ruda100478

  • Dokumenty57
  • Odsłony7 441
  • Obserwuję14
  • Rozmiar dokumentów80.3 MB
  • Ilość pobrań4 119

3.Malpas Jodi Ellen- Jego namiętność

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

3.Malpas Jodi Ellen- Jego namiętność.pdf

ruda100478 Dokumenty
Użytkownik ruda100478 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 186 stron)

Ten Mężczyzna Tom 3 Jego Namiętność

JODI ELLEN MALPAS se r i a T e n M ę ż c z y z n a Tom 1 T e n Mę ż c z y z na Tom 2 J e g o Kł a ms tw a Tom 3 J e g o Na mi ę t no ść Tom 4 J e g o Po c a ł un ki Tom 5 J e g o Wy z na ni a Tom 6 J e g o Pr aw da Przekład MAGDALENA UFLAND

Rozdział 1 Z trudem zbieram siły, żeby pójść dziś do pracy. To już piąty dzień, odkąd nie widziałam Jessego Warda. Piąty dzień cierpienia, pustki i płaczu Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę go. Z pewnego siebie, przystojnego mężczyzny, który mnie całkowicie zauroczył, zmienia się w napastliwego i pijanego drania, który mnie zniszczył. Bez niego czuję się pusta i wybrakowana. Sprawił, że go pragnę, a teraz go nie ma. W ciemności widzę jego twarz, a w ciszy słyszę jego głos. Nie mogę od tego uciec. Nie zwracam uwagi na otaczający mnie świat. Każdy dźwięk jest niczym odległy szum, a każdy obraz przypomina rozmytą plamę. Znalazłam się w piekle. Pusta. Niepełna. Jestem w bolesnej agonii. Ostatniej niedzieli zostawiłam go pijanego, krzyczącego i potykającego się w penthousie. Od dnia kiedy wyszłam od niego, nie odzywał się do mnie. Nie dzwoni, nie pisze, nie wysyła kwiatów... nic. Sam nadal regularnie pojawia się u Kate, ale wie, że lepiej nie rozmawiać ze mną o Jessem. Trzyma się z daleka i nie wypytuje. Niełatwo ze mną teraz przebywać. Jak mężczyzna, którego znam zaledwie od kilku tygodni, doprowadził mnie do takiego stanu? Jednak podczas tych kilku tygodni poznałam go, dowiedziałam się, że jest nie tylko namiętny, porywczy i dominujący, lecz także łagodny, czuły i troskliwy. Bardzo tęsknię za tym Jessem. Jednak pijany, płytki mężczyzna, którego zobaczyłam w penthousie, to nie Jesse, w którym się zakochałam. Wolę dominującego Jessego od pijaka. Najwidoczniej jego powrót do alkoholu był moją winą. Mówił mi w pijackim bełkocie, że jeśli go zostawię, źle to się skończy. Ostrzegał mnie. Po prostu nie wyjaśnił, jak źle to się skończy. Powinnam była drążyć temat, ale mnie całkowicie zauroczył. Nie mogłam się na niczym skupić, byłam zaślepiona pożądaniem i namiętnością. Nigdy bym nie przypuszczała się, że okaże się seksownym Lordem z Rezydencji. I z pewnością nie pomyślałabym, że okaże się alkoholikiem. Dosłownie miałam oczy szeroko zamknięte. Na szczęście udało mi się uniknąć niewygodnych pytań Patricka o projekcie dla pana Warda, kiedy za sprawą War– da na konto

bankowe Rococo Union wpłynęło sto tysięcy funtów. Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Dzięki tak dużej zaliczce mogłam bez trudu zbyć Patricka – wystarczyło powiedzieć, że pan Ward jest za granicą w delegacji i dlatego prace nad projektem zostały wstrzymane. Wiem, że w końcu będę musiała się z tym zmierzyć, ale teraz nie czuję się na siłach i nie jestem pewna, kiedy będę. Może nigdy. Biedna Kate starała się wyciągnąć mnie z mrocznej otchłani, w której się znalazłam. Wyciągnęła mnie na lekcje jogi, drinki w pubie i dekorowanie ciast. Ale czuję się szczęśliwsza, leżąc w łóżku i zawsze w porze lunchu Kate mnie właśnie tam znajduje. Nie jem, bo samo przełknięcie jedzenia przez ściśnięte gardło jest bolesne. Jedyną rzeczą, na którą czekam, to poranny spacer. Nie mogę spać, więc wstanie o piątej rano jest stosunkowo łatwe. Powietrze jest świeże i ożywcze. Idę do miejsca w Green Park, gdzie opadłam z sił, kiedy Jesse wyciągnął mnie na jeden z męczących maratonów po ulicach Londynu. Siedzę nieruchomo i spoglądam na pokrytą rosą trawą, aż czuję, że moje plecy są zdrętwiałe i wilgotne. Jestem gotowa, aby wolnym krokiem wrócić i przygotować się na kolejny dzień bez Jessego. Jak długo zdołam tak wytrzymać? Mój brat, Dan, jutro wraca do Londynu z odwiedzin u rodziców w Kornwalii. Powinnam być zadowolona, że się spotkamy. W końcu nie widzieliśmy się od sześciu miesięcy. Ale skąd wezmę energię, żeby udawać, że wszystko jest w porządku? Dzwoniący telefon na moim biurku przywraca mnie do rzeczywistości. To Ruth Quinn. Warczę z niezadowolenia w duchu. Ruth jest nową klientką i od samego początku widać, że współpraca będzie trudna. Zadzwoniła we wtorek i domagała się spotkania tego samego dnia. Wyjaśniłam, że jestem zajęta i zaproponowałam, że ktoś inny może się z nią spotkać, jednak nalegała na mnie. Ostatecznie ustaliłyśmy datę spotkania, które odbędzie się dziś. Od tego dnia codziennie do mnie dzwoni, żeby mi o tym przypomnieć. – Dzień dobry, pani Quinn – mówię zmęczonym głosem. – Avo, jak się masz? Zawsze o to pyta, co jest miłe. Jednak nie mówię jej prawdy. – Dobrze, a pani? – Doskonałe – szczebiocze. – Chciałam jedynie potwierdzić nasze spotkanie.

– Czwarta trzydzieści, pani Quinn – mówię trzeci dzień z rzędu to samo. Chyba zacznę to liczyć. – Doskonale, nie mogę się doczekać. Odkładam telefon i spokojnie wydycham powietrze. O czym myślałam, umawiając się z nowym, trudnym klientem na koniec tygodnia? Victoria wpada do biura. Jej długie blond loki kołyszą się nad ramionami. Wygląda inaczej. Jest pomarańczowa! – Co ci się stało? – pytam zaniepokojona. Wiem, że dzisiaj nie wszystko dokładnie widzę, ale jej kolor skóry nie pozostawia złudzeń. Wznosi oczy i z torebki Mulberry wyciąga lusterko, żeby spojrzeć na swoją twarz. – Nic nie mów! – ostrzega mnie. – Chciałam brąz. – Wyciera twarz chusteczką. – Głupia baba użyła złej butelki. Wyglądam jak serowy chrupek! – Zdenerwowana Victoria nie przerywa pocierać twarzy. – Kup sobie peeling do ciała i twarzy – doradzam, odwracając się do komputera. – Nie wierzę! Dlaczego musiało mnie to spotkać? – rozpacza. – Drew zabiera mnie wieczorem na randkę. Ucieknie na kilometr, jak mnie zobaczy! – Gdzie idziecie? – pytam. – Do Langana. Wezmą mnie za jakąś tanią celebrytkę. Nie mogę się tak pokazać! Dla Victorii to kompletna katastrofa. Z Drew spotyka się dopiero od tygodnia. Kolejny związek, o którym muszę słuchać. Brakuje jeszcze, żeby pojawił się Tom i oznajmił, że bierze ślub. Samolubnie nie cieszę się niczyim szczęściem. Sally, nasz chłopiec na posyłki, wybiega z kuchni. Gdy dostrzega Victorię, nagle się zatrzymuje. – Wow, Victoria, wszystko w porządku? – pyta. Uśmiecham się, gdy Sally rzuca w moim kierunku zaniepokojone spojrzenie. No cóż, mała główka Sal nie ogarnia zabiegów upiększających. – Doskonale! – warknęła Victoria. Sally skrywa się za szafkami z materiałami biurowymi, unikając wściekłej Victorii i nieszczęśliwej mnie. – Gdzie Tom? – pytam w nadziei, że odwrócę myśli Victorii od katastrofy z samoopalaczem.

Zatrzaskuje lusterko i odwraca się do mnie. Gdybym miała więcej energii, roześmiałabym się. Victoria wygląda okropnie. – Jest u pani Baines. Koszmar najwyraźniej trwa – wzdycha, odrzucając blond loki. Zostawiam Victorię i jej lśniącą twarz, i dalej bezmyślnie wpatruję się w ekran komputera. Nie mogę się doczekać wieczoru, kiedy wsunę się do łóżka i nie będę musiała nikogo widzieć i z nikim rozmawiać. Punktualnie przyjeżdżam do olśniewającego domu przy Lansdowne Crescent. Drzwi otwiera pani Quinn. Jestem zaskoczona, ponieważ jej głos ani trochę nie pasuje do wyglądu. Sądziłam, że jest starą panną, typem nauczycielki gry na fortepianie, ale nie mogłam się bardziej mylić. Jest niezwykle atrakcyjną kobietą. Ma długie blond włosy, duże niebieskie oczy i gładką, jasną cerę. Założyła na siebie ładną czarną sukienkę i wysokie koturny. Uśmiecha się. – Ava, prawda? Proszę, wejdź. – Prowadzi mnie do olbrzymiej kuchni. – Pani Quinn, moje portfolio – podaję teczkę, którą chętnie ode mnie bierze. Ma naprawdę ciepły uśmiech. Może źle ją odebrałam. – Mów mi Ruth. Wiele słyszałam o twojej pracy, Avo – mówi, przeglądając moją teczkę. – Zwłaszcza o Lusso. – Naprawdę? – odpowiadam zaskoczonym tonem, choć nie jestem. Patrick był zachwycony reklamą, jaką dało nam Lusso. Wolałabym zapomnieć o wszystkim związanym z tym miejscem, jednak raczej nie ma na to szans. – Tak, oczywiście! Wszyscy o tym mówią. Dokonałaś cudów. Napijesz się czegoś? – Poproszę kawę. Uśmiecha się i zaczyna przygotowywać napój. – Usiądź, Avo. Siadam i wyciągam notatnik. – W czym mogę ci pomóc, Ruth? Zaczyna się śmiać i wskazuje łyżeczką na całe pomieszczenie. – Chyba to oczywiste. Tu jest okropnie – wykrzykuje i wraca do parzenia kawy.

Ma rację, ale nie mam zamiaru krzyczeć z przerażenia na widok brązowo-żółtych kolorów i ścian pokrytych sztuczną cegłą. – Oczywiście – mówi dalej – szukam pomysłów, żeby zmienić tę potworność. Myślałam o wyburzeniu ściany i zrobieniu dużego, rodzinnego salonu. Chodź, pokażę ci. – Podaje mi kawę i wskazuje, żebym poszła za nią do drugiego pokoju. Wystrój jest tak samo ponury jak w kuchni. Ruth wygląda dosyć młodo, na jakieś trzydzieści kilka lat, więc domyślam się, że wprowadziła się tu stosunkowo niedawno. Dom nie był malowany od dobrych czterdziestu lat. Po godzinie rozmowy jestem pewna, że wiem, co Ruth chce osiągnąć. Ma dobrą wizję. – Przygotuję kilka projektów, uwzględniając twoje pomysły i budżet i przekażę ci wraz z moim cennikiem – mówię, wychodząc. – Czy powinnam uwzględnić coś konkretnego? – Nie. Chciałabym, żeby w kuchni znalazło się podstawowe wyposażenie. – Uprzejmie ściskam rękę, którą mi podaje. – No wiesz, lodówka na wina – zaczyna się śmiać. – Oczywiście – uśmiecham się lekko. Wspomnienie alkoholu mrozi mi krew w żyłach. – Będziemy w kontakcie, pani Quinn. – Mów mi Ruth – kręci głową. – Nie mogę się doczekać. Wlokę się do domu Kate w nadziei, że jej nie zastanę. Mam ochotę schować się w swoim pokoju, zanim Kate wniesie misję Popraw nastrój Avie. – Ava! Zatrzymuję się i widzę Sama. Opuszcza szybę w samochodzie i wolno podjeżdża w moim kierunku. – Cześć, Samuel – mówię z wymuszonym uśmiechem, nie zatrzymując się. – Avo, proszę, też masz zamiar mnie olewać? Bo się będę musiał wyprowadzić. Parkuje swoje porsche i wysiada. Stoimy razem na chodniku przed domem Kate. Jak zawsze wygląda luzacko: ma luźne szorty, koszulkę z Rolling Stonesami i brązowe włosy w nieładzie. – Przepraszam, od kiedy mieszkasz tu na stałe?! – pytam, unosząc brew. Sam ma duże, eleganckie mieszkanie w Hyde Parku, ale

ponieważ Kate ma pracownię na parterze, nalega, żeby Sam zostawał u niej. – Nie, nie mieszkam, ale Kate powiedziała, że o szóstej będziesz w domu. Miałem nadzieję, że cię spotkam. Wygląda na zdenerwowanego, co zaczyna mnie niepokoić. – Coś się stało? – pytam. Uśmiecha się lekko, ale nie na tyle, żeby pokazać dołeczki. – Niezupełnie, ale powinnaś pójść ze mną – odpowiada cicho. – Dokąd? Dlaczego jest taki nerwowy? Sam tak się nie zachowuje. Zazwyczaj jest beztroski i pewny siebie. – Do Jessego. Sam musi widzieć przerażenie na mojej twarzy, ponieważ podchodząc do mnie, patrzy prosząco. Na sam dźwięk imienia ogarnia mnie panika. Dlaczego Sam chce, żebym pojechała do Jessego? Po ostatnim spotkaniu trzeba będzie mnie tam zawlec siłą. Nie ma mowy. Nie wrócę tam... nigdy. – Sam, to nie jest dobry pomysł – Cofam się, kręcąc głową. Czuję, jak moje ciało ogarniają dreszcze. Sam wzdycha i trze butami o chodnik. – Avo, zaczynam się martwić. Nie odbiera telefonów i do nikogo się nie odzywa. Nie wiem, co robić. Wiem, że nie chcesz o nim rozmawiać, ale minęło już pięć dni. Byłem w Lusso, niestety konsjerż nie chce mnie wpuścić, ale ciebie na pewno wpuści. Kate mówiła, że go znasz. Wystarczy, jak ze mną pojedziesz. Chcę tylko sprawdzić, czy nic mu nie jest. – Nie, Sam. Przykro mi, nie mogę – odpowiadam z trudem. – Avo, boję się, że mógł zrobić co naprawdę głupiego. Proszę. Czuję ścisk w gardle, a Sam zaczyna iść w moim kierunku z otwartymi ramionami. Nieświadomie się cofam. – Sam, proszę nie mów tak. Nie mogę. Nie będzie chciał mnie widzieć i ja też go nie chcę spotkać. Chwyta moje dłonie, żeby mnie zatrzymać. Przyciąga do siebie i mocno przytula. – Avo, w normalnych okolicznościach nie prosiłbym cię o to, ale muszę tam pojechać i sprawdzić, czy nic mu nie jest. Opuszczam ze zrezygnowaniem ramiona i kiedy myślę, że już wypłakałam wszystkie łzy, ronię kilka kropli.

– Nie mogę się z nim spotkać, Sam. – Hej. – Zwalnia uścisk i patrzy na mnie. – Po prostu pomóż mi przejść konsjerża. To wszystko. – Ociera moje łzy i uśmiecha się błagalnie. – Nie wejdę do środka – mówię, czując ścisk żołądka na samą myśl o spotkaniu. Ale co, jeśli zrobił coś głupiego? – Avo, pomóż mi tylko dostać się do jego penthouseu. Kiwam głową i ocieram spływające łzy. – Dziękuję. – Kieruje mnie do swojego porsche. – Wsiadaj, na miejscu spotkamy się z Drew i Johnem. Otwiera drzwi od strony pasażera i pomaga mi wsiąść. Zajmuję miejsce i pozwalam się Samowi zawieść do Lusso do St. Katherine Docks... miejsca, do którego przysięgłam sobie nigdy nie wracać.

Rozdział 2 Gdy na horyzoncie pojawia się Lusso, zaczynam z trudem oddychać. Ogarnia mnie trudna do zwalczenia chęć, żeby otworzyć drzwi i wyskoczyć z jadącego samochodu. Sam spogląda na mnie z niepokojem, jakby wyczuł moje myśli. Kiedy parkujemy przy bramie, Sam pomaga mi wysiąść. Chwyta moją rękę zdecydowanym uściskiem i prowadzi ku wejściu, gdzie czeka Drew. Jak zwykle jest elegancki: założył garnitur, dobre buty i pieczołowicie wystylizował włosy, jednak dziś czuję się skrępowana w jego obecności. Jestem zaskoczona, kiedy Sam puszcza mnie i kieruje w stronę Drew, który mocno mnie chwyta. To mój pierwszy i jedyny kontakt, jaki dotychczas miałam z tym mężczyzną. – Avo, dziękuję, że przyszłaś. Milczę, ponieważ nie wiem, co odpowiedzieć. Widzę, że szczerze martwią się o Jessego, co wzbudza we mnie poczucie winy i jeszcze większy niepokój. Drew puszcza mnie i się uśmiecha, aby dodać mi otuchy. Niestety uśmiech nie działa. Sam wskazuje na jezdnię. – Nasz Wielkolud przyjechał. Odwracamy się i naszym oczom ukazuje się czarny rangę rover, który z piskiem opon zatrzymuje się obok samochodu Sama. John wysiada z samochodu, zdejmuje okulary przeciwsłoneczne i wita nas skinięciem głowy. Typowy John. Boże, wygląda na naprawdę wkurzonego. Zawsze ukrywa oczy za okularami, nawet w nocy, więc nie mam pojęcia, dlaczego je teraz zdejmuje, zwłaszcza że świeci słońce. Może chce, żeby wszyscy widzieli, jaki jest zdenerwowany. Jeśli tak, udało mu się. Wzbudza przerażenie. Biorę głęboki wdech i wstukuję kod. Po chwili otwieram bramkę dla chłopaków. Chciałabym nie iść dalej, jednak Drew, jak zawsze dżentelmen, wskazuje gestem, żebym szła dalej, więc zbieram siły i zaczynam w milczeniu iść przez parking. Dostrzegam samochód Jessego i widzę, że szyba jest nadal rozbita. Gdy wchodzimy do

Lusso, czuję niepokój. Ciszę przerywają jedynie nasze kroki. Żołądek podchodzi mi do gardła, a oddech robi się nierówny. Tyle się tu wydarzyło. Lusso było moim pierwszym poważnym projektem. Pierwszy seks z Jessem, podobnie jak ostatni, miał miejsce właśnie tutaj. Wszystko zaczęło i skończyło się w tym miejscu. Clive spogląda na nas zza dużej, zaokrąglonej recepcji z marmuru. Wygląda na niezwykle znużonego. – Clive – mówię, wysilając się na uśmiech. Patrzy na mnie, potem na podejrzaną trójkę, która mi towarzyszy i ponownie na mnie. – Cześć, Avo. Co u ciebie? – Dobrze – kłamię. – A u ciebie? – Doskonale. – Jest zmęczony po niewątpliwie pełnych emocji spotkaniach z trójką mężczyzn, a sądząc po tym, jak chłodno mnie przywitał, nie byli dla niego mili. – Clive, byłabym wdzięczna, gdybyś nas wpuścił do penthouseu Jessego. Chcemy sprawdzić, czy nic mu się nie stało. – Silę się na zdecydowanie w głosie, którego nie czuję. Moje serce bije w szaleńczym tempie. – Avo, powiedziałem twoim znajomych, że mogę stracić pracę, jeśli to zrobię. – Spogląda ostrożnie na mężczyzn. – Wiem, Clive, ale oni się martwią – odpowiadam beznamiętnie. – Chcą tylko sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, a potem wyjdą – tłumaczę z uprzejmością, której z pewnością zabrakłoby Drew, Samowi i Johnowi. – Avo, dobijałem się do drzwi pana Warda i nie otwierał. Sprawdziliśmy część nagrań z monitoringu, poza tym nie widziałem go na swojej zmianie. Powiedziałam twoim znajomym, że nie mamy dostępu do wszystkich nagrań z pięciu ostatnich dni. Jeśli was wpuszczę, mogę stracić pracę. Nagła zmiana w zachowaniu Clive’a zaskakuje mnie. Gdyby tylko był tak profesjonalny i uparty, kiedy przyszłam zobaczyć się z Jessem w niedzielę, może nigdy nie doszłoby do kłótni. Ale wtedy byłabym zupełnie nieświadoma jego małego problemu. Czuję, że Sam podchodzi do mnie. – Do cholery, wpuść nas! – krzyczy przez moje ramię. Wzdrygam się odrobinę, ale nie mogę go winić. Sama jestem

dosyć sfrustrowana. Po prostu chcę mieć to za sobą. Czuję, jakby ściany zbliżały się, otaczając mnie z każdej strony, widzę także Jessego, który niesie mnie na rękach przez marmurową podłogę. Obecność w Lusso wyostrza obrazy w mojej głowie. Obracam się i widzę, że John kładzie rękę na ramieniu Sama. W ten sposób każe mu się uspokoić. – Clive, nie chciałabym uciekać się do szantażu – mówię ze ściśniętym gardłem, odwracając się do niego. Nie chcę tego robić, ale atmosfera się zagęszcza. Clive patrzy na mnie zdziwiony. Widzę, że zastanawia się, czym mogłabym go zaszantażować. – Nie chciałabym, aby ktokolwiek dowiedział się o gościach pana Gomeza ani o upodobaniu pana Hollanda do tajskich dziewczyn. – Obserwuję grymas, który pojawił się na twarzy Clive’a. Wie, że przegrał. – Avo, ostro grasz. – Nie zostawiłeś mi wyboru. Kręci głową i wskazuje nam drogę do windy, mrucząc pod nosem przekleństwa. – Wspaniale! – radośnie mówi Sam, kiedy idziemy do windy. Nie wiem, w jaki sposób udaje mi się iść za nimi. – Jesse mógł zmienić kod – mówię w kierunku ich pleców. Sam odwraca się z zaniepokojonym spojrzeniem. – Jeśli to zrobił, nie dostaniemy się do penthouseu. – Wzruszam ramionami. Uświadamiam sobie, że stoję przed wejściem do windy. Biorę głęboki wdech i wstukuję kod dewelopera. Gdy drzwi się otwierają, mężczyźni wchodzą do środka, a ja stoję na zewnątrz, patrząc na Sama. Uśmiecha się i przekrzywia odrobinę głowę, aby zachęcić mnie do wejścia, co po chwili robię. Wsiadam do windy i ponownie wstukuję kod. Sam i Drew stoją po jednej stronie, a John po drugiej. Jedziemy w krępującej ciszy, a gdy winda się otwiera, ukazują się podwójne drzwi do penthause’u Jessego. Sam wysiada jako pierwszy i pewnym krokiem podchodzi do drzwi. Początkowo lekko naciska klamkę, a po chwili uderza w drzwi niczym szaleniec. – Jesse! Otwórz te cholerne drzwi! Drew i John podchodzą do Sama i go odciągają, a po chwili John próbuje otworzyć drzwi, lecz te ani drgną. Nie potrafię przestać myśleć, że jestem ostatnią osobą, która wyszła z penthouse’u.

Pamiętam, że z całej siły trzasnęłam drzwiami. – Sam, chłopie, jego może nawet nie być w środku – uspokaja Drew. – Więc gdzie u diabła się podział?! – wrzeszczy Sam. – Jest w środku – mruczy John. – I trochę za długo topi smutki. Musi się zająć interesami. Nadal stoję w windzie. Zamykające się drzwi wyrywają mnie z zamyślenia. Odruchowo podnoszę rękę i przytrzymuję je. Po chwili wchodzę do holu penthouse u. Wiem, że powiedziałam, że jedynie pomogę im się tu dostać. Wiem, że powinnam wrócić do Kate. Jednak widok zdenerwowanego Sama jeszcze bardziej mnie niepokoi, a słowa Johna powodują ciarki na plecach. Topi smutki w wódce? Czy, jeśli zostanę, będę musiała znów stawić czoło pijanemu, szalejącemu Jessemu? Drew cicho puka do drzwi. Śmiechu warte. Jeśli szaleńcze walenie Sama nie pomogło, wątpię, czy łagodne stukanie Drew pomoże. Odchodzi od drzwi i ciągnie Sama w moją stronę. – Avo, próbowałaś się do niego dzwonić? – pyta Drew. – Nie! – wyrzucam z siebie. Dlaczego miałabym to robić? Jestem pewna, że nie chciałby ze mną rozmawiać. – Możesz spróbować? – mówi prosząco Sam. Kręcę głową. – Nie odbierze, Sam. – Avo, możesz tylko spróbować? – naciska Drew. Niechętnie wyjmuję telefon z torebki i wybieram numer Jessego, podczas gdy Sam i Drew spoglądają na mnie nerwowo. Nie mam zielonego pojęcia, co powiem, jeśli odbierze. Drew nasłuchuje pod drzwiami. – Nie słyszę telefonu. Spogląda na mnie, oczekując, że zacznę mówić, lecz po chwili zostaję przełączona do poczty głosowej. Czuję ukłucie w sercu. Nie chce ze mną rozmawiać. Odrzucenie mojego telefonu wzmaga ból. Idę do windy, lecz niespodziewanie w holu rozbrzmiewa niemal ogłuszający łomot. Sam, Drew i ja odwracamy wzrok na podwójne drzwi prowadzące do penthouse u Jessego. Po drugiej stronie widzimy Johna, który stoi obok uszkodzonej framugi. Przywołuje nas gestem, więc Sam i Drew

natychmiast ruszają w kierunku penthouse u. Powoli idę za nimi, wspominając ostatnią wizytę. Zawróć! Wsiadaj do windy! TERAZ! Jednak tego nie robię. Stoję w drzwiach i z tego co widzę, wszystko jest na swoim miejscu. Robię krok do przodu. Słyszę, że chłopaki biegają po mieszkaniu w poszukiwaniu Jessego. Zbliżam się do schodów, a moim oczom ukazuje się stojąca na nocnej szafce butelka wódki. Po chwili zauważam, że drzwi tarasowe są otwarte na oścież. Ostrożnie podchodzę do nich. Nadal słyszę biegających chłopaków, którzy otwierają i zamykają drzwi oraz wołają Jessego. Mnie jednak przyciągają drzwi prowadzące na taras. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Czuję ten sam magnetyzm, który przyciągnął mnie do Jessego, zawsze kiedy jestem w jego pobliżu. Tylko że tym razem nie będzie to mój Jesse. Czy naprawdę chcę zobaczyć go w tak okropnym stanie, kiedy jest mściwy i pełen nienawiści? Nie, oczywiście, że nie, lecz nie potrafię się oprzeć. Kiedy podchodzę do drzwi, przygotowuję się na widok pijaka rozłożonego na jednym z leżaków z butelką wódki w ręce. Lecz zamiast tego wita mnie nagie, nieprzytomne ciało leżące na ziemi. Żołądek podchodzi mi do gardła, a serce bije szybciej. – Tutaj! – krzyczę, biegnąc w kierunku nieruchomego ciała. Puszczam torebkę i kucam przy Jessem. Chwytam jego potężne ramiona, starając obrócić go na drugą stronę. Nie wiem, skąd biorę siły, ale udaje mi się przesunąć go tak, że jego głowa leży na moich kolanach. Zaczynam desperacko gładzić go po zaroście. Zauważam, że jedną rękę ma nadal opuchniętą, posiniaczoną i pokrytą zaschniętą krwią. – Jesse, obudź się. Proszę, obudź się – błagam. Widok nieprzytomnego mężczyzny, którego kocham, sprawia, że zaczynam histeryzować. Łzy spływają mi po twarzy. – Jesse, proszę. – Desperacko głaszczę go po twarzy, torsie i włosach. Wygląda na wycieńczonego i jest wychudzony. Jego szczękę pokrywa tygodniowy zarost. – Skurwysyn – rzuca John, kiedy znajduje mnie z Jessem na kolanach. – Nie wiem, czy oddycha – łkam, spoglądając na stojącego nade mną mężczyznę. – Pomogę ci – mówi John, klękając i chwytając ramię Jessego. Podnoszę wzrok i widzę Sama, który zatrzymuję się w drzwiach.

– Co do... Nie mogę opanować napływających do oczu łez. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Sam podchodzi do nas i kuca obok mnie. Delikatnie klepie mnie po ramieniu. – Zadzwonię po karetkę – mówi zdecydowanie Drew, kiedy wchodzi na taras i dostrzega nas przy nieruchomym Jessem. – Czekaj – odpowiada ostro John, pochylając się nad Jessem. Rozsuwa jego wysuszone usta i bada każdy kawałek napuchniętego ciała. – Głupi skurwysyn. Zapił się i jest w śpiączce. Spoglądam na Sama i Drew, lecz nie mogę zrozumieć ich reakcji na komentarz Johna. Skąd wie, że to śpiączka? Przecież Jesse może być półmartwy, a przynajmniej tak wygląda. – Powinniśmy zadzwonić po karetkę – nalegam. John patrzy na mnie ze współczuciem. Po raz pierwszy widzę na jego twarzy coś innego niż beznamiętne spojrzenie, więc gdy spogląda na mnie, jakbym była odrobinę naiwna, czuję dziwnie pocieszenie. – Avo, widziałem go kilka razy w takim stanie. Musimy go położyć do łóżka i się nim zaopiekować. Nie potrzebuje lekarza. W każdym razie nie takiego. – John kręci głową. Ach, tak? Kilka razy? Ile? John sprawia wrażenie, że doskonale wie, co robi. Nie przeraża go stan leżącego na moich kolanach Jessego, choć sama czuję się jak wrak człowieka. Sam i Drew też są spokojni. Czy widzieli go wcześniej w takim stanie? John podnosi się. Nigdy nie słyszałam, żeby tyle mówił. Potężny, cichy mężczyzna okazuje się potężnym przyjacielem. Chociaż nadal nie chciałabym go zobaczyć wkurzonego. – Co zrobił sobie w rękę? – pyta Sam, gdy okrywa zakrwawione, posiniaczone ciało Jessego. Dłoń nie wygląda za dobrze i będzie trzeba się nią zająć. – Rozbił szybę w samochodzie – mówię, pociągając nosem. – Kiedy kłóciliśmy się u Kate – dodaję, niemal zawstydzona. – Zanieść go do łóżka? – pyta nieśmiało Drew. – Na kanapę – odpowiada John, który wrócił do typowych dla niego zwięzłych odpowiedzi. Obserwuję, jak Sam wstaje i wyciąga spod leżaka pustą butelkę po wódce. Patrzy na nią z odrazą i energicznie rzuca w donicę z kwiatami. Głośny dźwięk, który roznosi się echem, sprawia, że nie

tylko ja, ale także Sam wzdrygamy się. – Jesse? – Potrząsam nim delikatnie. – Jesse, proszę, otwórz oczy. Sam, Drew i John stają dookoła nas. Jesse unosi rękę nad głową. Chwytam ją i opuszczam, lecz jak tylko zwalniam uchwyt, ponownie unosi ją przed moją twarz, mrucząc coś nieskładnie i poruszając nogami. – Szuka cię, dziewczyno – mówi cicho John. Zaskoczona zerkam na Johna, który kiwa głową. Szuka mnie?! Ponownie chwytam rękę Jessego i kieruję ją w stronę swojej twarzy. Dłoń przykładam do policzka. Natychmiast się uspokaja. Dotyk jego chłodnej skóry uspokaja również mnie. Zatem trzymam ją przy policzku, aby czuł moją obecność. Jestem przerażona, że pięć dni mógł spędzić na tarasie... nagi i nieprzytomny. Za dnia jest ciepło, ale nocą temperatura znacznie spada. Dlaczego go zostawiłam?! Po- winnam była zostać i uspokoić go, a nie odchodzić. – Pójdę na górę i przyniosę pościel – oznajmia Drew, wracając do penthouse’u. – Przenosimy go? – pyta John, wskazując leżącego na podłodze Jessego. Niechętnie puszczam rękę Jessego i pozwalam, aby John i Sam podeszli do niego z dwóch stron i podnieśli. Kiedy głowa Jessego nie jest już oparta na moich kolanach, wstaję i toruję im drogę. Podbiegam do skórzanej kanapy i zrzucam z niej stos poduszek, aby przygotować wygodne posłanie. Gdy Drew schodzi z góry, trzyma w ręce koce, a Sam i John cierpliwie czekają, podtrzymując nagie ciało Jessego. Biorę od Drew aksamitną narzutę, kładę ją na zimnej skórze i odsuwam się, aby John i Sam mogli położyć Jessego na kanapie. Po chwili kładę pod głowę poduszki, a nagie ciało okrywam kolejną narzutą. Kucam przy Jessem i gładzę go po nieogolonej twarzy, żałując obrotu spraw. Łzy ponownie zaczynają napływać mi do oczu. Mogłam to powstrzymać. Gdybym nie wybiegła stąd, nie doprowadziłby się do takiego stanu. Powinnam była zostać, uspokoić go i otrzeźwić. Nienawidzę siebie. – Avo, wszystko w porządku? – słyszę cichy głos Drew. Powstrzymuję płacz i wycieram je zewnętrzną stroną dłoni. – Nic mi nie jest, przepraszam. – Nie przepraszaj – odpowiada Sam. Pochylam się nad Jessem i na kilka sekund przyciskam usta do

jego czoła. Gdy po chwili się podnoszę, wysuwa rękę spod koca i mnie chwyta. – Avo? – mówi chrapliwym głosem. Otwiera lekko oczy i rozgląda się po pomieszczeniu. Kiedy wreszcie spogląda na mnie i patrzy zielonymi oczami, nic nie mogę wyczytać z jego wzroku. – Hej. – Kładę dłoń na jego ramię. Zaczyna unosić głowę znad poduszki, lecz zanim zdołałam zareagować, poddał się. – Przepraszam – szepcze, unosząc dłoń w poszukiwaniu mojej twarzy. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... – Przestań – mówię drżącym głosem, pomagając mu znaleźć moją twarz. – Proszę, po prostu nic nie mów. – Przyciskam usta do jego ręki i całuję ją, a kiedy spoglądam na twarz, ma zamknięte oczy. Znów jest nieobecny. Kładę jego dłoń pod koc i upewniam się, że jest dokładnie okryty. Po chwili wstaję i obracam się do Sama, Drew i Johna, którzy w milczeniu obserwują, jak zajmuję się Jessem. Zupełnie zapomniałam, że nie jestem sama, lecz nie czuję się zażenowana. – Zrobię kawę – proponuje Sam, przerywając milczenie i idzie do kuchni. John i Drew podążają za nim. Ponownie spoglądam na Jessego. Instynkt podpowiada mi, żebym wsunęła się pod koc, zaczęła go głaskać i uspokajać. Mogłabym to zrobić, ale na początku muszę pogadać z chłopakami. Idę do kuchni, gdzie Sam i Drew podnoszą stołki barowe, a John dźwiga z podłogi zamrażarkę. Jak wychodziłam w niedzielę, nie było tu tak brudno. Jesse najwyraźniej wpadł w szał. – Muszę spadać – mówi ze smutkiem Drew, stawiając ostatni stołek. – Umówiłem się z Victorią. – Sprawia wrażenie nieco skrępowanego. – Idź, śmiało – zachęca go Sam, rozglądając się za kubkami. – Zadzwonię później. – Ostatnia szafka po prawej, górna półka – pomagam Samowi, który spogląda na mnie ze zdziwieniem, gdy Drew wychodzi. Wzruszam ramionami. Sam stawia trzy kubki czarnej kawy na blacie, przy którym usiadłam z Johnem. – Nie będziemy ryzykować z mlekiem, o ile ma jakieś. Czarna może być? – pyta Sam. Kiwam głową i chwytam kubek. John idzie za

moim przykładem, choć słodzi aż cztery łyżeczki. Wiem, że nie ma mleka, ale nie ma sensu o tym rozmawiać. – Więc – zaczyna Sam – znaleźliśmy go i co teraz z nim robimy? – żartuje. Odczuwam ulgę, że beztroski Sam wrócił. Gdy się martwił, czułam, że mój strach wzrasta, ale jak się okazało, Sam miał powody do niepokoju. Wewnętrznie wzdrygam się na myśl o samotnym i cierpiącym przez pięć dni Jessem. Gdybym nie przyszła, jak długo by leżał na tarasie? Z pewnością zadzwoniliby na policję. – Rezydencja na razie działa bez problemów – odzywa się John. – Nie musimy się o to bać. Za tydzień kac minie i wszystko wróci do normalności. – Może powinien pójść na odwyk? – pytam. – Albo terapię. Sama nie wiem. Nie mam pojęcia, jak to działa. John kręci głową i zakłada okulary. Zaczynam się zastanawiać nad jego relacją z Jessem. Sądziłam, że jest zwykłym pracownikiem, ale zdaje się, że jako jedyny jest zorientowany, co się dzieje. – Żadnego odwyku – stwierdza pewnie John. – Avo, alkohol nie zawładnął jego życiem. Pije, żeby poprawić sobie nastrój... żeby wypełnić pustkę. Kiedy zacznie, nie może się powstrzymać. – Uśmiecha się lekko. – Pomogłaś mu, dziewczyno. – Co takiego zrobiłam? – Nie wiem dlaczego, ale czuję się zraniona stwierdzeniem Johna. Co prawda powiedział, że pomogłam, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że insynuuje, że pomogłam także doprowadzić Jessego do takiego stanu. Sam kładzie swoją dłoń na mojej. – Dzięki tobie skupił się na czymś innym. – Ale potem go zostawiłam – mówię cicho. Potwierdzam to, o czym obaj myślą. – Avo, to nie twoja wina – zapewnia mnie Sam. – Nie mogłaś wiedzieć. – Nigdy mi nie powiedział – szepczę. – Gdyby to zrobił, sprawy potoczyłyby się inaczej. Szczerze, nie jestem pewna, jak miałyby potoczyć się sprawy, gdyby Jesse mi powiedział, ale wiem, że nie chciałabym go nigdy zobaczyć w takim stanie jak w zeszłą niedzielę. Co się stanie, jak teraz go zostawię? Mam mętlik w głowie. Kładę łokcie na blacie i

podpieram głowę rękami. Co do diabła mam zrobić? – Avo? – Potężny głos Johna wyrywa mnie z zamyślenia. – To dobry facet. – Co sprawia, że pije? Na ile jest to poważny problem? – pytam. Wiem, że w głębi duszy jest dobrym mężczyzną, lecz gdybym wiedziała więcej, mogłabym go lepiej zrozumieć. – Któż to wie? – zastanawia się John, a po chwili spogląda na mnie. – Nie myśl, że tak było codziennie. Doprowadził się do takiego stanu, ponieważ był nieszczęśliwy, a nie dlatego, że jest alkoholikiem. – I nie pił, odkąd ja się pojawiłam? – Nie wierzę, w to. John zaczyna się śmiać. – Nie, nie pił, chociaż gdy cię poznał, jego inne, mroczne cechy wyszły na jaw. Marszczę czoło, ale wiem dokładnie, o czym mówi John. Sam też to wie, sądząc po znaczącym wyrazie twarzy. Słyszałam, że Jesse jest zazwyczaj wyluzowany, choć nieczęsto go takiego widziałam. Przez większość czasu zachowywał się, jakby był ogarnięty manią kontrolowania innych. Pewnego razu nawet się przyznał, że jest taki tylko w mojej obecności... co za szczęściara ze mnie. – Zostanę, ale jeśli dojdzie do siebie i nie będzie chciał mnie widzieć, zadzwonię po jednego z was – ostrzegam. Sam wzdycha. – Tak nie będzie, Avo. John kiwa głową. – Muszę wracać do Rezydencji, żeby zająć się interesami tego skurwysyna. – Wstaje ze stołka. – Avo, przyda ci się mój numer. Gdzie masz telefon? Rozglądam się dookoła i zdaję sobie sprawę, że zostawiłam go na tarasie, więc zrywam się z miejsca, zostawiając Sama i Johna. Wracając do kuchni, dostrzegam, że Jesse nadal jest zamroczony. Jak długo jeszcze będzie w takim stanie i kiedy powinnam się zacząć naprawdę niepokoić? Nie mam pojęcia, co robić. Stoję w milczeniu, obserwując Jessego. Jego powieki lekko drgają, a klatka piersiowa unosi się i opada w stabilnym tempie. Mimo że jest nieprzytomny, sprawia wrażenie niespokojnego. Podchodzę bliżej i naciągam koc do jego brody. Nie mogę się powstrzymać. Nigdy wcześniej się nim nie opiekowałam, ale robię to instynktownie.

Klękam i przyciskam usta do jego chłodnego policzka. Upajam się odrobiną pocieszenia, które daje mi kontakt z Jessem. Po chwili wstaję i idę do kuchni. Okazuje się, że John wyszedł. – Proszę. – Sam podaje mi kawałek papieru. – Numer Johna. – Dlaczego tak mu się spieszyło? – pytam. Mógł na mnie poczekać. – John nigdy nie zostaje dłużej niż to konieczne. Posłuchaj, rozmawiałem z Kate. Podrzuci ci trochę ubrań. – Aha, okej. – Moje biedne ubrania będą zastanawiać się, gdzie ich miejsce. Kilka razy wędrowały z penthouseu i do niego. – Dziękuję, Avo – mówi szczerze Sam. – Nie dziękuj mi – protestuję. Czuję się niezręcznie, zwłaszcza że to wszystko to częściowo moja wina. Sam kręci się nerwowo. – Wiem, tylko że... no wiesz, po ostatniej niedzieli... – Sam, nic nie mów. – Kiedy pije, nie zna umiaru – lekko się śmieje Sam. – To dumny mężczyzna. Będzie zażenowany, że widzieliśmy go w takim stanie. Domyślam się, że tak będzie. Jesse, którego znam, jest silny, pewny siebie, dominujący i mogłabym tak bez końca wymieniać. Na słabość i bezradność nie ma miejsca na długiej liście cech Jessego. Mam ochotę powiedzieć Samowi, że Rezydencja i jej działalność zostały osłabione przez problem z alkoholem, ale to nieprawda. Nie do końca. Jestem tu i ponownie spoglądam na Jessego. Mam mętlik w głowie. Jesse posiada seksklub i korzysta z niego. Sam to potwierdził, mimo że doskonale o tym wiedziałam, kiedy zostałam skonfrontowana z mężem jednej ze zdobyczy Jessego. Wiedziałam w głębi serca, że sypia z różnymi kobietami, że jest playboyem poszukującym przyjemności, lecz nie zastanawiałam się nad szczegółami. Kolejna godzina upływa nam na zbieraniu pustych butelek i sprzątaniu penthouse u. W lodówce znajduję wódkę, którą wylewam do zlewu, obiecując sobie, że nigdy więcej jej nie wypiję. Clive dzwoni i informuje mnie, że w holu czeka na mnie młoda kobieta, Kate. Mówię mu, co znaleźliśmy w apartamencie i po chwili oboje schodzimy z workiem pełnym śmieci i pustych butelek. Notuję w pamięci, żeby potem zająć się zniszczonymi drzwiami. Kiedy wchodzimy do holu, Kate, uważnie obserwowana przez

Clive’a, czeka na nas. – Cześć – mówi ostrożnie, kiedy nas zauważa z workami na śmieci. – Co z Jessem? Gdy kładę worek na podłodze, rozlega się głośny brzdęk. Zerkam wymownie na Clivea, żeby wiedziała, jak jestem na niego wkurzona. Gdyby wcześniej wpuścił Sama, Drew lub Johna do penthouse’u, znaleźliby Jessego pijanego, a nie kompletnie otumanionego. Przynajmniej Clive ma dość przyzwoitości, żeby wyglądać na skruszonego. – Śpi – odpowiada Sam, kiedy zauważa, że jestem zbyt zajęta wzbudzaniem winy w konsjerżu. Kiedy odwracam się do Kate, widzę, że Sam obejmuje ją ramieniem i przytula. Kate żartobliwie odrzuca jego rękę. – Proszę – mówi, podając mi torbę podróżną. – Wrzuciłam wszystkiego po trochu. – Dzięki – odpowiadam, biorąc torbę. – Czyli zostajesz tu? – pyta. – Tak. – Wzruszam ramionami. Sam spogląda na mnie pełen wdzięczności, przez co czuję się niezręcznie. – Na jak długo zostajesz? – pyta Kate. Dobre pytanie. Ile czasu to zajmie? Może Jesse obudzi się dzisiaj w nocy albo jutro, a może pojutrze. Mam pracę, no i muszę znaleźć mieszkanie. Spoglądam na Sama w nadziei, że pomoże mi z odpowiedzią, ale on tylko wzrusza ramionami, więc w odpowiedzi na pytanie Kate także wzruszam ramionami. Nagle przypominam sobie, że zostawiłam Jessego samego i zaczynam panikować. Co, jeśli się obudzi i nikogo przy nim nie będzie? – Muszę wracać – mówię, spoglądając w kierunku wind. – Pewnie, idź. – Kate pospiesza mnie ruchem ręki i podnosi z podłogi worek ze śmieciami. – Zajmę się tym. Kiedy się żegnamy, obiecuję, że zadzwonię rano. Idąc w kierunku windy, mówię Clive’owi, żeby zajął się szybą w samochodzie Jessego i drzwiami do apartamentu. Clive oczywiście od razu bierze się do działania. Wracam do penthouseu, wchodzę do salonu i widzę, że Jesse nadal śpi. Co powinnam teraz zrobić? Nadal mam na sobie szarofioletową sukienkę i obcasy, więc idę na górę, do ostatniego pokoju. Przebieram

się w podarte dżinsy i czarną koszulkę. Mogłabym wziąć prysznic, ale nie chcę zostawiać Jessego samego zbyt długo. Muszę czekać. Po zejściu na dół robię sobie czarną kawę. Gdy ją piję, stwierdzam, że dobrze byłoby dowiedzieć się czegoś o alkoholizmie. Jesse musi mieć gdzieś komputer. Po krótkim poszukiwaniach w gabinecie znajduję laptop. Odpalam go i odczuwam wielką ulgę, gdy nie prosi o hasło. Schodzę z laptopem na dół i siadam na wielkim fotelu naprzeciwko Jessego, żeby mieć na niego oko. Po wpisaniu w Google słowa „alkoholicy” wyskakuje siedemnaście milionów wyników. Na górze strony widzę „Anonimowi alkoholicy”. Dochodzę do wniosku, że od tego można by zacząć. John co prawda powiedział, że Jesse nie jest alkoholikiem, ale nie jestem co do tego przekonana. Po kilku godzinach surfowania po Internecie czuję się, jakby mój mózg parował. Ilość informacji mnie przygniata: skutki trwałe, problemy psychiatryczne, objawy odstawienia. Czytam artykuł o traumach z dzieciństwa, które prowadzą do alkoholizmu, przez co zaczynam się zastanawiać, czy Jesse nie przeżył czegoś strasznego, kiedy był dzieckiem. Natychmiast widzę przed oczami bliznę, którą ma na brzuchu. Alkoholizm może mieć także uwarunkowania genetyczne, więc może jedno z rodziców jest alkoholikiem. Czuję natłok informacji i nie wiem, co z nimi zrobić. Przypominają mi się wydarzenia z zeszłej niedzieli i to, co powiedział. Cholera, Avo, podpuszczałaś mnie. Potrzebowałem cię, a ty mnie zostawiłaś. Potem go zostawiłam... ponownie. Ze złością zamykam laptop i odkładam go na stół. Mimo że jest dopiero dziesiąta, jestem wykończona. Nie chcę spać na górze, na wypadek gdyby się obudził, więc biorę kilka poduszek i kładę je na podłodze obok Jessego. Głaszczę włoski na jego umięśnionych ramionach, co mnie uspokaja. Po chwili czuję, że moje powieki opadają i odpływam.

Rozdział 3 Kocham cię. Przez sen czuję jego dłoń trzymającą moją głowę, palce bawiące się moimi włosami... czuję się spokojnie... czuję, że jestem na właściwym miejscu. Unoszę powieki i spoglądam w zmętniałą wersję zielonych oczu, które tak dobrze znam. Skaczę na równe nogi i uderzam kostką o ławę. – Cholera! – przeklinam. – Nie wyrażaj się! – zwraca mi uwagę zachrypniętym głosem. Chwytam się za kostkę i dopiero po chwili w pełni się budzę i przypominam sobie, gdzie jestem. Opuszczam stopę na podłogę i spoglądam w kierunku sofy, gdzie leży Jesse. Wygląda okropnie, ale przynajmniej jest przytomny. – Obudziłeś się! – wołam. Krzywi się, przykładając zdrową rękę do głowy. O cholera! Musi mieć okropnego kaca, a ja drę się jak opętana. Cofam się kilka kroków, natrafiając na krzesło, na którym siadam. Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Nie zapytam, jak się czuje, bo to oczywiste. Nie mam też zamiaru robić mu wykładu o bezpieczeństwie i lekceważeniu zdrowia. Chcę zapytać, czy pamięta naszą kłótnię. Chcę zapytać, dlaczego nie powiedział mi, że jest właścicielem seksklubu i że ma problemy z alkoholem. Chcę zapytać, czy zastanawia się, co tu robię i czy chce, żebym sobie poszła. Chcę powiedzieć, że go kocham. Lecz nie robię tego. Pytam jedynie: – Jak się czujesz? – I niemal natychmiast tego żałuję. Wzdycha i ogląda zranioną rękę. – Szkoda słów – odpowiada ostro. Pewnie jego organizm potrzebuje płynów, więc wstaję i idę w kierunku kuchni. – Gdzie idziesz? – pyta odrobinę przestraszony i natychmiast unosi się na kanapie. – Pomyślałam, że chcesz się napić wody – uspokajam go, lecz moje serce zaczyna szybciej bić. Wiele razy widziałam ten wyraz twarzy: dominujący i zaborczy Jesse, który pojawia się zawsze, gdy

mnie przyciśnie swoim ciałem. Lecz teraz nie liczę na wiele. Nie ma siły, żeby przycisnąć mnie do czegokolwiek i zdominować. Jestem zawiedzona. Słysząc moją odpowiedź, uspokaja się. Idę do kuchni i spoglądam na zegarek na piekarniku. Ósma. Spałam osiem godzin. Tak długo nie spałam, od... ostatniego spotkania z Jessem. Wyjmuję z lodówki butelkę i nalewam wodę do szklanki. Gdy wracam, Jesse siedzi na kanapie z głową w rękach. Pochodzę do niego i podaję wodę, a nasze spojrzenia się spotykają. Chwyta szklankę zdrową ręką, jednocześnie dotykając moich palców. Natychmiast puszczam szklankę i rozlewam część wody. Nie wiem, dlaczego tak zareagowałam, ale wyraz jego twarzy sprawia, że czuję się bezduszna. Ręce Jessego zaczynają się trząść. Zastanawiam się, czy to nie objawy odstawienia alkoholu. Jestem pewna, że czytałam o tym. Patrzy mi w oczy, a następnie na swoją rękę i kręci głową. Niezręczna sytuacja. Nigdy tak między nami nie było. Żadne z nas nie wie, co powiedzieć. – Kiedy ostatnio piłeś? – pytam. Wiem, że to nie najlepsze pytanie, ale muszę coś powiedzieć. Bierze łyk wody i opada na kanapę. Zauważam, że jego mięśnie brzuszne są bardziej widoczne, ponieważ schudł. – Nie wiem. Jaki dziś dzień? – Sobota. – Sobota?! – upewnia się, wyraźnie zaskoczony. – Cholera. Domyślam się, że musiał stracić poczucie czasu, ale nie mógł spędzić w apartamencie pięciu bitych dni, jedynie pijąc. Przecież by umarł. Po chwili ponownie zapada milczenie. Siedzę na krześle naprzeciwko Jessego i bawię się palcami, zastanawiając, co powiedzieć. Nienawidzę tego. Zazwyczaj nie zastanawiałabym się i rzuciłabym się na niego z otwartymi ramionami. Zanurzyłabym się całkowicie w jego dotyku, ale teraz jest tak delikatny, co jest niedorzeczne, biorąc pod uwagę jego posturę. Mój twardy łobuz jest w rozsypce. Dobija mnie to. To nie mężczyzna, w którym się zakochałam. Czy to naprawdę Jesse? Siedzi i w zamyśleniu bawi się szklanką. Ten znajomy widok uspokaja mnie, lecz nie mogę znieść milczenia. – Jesse, czy mogę ci jakoś pomóc?