tulipan1962

  • Dokumenty3 698
  • Odsłony239 443
  • Obserwuję173
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań209 319

02- Isaac Asimov - Narodziny Fundacji

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

tulipan1962
Dokumenty
fantastyka

02- Isaac Asimov - Narodziny Fundacji.pdf

tulipan1962 Dokumenty fantastyka [auratorrent.pl] Isaac Asimov i inni - Cykl Fundacja (1-10) [epub, pdf 02 - Narodziny Fundacji
Użytkownik tulipan1962 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 328 osób, 174 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 380 stron)

ISAAC ASIMOV NARODZINY FUNDACJI PRZE A: MARYLA KOWALSKA TYTU ORYGINA U: FORWARD THE FOUNDATION SCAN-DAL C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

ROZDZIA I ETO DEMERZEL DEMERZEL, ETO — (…) Mimo i nie ma w tpliwo ci co do tego, e w czasach panowania imperatora Cleona I przez wiele lat Eto Demerzel posiada wielk w adz , historycy nie s zgodni co do natury tej e w adzy. Wed ug klasycznej interpretacji by jeszcze jednym z bardzo wielu silnych i bezlitosnych ciemi ycieli ostatniego stulecia w zjednoczonym Imperium Galaktycznym. Pojawi y si jednak pogl dy rewizjonistów, którzy utrzymywali, e pomimo despotyzmu by cz owiekiem dobrodusznym. Pewne wiat o rzuca na to jego zwi zek z Harim Seldonem, cho jego natura pozostanie na zawsze niezbyt wyra nie okre lona, szczególnie w czasie niezwyk ego epizodu z Laskinem Joranum, którego gwa towny, lecz krótkotrwa y bunt (…) Encyklopedia Galaktyczna* * Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty z Encyklopedii Galaktycznej zaczerpni te zosta y za zgod wydawcy z jej 116. wydania opublikowanego w 1020 roku e.F. przez Encyclopedia Galactica Publishing Co. na Terminusie. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

1 — Powtarzam ci, Hari — odezwa si Yugo Amaryl — e twój przyjaciel Demerzel ma powa ne k opoty. — Podkre li s owo „przyjaciel” delikatnie, a jednak z wyczuwaln niech ci . Hari Seldon wyczu gorzk nut , ale zignorowa j . Spojrza zza swego trójkomputera i powiedzia : — A ja ci powtarzam, Yugo, e pleciesz bzdury. — Po czym ze ladami rozdra nienia w g osie doda : — Dlaczego upar si , eby zabiera mi czas? — Bo s dz , e to wa ne. Amaryl usiad , podkre laj c, e nie b dzie atwo go st d usun . Skoro si tu znalaz , mia zamiar zosta . Przed o mioma laty by tylko palaczem w Dahlu — znajdowa si tak nisko na drabinie spo ecznej, jak tylko by o to mo liwe. To w nie Seldon pozwoli mu wyrwa si z nizin, zosta matematykiem i intelektualist , a nawet wi cej — psychohistorykiem. Nigdy ani na chwil nie zapomnia , kim by kiedy , kim jest teraz i komu zawdzi cza zmian . To za oznacza o, e je li musia surowo zwraca si do Hariego Seldona — dla dobra samego Seldona — nie bra pod uwag szacunku i mi ci, którymi darzy starszego cz owieka. Nie móg go powstrzyma nawet wzgl d na w asn karier . To surowe zachowanie — i jeszcze znacznie wi cej — zawdzi cza w nie Heliko czykowi. — Pos uchaj, Hari — powiedzia , unosz c gwa townie lew r — z jakiego powodu, którego nie potrafi poj , masz bardzo dobre zdanie o Demerzelu. W przeciwie stwie do mnie. Nikt, kogo opini szanuj — nikt oprócz ciebie — nie wyra a si o nim pochlebnie. Nie obchodzi mnie, co si z nim stanie, skoro jednak wiem, e ciebie to obchodzi, nie mam wyboru i musz ci na to zwróci uwag . Seldon u miechn si nie tylko z powodu tak powa nie wypowiedzianych s ów, ale równie dlatego, e trosk Amaryla uwa za zbyteczn . Szczerze go lubi — a nawet wi cej. Yugo by jednym z czworga ludzi, których pozna podczas pobytu na Trantorze. Pozna tam Eto Demerzela, Dors Venabili, Yugo Amaryla i Raycha — czworo ludzi, których polubi jak nikogo przedtem. W pewien szczególny, w ka dym wypadku inny sposób stali si dla niego niezb dni — Yugo Amaryl dlatego, e tak szybko zrozumia zasady psychohistorii i tak skutecznie prowadzi badania na nowych obszarach. Wielce pocieszaj ca by a wiadomo , e C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

cokolwiek sta oby si Seldonowi, nim zdo by rozwi za zadania matematyczne, pozostanie przynajmniej jeden utalentowany cz owiek, który b dzie kontynuowa badania. — Przepraszam ci , Yugo — odezwa si Hari. — Nie chcia em by niecierpliwy ani odrzuca podawanej mi d oni, szczególnie e tak bardzo pragniesz, bym zrozumia twoje intencje. Chodzi jedynie o moj prac ; kiedy jest si dziekanem wydzia u… Teraz Amaryl u miechn si , nieznacznie t umi c cichy chichot. — Przepraszam, Hari. Wiem, e nie powinienem si mia , ale ty nie masz adnych predyspozycji do tego stanowiska. — Sam o tym wiem, ale b si musia nauczy . Chcia em robi co nieszkodliwego, a nie ma nic, doprawdy nic mniej szkodliwego ni pozycja dziekana Wydzia u Matematyki na Uniwersytecie Streelinga. Mog wype nia swój dzie niewa nymi zadaniami, eby nikt mnie nie pyta o kierunek naszych bada psychohistorycznych. Problem jedynie w tym, e naprawd wype niam swój dzie niewa nymi zaj ciami i nie mam do czasu na… — Rozejrza si po swym biurze, spojrza na komputery, do których tylko on i Amaryl mieli dost p. Nawet gdyby kto inny chcia z nich skorzysta , program by napisany tak przemy ln symbolik , e nikt obcy nie zdo by go zrozumie . — Kiedy ju przyzwyczaisz si do obowi zków — odezwa si Amaryl — zaczniesz je przekazywa innym i wtedy b dziesz mia wi cej czasu. — Mam nadziej — rzuci Seldon z pow tpiewaniem. — Powiedz mi jednak o tej wa nej sprawie, która dotyczy Eto Demerzela. — Po prostu Eto Demerzel, nasz wspania y Pierwszy Minister, gor czkowo przygotowuje przewrót. Seldon zmarszczy brwi. — Dlaczego mia by to robi ? — Wcale nie powiedzia em, e tego chce. On po prostu to robi, wiadomie czy nie wiadomie, z wielk pomoc ze strony niektórych swoich politycznych wrogów. Wiesz, e mi to nie przeszkadza. My nawet, e w sprzyjaj cych warunkach dobrze by oby si go pozby z pa acu, z Trantora… a nawet z Imperium. Jak ju jednak mówi em, ty go cenisz, dlatego ostrzegam ci , bo podejrzewam, e nie ledzisz wydarze politycznych tak dok adnie, jak powiniene . — S znacznie wa niejsze sprawy — odpowiedzia agodnie Seldon. — Na przyk ad psychohistoria. Zgadzam si z tob . Ale powiedz mi, jak rozwiniemy psychohistori , jak osi gniemy sukces, je li b dziemy ignorantami w sprawie polityki? Mam na my li dzisiejsz polityk . Teraz, w n ie t e r a z tera niejszo przekszta ca si w C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

przysz . Nie mo emy jedynie bada przesz ci. Wiemy, co si w niej zdarzy o. Tylko badaj c tera niejszo i blisk przysz , mo emy sprawdza rezultaty naszych prac. — Wydaje mi si , e ju s ysza em ten argument — powiedzia Seldon. — I znów go us yszysz. Chyba nie by oby dla mnie dobrze, gdybym ci to t umaczy . Seldon westchn , usiad z powrotem w swoim fotelu i obdarzy Amaryla u miechem. Ten m odzieniec potrafi by natr tny, ale powa nie traktowa psychohistori i to wynagradza o wszystko. Amaryl wci nosi pi tno, które wycisn a na nim pozycja palacza. Mia szerokie ramiona i muskularn budow , jak cz owiek, który przywyk do ci kiej fizycznej pracy. Nie pozwoli , by jego cia o podupad o. Wysz o to na zdrowie zarówno jemu, jak i Seldonowi, inspirowa o bowiem Heliko czyka do tego, by nie sp dza ca ego czasu za biurkiem. Seldon nie by tak silny jak Amaryl, jednak w dalszym ci gu odznacza si niezwyk si . Niedawno przekroczy czterdziestk , by w dobrej formie i zamierza j utrzyma . Dzi ki codziennej gimnastyce nie mia jeszcze brzuszka, a jego ramiona i uda by y umi nione. — Chyba nie zajmujesz si Demerzelem tylko dlatego, e jest moim przyjacielem. Musisz mie jaki inny powód. — Nie ma w tym adnej zagadki. Tak d ugo jak jeste przyjacielem Demerzela, twoja pozycja tu, na uniwersytecie, jest bezpieczna i mo esz kontynuowa badania w dziedzinie psychohistorii. — No prosz . A wi c mam powód, by si z nim przyja ni . Frzynaj—mniej to rozumiesz. — Tobie op aca si utrzymywa z nim znajomo . To rozumiem. Je li jednak chodzi o przyja , tego nie rozumiem. Tak czy inaczej, je li Demerzel straci w adz , to pomijaj c ju wp yw, jaki mo e to mie na twoj pozycj , Cleon b dzie osobi cie kierowa Imperium, a to jeszcze pog bi jego rozpad. Mo e zapanowa anarchia, i to zanim zd ymy opracowa za enia praktyczne psychohistorii, które pomog yby nauce uratowa ludzko . — Rozumiem. Ale uczciwie mówi c, nie s dz , by my otrzymali wyniki w tak krótkim czasie, eby mog o to zapobiec Upadkowi. — Je li nawet nie b dziemy mogli zapobiec Upadkowi, to mo e zdo amy chocia agodzi jego efekty? — By mo e. — A widzisz. Im d ej b dziemy mogli pracowa w spokoju, tym wi ksz b dziemy mieli szans zapobiec Upadkowi albo przynajmniej z agodzi jego skutki. A poniewa o to C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

nam chodzi, w czym jeste my zgodni, uratowanie Demerzela mo e by konieczne, czy nam — albo te tylko mi — si to podoba czy nie. — A przed chwil powiedzia , e chcia by si go pozby z pa acu, z Trantora, a nawet z Imperium. — Tak, w idealnych warunkach. Tyle e nie yjemy w idealnych warunkach i potrzebujemy naszego Pierwszego Ministra, nawet je li jest on narz dziem represji i despotyzmu. — Rozumiem. Dlaczego jednak s dzisz, e Imperium jest tak bliskie destrukcji, e do jego Upadku wystarczy dymisja Pierwszego Ministra? — Podpowiada mi to psychohistoria. — Na jakiej wi c podstawie formu ujesz tego typu przepowiednie? Przecie nie mamy jeszcze nawet ogólnych za . — Istnieje jeszcze intuicja, Hari. — Ona z a w sz e istnia a. Jednak potrzebujemy czego wi cej, zgadzasz si ? Musimy opracowa zasady matematyczne, które przy spe nieniu tych lub innych warunków pozwol nam okre li prawdopodobie stwo specyficznych dróg rozwoju przysz ci. Gdyby do osi gni cia celu wystarczy a intuicja, wcale nie potrzebowaliby my psychohistorii. — Jedno nie musi wyklucza drugiego, Hari. Mówi o obu drogach: o takiej kombinacji, która mo e by lepsza ni inne… przynajmniej dopóki psychohistoria nie zostanie udoskonalona. — Je li w ogóle tak si stanie — rzek Seldon. — Powiedz mi jednak, na czym polega niebezpiecze stwo dotycz ce Demerzela? Kto mo e go zrani czy te obali ? Czy mówimy o obaleniu Demerzela? — Tak — odpowiedzia Amaryl, a jego twarz przybra a ponury wyraz. — W takim razie powiedz mi. Zlituj si nad moj ignorancj . Amaryl zarumieni si . — Nie drwij, Hari. Na pewno s ysza o Jo–Jo Joranum. — Oczywi cie. Jest demagogiem, który kreuje si na przywódc ludowego… zaraz, zaraz, sk d on pochodzi? Z Nishaya, prawda? To naprawd ma o znacz cy wiat. O ile dobrze pami tam, wypasaj tam stada kóz i produkuj doskona e sery. — Zgadza si . Ale on nie jest ot jakim tam zwyk ym demagogiem. Ma wielu zwolenników i staje si coraz silniejszy. Jego celem, jak sam mówi, jest sprawiedliwo spo eczna oraz wi ksze zaanga owanie polityczne ludu. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Tak, du o o tym s ysza em — powiedzia Seldon. — Jego has o brzmi: „W adza nale y do ludu”. — Troch inaczej. Powiada: „W adza to lud”. Seldon pokiwa g ow . — Wiesz co, podoba mi si ta my l. — Mnie te , nawet bardzo… gdyby Joranum naprawd mia to na my li. Ale tak nie jest. Dla niego to tylko jeden ze schodków, po których chce si wspi . To tylko droga wiod ca do celu, a nie wytyczony cel. Joranum chce si pozby Demerzela, bo wtedy atwo mu b dzie manipulowa Cleonem. Pó niej sam obejmie tron i to on stanie si ludem. Sam mi mówi , e w dziejach Imperium by o wiele takich epizodów, a ostatnio Imperium jest absze i mniej stabilne ni kiedy . Cios, który w poprzednich stuleciach spowodowa by jedynie niewielkie zachwianie, teraz móg by je zniszczy . Imperium pogr oby si w wojnie domowej i nigdy ju nie odzyska oby dawnej formy, a my nie mamy psychohistorii, która podpowiedzia aby nam, co powinni my zrobi . — Rozumiem twój punkt widzenia, ale z pewno ci nie b dzie tak atwo pozby si Demerzela. — Nie zdajesz sobie sprawy, jak silny staje si Joranum. — To bez znaczenia. — Niemal wida by o k bi ce si my li Seldona. — Zastanawia mnie natomiast, e rodzice nazwali go Jo–Jo. W tym imieniu jest co m odzie czego. — Jego rodzice nie mieli z tym nic wspólnego. Naprawd ma na imi Laskin, to bardzo popularne imi na Nishaya. Sam wybra imi Jo–Jo, prawdopodobnie od pierwszej sylaby swego nazwiska. — Nie s dzisz, e g upio zrobi ? — Nie. Jego zwolennicy skanduj : Jo… Jo… Jo… Jo. Dzia a to hipnotycznie. — No có — powiedzia Seldon, odwracaj c si do swego trójkomputera i porz dkuj c wielowymiarow symulacj , któr stworzy za jego pomoc — zobaczymy, co si b dzie dzia o. — Jak mo esz podchodzi do tego tak oboj tnie? Mówi ci, e zawis o nad nami niebezpiecze stwo. — Wcale tak me jest — rzek Seidon, a jego g os i wyraz oczu zdradza y stanowczo . — Nie znasz wszystkich faktów. — A jakich to faktów nie znam? — Porozmawiamy o tym innym razem, Yugo. Wola bym, eby zaj si teraz swoj prac i pozwoli , bym to ja zaj si Demerzelem i stanem Imperium. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Amaryl zacisn usta, ale nawyk pos usze stwa wobec Seldona by tak silny, e powiedzia jedynie: — Tak, Hari. Mimo to ju w drzwiach odwróci si i doda : — Pope niasz b d, Hari. Seldon u miechn si lekko. — Nie s dz , ale przyj em twoje ostrze enie i b o nim pami ta . Powtarzam ci jednak, e wszystko b dzie dobrze. Kiedy Amaryl wyszed , Seldon przesta si u miecha . — Czy naprawd wszystko b dzie dobrze? C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

2 Cho Seldon pami ta o przestrogach Amaryla, nie przyk ada do nich wi kszej wagi. Nadesz y i min y jego czterdzieste urodziny, co dla wielu bywa psychologicznym ciosem. Czterdziestka! Min a ju m odo . ycie nie rozpo ciera o si ju przed nim jak olbrzymie pole, którego horyzont ginie gdzie w oddali. Przebywa na Trantorze od o miu lat, a czas ten up yn bardzo szybko. Nast pne osiem lat i dobiegnie niemal pi dziesi tki. dzie si zbli a staro . Co gorsza, nie opracowa jeszcze nawet solidnych podstaw psychohistorii! Yugo Amaryl tak m drze mówi o prawach i pracowa nad swoimi równaniami, pos uguj c si mia ymi za eniami opartymi na intuicji. Ale jak mo na by przetestowa takie za enia? Psychohistoria nie jest jeszcze nauk eksperymentaln . Pe ne badanie wymaga oby do wiadcze , a te zaanga owania ca ych wiatów, mnóstwa czasu i… ca kowitego braku odpowiedzialno ci etycznej. Postawiony problem wydawa si niemo liwy do rozwi zania, tote Seldon, niech tnie sp dzaj cy czas na zaj ciach administracyjnych, uda si pod koniec dnia do domu w ponurym nastroju. Zazwyczaj spacer przez miasteczko uniwersyteckie wprawia go w lepszy nastrój. Nad Uniwersytetem Streelinga wznosi a si tak gigantyczna kopu a, e przebywaj c w miasteczku uniwersyteckim, mia o si wra enie, i widzi si otwart przestrze . Nie trzeba te by o znosi takich warunków meteorologicznych, jakich Seldon do wiadczy podczas wizyty w Pa acu Imperialnym. Ros y tu drzewa, rozpo ciera y si trawniki i alejki, co sprawia o, e czu si jak w miasteczku uniwersyteckim swojego starego college’u, na rodzinnym Helikonie. udzenie zachmurzenia zaplanowanego na ten dzie dawa o sztuczne wiat o oneczne pojawiaj ce si i znikaj ce w do dziwnych odst pach czasu. By o te nieco ch odno. Seldonowi wydawa o si , e ostatnio zimne dni pojawiaj si jako cz ciej ni zazwyczaj. Czy by na Trantorze oszcz dzano energi ? A mo e pog bia si jej niedobór? A mo e to on (tu a si skrzywi na sam my l) starzeje si i jego krew wolniej kr y? Wsun onie do kieszeni marynarki i skuli si . Zwykle nie musia my le o tym, w któr stron idzie. Doskonale zna tras z biura do sali komputerowej, a stamt d do swego mieszkania i z powrotem do biura. Przewa nie ca C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

drog wype nia y mu rozmy lania, jednak e dzi do jego wiadomo ci dotar jaki d wi k. wi k, który nic nie znaczy . Jo… Jo… Jo… Jo… By raczej cichy i odleg y, ale przyniós wspomnienia. Tak, ostrze enie Amaryla. Jo– Jo — demagog i przywódca ludowy. Czy by by tu, w miasteczku akademickim? Seldon nie podj wiadomej decyzji: nogi same go ponios y i przywiod y ku lekkiemu wzniesieniu zwanemu placem uniwersyteckim, gdzie studenci gimnastykowali si , uprawiali sporty albo wyg aszali przemówienia. Po rodku placu znajdowa a si niezbyt liczna grupa studentów, którzy entuzjastycznie piewali. Na platformie sta kto , kogo Hari nie rozpozna , kto ko ysz cy si rytmicznie, o dono nym g osie. Nie by to jednak Joranum. Seldon wielokrotnie ogl da go w holowizji, a ostrze ony przez Amaryla, przyjrza mu si uwa nie. Joranum by ros ym m czyzn , u miecha si jak fa szywy przyjaciel. Mia g ste jasne w osy i b kitne oczy. Ten m czyzna by niski, a poza tym szczup y, mia szerokie usta i ciemne w osy i zachowywa si bardzo g no. Seldon nie ws uchiwa si w s owa, ale us ysza zdanie „przekaza w adz jednostki wielu” oraz g ny aplauz studentów, którym si to spodoba o. Doskonale, pomy la , ale ciekawe, jak ma zamiar to zrobi … i czy mówi powa nie? Znalaz si na skraju zgromadzenia i rozgl da doko a, szukaj c kogo znajomego. Wpad na Finangelosa, studenta Wydzia u Matematyki, ca kiem przyzwoitego m odego cz owieka o ciemnych, k dzierzawych w osach. — Finangelos! — zawo . — Profesor Seldon — odpowiedzia tamten dopiero po chwili, bo gapi si na niego tak, jakby nie potrafi go rozpozna , gdy Hari nie trzyma r k na klawiaturze komputera. Wreszcie podbieg i zapyta : — Przyszed pan pos ucha tego faceta? — Nie. Przyszed em tu tylko po to, by dowiedzie si , co to za ha asy. Kto to? — Nazywa si Namarti, profesorze. Przemawia w imieniu Jo–Jo. — To ju s ysza em— oznajmi Seldon, znów s uchaj c pie ni. Wyra nie zaczyna a si wtedy, gdy mówca chcia co podkre li . —Ale kim jest ten Namarti? Nie znam tego nazwiska. Z którego jest wydzia u? — On nie jest cz onkiem spo eczno ci uniwersyteckiej, profesorze. To jeden z ludzi Jo–Jo. — Je li nie jest cz onkiem spo eczno ci uniwersyteckiej, to nie ma prawa tu przemawia bez zezwolenia. My lisz, e je posiada? C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Nie mam poj cia, profesorze. — W takim razie dowiedzmy si . Seldon zacz si przedziera przez t um, ale Finangelos z apa go za r kaw. — Panie profesorze, niech pan niczego nie zaczyna. On ma ze sob obstaw . Za mówc wida by o sze ciu m odych ludzi. Stali na szeroko rozstawionych nogach, ce mieli splecione na piersiach, a miny bardzo gro ne. — Obstaw ? — Na wypadek awantury. Gdyby kto chcia si powyg upia . — W takim razie na pewno nie jest cz onkiem spo eczno ci uniwersyteckiej i nawet zezwolenie nie usprawiedliwi oby obecno ci tej, jak j nazywasz, „obstawy”. Finangelos, wezwij stra ników uniwersyteckich. Powinni tu ju dawno by , i to bez wzywania. — Pewnie nie chc mie k opotów — wymamrota Finangelos. — Prosz pana, profesorze, niech pan nic nie robi. Je li chce pan, ebym wezwa stra ników, zrobi to, ale prosz , by si pan wstrzyma do ich przybycia. — Mo e móg bym przerwa to, zanim przyb . Seldon zaczai si przepycha mi dzy lud mi, co nie by o znowu takie trudne. Niektórzy z obecnych rozpoznawali go, a wszyscy pozostali widzieli naszywk profesorsk na jego ramieniu. Doszed do platformy, opar na niej d onie i nieco sapi c, wskoczy na gór . Bole nie rozczarowany pomy la , e dziesi lat temu potrafi by to zrobi , pomagaj c sobie tylko jedn d oni , i nie zasapa by si przy tym. Wyprostowa si . Mówca przerwa , a w jego wzroku pojawi y si ostro no i ch ód. — Prosz o zezwolenie na przemawianie do studentów — za da spokojnie Seldon. — Kim pan jest? — zapyta mówca. Wypowiedzia te s owa g no i wyra nie. — Jestem profesorem tego uniwersytetu — odpowiedzia Seldon równie g no. — Mog zobaczy pa skie zezwolenie? — Odmawiam. Nie ma pan prawa zadawa mi takich pyta ani da zezwolenia. odzi m czy ni otoczyli szczelniej mówc . — Je li nie ma pan zezwolenia, to radz natychmiast opu ci teren uniwersytetu. — A je li tego nie zrobi ? — No có , tak czy inaczej stra nicy uniwersyteccy s ju w drodze. — Seldon odwróci si w stron t umu. — Studenci — zawo — w naszym miasteczku uniwersyteckim mamy prawo czu si wolni, a i przemawia mo emy swobodnie, jednak e prawo to mo e zosta nam odebrane, je li pozwolimy obcym, którzy nie maj zezwolenia, by… C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Seldon poczu , e kto k adzie ci d na jego ramieniu, i zadr . Odwróci si i zobaczy , e to jeden z ludzi, których Finangelos nazwa obstaw . — Zje aj st d, i to szybko! — rzuci m czyzna. Mimo e mówi z charakterystycznym akcentem, Hari nie potrafi od razu rozpozna , sk d pochodzi. — To i tak nic nie da — powiedzia . — Stra nicy b tu za chwil . — W takim razie — odezwa si Namarti, wykrzywiaj c usta — b zamieszki. To nas nie przera a. — Nic takiego nie nast pi — stwierdzi Seldon. — To by oby wam na r , ale nie dzie adnych zamieszek. Odejdziecie st d w spokoju. — Znów odwróci si do studentów i strz sn r m odzie ca ze swego ramienia. — Dopilnujemy tego, prawda? — To profesor Seldon! — wrzasn kto z t umu. — Przyzwoity cz owiek! Zostawcie go! Heliko czyk wyczuwa , e studenci maj mieszane uczucia. Wiedzia , e niektórzy z nich ch tnie wzi liby udzia w bójce ze stra nikami uniwersyteckimi, ot tak, dla zasady. Z drugiej strony, musieli si tu znajdowa tacy, którzy go lubili, a tak e inni, którzy wprawdzie go nie znali, ale z pewno ci nie pragn li by wiadkami pobicia profesora uniwersytetu. — Niech pan uwa a, profesorze! — rozleg si krzyk jakiej kobiety. Seldon westchn i spojrza na postawnego m odego cz owieka, ku któremu zwróci si twarz . Nie wiedzia , czy sobie z nim poradzi, czy wci ma do dobry refleks, a musku y wystarczaj co krzepkie, cho nieraz popisywa si mia ymi wyczynami. Jeden z kompanów Namartiego ruszy ku niemu, zachowuj c si wielce poufale. Szed powoli, co da o Seldonowi tyle czasu, ile potrzebowa o jego starzej ce si cia o. Oprych wyci gn r , co tylko u atwi o Heliko czykowi zadanie. Chwyci m czyzn za rami , wykr ci je i pochyli si , poci gaj c najpierw w gór , potem za w dó (st ka przy tym — dlaczego musia st ka ?), a napastnik poszybowa w powietrze, cz ciowo popchni ty si asnego rozp du. Wyl dowa z hukiem na skraju platformy; wida by o, e ma wykr cone rami . Zgromadzeni studenci zawyli dziko, widz c tak nieoczekiwany rozwój akcji. Poczucie wspólnoty zaowocowa o wybuchem dumy. — Bierz ich, profesorku! — krzykn kto . Inni powtórzyli to za nim. Seldon wyg adzi w osy, staraj c si nie sapa . Stop str ci napastnika z platformy. — Kto jeszcze? — spyta milutko. — Czy te spokojnie opu cicie teren? Stan przed Namartim i jego pi cioma s ugusami. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Ostrzegam was. T um jest teraz po mojej stronie. Je li zechcecie mnie tkn , rozerw was na strz py… No dobra, który nast pny? Prosz bardzo. Byle pojedynczo. Podniós g os, wymawiaj c ostatnie zdanie, a przebieraj c palcami, pokaza , e zaprasza ich do siebie. Studenci krzykiem wyra ali aplauz. Namarti sta oboj tnie na platformie. Seldon podskoczy ku niemu i z apa jego szyj w zgi cie r ki. Teraz i studenci wdrapywali si na platform , wo aj c: „Byle pojedynczo! Byle pojedynczo!” Stan li pomi dzy ochroniarzami a Seldonem. Seldon wzmocni nacisk na tchawic swego przeciwnika i szepn mu na ucho: — Wiem, co powinienem zrobi , Namarti. Znam si na tym. Przez lata zdoby em praktyk . Je li poruszysz si i spróbujesz wyrwa , tak ci podreperuj tchawic , e ju nigdy nie wymówisz nic g niej ni szeptem. Je li cenisz sobie swój g os, to rób, co ka . Kiedy zwolni u cisk, rozka esz swojej zgrai buldogów, by st d odeszli. Je li powiesz co innego, to ostatnie s owa, jakie normalnie powiedzia w yciu. A gdyby ci przysz o do g owy tu wróci , wyko cz ci , przystojniaczku. Zwolni na chwil u cisk, a wtedy Namarti powiedzia ochryp ym g osem: — Wyno cie si . Wszyscy. Wycofywali si w pop ochu, pomagaj c pot uczonemu koledze. Kiedy po kilku chwilach przybyli stra nicy uniwersyteccy, Seldon rzek : — Przepraszam, panowie. To by fa szywy alarm. Opu ci plac uniwersytecki. Szed do domu bardziej ni bole nie rozczarowany. Ods oni t cz swej natury, której nikomu nie chcia pokazywa . Jest przecie Harim Seldonem matematykiem, a nie Harim Seldonem — sadyst . A poza tym, pomy la ponuro, Dors dowie si o wszystkim. Prawd mówi c, powinien sam j o tym poinformowa , zanim us yszy znacznie dramatyczniejsz wersj wydarze , gorsz ni w rzeczywisto ci. Dors nie b dzie zadowolona. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

3 Nie by a. Czeka a na niego w drzwiach mieszkania, stoj c w do swobodnej pozie z r na biodrze. Wygl da a prawie tak jak wtedy, gdy osiem lat temu zobaczy j po raz pierwszy na uniwersytecie: szczup a, zgrabna, o kr conych czerwonawoz otych w osach — wyda a mu si liczna, cho obiektywnie rzecz bior c, nie by a pi kna. Od pierwszych dni ich znajomo ci nie potrafi ocenia jej bezstronnie. Dors Venabili! W nie o tym pomy la , kiedy zobaczy jej spokojn twarz. Na wielu wiatach, a nawet w wielu sektorach Trantora Dors przyj aby nazwisko m a, ale to równa oby si jakiej formie w asno ci, a tego Seldon nie chcia , cho zwyczaj przybierania nazwiska m a zosta usankcjonowany dawno temu, w odleg ej i mrocznej przesz ci przedimperialnej. — Ju s ysza am, Hari — odezwa a si cicho Dors. Smutno pokr ci a g ow , ale jej lu no sp ywaj ce loki ledwie si poruszy y. — No i co mam z tob pocz ? — Ca usek by by mile widziany. — By mo e, ale dopiero gdy sobie troch porozmawiamy. Wejd . Drzwi zamkn y si za nimi. — Wiesz, kochanie, e mam wyk ady i prowadz badania. Wci zajmuj si t przera aj histori Królestwa Trantora, której znajomo , jak sam przyznajesz, jest niezb dna do twojej pracy. Czy mam to wszystko rzuci i zaj si uganianiem za tob , by ci chroni ? Wiesz, e taka jest moja rola. Teraz, kiedy robisz post py w psychohistorii, musz ci chroni ze zdwojon uwag . — Robi post py? Chcia bym, eby tak by o. Ale nie musisz mnie chroni . — Czy by? Wys am Raycha, eby ci poszuka . Spó nia si , wi c si niepokoi am. Zwykle mnie uprzedzasz, je li masz przyj pó niej. Przykro mi, je li moje owa brzmi tak, jakbym by a twoj stra niczk , Hari, ale ja jestem twoj stra niczk . — Czy pani rozumie, Stra niczko Dors, e od czasu do czasu mam ochot zerwa si ze smyczy? — A co powiem Demerzelowi, je li co ci si stanie? — Spó ni em si na obiad? Zamówi ju wybrane dania? — Nie. Czeka am na ciebie. A skoro ju jeste , wybierz je sam. Poza tym nie zmieniaj tematu. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Czy Raych nie powiedzia ci, e nic mi si nie sta o? O czym wi c tu mówi ? — Kiedy ci znalaz , panowa ju nad sytuacj , wróci wi c przed tob , ale tylko kilka minut wcze niej. Nie s ysza am adnych szczegó ów. Opowiedz… co… robi ? Seldon wzruszy ramionami. — Odbywa o si nielegalne zgromadzenie, a ja je przerwa em. Uniwersytet móg by mie powa ne k opoty, gdybym tego nie zrobi . — I to w nie ty musia temu zapobiec? Hari, nie jeste ju zapa nikiem. Jeste … — Starym cz owiekiem? — doko czy pospiesznie. — Jak na zawodnika, tak. Masz czterdzie ci lat. Jak si czujesz? — Prawd mówi c, nieco zesztywnia em. — Rozumiem to doskonale. Pewmfgo dnia, kiedy b dziesz udawa , e jeste m odym heliko skim atlet , po amiesz sobie ebra. Opowiedz mi, co si sta o. — Có , mówi em ci, e Amaryl ostrzega mnie, e Demerzel ma k opoty z powodu demagogicznego gadania Jo–Jo Joranum. — Jo–Jo. Tak, tyle te wiem. Nie wiem jednak, co si sta o dzisiaj. — Na placu przed uniwersytetem jeden z zauszników Jo–Jo, Namarti, przemawia do studentów. — Gambol Deen Namarti to prawa r ka Joranum. — Widz , e wiesz o nim wi cej ni ja. W ka dym razie przemawia do studentów, nie maj c na to zezwolenia, i jak s dz , mia nadziej , e dojdzie do jakich rozruchów. Tego rodzaju zamieszki s im na r , a gdyby doprowadzili do zamkni cia uniwersytetu, cho by na jaki czas, Namarti oskar by Demerzela o ograniczanie wolno ci spo eczno ci akademickiej. My , e najch tniej obwiniliby go o wszystko. Dlatego ich powstrzyma em… Musieli odej z niczym. — Widz , e jeste z siebie dumny. — A dlaczego by nie? To chyba nie najgorzej jak na czterdziestolatka. — Post pi tak, eby sprawdzi , na co ci sta po czterdziestce? Seldon zastanawia si przez chwil , po czym starannie nacisn wszy odpowiednie przyciski, zamówi posi ek. Dopiero po chwili odpowiedzia : — Nie. Naprawd martwi em si , e uniwersytet móg by mie powa ne k opoty. Chodzi o mi te o Demerzela. Obawiam si , e opowie Yugo o niebezpiecze stwie zrobi a na mnie wi ksze wra enie, ni przypuszcza em. To by o g upie, Dors, bo wiem, e Eto potrafi zatroszczy si o siebie. Nie umia em tego wyja ni ani Yugo, ani nikomu innemu oprócz C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

ciebie. — Odetchn g boko. — To zdumiewaj ce, jak przyjemnie jest móc cho z tob o tym porozmawia . Tylko my wiemy, e Demerzel jest nietykalny. Dors nacisn a w cznik we wg bieniu p ytki przymocowanej na cianie i jadalnia wydzielona z pomieszczenia wypoczynkowego rozjarzy a si delikatn brzoskwiniow po wiat . Podeszli do sto u, który by ju nakryty obrusem i zastawiony szk em oraz naczyniami. Kiedy usiedli, obiad zacz si pojawia na stole — ostatnio, wieczorem o tej porze, nie trzeba by o nawet d ugo czeka . Swldon przyj go z oboj tn min . Ju dawno przyzwyczai si do pozycji spo ecznej, dzi ki której w ten w nie sposób móg realizowa zamówienia. Spróbowa przypraw, które polubili w czasie pobytu w Mycogenie — jedynej rzeczy, któr mo na by o polubi w tym dziwnym, zdominowanym przez m czyzn, przesi kni tym religijno ci i kultywuj cym przesz sektorze. — Co masz na my li, mówi c „nietykalny”? — spyta a Dors. — Wiesz, kochanie, e on potrafi zmienia uczucia. Chyba o tym nie zapomnia . Je li Joranum naprawd stanie si niebezpieczny, Eto mo e go — tu wykona nieokre lony gest — zmieni , wp yn na jego umys . Dors wygl da a na niezadowolon ; posi ek up ywa w raczej niezwyk ym milczeniu. Kiedy sko czyli je , resztki — naczynia, sztu ce i wszystko inne — zawirowa y i wpad y do zbiornika na odpadki po rodku sto u, który niezw ocznie nakry si obrusem. Dopiero wtedy Dors odezwa a si : — Nie jestem pewna, czy chc o tym mówi , ale nie mog pozwoli , by zwiod a ci twoja naiwno . — Naiwno ? — Hari zmarszczy brwi. — Tak. Nigdy o tym nie rozmawiali my. Nie s dzi am, e ten temat wyp ynie, ale Demerzel ma pewne s abe strony. Wcale nie jest nietykalny. Mo na mu wyrz dzi krzywd , a Joranum naprawd stanowi dla niego zagro enie. — Mówisz powa nie? — Oczywi cie. Nie rozumiesz robotów, a ju na pewno nie tak z onych jak Demerzel. A ja je rozumiem. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

4 Znów na chwil zapad a cisza, jednak tylko dlatego, e my li wymagaj ciszy. Seldon by niespokojny. Tak, to by a prawda. Jego ona mog a si pochwali naprawd niesamowit znajomo ci robotów. Przez lata Hari my la o tym bardzo cz sto, lecz w ko cu podda si i zepchn problem do pod wiadomo ci. Gdyby nie Eto Demerzel, który by robotem, nigdy nie pozna by Dors. Dors pracowa a u Demerzela i to w nie Demerzel „wyznaczy ” j osiem lat temu do ochrony Heliko czyka podczas jego Ucieczki, kiedy to przemierza ró ne sektory Trantora. Jednak nawet teraz, gdy by a jego on , jego wiern towarzyszk , jego „lepsz po ow ”, Hari czasami zastanawia si nad jej dziwnym przywi zaniem do robota Demerzela. Czu , e jest to jedyna sfera ycia Dors niedost pna dla niego, sfera, w której by by wr cz niemile widziany. My li te przywiod y go” do najbole niejszego pytania: Czy Dors towarzyszy a mu wy cznie przez wzgl d na rozkaz Demerzela, czy te z mi ci? Chcia by wierzy , e prawdziwy by ten drugi powód, a jednak… ycie, które wiód z Dors Venabili, by o szcz liwe, ale mia o to swoj cen — musieli przestrzega pewnego warunku. Przestrzegali go tym staranniej, e nie zosta ustalony w trakcie dyskusji ani wspólnych uzgodnie , lecz powsta na zasadzie niepisanego porozumienia. Seldon rozumia , e znalaz w osobie Dors wszystko, czego oczekiwa od ony. To prawda, e nie miefi dzieci, ale nigdy si ich nie spodziewa ani te , prawd mówi c, zbytnio nie pragn . Mia Raycha, którego traktowa jak syna, tak jakby ch opak odziedziczy ca y jego genotyp — a mo e nawet wi cej. Ju samo to, e za spraw Dors pomy la o tym wszystkim, naruszy o porozumienie, dzi ki któremu przetrwali tyle lat w spokoju i bez trosk — czu si wi c nieco ura ony i to uczucie wci narasta o. Jednak odepchn te my li i pytania. Nauczy si ju akceptowa Dors w roli osoby, która troszczy si o niego, i nie chcia niczego zmienia . W ko cu, to przecie z nim dzieli a dom, stó i e — z nim, nie z Eto Demerzelem. Z rozmy la wyrwa go g os Dors. — Mówi am… Jeste w z ym nastroju, Hari? Sp oszy si nieco, bo jej g os zabrzmia jak refren. U wiadomi sobie tak e, e pogr aj c si w my lach, jednocze nie oddala si od niej. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Przepraszam, kochanie. Nie jestem w z ym nastroju. Po prostu zastanawia em si , jak powinienem odpowiedzie na twoje s owa. — Dotycz ce robotów? — Wygl da a na do spokojn , kiedy wypowiedzia a to owo. — Stwierdzi , e nie wiem o nich tyle co ty. Jak mam na to odpowiedzie ? — Zrobi pauz , po czym doda cicho, wiedz c, e jest to jego szansa: — To znaczy, nie z oszcz c si . — Nie powiedzia am, e nie wiesz nic o robotach. Je li zamierzasz cytowa moje owa, rób to precyzyjnie. Powiedzia am, e nie rozumiesz robotów. Jestem pewna, e wiesz o nich bardzo du o, by mo e nawet wi cej ni ja, ale wiedza nie musi wcale oznacza zrozumienia. — Wiesz co, Dors, rozmy lnie wykorzystujesz paradoksy, by mnie rozdra ni . Paradoks wyrasta z dwuznaczno ci b cej nieumy ln b zamierzon z ud . Nie lubi tego ani w nauce, ani w towarzyskiej rozmowie, chyba e ma roz mieszy ludzi, ale przecie nie o to nam teraz chodzi. Dors roze mia a si w swój charakterystyczny sposób — delikatnie, prawie tak, jakby rozbawienie by o czym zbyt cennym, by trwoni je tak beztrosko. — Najwyra niej paradoks tak ci dr czy, e a stajesz si pompatyczny, a ty zawsze popisujesz si dowcipem, kiedy stajesz si pompatyczny. A jednak wyja ni ci to. Nie mia am zamiaru ci rozdra ni . —Pochyli a si , by poklepa go po d oni, ale ku swemu zdziwieniu, a tak e pewnemu za enowaniu zauwa a, e zacisn j w pi . — Bardzo du o mówisz o psychohistorii — stwierdzi a. — W ka dym razie do mnie. Masz tego wiadomo ? Seldon odchrz kn . — Je li o to chodzi, zdaj si na twoj ask . Ten projekt jest tajny ju z samej swojej natury. Psychohistoria nie zadzia a, je li ludzie, których dotyczy, b co o niej wiedzieli, dlatego mog o tym rozmawia wy cznie z tob i z Yugo. Dla niego jest tylko intuicj . Jest niezwykle inteligentny, ale ma te naturaln sk onno do skakania jak oszala y w ciemno ciach, wi c musz gra rol stra nika i wci go stamt d wyci ga . Poza tym mam nieposkromione my li i lepiej je s ysz , kiedy mówi — u miechn si — nawet je li widz , e nie rozumiesz z tego ani s owa. — Wiem, e jestem twoim pierwszym s uchaczem, ale to mi wcale nie przeszkadza. Naprawd , Hari, wi c nie sk adaj w duchu postanowie , e zmienisz swoje zachowanie. Ja oczywi cie nie rozumiem twojej matematyki. Jestem tylko historykiem, i to nawet nie historykiem nauki. Teraz czas wype nia mi wp yw zmian ekonomicznych na rozwój polityczny… C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Tak, ja równie jestem twoim pierwszym s uchaczem, a mo e tego nie zauwa ? Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, b potrzebowa twoich przemy le dla celów psychohistorii, dlatego podejrzewam, e twoja pomoc b dzie niezast piona. — Doskonale! Teraz, kiedy ju ustalili my, dlaczego jeste ze mn , a wiedzia am, e moja eteryczna uroda nie mog a by tego powodem, pozwól sobie wyja ni przy okazji, e kiedy twoje rozumowanie zbacza z czysto matematycznych aspektów, wydaje mi si , e daj si wci gn w twój tok my lenia. Wielokrotnie ju wyja nia mi, co nazywasz konieczno ci minimalizmu. My , e to rozumiem. Masz na my li… — Dobrze wiem, co mam na my li. Dors wygl da a na ura on . — Prosz , nie uno si , Hari. Nie usi uj ci tego wyja ni . Pragn wyja ni to sobie. Mówisz, e jeste moim pierwszym s uchaczem, wi c zachowuj si , jakby nim by . Wzajemno jest chyba uczciwa, prawda? — Owszem, ale je li zamierzasz oskar mnie o wynios , skoro powiedzia em tylko jedno ma e… — Do tego! Zamilcz!… Powiedzia mi, e minimalizm ma dla psychohistorii stosowanej najwy sze znaczenie, e jest sztuk d enia do zmian rozwoju niepo danego w sposób po dany albo przynajmniej w mniej niepo dany. Powiedzia , e zmiana musi mie zastosowanie, nawet je li jest male ka, minimalna… — Tak — przerwa jej ochoczo Seldon — a to dlatego, e… — Nie, Hari, to ja usi uj to wyja ni . Oboje wiemy, e ty to rozumiesz. Musisz pos ugiwa si minimalizmem, bo ka da zmiana, jakakolwiek zmiana, powoduje mnóstwo skutków ubocznych, na które nie mo na pozwoli . Je li zmiana jest zbyt zasadnicza i w efekcie powstaje zbyt du o zmiennych, wtedy niemal na pewno wynik b dzie zbyt odleg y od zaplanowanego, a co za tym idzie ca kowicie nieprzewidywalny. — Masz racj — powiedzia Seldon. — To jest w nie istota efektu chaotycznego. Problem tkwi w tym, czy dana zmiana jest dostatecznie ma a, by jej skutki mo na by o przewidzie , czy te historia ludzko ci jest pod ka dym wzgl dem nieuchronnie i niezmiennie chaotyczna. W nie to sprawi o, e od samego pocz tku s dzi em, e psychohistorii nie da si … — Wiem, ale nie pozwalasz mi powiedzie , co o tym my . To, czy konkretna zmiana b dzie wystarczaj co ma a, nie jest wcale najwa niejsze. Najwa niejsze jest to, e ka da zmiana wi ksza od minimalnej wprowadza chaos. Po dane minimum mog oby mie warto zerow , ale je li jej nie ma, wci jest bardzo ma e… tak wi c powa niejszym problemem b dzie znalezienie takich zmian, które s dostatecznie ma e, a jednocze nie maj C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

warto wi ksz od zera. Podsumowuj c, jak rozumiem, w nie to uwa asz za konieczno minimalizmu. — Mniej wi cej — rzek Seldon. — Oczywi cie, jak zwykle, problem jest wyra ony ci lej i bardziej rygorystycznie w j zyku matematyki. Popatrz tu… — Oszcz mi tego — powiedzia a Dors. — Skoro wiesz tyle o psychohistorii, powiniene te wiedzie wiele o Demerzelu. Masz wiedz , ale nie rozumiesz go, bo najwyra niej nie wydaje ci si mo liwe zastosowanie praw psychohistorii do Praw Robotyki. Seldon odpowiedzia ciszej: — Teraz ja nie rozumiem, do czego zmierzasz. — On te wymaga zmian minimalnych, zgadzasz si , Hari? Zgodnie z Pierwszym Prawem Robotyki aden robot nie mo e wyrz dzi krzywdy cz owiekowi. To podstawowe prawo obowi zuj ce zwyk e roboty, ale Demerzel jest kim zupe nie wyj tkowym i dla niego rzeczywistym prawem jest Prawo Zerowe, które w jego wypadku jest nawet wa niejsze ni Pierwsze Prawo. Prawo Zerowe stanowi, e robot nie mo e wyrz dzi krzywdy ludzko ci. To ogranicza Demerzela w taki sam sposób, w jaki ty jeste skr powany, tworz c podstawy psychohistorii. Rozumiesz? — Zaczynam. — Mam nadziej . Je li Demerzel posiada zdolno zmieniania umys ów, musi to robi , bior c pod uwag skutki uboczne, których sobie nie yczy… a poniewa jest Pierwszym Ministrem imperatora, musi si troszczy o skutki uboczne, których jest naprawd mnóstwo. — A jak to si ma do obecnej sytuacji? — Tylko pomy l! Nie mo esz powiedzie nikomu, oczywi cie oprócz mnie, e Demerzel jest robotem, bo odpowiednio wp yn na ciebie. Ale jak mocny by to wp yw? Czy chcesz powiedzie ludziom, e Eto jest robotem? Czy chcesz go zniszczy , skoro jeste od niego zale ny, bo chroni ci i wspiera finansowo twoje projekty badawcze? Oczywi cie, e nie. Zmiana, jakiej musia dokona w twoim przypadku, by a male ka, ale wystarcza, by powstrzyma ci przed wygadaniem si w chwili podniecenia czy nieuwagi. Jest tak ma a, e nie przynosi adnych szczególnych skutków ubocznych. Ogólnie rzecz bior c, tak w nie Demerzel usi uje kierowa Imperium. — A przypadek Joranum? — To oczywiste, e zupe nie ró ni si od twojego. Jo–Jo jest, bez wzgl du na motywy, niezmiennie wrogo nastawiony wobec Demerzela. Niew tpliwie Demerzel móg by to zmieni , ale za cen gwa townego przekszta cenia osobowo ci Joranum. Eto nie zdo by C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

przewidzie wszystkich nast pstw takiej sytuacji. Zamiast wi c próbowa skrzywdzi Joranum, co przynios oby skutki uboczne w postaci skrzywdzenia innych, by mo e nawet ca ej ludzko ci, musi zostawi Jo–Jo w spokoju, dopóki nie znajdzie jakiej ma ej zmiany, tak ma ej, aby bez szkód uratowa ca sytuacj . Dlatego w nie Yugo ma racj i dlatego Demerzel jest nara ony na atak, przed którym trudno mu si obroni . Seldon wys ucha tego, ale nie odpowiedzia . Wygl da na zatopionego w my lach. Up yn a d sza chwila, zanim si odezwa . — Je li Demerzel nie mo e nic zrobi w tej sprawie, to w takim razie ja musz si tym zaj . — Je li on nie mo e nic zrobi , to czego ty mo esz dokona ? — Chodzi o co innego. Mnie nie ograniczaj Prawa Robotyki. Nie musz si tak obsesyjnie przejmowa minimalizmem. Na pocz tek musz si zobaczy z Demerzelem. Dors by a nieco zdziwiona. — Musisz? Z pewno ci nie by oby najm drzej og asza wszem i wobec, e jeste cie powi zani. — W obecnej sytuacji nie mo emy udawa , e nie jeste my powi zani. Naturalnie, nie spotkam si z nim przy d wi kach fanfar i zapowiedzi w holowizji, ale musz si z nim zobaczy . C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

5 Seldon zauwa , e w cieka si z powodu up ywaj cego czasu. Osiem lat wcze niej, kiedy po raz pierwszy przyby na Trantor, móg natychmiast przyst pi do dzia ania. Mia tylko pokój w hotelu, który móg porzuci , je li zechcia przemierza sektory sto ecznego wiata Imperium. Teraz musia uczestniczy w radach wydzia u, podejmowa decyzje i wykonywa swoj prac . Nie móg tak atwo zostawi wszystkiego, kiedy tylko chcia , by spotka si z Demerzelem — a nawet gdyby móg , Demerzel tak e mia ustalony plan zaj . Nie atwo by o znale taki moment, kiedy mogliby si spotka . Nie atwo te by o sprawi , by Dors przesta a si dziwi . — Nie wiem, do czego zmierzasz, Hari — powiedzia a. — Ja te nie wiem, Dors — odpar zniecierpliwiony. — Mam nadziej , e zrozumiem, o co mi chodzi, kiedy spotkam si z Demerzelem. — Twoim najwa niejszym obowi zkiem jest psychohistoria. On ci to powie. — By mo e. Przekonam si . I w nie wtedy, kiedy dopiero co uda o mu si uzgodni termin spotkania z Pierwszym Ministrem, co mia o nast pi za osiem dni, na ekranie ciennym biura wydzia u pojawi a si wiadomo . Stylizowane litery pasowa y do nieco archaicznego tekstu: MIELAM SI WYST PI Z GOR PRO O AUDIENCJ U PROFESORA SELDONA Heliko czyk wpatrywa si w ni zdumiony. Nawet do imperatora nie zwracano si t ywan przed wiekami formu . Równie podpis wydrukowano inaczej, mniej przejrzy cie ni zazwyczaj. Skre lono go czytelnie za pomoc ozdobników, ale jednocze nie mia aur niedbale wykonanego dzie a artystycznego naszkicowanego przez jakiego mistrza. Podpis brzmia : LASKIN JORANUM… By to Jo–Jo we w asnej osobie, gor co prosz cy o audiencj . Seldon zachichota . Dobrze wiedzia , dlaczego wybrano te s owa i ozdobny podpis. Sprawia y, e zwyczajne danie wzbudza o ciekawo . Hari nie mia zbytniej ochoty na spotkanie z tym cz owiekiem… czy te nie mia by jej w normalnych warunkach. Có jednak warte by o takiej stylizacji i artystycznego kunsztu? Chcia si dowiedzie . C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

Kaza sekretarce ustali czas i miejsce. Oczywi cie, mieli si zobaczy w jego biurze, nie w mieszkaniu. Zwyk a rozmowa o interesach, adne spotkanie towarzyskie. Co wi cej, rozmowa mia a si odby przed zaplanowanym spotkaniem z Demerzelem. — Mnie to nie dziwi — powiedzia a Dors. — Skrzywdzi dwóch jego ludzi, w tym jego g ównego pomocnika; rozp dzi ma y wiec, który zorganizowa ; sprawi , e wyszed na g upka. Pragnie ci si przyjrze . S dz , e powinnam ci towarzyszy . Seldon pokr ci g ow . — Wezm ze sob Raycha. On zna wszystkie moje sztuczki i jest silnym, sprytnym dwudziestolatkiem. Cho , prawd mówi c, jestem pewien, e ochrona nie b dzie mi potrzebna. — Sk d mo esz to wiedzie ? — Joranum spotka si ze mn na terenie uniwersytetu. W pobli u b dzie wielu odych ludzi. Nie jestem niepopularny w ród studentów, poza tym on na pewno przemy la moj lekcj i dobrze wie, e b bezpieczny na swoim terytorium. Jestem pewien, e b dzie niezwykle grzeczny… i niezwykle przyjacielski. — Hmm — mrukn a Dors, a k ciki jej ust drgn y nieznacznie. — I miertelnie niebezpieczny — doko czy Seldon. C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

6 Jako cz owiek dobrze wychowany Hari Seldon skin g ow na powitanie, ale z jego twarzy nie mo na by o wyczyta nic prócz ch odnej uprzejmo ci. Zada sobie wiele trudu i przejrza ró norodne hologramy Joranum, a jednak, jak to si cz sto zdarza, prawdziwy osobnik, nieupozowany i dostosowuj cy swe zachowanie do zmieniaj cych si warunków, nigdy nie jest taki jak na hologramie — cho by nie wiadomo jak starannie si przygotowywa . By mo e, pomy la Seldon, to w odpowiedzi na zachowanie obserwatora „prawdziwy osobnik” zmienia swoje zachowanie. Joranum by wysoki — tak wysoki jak Heliko czyk — ale pot niejszy od niego. Nie chodzi o tu o muskulatur ; sprawia raczej wra enie m czyzny delikatnej budowy i wcale nie oty ego. Mia okr twarz, g ste, bardziej piaskowe ni te w osy i b kitne oczy. Ubrany by w matowy kombinezon roboczy, a na jego twarzy go ci nik y, pozornie przyjacielski u miech. — Profesorze Seldon — g os by g boki, a mówca dobrze go kontrolowa —jestem wielce zobowi zany, mog c si z panem spotka . To mi o z pana strony, e zgodzi si pan na to spotkanie. Ufam, e nie ma pan nic przeciwko temu, e zabra em ze sob towarzysza, moj praw r , cho nie uprzedzi em pana z góry. To Gambol Deen Namarti, ma trzy imiona, jak pan zapewne zauwa . O ile wiem, ju go pan spotka . — Tak, rzeczywi cie. Dobrze pami tam tamten incydent. Seldon popatrzy na Namartiego z nieco sardonicznym u miechem. W czasie poprzedniego spotkania wspó pracownik Joranum przemawia na placu uniwersyteckim. Teraz, w normalnych warunkach, Hari przyjrza si mu dok adnie. Namarti by redniego wzrostu, mia poci twarz, blado cer , ciemne w osy i szerokie usta. Nie miecha si tak jak Joranum; jego oblicze by o bez wyrazu — mo e go ci na nim jedynie cie ostro no ci. — Mój przyjaciel, doktor Namasti, który specjalizuje si w literaturze staro ytnej, znalaz si tu na w asn pro , by pana przeprosi —powiedzia Joranum, u miechaj c si nieco szerzej. Jo–Jo rzuci szybkie spojrzenie na Gambola, a ten b kn md awo przez zaci ni te usta: C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m

— Przepraszam, profesorze, za to, co si sta o na platformie. Nie zdawa em sobie sprawy ze sztywnych regu zachowania obowi zuj cych na terenie uniwersytetu, a poza tym nieco poniós mnie entuzjazm. — To zrozumia e — rzek Joranum. — Nie zdawa te sobie sprawy, kim pan jest. dz , e teraz mo emy ju o tym zapomnie . — Zapewniam was, panowie, e nie zale y mi na rozpami tywaniu tego wydarzenia — odezwa si Seldon. — To mój syn, Raych Seldon, wi c jak panowie widz , ja te mam towarzysza. Raych zapu ci w sy, czarne i g ste; u Dahlijczyków stanowi y one o” m sko ci. Kiedy przed o mioma laty po raz pierwszy spotka Seldona, nie mia jeszcze zarostu, by zwyk ym ulicznikiem, g odnym obdartusem. Cho niskiego wzrostu, by jednak ch opcem zwinnym i umi nionym. Rozmy lnie te stara si przybiera dumn min , by doda kilka psychicznych centymetrów do fizycznego wzrostu. — Dzie dobry, m ody cz owieku — powiedzia Joranum. — Dzie dobry panu — odpar Raych. — Prosz , usi cie, panowie — rzek Seldon. — Czy mog zaproponowa co do jedzenia lub do picia? Joranum odmówi uprzejmym gestem. — Nie, prosz pana. To nie jest spotkanie towarzyskie. — Usiad na wskazanym miejscu. — Mam jednak nadziej , e w przysz ci b dzie ich wiele. — Je li mamy rozmawia o interesach, to zaczynajmy. — Dotar y do mnie wie ci, profesorze Seldon, o ma ym nieporozumieniu, o którym w swojej askawo ci zgodzi si pan zapomnie . Zastanawia em si , dlaczego postanowi pan zachowa si w ten sposób. Musi pan przyzna , e du o pan ryzykowa . — Wcale tak nie uwa am. — Ale ja tak. Dlatego pozwoli em sobie zapozna si z wszystkimi danymi dotycz cymi pa skiej osoby, profesorze Seldon. Jest pan interesuj cym cz owiekiem. Odkry em, e pochodzi pan z Helikonu. — Tak, tam w nie si urodzi em. Dane mówi o tym jasno. — I jest pan tu, na Trantorze, od o miu lat. — To tak e nie jest tajemnic . — Ju na samym pocz tku sta si pan s awny, przedstawiaj c wyniki bada matematycznych na temat… jak to pan nazywa?… psychohistorii? C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m C lick to buy N O W ! PDF-XChange w w w .docu-track.c o m