tamkasio

  • Dokumenty405
  • Odsłony228 682
  • Obserwuję193
  • Rozmiar dokumentów539.3 MB
  • Ilość pobrań113 567

Julie Kagawa - Żelazna Królowa 03

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Julie Kagawa - Żelazna Królowa 03.pdf

tamkasio EBooki Julie Kagawa
Użytkownik tamkasio wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 315 stron)

TŁUMACZENIE rozdziały 1-13 – jaasia rozdziały 14-22, 25, epilog - qEDi rozdziały 23-24 – Riplay Z przyjemnością oddajemy w wasze ręce tłumaczenie trzeciego tomu „Żelaznego Dworu”. Przepraszamy za błędy, dopiski w tekście i przerwy na stronach, to wszystko jest albo niezamierzone, albo wynika z błędu, którego nie potrafimy naprawić. Mamy nadzieję, że czytając tą książkę będziecie mogli przenieść się do Nigdynigdy i ze wzruszeniem i zażyłością towarzyszyć Meghan i jej przyjaciołom w drodze do zwycięstwa. Administratorzy strony: https://www.facebook.com/pages/%C5%BBelazny- Dw%C3%B3r/157588241117840?ref=hl ~ Grimalkin ~ Leananshide

SPIS TREŚCI: CZĘŚĆ PIERWSZA ROZDZIAŁ 1: Długa droga do domu.............................................................................................6 ROZDZIAŁ 2: Pośród Znaków i kościelnych Grimów...................................................................19 ROZDZIAŁ 3: Wspomnienie...........................................................................................................35 ROZDZIAŁ 4: Opór Glith’a.............................................................................................................44 ROZDZIAŁ 5: Ukryte sanktuarium..................................................................................................63 ROZDZIAŁ 6: Lekcje........................................................................................................................77 ROZDZIAŁ 7: Lato i Żelazo.............................................................................................................87 ROZDZIAŁ 8: Zrozumiałe środki.....................................................................................................97 ROZDZIAŁ 9: Przysięga rycerza...................................................................................................103 CZĘŚĆ DRUGA ROZDZIAŁ 10: Skraj Żelaza...........................................................................................................118 ROZDZIAŁ 11: Narada wojenna Elfów.......................................................................................131 ROZDZIAŁ 12: Zdradziecki rycerz................................................................................................141 ROZDZIAŁ 13: Skradające się Żelazo.........................................................................................154 ROZDZIAŁ 14: Do Żelaznego Królestwa.....................................................................................160 ROZDZIAŁ 15: Zegarmistrz...........................................................................................................178 ROZDZIAŁ 16: Echo przeszłości...................................................................................................187 ROZDZIAŁ 17: Ruiny Żelaznego Królestwa.................................................................................196 ROZDZIAŁ 18: Brzytwa (ang. Razor)...........................................................................................208 ROZDZIAŁ 19: Propozycja Rowana............................................................................................221 ROZDZIAŁ 20: Żelazo przeciwko Żelazu.....................................................................................228 ROZDZIAŁ 21: Przeszłość Ferruma..............................................................................................244 ROZDZIAŁ 22: Ostatnia noc........................................................................................................257

CZĘŚĆ TRZECIA ROZDZIAŁ 23: Bitwa o Elfy...........................................................................................................265 ROZDZIAŁ 24: Fałszywy Król........................................................................................................280 ROZDZIAŁ 25: Żelazna Królowa..................................................................................................301 EPILOG..........................................................................................................................................305

CZĘŚĆ PIERWSZA

1 DŁUGA DROGA DO DOMU Jedenaście lat temu, w dniu moich szóstych urodzin, mój ojciec zniknął. Rok temu, dokładnie tego samego dnia odebrano mi również brata. Udałam się wtedy do Zaklętej Krainy, żeby go odzyskać. To dziwne jak bardzo potrafi zmienić cię podróż, oraz czego możesz się z niej nauczyć. Ja dowiedziałam się, że mężczyzna, którego uważałam za swojego ojca wcale nim nie był. Że mój biologiczny tata nie był nawet człowiekiem. A także, że jestem mieszańcem-córką legendarnego króla elfów i jego krew płynie w moich żyłach. Odkryłam, że posiadam moc, która nawet teraz mnie przeraża. Moc, która budzi grozę nawet w magicznych stworzeniach, moc, która może je zniszczyć-i nie jestem pewna czy potrafię ją kontrolować. Dowiedziałam się, że miłość umie prześcigać rasę i czas, a przy tym potrafi być piękna, idealna i warta walczenia o nią, ale jednocześnie krucha i łamiąca serce, a czasem wymaga poświęceń. Nauczyłam się, że czasem musisz stawić czoło światu oraz że nie ma łatwych odpowiedzi. A także, że musisz wiedzieć kiedy się czegoś trzymać…a kiedy odpuścić. I nawet jeśli ta miłość powraca, możesz odkryć coś w zupełnie innej osobie, która była tam cały czas. Myślałam, że już po wszystkim. Myślałam, że mój czas z elfami, wszystkie niemożliwe wybory, których musiałam dokonać, oraz poświęcenia dla tych, których kochałam są już za mną. Ale nadchodziła burza, która, jak nic wcześniej miała poddać próbie te wybory. I tym razem nie będzie odwrotu. NAZYWAM SIĘ MEGAN CHASE. Za mniej niż dwadzieścia cztery godziny będę miała siedemnaście lat. Deja vu, prawda? To szokujące jak szybko potrafi mijać czas, gdy pozostajesz w bezruchu. Nie mogę uwierzyć, że od tamtego dnia minął rok. Dnia, w którym trafiłam do Zaklętej Krainy. I który na zawsze odmienił moje życie.

Właściwie nie do końca stanę się siedemnastolatką, zbyt długo przebywałam w Nigdynigdy. Kiedy przebywasz w Zaklętej Krainie nie starzejesz się wcale albo robisz to tak powolnie, że nawet nie warto o tym wspominać. A więc podczas gdy w prawdziwym świecie minął rok, od czasu gdy tu przybyłam prawdopodobnie postarzałam się tylko o kilka dni. W prawdziwym świecie zmieniłam się tak bardzo, że w ogóle siebie nie poznaję. Pode mną kopyta wodnego źrebca stukały o ziemię, wydając cichy dźwięk, pasujący do rytmu bicia mojego serca. Na tym samotnym odcinku luizjańskiej drogi, otoczonej drzewami tupelo i pokrytymi mchem cyprysami, minęło nas kilka samochodów, które nawet nie zwolniły, wzbudzając do życia chmury liści. Nie mogli zauważyć kosmatego, czarnego kuca o oczach przypominających rozgrzane węgle, przemierzającego drogę lejc, wędzidła oraz siodła. Nie byli w stanie dostrzec postaci siedzących na jego grzbiecie, bladowłosej dziewczyny i mrocznego, pięknego księcia, obejmującego jej talię. Śmiertelnicy byli ślepi na świat elfów, świat, którego jestem teraz częścią, bez względu na to, czy o to prosiłam. „Czego się boisz?” zamruczał głęboki głos do mojego ucha, wywołując dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Nawet w wilgotnych mokradłach Luizjany Zimowy Książę promieniował zimnem, a jego oddech na mojej skórze był przyjemnie chłodny. Przyjrzałam mu się z za ramienia „Co masz na myśli?” Ash, książę Zimowego Dworu napotkał moje spojrzenie swoimi srebrnymi oczami, błyszczącymi w otaczającym nas zmierzchu. Oficjalnie nie był już księciem. Królowa Mab wygnała go z Nigdynigdy po tym, jak odmówił zrzeknięcia się miłości do mieszańca-córki Oberona, Letniego Króla-mojego ojca. Lato i Zima miały być wrogami, nie powinniśmy współpracować, nie powinniśmy wyruszać wspólnie na poszukiwania, a przede wszystkim nie powinniśmy się w sobie zakochiwać. Ale to zrobiliśmy, a teraz Ash był tutaj, ze mną. Byliśmy wygnańcami, a ścieżki przejścia do krainy Zaklętej Krainy pozostaną dla nas na zawsze zamknięte. Jednak nie przejmuję się tym, nigdy nie planowałam tam wrócić. „Jesteś nerwowa” Ręka Ash’a pogłaskała tył mojej głowy, zgarniając mi z karku włosy, wywołując we mnie dreszcze. „Potrafię to wyczuć, masz taką niespokojną, migoczącą aurę wokół siebie, i doprowadza mnie to trochę do szaleństwa przy tej bliskości. Co się dzieje?”

Powinnam wiedzieć. Nie mogę ukryć swojego samopoczucia przed Ash’em, ani przed żadnym innym elfem, jeśli już o tym mowa. Ich magia i urok biorą się z ludzkich marzeń i emocji, tak więc Ash potrafił wyczuć, co czułam nawet się nie starając. „Przepraszam” odpowiedziałam. „Chyba jestem trochę podenerwowana” „Dlaczego?” „Dlaczego? Nie było mnie prawie rok. Mama wścieknie się, kiedy mnie zobaczy.” Gdy wyobraziłam sobie nasz spotkanie skręcił mi się żołądek: łzy, złość, ulga, nieuchronne pytania. „Nie mieli ode mnie żadnych wieści gdy byłam w Zaklętej Krainie”. Westchnęłam zerkając ponad drogą na miejsce, w którym wtapiała się w ciemność. „Co ja im powiem? Jak w ogóle zacząć im to tłumaczyć?” Wodny źrebiec położył po sobie uszy i parsknął na ciężarówkę, która minęła nas zdecydowanie zbyt blisko, trąbiąc. Nie miałam pewności, ale przypominała starego, poobijanego Forda Lucke’a, grzechocząc na drodze nim zniknęła za zakrętem. Jeśli to był mój ojczym, to zdecydowanie by nas nie zauważył, miał kłopoty z zapamiętaniem mojego imienia nawet wtedy, gdy razem mieszkaliśmy. „Powiedz im prawdę” odezwał się Ash zaskakując mnie. Nie spodziewałam się po nim odpowiedzi. „Od początku. Albo to zaakceptują albo nie, ale nie możesz ukrywać tego, kim jesteś, zwłaszcza przed swoją rodziną. Najważniejsze, żebyśmy mieli już to za sobą, cokolwiek się wydarzy później, poradzimy sobie z tym.” Jego szczerość mnie zaskoczyła. Wciąż przyzwyczajałam się do tego nowego Ash’a, tego elfa, który rozmawiał i się uśmiechał zamiast chować się za lodowatą ścianą obojętności. Odkąd zostaliśmy wygnani z Nigdynigdy był bardziej otwarty, mniej napawający lękiem i zaniepokojony, zupełnie jakby z jego ramion zdjęto wielki ciężar. Co prawda nadal był cichy i poważny według wszelkich standardów, ale po raz pierwszy czułam, że wreszcie zobaczyłam przebłysk Ash’a, jakim przez ten cały czas wiedziałam, że jest. „Ale co jeśli nie będą w stanie się z tym pogodzić?” Wymamrotałam, wypowiadając na głos obawę, która dręczyła mnie cały poranek. „Co jeśli odbije im na widok tego, czym jestem? Co jeśli nie… będą mnie dłużej chcieli?” Głos zamarł mi na końcu zdania, gdy zdałam sobie sprawę z tego,

że brzmię jak nadąsana pięciolatka. Ale Ash objął mnie mocniej i przyciągnął bliżej do siebie. „Wtedy będziesz sierotą, tak jak ja,” powiedział. „I znajdziemy sposób by przez to przejść”. Jego usta musnęły tył mojego ucha, zawiązując mój żołądek w jakiś tuzin węzłów. „Razem.” Wstrzymałam oddech i odwróciłam głowę by go pocałować, wykrzywiając plecy, żeby móc dosięgnąć ręką jego jedwabistych, ciemnych włosów. Magiczny kuc parsknął i podskoczył w pół kroku, nie na tyle, żeby mnie zrzucić, ale wystarczyło, żeby podrzucić mnie o kilka centymetrów w górę. Chwyciłam się dziko jego grzywy, gdy Ash objął mnie w talii, chroniąc przed upadkiem. Z przyspieszonym biciem serca rzuciłam gniewne spojrzenie w przestrzeń między uszami konia, powstrzymując pragnienie, by kopnąć go w żebra i dać mu kolejny powód do zrzucenia mnie. Podniósł głowę i rzucił nam piorunujące spojrzenie oczami rozjarzonymi szkarłatem i odrazą wypisaną na jego końskiej twarzy. Zmarszczyłam na ten widok nos. „Och, przepraszam, czy jest Ci przez nas niewygodnie?” Spytałam sarkastycznie i prychnęłam. „W porządku, będziemy się zachowywać.” Ash zachichotał, ale nie próbował mnie od siebie odsunąć. Westchnęłam i spojrzałam na drogę nad podskakującą głową kuca, szukając znajomych punktów orientacyjnych. Moje serce podskoczyło, gdy dostrzegłam zardzewiałego vana, osiadłego w drzewie na poboczu drogi, tak sędziwego i zniszczonego, że drzewo wyrastało z jego dachu. Jest tam odkąd pamiętam i widywałam go przy każdej podróży szkolnym autobusem. Jego widok zawsze informował mnie, że jestem blisko domu. Wydaje się, że tak dawno temu, teraz wręcz całe życie temu, siedziałam w autobusie z moim przyjacielem Robbie’m, a moimi jedynymi zmartwieniami były szkolne oceny, praca domowa i wyrobienie prawa jazdy. Tak wiele się zmieniło, dziwnie byłoby wrócić do szkoły i do mojego starego, zwyczajnego życia, jakby nic się nie wydarzyło. „Prawdopodobnie będę musiała powtórzyć rok,” westchnęłam i poczułam na karku zaintrygowane spojrzenie Ash’a. Oczywiście, będąc nieśmiertelnym elfem nie musiał się martwić szkołą, licencjami i… Zatrzymałam się gdy rzeczywistość spadła na mnie w jednej chwili. Mój czas w Nigdynigdy był niczym sen, mglisty eteryczny, ale teraz byliśmy z powrotem

w prawdziwym świecie, gdzie musiałam się przejmować pracą domową, ocenami i dostaniem się do college’u. Chciałabym dostać pracę wakacyjną i zaoszczędzić trochę na samochód. Chciałabym uczęszczać do ITT Tech po szkole i może przenieść się do kampusów Baton Rouge albo Nowego Orleanu gdy już skończę liceum. Czy nadal mogę to zrobić? Nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło? I gdzie w to wszystko wpasowałby się mroczny, wygnany elficki książę? „Co się stało?” Oddech Ash’a połaskotał mnie za uchem, wywołując dreszcze. Wzięłam głęboki wdech. „Jak to będzie działać, Ash?” Na wpół się odwróciłam, żeby spojrzeć mu w twarz. „Gdzie będziemy za rok, dwa lata? Nie mogę tu zostać na zawsze-prędzej czy później będę musiała ruszyć z moim życiem, ze szkołą, pracą, a któregoś dnia z college’m…” Urwałam i spojrzałam na swoje ręce. „W końcu będę musiała iść dalej, ale nie chcę robić żadnej z tych rzeczy bez ciebie.” „Myślałem o tym,” odpowiedział Ash. Spojrzałam na niego i zaskoczył mnie lekki uśmiech na jego ustach. „Masz przed sobą całe życie. To wydaje się rozsądne, że powinnaś robić plany na przyszłość. I przypuszczam, że skoro Koleżka udawał śmiertelnika przez 16 lat, to nie ma powodu, dla którego nie mógłbym zrobić tego samego.” Zamrugałam. „Naprawdę?” Delikatnie dotknął mojego policzka, jego oczy nabrały intensywności, gdy na mnie spojrzał. „Być może będziesz musiała nauczyć mnie co nieco o świecie ludzi, ale jestem chętny do nauki jeśli to oznacza bycie blisko Ciebie. Znów się uśmiechnął, wykrzywiając usta. „Jestem pewien, że potrafię przystosować się do ‘bycia człowiekiem’, jeśli muszę. Jeśli chcesz, żeby uczęszczał na zajęcia jako uczeń, mogę to zrobić. Jeśli chcesz przenieść się do dużego miasta, żeby spełniać swoje marzenia, będę za tobą podążał. A jeśli pewnego dnia zapragniesz wziąć ślub w białej sukni i zalegalizować to w oczach ludzi, również to zrobię.” Pochylił się na tyle blisko, że mogłam zobaczyć swoje odbicie w jego srebrnych oczach. „Na dobre i złe. Obawiam się, że utknęłaś ze mną .” Pozbawiona oddechu nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam mu podziękować, ale to słowo nie miało tego samego znaczenia w rozumieniu elfów. Chciałam pochylić się tak, by pokonać całą przestrzeń między nami i pocałować go, ale gdybym spróbowała prawdopodobnie kuc zrzuciłby

mnie do rowu. „Ash,” zaczęłam, ale odpowiedź została mi oszczędzona przez nagłe zatrzymanie się wodnego źrebca na końcu długiego, żwirowego podjazdu, rozciągającego się daleko nad niewielkie wzniesienie. Znajoma zielona skrzynka na listy przechylała się niebezpiecznie na swoim słupku na końcu drogi i choć była wyblakła z powodu starości i czasu nie miałam trudności z odczytaniem umieszczonego na niej nazwiska, nawet w ciemności. Chase. 14202 Moje serce się zatrzymało. Byłam w domu. Ześlizgnęłam się z końskiego grzbietu i potknęłam się, gdy moje stopy dotknęły ziemi, po tak długim siedzeniu na koniu moje nogi były dziwnie roztrzęsione. Ash z łatwością zszedł z konia, mrucząc coś do konia, który w odpowiedzi prychnął, podniósł głowę i pognał w ciemność, znikając w ciągu kilku sekund. Z bijącym sercem spojrzałam w górę na długa, żwirową drogę. Dom i rodzina czekały tuż za tym wzniesieniem: stary, zielony wiejski dom z łuszczącą się na drewnie farbą, świńskie stodoły w tyle, otoczone błotem, ciężarówka Lucke’a oraz kombi mamy na podjeździe. Ash stanął przy mnie poruszając się bezszelestnie po kamieniach. „Jesteś gotowa?” Nie, nie byłam. Spojrzałam w ciemność, w której chwilę temu zniknął kuc. „Co się stało z naszym transportem?” Spytałam, żeby odwrócić swoja uwagę od tego, co musiałam zrobić. „Co mu powiedziałeś?” „Powiedziałem mu, że przysługa została spłacona i że teraz jesteśmy kwita.” Wyglądało na to, że z jakiegoś powodu go to bawiło, spojrzał w miejsce, w którym zniknął koń, ze słabym uśmiechem na ustach. „Okazało się, że nie mogę ich do siebie przywoływać tak, jak dawniej. Teraz muszę polegać na przysługach z ich strony” „Czy to źle?”

Usta drgnęły mu w wymuszonym uśmiechu. „Wielu ludzi jest mi winnych przysługę.” Gdy stałam pełna wahania, skinął w stronę podjazdu. ”Idź, twoja rodzina czeka.” „A co z tobą?” „Przypuszczam, że będzie lepiej, jeśli tym razem pójdziesz sama.” Przebłysk żalu przemknął przez jego oczy, gdy posłał mi smutny uśmiech. „Nie wydaje mi się, żeby twój brat cieszył się widząc mnie ponownie.” „Ale…” „Będę w pobliżu.” Sięgnął po kosmyk moich włosów i schował je za ucho. „Obiecuję.” Westchnęłam i ponownie spojrzałam na podjazd. „W porządku,” wymamrotałam, szykując się na nieuniknione. „Nadchodzi wielkie nic.” Zrobiłam trzy kroki, czując pod stopami trzeszczący żwir i spojrzałam za siebie. Pusta droga szydziła ze mnie, wiatr wzbił w powietrze liście w miejscu, w którym przed chwilą stał Ash. Typowy elf. Pokręciłam głową i wznowiłam swoją samotną wędrówkę w górę podjazdu. Dotarcie na szczyt wzniesienia nie trwało długo, przede mną, w swojej rustykalnej chwale stał dom, w którym mieszkałam przez dziesięć lat. Mogłam dostrzec światło w oknie i moją rodzinę krzątającą się po kuchni. Była tam smukła figura mojej mamy, pochylonej nad zlewem i Luke w swoim wyblakłym kombinezonie, kładący stos brudnych naczyń na blat. A kiedy zmrużyłam mocno oczy byłam w stanie dostrzec czubek pokrytej kręconymi włosami głowy Ethan’a, wiercącego się przy kuchennym stole. Łzy ukłuły mnie w oczy. Po roku nieobecności, walkach z elfami, odkryciu kim naprawdę jestem oraz oszukaniu śmierci więcej razy niż byłam w stanie spamiętać nareszcie byłam w domu. „Czyż to nie jest cenne?” syknął jakiś głos. Obejrzałam się, rozglądając się wokół gwałtownie. „Tu, na górze księżniczko.” Spojrzałam w górę, a mój wzrok napotkał cienką migoczącą sieć na chwilę przed tym, jak mnie powaliła, przeszywając dreszczami mój kręgosłup.

Przeklinając, rozrywałam i szarpałam to coś, próbując przerwać cienką barierę. Kłujący ból zaparł mi dech. Krew spływała mi po rękach i zerknęłam na pułapkę, sieć okazała się być zrobiona z cienkiego, elastycznego drutu, a moje wcześniejsze zmagania pozostawiły na moich palcach otwarte rany. Usłyszałam szorstki śmiech i wyciągnęłam szyję w górę, szukając napastnika. Na samotnej linii wysokiego napięcia, ciągnącej się do dachu domu siedziały trzy bulwiaste kreatury o wrzecionowatych nogach, iskrzących się w świetle księżyca. Moje serce wykonało gwałtowny skok gdy jedna po drugiej rozprostowały się i skoczyły, lądując na żwirze ze słabym brzęknięciem. Rozciągając się mknęły w moją stronę. Odskoczyłam, zaplątując się jeszcze bardziej w drucianą sieć. Teraz, gdy mogłam im się przyjrzeć z bliska, przypominały mi ogromne pająki, tyle że jakimś sposobem jeszcze bardziej straszne. Ich wrzecionowate nogi były niczym ogromne igły, błyszczące i spiczaste, gdy tak toczyły się po ziemi. Ale górną część ich ciał stanowiły nagie, zmizerniałe ciała kobiet o bladej skórze i wyłupiastych, czarnych oczach. Ręce miały zrobione z drutów, a palce przypominały długie igły, wyginające się w szpony w miarę, gdy się zbliżały, słychać było odgłos klikania ich nóg o żwir. „Tutaj jest,” syknęła jedna z nich, gdy otoczyły mnie szczerząc zęby w uśmiechu. „Dokładnie tak, jak powiedział Król.” „To zbyt łatwe,” wychrypiała następna, gapiąc się na mnie wyłupiastymi czarnymi oczami. „Jestem raczej rozczarowana. Spodziewałam się dobrej zdobyczy, ale ona jest tylko chudym małym robakiem, uwięzionym w sieci. Czego Król tak bardzo się boi?” „Król,” powiedziałam i wszystkie trzy zamrugały patrząc na mnie, prawdopodobnie zaskoczone tym, że do nich mówię zamiast kulić się ze strachu. „Macie na myśli fałszywego króla, prawda? Wciąż mnie ściga.” Pajęcze wiedźmy zasyczały na mnie, obnażając spiczaste zęby. „Nie obrażaj go w ten sposób, dziecko!” Jedna z nich rozciągnęła się, chwytając za sieć i przyciągając mnie bliżej. „On nie jest fałszywym królem! Jest Żelaznym Królem, prawdziwym władcą Żelaznej Krainy!” „Z tego, co słyszałam, nie bardzo,” odparowałam, napotykając jej płonące spojrzenie. „Poznałam Żelaznego Króla, tego prawdziwego, Maszynę. A może o nim zapomniałyście?”

„Oczywiście, że nie!” syknęła siostra jędzy. „Nigdy nie zapomnimy Maszyny. Chciał z ciebie uczynić swoja królową, królową całej Żelaznej Krainy, a ty zabiłaś go za jego starania.” „Porwał mojego brata i planował zniszczyć Nigdynigdy!” warknęłam w odpowiedzi. „Ale umyka ci fakt, że król, któremu służysz, ten, który przejął tron jest oszustem. Nie jest prawdziwym następcą, wspieracie fałszywego króla.” „Kłamstwa!” jędze rozprostowały się, gromadząc się i chwytając mnie spiczastymi szponami, przypominającymi igły, drapiącymi mnie do krwi. „Kto naopowiadał ci tych rzeczy? Kto śmie znieważać imię nowego króla?” „Żelazny Koń,” powiedziałam, krzywiąc się, gdy jedna wyrwała mi włosy, rzucając moją głowa do przodu i do tyłu. „Powiedział mi to Żelazny Koń, porucznik Maszyny we własnej osobie.” „Zdradziecka istota! On i rebelianci zostaną zniszczeni zaraz po tym, jak król zajmie się tobą!” Pajęcze jędze wrzeszczały teraz, wykrzykując przekleństwa i groźby, szarpiąc mnie przez drucianą sieć. Jedna z nich zacisnęła mocniej szpony na moich włosach i podniosła mnie do góry. Próbowałam złapać powietrze, łzy bólu wypełniły mi oczy, gdy wiedźma syknęła mi w twarz. Mignięcie zimnego niebieskiego światła rozbłysło między nami. Żelazna wiedźma wrzasnęła i…rozpadła się, zamieniając się w tysiące maleńkich drzazg, sypiących się wokół. Igły i szpilki odbijające księżycowe światło, błyszczały w ciemności gdy pajęcza jędza zniknęła ze świata w sposób typowy dla swojego rodzaju. Pozostałe dwie lamentowały i cofnęły się gdy coś zerwało ze mnie sieć i stanęło pomiędzy nami. „Wszystko w porządku?” Ash warknął gdy się zatoczyłam, nawet na moment nie spuścił wzroku ze stojących przed nim jędz. Paliła mnie poraniona skóra głowy, palce wciąż mi krwawiły, a ramiona pokrywał tuzin małych zadrapań od pazurów jędz, ale nie byłam ciężko ranna. „Wszystko w porządku,” odpowiedziałam, czując w swojej klatce powolne narastanie złości. Czułam, jak moja magiczna moc wzrasta niczym tornado, wirujące emocjami i energią. Gdy po raz pierwszy spotkałam Mab, Zimowa Królowa, bojąc się mojej mocy zapieczętowała we mnie magię, ale pieczęć została złamana i znów mogłam czuć wibrowanie czaru. Był wszędzie wokół mnie, dziki i niepohamowany, magia Oberona i Letnich Elfów.

„Zabiłeś naszą siostrę!” jędze rozciągnęły nogi, rwąc własne włosy. „Posiekamy cię na kawałki!” Ruszyły na nas z sykiem i podniesionymi szponami. Poczułam od Ash’a falę uroku, chłodniejszą od mroźnej magii Zimowych Elfów i Zimowy Książę machnął do przodu ramieniem. Trysnęło niebieskie światło i w stronę jednej z jędz potoczył się grad lodowych sztyletów, ostre odłamki rozerwały ją na kawałki. Jęknęła i rozpadła się na tysiące błyszczących drobinek. Ash zamachnął się mieczem i przypuścił ostatni atak. Ostatnia pajęcza jędza wydała okrzyk furii i uniosła ręce. Z jej igłowatych palców zdawało się wyrastać dziesięć lśniących, długich drutów. Wystrzeliła nimi w stronę Ash’a, który się schylił, przez co druty roztrzaskały na kawałki najbliższe młode drzewko. Gdy prowadził wokół niej swój taniec, uklęknęłam i zanurzyłam ręce w ziemi, przywołując mój czar. Poczułam tętno istot żyjących głęboko w Ziemi, wysyłając w glebę prośbę o pomoc w pokonaniu żelaznego potwora. Pajęcza jędza była tak bardzo zajęta próbą pocięcia Ash’a na wstążki, że całkowicie dała się zaskoczyć ziemi wybuchającej pod jej stopami. Trawa i chwasty, pnącza oraz korzenie owinęły się wokół jej wrzecionowatych nóg i wspięły się na jej tułów. Wrzasnęła i zamachnęła się swoimi zabójczymi drutami siekając roślinność niczym wściekła kosiarka, ale wlałam więcej czaru w ziemię, na co rośliny odpowiedziały przyspieszonym wzrostem. Spanikowana pajęcza jędza próbowała uciec, przedzierając się przez roślinność owijającą się wokół jej nóg i ciągnącą ją w dół. Ciemny kształt zamglił powietrze nad nią, gdy Ash zeskoczył z nieba z ostrzem wymierzonym w dół. Miecz trafił w jej bulwiasty tułów, przygwożdżając ją do ziemi na ułamek sekundy, dopóki nie rozpadła się na gigantyczny stos igieł, rozsypujący się po całej ziemi. Westchnęłam z ulgą, gdy nagle ziemia zaczęła się przechylać Drzewa zaczęły wirować, pozbawiając mnie władzy nad nogami i rękami i następną rzeczą, jaką pamiętam była pędząca na mnie ziemia. Obudziłam się leżąc na plecach, pozbawiona oddechu i słaba, jakbym przed chwilą brała udział w maratonie. Ash przyglądał mi się uważnie srebrnymi oczami rozświetlonymi troską. „Megan, dobrze się czujesz? Co się stało?”

Zawroty głowy zaczęły mijać. Zaczerpnęłam kilka głębokich wdechów, żeby nabrać pewności, że moje wnętrzności są na swoim miejscu i usiadłam twarzą do niego. „Ja…nie mam pojęcia. Użyłam swojej magii i po prostu…zemdlałam.” Niech to szlag, ziemia nadal wirowała. Wsparłam się o Ash’a, który przytrzymał mnie ostrożnie, jakby bał się, że mnie połamie. „Czy to normalne?” mruknęłam w jego klatkę piersiową.” „O ile wiem, to nie.” Wydawał się być zmartwiony, choć starał się tego po sobie nie pokazywać. „Być może to efekt uboczny tego, że twoja magia była tak długo zapieczętowana.” Cóż, była to kolejna rzecz, za którą mogę podziękować Mab. Ash stanął, ostrożnie podciągając mnie w górę. Miałam poszarpane ramiona, a palce lepiły mi się w miejscach, które zraniła mi druciana sieć. Ash oderwał kilka pasków swojej koszuli i owinął je wokół moich rąk cicho i skutecznie, pomimo delikatności jego dotyku. „Czekały tu na mnie,” wymamrotałam zerkając na tysiące igieł rozproszonych po trawniku, błyszczących w świetle księżyca. Magiczne stworzenia sprowadzały już na moją rodzinę większe zmartwienia. Być może mama i Luke mogliby się ukryć, desperacko liczyłam na to, że Ethan nie natrafi przez przypadek na jedno z magicznych stworzeń, nim rodzinie uda się zniknąć. „Wiedzą, gdzie mieszkam,” kontynuowałam, obserwując migoczące drzazgi na trawie. „Fałszywy król wiedział, że wrócę do domu i wysłał je…” Moje spojrzenie powędrowało do mojego domu, oraz rodziny poruszającej się za oknami, zupełnie nieświadomej chaosu panującego na zewnątrz. Zrobiło mi się zimno i niedobrze. „Nie mogę wrócić do domu,” wyszeptałam, czując na sobie spojrzenie Ash’a. „Nie teraz. Nie mogę sprowadzić do rodzinnego domu tego szaleństwa. Przez chwilę przyglądałam się domu, po czym zamknęłam oczy. „Fałszywy król na tym nie poprzestanie. Wciąż będzie wysyłał po mnie swoje stwory, a moja rodzina znajdzie się w centrum tego wszystkiego. Nie mogę na to pozwolić. Ja…muszę odejść. Teraz.” „Dokąd pójdziesz?” Opanowany głos Ash’a wdarł się w moją rozpacz. „Nie możemy wrócić do Zaklętej Krainy, a żelazne elfy są wszędzie w świecie śmiertelników.”

„Nie wiem.” Zakryłam twarz dłońmi. Wiedziałam tylko, że nie mogę być z moją rodziną, nie mogłam wrócić do domu i nie mogłam prowadzić normalnego życia. Nie dopóki żelazny król nie przestanie mnie szukać albo w jakiś cudowny sposób umrze. Albo ja umrę. „To teraz nie ma znaczenia, prawda?” jęknęłam przez palce. „Bez względu na to, dokąd się udam oni pójdą za mną.” Silne palce oplotły moje nadgarstki i delikatnie pociągnęły mi ręce w dół. Zadrżałam i spojrzałam w błyszczące, srebrne oczy. „Będę dla ciebie walczył,” powiedział Ash niskim, głębokim głosem. "Rób to, co musisz. Będę tu, cokolwiek postanowisz. Bez względu na to, czy zajmie to rok, czy tysiąc lat będę cię chronił.” Serce zabiło mi mocniej. Ash uwolnił moje nadgarstki i przesunął dłonie w górę moich ramion, przyciągając mnie do siebie. Zatonęłam w jego objęciach i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, używając go jako tarczy, chroniącej mnie przed rozczarowaniem i żalem, oraz przed świadomością tego, ze moja wędrówka jeszcze się nie zakończyła. Przede mną zamajaczyła pewna możliwość. Jeśli chcę, by ta niekończąca ucieczka i walka kiedyś się skończyły, będę musiała zająć się Żelaznym Królem. Znowu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na miejsce, w którym upadła żelazna istota, teraz pełne błyszczących w trawie metalowych drzazg. Myśl o tego typu potworach, wkradających się do mojego pokoju i kierujących swoje mordercze spojrzenie na Ethana albo moją mamę, przyprawiała mnie o zimną furię. W porządku, pomyślałam, zaciskając pieści na koszuli Ash’a. Żelazny król pragnie wojny? Dam mu ją. Nie byłam jeszcze na to gotowa, musiałam stać się silniejsza. Musiałam nauczyć się kontrolować swoją magię, zarówno Letnią jak i tę Żelazną, o ile byłam w stanie zapanować nad obiema. A żeby to osiągnąć potrzebowałam czasu. Potrzebne mi było miejsce, do którego żelazne stwory nie będą mogły za mną podążyć. I istniało tylko jedno bezpieczne miejsce, w którym słudzy fałszywego króla nigdy mnie nie znajdą. Ash musiał wyczuć zmianę. „Dokąd idziemy?” wyszeptał w moje włosy. Wzięłam głęboki oddech i cofnęłam się, żeby spojrzeć mu w twarz. „Do Leanansidhe.” Zaskoczenie i przebłysk zaniepokojenia przemknęły przez jego twarz. „Królowa Wygnańców? Jesteś pewna, że nam pomoże?”

Nie, nie byłam. Królowa Wygnańców, jak nazywano ją spośród wielu innych określeń, była kapryśna i nieprzewidywalna i szczerze mówiąc trochę przerażająca. Ale pomogła mi już wcześniej, a jej dom w Pomiędzy-pas oddzielający świat śmiertelników od Zaklętej Krainy było jedynym potencjalnym bezpiecznym zakątkiem, jaki mieliśmy. Poza tym miałam z Leanansidhe rachunki do wyrównania i kilka pytań, na które chciałam poznać odpowiedź. Ash wciąż mi się przyglądał zaniepokojonym spojrzeniem swoich srebrnych oczu. „Nie wiem,” odpowiedziałam mu szczerze. „Ale ona jest jedyną osobą, która przychodzi mi do głowy, gdy zastanawiam się, kto mógłby nam pomóc, a na dodatek nienawidzi Żelaznych istot z iście elficką pasją. Poza tym jest Królową Wygnańców, a to oznacza, że się kwalifikujemy, prawda?” „Ty mi powiedz.” Ash skrzyżował ręce na piersi i oparł się o drzewo. „Nie miałem przyjemności poznania jej. Chociaż słyszałem pewne historie. Dość przerażające.” Niewielka zmarszczka przecięła jego brwi i westchnął. „To będzie bardzo niebezpieczne, prawda?” „Prawdopodobnie.” Ponury uśmiech wykrzywił mu usta. „Dokąd najpierw?” Poczułam zimno ściskające mój żołądek. Spojrzałam za siebie na swój dom i rodzinę, tak blisko mnie i przełknęłam gulę w gardle. Jeszcze nie teraz, obiecałam im, ale wkrótce. Niedługo będę mogła was znowu zobaczyć. „Do Nowego Orleanu.” Odpowiedziałam, odwracając się do Ash’a, który czekał cierpliwie nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. „Do Muzeum Historii Voodoo. Jest tam cos, co muszę odzyskać.”

2 POŚRÓD ZNAKÓW I KOŚCIELNYCH GRIMÓW Każdy szanujący się przewodnik w Nowym Orleanie odradzi wam samotne włóczenie się po ulicach miasta w środku nocy. W sercu francuskiej dzielnicy, gdzie uliczne lampy i turyści wiały swoją mocna pozycję. Było całkiem bezpiecznie, ale poza dystryktem ciemne alejki kryły bandytów, gangi i nocnych drapieżników. Nie przejmowałam się ludzkimi drapieżnikami. Nie byli w stanie nas dostrzec, nie licząc jednego siwowłosego bezdomnego mężczyzny, kulącego się pod ścianą i skandującego „Nie tutaj, nie tutaj,” gdy go mijaliśmy. Ale ciemność skrywała również inne rzeczy, jak phoukę o głowie kozy, obserwującą nas z drugiej strony ulicy, szczerzącą zęby w szaleńczym uśmiechu, oraz gang czerwonych kapturków, które tropiły nas przez kilka dzielnic dopóki ich to nie znudziło i postanowili znaleźć sobie jakąś łatwiejszą zdobycz. Nowy Orlean był miastem pełnym magicznych istot; tajemniczość, wyobraźnia i dawne tradycje idealnie wtapiały się w to otoczenie i ryły do tego miejsca ścieżki wygnanym elfom. Ash szedł obok mnie, niczym cichy, czujny cień, jakby od niechcenia trzymając jedną dłoń na rękojeści swojego miecza. Wszystko, poczynając od jego oczu, chłodnym powietrzu, które za sobą zostawiał idąc, a kończąc na śmiertelnym spokoju panującym na jego twarzy było ostrzeżeniem: to nie był ktoś, z kim chciałbyś zadrzeć. Nawet pomimo tego, że został wygnany i nie był już dłużej księciem Zimowego Dworu, wciąż pozostawał imponującym wojownikiem, oraz synem Królowej Mab i niewielu odważyłoby się rzucić mu wyzwanie. Przynajmniej tak sobie mówiłam, gdy coraz bardziej zapuszczaliśmy się w tylne alejki Francuskiej Dzielnicy, miarowo zbliżając się do celu. Jednak u wylotu wąskiej uliczki gang czerwonych kapturków, o których myślałam, że sobie odpuściły, nagle się pojawił, blokując wyjście. Były niskie i tęgie, niczym

złe krasnoludki w czerwonych od krwi czapkach, ich oczy, oraz wyszczerbione kły błyszczały w ciemności. Ash zatrzymał się, jednym gładkim ruchem przesunął mnie za siebie i wyciągnął miecz, który skąpał alejkę w iskrzącym się niebieskim świetle. Zacisnęłam pięści, czerpiąc urok z powietrza, wyczuwając strach, obawę i odrobinę przemocy. Gdy tak ściągałam do siebie urok poczułam mdłości i zawroty głowy, usiłując stać prosto mimo chwiejących się nóg. Przez chwilę nikt się nie ruszał. Wtedy Ash zaśmiał się w sposób mroczny i pozbawiony humoru i przesunął się do przodu. „Możemy tak stać i patrzeć się na siebie przez całą noc,” powiedział, podchwytując spojrzenie największego czerwonego kapturka, który miał na głowie barwioną na czerwono chustę i brakowało mu jednego oka. „Czy może wolelibyście, żebym rozpoczął rzeź?” Jednooki obnaży kły. „Zachowaj swoje łaknienie, książę,” odszczeknął, głosem przypominającym gardłowe warczenie psa. „Nie mamy z tobą żadnego sporu.” Pociągnął krzywym nosem marszcząc go. „Po prostu słyszeliśmy pogłoski o tym, że jesteś w mieście, rozumiesz. I chcielibyśmy zamienić kilka słów z panienką, zanim sobie pójdziecie, to wszystko.” Natychmiast stałam się podejrzliwa. Nie darzyłam miłością czerwonych kapturków, te, które spotkałam w przeszłości próbowały mnie uprowadzić, torturować albo zjeść. Były najemnikami i zbirami Zimowego Dworu, a te wygnane były nawet gorsze. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Ash nadal trzymał swój miecz, nie spuszczał czerwonych kapturków z oczu, ale jednocześnie sięgnął do tyłu wolna ręką, żeby chwycić moją. „W porządku. Mów, co masz do powiedzenia i wynoście się stąd.” Jednooki uśmiechnął się do niego pogardliwie, po czym zwrócił się do mnie. „Chciałem tylko dać ci znać, księżniczko…” położył nacisk na ostatnim słowie, rzucając chytre spojrzenie „…że w okolicy jest grupa żelaznych elfów, węszących i szukających cię. Jeden z nich oferuje nagrodę za jakakolwiek informację, dotyczącą twojego miejsca pobytu. Tak więc na twoim miejscu był bym bardzo ostrożny.” Jednooki zdjął swoją chustę i złożył mi niedorzeczny, prześmiewczy ukłon. „Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć.” Próbowałam ukryć swoje zaszokowanie. Nie dlatego, że szukali mnie żelaźni elfowie, to było wiadome, ale że czerwony kapturek wziął na siebie to, żeby mnie przed tym ostrzec. „Dlaczego mi o tym mówisz?”

„I skąd mam mieć pewność, że nie pobiegniesz do nich, zdradzając nasze położenie?” wtrącił się Ash matowym, zimnym głosem. Przywódca czerwonych kapturków posłał Ash’owi na wpół zdegustowane, na wpół przerażające spojrzenie. „Myślisz, że chcę te żelazne bękarty na swoim terytorium? Naprawdę ci się wydaje, że mam ochotę się z nimi targować? Chcę, żeby byli martwi, co do jednego albo przynajmniej z dala od mojego terytorium. Za żadną cholerę nie zamierzam im dać tego, czego chcą. Jeśli jest jakikolwiek sposób na to, żeby wbić szpilę w ich plany, zrobię to, nawet jeśli to oznacza ostrzeżenie cię, żeby zrobić im na złość. A jeśli zdołasz zabić ich wszystkich dla mnie to hej, całkowicie urządza mi to wieczór.” Przyglądał mi się z wyrazem nadziei na twarzy. Skrzywiłam się zakłopotana. „Nie będę niczego obiecywać,” ostrzegłam, „więc możesz przestać mi grozić.” „A kto powiedział, że ci grożę?” Jednooki podniósł ręce, szybko spoglądając na Ash’a. „Ja tylko daję ci przyjacielskie ostrzeżenie. Pomyślałem sobie, hej, ona zabijała już wcześniej żelaznych bękartów. Może chcieć zrobić to ponownie.” „Kto ci o tym powiedział?” „Och, proszę, wie o tym całe miasto. Wiemy wszystko o tobie-tobie i twoim Zimowym chłopaku. Wykrzywił na Ash’a wargi, który spojrzał na niego ze stoickim spokojem. „Doszły nas słuchy o berle i jak zabiliście żelazną dziwkę, która je ukradła. Wiemy, że zwróciliście je do Mab, żeby zakończyć wojnę między Latem i Zimą, oraz że zostaliście wygnani za wasz trud.” Jednooki potrząsnął głową i posłał mi spojrzenie, które niemal wyrażało współczucie. „Wieści szybko rozchodzą się na ulicach, księżniczko, szczególnie kiedy żelazne elfy biegają wkoło jak kurczaki z odrąbanymi głowami, oferując nagrody za ‘córkę Letniego Króla.’ Także na twoim miejscu uważałbym.” Parsknął, po czym odwrócił się i splunął na buty jednego ze swoich sługusów. Wtedy jeden z czerwonych kapturków zaczął warczeć i kląć, ale Jednooki zdawał się tego nie zauważyć. „Tak, czy inaczej, tak się mają sprawy. Gdy ostatnim razem sprawdzałem bękarty węszyły w okolicach Bourbon Street. Jeśli zdołasz ich zabić, księżniczko, przekaż im pozdrowienia od Jednookiego Jack’a. Chodźcie chłopaki.”

„Ooooooch, szefie.” Czerwony kapturek, który został wcześniej opluty uśmiechnął się do mnie i polizał swoje kły. „ Czy nie moglibyśmy podgryźć księżniczki choćby odrobinę?” Jednooki Jack zdzielił obraźliwego kapturka po głowie, nawet na niego nie spoglądając. „Idiota,” warknął. „Nie mam ochoty zdrapywać twoich zamarzniętych flaków z chodnika. A teraz ruszać się bando idiotów. Zanim stracę cierpliwość.” Przywódca czerwonych kapturków posłał mi szeroki uśmiech, skrzywił się do Ash’a prześmiewczo ostatni raz i odwrócił się. Prychając i kłócąc się między sobą gang czerwonych kapturków oddalił się powolnym krokiem w ciemność i zniknął z pola widzenia. Spojrzałam na Ash’a. „Wiesz, był taki czas, gdy marzyłam o tym, żeby być tak popularną.” Schował do pochwy swój miecz. „Czy powinniśmy się gdzieś zatrzymać na noc?” „Nie.” Roztarłam ramiona, zrzucając urok, oraz towarzyszące mu mdłości i przyjrzałam się bacznie ulicy. „Nie mogę uciekać i chować się tylko dlatego, że szukają mnie żelazne elfy. W ten sposób donikąd bym nie doszła. Idźmy dalej.” Ash skinął głową. „Jesteśmy już prawie na miejscu.” Dalej dotarliśmy do celu bez żadnych incydentów. Nowoorleańskie Muzeum Historii Voodoo wyglądało dokładnie tak, jak je zapamiętałam, wyblakłe czarne drzwi wtopione w ścianę. Drewniany znak zatrzeszczał na łańcuchach nad naszymi głowami. „Ash,” wyszeptałam, gdy podeszliśmy cicho do drzwi. „Tak sobie myślałam.” Spotkanie z pajęczymi jędzami i czerwonymi kapturkami wzmocniły moje przekonania i byłam gotowa opowiedzieć na głos o swoich planach. „Chciałabym, żebyś cos dla mnie zrobił, jeśli nie masz nic przeciwko.” „Czego tylko potrzebujesz.” Dotarliśmy do drzwi i Ash zajrzał przez okno. Wnętrze muzeum było ciemne. Rozejrzał się bacznie po okolicy, zanim odwrócił się do drzwi, przyciskając rękę do jednego z ich skrzydeł. „Wciąż słucham, Megan,” wyszeptał. „Co chcesz, żebym zrobił?” Zaczerpnęłam powietrza. „Naucz mnie walczyć.”

Odwrócił się z uniesionymi brwiami. Wykorzystałam moment ciszy i kontynuowałam gwałtownie zanim zaprotestował. „Mówię poważnie, Ash. Mam już dość bezczynnego stania z boku i patrzenia jak dla mnie walczysz. Chcę nauczyć się bronić. Pomożesz mi w tym?” Zmarszczył brwi i otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dodałam, „I nie wciskaj mi tu rzeczy o bronieniu mojego honoru albo o tym, ze dziewczyna nie potrafi używać broni albo, że walczenie byłoby dla mnie zbyt niebezpieczne. Jak mam pokonać fałszywego króla, jeśli nie mogę nawet machnąć mieczem?” „Miałem zamiar powiedzieć,” Ash kontynuował głosem, który wydawałby się prawie uroczysty, gdyby nie lekki uśmieszek na jego ustach, „że, myślę, ze to dobry pomysł. W zasadzie miałem zaproponować załatwienie dla ciebie broni, gdy już tu skończymy.” „Och.” Odparłam słabo. Ash westchnął. „Mamy wielu wrogów,” kontynuował. „I bez względu na to, jak bardzo nieznośna jest dla mnie ta myśl, mogą się zdarzyć chwile, gdy nie będzie mnie przy mnie, żeby ci pomóc. Nauczenie cię walki i używania uroku będzie w tej sytuacji decydujące. Starałem się wymyślić sposób na zasugerowanie ci nauki tak, żeby nie wybuchło mi to prosto w twarz.” Uśmiechnął się, usta lekko mu drgnęły i potrząsnął głową. „Wydaje mi się, że byłem na to skazany tak, czy inaczej.” „Och,” znów odpowiedziałam, jeszcze słabszym głosem . „Cóż…dobrze. Tak długo, jak się rozumiemy.” Cieszyłam się, że w ciemności nie było widać mojej palącej twarzy, chociaż znając Ash’a pewnie i tak był w stanie ją dostrzec. Wciąż się uśmiechając Ash odwrócił się do drzwi, kładąc rękę na wypłowiałym drewnie i wypowiadając cicho jakieś słowa. Drzwi kliknęły i powoli się otworzyły. Wnętrze muzeum było zatęchłe i ciepłe. Gdy ostrożnie przesuwaliśmy się do przodu potknęłam się o tę samą fałdkę na dywanie, która była tu rok temu i ponownie wpadłam na Ash’a. Przytrzymał mnie z westchnieniem, dokładnie tak samo, jak rok temu. Tyle, że tym razem sięgnął w dół i dotknął mojej ręki, przysuwając się blisko, żeby wyszeptać mi do ucha. „Pierwsza lekcja,” powiedział i nawet w ciemności usłyszałam rozbawienie w jego głosie. „Zawsze bądź świadoma tego, gdzie stawiasz stopy.” „Dzięki,” odparłam sucho. „Zapamiętam to sobie.”

Odwrócił się i przywołał kulę magicznego ognia. Jaskrawa niebiesko-biała kula zawisła nad naszymi głowami, oświetlając pokój i makabryczną kolekcję otaczających nas przedmiotów voodoo. Szkielet w cylindrze, oraz manekin z głową aligatora wciąż szczerzyły się do nas spod ścian. Jednak teraz do kolekcji dołączyła starożytna, przypominająca mumię figura pomarszczonej, starej kobiety z zapadniętymi oczodołami zamiast oczu i rękami niczym kruche patyki. Wtedy uschnięta twarz odwróciła się i uśmiechnęła do mnie i wydałam z siebie okrzyk. „Witaj Megan Chase,” wyszeptała wyrocznia, szybując z dala od ściany i jej dwóch upiornych ochroniarzy. „Wiedziałam, że wrócisz.” Ash nie sięgnął po swój miecz, ale wyczułam, że mięśnie napięły mu się pod skórą. Wzięłam głęboki wdech, żeby uspokoić walące serce i zrobiłam krok do przodu. „W takim razie wiesz, dlaczego tu jestem.” Wyrocznia skierowała na mnie baczne, pozbawione oczu spojrzenie. „Starasz się odzyskać to, co oddałaś rok temu. To, co wtedy nie wydawało ci się zbyt ważne, stało się teraz dla ciebie niezwykle cenne. Jak zawsze w tego typu sytuacjach. Wy, śmiertelnicy nie zdajecie sobie sprawy z tego, co macie, dopóki tego nie stracicie.” „Wspomnienie mojego ojca.” Odsunęłam się od Ash’a zmniejszając dystans między mną a wyrocznią. Spojrzenie jej zapadłych oczy śledziło moje ruchy, zapach zakurzonych gazet wypełnił mi nos i usta, gdy się do niej zbliżyłam. „Chcę je z powrotem. Potrzebuje go jeśli…jeśli mam go znów zobaczyć u Leanansidhe. Muszę wiedzieć, ile dla mnie znaczył. Proszę.” Świadomość tej pomyłki wciąż była bolesna. Gdy szukałam brata, przybyliśmy do wyroczni po pomoc. Zgodziła się jej nam udzielić, ale w zamian poprosiła o wspomnienie, tamtego czasu wydawało się to nieistotne. Zgodziłam się na jej cenę i po wszystkim nie miałam pojęcia, które wspomnienie zabrała. Wtedy jednak poznaliśmy Leanansidhe, przetrzymującą kilku ludzi w swoim domu w Pomiędzy. Wszyscy jej ludzie byli artystami, lub jakiś sposób genialni, utalentowani i lekko szaleni od zbyt długiego przebywania w Pomiędzy. Jeden z nich, utalentowany pianista, wydawał się być mną bardzo zainteresowany, chociaż ja nie wiedziałam kim jest. Dowiedziałam się

dopiero po tym, jak opuściliśmy rezydencję, ale wtedy było już za późno, aby wrócić. Mój ojciec. Mój ludzki ojciec, a przynajmniej człowiek, który wychowywał mnie do szóstego roku życia, dopóki nie zniknął. To był fragment mojej pamięci, który zabrała wyrocznia: wszystkie wspomnienia dotyczące mojego ludzkiego taty. A teraz potrzebowałam ich z powrotem. Jeśli mam się udać do Leanansidhe, chciałam żeby wspomnienia o moim ojcu były nienaruszone, kiedy zażądam od niej odpowiedzi, dlaczego w ogóle go przetrzymuje. „Twoim ojcem jest Oberon, Letni Król,” wyszeptała wyrocznia, jej wąskie usta rozciągnęły się w uśmiechu. Mężczyzna, którego poszukujesz, ten człowiek nie jest z tobą związany krwią. Jest zwykłym śmiertelnikiem. Obcym. Dlaczego o niego dbasz?” „Nie wiem,” odparłam nieszczęśliwie. „Nie wiem, czy powinnam się nim przejmować i chcę być co do tego pewna. Kim on był? Dlaczego nas zostawił? Dlaczego jest teraz z Leanansidhe?” Urwałam i utkwiłam wzrok w wyroczni, czując Ash’a podchodzącego do mnie od tyłu, niczym nieme wsparcie. „Muszę wiedzieć,” wyszeptałam. „Potrzebuje tego wspomnienia z powrotem.” Wyrocznia postukała o siebie błyszczącymi paznokciami, zastanawiając się. „Nasz układ był sprawiedliwy,” wychrypiała. „Wymiana jednej rzeczy na drugą, obie się na to zgodziłyśmy. Nie mogę tak po prostu dać ci tego, czego żądasz.” Pociągnęła nosem, wyglądając nagle na oburzoną. „Dostanę cos w zamian.” Domyśliłam się tego. Nie można się spodziewać po elfach, aby oddały ci przysługę nie ustalając za to ceny. Dusząc w sobie irytację, rzuciłam Ash’owi szybkie spojrzenie i zauważyłam, że skinął głową. Też się tego spodziewał. Westchnęłam i odwróciłam się z powrotem do wyroczni. „Czego chcesz?” Postukała się paznokciem w podbródek, strącając kilka płatków martwego naskórka, lub pyłu. Zmarszczyłam nos i cofnęłam się o krok. „Hmm, niech pomyślę. Z czym dziewczyna będzie skłonna się rozstać. Być może…z twoim przyszłym dzie…” „Nie,” powiedzieliśmy jednocześnie z Ash’em. Wyrocznia prychnęła.