sylwiabf

  • Dokumenty31
  • Odsłony16 075
  • Obserwuję11
  • Rozmiar dokumentów46.0 MB
  • Ilość pobrań10 306

Cunning Olivia - Za sceną 04 - Mocne Uderzenie

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Cunning Olivia - Za sceną 04 - Mocne Uderzenie.pdf

sylwiabf EBooki OLIVIA CUNNING
Użytkownik sylwiabf wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 235 stron)

Pamięci Jimmy’ego „Reva” Sullivana, którego granie już zawsze będzie nadawać rytm mojemu sercu

Rozdział 1 Rebeka poprawiła poduszkę pod głową swojego starszego brata. Wygładziła koc na jego nogach. Zdjęła włos z jego szpitalnej piżamy i rzuciła na błękitną wykładzinę. Ułożyła jego rękę w bardziej naturalnej pozycji u boku. Polizała kciuk i starła kropeczkę musztardy tuż przy kąciku jego ust. Dave skrzywił się i odwrócił głowę, próbując uniknąć tego kociego mycia. – Przestaniesz wreszcie, Reb? – Przepraszam – powiedziała. – Po prostu jestem zdenerwowana. Oni naprawdę przyjdą? – Oczywiście że przyjdą. W przyszłym tygodniu wracają w trasę i jeszcze mnie nie wylali. – Dave skrzywił się i jedną ręką chwycił koc. Już prawie mógł mocno go ścisnąć. Rebeką targały na przemian duma i rozpacz na myśl, jak wiele Dave osiągnął od czasu wypadku i jak wiele mu jeszcze brakowało do pełnego wyzdrowienia. – I w życiu się nie zgodzą na ten plan, Reb. W życiu. Nie ma mowy. – Przecież zastąpię cię tylko tymczasowo, Dave. Dopóki nie będziesz mógł wrócić w trasę. Nikt nie ma wątpliwości, że jesteś najlepszym inżynierem dźwięku na tym świecie, a do tego wymyśliłeś doskonałe rozwiązanie ich problemu. Nie wyleją cię. – Nie mają wyboru, Reb. Nie mogę być ich dźwiękowcem, jeśli nie mogę dosięgnąć stołu mikserskiego. A nawet gdybym mógł dosięgnąć, nie dam rady wystarczająco szybko ustawiać suwaków, żeby nadążyć za zespołem w trakcie występu na żywo. – Ale to tylko kwestia czasu, Dave. Po prostu musisz wyzdrowieć. A ja mogę obsługiwać twój stół, dopóki nie będziesz gotów wrócić do pracy. Jestem szczęśliwa, że mogę ci pomóc. – Tak naprawdę Dave pomagał jej bardziej niż ona jemu. Żaden metalowy zespół nie chciał zatrudnić kobiety w charakterze głównego reżysera dźwięku na żywo. Dave ostrzegał ją, zanim zaczęła szkołę. Mówił jej, że będzie miksowała pop na koncertach w galeriach handlowych. Rebeka bardzo chciała mu udowodnić, że będzie inaczej, ale jak na razie całe to chcenie doprowadziło ją donikąd. Gdyby tylko ktoś dał jej szansę, pokazałaby im wszystkim, że kobieta potrafi być równie metalowa jak facet. – Wiem, jak bardzo chcesz pomóc, siostrzyczko, ale naprawdę nie sądzę, żeby oni się na to zgodzili. Musisz zacząć od podstaw i powoli piąć się w górę, a nie oczekiwać, że zaraz po szkole dostaniesz fuchę u jednej z najsławniejszych kapel w branży. Rebeka westchnęła, załamana. Postarała się nie zrobić zbyt nadąsanej miny. Wiedziała, że Dave ma rację, ale cierpliwość nigdy nie była jej największą zaletą. Szczerze mówiąc, cierpliwość nawet nie znała jej adresu. – Ale zrobię, co w mojej mocy, żeby przedstawić im to jako sensowne rozwiązanie – dodał. – Spróbuję ich przekonać, że jesteś wystarczająco dobra, by zająć moje miejsce. Posłała mu uśmiech pod tytułem „spraw, żeby twój starszy braciszek poczuł się jak bohater”. – Naprawdę? – Tylko nie rozczaruj się za bardzo, jeśli się nie zgodzą. To by ją zdruzgotało. Wielbiła Sinnersów, wielbiła każdą nutę każdej piosenki, jaką kiedykolwiek stworzyły ich utalentowane dłonie, palce, usta, stopy i każda inna część ciała, jakiej używali do komponowania muzyki. W college’u Rebeka napisała o nich pracę dyplomową, która została uznana za genialną i wywindowała ją na szczyt listy najlepszych studentów ostatniego roku. Dave się uśmiechnął. Jego spojrzenie przesunęło się na jej świeżo przefarbowane włosy.

Uśmiech zmienił się w grymas. – Mama widziała twoją fryzurę? – spytał. Rebeka wyszczerzyła się radośnie i przygładziła dłonią sięgające ramion platynowe włosy. Ostatnio ufarbowała spodnią warstwę na kobaltowy błękit. Od kiedy jej odrosły, lubiła robić z nimi rzeczy, które ściągały na nie uwagę. Zabawne, że bycie łysą jak kolano w wieku dwudziestu czterech lat tak na nią podziałało. Poza tym Rebeka zawsze uwielbiała doprowadzać matkę do apopleksji, nawet jeśli oznaczało to narażanie się na regularne egzorcyzmy. – Myślisz, że jej się spodoba? – Ehm, nie. – I dobrze. – Zachichotała. – No więc, odwiedzą cię wszyscy członkowie zespołu? – Jej serce tłukło się z podniecenia. Dave odpowiedział szerokim uśmiechem. – Pytasz o to, czy przyjdzie Trey? Wydało się. Od dawna dziko pożądała gitarzysty rytmicznego Sinnersów, Treya Millsa, i Dave o tym wiedział. Pewnie dlatego, że za każdym razem, kiedy z nim rozmawiała albo korespondowała, pytała, co porabia Trey. A Dave zamiast tego odpowiadał jej, kogo Trey obrabia. Ani trochę nie ostudziło to jej zainteresowania. Wręcz przeciwnie, dzięki długiej liście podbojów był jeszcze bardziej intrygujący. Rebeka była pewna, że Trey mógłby jej nauczyć tego czy owego w łóżku, a rozpaczliwie potrzebowała nadrobić zaległości w tej dziedzinie. – Nie wiem, czy Brian już wrócił – odparł Dave. – Pewnie siedzi jeszcze w Kansas City z żoną, ale reszta na pewno tu wpadnie. Włącznie z Treyem „Puszczalskim” Millsem. Byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś trzymała się od niego z daleka. O nie, z całą pewnością nie byłoby lepiej. Ten facet był stworzony do tego, żeby go zjeść w całości. A kto by się martwił niestrawnością? Na pewno nie ona. Ktoś zapukał do drzwi. Czy to oni? Serce Rebeki zatrzymało się na chwilę. – Proszę! – zawołał Dave. Drzwi otworzyły się i mężczyzna z niegrzecznych snów Rebeki zajrzał do pokoju. Kruczoczarne włosy zasłaniały jedno ze zmysłowych, zielonych oczu, seks wręcz parował z jego skóry. Trey Mills obejrzał sobie Rebekę od stóp do głów, aż jej całe ciało oblał żar. Kiedy posłał Dave’owi krzywy uśmiech, jej temperatura skoczyła o parę stopni. – Sorry, nie chcieliśmy przeszkadzać w imprezie. – Trey uniósł czarne brwi, z których jedna przekłuta była małym, srebrnym kółkiem. – Przyjdziemy później. Zamknął drzwi. Boże, chciał sobie pójść! Rebeka popędziła przez pokój i szarpnęła drzwi. – Czekaj, nie idźcie. Nie ma żadnej imprezy. Jestem młodszą siostrą Dave’a. Rebeka. Eric puścił czoło Jace’a i zagapił się z otwartymi ustami. Na nią. Trwało to kilka minut. Zapomniał, dlaczego trzymał Jace’a w zapaśniczym chwycie. Miało to coś wspólnego z pierścionkiem zaręczynowym i dziewczyną Jace’a, Aggie, która zarabiała jako dominatrix. Zapomniał, że ma odebrać robiony na zamówienie talerz do swojej perkusji po odwiedzinach u – jak mu było – Dave’a, który właśnie wychodził do domu ze szpitala. Zapomniał, że chodzenie polega na naprzemiennym stawianiu nóg, prawa-lewa, prawa-lewa, a nie lewa, lewa, lewa, potknięcie, prawa. Zapomniał, że aby oddychać, trzeba napełnić powietrzem płuca. Eric udławił się własnym językiem.

To była ona. Stała wprost przed nim. Sięgała mu do ramienia. Drobna. Kobieca. O włosach barwy złota i błękitu. Piękna i słodka w dwóch różnych podkolanówkach, liliowej koszulce na ramiączkach i zielonej miniówce. To naprawdę była ona. Kobieta z jego niegrzecznych snów. I mizdrzyła się do Treya. Sukinsyn. Zaraz, pomyślał Eric. Nie wolno wyciągać pochopnych wniosków. Być może źle odczytał znaki. Nie widział jej nigdy wcześniej, więc musiał się upewnić. Uniósł długi kosmyk włosów, który co czterdzieści dziewięć dni farbował na inny jaskrawy kolor. Pamięć go nie myliła. Aktualnie kosmyk był kobaltowobłękitny – w dokładnie tym samym odcieniu, co spodnia warstwa jej włosów. Jakie było prawdopodobieństwo, że to był przypadek? To musiał być kismet. Przeznaczenie. Los. Opatrzność. Wszystkie z powyższych… Powiedziała, że ma na imię Rebeka. Było to ulubione imię Erica. Od tej chwili. Rebeka oderwała oczy od Treya na dość długą chwilę, by zauważyć, że Eric ogląda swoje włosy jak debil. – Ładny kolor – powiedziała z szelmowskim uśmiechem. Eric gapił się dalej. Na nią. Przez jakieś pięć minut. Rozmowa toczyła się wokół niego, ale on nie mógł przestać się gapić. Oczy mu wyschły i zaczęły piec, bo nie mrugał. Coś trzepnęło go w bok głowy. Eric drgnął, odwrócił się i ujrzał Seda, wokalistę Sinnersów, który patrzył na niego, jakby na coś czekał. – No więc? – No więc co? – Myślisz, że powinniśmy jej dać szansę? – spytał Sed. Najwidoczniej Eric przeoczył coś, kiedy się tak gapił, potykał, przyduszał, znów gapił i nie mrugał. Jace walnął go w plecy. – Wszystko dobrze, Sticks? – spytał. – Zjadłeś zepsuty ser? Ser? Co to jest ser, do cholery? Mózg Erica zwykle funkcjonował całkiem sprawnie, ale widocznie nie przy tej megaseksownej istocie. – Obiecuję, że postaram się najlepiej, jak umiem – zapewniła Rebeka i jej miękki głos obudził w nim najróżniejsze dziwne emocje. Puściła rękę Treya i stanęła wprost przed Erikiem. Od truskawkowego zapachu jej szamponu zmiękły mu kolana. A może to przez tych dwoje błękitnych oczu, które patrzyły na niego spod gęstych, czarnych rzęs. – Pozwolisz, żebym dla was pracowała? – Dotknęła środka jego piersi i jego serce wyskoczyło do koniuszka jej palca. – Nie pożałujesz. Eric z trudem przełknął ślinę. Nie miał pojęcia, o czym ona mówi, ale pomysł, żeby pracowała dla niego w jakimkolwiek charakterze, musiał być świetny. – Tak. Wydała z siebie radosny pisk, objęła Erica i uściskała. O mało nie zbiła go z nóg, kiedy zaczęła podskakiwać. Zanim jednak zdążył porwać ją na ręce i zanieść do najbliższego sędziego pokoju, by wyrecytować przysięgę małżeńską, puściła go i uściskała Jace’a, a potem Seda. Eric skrzywił się, kiedy przylgnęła do Treya. Było jasne jak słońce, na kogo ma ochotę. Teraz, kiedy on i Trey Mills zostali ostatnimi singlami w zespole, Eric sądził, że będzie miał spore szanse

poderwać sobie jakąś miłą dziewczynę. Marzenia ściętej głowy. Trey szepnął jej coś do ucha. Zachichotała i odszepnęła: – Nie tutaj. Eric odwrócił się, znalazł najbliższą ścianę i zaczął rytmicznie tłuc w nią głową.

Rozdział 2 Rebeka wniosła walizkę po schodkach autokaru i zatrzymała się jak wryta. To chyba nie był autokar, który rozpadł się na pół i spłonął w Kanadzie, prawda? To nie mógł być ten sam, ale kto zdołałby to stwierdzić pod stertami śmieci zawalającymi przejścia i każdą dostępną powierzchnię? Spod jednej ze stert wynurzył się czarnowłosy, wytatuowany mężczyzna w workowatych krótkich dżinsach założonych na bokserki w czerwoną kratkę. Kilka łańcuszków łączyło kolczyki w jego sutkach z Bóg wie czym w spodniach. Rebeka nawet nie zauważyła, że tam siedział na czymś – kanapie, pudle, wypchanym niedźwiedziu grizzly? – Ty pewnie jesteś naszym nowym inżynierem dźwięku. Pierś rozrosła jej się z dumy. Owszem, gdyby nie nieszczęście brata, ona, Rebeka Esther Blake, pewnie nie zasiadłaby jako zastępstwo przy stole mikserskim, ale skoro już tutaj była, zamierzała udowodnić, że jest godna tego zaszczytu. – To ja – odparła rozpromieniona, szybko jednak starła z twarzy ten uśmiech od ucha do ucha. Chyba powinna poudawać twardzielkę, bo inaczej ci groźni faceci z ekipy technicznej zjedzą ją na śniadanie. – Ja jestem Travis. A to jest Jake. Zaraz powinien się zjawić Marcus. Rebeka przyjrzała się kupom śmieci, aż dostrzegła ruch jasnego irokeza koło czegoś, co wyglądało na stół przysypany górą brudnych ciuchów i puszek po piwie. Jake wstał, wytarł rękę o czarną koszulkę i wyciągnął ją w stronę Rebeki. – Siostra Dave’a, tak? – Ehm, tak. – Chwyciła i uścisnęła jego dłoń. – Jestem Rebeka, ale ludzie nazywają mnie Reb. – Jesteś pewna, że to nie skrót od Rebeliantki? – spytał Jake, oglądając jej odjechane ciuchy i niebieskie włosy. Travis się roześmiał. – To by było bardziej zrozumiałe, jeśli rzeczywiście ty i ten pozapinany pod szyję Dave pochodzicie z tej samej rodziny. – Matka wydziedziczała mnie już co najmniej sto razy. – Rebeka uśmiechnęła się na wspomnienie tych wszystkich małych zwycięstw. – Dave’a najwyżej z dziesięć. Travis roześmiał się i uścisnął jej dłoń. Jego ciemne oczy błyszczały z rozbawienia. – To gdzie mam spać? – spytała Rebeka, zastanawiając się, czy w tym bałaganie w ogóle są jakieś łóżka. I nagle dotarło do niej, że ten bałagan to właśnie są łóżka. Rzędy koi pełnych zapasowych poduszek, koców, potencjalnie czystych ubrań i ewidentnie brudnych ubrań. Ewidentnie, bo czuła ich smrodek nawet z miejsca, gdzie stała. Ktoś z głośnym tupotem wbiegł po schodkach za nią. – Przyszedłem cię uratować – odezwał się niski głos za jej plecami. Odwróciła się i ujrzała perkusistę Sinnersów, Erica. Uśmiechnęła się, a on odpowiedział uśmiechem, z taką miną, jakby właśnie znalazł pod choinką szczeniaczka, o którym zawsze marzył. – Uratować mnie? Przed czym? – Naprawdę sądzisz, że pozwolimy ci mieszkać w chlewiku? – Nie mam nic przeciwko – odparła. – To miejsce jest wysoce toksyczne dla wrażliwych istot płci żeńskiej.

Roześmiała się i pacnęła go w ramię. – W takim razie nic mi nie będzie. Eric umilkł i przeczesał palcami swoje zwariowane włosy. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu i ona miała ochotę je przeczesać. Fryzura Erica Sticksa domagała się uwagi, jak każde dzieło sztuki. Włosy były długie po jednej stronie – można było je chwycić w garść. Druga połowa była ścięta bardzo krótko. Rebeka wyobrażała sobie, że są miękkie i jedwabiste w dotyku. Rząd trzycentymetrowych kolców biegł od czoła do karku, rozdzielając długie kosmyki od jeża. Całość lśniła kruczą czernią, z wyjątkiem długiego kosmyka, który wił się z boku szyi i zwisał aż na lewy obojczyk. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności był ufarbowany na ten sam odcień błękitu, który i ona wybrała – wyłącznie po to, żeby wkurzyć matkę – niecały tydzień wcześniej. Była ciekawa, czy ten kosmyk to prawdziwe włosy, czy sztuczne przedłużenie. Przeciągnęła palcem po długim, błękitnym pasemku. Włosy były prawdziwe. Jedwabiste. Gładkie. Ciepłe od ciepła jego ciała. Jeszcze raz pogłaskała kosmyk, przeciągając palcem po boku szyi Erica. Jego jabłko Adama podskoczyło, kiedy głośno przełknął ślinę. Rebeka przechyliła głowę i po raz pierwszy przyjrzała mu się tak naprawdę. I kiedy tak się przyjrzała, okazało się, że jest bardzo atrakcyjny. Dlaczego nie zauważyła go nigdy wcześniej? Był nieprzyzwoicie wysoki (z jej niskiego punktu widzenia) i szczupły. Kanciaste rysy. Mocna żuchwa. Prosty nos. Wąskie wargi skore do uśmiechu i seksowny dołeczek w brodzie, który aż się prosił, żeby pogłaskać go palcem. Nie był Treyem Millsem, ale… Spojrzała mu w oczy o barwie czystego zimowego nieba. – A Trey będzie w tym drugim autokarze? – spytała. Cienkie, czarne brwi Erica zbiegły się nad nosem. – Tak – odparł. – Oczywiście. – W takim razie jadę tamtym. Odwróciła się, przeszła obok Erica, ocierając się o niego barkiem, i zbiegła po schodkach. – To na razie, Reb – zawołał Travis z chlewika. Eric zeskoczył ze stopni i stanął obok niej. Rebeka rozejrzała się po parkingu w poszukiwaniu drugiego autokaru. Kiedy przyjechała tu taksówką, widziała tylko jeden. A przecież wielkiego autokaru mieszkalnego nie dało się łatwo przeoczyć. Oprócz chlewika ujrzała tylko potężną ciężarówkę z czerwonym logo Sinnersów wymalowanym na tylnej klapie, ale drugiego autokaru nigdzie nie było widać. – Gdzie jest drugi autokar? – Sed zaraz nim podjedzie. Zadzwonił i powiedział, że już jest w drodze. I zanim spytasz, tak, Trey jest z nim. – Uniósł oczy do nieba i pokręcił głową. No cóż, trzeba poczekać. Rebeka postawiła walizkę na ziemi i jeszcze raz rozejrzała się po parkingu. Tym razem dostrzegła starą corvettę stingray zaparkowaną pod palmą. Tego auta nie było tutaj, kiedy przyjechała. Zauważyłaby je na pewno. Była to prawdziwa piękność, wyprodukowana w 1965, może w 66 roku. Lśniący, szmaragdowy lakier. Opuszczony składany dach. Całe szczęście, że w Południowej Kalifornii rzadko padało. – Super! – powiedziała, niemal śliniąc się w obliczu tego piękna i dzikiej mocy, która kryła się pod maską. – Co? – spytał Eric. Entuzjastycznie wycelowała palec w drugi koniec parkingu. – Ten boski kawał żelastwa. Eric podążył wzrokiem za czubkiem jej palca. – Chodzi ci o mój samochód?

Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. – To twój? Uśmiechnął się szeroko i skinął głową. – Tak. Jestem z niej strasznie dumny. Dzisiaj tylko dwa razy zgasła mi na światłach. – Uniósł dwa palce. – Zgasła? Eric znów podrapał się za uchem i zapatrzył na pogodne niebo. – Jakoś nie mogę jej wyregulować zapłonu. A może nieodpowiednio ustawiłem przerwy w tych nowych świecach. Nie wiem. – Pozwolisz, że spojrzę? – Rebeka zostawiła walizkę przy autokarze i ruszyła przez parking, zanim zdążył odpowiedzieć. Dogonił ją dwoma długimi krokami. Otóż, przed zawodową porażką, jaką Rebeka poniosła na platformie wiertniczej i kutrze poławiaczy krabów, poniosła również porażkę jako mechanik samochodowy. Nie dlatego, że była zła w tym fachu, ale dlatego, że nikt nie traktował jej poważnie. Rzeczywiście, jeśli chodzi o wydobycie ropy i poławianie krabów była do bani – mając metr pięćdziesiąt siedem wzrostu i pięćdziesiąt kilo wagi po namoczeniu, nie nadawała się do wielu zawodów, które ją fascynowały. Kiedy dotarła do samochodu, załamała się. Wnętrze wykończone beżową skórą było w żałosnym stanie. – Co ty jej zrobiłeś? – huknęła. Naskoczyła na Erica, który cofnął się o krok i przestał uśmiechać. – Była już taka, kiedy ją kupiłem. – I tak ją zostawiłeś? Jak długo ją masz? Eric wygiął się do tyłu w biodrach, uniósł palce stóp z ziemi i zagapił się na swoje czarne trampki. – Ehm, jakieś dziesięć… – Dziesięć dni? – Uhm… – Pokręcił głową. – Dziesięć tygodni? Eric odchrząknął. – Ehm… dziesięć… lat. – Ostatnie słowo wyszeptał. Rebeka walnęła go płaską dłonią w pierś. – Jak mogłeś? To bezcenne dzieło sztuki, a ty ją traktujesz jak śmieć. – Śmieć? W życiu. To moje kochanie. – Miłośnie poklepał drzwi. – Kochanie? To mnie wkurza jeszcze bardziej. – Rebeka przeszła na przód samochodu, by otworzyć maskę. – Jeśli silnik wygląda równie fatalnie jak wnętrze, to ci wydrapię oczy. Eric zasłonił oczy dłońmi. I miał powód. – O rany. – Rebeka zachłysnęła się z oburzenia, usiłując zorientować się w tej sieczce, która była kiedyś cudownym silnikiem V-8. – Czy to jest… To jest… wieszak na ubrania? Przepustnicę otwiera wieszak? – Próbowałem ją naprawić – odparł Eric, wciąż chroniąc oczy długimi palcami. Wyglądał idiotycznie. A zarazem uroczo. Rebeka uśmiechnęła się do siebie i podparła maskę drutem – z jeszcze jednego wieszaka. – Jesteś pewien, że to ty powinieneś brać się do naprawy? – Mam nawet podręcznik do tego modelu – powiedział. – I to niezły. – Będziemy musieli się zastanowić, jak uratować tę katastrofę. Opuścił dłonie od oczu.

– My? – Poniekąd jestem mechanikiem. A właściwie kiedyś byłam. Jeśli chcesz, pomogę ci ją doprowadzić do porządku. Ale nie robię wnętrz. Eric się zawahał. – Masz lepszą propozycję? – spytała Rebeka, przeciągając palcem po bloku silnika. Znalazła przeciek oleju. Rozwalona uszczelka głowicy. Cudownie. Westchnęła ciężko. Biedne autko. Jak on mógł twierdzić, że to jego kochanie? Eric stanął obok niej i spojrzał na rozpadający się silnik z wyrazem twarzy graniczącym z dumą. – Kiedy kazałem ją zaholować do siebie ze złomowiska, obiecałem sobie, że wszystko przy niej zrobię sam. Bądź co bądź teraz zapala. – Spojrzał na Rebekę. – Czasami. – Dziwię się, że w ogóle jeździ. Zaczerwienił się i spojrzał na drugi koniec parkingu. Rebeka przyglądała mu się zdezorientowana. Jeszcze parę minut temu nie był taki uroczy, zgadza się? Może dlatego, że stał tak blisko i mogła mu się lepiej przyjrzeć. I ładnie pachniał. Skórzaną kurtką, wodą po goleniu i czymś baaardzo męskim. Nagle zapragnęła, żeby ją zauważył. Jako kobietę. Przesunęła się na bok i niby przypadkiem otarła się barkiem o jego bark. Eric nie odsunął się, ale i nie pogłębił kontaktu. – Możesz dotrzymać swojej obietnicy. Jeśli ci pomogę – powiedziała – sam będziesz wykonywał całą robotę. Ja będę tylko nadzorować. Jego radosny, szczery uśmiech zrobił coś dziwnego z jej sercem. Podfrunęło do góry i zaczęło trzepotać gdzieś w okolicach gardła. – To jest świetny plan, Reb. Jego dłoń zakradła się na dolną część jej pleców, po których natychmiast przebiegł dreszcz podniecenia. – Nie oczekuję, że będziesz mi pomagać charytatywnie. Co byś chciała w zamian? – spytał. Jego kciuk narysował małe kółeczko u podstawy jej kręgosłupa. Rebece zaparło dech. Dlaczego nagle stwardniały jej sutki? Wypięła piersi do przodu, bo zapragnęła nagle, żeby je zobaczył, i sama nie wiedziała, dlaczego myśl, że Eric zauważy jej podniecenie, podnieciła ją jeszcze bardziej. Odważyła się zerknąć na niego i stwierdziła, że ma zamknięte oczy. Trochę ją to zdołowało. On nie zwracał na nią uwagi. Lekko odwróciła się od niego. Nie do końca wysunęła się z jego objęć, ale była teraz mniej… zanurzona. Był ponad trzydzieści centymetrów wyższy od niej, przez co czuła się bardzo kobieca i mała. Nie była pewna, czy podoba jej się to uczucie. – Hm, a co masz na myśli? – spytała bez tchu. – Potrafię robić niezły masaż – odparł, a jego niski głos wywołał gęsią skórkę na jej szyi. Jego oczy otworzyły się i spojrzenie natychmiast przylgnęło do sterczących guziczków pod jej cienką koszulką. Oddech utknął jej w gardle. Pociągnęła w dół brzeg koszulki, dając Ericowi dodatkowo ładny widok na dekolt. To też zrobiła niby przypadkiem. Teraz z całą pewnością zwracał na nią uwagę. A w takim razie był to dobry moment, by chwycić go za tę dłuższą część włosów i przyciągnąć jego skore do uśmiechu usta do swojej szyi. Zaraz. Co jej przyszło do głowy? Przecież to Trey, wygadany i seksowny, był tym członkiem zespołu, którego chciała bezlitośnie prowokować, a nie ten śmieszny gość z… z… hipnotycznymi dłońmi. Och. Już sam kciuk rysujący kółka na jej krzyżu sprawiał, że topniały jej mięśnie. Drżał jej żołądek. Wyprężały się sutki. Eric przesunął się za jej plecy i jego długie palce wbiły się w jej barki z idealną siłą; z

rozkoszą przechyliła się do tyłu, w stronę tych cudownych, cudownych dłoni. Jego kciuki masowały obie strony kręgosłupa i przesuwały się niżej. Niżej. Niżej. Mmm, niżej. – Zgoda! – krzyknęła, kiedy potężny dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Boże drogi, dłonie tego faceta… Eric roześmiał się i te jego silne dłonie, te jego długie palce przesunęły się do przodu i rozpłaszczyły na jej brzuchu. Przyciągnął ją do swojego smukłego, umięśnionego ciała. Zadarła głowę do góry i przekonała się, że Eric wbija spojrzenie w jej dekolt. Przechylił głowę bliżej jej ucha. – W innych rzeczach też jestem dobry – mruknął. Założę się. – Tylko nie w naprawianiu samochodów – zażartowała. Jego dłonie masowały brzuch; marzyła, żeby przesunął je trochę wyżej i zaczęły masować jej spragnione piersi. Jeśli jego dotyk był tak przyjemny na plecach i brzuchu, to jak cudowny byłby na piersiach? Och, i tam, na dole. – To nie było zbyt miłe, mała. – Kto powiedział, że jestem miła? – Mnie wyglądasz na bardzo miłą – wymruczał. Rebeka odrobinę niżej ściągnęła dekolt koszulki. Jej sutki były teraz ledwie zasłonięte. Eric wciągnął drżący oddech przez zęby. Pragnął jej? Chciała, żeby jej pragnął. A raczej potrzebowała tego. Jej uwagę ściągnął głośny, basowy pomruk. Grzmot? W Kalifornii, w słoneczny dzień? Na parking wjechał czerwony harley i ruszył po betonowej połaci w ich stronę. Zatrzymał się obok nich i kierowca, cały odziany w skóry, postawił motocykl na nóżkach. – Trójnóg! – przywitał się z nim Eric. – Trójnóg? – powtórzyła Rebeka jak echo. Kierowca zdjął kask i ukazała się twarz najprzystojniejszego członka Sinnersów, basisty Jace’a Seymoura. Na skali męskiej urody Jace miał dziesięć punktów. Ciemny zarost i utlenione, nastroszone włosy jeszcze dodawały mu wdzięku. Zdaniem Rebeki każdy członek Sinnersów był atrakcyjny na swój sposób. Gitarzysta solowy, Brian, ze swoją urodą modela z okładki, miał dziesięć punktów. Wokalista, Sed, kawał przystojnego chłopa, też miał dziesięć punktów. Trey, zmysłowy, seksowny, ze swoją stylizacją na niegrzecznego chłopca, miał przynajmniej jedenaście. No i Eric. Ich perkusista. Tak naprawdę nigdy nie zwracała na niego uwagi. Była zbyt zajęta ślinieniem się na widok Treya. Treya – mniam, mniam, mniam – Millsa. Nie mogła się doczekać jego przyjazdu. Jace odpiął gumę z tyłu motocykla i zwolnił elastyczną siatkę zabezpieczającą bagaż. Zdjął torbę z tylnej części siodła i rzucił ją Ericowi, który ją złapał. – Stary, jeśli próbujesz jej zaimponować swoim samochodem – zaczął Jace – to chyba powinieneś zmienić strategię. – Prychnął, z trudem powstrzymując się od śmiechu. – Ona jest zachwycona – odparł Eric. – Tylko tak mówi, żebyś się nie rozpłakał. Rebeka pokręciła głową. – Nie, Eric mówi prawdę. Rzeczywiście jestem zachwycona. I będę mu pomagać przy remoncie silnika. Nie mogę się już doczekać. Jace spojrzał na nią, unosząc jedną brew. – Ty mu pomożesz remontować silnik? Zanim Rebeka zdążyła zgasić Jace’a jakąś feministyczną uwagą, Eric powiedział: – Podobno Reb jest mechanikiem. Prawda?

– Hm, tak. Chyba tak. – Zaczerwieniła się. – To znaczy, znam się na tym, ale czasem nie jestem dość silna, żeby… Ale za to mam drobne dłonie i z łatwością sięgam w ciasne miejsca. – Uniosła ręce z rozcapierzonymi palcami i zetknęła ich koniuszki. – Wolę pracować z metalem… – Z metalem? To podłączyłaś się do odpowiedniego zespołu – stwierdził Eric. Jace parsknął i poklepał Erica po ramieniu. Rebeka przewróciła oczami, rozbawiona żartem Erica, ale spróbowała się nie roześmiać. – Chodziło mi o to, że nie jestem fanką elektronicznych części i dlatego tak uwielbiam starsze samochody. – Uśmiechnęła się do Erica, a on odpowiedział jej tym samym rozanielonym spojrzeniem, które widywała u Dave’a, kiedy patrzył z ckliwym uwielbieniem na swoją małą, uroczą siostrzyczkę. Uch! Nie cierpiała, kiedy faceci tak na nią patrzyli. Nie była uroczą siostrzyczką Erica. Była upartą, bystrą, twardą, niezależną, zmysłową istotą, i byłoby lepiej, żeby o tym pamiętał, do cholery. Rebeka chwyciła Erica za przód białej koszulki i ściągnęła go na wysokość swoich oczu, żeby go porządnie opieprzyć. – T-to, że jestem mała, nie znaczy, że nie p-potrafię się p-postawić czy że nie jestem s-sexy. – Nienawidziła swojego jąkania, które włączało się zawsze, kiedy była wzburzona. To poniekąd odbierało wszelkie znaczenie jej słowom. Eric tylko się wyszczerzył i zrobił się jeszcze bardziej rozanielony. – Jesteś pewna, cukiereczku? Może jej przekaz miałby większą moc, gdyby od słów przeszła do czynów. Nie była cukiereczkiem. Nie była. Była odważna. Buntownicza. Raczej impulsywna niż uparta, a do tego bystra, twarda, niezależna i zmysłowa. Wolną ręką odnalazła długie włosy na jego karku. Chwyciła je mocno i przyciągnęła usta Erica do swoich. Nie opierał się temu niespodziewanemu całusowi, ale też nie zareagował dokładnie tak, jak na to liczyła. Rebeka pocałowała go drapieżnie, z otwartymi ustami, z bezczelnym języczkiem, jakby byli parą kochanków, a nie dopiero co poznanych znajomych. Eric wydał z siebie dziwny odgłos, upuścił torbę Jace’a między nogi i obiema rękami przyciągnął Rebekę do siebie. Przycisnąwszy ją do swojego twardego ciała, wyprostował się, aż jej stopy oderwały się od ziemi. Jedna silna dłoń przycisnęła środek jej pleców, druga zsunęła się na tyłeczek. Krótko mówiąc, objął ją mocno i zaczął całować bez opamiętania. Zaraz! Nie o to jej chodziło. Ten przekaz miał brzmieć „uważaj, bo mnie nie doceniasz”, a nie „chcę, żebyś mnie doprowadził do palpitacji serca”. Dłonie Rebeki puściły koszulkę i włosy Erica i przesunęły się na jego solidne barki. O tak, solidne. Wszystko w tym facecie było solidne. Przynajmniej jeśli chodzi o ciało. – Ehm – zabrzmiał niski, cichy głos gdzieś w okolicach łydek Rebeki. – Pozwolicie, że… ja tylko… wezmę torbę. – Rozległo się głośne uff, kiedy Jace wyciągnął torbę spod jej stóp. – I już mnie nie ma. Przytomniejąc odrobinę, Rebeka oderwała usta od ust Erica i otworzyła oczy. – I niech to będzie dla ciebie nauczka – szepnęła zdyszana. Jego powieki zatrzepotały; otworzył oczy i spojrzał na nią. – Nauczka? – Że nie jestem uroczym, słodkim, małym cukiereczkiem. – Och, jesteś… jesteś – mruknął i zamknął niewielką lukę między ich ustami, by znów ją pocałować. Ehm… zaraz! Co jest, do cholery? Jej całe ciało buzowało niespodziewaną seksualną energią. Odsunęła się powoli, na przemian to całując Erica, to odrywając się od tych cudownych, delikatnych ust, które budziły tak rozkoszne odczucia. Położyła nawet dłoń na jego twarzy i

odepchnęła lekko, by uniemożliwić swoim ustom kontakt z jego wargami. Nie było to zbyt skuteczne. Nawet kiedy odepchnięty odchylił się do tyłu, ona pochyliła się do przodu, za nim. Do licha, ależ ten facet miał świetne usta. I dłonie. Dłonie, dłonie… Boże święty, ich dotyk na plecach i tyłku był niesamowicie przyjemny. Rebeka zmusiła się w końcu, by oderwać się od niego. Położyła mu dłoń na policzku i zapatrzyła się w jego hipnotyzujące, błękitne oczy. – Nie jestem urocza – zapewniła go; powieki znów jej opadły, kiedy pochyliła się do przodu, by ukraść jeszcze jednego całusa. Potrzebowała jeszcze tylko tego jednego, i starczy. Tego jednego. – Jestem… Jestem seksowna i… Mmm… – Albo dwa. Pocałowała go jeszcze raz. I jeszcze. Zadrżała, kiedy jego język musnął jej górną wargę; odsunęła się i przygryzła dolną, żeby przestała być taka niegrzeczna i tak strasznie pragnąć tego samego. Otworzyła oczy, natychmiast znów zatonęła w jego spojrzeniu i w ogóle zapomniała, o co jej chodziło. – Jestem seksowna i… zmysłowa, i… – I wciąż jestem kobietą, dodała w duchu. – Ja się z tym absolutnie zgadzam, mała. Tylko nie wiedziałem, czy jesteś tego całkiem pewna. Rozległ się głośny klakson i wielki, czarny mieszkalny autokar z wiśniowym logo Sinnersów na boku skręcił na parking i zatrzymał się obok chlewika. Eric postawił Rebekę na ziemi i puścił ją. Przytrzymał ją za ramię, dopóki nie odzyskała równowagi. Potem odwrócił się, zamknął maskę corvetty i obszedł auto, by otworzyć bagażnik. Rebeka była trochę zdezorientowana tą jego nagłą szorstkością. Pewnie stracił dla niej cały szacunek, kiedy tak się na niego rzuciła. Ale przecież nie atakowała przystojnych facetów na co dzień. Właściwie nigdy tego nie robiła. Po prostu nie spodziewała się, że pocałunek Erica aż tak jej się spodoba. Naprawdę chciała tylko coś udowodnić. A mianowicie to, że… hm… o co jej właściwie chodziło? Dotknęła rozgrzanych policzków chłodnymi koniuszkami palców. Eric wyjął z bagażnika dużą torbę podróżną i zatrzasnął klapę. Kiedy zauważył, że Rebeka stoi niepewnie koło samochodu, powiedział: – No chodź, nie chcesz zobaczyć nowego autokaru od środka? Uśmiechnęła się i z entuzjazmem pokiwała głową. Eric, dla odmiany, pokręcił swoją i przygryzł wargę. – Wciąż uważam, że jesteś najśliczniejszym, najbardziej uroczym maleństwem, jakie widziałem. Aż sapnęła z oburzenia. O właśnie. O to jej chodziło. – Ericu Sticks, chyba nie chcesz, żebym udzieliła ci jeszcze jednej lekcji, co? Wyszczerzył się w uśmiechu, a serce Rebeki zabiło jak szalone. – No, prawdę mówiąc, chcę – powiedział.

Rozdział 3 Ku zachwytowi Erica okazało się, że nowy autokar mieszkalny ma sześć koi z zasłonkami (poprzedni miał cztery), a materace są ze trzydzieści centymetrów szersze. Wspaniała wiadomość dla kogoś nieprzyzwoicie wysokiego, kto musiał sypiać w schowku obliczonym na niezbyt wyrośnięte dziecko. Jako dżentelmeni – tia, jasne! – chłopcy pozwolili, by Rebeka pierwsza wybrała sobie koję. Wybrała dolną najbliżej łazienki, czyli miejsce, gdzie w starym autokarze sypiał Sed. Trey natychmiast zaklepał sobie łóżko nad nią, wcześniej należące do Erica. – Dzięki temu każdej nocy będę na Rebece – powiedział. Przygryzł wargę i pochylił się w stronę dziewczyny, ale jej nie dotknął. Jej powieki zatrzepotały, usta rozchyliły się, przechyliła się w jego stronę. Natychmiast dała mu się oczarować. Sukinsyn. Ten facet miał wyjątkowe zdolności, potrafił uwieść każdego. Z wyjątkiem Briana. Trey od lat próbował się dobrać do solowego gitarzysty, ale, o ile Eric był dobrze poinformowany, nigdy mu się nie udało. Rebeka zaczerwieniła się i zachichotała, jak większość kobiet, kiedy tylko Trey zwrócił na nie uwagę. Gdyby to Eric powiedział jej coś takiego, pewnie dostałby w zęby za świńskie żarty. Eric wybrał sobie koję naprzeciw Rebeki, po drugiej stronie przejścia. I tylko dlatego, że od spania na górze dostawał mdłości, a nie dlatego, że ciągle na nowo przeżywał w myślach tę jej małą „nauczkę”. I nie dlatego, że od tych myśli robił się twardy i podniecony. A już na pewno nie dlatego, że może udałoby mu się zerknąć na nią, kiedy będzie spała. O, tak. Jace rzucił swoją torbę na koję nad Erikiem. – Nareszcie będę miał własne wyrko – powiedział. W przeszłości musiał się zadowalać koją, która akurat była wolna, zależnie od tego, który z członków zespołu zaklepał sobie na noc duże łóżko w jedynej osobnej sypialni autokaru. Sed zajął dolną koję naprzeciwko łazienki i zostawił miejsce nad sobą Brianowi, kiedy ten wreszcie raczy się zjawić. – Czy w tym autokarze jest sypialnia? – spytał Trey. Jednym palcem zsunął Rebece ramiączko koszulki z barku. A ona znów zaczęła się czerwienić i chichotać. Ale jej sutki nie były twarde. Nie tak, jak wtedy, kiedy Eric masował jej plecy. I Treyowi nie dawała żadnych nauczek. Przynajmniej jeszcze nie. – Oczywiście że jest sypialnia – odparł Sed. Otworzył drzwi na końcu korytarza. – Ale teraz, kiedy każdy ma własne łóżko, nie będziemy musieli się o nią bić. Eric dostrzegł nagle minę Jace’a; na jego zarośniętej twarzy malował się wyraz totalnie wkurzającego współczucia. Jace zerknął na Treya i Rebekę, po czym porozumiewawczo przewrócił oczami. A więc domyślił się, że Eric wzdycha do Rebeki. Palant. Cóż, pewnie nietrudno było się tego domyślić, ale był na to bardzo prosty sposób. Skoro ona chciała Treya, to co to obchodziło Erica? Trey mógł ją sobie wziąć. Ta, jasne. Wszyscy obejrzeli sypialnię, która była odrobinę mniejsza niż ta w poprzednim autokarze. Owszem, łóżko było równie duże, ale komoda już się nie zmieściła. Eric pchnął Jace’a w ramię i uśmiechnął się szeroko. Wskazał sufit. – Nie ma haka do twoich zabaw w wiązanie, Trójnóg. Co ty biedaku będziesz robił? – Będę się oszczędzał, póki nie wrócę do domu. Loszek Aggie powinien być już gotowy, kiedy skończymy pierwszy etap trasy. – Jace zaczerwienił się, jak za każdym razem, kiedy rozmowa schodziła na seksulne czy romantyczne tematy. To jego zażenowanie było trochę

dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, jak ostre perwersje go kręciły. Eric z przyjemnością stwierdził, że owszem, sypialnia jest mniejsza, ale za to łazienka większa. W tej można się było obrócić bez wybijania sobie o ścianę łokcia ze stawu. Reszta autokaru była podobna do starego, jeśli nie liczyć kolorystyki. Ławy w jadalni, kanapa i kapitańskie fotele były obite czarną skórą, nie kremową, a wykładzina zamiast beżowej była czerwona. Czarne, granitowe blaty w kuchni. Lśniące, czarne panele na ścianach. Czarne sprzęty kuchenne. Zasłonki we wnękach sypialnych były czerwone. Pościel? Czerwona. Obudowa łóżek? Czarna. Gdzie Eric nie spojrzał, wszędzie czerwień i czerń. – Ehm, Sed? – Podrapał się za uchem. – Czy ty kazałeś wykończyć tę brykę w kolorach Sinnersów? – Tak. To był pomysł Jerry’ego. Fajnie, co? Ta budząca koszmary kolorystyka była pomysłem ich menedżera? Znając Jerry’ego, pewnie wykorzystał to w jakiejś kampanii reklamowej. – Bo ja wiem… – Eric pokręcił głową. – Mnie się podoba – powiedziała Rebeka. – Jest elegancko, ale metalowo. – No właśnie! – Sed uśmiechnął się tak szeroko, że pokazały się oba dołeczki w policzkach. Jego głupkowaty wyszczerz zmienił się w groźny grymas na widok miny Erica. – Metalowo – zawarczał basem. Rozbawienie Erica zniknęło, kiedy Trey znów wpakował się w osobistą przestrzeń Rebeki. Jej policzki poróżowiały, zaczęła się bawić metalowymi bransoletkami na nadgarstku. Może gdyby Eric powiedział jej, że to jej zażenowanie jest absolutnie urocze, dałaby mu kolejną nauczkę. Przydałaby mu się jeszcze jedna. Albo milion. Albo dwa. – Co to jest, do cholery? – odezwał się Brian od drzwi autokaru. Przetarł twarz dłonią, oglądając nowy wystrój. – Brian! – Trey przemknął korytarzem i zanim Eric się obejrzał, ściskał już Briana i klepał go po plecach. Eric dostrzegł dezorientację Rebeki, zanim zdążyła ją zamaskować przyjaznym uśmiechem. Poszła za Treyem, by mógł ją przedstawić Brianowi, ale Trey zadawał przyjacielowi tysiąc pytań na minutę, więc stała tylko niezręcznie, czekając na okazję. Skoro Brian już się zjawił, może Eric miał szansę znów zwrócić na siebie jej uwagę. Trey nie miał czasu dla jakiejś laski, kiedy w zasięgu miał swojego najlepszego kumpla. – Dobrze się bawiłeś na Arubie? – spytał Trey. Brian nareszcie miał czas wyjechać na prawdziwy miesiąc miodowy ze swoją żoną, poślubioną pięć miesięcy wcześniej. – Oczywiście. Byłem z Myrną – odparł, jakby to wszystko wyjaśniało. – Dlaczego mamy takie wielkie logo na boku tego pieprzonego autokaru? – Bo nasze logo jest super – stwierdził Trey, wystawiając dłoń do żółwika. Brian stuknął pięścią w jego pięść, ale wciąż nie wyglądał na zachwyconego nową kolorystyką autokaru. – Wszędzie będzie nas śledził konwój fanów. – Więc chłopcy z ekipy będą im mogli sprzedawać koszulki na MOP-ach. – Sed wzruszył ramionami. – A Trey będzie sprzedawał buziaki za kasę na piwo – dodał Eric. Trey szeroko otworzył oczy. – O nie, dziękuję. A jeśli wygra jakaś wariatka? – To sam cię przytrzymam, aż dostanie równowartość swoich pieniędzy – odparł Eric. – Na MOP-ie bardziej bym się martwiła, że wygra jakiś samotny tirowiec – wtrąciła

Rebeka. Eric się roześmiał. – Albo seksualnie sfrustrowany polityk. Rebeka wybuchnęła śmiechem. – Albo oszalały klaun cyrkowy. – Albo zbiegły przestępca. – Skończyliście już? – spytał Trey, zakładając ręce na piersi. – Kto to jest? – spytał Brian, wskazując Rebekę ruchem głowy. – Nasz tymczasowy główny inżynier dźwięku – wyjaśnił Sed. Brianowi opadła szczęka. – Nasz nowy główny inżynier jest laską? – Dzięki, że zauważyłeś. – Rebeka uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę. Brian uścisnął ją, wbijając w Rebekę te swoje przenikliwe, brązowe oczy. Kiedy się zaczerwieniła i spuściła wzrok, pokręcił głową, jakby chciał z niej wymieść pajęczyny. Puścił dłoń Rebeki i zwrócił się do Seda. – Jakim cudem ona została naszym głównym dźwiękowcem? Myślałem, że Dave’a zastąpi Marcus. – Zdezorientowany patrzył kolejno na członków zespołu. – Mam dyplom z inżynierii dźwięku – zapewniła go Rebeka. – W czerwcu skończyłam studia. – W czerwcu tego roku? – Głos Briana załamał się na końcu zdania. Trey chwycił Briana za ramię, żeby ściągnąć jego uwagę. – To młodsza siostra Dave’a – szepnął półgębkiem. – Powierzył jej swoje tajemnice zawodowe. Nikomu innemu. Tylko jej. Rebeka spuściła oczy. – Tak, udzielił mi dokładnych wskazówek, jak ustawiać sprzęt i obsługiwać cały występ. – Eric nie bardzo wiedział, dlaczego ją to tak smuciło. Dave był czarodziejem, jeśli chodziło o miksowanie koncertów na żywo. Dźwiękowcy innych zespołów zapłaciliby duże pieniądze, żeby nauczyć się choć części jego sztuczek, przede wszystkim bezbłędnego miksowania gitary rytmicznej i solowej w przeplatającej się, podwójnej solówce. – Ale nasza lista utworów się zmieniła, dodajemy nowy singiel – przypomniał im wszystkim Brian. – To dla nas zupełnie obce terytorium. Intro fortepianu. Solówka basu. Wokalny duet. – Który, szczerze mówiąc, lekko niepokoił Erica. Miał śpiewać na żywo, a jednocześnie utrzymać obłędnie szybki rytm perkusji ich najnowszej piosenki, Sever. Rebeka poweselała na wzmiankę o nowym kawałku, w jej niebieskich oczach błysnęła ekscytacja. – Będzie brzmiał niesamowicie! – Machnęła pięścią w powietrzu. – Już ja się o to postaram. Eric wyszczerzył się radośnie, widząc jej entuzjazm. Absolutnie urocza. Ale metalówa z niej żadna. Ani odrobinę. – Nowe ustawienia musi zrobić Dave, a nie jakaś panienka świeżo po szkole – odparł Brian. – Ehm… jak panience na imię? – Reb – podsunęła. – Reb, muszę odbyć małą naradę z moim zespołem. – Machnął na nich ręką. – Możemy cię na chwilę przeprosić? – Rzucił znaczące spojrzenie przez ramię, w stronę wyjścia. Rebece zadrżała dolna warga. Eric myślał przez sekundę, że dziewczyna wybuchnie płaczem, ale w końcu wyprostowała plecy i skinęła głową. – Jasne.

Ruszyła do drzwi. Eric w pierwszym odruchu chciał iść za nią i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Brian był dla niej za ostry. Pewnie był w szoku, kiedy dowiedział się, że jego skomplikowany aranż będzie na łasce jakiejś amatorki. Mistrz Sinclair oczekiwał, że jego gitara będzie na żywo brzmieć idealnie, i tego samego oczekiwali fani Sinnersów, ale nie powinien był mówić Rebece takich rzeczy. Dziewczyna smętnie obejrzała się przez ramię, złapała poręcz i ruszyła w dół po schodkach. Jak osoba tak pełna życia mogła być taka przygnębiona? Eric nie mógł tego znieść. – Hej, Reb! – zawołał. Spojrzała przez ramię, pytająco unosząc jasne brwi. – Mogę cię prosić o wielką przysługę? Uśmiechnęła się do niego szelmowsko i jego serce na moment przestało bić. – To zależy. – Mogłabyś przestawić mój wózek do garażu? Travis ci pokaże, gdzie go zaparkować. Uśmiechnęła się i gorliwie pokiwała głową. Złapała kluczyki rzucone przez Erica. Przycisnęła je do piersi i w podskokach zbiegła ze schodków. Eric uśmiechnął się szeroko. Miał tylko nadzieję, że jego uparty samochód zapali dla niej. – O-o – powiedział Sed swoim charakterystycznym, ochrypłym barytonem. – Houston, ktoś nam tu odleciał – zawtórował mu Trey. – Przysłonił usta złożonymi dłońmi i zaczął imitować trzaski krótkofalówki. – Potwierdzam głowę w chmurach. Odbiór. Eric odwrócił się do kumpli z zespołu, którzy gapili się na niego z przeróżnego rodzaju wyszczerzami na twarzach. – Co? – spytał. – Ktoś się troszkę zakochał – powiedział Sed. – Nie. – Stary, pozwoliłeś jej prowadzić swój samochód – stwierdził Trey. – Nikomu nie pozwalasz jeździć swoim samochodem. – Jazda to dość umowny termin w przypadku tego grata. – Sed się roześmiał. – Pieprz się, Sed – burknął Eric. Sed tylko roześmiał się głośniej. Eric pokręcił głową. – Nie dlatego pozwoliłem jej się przejechać. To nie tak, że ona mi się podoba. Po prostu ją lubię. Jace zakrztusił się ze śmiechu. Eric posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Nikt nie musiał wiedzieć, że zdążył się już całować z Rebeką. I owszem, to mu się podobało. – Po prostu wyglądała tak… – przez moment szukał właściwego słowa, które wyjaśniłoby, dlaczego złamał swoją samochodową zasadę – …smutno. – Jeśli ona ci się podoba, i nie twierdzę, że tak jest, ale gdybyś przypadkiem uznał, że może jednak, to nie pozwól, żeby ci weszła na głowę, jak te poprzednie – poradził Trey. – Ona mi się nie podoba – powtórzył z uporem Eric. – A poza tym ona się buja w tobie, Trey. – Naprawdę? – Trey uśmiechnął się szeroko. – No cóż, chyba będę to musiał maksymalnie wykorzystać. – Co masz na myśli? Uśmiech Treya się poszerzył. – Zobaczysz. – Nie zwołałem narady zespołu, żeby omawiać nieistniejące życie miłosne Erica – przerwał im Brian. – Jak mogliście ją zatrudnić bez konsultacji ze mną?

– Byłeś nieosiągalny – odparł Sed. – Bzdura, Sed. Mogłeś do mnie zadzwonić. To nie jest jakaś drobna decyzja, którą podejmuje się z marszu. Widziałeś ją chociaż przy pracy? Sed założył ręce na szerokiej piersi. – No, niezupełnie, ale Dave za nią zaręczył. Mnie to wystarczy. – Oczywiście że Dave za nią zaręczył. To jego siostra. – Więc co twoim zdaniem mamy zrobić? – spytał Sed. – Może znajdźmy kogoś, kto wie, co robi, do cholery. Co ty na to? – Myślę, że powinniśmy jej dać szansę, zanim ją wylejemy – wtrącił Jace. Wszyscy się zawahali; nie przywykli, by Jace wyrażał swoje zdanie. Nie chodzi o to, że go nie szanowali. Po prostu nie spodziewali się, że będzie je wyrażał z taką łatwością. Jego kobieta jakimś cudem zdołała się przebić przez pancerny mur, za którym się chował, od kiedy został członkiem zespołu. Aggie powinna rozważyć zatrudnienie w jakimś wojskowym wydziale ściśle tajnych broni. Jeśli zdołała złamać system obronny Jace’a, to złamałaby każdy inny. – Zgadzam się – powiedział Eric. – Myślę, że Reb świetnie sobie poradzi. Dave nie rzuciłby jej na głęboką wodę bez jakiegoś koła ratunkowego. – Marcus o tym wie? – spytał Brian. Cholera. O rany, jaka ładna ta nowa wykładzina. Bardzo ładna. Eric po raz pierwszy zauważył czarne ciapki na czerwonym, kiedy wbił wzrok w podłogę, żeby uniknąć oskarżycielskiego spojrzenia Briana. – Domyślam się, że nie. – Brian westchnął. – Wiecie, że Marcus chciał tego stanowiska. Jako realizator odsłuchu ma pierwszeństwo. – Zgodziłbym się, gdyby nie to, że Dave wróci – odparł Sed. – Nie oddamy jego posady Marcusowi. Jesteśmy mu to winni. To tylko czasowe rozwiązanie, dopóki nie wyzdrowieje. Brian potarł twarz dłonią. – Wiesz, że mam nadzieję, że się nie mylisz, ale spójrzmy na fakty. Na ile jest prawdopodobne, że w ogóle wróci? – Może się już ruszać – powiedział Jace. – Widzieliśmy się z nim parę dni temu. Ruszał się. Co nie, chłopaki? Trey skinął głową. – Tak. Odrobinę. – Trey spojrzał na swoje dłonie i mocno zacisnął je w pięści. W końcu uniósł głowę i spojrzał na Briana. – Musimy mu dać więcej czasu na rekonwalescencję, zanim zrobimy cokolwiek definitywnego. – Czyli co, damy szansę Rebece? – spytał Eric. – Mnie się to nie podoba – przyznał Brian. – Mnie się nie podoba twoja gęba, ale jakoś ciągamy cię ze sobą – odgryzł się Eric. Brian założył ręce i po długiej, pełnej napięcia chwili skinął głową. – Dobra. Damy jej szansę. Mam tylko nadzieję, że za trzy dni nie usłyszycie mojego „a nie mówiłem”. Eric uśmiechnął się szeroko. – Super. Pójdę jej powiedzieć. – Nie, ja jej pójdę powiedzieć – rzucił Trey i zbiegł po stopniach. Eric popędził za nim.

Rozdział 4 Rebeka zgasiła silnik corvetty Erica. Gdy uniosła głowę, zobaczyła, że uśmiecha się do niej Trey Mills, stojący koło samochodu. W jego zmysłowych, zielonych oczach błyszczała iskra przekory. Jej serce zająknęło się na chwilę. Ten facet zawsze wyglądał, jakby właśnie wypełzł z łóżka po całej nocy fantastycznego seksu. Rebeka chętnie zgłosiłaby się jako ochotniczka do podtrzymywania tego wyglądu. Gość był tak smakowity, że zagrażał sam sobie. Czy raczej jej. – Hej. – Jego niski, zaczepny głos sprawił, że po jej plecach przebiegł cudowny dreszczyk. Zaczerwieniła się. Jak to się działo, że wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby ją rozpalić i speszyć? Z niejakim opóźnieniem zauważyła, że Trey trzyma pod pachą głowę unieruchomionego Erica i zatyka mu dłonią usta. Eric dźgał go palcami w żebra, przez co Trey trochę się wił, ale nie puszczał. – Co ty robisz Ericowi? – spytała. – Przykro mi, nie urwiesz się nigdzie z tym obleśnym typkiem – odparł Trey. – Brian uznał, że dobrze się spiszesz jako nasz inżynier dźwięku. Wyszczerzyła się radośnie i pokręciła głową. – Kłamczuch. Kiedy otworzyła drzwiczki, Trey cofnął się, ciągnąc Erica ze sobą. Eric wydał odgłos sprzeciwu, stłumiony dłonią Treya. Trey zrobił dziwną minę i nagle się roześmiał. – Sticks, myślisz, że jak będziesz lizał moją dłoń, to cię puszczę? – No więc, co tak naprawdę powiedział Brian? – spytała Rebeka. Chwyciła dłoń Erica w obie swoje ręce. Patrząc Treyowi w oczy, przeciągnęła językiem po jej wnętrzu. Eric zadrżał. – Powiedział, że zasługujesz na szansę – odparł Trey. – Brian to świetny facet. Sprawiedliwy. I troskliwy. Eric powiedział pod dłonią Treya coś, czym zasłużył sobie na cios łokciem w żebra. Rebeka wciąż nie wierzyła Treyowi. Brian nie chciał jej w trasie i wiedziała o tym. Cóż, po prostu będzie musiała mu udowodnić, że jest doskonałym fachowcem. Wiedziała, że kiedy Brian zobaczy ją przy pracy, zmieni zdanie co do jej umiejętności. Przekona się, że małe opakowanie może pomieścić bardzo wiele. Że nie powinno się sądzić książki i inżyniera dźwięku po okładce. I tak dalej. Kiedy przeciągnęła językiem wzdłuż linii życia Erica, aż zwinął palce. Dłoń Treya stłumiła cichy jęk, który wyrwał się z jego gardła. – Co ty robisz? – spytał Trey, śledząc tymi swoimi zmysłowymi, zielonymi oczami ruchy jej języka, kiedy powoli, jeden za drugim, zaczęła lizać palce Erica. Te silne palce, które robiły taki świetny masaż. Kiedy dotarła do małego palca, Eric drżał już cały. – Pomyślałam, że może go puścisz, jeśli ja poliżę jego dłoń. – Wessała środkowy palec Erica do ust. Trey patrzył, jak wsysa go głębiej. Przygryzł wargę i wyciągnął rękę do Rebeki. – Moja kolej. Eric, którego usta nareszcie zostały uwolnione, wywinął się z zapaśniczego chwytu Treya i wyprostował plecy. Plan Rebeki zadziałał, a jako bonus zdobyła uwagę Treya. – Mała, jeśli chodziło ci o to, żeby moje spodnie zrobiły się za ciasne – powiedział Eric –

to ci się udało. – Poprawił dżinsy z bolesnym grymasem. Uśmiechnęła się, wciąż z jego palcem w ustach. Ta ciasnota w jego rozporku nie była jej pierwotnym zamiarem, ale podobało jej się, że Eric z taką łatwością przyznawał się, jak na niego działa. Potrzebowała czuć się godna pożądania. Nie czuła się taka od dość dawna. Zbyt dawna. Jej ciało zagoiło się już po operacji, ale miała świadomość, że czegoś jej brakuje. Czuła się inna. Pusta. A kiedy jej długoletni chłopak, Isaac, próbował się z nią kochać, poczuła utratę macicy aż do bólu. Nie był celowo okrutny, ale to, co powiedział, zraniło ją do głębi. Nieważne, jak bardzo go kiedyś kochała; po tamtym incydencie nie miała innego wyjścia. Musiała go zostawić. Sięgnęła po rękę Treya i przyciągnęła go bliżej. Wypuściła z ust palec Erica i wessała palec Treya. Kiedy Eric chciał się odsunąć, przytrzymała go mocno za rękę. Nie chciała, żeby odchodził. Chciała, żeby jej pragnął. I chciała, żeby pragnął jej Trey. Nie była pewna, czy chce, by którykolwiek z nich wprowadził w czyn swoje pożądanie. Potrzebowała tylko wiedzieć, że ono jest. Choć Eric wydawał się zadowalać tym, że ssała jego palec na przemian z palcem Treya, Trey nie był tak cierpliwy. Kiedy po raz drugi zajęła się Erikiem, Trey przesunął się i stanął za nią. Przeciągnął dłońmi po jej żebrach i biodrach, zachęcając ją, by oparła się o niego. Poczuła go na dolnej części pleców – twardą wypukłość kutasa w dżinsach – i zadrżała. Chciała, żeby Eric też jej pragnął. Zachęciła go, by podszedł bliżej, aż ich ciała dzieliły zaledwie centymetry. Oplotła go rękami i przyciągnęła jego długie, żylaste ciało do siebie. Nie kłamał; stwardniał dla niej. Dla niej. Czuła jego twardego ptaka na rozgrzanym brzuchu. Dwóch przystojnych, seksownych mężczyzn, którzy mogli mieć właściwie każdą kobietę, pragnęło… jej. Tak, ale jak długo? Gdyby się dowiedzieli, jak bezużyteczne jest jej ciało, zwialiby gdzie pieprz rośnie. Łzy napłynęły jej do oczu. Przechyliła głowę w dół i przycisnęła czoło do twardej piersi Erica. Nie mogła pozwolić, by zobaczył, że płacze, kiedy powinna być podniecona. Dłonie Treya wsunęły się między ciało jej i Erica, by popieścić jej piersi. Podbródkiem odsunął na bok jej włosy, by pocałować szyję tuż pod uchem. Jej myśli rozpierzchły się, dała się ponieść chwili. – Och – westchnęła. Nie spodziewała się, że Trey będzie działał tak szybko, ale jego usta, jego dłonie, jego solidne ciało za plecami były tak przyjemne, że ledwie przez milisekundę pomyślała, by go powstrzymać. Trey ugiął kolana i jego erekcja zsunęła się wzdłuż rowka między jej pośladkami. – Och! – Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na Erica. Jego niebieskie oczy były częściowo zasłonięte ciężkimi powiekami, kiedy patrzył na nią z góry. To łóżkowe spojrzenie, które wydawało się tak naturalne u Treya, u Erica wyglądało jeszcze lepiej. Wsunął dłonie między biodra Treya a jej tyłeczek, by przyciągnąć ją bliżej. Uniósł ją z ziemi, aż jego kutas przylgnął do jej wzgórka łonowego. Trey podążył za nią, unosząc się; jego sprzęt cały czas był przyciśnięty do jej tyłeczka. Rebeka nie wyobrażała sobie niczego bardziej podniecającego niż ta kanapka z dwóch silnych, seksownych facetów, w której służyła za nadzienie. Nie wyobrażała sobie nic bardziej podniecającego, dopóki Eric nie pochylił głowy i nie pocałował jej. Przylgnęła do niego i otworzyła usta przed jego badawczym językiem. Kiedy Eric odwracał jej uwagę, dłonie Treya zsunęły się z jej piersi do gumki legginsów. Zaczął powolutku ściągać je w dół. Dotyk jego palców na nagiej skórze bioder otrzeźwił ją. Oderwała usta od ust Erica i jęknęła: – Nie. – Tak – szepnął jej Trey do ucha. – Masz na myśli tak. Powiedz tak, Rebeka. – Tak – sapnęła. – Grzeczna dziewczynka. – Trey spojrzał nad jej ramieniem na Erica. – Błagam, powiedz,

że masz przy sobie dwa kondomy. Ja nic nie wziąłem. Kondomy? Po co mu dwa kondomy? Szczególnie zdezorientowała ją ta liczba mnoga. Kiedy do niej dotarło, zesztywniała. Trey myślał, że ona to zrobi? Tutaj? Z nim i z Erikiem? Jednocześnie? Czy to w ogóle było wykonalne? Jak mieli zamiar… Na zmianę? Czy może razem… Jej serce łomotało tak mocno, że o mało nie rozsadziło mostka. – Puśćcie mnie – szepnęła. – Ćśś, ćśś, skarbie, ani nam się śni – mruknął Trey. Jego ciepły oddech na uchu wywoływał rozkoszne dreszcze. – Wyluzuj się. To będzie baaardzo przyjemne. Rebeka, ogarnięta nagłą paniką, zaczęła się szamotać. Eric postawił ją na ziemi i odsunął się o krok. – Nie musisz, jeśli nie chcesz – mruknął. Zabrał ręce z jej pośladków i pogłaskał ją po twarzy. Najdziwniejsze było to, że coś w niej naprawdę tego chciało. Chciało, żeby Trey wsunął kutasa w jej tyłeczek i żeby Eric zanurkował w jej rozgrzanej, spragnionej cipce. Żeby wbili się w nią. Razem. Ten obrazek jej nie przerażał i nie on kazał jej ich powstrzymać. Bała się, że się dowiedzą. Dowiedzą się, że czegoś jej brakuje. Isaac trwał przy niej przez cały okres leczenia i kiedy miała operację. Był nieskończenie cierpliwy i wyrozumiały, kiedy dochodziła do siebie. Gdy wreszcie znów zbliżyli się intymnie, stracił erekcję i powiedział, że w jej wnętrzu jest dziwnie. Tak dziwnie, że nie potrafi jej już pożądać. Cóż, chyba nie mogła mieć mu tego za złe. Isaac chciał dzieci. Nie mogła mu ich dać, choćby nie wiadomo jak tego pragnęła. A teraz na dodatek nie potrafiła się pozbyć myśli, że nie będzie już podniecać żadnego mężczyzny. Owszem, szło nieźle, kiedy nie znali prawdy, ale kiedy tylko się dowiedzą, że wycięto jej macicę… Rebeka nie mogła przestać się trząść. Czuła się, jakby miała zemdleć. – N-nie chcę – szepnęła. Kłamstwo. Ale było lepsze niż pozwolić, by się dowiedzieli. Nie chciała się poczuć tak jak wtedy z Isaakiem. Pusta. Bezużyteczna. – Podpuszczalska – mruknął Trey pod nosem. Odsunął się od niej i wściekły wyszedł z garażu. Rebeka patrzyła, jak odchodzi, i sama nie wiedziała, dlaczego to ją tak zdenerwowało. – Teraz mnie znienawidzi – szepnęła. – Przejdzie mu. – Eric otoczył ramieniem jej plecy i pogłaskał bark, dodając otuchy. – Wszystko dobrze? Cała się trzęsiesz. Przełknęła łzy, które pchały jej się do oczu, i skinęła głową. Przymknęła powieki i wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Nie spodziewała się, że solidna, spokojna obecność Erica u boku będzie dla niej taką pociechą. Już przez samo to, że nie domagał się wyjaśnień, dlaczego była tak zdenerwowana i zachowała się tak głupio, zdobył tyle punktów, że powinien chodzić obwieszony odznakami jak mała skautka. Choć oczywiście nigdy w życiu nie pomyliłaby go z dziewczynką. Na pewno nie po tym, jak poczuła jego twardego jak skała kutasa na wzgórku łonowym. Jego rozporek wciąż pękał w szwach. Nie żeby się gapiła, czy coś… – To jak, zapalił ci? – spytał. Rebeka drgnęła i oderwała oczy od bulwy w spodniach Erica… ehm, poprawka, od swoich butów, by spojrzeć na niego pytająco. – Hę? – Mój samochód. Uśmiechnęła się, wdzięczna za zmianę tematu. Pomogło jej to ukryć ból i nie myśleć o bulwie w jego spodniach… – Tak, zapalił od razu.

– Musi cię bardzo lubić. Uśmiech Rebeki się poszerzył. – Tak myślisz? – O tak. Jeśli chodzi o kobiety, ma doskonały gust. Rebeka poczuła, że jej policzki różowieją. – Czyli zapalała dla wielu dziewczyn, co? – Taki przystojny, odnoszący sukcesy muzyk jak Eric Sticks z pewnością miał do dyspozycji cały harem. Zerknęła na niego; wpatrywał się w nią spod półprzymkniętych powiek. Pod jego spojrzeniem stwardniały jej sutki. Przełknęła ślinę i odwróciła oczy. Nawet kiedy Trey głaskał jej piersi, sutki nie zrobiły się tak twarde. Dlaczego Eric? Nie dało się zaprzeczyć, że jest przystojny, ale Trey… Rany. Przecież zawsze uważała, że Trey Mills jest wyrafinowany jak królewska kopenhaska porcelana. Może właśnie w tym tkwił problem. Może zwykła fajansowa zastawa była bardziej praktyczna. Może Eric mógłby gościć na jej stole na co dzień, a Treya wyciągałaby na specjalne okazje. Albo wcale. Z pewnością wyglądałby bardzo ładnie w witrynce na zastawę, bezpiecznie schowany za szkłem. Eric uśmiechnął się szeroko, zupełnie nieświadom, że porównywała go w myślach do zastawy. – Moje kochanie nie plotkuje. Roześmiała się. – I słusznie. – Jesteś gotowa ruszać w trasę? – Jasne, że jestem – odparła. – Zakładam, że masz przy sobie prawko. – Prawko? – Zawodowe prawo jazdy. Potrzebujesz go, żeby prowadzić autokar. Serce Rebeki załomotało o żebra. – Ja nie potrafię prowadzić autokaru! – To kto będzie prowadził? Dave był naszym etatowym kierowcą. – Ja nie. – Dave rozbił autokar i o mało nie zginął. Już by nie żył, gdyby Jace nie wyciągnął go z płonącego wraku i gdyby Eric nie przeprowadził reanimacji. Wychodząc z Erikiem z garażu, zatrzymała się i chwyciła go za ramię, by i on się zatrzymał. – Eric? Popatrzył na nią z góry i jej serce znów zaczęło bić jak głupie. Dlaczego ciągle to robiło? Przecież on tylko stał. Owszem, patrzył na nią jak umierający z głodu na swoje ulubione danie, ale to nie tłumaczyło jej reakcji na jego bliskość. – Tak? – spytał. Ścisnęła mocniej jego ramię. Chciała, żeby poczuł jej wdzięczność. Zobaczył ją w jej oczach. – Dziękuję, że uratowałeś życie mojemu bratu. Dziękuję z całego serca. Jeśli jest cokolwiek, co mogłabym zrobić, żeby ci się odwdzięczyć… – I naprawdę zrobiłaby wszystko. No, może z wyjątkiem szybkiego trójkącika w garażu. Eric wzruszył ramionami, ale nie potrafił ukryć uśmiechu zadowolenia. – To nic wielkiego. Umiejętność reanimacji czasem bardzo się przydaje w tym zespole. Masz może certyfikat? Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie dostanie ataku padaczki, nie rozbije autokaru albo nie zemdleje we własnych wymiotach. Fuj. Żołądek Rebeki wywinął kozła. – Hm. Wymiotach? – Spokojnie. Ja biorę na siebie tych zarzyganych. Zaśmiała się, a w końcu wybuchnęła głośnym śmiechem.

Eric wyszczerzył się radośnie. – Rozumiesz, że żartuję? – Ależ oczywiście, że żartujesz. Tych zarzyganych. – Znów się roześmiała. – Boki zrywać. – Większość ludzi nie łapie moich żartów. Mówią, że są nie na miejscu. – Mówiąc „nie na miejscu” narysował w powietrzu cudzysłów. – A ci ludzie to jacyś idioci? – Prawdopodobnie. Znów się roześmiała. – Kobieta, która łapie moje żarty… – Jego zadowolony uśmieszek zmienił się w szeroki uśmiech. – Mogę ci kiedyś kupić kawę? Albo samolot? – Samolot? – Tak się śmiała, że rozbolał ją brzuch i musiała zgiąć się wpół i oprzeć dłonie na kolanach, by złapać oddech. – Wykończysz mnie. – Mam pretekst, żeby poćwiczyć reanimację. Bardzo miło, że zgłosiłaś się na ochotnika z tymi swoimi miękkimi, pysznymi ustami. Kiedy pochylił się bliżej, powstrzymała go, kładąc mu dłoń na twarzy. – Pomału. Czy ja wyglądam na manekina treningowego? – Ani trochę. Ale jeśli to ci poprawi samopoczucie, mogę zamknąć oczy i udawać. Prawdę mówiąc, jej samopoczucie już było o wiele lepsze. Nie musiała niczego udawać. Eric Sticks był jak świeży powiew; rozganiał wszystkie chmury, które uparły się przesłonić jej słońce. Szkoda, że jej serce ciągle pikało dla Treya.

Rozdział 5 Z głośno burczącym, pustym żołądkiem Eric otworzył małą lodówkę i zaczął szukać czegoś jadalnego. Utrata starego autokaru miała jeden plus. Wszystkie podejrzane, dawno przeterminowane sosy zastąpiły nowe buteleczki. Niestety, jego sekretny zapasik hot dogów zniknął razem z nimi. Podobnie jak większość piwa. Rzeczy, którymi teraz zapchana była lodówka, podejrzanie przypominały warzywa i surowe mięso. Eric odchylił się do tyłu i wskazał wnętrze lodówki. – Co się stało z jedzeniem? Gdzie są moje hot dogi? Jace wstał z kanapy otaczającej stół i stanął obok Erica. Zdezorientowany zmarszczył brwi. – To są warzywa? – Na to wygląda. Trey i Brian przyłączyli się do zebrania przed otwartymi drzwiami lodówki. I stali tak we czwórkę, gapiąc się do wnętrza, jakby szukali głębszego sensu w jakimś nowoczesnym dziele sztuki. – Zaraz. Zaraz. To jest… kalafior? – spytał Brian. Wyciągnął rękę i dźgnął palcem foliową torebkę, jakby się bał, że go ugryzie. – Sed! – zawołał Trey do Seda, który w zastępstwie za Dave’a prowadził autokar. Uzgodnili już, że muszą jak najszybciej zatrudnić nowego kierowcę, ale na razie ten układ się sprawdzał. – Co?! – odkrzyknął Sed zza kierownicy. – Wiesz coś na temat warzyw w lodówce? – Jessica mówi, że muszę się lepiej odżywiać. – I myśli, że skoro wpakowała ci to do lodówki, ty to naprawdę zjesz? – spytał Trey. – Zdaje się. – Zapomniała, że żaden z nas nie umie gotować? – Ja umiem usmażyć jajecznicę – pochwalił się Eric. Była to jedyna potrawa, jaką potrafił przygotować. I można ją było przyprawić w zasadzie dowolnie. Lubił wypróbowywać nowe przyprawy. Może tym razem dodałby gałki muszkatołowej i szałwii. Sięgnął po wytłoczkę z jajkami. Jace uderzył go w nadgarstek ciosem karate i palce Erica zdrętwiały. – Łapy precz od jajek, Sticks. Eric może by się zdenerwował, ale Rebeka zachichotała i kompletnie go zdekoncentrowała. Spojrzał na nią, siedzącą na jednym z kapitańskich foteli, z kolanami podciągniętymi do piersi. Jej dwie różne skarpetki ledwie wystawały spod ogromnej bluzy sportowej, w której tonęła. Sprany, czerwony ciuch musiał kiedyś należeć do jakiegoś gigantycznego obrońcy liniowego. Kiedy wcześniej zażartował sobie, że się w to ubrała, stwierdziła, że jej zimno. I bez tego była cholernie urocza, a w tej ogromnej bluzie wydawała się jeszcze bardziej filigranowa. Eric stłumił chętkę, by porwać ją w ramiona i wtulić twarz w jej szyję. A ręce zapuścić pod ten workowaty ciuch, by sprawdzić, czy jej sutki znów dla niego stwardniały. – Może jest chociaż mrożona pizza – powiedział Brian, otwierając zamrażalnik. Pochylił się, by sprawdzić dokładniej. – Kurczak? Dlaczego w zamrażalniku jest kurczak? – Pomysł Jessiki! – zawołał Sed z fotela kierowcy.