tamkasio

  • Dokumenty405
  • Odsłony227 456
  • Obserwuję194
  • Rozmiar dokumentów539.3 MB
  • Ilość pobrań112 981

Moja gorsza strona_the other side of me_ 1-20

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :228.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Moja gorsza strona_the other side of me_ 1-20.pdf

tamkasio EBooki fanfiction Zmierzch
Użytkownik tamkasio wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 70 stron)

Moja gorsza strona The other side of me By Aryaa Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 1 PWE: Stałem jak głupi i patrzyłem na tą dziewczynę. Widziałem w swoim yciu wiele pięknych kobiet, ale adna z nich nie zrobiła na mnie takiego wra enia jak ta, która właśnie weszła do gabinetu Jacoba. I nie chodziło o to, e była wyjątkowo piękna, raczej o niezwykły seksapil i czar jaki wokół siebie rozrzucała. Jej mina świadczyła o tym, e robiła to całkowicie nieświadomie. Ubrana bardzo prosto, w ciemne rurki i cienki biały sweterek wyglądała olśniewająco, a zarazem niewinnie i dziewiczo. Brązowe włosy spływały swobodnie po jej ramionach, a ciemny tusz do rzęs podkreślał śliczne brązowe oczy. - Bello, kochanie. Czekałem na Ciebie. Chciałem ci przedstawić mojego dobrego przyjaciela Edwarda - odezwał się Jacob. Kochanie? Nie mogłem w to uwierzyć. Kolejna dziewczyna szukająca bogatego chłopaka. Obserwowałem jak powoli przybli a się do nas. Gabinet Jacob’a urządzony w niezwykłym przepychu tylko potęgował wra enie jej niewinności. Jak e człowiek mo e się pomylić - pomyślałem ze smutkiem. Gdy podeszła do mnie z wystraszoną miną zrozumiałem, e musiała zobaczyć błysk po ądania w moich zielonych oczach. Szybo przybrałem minę, która świadczyła o głębokim zdegustowaniu. Właściwie dlaczego się tak zachowywałem? Przecie wiele razy miałem do czynienia z dziewczynami jej pokroju.. Ale nie mogłem powstrzymać ogarniającego mnie poczucia zdrady. - Miło mi – odpowiedziałem prosto, nie siląc się na adne uprzejmości. Odpowiedziała mi niewyraźnym uśmiechem, po czym odwróciła się do Jacoba’a i wypowiedziała bardzo cicho: - Czy czegoś potrzebujesz? Jeśli nie, to wrócę do siebie.- Jacob jedynie kiwną głową, podniósł się znad swojego biurka i odprowadził ją do drzwi. Na progu szepnął jej parę słów, na które ona zarumieniła się delikatnie. Gdy zatrzasnął za nią drzwi spojrzał na mnie zdezorientowany. - O co chodzi? - Nowa dziewczyna?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.- Bardzo seksowna. Zawsze powtarzałem, e ciało dopiero przez erotyzm staje się interesujące i symboliczne, ale... Jacob! Rozumiem, e takie dziewczyny są łatwe i mo na z nimi spędzić pewien czas, ale poprosić o to, alby z tobą zamieszkała w rodzinnej rezydencji to ju lekka przesada!- Ostatnie słowa ju niemal wykrzykiwałem. - Edward.... To nie tak jak myślisz - odpowiedział spokojnie. - Dobrze wiesz, e co roku się tutaj wszyscy spotykamy, więc postanowiłem ją te zaprosić. Czy to zbrodnia? No tak. Zapomniałem o słynnym „tygodniu u Jack’a”. Zapraszał on wszystkich swoich najbli szych „przyjaciół” (tzn .znajomych pazernych na jego pieniądze, nie wiem nawet jak mam inaczej ich określić) i przez tydzień wszyscy będziemy przebywać w jego XIX wiecznej rezydencji. Większość ludzi z naszego towarzystwa pragnie uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu towarzyskim. - Oczywiście, e nie. Chodzi mi o to, e impreza zaczyna się dopiero za tydzień, więc dlaczego ona ju tu jest? Zresztą... chyba nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie. - Z tymi słowami wyszedłem z jego biura. PWB: Nie, nie, nie!- to było jedyne słowo, które przepełniało mi umysł. Dlaczego ja się na to zgodziłam? Od samego początku wiedziałam, e to chore przedstawienie nie ma Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

najmniejszych szans na powodzenie. Przemierzając korytarze tego ślicznego dworu oddałam się nieprzyjemnym rozmyślaniom. Z Jack’em przyjaźniłam się od siedmiu miesięcy, a niemal od sześciu i pół znałam jego mały sekret. Tylko dlatego, e był moim najlepszym przyjacielem przystałam na jego prośbę. Po części go rozumiałam, ale w tym momencie byłam na niego tak wściekła, e ledwo panowałam nad dr eniem rąk i nóg. I ten mę czyzna. Nie zdołałam nawet wykrztusić jednego słowa, gdy patrzył na mnie swoimi zniewalającymi zielonymi oczyma. Patrzył na mnie z nieskrywaną nienawiścią. Pewnie myślał, jak zresztą będzie myślała większość ludzi, e z Jacobem jestem jedynie z powodu pieniędzy i koneksji. Jak bardzo się mylił! Blacka poznałam w Akademii Sztuk Pięknych, gdzie uczęszczał ze mną na niektóre wykłady. Jest on niezwykle uzdolnionym malarzem, posiadającym „artystyczną” duszę, przez którą często wpadaliśmy w kłopoty. Uśmiechnęłam się do własnych wspomnień. Jednak szybo przed oczyma pojawił mi się obraz Edwarda. Jacob bardzo często mi o nim opowiadał. Mówił o nim jako o najlepszym przyjacielu, którego zna się od dziecka. Razem się wychowywali, chodzili do szkoły. Dodawał tak e, e jest przystojny, a tak e czarujący, gdy tego tylko zechce. Có ... dzisiaj chyba nie za bardzo mu na tym zale ało - pomyślałam. Nie zauwa yłam jak i kiedy znalazłam się przed drzwiami do mojego pokoju. Szybko je otworzyłam i rzuciłam się na wielkie łó ko pokryte kremową narzutą. Le ałam na brzuchu, gdy usłyszałam leciutkie pukanie do drzwi i głos mojego przyjaciela. - Bello, otwórz. – Przez chwilę miałam ochotę udawać, e mnie nie ma w środku, ale musiał mnie za dobrze znać, bo po chwili dodał – Wiem, e tam jesteś, więc nie próbuj się przede mną chować Z westchnieniem przewróciłam się na plecy i odpowiedziałam - Drzwi są otwarte. Jacob ostro nie wkroczył do pokoju spodziewając się zapewne, e dostanie czymś cię kim w głowę. Usiadł na rogu łó ka i spojrzał na mnie smutno. - Co się stało? – zapytał. - Pytasz się mnie co się stało? Właśnie przed chwilą widziałeś moje marne popisy aktorskie, właśnie to się stało! - odparłam wzburzona, jednak po chwili się opanowałam i dodałam – Słuchaj. Twój plan nie ma najmniejszych szans na powodzenie. Przed chwilą widziałeś na to doskonały dowód. Jestem marną aktorką, a będę miała do czynienia z wyrafinowanymi kobietami i mę czyznami. Mam dopiero 19 lat, to mnie przerasta. - A ja mam 20 i co z tym faktem zrobimy? Spokojnie, znam doskonale ten świat i reguły nim rządzące, będę ciągle ci podpowiadał co masz robić. Zastanawia mnie, czy słyszałaś co do ciebie powiedziałem, gdy wychodziłaś z gabinetu. Tak. Słyszałam doskonale jego słowa: „Zrobiłaś na nim niewyobra alne wra enie”. Oczywiście nie byłam na tyle naiwna, aby mu uwierzyć. - Ale...- zaczęłam, lecz gwałtownym ruchem ręki mi przerwał - Nie ma adnego ale. Obiecałaś mi udawać moją dziewczynę. Ufam, e mnie nie zawiedziesz. – Nie zdą yłam nic odpowiedzieć, bo nagle wstał i wyszedł z mojego pokoju. Miał rację. Obiecałam mu. Tylko do czego doprowadzi mnie to szatańskie przyrzeczenie? Goście mieli przybyć dokładnie w następną sobotę. Jako, e jest poniedziałek, nie mam nic ciekawego do zrobienia, a Jacob’a nie ma w domu, bo wyjechał do Berlina na wernisa swojego dobrego znajomego, postanowiłam wybrać się do pobliskiego miasteczka. Rezydencja Blacków znajdowała się na totalnym odludziu, a od pobliskiego miasteczka dzieliły kilkanaście kilometrów. Wyje d ając za bramę przeklinałam mojego przyjaciela za Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

to, e w swoim gara u nie ma „normalnych” samochodów. Do tego wyjazdu wybrałam najskromniejszy samochód jaki znalazłam- lśniącego, nowego mercedesa. Po drodze miałam parę problemów z biegami w tym aucie, które miało ich dokładnie 7 (jakby standardowe 5 nie wystarczało - skrzywiłam się w duchu). Wje d ając na parking przed małą księgarnią zauwa yłam śliczny, czarny samochód, którego marki nawet nie znałam. Nie wiedziałam, e jest to tak bogata okolica - pomyślałam. Wysiadając z samochodu poczułam nieprzyjemny powiew wiatru. Nic zaskakującego, w końcu jest środek listopada. Ciaśniej otuliłam się swoim płaszczem i ruszyłam w stronę drzwi. Ju chciałam je otwierać, gdy ktoś z mocą otworzył je z drugiej strony. Zachwiałam się lekko. Mo liwe, e gdybym nie potknęła się o piekielny próg to zachowałabym równowagę... Czekając na bliskie zbli enie z podłogą poczułam ręce, które oplatają mnie w talii przy akompaniamencie głośnego syknięcia gniewu. Gdy ju znalazłam się w pionie spojrzałam na mojego wybawiciela. To był błąd. Spoglądały na mnie zielone oczy, których z pewnością nie będę w stanie nigdy zapomnieć. Oczy Edwarda Cullena. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 2 PWB: Jestem całkowicie pewna, e na całej kuli ziemskiej nie było i chyba ju nie będzie człowieka bardziej czerwonego na twarzy, ni ja w tym momencie. Niezręcznie wyswobodziłam się z uścisku Edwarda, który wcią trzymał mnie mocno za biodra z twarzą wypraną z wszelkich emocji. Tylko głęboko w jego oczach czaił się błysk trudny do zidentyfikowania. - Przepraszam... Dziękuję...- No pięknie. Czy mój zasób słów kurczy się za ka dym razem, gdy patrzę w jego cholerne oczy? Z pewnością myśli, e jestem lekko opóźniona. Odwróciłam wzrok, ebym mogła wziąć się w garść, po czym powiedziałam z lekkim uśmiechem – Dziękuję. Gdybyś mnie nie złapał pewnie właściciel księgarni właśnie by dzwonił po karetkę - Nie ma sprawy. Cieszę się, e mogłem pomóc. Zapadła krępująca cisza, jednak gdy spojrzałam na twarz Edwarda zauwa yłam, e cała ta sytuacja bardzo go bawi. - Jacob wrócił ju z Berlina? - Nie, jeszcze nie. Ma wrócić lada dzień. - Lada dzień?- Powtórzył zdziwiony.- Dzwonił dzisiaj do mnie i powiedział, e przyjedzie po obiedzie. Nie powiadomił o tym swojej dziewczyny? - Czy mi się wydawało, czy on próbował być wredny? Nie byłam dobrym kłamcą, jednak w tym momencie zmusiłam wszystkie komórki mojego mózgu do intensywnej pracy. Nie mogłam wydać Jacoba. - Pewnie chciał mi zrobić niespodziankę - odpowiedziałam lekko zdenerwowana. - W takim razie pokrzy owałem jego plany? Mam nadzieję, e mnie nie wydasz - wymruczał seksownie. - Jeszcze nie wiem. Jestem słabą aktorką i nie wiem, czy będę potrafiła oszukać Jacoba. - Widzę. – Co on miał na myśli? Fakt, e jestem nędzną oszustką? - Ale o tym, e mam od dzisiaj się u was zatrzymać zostałaś poinformowana? - Tak. Oczywiście. Kiedy mamy się ciebie spodziewać?- odparłam z nadzieją, e nie zauwa ył jak ta informacja mną wstrząsnęła. - Wieczorem. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia w miasteczku. Tak więc... do zobaczenia.- Nim zdą yłam zareagować wsiadł do swojego samochodu i z piskiem opon ruszył w stronę parku. Jezu, w co ja się wpakowałam? - Jacob! Zabiję cię!- wykrzykiwałam do słuchawki kręcąc jedną ręką kierownicą, aby skręcić do posiadłości Blacków. – Jak mogłeś mi to zrobić? Zaprosiłeś Edwarda Cullena? I to prawie tydzień przed przyjazdem innych gości? - Bello, uspokój się. Wdech, wydech.- mojego przyjaciela najwidoczniej bawiła zaistniała sytuacja.- Przecie on cię nie pogryzie.- No, nie byłabym taka pewna, pomyślałam z goryczą. – Zresztą... to jest mój najlepszy przyjaciel... - Porozmawiamy jak przyjedziesz- rzuciłam groźnie, przerywając mu niegrzecznie, i zatrzasnęłam klapkę telefonu. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Była godzina 22:30. Ani Edwarda, ani Jacoba jeszcze nie było. Nerwowo chodziłam od jednej ściany salonu, do drugiej. Niepokoił mnie fakt, e Cullen miał mieszkać z nami przez dwa tygodnie, to jak na mnie działał, z pewnością nie pomo e mi przetrwać tego cyrku. Słyszałam kiedyś, e najdziksi z mę czyzn nie są zwierzętami, są czymś gorszym, czymś znacznie gorszym. A byłam pewna, e gdzieś głęboko w Edwardzie, ukryta jest bestia gotowa się na mnie rzucić. Na samą myśl o tym zadr ałam. Ze strachu? Po ądania? Zmęczona postanowiłam poło yć się na kanapie. Musiałam przysnąć, bo gdy się przebudziłam wszystkie światła były przygaszone, a ja kołysałam się w rytm czyichś kroków. Nagle poczułam ciepłą rękę odgarniająca moje włosy. Teraz ju byłam całkowicie rozbudzona. - Przepraszam, e cię obudziłem - szepnął tak dobrze mi znany, seksowny baryton Wyrwałam się z jego silnych ramion, ale gdy stanęłam na własnych nogach straciłam równowagę. Edward złapał mnie w ostatnim momencie. - Mo e jednak zaniosę cię do pokoju? Do mojego, czy twojego? Moje myśli całkiem bezwiednie podsuwały mi niepokojące wizje naszej dwójki w dość niedwuznacznych sytuacjach. - Poradzę sobie - odpowiedziałam dość niechętnie.- Ah. Dziękuję. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Usłyszałam, e po chwili wahania rusza za mną. Całe moje ciało ogarnęły płomienie. Okazało się, e Edward doniósł mnie całkiem daleko, bo po paru krokach ju byłam przed odpowiednimi drzwiami i ju miałam wejść, gdy usłyszałam za sobą szczęk otwieranego zamka. Odwróciłam się mimowolnie i spojrzałam na drzwi naprzeciwko, w których stał Edward patrząc się na mnie z gniewem. Zszokowana szybko zatrzasnęłam drzwi. Jego wahania nastroju były zadziwiające, ale i irytujące. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, e wszedł on do pokoju naprzeciwko... Nie. Jacob by mi tego nie zrobił. PWE: Dzisiejszej nocy niemal nie zmru yłem oka. Byłem na siebie tak cholernie zły, e musiałem gryźć poduszki, eby nikt nie usłyszał moich krzyków i powarkiwania. Zachciało mi się udawać pieprzonego świętego i zaniosłem ją do pokoju, trzymałem ją w ramionach, czułem jej zapach, widziałem unoszenie klatki piersiowej... Ale gdy wszedłem do salonu Blacków i zobaczyłem jak śpi skulona na tej cholernej kanapie myślałem, e najwa niejszą rzeczą jaką muszę zrobić to zanieść ją do łó ka. Byłem idiotą, e wcześniej ignorowałem niepokojące sygnały jakie wysyłało mi moje ciało, gdy byłem w jej towarzystwie. A wszystko pogarszał fakt, e jest to dziewczyna mojego przyjaciela. Czułem się jak ostatni zdrajca. Nie wiedząc nawet co robię wstałem z łó ka i ruszyłem w stronę łazienki. Po chwili byłem ju gotowy do zejścia na dół. Największe zwycięstwo nad kobietą to uciec od niej. Có , jestem największym przegranym w historii - pomyślałem ze złością. Nienawidziłem przegrywać. Było bardzo wcześnie, więc postanowiłem przed śniadaniem popływać. Skierowałem się w stronę piwnic, gdzie znajdował się basen. Schodząc po szerokich marmurowych schodach usłyszałam głośnie pluskanie wody, co świadczyło, e nie będę pływał sam. Mój siódmy zmysł podpowiadał mi, e to nie będzie Jacob. Miałem całkowitą rację, bo po chwili zobaczyłem Bellę pływającą wzdłu basenu na plecach z zamkniętymi oczyma. Miała na Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

sobie jedynie kusy niebieski strój kąpielowy. Bezwiednie wstrzymałem oddech. Byłem jak w transie...Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem dźwięk komórki le ącej przy rzeczach Belli, która podpłynęła do nich szybko. - Halo? Cześć Tylor! Nie wiem... Mam teraz tyle na głowie... Tak. To nie zale y ode mnie. Będę udawała, e kocham Jacoba. Nie mów tak. I nie dzwoń do mnie, bo nabiorą podejrzeń. Pa.- Ze śmiechem zakończyła rozmowę. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Więc tak to wygląda? Ona wykorzystuje nic nieświadomego Jacoba! Jest taka, za jaką brałem ją od samego początku. Ale to jej się nie uda. W pierwszej chwili myślałem nad tym, eby pójść do Jacoba i powiedzieć mu o wszystkim, ale istniała mo liwość, e mi nie uwierzy. Nagle w mojej głowie pojawił się interesujący pomysł. Poczekałem chwilę, aby nie zorientowała się, e słyszałem jej rozmowę i skierowałem się w stronę basenu ściągając swoje rzeczy. Gdy wchodziłem do Basenu Bella w końcu mnie zauwa yła rumieniąc się przy tym słodko. Tak, to będzie niezwykle przyjemne, powolne demaskowanie Belli. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 3 PWB: Wydawało mi się, e zemdleję widząc Edwarda wchodzącego do basenu. Ubrany był wyłącznie w czarne kąpielówki, co jedynie potęgowało moje ogłupienie. - Eedward?- Czy mój głos naprawdę zadr ał? – Co ty tu robisz? - Zamierzałem popływać, lecz je eli w jakikolwiek sposób ci to przeszkadza, to przyjdę później – odparł z jadowitym uśmieszkiem. Dobrze wiedział, e nie mam innego wyboru i muszę zaaprobować jego wybór. - Skąd, nie przeszkadza mi to. Zresztą... I tak ju miałam wychodzić - odparłam słabo, bo Edward zaczął niebezpiecznie się do mnie przysuwać. Ka dy jego krok do przodu wywoływał reakcję obronną mojego organizmu i ledwo świadoma stawiałam krok do tyłu. Nagle poczułam coś twardego za plecami. Odwróciłam się i zauwa yłam wyło oną niebieskimi płytkami ścianę basenu. Wzięłam głęboki oddech i ponownie spojrzałam na mojego prześladowcę, jednak szybo przestałam oddychać. Nie zdawałam sobie sprawy, e zdołał podejść a tak blisko. Nasze ciała dzieliły dosłownie centymetry. Musiałbym zadrzeć głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy, jednak uznałam, e nie jest to mądre posunięcie i uparcie wpatrywałam się w jego klatkę piersiową. Jezu, jakie on miał mięśnie, jakie ciało- pomyślałam bezwiednie. Mo e lepiej było patrzyć mu w oczy? - Muszę wyjść... Jacob....- próbowałam wytłumaczyć. - Nie zatrzymuję cię – odparł lekko. To była prawda, bo chocia stał niewyobra alnie blisko, to nadal mogłam wykonywać swobodne ruchy. Ruszyłam w stronę drabinki, która gwarantowała mi wolność i jasność umysłu. Ju miałam na nią wejść, gdy usłyszałam głos za moimi plecami. - Pomogę ci. Nim zdą yłam w jakikolwiek sposób zareagować on stał ju na zewnątrz basenu i wyciągał do mnie dłoń. Zawsze byłam bardzo naiwną osobą, podatną na wpływy innych. Jednak nigdy nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak w tej chwili. Powinnam powiedzieć, e dam sobie radę. Zamiast tego podałam mu dłoń, a on bez adnego trudu wyciągnął mnie z wody i przycisnął moje biodra do swoich. Nic nie mogłam zrobić. Patrzyłam jak jego głowa się pochyla, usta się przybli ają, a kiedy zacisnął swoje silne ręce na moich plecach nie byłam w stanie nic zrobić. Od momentu, gdy go poznałam wszystkie zdarzenia prowadziły do tego pocałunku. Od pierwszego spojrzenia na niego w gabinecie Blacków nic nie miało znaczenia, prócz pragnienia, eby poczuć jego usta na moich. - Bella? Edward?- wołanie Jacoba przywróciło mi świadomość. Próbowałam wyswobodzić się z uścisku Edwarda, jednak ten uparcie trzymał mnie w ramionach i nie zamierzał puścić. Po chwili zza zakrętu pojawił się mój przyjaciel, a w tym samym momencie Cullen nieco rozluźnił uścisk, więc miałam szansę się wyswobodzić. Jacob wreszcie nas zauwa ył, minę miał lekko zdziwioną. - Tu jesteście – zawołał do nas starając się ukryć swoje zaskoczenie. – Szukałem was cały poranek. Macie zamiar pływać? - Nie. Ja ju skończyłam, ale Edward dopiero przyszedł – odparłam chytrze. - Dobrze, więc mo e wyrazisz opinię na temat mojego nowego obrazu. Dzisiaj w nocy go skończyłem. - Chętnie! – wypaliłam mo e z zbyt wielkim entuzjazmem. - Więc chodźmy. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Edward przyglądał się całej tej scenie z przymru onymi oczyma, gdy Jacob biorąc mnie pod rękę wyprowadzał z pomieszczenia wydawało mi się, e zgrzytał zębami. Jacob nie odzywał się przez całą drogę do swojej pracowni. Z jego miny nie potrafiłam wyczytać niczego sensownego. Gdy znaleźliśmy się ju w miejscu czarów, gdzie mój przyjaciel stwarzał swoje największe dzieła, usiadłam na krześle bujanym postawionym na środku sali. - No. Poka mi ten obraz. Black pokiwał jedynie głową, nie wiedząc, czy ma się śmiać, czy raczej złościć - Wróciłem wczoraj późno w nocy. Chyba nie sądzisz, e byłbym w stanie cokolwiek stworzyć?- O tym nie pomyślałam. - Słucham. Dlaczego mnie tutaj zaciągnąłeś? - Chciałem z tobą porozmawiać bez świadków. Rozumiem, e Edward jest bardzo atrakcyjnym młodym mę czyzną, ale czy mogłabyś poczekać te dwa tygodnie i mnie nie wydać? – zapytał z uśmiechem. Uff... nie był zły. - Nie rozumiem...- zaczęłam. - Bello, znam cię ju jakiś czas- przerwał mi brutalnie.- Jesteś osobą, która nie anga uje się w niezobowiązujące związki. A Edward, słonko, nie będzie odpowiednim facetem dla ciebie. - Nadal nie za bardzo rozumiem do czego zmierzasz. Nie mam adnych planów z nim związanych. - Dobrze, dobrze.- Podniósł obie ręce w geście poddania.- Chciałem cię tylko ostrzec. Zapadła chwila milczenia. - Dziękuję. Naprawdę to doceniam. I mam parę pytań. Czym się właściwie zajmuje Edward?- W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie.- To nie tak jak myślisz... Po prostu jestem ciekawa... - Nie atakuję cię. Twoja ciekawość jest zrozumiała. Jego ojciec jest bardzo znanym chirurgiem, a matka spadkobierczynią wręcz bajecznej fortuny. On studiuje zarządzanie. Pochodzi z bardzo bogatej rodziny z tradycjami. Dlatego chciałem cię ostrzec, gdy byłem w Berlinie... - Właśnie! Jak było w Berlinie?- zapytałam, chcąc szybko zmienić niewygodny dla mnie temat. Po co w ogóle go zaczynałam? Jacob chyba zrozumiał o co mi chodzi, ale nie zgłosił sprzeciwu. - Poznałem bardzo interesującą osobę. Zaprosiłem ją do nas na tydzień z moimi znajomymi, ale nie wiem, czy zgodzi się przyjechać. - Opowiedz mi coś więcej. PWE: O dziewiątej wieczorem uznałem, e koniec pracy na dzisiaj. Zarezasnąłem laptopa nie fatygując się nawet odpowiednim zamknięciem systemu. Moja praca z pewnością nie była zbyt owocna, jednak nie mogłem przestać myśleć o zaistniałej sytuacji. O Belli. Pamiętałem jak się czułem widząc ją prawie nagą pływającą w basenie. Wyglądała całkowicie inaczej, taka swobodna i rozluźniona. Ale Belli zale ało tylko na jednym. Potrzebowała pieniędzy bardziej ni powietrza, no i złapała frajera, który jej je oferował. Tylko dlaczego to musiał być mój najlepszy przyjaciel? Tam, w basenie, musiałem puścić Bellę, bo musiałoby Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

to wyglądać co najmniej podejrzanie - kumpel trzymający twoją dziewczynę, która mu się wyrywa. Niechętnie zszedłem do salonu, gdzie natknąłem się na Jacoba z Bellą. Rozmawiali oni ściszonymi głosami. Tylko tego mi brakuje. Oglądać ich w intymnych sytuacjach. Moja psychika prawdopodobnie by tego nie wytrzymała. Jacob szybko zauwa ył moją obecność. - Właśnie miałem po ciebie iść - zawołał z entuzjazmem.- Wiem, e jest ju godzina dziewiąta, ale dzisiaj odbywa się koncert charytatywny w Nort Town. Będzie bardzo du o naszych znajomych, więc postanowiłem wprowadzić Bellę do towarzystwa. Jedziesz z nami? Koncert charytatywny w Nort Town? Bardzo wa na impreza, na którą przyje d ają bardzo bogaci ludzie. Nie pozwolę, eby Bella znalazła się tam sama z Jacobem. - Je eli nie będę wam przeszkadzał. - Nigdy nie będziesz nam przeszkadzał. Zdą ysz przygotować się...- Spojrzał na zegarek.- ... na dziesiątą? - Oczywiście, ale myślę, e powinieneś dać więcej czasu na przygotowania dla Belli. – Zdawałem sobie sprawę ile kobiety potrzebują na wyszykowanie się do takich wyjść. - Mi ten czas w zupełności wystarczy - odpowiedziała. Zauwa yłem, e cały czas ucieka przede mną wzrokiem. - W takim razie widzimy się o dziesiątej.- Z tymi słowami odwróciłem się i poszedłem do swojego pokoju wziąć szybki prysznic. Zszedłem na dół pięć minut przed godziną dziesiątą. Na dole zastałem ju gotowego Jacoba. Stanęliśmy przy schodach, gdzie postanowiliśmy poczekać na Bellę, która mimo zapewnień się spóźniała . Odwróciłem się plecami do schodów i zacząłem luźną rozmowę z Blackiem. Nagle usłyszałem szelest, odwróciłem się i zamarłem. Bella powoli schodziła po schodach, lekko dotykając dłonią poręczy, ubrana w czerwoną, zachwycającą suknię* z lejącego się materiału, która pięknie uwydatniała jej kształty. Długie brązowe włosy zostały rozpuszczone. Widywałem ju co prawda piękne kobiety w olśniewających strojach, ale Bella w tym momencie wydawała się wyjątkowa, inna od wszystkich. Nie wiedząc, co w ogóle robię podszedłem do schodów, wyciągnąłem rękę, by pomóc jej zejść z ostatnich stopni. Chciałem wziąć ją w ramiona i wrócić do jej pokoju, jednak w ostatniej chwili się zreflektowałem i podałem jej dłoń Jacobowi. - Wyglądasz ślicznie – powiedział, a ja zacisnąłem dłonie tak mocno, e prawie połamałem sobie palce. - Jacob ma rację, olśniewająco. – Nie mogłem odwrócić wzroku od jej twarzy, która właśnie oblała się najcudowniejszym rumieńcem jaki kiedykolwiek widziałem. Niemal zapomniałem dlaczego miałem zamiar wybrać się z nimi na ten cholerny bal. * http://www.pauldrobertson.com/PAINTINGS/thumbnails/if%20love%20is%20a%20red%20d ress%20%20sm_jpg.jpg -à resztę mo ecie sobie wyobrazić Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 4 PWB: Do Nort Town Edward pojechał osobnym samochodem. Mieliśmy się spotkać przed wejściem, aby móc razem wejść do środka. Zaje d ając pod hotel z wielkim świetlistym napisem „Dia hotel” zauwa yłam paru ludzi chodzących z aparatami w dłoni wzdłu budynku. - Paparazzi - powiedział Jacob podą ając za moim wzrokiem. - Ja chyba nie dam rady... Nie czuję się na siłach, eby tam pójść - odpowiedziałam słabo. - Nie artuj! Jesteś śliczną dziewczyną, a dziś wyglądasz wręcz niebiańsko. Był moim przyjacielem, więc musiał to powiedzieć. Mimo tego czułam się fatalnie. Suknia, którą miałam na sobie jest bardzo odwa na, a jej kolor rzuca się w oczy. Sama bym nigdy nie kupiła czegoś podobnego, jednak jeszcze nie przyszły ubrania zamówione przez Jacoba, a on był w posiadaniu tej jedynej sukni, w której pozowała dla niego modelka do jednego z jego najlepszych obrazów. Zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem, poczekałam, a Jack otworzy mi drzwiczki samochodu, po czym ruszyliśmy w stronę wielkich szklanych drzwi zza których dobiegały głośnie takty muzyki. W holu czekał na nas Edward, który wyglądał jak model z reklamy drogich garniturów. Jego poza świadczyła, e czeka ju na nas bardzo długo, a tak e e jest znudzony. - Nawet nie chcę wiedzieć z jaką prędkością musiałeś jechać - powiedział ze śmiechem Jacob. Edward na te słowa jedynie uśmiechnął się lekko wcią na mnie zerkając. Nagle za Edwardem pojawiła się długonoga blondynka w krótkiej niebieskiej sukience. Poło yła mu ręce na oczach i wyszeptała seksownym głosem. - Edward! Zgadnij...- wypowiadając te słowa zaśmiała się cichutko. Oh! Nie wiem jak zdołałam się opanować i nie rzucić na tą wylansowaną blondynkę. - Tanya - wymruczał Edward. Serce zabiło mi mocniej widząc jego niechęć. - Dlaczego przyjechałeś tak późno? Ja ju niestety muszę wychodzić.- Wydęła smutnie usta. - To nie zale ało ode mnie.- Edward skinął w naszym kierunku. Tanya szybko się zreflektowała. - Witajcie. Przykro mi, e nie będę mogła spędzić z wami więcej czasu.- Ton jej głosu doskonale sugerował, e ałuje straty mo liwości wskoczenia Cullenowi do łó ka.- Musisz do mnie jutro zadzwonić. Pa.- Odwróciła się i seksownym krokiem modelki ruszyła w stronę wyjścia. Nie komentując całego zajścia towarzyszący mi mę czyźni ruszyli w stronę sali, w której na parkiecie wirowało kilkadziesiąt osób. Wszystko w tym pomieszczeniu urządzone było w przepychu - od wielkich białych ścian ze złotymi zdobieniami, po ogromny kryształowy yrandol wiszący nad głowami tańczących. Jacob szarmancko wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku i z nonszalancją zapytał. - Panno Swan? Czy mogę prosić o ten taniec?- W tym samym momencie roześmialiśmy się wesoło. Nie potrafiłam w jego towarzystwie być zbyt długo powa na. - Jacob.... Wiesz, e ja nie...- Nie zdą yłam dokończyć, e ja nie tańczę, bo w tym momencie pociągnął mnie w głąb wirujących par. Zdą yłam jedynie zauwa yć ściągniętą gniewem twarz Edwarda. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Wredny Black wymęczył mnie nieprzyzwoicie. Ledwo ju mogłam stać na tych wysokich czarnych szpilkach, gdy poprowadził mnie na niewielką kanapę, skąd mogliśmy obserwować innych uczestników balu. W odległej części parkietu zauwa yłam Edwarda tańczącego z jakąś kobietą. Miło było na niego patrzeć. Czarujący, inteligentny, oszałamiająco przystojny w ciemnym garniturze. - Kto tańczy z Cullenem?- zapytałam Jacoba. - Najwyraźniej jego dzisiejsza zdobycz. Nie znam jej - odpowiedział lekko, jakby takie zachowanie ze strony tego półboga było na porządku dziennym. Dziewczyna, z którą tańczył miała długie rude włosy, wyglądała na pewną siebie, a i zapewne miała powody, eby się taką czuć. Jej suknia wyglądała na bardzo drogą, a do tego była śliczna. Poczułam silne ukucie w dolnej części ołądka. Nie! Byłam zazdrosna! Nagle uświadomiłam sobie, e Jack coś do mnie powiedział. - Przepraszam, co mówiłeś? W tym momencie podszedł do nas Edward. Jego towarzyszka jakby rozpłynęła się w powietrzu. - Strasznie źle się czuję - powiedział Jacob. Rzeczywiście wyglądał bardzo blado. - Jack. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, e boisz się spotkania z Jenn?- zapytał się Edward wpatrując się w drobną szatynkę, która zmierzała właśnie w naszą stronę. - Jacob. Jak miło cię spotkać - powiedziała, gdy ju do nas podeszła. – Więc w końcu znalazłeś odpowiednią kobietę? – zapytała niegrzecznie patrząc z nienawiścią w moją stronę. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Skąd ta wrogość w stosunku do mnie? - Tak, znalazłem. Poznaj Bellę. Po chłodnych wymianach uprzejmości Jenn przeszła na drugą stronę sali. Po jednym starciu miałam ju dość. Jak wytrzymam kolejne dni? - Musicie mi wybaczyć, ale ja ju zakończę dzisiejszy wieczór.- Spojrzał na mnie przepraszająco.- Kochanie, ty zostań i baw się dalej. Nie będę ci psuł zabawy. Jakiej zabawy? Towarzystwo Edwarda było niebezpieczne, a nie zabawne. - Pojadę z tobą - oznajmiłam z mocą. - Nie martw się o nią. Dopilnuję, eby bezpiecznie wróciła do domu - uśmiechnął się Edward. - Więc postanowione – powiedział szybko Jacob. PWE: Tak, jestem idiotą. Ostatnimi czasy bardzo często sobie to powtarzam. Próbuję się oszukiwać, e wszystkie z chwil, jakie mogę spędzić z Bellą wykorzystuję do pomocy mojemu przyjacielowi, a tak naprawdę pragnę jedynie z nią przebywać. W mojej głowie zaczęły tworzyć się chore myśli. Przecie ja te mam pieniądze, mo e nawet więcej, ni Jacob. Nie! Nie mógłbym zrobić tego Jacobowi, poza tym ycie ze świadomością, e Bella udaje miłość do mnie byłoby... okrutne. W tym momencie podszedł do nas Mike Newton. Bogaty synuś burmistrza miasta. - Jak to mo liwe, e nigdy ciebie tutaj nie widziałem, o bogini!- zwrócił się do Belli, na mnie nie zwracając nawet uwagi. Jezu, jego kiczowate teksty zwykle mnie bawiły, jednak w tym momencie mało brakowało, a bym go udusił przy setce ludzi. - Jestem tu pierwszy raz - odpowiedziała prosto Bella. - Przyjechałaś tu z Edwardem Cullenem?- spojrzał na mnie chłodno. Ju miałem podnieść rękę, która była zaciśnięta w pięść. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

- Właściwie to z Jacobem Blackiem, ale musiał pojechać do domu. - Czyli spotkamy się u niego w sobotę? Bardzo mnie to cieszy. Kurwa nie wątpiłem, e go to cholernie cieszy. Wystarczyło popatrzyć w jego obleśne oczy, jego wzrok wcią wędrował po ciele Belli. - Tak, to bardzo miłe... - Zatańczymy?- zapytałem oschle. Leciała właśnie wolna, romantyczna piosenka. - Tak - powiedziała kręcąc przy tym twierdząco głowa, jakby chciała zaakcentować swoją decyzję. - Na razie Newton.- rzuciłem do Mika z szyderczym uśmiechem. Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem w sam środek tańczących. Złapałem jej drugą dłoń i poło yłem na swoim obojczyku. Nie wiem ile piosenek przetańczyliśmy, czas przestał mieć dla mnie znaczenie. PWB: Tańczyliśmy chyba całą wieczność, a przynajmniej tak mi się zdawało. - Nie jesteś zmęczona?- zapytał w pewnym momencie Edward. W jego głosie wyczułam... Zdenerwowanie? A mo e nutkę poddania? Sama nie wiem. - Nie, nie jestem - odpowiedziałam szybko. Uśmiechnął się szelmowsko. - Przecie widzę, e ledwo trzymasz się na nogach. - Mo e masz rację. Wracajmy do domu.- Moją niechęć do tego pomysłu nietrudno było wyczuć. Edward wyprowadził mnie z zatłoczonej sali ciągle trzymając za rękę. Machnął na pracownika hotelu i poprosił o przyprowadzenie samochodu. Widząc, e nie mam adnego płaszcza zdjął swoją marynarkę i szczelnie mnie nią otulił. - Dziękuję - wymruczałam. Na szczęście nie musiałam nic dodawać, bo w tym momencie podjechał samochód Edwarda. Przytrzymał mi grzecznie drzwiczki, po czym szybkim krokiem obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Gdy zapalał silnik spojrzał na mnie z miną, którą trudno było mi rozszyfrować. Co za trudny człowiek - pomyślałam. Edward włączył ogrzewanie i muzykę. Z głośników wydobywała się właśnie usypiająca piosenka Coldplay- Speed of Sound*. Przejechaliśmy parę kilometrów w milczeniu. - Kochasz Jacoba? - zapytał nagle Edward. Co ja miałam mu odpowiedzieć? Owszem kochałam go, jednak nie tak, jak on myśli. Przyrzeczenie to przyrzeczenie. Muszę je dotrzymać. - Myślę, e tak. Gdy nic nie odpowiadał postanowiłam dodać, aby go uspokoić. - Słuchaj, nie musisz martwić się o niego. Nie skrzywdzę go. Mina Edwarda świadczyła o tym , e myśli zupełnie inaczej. Przez resztę drogi nie padło więcej adne słowo. Mimo tego czułam jego elektryzującą obecność, w której całkowicie się zatraciłam. Wje d ając na parking przed dworem Jacoba Edward pierwszy przerwał milczenie. - Spodziewaliście się kogoś? - Nie. Dlaczego pytasz? - Przed drzwiami stoi jakiś samochód, który na pewno nie nale y do Blacków. - Nie mam pojęcia kto to mo e być. Mo e któryś ze znajomych Jacoba postanowił przyjechać szybciej? Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Po chwili milczenia odpowiedział z pewnością.- Nie. Wszyscy znają zasady. Nikt nie mo e zjawić się przed sobotą. - Ty tu jesteś od wtorku- odparłam. Spojrzał na mnie z pasją. - Powiedzmy, e ja jako jedyny mam specjalne przywileje.- Mo e byłam przewra liwiona, ale coś w tonie jego głosu mówiło mi, e jego wypowiedź miała podwójne dno. Jeszcze raz się na mnie spojrzał, odpiął mój pas i wyszedł z samochodu. Ruszył w stronę moich drzwi, aby mi je otworzyć, ale byłam szybsza i ju wysiadałam z auta. Westchnął jedynie nad moim zachowaniem i luźno powiedział – Chodźmy. Wziął mnie pod rękę i poprowadził w stronę frontowych drzwi domu Blacków. Gdybyśmy wiedzieli co nas tam spotka, to z pewnością byśmy woleli siedzieć na tym cholernym, balu choćby tydzień. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 5 PWE: Trzymaliśmy się za ręce wchodząc do domu Blacków. Mój rozum podpowiadał mi, e przy tej dziewczynie powinienem być ostro ny, ale serce... Ale ze mnie ałosny pajac! Jeszcze nigdy nie rozczulałem się tak z powodu kobiety. Gdy wchodziliśmy po schodach wpadł mi do głowy pomysł. W tym samym momencie Bella potknęła się na ostatnich schodku. Szczęście! Nie mogłem tego inaczej nazwać. Instynktownie chwyciłem ją w pasie, aby nie upadła. Przestraszona podniosła wzrok i zatopiliśmy się w swoim spojrzeniu. Powoli zacząłem przesuwać się z nią w stronę ściany, gdy ju do niej dotarliśmy oderwałem ręce od jej talii i oparłem o ścianę na wysokości jej twarzy. PWB: Stałam przygwo d ona do ściany, a Edward hipnotyzował mnie swoim zniewalającym spojrzeniem. Rozpływałam się, nogi się pode mną ugięły. - Co ty robisz?- Zdołałam wykrztusić. - A jak myślisz?- Jego słowa otuliły mnie jedwabiście. Zaschło mi w gardle. - Bawisz się mną. - Nie. Wyprostowałam się nieco i ju bardziej pewnie powiedziałam – Edward, przestań. To jest śmieszne. Jesteś przyjacielem mojego chłopaka, a ja... -.... zaraz będę pocałowana - mruknął. Poczułam jak cały korytarz zawirował.- I tak ju za długo czekałem. Patrzyłam jak jego twarz przybli a się do mojej. Nic nie mogłam, ale i nie chciałam zrobić. Zamknęłam oczy, gdy wargi Edwarda dotknęły moich, przez chwilę pieścił mnie miękkością swoich ust. Jęknęłam, gdy jego język wsunął się między moje wargi. Chwyciłam go rękoma za szyję przyciągając do siebie. Czułam, jak moje ciało przeszywa dreszcz, przyciągnęłam go jeszcze bli ej. Wiedziałam, e jestem stracona i nic nie jest w stanie mi pomóc. Gdy zaczynało brakować mi tchu, Edward odsunął się ode mnie i spojrzał z pogardą. Pociemniało mi przed oczyma. - Teraz powiedz, e kochasz Jacoba. - Ja... ja... To nie tak jak myślisz...ja go kocham!- Byłam pewna, e jego spojrzenie mogło zabijać. Z pewnością bardzo powoli mordowało moje nieszczęsne serce. - Tak, kochasz, ale jego pieniądze. Mo esz oszczędzić sobie dalszych wyjaśnień. Musiałem mieć dowód i go mam. Korytarze i główne sale w tym domu w nocy są monitorowane. Jacob dowie się jaką wierną ma ukochaną. Ruszyłam w stronę pokoju Jacoba. On mi z pewnością pomo e, wyjaśni Edwardowi, e nie jesteśmy prawdziwą parą. Ale czy wtedy będę mogła chocia by spojrzeć na Cullena? Zabawił się mną, oszukał, a tak e zaszydził. Czułam jakby moje serce od wewnątrz coś rozdzierało, tym czymś był Edward Cullen. Stanęłam przed drzwiami do sypialni Jacoba, czując, e za mną stoi Edward. Bez pukania szarpnęłam za klamkę. To co ukazało się moim oczom w pierwszym momencie mnie Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

zszokowało, ale byłam w pewnym stopniu na to przygotowana, jednak pisku zdziwienia nie byłam w stanie powstrzymać. Jednym szybkim ruchem zatrzasnęłam drzwi przez nosem Cullena. - Co się stało? - Nic - odparłam piskliwym głosem. - Bello, zejdź mi z drogi - rozkazał. Nie mogłam nic zrobić. Z łatwością odsunął mnie na bok i otworzył drzwi. Jego reakcja była podobna do mojej. PWE: Stałem jak słup soli. To co zobaczyłem ju chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nagi Jacob le ał na łó ku obok innego mę czyzny. Oboje byli pogrą eni w głębokim śnie. Odwróciłem się na pięcie, aby móc spojrzeć na Bellę. Je eli Jacob spał z mę czyzną, to oznaczało, e... Zauwa yłem sylwetkę Belli znikającą za zakrętem. Biegiem ruszyłem w jej kierunku. Gdy ju byłem przy niej złapałem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem. - Co to ma znaczyć?- Gdy po dłu szej chwili nie odpowiadała dodałem.- Bello, to dla mnie bardzo wa ne! - To co widziałeś. Jacob jest gejem, a ja mu pomagałam, by świat się o tym nie dowiedział. - Opuściłem bezradnie swoje ramiona i pokręciłem przecząco głową.- Nie, to nie mo liwe. Jack miał dziewczyny, sypiał z nimi! - To nic nie znaczy. Odkrył swój... pociąg do mę czyzn stosunkowo niedawno. Jesteś jego najlepszym przyjacielem, powinieneś to zauwa yć.- Musiałem jej przyznać, e miała rację.- Czy widziałeś kiedyś, jak cię całujemy? Albo sugestywnie dotykamy? - Oh, Bello! Byłem takim idiotą. Słyszałem jak rozmawiałaś z jakimś chłopakiem, e będziesz udawała dziewczynę Jacoba... - Więc wysunąłeś wniosek, e jestem z nim dla pieniędzy. Nie mierz ludzi swoją miarą.- Mówiąc to weszła do swojego pokoju. - Hej! Wy te nie jesteście święci! Cały czas mnie okłamywaliście, więc teraz nie zgrywaj wielkiej zdradzonej! Ty kłamałaś dla przyjaciela, ja chciałem go ochronić!- krzyczałem ile sił w płucach. Byłem pewny, e Bella to usłyszała. Obróciłem się na pięcie i jak burza wpadłem do swojej sypialni. PWB: Cały czas mnie okłamywaliście, więc teraz nie zgrywaj wielkiej zdradzonej! Ty kłamałaś dla przyjaciela, ja chciałem go ochronić! Słowa te wryły mi się głęboko zarówno w pamięć, jak i w serce. Stojąc pod prysznicem oddałam się smutnym rozmyślaniom, jednak w aden sposób ciepłe strumienie wody spływające po moim ciele nie działały na mnie relaksująco. Edward miał rację - ja równie go okłamałam, a teraz zachciało mi się udawać obra oną księ niczkę. Nie chciałam tego przyznać nawet przed samą sobą, ale jego przypuszczenia głęboko mnie zraniły, jednak... On nie był fair, ja równie . Wychodząc spod prysznica wytarłam się niedbale ręcznikiem, zarzuciłam na siebie jedwabną koszulkę nocną, która sięgała połowy ud i wybiegłam na korytarz, nie fatygując się nawet zamknięciem drzwi. Stanęłam przed pokojem Edwarda, wzięłam głęboki wdech i zapukałam leciutko. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Po paru sekundach w drzwiach stanął Edward. Najwyraźniej nie spał, bo wcią miał na sobie spodnie od garnituru i śnie nobiałą koszulę. Jego spojrzenie wyra ało głębokie zdumienie. - Wiem, e nie zachowaliśmy się odpowiednio - zaczęłam.- Jacob jest twoim najlepszym przyjacielem, więc powinien opowiedzieć ci o tej maskaradzie. Chciałam, ebyś wiedział, e decyzja nie nale ała ode mnie. Myślałam te o sytuacji, w której ty się znalazłeś. Chciałeś ochronić Jacoba przed nieszczęściem... Edward przestał najwyraźniej mnie słuchać, bo zaczął przesuwać swoim wzrokiem wzdłu mojego ciała. Szybo podą yłam za jego spojrzeniem i a pisnęłam z za enowania. Jedwabna koszulka, którą zało yłam przykleiła się do moich mokrych ud, brzucha i piersi. Szybo pobiegłam do mojego pokoju zerwałam narzutę z łó ka i okręciłam się nim. Edward stanął w progu i spojrzał na mnie rozbawiony. - Nie dokończyłaś. O dziwo dopiero teraz poczułam na moich policzkach wykwitający rumieniec. - Tak... Mam pewną propozycję.- Jego mina doskonale świadczyła o jakiego rodzaju propozycji marzy.- Zaczniemy naszą znajomość od nowa? - Od nowa? - Zapomnijmy o wszystkich uprzedzeniach i zacznijmy tą znajomość od nowa.- Jego usta powoli wykrzywiały się w łobuziarskim uśmiechu. - Jestem jak najbardziej za. Podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Odruchowo podałam mu prawą dłoń w celu przypieczętowania naszej umowy. Za późno zdałam sobie sprawę, e tą właśnie ręką trzymałam narzutę, która w tym momencie spadła na podłogę. - To okrycie nie jest ci potrzebne. Bez niego wyglądasz o wiele lepiej.- Z tymi sowami wyszedł z mojego małego azylu zatrzaskując za sobą drzwi. Przez pewien czas stałam oniemiała z narzutą wijącą się między moimi stopami. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 6 PWB: Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie, jednak ociągałam się z zejściem na śniadanie. Przera ała mnie myśl spotkania z Jacobem, jednak musiałam mu opowiedzieć o wczorajszym zajściu. Miałam nadzieję, e krzyki Edwarda były bardzo głośne i doszły do pokoju mojego przyjaciela - przynajmniej element zaskoczenia miałabym z głowy. Z westchnieniem wygramoliłam się z łó ka i zaczęłam rozglądać się za czymś do ubrania. Moja podświadomość od pewnego czasu zaczęła działać na dziwnych zasadach - wybierałam rzeczy, które mogłyby się spodobać Edwardowi. Zazwyczaj moja poranna toaleta ograniczała się do wymycia zębów i twarzy, dzisiaj przesiedziałam w łazience 45 minut. Wychodząc z pokoju jeszcze raz spojrzałam w lustro. Spojrzała na mnie długowłosa dziewczyna o iskrzących się oczach i rumieńcach na twarzy. Efekt zauroczenia. Na korytarzu, oparty o ścianę, stał Edward. Gdy na mnie spojrzał uśmiechnął się sugestywnie, a mi stanęły przed oczyma obrazy wczorajszej nocy. Poczułam palące rumieńce na twarzy. - Dzień dobry - przywitał się grzecznie. - Dzień dobry - wymamrotałam. Chocia pragnęłam być blisko tego mę czyzny, wcią czułam pewne zdenerwowanie i za enowanie, gdy przebywałam w jego towarzystwie.- Rozmawiałeś z Jacobem? - Nie. Chyba wolę, ebyś to ty pierwsza z nim porozmawiała. Nie wiem nawet, czy jest on świadomy, e poznałem jego tajemnicę.- Uśmiechnął się krzywo. - Czy przeszkadza ci to, e Jack jest gejem? - To nie o to chodzi. Fakt, e jest on homoseksualistą nie wpłynie na nasza przyjaźń, ale Bello... Jesteśmy mę czyznami i trudno nam rozmawiać między sobą o takich rzeczach. - Rozumiem - odparłam kiwając głową. - Pójdę do swojego pokoju. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- Wypowiadając te słowa chwycił mnie za rękę, podniósł do ust, po czym ją lekko pocałował. Jego wargi długo nie odrywały się od mojej dłoni, a jego spojrzenie cały czas było utkwione w moich oczach. Poczułam, e miękną mi kolana.- Do zobaczenia. Nie byłam nawet zdolna wypowiedzieć najprostszego po egnania, jedynie patrzyłam jak wchodzi do swojego pokoju. Gdy schodziłam po schodach zauwa yłam Jacoba, który stał przed frontowymi drzwiami i wyglądał przez szklaną szybkę w nich wbudowaną. Słysząc odgłos stukania butów o marmurowe stopnie odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął blado. - Jack...- zaczęłam. - Proszę, oszczędź mi zbędnych uprzejmości. Myślę, e krzyki Edwarda mo na było usłyszeć w obrębie 3 kilometrów - powiedział smętnie.- Nie był zadowolony. - Nie, to nie tak. To był dla niego du y szok, ale ju się z niego otrząsnął.- Podeszłam do mojego przyjaciela i przytuliłam go mocno w pasie.- Dla Edwarda jesteś bardzo bliski, więc mało co mo e stanąć na przeszkodzie waszego braterstwa. Pogodził się z tym. Jacob jedynie uśmiechnął się blado. - Idź z nim porozmawiaj. ** Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Spojrzałam na zegarek. Rozmawiali ju przeszło trzy godziny. Zaczęłam nerwowo chodzić po salonie. Co oni robią tak długo. Nagle przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Nie... Edward jest stuprocentowym hetero. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk odpalanego silnika. Szybko wpadłam do przedpokoju, gdzie stał Edward z niedowierzaniem kręcąc głową. Musiał zauwa yć moją zaskoczoną minę, bo pośpieszył z wyjaśnieniami. - Powiedziałem mu, e powinien jak najszybciej za nim pojechać. Nie wiedziałem, e potraktuje moje słowa tak dosłownie.- Zaczął się śmiać. - Gdzie on pojechał? - Na lotnisko, a je eli nie zdą y, to do Berlina. Z wra enia przełknęłam głośno ślinę. - I zostawił nas tu samych? Mina Edwarda świadczyła, e dopiero teraz pomyślał o tym, e najprawdopodobniej przez 3 dni będziemy w tym wielkim, starym domu wyłącznie sami. Nagle w jego oczach pojawiły się iskierki. - Zupełnie samych - powiedział niezwykle seksownym głosem. W co on grał? Drgnęłam lekko słysząc dzwonek telefonu, który przerwał tą magiczną chwilę. Przez moment wydawało mi się, e zamierza wyrzucić to cholerstwo przez okno, jednak z westchnieniem otworzył klapkę telefonu. - Jacob? Świetnie stary - powiedział z sarkazmem.- No to leć, Romeo.- Tymi słowami zakończył rozmowę. - O co chodzi? - Jacob leci do Niemiec, nie zdą ył.- Na tą myśl serce zabiło mi mocniej.- Ale nie zostaniemy sami. Dzisiaj ma przyjechać moja siostra Alice z mę em Jasperem, no i Tanya... Mo liwe, e będą tu siedzieć do soboty. Tanya? Ta długonoga, blond ślicznotka? - O której mają przyjechać? - Wieczorem. Mo e do tego czasu porobimy coś ciekawego? - Ciekawego?- zapytałam zaskoczona. - Albo ekscytującego, mam dość nudy.- Uśmiechnął się niewinnie. Ah tak! Zachciało zabawiać mu się w podteksty? - Mam pomysł.- Odparłam trzepiąc rzęsami, czułam się jak idiotka, ale nie mogłam się powstrzymać od zrobienia mu małego psikusa.- Ale musisz iść ze mną do mojego pokoju.- Mówiąc to ruszyłam w kierunku schodów. Musiałam się bardzo kontrolować, eby nie wybuchnąć śmiechem na widok zdezorientowanej miny Edwarda. Gdy byłam w połowie schodów odwróciłam się w jego stronę. Stał on nadal z lekko otwartą buzią i gapił się na mnie, najwyraźniej nie wiedząc, co ma zrobić. - Idziesz?- zapytałam słodkim głosem. Nie mam pojęcia skąd wzięło się u mnie tyle odwagi. Wydawało mi się, e w pewnym momencie otrząsnął się z stanu ogłupienia. Spojrzał na mnie i po chwili wbiegł na schody pokonując po trzy stopnie na raz. Zatrzymał się przede mną, chwycił mocno za ramiona i przygwoździł do poręczy. - Nie ze mną takie zabawy, Bello - powiedział patrząc głęboko w moje oczy. Wydawało mi się, e w jego mogłam zobaczyć płomienie po ądania.- Uwa aj, co przy mnie mówisz, bo mogę wziąć to za zaproszenie. Puścił mnie i odsunął delikatnie. Byłam na tyle oszołomiona, e nie wiedząc co robię, pobiegłam do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłam się na łó ko i z twarzą Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

przyciśniętą do poduszki zaczęłam krzyczeć. Musiałam odreagować wszystkie emocje, jakie od paru dni się we mnie kotłowały. Poduszka doskonale tłumiła te odgłosy. Z pokoju nie wyszłam do późnego wieczora. Wcią stałam przed oknem i czekałam na przyjazd gości Jacoba. Mo e byłam głupia, ale specjalnie przygotowałam się na ich przybycie. Zało yłam sukienkę typu „mała czarna”*, włosy spięłam w luźny kok, a rzęsy dokładnie wytuszowałam. Mo e i nie miałam najmniejszych szans wyró nić się stojąc przy Tany, ale duma kazała mi się przygotować nale ycie. Nie czułam się komfortowo. Sukienka była niewygodna, a do tego bardzo przylegała do mojego ciała, ale ci ludzie tak właśnie się ubierali, przynajmniej pierwszego dnia. Słyszałam, e później jest im wszystko jedno. Jutro mają przyjść sukienki zamówione przez mojego przyjaciela. Uwa ał, e jako jego dziewczyna muszę reprezentować się „godnie”. Jak na razie musiałam ponownie po yczyć kreację, w której pozowała dla niego modelka. Wpatrując się w okno zauwa yłam światła zbli ające się do dworku. Wbiegłam szybko do salonu i spojrzałam na Edwarda niedbale opartego o kominek. W jednej ręce trzymał szklankę z koniakiem. Wyglądał tak seksownie, e patrzenie na niego niemal bolało. - Przyjechali.- Cholera, zadr ał mi głos. - Ślicznie wyglądasz.- Jego spojrzenie wędrowało wzdłu linii mojego ciała. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc odparłam prosto: - Dziękuję. - Jesteś na mnie zła?- zapytał zmartwiony. - Oczywiście, e nie. Niby dlaczego miałabym być? Uśmiechnął się lekko i bez odpowiedzi poszedł w kierunku drzwi frontowych. Ruszyłam za nim. - Jaka jest wersja?- zapytał nagle z napięciem w głosie. - Wersja czego? - No... ty i Jack. - Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Na razie nie poruszajmy tego tematu przy gościach. - Oczywiście - rzucił tylko Edward. Z tonu jego głosu mo na było wywnioskować, e jest zły. Miałam właśnie zapytać, o co chodzi, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. PWE: Oderwałem wzrok od tej niewiarygodnie pięknej młodej kobiety. Nie byłem zadowolony, e wcią chciała odgrywać tą szopkę. Z niechęcią otworzyłem drzwi, zza których uśmiechała się moja droga siostrzyczka. Tydzień z nią nie będzie łatwy. Jest moją siostrą, ale zawsze była zbyt spostrzegawcza, co teraz nie jest mi na rękę. - Edward!- Alice rzuciła mi się na szyje.- Nie widziałam cię od tak dawna, e niemal zapomniałam jak wyglądasz. Mógłbyś od czasu do czasu do nas przyjechać. - Tak, miałem zamiar wybrać się do was jakoś w tym miesiącu - skłamałem. - Będziesz miał okazję. Ojciec kazał przekazać ci to.- Wyciągnęła kremową kopertę i mi ją podała. - O co chodzi? Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

- Jakieś problemy z projektem, który przygotowałeś. W kopercie są chyba jakieś druki. Nie wiem dokładnie, przecie wiesz, e się na tym nie znam.- Wiedziałem o tym doskonale. Oprogramowania komputerowe to dla niej czarna magia. Po krótkiej prezentacji i wszelkich grzecznościach moim oczom ukazała się Tanya. Wcią stała na progu i z lekko przymkniętymi oczyma kiwnęła do mnie zachęcająco palcem. Czy ja do cholery jestem jakimś psem? Bella, która właśnie zapoznawała się z moją siostrą oglądała tą scenę z dziwnym wyrazem twarzy. Zazdrość. Gniew. Bezradność. Z jej twarzy mo na czytać jak z ksią ki. Podszedłem do Tany przybierając obojętny wyraz twarzy. -Witaj - przywitałem się prosto. Czułem na sobie wzrok Belli. - Oh witaj - wymruczała jak kotka chwytając mnie w talii i przyciągając do siebie.- Tylko na to cię stać? Naprawdę się za mną nie stęskniłeś? Rozmowy w przedpokoju ucichły. Teraz ju nie tylko Bella przypatrywała się nam z zainteresowaniem. Tanya zachichotała cichutko. - Mo e porozmawiamy u ciebie w pokoju?- powiedziała ciszej wsadzając mi rękę pod koszulkę. - W nocy. Odsunąłem się od niej szybko. Nie ulegało wątpliwości, e nie byłem słabym mę czyzną, ale po tylu nieprzespanych nocach będzie mi cię ko się pilnować. Nawet jeśli w moich erotycznych wizjach była Bella zamiast Tany. - Cześć Tanya.- Podeszła do nas Bella, dzięki czemu nie musiałem udzielić jej odpowiedzi. Uśmiechnąłem się widząc rumieniec gniewu na jej policzkach. - Miło mi cię znowu widzieć... - Bella - dokończyłem zirytowany. Jak mo na było traktować ludzi z taką ignorancją? Tym bardziej ją. - Bella - dokończyła posłusznie. Jeszcze raz rzuciła mi sugestywne spojrzenie i weszła do salonu, gdzie Alice i Jasper właśnie siadali na sofie. Bella podeszła do mnie i spięła się na palce, eby móc powiedzieć mi coś na ucho. Przez moje ciało przeszedł dreszcz podniecenia. Czułem jej oddech na moich włosach. - Poszukiwania naiwnej laleczki zakończone?- Jej ton wskazywał na to, e starała się ukryć swoje emocje. - A co? Jesteś zazdrosna?- zapytałem chytrze. - Palant.- Obrzuciła mnie jadowitym spojrzeniem i dołączyła do gości. PWB: Siadając przy Alice byłam tak zła, e nie miałam pojęcia jak panowałam nad dr eniem dłoni. Edwarda zaistniała sytuacja najwyraźniej bardzo bawiła, bo usiadł na rogu stolika nieopodal kominka i przypatrywał mi się z uśmiechem. Powodowało to jeszcze większe dr enie moich rąk. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Po godzinie spędzonej w towarzystwie siostry Edwarda musiałam przyznać, e jest nieźle zakręcona. Jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Od razu przypadła mi do gustu. Jest... szczera, prawdziwa. Mo e cała rodzina Cullenów działa na mnie w ten sposób? - Idę na górę. Jutro muszę wcześnie wstać - powiedział w pewnym momencie Edward. Tanya mrugnęła do niego porozumiewawczo. Zagotowałam się z gniewu. - Wiecie, ja z Jasperem te ju będziemy się zbierać. Mieliśmy wykańczającą podró . Nie miałam zamiaru iść do swojego pokoju i wysłuchiwać dźwięków wydobywających się z sypialni Edwarda. - Ja zostanę. Nie wiem dokładnie, który pokój macie zająć... - Co roku zajmujemy te same pokoje, Bello. Nie martw się o nas.- Uśmiechnęła się do mnie Alice, po czym cała czwórka wyszła z salonu. Zostałam sama z dziwnym alem w sercu. Podeszłam do sprzętu stereo, który stał w rogu i przycisnęłam guzik „play”. Do moich uszów dobiegły pierwsze takty piosenki, którą pamiętałam z dzieciństwa. ( ** http://www.youtube.com/watch?v=aM-63y_SPIs&feature=related ) . Jej radosna melodia trochę podniosła mnie na duchu, jednak nie zdołała wymazać nieprzyjemnej wizji Edwarda trzymającego w objęciach innej kobiety. W pewnym momencie, całkowicie bezwiednie, zaczęłam cichutko śpiewać końcówkę piosenki. Zamknęłam przy tym oczy. In the heat of summer sunshine I miss you like nobody else In the heat of summer sunshine I kiss you, and nobody knows Zaśmiałam się delikatnie. Jestem niepoprawną romantyczką i nic na to nie poradzę. Drgnęłam, gdy usłyszałam głośnie westchnienie. Odwróciłam głowę, wiedząc kogo zobaczę. Edward stał w progu i patrzył na mnie rozbawiony. - Kontynuuj. - Utwór ju się skończył - mruknęłam z za enowana. Zaśmiał się serdecznie, ale szybko przybrał powa ną minę. - Wyglądałaś bardzo czarująco. Jak mała dziewczynka. *** - Nagle przypomniało mi się, e nie wyszedł z tego pomieszczenia samotnie. - Szybo się uwinąłeś - rzuciłam lekko ruszając w stronę wyjścia. Gdy zbli yłam się do drzwi, Edward zatarasował mi drogę. - Co masz na myśli? - Gdzie jest Tanya? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Ah... Rozumiem.- Niczego nie rozumiał, ale na to nie miałam ju większego wpływu. Je eli chciał podzielić się ze mną swoimi spostrze eniami to musi się rozczarować. - Cieszę się. Pozwolisz mi przejść?- Nie chciałam przedłu ać tej bezsensownej dyskusji. - Tanya poszła do swojego pokoju. Do niczego między nami nie doszło. - Nie prosiłam cię o wyjaśnienia.- Starałam się jak mogłam, eby Edward nie zauwa ył jak ta wiadomość mnie ucieszyła. Bezradnie wzruszył ramionami. - Chciałam, ebyś wiedziała. Odprowadzę cię do pokoju. Przez całą drogę do naszych sypialni nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Gdy znaleźliśmy się przy właściwych drzwiach odwróciłam się, eby powiedzieć „dobranoc”. Zanim otworzyłam usta Edward pochylił się nade mną i pocałował w policzek. - Słodkich snów Bello, zobaczymy się w sobotę. Sobota? Z alu ścisnęło mi się serce. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

- Dobranoc Edwardzie. *sukienka Belli http://jusnews.shef.ac.uk/convergence_08/files/images/little%20black%20dress.jpg ** Ostatnio usłyszałam ją i nie mogłam się powstrzymać! *** Edward później BARDZO po ałuje, e powiedział to Belli Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

Chapter 7 PWB: Dni do soboty dłu yły mi się niemiłosiernie. Jacob przyjechał w piątek, jednak bez swojego nowego wybranka serca, który musiał pozostać w Berlinie. Do tego czasu rzadko widywałam Tanyę, która praktycznie nie wychodziła z pokoju. Pewnie fakt, i Edward nie przebywał w rezydencji był jej nie na rękę. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Była godzina ósma. Nikt normalny nie wstawał w sobotę rano o tej godzinie. Nikt oprócz Jacoba... - Wejdź - zawołałam. Do pokoju wszedł mój przyjaciel uśmiechając się radośnie. - Dzień dobry skarbie. Jak się spało?- Miałam powiedzieć, e źle? Jack by mi nie dał spokoju. - Bardzo dobrze. - Dzisiaj przyjedzie Edward... - Wiedziałam o tym doskonale. Odliczałam minuty od naszego ostatniego spotkania. - Doszedłem do wniosku, e nie ma sensu ciągnąć dalej tej maskarady. - Je eli tego chcesz... Nigdy nie rozumiałam twojego planu. Dlaczego nie mogłeś powiedzieć wszystkim, e nie masz dziewczyny? Nie wszyscy samotni mę czyźni to geje. - Nie wiesz, co się będzie tutaj działo. Będę musiał mieć na ciebie oko. - Nie rozumiem. - Wiesz co się dzieje z mę czyznami, gdy w jednym pomieszczeniu jest du o alkoholu, mocniejszych rzeczy i śliczna nowa dziewczyna? Zaśmiałam się serdecznie. - Nie ma sprawy. Będę na siebie uwa ała. O której mają zjawić się wszyscy? - Około dwudziestej, ale bądź gotowa wcześniej. Będziesz sprawowała funkcje gospodyni domu - Uśmiechnął się do mnie słodko widząc moją minę- wiem, e uwielbiasz być w centrum uwagi. Po wyjściu Jacoba poło yłam się spać, musiałam porządnie wypocząć. Czekał mnie cię ki tydzień. Ponownie obudziło mnie pukanie. Cholera, czy oni nie dadzą mi dzisiaj chocia chwili spokoju? W drzwiach stała pokojówka trzymająca średniej wielkości pudełko. - Pan Jacob prosił, ebym to pani oddała - podziękowałam grzecznie, po czym szybko otworzyłam tajemnicze pudło. Zobaczyłam w nim czerwoną sukienkę i parę czarnych pończoch. Do prezentu dołączony był liścik: „Wolałem ci to przesłać przez kogoś. Gdybym sam ci to przyniósł to pewnie byś tego nie przyjęła. Nie chciało mi się wysłuchiwać twoich alów. Bądź grzeczna i załó to cudeńko.” Nie chciało mu się wysłuchiwać moich alów? Mam być grzeczna? Z furią ubrałam jeansy oraz biały podkoszulek i na boso pobiegłam do gabinetu Jacoba, do którego wpadłam bez pukania. Za biurkiem siedział Edward, a mój przyjaciel szukał czegoś zawzięcie w szafce. - Jacob, je eli sądzisz, e ja ubiorę coś takiego...- pomachałam mu czerwoną sukienką przed oczyma.- ... to się grubo mylisz. Witaj Edwardzie. Wargi Cullena zaczęły drgać, musiał powstrzymywać się, aby nie parsknąć śmiechem. Jacob jedynie pokiwał głową . - Wiedziałem, e tak będzie... - Boisz ubrać się tak wyzywająco?- wtrącił Edward. Zamrugałam zdezorientowana. - Nie... Po prostu to nie mój styl. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.

- Ja myślę, e Bella boi się swojej seksualności - wtrącił spokojnie Jacob. Moje policzki zaczęły płonąć. - Boi się? To niemo liwe, dziewczyna z takim ciałem? - Mówisz, jakbyś widział całe jej ciało. Edward spojrzał na mnie uwa nie, po czym powiedział - no, mo e nie całe... - Halo! Ja wcią tu stoję, więc przestańcie o mnie mówić, jakby mnie tu w ogóle nie było!- Ruszyłam w stronę wyjścia, lecz w połowie drogi zatrzymał mnie głos Jacoba. - Zało ysz tą sukienkę? - Tak - odpowiedziałam w przypływie nagłego buntu. Wieczorem, gdy ju byłam gotowa na przyjęcie gości, zeszłam na dół. W salonie czekał na mnie młody Black. - Wyglądasz ślicznie. - W odpowiedzi jedynie się uśmiechnęłam. Przygotowywałam się pół dnia, więc miałam nadzieję, e będę wyglądała ładnie. Byliśmy pogrą eni w rozmowie, gdy usłyszeliśmy pierwszy dzwonek do drzwi. - Jacob! - Anna! Ten schemat powtarzał się niemal przez cały wieczór. Gdy wielki salon Blacków był ju wypełniony po brzegi przyszedł Edward, który przepychając się przez tłum gości podszedł do mnie. - Niezły połów w tym roku. – Pokiwałam twierdząco głową. - Ponad siedemdziesiąt osób. - Uciszył mnie podniesiony głos Jacoba, który wdrapał się na stół. - Witam, wszystkich. Cieszę się, e mo emy w tym roku ponownie się spotkać. Mówiąc szczerze nie wymyśliłem jeszcze motywu przewodniego głównej imprezy. Więc je eli ktoś ma jakieś pomysły, to słucham. - Motywu przewodniego? Obawiam się, e nie za bardzo rozumiem - powiedziałam do Edwarda, który podawał mi właśnie kieliszek szampana. - Co roku jest nowy motyw przewodni. No wiesz... na przykład motyw strasznego zamku, podczas którego wszyscy przebierają się za wampiry, duchy i wilkołaki - powiedział śmiejąc się delikatnie. - Jaki był motyw rok temu?- zapytałam wlewając sobie zawartość kieliszka do ust. - Seksi kowboje - niemal się zakrztusiłam. Mina Edwarda mówiła mi, e podziela moje zdanie. - To co? Mo e w tym roku urządzimy wieczór pod tytułem „bardzo niegrzeczne dziewczynki”- za artowałam. - Bello, to jest świetny pomysł - Wykrzyknął Jack, który stał za moimi plecami. Uwaga wszystkich skupiła się na nas. - Ja tylko artowałam...- zaczęłam, ale Jacob był na tyle podekscytowany, e mnie w ogóle nie słuchał. Po sali rozeszły się szepty. Wszystkim najwyraźniej spodobał się mój art. Do cholery! Dlaczego ja nie uwa am na to, co mówię? - Zgadzam się!- powiedziała Tanya, wciskając się między mnie, a Edwarda. - Ale to nie będzie sprawiedliwe, my będziemy musieli się przebrać, a mę czyźni?- odezwała się któraś z dziewczyn. W głowie zaświtała mi diabelska myśl. Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.