tamkasio

  • Dokumenty405
  • Odsłony225 829
  • Obserwuję194
  • Rozmiar dokumentów539.3 MB
  • Ilość pobrań112 154

K. M. Moning - Zamrożeni 06

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

K. M. Moning - Zamrożeni 06.pdf

tamkasio EBooki Karen Marie Moning
Użytkownik tamkasio wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 591 osób, 374 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 2 lata temu

Dzięki

Transkrypt ( 25 z dostępnych 373 stron)

ZAMROŻENI ICED MONING KAREN MARIE Dani O’Malley Księga 01 Tłumaczenie nieoficjalne: DirkPitt1

Część 1

Prolog „Dublinie, masz mnie na skinienie ręki”1 Wyobraźcie sobie świat, który nie zna swoich własnych zasad. Żadnych telefonów komórkowych. Żadnego internetu. Żadnego rynku papierów wartościowych. Żadnych pieniędzy. Żadnego systemu prawnego. Jedna trzecia światowej populacji wymazana w jedną noc i ta liczba rośnie o miliony każdego dnia. Rasa ludzka jest gatunkiem zagrożonym. Dawno temu Wróżki zniszczyły swój świat i postanowiły przejąć nasz. Historia mówi, że próbowały przejąć nad nami kontrolę pomiędzy 10000, a 6000 lat przed naszą erą, ale historycy bardzo się mylą. Jericho Barrons mówi, że byli tu od początku czasu. Powinien wiedzieć, bo jestem całkiem pewna, że on też był. Przez długi czas istniała ściana między naszymi światami. Z wyjątkiem kilku szczelin, to była solidna barykada, zwłaszcza więzienie, które utrzymywało Unseelie. Teraz ta barykada zniknęła, a ściany więzienia są pyłem. Wszystkie wróżki są wolne: zabójczy Mroczny dwór i władczy Dwór Światła,2 który jest dokładnie tak samo zabójczy, po prostu ładniejszy. Wróżka to Wróżka. Nigdy jej nie ufaj. Polują na nas żarłoczne potwory, które są prawie niemożliwe do zabicia. Ich ulubione pożywienie? Ludzie. A jakby to nie było wystarczająco złe, fragmenty Świata Wróżek dryfują, połykając wszystko na ich drodze. Są trudne do spostrzeżenia, możecie w taki wjechać, jeśli nie będziecie ostrożni. W noc, gdy upadły ściany, sam Świat Wróżek został roztrzaskany. Niektórzy mówią nawet, że nieprzyjazny Korytarz Wszystkich Dni został zmieniony i otwarł nowe portale do naszego świata. To dryfowanie, to część, która naprawdę mnie bierze. Możesz iść spać we własnym łóżku i obudzić się w całkowicie innej rzeczywistości. Jeśli masz szczęście, klimat nie zabije cię natychmiast, a mieszkańcy cię nie zjedzą. Jeśli naprawdę, naprawdę masz szczęście, znajdziesz drogę do domu. W końcu. Jeśli masz superszczęście, czas będzie upływał w normalnym tempie, gdy cię nie będzie. Nikt nie ma tyle szczęścia. Ludzie znikają przez cały czas. Zwyczajnie znikają i nikt ich więcej nie widzi. 1 Te tytuły nie takie proste, więc w późniejszym terminie mogą się jeszcze zmienić na sensowniej przetłumaczone.. 2 Również Ciemny i Jasny Dwór.

Poza tym są amorficzne Cienie, które czają się w mroku i pożerają każdą, żywą istotę na ich drodze, aż do substancji odżywczych w glebie. Gdy skończą, wszystko, co pozostaje, to pył, w którym nie mogłaby żyć dżdżownica — nie, żeby one je zostawiły. To pole minowe za drzwiami. Stąpajcie lekko. Zasady waszych rodziców nie obowiązują. Bójcie się ciemności. Jeśli myślicie, że pod waszym łóżkiem albo w szafie jest potwór, prawdopodobnie tam jest. Wstańcie i sprawdźcie.3 Witajcie na Planecie Ziemia. To jest teraz nasz świat — taki, który nie zna swoich własnych zasad. A gdy masz świat, który nie zna własnych zasad, wszystko, co mroczne i obrzydliwe, co kiedyś było trzymane pod kontrolą, wypełza ze szczelin i próbuje wziąć to, czego chce. Wszystkie chwyty dozwolone. Wracamy do bycia jaskiniowcami. Siła to racja. Posiadanie to dziewięć dziesiątych prawa. Im większy i gorszy jesteś, tym większe masz szanse na przetrwanie. Łap spluwę albo naucz się wiać. Szybko. A najlepiej obydwa. Witajcie w Dublinie AWC — Po Upadku Ścian — gdzie wszyscy walczymy o posiadanie tego, co zostało z naszego świata. Wróżki nie mają króla, nie mają królowej, nikogo przy władzy. Dwaj psychotyczni, nieśmiertelni książęta Unseelie walczą o dominację nad obiema rasami. Ludzie nie mają żadnego rządu. Nawet, gdybyśmy mieli, wątpię, że byśmy ich słuchali. To kompletny chaos. Jestem Dani „Mega” O’Malley. Mam czternaście lat. Ten rok został właśnie oficjalnie ogłoszony pierwszym rokiem AWC, a ulice Dublina są moim domem. Żadne dwa dni nie są do siebie podobne. I nie ma żadnego miejsca, gdzie wolałabym być. 3 Jasne. W każdym filmie cycata blondyna w zwiewnej koszuli nocnej słyszy jakiś dźwięk za oknem albo w piwnicy, idzie to sprawdzić i… A można było się zamknąć na cztery spusty i cicho siedzieć.

Rozdział 1 „Ding-dong wiedźma nie żyje” podtytuł: Rowena? — Ja mówię, żebyśmy przyjęły sugestię Mac i zalały to pomieszczenie betonem. — Mówi Val. Krzywię się. Samo usłyszenie jej imienia sprawia, że boli mnie żołądek. Ja i Mac byłyśmy dwoma ziarnami grochu w Mega strąku, bliskie jak siostry. Teraz zabiłaby mnie w jedno uderzenie serca. Cóż, spróbowałaby. Jestem szybsza. — Jak dokładnie spodziewasz się dostarczyć ciężarówki z betonem do katakumb pod opactwem? — Żąda odpowiedzi Kat. — Nie mówiąc o tym ile byłoby go trzeba, żeby zapieczętować tę komnatę. Jest trzy razy większa od pola treningowego inspektora Jayne’a, z sufitem tak wysoko, jak w dowolnej katedrze! Zmieniam pozycję, podciągając kolana w górę, uważając, żeby być naprawdę cicho. Moje nogi są zdrętwiałe od siedzenia z nimi, skrzyżowanymi pode mną. Jestem w stołówce opactwa, wysoko na belce wśród krokwi, gdzie nikt nie może mnie zobaczyć, przeżuwając Snickersa i podsłuchując. To jedno z moich ulubionych miejsc do śledzenia szczegółów. Jestem dobrym wspinaczem, szybkim i zwinnym. Skoro w opinii większości ludzi nadal jestem dzieckiem, oni rzadko pozwalają mi się czegoś dowiedzieć. Żaden problem. Lata temu stałam się profesjonalistką we wpuszczaniu się samej. — Co w takim razie sugerujesz, żebyśmy zrobiły, Kat? — Mówi Margery. — Zostawić najpotężniejszego księcia Unseelie, jaki kiedykolwiek został stworzony, zamrożonego w małej kostce lodu pod naszym domem? To szaleństwo! — Stołówka jest pełna sidhe-seers.4 Większość z nich mamrocze w zgodzie, ale one takie są. Ktokolwiek mówi w danej chwili najgłośniej, jest osobą, z którą się zgadzają. Owce. Przez połowę czasu, gdy szpieguję, wszystko, co mogę zrobić to nie zeskoczyć na dół, zakręcić tyłkiem i powiedzieć Beeee, zobaczyć czy którakolwiek z nich załapie, o co mi biega. 4 Czyt. Szi sirs.

Byłam w opactwie przez większość nocy, czekając, aż ludzie się pobudzą i pójdą na śniadanie, niecierpliwi, żeby ci, którzy nie spali całą noc, jak ja, przekazali wszystkim nowiny i zaczęli nad nimi dyskutować. Nie potrzebuję, aż tyle snu, co inni ludzie, ale gdy w końcu padnę, jestem jak martwa. Niebezpiecznie jest tracić przytomność tak, jak ja to robię, więc zawsze ostrożnie wybieram miejsce, gdzie śpię — za wieloma zamkniętymi drzwiami i z rozstawionymi pułapkami na miejscu. Wiem jak na siebie uważać. Byłam zdana na siebie, odkąd miałam osiem lat. — To nie bardzo jest kostka lodu. — Mówi Kat. — Sam Król Unseelie uwięził Cruce’a. Widziałyście jak pręty wystrzeliwują z podłogi wokół niego. Nie mam rodziny. Gdy moja matka została zabita, Ro zmusiła mnie do przeniesienia się do opactwa, z pozostałymi sidhe-seers — tymi z nas, które widzą Wróżki i mogły je widzieć nawet zanim upadły ściany. Niektóre z nas mają też unikalne dary. Przyzwyczaiłyśmy się myśleć o nas samych terminami my i oni, ludzie i Wróżki, dopóki nie dowiedziałyśmy się, że Król Unseelie manipulował nami dawno temu, mieszając swoją krew z liniami krwi sześciu starożytnych, irlandzkich domów. Niektórzy mówią, że jesteśmy splamione, że mamy wewnątrz wroga. Ja mówię, że cokolwiek czyni nas silniejszymi, do licha, czyni nas silniejszymi. — Alarm nie jest włączony. — Odparowuje Margery. — I żadna z nas nie może rozgryźć jak uzbroić siatkę, która powstrzymuje ludzi przed wchodzeniem. Co gorsza nie możemy nawet zamknąć drzwi. Mac próbowała godzinami. Nie wyrzyguję kęsa czekolady i orzeszków ziemnych, które próbuję połknąć, ale jest blisko. Muszę przywyknąć do mojej reakcji na jej imię. Za każdym razem, gdy je słyszę, widzę ten wyraz jej twarzy, gdy poznała prawdę o mnie. Chrzanić to! Wiedziałam, że to się stanie, jeśli ona odkryje, że zabiłam jej siostrę. Nie mam żadnego interesu w byciu przygnębioną z tego powodu. Jeśli wiesz, co nadchodzi i nie zrobisz nic, żeby to powstrzymać, nie masz żadnego prawa grać zaskoczonej i wkurwionej, gdy gówno wpadnie w wentylator. Zasada nr 1 we wszechświecie: gówno zawsze uderza w wentylator. To natura gówna. To magnes na wentylatory. — Powiedziała, że na nią nie reagują. — Mówi Margery. — Myśli, że Król coś z nimi zrobił.5 Barrons i jego ludzie próbowali zamknąć je siłą, ale nie mieli szczęścia. Zacięły się otwarte. — Właściwie każdy może wejść. — Mówi Colleen. — Znalazłam dziś rano bliźniaczki Meehan, stojące tam na dole z rękami wokół prętów, gapiące się na niego, jakby był jakimś aniołem! — A co ty, robiłaś tam na dole dziś rano? — Mówi Kat do Colleen. Colleen odwraca wzrok. 5 No pewnie, on nadal uważa Cruce’a za swoje największe dzieło i dopilnował, żeby ludzie mogli urządzać pielgrzymki, żeby go oglądać.

Splamiona krew czy nie, nie mam żadnych narzekań, będąc sidhe-seer. Dostałam najlepsze dary ze wszystkich. Żadna inna sidhe-seer nie wie jak sobie ze mną poradzić. Jestem superszybka, supersilna, mam supersłuch, superwęch i grzesznie ostry wzrok. Nie wiem czy mam lepszy smak, czy nie. Skoro nie mogę smakować językiem nikogo innego, przypuszczam, że nigdy się nie dowiem. Ta superszybka część jest najlepsza. Mogę śmignąć przez pokój, a ludzie nawet mnie nie widzą. Jeśli poczują podmuch, gdy ich mijam, zwykle winią za to otwarte okno. Otwieram okna wszędzie, dokąd idę. To mój kamuflaż. Jeśli wchodzisz do pokoju z wieloma otwartymi oknami, przypatrz się uważnie podmuchom, które wydają się przeciwne do tych, dochodzących z zewnątrz. — To dlatego, że on wygląda jak anioł. — Mówi Tara. — Taro Lynn, nie wchodź tam nawet na sekundę. — Mówi ostro Kat. — Cruce zniszczyłby nas wszystkich, gdyby pomyślał, że ma przez to coś do zyskania, a to było zanim przeczytał Księgę i wchłonął jej moc. Teraz on jest Sinsar Dubh — najmroczniejszą, najbardziej pokręconą magią rasy Wróżek. Zapomniałaś, co zrobiła Barb? Nie pamiętasz ilu ludzi zmasakrowała Księga, gdy nie miała ciała? Teraz je ma. I jest pod naszym opactwem. I ty myślisz, że wygląda jak anioł? Że jest piękny? Straciłaś rozum? Nie byłam pod katakumbami zeszłej nocy, więc nie udało mi się zobaczyć na własne oczy, co się stało. Trzymałam się z dala od osoby, której imienia nie wymawiam. Jednak słyszałam, co się stało. To wszystko, o czym każdy mówi. Ludzie, V’lane jest Cruce’em! On nie jest nawet Seelie. Jest najgorszym z książąt Unseelie. Ledwie mogę w to uwierzyć. Byłam w nim strasznie zadurzona! Myślałam, że był tym, który uratuje nas wszystkich, tocząc dobrą walkę, po ludzkiej stronie tej wojny. Okazuje się, że to on był wojną — dosłownie, jak Wojna w Czterech Jeźdźcach Apokalipsy, jadący ze swoimi trzema braćmi, książętami Unseelie: Śmiercią, Zarazą i Głodem. Nasze mity były prawdziwe. Gdy znów jeździli po naszym świecie, wszystko poszło prosto do piekła. Nikt nawet nie wiedział, że on żyje. Cruce miał zostać zabity trzy czwarte miliona lat temu. Zamiast tego maskował się, jako V’lane, przez cały ten czas, ukrywając się urokiem, infiltrując dwór Seelie, manipulując wydarzeniami, dyrygując pierwszorzędną okazją zdobycia tego, czego chciał — dominacji nad obiema rasami. Wróżki mają tyle cierpliwości, co plaże piasku. Oczywiście, sądzę, że cierpliwość jest łatwa, gdy żyjesz pieprzoną wieczność. Słyszałam też, że był jednym z tych czterech, którzy zgwałcili M — tę osobę, której imienia nie myślę — tego dnia w kościele, gdy Lord Master wypuścił na nią książąt. A ja powiedziałam mu, że pewnego dnia oddam mu moje dziewictwo! Przynosił mi czekoladki, flirtował ze mną! V’lane to Cruce. Ludzie. Czasami to wszystko, co możesz powiedzieć.

Tara buntowniczo wytrzymuje gniewne spojrzenie Kat. — To nie znaczy, że chcę go uwolnić. Mówię tylko, że jest piękny. Nikt nie może z tym dyskutować. Ma skrzydła jak anioł. On jest piękny. I mamy wielkie, wielkie problemy. Ostatniej nocy zeszłam do katakumb, w tej samej chwili, gdy wszyscy w końcu się wynieśli. Przeszłam przez podziemny labirynt, aż znalazłam komnatę, w której kiedyś znajdowała się Sinsar Dubh. I nadal się znajduje — tylko w innej skórze. V’lane nie wygląda już jak V’lane. Jest zamknięty w środku bryły lodu, otoczony przez klatkę ze świecących prętów. Jego głowa jest odrzucona w tył, jego oczy są opalizującym ogniem, krzyczy, a jego ogromne skrzydła jak czarny aksamit, są szeroko rozłożone. Jasne tatuaże pełzają pod jego skórą, która lśni jak złoty pył. I jest nagi. Gdybym nie widziała innych penisów na filmach, martwiłabym się o utratę mojego dziewictwa. — Czarne skrzydła, Tara. — Mówi Kat. — Jak czarna magia, jak „zabójczy.” Wcześniej był niebezpieczny. Teraz jest tysiąc razy gorszy. Król nigdy nie powinien pozwolić mu przeczytać całej Księgi. Powinien go powstrzymać. — Mac powiedziała, że Król nie chciał zostawiać Sinsar Dubh podzielonej. — Mówi Colleen. — Martwił się, że nie będziemy w stanie utrzymać jej zamkniętej, w dwóch miejscach.6 Grzebię w kieszeni plecaka, który zawsze mam na ramieniu — nigdy nie wiesz, czego i kiedy będziesz potrzebować, a ja zawsze jestem w biegu — i wyciągam kolejnego batona Snickers. Znów to pieprzone imię. Jedzenie łagodzi siniaka, którego dostaję od powtarzających się ssań-uderzeń w moim brzuchu. — Nie mogłyśmy utrzymać jej zamkniętej, gdy była tylko w jednym miejscu. — Mówi Kat. — Dlatego, że Rowena ją wypuściła. — Mówi Val. Dowiedziałam się tej części historii, wcześniej tego ranka, słuchając sidhe-seer, rozmawiające pod prysznicem. Gdy Sinsar Dubh przejęła kontrolę nad Roweną, zeszłej nocy, ta osoba, której nie nazywam, zabiła ją. Ale nie przed tym jak Ro pochwaliła się jak uwolniła Sinsar Dubh. A niektórzy nadal mówią o urządzeniu pogrzebu dla tego starego nietoperza! Ja mówię, Wielka Władczyni owiec-sidhe jest martwa. Hu-pieprzone-ra! Dawajcie tort i imprezowe czapeczki! — Ona osłabiła Rowenę. — Mówi Kat. Rowena urodziła się słaba. Żądna władzy wiedźma. — Może Cruce osłabi nas. — Mówi Kat. Wydaję westchnienie wokół słodkiego batona i połykam go. Nowa tymczasowa przywódczyni opactwa i chwilowa Wielka Mistrzyni sidhe-seers na całym świecie, właśnie 6 Tak, jakby z pojedynczą Księgą im się udało.

popełniła wielki błąd. Nauczyłam się rzeczy czy dwóch od tej nienazwanej osoby, gdy trzymałyśmy się razem. Owce-sidhe potrzebują stanowczej ręki. Nie stanowczej jak Ro, która była zastraszająca, lekceważąca i tyranizująca, ale pewnej w sposób, który nie sprawia, że owce się rozpraszają. Strach i wątpliwość są głównymi czynnikami, powodującymi rozproszenie stada. Kat powinna powiedzieć coś o tym, jak to dobrze, że one wszystkie były o tyle silniejsze od Roweny. Nawet dziecko widzi, co dzieje się tam na dole, w pokoju. Sidhe-seers się boją. Rowena jest martwa. Dublin jest targanym przez zamieszki bajzlem, wypełnionym potworami. Jeden z tych dobrych gości okazał się zły. Ich życie zmieniło się zbyt szybko, na zbyt wiele sposobów, żeby sobie z tym poradziły. Są łatwymi celami do przekonania przez najbardziej perswazyjnego, najsilniejszego przywódcę i to znaczy, że Kat musi się takim stać, szybko. Zanim zrobi to ktoś znacznie mniej zdolny i miły. Ktoś taki, jak Margery, która nawet teraz obserwuje tłum zmrużonymi oczami, jakby miała w tyłku termometr, mierzący temperaturę. Jest o rok starsza od Kat i była częścią wewnętrznego kręgu Ro, gdy ta stara wiedźma żyła. Nie pogodzi się ze zmianą straży, która nie uwzględnia jej. Narobi kłopotów z każdą szansą, jaką dostanie. Mam nadzieję, że Kat wie, jak perfidna ona potrafi być. Każdy, kto kiedykolwiek był blisko Ro przez dłużej niż powiedzmy — jedną sekundę — ma w sobie coś poważnie przerażającego. Wiem. Ja byłam najbliżej niej ze wszystkich. Politycy owiec-sidhe. Ludzie, nienawidzę ich. Oplatają cię jak lepkie, pajęcze sieci. Ja uwielbiam żyć na własnych zasadach! Jednak cały czas tęsknię za opactwem. Zwłaszcza, gdy pomyślę o nich, piekących ciastka i tym podobnych. Słuchanie głosów w tle, gdy drzemiesz, jest miłe. Wiedza, że nawet, jeśli jesteś źle rozumiana, nie jesteś całkowicie sama na świecie, nie jest najgorszą rzeczą. Kat ma rację: Sinsar Dubh, którą miałyśmy zamkniętą i uwięzioną zaklęciami pod opactwem, jest niczym w porównaniu do tego, co mamy pod naszą podłogą teraz. Problemem jest to, że ona nie wygląda już dłużej jak Sinsar Dubh. Cała najmroczniejsza magia i moc Wróżek nie jest już dłużej uwięziona między okładkami książki. Jest w ciele księcia Wróżek, w całej jego nagiej, uskrzydlonej chwale. A jeśli nigdy wcześniej nie widzieliście księcia Wróżek, to powodująca opad szczęki, wytrzeszcz oczu i rozpad mózgu ilość chwały. To tylko kwestia czasu, zanim ktoś go uwolni. Kat nie dotarła jeszcze nawet do krytycznie zabójczego faktu: teraz mnóstwo ludzi wie, że on jest tam na dole, wypchany po uszy każdym, najmniejszym ułamkiem zabójczej magii rasy Wróżek. Znam ludzi. Widziałam wszystkie kształty i rozmiary, w jakich występują. Ktoś będzie wystarczająco głupi, żeby wierzyć, że może go kontrolować. Ktoś znajdzie sposób na przebicie się przez ten lód.

Jericho Barrons to tylko jeden z wielu innych ludzi,7 którzy polowali na Sinsar Dubh przez tysiące lat. Żaden z nich nigdy nie wiedział, gdzie jest. Gdyby wiedzieli, zaatakowaliby nasze opactwo w ciemnych wiekach, gdy niezdarnie wzniesiona, okrągła, kamienna wieża była wszystkim, co ukrywało wejście do naszego podziemnego miasta. I rozebraliby ją kamień po kamieniu, w ruinę, aż znaleźliby to, po co przyszli. Teraz cała masa ludzi i Wróżek wiedziała, gdzie dokładnie była przechowywana najpotężniejsza broń, jaka kiedykolwiek została stworzona. Ludzie gadają. Wkrótce cały świat będzie wiedział, że jest tutaj. Prycham, wyobrażając sobie napadające nas hordy, wywołujące chaos, szalejące, wymachujące bronią. Głupie owce-sidhe, zbyt zajęte kłótnią, jaki jest najlepszy sposób obrony, żeby przejść do tej obrony. Wzdycham. Kat spogląda w górę. Przestaję oddychać, mocno przyciągam kolana do piersi i pozostaję idealnie nieruchomo. Po chwili Kat potrząsa głową i wraca do rozmowy. Znów wzdycham, ale ciszej. Właśnie popełniła swój drugi błąd. Napotkawszy coś, czego nie mogła wyjaśnić, udała, że tego tam nie było. Ludzie, jak struś. Czekam kilka minut, aż znów się rozgrzeją, wykorzystuję zamieszanie i przemieszczam się błyskawicą na zewnątrz. ***** Uwielbiam poruszać się tak, jak to robię. Nie mogę wyobrazić sobie życia w żaden inny sposób. Gdy coś mnie wkurza, wszystko, co muszę zrobić, to popędzić wokół miasta, po szpiegować tych wszystkich, powolnych, zwyczajnych ludzi, którzy się wleką i natychmiastowo czuję się milion razy lepiej. 7 To słowo człowiek do Barronsa odnosi się raczej umownie.

Dostałam najzajebistszą rzecz na świecie. Jestem superbohaterką. Do niedawna byłam jedyną, o jakiej wiedziałam. Według mojej mamy, nie miałam normalnego przejścia malucha od pełzania do chodzenia. Przeszłam od leżenia na plecach, licząc pulchne paluszki u stóp i gaworząc szczęśliwie, gdy zmieniała mi pieluchy (nigdy nie widziałam powodu, żeby płakać, gdy ktoś czyści z ciebie kupkę) do tego, co jak początkowo myślała, było teleportacją. W jednej sekundzie byłam na podłodze salonu, a w następnej zniknęłam. Bała się, że zabrała mnie Wróżka — one zwykły robić to sidhe-seers, gdy je odkryły — dopóki nie usłyszała mnie w spiżarni, próbującą otworzyć słoik z jedzeniem dla dzieci. To była utarta kukurydza. Pamiętam. Nadal lubię utartą kukurydzę. Choć nie jest dobrym paliwem. Błyskawicznie spalam uderzenie cukrowej energii. Nigdy nie chodziłam do szkoły. Nie chcę wiedzieć, jak powstrzymała mnie przed opuszczaniem domu. Nie ma wielu opcji przy dziecku, które może poruszać się szybciej niż ty możesz mrugnąć. I żadna z nich nie jest poprawna politycznie. Już nie jestem jedyną superbohaterką w Dublinie, co zakurwiście8 mnie irytuje, ale powoli dochodzę do zrozumienia, że to może być dobra rzecz. Zaczynałam robić się zadowolona, a to robi się zdradliwe, jeśli nie uważasz. I znudzona. To niewielka zabawa, zawsze być najlepszą i najszybszą. Odrobina współzawodnictwa utrzymuje cię w ruchu, sprawia, że próbujesz bardziej, żyjesz lepiej. To wszystko, czym jestem: żyć bardziej. Chcę odejść w płomieniach chwały, w młodości. Nie chcę niszczeć kawałek po kawałku, tracić rozum i umrzeć pomarszczona i stara. Biorąc pod uwagę obecny stan naszego świata, nie jestem pewna czy ktokolwiek z nas musi się jeszcze o to martwić.9 Na szczycie mojej listy kolesi do pobicia jest Jericho Barrons i jego ludzie. Jak ja, są superszybcy i supersilni. Tak bardzo, jak nienawidzę tego przyznać — są szybsi. Ale pracuję nad tym. Barrons może wyrwać mnie prosto z cienkiego powietrza (ludzie, dlaczego to nie jest gęste powietrze? Te rzeczy, które ludzie mówią!),10 gdy przemieszczam się błyskawicą, co jest tym, jak nazywam sposób, w jaki się poruszam. Zaczynam w punkcie A, zachowuję mentalną fotkę wszystkiego wokół mnie, wciskam gaz i w mgnieniu oka jestem w punkcie B. To ma tylko 8 Dani ma ten swój język potoczny, a ja nie jestem za bardzo zorientowany, jak to teraz młodzież mówi, ale robię, co mogę. Rany, jeszcze niedawno sam byłem tą młodzieżą, a teraz co? Jestem stary.  9 Na pewno nie Mac. Niezależnie od tego, kiedy umrze, przynajmniej ma gwarancję, że nie będzie miała zmarszczek. Prawdopodobnie istny raj dla kobiety. 10 To zdanie zostało przetłumaczone dosłownie, co brzmi może trochę kulawo, ale w ten sposób zachowuję kontekst wypowiedzi w nawiasie.

kilka wad. Jeden, jestem nieustannie posiniaczona od wbiegania w obiekty z pełną prędkością, ponieważ niektóre z rzeczy, które umieszczam na mojej mentalnej siatce, nie są stacjonarne, jak ludzie,11 zwierzęta i Wróżki. Dwa, przemieszczanie się błyskawicą, wymaga tony jedzenia, jako paliwa. Muszę bez przerwy jeść. Zbieranie i noszenie takiej ilości jedzenia to ból w tyłku. Gdy nie zjem wystarczająco dużo, robię się oklapła i drżąca. To żałosne. Jestem zbiornikiem paliwa, który jest albo pełny, albo pusty. Dla mnie nie ma pół baku. Znacie te filmy, gdzie ludzie noszą taśmy z amunicją wokół ciała? Ja noszę batony proteinowe i Snickersy. Przynajmniej raz w ciągu nocy śmigam do Chester’s, Dublińskiego, podziemnego miejsca imprez i zaliczania, jakakolwiek jest twoja fantazja i liczenia na odrobinę nieśmiertelności, posiadanego i kierowanego przez bliskiego kumpla Barronsa, Ryodana i zaczynam zabijać każdą Wróżkę, która kręci się na zewnątrz. Tym ludziom zwykle zajmuje całe pięć sekund, żeby się pojawić, ale ja mogę zrobić mnóstwo w pięć sekund. Chester’s jest bezpieczną strefą. Zabijanie Wróżek jest tam zabronione, nie ważne, co robią. A robią pewne chore rzeczy. Zabijanie ludzi, jednakże nie jest w Chester’s zabronione.12 To mój główny problem, więc kontynuuję przysparzanie Ryodanowi zmartwień i nie mam zamiaru przestać. Jednej z tych nocy będę szybsza od niego, szybsza od nich wszystkich. Wtedy zabiję wszystkie Wróżki w Chester’s. Drugie na mojej liście współzawodnictwa są Wróżki, na które poluję. Niektóre z nich potrafią się teleportować. Nazywają to „przenikaniem.” Nie rozumiem fizyki tego. Wiem tylko, że to szybsze od przemieszczania się błyskawicą. Co martwiłoby mnie bardziej, gdybym nie miała Miecza Światła, jednej z dwóch broni, które mogą eksterminować ich nieśmiertelne dupy, więc w większości zostawiają mnie w spokoju. Ta, która nie jest nazywana, ma tę drugą broń, Włócznię. Mój żołądek znowu boli. Gdy rozpakowuje proteinowego batona, decyduję zacząć myśleć o niej, jako „Tej Osobie” w skrócie TO. Może wtedy mój umysł prześlizgnie się po myślach o „TO” bez szarpnięcia i kopnięcia mnie w żołądek. Ostatni są książęta Unseelie. Było ich czterech. Cruce wypadł teraz z gry. Dwaj chodzą luzem po Dublinie, nie znajdując się już pod kontrolą Lorda Master, co czyni ich znacznie niebezpieczniejszymi niż byli. Zaczęli walczyć ze sobą i uderzają na własną rękę. Z tych dwóch bierze się główny problem. Nie tylko mogą przenikać, samo patrzenie na nich sprawia, że płaczesz krwią. A jeśli uprawiasz z nimi seks… cóż, nie rób tego.13 Dość już powiedziano. 11 Wyobraźcie sobie, idziecie sobie spokojnie, przed wami pusta ulica, a tu nagle coś niewidzialnego wpada na was, przewraca i przebiega po was. A potem parapsycholodzy donoszą o poltergeistach. 12 Z jakiegoś powodu byłem przekonany, że rozejm obowiązuje obie strony. 13 W takim wypadku tylko Barrons może pomóc, ale wątpię, żeby Mac wypożyczyła go komukolwiek do takiego zadania.

Wokół nich już tworzą się kulty. Owce zawsze szukają nowego pasterza, gdy teren robi się skalisty. Nie próbuję swoich sił przeciw książętom. Trzymam się z dala. Śpię z mieczem w ręce. Biorę z nim prysznic. Nigdy nie pozwalam nikomu innemu go dotykać. Kocham mój miecz. To mój najlepszy przyjaciel. Zabiłam jednego księcia Unseelie. Jestem jedyną osobą, która kiedykolwiek to zrobiła. Dani Mega O’Malley zarżnęła księcia Unseelie! Musicie to kochać. Jedyny problem jest taki, że teraz ci dwaj, którzy zostali, mają do mnie straszną nienawiść. Mam nadzieję, że będą zbyt zajęci walką ze sobą nawzajem, żeby przyjść po mnie. Moje życie składa się głównie z obserwowania mojego miasta. Monitorowania wszystkiego, co się zmienia. Uwielbiam znać szczegóły, rozprzestrzeniać ważne informacje. Nie wiem, co Dublin by beze mnie zrobił. Prowadzę gazetę, o nazwie Dziennik Dani, którą wystawiam trzy razy w tygodniu. Czasami robię wydanie specjalne, gdy dzieje się coś dużego. Zbieram wiadomości w tym, co zostało z General Post Office, od ludzi, którzy mają problemy z trudnymi do zabicia Wróżkami. Uwielbiam wpadać i ratować dzień! Traktuję moją robotę poważnie, jak inspektor Jayne i Strażnicy, którzy nocą patrolują ulice. Dublin mnie potrzebuje. Nie zamierzam go zawieść. Właśnie wydałam moją pierwszą książkę, Dani Robi Porządek w Dublinie: ABC o AWC.14 Dancer pomaga mi ją drukować i rozprowadzać. Recenzje są świetne. Jedynym problemem jest to, że za każdym razem, gdy uczę się czegoś nowego, co dzieje się ciągle, muszę wydawać edycję uzupełnioną. Już jestem przy piątej. Niektórzy ludzie, którym pomagam, są prawdziwymi kłębkami nerwów, bojącymi się własnych cieni. Mogę powiedzieć, tylko na nich patrząc, że nie przetrwają długo. To mnie smuci, ale robię, co mogę. Decyduję wpaść teraz do General Post Office, zobaczyć czy ktokolwiek zostawił dla mnie informacje. Pochłaniam mój proteinowy baton w dwóch kęsach i chowam opakowanie do kieszeni. Nie wiem, dlaczego nie mogę zmusić się do śmiecenia, biorąc pod uwagę, że ulice są pokryte szczątkami z chaosu nocy, w której upadł Dublin, ale dodawanie do tego wydaje się złe. Mrużę oczy, patrzę w głąb ulicy tak daleko, jak mogę, planuję każdą przeszkodę na mojej mentalnej siatce, aż wszystko wskakuje na miejsce: porzucone samochody z pootwieranymi drzwiami, tylko czekające, żeby mnie walnąć, jeśli zejdę z kursu o cal, latarnie uliczne, wyrwane z nawierzchni, z bryłami betonu przyczepionymi do podstawy i pasy metalu, które wykończą moje golenie, jeśli nie będę ostrożna, stoły, powyrzucane przez okna pubów, blokujące chodniki. Rozumiecie, o co chodzi. 14 O rany, Dani, no nie bądź taka skromna! Nie musisz tak umniejszać swoich zasług!

Biorę głęboki oddech i ustępuję, uwalniam to miejsce sidhe-seer w mojej głowie i wślizguję się w inny styl istnienia. Ro próbowała nakłonić mnie do wyjaśnienia jej tego, jakby może mogła rozgryźć jak to zrobić, gdyby próbowała wystarczająco mocno. Najlepsze, co mogę wymyślić, to to: to jak mentalne podnoszenie samej siebie i popychanie w bok, aż nagle… po prostu jesteś czymś innym. Sądzę, że zmieniam Dani-biegi. Pęd jest Mega intensywny i cóż… nie mogę wyobrazić sobie życia bez tego, bo nie ma czegoś takiego, jak życie, bez tego. Robię to teraz, zmieniam się ostro i szybko, a potem jestem cała i wolna, i idealna. Wiatr we włosach! Pęd błyskawicy! Nawet nie czuję moich stóp, bo mam u nich skrzydła! Ściągam twarz w skupieniu i popycham bardziej, szybciej, każda nanosekunda będzie się liczyć, jeśli mam pobić — Uderzam w ścianę. Skąd do cholery się to wzięło? Jak mogłam przeoczyć to na mojej siatce? Cała moja twarz jest zdrętwiała i nic nie widzę. Uderzenie wybija mnie z poruszania się błyskawicą i wysyła w ślepe potknięcie. Gdy w końcu łapię równowagę, nadal nie jestem w stanie się skupić. Walnęłam w ścianę tak mocno, że chwilowo mnie to oślepiło. Moja twarz będzie czarnoniebieska całymi dniami, oczy zapuchnięte do szparek. Jakie to zawstydzające! Nienawidzę chodzić z wszystkimi moimi błędami na twarzy, dokładnie tam, żeby wszyscy mogli je zobaczyć! Tracę cenne sekundy, próbując dojść do siebie i wszystkim, o czym mogę myśleć, jest: dobrze, że to była ściana, a nie wróg. W tej chwili jestem siedzącą kaczką i to wszystko moja wina. Wiem lepiej, żeby nie trzymać głowy z przodu, gdy poruszam się błyskawicą. W ten sposób można się zabić. Ciało może przyjąć znacznie większy impet niż twarz. Jeśli nie jesteś ostrożny, możesz wbić sobie nos w mózg. — Niedbała Mega. — Mamroczę. Nadal nie widzę. Ocieram krew z nosa rękawem i wyciągam rękę, żeby pomacać, w co uderzyłam. — To mój kutas. — Mówi Ryodan. Odrywam dłoń. — Fuj! — Krztuszę się. Znów czuję moją twarz — ponieważ płonie. Co za wszechświat sprawia, że wyciągam rękę dokładnie na tym pieprzonym poziomie, żeby dotknąć tego, co jak myślę jest ścianą, a kładę rękę na penisie? Potem przypominam sobie, że to Ryodan i krzywię się. — Zrobiłeś to celowo! — Oskarżam. — Widziałeś moją, wyciągającą się rękę i wszedłeś prosto na nią! — Po co miałbym to robić, dzieciaku. Ryodan ma najbardziej wkurwiający sposób zadawania pytań, bez właściwej intonacji na końcu. Jego głos w ogóle się nie unosi. Nie wiem, dlaczego to tak bardzo mnie irytuje. Po prostu

to robi. — Żeby zawstydzić mnie i sprawić, że poczuję się głupio! Zawsze skłaniasz się ku korzyściom, co? — Ryodan doprowadza mnie do totalnego szaleństwa. Nie mogę go znieść! — Niedbała to niedopowiedzenie. — Mówi Ryodan. — Mógłbym cię zabić. Wyciągnij głowę, dzieciaku. Patrz, dokąd idziesz. Mój wzrok w końcu zaczyna się przejaśniać. — Ja. Patrzyłam. — Mówię wkurwionym tonem. — Ty wszedłeś mi w drogę. Patrzę na niego. Ludzie, on jest wysoki. Jedyna latarnia uliczna, która działa, jest kawałek za jego głową, pogrążając jego twarz w cieniu, ale on tak lubi. Przysięgam, że z jakiegoś powodu ustawia każde miejsce, do którego idzie, żeby mieć światło za plecami. Ma na twarzy ten słaby uśmiech, który zwykle nosi, jakby był stale rozbawiony przez nas, pomniejszych śmiertelników. — Nie jestem pomniejszym śmiertelnikiem. — Mówię cierpko. — Nie powiedziałem, że jesteś. W rzeczywistości, to dokładnie dlatego, że nie jesteś mniejsza, niż jesteś, na moim radarze. — Cóż, usuń mnie z niego. — Nie mogę. Czuję, że tonę. Nie tak dawno, Ryodan wytropił mnie w miejscu, gdzie siedziałam, na szczycie mojej ulubionej wieży wodnej i powiedział, że ma dla mnie pracę. Oczywiście odmówiłam. Od tamtej pory wmawiałam sobie, że wypełnił jakikolwiek miał wakat, kimś innym. Nie chcę wpadać w nic z Ryodanem i jego ludźmi. Mam przeczucie, że nigdy nie da się z tego wypaść. Po prostu ciągle się spada. Oczywiście, to nie powstrzymuje mnie od węszenia wokół Chester’s. Musisz znać swoich przeciwników, wiedzieć, co zamierzają. Koleś czegoś ode mnie chce, a ja chcę wiedzieć, czego. W zeszłym tygodniu znalazłam tylne wejście do jego klubu, o którym, mogę się założyć, nie wie nikt, poza mną i jego ludźmi. Myślę, że sądzili, że jest tak dobrze ukryte, że nie muszą zawracać sobie głowy, chronieniem go. Widziałam pewne rzeczy. Moja twarz znów robi się gorąca, na przypomnienie. — Czekałem, aż zgłosisz się do pracy, Dani. Musiałaś natknąć się na jakiś problem, o którym nie wiem. Zgłosić się do pracy, moja dupa. Nie odpowiadam przed nikim. Sposób, w jaki mówi tę ostatnią część, brzmi, jakby dokładnie mnie pilnował i wiedział o każdym problemie, jaki mam, a jakiego nie mam. — Powiem to jeszcze jeden raz. Nigdy się nie wydarzy. — Nie rozumiesz. Nie daję ci wyboru. — Nie rozumiesz. Nie przyjmuję tego. Nie jesteś moim szefem.

— Lepiej miej nadzieję, że jestem, dzieciaku, ponieważ jesteś ryzykiem w moim mieście. A są tylko dwa sposoby, jakimi radzę sobie z niekontrolowanymi zmiennymi. Jednym z nich jest zaoferowanie ci pracy. Spojrzenie, które mi posyła, mówi wyraźnie, że nie chcę wiedzieć, jaka jest druga opcja. Wycieram więcej krwi z mojego nosa i nadymam się. — Myślałam, że to miasto Barronsa. — Mówię. Ignoruje moją drwinę. — Ryzyko, którego nie podejmę. Jesteś za szybka, za silna i za głupia. — Nie ma we mnie nic głupiego. Chociaż jestem szybka i silna. — Puszę się. — Najlepsza z najlepszych. Dani Mega O’Malley. To tak mnie nazywają. Mega. Nikt nie ma niczego więcej niż ja. — Pewnie, że mają. Mądrość. Zdrowy rozsądek. Zdolność rozróżniania bitwy wartej walki i pozowania nastoletnich hormonów. Gah! Nie pozuję! Nie muszę! Jestem prawdziwą, stuprocentową superbohaterką! Ryodan wie dokładnie jak zaleźć mi za skórę, ale nie dam mu satysfakcji pokazania tego. — Hormony nie wpływają na mój proces myślenia. — Mówię chłodno. — I kurde, tak, jakby moje „nastoletnie hormony” różniły się czymś od twoich. Mówimy o kotle, przyganiającym garnkowi. — Po mojej potajemnej wizycie w zeszłym tygodniu, wiem rzecz czy dwie o Ryodanie. — Jesteś człowiekiem. Hormony będą osłabiać cię na każdym kroku. I jesteś o wiele za młoda, żeby wiedzieć o mnie choćby gówno. — Nie jestem zbyt młoda, żeby wiedzieć cokolwiek. Wiem, że ty i ci pozostali kolesie przez cały czas jesteście wyłącznie seksem. Widziałam te kobiety, które trzymacie — Zatykam sobie usta. — Widziałaś. — Nic. Nie widziałam niczego. — Nie zdarza mi się często wygadać. Przynajmniej się nie zdarzało. Ale sprawy ostatnio są dziwne. Mój nastrój zmienia się jak kameleon w kalejdoskopie. Robię się drażliwa i kończę, mówiąc rzeczy, których nie powinnam. Zwłaszcza, gdy ktoś ciągle nazywa mnie „dzieciakiem” i rozkazuje mi. Jestem nieprzewidywalna nawet dla mnie samej. To boli. — Byłaś na poziomie czwartym. — Jego oczy są przerażające. Potem znów jest Ryodanem. Jego oczy są bardzo przerażające. — Co to jest poziom czwarty? — Mówię niewinnie, ale on nie kupuje tego nawet na minutę. Poziom czwarty to coś jak z filmu porno. Wiem. Do niedawna oglądałam ich mnóstwo, aż ktoś, kto nie dałby za mnie uncji gówna, zrobił mi awanturę, jakby TO zależało. To głupie myśleć, że tylko dlatego, że ktoś drze się na ciebie, jakby martwił się o to jak dorastasz i kim się stajesz, dba o ciebie.

Uśmiecha się. Nienawidzę, gdy on się uśmiecha. — Dzieciaku, flirtujesz ze śmiercią. — Najpierw będziesz musiał mnie złapać. Oboje wiemy, że to pusta brawura. On może. Krzyżuje ze mną spojrzenia. Odmawiam odwrócenia się, chociaż wydaje się jakby przesiewał zapisy mojej siatkówki, odtwarzając wszystko, co widziałam. Mijają długie sekundy. Cofam podbródek, wpycham rękę w kieszeń jeansów i przechylam biodro. Beztroska, nonszalancka, znudzona, mówi moje ciało. Ponieważ nie dostaje tej wiadomości z wyrazu mojej twarzy. — Poczułem podmuch w prywatnej części klubu, w zeszłym tygodniu. — Mówi w końcu. — Ktoś szybko przechodził obok. Pomyślałem, że to musiał być Fade, z jakiegoś powodu nie chcący być widziany, ale nie był. To byłaś ty. To nie jest cool, Dani. Bardzo nie cool. Czy mówię wystarczająco dobrze twoim językiem, żeby przeniknąć do tej twojej, nastoletniej, twardej jak kamień, samobójczej głowy. Przewracam oczami. — Gah, stary gościu, proszę, nie próbuj mówić jak ja. Uszy mi odpadną! — Błyskam mu zadziornym stu Mega-watowym uśmiechem. — To nie moja wina, że nie możesz się na mnie skupić, gdy przechodzę obok. I co z tymi wszystkimi, nastoletnimi bredniami? Wiem, ile mam lat. Ty jesteś tym, który potrzebuje przypomnienia? To, dlatego ciągle rzucasz tym we mnie, jak jakąś obelgą? Nie jest nią. Czternaście lat to bycie na szczycie świata. Następną rzeczą, jaką wiem, to, że jest w mojej przestrzeni, połykając ją. Ledwie zostawiając mi miejsce do bycia. Nie będę się na to zgadzać. Poruszam się błyskawicą wokół niego. Albo próbuję. Uderzam frontalnie w niego. Waląc czołem w jego podbródek. I to nie mocno. Wpadnięcie na niego prędkością błyskawicy, powinno znowu rozłupać moją głowę, nie połaskotać mnie jak potknięcie. Wrzucam Mega-wsteczny. Udaje mi się cofnąć o nędzną stopę czy dwie. Nie wydostałam się nawet z zasięgu ramion. Co do cholery? Jestem tak wprawiona w osłupienie przez porażkę, że stoję tam po prostu jak idiotka. Do tego dokładnie momentu, nie byłam nawet pewna czy wiem jak wymówić to słowo na P, a co dopiero to zrobić. Porażka przez wielkie, grube P. Ja. Chwyta moje ramiona i zaczyna przyciągać mnie do siebie. Nie wiem, co myśli, że robi, ale nie znajdę się nigdzie, blisko Ryodana. Eksploduję w Dani-granat, same pięści i zęby i dziesięć rodzajów nie-chcesz-mnie-trzymać-gdy-się-wkurwię.

A przynajmniej próbuję. Wyprowadzam mdłe uderzenie, zanim powstrzymuję się, żeby nie przekazywać więcej katastrofalnych wiadomości kolesiowi, który nie przegapia niczego i nie zawaha się użyć żadnej słabości przeciw mnie. Co do licha jest ze mną nie tak? Czy uderzenie w niego coś mi zrobiło? Jak złamało mnie? Superprędkość — zniknęła. Supersiła — zniknęła. Jestem słaba jak przeciętny człowiek i… błe! Utknęłam w ramionach Ryodana. Blisko. Jakbyśmy mieli zaraz zacząć powolny taniec i zrobić się cali całuśni. — Koleś, lubisz mnie czy co? Odwal się! Patrzy w dół na mnie. Mogę zobaczyć umysł, pracujący za jego oczami. Nie podoba mi się jego pracujący umysł, gdy na mnie patrzy. — Walcz, dzieciaku. Przechylam nos w górę pod buntowniczym kątem i wysuwam szczękę w moim najlepszym spojrzeniu „pieprz się.” — Może nie mam ochoty. Powiedziałeś, że nie ma sensu. Ciągle mówisz mi, jaki wielki i przy władzy jesteś. — To nigdy wcześniej cię nie powstrzymywało. — Może nie chcę złamać paznokcia. — Rzucam całą nonszalancję, żeby ukryć, że właśnie próbowałam walczyć. I uciekać. I po raz pierwszy od, cóż — zawsze — jestem… norm — To słowo utyka jak twardy, kolczasty pilnik w moim gardle. Nie mogę go wykrztusić. Nie mogę go przełknąć. W porządku. Nie muszę być w stanie go wypowiedzieć. To nie jest prawda. Nigdy nie będzie. Nigdy nie byłam tym słowem. To nie jest część mojej rzeczywistości. Prawdopodobnie po prostu zapomniałam zjeść wystarczająco dużo. Robię pospieszny, myślowy rejestr konsumpcji mojego paliwa przez ostatnie kilka godzin: jedenaście batonów proteinowych, trzy puszki tuńczyka, pięć puszek czarnej fasoli, siedem Snickersów. Okay, więc moje menu robi się trochę lekkie, ale nie wystarczająco, żeby wysuszyć mój zbiornik paliwa. Znów wdeptuję pedał pędu błyskawicy. Nadal się nie poruszam. Bezruch to ja. To i cholernie wystraszona.

Trzyma moją rękę, patrząc na moje krótkie paznokcie, które TO pomalowała na czarno w noc, gdy odkryła prawdę o mnie. Nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zmyłam. Odpryskiwało jak szalone w błyskawicznym tempie, przy wszystkich tych moich walkach. — Nie masz paznokci do złamania. Spróbuj jeszcze raz. — Puść moją rękę. — Zmuś mnie. Zanim mogę warknąć zwięzłą, błyskotliwą odpowiedź, moja głowa jest odchylona w tył, mój kręgosłup wygięty jak łuk, a twarz Ryodana jest na mojej szyi. Gryzie mnie. Ten popieprzeniec mnie gryzie! Dokładnie w szyję! Kły drapią moją szczękę. Czuję je, ostro i głęboko, wbijające się we mnie. To boli. Ryodan ma kły! Nie wyobraziłam sobie tego, co widziałam na dachu, tamtej nocy, gdy mówił mi, że ma dla mnie pracę. — Co ty, do cholery robisz? Jesteś wampirem czy czymś takim? Przemieniasz mnie? — Jestem przerażona. Jestem… zaintrygowana. O ile silniejsza mogę się stać? Czy wampiry są prawdziwe? Wróżki są. Przypuszczam, że to szeroko otwiera drzwi szafy. Teraz wszystko będzie wyskakiwać. Czy TO o tym wie? Czy Barrons jest wampirem? Co tu się dzieje? Ludzie, mój świat właśnie stał się znacznie bardziej interesujący. Nagle potykam się, nie sprzeciwiając się niczemu i wyglądam przy tym jak pijany wiatrak. To mnie wkurwia. Ryodan sprawia, że wyglądam przed nim niezdarnie. Wycieram smugę krwi z szyi i obrzucam ją gniewnym spojrzeniem. Kiedy był ostatni raz, gdy ktoś rozlał moją krew? Nigdy. Pewnie, ja się rozbijam, ale nikt inny tego nie robi. Już nie. Krwawiąca? Niezdarna? Powolna? Kim ja jestem? — Teraz znam twój smak, dzieciaku. Znam twój zapach jak znam mój własny. Nigdy nie będziesz w stanie znów przejść obok mnie tak, żebym nie wiedział, że to ty. A jeśli kiedykolwiek złapię cię na dolnych poziomach Chester’s… albo gdziekolwiek w moim klubie, jeśli już o to chodzi… Odrywam piorunujący wzrok od mojej dłoni i przenoszę na jego twarz. Uśmiecha się do mnie. Na jego zębach nie ma krwi. Fakt: to po prostu niewłaściwe, gdy uśmiecha się do ciebie ktoś, kto ma twoją krew na zębach. To dogłębnie obraża. Gdzie są jego kły? Czy on ma kły? Naturalne czy kosmetyczne implanty? W dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo. Nie cofnęły się z gładkim, słyszalnym

klik, jak w telewizji, bo bym to usłyszała. Mam supersłuch. Cóż, czasami mam. Jak wtedy, gdy mam także superszybkość i supersiłę. Jak było przez cały czas. Dokładnie, aż do teraz. — …nie pozwól, żebym… Jego spojrzenie robi to denerwujące mignięcie, które czasami robi. Myślę, że to dlatego, że przygląda mi się od góry do dołu, tak szybko, że nie mogę skupić się na jego oczach, zmieniających kierunek, widzę tylko drgnięcie gałki ocznej. Zastanawiam się czy ja też mogę to zrobić, poruszać z super prędkością, pojedynczą częścią mnie. Jak może hiper szybkie stukanie palcem. Muszę poćwiczyć. Zakładając, że w ogóle mogę znów osiągnąć superprędkość. Co, do cholery jest ze mną nie tak? Zgasł mi silnik? Jak mógł zgasnąć mi silnik? Mnie nie gaśnie silnik! — …chyba, że będziesz pracować dla mnie i pod moimi rozkazami. Taki jest układ. — Jest zimny. Lodowato zimny. I wiem nawet bez niego, mówiącego to, jaka jest moja druga opcja: śmierć. Pracuj dla mnie albo umrzyj. To mnie strasznie wkurwia. — Czy ty dajesz mi ultimatum? Bo jeśli tak, to nie jest cool. — Nie pokazuję pogardy. Staję się pogardą. Błyskam mu numerem siedemnaście z moich trzydziestu pięciu Spojrzeń Śmierci. Dorośli! Widzą nastolatków, którzy mają trochę więcej niż to, z czym wiedzą, jak sobie poradzić, więc próbują to zamknąć, schować do pudła, sprawić by poczuli się źle za samo bycie tym, kim są. Tak, jakbym mogła coś na to poradzić. Dancer ma rację, dorośli boją się dzieci, które wychowują. — Jeśli dorastanie oznacza stanie się kimś takim jak ty, — Mówię. — ja nigdy tego nie zrobię. Wiem, kim jestem i lubię to. Nie zmienię się dla nikogo. — Pewnego dnia, dzieciaku, zechcesz zastawić swoją pierdoloną duszę za kogoś. — Nie sądzę, że powinieneś mówić przy mnie „pierdoloną.” Na wypadek, gdybyś zapomniał, mam tylko czternaście lat. I news dla ciebie, koleś, ja nie mam duszy. Nie ma tu żadnych banków. I nie ma tu żadnej waluty. Ergo. Nigdy. Się. Nie. Wydarzy. — Nie jestem pewny czy możesz być bardziej pewna siebie. Rzucam mu zadowolone spojrzenie. — Chętnie spróbuję. Ryodan śmieje się. W chwili, gdy to robi, w przebłysku wraca to, co widziałam na poziomie czwartym, tamtej nocy. Wtedy też się śmiał. Wyraz twarzy tej kobiety i dźwięk, który wydawała, gdy zrobił tę rzecz, którą robił — Gah! Stary koleś! Ohyda! Co ze mną nie tak? Patrzy na mnie twardo. To sprawia, że chcę się wylogować z istnienia. Ryodan patrzy na ludzi inaczej niż ktokolwiek inny, kogo znam. Jakby miał rentgen w oczach albo coś w tym stylu i wiedział dokładnie, co dzieje się w ludzkich czaszkach.

— Nie ma tu żadnej tajemnicy, dzieciaku. Jeśli żyjesz wystarczająco długo, wiesz, o czym myślą. — Mówi. — Ludzie są przewidywalni, wycięci z wzorów. Niewielu ewoluuje poza nie. Huh? On nie odpowiedział właśnie na moje myśli. Nie ma kurde mowy. — Znam twój sekret, Dani. — Nie mam sekretów. — Pomimo wszystkich tych twoich przechwałek, nie chcesz, żeby ktokolwiek cię widział. Nie naprawdę. Niewidzialna dziewczyna. To tym chcesz być. Zastanawiam się, dlaczego. Odpycham go obiema rękami i poruszam się błyskawicą z wszystkim, co mam. Tym razem działa! Pieprzony sukces, dobrze jest być mną. Wiatr we włosach! Mega w ruchu! Pokonuje wysokie budynki jednym skokiem! Cóż, może ta ostatnia część to lekka przesada, ale nadal… Zoooooooom! Pędzę błyskawicą ulicami Dublina. Gdy uderzam w następną ścianę, tracę przytomność.

Rozdział 2 „Lód, lód, skarbie” Skoro śpię jak zabita, trudno się budzę. Nie ma znaczenia czy zasnęłam, czy zostałam pozbawiona przytomności. Zawsze jestem na początku zamyślona, ponieważ nie mogę otrząsnąć się ze snu tak szybko, jak niektórzy. Moje sny splątują się z rzeczywistym światem i potrzeba chwili, żeby się rozpłynęły, jak sople, kapiące z rynien w porannym słońcu. Nie tym razem. Zrywam się z nieprzytomności jak żywy kabel: w jednej sekundzie płasko na plecach, w następnej na czworakach, a potem trzymam miecz przy gardle Ryodana. Odtrąca go. Miecz wylatuje z mojej ręki i uderza w ścianę jego biura. Rzucam się za nim i sama walę w ścianę, ale kogo to obchodzi? Mój miecz znów jest w mojej ręce. Jestem plecami do ściany, z ostrzem prosto przede mną, nie spuszczając go z oka, czekając, aż spróbuje znowu mi go zabrać. Przejdzie przez jego serce, jeśli to zrobi. — Możemy to robić przez cały dzień, jeśli chcesz. — Mówi. — Znokautowałeś mnie. — Mówię przez zaciśnięte zęby. Jestem cholernie wściekła, moja twarz pulsuje, a zęby bolą. To cud, że jakieś mi zostały. — Poprawka. Wszedłem ci w drogę. Sama się znokautowałaś. Mówiłem ci, żebyś patrzyła, dokąd idziesz. — Jesteś szybszy niż ja. To znaczy, że powinieneś zejść z drogi. — Jakbyśmy byli samochodami. Uroczo. Ja nie ustępuję. Nigdy. — Zahacza stopą krzesło i kopie je w moim kierunku. — Siadaj. — Pieprz się. — Jestem silniejszy od ciebie, szybszy od ciebie i brak mi ludzkich emocji, które tobą kierują. To czyni ze mnie twój najgorszy koszmar. Siadaj. Albo zmuszę cię, żebyś usiadła.

— Mogę wymyślić kilka gorszych. — Mamroczę. — Chcesz grać w gierki. Nie sądzę, żeby spodobały ci się moje. Przemyślam to. Jestem zmartwiona wcześniejszym, gdy zgasł mi silnik. Co jeśli to znów się stanie, a on się o tym dowie? Jestem podwójnie zmartwiona, bo znokautował mnie w połowie pędu błyskawicy. To oczywiste, że nie mogę uciec, jeśli nie chce pozwolić mi odejść. Jestem w Chester’s, na jego terenie, ze wszystkimi jego ludźmi w pobliżu. Nawet, jeśli jest tu gdzieś Barrons, on mi nie pomoże. Jestem całkiem pewna, że TO sprawiła, że teraz mnie nienawidzi. Oceniam pokój. Nigdy wcześniej nie byłam w jego biurze. Ekrany LED służą, jako łukowate gzymsy, ciągnąc się wzdłuż całego obwodu sufitu, zmieniając obraz z jednej strefy do drugiej. Stąd Ryodan obserwuje wszystko. Jestem we wnętrznościach jego klubu. — Jak się tu dostałam? — Jest jedna możliwa odpowiedź. Po prostu próbuję kupić trochę czasu, żeby się zorientować. Ostrożnie dotykam nosa, wyczuwam czubek. Jest alarmująco bulwiasty i miękki. — Przyniosłem cię. To sprawia, że jestem tak wściekła, że prawie nie mogę oddychać. Pozbawił mnie przytomności, podniósł jak worek kartofli, taszczył mnie ulicami Dublina, wlókł mnie przez środek tych odrażających ludzi i wróżek, które siedzą w Chester’s, prawdopodobnie z każdym, gapiącym się na mnie i uśmiechającym się kpiąco. Od dawna nie byłam tak bezbronna. Fakt: mógł to zrobić znowu, gdyby miał ochotę. I znów, i znów. Ten koleś, stojący przede mną, mógłby skuć mnie bardziej niż cokolwiek, co moja mama albo Ro, kiedykolwiek zrobiły. Decyduję, że najmądrzejszą rzeczą będzie zabawić go, aż pozwoli mi odejść. Potem zjem wszystko, co mi wpadnie w ręce, przetestuję się, upewnię się, że działam prawidłowo, zabunkruję się w jakimś bezpiecznym miejscu i przez jakiś czas nie będę się wychylać. Spędzę czas mojego ukrywania się, pracując nad staniem się szybszą i silniejszą, żebym nigdy więcej nie musiała radzić sobie z taką chwilą, jak ta. Myślałam, że takie dni odeszły na dobre. Siadam. Wcale nie wygląda na tak zadowolonego, jak ja bym była. Posyła mi… jakby wyraz aprobaty czy coś. — Nie potrzebuję twojej aprobaty. — Mówię z irytacją. — Nie potrzebuję niczyjej. — Nie zmieniaj tego. Rzucam mu groźne spojrzenie. Zupełnie nie łapię Ryodana. — Dlaczego tu jestem? Dlaczego zabrałeś mnie do Chester’s? Przejdź do sedna. Mam coś do zrobienia. No wiesz, zajęty grafik. Mam robotę. Rozglądam się. Biuro jest zrobione z solidnego szkła, ściany, sufit i podłoga. Nikt nie może zajrzeć do środka, ale ty możesz wyjrzeć na zewnątrz. Chodzenie po szklanej podłodze jest

porąbane. Jakby dół odpadał od twojego świata, z każdym krokiem, który robisz. Nawet siedząc, czuje się rodzaj zawrotu głowy. Patrzę w dół. Pode mną są akry parkietu tanecznego. Ten klub ma wiele warstw, może sto podklubów na podzielonych poziomach, każdy z własnym tematem. Seelie, Unseelie i ludzie trzymają się razem, zawierając, kto wie, jakie umowy. Tutaj, w post-ściennym Dublinie, w Chester’s możesz dostać cokolwiek zechcesz, za opłatą. Przez sekundę zapominam, że on tu jest, zafascynowana obserwowaniem tego wszystkiego, między moimi tenisówkami na grubych podeszwach. Mogłabym siedzieć tu całymi dniami, przyglądać się, robić się mądrzejsza. Wyszczególnić każdą kastę Wróżek, rozesłać słowo po mieście, czym są, jak mogą być pokonani, a przynajmniej jak przed nimi uciec albo je uwięzić do czasu, gdy będę mogła się tam dostać, żeby zabić je moim mieczem. To wielka część powodu, dla którego byłam zdeterminowana dostać się do Chester’s. Jak mogę chronić moje miasto, jeśli nie mogę ostrzec wszystkich o każdym niebezpieczeństwie? Mam pracę do wykonania. Potrzebuję całej informacji wywiadowczej, jaką mogę dostać. Jest tam mężczyzna Seelie, na parkiecie, blondyn i piękny jak V’lane, zanim zrzucił swój urok i ujawnił się, jako Unseelie. W następnym podklubie jest mroczna Wróżka niższej kasty, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam, lśniąco mokra i posegmentowana, z — błe! Te wiele segmentów rozdziela się i pędzi w setkach różnych kierunków jak karaluchy! Nienawidzę karaluchów. Zaczynają znikać ludziom w nogawkach. Unoszę nogi z podłogi i siadam na krześle ze skrzyżowanymi nogami. — Obserwujesz wszystko. To nie pytanie, więc nie odpowiadam. Patrzę na niego, krzyżuję ramiona i czekam. Znów ten uśmiech. Buntowniczo wysuwam dolną wargę. — Czym jestem? Jakimś chodzącym żartem, dla ciebie? Dlaczego zawsze się uśmiechasz, gdy na mnie patrzysz? — Rozgryziesz to. — Podchodzi do swojego biurka, otwiera szufladę, wyciąga kartkę papieru i podaje mi ją. — Wypełnij to i podpisz. Biorę ją i patrzę na nią. To podanie o pracę. Posyłam mu spojrzenie. — Stary. Post- apokaliptyczny świat. Kto jeszcze robi podania o pracę? — Ja. Mrużę na nie oczy, a potem na niego. — Ile będziesz mi płacić? — Łowię. — Stara. Post-apokaliptyczny świat. Kto jeszcze używa pieniędzy. Uśmiecham się kpiąco. Pierwsza oznaka jakiegokolwiek poczucia humoru, którą pokazał. Potem przypominam sobie, gdzie jestem i dlaczego. Zgniatam je i rzucam w niego. Odbija się od jego piersi.