sandra_wrobel

  • Dokumenty623
  • Odsłony74 528
  • Obserwuję113
  • Rozmiar dokumentów1.2 GB
  • Ilość pobrań49 116

Stirling Joss tom 5 - Śmiało, Angel

Dodano: 4 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 4 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

sandra_wrobel
EBooki

Stirling Joss tom 5 - Śmiało, Angel.pdf

sandra_wrobel EBooki Saga o braciach Benedictach
Użytkownik sandra_wrobel wgrał ten materiał 4 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 140 osób, 125 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (1)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 578 stron)

Stirling Joss Smiało, Angel! Benedicts 05

1 Przetrząsnęłam szkatułkę z biżuterią, wyjęłam z niej srebrny pierścionek w kształcie celtyckiego zawijasa i włożyłam go na palec wskazujący lewej dłoni. Miałam teraz po cztery pierścionki na każdej ręce, podzwaniający łańcuszek na kostce i naszyjnik z kryształowych łezek – byłam w pełni gotowa na występ. – Na dłoniach miała pierścionki – zanuciłam, rzucając okiem na własne odbicie w obramowanym żarówkami lustrze na zapleczu sceny. - I dzwonki na palcach u nóg. Śmiejąc się z samej siebie, wygięłam się, żeby sprawdzić, czy krótka srebrnoszara spódniczka nie unosi się przy tym zbyt wysoko.

– Dobrze wyglądasz, Angel: dobrze wyglądasz – posłałam własnemu odbiciu całusa w stylu Marilyn Monroe. W każdym razie: wyglądałam na tyle dobrze, na ile mogłam. Sfrustrowana genetycznym obciążeniem po rodzicach, którzy bardziej przypominali hobbity niż pełnowymiarowych ludzi, nauczyłam się umacniać pewność siebie poprzez powtarzanie sobie takich właśnie naciąganych komplementów tuż przed wyjściem na scenę, gdzie miałam śpiewać przed pełną salą. Uwaga! Nie myśl o tym! Mój telefon cmoknął. Stoimy z przodu po lewej. Połamania nóg. S., M. i A. Zacisnęłam dłoń na telefonie. Moje marudzenie przyniosło skutek. Ostrzegałam Summer, Misty i Alexa, że jeśli nie przyjdą na koncert wcześniej i nie staną pod samą sceną, żeby wesprzeć mnie w trudnej chwili, zrobię im coś okropnego – zbyt

okropnego, by mówić o tym głośno (nie zdążyłam jeszcze wtedy wymyślić zemsty). To byli moi najbliżsi przyjaciele, z którymi łączyła mnie tajemnica dotycząca sawanckich darów. Moc Summer dawała jej zdolność śledzenia myśli – był to mentalny odpowiednik tego, co robi szpieg, tropiący podejrzanego. Obeznana z moimi schematami myślenia, pewnie poznałaby rodzaj planowanej przeze mnie zemsty wcześniej niż ja. Szybko napisałam odpowiedź. Bosko. Do zobaczenia potem. xxx Wsunęłam telefon z powrotem do cekinowej torebki i uświadomiłam sobie, że teraz nie mam już nic do roboty i mogę się tylko martwić. Niedobrze. Zwykle udawało mi się stłumić nerwy poprzez pozostawanie w ruchu i nieustające gadanie, ale w damskiej garderobie wielkości kredensu nie było nikogo poza mną, bo resztę zespołu stanowili chłopcy. Klub Hammersmith nie zapewniał wielu luksusów za kulisami – domyślałam się, że ten

obskurny pokoik zwykle służył jako składzik, co potwierdzały mop i wiadro z brudną wodą obok wieszaka na ubrania – ale, co gorsza, ciągle jeszcze stosowano tu segregację według płci. Spojrzałam na zegarek – zostało mi jeszcze dziesięć minut: dziesięć minut na to, żeby doprowadzić się do stanu, w którym nie będę już zdolna śpiewać chórków. Miałam pokusę, żeby wyjść i dołączyć do chłopaków, ale wówczas musiałabym oddychać tym samym powietrzem co Jay, a to również było szkodliwe dla moich przygotowań do występu. Wzięłam do ręki czarne skrzypce i sprawdziłam ich strój. Nie był to mój ulubiony instrument – stare, wysłużone ludowe skrzypki – ale do rocka nadawały się najlepiej, bo można było je podłączyć do wzmacniacza. Szybko zagrałam gamę, rozgrzewając palce, a potem przeszłam do refrenu, którym zaczynała się piosenka. Jay, wokalista Siódmego Wydania, pokładał wielkie nadzieje w zespole, dlatego pisał muzykę, której wykonanie w

rzeczywistości wymagałoby nie tylko perkusji i gitar, ale całej orkiestry. Miał rację, twierdząc, że muzyka, jaką tworzymy, ma ogromny potencjał, ale zespół wciąż obracał się w na wpół amatorskich kręgach, nieustannie czekając na wielki przełom w karierze. Z braku Narodowej Orkiestry Symfonicznej Jay musiał się zadowolić skrzypaczką i saksofonistą. Szczerze mówiąc, trudno było go lubić, ponieważ miał tendencję do przeceniania własnego talentu. Był dobry, ale to, co najlepsze w naszej muzyce, w znacznym stopniu zawdzięczał pozostałym członkom zespołu – i rzadko dostrzegał ten wkład. Trudno było znaleźć wokalistkę i skrzypaczkę w jednym. Ktoś szybko zapukał do drzwi. O wilku mowa: Jay Fielding we własnej osobie zjawił się, by wezwać swoją podrzędną dziewczynę z chórku.

– Wszystko w porządku? – roztarł długie palce, co było oznaką nietypowej u niego nerwowości. Zwykle lubił udawać, że jest królem świata oraz naszym panem i władcą. Odłożyłam skrzypce do futerału. – Tak, świetnie. – Nie spodobało mi się, że przyszedł do mnie sam. Przyprawiał mnie o gęsią skórkę, a na dodatek miałam swoje zwyczaje przed wyjściem na scenę; każde zakłócenie tej rutyny sprawiało, że stawałam się przesądna. Jay przeszedł przez garderobę, przyglądając mi się tak, że poczułam się skrępowana. Miał nijaką twarz o przykrych szarych oczach, zwieńczoną blond włosami zaczesanymi ekstrawagancko do tyłu – i wbrew własnemu przekonaniu nie sprawiał, że moje serce biło na jego widok szybciej. Wydawało mi się, że postawiłam tę sprawę jasno już poprzednim razem, gdy przyparł mnie do muru.

– Dzisiaj wielki wieczór – zatrzymał się obok mnie i wyszczerzył zęby przed lustrem, chcąc sprawdzić, czy nadal są perłowo-białe. Zbyt idealne, jak na prawdziwe, musiały ostatnio przyczynić się do zasilenia konta stomatologa kosmetycznego. Na szczęście dla Jaya, jego zamożni rodzice byli w stanie sponsorować synowskie próby odniesienia sukcesu w przemyśle muzycznym. Tam, gdzie w grę wchodziły jego ambicje, stawali się równie aroganccy jak on. – Hm, tak, zdecydowanie wielki – obróciłam na palcu celtycki zawijas, żałując, że nie mogę się stąd teleportować. Zabierz mnie stąd, Scottie. Jay wygładził brew, z zachwytem wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – Nie mówiłem ci wcześniej, ale organizatorzy festiwalu Rockport będą na widowni. Szukają zespołów do letniej edycji. Jeśli zrobimy na nich odpowiednie wrażenie, możemy nawet dołączyć do listy wykonawców.

Ha, z takimi wiadomościami mógł nawet dokonać najazdu na mój teren! – Serio? Super! – zakołysałam się na palcach, przyciskając dłonie do serca – garderoba uniemożliwiała mi wykonanie bardziej ekspresyjnego tańca szczęścia. – Nie wierzę, może wreszcie przyjdzie nasz wielki przełom! Znieruchomiałam, kiedy oparł dłoń na mojej odsłoniętej talii i pogłaskał ją lepkimi palcami. – Więc jak, Angel, kochanie, będziesz dziś grzeczna? Jego protekcjonalny ton sprawił, że zapragnęłam zatopić zęby w tej zbłąkanej dłoni. Mimo że miał zaledwie dwadzieścia lat, o trzy więcej niż ja, Jay zachowywał się, jak gdyby mógł mną rozporządzać. Ale nie mogłam zepsuć naszego występu, doprowadzając teraz do rozlewu krwi. – Zrobię, co w mojej mocy – ostrożnie odsunęłam go od siebie i spróbowałam zrobić krok w tył, ale on uniemożliwił mi ten ruch, kładąc

drugą dłoń na mojej talii, tak że stanęliśmy twarzą w twarz. – Co powiesz na buziaka na szczęście, mała? Różne odpowiedzi przeleciały mi szybko przez głowę, począwszy od „nie w tym życiu”, a skończywszy na „ble!”. Przechylił głowę, spoglądając na mnie poprzez swoją grzywkę. Myślał, że przybierając tę pozę staje się bardziej przekonujący? – No, Angel. Wiem, że masz do mnie słabość. – Tak? – Skąd niby wyciągnął takie wnioski? – Ale... Pokiwał głową, a jego grzywka dwukrotnie zakołysała się twierdząco, jak gdyby miała własne zdanie. – Tak, widziałem, jak na mnie patrzysz na próbach. Co? Chyba pomylił lekkie rozbawienie z zachwytem! – No, mała – nachylił się do pocałunku.

Odskoczyłam do tyłu. – Zabieraj te łapy – powiedziałam ostro. O co chodziło tym facetom? To nie był pierwszy chłopak, który próbował mnie obmacywać w garderobie. Miałam spory repertuar chwytów pomocnych w samoobronie, ale zawsze najpierw próbowałam zaapelować ludziom do rozsądku. – Wcale tego nie chcesz – Jay skubnął mnie zębami w szyję, grożąc miłosnym ukąszeniem. – Ależ zdecydowanie chcę. – Za każdym razem, kiedy odsuwałam jego ręce z jednego miejsca, przypuszczał atak gdzie indziej, jak jakiś wijący się morski potwór o zbyt wielu mackach. – Nie, nie chcesz. – Weź te łapy! – Hej, mała, no nie bądź taka. Jesteśmy sami. Nie musisz udawać. Okej. Dosyć tego. Ostrzegałam. Nie mając siły, by go odepchnąć, musiałam użyć ciężkiej artylerii z mojego arsenału. Wbiłam wzrok w wiadro od

mopa, przyzwałam do siebie wodę – niezwykłe było to uczucie połączenia, kiedy cząsteczki H2o w moim ciele natężały się i przyciągały wodę z zewnątrz. Brudne pomyje uniosły się jak brązowy wąż z kosza zaklinacza i, falując, skierowały się w stronę Jaya. Skupiłam się ze wszystkich sił i nakierowałam wodny strumień na jego kark. W dół. Woda posłusznie spłynęła po jego plecach, przemoczyła koszulę i dżinsy, po czym chlusnęła na podłogę. – Co u...! – Jay odskoczył ode mnie, jego zapał natychmiast ostygł. – Jestem cały mokry! Owszem. – Och, Jay, woda wypływa ci ze spodni! – wykrzyknęłam z fałszywym współczuciem. Przytknęłam palec do brody. – To znaczy: mam nadzieję, że to woda.

– Szlag by to trafił! – spojrzał na mnie z gniewem, wytrząsając wodę z butów. – A co niby, jeśli nie woda? Zamachałam rękami w powietrzu. – Och, no wiesz: wszyscy się denerwujemy przed występem. – Na jego twarzy odmalowało się takie wzburzenie, że nie zdołałam stłumić chichotu. – Czy... czy nie powinieneś się przebrać? Słysząc mój śmiech, Jay sposępniał. – Ty zołzo, to twoja sprawka! – dźgnął powietrze palcem wskazującym. – Moi? – spytałam tonem niewiniątka. – Przecież nic nie mogłam zrobić! Nie chciałeś mnie puścić, pamiętasz? Ale jeśli jest tu jakiś przeciek, obwiniaj o to sufit w tej norze, nie mnie. Jay przyjrzał się sufitowi, na którym nie było śladu wilgoci, ale nie potrafił też wyjaśnić, w jaki sposób mogłam być odpowiedzialna za nagły prysznic zza pleców. – Ty... ty... przestań się śmiać! Wskazałam głową na zegar.

– Przepraszam, ale naprawdę powinieneś iść się przebrać. Mam nadzieję, że wziąłeś coś na zmianę? Z chlupotem oddalając się do wyjścia, Jay odwrócił się do mnie. – To nie koniec! – zatrzasnął za sobą drzwi. Oparłam się o toaletkę i ze złośliwą satysfakcją objęłam się w pasie. – Niezła zabawa! Biorąc pod uwagę zajście za kulisami na kilka minut przed wyjściem na scenę, koncert udał się nam nadspodziewanie dobrze. Jay znalazł jakieś suche ubranie, chociaż miał pogniecioną koszulkę – pewnie wyciągnął ją z dna torby któregoś z członków zespołu. Kiedy stał przed mikrofonem, byłam zdolna wiele mu wybaczyć. Choć nie był kandydatem do Brit Award, miał talent do pisania piosenek i umiał oczarować publiczność. Moja

partia wypadła dobrze, wraz z solówką skrzypcową w kawałku Zapisane w gwiazdach, którą nagrodzono osobnymi gwizdami i aplauzem, w czym rej wiedli bez wątpienia moi kochani przyjaciele. Widziałam ich wyraźnie z mojego miejsca po prawej stronie sceny: Misty, widoczną dzięki podskakującej czuprynie złożonej z blond loków; Summer, tańczącą z niedoścignionym szykiem, niczym Audrey Hepburn; boskiego ciemnowłosego Alexa, przeznaczonego Misty, który udowadniał, że student z Południowej Afryki potrafi nieźle się poruszać, kiedy zajdzie potrzeba. Powietrze iskrzyło dodatnio, kiedy Misty i Alex tańczyli ze sobą – zauważyłam to nawet ja, na scenie. Jednym z trudniejszych aspektów bycia sawantem jest fakt, że ma się drugą połówkę, urodzoną mniej więcej o tym samym czasie, z którą jest się połączonym darem. Jeśli to dobre połączenie, jak w przypadku moich przyjaciół, to doświadczenie jest cudowne: wasze dary rozkwitają

i odkrywacie nowe rzeczy, które możecie robić razem, połączywszy siły. Nie wspominając o chemii i przyciąganiu wplecionych w to połączenie: sądząc po Misty i Alexie, działa to lepiej niż normalnie. My, sawanci, możemy przez całe życie szukać tej szczególnej osoby, która dopełni nasze dary; Misty i Alex natknęli się na siebie w absurdalnie wczesnym wieku szesnastu lat. Niektórym szczęście sprzyja. Wzięłam łyk wody, kiedy szykowaliśmy się do ostatniej piosenki. To nie było w porządku z mojej strony: Misty nie miała aż tyle szczęścia, bo właściwie musiała umrzeć, żeby zdobyć Alexa. Byłam podekscytowana myślą, że któregoś dnia spotkam moją drugą połówkę, ale nie wydawało mi się, żebym mogła zaryzykować zbyt wiele, nawet dla przeznaczonego.

Zagraliśmy ostatni kawałek i Jay zebrał oklaski; założę się, że trenował ten ukłon, klasyczną pozę gwiazdora rocka, ściskającego gitarę, jakby to była jego dziewczyna. Jay zatoczył łuk ręką, wskazując na pozostałych chłopaków z zespołu, ale do mnie odwrócił się plecami, tak że pozostałam poza jego zasięgiem. Co za leszcz. Ale warto było się poświęcić dla bezcennego wspomnienia Jaya, przemoczonego do suchej nitki. Musiałam zachować wielką ostrożność przy wykorzystywaniu swojej mocy, ponieważ sawanci są zobowiązani do utrzymywania swoich darów w tajemnicy przed zwykłymi ludźmi, a mój dar jest łatwiej zauważyć niż wiele innych. Tym razem jednak sobie pofolgowałam. Tylko święty oparłby się pokusie ustawienia Jaya do pionu. – Jesteście boską publicznością! – Jay odstawił gitarę na stojak. – Dziękuję wam i dobranoc! – zbiegł ze sceny, odpychając mnie na bok, kiedy wchodził za kulisy.

Zdołałam nie spaść dzięki Mattowi, naszemu bębniarzowi, który w porę mnie złapał. Matt, nie mając ambicji gitarzystów i saksofonisty, utrzymał się w zespole pomimo licznych sprzeczek prowokowanych przez Jaya. Właśnie dlatego nazywaliśmy się Siódme Wydanie. Kiedyś, dawno temu, istniało też Pierwsze. – Hej, Angel, coś zaszło między tobą i Jayem? – Pies myśliwski chciał się pomigdalić przed koncertem – odparłam beztrosko. – Odmówiłam. Weszliśmy za kulisy, a Matt poklepał mnie współczująco po ramieniu. – Więc co się stało, że przemókł tuż przed wejściem na scenę? – Sprawiedliwość dziejowa, tak to nazwę. Matt uśmiechnął się szeroko. – Traktuje dziewczyny tak jakby pochodził z poprzedniej epoki. Nie powinnaś tolerować takich zachowań.

– Och, nie zrozum mnie źle: nie muszę tego znosić. Ja rozdeptuję staroświeckich facetów i tańczę na ich kościach. Matt popukał się po nosie. – Czuję się ostrzeżony. Jesteś wojowniczką: Joanna d’Arc garderoby. Był uroczy, zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby dodać mi pewności siebie. Ludzie zazwyczaj zakładają, że mam jej wielki zapas; tylko bystrzy goście, tacy jak Matt, wiedzą, że przede wszystkim bezczelnie udaję, że się nie boję. – Dzięki, skarbie – wspięłam się na palce i dałam mu buziaka. – Dobrze nam dziś poszło, co? – Tak. Dobrze nam poszło. Uśmiechnęliśmy się do siebie i rozeszliśmy się, żeby pogadać ze swoimi gośćmi za sceną. – Angel, byłaś cudowna! – wykrzyknęła Misty, rzucając mi się na szyję. Ponieważ była obarczona darem, który sprawiał, iż nie była zdolna do

kłamstwa, wiedziałam, że to szczery komplement. – Lśniłaś jak latarnia morska talentu! Zaśmiałam się cicho. – Dzięki, słoneczko. – Była tylko odrobinę wyższa ode mnie, dzięki czemu mogłam ją swobodnie uściskać. Następna w kolejce stała Summer. – Ta solówka skrzypcowa w Zapisane w gwiazdach jest szczególna – za każdym razem czuję, jak mnie łaskoczą palce u nóg. Kto ją skomponował, ty czy Jay? A więc się zorientowała. Summer była zatrważająco przenikliwa, nawet kiedy nie wykorzystywała swojego daru czytania w myślach. – Jay upierałby się, że napisał każdą nutę, ale właściwie większość tej solówki powstała w czasie jam session, kiedy improwizowałam. On jednak tego nie przyzna. Misty w uroczy sposób zmarszczyła piegowaty nos oraz brwi.

– Mam iść i go o to spytać? – gdyby tak zrobiła, spuszczając ze smyczy swój dar, zmusiłaby go do wyznania wszelkich, najbardziej kłopotliwych prawd. – Bardzo kuszące, ale nie ma takiej potrzeby. Cieszę się, że mogę pracować z ludźmi, których zebrał – myślę, że naprawdę nieźle nam idzie. Chyba znoszenie jego ego to cena, jaką muszę zapłacić. Teraz Summer zmarszczyła brwi. – To nie jedyna cena, jakiej zażądał, prawda? Zagryzłam wargę. Gdyby Summer zanurkowała w moje myśli, wyłowiłaby wspomnienie chwili, w której oblałam go wodą. – Wszystko okej. Ostudziłam jego zapały. Alex objął mnie za ramiona. Wydaje mi się, że z powodu tego, iż jestem niska, Alex jest wobec mnie szczególnie troskliwy, jak starszy brat. – Czy ten pajac coś zrobił? Chcesz, żebym zawrócił go z niewłaściwej ścieżki? – Alex miał

cudowną moc perswazji przy użyciu wyłącznie własnego głosu. – Wszystko gra: sama to zrobiłam i miałam przy tym wielką uciechę. – Opowiedziałam im o naszym spotkaniu, wywołując salwy śmiechu, na które liczyłam. Pozostali obecni za kulisami zaczęli rzucać w naszą stronę zazdrosne spojrzenia, bo najwyraźniej bawiliśmy się najlepiej. Jay rzucił w moim kierunku jedno ponure spojrzenie, ale kontynuował poważną rozmowę z jakąś parą, której nie widziałam nigdy wcześniej. Z jego wzroku wyczytałam, że chciałby jeszcze uregulować nasze rachunki. To mogło poczekać. Odczytałam godzinę z zegarka Summer: jedenasta. – Lepiej się przebiorę. Spotkamy się tu za dziesięć minut? Czekał mnie powrót zimnym metrem do domu. Zanurzyłam się w garderobie, szybko zdjęłam sceniczny strój i włożyłam znacznie wygodniejsze

buty na płaskim obcasie, legginsy i tunikę. Czekał mnie powrót zimnym metrem do domu. Spakowałam biżuterię, wrzuciłam wszystko do plecaka i skierowałam kroki do garderoby chłopaków. Zastałam cały zespół skupiony wokół Jaya, który właśnie, jak zwykle, analizował koncert. – Tylko mówię dobranoc! – rzuciłam, wsuwając głowę przez drzwi. – Czekaj, Angel, powinnaś tu być – powiedział Matt. – Jay chce coś ogłosić. Jay założył ręce i wyciągnął się w swobodnej pozie na metalowym krześle. – Może sobie iść. Jej to nie dotyczy. Skoro chciał, żebym poszła, to oczywiście musiałam zostać. – Nie, w porządku. Chcę usłyszeć nowiny. Mam czas do ostatniego pociągu. – W takim razie dobrze – Jay drwiąco huśtał się na krześle, wbijając we mnie wzrok. Coś kombinował, i nie było to nic dobrego. – Mam

niezwykłe wieści: organizatorzy tegorocznego festiwalu Rockport zaprosili nas do udziału. Jutro mają przyjść do mnie z warunkami uczestnictwa, ale dali do zrozumienia, że są hojni. – Ojejku! – mój okrzyk zagłuszyły gwizdy i radosne okrzyki pozostałych. – Chłopaki, to jest nasza wielka szansa. Lista wykonawców na tegorocznym festiwalu jest rewelacyjna. Dostali potwierdzenie, że Gifted też wystąpią. – Naprawdę?! – Gifted byli jednym z moich ulubionych zespołów – grali indie, ale odwołujące się do mainstreamu. Podobno na żywo byli niesamowici, ale nigdy nie miałam okazji ich oglądać. Teraz nie tylko miałam szansę ich zobaczyć, ale też byłam na tej samej liście wykonawców, mogliśmy wpaść na siebie za kulisami. Czekało na mnie tyle okazji, by okazać, że jestem ich fanką – czułam, że będę w stanie zawstydzić nawet sama siebie.