".
- Aha. Pewnie, że to zrobiłaś - powiedziałam. Ocalała
część trojaczków stanęła przed krzesłem na kółkach.
- Przepisz na nas swój klub - powiedział Claude.
- Co?
- Przepisz na nas klub. Zapłacimy ci za niego dolara.
- Dlaczego miałabym to zrobić? Nie macie ciała! Nie
możecie iść na policję! Co powiecie? „Jestem wróżką. Mam
alergię na cytryny". - Roześmiała się. - Kto wam w to
uwierzy?
- Wróżki? - powiedział słabo Barry.
Jeff się nie odezwał. Nie miał pojęcia, że trojaczki są
uczulone na cytryny. Nie zdawał sobie sprawy, że jego
kochanek to wróżka.
Martwię się o rasę ludzką.
- Barry powinien wyjść - zasugerowałam.
Claude wyglądał, jakby się nakręcał. Patrzył na Ritę jak
kot na kanarka.
- Do widzenia, Barry - powiedział uprzejmie, rozwiązując
striptizera. - Do zobaczenia jutro w klubie. Nasza kolej, żeby
zarobić trochę kasy.
- Ehm, pewnie - powiedział Barry, wstając.
Przez cały ten czas Claudine poruszała ustami. Twarz
Barry'ego nagle stała się pusta i rozluźniona.
- Do zobaczenia - powiedział przyjaźnie. - Niezła
impreza.
- Miło było cię poznać - rzuciłam.
- Wpadnij kiedyś na występ.
Pomachał do mnie i wyszedł z domu, odprowadzony przez
Claudine do frontowych drzwi.
Wróciła w okamgnieniu.
Claude uwalniał Jeffa. Pocałował go, powiedział:
„Odezwę się do ciebie później" i delikatnie pchnął go ku
tylnym drzwiom. Claudine rzuciła ten sam czar i twarz Jeffa
także się rozluźniła, gdy opuściło go całe napięcie.
- Cześć - powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Na mnie też rzucicie te czary - mary? - zapytałam nieco
piskliwym głosem.
- Oto twoje pieniądze - powiedziała Claudine. Wzięła
mnie za rękę. - Dziękuję ci, Sookie. Myślę, że może to
zapamiętać, co, Claude? Była taka świetna!
Czułam się jak szczeniak, który zapamięta, gdzie mu nie
wolno sikać.
Claude przyglądał mi się chwilę, a potem skinął głową.
Zaraz skupił się na Ricie, która wykorzystała ten czas, żeby
otrząsnąć się z paniki.
Claude z niczego wyczarował gotową umowę.
- Podpisz - powiedział do Rity, a ja podałam mu długopis,
który leżał na blacie pod telefonem.
- Bierzesz bar w zamian za życie siostry - powiedziała z
niedowierzaniem w chwili, którą moim zdaniem bardzo źle
sobie wybrała.
- Jasne.
Spojrzała na wróżki z pogardą. Pierścionki błysnęły na jej
dłoni, kiedy wzięła długopis i podpisała umowę. Wstała,
wygładziła sukienkę na biodrach i odrzuciła w tył włosy.
- Pójdę już - powiedziała. - Mam jeszcze drugi klub w
Baton Rouge. Przeprowadzę się tam.
- Zaczniesz uciekać - odparł Claude. - Co?
- Radzę ci uciekać. I to biegiem. Za śmierć siostry jesteś
nam winna pieniądze i polowanie. Mamy już pieniądze, a
przynajmniej środek do ich zdobycia. - Wskazał na umowę. -
A teraz musimy zapolować.
- To nie wróży mi najlepiej.
No dobra, ten tekst nawet mnie zniesmaczył.
- Wróżenie ma z wróżkami wspólne tylko parę liter
alfabetu. - Claudine wyglądała naprawdę przerażająco, na
pewno nie była ani słodka, ani zbzikowana. - Jeśli zdołasz
wymykać się nam przez rok, będziesz mogła żyć.
- Rok!
Rzeczywistość zaczynała docierać do Rity z coraz większą
wyrazistością. Wyglądała na zdesperowaną.
- Licząc od... Teraz. - Claude spojrzał na zegarek. - Lepiej
już idź. Damy ci cztery godziny przewagi.
- Po prostu dla zabawy - dodała Claudine.
- Aha, jeszcze jedno - odezwał się Claude, kiedy Rita szła
już do drzwi.
Zatrzymała się i obejrzała przez ramię. Claude uśmiechnął
się do niej.
- My nie użyjemy cytryn.
NOC DRAKULI
Znalazłam zaproszenie w skrzynce na listy na końcu
podjazdu. Musiałam wychylić się przez okno samochodu,
żeby ją otworzyć, bo zatrzymałam się w drodze do pracy,
przypomniawszy sobie, że nie sprawdzałam poczty od paru
dni. Moja poczta nigdy nie była ciekawa. Dostawałam ulotki z
Dollar General albo Wal - Marta, lub z jednego z tych
złowieszczych, masowo rozsyłanych informatorów na temat
przedwczesnego wykupu miejsca na cmentarzu.
Dzisiaj, kiedy zauważyłam rachunek za prąd i kablówkę,
trafiła mi się mała gratka: okazała, ciężka szara koperta, która
najwyraźniej zawierała jakieś zaproszenie. Zaadresował ją
ktoś, kto nie tylko zaliczył zajęcia z kaligrafii, ale śpiewająco
zdał egzaminy końcowe.
Wyjęłam mały scyzoryk ze schowka w desce rozdzielczej
i ze stosowną ostrożnością rozcięłam kopertę. Nie dostaję
wielu zaproszeń, a kiedy już jakieś przychodzą, to zwykle są
raczej drukowane od sztancy niż kaligrafowane. Tym można
było się podelektować. Ostrożnie wyjęłam i rozłożyłam
sztywną, złożoną na pół kartę. Coś z trzepotem spadło mi na
kolana - załączona bibułka. Nie odczytując odsłoniętych słów,
przesunęłam palcami po tłoczeniach. O, rety. Przeciągałam
czynności wstępne najdłużej, jak się dało. Wreszcie
pochyliłam się, żeby odczytać kursywę.
ERIC NORTHMAN wraz z personelem „Fangtasii"
ma zaszczyt zaprosić
na coroczne przyjęcie w „Fangtasii"
z okazji urodzin
Pana Ciemności
KSIĘCIA DRAKULI
13 stycznia, o godz. 22:00
muzykę zapewnia Książę Śmierci
obowiązują stroje wieczorowe
R.S.V.P.
Przeczytałam zaproszenie dwa razy. A potem jeszcze raz.
Jechałam do pracy tak zamyślona, że cieszę się, że nie
było ruchu na Hummingbird Road. Skręciłam w lewo do
„Merlotte a", ale potem prawie przegapiłam parking. W
ostatniej chwili wcisnęłam hamulec i zawróciłam, żeby
wjechać na parking za barem zarezerwowany dla
pracowników.
Sam Merlotte, mój szef, siedział nad papierami, kiedy
zajrzałam, żeby zostawić torebkę w głębokiej szufladzie jego
biurka, z której pozwalał korzystać kelnerkom. Znowu
przeczesywał włosy rękami, bo jego splątana rudozłota
grzywa była jeszcze bardziej zmierzwiona niż zwykle.
Podniósł wzrok znad formularza podatkowego i uśmiechnął
się do mnie.
- Sookie - powiedział - jak się miewasz?
- Dobrze. Sezon podatkowy, hę?
Upewniłam się, że biały T - shirt mam równo wpuszczony,
żeby haft z napisem „U Merlotte'a" na mojej lewej piersi
układał się poziomo. Strzepnęłam długi blond włos z czarnych
spodni. Zawsze pochylam się, żeby wyszczotkować włosy,
dzięki czemu kucyk jest naprawdę gładki.
- Nie weźmiesz w tym roku biegłego księgowego?
- Pomyślałem, że jeśli wcześniej zacznę, to sam sobie
poradzę.
Co roku tak mówił, a potem zawsze lądował u
księgowego, który w dodatku musiał składać prośbę o
przesunięcie terminu.
- Słuchaj, dostałeś coś takiego? - zapytałam, podając mu
zaproszenie.
Z ulgą upuścił długopis i wziął ode mnie kartonik.
Obrzucił spojrzeniem treść i powiedział:
- Nie. Zresztą i tak nie zaprosiliby zmiennokształtnego.
Najwyżej miejscowego przywódcę sfory albo jakiegoś
nadprzyrodzonego stwora, który wyświadczył im sporą
przysługę... Kogoś takiego jak ty.
- Nie mam nadprzyrodzonych właściwości - odparłam. -
Mam tylko pewien... kłopot.
- Telepatia to coś więcej niż kłopot - powiedział Sam. -
Trądzik to kłopot. Nieśmiałość to kłopot. Czytanie w
umysłach innych ludzi to dar.
- Albo przekleństwo - dodałam.
Obeszłam biurko, żeby wrzucić torebkę do szuflady. Sam
wstał. Mam jakieś pięć stóp i sześć cali wzrostu i Sam
przerasta mnie o może trzy cale. Nie jest wybitnie wysokim
facetem, ale jest o wiele silniejszy niż zwykły człowiek jego
wzrostu, ponieważ jest zmiennokształtnym.
- Wybierzesz się? - zapytał. - Halloween i urodziny
Drakuli to jedyne dwa święta obchodzone przez wampiry.
Domyślam się, że urządzą niezłą fetę.
- Jeszcze nie zdecydowałam - odpowiedziałam. - Jak będę
miała później przerwę, to może zadzwonię do Pam.
Pam, zastępczyni Erica, była najbliższym odpowiednikiem
przyjaciółki, jaką miałam wśród wampirów.
Złapałam ją w „Fangtasii" prawie zaraz po zachodzie
słońca.
- Hrabia Drakula istniał naprawdę? Myślałam, że to
zmyślona historia - powiedziałam po tym, jak wspomniałam,
że dostałam zaproszenie.
- Naprawdę - przyznała Pam. - Vlad Tepes. O ile wiem,
był wołoskim królem. Rządził ze stolicy w Targoviste. -
Całkiem rzeczowo opowiadała o istnieniu stworzenia, o
którym ja myślałam, że jest wspólnym wytworem Brama
Stokera i Hollywoodu. - Wład III był bardziej morderczy i
krwiożerczy od wszystkich innych wampirów, i to jeszcze
jako człowiek. Uwielbiał zabijać ludzi przez wbicie na pal.
Śmierć mogła trwać nawet wiele godzin.
Zadrżałam. Fuj.
- Jego lud, rzecz jasna, bał się go, ale miejscowe wampiry
podziwiały go tak bardzo, że go przemieniły, gdy umierał, i
tym samym wprowadziły siebie w nową erę.
Kiedy mnisi pochowali go na wyspie zwanej Snagov,
trzeciej nocy powstał z martwych i został pierwszym
nowoczesnym wampirem. Do jego czasów wampiry były... No
wiesz,
odrażające.
Żyły
w
całkowitej
tajemnicy.
Złachmanione, brudne stworzenia mieszkające w norach na
cmentarzach jak zwierzęta. Jednakże Wład Drakula był
władcą i w żadnym razie nie zamierzał ubierać się w
łachmany ani żyć w norze. - Pam nie ukrywała dumy.
Próbowałam wyobrazić sobie Erica w szmatach i
mieszkającego w norze, ale to było raczej niewykonalne.
- Czyli Stoker nie zmyślił wszystkiego na podstawie
podań ludowych?
- Tylko częściowo. Najwyraźniej nie wiedział za dużo o
tym, co Drakula - jak go nazwał - rzeczywiście był w stanie
robić, a czego nie, ale był tak podekscytowany poznaniem
księcia, że zmyślił mnóstwo szczegółów, żeby dodać historii
polotu. Zupełnie jak Anne Rice, gdy poznała Louisa: wczesny
Wywiad z wampirem. Drakula nie był specjalnie zachwycony,
że Stoker dorwał go w chwili słabości, ale cieszył się, że
rozsławił jego imię.
- Ale jego tak naprawdę tam nie będzie, co? W końcu
wampiry będą świętować na całym świecie.
- Niektórzy wierzą, że pojawia się w jednym miejscu
każdego roku i robi wszystkim niespodziankę - odparła bardzo
ostrożnie Pam. - Szansa jest niewielka, a jego obecność na
naszym przyjęciu byłaby jak wygrana na loterii. Jednak
niektórzy wierzą, że to może się wydarzyć. Usłyszałam w tle
głos Erica:
- Pam, z kim rozmawiasz?
- Okey - powiedziała Pam, co zabrzmiało bardzo
amerykańsko z jej subtelnym brytyjskim akcentem. - Muszę
kończyć, Sookie. Do zobaczenia.
Kiedy odkładałam słuchawkę biurowego telefonu, Sam
mnie ostrzegł:
- Sookie, jeśli wybierasz się na to przyjęcie, bądź czujna,
proszę, i pilnuj się. Czasem w Noc Drakuli wampiry dają się
ponieść podnieceniu.
- Dzięki, Sam - powiedziałam. - Na pewno będę ostrożna.
Niezależnie od tego, ilu wampirów uważasz za swoich
przyjaciół, zawsze musisz zachować ostrożność. Kilka lat
temu Japończycy wynaleźli syntetyczną krew, która zaspokaja
wampirze zapotrzebowanie na składniki odżywcze, co
pozwoliło nieumarłym wyjść z cienia i zająć miejsce przy
amerykańskim stole. Brytyjskie wampiry też całkiem nieźle na
tym wyszły. Większości wampirów z Europy Zachodniej
wiodło się o wiele lepiej po Wielkim Ujawnieniu (dniu, w
którym ogłosiły swoje istnienie poprzez precyzyjnie
dobranych przedstawicieli). Jednakże wampiry z Ameryki
Południowej pożałowały, że się ujawniły, a krwiopijcy z
krajów muzułmańskich... cóż, naprawdę niewielu ich zostało.
Wampiry z niegościnnych części świata starały się emigrować
do krajów, w których je tolerowano, w efekcie czego Kongres
rozważał rozliczne projekty mające na celu ograniczenie
liczby nieumarłych obywateli dopraszających się o azyl
polityczny. Dlatego przeżywaliśmy napływ wampirów z
wszelkimi możliwymi akcentami, które w ostatniej chwili
postanowiły dostać się do Ameryki. Większość z nich
przechodziła przez Luizjanę, ponieważ nasz stan słynął z
przyjaznego nastawienia do Zimnych, jak nazywano ich w
„Fangbanger Xtreme".
Zabawniej było zastanawiać się nad wampirami niż
słuchać myśli współobywateli. Oczywiście, wędrując od
stolika do stolika, wykonywałam swoją robotę z szerokim
uśmiechem, ponieważ lubię porządne napiwki, ale dziś nie
byłam w stanie włożyć w to serca. Było ciepło jak na styczeń,
z dziesięć stopni na plusie, i myśli ludzi kierowały się ku
wiośnie.
Starałam się nie słuchać, ale jestem jak radio, które
wychwytuje mnóstwo sygnałów. W niektóre dni potrafię
lepiej panować nad odbiorem, w inne gorzej. Dzisiaj cały czas
wyłapywałam strzępy. Hoyt Fortenberry, najlepszy przyjaciel
mojego brata, myślał o planie swojej matki, zgodnie z którym
miał zasadzić około dziesięciu nowych krzaków róż w jej
rozległym ogrodzie. W ponurym nastroju próbował się
zorientować, ile mu to zajmie czasu. Arlene, moja długoletnia
przyjaciółka i druga kelnerka, zastanawiała się, czy jej
najnowszy chłopak wreszcie ją poprosi o rękę, ale to była
typowa myśl dla Arlene. Tak jak róże, rozkwitała w niej
każdego roku.
Kiedy wycierałam stoliki i krzątałam się, stawiając na nich
koszyczki z kawałkami kurczaka (tego wieczoru zwaliły się
tłumy w porze kolacji), moje myśli kręciły się wokół pytania,
jak zdobyć wieczorową suknię na przyjęcie. Co prawda
miałam wiekową suknię z balu maturalnego, ręcznie uszytą
przez ciotkę Lindę, ale była już beznadziejnie niemodna.
Skończyłam dwadzieścia sześć lat, no i niestety, nie mam
żadnej sukienki druhny, którą mogłabym wykorzystać na taką
okazję. Żadna z moich przyjaciółek nie wyszła za mąż, poza
Arlene, która brała ślub tyle razy, że nawet nie myślała o
druhnach. Wszystkie z tych kilku ładnych rzeczy, które
kupiłam z okazji wampirzych imprez, zniszczyły się... w
wyjątkowo nieprzyjemny sposób.
Zwykle robię zakupy w sklepie mojej przyjaciółki, Tary,
ale po szóstej miała już zamknięte. Pojechałam więc po pracy
do Monroe, do centrum handlowego Pecanland.
Poszczęściło mi się w Dillard's. Prawdę mówiąc, byłam
tak zadowolona z sukienki, że wzięłabym ją, nawet gdyby nie
była przeceniona, a cenę obniżono ze stu pięćdziesięciu do
dwudziestu pięciu dolarów - prawdziwy triumf zakupowy.
Miała prosty krój, różany odcień, górę z cekinami i szyfonowy
dół, była bez ramiączek. Rozpuszczę włosy, założę perłowe
kolczyki babci i wezmę srebrne obcasy, które też mocno
przeceniono.
Kiedy już załatwiłam sprawy najważniejsze, odpisałam
uprzejmie, że przyjmuję zaproszenie, i wysłałam odpowiedź
Charlaine Harris
DOTYK MARTWYCH Wszystkim czytelnikom, którzy pragną Sookie do ostatniej kropli. WSTĘP Kiedy pierwszy raz poproszono mnie, żebym napisała opowiadanie o mojej bohaterce Sookie Stackhouse, nie byłam pewna, czy dam radę. Życie i historia Sookie są tak skomplikowane, że nie wiedziałam, czy zdołam stworzyć spójny krótki tekst, który naprawdę by ją oddał. Nadal nie jestem pewna, czy mi się udało, ale dobrze się bawiłam, próbując tego dokonać. Niektóre próby były bardziej udane od innych. Trudno było wpasować opowiadania do całokształtu historii Sookie, nie zostawiając widocznych szwów. Czasem mi się udawało, czasem nie. W tym wydaniu spróbowałam wyszlifować historię, którą najzabawniej mi się pisało, ale która nie chciała wpasować się w swoją chronologiczną niszę niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam ją tam upchnąć („Noc Drakuli"). Opowieści te układają się w życiu Sookie w następującej kolejności: „Wróżkowy pył" (opublikowany w „Powers of Detection"), „Noc Drakuli" (z „Many Bloody Returns"), „Krótka odpowiedź" (z „Bite"), „Fart" (z „Unusual Suspects") i „Prezent" (z „Wolfsbane and Mistletoe"). „Wróżkowy pył" opowiada o wróżkach trojaczkach - Claudzie, Claudine i Claudette. Po tym, jak Claudette zostaje zamordowana, Claude i Claudine proszą Sookie o pomoc we wskazaniu winowajcy. Claude sporo zyskuje przy okazji tej historii, której akcja rozgrywa się po wydarzeniach przedstawionych w Martwym dla świata. W „Nocy Drakuli" Eric zaprasza Sookie do „Fangtasii" na obchody urodzin Drakuli, coroczne wydarzenie, które sprawia, że Eric niemalże wariuje z podniecenia, ponieważ Drakula jest dla niego wielkim bohaterem. Niestety, „Drakula", który pojawia się na przyjęciu, niekoniecznie musi okazać się prawdziwy. Eric świętuje „Noc Drakuli" przed akcją powieści Martwy jak zimny trup. Po wydarzeniach powieści Martwy jak zimny trup, w opowiadaniu „Krótka odpowiedź" do Sookie dociera wieść o śmierci jej kuzynki Hadley. Sookie zostaje poinformowana o zgonie Hadley przez pana Cataliadesa, prawnika i półdemona,
który ma dość obmierzłego kierowcę i nieoczekiwanego pasażera w swojej limuzynie. „Fart" to beztroska opowieść osadzona w Bon Temps w czasach po powieści Wszyscy martwi razem. Wiedźma Amelia Broadway i Sookie postanawiają wyjaśnić, kto uwziął się na agentów ubezpieczeniowych w miasteczku. W Wigilię Bożego Narodzenia Sookie przyjmuje nieoczekiwanego gościa w „Prezencie". Jest samotna i trochę się nad sobą użala, kiedy ranny wilkołak obdarowuje ją niezwykle przyjemnym podarkiem. Cieszę się, że przytrafiają jej się takie ciekawe święta, zanim nadejdą ponure wydarzenia przedstawione w Martwym i nieobecnym. Świetnie się bawiłam, pisząc te opowiadania. Niektóre są naprawdę beztroskie, inne nieco bardziej poważne, ale wszystkie rzucają trochę światła na rozliczne aspekty życia Sookie i okresy, których nie opisałam w powieściach. Mam nadzieję, że będziecie równie dobrze bawić się, czytając je, jak ja, kiedy je pisałam. Bawmy się! Charlaine Harris WRÓŻKOWY PYŁ Nie cierpię, jak do baru przychodzą wróżki. Nie dostaniesz od nich złamanego grosza napiwku - nie dlatego, że są skąpe, ale dlatego, że po prostu zapominają. Weźmy Claudine, wróżkę, która właśnie przekraczała próg. Sześć stóp wzrostu, długie czarne włosy, prześliczna; nie wyglądało na to, żeby brakowało jej kasy albo ciuchów (a urzekała facetów tak, jak arbuz przyciąga muchy). Jednakże Claudine rzadko kiedy pamiętała, żeby zostawić choć dolara. A jeśli jest pora lunchu, to musisz jeszcze zabrać ze stolika miskę z plasterkami cytryny. Wróżki są uczulone na cytryny i limonki, tak jak wampiry mają alergię na srebro i czosnek. Tamtego wiosennego wieczoru, kiedy Claudine weszła, już miałam podły nastrój. Byłam wściekła na mojego byłego chłopaka, Billa Comptona, zwanego również Wampirem Billem; mój brat, Jason, który miał mi pomóc przenieść szafę, znowu przełożył to na inny termin, no i dostałam jeszcze pocztą zawiadomienie o podatku od nieruchomości. Kiedy więc Claudine usiadła przy jednym z moich stolików, pomaszerowałam do niej bez specjalnej radości. - Nie ma żadnych wampirów? - zapytała wprost. - Nawet Billa? Wampiry lubią wróżki tak, jak psy uwielbiają kości -
świetna zabawa i świetne żarcie. - Nie dzisiaj - odpowiedziałam. - Bill jest w Nowym Orleanie. Odbieram jego pocztę. Mówcie mi: frajerka. Claudine się rozluźniła. - Najdroższa Sookie - powiedziała. - Chcesz coś? - Och, chyba wezmę to wasze ohydne piwo - odpowiedziała, krzywiąc się. Claudine nie przepadała tak naprawdę za alkoholem, za to lubiła bary. Jak większość wróżek, uwielbiała skupiać na sobie uwagę i pławić się w uwielbieniu. Mój szef Sam mówił, że to typowe dla wróżek. Przyniosłam jej piwo. - Masz chwilkę? - zapytała. Zmarszczyłam czoło, Claudine nie wyglądała na tak radosną jak zwykle. - Tylko chwilkę. Od stolika przy drzwiach już dolatywały przywołujące mnie gwizdy i wrzaski. - Mam dla ciebie pracę. Chociaż propozycja wiązała się z Claudine, którą lubiłam, ale której nie ufałam, zainteresowała mnie. Pewnie, że przydałoby mi się nieco gotówki. - A co mam zrobić? - Potrzebuję, żebyś posłuchała paru ludzi. - A oni się na to piszą? Claudine spojrzała na mnie niewinnie. - Co masz na myśli, skarbie? Nie cierpiałam tej śpiewki. - No, czy chcą, żeby ich, ehm, słuchać? - To goście mojego brata, Claude'a. Nie wiedziałam, że Claudine ma brata. Niewiele wiem o wróżkach. Claudine to jedyna wróżka, jaką poznałam. Jeśli ona była typowa dla swojego rodzaju, nie bardzo pojmowałam, jak wróżki przetrwały wyplenienie. Zresztą i tak nie pomyślałabym, że północna Luizjana jest specjalnie gościnna dla stworzeń w rodzaju wróżek. Ta część stanu to głównie wiochy, żeby nie powiedzieć: protestancki ciemnogród. W moim małym miasteczku Bon Temps, ledwie wystarczająco dużym, żeby dorobić się własnego Wal - Marta, nie widziano wampira przez całe dwa lata po tym, jak ujawniły swoje istnienie i zamiar pokojowej współegzystencji z nami. Może dobrze, że tak się to odwlekło, bo miejscowi zdążyli przywyknąć do idei, zanim zjawił się Bill. Miałam
jednak przeczucie, że ta poprawna politycznie tolerancja dla wampirów zniknęłaby, gdyby moi współmieszkańcy dowiedzieli się o łakach, zmiennokształtnych i wróżkach. I kto wie, o czym jeszcze. - W porządku, Claudine. Kiedy? Hałaśliwy stolik już ryczał: - Walnięta Sookie! Walnięta Sookie! Ludzie robili tak tylko wtedy, kiedy za dużo wypili. Przywykłam do tego, ale nadal mnie to bolało. - Kiedy dzisiaj kończysz? Ustaliłyśmy, że Claudine podjedzie po mnie do domu po tym, jak skończę pracę. Wyszła, nie dopiwszy piwa. I nie zostawiwszy napiwku. Mój szef, Sam Merlotte, skinął w stronę drzwi, przez które właśnie wyszła. - Czego chciała wróżka? Sam był zmiennokształtnym. - Chce, żebym coś dla niej zrobiła. - Gdzie? - Chyba tam, gdzie mieszka. Ma brata, wiedziałeś? - Chcesz, żebym z tobą pojechał? Sam jest przyjacielem, ale takim, o którym czasem snuje się fantazje. Dozwolone od lat osiemnastu. - Dzięki, ale chyba dam sobie radę z Claudine. - Nie poznałaś jej brata. - Nic mi nie będzie. Przywykłam do zarywania nocy, nie tylko z tego powodu, że jestem kelnerką, ale też dlatego, że długo spotykałam się z Billem. Zanim Claudine przyjechała do mojego starego domu w lesie, zdążyłam przebrać się z mundurka kelnerki w czarne dżinsy i szarozielony bliźniak (z wyprzedaży w JCPenney), ponieważ noc była chłodna. Rozpuściłam włosy. - Powinnaś nosić niebieski zamiast zielonego - powiedziała Claudine - pod kolor twoich oczu. - Dzięki za poradę stylistyczną. - Nie ma za co. Wyglądało na to, że Claudine naprawdę cieszy się, mogąc podzielić się ze mną swoim wyczuciem stylu. Jednakże jej uśmiech, zwykle tak promienny, wydawał się zabarwiony smutkiem. - Czego mam się dowiedzieć od tych ludzi? - Porozmawiamy o tym, jak już będziemy na miejscu - odparła i nie odezwała się już ani słowem, kiedy jechałyśmy
na wschód. Zwykle Claudine cały czas paple. Zaczynałam czuć, że to nie było zbyt mądre z mojej strony zgodzić się na tę robotę. Claudine i jej brat mieszkali w ogromnym domu w stylu rancza na przedmieściach Monroe, miasteczka, które miało nie tylko Wal - Mart, ale całe centrum handlowe. Zapukała do frontowych drzwi w umówiony sposób. Po minucie drzwi się otworzyły. Zrobiłam wielkie oczy. Claudine nie wspomniała, że ma brata bliźniaka. Gdyby Claude włożył ubrania siostry, można by go z nią pomylić; to było upiorne. Włosy miał krótsze od Claudine, chociaż niewiele. Spiął je na karku, ale zakrył uszy. Miał szersze ramiona, za to nie zauważyłam śladu zarostu, nawet o tak później porze. Może wróżki płci męskiej nie mają żadnych włosów na ciele? Claude wyglądał jak model bielizny od Calvina Kleina. Właściwie, gdyby projektant znalazł się tutaj, z miejsca podpisałby z bliźniakiem kontrakt. I na dodatek by go obślinił. Claude odsunął się, żeby nas wpuścić. - To ona? - zapytał. Claudine skinęła głową. - Sookie, to mój brat, Claude. - Miło mi - powiedziałam. Wyciągnęłam rękę. Nieco zaskoczony uścisnął moją dłoń. Spojrzał na siostrę. - Jest bardzo ufna. - Ludzie - powiedziała Claudine i wzruszyła ramionami. Claude poprowadził mnie przez bardzo konwencjonalny salon i wyłożonym boazerią korytarzem do pokoju dziennego. Siedział tam na krześle mężczyzna - siedział, bo nie miał innego wyjścia. Był przywiązany do krzesła czymś, co wyglądało jako nylonowy sznurek. Był niskim, napakowanym blondynem o piwnych oczach. Wyglądał na mojego rówieśnika, dwudziestosześciolatka. - Ej - powiedziałam, ale nie podobało mi się, jak piskliwie zabrzmiał mój głos. - Dlaczego ten gość jest związany? - Bo w przeciwnym wypadku by uciekł - odpowiedział Claude. Ukryłam na chwilę twarz w dłoniach. - Posłuchajcie, wy dwoje, nie mam nic przeciwko temu, żeby zajrzeć do tego gościa, jeśli zrobił coś złego albo jeśli chcecie go sprzątnąć jako podejrzanego za zbrodnię, jakiej dokonał przeciwko wam. Ale jeśli chcecie się tylko
dowiedzieć, czy naprawdę was kocha albo coś równie głupiego... O co wam tak naprawdę chodzi? - Myślimy, że zabił naszą siostrę, Claudette. Prawie mi się wyrwało: „To was jest trójka?", ale wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie jest najważniejsze pytanie. - Myślicie, że zamordował waszą siostrę. Claudine i Claude zgodnie skinęli głowami. - Tej nocy - dodał Claude. - W porządku - mruknęłam i pochyliłam się nad blondynem. - Wyjmuję mu knebel. Mimo że nie wyglądali na zadowolonych, zsunęłam mu chusteczkę na szyję. Młody mężczyzna powiedział: - Ja tego nie zrobiłem. - Dobrze. Wiesz, czym jestem? - Nie. Nie jesteś tym, czym oni, prawda? Nie wiem, za kogo brał Claude'a i Claudine, jakimi przymiotami nie z tego świata go zaskoczyli. Uniosłam włosy, żeby pokazać, że uszy mam zaokrąglone, nie spiczaste, ale nadal nie wyglądał na usatysfakcjonowanego. - Nie jesteś wampirem? Pokazałam mu zęby. Kły wydłużają się tylko wtedy, kiedy wampiry podniecają się krwią, walką albo seksem, ale pozostają wyjątkowo ostre nawet kiedy są małe. Ja miałam całkiem zwyczajne kły. - Jestem po prostu zwykłym człowiekiem - powiedziałam. - To znaczy, nie tak do końca. Potrafię czytać w myślach. Przeraził się. - Czego się boisz? Jeżeli nikogo nie zabiłeś, nie masz się czego bać. Starałam się mówić głosem ciepłym jak masło roztapiające się na gorącej kolbie kukurydzy. - Co oni mi zrobią? A jeśli się pomylisz i powiesz im, że to zrobiłem? Co oni wtedy zrobią? Dobre pytanie. Spojrzałam na tamtą dwójkę. - Zabijemy go i zjemy - powiedziała Claudine ze zniewalającym uśmiechem. Kiedy blondyn oderwał od niej wzrok i spojrzał na Claude'a oczami wielkimi ze strachu, mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Z tego, co wiedziałam, Claudine mogła mówić serio. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam, żeby coś jadła. Wkroczyliśmy na niebezpieczne tereny. Starałam się wspierać moją rasę, kiedy tylko mogłam. A
przynajmniej wyciągać jej przedstawicieli z opałów. Żywych. Powinnam była przyjąć propozycję Sama. - Czy ten mężczyzna jest jedynym podejrzanym? - zapytałam bliźniaków. (Zastanawiałam się, czy powinnam nazywać ich bliźniakami. Bardziej na miejscu byłoby myśleć o nich jak o dwóch trzecich trojaczków. E tam, to zbyt skomplikowane). - Nie, mamy jeszcze drugiego w kuchni - odpowiedział Claude. - I kobietę w spiżarni. W innej sytuacji uśmiechnęłabym się. - Skąd pewność, że Claudette nie żyje? - Przyszła do nas jako duch i nam powiedziała - odparł Claude. - To pośmiertny rytuał naszej rasy. Przysiadłam na piętach, próbując wymyślić inteligentne pytanie. - Kiedy to się dzieje, duch mówi wam o okolicznościach śmierci? - Nie. - Claudine pokręciła głową i jej długie czarne włosy zafalowały. - To bardziej przypomina ostateczne pożegnanie. - Znaleźliście ciało? Byli wyraźnie zdegustowani. - My gaśniemy - wyjaśnił Claude wyniosłym tonem. To tyle, jeśli idzie o zbadanie ciała. - Możecie mi powiedzieć, gdzie Claudette była, kiedy, ehm, zgasła? - zapytałam. - Im więcej wiem, tym lepsze pytania mogę zadać. Czytanie w myślach nie jest takie proste. Zadanie właściwego pytania jest kluczowe dla wywołania odpowiedniej myśli. Usta mogą mówić cokolwiek. Jeżeli jednak nie zadasz właściwego pytania, odpowiednia myśl nigdy nie wyskoczy. - Claudette i Claude są tancerzami egzotycznymi w „Hooligans" - oznajmiła z dumą Claudine, jakby właśnie powiedziała, że należą do drużyny olimpijskiej. Nigdy wcześniej nie poznałam striptizera. Złapałam się na tym, że miałabym bardziej niż tylko trochę ochotę zobaczyć, jak Claude się rozbiera, ale zmusiłam się do skupienia na zmarłej Claudette. - Więc Claudette pracowała zeszłej nocy? - Miała zbierać kasę przy wejściu. To był wieczór dla pań. - Aha. W porządku. Więc, ehm, występowałeś? -
zapytałam Claude'a. - Tak. Dajemy dwa pokazy w wieczory dla pań. Byłem piratem. Starałam się zdusić obraz, jaki pojawił mi się w głowie. - A ten mężczyzna? - Skinęłam głową w stronę blondyna, który był naprawdę świetny, jeśli idzie o powstrzymywanie się od błagania i proszenia. - Ja też jestem striptizerem - odpowiedział. - Byłem policjantem. W porządku. Po prostu upchnij całą wyobraźnię do pudła i dobrze na nim usiądź, Sookie. - Nazywasz się? - Barry Cyrulik to mój sceniczny pseudonim. Naprawdę nazywam się Ben Simpson. - Barry Cyrulik? - Lubię golić ludzi. Przez chwilę miałam pustkę w głowie, a potem poczułam, jak rumieniec zalewa mi policzki, i zdałam sobie sprawę, że nie chodzi mu o zarost na policzkach. - A pozostałe dwie osoby to kto? - zapytałam bliźniąt. - Kobieta w spiżarni to Rita Child. Właścicielka „Hooligans" - wyjaśniła Claudine. - A mężczyzna w kuchni to Jeff Puckett. Wykidajło. - Dlaczego wybraliście tę trójkę ze wszystkich pracowników klubu? - Bo mieli na pieńku z Claudette. To była bardzo dynamiczna kobieta - odpowiedział z powagą Claude. - Dynamiczna, dobre sobie - odezwał się Barry Cyrulik, udowadniając, że takt nie jest niezbędny do pracy striptizera. - Ta kobieta to był diabeł wcielony. - Jej charakter nie jest istotny dla ustalenia, kto ją zabił - zauważyłam, i to zamknęło mu usta. - Wskazuje tylko motyw. Kontynuuj, proszę - powiedziałam do Claude'a. - Gdzie była wasza trójka? I gdzie byli ludzie, których tu trzymacie? - Claudine była tutaj, przygotowywała dla nas kolację. Pracuje w obsłudze klienta w „Dillard's". Na pewno była w tym świetna; jej niesłabnąca radość mogła każdego spacyfikować. - Jak już mówiłem, Claudette miała pobierać opłaty za wstęp przy wejściu - ciągnął Claude. - Barry i ja występowaliśmy. Rita zawsze odkłada do sejfu wpływy za pierwszy występ, żeby Claudette nie musiała siedzieć z kupą kasy. Parę razy nas obrabowano. Jeff przez większość czasu
siedział za Claudette, w małej budce tuż za głównym wejściem. - Kiedy Claudette zniknęła? - Zaraz po tym, jak zaczął się drugi występ. Rita mówi, że zabrała wpływy z pierwszego i zaniosła do sejfu, i że Claudette jeszcze tam była, kiedy ona wychodziła. Ale Rita jej nienawidzi, bo Claudette zamierzała odejść z „Hooligans" do „Foxes", a ja poszedłbym z nią. - „Foxes" to drugi klub? Claude pokiwał głową. - Dlaczego odchodziliście? - Lepsza płaca, większe garderoby. - W porządku, to byłby motyw Rity. A co z Jeffem? - Mnie i Jeffa coś łączyło - przyznał Claude. (Moja piracka fantazja zatonęła). - Claudette powiedziała mi, żebym z nim zerwał, bo mogę znaleźć sobie kogoś lepszego. - A ty posłuchałeś jej rady na temat twojego życia miłosnego? - Była z nas najstarsza, o dobre kilka minut - odpowiedział po prostu. - Ale ja go ko... bardzo go lubię. - A co z tobą, Barry? - Zniszczyła mój numer - odparł ponuro Barry. - W jaki sposób? - Wrzasnęła: „Szkoda, że twoja pałka nie jest większa!", kiedy już kończyłem. Wyglądało na to, że Claudette z całego serca pragnęła śmierci. - W porządku - powiedziałam, ustalając sobie plan działania. Przyklękłam przed Barrym. Położyłam mu rękę na ramieniu. Wzdrygnął się. - Ile masz lat? - Dwadzieścia pięć - odpowiedział, ale jego umysł podał mi inną odpowiedź. - Kłamiesz, prawda? - zapytałam łagodnie. Miał prześliczną opaleniznę, prawie tak ładną jak moja, ale pobladł pod nią. - Tak - odpowiedział zduszonym głosem. - Mam trzydzieści lat. - Nie miałem pojęcia - powiedział Claude, a Claudine kazała mu być cicho. - A dlaczego nie lubiłeś Claudette? - Obraziła mnie na oczach publiczności. Już ci mówiłem.
Obraz w jego umyśle był inny. - A na osobności? Powiedziała ci coś na osobności? W końcu czytanie w umysłach to nie oglądanie telewizji. Ludzie nie wiążą rzeczy w głowach tak, jak opowiadaliby historię drugiej osobie. Barry wyglądał na zakłopotanego i jeszcze bardziej rozzłoszczonego. - Tak, na osobności też. Przez pewien czas sypialiśmy ze sobą, a potem pewnego dnia straciła zainteresowanie. - Powiedziała ci, dlaczego? - Powiedziała mi, że jestem... niewystarczający. Nie takiego słowa użyła. Zakłopotałam się, gdy usłyszałam prawdziwe słowa w jego głowie. - Co robiłeś między występami, Barry? - Mieliśmy godzinę. Mogłem zmieścić w tym czasie dwa golenia. - Dostajesz za to pieniądze? - Pewnie. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale nie było w tym wesołości. - Myślisz, że goliłbym komuś obcemu krocze, gdybym nie dostawał za to kasy? Zrobiłem z tego prawdziwy rytuał. Zachowuję się, jakby to mnie kręciło. Dostaję stówę za numer. - Kiedy widziałeś Claudette? - Gdy wyszedłem po pierwszego klienta, zaraz po pierwszym występie. Ona i jej chłopak stali przy budce. Powiedziałem już tej dwójce, że tam ich spotkałem. - Rozmawiałeś z Claudette? - Nie, tylko na nią popatrzyłem. - W jego głosie brzmiał smutek. - Widziałem Ritę, szła do budki z woreczkiem na pieniądze. Widziałem też Jeffa, siedział na stoliku w głębi budki, tam gdzie zwykle. - A potem poszedłeś na golenie? Skinął głową. - Ile czasu to trwa? - Zwykle około trzydziestu, czterdziestu pięciu minut, więc zapisanie dwóch klientów było trochę ryzykowne, ale się udało. Robię to w garderobie, a chłopaki nam nie przeszkadzają. Zaczynał się rozluźniać, a myśli w jego głowie uspokajamy się i płynęły swobodniej. Pierwszą klientką tego wieczoru była kobieta chuda jak szkielet - była tak wychudzona, że Barry zastanawiał się, czy nie umrze mu w trakcie golenia. Uważała, że jest piękna, i najwyraźniej sprawiało jej przyjemność pokazywanie mu swojego ciała. Jej
chłopaka strasznie kręcił taki układ. Słyszałam Claudine brzęczącą w tle, ale nie otwierałam oczu i trzymałam ręce na Barrym, widząc jego drugiego „klienta", faceta. I nagle zobaczyłam jego twarz. O, rety. To był ktoś, kogo znałam - wampir Maxwell Lee. - W barze był wampir - powiedziałam, nie otwierając oczu. - Barry, co zrobił, kiedy skończyłeś go golić? - Wyszedł. Widziałem, jak wychodzi tylnymi drzwiami. Zawsze pilnuję, żeby klienci opuszczali kulisy. Tylko pod tym warunkiem Rita pozwala mi zajmować się goleniem w klubie. Oczywiście, Barry nie wiedział, jaki kłopot mają wróżki z wampirami. Niektóre wampiry panują nad sobą mniej niż inne, gdy w grę wchodzą wróżki. Wróżki były silne, silniejsze od ludzi, ale wampiry to najsilniejsze istoty na świecie. - I nie poszedłeś z powrotem do budki, żeby pogadać z Claudette? - Nie widziałem jej więcej. - Mówi prawdę - powiedziałam do Claudine i Claude'a. Zawsze mogłam zadać jeszcze inne pytania, ale przy pierwszym „przesłuchaniu" Barry nic nie wiedział o zniknięciu Claudette. Claude zaprowadził mnie do spiżarni, gdzie czekała Rita Child. Było to osobne pomieszczenie, bardzo schludne, ale nie pomyślane dla dwóch osób, zwłaszcza gdy jedna z nich siedzi na biurowym krześle na kółkach przyklejona do niego taśmą izolacyjną. Poza tym, Rita Child była pokaźną kobietą. Wyglądała dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie właścicielkę klubu ze striptizem - wymalowana, farbowana brunetka upchnięta w wyzywającą sukienkę i najnowocześniejszą bieliznę, która ją ściskała i wypychała, nadając prowokacyjne kształty. Poza tym była wściekła jak furia. Próbowała mnie kopnąć i straciłabym oko przez jej wysoki obcas, gdybym nie szarpnęła się do tyłu, kiedy przed nią klękałam. Z wdziękiem hipopotama wylądowałam na zadku. - Żadnych takich, Rita - rzucił spokojnie Claude. - Tu nie jesteś szefową. To nasz dom. Pomógł mi wstać i beznamiętnie otrzepał moje pośladki. - Chcemy się tylko dowiedzieć, co się stało z naszą siostrą - powiedziała Claudine. Rita wydała z siebie jakiś dźwięk przez knebel - dźwięk, który nie brzmiał pojednawczo. Odniosłam wrażenie, że ma w głębokim poważaniu powody, dla których bliźnięta porwały ją
i związały w spiżarni. Usta zaklejono jej taśmą, zamiast posłużyć się kneblem z materiału, więc po numerze z kopaniem z przyjemnością zerwałam taśmę. Rita posłała w moim kierunku kilka epitetów odnoszących się do mojego pochodzenia i zasad moralnych. - Przyganiał kocioł garnkowi - powiedziałam, kiedy zrobiła sobie przerwę na złapanie oddechu. - A teraz uważaj! Nie będę wysłuchiwała takich rzeczy od ciebie. Masz się zamknąć i odpowiedzieć na moje pytania. Najwyraźniej nie ogarnęłaś jeszcze sytuacji, w której się znalazłaś. Trochę się uspokoiła. Nadal piorunowała mnie wzrokiem, mrużąc ciemne oczy i szarpiąc się w pętach, ale najwyraźniej zaczynała co nieco rozumieć. - Zaraz cię dotknę - uprzedziłam. Bałam się, że może mnie ugryźć, jeśli dotknę jej nagiego ramienia, więc położyłam rękę na jej przedramieniu tuż nad nadgarstkiem, który miała przymocowany do podłokietnika krzesła. Jej głowa była kłębowiskiem furii. Rita nie myślała jasno, bo była za bardzo rozeźlona i całą umysłową energię skierowała na przeklinanie bliźniaków, a teraz także mnie. Podejrzewała, że jestem jakimś nadnaturalnym zabójcą, więc uznałam, że nie zaszkodzi, jeśli rzeczywiście przez chwilę będzie się mnie bała. - Kiedy widziałaś Claudette tej nocy? - zapytałam. - Kiedy poszłam po pieniądze z pierwszego numeru - warknęła i rzeczywiście, zobaczyłam wyciągniętą dłoń Rity i smukłą, białą rękę umieszczającą w niej zamknięty, winylowy worek na pieniądze. - Kiedy trwał, pracowałam u siebie w biurze. Ale chodzę po pieniądze w przerwie, żebyśmy nie stracili za dużo, gdyby nas obrobili. - Dała ci torbę z pieniędzmi i wyszłaś? - Aha. Poszłam schować gotówkę w sejfie, zanim skończy się drugi występ. Więcej jej nie widziałam. Miałam wrażenie, że Rita mówi prawdę. Nie zobaczyłam w jej głowie żadnej więcej wizji z Claudette. Dostrzegłam jednak mnóstwo zadowolenia z powodu jej śmierci i ponurą determinację, żeby zatrzymać Claude'a w klubie. - Nadal wybierasz się do „Foxes", teraz, kiedy nie ma już Claudette? - zapytałam go, żeby sprowokować w głowie Rity reakcję, która mogłaby coś zdradzić. Claude spojrzał na mnie z góry, zaskoczony i zdegustowany.
- Nie miałem czasu, żeby zastanowić się nad tym, co przyniesie jutro - warknął. - Właśnie straciłem siostrę. Umysł Rity podskoczył z radości - jeśli można tak to ująć. Okropnie się zabujała w Claudzie. A patrząc od strony praktycznej, Claude był wielkim magnesem dla „Hooligans", bo nawet kiedy miał wolne, potrafił roztaczać madę, która sprawiała, że tłumy dużo wydawały. Claudette nie była taka chętna do wykorzystywania swoich mocy dla zysków Rity, ale Claude nawet się nad tym nie zastanawiał. Posługiwanie się wrodzonymi umiejętnościami, żeby przyciągać ludzi, którzy będą go podziwiać - to wypływało z ego Claude'a i miało niewiele wspólnego z ekonomią. To wszystko zebrałam od Rity w jednym przebłysku. - W porządku - powiedziałam, wstając. - Skończyłam z nią. Była szczęśliwa. Wyszliśmy ze spiżarni do kuchni, gdzie czekał ostatni kandydat na mordercę. Wepchnięto go pod stół, a przed nim stała szklanka ze słomką, żeby mógł się pochylić i napić. Jeffowi Puckettowi popłacił fakt, że był dawnym kochankiem Claude'a. Nie miał nawet zaklejonych ust. Popatrzyłam na Claude'a, a potem na Jeffa, próbując ich rozgryźć. Jeff miał jasne wąsy, które prosiły się o przystrzyżenie, i dwudniowy zarost na policzkach. Oczy miał wąskie, piwne. Na ile potrafiłam to ocenić, był w lepszej formie niż większość wykidajłów, których znałam, i nawet był wyższy od Claude'a. Mimo to, nie zrobił na mnie wrażenia i pomyślałam chyba po raz milionowy, że miłość bywa dziwna. Widać było, że Claude zebrał się w sobie, kiedy przyszło mu stawić czoło byłemu kochankowi. - Jestem tu, żeby się dowiedzieć, co wiesz o śmierci Claudette - powiedziałam od razu, bo przesłuchiwaliśmy Ritę, znajdując się dosłownie tuż za rogiem. - Jestem telepatką, zaraz cię dotknę i zadam kilka pytań. Jeff skinął głową. Był bardzo spięty. Nie odrywał oczu od Claude'a. Stanęłam za nim, bo dalej tkwił pod stołem, i położyłam ręce na jego szerokich ramionach. Odciągnęłam mu T - shirt, tylko odrobinę, żeby kciukiem dotknąć szyi. - Jeff, powiedz mi, co widziałeś dziś w nocy - poprosiłam. - Claudette przyszła zbierać pieniądze za pierwszy numer - powiedział. Głos miał wyższy niż się spodziewałam. I nie pochodził z tych okolic. Może jest z Florydy, pomyślałam.
- Nie mogłem jej znieść, bo nabruździła mi w życiu prywatnym, więc nie chciałem z nią siedzieć. Ale Rita mi kazała, więc siedziałem. Siedziałem na stołku i patrzyłem, jak Claudette zbiera pieniądze i chowa je do torby. Trochę zostawiła w szufladzie, żeby mieć do wydawania reszty. - Ktoś z klientów sprawiał jej kłopoty? - Nie. To był wieczór dla pań, a kobiety nigdy nie rozrabiają przy wejściu. Narozrabiały za to przy drugim numerze. Musiałem wyciągnąć zza kulis jedną panienkę, która za bardzo napaliła się na „budowlańca", ale przez większość czasu siedziałem na stołku i patrzyłem. - A kiedy Claudette zniknęła? - Gdy wróciłem po tym, jak odstawiłem panienkę z powrotem do jej stolika, Claudette już nie było. Rozejrzałem się za nią, poszedłem zapytać Ritę, czy Claudette powiedziała jej, że robi sobie przerwę. Sprawdziłem nawet w damskiej toalecie. Dopiero gdy wróciłem do budki, zauważyłem ten mieniący się proszek. - Jaki mieniący się proszek? - Tyle z nas zostaje, kiedy gaśniemy - mruknął Claude. - Wróżkowy pył. Zmietli go i zachowali? Pewnie nie wypadało pytać. - I zanim się zorientowałem, skończyła się druga tura i klub już zamykano, więc zajrzałem za kulisy i wszędzie szukałem jakiegoś śladu Claudette, a potem znalazłem się tutaj z Claudem i Claudine. Nie robił wrażenia szczególnie wściekłego. - Wiesz cokolwiek o śmierci Claudette? - Nie. Żałuję. Wiem, że Claude'owi jest ciężko. - Nie spuszczał oczu z Claude'a, tak jak Claude nie odrywał wzroku od niego. - Rozdzieliła nas, ale teraz już jej nie ma. - Muszę wiedzieć - powiedział Claude przez zaciśnięte zęby. Po raz pierwszy zastanowiłam się, co bliźnięta zrobią, jeśli nie zdołam znaleźć winowajcy. I ta straszna myśl pobudziła mój umysł do żywszego działania. - Claudine?! - zawołałam. Claudine weszła do kuchni z jabłkiem w ręku. Była głodna i wyglądała na zmęczoną. Nie zdziwiłam się. Pewnie pracowała przez cały dzień, a teraz zarywała noc i jeszcze rozpaczała po siostrze. - Możesz przywieźć tu Ritę? - zapytałam. - Claude, dasz radę przyciągnąć tu Barry'ego?
Kiedy wszyscy zebrali się w kuchni, powiedziałam: - Wszystko, co widziałam i słyszałam, wskazuje na to, że Claudette zniknęła w czasie drugiego występu. Po chwili zastanowienia wszyscy skinęli głowami. Barry i Rita znowu byli zakneblowani i pomyślałam, że to dobrze. - W czasie pierwszego numeru - mówiłam powoli, żeby niczego nie pokręcić - Claudette zebrała pieniądze. Claude był na scenie. Barry był na scenie. A nawet kiedy nie był na scenie, nie przyszedł do budki. Rita była w biurze. Wszyscy wokół kiwali głowami. - W czasie przerwy między pokazami klub opustoszał. - Zgadza się - przytaknął Jeff. - Barry przyszedł przywitać klientów, a ja upewniłem się, że wszyscy inni wyszli. - Więc przez chwilę nie było cię w budce. - No tak, cóż, chyba tak. Robię to tak często, że nawet o tym nie pomyślałem. - I także w czasie przerwy Rita przyszła odebrać od Claudette woreczek z pieniędzmi. Rita stanowczo pokiwała głową. - A pod koniec przerwy wyszli klienci Barry'ego. Barry skinął głową. - Claude, a co z tobą? - Wyszedłem, żeby przegryźć coś w przerwie - powiedział. - Nie mogę za dużo zjeść przed tańcem, ale coś muszę. Wróciłem i Barry był już sam, szykował się do drugiego numeru. Ja też się przygotowałem. - A ja wróciłem na stołek - powiedział Jeff. - Claudette siedziała z powrotem przy okienku w kasie. Była już gotowa, miała naszykowaną szufladę z drobnymi, stempel i worek na pieniądze. Nadal się do mnie nie odzywała. - Ale jesteś pewien, że to była Claudette? - zapytałam ni stąd, ni zowąd. - To nie była Claudine, jeśli o to ci chodzi - odpowiedział. - Claudine jest tak słodka, jak kwaśna była Claudette. Nawet siadają w inny sposób. Claudine wyglądała na zadowoloną; wyrzuciła ogryzek do kosza na śmieci. Uśmiechnęła się do mnie, z miejsca wybaczając mi pytanie na jej temat. Jabłko! Wyraźnie zniecierpliwiony Claude chciał coś powiedzieć. Uniosłam rękę. Zamknął usta. - Poproszę Claudine, żeby zdjęła wam kneble - powiedziałam do Rity i Barry'ego. - Ale nie chcę, żebyście się
odzywali, dopóki nie zadam wam pytania, w porządku? Oboje pokiwali głowami. Claudine zdjęła kneble, a Claude spiorunował mnie wzrokiem. Myśli pędziły mi przez głowę jak spłoszone stado. - Co Rita zrobiła z workiem na pieniądze? - Po pierwszym numerze? - Jeff wyglądał na zakłopotanego. - Już ci mówiłem: zabrała ze sobą. W głowie rozbrzmiały mi dzwonki alarmowe. Wiedziałam, że jestem na dobrym tropie. - Powiedziałeś, że kiedy zobaczyłeś Claudette czekającą na zebranie opłaty za drugi numer, miała wszystko przygotowane. - Aha. Co z tego? Miała stempel do rąk, miała drobne w szufladzie, miała worek na pieniądze - powtórzył Jeff. - Właśnie. Claudette musiała mieć drugi worek na drugi występ. Rita pierwszy zabrała. Więc kiedy Rita przyszła zabrać pieniądze z pierwszego numeru, musiała trzymać w ręku drugi worek, prawda? Jeff próbował sobie przypomnieć. - No, chyba tak. - Co ty na to, Rita? - zapytałam. - Przyniosłaś drugi worek? - Nie - odpowiedziała. - W budce leżały dwa od początku wieczoru. Zabrałam tylko ten, który Claudette napełniła, a pusty został jej na utarg z drugiego numeru. - Barry, widziałeś, jak Rita wchodziła do budki? Blond striptizer zastanawiał się gorączkowo. Czułam, jak każda myśl uderza o wnętrze mojej głowy. - Trzymała coś w ręku - powiedział wreszcie. - Jestem pewien. - Nie! - wrzasnęła Rita. - Worek już tam był! - Co jest właściwie takiego ważnego w tym worku? - zapytał Jeff. - To tylko plastikowa torba z zamkiem, jak te, które dają w bankach. W jaki sposób mogła skrzywdzić Claudette? - A gdyby jej wnętrze wysmarować sokiem z cytryny? Bliźnięta wzdrygnęły się z wyrazem czystego przerażenia na twarzach. - To zabiłoby Claudette? - zapytałam ich. - O, tak - powiedział Claude. - Była wyjątkowo wrażliwa. Nawet cytrynowy zapach wywoływał u niej wymioty. Kiedyś przechodziła katusze w dniu prania, dopóki nie odkryliśmy, że
zmiękczacz ma cytrynowy zapach. Claudine musi sama chodzić na zakupy, tyle towarów ma ten ohydny zapach. Rita zaczęła krzyczeć - wyła jak piskliwy alarm samochodowy, który za nic nie chce się wyłączyć. - Przysięgam, że tego nie zrobiłam! - mówiła. - Nie zrobiłam! Nie! Za to jej umysł mówił: „Wpadam, wpadłam, wpadłam!". - Aha. Pewnie, że to zrobiłaś - powiedziałam. Ocalała część trojaczków stanęła przed krzesłem na kółkach. - Przepisz na nas swój klub - powiedział Claude. - Co? - Przepisz na nas klub. Zapłacimy ci za niego dolara. - Dlaczego miałabym to zrobić? Nie macie ciała! Nie możecie iść na policję! Co powiecie? „Jestem wróżką. Mam alergię na cytryny". - Roześmiała się. - Kto wam w to uwierzy? - Wróżki? - powiedział słabo Barry. Jeff się nie odezwał. Nie miał pojęcia, że trojaczki są uczulone na cytryny. Nie zdawał sobie sprawy, że jego kochanek to wróżka. Martwię się o rasę ludzką. - Barry powinien wyjść - zasugerowałam. Claude wyglądał, jakby się nakręcał. Patrzył na Ritę jak kot na kanarka. - Do widzenia, Barry - powiedział uprzejmie, rozwiązując striptizera. - Do zobaczenia jutro w klubie. Nasza kolej, żeby zarobić trochę kasy. - Ehm, pewnie - powiedział Barry, wstając. Przez cały ten czas Claudine poruszała ustami. Twarz Barry'ego nagle stała się pusta i rozluźniona. - Do zobaczenia - powiedział przyjaźnie. - Niezła impreza. - Miło było cię poznać - rzuciłam. - Wpadnij kiedyś na występ. Pomachał do mnie i wyszedł z domu, odprowadzony przez Claudine do frontowych drzwi. Wróciła w okamgnieniu. Claude uwalniał Jeffa. Pocałował go, powiedział: „Odezwę się do ciebie później" i delikatnie pchnął go ku tylnym drzwiom. Claudine rzuciła ten sam czar i twarz Jeffa także się rozluźniła, gdy opuściło go całe napięcie. - Cześć - powiedział, zamykając za sobą drzwi. - Na mnie też rzucicie te czary - mary? - zapytałam nieco
piskliwym głosem. - Oto twoje pieniądze - powiedziała Claudine. Wzięła mnie za rękę. - Dziękuję ci, Sookie. Myślę, że może to zapamiętać, co, Claude? Była taka świetna! Czułam się jak szczeniak, który zapamięta, gdzie mu nie wolno sikać. Claude przyglądał mi się chwilę, a potem skinął głową. Zaraz skupił się na Ricie, która wykorzystała ten czas, żeby otrząsnąć się z paniki. Claude z niczego wyczarował gotową umowę. - Podpisz - powiedział do Rity, a ja podałam mu długopis, który leżał na blacie pod telefonem. - Bierzesz bar w zamian za życie siostry - powiedziała z niedowierzaniem w chwili, którą moim zdaniem bardzo źle sobie wybrała. - Jasne. Spojrzała na wróżki z pogardą. Pierścionki błysnęły na jej dłoni, kiedy wzięła długopis i podpisała umowę. Wstała, wygładziła sukienkę na biodrach i odrzuciła w tył włosy. - Pójdę już - powiedziała. - Mam jeszcze drugi klub w Baton Rouge. Przeprowadzę się tam. - Zaczniesz uciekać - odparł Claude. - Co? - Radzę ci uciekać. I to biegiem. Za śmierć siostry jesteś nam winna pieniądze i polowanie. Mamy już pieniądze, a przynajmniej środek do ich zdobycia. - Wskazał na umowę. - A teraz musimy zapolować. - To nie wróży mi najlepiej. No dobra, ten tekst nawet mnie zniesmaczył. - Wróżenie ma z wróżkami wspólne tylko parę liter alfabetu. - Claudine wyglądała naprawdę przerażająco, na pewno nie była ani słodka, ani zbzikowana. - Jeśli zdołasz wymykać się nam przez rok, będziesz mogła żyć. - Rok! Rzeczywistość zaczynała docierać do Rity z coraz większą wyrazistością. Wyglądała na zdesperowaną. - Licząc od... Teraz. - Claude spojrzał na zegarek. - Lepiej już idź. Damy ci cztery godziny przewagi. - Po prostu dla zabawy - dodała Claudine. - Aha, jeszcze jedno - odezwał się Claude, kiedy Rita szła już do drzwi. Zatrzymała się i obejrzała przez ramię. Claude uśmiechnął się do niej. - My nie użyjemy cytryn.
NOC DRAKULI Znalazłam zaproszenie w skrzynce na listy na końcu podjazdu. Musiałam wychylić się przez okno samochodu, żeby ją otworzyć, bo zatrzymałam się w drodze do pracy, przypomniawszy sobie, że nie sprawdzałam poczty od paru dni. Moja poczta nigdy nie była ciekawa. Dostawałam ulotki z Dollar General albo Wal - Marta, lub z jednego z tych złowieszczych, masowo rozsyłanych informatorów na temat przedwczesnego wykupu miejsca na cmentarzu. Dzisiaj, kiedy zauważyłam rachunek za prąd i kablówkę, trafiła mi się mała gratka: okazała, ciężka szara koperta, która najwyraźniej zawierała jakieś zaproszenie. Zaadresował ją ktoś, kto nie tylko zaliczył zajęcia z kaligrafii, ale śpiewająco zdał egzaminy końcowe. Wyjęłam mały scyzoryk ze schowka w desce rozdzielczej i ze stosowną ostrożnością rozcięłam kopertę. Nie dostaję wielu zaproszeń, a kiedy już jakieś przychodzą, to zwykle są raczej drukowane od sztancy niż kaligrafowane. Tym można było się podelektować. Ostrożnie wyjęłam i rozłożyłam sztywną, złożoną na pół kartę. Coś z trzepotem spadło mi na kolana - załączona bibułka. Nie odczytując odsłoniętych słów, przesunęłam palcami po tłoczeniach. O, rety. Przeciągałam czynności wstępne najdłużej, jak się dało. Wreszcie pochyliłam się, żeby odczytać kursywę. ERIC NORTHMAN wraz z personelem „Fangtasii" ma zaszczyt zaprosić na coroczne przyjęcie w „Fangtasii" z okazji urodzin Pana Ciemności KSIĘCIA DRAKULI 13 stycznia, o godz. 22:00 muzykę zapewnia Książę Śmierci obowiązują stroje wieczorowe R.S.V.P. Przeczytałam zaproszenie dwa razy. A potem jeszcze raz. Jechałam do pracy tak zamyślona, że cieszę się, że nie było ruchu na Hummingbird Road. Skręciłam w lewo do „Merlotte a", ale potem prawie przegapiłam parking. W ostatniej chwili wcisnęłam hamulec i zawróciłam, żeby wjechać na parking za barem zarezerwowany dla pracowników. Sam Merlotte, mój szef, siedział nad papierami, kiedy
zajrzałam, żeby zostawić torebkę w głębokiej szufladzie jego biurka, z której pozwalał korzystać kelnerkom. Znowu przeczesywał włosy rękami, bo jego splątana rudozłota grzywa była jeszcze bardziej zmierzwiona niż zwykle. Podniósł wzrok znad formularza podatkowego i uśmiechnął się do mnie. - Sookie - powiedział - jak się miewasz? - Dobrze. Sezon podatkowy, hę? Upewniłam się, że biały T - shirt mam równo wpuszczony, żeby haft z napisem „U Merlotte'a" na mojej lewej piersi układał się poziomo. Strzepnęłam długi blond włos z czarnych spodni. Zawsze pochylam się, żeby wyszczotkować włosy, dzięki czemu kucyk jest naprawdę gładki. - Nie weźmiesz w tym roku biegłego księgowego? - Pomyślałem, że jeśli wcześniej zacznę, to sam sobie poradzę. Co roku tak mówił, a potem zawsze lądował u księgowego, który w dodatku musiał składać prośbę o przesunięcie terminu. - Słuchaj, dostałeś coś takiego? - zapytałam, podając mu zaproszenie. Z ulgą upuścił długopis i wziął ode mnie kartonik. Obrzucił spojrzeniem treść i powiedział: - Nie. Zresztą i tak nie zaprosiliby zmiennokształtnego. Najwyżej miejscowego przywódcę sfory albo jakiegoś nadprzyrodzonego stwora, który wyświadczył im sporą przysługę... Kogoś takiego jak ty. - Nie mam nadprzyrodzonych właściwości - odparłam. - Mam tylko pewien... kłopot. - Telepatia to coś więcej niż kłopot - powiedział Sam. - Trądzik to kłopot. Nieśmiałość to kłopot. Czytanie w umysłach innych ludzi to dar. - Albo przekleństwo - dodałam. Obeszłam biurko, żeby wrzucić torebkę do szuflady. Sam wstał. Mam jakieś pięć stóp i sześć cali wzrostu i Sam przerasta mnie o może trzy cale. Nie jest wybitnie wysokim facetem, ale jest o wiele silniejszy niż zwykły człowiek jego wzrostu, ponieważ jest zmiennokształtnym. - Wybierzesz się? - zapytał. - Halloween i urodziny Drakuli to jedyne dwa święta obchodzone przez wampiry. Domyślam się, że urządzą niezłą fetę. - Jeszcze nie zdecydowałam - odpowiedziałam. - Jak będę miała później przerwę, to może zadzwonię do Pam.
Pam, zastępczyni Erica, była najbliższym odpowiednikiem przyjaciółki, jaką miałam wśród wampirów. Złapałam ją w „Fangtasii" prawie zaraz po zachodzie słońca. - Hrabia Drakula istniał naprawdę? Myślałam, że to zmyślona historia - powiedziałam po tym, jak wspomniałam, że dostałam zaproszenie. - Naprawdę - przyznała Pam. - Vlad Tepes. O ile wiem, był wołoskim królem. Rządził ze stolicy w Targoviste. - Całkiem rzeczowo opowiadała o istnieniu stworzenia, o którym ja myślałam, że jest wspólnym wytworem Brama Stokera i Hollywoodu. - Wład III był bardziej morderczy i krwiożerczy od wszystkich innych wampirów, i to jeszcze jako człowiek. Uwielbiał zabijać ludzi przez wbicie na pal. Śmierć mogła trwać nawet wiele godzin. Zadrżałam. Fuj. - Jego lud, rzecz jasna, bał się go, ale miejscowe wampiry podziwiały go tak bardzo, że go przemieniły, gdy umierał, i tym samym wprowadziły siebie w nową erę. Kiedy mnisi pochowali go na wyspie zwanej Snagov, trzeciej nocy powstał z martwych i został pierwszym nowoczesnym wampirem. Do jego czasów wampiry były... No wiesz, odrażające. Żyły w całkowitej tajemnicy. Złachmanione, brudne stworzenia mieszkające w norach na cmentarzach jak zwierzęta. Jednakże Wład Drakula był władcą i w żadnym razie nie zamierzał ubierać się w łachmany ani żyć w norze. - Pam nie ukrywała dumy. Próbowałam wyobrazić sobie Erica w szmatach i mieszkającego w norze, ale to było raczej niewykonalne. - Czyli Stoker nie zmyślił wszystkiego na podstawie podań ludowych? - Tylko częściowo. Najwyraźniej nie wiedział za dużo o tym, co Drakula - jak go nazwał - rzeczywiście był w stanie robić, a czego nie, ale był tak podekscytowany poznaniem księcia, że zmyślił mnóstwo szczegółów, żeby dodać historii polotu. Zupełnie jak Anne Rice, gdy poznała Louisa: wczesny Wywiad z wampirem. Drakula nie był specjalnie zachwycony, że Stoker dorwał go w chwili słabości, ale cieszył się, że
rozsławił jego imię. - Ale jego tak naprawdę tam nie będzie, co? W końcu wampiry będą świętować na całym świecie. - Niektórzy wierzą, że pojawia się w jednym miejscu każdego roku i robi wszystkim niespodziankę - odparła bardzo ostrożnie Pam. - Szansa jest niewielka, a jego obecność na naszym przyjęciu byłaby jak wygrana na loterii. Jednak niektórzy wierzą, że to może się wydarzyć. Usłyszałam w tle głos Erica: - Pam, z kim rozmawiasz? - Okey - powiedziała Pam, co zabrzmiało bardzo amerykańsko z jej subtelnym brytyjskim akcentem. - Muszę kończyć, Sookie. Do zobaczenia. Kiedy odkładałam słuchawkę biurowego telefonu, Sam mnie ostrzegł: - Sookie, jeśli wybierasz się na to przyjęcie, bądź czujna, proszę, i pilnuj się. Czasem w Noc Drakuli wampiry dają się ponieść podnieceniu. - Dzięki, Sam - powiedziałam. - Na pewno będę ostrożna. Niezależnie od tego, ilu wampirów uważasz za swoich przyjaciół, zawsze musisz zachować ostrożność. Kilka lat temu Japończycy wynaleźli syntetyczną krew, która zaspokaja wampirze zapotrzebowanie na składniki odżywcze, co pozwoliło nieumarłym wyjść z cienia i zająć miejsce przy amerykańskim stole. Brytyjskie wampiry też całkiem nieźle na tym wyszły. Większości wampirów z Europy Zachodniej wiodło się o wiele lepiej po Wielkim Ujawnieniu (dniu, w którym ogłosiły swoje istnienie poprzez precyzyjnie dobranych przedstawicieli). Jednakże wampiry z Ameryki Południowej pożałowały, że się ujawniły, a krwiopijcy z krajów muzułmańskich... cóż, naprawdę niewielu ich zostało. Wampiry z niegościnnych części świata starały się emigrować do krajów, w których je tolerowano, w efekcie czego Kongres rozważał rozliczne projekty mające na celu ograniczenie liczby nieumarłych obywateli dopraszających się o azyl polityczny. Dlatego przeżywaliśmy napływ wampirów z wszelkimi możliwymi akcentami, które w ostatniej chwili postanowiły dostać się do Ameryki. Większość z nich przechodziła przez Luizjanę, ponieważ nasz stan słynął z przyjaznego nastawienia do Zimnych, jak nazywano ich w „Fangbanger Xtreme". Zabawniej było zastanawiać się nad wampirami niż słuchać myśli współobywateli. Oczywiście, wędrując od
stolika do stolika, wykonywałam swoją robotę z szerokim uśmiechem, ponieważ lubię porządne napiwki, ale dziś nie byłam w stanie włożyć w to serca. Było ciepło jak na styczeń, z dziesięć stopni na plusie, i myśli ludzi kierowały się ku wiośnie. Starałam się nie słuchać, ale jestem jak radio, które wychwytuje mnóstwo sygnałów. W niektóre dni potrafię lepiej panować nad odbiorem, w inne gorzej. Dzisiaj cały czas wyłapywałam strzępy. Hoyt Fortenberry, najlepszy przyjaciel mojego brata, myślał o planie swojej matki, zgodnie z którym miał zasadzić około dziesięciu nowych krzaków róż w jej rozległym ogrodzie. W ponurym nastroju próbował się zorientować, ile mu to zajmie czasu. Arlene, moja długoletnia przyjaciółka i druga kelnerka, zastanawiała się, czy jej najnowszy chłopak wreszcie ją poprosi o rękę, ale to była typowa myśl dla Arlene. Tak jak róże, rozkwitała w niej każdego roku. Kiedy wycierałam stoliki i krzątałam się, stawiając na nich koszyczki z kawałkami kurczaka (tego wieczoru zwaliły się tłumy w porze kolacji), moje myśli kręciły się wokół pytania, jak zdobyć wieczorową suknię na przyjęcie. Co prawda miałam wiekową suknię z balu maturalnego, ręcznie uszytą przez ciotkę Lindę, ale była już beznadziejnie niemodna. Skończyłam dwadzieścia sześć lat, no i niestety, nie mam żadnej sukienki druhny, którą mogłabym wykorzystać na taką okazję. Żadna z moich przyjaciółek nie wyszła za mąż, poza Arlene, która brała ślub tyle razy, że nawet nie myślała o druhnach. Wszystkie z tych kilku ładnych rzeczy, które kupiłam z okazji wampirzych imprez, zniszczyły się... w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Zwykle robię zakupy w sklepie mojej przyjaciółki, Tary, ale po szóstej miała już zamknięte. Pojechałam więc po pracy do Monroe, do centrum handlowego Pecanland. Poszczęściło mi się w Dillard's. Prawdę mówiąc, byłam tak zadowolona z sukienki, że wzięłabym ją, nawet gdyby nie była przeceniona, a cenę obniżono ze stu pięćdziesięciu do dwudziestu pięciu dolarów - prawdziwy triumf zakupowy. Miała prosty krój, różany odcień, górę z cekinami i szyfonowy dół, była bez ramiączek. Rozpuszczę włosy, założę perłowe kolczyki babci i wezmę srebrne obcasy, które też mocno przeceniono. Kiedy już załatwiłam sprawy najważniejsze, odpisałam uprzejmie, że przyjmuję zaproszenie, i wysłałam odpowiedź