sandra_wrobel

  • Dokumenty623
  • Odsłony79 017
  • Obserwuję117
  • Rozmiar dokumentów1.2 GB
  • Ilość pobrań51 174

Melody-Grace-Untamed-Hearts-15

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

sandra_wrobel
EBooki

Melody-Grace-Untamed-Hearts-15.pdf

sandra_wrobel EBooki Unbroken
Użytkownik sandra_wrobel wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 46 stron)

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 1

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 2 Untamed Hearts Melody Grace Tłumaczenie to, w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie. Tłumaczenia są tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji danego autora. Tłumaczenia nie służą do otrzymywania korzyści materialnych. Nie wyrażam zgody na rozpowszechniania tego tłumaczenia! Tłumaczenie nieoficjalne: RebelliousGirl

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 3 Brit……………………………………………………………………………………………………4 Hunter………………………………………………………………………………………………6 Brit………………………………………………………………………………………………….13 Hunter…………………………………………………………………………………………….24 Brit………………………………………………………………………………………………….32 Hunter…………………………………………………………………………………………….43 Brit………………………………………………………………………………………………….45

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 4 Od zawsze kochałam bajki. Kiedy byłam małym dzieckiem, mama zawsze czytała mi je przed snem każdej nocy. Kopciuszek, Śpiąca Królewna – słyszałam je setki razy, ale nigdy nie miałam dość. Dzielne bohaterki, piękne suknie, wielkie uroczyste bale. I oczywiście przystojny książę. Bez względu na to, jakie złe zaklęcie rzuciła wiedźma, albo jak okrutny był smok, on zawsze docierał na czas, aby zdobyć serce księżniczki i przywrócić dobro na świecie. Nie wiem, kiedy przestałam wierzyć w długo i szczęśliwie. Może zdarzyło się to, gdy nasz tata od nas odszedł, jak miałam zaledwie cztery lata. Może, kiedy pierwszy raz znalazłam naszą mamę odurzoną narkotykami: osunęła się na podłogę ze szklistym uśmiechem na twarzy i pustą fiolką po Oxy1 w jej wyciągniętej dłoni. A może to był wtedy, gdy wyszła i zostawiła mnie i moich braci, jakbyśmy byli nic nieznaczącą rzeczą. Tak czy inaczej, w lato, kiedy osiągnęłam szesnaście lat, wiedziałam: bajki nie były prawdziwe. Nie było wróżki chrzestnej nadchodzącej machając swoją różdżką nad moim kiepskim życiem, a Książę z Bajki tylko zostawiłby mnie na końcu ze złamanym sercem i samotną. Więc przysięgałam, że nigdy nie złapie się na jego głupie gadanie. Nigdy nie pozwolę sobie uwierzyć w miłość. Nie popełnię błędów mojej mamy. Brałam to, co chciałam od facetów i nie dbałam o szepty, które podążały za mną na mieście. I nie obchodziło mnie, jeśli myśleli, że byłam jakąś dziwką z tandetnej przyczepy, moje serce było bezpieczne za moimi barykadami, ogrodzone ścianami na tyle wysokimi, aby utrzymać wszystkich z daleka. Dopóki Hunter Covington nie uśmiechnął się do mnie jednego słonecznego lipcowego popołudnia i moje mury obronne runęły na ziemię. Nic nie mogłam na to poradzić. Był wspaniały, uroczy i bogaty. Złoty chłopiec Beachwood Bay – i ostatni facet, który mógłby spojrzeć kiedykolwiek dwa razy na taką paskudną dziewczynę, jak ja. Ale moje serce o to nie dbało. 1 Silny lek przeciwbólowy. Oksykodon, jak prawie każdy lek opioidowy, stosowany jest jako narkotyk, głównie w USA, Kanadzie i Australii. Jego działanie podobne jest do działania morfiny i heroiny

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 5 Chciałam go bardziej, niż kiedykolwiek czegokolwiek. Wystarczyło zasmakować jego perfekcyjności, aby zobaczyć jak to byłoby czuć się bezpiecznie w jego objęciach. Wystarczyła jedna noc, aby uwierzyć w marzenia, które nigdy nie mogłyby się ziścić. Jedna noc. Tylko jedna noc była wszystkim, czego chciałam. Ale co się stanie, gdy wzejdzie ranek?

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 6 To ostatnia letnia noc, a ja utknąłem w garniturze i pod krawatem, tracąc cholerny umysł w środku głupiej kolacji moich rodziców. - Wakacje w Beachwood było piękne jak zawsze – moja matka grucha do swojej gromady przyjaciółek – idealnej grupy kobiet z botoxem i promieniujących nieszczerością. – Ale nie mogę się doczekać, aby wrócić do cywilizacji w mieście. I oczywiście, Hunter dołączy do barat w Yale. Jesteśmy tacy dumni. Nie może się już doczekać, prawda kochanie? Mruczę odpowiedź. Nie mogę się już doczekać, aby zerwać ten przeklęty krawat i wynieść się stąd w cholerę, ale tata wyraził się jasno: obecność była obowiązkowa. - Oto twój napój, bracie. – Mój brat Jace podaje mi szklankę klarownego płynu. – Woda sodowa, prawda? – mruga, a kiedy biorę łyk, czuję smak domieszki wódki wmieszanej w napój. Boże, kocham mojego brata. - Czy zadeklarowałeś już kierunek studiów? – Jedna z blondynek pyta Jace’a. Zanim on może odpowiedzieć, mój ojciec przerywa. – Biznes ze swoim młodszym bratem w Econ. – Uderza Jace’a po plecach. – Po prostu to, czego potrzebuje, aby dołączyć do swojego staruszka w firmie. Pracował ze mną tego lata, ucząc się fachu. - Bardziej pracując nad moim golfowym zamachnięciem – Jace żartuje. - Już, już – mój tata rechocze. – Wiele ważnych transakcji zostało przypieczętowanych na tym trawniku. To wszystko jest częścią twojej odpowiedzialności, jako Covingtona. - Tak długo, jak moje obowiązki obejmują drinka po grze w barze, jestem ustawiony. W pomieszczeniu rozbrzmiewa śmiech wraz z tatą i Jace’m. – Jaki ojciec taki syn – komentuje jeden z gości, a ja wypijam resztę mojego drinka jednym haustem.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 7 Nienawidzę tych imprez. Jace może włączyć urok i grać dalej, ale każde słowo tej rozmowy na błahe tematy więźnie mi w gardle. Jaki jest cel? Chcę krzyczeć. Zwłaszcza dziś, ze studiami majaczącymi na horyzoncie nade mną jak więzienie. Udało mi się to ignorować całe lato, ale teraz nie mogę tego uniknąć. Wkrótce będę o krok dalej w planie, który moi rodzice dla mnie stworzyli, idąc śladami, które zostały wyryte w kamieniu w dniu moich narodzin. - A co z tobą, Hunter? – Ktoś zwraca się do mnie. – Pracowałeś tego lata? - Ta – kiwam głową, kiedy mój ojciec odpowiada, - Nie. – Odwracam się. – Paprał się na tym ranczu, które nie działa – poprawia mnie. - Mówi to facet, który wstaje o piątej każdego ranka, aby nakarmić konie – odpowiadam, czując znajome napięcie płonące w mojej klatce. Mój tata znów rechocze, jakbym żartował. – Nigdy nie zrozumiem atrakcyjności tego rancza – stwierdza, mówiąc o dumie i radości dziadka, jak to byłaby jakaś połamana, zapadnięta buda, a nie jedno z najlepszych rancz szkoleniowych w powiecie. – Camille i ja mówimy mu o sprzedaży, że ziemia musi być warta fortunę, ale wyskakuje, że nie chce o tym słyszeć. Nie mówię ani słowa. Świat może kręcić się dookoła bilansów i błyszczących nowych zabawek dla ludzi takich, jak mój tata, ale dziadek wie, że są pewne rzeczy ważniejsze niż pieniądze. Jak pasja, wolność. Tworzenie własnych reguł. On uczy mnie tu trenować konie w każde wakacje od lat i to jest moje sekretne marzenie, żeby pewnego dnia przejąć to od niego. Ale jeśli będę mieć szansę na prowadzenie własnego rancza, muszę zrobić to poprzez studia, bynajmniej – i przez kolejne kilka lat zaciskać zęby w takie noce, jak ta. Tata zaczyna mówić o biznesowych plotkach, więc rozglądam się za jakąś rozrywką. Moja mama wraca z kuchni, wyglądając na zmartwioną. – Wszystko w porządku? – pytam. - To katastrofa – mówi mi ściszonym głosem. – Maria zrobiła jej wyroby cukiernicze na deser, ale nie mamy okraszenia. Nie mogę uwierzyć, że nie mamy zapasu! – Ona wygląda na tak zdenerwowaną, że można pomyśleć, że

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 8 rozmawiamy o głodzie na świecie zamiast o cieście z sosem czekoladowym, ale wykorzystuję to jako szansę na ucieczkę. - Mogę pójść i trochę przynieść – oferuję. - Ale cieszysz się właśnie przyjęciem… - Mama jest niechętna. - Będę błyskawicznie z powrotem – zanim ona może się zgodzić, całuję ją w policzek i wymykam się z pokoju, pozostawiając rozmowę towarzyską i stłumiony śmiech w tyle. Wolność. Wsiadam do samochodu i wycofuję z podjazdu tak szybko, że widzę latający żwir, skręcam na końcu liściastej ulicy i kierując się do centrum miasta. To wspaniały wieczór, kiedy przemierzam krętą drogę, która prowadzi do Beachwood Bay, błyszczącego niebieskiego oceanu pod czystym niebem. Mijam port, łodzie kołyszące się na fali i znajduję miejsce do zaparkowania na Main Street. Teraz miasto opustoszało, ale nadal można znaleźć jakichś turystów przeglądających osobliwe sklepy, dzieci kupujące lody, ich nogi pokryte piaskiem od plaży. Czuję ukłucie w piersi, to samo, które zawsze się pojawia, gdy lato się kończy. Beachwood Bay jest moją ucieczką: szansą na zostawienie Charleston i nudnego towarzyskiego widowiska rodziców w tyle. Brak zobowiązań, żadnych zasad, tylko dwa miesiące pracy z dziadkiem na ranczu; żeglowanie z Jace’m, spędzanie wolnego czasu i czucie się swobodnie. Czas upłynął tak szybko, że nie mogę w to uwierzyć, a teraz lato dobiegło końca, póki nie nadejdzie kolejny rok. Dom jest już spakowany, a jutro będziemy wracać do naszego stałego miejsca zamieszkania – wracać do rzeczywistości. Do życia, którego nie mogę się doczekać zostawić. Łapię okraszenie w sklepie spożywczym, a następnie wykorzystuję mój czas, w drodze powrotnej spacerując długą trasą dookoła, aż docieram do restauracji Pani Olson. Jest pusta i wiszący na zewnątrz znak mówi „zamknięte”, ale nie mogę nic poradzić, że zatrzymuję się, aby spojrzeć przez okno, szukając znajomej postaci. Jest tam.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 9 Wyciera blat na tyłach restauracji, jej ciemna głowa jest pochylona. Jest ubrana w swój zwykły uniform składający się z fartucha narzuconego na wycięte szorty i solidne czarne buty, końcówki jej włosów są w tym tygodniu niebieskie. Nawet przy sprzątaniu wdzięk jej ruchów mnie hipnotyzuje. Obserwuję ją, moje zadanie i przyjęcie znikają od razu. Brittany Ray. Nigdy nie rozmawialiśmy, nie tyle co słowami, ale wiem kim ona jest. Każdy w tym mieście wie. Ma dopiero szesnaście lat, a rzeczy, jakie o niej mówią… ale ja nie wierze w to, nawet przez chwilę. Brit nawet nie wydaje się tym przejmować. Po prostu kroczy po mieście z jej twardej-dziewczyny strojach i tą ciemnością, przeszywającym wzrokiem, jakby nic nie mogło jej poruszyć. Ona nie zdaje sobie sprawy, jaka jest piękna. Brit spogląda w górę znad lady, przez co odskakuję zakłopotany do tyłu, ale ona mnie tutaj nie widzi, w gasnącym świetle zmierzchu. Mówi coś do osoby na tyłach restauracji, a następnie ściąga swój fartuch, chwytając torbę i kieruje się w stronę frontowych drzwi. Szybko robię kilka kroków w górę ulicy i wyciągam telefon, jakbym patrzył na wiadomość. Rozbrzmiewa dźwięk otwieranych drzwi i Brit wychodzi na ulicę. - Hej Brit! – Nawołuje głos, a ona się odwraca. To kilku miejscowych chłopaków, dźwigających sześciopaki i przekąski. – Idziesz na imprezę? Brit wzrusza ramionami. – Może. - Musisz – nalega inny facet. – Ostatnia rozrywka roku. To będzie szalone. W dole na plaży, za falami przybrzeżnymi. - Fajnie – przytakuje Brit. – Wpadnę później. Odwraca się i widzie mnie obserwującego. Brit wygląda na zaskoczoną, a ja szybko przesuwam mój wzrok i zaczynam odchodzić do mojego samochodu. Czuję się jak idiota, ale w tym samym czasie odczuwam jej palące spojrzenie wciąż podążające za mną, jej ciemne oczy pełne tajemnic.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 10 Pragnąłem jej przez całe lato. Zawsze tu była, kręciła się po mieście, ale jakoś w tym roku wszystko się zmieniło. Jedno spojrzenie na te oślepiające, urażone oczy i nagle była jedyną rzeczą, jaką widziałem. Inne dziewczyny po prostu blaknęły w tle. Nie chciałem ich. Nie obchodził mnie nikt, prócz niej. Przyłapywałem się na szukaniu jej w każdym tłumie, sugerując niedzielne śniadania w restauracji, by po prostu ją przelotnie zobaczyć, wyobrażając sobie, jak miękkie byłby jej ciemne włosy w dotyku, smak tych doskonałych, różowych ust… Może byłoby inaczej, gdybym wiedział, że nie mam szans, ale teraz wiem, że to dziwne połączenie między nami działa w dwie strony. W zeszłym tygodniu pracowałem w porcie sprzątając naszą łódkę, gdy złapałem ją obserwującą mnie z brzegu. Nie dałem po sobie poznać, że to dostrzegłem, zachowywałem się jak gdyby nigdy nic, ale czułem jej oczy wędrujące po całym moim ciele; uchwyciłem pragnienie na jej twarzy. To zabrało mi dech w piersi. Do każdej innej dziewczyny bym podszedł i umówił się. Zabrał ją na spacer po plaży, nigdy nie myśląc dwa razy o pocałowaniu jej. Do diabła, jeśli mam być szczery, to bym też przypieczętował transakcję, pokazując jej wszystko co już wiem o sprawianiu, że kobieta jęczy z rozkoszy – i pozwoliłbym nauczyć mnie o wiele więcej. Ale Brit nie jest jak inne dziewczyny. Ona jest jak świecący neon w ciemną noc: „Ostrzeżenie: Niebezpieczeństwo. Trzymaj się z daleka.” Nawet teraz, kierując się z powrotem do domu, widzę jej tańczącą twarz w mojej pamięci i to palące się piękno w jej ciemnych oczach, wzywające do mnie. Odsuwam to od siebie. Nawet gdybym chciał lato prawie dobiegło końca. Kiedy nadejdzie jutrzejszy dzień będę kilometry stąd, a Brit będzie niczym innym jak wspomnieniem – nawet jeśli zawsze była czymś więcej.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 11 Po powrocie do domu impreza jest nadal w toku. Ścierpiam napoje, kolację i jeszcze bardziej bezmyślną rozmowę towarzyską, której nawet jeszcze jeden sekretny napój z wódką nie może polepszyć, cały czas odsuwając pytania dotyczące studiów, udając jak wtedy, gdy chodzi o moją przyszłość, że nie mam w ogóle nic do powiedzenia. - A spotykasz się z kimś wyjątkowym? – Pyta jedna ze wścibskich blondynek. Zostałem uwięziony w pozycji siedzącej obok niej przez całą kolację, oglądając ją popychającą pojedynczą zieloną fasolkę dookoła talerza. - Obecnie nie – wymuszam uprzejmy uśmiech. - Wiesz, moja siostrzenica Kiki zaczyna naukę na Harvardzie jesienią, powinnam dać ci jej numer, jest po prostu jak lalka! - Więc trzymaj ją z dala od Huntera – przerywa Jace, przychodząc mi na ratunek z dokuczliwym uśmiechem. – Tylko złamie jej serce. - Och, wy chłopcy! – Kobieta śmieje się, ale mimo wszystko pisze jej numer. Miętoszę go do kieszeni, nie zainteresowany Kiki czy Jennifer, lub którymkolwiek z pozostałych numerów, które wciskane są do mojej dłoni przez przyjaciół moich rodziców. Jest tylko jedna dziewczyna, o której myślę w nocy, nerwowo przewracając się na boki w chłodnym nocnym wietrze. Jedna dziewczyna, która wypełnia każdą moją myśl, dręcząc mnie fantazjami, których nigdy nie dzieliłem. Jedna dziewczyna, która wkrótce będzie poza zasięgiem na zawsze. Chyba, że coś z tym zrobisz… Staram się ignorować szept, ale potem następuje zastój w rozmowie i Jace odchrząkuje. – Kolacja była wspaniała, mamo, ale lepiej już pójdziemy. - Wychodzicie? – mama mruga w zmieszaniu. - Oczywiście, to tylko takie małe pożegnalne wyjście – on daje mi spojrzenie, a ja szybko staję na nogach. Pierwszy raz o tym słyszę, ale jeśli to szansa, aby się z stąd uwolnić mam zamiar się tego podjąć. -No nie wiem… - tata marszczy brwi, ale to nie odstrasza Jace’a.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 12 - Jestem pewien, że nie chcesz swoich dzieci wiszących dookoła, kiedy będziesz szaleć – on mruga. – Wiem, jak hałaśliwe są twoje imprezy. Rozbrzmiewa jeszcze jeden chór oczarowanego śmiechu, aż mama w końcu pozwala nam wyjść. – W porządku, ale nie wróćcie za późno. Musimy jutro rano wcześnie wstać. Jace całuje ją w policzek. – Będzie dobrze, obiecuję. Obserwuję go, po raz setny podziwiając jak ma rodziców owiniętych wokół małego palca. – Jak ty to robisz? Gdybym ja zapytał to uciszyliby mnie w mgnieniu oka. - To dlatego, że nie spędziłeś lata potrząsając dłońmi z największymi klientami taty. – Jace obdarowuje mnie spojrzeniem, kiedy przemierzamy kuchnię. – Kiedy zaczniesz się uczyć, że to jest dawanie i branie? Musisz dać trochę swojego uroku, aby wziąć to, czego chcesz. Kręcę głową. – Dość o naszych rodzicach, gdzie zmierzamy? - Jest impreza na plaży, zakończenie letnich rzeczy. – Odpowiada Jace. Zatrzymuję się. To jest ta impreza, na którą zapraszali Brit ci goście; na którą powiedziała, że wpadnie. – Jak się o tym dowiedziałeś? - Słyszę wszystko, braciszku. – Jace śmieje się. – Złapałem już jakąś wódkę z gabinetu, kiedy się pakowaliśmy. Mamy wszystko. Zatrzymuję się przed tylnymi drzwiami, czując się rozdarty. Trzymałem się z daleka od Brit całe lato. Została tylko jedna noc i będę bezpieczny sto kilometrów od jej chaosu. Ale czy naprawdę chcesz być? Łapię oddech, uczucie strzału wyczekiwania rozprzestrzenia się w moich żyłach. – Chodźmy.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 13 - Hej kochanie, myślę, że jesteś obecnie albo zajęta, albo… No cóż, to nie ma znaczenia. Właśnie się zameldowałam. Rzeczy mają się tutaj naprawdę dobrze, chodzę na spotkania. Jestem teraz trzeźwa od ośmiu tygodni… Wrócę szybko do domu, obiecuję. Tęsknię za tobą, kochanie. Słucham automatycznej sekretarki po raz piąty, a następnie usuwam wiadomość, zanim mogę przesłuchać ją kolejnych pięćset razy. Czuję ból w mojej klatce piersiowej, tak mocny jakby coś eksplodowało, gorący przypływ żalu, rozpaczy i desperacji. Ona mi to robi. Co kilka miesięcy, jak w zegarku. Właśnie, kiedy zmusiłam się, aby zapomnieć, zadzwoniła mama i zostawiła jakąś bzdurną wiadomość, przywołując wszystko od nowa: że po prostu zwinęła się i zostawiła mnie tu samą, z nikim, prócz moich braci, którzy mieli mieć na mnie oko. Że każdy kogo kocham na końcu mnie zostawia. Znam to zbyt dobrze, aby pozwolić moim nadzieją na wydostanie się, że jej zapowiedź niedługiego powrotu do domu jest tylko tymczasowym planem. Niebawem, zbyt prędko, będzie się potykać przez leki, alkohol lub coś gorszego, a potem będzie spadać z powierzchni ziemi przez kolejne kilka miesięcy, pozostawiając mnie leżącą w łóżku i zastanawiającą się czy ona nadal jest przy życiu. Nie możesz zrobić tego ponownie. Walczę z pojawiającą się falą łez, ale odmawiam płakania za nią – nie, kiedy zmarnowałam już tak wiele łez. Zamiast tego, biorę moją torebkę i ostatni raz spoglądam w lustro. Ta sukienka jest niebezpieczna, nawet dla mnie: cienka, czerwona, sklecona rzecz, która kończy się wokół moich nagich ud. Przebiegam palcami przez moje wzburzone ciemne włosy i rozmazuję linię czarnej kredki wokół

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 14 oczu. Rozpaczliwy ból buduje się w mojej klatce piersiowej i muszę iść znaleźć jakiś sposób, aby go zablokować. Zatracić się na godzinę nocą, po prostu wynieść się w cholerę z mojej własnej skóry na jakiś czas i uspokoić czarne myśli, wirujące w mojej głowie i pustkę nawołującą w mojej duszy. Stukając, schodzę w dół korytarza i znajduję mojego starszego brata, Emersona, właśnie wracającego z pacy w barze. Obdarza mnie jednym spojrzeniem i kręci głową. - Nie ma do cholery mowy, że wyjdziesz tak wyglądając – przysięga, wpatrując się z determinacją. Przeciskam się obok niego. – Nie możesz mi mówić, w co mam się ubierać. - Jezus, Bit, wyglądasz jak… jak…? – Emerson się szamota. - Co? – Wypalam w odpowiedzi. – Dziwka? Kurwa? To jest to, co mówią w każdym razie. – Wzruszam ramionami, mimo, że boli słyszenie tego od niego. – Dlaczego powinnam się martwić o to, co ktoś myśli? - Ponieważ nie wiesz jacy są faceci. – Emerson zaciska szczękę. – Jesteś tylko szesnastolatką, nie możesz postępować w ten sposób, zwłaszcza w nocy. - Chcesz żebym zaprosiła jakieś dziewczyn i żebyśmy oglądały Pamiętnik? – Parskam. Ostatni raz, gdy ktoś zaprosił mnie na nockę był w ósmej klasie, kiedy Marcy Hampton oskarżyła mnie o kradzież jej bransoletki, a następnie rozpowiedziała, że przyznałam się do pieprzenia z połową drużyny koszykarskiej. Musiałam pogodzić się z szeptami i spojrzeniami przez miesiąc po tym. I Emerson zastanawia się, dlaczego nie mam żadnych przyjaciółek. – Ta, to się nigdy nie wydarzy. - Martwię się o ciebie, Brit. – Przez twarz Emersona przemyka spojrzenie pełne wściekłości i mogę dostrzec, że mój brat jest autentycznie przejęty. - Oboje wiemy, że potrafię o siebie zadbać. – Wzdycham, a następnie wspinam się na palce i zostawiam pocałunek na jego policzku. – Wyluzuj, Em, to tylko impreza na plaży. Wrócę przed świtem. - Północ. – Żąda. Śmieję się.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 15 - Albo co, uziemisz mnie? Do jutra! Wychodzę zanim może powiedzieć słowo. Kocham mojego brata, ale on nie może mi rozkazywać. Różnica między nami jest taka, że on dołączy do jakichś nieprzyjemnych osób w barze dzisiejszej nocy – wciąż próbując zapomnieć ostatni zawód miłosny, jaki poniósł z rąk swojej ostatniej dziewczyny, Juliet. To kolejny powód, aby nie wierzyć w bajki: widziałam z bliska jakie szkody wyrządza miłość, kiedy się kończy, gdy ktoś odchodzi i wszystko co pozostaje, to szczątki złamanego serca. Pusty ból się we mnie skręca i zauważam, że moje postanowienie przemyka. Prawda jest taka, że część mnie chce zostać tej nocy w domu: zwinąć się w kłębek na kanapie z Emersonem, zamówić pizzę i oglądać kiepski telewizor. Aby zostać bezpiecznie w objęciach małej rodziny, która mi pozostała. Ale potem pójdę do łóżka i wyłączę światło, a wszystkie ciemne, zdewastowane myśli mnie pochłoną. Samotność, gorycz, złość. I to jedno, niebezpieczne, straszne pytanie: Dlaczego odeszli? Nie potrafię sobie z tym poradzić, nie dzisiejszej nocy. Więc idę dalej w poszukiwaniu jakiegoś szaleństwa i sposobu, aby ukoić ten ból, który tnie głębiej w mojej piersi z każdym uderzeniem serca. W poszukiwaniu zaledwie jednej chwili spokoju. - Brit, kotku. Dobrze wyglądasz… - Facet ze szkoły gwiżdże na mnie w chwili, gdy zbliżam się do tłumu na plaży. Przewracam oczami. – Marz dalej, Jimmy. – Odpowiadam, torując sobie drogę przez tłum. To ostatnia letnia noc i Beachwood Bay pożegna ją z hukiem. Wszyscy tuta są, dziewczyny tańczą w świetle ogniska, chłopaki opróżniają piwo

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 16 z czerwonych, plastikowych kubków. Muzyka rozbrzmiewa z głośników z bagażnika czyjegoś pick up’a i mogę wyczuć mdłosłodki zapach narkotyków unoszący się w słonej, morskiej bryzie. - Gdzie jest twój napój, dziewczyno? – jakiś facet, którego nie rozpoznaję potyka się na mojej drodze. – To jest czas, aby zmarnieć! Wyciąga puszkę piwa w moim kierunku, więc biorę ją i odchodzę, zostawiając go wołającego za mną w tłumie. Otwieram puszkę i biorę łyk, czując znajome palenie samo obrzydzenia, kiedy alkohol dostaje się do mojego organizmu. Picie jest najprostszym sposobem na blokowanie świata, ale za każdym razem, gdy to robię, myślę o mojej mamie, wlewającą po kryjomu whisky do swojej kawy o siódmej rano, aby po prostu przetrwać kolejny dzień. Zawarłam umowę z samą sobą po pierwszym razie, kiedy jakiś koleś namówił mnie do łyka ze swojej fiolki pod trybunami: jeden drink. Zawsze tylko jeden drink. Widziałam, co się dzieje z dziewczynami, które przeginają, niechlujne błędy i ledwo świadome wpadki, które obracają się w popiół rankiem. Oczywiście nie jestem aniołem, ale każdy facet z jakim byłam był moim wyborem, na moich zasadach. Moim sposobem, aby zablokować to wszystko i zatracić się w gorącej plątaninie kończyn i szukających po omacku rąk. Muzyka zmienia się na jakąś szybką, rockową piosenkę i czuję ogień w moich żyłach. Muszę się po poruszać, aby to wszystko z siebie wyrzucić, więc przysuwam się bliżej ognia i pozwalam przejąć kontrolę mojemu ciału, poruszając się w rytm staccato2 i gniewnego łomotania gitary. Moje oczy się zamykają i próbuję odpuścić, wyobrażając sobie siebie tysiąc kilometrów stąd, jakąś inną dziewczynę z innym życiem, z niczym prócz muzyką w moim umyśle. Czuję ręce łapiące mnie w pasie i potykam się do tyłu, a moje oczy się otwierają. To jakiś facet, którego nie rozpoznaję, ubrany w za dużą koszulkę piłkarską i zbliżający się zdecydowanie zbyt blisko. – Hej! – Protestuję, kładę obie dłonie na jego klatce piersiowej i odpycham go mocno od siebie. – Co do cholery? 2 Z każdym oddzielnym dźwiękiem lub tonem ostro oddzielonym lub oderwanym od innych.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 17 - Spokojnie, kotku – facet ponownie się porusza, a potem czuję kogoś za mną. To kolejny mężczyzna, chwytający mnie od tyłu. - Łapy precz! – Krzyczę, tym razem głośniej. Odwracam się, próbując wymknąć się między nimi, ale są zbyt wielkimi napakowanymi idiotami, którzy właśnie chwycili się za ręce, sprawiając, że jestem w pułapce. Pierwszy facet łapie mnie za tyłek, na co groźnym pacnięciem odsuwam jego rękę. – Powiedziałam, żebyś zabierał ze mnie łapy! Ignoruje mnie, przyciągając mnie do niego i śmiejąc się ze swoim kumplem. – Co powiesz na to? – Bełkocze śmierdząc piwem i papierosami. – Pomyśl, może obsłużyć nas oboje? - Tak kurwa. – Inny facet łapie za mój tyłek ponownie, ugniatając lubieżnie. – Lubisz to dziko, prawda, dziwko? Pękam. Czysta wściekłość kursuje przeze mnie i jestem tylko o krok od rozpętania im piekła i dobrego wykorzystania ruchów karate, których Emerson uczył mnie na podwórku, gdy Idiota odpycha mnie od siebie. Ułamek sekundy później słyszę dźwięk czyjejś pięści rozbijającej się na jego szczęce. Czas się zatrzymuje, kiedy blokuję oczy na facecie, który go uderzył: jedynej osobie w całym tłumie, która zauważyła, co się dzieje i przyszła mi z pomocą. Ostatnim człowieku, jakiego spodziewałam się na imprezie takiej, jak ta. Hunterze Covingtonie. Wstrząs energii elektrycznej przepływa przeze mnie, sprawiając, że każde zakończenie nerwowe płonie. Wtedy czas się odmraża i świat zaczyna z powrotem pędzić: idiota odlatuje do tyłu przez siłę uderzenia Huntera, wpadając w tłum i przewracając ludzi. Ktoś krzyczy, a potem jego kumpel popycha mnie na bok i atakuje Huntera. Borykam się, aby ustać na nogach, patrząc z przerażeniem jak on mocno chwyta Huntera i oboje upadają na ziemię z łomotem: ostro, gwałtownie szturcha twarz tego faceta i gardło, aż jego pięści są zakrwawione; ekspresja zacięta i zdeterminowana. Nie ma dla mnie czasu, abym się poruszyła, to tak

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 18 jakbym stała w miejscu, ale patrzę za niego i widzę ożywającego idiotę na ziemi i ciągnącego się do góry z mordem w oczach. - Hunter! – Krzyczę ostrzeżenie, ale musi mnie nie słyszeć. Zanim mogę powiedzieć choć słowo, idiota odciąga Huntera od swojego przyjaciela i uderza mocno w brzuch. Wzdrygam się na cios, moje serce się skręca, kiedy obserwuję Huntera chwiejącego się do tyłu, ból zalewa jego ekspresję. Nie! Hunter może być szybki, ale ten facet jest ogromny: zbudowany jak ciężarówka, a teraz również wkurzony. Nie wiem co mogę zrobić, aby go zatrzymać, albo teraz już jego wyciągnięta rękę. Rozglądam się za pomocom, ale każdy po prostu stoi, obserwując. Mają jeszcze nawet tupet, aby wyglądać na zachwyconych, jakby to była jakaś zabawa dla ich rozrywki. Czy oni nie zdają sobie sprawy, że Hunter jest o krok od bycia rozerwanym na strzępy? Moje serce pędzi w desperacji i staram się do nich przecisnąć. Nie wiem, co mam zamiar zrobić, wiem po prostu, że muszę spróbować pomóc Hunterowi, ale zanim mogę go dosięgnąć ktoś wyłania się z tłumu i chwyta idiotę w żelazny uścisk. - Wystarczy! – Każe. To Jace, drugi brat Covington. Starszy, wspaniały, jedyny, przez którego każda dziewczyna w mieście dyszy po samym przejściu obok niego. - Żartujesz? – Krzyczy wściekły facet. – To on zaczął! On jest kurwa szalony! Jace mówi coś do niego, próbując go uspokoić. Cokolwiek to jest, działa: widzę, że obaj faceci się relaksują, wciąż wściekli, ale nie wyglądają już jakby mieli zadać kolejne ciosy. Łapię oddech, ulga oblewa mnie jak przypływ. To koniec. Hunter jest bezpieczny. Ale teraz, kiedy niebezpieczeństwo minęło, zalewa mnie rzeczywistość. Zdaję sobie sprawę, że jestem w centrum ogromnego tłumu i mogę dostrzec ich

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 19 spojrzenia, usłyszeć wszystkie szepty, kiedy ich oczy hulają po mnie, plotki wypowiadanie ich nie-tak-ściszonym głosem. To twoja wina. Cały ten dramat, oni obwiniają ciebie. Pewnie myślą, że na to zasłużyłaś. Czuję pojawiający się gorący rumieniec, kiedy zdaję sobie sprawę, co się stało. Boże, wystarczająco złe było to, jak te dupki miały ich spocone dłonie na mnie, a on jeszcze to wszystko widział. Widział wszystko. Hunter. Co on musi sobie o mnie myśleć? Spoglądam ostatni raz, aby zobaczyć czy wszystko jest w porządku – zgięty w pół, ale wracający do życia po tym uderzeniu pięścią – a potem okręcam się dookoła i uciekam, torując sobie drogę przez gapiący się tłum, póki nie jestem sama na ciemnej plaży. Cholera. Idę szybko, moje stopy są gołe na chłodnym piasku, życząc sobie, żebym mogła zostawić tą scenę za sobą, jakby nigdy nie miała miejsca. Ale wstyd wlecze się za mną, ostrzejszy z każdym krokiem. Zawsze sobie mówiłam, że nie obchodzi mnie, co sobie o mnie ktoś myśli. Nie obchodzą mnie plotki, szepty i suki w szkole rozprzestrzeniające ich kłamstwa, ale myśl, że Hunter też widzi mnie w ten sposób – że musiał skoczyć, aby mnie ratować lub zatrzymać ich ohydne komentarze… Nie mogę tego znieść. To jest coś innego. Nie wiem dlaczego, ale jest. Hunter… Wypuszczam westchnięcie, myśląc o nim. Te niebieskie oczy, jaśniejsze niż letnie niebo. Złoty połysk jego opalonej skóry, naturalne, potargane blond włosy. Przez całe lato walczyłam z moim pociągiem do niego, przypisując to jakiemuś bezużytecznemu hormonalnemu zgnieceniu. Chodzi mi o to, że taki facet nigdy nie spojrzy w moim kierunku; równie dobrze mogę pomarzyć o jakimś Hollywoodzkim aktorze albo gwieździe rocka, czymkolwiek co sprawi, że poczuję się lepiej. Nawet teraz jestem zaskoczona, że wciąż jest w mieście. Jego

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 20 rodzina co roku wyjeżdża po Święcie Pracy: wracając do swoich doskonałych, przepełnionych bogactwem żyć w Charleston i uprzywilejowanego świata, jakiego nigdy nie poznam. Ale on dzisiejszej nocy tutaj jest. I zobaczył mnie, z tymi facetami… Wstyd jeszcze bardziej mnie pali. Chciałabym żeby fala mogła przypłynąć i mnie stąd zabrać. Teraz myśli, że plotki są prawdziwe, że jestem jakąś tanią dziwką, która pieprzy się z kimkolwiek. - Brit! Słyszę wołanie za sobą. - Brit, czekaj. O Boże. To on. Hunter. Jego głos nawołuje mnie w ciemności. To pierwszy raz, kiedy cokolwiek do mnie powiedział i musi być akurat teraz. Co on mógłby chcieć? Przygotowuję się i odwracam. Hunter mnie dogania, wyglądając na rozczochranego po walce. Ma ciemnego siniaka już formującego się na prawej kości policzkowej i muszę wbić swoje paznokcie w dłonie, aby powstrzymać się od sięgnięcia do niego i dotknięcia go. Łapie oddech, a kiedy się odzywa, jego głos jest gładki. – Nawet nie byłaś w stanie zostać w pobliżu i zobaczyć czy ze mną wszystko w porządku? Wzdrygam się, rozczarowanie uderza we mnie przez jego słowa. Więc to jest to, czego oczekuje, jakieś formy zapłaty przez wkroczenie tam i jest wkurzony, że nie upadłam mu do stóp i nie zrobiła czego tylko chciał. Było pewne o co mu chodziło. - Nie prosiłam, żebyś przyleciał i mnie ratował. – Mówię chłodno. Myślę, że jednak mimo wszystko jest taki sam jak reszta. – Miałam wszystko pod kontrolą. - Nie wyglądało na to z miejsca, w którym stałem – Hunter brzmi na wkurzonego, ale nie mam na to czasu – nie, jeśli po prostu czeka na „nagrodę”.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 21 - Ta, być może po pierwsze nie powinieneś był patrzyć. – Mówię mu. Staram się być zła, ale nic nie mogę poradzić na smutek wypływający z mojego głosu. Myślałam, że on był inny, ale myślę, że nikt nie jest. Hunter musi słyszeć ścisk w moim głosie, bo jego wyraz twarzy się zmienia. Wypuszcza długi oddech. – Hej. Przykro mi, że wyszło tak niefortunnie. – Jego oczy zmiękczają się, są bardziej opiekuńcze. – Po prostu nie mogłem stać i obserwować jak traktowali cię w ten sposób. Mrugam zmieszana. – Może mi się podobało – mówię mu, wciąż defensywnie. – Może właśnie zepsułeś mi szaloną noc, którą miałam zaplanowaną z ich obojgiem. - Hej, co ja ci kiedykolwiek zrobiłem? – Wymaga Hunter, wyglądając na zranionego. – Starałem się tam zrobić dobry uczynek, a ty próbujesz zwalić na mnie winę. Zatrzymuję się. On ma rację. Nie zrobił nic, prócz bycia dobrym i przyzwoitym. Jestem tą, która wyciąga pochopne wnioski i zakłada najgorsze. – Przepraszam. – Wyznaję. – Masz rację, nie zasługujesz na to. – Mój głos się łamie, więc szybko dodaję „dziękuję”, a następnie odwracam się i odchodzę, obierając ponownie kierunek, w którym zmierzałam, okrążając pustą, oświetloną księżycem plażę. Ale Hunter nie odpuszcza. Podąża obok mnie oddalony o krok, z łatwością dopasowując się do mojego tempa z jego długimi nogami. – Dokąd się wybierasz? – Pyta. – Nie powinnaś samotnie wędrować po zmroku. Nie mogę nic poradzić, ale się na to uśmiecham. – To jest Beachwood Bay – przypominam. – Co ktoś może mi zrobić, udusić na śmierć w przybrzeżnym omamieniu? Hunter nie odpowiada przez chwile, a ja zastanawiam się czy myśli o tym, co zdarzyło się na imprezie. Nigdy się do tego nikomu nie przyznam, ale nadal jestem trochę wstrząśnięta. Lubię myśleć, że jestem niezwyciężona, że nic i nikt nie może mnie zranić, ale tamci faceci… Zastanawiali mnie przez chwilę, kiedy tylko zaczęli rozmawiać, albo kiedy naprawdę zaczęli dążyć do realizacji swoich okropnych planów.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 22 Drżę w ciemności. - Dokąd idziesz? – Pyta Hunter. – Odprowadzę cię. - Donikąd, to jest w porządku – otulam się ramionami. Część mnie wzbrania się przez uwierzeniem, że Hunter jest po prostu miłym facetem. Musi czegoś ode mnie chcieć. Oni zawsze czegoś chcą. Drżę ponownie na wietrze i zanim mogę się zorientować co on robi, Hunter ściąga marynarkę i zarzuca na moje ramiona. Jest ciepła dzięki jego ciału, miękka na mojej skórze i pachnie jak on: czystością, świeżością i lekko płynem po goleniu. Wdycham go wbrew sobie, czując się bezpieczniej. - Co za zbieg okoliczności – przeciąga Hunter. – Ja też zmierzam donikąd. Ten komentarz jest tak absurdalny, że się śmieję. – Ty? – Pytam go. – Ty zmierzasz prosto do Yale. A potem Biały Dom, jeśli to, co mówią, jest prawdą. Hunter milknie i nawet w ciemności widzę błysk rozczarowania wślizgujący się na jego twarz. Zatrzymuję się. On nie może być tak nieświadomy swojej przeszłości, prawda? On jest doskonałym człowiekiem, Złotym Chłopcem, wszyscy się z tym zgadzają. Dzieci wokół miasta miałaby do niego żal o to, gdyby nie był tak cholernie uroczy i sympatyczny. Ma dla siebie wszystko na tym świecie, ale on jest tutaj, wyglądając jakby nosił ciężar świata na ramionach. A ja właśnie w to wdepnęłam. Gówno. Zastanawiam się co powiedzieć. Zrobię wszystko, aby usunąć ten grymas z twarzy Huntera, ale nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Wtedy zdaję sobie sprawę, że może ja go w ogóle nie znam. Oceniałam go przez plotki rozprzestrzeniające się po mieście, urok, którym tak łatwo obdarowuje ludzi na ulicy i tylko to, co znajdowało się na powierzchni. Ale czy mogę być wściekła za wcześniejsze zdarzenie, myśląc, że może robić to samo ze mną? Jesteśmy tutaj obcy, nie połączeni przez nic, prócz tą niewytłumaczalną więź między nami. Wystarczająco silną, aby moje serce podskoczyło, uderzając

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 23 niespokojnie w moją klatkę piersiową tylko przez jego bliskość, ale zbyt oddaleni od siebie, aby wiedzieć co teraz powiedzieć czy jak zapełnić tą przepaść. Nagle, znikąd, Hunter odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem. – Nie sądzę, że się poznaliśmy – mówi, wyciągając swoją rękę, aby potrząsnąć moją. – Jestem Bob. Bob Smith. Śmieję się ze zdumienia. – Bob? – Pytam zaskoczona. - Oczywiście – Hunter nadal trzyma swoją wyciągnięta dłoń. – A ty jesteś…? Studiuję go ostrożnie przez chwilę, nie będąc pewna z czego to się wzięło – albo dokąd prowadzi. Wtedy to dostrzegam: on też to czuje. Dziwny dystans; niezaprzeczalne połączenie. To jest sposób, aby powiedzieć, że tej nocy możemy być kimkolwiek chcemy, tylko pomiędzy nami. On zaczyna z czystym kontem. - Jestem Susie – mówię, uśmiechając się nieśmiało i sięgam do jego ręki, aby ją uścisnąć. Dotyk wywołuje u mnie dreszcz, a Hunter przez moment wygląda na zaskoczonego, jakby się nie spodziewał, że będę grać razem z nim. Potem przytomnieje. - Miło cię poznać, Susie. Następuje cisza. Moje serce wali mi w piersi i wiem, że to mój ruch. Moja kolej, by postawić się na linii. To jest twoja ostatnia szansa. Szepcze głos. Ostatnia letnia noc. Co zamierzasz z tym zrobić? Pozostaję niewzruszona i słyszę swoje pytanie. – Jesteś zajęty, Bob? Hunter kręci głową. - Chodź – gromadzę każdą uncję odwagi i wyswabadzam swoją rękę z jego. – Jest jedno miejsce, które chcę ci pokazać.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 24 Podążam obok niej, milę od linii brzegowej, i z każdym krokiem moje tętno przyspiesza, póki nie czuję się jakbym stał na krawędzi, niespełna o krok od rzucenia się w nieznane. Brit nie patrzy na mnie. Jest owinięta moją za dużą na nią marynarką, zapatrzona w oświetloną księżycem plażę przed nami. Nie mogę przestać ukradkiem na nią spoglądać, zahipnotyzowany przez jej bliskość. Boże, wygląda pięknie, cała ta postawa twardej dziewczyny oddala się, nie pozostawiając nic, prócz wrażliwości i nerwowości na jej twarzy. Cokolwiek czuję, panikę, oczekiwanie, w jakiś sposób wiem, że ona też to czuje. Kosztuję gorączki niepohamowanego posiadania tak silnie, że bierze mnie to z zaskoczenia. Pragnę widzieć ją w tej marynarce jutro rano; w następnym tygodniu; zawsze. Chcę czuć ją pode mną w moim łóżku; budzić się wpatrując w te ciemne, prześladujące mnie oczy. Chcę ją całą, na zawsze. Spokojnie, chłopcze. Zmuszam się do powrotu do rzeczywistości. Nawet nie wiesz dokąd ona cię zabiera. Po tej scenie na imprezie, całowanie cię może być ostatnią rzeczą w jej głowie. Biorę głęboki oddech starając się kontrolować. Jest po prostu dziewczyną, mówię sobie. Ale ledwo te słowa uformowały się w moim umyśle, uderzyła we mnie komiczność ich brzmienia. Nawet teraz, wiem. Brittany Ray nigdy nie będzie jakąś tam dziewczyną dla mnie. Wyciągam rękę i łapię ją za dłoń. Brit wzdryga się na mój dotyk, potykając się na skalistym brzegu. Cholera. Szybko przyciągam ją zanim upada. - Mam cię – mówię nieśmiało. Powinienem odejść, wiem, ale moja ręka ma swoje własne życie: zamyka się wokół niej, zasznurowując palce z jej palcami.

T ł u m a c z e n i e : R e b e l l i o u s G i r l Strona 25 - Dzięki – szepcze. Spogląda na mnie trwożnie, a ja łapię jej spojrzenie, tracąc zdolność mówienia na nowo na sam jej widok. Czuję się ponownie jak dzieciak, tak jakbym nigdy nie trzymał dziewczyny za rękę. Moje tętno skacze, całe moje ciało jest napięte z paniki, ale mimo wszystko nie ma innego miejsca na świecie, gdzie wolałbym być. Plaża jest pusta, jesteśmy sami. Tylko na moment ona jest moja. Uśmiecham się do niej, tak pełen radości przez samo to, że jestem tu z nią. Brit wpatruje się we mnie, jak jeleń w świetle reflektorów, ale nie puszcza mojej ręki. Dzięki Bogu, że tego nie robi. Przeczyszczam nieręcznie gardło. – Więc, Susie, powiedz mi coś o sobie – mówię, siląc się na naturalny głos. – Co cię sprowadza do Beachwood Bay? - Jestem tylko przejazdem. – Brit odpowiada powoli. – Pochodzę… tak naprawdę z miasta. Moi rodzice tam mieszkają. Niedługo zaczynam naukę w szkole mody. Odwracam się z zaskoczenia. – Ach tak? – Szkoła mody. Powinienem był się domyślić. Zawsze nosi te fajne, oryginalne stroje. Nigdy nie przyszło mi do głosy, że zrobiła je dla siebie. Gram dalej zgodnie z historią, którą ona buduje. – Czym zajmują się twoi rodzice? - Moja mama też jest projektantką mody – odpowiada Brit, i przysięgam, słyszę jakiś smutek w jej głosie. – A mój tata… on jest po prostu zwykłym facetem. Pracuje w biurze, ale zawsze wraca wieczorami na kolację. - Brzmi fajnie – biorę drżący oddech, po prostu wyobrażając sobie tą fantazję. Zwykli rodzice, proste, normalne życie. – Moi rodzice też są całkiem zwykli – mówię. – Są nauczycielami. Żyjemy w centrum przedmieść, z psem i minivanem. - Jak się wabi twój pies? – Pyta Brit. - Hans Solo – odpowiadam bez zastanowienia. Brit chichocze. – Jesteś maniakiem Gwiezdnych Wojen, co?