syl_via_r

  • Dokumenty47
  • Odsłony15 852
  • Obserwuję23
  • Rozmiar dokumentów102.6 MB
  • Ilość pobrań9 623

Fight for Me - Bethany Bazile

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :720.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Fight for Me - Bethany Bazile.pdf

syl_via_r EBooki
Użytkownik syl_via_r wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 189 stron)

Bethany Bazile Fight for me Tłumaczenie nieoficjalne: Rebirthx

Rozdział 1 Alexis Wyznania i konsekwencje. Moja komórka zabrzęczała równocześnie z dźwiękiem mojej pięści stukającej w drzwi. Przerzuciłam brązową, papierową torbę i książki do lewej ręki, tak, że mogłam wyjąć komórkę z kieszeni. To była wiadomość od Paige. Musimy pogadać. Kiedy będziesz w domu? Paige była moją współlokatorką. Od czasu naszego pierwszego roku w liceum miałyśmy plan aby iść do tego samego collegu i mieć razem pokój. Moja mama, oczywiście, nie była zachwycona. Zaoferowała mi samochód jeżeli zostanę w domu i będę dojeżdżać do szkoły. Nie było nawet co negocjować, że odciągnie mnie od naszego ustalonego planu, więc mój brat wziął samochód, a ja spakowałam się i przeprowadziłam do akademika. Wysłałam jej szybką wiadomość dając znać, że byłam u Logana. Wsadziłam komórkę z powrotem do kieszeni i stuknęłam w drzwi trochę mocniej. Już miałam do niego dzwonić aby dać mu znać, że jestem, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły. Wyglądał niesamowicie pomijając fakt, że miał na sobie tylko dżinsy. Cóż...może właśnie dlatego tak wyglądał. Logan był typem faceta, na którego zarzucało oczy i pożądało większość dziewczyn na kampusie. Znajdował się tam dzięki stypendium piłkarskiemu. Miał ten wygląd niegrzecznego chłopca, ale pochodził z ważnej rodziny. Szaro-blond włosy i zabójczy uśmiech, który rozświetlał jego niebieskie oczy. Nie obchodziło mnie to, że jeździł swoim motorem jak maniak; kochałam wskakiwać za niego i trzymać się go w trakcie jazdy. Miał wszystko to, co doprowadzało dziewczynę do topnięcia. Ja topniałam. Poznaliśmy się w liceum. Logan był dwa lata przede mną. Po tym jak ukończył szkołę, utrzymywaliśmy długodystansowy związek. Spędził parę nocy podkradając się przez moje okno kiedy mama poszła spać. Kiedy mieszkaliśmy na tym samym kampusie wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. W wieku dwudziestu lat myślałam, że mam życie w garści. - Zgadnij co dla nas mam? - uśmiechnęłam się i przeszłam obok niego machając brązową, papierową torbą. Upuściłam książki na stół niedaleko kuchenki. Jego apartament był mały, ale o wiele większy niż pokój, który dzieliłam z Paige. Uśmiechnął się.

- Jesteś jedyną dziewczyną jaką znam, która ekscytuje się na myśl o tłustych hamburgerach. Wydęłam wargi do niego. - Nie naśmiewaj się z mojej miłości do hamburgerów. - Nigdy - powiedział, przyciągając mnie do siebie i owijając ramiona wokół mojej talii. - Tak długo jak będziesz kochać mnie bardziej. - Hmm? - udawałam, że się nad tym zastanawiam, a on się nachmurzył. Zaśmiałam się z jego reakcji. Moja komórka zadzwoniła, więc wyjęłam ją z kieszeni. Oboje spojrzeliśmy w dół na twarz Paige na ekranie. - Może powinnam to odebrać. Pisze do mnie cały dzień. - Nie! - wyrwał mi komórkę z ręki i odsunął się. Co to do cholery było? Ściągnęłam brwi i spojrzałam na niego. Kontynuował patrzenie w dół na komórkę dopóki nie przestała dzwonić. - O co z tym chodziło? - Musimy pogadać - wyglądał jakby miał zwymiotować. - To już drugi raz dzisiaj jak ktoś „musi pogadać”- nie podobało mi się to. Żadna rozmowa zaczynająca się tymi słowami nie kończy się dobrze. Przeszedł w kółko, kładąc moją komórkę na stole a potem wyciągnął krzesło. - Usiądź. Potrząsnęłam głową. Kolejny zły znak. Nie będę siadać jeżeli myślał, że będę za słaba by przyjąć te wieści. - Po prostu powiedz mi co się dzieje. - Kocham cię. - Logan...wykrztuś to. Sięgnął do mnie, ale odsunęłam się. Jego oczy opuściły się do podłogi. - Spałem z Paige. Huh? Chwila... Potrzebowałam minuty by moje serce znowu zaczęło bić. Wzięłam parę miarowych oddechów, ale nie zadziałało. - Tak bardzo przepraszam, Lexi. Przepraszam? - Co oczekujesz, że z tym teraz zrobię, Logan? - nawet brzmiałam na chwiejnie- roztrzęsioną kiedy mój głos odbił się echem w mojej głowie. - Możemy przez to przejść - objął moją głowę swoimi dłońmi, zmuszając mnie bym spojrzała w jego oczy. - Nie, nie możemy - powiedziałam najspokojniej jak było to możliwe. Chciałam wyjść.

Wyjść z pokoju, w którym czułam się jakby dusił mnie prawdą. Przyznał się. Wyznał mi swój sekret, ale jak mam teraz ruszyć dalej, po tym jak oczyścił swoją pierś z ciężaru i położył go na moim krwawiącym sercu? Próbowałam odciągnąć moją głowę, ale zwiększył uścisk. Oczy mnie piekły, ale odmówiłam sobie wylewać jakiejkolwiek łzy przed nim. - Nigdy więcej kłamstw. Chcę po prostu być z tobą bez tego między nami. Dałam mu wszystko przez cztery lata i to wszystko sprowadziło się do jednego wyznania. Logan zdradził mnie z Paige i złamał mnie. Dorastałam z nią i nie mogłam zrozumieć jak mogła mnie zranić w ten sposób. Mój związek z Paige nie odnowi się z tego. Nie byłam pewna czy ja się odnowię. Wtedy przypomniałam sobie wszystkie wiadomości od Paige i... - Miała mi powiedzieć? - zapytałam. - Co? - Logan pociągnął za opadające włosy, czysty sygnał jego nerwów, który zawsze uważałam za słodki. W tym wypadku irytował mnie. Po prostu chciałam odpowiedzi. - Paige próbowała spotkać się ze mną cały dzień. Miała zamiar mi powiedzieć, Logan? Przyznałeś się tylko dlatego żeby być szybszym od Paige? Usiadł z powrotem na krzesło i spojrzał w inną stronę. - Jesteś dupkiem. Jeśli nie miałaby zamiaru mi powiedzieć, kiedykolwiek byś się przyznał? Milczał. Podniosłam książki i komórkę i ruszyłam do drzwi. Ale zanim tam dotarłam Logan wyskoczył przede mną. - Co robisz? - jego oczy były rozszalałe i spanikowane. - Z nami koniec - zeszłam mu z drogi, ale podążył za mną, popychając drzwi by się zamknęły po tym jak je otworzyłam. - Nie możesz mnie zostawić - błagał. Stałam naprzeciw drzwi, a on mówił do mojego ucha. Miał urojenia jeśli myślał, że z nim zostanę. Czy on myślał, że jego wyznanie będzie jego zbawieniem? Naszym zbawieniem? Ponieważ widziałam tylko to co zrobił aby nas zniszczyć. - Kocham cię bardzo mocno, Lexi. Proszę... - jego słowa były zdecydowane i wiem, że wilgocią, którą poczułam na szyi, były jego łzy winy. - Też cię kochałam - pociągnęłam za drzwi i tym razem dał mi wyjść. Szłam w dół korytarza z podniesioną głową, pomijając fakt, że nosiłam na ramionach ciężar wyznania Logana. Wszyscy tutaj wiedzieli, że byłam jego dziewczyną. Tony dziewczyn po prostu czekały na to abym usunęła się im z drogi. Odmówiłam sobie wychodzenia z budynku płacząc. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałam to być plotką na kampusie od rana. Kroczyłam w dół, zastanawiając się gdzie iść. Nie byłam gotowa wrócić do mojego akademika by zobaczyć Paige i zakończyć dziesięcioletnią przyjaźń. Przewinęłam listę kontaktów i zadzwoniłam do jedynej osoby na której mogłam polegać bez względu na

wszystko. - Al-Alec - mój głos zaczął drżeć kiedy usłyszałam, że mój brat odebrał. - Co się stało, Lexi? - Alec zawsze wiedział kiedy jest coś nie tak. - Logan przespał się z Paige - to wyznanie przedarło się przez moje wnętrze i w końcu uwolniłam szloch dosięgając drzwi wyjściowych. - Kurwa! Zabiję tego dupka. - Nie, Alec. Potrzebuję tylko żebyś zabrał mnie z tego miejsca. Nie mogę wrócić do akademika, a na zewnątrz leje. - Będę tam za dziesięć minut. Nikt nie zadziera z moją młodszą siostrą. - Hej, tylko o dwie minuty. - Taa, jak ja przetrwałem bez ciebie przez całe dwie minuty? - Nie przetrwałeś. Nie dali ci oddychać, póki ja nie wyszłam. - Myślisz, że jesteś moim światem. - A nie jestem? - Oczywiście, że jesteś, Lexi - usłyszałam brzęczenie kluczyków kiedy je podnosił. Winda za mną zadzwoniła i dostrzegłam jak Logan z niej wychodzi. Założył bluzę z kapturem i tenisówki i zmierzał w moją stronę. Nie chciałam mieć z nim już do czynienia. Nigdy. - Alec? - Tak? - oddychał ciężko jakby biegł do samochodu i żuł gumę. Zawsze żuł gumę. - Możesz się pospieszyć? - Nie martw się. Będę tam za kilka minut i wbije trochę pieprzonego rozsądku w tego kretyna - rozłączył się kiedy wyszłam za drzwi. Stanęłam pod metalowym daszkiem, zastanawiając się czy będę bezpieczniejsza tu w deszczu czy tam z Loganem. Pasowało to, że akurat padało, bo czułam jakby wielka część mojego życia została zmyta przez burzę. Logan wyszedł na zewnątrz, a ja poruszyłam się daleko w lewo. - Nie możesz iść do domu w tą ulewę. Wejdź na górę i pogadamy. - Alec ma po mnie przyjechać - jeśli Logan wiedział co dla niego dobre powinien odejść zanim on przyjedzie. Mój ojczym nauczył Aleca mieszanych sztuk walki, więc Logan nie skończyłby po tej wygranej stronie. - Poczekam z tobą. Zignorowałam go. Pięć minut minęło. Czułam, że mnie obserwuje i wyczuwałam jego potrzebę powiedzenia czegoś... czegokolwiek, ale modliłam się o to aby trzymał gębę na kłódkę i zniknął. Napięcie było nieznośne. Emocje topiły mnie. Jeśli ich nie wypuszczę, zniszczę się. Miałam nasze życie perfekcyjnie zaplanowane, jak beznadziejnie urojony nastolatek, który widzi tylko świeże, piękne kolory. Widziałam rzeczy przejrzyściej. Po prostu nie dostrzegałam ciemnej szarości i czerni świata.

Następne dwadzieścia minut czułam bardziej jak wieczność. Wiatr groźnie zarzucał deszczem. Byłam mokra i zmarznięta do deski. Alecowi zajmowało to o wiele za długo. Wyjęłam komórkę i szybko wybrałam jego numer. Stanęłam przed Loganem, uważając żeby unikać jakiegokolwiek kontaktu. Logan chwycił mnie za ramię, unieruchamiając moje ruchy. Strzeliłam na niego spojrzeniem wyrywając rękę. - Lexi... - Nie, Logan. Nie odzywaj się i nie dotykaj mnie. Kurwa! Gdzie jest Alec? Odsunęłam się daleko od Logana i przyciągnęłam komórkę. Coś dziwnego się we mnie poruszyło kiedy usłyszałam pocztę głosową, ale odrzuciłam to uczucie na bok. W tej chwili minęło już ponad pół godziny, a Logan wiercił się i powoli przesuwał w moją stronę mamrocząc coś do siebie. Moja komórka zadzwoniła w momencie, gdy ją odsuwałam, więc podrzuciłam ją z powrotem. - Halo. - Alexis... - mama brzmiała jakby się dusiła i ledwo mogłam ją usłyszeć. Była wyraźnie zrozpaczona. Oczekiwałam, że to Alec oddzwonił. Węzeł w moim brzuchu powiększył się. - Alexis... kochanie... musisz przyjechać do szpitala. Wtedy to usłyszałam – cierpienie w jej głosie. Chore uczucie w moich wnętrznościach rozrosło się. Wzięłam parę oddechów żeby się nie trząść. - Mamo... - nie chciałam tego mówić, ale czułam to. - Alec miał wypadek. Proszę... po prostu się pośpiesz. Komórka wyślizgnęła mi się z ręki i uderzyła w ziemię, łamiąc się na kawałeczki. Wszystko inne wyślizgnęło mi się z rąk i dołączyło do komórki. Było źle – bardzo źle. Słyszałam to w jej głosie, poczułam w duszy, a ból był nie do zniesienia. Zachwiałam się na nogach i uderzyłabym w ziemię gdyby Logan mnie nie złapał. - Co się stało, Lexi? Próbowałam odpowiedzieć. Moje usta wciąż otwierały się i zamykały, ale nie mogłam sformułować słów. Logan wyciągnął swój telefon i zadzwonił do mojej mamy. - O cholera - powiedział przed tym jak wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego samochodu. Tak szybko jak tylko dostaliśmy się do szpitala, zwymiotowałam na parkingu. Wymiotowałam nawet kiedy mój brzuch był pusty. Czułam jakby znikało moje przywiązanie z bratem. Nie chciałam wchodzić do środka. Wiedziałam, że mojego brata nie ma w tym budynku i bałam się stanąć z tym faktem twarzą w twarz. Mama spotkała się z nami w korytarzu z ponurym wzrokiem, łzy spływały po jej twarzy i trzęsły jej się ręce. Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić zanim powiedziała

cokolwiek. - Alexis - wołała za mną. Nie mogłam tego znieść. - Nie - kontynuowałam odchodzenie do wyjścia, ale złapała mnie, odwróciła i przytuliła. - Odszedł od razu. Nawet nic nie poczuł. - Nie. Nie. Nie - krzyczałam kiedy ból eksplodował w mojej klatce piersiowej i przedostał się do każdej komórki w moim ciele. Próbowałam ją odepchnąć, ale nie puszczała mnie. Nie chciałam tego słuchać. Łzy mojej matki zmoczyły mi włosy kiedy zanurzyłam głowę w jej klatkę i dyszałam o powietrze. Czułam jakby właśnie wyssano ze mnie życie. To była moja wina. Jechał po mnie. I nagle go nie ma. Co powinnam zrobić? Był częścią mnie. Więc kim byłam teraz? Logan odciągnął mnie i posadził na krzesło, a ja byłam zbyt odrętwiała żeby chociaż przejmować się jego obecnością. Mogliśmy tam siedzieć parę minut albo godzin. Moja głowa nie potrafiła obliczać już czasu. Mój świat się skończył wraz z moim bliźniakiem. Duży mężczyzna z przekrwionymi oczami podszedł do nas by złożyć kondolencje. Potem wyznał, że jechał za szybko. Padało, a droga była śliska. Alec zatrzymał się przed jego ciężarówką, ale nie zatrzymał się na czas. To była brzydka prawda, leżąca u naszych stóp w czasie kiedy szczegóły nie miały już znaczenia. Musiał wyznać swój udział w śmierci Aleca, tylko po to by okropne detale ostatnich minut śmierci mojego brata powiększyły ciężar tego wszystkiego. Nienawidziłam wyznań. Wszyscy po prostu brali masę gówna i zakopywali je w otwarte rany, których byli przyczyną.

Rozdział 2 Ryder Morze smutku - Co ty tutaj robisz, Ryder? - mój tata wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi. To był drugi raz kiedy tu byłem, odkąd przestaliśmy się do siebie odzywać i za każdym razem zamykał drzwi by utrzymać mnie z daleka od jego nowej rodziny. Minęło pięć lat odkąd odszedłem i zostawiłem go na tym progu. Próbował się ze mną kontaktować, ale byłem zbyt zły żeby odpowiedzieć. Ale coś targnęło mną i przyniosło mnie tutaj. Harowałem całe życie dla tej walki o mistrzostwo. I za każdym razem, kiedy pomyślałem o drodze, która mnie tu doprowadziła, widzę mojego tatę uczącego mnie kickboxingu, taekwondo i wszystkiego co ma związek z walką. Był przy każdej walce. Każdej wygranej, każdej przegranej. Był moją jedyną stałą w życiu, ale byliśmy teraz w punkcie gdzie nie mogłem go nawet nazywać Tatą. Był dla mnie po prostu Davidem. Jego nagłe odejście z rodziny było bolesne, a ja nie byłem w stanie mu tego wybaczyć. Zajęło mi dwa tygodnie żeby przekonać siebie do zaproszenia go na mistrzostwa, ale w tej chwili znowu byłem niepewny. Definitywnie nie był zadowolony, że mnie tu widzi. Zaskoczony? Tak. Szczęśliwy? Nie widziałem tego. Jebać to, przebyłem tu całą drogę nie bez powodu. - Przyjechałem żeby zaprosić ciebie na mistrzostwa w sobotę. - Oh - wyglądał na zdziwionego. Jakby nigdy nie pomyślał, że poszerzę moją oliwną gałąź. - Z przyjemnością chciałbym tam być. Wypuściłem oddech, nie wiedząc, że go wstrzymywałem. - Ale nie mogę. To nie jest dobry moment żebym opuścił miasto. Vanessa... - Zapomnij, David. Zapomnij, że pytałem. Prawie zapomniałem, że twoja żona i jej dzieci są najważniejsze - rozczarowanie było natychmiastowe, ale nie chciałem żeby je zobaczył. Obróciłem się, żeby odejść, ale złapał mnie za ramię. Spojrzałem w dół na jego rękę następnie znowu na niego. Cofnął rękę kiedy zobaczył jak blisko byłem od uderzenia. - Słuchaj Ryder, Alec miał wypadek samochodowy. On... nie przeżył i... nie mogę teraz odejść. Proszę zrozum. - Alec... Co? Co ty mówisz? Nie. Nie - potrząsnąłem głową, przecierając ręką twarz.

Węzeł uformował się w moim gardle kiedy zwalczałem szybką gonitwę emocji w piersi. Zranienie, złość i żal szybko kumulowały się w środku. David i ja mamy problemy, których może nigdy nie naprawimy, ale Alec był dobrym kolegą. Przed tym jak David wszystko zniszczył byliśmy rodziną. Ja, Alec i... - Alexis? Gdzie ona jest? - nie musiałem pytać jak ona się ma, ponieważ byłem pewny, że jest zdruzgotana. - Była zamknięta w swoim pokoju od ostatniej nocy. Przed twoim przyjazdem tutaj w końcu wyszła. Chciała posiedzieć na plaży, jak to miała w zwyczaju robić z Aleciem. Jak chcesz to możesz pójść i zobaczyć się z nią. Chciałem wsiąść do mojego samochodu i odjechać, ale byłem zmuszony by ją zobaczyć. - Nie sądzę by chciała mnie widzieć. - Byliście blisko. - Dopóki nie usunąłem ich obojgu z mojego życia. Nie chcę jej denerwować - Alexis i Alec starali się dotrzeć do mnie dużo razy, ale nie chciałem mieć z nimi nic do czynienia. Wiem, że to nie jest sprawiedliwe obwiniać ich o coś co zaskoczyło nas wszystkich, ale potrzebowałem dystansu od Davida. A nie mogłem zrobić tego zatrzymując ich w moim życiu. - Przykro mi z powodu Aleca - odwróciłem się do samochodu i zmuszałem się do odjechania, ale nie mogłem. Wszystko co mogłem sobie wyobrazić to Alexis sama i cierpiąca. Spojrzałem za ramię na ścieżkę biegnącą wzdłuż boku dużego domu i prowadzącą do prywatnej plaży za nim. Zatrzasnąłem drzwi auta i zdecydowałem, że po prostu tylko ją szybko zobaczę, a potem odejdę. Wietrzyk był zimny kiedy schodziłam w dół ścieżki, sprawiającej, że zimowa temperatura wydawała się niższa niż w rzeczywistości była. Ocean huczał kiedy mocny wiatr rozbijał wodę o brzeg. Kiedy przyjrzałem się plaży z boku domu, zobaczyłem ją. Ostre krawędzie jej twarzy były rozświetlone przez blask księżyca, ale była za daleko bym zobaczył jej wyraz. Wiatr powiewał jej długimi, ciemnymi włosami wokoło kiedy siedziała na piasku, spoglądając w wzburzoną wodę. Jej nogi były podkulone, a broda spoczywała na kolanach. Poczułem jakbym wkraczał w prywatny moment, ale również coś zmuszało mnie abym wyjął ją z zabezpieczonej kuli w której się zwinęła i zrobił coś żeby było okej. Wstała, a ja zrobiłem krok w tył, do cienia zaciemnionej ścieżki. Jeśli się odwróci to wiem, że zauważy jak ją obserwuję, a ja nie byłem gotowy stanąć z nią twarzą w twarz. Zawróciłem z powrotem ścieżką do samochodu w pośpiechu. Kiedy dotarłem na szczyt pagórka zerknąłem za poręcz żeby zobaczyć jak blisko się znajduje, ale zniknęła. Przeskanowałem plażę, ale nigdzie jej nie widziałem. Nie mogła dotrzeć tak szybko do domu.

Kiedy znowu spojrzałem na miejsce w którym siedziała zobaczyłam ją z dystansu. Szła powoli w lodowatą wodę. Co do cholery ona wyprawia? Temperatura wody musiała być poniżej zamarzającej. Przeskoczyłem przez barierkę i wylądowałem na zimnym piasku. Spadek był stromy i moja ręka przyjęła główny ciężar upadku. Od razu wiedziałem, że coś zwichnąłem. Ból był intensywny, więc chwyciłem się za ramię i zacząłem je nastawiać póki nie wskoczyło na odpowiednie miejsce. Ból był nieznośny, ale zmotywowałem się do wzięcia się w garść i pobiegłem do morza mimo bólu w stawie. - Hej! - krzyknąłem, ale nie odwróciła się. Najpierw woda dostała się do moich butów, a później duża fala ruszyła na mnie. Było to takie uczucie, jakby ktoś rzucił taflę lodu na całe moje ciało. Fale odpychały mnie, więc miała dużą przewagę. Pochyliłem się i zacząłem płynąć pod prąd, przez cały czas przeklinając słabość w rękach. Napędzanie mojego ciała naprzeciw przypływom było jedyną szansą żeby do niej dotrzeć. - Alexis! - wrzasnąłem do niej kiedy wynurzyłem się po powietrze. Obejrzała się, a potem zaczęła poruszać się szybciej. Kurwa! Obydwoje zginiemy w tej wodzie. Nie czułem moich dłoni ani stóp, ale dalej się ruszałem. Fala odepchnęła ją. Zanurkowałem i w końcu udało mi się dotrzeć na tyle blisko żeby złapać ją za rękę. Wtedy inna fala walnęła w nas na tyle mocno żeby obydwoje nas odepchnąć. Zgubiłem mój uścisk na jej ręce, a kiedy ponownie spojrzałem już jej nie widziałem. Panika mnie chwyciła. Zanurkowałem, ale nie widziałem nic w oceanicznej czarnej, lodowcowej głębi. Wynurzyłem się po powietrze, ale oberwałem kolejną falą. Poczułem zimno opanowujące moje ciało. Musiałem wydostać się stąd w cholerę, ale nie mogłem jej zostawić. Po prostu nie mogłem jej do cholery zostawić. Spojrzałem w kierunku domu. Był o wiele za daleko. Jeśli krzyknę po pomoc, nikt nie usłyszy. Obejrzałem się wokoło i zobaczyłem coś. Światło księżyca odbiło się na jej białym swetrze parę stóp dalej. Czułem, jakby zajęło mi wieczność dosięgnięcie tego, ale kiedy w końcu to zrobiłem zobaczyłem ją płynącą po powierzchni. Pociągnąłem jej zwiędłe ciało do brzegu, ale zajęło to zbyt dużo czasu. Jej waga wydawała się równać tonie z moimi skurczonymi mięśniami i odrętwiałymi dłońmi. Kiedy dotarliśmy do piasku, zrobiło mi się jeszcze zimniej – jeżeli to w ogóle było możliwe. - Pomocy! - moje gardło paliło kiedy wykrzyknąłem te słowo. Kiedy położyłem ją na piasku, zdałem sobie sprawę z tego, że breloczek od jej naszyjnika zaplątał się w moje włosy. Chwyciłem go po obu stronach i zerwałem z jej szyi, zostawiając resztę zawiązaną w moje włosy. Zacząłem uciskać jej klatkę, po cichu dziękując dla wujka Drewa za załatwienie mi zajęć ze sztucznego oddychania. Jej twarz była ekstremalnie blada, usta niebieskawo fioletowe, a jej włosy przylegały do twarzy jak czarny koc.

- Jak cholera nie zamierzaj mi tu umierać - odchyliłem jej głowę do tyłu, umieszczając swoje lodowate usta na jej i wdmuchując powietrze w jej płuca. Zacząłem znowu naciskać na jej klatkę i zauważyłem kobietę biegnącą w naszą stronę. - Nie! Nie! Alexis, kochanie, proszę! - Vanessa upadła na kolana na twardy piasek i zaczęła odciągać mokre włosy Alexis od jej twarzy. Alexis plunęła, potem kaszlnęła. Przesunąłem jej głowę na bok kiedy wykasływała słoną wodę z płuc. Jej oczy się otworzyły i spojrzała na mnie przez kilka krótkich sekund zanim zaczęła znowu kaszleć. - Ryder - David był obok mnie. Nie wiem ile czasu tam był, bo nie widziałem nawet żeby wychodził z domu. - Co się stało? - Weszła do pieprzonego oceanu, to się stało. Ona po prostu... po prostu... ona chciała umrzeć, prawda? - złapałem się zimną ręką za twarz kiedy walczyłem z myślą jak blisko byłem stracenia Alexis. Syrena karetki rozbrzmiewała z daleka. Matka Alexis ściskała ją za ręce, kołysząc ją w tył i w przód i szepcząc jej we włosy. David odciągnął mnie na bok kiedy ratownicy zeszli na plażę z noszami. - Wiesz jak blisko ona i Alec byli. Była tak bardzo odcięta kiedy się dowiedziała, ale nigdy byśmy nie pomyśleli... - złapał dłońmi za tył swojej szyi jak robił to gdy był zmartwiony, bo ja miałem jakąś kontuzję po walce. - Pozwól mi zabrać cię do środka i rozgrzać. - Ze mną wszystko w porządku - aktualnie, było mi tak cholernie zimno, że nie czułem nawet własnych jaj, ale nie chciałem żeby David zachowywał się jak przykładowy ojciec. - Ryder... - Mam bluzę w aucie - patrzyłem jak niosą Alexis z plaży. - Będzie z nią dobrze? David położył dłoń na moim barku i pociągnął tak, żebym był z nim twarzą w twarz. - Uratowałeś jej życie. To co dzisiaj zrobiłeś... nie potrafię wyjaśnić jak wiele to znaczy dla Vanessy i dla mnie. Dziękuję ci, synu. Kiwnąłem głową zanim zostawiłem go na plaży. Dotarłem do auta, ale ledwo. Moja uparta duma nie pozwoliła mi przyznać, że moje ramię boli jak dziwka przez tamten upadek. Siłowałem się z bluzą żeby ją założyć. W połowie drogi do domu, zatrzymałem się i zadzwoniłem do mojego kolegi Ty'a żeby mnie odebrał. Nawet jeśli powietrze z podmuchu było maksymalnie nakręcone, moje ciało miało konwulsje od zimna, a ramię wydawało się nie być przywiązane do ciała. Oparłem głowę i zamknąłem oczy, wiedząc, że totalnie spieprzyłem moje szanse na mistrzostwa, które miały być mniej niż za tydzień. Przyjechałem do domu Davida, myśląc, że mistrzostwa będą największą rzeczą która kiedykolwiek mi się przytrafi, ale tej nocy, na tamtej plaży, ciemnowłosy anioł pociągnął mnie za sobą do morza smutku, a ja wolałbym umrzeć niż pozwolić jej w nim utonąć.

Rozdział 3 Alexis Byłam w szpitalu przez dwa dni, a stała obserwacja mnie męczyła. Za każdym razem, gdy chciałam trochę pospać, drzwi się otwierały. Kiedy otworzyły się dziesiąty raz tego dnia, zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Może pielęgniarka załapie wskazówkę i się odpieprzy. Pozwólcie mi zanurzyć się w smutku chociaż raz. Nie chcę rozmawiać o uczuciach. Nie chcę jeść. Nie chcę niczego, prócz Aleca. Cień stanął nade mną, cicho obserwując. Dziwne uczucie wpełzło pod moją skórę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że obok mnie stał Ryder. Jego ciemne włosy miały luźne fale i sięgały ramion. Jego oczy były zadziwiająco niebieskie. Zapamiętałam patrzenie się w te oczy kiedy obudziłam się wypluwając wodę. Był cały ubrany na czarno, a prawa ręka była w temblaku. Niedobrze. - Ja to spowodowałam? - zapytałam, kiwając na temblak. - Zwichnąłem je kiedy przeskoczyłem przez barierkę, a oni myślą, że spowodowałem uraz kiedy cię wyciągałem. - Przepraszam. Wzruszył ramionami jakby zwichnięte ramie nie było niczym wielkim dla wojownika. - Będziesz w stanie walczyć? - David powiedział mi o mistrzostwach. Wiedziałam, że ta walka znaczy dla Rydera wszystko. - Nic na to nie wskazuje, ale zawsze jest następny rok. - Wspaniale. Pieprzę wszystkim życie. - To nie była twoja wina. Nie wbiegłem do tej lodowatej wody po to, żebyś mogła znaleźć kolejną rzecz w swoim życiu, której będziesz żałować - wyjął coś z portfela, otworzył moją dłoń leżącą na łóżku i położył w niej mój naszyjnik. - To twoje. Utknęło w moich włosach kiedy cię wyciągałem. Naprawiłem go. Alec dał mi ten naszyjnik. Myślałam, że zgubiłam go w morzu. - Dziękuję - powiedziałam, nie tylko za naszyjnik, ale za to co zrobił. Tak bardzo jak chciałabym żeby wszystko skończyło się w tym oceanie, tak bardzo wiedziałam ile ryzykował wyciągając mnie z niego. - Co do cholery sobie myślałaś, Lexi? - posłał mi spojrzenie pełne rozczarowania. - Nie myślałam - to była jedyna odpowiedź jaką miałam. Nie myślałam. Byłam tak pochłonięta bólem, że przysłonił zdrowy rozsądek.

Kiwnął głową i cofnął się. - Wyświadcz mi jedną przysługę. - Cokolwiek - zaryzykował tą jedną rzecz, która znaczy dla niego wszystko by mnie ratować. Zrobię wszystko o co mnie poprosi. - Możesz mi obiecać, że kiedy zrobi się za ciężko, będziesz z tym walczyć? Nie pozwól by ból cię pokonał, walcz. Nie rób tego dla mamy albo dlatego, że ciebie o to proszę. Zrób to, ponieważ jesteś warta walki. - Brzmisz jak David - zaśmiałam się. On nie. - David nauczył mnie walczyć za siebie - odwrócił się i wyszedł z sali. Tęskniłam za nim. Był taki zamknięty i zdystansowany. Nie tak jak Ryder, którego znałam lata wcześniej. Przez ostatnie dwa dni, trzymałam się wspomnień Rydera jak linii ratunkowej. Ale po tej wizycie wiedziałam, że nie był tak pragnący jak ja by się jej złapać. Miałam trzynaście lat kiedy pierwszy raz moje oczy spoczęły na nim. Ryder Hayes, wiedziałam już wtedy, że muszę go mieć. Moje szkolne zauroczenie było intensywne i najwyraźniej nie wypaliło się na przestrzeni lat. Po śmierci mojego taty, David trzymał nas razem. To wywołało duże rozdzielenie między nim a jego rodziną. Ryder był tam przez pierwsza dwa lata. W tym czasie myśleliśmy, że David jest po prostu starym znajomym mamy. Patrząc w przeszłość to było dziwne, że nie znaliśmy go zanim tata zmarł. Alec, Ryder i ja nigdy nie podejrzewaliśmy, że mama i David byli więcej niż przyjaciółmi. Byli zaręczeni o wiele wcześniej, jeszcze zanim moi rodzice się poznali. Kiedy weszliśmy do środka znajdując ich w sytuacji o wiele większej niż przyjaznej, Ryder nie zniósł tego zbyt dobrze. Zwłaszcza, że David był wciąż w małżeństwie z jego mamą. Nasza rodzina się załamała. Alec i ja byliśmy tak wściekli na mamę, że ledwo z nią rozmawialiśmy przez miesiące. Było jeszcze większe spięcie tego dnia, w którym David opuścił swoją żonę i przeprowadził się do naszego domu. Okazało się, że powodem dla którego nigdy się nie pobrali było to, że rodzice mamy zabronili im tego. Byli oni snobami i mieli dokładnie zaplanowane kto jest wystarczająco dobry dla ich córki, a David nie był. Mama miała dwadzieścia lat i była na trzecim roku w collegu kiedy David zdecydował, że będzie lepiej dla nich jak się rozstaną. Później przyznała mi, że była załamana. Próbowała wszystkiego by zobaczył, że jej nie obchodzi to jeśli rodzice przestaną płacić za szkołę, ale go to nie ruszało. Rok później, ożenił się z mamą Rydera i znowu rok po tym mieli dziecko. Więc kiedy rodzice oczekiwali, że mama poślubi tatę, przestała walczyć o Davida i ruszyła dalej. Byłam zła na Davida przez jakiś czas. Nienawidziłam tego, że mama zastąpiła tatę parę lat po jego śmiertelnym ataku serca. David rozwiódł się i poślubił mamę krótko po tym. To tylko dolało paliwa do złości Rydera w kierunku ojca i żywienia urazy do mnie i Aleca. Próbowaliśmy dotrzeć do niego niezliczoną ilość razy, ale zawsze nas odtrącał.

Rok po tym jak się pobrali, odsunęłam moją gorycz na bok i zaczęłam go poznawać. Moi rodzice zawsze wyglądali na szczęśliwych i byłam pewna, że tak było, ale to co zrozumiałam później to to, że mama była inna w pobliżu Davida. Nie byli oni dwójką ludzi mieszkających w tym samym domu z dziećmi. Byli dwójką ludzi, którzy żyli jak jedność. Każdy kto na nich patrzył, nie mógł nic poradzić na to, że widział tylko miłość jaką dzielili. Alec, oczywiście, był mniej wybaczającą osobą ode mnie. Minęło wiele czasu zanim zaprzyjaźnił się z Davidem. Stale rozmawiali, grali w gry wideo i chodzili razem na siłownie. Wiedziałam, że David tęsknił za Ryderem; pokazywał to kiedy był w pobliżu Aleca. Nie byłam pewna co którekolwiek z nas zrobi bez niego.

Rozdział 4 Trzy lata później... Alexis - Mamo! Uspokój się! - krzyknęłam gdy mama pędziła po pokoju, prostując poduszki i czyszcząc wszystkie ślady kurzu. Nigdy nie widziałam mojej mamy tak niespokojnej w związku z czyjąś wizytą. - Powinnaś iść się przebrać, Alexis - spojrzała na moje szare szorty i mały, czarny top jakbym nie zmieniała ich od wielu dni. - Mamo, nie było go tutaj od trzech lat aby zobaczyć Davida. Dlaczego traktujesz jego wizytę jak Drugie przyjście Chrystusa? Kochanie nas kosztowało Davida wszystko. Po śmierci Aleca, David był cichy i zamknięty w sobie. Pokochał go jak syna w ciągu tych siedmiu lat razem. Alec pozwolił wypełnić dziurę zostawioną przez Rydera. Wraz z odejściem Aleca, mogłam prawie zobaczyć pustkę w oczach Davida. Z czasem, zaczęłam żywić urazę do Rydera, przez to, że odciął nas od swojego życia i zajęło mu tyle czasu aby przynajmniej dać dla Davida szansę. A David starał się niezliczoną ilość razy. Może byłam trochę przesądna. Przez te wszystkie lata miałam nadzieję, że Ryder znowu się pokaże, ale nie zrobił tego. Tęskniłam za nim odkąd pierwszy raz zniknął z naszego życia. Tej nocy, gdy wyciągnął mnie z oceanu, zobaczyłam go po raz pierwszy od pięciu lat. Po tamtej nocy pisał do mnie co parę tygodni. Pytał mnie jak się czuję, a potem nie miałam od niego wieści przez jakiś czas. Nigdy nie odpowiadał na moje SMS-y oznajmujące jak się miałam. Czułam jakby zbudował wielką ścianę między nami, która pękała tylko wtedy, gdy chciał mnie sprawdzić. Chciałam żeby odpowiedział na moje pytania. Zaczęłam mieć obsesję na punkcie Rydera, ale on nie pozwalał mi się dowiedzieć kim się stał odkąd byliśmy przyjaciółmi. Ocalił moje życie na więcej sposobów niż jeden. Wyczekiwałam jego wiadomości, bez względu na to jak zwięzłe one były, jakby chodziło o Święta Bożego Narodzenia. Może myślałam, że przez to co się stało zbudowaliśmy więź. Rok po tamtej nocy wysłał mi wiadomość. Wygrałem mistrzostwa. Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć. To był pierwszy raz od śmierci Aleca, kiedy naprawdę się uśmiechnęłam i byłam szczerze szczęśliwa. Ryder wiedział, że obwiniałam siebie o to, że musiał sobie wtedy odpuścić, więc ta wiadomość wiele znaczyła dla poczucia winy, które nosiłam na swoich barkach. Tydzień później wysłał kolejną wiadomość.

Dlaczego nosisz księżyc wokół szyi? To był pierwszy raz kiedy zapytał mnie o coś osobistego, więc podekscytowałam się. Alec mi go dał. Powiedział, że rozświetlam jego ciemne noce. Czekałam aż wyśle kolejną wiadomość, ale nie wysłał. Po tym, wysyłane przez niego SMS-y osłabły aż w końcu zupełnie się skończyły. Wysłałam do niego jeszcze kilka wiadomości, ale już nie odpowiadał. Był w drodze do naszego domu, a ja nie zamierzałam się stroić albo udawać, że nie byłam zła na niego za odcięcie się ode mnie przez lata. - To znaczy wszystko dla Davida. Proszę, Alexis, zróbmy co w naszej mocy by uleczyć tą rodzinę. Westchnęła kiedy zobaczyła moją pustą reakcję. Dzwonek zadzwonił, więc położyłam laptopa na kanapie, wyciągnęłam spode mnie nogi i zdecydowałam, że przeczekam to w swoim pokoju. Wiem, że nie jest tu by mnie zobaczyć, ale moje serce waliło w oczekiwaniu wiedząc tylko, że był po drugiej stronie drzwi. Szybko przeszłam przez salon, przedsionek i w górę po schodach. Mój pokój wyglądał tak samo od czasu liceum. Każdego roku obiecywałam sobie, że przeprowadzę się z powrotem do kampusu, ale z końcem roku dalej tu byłam. W wieku dwudziestu trzech lat utknęłam w otchłani i nie byłam pewna jak się z niej wydostać. Wskoczyłam w moje podwójne łóżko i próbowałam usłyszeć z dołu jego głos. Nie potrwało to długo. Zaczęłam przemierzać pokój. Moja niecierpliwość zaczęła rosnąć aż nie mogłam tego już dłużej znieść. Musiałam zobaczyć Rydera. Ostatnim razem jak go widziałam byłam przykuta do łóżka szpitalnego i znajdowałam się pod psychologiczną obserwacją. Dwa dni później pojawił się na pogrzebie Aleca. Trzymał się z tyłu i zniknął po tym jak rozproszyłam kurz na trumnę mojego brata. Nie widziałam go od tamtej pory. Cóż, czasami śniłam o tym jak woła mnie w morzu, a jego słowa zostawały ze mną każdego dnia. Nie mogłam po prostu leżeć w łóżku kiedy Ryder był tak blisko. Musiałam go zobaczyć bardziej desperacko niż chciałabym przyznać. Zbiegłam po schodach, popchnęłam kuchenne drzwi, a mój oddech został skradziony natychmiast. Nie mogłam stwierdzić czy mężczyzna przede mną był prawdziwy czy po prostu wyobraziłam go sobie w moich myślach. Jest oszałamiający. Wygląda lepiej niż trzy lata temu. Jego czarne włosy są krótko ścięte, ale trochę dłuższe na czubku głowy i wystylizowane w modny nieład. Wygląda na większego. Ma może z sześć stóp wysokości i dwa cale. Wiem, że nie mógł stać się wyższy, ale jego mięśnie sprawiły, że wygląda na większego. Mocne, całuśne usta. Zapamiętałam te usta bardzo

dobrze. Fantazjowałam o nich jako nastolatka. Perfekcyjnie opalona skóra. Był mroczny i zdenerwowany, z oczami w których można było się zatracić. Gapił się na mnie tymi intensywnie niebieskimi oczami, a moje serce przyspieszyło. Zwęził je, przekrzywił głowę, a jego grymas niezadowolenia przekształcił się w grzesznie kuszący uśmiech. Mój Boże, gdzie jest chłopak, który wyszedł ze szpitalnej sali i skąd wziął się ten mężczyzna? Moje ciało zapaliło się pożądaniem. To było za dużo do przyjęcia naraz. Pożerałam go wzrokiem stojąc oniemiała i z otwartą buzią. Szerokie ramiona i ręce napinały mu czarną koszulkę tak, że obrysowywała ich muskularny kontur. Przystojna twarz – nie, uwodzicielska. Przyciągała cię i zanim się zorientowałaś, już się gapiłaś. Było tam małe nacięcie nad lewą brwią, ale oprócz tego był nieskazitelny. - Co ci się stało w twarz? Roześmiał się, trąc dłonią po swojej szczęce. - Nie podoba ci się moja twarz? - Nie. To znaczy, tak... - zamknij się, Lexi. Moja własna zaczynała robić się gorąca, kiedy zacinałam się próbując coś powiedzieć. Oczywiście, że jego twarz mi się podobała, ale to nie to próbowałam powiedzieć. Nie powinnam była się nawet martwić o ranę widoczną na jego twarzy. - Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać - w końcu byłam w stanie utrzymać w sobie moją fascynację jego zmianą. On po prostu tam stał, gapiąc się na mnie dłużej niż mogłoby mi być z tym wygodnie. Kogo ja oszukiwałam? Nie byłoby mi wygodnie przebywając wokół niego, czy by się patrzył w moją stronę czy nie. - Jak się masz, Alexis? - Dobrze. A ty? Wzruszył ramionami. Nie było to odpowiedzią na moje pytanie. Chciałam żeby powiedział „Dobrze, ale tęskniłem za tobą”albo „Chciałem sprawdzić co u ciebie, ale byłaś zajęta”.Coś więcej niż nonszalanckie wzruszenie ramion. Wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale potrząsnął głową, zgaduję, że chcąc to wyrzucić z umysłu. Obrócił się do Davida i mojej mamy, a ja wyszłam z pokoju. Byłam trochę zadurzona w Ryderze nim go znowu zobaczyłam, ale syn Davida mógł z łatwością stać się znowu moją obsesją.

Rozdział 5 Ryder - Potrzebuję abyś podpisał ten kontrakt. David spojrzał w dół na dokument leżący na stole między nami, ale nie wykonał żadnego ruchu aby go podpisać. Chciałbym żeby przychodzenie do tego domu nie było moją jedyną opcją. O wiele bardziej wolałbym żeby przyszedł do siłowni, ale odmówił. Potrzebowałem aby przepisał siłownię na mnie, a potem nie musiałbym znowu mieć z nim do czynienia. Po tym jak David nas zostawił, wujek Drew i siłownia było wszystkim do czego mogłem uciec. David pokazał się na pogrzebie wujka Drewa w zeszłym miesiącu. Po trzech latach i żadnym kontakcie, nienawidziłem tego, że widzenie jego twarzy dalej wzbudza we mnie złość. Unikałem jego, tak bardzo jak tylko się dało, ale kiedy testament został odczytany i dowiedziałem się, że siłownia została zapisana na wujka Drewa i Davida, kiedy odszedł ich ojciec, wiedziałem, że utrzymanie ojca z dala od mojego życia może nie być takie proste. Zwłaszcza kiedy starał się pojednać nas przez cały czas, kiedy był na pogrzebie. - Dlaczego to utrudniasz? Nie postawiłeś stopy w tej siłowni od lat, a teraz chcesz jej kawałek? Spojrzał na mnie, później znowu na papier znajdujący się na stole. - Kiedy to podpiszę nigdy więcej cię nie zobaczę. - Co jest z tym nowym interesem bycia częścią mojego życia? Spędziłeś lata ignorując moją egzystencję, a teraz chcesz w niej być? - Popełniłem wiele błędów, ale nigdy nie powinieneś być ich ofiarą. Nigdy ciebie nie ignorowałem. Starałem się do ciebie dotrzeć. Chcę po prostu mieć szansę być znowu częścią twojego życia. - Mam dwadzieścia pięć lat. Nie jestem tym małym idiotą, który miał zwyczaj zostawiać beznadziejne wiadomości na skrzynce głosowej byś wrócił do domu, zaczynając na progu twoich drzwi i prosząc byś przyszedł na mistrzostwa. Skończyłem z tym, David. I skończyłem z tobą. Nigdy nie obchodziłem ciebie ja albo mama. - Ryder, twój tata cię kocha - Vanessa wskoczyła do naszej konwersacji jakby myślała, że ma prawo wtrącać się w nasze sprawy. - A może tak będziesz się trzymać od tego, kurwa, z daleka, huh? Ty jesteś

powodem, który zaczął to całe gówno - wzięła gwałtowny wdech na moje oświadczenie i starała się zakryć swoje zawstydzenie opuszczając głowę i pozwalając długim, kasztanowym włosom zasłonić jej twarz. Poczułem małe ukłucie winy, ale odepchnąłem je kiedy przypomniałem sobie cały ból, z którym radziła sobie mama, kiedy David opuścił ją dla Vanessy Cole. Ona jest bogatą, piękną królową, z którą moja mama nie miała szans. Nienawidziłem przyznawać tego, że naprawdę ją lubiłem przed tym jak wszystko się zmieniło. Ale tak było. - Ryder, rozumiem, że jesteś zły, ale nie wiń Vanessy. Wiń mnie. To była moja wina. - Nie obchodzi mnie czyja wina... - kuchenne drzwi otworzyły się, ucinając moje słowa. A kobieta, która weszła przez nie ucięła wszystkie pieprzone myśli z mojej głowy. To ona. Spojrzała na mnie tymi jasnymi, piwnymi oczami, a ja zostałem wrzucony z powrotem do nocy kiedy otworzyła oczy i spojrzała w górę na mnie, z piasku na którym leżała. Tej nocy, która ciągle mnie nawiedza. Spojrzenie, które teraz mi dawała było inne. Jej wzrok był głodny, a ja pozwoliłbym jej jeść z mojego stołu każdego dnia tygodnia. Jej usta wydały ciche westchnienie kiedy zatrzymała się i popatrzyła na mnie. Kurwa, czemu ona tak na mnie patrzy? Zmieniła się. Zniknęła wiotka kobieta o bladej twarzy, przywiązana do łóżka szpitalnego. Mój wzrok powędrował przez ciasną koszulkę i małe szorty do spania. Perfekcyjne, żwawe piersi. Mała talia. Zaokrąglone biodra. Gładkie, kremowe nogi. Jeśli miałbym listę do sprawdzenia, zajęłoby mi dnie żeby odznaczyć na niej każdy jej kawałek, który chciałbym polizać. Wtedy pociągnąłbym te długie, zgrabne nogi i zaczepił wokół mojej talii i... Patrz gdzie indziej, Hayes. Nie potrzebujesz żeby ci stanął w kuchni twojego ojca, przed jego przybraną córką. Pociągnęła w dół swoją zbyt krótką koszulkę żeby zakryć wyeksponowany kawałek brzucha. Pociągnięcie jej w dół przez gładką rozciągłość jej skóry tylko docisnęło ją do klatki piersiowej, a moje spojrzenie spoczęło na jej sutkach. Jebać to. Musiałem się stąd wydostać. Nigdy nie chciałem kobiety tak bardzo, jak chciałem wziąć tą. To zawsze szło tą stroną z Lexi, ale z pewnością przybrało na intensywności. Prawie miałem w dupie fakt, że David był w pokoju. Chciałem popchnąć ją na ścianę i sprawić żeby błagała mnie o to.

Kobiety zazwyczaj tak na mnie nie działały. Bycie wojownikiem sprawiało, że byłem zbyt zajęty aby myśleć o kobietach, ale Alexis zawsze miała sposób na rozpraszanie mnie. Nie zrozumcie mnie źle. Lubiłem pieprzyć, i często, ale to gówno które we mnie wywoływała nie było czymś do czego przywykłem. Unikanie jej prób wejścia do mojego życia było dobrą decyzją. Zawsze miałem słabość do Alexis, ale to zmieniło się – zlało się z pożądaniem o wielkiej sile. - Co ci się stało w twarz? - zapytała łagodnie. Jej koncentracja na małym nacięciu nad moją brwią była słodka. - Nie podoba ci się moja twarz? - drażniłem się z nią. - Nie. To znaczy, tak... - przesunęła ręką przez ciemne włosy i nieśmiało się uśmiechnęła. - Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać - powiedziała, ale dalej tam stała, patrząc się na mnie jakby chciała żebym coś zrobił. Chwycił ją i oznaczył jako moją. Nie. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałem, było pozwolenie kobiecie tak pięknej jak ona, z mocą nade mną którą ma, zatopić we mnie szczypce. - Jak się masz, Alexis? - Dobrze. A ty? Wzruszyłem ramionami. Nachmurzyła się. Chciałem powiedzieć jej, że myślałem o niej czasami. Myślałem o tamtej nocy. O zimnej wodzie. Jej ciele bez życia. Była w moich snach niezliczoną ilość razy przez lata, ale nie wyglądała w żadnym wypadku tak jak kobieta stojąca przede mną. Odwróciłem się do Davida i próbowałem otrząsnąć się z nieznanych uczuć pędzących przeze mnie przez samo patrzenie na nią. Alexis Cole... Nawet wypowiadanie jej imienia w mojej głowie sprawia, że mój fiut drga w nagle za ciasnych dżinsach. Nigdy nie uciekłbym od kobiety, którą chciałbym przelecieć, ale musiałem uciec od tej. Wiedziałem bez wątpienia, że jeśli położyłbym na niej ręce, nigdy bym jej nie puścił. Prawdopodobnie ma chłopaka, narzeczonego albo coś. Spojrzałem na jej ręke i zdziwiłem sam siebie, że poczułem ulgę nie dostrzegając pierścionka. Zawsze mogła mieć jeszcze chłopaka. A ja bym... Ja bym co? Stare nawyki już dawno umarły. A ja kurwa to traciłem jeśli myślałem o zostaniu znowu jej opiekunem. Musiałem zrobić to po co tu przyszedłem i uciec od uwodzicielki z niewinnymi, orzechowymi oczami. - Masz zamiar podpisać, czy co? - pospieszałem Davida, o wiele bardziej agresywnie niż zamierzałem. Spojrzenia przeskoczyły po pokoju między Davidem, Vanessą i Alexis. Jakimś

cudem komunikowali...coś. Nie obejrzałem się na Alexis, ale poczułem kiedy odeszła, jakby wyssała całe powietrze z pokoju. Wraz z jej odejściem wszystko wróciło do normy, więc mogłem znowu oddychać. Dobrze, może będę mógł znowu skupić się na siłowni, a nie nad tym aby Alexis pozwoliła mi położyć się między jej nogami. David spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem mówiącym, że sprawa nie będzie łatwiejsza. - A może zawrzemy umowę? Vanessa i ja wyjeżdżamy na jakiś czas. Potrzebujemy kogoś, kto będzie miał oko na Alexis. Vanessa nie jest zadowolona zostawianiem jej. Nie, niedobry pomysł. Miałem właśnie potężny wzwód spędzając trzy minuty razem z nią w pokoju. Każda dodatkowa ilość czasu i nie będę wiedział jakie linie przekroczę. - Nie jest z nią dobrze? - zapytałem. Alexis zawsze pisała, że radzi sobie dobrze. Nie było nawet jednej wiadomości która mówiłaby, że miała gówniany dzień i to mnie martwiło. Nie przechodzisz nagle z chęci utopienia siebie w oceanie do bycia perfekcyjnie w porządku. - Vanessa nadal martwi się o nią, ale Alexis nie pozwoli na to żebyśmy zostawili tutaj kogoś kto by ją obserwował, więc nie pozwól na to by została sama. - Nie. Nie jestem niańką. Zrobiłem to co do mnie należy lata temu. Poza tym, daleko już zaszła. Po prostu potrzebuję żebyś podpisał te papiery i nie będziesz już musiał zawracać sobie mną głowy. Nie leżało w moim interesie torturowanie siebie przez spędzanie czasu blisko Alexis. No i znowu, drgnięcie w moich spodniach. Mój penis już był szczęśliwy tylko wyobrażając sobie spędzanie z nią czasu. David miał podekscytowany błysk w oczach, więc wiedziałem, że frajer coś knuje. - Nie interesują mnie gierki, David. Co ty planujesz? Roześmiał się. - Nic nie planuję. W ciągu tych lat odkąd Alec odszedł, nie widziałem żeby Alexis na kogoś reagowała tak jak na ciebie minutę temu. - Reagowała na mnie? Czy ty naprawdę chcesz ustawić mnie z Alexis? Zaufaj mi, nie chcesz mnie gdziekolwiek przy niej. Prawdopodobnie byłaby dziesięć razy bardziej popieprzona gdybym z nią przebywał. Roześmiał się jakbym kurwa żartował. Jeśli wiedziałby ile kobiet przeleciałem, zamknąłby ją w innym stanie. Alexis nie była jak te kobiety. Nie potrzebowała by ktoś taki jak ja namieszał jej w głowie. - Jesteś taki jak ja kiedy byłem w twoim wieku. - Nie jestem taki jak ty! - cholera. Nie chciałem tak głośno krzyczeć. Przyznam się, że okazjonalnie mogę być dupkiem, ale nie jestem taki jak David. Albo przynajmniej mam taką nadzieję.

- Uspokój się, Ryder. Rozumiem. Nie jestem właściwie twoją ulubioną osobą. Po prostu zatroszcz się o Alexis, a siłownia jest twoja. To nie działało na mnie. Zainwestowałem moje pieniądze do tego stopnia, że stać mnie na wykupienie Davida. - Dam ci pół miliona dolarów. To o wiele więcej niż jest warta twoja siłownia. Zadzwonię do prawników... - Ryder! Nie chcę twoich pieniędzy. Nie staram się wejść z powrotem do twojego życia, bo jesteś panującym mistrzem UFC 1 albo dlatego, że posiadasz kupę pieniędzy. Udowodnię ci to w jakiś sposób. Przyjmij umowę - wypadł z pokoju jakby myślał, że ma prawo być wkurzonym na mnie. Jebać go i jego umowę. Będę musiał po prostu wymyślić inną drogę by wypchnąć go z siłowni. 1 UFC(Ultimate Fighting Championship) – mistrzostwa mające na celu wyłonienie najlepszego zawodnika świata, bez podziału na styl walki.

Rozdział 6 Alexis - Alexis, czas wstawać - moja matka krzyknęła przez drzwi. Nieprzerwane pulsowanie doprowadzało mnie do szału. Po incydencie w kuchni wskoczyłam do łóżka i spędziłam godziny rzucając się i skręcając z seksualnej frustracji. Nie łapałam tego. On był tylko mężczyzną. Jakim cudem zajmuje wszystkie moje myśli? Kiedy zrozumiałam, że nie pozbędę się go z mojej głowy, wzięłam parę tabletek nasennych. Zazwyczaj używam ich żeby odgonić wspomnienia, które nawiedzają moje noce, ale tej nocy pomogła mi zapomnieć o mężczyźnie będącym zbyt wielkimi kłopotami dla mojego zdrowia psychicznego. - Alexis? - Nie śpię, mamo - wymamrotałam, mając nadzieje, że zostawi mnie w spokoju. - Śpisz cały dzień. Dave i ja wyjeżdżamy za godzinę, ale może powinniśmy zrezygnować - westchnęła i usłyszałam zmartwienie w jej głosie. Upuściłam głowę na poduszkę i wydałam w nią stłumiony krzyk. Stale się o mnie martwiła. Nie winiłam jej za to po tym co przeze mnie przeszła, ale doprowadzało mnie to do szaleństwa. - Nie martw się Vanessa. Ryder będzie miał na nią oko - głos Davida był trochę stłumiony przez drzwi, ale na pewno usłyszałam jego komentarz prawidłowo. Wyskoczyłam z łóżka, dalej nieco oszołomiona od tabletek, które połknęłam parę godzin wcześniej, ale dotarłam do drzwi w rekordowym czasie. Otworzyłam je, a mama prawie przez nie wpadła, bo przykładała akurat tam swoją głowę. - Dlaczego Ryder miałby „mieć na mnie oko”? - David spojrzał na mnie z poczuciem winy wypisanym w oczach, a następnie w stronę mamy po pomoc. - David, co zrobiłeś? - On po prostu wpadnie na chwilę żeby twoja mama się nie martwiła. - Nie. Mój Boże, nie potrzebuje niańki. Pewnie myśli, że będzie musiał być na samobójczej warcie. Mama wzdrygnęła się, więc spróbowałam się uspokoić. Nie była w punkcie, w którym rozmawiałaby o tym co zrobiłam. Zawsze reagowała na słowo samobójstwo jakby ktoś uderzył ją biczem. - Minęły już ponad trzy lata, mamo. Dlaczego nie możesz mi zaufać?

- To nie tak, że ci nie ufam. Ja tylko... - przebiegła ręką przez błyszczące, rude włosy. Wyglądała na taką małą i wiotką. Nienawidziłam tego, że spędzała tyle czasu martwiąc się o mnie. - Mamo, jedź i baw się dobrze ze swoim mężem. Jestem dużą dziewczynką. Potrafię o siebie zadbać - szybko ją uścisnęłam, dałam buziaka i zamknęłam drzwi przed jej zmartwioną twarzą. Wróciłam do łóżka, nakryłam się kołdrą po samą głowę i szybko zasnęłam. ~*~*~ Moje serce waliło w piersi, ból promieniował przez każdą komórkę mojego ciała, a krzyk dochodzący z mojego gardła płonął. Gdzieś daleko, jakiś głos mówił do mnie i ktoś szarpnął za moje ramie, budząc mnie. Podniosłam się na łóżku i walczyłam o oddech. Moja ręka automatycznie sięgnęła po Aleca, a ulga zalała mnie jak tylko poczułam jego ciepłą skórę pod moimi palcami. - Zły sen? - uśmiechnął się do mnie z jego poduszki. Położyłam się, a on powitał mnie w swoich ramionach. - Śniłam, że ciebie nie było. Nie mogę sobie przypomnieć jak albo dlaczego, ale wiem, że poczułam twoją śmierć. - Nigdzie się nie wybieram, Lexi. Miewasz te sny odkąd umarł tata. Nie stracisz wszystkich, Lexi. Utrata taty była ciężka dla nas wszystkich, ale przynajmniej dalej mamy siebie. Spojrzałam na jego twarz, tą która była tak podobna do mojej, i sięgnęłam żeby go dotknąć, ale przed tym jak poczułam jego ciepłą skórę pod dłońmi, on zniknął. Zniknął w błysku światła tak oślepiającego, że eksplodowało boleśnie w mojej głowie. Wyszarpnęłam się ze snu. Alec często do mnie wraca. Sny zawsze wydają się takie prawdziwe, ale wiem, że to tylko mój urojony umysł wypróbowuje na mnie sztuczki. Moje szybkie, drżące oddechy groziły zadławieniem, a łzy zaczęły wzbierać w oczach kiedy rzeczywistość się wkradała. Koszmary były uporczywe. Większość nocy, kiedy nie wezmę tabletki by pomogła mi zasnąć, jestem na nogach. Czuję jakbym utknęła w czasoprzestrzeni, gdzie wszystkie wspomnienia wracają do życia, tylko po to żeby zniknąć kiedy zamrugam oczami. Smutek przepływa przez moje żyły dniami i nocami i ciąży na mnie. Zwinęłam się w kłębek z poduszką i pozwoliłam łzom spłynąć. Lata temu zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli ich nie wypuszczę, utonę w nich.