sandra_wrobel

  • Dokumenty623
  • Odsłony75 079
  • Obserwuję113
  • Rozmiar dokumentów1.2 GB
  • Ilość pobrań49 341

Glass Cathy - Córeczka-tatusia_1

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

sandra_wrobel
EBooki

Glass Cathy - Córeczka-tatusia_1.pdf

sandra_wrobel EBooki z zycia wziete
Użytkownik sandra_wrobel wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 19 osób, 14 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 189 stron)

Tytuł oryginału: Daddy’s Little Princess Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski Korekta: Katarzyna Szajowska Zdjęcie na okładce: © Augustino/Fotolia.com © Cathy Glass 2014 © for the Polish translation by Anna Rajca © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2016 Cathy Glass asserts the moral right to be identified as the author of this work. ISBN 978-83-287-0367-4 Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Wydanie I Warszawa 2016

Spis treści Jak to się zaczęło Rozdział pierwszy – Bliska płaczu Rozdział drugi – Pan Miś Śpioch Rozdział trzeci – Zdjęcia Rozdział czwarty – Coś niewłaściwego Rozdział piąty – Marianne Rozdział szósty – Coraz bardziej niespokojna Rozdział siódmy – Wyrzuty sumienia Rozdział ósmy – Mądra sowa Rozdział dziewiąty – Odbieranie niewinności Rozdział dziesiąty – Cisza przed burzą Rozdział jedenasty – Niewiedza Rozdział dwunasty – Wielka rozpacz Rozdział trzynasty – Pełna rodzina Rozdział czternasty – Spotkanie Rozdział piętnasty – Lojalność wobec krzywdziciela Rozdział szesnasty – Dobrze ci tutaj? Rozdział siedemnasty – Wyjątkowy prezent Rozdział osiemnasty – Sprawy przybierają nieoczekiwany obrót Rozdział dziewiętnasty – Doktor Jones Rozdział dwudziesty – On jest mój! Rozdział dwudziesty pierwszy – Rozmowa przez telefon Rozdział dwudziesty drugi – Wisienka na torcie Rozdział dwudziesty trzeci – Pewnie mnie nienawidzi Rozdział dwudziesty czwarty – Nowa przyjaciółka Rozdział dwudziesty piąty – Decyzja Rozdział dwudziesty szósty – Wizyta Rozdział dwudziesty siódmy – Pocztówka Rozdział dwudziesty ósmy – Para na dziedzińcu szkolnym Epilog Podziękowania

Jak to się zaczęło Podczas pisania tej książki – historii o Beth – musiałam cofnąć się do czasów, gdy Adrian miał sześć lat, a Paula dwa. Prowadziłam wtedy rodzinę zastępczą dopiero od kilku lat. W tamtych czasach szkoleń dla opiekunów było niewiele, nie otrzymywali oni także wyczerpujących informacji o rodzinach, z których pochodzą dzieci. Rzucano ich na „głęboką wodę” i zostawiano, by radzili sobie sami, a opiekunowie albo „płynęli do brzegu”, albo „tonęli”, nie wytrzymując zbyt dużych obciążeń. Gdy teraz o tym myślę, aż dreszcz mnie przechodzi na wspomnienie różnych niebezpiecznych sytuacji, na które ja i moja rodzina byliśmy narażeni. Zastanawiam się też, patrząc z perspektywy czasu – wielu lat prowadzenia rodziny zastępczej i szeregu odbytych szkoleń – czy w pewnych sytuacjach zachowałabym się inaczej. Może niekiedy podjęłabym inne decyzje, lecz nie w przypadku Beth. Jestem przekonana, że jeśli o nią chodzi, postąpiłabym tak samo, gdyż pewne zachowania są niedopuszczalne i trzeba położyć im kres, by ocalić dziecko.

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym MUZA S.A. 58134_42504 Rozdział pierwszy Bliska płaczu Uznałam, że chyba jednak nie przyjdą. Pracownica socjalna, która opiekowała się Beth, zadzwoniła do mnie po południu, zawiadamiając, że przyprowadzi dziewczynkę „w porze podwieczorku”. Dochodziła siódma – zapowiedziana pora dawno minęła. Adrian, Paula i ja zjedliśmy już kolację. Jeśli Beth się zjawi, będę musiała coś dla niej przygotować. Był chłodny wieczór, a dziewczynka przyjedzie nie tylko zmęczona i głodna, lecz także przygnębiona z powodu rozstania z ojcem. Co prawda pracownicy socjalni muszą czasem nagle zmieniać plany, jednak opiekunka powinna do mnie zadzwonić i powiedzieć, co się dzieje. Odczekałam jeszcze kilka chwil i oznajmiłam Pauli, że za chwilę będzie się kładła spać. Siedziałam z dziećmi w ciepłym przytulnym salonie na tyłach domu, a zaciągnięte zasłony odgradzały nas od zimnej ciemnej nocy. Paula i Adrian bawili się na podłodze. Córka budowała zamek z klocków, a syn ślęczał nad wielką, pięknie ilustrowaną książką o starych samochodach i motocyklach, którą przed trzema tygodniami dostał na Gwiazdkę. Toscha, nasza urocza leniwa kotka, leżała zwinięta w kłębek na swoim ulubionym fotelu. – Myślałem, że przyjdzie do nas dziewczynka. – Adrian spojrzał na mnie sponad książki. – Ja też – odparłam. – Ale może jej ojciec nie jest tak bardzo chory, jak się wydawało, i została w domu. Taką mam nadzieję. Adrian miał sześć lat i rozumiał już trochę, na czym polega opieka zastępcza, gdyż wcześniej mieszkały z nami inne dzieci. Dwuletnia Paula była za mała, by to pojąć, chociaż próbowałam jej wyjaśnić, że może wprowadzi się do nas na pewien czas siedmioletnia dziewczynka, która ma na imię Beth. Poza tym wiedziałam o niej tylko tyle, że mieszka z ojcem, który zachorował i miał zostać przyjęty do szpitala psychiatrycznego. Takie informacje przekazała mi przez telefon pracownica socjalna. Miałam nadzieję, że dowiem się więcej, kiedy przyprowadzi tu małą. Wstałam z kanapy i podeszłam do Pauli, by pomóc jej poskładać klocki. – Czas do łóżka, kochanie – powtórzyłam. – Myślałam, że przyjdzie do nas dziewczynka – powtórzyła słowa brata. Była w wieku, w którym dzieci często naśladują starsze rodzeństwo. Usłyszałam, jak syn cicho westchnął. – Chyba już dzisiaj nie przyjdzie – wyjaśniłam. – Jest już późno. Zaczęłam zbierać plastikowe klocki. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy podskoczyliśmy. Dzieci spojrzały na mnie wyczekująco. – To pewnie one – stwierdziłam. – Zaczekajcie tutaj, a ja pójdę i sprawdzę. Odkąd mój mąż John zaczął pracować w innym mieście, zachowywałam ostrożność, otwierając drzwi po zmroku. Zostawiłam dzieci w salonie, poszłam korytarzem i wyjrzałam przez wizjer. W świetle lampy palącej się na ganku zobaczyłam kobietę i dziecko. Uspokojona otworzyłam drzwi.

– Przepraszam za spóźnienie – odezwała się przybyła. – Jestem Jessie, opiekunka Beth. Rozmawiałyśmy przez telefon. Pani to pewnie Cathy. A to Beth. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziewczynkę, która stała przytulona do opiekunki. Była ubrana w szary zimowy płaszczyk zapinany na guziki. Miała rumieńce na bladej buzi, a oczy zapuchnięte od płaczu. W ręce trzymała chusteczkę, którą przyciskała do nosa. – Kochanie – powiedziałam. – Jesteś pewnie bardzo zmęczona i zmartwiona. Wejdźcie do środka. – Chcę do tatusia – odparła Beth, a jej oczy wypełniły się łzami. – Rozumiem. – Dotknęłam uspokajająco ramienia dziewczynki. Jessie pomogła jej wejść po schodkach, a potem wniosła ogromną walizkę. – Wstąpiłyśmy do niej do domu, żeby zabrać rzeczy. – Wyjaśniła, gdy zamykałam drzwi. – Trwało to dłużej, niż się spodziewałam. Beth chciała wziąć szkolny mundurek, a potem musiałyśmy wszystko spakować. Martwiła się, gdzie upierze ubrania i że jedzenie w lodówce się zepsuje. Uspokajałam, że to nie problem. Pani zrobi pranie, a w domu nic złego się nie wydarzy. – To prawda. Nie masz się czym martwić. Zajmę się tobą. – Znów uśmiechnęłam się do małej, chociaż zdziwiło mnie, że siedmiolatka myśli o praniu lub psującym się jedzeniu. – Może zdejmiesz płaszczyk? Powiesimy go tu, na wieszaku. Beth zaczęła rozpinać guziki i pozwoliła, by Jessie pomogła jej się rozebrać. Odwiesiłam płaszcz Beth, a Jessie zrobiła to samo ze swoim okryciem. – Chcę do tatusia – powtórzyła dziewczynka. – Pomieszkasz tutaj tylko trochę, dopóki tatuś nie poczuje się lepiej – uspokajała ją pracownica socjalna. – Chodź, zaprowadzę cię do moich dzieci, Adriana i Pauli – zaproponowałam. – Czekają, żeby cię poznać. Jessie wzięła małą za rękę i poszły za mną korytarzem do salonu. Na pierwszy rzut oka Beth robiła wrażenie dziecka otoczonego w domu troskliwą opieką. Widać było, że rozpaczliwie tęskni za ojcem. Jessie miała trzydzieści parę lat, była ubrana w eleganckie czarne spodnie i bladoniebieski sweter. Wydawała się zdenerwowana, pewnie z powodu spóźnienia i wszystkich przygotowań, jakich wymagało przekazanie dziecka rodzinie zastępczej. – Napijecie się czegoś? – zapytałam. Beth pokręciła głową, a Jessie odparła: – Z przyjemnością. Poproszę o kawę. Z mlekiem i łyżeczką cukru. – To jest Beth i jej opiekunka Jessie – przedstawiłam dzieciom gości. – Poznajcie się, a ja tymczasem pójdę zaparzyć kawę. Paula nie chciała zostać z nieznajomymi. Podbiegła i chwyciła moją rękę. Gdy wychodziłyśmy z pokoju, Jessie i Beth sadowiły się na kanapie, Adrian zaś odłożył książkę i walcząc z zakłopotaniem, szykował się do rozmowy z gośćmi. Pierwsze chwile po przybyciu nowego dziecka zawsze są trudne. Musi upłynąć trochę czasu, zanim wszyscy się zapoznają i poczują swobodnie. Z kuchni słyszałam, jak Jessie pyta Adriana, ile ma lat i co lubi robić w wolnym czasie. Robiąc kawę, jeszcze raz wyjaśniłam Pauli, kim jest Beth. – Zostanie z nami przez kilka dni, dopóki lekarze nie wyleczą jej tatusia – powiedziałam.

– Dlaczego? – zapytała Paula. Niedawno odkryła to słowo i często go używała. – Bo nie ma nikogo, kto by się nią zajął. A nie może mieszkać sama. – Dlaczego? – Bo jest za mała. Ma tylko siedem lat. – Ja mam dwa – oznajmiła z dumą Paula. – Zgadza się. A za kilka miesięcy skończysz trzy. Nalałam kawę, położyłam na talerzyku kilka herbatników i ustawiłam wszystko na tacy. Wróciłam z Paulą do salonu i postawiłam poczęstunek na stoliku przy kanapie. – Dziękuję – powiedziała Jessie, sięgając po kubek z kawą i herbatniki. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś jadłam lub piłam. Nawet nie zauważyłam, jak przeleciał cały dzień. Jessie nie była pierwszą pracownicą socjalną, która nie miała chwili na odpoczynek. – Może zrobić pani coś do jedzenia? – zaproponowałam. – Nie trzeba. Zostawię Beth i muszę wracać do domu. Sama mam dwójkę dzieci, chociaż trudno się tego domyślić, tak rzadko je widuję. – Na pewno nie chcesz nic do picia? – zapytałam dziewczynkę. Pokręciła głową. – Może herbatnika? – podsunęłam jej talerzyk. Znów odmówiła. – Musi coś zjeść przed pójściem spać – powiedziała Jessie. – Zjadła obiad w szkole, ale od tamtej pory tylko wypiła sok. – Potem powiesz mi, co lubisz. – Uśmiechnęłam się do Beth. A ona przycisnęła chusteczkę do oczu i zrobiła minę, jakby zaraz miała się rozpłakać. Wcale mnie to nie zdziwiło. Można sobie wyobrazić, jaka przykra i niepokojąca dla dziecka jest sytuacja, w której musi nagle opuścić dom, znajome środowisko i zamieszkać z obcymi ludźmi. Beth pociągnęła nosem. – To moja wina, że tatuś zachorował – wyrzuciła nagle z siebie. – Zapomniałam mu dać tabletkę. – Po jej policzku spłynęła łza. Adrian i Paula wpatrywali się w dziewczynkę z niepokojem. – Nie, to nie dlatego – wyjaśniła ciepłym głosem Jessie, otaczając małą ramieniem. – Przecież tłumaczyłam ci po drodze, że czasem tabletki nie wystarczają i żeby wyzdrowieć, trzeba iść do szpitala. Tatuś zażywał tabletki. To nie twoja wina, Beth. Przez dłuższą chwilę tuliła dziewczynkę, a Paula i Adrian ze zmartwionymi minami siedzieli blisko siebie na podłodze obok zamku z klocków. Uśmiechnęłam się do nich uspokajająco. – Czy mogłybyśmy porozmawiać na osobności? – zapytała Jessie, gdy Beth przestała płakać i otarła oczy. – Oczywiście. Przejdźmy do pokoju dziennego. – Beth, zostaniesz tutaj z Adrianem i Paulą, a ja porozmawiam z Cathy – oznajmiła Jessie. – Może Adrian pokaże ci swoją książkę? Wygląda bardzo ciekawie. Wstała, a jej miejsce zajął Adrian. Paula podeszła także i usadowiła się z drugiej strony brata.

– Dziękuję – powiedziałam do dzieci i wyszłam. Zaprowadziłam Jessie do pokoju dziennego i zamknęłam drzwi, żeby nikt nas nie podsłuchał. – Nie chcę mówić przy Beth o jej ojcu. – Jessie przysunęła sobie krzesło i usiadła. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej. – To wszystko i tak jest dla niej wystarczająco trudne. Skinęłam głową. – Od wczesnego dzieciństwa wychowywał ją ojciec, Derek – zaczęła opiekunka socjalna. – Miała zaledwie dwa lub trzy lata, gdy jej matka odeszła od męża. Beth nigdy potem się z nią nie spotkała. Derek bardzo dobrze opiekował się córką, ale przed kilkoma tygodniami zainteresowała się nimi opieka społeczna. Derek zgłosił się do lekarza, powiedział, że nie daje sobie rady i jest w depresji. Przepisano mu lekarstwo, które na pewien czas pomogło, ale dziś miał kryzys. Nie wiem dlaczego. Zaprowadził Beth do szkoły, a potem od razu zgłosił się do szpitala. Powiedział lekarzom, że już dłużej nie wytrzyma i myśli o samobójstwie. – Ojej, biedaczysko. – Właśnie. Przyjęli go na oddział psychiatryczny szpitala St Mary’s, ale mam nadzieję, że nie zostanie tam długo. Kiedy jego stan się ustabilizuje, będzie mógł wrócić do domu i sam zażywać lekarstwa. Jeśli zostanie w szpitalu dłużej niż tydzień, Beth musi go odwiedzić. Jest bardzo związana z ojcem. – Tak, oczywiście – przytaknęłam. – Na pewno za nim tęskni. Czy nie ma krewnych, którzy by się nią zaopiekowali? – Zazwyczaj, jeśli rodzice nie mogą sami zająć się dzieckiem, takie wyjście uważa się za najlepsze. – Nikogo nie znamy. Żona Dereka odeszła przed czterema laty i od tamtej pory nie miał kontaktu z jej rodziną. Jego matka zmarła w zeszłym roku, a ojciec jest stary, niedołężny i przebywa w domu opieki. Derek ma prawie pięćdziesiąt lat. Późno został ojcem. – Rozumiem. – To wszystko, co powinnam przekazać – posumowała Jessie. – Ma pani mój numer, więc proszę dzwonić, jeśli pojawi się problem. Teraz muszę już iść. Pożegnam się z Beth i wychodzę. Na pewno jutro, jak się dobrze wyśpi, będzie miała lepszy humor. Jessie nie powiedziała mi zbyt wiele na temat dziewczynki, uznałam jednak, że wiem wszystko, czego potrzeba, by się nią opiekować, a reszta informacji ma charakter poufny. Wróciłyśmy do salonu, gdzie dzieci siedziały rządkiem na kanapie i oglądały obrazki w książce Adriana, który przewracał kartki. – Muszę już iść – powiedziała Jessie do Beth. – Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, poproś Cathy. Zadzwonię, jak tylko dowiem się czegoś o twoim tacie. I nie martw się, proszę. Jest pod opieką lekarzy i na pewno niedługo wyzdrowieje. – Kiedy zobaczę tatusia? – zapytała niespokojnie Beth. – Gdy tylko poczuje się trochę lepiej – odparła Jessie. – Zadzwonię jutro do szpitala i dam wam znać. Widziałam po minie dziewczynki, że wcale jej to nie uspokoiło. Znów wyglądała, jakby miała zamiar się rozpłakać. – Do widzenia – powiedziała Jessie. – Postaraj się nie martwić. – Odprowadzę panią do drzwi, a potem przygotuję ci coś do zjedzenia. – Uśmiechnęłam się do małej. Patrzyła na mnie zagubiona i przestraszona.

Wyszłam z pracownicą socjalną na korytarz i dopiero gdy zaczęła nakładać płaszcz, dotarło do mnie, że nie wiem, do której szkoły chodzi Beth. – A szkoła? – zapytałam. – Rozumiem, że ma chodzić na lekcje, gdy jej ojciec jest w szpitalu. – Tak, przepraszam, powinnam była o tym powiedzieć. To szkoła podstawowa Orchard. Pięć minut jazdy stąd. – Och! – Byłam zaskoczona. – Mój syn tam chodzi. To dlatego buzia Beth wydała mi się znajoma. Pewnie widziałam dziewczynkę koło szkoły. Jest o klasę wyżej od Adriana. – Cóż, to ułatwi pani życie – stwierdziła Jessie. – Jedna droga do szkoły. – Rzeczywiście. – Kiedy dzisiaj po lekcjach odbierałam Beth, powiedziałam sekretarce, że przez jakiś czas będzie mieszkać u pani. – Dziękuję. To znaczy, że Beth i Derek mieszkają niedaleko? – Kilometr stąd – potwierdziła. – A więc dobranoc. Będziemy w kontakcie. I dziękuję. – Nie ma za co. Pożegnałam Jessie i zamknęłam za nią drzwi. Gdy wróciłam do salonu, Adrian i Paula siedzieli po obu stronach Beth. Adrian nie tylko przewracał kartki książki, lecz także wygłaszał krótkie komentarze na temat obrazków, a Paula, która odważyła się wreszcie odsunąć od brata, tuliła się do Beth i trzymała ją za rękę. Ucieszyłam się, że dzieci tak dobrze zajęły się gościem. – Jessie właśnie mi powiedziała, że chodzisz do tej samej szkoły co Adrian. – Uśmiechnęłam się do dziewczynki. Lekko skinęła głową. – Jak tylko weszłaś, zaraz cię poznałem – oznajmił Adrian i patrząc na mnie, dodał: – Chociaż właściwie się nie znamy. Beth jest w innej klasie. – Dobrze się składa, że oboje jesteście w jednej szkole – stwierdziłam. – Moją wychowawczynią jest panna Willow – powiedziała cicho Beth do Adriana. – A nas uczy pan Andrews – odparł chłopiec. – Całkiem w porządku, tylko czasem krzyczy. Kiedy Adrian i Beth zaczęli rozmawiać o nauczycielach, pomyślałam, że mam szczęście. Odprowadzanie dzieci do jednej szkoły na pewno ułatwi mi życie. Bardziej doświadczona matka zastępcza zdawałaby sobie sprawę z tego, że mieszkająca w pobliżu rodzina dziecka to nie dodatkowa zaleta, lecz zapowiedź problemów.

Rozdział drugi Pan Miś Śpioch Zwykle kładę dzieci spać po kolei, zaczynając od najmłodszego – gdyż młodsze dzieci potrzebują więcej snu. Dziś jednak, ponieważ dla całej trójki pora udania się na spoczynek dawno minęła, kazałam wszystkim naraz iść na górę. Już wcześniej zaniosłam do pokoju Beth walizkę i wyjęłam z niej piżamę, ręcznik i przybory do mycia. Resztę zamierzałam rozpakować jutro, gdy będę miała więcej czasu. Poprosiłam Beth i Adriana, by przebrali się w piżamy, a sama zajęłam się Paulą, która była bardzo zmęczona. Zapaliłam Beth światło, sprawdziłam, czy wszystko ma, i wyszłam, żeby mogła się przebrać. Adrian był już u siebie i wiedział, co ma robić. W łazience umyłam Pauli buzię i ręce i pomogłam jej wyłożyć piżamę. Potem zaprowadziłam ją do toalety. Była taka zmęczona, że prosiła, abym zaniosła ją do łóżka. Otuliłam córkę kołderką i ucałowałam na dobranoc. – Dobranoc, mamusiu – ziewnęła, obejmując mnie rączkami za szyję. – Kocham cię. Przytuliłam ją mocno do siebie. – Ja też cię kocham, złotko. I to bardzo. Śpij dobrze. Nim zdążyłam wyjść z pokoju, prawie spała. Sprawdziłam, co robi Adrian. Przebrany w piżamę poszedł do łazienki umyć się i wyszorować zęby. – Jak skończysz, kładź się do łóżka – nakazałam. – Za parę minut przyjdę powiedzieć ci dobranoc. Adrian bowiem czasem „gubił drogę” z łazienki do sypialni i schodził na dół, żeby jeszcze się pobawić. Jednak dziś chyba nawet on był na to zbyt zmęczony. Posłusznie pokiwał głową. Przeszłam do sypialni Beth. Drzwi były przymknięte. Przed wejściem zapukałam. Beth miała tylko siedem lat, uważam jednak, że dzieciom należy zapewnić prywatność. Obecnie wyprowadzono „Kodeks Bezpiecznej Opieki w Rodzicielstwie Zastępczym”, który uwzględnia kwestie prywatności i ma zapewnić wszystkim członkom rodziny poczucie bezpieczeństwa, jednak w tamtych czasach takie sprawy pozostawiano zdrowemu rozsądkowi opiekunów. A moim zdaniem nawet małe dzieci potrzebują pewnej prywatności. Beth przebrała się już w piżamę i wyjęła z walizki czysty szkolny mundurek. Leżał w nogach łóżka, starannie rozłożony, gotowy na jutro do szkoły. – Bardzo ładnie – pochwaliłam. – Przygotowałaś mundurek. – W domu zawsze tak robię – odparła cicho, a potem zmarszczyła brwi i dodała: – Tylko nie wiem, gdzie to położyć. – Trzymała w rękach bieliznę, skarpetki i mundurek, który pewnie nosiła dzisiaj w szkole, a potem zapakowała do walizki. – W domu brudne rzeczy wkładam do pralki, ale nie wiem, gdzie ona tutaj jest. – Nie martw się – powiedziałam, odbierając od niej ubrania. – Ja się tym zajmę. Włożę wszystko do kosza na brudną bieliznę i jutro upiorę. Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, a potem pójdziesz spać. Rano na pewno będziesz miała lepszy humor.

Beth była smutna i zmartwiona. Westchnęła z troską, a potem sięgnęła po ręcznik i kosmetyczkę. – Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam – powiedziała z niepokojem. – Było mało czasu na pakowanie. Jessie się śpieszyła. – Kochanie, nie przejmuj się tym tak bardzo. – Uspokajająco dotknęłam jej ramienia. – Jeśli czegoś zapomniałaś, na pewno uda nam się to zastąpić. A jeśli nie, poproszę twoją pracownicę socjalną, żeby przywiozła z domu wszystko, czego potrzebujesz. Zgoda? Skinęła głową, chociaż specjalnie nie poweselała. Pomyślałam, że na swój wiek miała w domu dużo obowiązków. Wciąż się czymś martwiła, choć oczywiście trudno się dziwić, skoro jej tato był w szpitalu. W łazience na widok zawieszonych na drążku ręczników od razu powiesiła obok także swój, tylko dużo staranniej. Pokazałam, z którego kranu leci do umywalki zimna, a z którego ciepła woda. Skinęła głową. Nie wiedziałam, czy potrafi się sama umyć, zostałam więc w łazience, na wypadek gdyby potrzebowała pomocy. Jak się szybko okazało, niepotrzebnie. Dziewczynka odkręciła tubkę, wycisnęła starannie odmierzoną ilość pasty na szczoteczkę, zakręciła tubkę, odłożyła ją do kosmetyczki, po czym metodycznie wyszorowała zęby i dokładnie wypłukała usta. Potem włożyła szczoteczkę do naszego kubka i odkręciła oba krany, mieszając wodę w umywalce i sprawdzając palcami, czy ma właściwą temperaturę, przed umyciem twarzy i rąk. – Grzeczna dziewczynka – pochwaliłam ją pełna podziwu. – Za późno na kąpiel, prawda? – zapytała, patrząc na mnie w lustrze. – Tak. Umyłaś buzię i ręce i to na dziś wystarczy. Jutro się wykąpiesz, bo wszystko będzie już według planu. Brak jednej kąpieli jeszcze nikomu nie zaszkodził. – Tatuś też tak mówi. – Beth uśmiechnęła się blado. – Mam nadzieję, że w szpitalu dobrze się nim opiekują. – Na pewno, kochanie – uspokoiłam ją. Poczekałam, aż wytrze do sucha buzię i ręce, a potem odwiesi starannie złożony ręcznik na wieszak. – Grzeczna dziewczynka – powtórzyłam. Wyszłyśmy na korytarz. Beth chciała przed spaniem skorzystać z toalety, a ja tymczasem zajrzałam do Adriana, żeby powiedzieć mu dobranoc i przypomnieć o zgaszeniu światła. – Dobranoc, kochanie. – Otuliłam go kołdrą i ucałowałam w czoło. – Kocham cię. Śpij dobrze. I dziękuję, że pomogłeś mi zająć się Beth. – Jak na dziewczynkę jest w porządku – powiedział Adrian, co w ustach sześciolatka brzmiało jak komplement. – Też cię kocham. Czy tato przyjedzie na weekend? – Mam nadzieję, że tak. – To dobrze. Stęskniłem się za nim. – Wiem. Jeszcze raz ucałowałam Adriana i wyszłam z pokoju. Razem z Beth przeszłam do jej sypialni. Wcześniej zaciągnęłam zasłony i teraz, rozglądając się po pomieszczeniu, pomyślałam, że pokój, gdzie na łóżku leży pościel ozdobiona bohaterami z Kopciuszka, a na ścianach wiszą plakaty z filmów Disneya, wygląda przytulnie i zachęcająco. Chociaż oczywiście nie mógł równać się z domem. Przygasiłam światło i odchyliłam kołdrę, żeby Beth mogła się położyć, ale ona stała w miejscu, nie robiąc nawet kroku w stronę łóżka.

– Czy czegoś jeszcze potrzebujesz? – zapytałam łagodnie. Dziewczynka pokręciła głową. – No to wskakuj pod kołderkę, kochanie. Już bardzo późno i na pewno jesteś zmęczona. Ani drgnęła. – Wiem, że pierwszej nocy w nowym miejscu każdy czuje się trochę nieswojo – powiedziałam. – Jeśli chcesz, mogę nie zamykać drzwi do pokoju i zostawić zapalone światło. – Nie o to chodzi. – Zachmurzyła się. – A o co? Możesz mi powiedzieć, kochanie? – Nie jestem przyzwyczajona spać sama. – Ach, rozumiem. Masz w walizce jakąś przytulankę, z którą zwykle sypiasz? – Wiele dzieci sypia z przytulankami, by w nocy nie czuć się samotnie. Co prawda, wyjmując piżamę, niczego takiego nie zauważyłam, ale przecież nie sprawdzałam dokładnie. – Nie mam przytulanki – odparła Beth. – W domu jej nie potrzebuję. Przytulam się do tatusia. – Rozumiem. Tatuś przytula cię, dopóki nie zaśniesz? – Przypomniałam sobie, że razem z Johnem usypialiśmy tak Adriana, gdy był młodszy, a sama do tej pory uspokajam tak czasem Paulę. Oczywiście mogłam tulić Beth, dopóki nie zaśnie, ale wcześniej musiała położyć się do łóżka. Dziewczynka popatrzyła na mnie z powagą, zwijając w palcach rękaw piżamy. – Nie – odparła po chwili. – Śpię z tatusiem w łóżku. – Ach tak – powtórzyłam. – Chyba nie każdej nocy? Wydawało się to raczej dziwne w przypadku dziewczynki w jej wieku. Beth przytaknęła z pewnym zakłopotaniem. – Nie masz własnego łóżka i pokoju? – zapytałam, myśląc, że może w domu brak drugiej sypialni. – Mam pokój – odparła. – Ale w nim nie śpię. Nie lubię spać sama, tylko z tatusiem. On też to lubi. Czy mogę spać z tobą? Nie chcę być sama. „Kodeks Bezpiecznej Opieki w Rodzicielstwie Zastępczym” zaleca, by opiekunowie nigdy nie spali w jednym łóżku z podopiecznymi, a dzieci poniżej dwóch lat, które mogą dzielić z nimi sypialnię, muszą mieć własne łóżeczko. Wtedy jednak tego kodeksu nie było, więc jak zwykle musiałam polegać na własnym zdrowym rozsądku. Nie czułabym się dobrze, śpiąc z cudzym dzieckiem, nie mówiąc o tym, że byłoby to niesprawiedliwe wobec Adriana i Pauli, którzy musieli spać we własnych łóżkach. W dodatku ojciec Beth mógłby być niezadowolony i uznać, że próbuję zająć jego miejsce. Oczywiście nie chciałam martwić Beth, musiałam więc znaleźć inne rozwiązanie. – Beth, kochanie – powiedziałam łagodnie, przysiadając na brzegu łóżka. – Nie możesz ze mną spać. Ale zostanę tu i będę cię tulić, dopóki nie zaśniesz. Zostawię drzwi sypialni otwarte, a na korytarzu zawsze pali się światło. Jeśli obudzisz się w nocy, wystarczy, że mnie zawołasz i od razu przyjdę. Beth patrzyła na mnie nieprzekonana. Powinna jednak iść już spać, więc uznałam, że muszę być stanowcza. – No, kładź się. – Poklepałam zachęcająco materac. – Zostanę z tobą, dopóki nie zaśniesz. Niechętnie położyła się do łóżka, a ja podciągnęłam jej kołdrę pod brodę. Potem położyłam się obok i objęłam dziewczynkę ramieniem.

– I jak? – zapytałam. – Tatuś głaskał mnie po czole. O, tak. – Pogładziła się lekko palcami. Wiele dzieci lubi takie głaskanie, gdy nie mogą zasnąć. To je uspokaja. – No dobrze. Tylko zamknij oczy – zgodziłam się. – Pewnie nie zrobię tego tak samo jak tatuś, ale się postaram. Beth w końcu przymknęła powieki, a ja zaczęłam delikatnie gładzić jej czoło. Minęło dziesięć minut, lecz ona wciąż nie spała. – Lampa za jasno świeci – powiedziała, otwierając oczy. – W pokoju tatusia jest ciemno. Choć już wcześniej przygasiłam lampę, wstałam z łóżka i wyłączyłam ją zupełnie, zostawiając tylko lekko uchylone drzwi, by widzieć światło padające z korytarza. Potem znów położyłam się obok Beth i zaczęłam głaskać ją po czole, po kolejnych dziesięciu minutach dziewczynka znowu otworzyła oczy. – To nie to samo – powiedziała niespokojnie. – Tatuś leży ze mną pod kołdrą. I czuję jego ciepło, gdy mnie przytula. Nie miałam na to ochoty, poza tym wiedziałam, że jeśli raz wyrażę zgodę, trudno będzie mi się później wycofać. Nie wiedziałam, jak długo Beth u mnie zostanie, musiałam jednak ustalić zwyczaje, które będą obowiązywać w domu. Nie mogłam spędzać każdego wieczoru w łóżku z Beth, miałam własne zajęcia. I wtedy w przypływie natchnienia przypomniałam sobie misia. Pluszaka, którego nazwałam Panem Misiem Śpiochem, ubranego w niebieską piżamę w paski, Adrian dostał go od mojej matki, gdy był bardzo mały. Pewnego razu, kiedy nie mógł zasnąć, położyłam mu misia na łóżku i powiedziałam, że teraz, gdy ma przy sobie Pana Misia Śpiocha – który także jest bardzo zmęczony – od razu zaśnie. I tak się stało. Potem zawsze gdy Adrian nie mógł zasnąć, Pan Miś przybywał na ratunek. Syn przed kilku laty wyrósł ze spania z pluszakami, a Paula nigdy misia nie potrzebowała, bo miała różne własne przytulanki, które brała ze sobą do łóżka. – Już wiem – oznajmiłam, wstając z łóżka. – Znam kogoś, kto pomoże ci zasnąć. – Beth popatrzyła na mnie z niepokojem. – Nic się nie martw. Przyniosę Pana Misia Śpiocha. To wyjątkowy miś, który cię uśpi. Zaczekaj, pójdę po niego. Jest w mojej sypialni. Zostawiłam Beth w łóżku, przeszłam szybko korytarzem i wyjęłam pluszaka z pufy, w której trzymałam stare zabawki Adriana. Minęła dziesiąta, byłam już bardzo zmęczona, a musiałam jeszcze posprzątać. Proszę, rzuć zaklęcie na Beth, prosiłam w myślach, niosąc misia do sypialni dziewczynki. Siedziała na łóżku całkowicie rozbudzona, patrząc na mnie pytająco. – To jest Pan Miś Śpioch – oznajmiłam, sadzając go na łóżku. – Jest miękki, dobry do tulenia i pomaga dzieciom zasypiać. Zobaczysz! Zaśniesz z nim bardzo szybko. Może tu zostać przez całą noc. Jeśli się obudzisz, po prostu przytul się do misia i od razu zaśniesz na nowo – podkreśliłam. Jeśli magia ma zadziałać, trzeba w nią uwierzyć. – Teraz się połóż. O tak, grzeczna dziewczynka, zaraz będziesz spać. Beth położyła się na plecach, a ja otuliłam ją kołdrą i umieściłam obok zabawkę. – Czy poleżysz ze mną, dopóki Pan Miś mnie nie uśpi? – zapytała. – Oczywiście, kochanie. Położyłam się obok dziewczynki, a ona przekręciła się na bok, przodem do misia. Przytuliła go mocno do siebie. – Zamknij oczy – zachęciłam. – Zaraz poczujesz senność. Ja ją czułam na pewno!

Zaczęłam głaskać Beth po czole, a ona tuliła się do misia. Już po kilku minutach zaczęła miarowo oddychać, a jej buzia się wygładziła. Przestałam ją głaskać i odczekałam chwilę, by sprawdzić, czy rzeczywiście zasnęła. Potem ostrożnie wstałam z łóżka i na palcach wyszłam z sypialni, zostawiając uchylone drzwi, tak żeby usłyszeć, gdyby dziewczynka mnie wołała. Zeszłam na dół bardzo z siebie zadowolona. Beth zasnęła, a jutrzejszy dzień nie zapowiadał się męcząco, skoro odwoziłam dzieci do jednej szkoły. W kuchni wypuściłam Toschę na wieczorny spacer i zabrałam się do zmywania. Moje dobre samopoczucie nie mijało. Beth wydawała się miłym, dobrze wychowanym dzieckiem i przypuszczałam, że dogada się z Adrianem i Paulą. Polubiłam ją i jedynym widocznym na horyzoncie problemem była jej tęsknota za ojcem. Nie zauważyłam żadnych znaków ostrzegawczych. Jeszcze nie wtedy.

Rozdział trzeci Zdjęcia Beth przespała całą noc. Obudziłam Adriana i weszłam do jej sypialni. – Znakomicie, skarbie – powiedziałam. – Naprawdę dobrze się wyspałaś. – To Pan Miś Śpioch. – Dziewczynka ziewnęła i się przeciągnęła. – Uśpił mnie. Uśmiechnęłam się. Teraz, gdy wypoczęła, była w dużo lepszym nastroju, lecz oczywiście zaraz po przebudzeniu przypomniała sobie ojca. – Jak myślisz, czy tatuś wróci dzisiaj do domu? – zapytała, siadając na łóżku. – Chyba nie – powiedziałam, odsuwając zasłony. – Jessie zadzwoni, gdy się czegoś dowie, ale myślę, że przynajmniej przez kilka dni twój tata zostanie w szpitalu. – Mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Bardzo za nim tęsknię. – Beth wygramoliła się z łóżka. – Wiem, kochanie. Jessie mówiła, że spotkasz się z nim, jak tylko pozwolą mu przyjmować gości. – Jakich gości? – zapytała dziewczynka. – Ludzi, którzy chcą się z nim zobaczyć. Goście mogą nas odwiedzać w szpitalu albo w domu. – Do nas nie przychodzą goście – oznajmiła stanowczo Beth. – Jesteśmy tylko ja i tatuś. Pomyślałam, że prowadzą bardzo samotne życie, skoro nie odwiedzają ich krewni ani przyjaciele, ale nie powiedziałam tego głośno. Zostawiłam dziewczynkę, żeby się ubrała, i poszłam sprawdzić, czy Adrian już wstał. Spytałam go też, czy Beth może pożyczyć na trochę Pana Misia, który jest jego własnością, a syn się zgodził. Pomogłam Pauli umyć się i ubrać, a potem zeszłyśmy na dół, gdzie nakarmiłam Toschę, przygotowałam śniadanie dla córki, a sobie nalałam kubek kawy. Adrian i Beth wiedzieli, że gdy tylko się ubiorą, mają przyjść na śniadanie. Beth zjawiła się pierwsza i poprosiła o płatki i tosta, „takiego jak u tatusia”. Paula jadła już owsiankę, siedząc w wysokim krzesełku, Beth zajęła miejsce obok niej. Po kilku minutach dołączył do nas Adrian. Dobrze, że zapytałam go, czy Beth może spać z Panem Misiem, bo na dziewczynce magiczne zdolności pluszaka zrobiły wielkie wrażenie i przy śniadaniu ciągle o nim mówiła. Aż tyle, że Paula także zapragnęła spać z Panem Misiem. Ojej, pomyślałam. Jest tylko jeden. – Przecież masz Pana Przytulaka, Flopsy i Mopsy, które pomagają ci zasnąć – przypomniałam niektóre z jej ulubionych zabawek. – I Balo – dodała z uśmiechem. – Właśnie. – Kryzys został zażegnany. To naturalne, że Beth chciała rozmawiać o ojcu. Byli ze sobą bardzo związani, martwiła się o niego i tęskniła za nim. Szybko więc porzuciła temat Pana Misia i powróciła do opowieści o tacie. – Czy tatusiowi dadzą śniadanie w szpitalu? – zapytała. – Oczywiście. A także obiad i kolację, i herbatę pomiędzy posiłkami. – Czy się ubierze, czy przez cały dzień będzie w piżamie? – Było to rozsądne pytanie kogoś, kto nigdy

nie był w szpitalu. – Może najpierw będzie w piżamie – powiedziałam. – A potem, kiedy poczuje się trochę lepiej, pewnie się ubierze. Oczywiście nie byłam tego pewna, jednak przypuszczałam, że tak będzie. – Tatuś chyba nie wziął ze sobą piżamy. – Beth znów spojrzała na mnie z niepokojem. – Nie martw się. Na pewno Jessie o tym pomyślała. Zresztą nawet jeśli czegoś zapomniał, w szpitalu dostanie wszystkie potrzebne rzeczy, dopóki ktoś nie przywiezie mu jego własnych. – Choć może nie ma kto tego zrobić, jeśli Derek, jak sugerowała Beth, jest sam na świecie. Zapisałam sobie w pamięci, by spytać o to Jessie, gdy do mnie zadzwoni. Beth mówiła o swoim tacie podczas śniadania, w łazience, do której dzieci poszły umyć zęby, w holu, gdy nakładaliśmy płaszcze i buty, i w samochodzie w drodze do szkoły. Pytania i komentarze na temat stanu zdrowia przerywały krótkie wspomnienia z ich wspólnych czasów: „Tatuś i ja gotujemy razem posiłki… Lubię pomagać tatusiowi… Robię mu herbatę… Siadamy razem z tatusiem na kanapie i oglądamy telewizję… Tatuś odprowadza mnie do szkoły… Tatuś pomaga mi przy czytaniu… Bardzo kocham tatusia…”. I tak dalej, i tak dalej. Zauważyłam, że Adrian umilkł i dobrze wiedziałam dlaczego. Ciągnące się opowieści o tatusiu Beth uświadamiały mu, że sam nie widuje swojego ojca tak często, jak by pragnął. Chociaż robiłam, co mogłam, by zapewnić syna, że tato musi pracować w innym mieście i że bardzo go kocha, niewątpliwie tęsknił za nim bardziej, niż był gotów przyznać. Paula, dużo młodsza, nie znała innej sytuacji i przyzwyczaiła się, że taty nie ma z nami w ciągu tygodnia. Jednak Adrian pamiętał czasy, kiedy John co wieczór wracał z pracy do domu i bawił się z nim tak jak tatuś z opowieści Beth. Gdy zaparkowałam przed szkołą i wysiedliśmy z samochodu, próbowałam zmienić temat, ale bez skutku. Beth wciąż snuła wspomnienia. – Tatuś nazywa mnie swoją małą księżniczką – oznajmiła z dumą. – Bardzo ładnie, kochanie – powiedziałam, uśmiechając się uspokajająco do Adriana, ale odwrócił wzrok. Weszliśmy na szkolne podwórze i Adrian jak zwykle pobiegł do kolegów. Zostało jeszcze dziesięć minut do dzwonka, więc stałam na dziedzińcu szkolnym wraz z Beth i siedzącą w spacerówce Paulą. Przywitałam się z kilkoma znajomymi matkami, a potem podeszła do mnie kobieta z córką. Widywałam ją już wcześniej przed szkołą, chociaż nie znałyśmy się osobiście. – Dzień dobry – powiedziała uprzejmie. – Moja córka Jenni przyjaźni się z Beth. Chodzą do jednej klasy. – Z uśmiechem skinęłam głową, a obie dziewczynki także uśmiechnęły się do siebie nieśmiało. – Podobno jej tatuś zachorował. Jenni mówiła, że Beth będzie teraz mieszkać u pani. – Tak, przez krótki czas, zanim jej tato nie wyzdrowieje – potwierdziłam. – Jenni chciałaby zaprosić Beth do siebie. Mieszkamy niedaleko. Mogłaby zostać u nas na podwieczorku. Zapraszałyśmy ją już wcześniej, ale tato nie pozwolił jej przyjść. Chyba jest nadopiekuńczy. Nie znałam tej kobiety ani powodów, dla jakich Derek nie życzył sobie kontaktów, nie zamierzałam się więc zgadzać – ani z opinią o nadopiekuńczości Dereka, ani na wizytę Beth. Derek najwyraźniej miał swoje powody, by nie pozwalać Beth na odwiedziny u Jenni, i nie do mnie należało zmienianie jego decyzji.

– To bardzo miło z pani strony – powiedziałam. – Zapytam ojca Beth i jeśli się zgodzi, to się umówimy. Uznałam, że to rozsądna odpowiedź. – Tak, jasne. – Lekko wzruszyła ramionami i odeszła porozmawiać z inną matką. Córka podążyła za nią. Miałam nadzieję, że się nie obraziły. – Czy chcesz pójść się pobawić do Jenni, jeśli tata się zgodzi? – zwróciłam się do Beth. – Bawię się z nią w szkole – odparła. – Wiem, to miło, ale matka Jenni pytała, czy chciałabyś przyjść do nich do domu. Muszę najpierw zapytać o zgodę twojego tatę. – Nie zgodzi się – powiedziała spokojnie Beth. – Nie chce, żebym tam chodziła. Rodzice małych dzieci mają obowiązek podejmować decyzje, z kim ich pociechy spotykają się i bawią poza szkołą. Derek – z jakiegoś powodu – postanowił, że Beth nie będzie widywać się z Jenni, a córka się z tym pogodziła. Jako matka zastępcza nie mogłam podważać jego decyzji. Jednak po chwili Beth dodała: – Z dziećmi mogę się bawić tylko w szkole. W domu bawię się z tatusiem. Przyjrzałam się jej uważnie. – Żadne dzieci nie przychodzą się z tobą pobawić? – Nie – odparła. – A ty odwiedzasz kogoś? – Nie – powtórzyła. Pomyślałam, że może matka Jenni ma rację i ojciec Beth rzeczywiście jest nadopiekuńczy, jednak krytykowanie go nie należało do mnie. Pracownica socjalna stwierdziła, że Derek dobrze wychowywał córkę i nic nie wskazywało na to, iż czuje się w domu nieszczęśliwa – przeciwnie, uwielbiała swojego tatusia. Rozległ się dzwonek i Adrian – który znów był w dobrym humorze – przybiegł się ze mną pożegnać. Pocałował szybko mnie i Paulę, krzyknął do Beth: „Do zobaczenia”, i dołączył do kolegów, którzy ustawiali się w szeregu przed wejściem do szkoły. – Po lekcjach będę na ciebie czekać – zapewniłam dziewczynkę. Beth pożegnała się z nami, dołączyła do swojej klasy, która ustawiała się w szereg, i zaczęła rozmawiać z dziewczynkami. Wydawała się towarzyskim dzieckiem i widać było, że ma w szkole przyjaciół. Po prostu, w odróżnieniu od większości dzieci w jej wieku, nie spotykała się z nimi po lekcjach. Nie zamierzałam wchodzić do budynku, nie było takiej potrzeby. Jessie zawiadomiła nauczycieli, że Beth mieszka teraz u mnie, a szkoła miała już moje dane jako matki Adriana. Kiedy dzieci jedno za drugim zaczęły wchodzić do środka, odwróciłam się i chciałam już iść. Wtedy podbiegła do mnie panna Willow, wychowawczyni Beth. – Słyszałam, że Beth mieszka teraz u pani? – spytała z lekką zadyszką. – To prawda. Dopóki jej ojciec nie poczuje się lepiej. – Czy mogłybyśmy porozmawiać dziś po lekcjach?

– Oczywiście. – Dziękuję. Do zobaczenia – wróciła biegiem do klasy, by wprowadzić dzieci do budynku. Zastanawiałam się, o co może jej chodzić. Po powrocie do domu sprzątnęłam po śniadaniu, a potem bawiłam się z Paulą i oglądałyśmy książeczki z obrazkami. W południe córka poszła spać, postanowiłam wykorzystać ten moment i rozpakować walizkę Beth. Była ogromna i zajmowała dużo miejsca w pokoju. Zaglądałam już do niej wieczorem, gdy wyjmowałam piżamę i kosmetyczkę, a rano po śniadaniu Beth wyciągała stamtąd jakieś rzeczy. Zabrałam się do rozpakowywania reszty ubrań, wieszałam je w szafie i układałam w szufladach. Choć nie przyglądałam im się specjalnie, zauważyłam sporo cienkich sukienek z falbankami bardziej odpowiednich na lato niż na środek zimy. W walizce pod ubraniami leżał ręcznik okrywający jakieś twarde przedmioty. Podniosłam go i ujrzałam mnóstwo oprawionych w ramki zdjęć poowijanych pospiesznie w kawałki gazet. Dzieci często zabierają do rodziny zastępczej fotografie bliskich, zresztą sama je do tego zachęcam, bo już samo patrzenie na nie przynosi im pociechę. Zwykle oprawiam kilka zdjęć w ramki i ustawiam na półkach, tak by dziecko wieczorem widziało je z łóżka. Zdjęcia Beth miały już jednak ramki. Było ich bardzo dużo. Naliczyłam dziesięć, a wciąż wyjmowałam kolejne. Nic dziwnego, że walizka była taka ciężka. Pewnie ogołociła z fotografii cały salon, bo ramki z lakierowanego drewna bardziej wskazywały na reprezentacyjną część domu niż na dziecinną sypialnię. Odwinęłam zdjęcia z gazet i odwróciłam „twarzami” do góry. Przedstawiały Beth i jej ojca, więc w końcu zobaczyłam, jak wygląda Derek. Wiedziałam, że zbliża się do pięćdziesiątki, teraz okazało się, że to mężczyzna przeciętnego wzrostu i budowy, o siwych włosach i szaroniebieskich oczach. Zastanawiałam się, czy znajdę także zdjęcie matki, ale na wszystkich była tylko Beth z tatusiem. Po wypakowaniu zaniosłam walizkę do mojej sypialni i położyłam na szafie, żeby nie zawadzała. Potem wróciłam do pokoju Beth i ustawiłam fotografie na półkach. Było ich w sumie piętnaście, różnych rozmiarów, jedne portretowe, inne zrobione w plenerze. Najwyraźniej Beth i jej uśmiechający się ze wszystkich zdjęć ojciec lubili wycieczki. Zdjęcia zrobiono na plaży, w zoo, w wesołym miasteczku, na zamku i w muzeum, a także w domu. Ostatnie w Disneylandzie. Szczęściara, pomyślałam. Beth była na nim w stroju księżniczki, a Derek w stroju księcia. Ustawiłam fotografie na trzech półkach i cofnęłam się, by podziwiać moje dzieło. Pomyślałam, że Beth ucieszy się na ich widok. Ale gdy tak stałam i się im przyglądałam, nagle poczułam się nieswojo. Nie wiem dlaczego, lecz zdjęcia Beth i jej ojca, objętych i uśmiechających się do siebie lub do obiektywu, wzbudziły we mnie niepokój. Jednak w tym momencie Paula obudziła się z drzemki, więc otrząsnąwszy się z uczucia dyskomfortu, poszłam ją wyjąć z łóżeczka. Po południu zadzwoniła Jessie. Rozmawiała z pielęgniarką z oddziału, na którym leżał Derek, i dowiedziała się, że noc minęła spokojnie. Prosiła o powtórzenie tego Beth. Dodała, że jeszcze za wcześnie, by ocenić, jak długo Derek pozostanie w szpitalu i kiedy córka będzie go mogła odwiedzić. Chciała także, żebym w weekend zadzwoniła do szpitala, aby Beth mogła porozmawiać z ojcem. – Oczywiście – zgodziłam się i zapisałam podany przez nią numer telefonu. – Derek przebywa na oddziale trzecim – dodała Jessie. – Bardzo martwi się o Beth, więc rozmowa z nią dobrze mu zrobi. Czy może pani zadzwonić tam w sobotę i w niedzielę? – Tak. To powinno uspokoić także Beth – powiedziałam. – Jest bardzo związana z ojcem i martwi się

o niego, choć zapewniam ją, że jest pod dobrą opieką. – Dziękuję. Czy Beth wzięła ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy? – Chyba tak. Dziś rano rozpakowałam jej walizkę. Wygląda na to, że wszystko ma. – Domyślam się! – zawołała Jessie. – Musiałam ją powstrzymywać, bo chciała zabrać więcej. Co zrobiła pani z tą masą zdjęć? – Ustawiłam na półkach w jej sypialni. A przy okazji, Beth martwi się, czy tatuś zabrał do szpitala piżamę i przybory do mycia. Obiecałam, że o to spytam. – Może być spokojna. Ma wszystko co trzeba – odparła Jessie. – Marianne mu zaniosła, chociaż lepiej nie mówić o tym Beth. – Marianne? – Dawna dziewczyna Dereka – wyjaśniła Jessie. – Obecnie eks. Nie są razem, ale on dzwoni do niej, kiedy potrzebuje pomocy. Ma klucze do jego mieszkania. – Rozumiem. Miło z jej strony. – Owszem. Przypuszczam, że Beth nie wspominała nic o Marianne? – Nie. Odniosłam wrażenie, że prowadzą z ojcem bardzo samotne życie. – Teraz tak – stwierdziła Jessie znacząco, ale nie dodała nic więcej.

Rozdział czwarty Coś niewłaściwego Po południu stałam na dziedzińcu szkolnym, zastanawiając się, kiedy powinnam wejść do środka, by porozmawiać z panną Willow, gdy z budynku wybiegł Adrian z wiadomością dla mnie. – Panna Willow kazała ci powiedzieć, że ona i Beth są w klasie i mam cię tam zaprowadzić. – Czuł się dumny, że powierzono mu tak odpowiedzialne zadanie. – Dziękuję, kochanie – powiedziałam. Dzieci właśnie wychodziły ze szkoły. Złożyłam spacerówkę Pauli i zostawiłam wózek przed głównym wejściem. – Chodzę teraz do szkoły? – zapytała Paula, gdy Adrian wziął ją za rękę. – Nie, siostrzyczko, jesteś za mała – roześmiał się mój syn. – Wejdziemy tylko na chwilę – wyjaśniłam. – Muszę się spotkać z nauczycielką Beth. – Idę do dużej szkoły! – ucieszyła się Paula. Klasa Beth mieściła się na piętrze, wzięliśmy z Adrianem Paulę za ręce i razem zaczęliśmy wspinać się po schodach, a ona – jak w domu – liczyła stopnie, oczywiście, na ile umiała. Gdy dotarliśmy na górę, z klasy wyszły panna Willow i Beth. – Dzień dobry – powiedziała nauczycielka, podchodząc, by się przywitać. – Dziękuję, że pani przyszła. – Jak się czuje tatuś? – od razu zapytała mnie Beth. – Dobrze – odparłam. – Dzwoniła Jessie z opieki społecznej. Potem ci wszystko opowiem. – Nie chciałam zbyt długo zatrzymywać panny Willow. – Adrian i Beth mogą zaczekać na panią w bibliotece – zaproponowała wychowawczyni. – Dobrze – zgodziłam się. – Paulę zabiorę ze sobą. – Po spotkaniu przyjdziemy na dół – zwróciła się panna Willow do starszych dzieci. – Tak, proszę pani – przytaknęli z szacunkiem i ruszyli na dół, do biblioteki. Wzięłam Paulę za rękę i weszłam za nauczycielką do klasy. – Dziękuję, że pani przyszła – powtórzyła. – Proszę usiąść. Masz ochotę trochę porysować? – zwróciła się do Pauli. Córka nieśmiało skinęła głową. – Na pewno ma – powiedziałam. Panna Willow wyjęła z szafki papier i kredki i położyła na stole, a potem przysunęła dwa dodatkowe krzesła, dla Pauli i dla mnie. Beth lubiła swoją wychowawczynię i teraz zrozumiałam dlaczego. Wyglądała na ciepłą i miłą osobę. Zbliżała się do trzydziestki, była modnie i elegancko ubrana, miała długie brązowe włosy. Zaczęła uczyć w szkole rok wcześniej. Doszły mnie słuchy, że jest znakomitą

nauczycielką. Liczyłam na to, że we wrześniu Adrian trafi do jej klasy. – Nie zajmę pani dużo czasu – powiedziała przepraszającym tonem. – Ale pomyślałam, że skoro Beth mieszka teraz z panią, powinnyśmy porozmawiać. Na razie nie wiadomo, jak długo Derek zostanie w szpitalu? – Nie. Jessie, pracownica socjalna, przekazała mi tylko, że w nocy dobrze spał, ale nic więcej. – I nie zna pani osobiście Dereka? – Nie. Nigdy się nie poznaliśmy, choć pewnie widywałam go na terenie szkoły. Panna Willow z namysłem skinęła głową. – Wiemy, że jest samotnym ojcem. Beth nie zna swojej matki. – Tak słyszałam – powiedziałam. Nauczycielka znów milczała przez chwilę. – Czy Beth dużo opowiadała pani o ojcu? Wiem, że dopiero się wprowadziła, ale czy mówiła coś na jego temat? – Gada o nim bez przerwy. – Uśmiechnęłam się. – Widać, że są sobie bliscy i bardzo za nim tęskni. – Tak – powiedziała panna Willow i znów umilkła, jakby chcąc zebrać myśli. Spojrzałam na Paulę, którą pochłonęło rysowanie. – Bardzo ładnie. Grzeczna dziewczynka – rzuciłam zachęcająco. – Będę wdzięczna, jeśli zatrzyma pani dla siebie to, co powiem – zaczęła panna Willow, poważniejąc. – Tak, oczywiście. – Nasze spojrzenia się spotkały. – Wicedyrektorka wie, że chciałam się z panią zobaczyć. Od pewnego czasu martwimy się o Beth. Nie chodzi o naukę – radzi sobie świetnie – ale o jej sytuację domową. – Nauczycielka znów urwała. – Szczerze mówiąc, obawiamy się, że związek Beth z ojcem nie jest zbyt stosowny jak na dziewczynkę w jej wieku. Wydaje się klaustrofobiczny i tłumi rozwój jej umiejętności społecznych. Beth nie wolno brać udziału w szkolnych wycieczkach – zawsze jest jakaś wymówka – wiem też od innych dzieci, że nie przychodzi na przyjęcia urodzinowe i nie spotyka się z koleżankami poza szkołą. Beth dużo mówi o swoim ojcu. Są dla siebie całym światem. W życiu Dereka była kobieta, ale rozstali się przed kilkoma miesiącami. Wtedy sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Derek zachorował, a córka się nim opiekowała. Pewne rzeczy, które mówiła mi Beth, tak mnie zaniepokoiły, że rozmawiałam o nich z wicedyrektorką, a ona zawiadomiła opiekę społeczną. Czy Beth może wspominała o czymś… – Panna Willow przerwała, szukając odpowiedniego słowa. – O czymś, co wydało się pani niewłaściwe? Popatrzyłyśmy sobie w oczy. – Beth mieszka ze mną od wczoraj – powiedziałam. – Bardzo dużo mówi o ojcu, przywiozła ze sobą mnóstwo zdjęć, jednak nie wspominała o niczym niewłaściwym. Wychowawczyni lekko skinęła głową. – Rozumiem. Jeżeli coś pani zauważy, proszę dać znać pracownicy socjalnej, która zajmuje się ich rodziną. – Oczywiście – odparłam zdziwiona i zaniepokojona. Nie byłam pewna, o co nauczycielka mnie prosi, miałam też wrażenie, że nie powiedziała wszystkiego. Może poufność sprawy nie pozwalała jej na udzielanie dalszych informacji.

– Mam nadzieję, że teraz, gdy Derekiem zajęli się lekarze, sytuacja się poprawi – dodała panna Willow. – No, tak. – Proszę mnie źle nie zrozumieć – dodała. – Beth to dobre dziecko. I wiem, że pani bardzo dobrze się nią zaopiekuje. – Dziękuję. Pomogłam Pauli zejść z krzesła i złożyłam rysunek, żeby go ze sobą zabrać. Pożegnałam się i wyszłyśmy z klasy. Trzymając córkę za rękę, schodziłam ze schodów. Liczyłyśmy stopnie, lecz moje myśli krążyły wokół tego, co powiedziała panna Willow. Znów ogarnął mnie niepokój. Użyła słowa „niewłaściwe”. Czy Beth powiedziała coś niewłaściwego? Raczej nie, choć poczułam się nieswojo na myśl, że mogłaby spać w moim łóżku przytulona do mnie tak jak do ojca. Czy dlatego, że to niewłaściwe? Nie wiedziałam. Wychowaczyni mnie zaskoczyła, spodziewałam się rozmowy na temat postępów w nauce. Uświadomiłam sobie, że musiała rozmawiać o swoich obawach z Jessie, chociaż pracownica socjalna nic mi o tym nie wspomniała. Po powrocie do domu zawiadomiłam Beth, że Jessie dzwoniła do szpitala i dowiedziała się od pielęgniarki, iż Derek miał spokojną noc. Dziewczynkę bardzo to uradowało. Gdy poszłyśmy do jej sypialni, ucieszyła się, że ustawiłam fotografie na półkach, choć potem spędziła kilka minut na ich przestawianiu. Przy obiedzie znów opowiadała o swoim tatusiu, ale Adrian nie przejmował się tym tak bardzo, bo wiedział, że jutro wieczorem John przyjedzie do domu na weekend. – Poznasz mojego tatusia! – zawołał wesoło do Beth, a Paula zaraz to po nim powtórzyła… Kiedy wieczorem weszłam do sypialni Beth, żeby powiedzieć jej dobranoc, oznajmiła: – Nie potrzebuję już Pana Misia Śpiocha. Teraz jest ze mną tatuś. Zdziwiłam się, a ona podniosła kołdrę i pokazała mi leżącą w łóżku największą z oprawionych fotografii. – Rozumiem. – Uśmiechnęłam się. – Ale ramka jest bardzo twarda. W nocy możesz się o nią skaleczyć. Bałam się też, aby we śnie nie położyła się na zdjęciu i nie stłukła szkła. – Włożę je pod poduszkę – oznajmiła. – Tak robiłam, gdy tato był w szpitalu. – O, a kiedy to było? – Nie wiedziałam, że Derek już wcześniej się leczył. – Chyba rok temu – odparła, całując zdjęcie i wsuwając je pod poduszkę. – Operowali mu coś w brzuchu. Nazywało się puklina. Kiedy wrócił do domu, nie mógł podnosić ciężkich rzeczy. – Pewnie chodzi o przepuklinę – podpowiedziałam. – A kto się tobą opiekował, kiedy go nie było? – Marianne. – Beth się skrzywiła. – Czasem u nas mieszka. Jest okropna. Nienawidzę jej. – Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam, jak potrafi się złościć. – Uwielbia tatusia, ale on jej nie lubi. Powiedział, żeby sobie poszła. We dwójkę jest nam o wiele, wiele lepiej. Kocham tatusia i on kocha mnie. – Wiem, skarbie. Następnego wieczoru, w piątek, John wrócił do domu na weekend. Gdy tylko Adrian i Paula usłyszeli zgrzyt klucza w zamku, wypadli na korytarz, krzycząc: „Tatuś! Tatuś przyjechał!”. Zostałam w salonie, słuchając Beth czytającej na głos, a mąż wszedł do środka, po czym nastąpiły

uściski i pocałunki. – Jesteśmy tutaj! – zawołałam do niego. Wkroczył do pokoju, obejmując ramieniem dzieciaki. Pocałowałam go i przedstawiłam mu Beth. Wiedział już, że u nas mieszka. Powiedziałam mu o tym przez telefon poprzedniego wieczoru. Prowadzenie rodziny zastępczej było dla niego tak samo ważne jak dla mnie, chociaż teraz, gdy pracował w innym mieście, pomagał mi tylko w weekendy. – Cześć, Beth – przywitał się z małą. – Już się zadomowiłaś? – Mój tatuś jest chory i musiał iść do szpitala – oznajmiła dziewczynka. – Tęsknię za nim. – Trudno się dziwić – powiedział John. – Ale lekarze go wyleczą. Usiadł na kanapie z Adrianem przy boku i Paulą na kolanach. Całą uwagę poświęcał dzieciom, wypytywał je, co nowego się wydarzyło. Beth siedziała obok mnie i robiła się coraz smutniejsza. Domyślałam się dlaczego. Teraz, gdy John wrócił do domu, sytuacja się odwróciła: Adrian i Paula mieli przy sobie swojego tatusia, co jeszcze bardziej podkreślało samotność Beth. Próbowałam jej to zrekompensować zwiększoną uwagą. Kiedy mąż jadł kolację w towarzystwie Adriana i Pauli, ja czytałam Beth w salonie opowiadanie. Potem graliśmy razem w grę planszową. Gdy skończyliśmy, zaproponowałam Beth, żeby pomogła mi położyć Paulę spać. Pomyślałam, że to odwróci jej uwagę, chciałam też, żeby Adrian mógł spędzić trochę czasu sam na sam z ojcem. Jednak dziewczynka odmówiła. Powiedziała, że woli zostać w salonie z Johnem i Adrianem. Kiedy po dwudziestu minutach zeszłam na dół, Beth siedziała obok Johna przytulona do jego boku, a Adrian ulokował się z drugiej strony. Oboje wpatrywali się w książkę, którą im czytał. Powiedziałam mężowi, że Paula czeka, by pocałował ją na dobranoc. – Musisz tam iść? – spytała Beth i chwytając Johna za rękę, mocniej przytuliła się do niego. John się zawahał. – Tak, musi – odparłam. – To nie potrwa długo – powiedział i delikatnie odsunął dziewczynkę. Już na początku prowadzenia rodziny zastępczej odkryłam, że bardzo ważne (choć nie zawsze łatwe) jest zachowanie równowagi pomiędzy uwagą, jaką obdarzamy własne dzieci i jaką obdarzamy podopiecznych. Musimy sprawić, by wszystkie czuły się kochane, otoczone opieką i wyjątkowe. Kiedy tamtego wieczoru kładłam Beth do łóżka, zapytała, czy John mógłby przyjść i pocałować ją na dobranoc tak jak Paulę. – Oczywiście – odparłam bez wahania i zawołałam męża, który siedział w pokoju Adriana. Przyszedł, powiedział dobranoc i pocałował dziewczynkę w czoło. – Dziękuję – szepnęła grzecznie. – Bardzo proszę – odpowiedział John i pewnie tak samo jak ja pomyślał, że Beth to urocza i nieskomplikowana dziewczynka. W weekend było bardzo zimno, więc sobotę spędziliśmy w domu. Dzieci bawiły się – czasem razem, czasem osobno, a czasem z Johnem lub ze mną. Pomyślałam, że wczesne popołudnie to dobra pora, by Beth zadzwoniła do ojca, więc po lunchu zostawiłyśmy wszystkich w salonie i przeszłyśmy do mojej sypialni, gdzie było ciszej. Beth przycupnęła na brzegu łóżka w oczekiwaniu, a ja wykręciłam numer

szpitala i poprosiłam o połączenie z oddziałem trzecim. Podałam nazwisko, wyjaśniłam, kim jestem, i powiedziałam, że Beth chciałaby rozmawiać ze swoim ojcem, Derekiem. – Proszę chwilę zaczekać – poprosiła pielęgniarka. Szczęknęła odkładana słuchawka, a po chwili usłyszałam męski głos: – Cześć, Beth, czy to ty? – Mówi Cathy – przedstawiłam się. – Jej opiekunka. Beth siedzi obok mnie. – Och, jestem bardzo wdzięczny – powiedział Derek. – Dziękuję za telefon. To miło z pani strony. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo tęsknię za córką. – Głos mu się załamał. W jego słowach było tyle uczucia, że łzy napłynęły mi do oczu. – Przekażę jej słuchawkę – powiedziałam i dałam do telefonu Beth. – Cześć, tatusiu – wyszeptała. – Kiedy wrócisz do domu? – Niedługo, malutka – dobiegły mnie jego słowa. – Jak tylko będę mógł. Tatuś nie czuje się teraz najlepiej. Muszę najpierw wyzdrowieć. – Kiedy wyzdrowiejesz? – dopytywała się. – Strasznie za tobą tęsknię. – Ja za tobą też, księżniczko. W każdej minucie. Byłaś w szkole? – Tak, Cathy mnie zawiozła. – Świetnie. Podziękuj jej ode mnie. Beth opuściła słuchawkę i patrząc na mnie okrągłymi smutnymi oczami, powiedziała: – Tatuś prosi, żeby ci podziękować. – Nie ma za co – odparłam na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć. – Kiedy wrócisz do domu? – powtórzyła córka. – Niedługo, księżniczko. Jak tylko poczuję się lepiej – odparł. – A co ci dolega? Derek umilkł, a ja pomyślałam, że to trudne pytanie. Jak wyjaśnić dziecku, czym jest choroba psychiczna? – Za dużo miałem na głowie – wyjąkał po chwili drżącym głosem. – Ciągle płakałem. Sama widziałaś. Tak być nie powinno. Ty też się przez to smuciłaś. – Wiem. Nie chcę patrzeć, jak płaczesz, tatusiu. Bardzo mnie to martwi. Szkoda, że cię tu nie ma, mogłabym cię pocieszyć. Derek znów umilkł, a Beth poprosiła: – Nie płacz, tatusiu. Proszę cię, nie płacz. Usłyszałam zduszony szloch, a dziewczynka oddała mi słuchawkę. – Tatuś chce z tobą porozmawiać. Słyszałam, jak Derek cicho płacze. – Tu Cathy – powiedziałam łagodnie. – Proszę się nie martwić. U Beth wszystko w porządku. Zaopiekuję się nią. – Wiem. – Głos mu się trochę łamał. – Ale nie mogę z nią teraz rozmawiać. Wystarczy, że usłyszę jej głosik i zupełnie się rozklejam. Możecie zadzwonić jutro? Obiecuję, że nie będę płakał.