tulipan1962

  • Dokumenty3 698
  • Odsłony238 642
  • Obserwuję173
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań209 030

Janik.Olga.-.Pierscien.wladcow.01.-.Magiczny.pierscien

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

tulipan1962
Dokumenty
fantastyka

Janik.Olga.-.Pierscien.wladcow.01.-.Magiczny.pierscien.pdf

tulipan1962 Dokumenty fantastyka
Użytkownik tulipan1962 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 46 osób, 40 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 175 stron)

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 1 Prolog. Jak na pierwsze dni wiosny pogoda była wyjątkowo piękna. Baax, czując rozpierającą go energię, szarpnął karczemne drzwi tak mocno, Ŝe huknęły głośno o framugę. Speszył się. Zajrzał do ciemnego wnętrza, oczekując reprymendy, lecz uderzył go jedynie smród dymu, piwa i gotowanej kiełbasy. Wyglądało na to, Ŝe nikt nie zwrócił uwagi na jego nieco zbyt głośne wtargnięcie. Nie spodobało mu się to. Nie zamierzał pozostać całkiem niezauwaŜony. Miał w końcu powody do radości i dumy. Zamknął drzwi z jeszcze większym hukiem i zatrzymał się na moment w progu. Powinni się nim zainteresować, chociaŜby z racji jego postury. Jeden z siedzących w kącie przygarbionych obwiesiów podniósł głowę, a potem zwiesił ją ponownie. Malutka karczmarka popatrzyła na niego karcąco, a siedzący przy barze postawny męŜczyzna nawet nie drgnął. CóŜ, widownię Baax miał niewielką – było dopiero wczesne popołudnie, większość mieszkańców miasta i przyjezdnych włóczyła się jeszcze po uliczkach i placach targowych. Baax wcześnie opróŜnił swój stragan, oddał towary zarządcy portu, podsuwając mu przy tym kolejną solidną łapówkę. Wydał dyspozycje dotyczące załadunku na odpływający nazajutrz statek, a potem jeszcze kilka razy sprawdził magazyny. Na wszelki wypadek. Pobyt na Nelopie był w tym roku ogromnym sukcesem. Jak zawsze zresztą. Sprzedał z duŜym przebiciem partię oliwy z Daey, udało mu się nawet upchnąć jedwabie, które niewątpliwie objechały świat dookoła; jedwabniki Ŝyły tylko w Kentebie. Kawał, który zrobił tej nadętej, grubej damie, zachwalając je jako najszlachetniejsze materiały z Miasta Ojców, z Daey, bardzo mu się podobał. Sprzedał kentebski jedwab tak drogo, Ŝe niejeden kupiec z Mikari czy Sedanii przekląłby go. A przy tym tkaniny nie były juŜ najlepszej jakości – w końcu przewędrowały szmat drogi. Uśmiechnął się do siebie. Udało mu się nawet zdąŜyć na początek sezonu na młode węgorze i bardzo tanio kupił sporą ich partię przed przyjazdem handlarzy z Sedanii. LeŜały teraz w portowych magazynach razem z belami owczej wełny. Jeśli w Kentebie pójdzie równie dobrze i jeśli późniejszy przyjazd do rodzinnej Urji takŜe okaŜe się sukcesem, będzie mógł wreszcie poprosić o rękę córki szambelana królewskiego dworu i osiąść spokojnie w mieście. ZałoŜy kompanię handlową na wzór tych, które widział w Daey, albo na wzór Hadaru, zatrudni ludzi i będzie Ŝył z ich pracy. NaleŜało mu się to po tylu latach spędzonych na cięŜkiej harówce. Na dodatek nigdy nie lubił morza, a handel morski był najbardziej opłacalny, więc chcąc nie chcąc musiał pływać. Teraz inni będą to za niego robić, a on będzie się nudził u boku słodkiej Meleni. Siedział zamyślony. Nie zauwaŜył nawet, kiedy podeszła karczmarka, dopiero jej niski głos sprawił, Ŝe powrócił do realnego świata.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 2 - Co podać? – spytała, patrząc na niego wyczekująco. Podniósł głowę. Jego wzrok zatrzymał się na pełnych, kształtnych piersiach, kołyszących się na wysokości jego twarzy. Niestety, trochę za daleko. Oblizał wyschnięte niespodziewanie wargi, podrapał się po udzie i odchrząknął. Spojrzał na jej twarz i napotkał ciemnobrązowe oczy dziewczyny, które wypełniały się powoli złością, jak dzban miodem. Zdziwił się; nigdy wcześniej złość nie kojarzyła mu się ze słodyczą. Otrząsnął się i, uśmiechając się jakby nigdy nic, zamówił pewnym głosem podwójną porcję zupy fasolowej, koźli udziec z cebulką i kufel piwa. Karczmarka odeszła bez słowa, a Baaxowi nasunęło się na myśl, Ŝe Meleni nie jest taka ładna. Przypomniał sobie jej szczupłą sylwetkę, ciemne, mocno kręcone włosy i podłuŜną twarz z duŜymi, niebieskimi oczami. Ta dziewczyna miała włosy związane w gruby warkocz na plecach, brązowe oczy i o wiele pełniejsze kształty. Twarz miała jeszcze dziecinną, ale była świadoma swej urody i moŜliwości. Tylko z jakiegoś powodu nie na nim chciała te moŜliwości wypróbować. Gdy wróciła z dymiącymi talerzami, nawet na niego nie spojrzała. Baax zjadł obiad nie ociągając się zbytnio. Przy piwie zaczął się zastanawiać, czy zamieszkanie w Urji ma sens. Czy nie będzie mu brakowało miejsc, które zdąŜył odwiedzić i tych, których jeszcze nie widział? Czy nie będzie mu Ŝal wszystkich ślicznych niewiast, których nie poznał dotychczas? Meleni nie jest w końcu ani najładniejsza, ani najbardziej interesująca z nich. A on sam nie jest jeszcze taki stary, by miał siedzieć w jednym miejscu z jedną kobietą. Wahał się, co powinien zrobić aŜ wreszcie pomyślał, Ŝe przecieŜ i tak nie ma wpływu na to, co zrobi. Światem rządzi Przeznaczenie, wszyscy mają swoje miejsce w Planie Stwórców i niezaleŜnie od tego, co postanowi i tak zrobi dokładnie to, co przewidzieli dla niego, stwarzając świat. Uspokoiła go ta myśl. Sączył dalej piwo, obserwując napływających do karczmy gości. Nadal było pustawo. Promienie światła z niewielkich okienek przedzierały się przez zasłonę dymu pod powałą, wydobywając z mglistego półmroku niektóre twarze. Przez moment zaigrały w jakimś kuflu podświetlając złociste bąbelki. Siedzenie wczesnym popołudniem w przypadkowej karczmie w przypadkowym mieście miało niepowtarzalny urok, za którym tęskniłby z pewnością, gdyby pozostał na dobre w Urji. Musi jeszcze przemyśleć swoją decyzję, jakakolwiek ona będzie. Rozmyślania Baaxa przerwało wejście nowego gościa. MęŜczyzna nie trzasnął drzwiami, nie czekał w progu na efekt, a mimo to kilka osób spojrzało w jego stronę. Był wśród nich i Baax. Wpatrywał się w tego człowieka i zastanawiał się, co mogło spowodować taką reakcję. Czy ciemnoszary płaszcz, który przywodził na myśl burzową

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 3 chmurę, czy moŜe raczej chłód, który poczuł, gdy nieznajomy otworzył drzwi? Prawdopodobnie na zewnątrz ochłodziło się nieco. MoŜe nawet pada deszcz. MęŜczyzna postał chwilę przy barze, zamienił kilka słów z karczmarką i odszedł w kąt sali. Baax usiłował mu się przyjrzeć przez oddzielające ich grupki ludzi, ale było to niemoŜliwe. Dostrzegł jedynie, Ŝe gościa obsłuŜył sam właściciel karczmy, Ŝe podał mu wino i potrawkę z drobiu. Nikt inny nie siedział w jego pobliŜu. Baax zamówił kolejne piwo, choć wcześniej miał zamiar po skończeniu obiadu pójść jeszcze raz do portu i sprawdzić magazyny. Chciał zaraz potem połoŜyć się spać, by być wypoczętym przed czekającą go nazajutrz podróŜą do Sedanii. Pomyślał jednak, Ŝe jedno dodatkowe piwo moŜe wypić, a warto byłoby dowiedzieć się czegoś o nieznajomym. W karczmie robiło się coraz pełniej i gwarniej. Baax nadal obserwował męŜczyznę, aŜ usłyszał obok siebie zniecierpliwiony głos, wykrzykujący coś dainką – językiem wschodu. - Nie moŜe być nic wart, to złom. MęŜczyzna w stroju gwardzisty lub rycerza patrzył z politowaniem na chudego chłopca, który trzymał w dłoni krąŜek w kolorze złota. Baax rozpoznał nędznie ubranego młodzieńca, który przez cały dzień kręcił się po placu targowym i próbował sprzedać pierścionek. Do Baaxa jednak nie podszedł. Baax wiedział czemu. Ten kawałek metalu nie był nic wart i nikt nie ośmieliłby się nawet mamić go czymś takim. JuŜ miał odwrócić wzrok, gdy rycerz delikatnie wyjął krąŜek z dłoni chłopca. - Nie kupię go od ciebie. Najwyraźniej z jakiegoś powodu odmowa sprawiała mu przykrość, choć wydawało się, Ŝe chłopiec zrozumiał coś wręcz przeciwnego. MoŜe po prostu nie znał dainki. A pierścionek w dłoni rycerza nie wyglądał juŜ na tak bezwartościowy, jak przed chwilą. Baax patrzył z niepokojem na złoty krąŜek zastanawiając się, czy jego kupiecki szósty zmysł nie zawiódł go po raz pierwszy w Ŝyciu. Przestał obserwować tajemniczego męŜczyznę. A jednak męŜczyzna teŜ wiedział o istnieniu pierścienia. Zaczerpnął głęboko powietrza i wypuścił je powoli. Z trudem powstrzymał chęć, by wstać i pójść tam, skąd dobiegał do niego zew. Nie mógł zrobić czegoś takiego w miejscu, w którym było tylu ludzi. Musiał poczekać, aŜ posiadacz pierścienia znajdzie się gdzieś sam. Nie teraz, jeszcze nie teraz. Wsłuchiwał się w gwar rozmów, starając się wyłowić osoby rozmawiające o pierścieniu. Dobiegł go jedynie podniesiony nagle głos rycerza.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 4 - Ale gdzie ona poszła? – Rycerz wstał gwałtownie, omal nie zrzucając talerza z zupą – Gdzie jest Seszija Elheres? – zwrócił się z pytaniem do całej sali, bo wiele osób popatrzyło na niego zdziwionym wzrokiem. Tajemniczy męŜczyzna na dźwięk imienia kobiety zerwał się z miejsca. Jeśli ona jest w pobliŜu, nie powinien zwlekać. Pierścień nie moŜe przecieŜ dostać się w jej ręce! Wstał ze swego miejsca i szybko przeszedł przez salę. - Co tu robi Elheres Lihes? – zwrócił się do rycerza, ignorując zupełnie chłopca. - A tobie co do tego? – Rycerz połoŜył rękę na głowni miecza, który leŜał na ławie obok niego. – Kim jesteś, by mówić o niej, nie uŜywając tytułu? I skąd ją znasz? – Ze zmarszczonymi brwiami wyglądał naprawdę groźnie. Chłopiec podniósł ze stołu upuszczony przez rycerza pierścień i chciał wyjść z karczmy, lecz Baax zastąpił mu drogę. Nieznajomy złapał chłopca za nadgarstek i wypowiedział kilka Słów. Pierścień ukazał się w otwartej dłoni. MęŜczyzna chciał go chwycić, lecz pierścień, jakby kierując się własnym rozumem, odpłynął od niego i zawisł w powietrzu między wyciągniętą dłonią maga a zaskoczonym rycerzem. Błysnął delikatnie i karczma znikła. Pojawiła się rzeka, las, polana i szemrzący śpiewnie perlisty wodospad. Na polanie kwitły kwiaty, drzewa wyciągały iglaste gałązki w kierunku jeziorka u stóp wodospadu, a spomiędzy pni dobiegał tupot kopyt jakiegoś zwierzęcia, spłoszonego wyraźnie ich nagłym pojawieniem się. Bo i było czego się bać, Baax sam stał nieźle wystraszony. Najgorzej wyglądała młoda karczmarka, która w tym momencie podawała piwo przy sąsiednim stole i została tak przeniesiona do tego czarownego krajobrazu – pochylona, z wyciągniętą ręką, z której zniknął pełny kufel i z tacą w drugiej ręce. Odwróciła się i spojrzała na równie zdumionych jak ona męŜczyzn, na zawieszoną w powietrzu błyszczącą złotą obrączkę i stojący groteskowo w trawie karczemny stół. Ruszyła w ich kierunku, obrączka błysnęła ponownie i wszystko wróciło na swoje miejsce. Tylko karczmarka, nie wstrzymując kroku podeszła do czterech męŜczyzn i znów, zdezorientowana, rozejrzała się dookoła, nie rozumiejąc, o co chodzi. Ludzie w karczmie równieŜ patrzyli na nich zaskoczeni, a męŜczyźni przy stole obok przeklinali na czym świat stoi nad rozbitym kuflem, który spadł z pustki, w której chwilę wcześniej znajdowała się ręka karczmarki. Pierścień podpłynął spokojnie do wyciągniętej ręki maga i ukrył się w niej. Czarodziej błyskawicznie schował go w fałdy płaszcza i energicznym krokiem skierował się do drzwi. Chłopiec pobiegł za nim, za chłopcem kupiec i rycerz. Karczmarka została oszołomiona pośród ogólnego rozgardiaszu. Nie mając pojęcia, w jaki sposób wyjaśni swemu pracodawcy potłuczony kufel, niezadowolonych klientów i

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 5 coraz większy bałagan, panujący w karczmie. Właściciel właśnie pojawił się w drzwiach kuchni, zwabiony narastającym hałasem ludzkich okrzyków i pytań, a ona stała pośrodku tego wszystkiego i zastanawiała się, czy nie uciec. Nie zauwaŜyła, Ŝe potęŜny męŜczyzna w sile wieku spokojnie dopił swoje piwo i wyszedł z karczmy z lekkim uśmiechem na twarzy. To on rankiem tego dnia sprzedał chłopcu pierścień za wysoką cenę. Nie dość wysoką jak na jego wartość, wiedział o tym, lecz sprzedać musiał. Teraz, uśmiechając się nadal, obszedł karczmę dookoła i w ciemnej uliczce na jej tyłach wypowiedział Słowo. Jego odzieŜ rozdarł szybko rosnący potęŜny ogon, szyja wydłuŜyła się znacznie, masywne ciało spotęŜniało jeszcze bardziej i pokryło się łuską, a ręce przemieniły się w potęŜne skrzydła. Wzniósł się w niebo i majestatycznie odleciał na północ. Rozdział Pierwszy. Tajemnicze zniknięcie pięciu osób i karczemnego stołu oraz ich ponowne pojawienie się urosły tej nocy do legendy, podsyconej jeszcze faktem, Ŝe cała piątka szybko opuściła karczmę i nikt ich więcej nie widział. Tymczasem owe pięć osób siedziało w ładowni lekko kołyszącego się statku, którym tego dnia miały płynąć towary Baaxa do Kentebu. Baax był zasępiony. Cały dorobek jego ostatniej handlowej zimy przepadł, wszelkie ambicje i marzenia poprzedniego wieczora spłynęły wraz z wypitym piwem do pęcherza i teraz boleśnie uciskały zarówno ciało, jak sumienie. Rozejrzał się po obszernej, pustej ładowni. W wąskich smugach światła wpadającego przez rozłaŜące się deski pokładu widać było nie pięć a sześć osób. W samym kącie, schowana za rycerzem, siedziała szczupła blondynka w prostej, ale z pewnością bardzo drogiej sukni. Seszija Elheres Lihes. Zjawiła się niemal natychmiast po tym, jak wybiegli z karczmy. Złapała ich w małej, wąskiej uliczce i od razu rozpoznała maga. - To znów ty, Ochan? – spytała raczej zła, niŜ zaskoczona. – Jakie kłopoty będziesz próbował wyczarować tym razem? - Tym razem to nie moje czary, Pani Wiatrów – odparł z wyraźną nutą złośliwości w głosie. Baax dostrzegł złe iskierki w pięknych, błękitnych oczach. - MoŜe ja mógłbym pomóc, Seszijo... – wtrącił się ośmielony nieco wypitym piwem. - Co jemu do tego? Brał w tym udział? – Elheres zignorowała jego zaloty, patrzyła tylko na maga. Ten skinął głową. – Oni teŜ? – Wskazała rycerza i chłopca, kulącego się obok ze strachu. Czarodziej potwierdził ironicznym uśmiechem. – Ochan, coś ty narobił?

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 6 - Mówię ci, pani, Ŝe to nie ja. - To pierścień. Ten chłopiec... – wtrącił się rycerz. - Pierścień? – przerwała Elheres, a wyraz jej twarzy zmienił się całkowicie. – Gdzie on jest? Ochan... – wyciągnęła rękę. - Tak, pani, ja go mam, lecz nie widzę powodu, by oddać go tobie. – Spojrzenie maga stwardniało. - Jestem potęŜniejszą czarodziejką niŜ ty! – Powiedziała hardo, ale z jakiegoś powodu odwróciła oczy. Zaskoczony Baax aŜ otworzył usta. – Mogę odebrać ci go siłą! – zagroziła lecz Ochan nie stracił nic ze swego chłodnego opanowania. – Ale nie pragnę teraz scysji – wybrnęła dość zręcznie Elheres. Baax wiedział oczywiście, Ŝe nie moŜe być lepsza od czarodzieja, wszak jest tylko kobietą. - A właściwie... – kupiec chciał zapytać co się stało, lecz w tym momencie dobiegł ich uszu narastający tumult. Prawdopodobnie ludzie z karczmy równieŜ chcieli się tego dowiedzieć. - Musimy coś z tym zrobić – powiedziała Elheres, najwyraźniej domyślając się, co zaszło. - AleŜ Seszijo… – zaczął rycerz, lecz jego pani znów mu przerwała. - Dość Ha Meknarin! Nie będę słuchać twoich rozkazów! - AleŜ Seszijo, ciebie ta sprawa nie dotyczy. Nie musisz nic robić – spokojnie wpadł jej w słowo Ochan. - Musimy wydostać się z miasta. – Przynagliła go czarodziejka, ignorując jego uwagę. Gwar zdawał się być coraz bliŜszy. - Musimy wydostać się z wyspy – stwierdził, nadal patrząc na nią kpiąco. Znowu coś błysnęło i znaleźli się w ciemnym, śmierdzącym rybami i stęchlizną pomieszczeniu. Jego podłoga zdecydowanie nie chciała się trzymać poziomo. - Ochan... – wyszeptała ostrzegawczo Elheres, zapalając wątły magiczny płomyczek nad głową. Drgające światełko wydobyło z pomieszczenia jakieś kształty. Znajdowali się mniej więcej w jego środku, ściany tonęły w mroku, do którego magiczny płomyczek nie sięgał. Pomiędzy rycerzem i chłopcem stała czarnowłosa karczmarka. Miała tak przeraŜoną miną, Ŝe Baaxowi zrobiło się jej Ŝal. Czarodziejka przyglądała się dziewczynie przez dłuŜszą chwilę, a potem spojrzała na czarodzieja. Wyglądała, jakby coś napawało ją wstrętem, ale chodziło raczej o smród, niŜ o dziewczynę. - Ochan, co to wszystko ma znaczyć?

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 7 Czarodziej wzruszył ramionami, popatrzył na karczmarkę, na czarodziejkę, potem na Baaxa, powiedział jakieś Słowo i odszedł w gęstniejący poza zasięgiem płomyka mrok. Baax nie wytrzymał. - Ja chcę stąd wyjść! – powiedział głośno i dobitnie. - Przykro mi – dostał odpowiedź z ciemności. - Ochan, o co ci chodzi? – spytała gniewnie czarodziejka. – Po co ich zabrałeś? I skąd się tu wzięła ta dziewczyna? – wskazała na karczmarkę, która wyglądała jakby nic nie rozumiała z tego co mówili. Nadal rozmawiali dainką. Baax jako kupiec władał prawie wszystkimi językami świata, ale dziewczyna najwyraźniej znała tylko język Kentebu – swoje ojczyste ajuke. Elheres podeszła do czarodzieja, a światełko powędrowało razem z nią. Ochan popatrzył na nią i westchnął. - Po prostu jest i juŜ – powiedział, rozkładając ręce. - Po co ci oni? Odeślij ich do miasta. To nie ich sprawa, nie powinni tu być. Nie są ci przecieŜ do niczego potrzebni. – Wydarzenia były dla niej zupełnie niezrozumiałe i, choć nie chciała się do tego przyznać, zaczęła się bać. Czarodziej zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. - Ty równieŜ nie – odparł. - Doprawdy? – zdziwiła się niemal szczerze. – A to nowość. – Płomyczek nad jej głową zamigotał Ŝywiej, cienie na twarzy czarodzieja zadrgały, ale nic nie odpowiedział. Zapadła niezręczna cisza. Nie trwała jednak długo. - Ratunku! – wrzasnęła nagle karczmarka donośnym i bardzo wysokim głosem. - Spokojnie. – Ochan skrzywił się tylko. – Szkoda gardła – zaczął, lecz widząc w oczach dziewczyny zupełny brak zrozumienia, powtórzył to samo w ajuke. – Nie masz po co krzyczeć. I tak nikt cię nie usłyszy. Ładownia obłoŜona jest czarem, do rana nikt tu nie zajrzy. Baax poczuł suchość w ustach. Wytrzeźwiał stanowczo zbyt szybko. - Ja miałem rano... – zaczął niepewnie i przerwał, widząc w twarzy czarodzieja odpowiedź, która nie mogła go zadowolić. - Lepiej się prześpijcie, noc dopiero się zaczyna. – Mag usiadł pod wygiętą ścianą, owinął się płaszczem i zamknął oczy. - Ochan... –zaczęła znowu czarodziejka, lecz zrezygnowała. Pokręciła z niedowierzaniem głową i odeszła w przeciwny kąt ładowni, zabierając ze sobą światełko. Rycerz poszedł za nią, mierząc pozostałych, ostrzegawczym spojrzeniem.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 8 W ciemności Baax widział zarysy sylwetek chłopca i karczmarki. Widział, Ŝe chłopiec skulił się na podłodze w pobliŜu czarodzieja i swojego pierścienia. Dziewczyna nadal stała pośrodku ładowni. Podszedł do niej, chcąc ją uspokoić, lecz wyrwała mu się. - Nic mi nie trzeba – powiedziała i odeszła w wolny kąt. Czarodziejka zgasiła światełko i Baax musiał szukać po omacku jakiegoś miejsca do spania. A w Urji czekało na niego wygodne, szerokie łoŜe... Statek kołysał się usypiająco na łagodnie falującej wodzie za falochronem portu. Obudziło Baaxa gwałtowniejsze falowanie, skrzypienie i bolący pęcherz. Poranne słońce zaglądało przez szpary w deskach pokładu. Poderwał się i napotkał wzrok rycerza. Czuwał widać przez całą noc, bo oczy miał podkrąŜone i malutkie, jak u małego kociaka. - Wypłynęliśmy z portu. – Stwierdził raczej niŜ spytał, a rycerz spokojnie skinął głową. – Hej! – Baax poderwał się i chwycił czarodzieja za ramię. – Wypłynęliśmy z portu! – krzyknął mu w ucho. - No to co? – spytał czarodziej zaspanym głosem. - Jak to wypłynęliśmy? – zdumiała się karczmarka. – Mieliśmy wysiąść rano ze statku. – Czarodziej popatrzył na nią nie kryjąc zdziwienia. Nic takiego nie mówił. - Spokojnie – odezwała się Elheres, przeciągając się. – Przed wieczorem dopłyniemy do Sedanii, tam wysiądziecie, prawda Ochan? – zwróciła się do maga. Nie odpowiedział jej. Usłyszeli tupanie w okolicy klapy do ładowni, a potem jej pokrywa podniosła się ze straszliwym skrzypnięciem i przez otwór zajrzała rozczochrana ruda głowa. Głowa krzyknęła, klapa opadła z hukiem, a tupot oddalił się szybko od ładowni. Siedzieli chwilę w milczeniu. Wkrótce kroki powróciły. Klapa uniosła się ponownie z niemiłosiernym skrzypieniem i jękiem. Na drabinie pojawiły się stopy w rozłaŜących się butach nieokreślonego koloru oraz grube owłosione łydki. Patrząc na jeszcze grubsze uda Baax pomyślał, Ŝe mogą mieć w obwodzie tyle, co czarodziej w pasie. Nad krótkimi portkami kołysał się wielki brzuch opięty utłuszczoną płócienną bluzą bez rękawów. W końcu pojawiła się cała ogromna postać. To musiał być bosman. Baax widział ich juŜ tylu, Ŝe nawet w największym tłumie bez trudu rozpoznałby kaŜdego. MęŜczyzna miał wytatuowane obie ręce, a miejsca do tatuowania miał naprawdę duŜo. Zapewne identycznie wyglądały jego plecy, a moŜe nawet i brzuch, ale tego nie dało się na razie stwierdzić. Całości dopełniała czarna, zmierzwiona, zalana świeŜym sosem broda. Baax uświadomił sobie, Ŝe jest głodny. Bosman stoczył się na sam dół ładowni i podrapał po głowie, przekrzywiając jeszcze bardziej wciśniętą na bakier czapkę.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 9 - A cóŜ to? PasaŜery na gapę? – Odezwał się tubalnym głosem. – Ki diabeł was tu przywlókł? JuŜ ja was wykurzę, do kroćset ! Czarodziej wstał. Podszedł do niego tak blisko, Ŝe musiał unieść głowę, aby spojrzeć mu w twarz. Sięgał bosmanowi zaledwie do połowy szerokiej piersi. - No cóŜ – odezwał się jakby przepraszająco – czary. Bosman zbladł, przełknął głośno ślinę. - To ja poproszę kapitana – powiedział znacznie wyŜszym głosem i pomknął w górę z szybkością zadziwiającą przy jego posturze. Nie czekali długo. Po chwili tupot znowu rozległ się nad ich głowami. Baax juŜ radował się na myśl, Ŝe zaraz opuści śmierdzącą i kiwającą się ładownię. Kapitan nie wszedł do ładowni, zajrzał tylko przez pokrywę. - Czego chcecie? – spytał. - Prosimy jedynie o transport do Sedanii, tam wysiądziemy – zaczął dyplomatycznie Ochan. – Oczywiście, nie chcielibyśmy nikomu przeszkadzać w czasie podróŜy, więc zostaniemy tutaj. Dobrze by było, gdyby załoga nie dowiedziała się o tym, Ŝe ktoś obcy jest na pokładzie, to mogłoby wywołać panikę. - Na moim pokładzie paniki nie ma, nikt się tu was nie boi! – Zaperzył się kapitan, ale nie miał zamiaru schodzić na dół. – A wysiąść – wysiądziecie, oczywiście, jeszcze wam dopomoŜemy rzetelnym kopem w tyłek! – Był powaŜnie rozsierdzony. Z przeraŜającą jasnością dotarło do Baaxa, Ŝe nie będzie mu dane wyjrzeć na pokład podczas tej podróŜy, a tymczasem natura coraz gwałtowniej upominała się o swoje prawa. Syknął znacząco w kierunku czarodzieja i wymruczał kilka niewyraźnych słów, które ten na szczęście zrozumiał. Z wielkim niesmakiem pozwolił wszystkim wyjść na świeŜe powietrze, nakazał jednak, by nie rzucali się w oczy. Ani na moment nie spuszczał oczu z kupca, więc Baax mógł podarować sobie marzenia o ucieczce. Na szczęście ulga jaką odczuł zrekompensowała mu przykrość dalszej podróŜy w zamknięciu. No i te rozwichrzone czupryny wyłaniające się zza skrzyń i masztów; nareszcie marynarze bali się jego, było to bardzo miłe. Zadowolony z siebie i z Ŝycia spróbował zagaić rozmowę z towarzyszami. Do Ŝadnego z magów wolał się na razie nie odzywać, rycerz pilnował swojej Sesziji jak wierny pies, więc Baax zwrócił się do ciemnowłosej karczmarki i milczącego młodzieńca. Chłopak pozostał milczący, wydusił tylko, Ŝe ma na imię Kirem i pochodzi z jakiegoś miejsca, którego nazwy Baax nie był w stanie się domyślić na podstawie kilku wymruczanych spółgłosek. Na szczęście dziewczyna okazała się nieco bardziej rozmowna, więc kupcowi nie groziło spędzenie podróŜy w całkowitym milczeniu.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 10 Karczmarka przedstawiła się jako Zita i powiedziała, Ŝe pochodzi ze środkowego Kentebu. Na Nelopie mieszkała od niespełna roku, wcześniej trochę wędrowała po świecie. Siedziała pod ścianą ładowni z nogami podciągniętymi wysoko pod brodę i wyglądała na smutną. Zaprzeczyła, jakoby Ŝal jej było karczmy, czy wyspy, wyglądało raczej na to, Ŝe czegoś się boi. Gdy Baax zapytał ją o to wprost, potwierdziła szeptem, Ŝe boi się czarów. Potem przestała się odzywać, za to kupiec się rozgadał. Opowiadał jej o swoich podróŜach i o wcześniejszych kontaktach z magami. Oprócz samych czarodziejów, nikt za nimi szczególnie nie przepadał, ale w gruncie rzeczy byli niegroźni. Przyjrzał się młodej czarodziejce i stwierdził, Ŝe taka piękna kobieta nie moŜe być groźna. W tej samej chwili pomyślał, Ŝe mógł tym stwierdzeniem sprawić przykrość karczmarce, ale za późno był na Ŝal. Dziewczyna popatrzyła na swoją przybrudzoną sukienkę z falbaniastym fartuszkiem i na niedomyte paznokcie z wyraźnym wstydem, a potem zerknęła na Sesziję. Czarodziejka była z pewnością szlachcianką, świadczyły o tym zarówno strój, jak i sposób wysławiania się i ruchy. Była dumna, pomimo sytuacji w jakiej się mimo woli znalazła. Razem z rycerzem siedzieli w pewnym oddaleniu od pozostałych, dyskutując półgłosem. Wyglądało na to, Ŝe coś mu tłumaczy, a on nie zgadza się z nią. W końcu dała spokój i siedzieli odwróceni do siebie plecami. Zaczęła bawić się frędzlami szala, który miała narzucony na suknię, wyraźnie widać było po niej, Ŝe się nudzi. Rycerz siedział niemal bez ruchu, przywykły do sytuacji, w których musiał wykazać się cierpliwością. Ubrany był w kolczugę z krótkimi rękawami, wykończonymi ozdobną lamówką i skórzane spodnie, na to narzucony miał wyblakły niebieski kabat ze skomplikowanym godłem na piersi. Torbę i oręŜ – dwa miecze, krótki i dłuŜszy – połoŜył tuŜ przy lewym udzie. Nadal nie spał, ale wydawało się, Ŝe moŜe tak spędzić wiele dni. Co pewien czas zerkał na czarodzieja, jakby obawiając się czegoś z jego strony. Czarodziej nie miał jednak zamiaru nic robić. Równie cierpliwie jak rycerz, czekał aŜ dopłyną do portu. Wzrok miał nieobecny, myślami znajdował się chyba gdzieś indziej. Siedzący blisko niego Kirem zdawał się wypatrywać kieszeni, w której mag ukrył jego pierścionek i szukać okazji, by go odebrać. Nie zanosiło się jednak, by taka okazja miał się trafić. Chłopiec był szczuplejszy i niŜszy od czarodzieja, nie wspominając juŜ o tym, Ŝe Ochan władał Magią, co powodowało, Ŝe szanse Kirema na odzyskanie cennego przedmiotu malały do zera. Mimo to nie spuszczał wzroku z maga i robił sobie nadzieję. Baax nadał paplał o swoich przygodach, aŜ zorientował się, Ŝe Zita przestała go słuchać i zamilkł. Dziewczyna zasnęła z głową ułoŜoną na kolanach i kupiec pomyślał, Ŝe bardzo jej zazdrości. TeŜ chętnie by zasnął, wtedy podróŜ moŜe minęłaby szybciej, ale

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 11 uczucie ssania w Ŝołądku, które teraz dołączyło się do wszystkich jego nieszczęść, z pewnością nie pozwoliłoby mu na drzemkę. Dopiero o zachodzie słońca dopłynęli do portu. Ukośne promienie barwiły karmazynowo wznoszące się nad zatoką budynki miasta. Sedania, połoŜona na kontynencie była duŜym miastem. Większym niŜ Nelopa – jedyne miasto portowe na małej wyspie o tej samej nazwie, połoŜonej u wybrzeŜy Kentebu. Kupcy z Sedanii połoŜyli swoje łapy na dobrach wyspiarzy. Baax wiedział, Ŝe towary kupowane bezpośrednio u producenta sprzedawały się z większym zyskiem. Gdy sunęli wolno wspinającą się stromo pod górę drogą, zaczął juŜ przeliczać, ile zarobi na ostatnich transakcjach. Zmarkotniał, gdy uświadomił sobie, Ŝe towary nie przypłynęły do Sedanii wraz z nim. Gospoda przed którą się zatrzymali, na pierwszy rzut oka nie wydała się Baaxowi znajoma. Spojrzał na szyld, przeczytał nazwę „Trzy Dorsze” i wtedy ją rozpoznał. Jesienią, gdy był tu ostatnio, mieściła się w parterowym budyneczku obok. Teraz trzymano tu konie, a gospoda zajmowała piętrowy budynek, ozdobiony attykami w stylu hadarskiego rozkwitu. Na piętrze były pokoje gościnne, a na parterze obszerna sala jadalna z kilkoma alkierzami, kuchnią i zapleczem. Wewnątrz pachniało jedzeniem i to było w tej chwili najwaŜniejsze – nie jedli przecieŜ prawie dobę. Zaspokoili pierwszy głód i zaczęli rozwaŜać to, co się stało. Baax pałaszował juŜ trzecią porcję, Kirem i Ha Meknarin zabierali się za drugą, a zamyślona Zita grzebała niezdecydowanie w talerzu. Odezwała się pierwsza. - MoŜe nie stało się źle, Ŝeśmy się tu znaleźli – powiedziała. Baax zastygł z uniesionym do ust kęsem polędwicy na ostro. – Mnie nic na Nelopie nie trzyma – kontynuowała Zita. – To nie mój dom, juŜ dawno powinnam stamtąd odejść; mój pracodawca Niggy za duŜo sobie wyobraŜał, chyba chciał mnie za Ŝonę! – wyglądała na oburzoną jego zuchwałością. – Odkąd opuściłam ojca i rodzeństwo, nigdy nie było mi źle. Zresztą wcześniej teŜ nie – przerwała na chwilę, by sprawdzić, czy jej słuchają. Tylko rycerz wyglądał, jakby nie rozumiał, co ona mówi, ale teŜ go nie rozumiała. – Chodzi mi o to, Ŝe moŜe juŜ pora na jakąś zmianę. Chyba z nimi pójdę. Zawsze, jak robiło się strasznie źle, rozwiązanie znajdowało się samo. MoŜe teraz teŜ tak jest? – Patrzyła na nich, jakby czekała na jakąś radę. Baax zastanowił się chwilę. Gdyby nie towary, które zostały w dokach Nelopy, teŜ nic by go tam nie ciągnęło. Towary pewnie i tak zostały rozkradzione, gdy rozeszła się wieść, Ŝe handlarz zniknął. Choć wcale niekoniecznie. - Ja chcę tylko odzyskać pierścień – burknął Kirem.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 12 - Poza tym na Nelopie pewnie by pytali, co się stało. Dziwne jest przecieŜ takie zniknięcie – zastanawiała się dalej Zita. – Nie ma po co tam wracać, tylko same kłopoty. Jak pójdziemy z czarownikami, moŜe się chociaŜ dowiemy, co się stało, gdzie byliśmy i po co. - Oni ci tego nie powiedzą. – zauwaŜył Baax z pełnymi ustami. - Ja się ich zapytam – Ŝachnął się Kirem wstając. – I powiem, Ŝeby mi oddali pierścień albo pieniądze, które za niego zapłaciłem. - Siadaj. – Baax pociągnął go zdecydowanie za rękę i chłopiec przysiadł zdumiony. – Nie ma sensu z nimi zadzierać – wyjaśnił handlarz, przełknąwszy. – Z czarodziejami tylko po dobroci. A oni zasiedli sobie w alkierzu i nas mają gdzieś. Jak zaczniesz im grozić albo się wypytywać, to cię w Ŝabę zamienią lub w co gorszego. Po dobroci i po cierpliwości. Wszystko, co twoje dostaniesz z powrotem. Zaufaj mi – zakończył z pewną miną. Kirem zamilkł i wziął się za drugą porcję polędwicy z ziemniakami, zerkając w stronę rycerza, który równieŜ przyglądał mu się bacznie. Baax popatrzył na nich i spokojnie wytłumaczył rycerzowi o czym rozmawiali z Zitą i Kiremem. Nie był pewien, czy rycerz mu wierzy, bo wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę, a szare oczy były pochmurne i podejrzliwe. W zasięgu jego ręki leŜał długi, cięŜki oburęczny miecz. Pasa z krótszym mieczem i sztyletem w ogóle nie odpiął. Czarodziejka zwracała się do niego Ha Meknarin. Baax nie wiedział, czy Ha to imię, czy jakiś tytuł rycerski. Nigdy nie był mocny w heraldyce i tradycji iselskiej, a oni przywiązywali ogromną wagę do form. Był pewien, Ŝe czarodziejka i rycerz pochodzili z Iseli. Ona była chyba czystej krwi Sesziją, on wyglądał na Kerana, ale sposób, w jaki czarodziejka go traktowała i w jaki sam się do siebie odnosił, zdecydowanie temu zaprzeczał. Baax pochodził z Eriaaru i nie znał się na Rodzinach na tyle dobrze, by cokolwiek powiedzieć na pewno. Tylko w Iseli i moŜe jeszcze gdzieniegdzie w Daey klany pilnowały prawa krwi. - Zjadłbym jeszcze – powiedział dla rozładowania atmosfery. Talerz rycerza takŜe był juŜ pusty. Popatrzył na niego pytająco i rycerz pokiwał niezdecydowanie głową. W gospodzie było mnóstwo ludzi, więc Ha Meknarin wstał i nie zastanawiając się wiele, podszedł do szynkwasu i uderzył w stojący tam dzwonek. Baax zbyt późno pojął jego zamiar, by zdąŜył zapobiec jego realizacji. Gdy perlisty dźwięk dzwonka wdarł się w karczemny gwar, mógł jedynie schować głowę w ramiona i udawać, Ŝe nie zna tego człowieka. Zita z przeraŜenia otworzyła szeroko oczy. Z ich trojga tylko Kirem nie wiedział, co oznacza uŜycie dzwonka w tawernie w portowym mieście. Przynajmniej w Eriaarze i w Kentebie.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 13 Obecni w karczmie goście wiedzieli o tym aŜ nadto dobrze. Po chwili nagłej ciszy goście zaczęli walić w stoły kuflami i wrzeszczeć radośnie. Karczmarz znalazł się szybciej, niŜ Ha Meknarin zdąŜył pomyśleć i poklepał przyjaźnie rycerza po ramieniu. - Stawiamy kolejkę, co? – powiedział i uśmiechnął się, pokazując wszystkie braki w uzębieniu. Ha Meknarin nie zrozumiał. Wyrwał ramię spod przyjacielskiego uścisku i oznajmił dainką, Ŝe chcą jeszcze jeść. - O, obcy. – Karczmarz rozłoŜył ręce powitalnym gestem – JakŜe nam miło jest! Postawić kolejkę ty musisz – powiedział niezbyt poprawną dainką, dzióbiąc palcem w sam środek godła, wyszytego na wyblakłym, niebieskim kabacie rycerza. - Postawić kolejkę? – spytał rycerz. Chciał się dopytać, co to oznacza, ale przerwano mu. - Tego tam widziałem – rozległ się nagle przejęty głos z głębi sali. – Przysięgam, prawdę mówię. – Marynarz wstał chwiejnie, pokazując palcem na rycerza. – Zniknął, a z nim jeszcze kilku, mówię wam! – zwrócił się do swoich kompanów i odpowiedział mu rechot. Cała sala patrzyła zaciekawiona to na rycerza, który winien był im wszystkim po kuflu piwa, to na niewątpliwie pijanego męŜczyznę. Karczmarz pomyślał, Ŝe szykuje się awantura. – Na własne oczy Ŝem widział – podjął męŜczyzna. – Siedzieli przy stole, nagle podszedł taki jeden na szaro odziany i zniknęli. Razem ze stołem i dziewczyną. Przysięgam, Ŝe tak było. Był dym i straszny huk, aŜ się pod stół schowałem. Nie ten, co zniknął, bo pewnie teŜ bym zniknął. – zaśmiał się rechotliwie. Ludzie bawili się coraz lepiej. Marynarz nabrał animuszu, bo zwrócił się prosto do rycerza. – Hej ty, rycerz! Powiedz im, jak było. I gdzieście tę dziewkę zabrali? Zdezorientowany Ha Meknarin popatrzył na Baaxa, jakby oczekując, Ŝe kupiec wyjaśni, o co im wszystkim chodzi. Ale Baax tylko złapał się za głowę. MęŜczyzna zaczął się przepychać między stołami. - Hej, rycerzu! Opowiedz wszystkim, co się stało! Gdzieście się podziali? A moŜe ten czarownik w coś was pozamieniał? No chyba ci gęby nie zatkał? – Podszedł do rycerza i przyjacielsko poklepał go po ramieniu. Ha Meknarin popatrzył na niego z góry. Był o dobrą głowę wyŜszy od marynarza. PołoŜył dłoń na głowni miecza przypiętego do pasa. - Czego waszmość sobie Ŝyczysz? – zapytał. - O! Gość z zagranicy. To dainka, tak? Wyście zniknęliście na Nelopie? – Marynarz najwyraźniej równieŜ nie był mocny w obcych językach. - Obawę mam, Ŝe to jakaś pomyłka – odpowiedział powoli Ha Meknarin niskim, spokojnym głosem.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 14 - Nie myłka, nie myłka – marynarz postukał rycerza w pierś. – Ja mieć dobra pamięć do twarzy. To był ty. Gdzie twoi przyjaciele, muszą tu gdzieś być. – Zaczął rozglądać się po sali, ale nie zauwaŜył pozostałej trójki. Baax najlepiej jak mógł starał się nie zwracać na siebie uwagi. Ha Meknarin miał dość bezceremonialnego stukania w emblemat rycerzy iselskich, któremu naleŜy się szacunek. Wyciągnął miecz z pochwy i przytknął czubek klingi do szyi marynarza. Ten wytrzeszczył oczy i znieruchomiał, wstrzymując oddech. W sali zapadła martwa cisza. Jeden z kompanów pijanego marynarza wstał, przewracając z hukiem stołek. Przykładając palec do ust i psykając głośno niezręcznie wymknął się z karczmy,. - A nie mówiłam – odezwała się cicho zamyślona Zita. – Nie ma po co wracać na Nelopę, ani nawet zostawać tutaj. Ochan i Elheres jedli w milczeniu. Pomimo głodu czarodziejce nie chciało się jeść, kiedy widziała naprzeciwko siebie maga, którego nigdy nie lubiła. Nie miała teŜ ochoty z nim rozmawiać, ale musiała, bo kończyli posiłek. - Mam nadzieję, Ŝe masz pieniądze, Ŝeby zapłacić za to jedzenie. I za nich. – odezwała się pokazując na drzwi. - A ty nie masz? – wbrew jej oczekiwaniom, a moŜe właśnie w zgodzie z nimi, zadał to pytanie. Pokręciła głową nie po to, by zaprzeczyć, ale dlatego, Ŝe wydało jej się tak niewiarygodnie idiotyczne. - Nie, Ochan, nie mam. Wynieśliśmy się z wyspy tak szybko, Ŝe nie miałam czasu, by się spakować. – Nie wiedziała, czy ma dość rozumu, by dostrzec ironię z jaką to powiedziała. Wpatrzył się w talerz, zaciskając wargi. Jak długo jeszcze będzie pozwalać, Ŝeby robiła z niego durnia? - Pani Wiatrów… – zaczął i spojrzał na nią. Wiedział, Ŝe jej dokuczy, ale nagle zrobiło mu się głupio. Podniosła na niego wściekłe spojrzenie. Wyczuł, Ŝe Magia zaczyna pulsować wokół jej dłoni. – Wybacz, nie chciałem cię urazić – przeprosił natychmiast. - Jeszcze będę Panią Wiatrów, zobaczysz – wycedziła przez zęby. - Z pewnością. Miał nadzieję, Ŝe jego słowa zabrzmiały szczerze. Chciał zapytać, co wydarzyło się jesienią, podczas Zgromadzenia w Hadarze, ale znowu zabrakło mu odwagi. - JuŜ niedługo. Po to właśnie chcę się udać do Ptasiej Twierdzy – powiedziała nagle. - Dokąd? – Ochan nie był w stanie ukryć zdumienia.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 15 - Do Tkalarhiar, do Ptasiej Twierdzy w Usinialu. Do inokanów. – Spojrzała mu w oczy radując się widokiem malującego się w nich niedowierzania. Zaraz jednak opuściła wzrok. Znowu nie była w stanie wytrzymać jego spojrzenia jak w Daey, w Hadarze, jak zawsze, kiedy się spotykali. Jego ogromne ciemnogranatowe tęczówki, były tak intensywne i głębokie, Ŝe gdy patrzyła mu w oczy natychmiast zaczynało jej się kręcić w głowie i język jej się plątał. Odetchnęła głęboko. – A ty co planowałeś? – spytała ironicznie dla dodania sobie odwagi. - Ja chcę się udać do Daey – odpowiedział niepewnie. - Nie ma mowy. Jedziemy do Usinialu. - W Daey znajduje się źródło wszelkiej magicznej wiedzy. Jeśli gdzieś mam się czegoś dowiedzieć o tym Pierścieniu, to właśnie tam. - Całą wiedzę Daey juŜ posiadłam, teraz udaję się do Ptasiej Twierdzy. A ty idziesz ze mną. - Niby dlaczego? Jeśli chcesz, moŜesz iść do Ptasiej Twierdzy. Ja wybieram się do Daey. - Tak? Wypuścisz mnie znowu? Myślałam, Ŝe wdzięczny jesteś losowi, Ŝe jeszcze raz na mnie trafiłeś. Przepuścisz okazję, by mi dokuczyć? - Najwyraźniej strasznie ci na tym zaleŜy. Elheres, prędzej ty pójdziesz tam, gdzie pójdzie Pierścień, niŜ ja pójdę tam, gdzie ty chcesz zaspokoić jakieś swoje ambicje! - Nie jakieś ambicje, tylko spełnić swe Przeznaczenie – syknęła. – MoŜesz mi wierzyć, to nie ja pójdę tam, gdzie Pierścień, tylko Pierścień pójdzie tam, gdzie ja! Bo ty pójdziesz tam, gdzie ja! Za dobrze cię znam. - MoŜesz się mylić. – Chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu Ochan zrezygnował. Popatrzył na swój talerz, na niedojedzoną polędwicę. Nie był juŜ głodny. - Nie chciałabyś się czegoś o nim dowiedzieć? W Daey mogą coś wyjaśnić. A skoro posiadłaś całą magiczną wiedzę Daey, to moŜe mi wyjaśnisz, co zaszło i dlaczego? – podniósł ponownie wzrok. Znowu chciał jej dokuczyć. – Czy posiadasz tylko wiedzę o wiatrach? – spytał, patrząc na nią zimno. - Ochan, nie prowokuj mnie! – ostrzegła. – Posiadam całą wiedzę o wiatrach, jaką mogłam dostać w Daey i sam dobrze wiesz, czemu nie mogę jej jeszcze wykorzystać. A teraz udaję się do Ptasiej Twierdzy, bo nikt nie wie o wiatrach więcej od ptasich. Idę tam, a ty idziesz ze mną, bo oboje jesteśmy zainteresowani tajemnicą Pierścienia, sam to powiedziałeś. – Nie miała pewności, czy powiedział, ale to był na pewno dobry argument. Potrzebowała go bardziej nawet niŜ tego klejnocika. – Po drugie, inokane są starzy i tak samo dobrze mogą wyjaśnić tajemnicę, jak Wiedzący z Daey, a poza tym nie

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 16 chcesz, bym znów ci się wymknęła. I wyjątkowo, tym razem ja nie chcę się wymknąć tobie, ale mogę w kaŜdej chwili zmienić zdanie. Zrozumiałeś? - Grozisz mi? Zaskoczę cię, Elheres. Nie zaleŜy mi na tym, Ŝebyś mi się nie wymknęła. Rano idę do portu i wsiadam na pierwszy statek płynący na południe, a ty rób, co chcesz. Wstał i wyszedł z alkierza. Elheres poderwała się gwałtownie i wyszła za nim. Wpadła na niego w drzwiach, gdy zatrzymał się nagle. - No to pięknie – odwrócił się do niej z miną zwycięscy. Przed szynkwasem stał Ha Meknarin z obnaŜonym mieczem w dłoni i celował nim w gardło kulącego się ze strachu marynarza. W sali było nienaturalnie cicho, trzaskały tylko drzwi, jakby w przeciągu. Elheres wyciągnęła dłoń w stronę Ochana, patrząc na niego znacząco. Nie zamierzała przyznawać się do trzosika z najczystszym złotem, przyczepionego pod suknią na czarną godzinę. Czarodziej westchnął cięŜko, ale oddał jej swój. Zdecydowanym krokiem przeszła przez salę i stanęła przed Meknarinem. Delikatną, kobiecą dłonią ujęła ostrze i odchyliła je, uwalniając gardło nieszczęsnego marynarza. Ten zniknął od razu, jak zdmuchnięty. Ha Meknarin opuścił miecz i ze spuszczoną głową zaczął mamrotać jakieś przeprosiny. - Nie teraz Ha Meknarin – ucięła twardo. – Chcę zapłacić za obiad nasz i tej czwórki. – machnęła ręką w kierunku Ochana i Baaxa, zwracając się do karczmarza. - Tak – mruknął karczmarz oddychając z ulgą i wymienił cenę. – On zadzwonił dzwonkiem – dodał nieśmiało. - I co z tego? – spytała Elheres. - Nic. - To dobrze. Poprosimy jeszcze o nocleg. Ile się naleŜy? Dla siebie i Ha Meknarina wzięła osobny pokój. Ochana i pozostałych zostawiła w ogólnej sali. Na nic się zdały protesty czarodzieja, Ŝe to za jego pieniądze. Baax znowu był w dobrym humorze. Dawno minęły juŜ czasy, kiedy nocował we wspólnej izbie. WiąŜące się z tym wspomnienia teraz były raczej miłe. Poczuł się znowu jak nieodpowiedzialny chłopak, którym był kiedyś. Z westchnieniem osunął się na posłanie obok Kirema. Koc śmierdział potem, wokół chrapała pokaźna grupa zapitych marynarzy, drobnych handlarzy i wszelkiego rodzaju włóczęgów. Baax czuł się jak jeden z nich i był naprawdę szczęśliwy. Przestał się martwić pozostawionymi na Nelopie towarami. Skoro są nie do odzyskania, nie ma się juŜ czym przejmować. WciąŜ jeszcze istnieje pokaźna fortuna w Urji. CóŜ Ŝe zaręczyny z Meleni trochę się odwleką? Nie ma czego Ŝałować.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 17 Na razie zanosiło się na niezłą awanturę i zamierzał się nią bawić. W końcu jest szansa, Ŝe nie będzie trwać długo. PrzecieŜ czarodzieje mogą udać się w kierunku Urji. Wtedy odzyska naleŜne mu miejsce w społeczeństwie i z lubością będzie wspominał swoją ostatnią wielką przygodę. Z tą myślą zasnął, ale nie zdąŜył się jeszcze dobrze przyłoŜyć, gdy poczuł, Ŝe ktoś szarpie go za ramię. - Czarodziej sobie poszedł – wyszeptał wyraźnie zmartwiony Kirem. - No to co? - On ma mój pierścień. Obiecałeś... - A ty w to uwierzyłeś? – wyszeptał Baax z rozpaczą. Skoro jednak chłopak mu zaufał, to musi mu teraz pomóc. Tak nakazywało mu jego głupie poczucie obowiązku. – Idź obudzić czarodziejkę, pójdziemy za nim. – Wstał i przeciągnął się. Ktoś z głębi sali mruknął, Ŝeby zamknęli gęby, bo ludzie chcą spać. Rozdział Drugi. Jak tylko kupiec zaczął chrapać Ochan wykradł się z sali. Nie chciał zabierać ich wszystkich ze sobą. Stał w ciemnej uliczce i zastanawiał się, ile jeszcze godzin zostało do świtu i jak wcześnie wypływają pierwsze statki. Nie chciał teŜ brać ze sobą Elheres, jeśli nawet ona tego chciała. Nie tym razem, moŜe jeszcze kiedyś będzie okazja, by się spotkać. Wiedział o istnieniu Pierścienia jeszcze nim go odnalazł, bo powiedziały mu o nim sny. Najpierw były niewyraźne, pełne zagadek i majaczeń, potem ukazał się w nich Pierścień i jego zew. Pierścień, który chciał do kogoś naleŜeć, który chciał zostać odnaleziony. I to właśnie on go odnalazł. Choć nie zapytał o to Elheres, był prawie pewien, Ŝe ona równieŜ miała takie sny. Wiedziała o Pierścieniu i chyba równieŜ chciała go mieć. Obawiał się, Ŝe w okolicy moŜe być więcej magów, którzy poŜądają jego Pierścienia. Nie powinien zostawać w mieście. Musi opuścić je jeszcze tego wieczora. Musi odejść stąd jeszcze z jednego powodu. Nie wie przecieŜ, jak postępować z tak potęŜnym przedmiotem magicznym jak ten, który dostał się w jego ręce. Wiedział, Ŝe przedmiot jest potęŜny. Tak potęŜny, jak Ŝaden inny, który znał z własnego doświadczenia lub z magicznych ksiąg. Świadczyło o tym chociaŜby przeniesienie całej grupy na statek. Zaklęcie wykraczające znacznie poza jego moŜliwości. Młody czarodziej umiał trzeźwo ocenić swoją wiedzę i siłę. Albo wcześniejsze wydarzenia w karczmie, gdy Pierścień zachowywał się tak, jakby posiadał własną wolę, własną świadomość. śaden inny przedmiot magiczny nie zachowywał się w ten sposób. Przez cały dzień rozwaŜał to, co się stało i nie potrafił sam znaleźć odpowiedzi. Musi jej poszukać u kogoś mądrzejszego. A gdzie szukać najświatlejszych Mędrców i

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 18 Magów, jeśli nie w Daey – w Miejscu Początku – stolicy świata i światowej Magii. Tam czarodzieje zdobywają swoją wiedzę, tam przechodzą swoje Próby. Tam znajduje się największa biblioteka Arelonu. Jest wiele innych miejsc, które mogą przynieść odpowiedź, ale Daey jest najpewniejszym z nich. Jedynym prawdziwym powodem, dla którego wahał się jeszcze, była Elheres. JuŜ wcześniej domyślał się, Ŝe nie zechce się tam z nim udać. Nie po tym, co się wydarzyło, gdy spotkali się tam po raz pierwszy, siedem lat temu. I ona to potwierdziła. Cel jej podróŜy był inny, zupełnie inny. Był taki, jak przy tamtej pierwszej podróŜy do Daey. Próba Wiatrów. Miała rację. Jest wdzięczny przypadkowi, Ŝe na nią trafił. Bardzo chciał pójść tam, gdzie ona. Ale teraz to Pierścień był waŜniejszy. WaŜniejszy od niej, waŜniejszy od Lihesów. Tak naprawdę liczy się tylko tajemnica i jej rozwiązanie. Tylko Pierścień i tylko pytanie, czym on jest. Dla tego pytania gotów był nawet zrezygnować z podróŜy na drugą stronę Wąwozu, na północ. Z podróŜy, do której przygotowywał się przez ostatnie pół roku. Bo odpowiedź na nie znajdowała się jego zdaniem w Daey. Szejdi-Kan nie miał snów juŜ drugą noc. Trochę go to cieszyło, a trochę martwiło. Mógł wreszcie spać spokojnie, zarazem jednak miał świadomość, Ŝe coś wydarzyło się bez jego udziału. Szejdi-Kan nie lubił takich sytuacji. Późnym wieczorem, obudziło go walenie do wrót domostwa. Czarodziej zwlókł się z wysiłkiem z łoŜa i poczłapał do drzwi. Zobaczył obdartego osobnika, cuchnącego przetrawionym chmielem. - Giko! – powitał go z nieukrywanym wstrętem. - Panie – wyszeptał Giko, z trudem powstrzymując się od wrzasku. Przełknął ślinę i odetchnął kilka razy głęboko, zasmradzając jeszcze bardziej powietrze. – Wybacz, Ŝe zrywam cię w środku nocy, ale kazałeś donosić, gdyby działo się coś dziwnego. - Donoś zatem, byle prędko – rzucił czarodziej ze zniecierpliwieniem. - Wczora na Nelopie zniknęło podobno kilka osób. Dziś wszyscy marynarze i kupcy szeptają o tym w całej Sedanii i pewnie na całym południowym wybrzeŜu. A jedni to mówią, Ŝe na ich statku zjawili się jacyś czarodzieje i oni ich przywieźli tu, do Sedanii. – Giko przerwał, czekając na reakcję ze strony czarodzieja. Ten jednak nie był zaciekawiony, albo przynajmniej tego nie okazał. – A wczoraj wieczorem w „Trzech Dorszach” siedział rycerz i jeden gość go rozpoznał, i mówił, Ŝe to on siedział wtedy w karczmie na Nelopie, co oni wszyscy zniknęli. Rycerz się wyparł, ale ja potem gadałem z tym człowiekiem i się go wypytałem, to wiem, co się stało. – Giko znowu zawiesił głos. - Mów dalej! Nie mam całej nocy na wysłuchiwanie ciebie.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 19 - JuŜ mówię, juŜ mówię, panie. Oni się kłócili, rycerz z czarodziejem, o jakiś klejnot, pierścionek czy coś takiego. I podszedł do nich jeszcze jeden czarodziej i on ich wszystkich gdzieś zabrał. Tych czarodziei z rycerzem było podobno czterech, ale inni ludzie, którzy przypłynęli dziś z Nelopy, to mówią, Ŝe ich trzech było wszystkich, a inni, Ŝe pięciu. Ale podobno razem z nimi zniknęła jeszcze karczmarka, tylko Ŝe niektórzy mówią, Ŝe nie, bo ją jeszcze później w karczmie widzieli, tylko ona ze strachu rozbiła kufel i dlatego potem uciekła. Ale marynarze ze statku mówią, Ŝe były tam dwie kobiety z tymi czarownikami, to naprawdę nie wiadomo, ilu ich było. A w „Trzech Dorszach” był ino ten rycerz. Albo to nie był ten. Ale ten człowiek, co go poznał, twierdzi, Ŝe to na pewno ten. - A ten człowiek aby nie wypił tyle co ty? – przerwał mu czarodziej z powątpiewaniem, ale teraz juŜ chciał dowiedzieć się więcej. Znikanie znikaniem, to się moŜe zdarzyć kaŜdemu, ale oni mówili coś o klejnocie, o pierścieniu. Giko pokręcił gwałtownie głową, a jego spuchnięta twarz wyraŜała największe oburzenie. – Dobrze, dobrze – uspokoił go Szejdi-Kan. – Nie mówię, Ŝe wątpię w twoje słowa. Mów dalej. Co to za czarodzieje? Jak wyglądali? - Marynarze to mówią, Ŝe jeden był taki mały i chudy, drugi teŜ chudy, ale wyŜszy, a trzeci był starszy i gruby. I to by się nawet zgadzało, bo ten człowiek z Nelopy teŜ mówi, Ŝe jeden był gruby. A rycerz był wysoki i mówią, Ŝe nosił emblemę rycerzy iselskich i niebieski kabat. Tylko Ŝe dla mnie to ten kabat niebieski nie był, ino szarawy, ale moŜe on kiedyś niebieski był, ja nie wiem. - A kobiety? - Jedna chuda blondynka, na bogatą wyglądała, a druga nieduŜa, ale takie te miała... – Giko zagiął wymownie palce przed klatką piersiową – i czarny warkocz. - Kiedy to się stało? - Mówią, Ŝe zeszłego wieczora. - A w „Trzech Dorszach”? Dzisiaj? - Ano, dzisiaj. To znaczy będzie juŜ, Ŝe wczoraj, bo to wieczorem było. Przy kolacji. - Czemuś wcześniej nie przyszedł? - Bo, panie, daleko tu do ciebie, to drugi koniec miasta. Przejść nie taka prosta sprawa po zmroku, a i wypytać wszystkich musiałem, Ŝeby nie naopowiadać ci bzdur, tylko same kotrety. Tak jak kazałeś. - JuŜ ty nie bajaj. Trudno przejść. Akurat. Takiemu jak ty. A bzdur toś mi naopowiadał cały worek. – Szejdi-Kan skrzywił się z niesmakiem. Wpatrywał się przez chwilę w biedniejącą, coraz bardziej błagalnie wyglądającą twarz Giko. – Ale masz tu. –

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 20 rzucił mu kilka miedziaków, a Giko szybko pozbierał je z ziemi. – Tylko nie kupuj piwska, kup sobie coś do jedzenia albo odziej się porządnie. - Tak panie, tak panie. Giko oddalał się w pokłonach, a czarodziej dobrze wiedział, Ŝe zaraz pójdzie się urŜnąć. Miał taką rozradowaną minę. Szejdi-Kan wiedział, Ŝe nie ma duŜo czasu do stracenia. Czarodzieje prawdopodobnie będą chcieli uciec przed podąŜającymi ich śladem plotkami, więc powinien ich złapać przed świtem, gdy jeszcze będą spali. Nad ranem pewnie zwalą się kolejni informatorzy, ale będą o wiele spóźnieni. Tylko ktoś taki jak dobry stary Giko, który wie o wszystkim, co się dzieje w mieście i jego bliŜszych i dalszych okolicach, jest wart, by go utrzymywać. Szkoda tylko, Ŝe mu pewnie niedługo wątroba pęknie. Ubrał się, rozgrzał umysł i pamięć, przywołał całą dostępną mu Magię. Przeprawa z obcymi czarodziejami moŜe nie być łatwa, choć tych dwoje to najwyraźniej młodzieniaszki – moŜliwe, Ŝe jeszcze przed pierwszymi Próbami. Ale ten gruby. Ten był starszy i mógł się okazać godnym przeciwnikiem. A poza tym było ich trzech. Szejdi-Kan był potęŜnym czarownikiem. Nie władał Ŝadną z Mocy, ale podstawowe zaklęcia wszystkich miał dobrze opanowane. Oceniał więc swoje szanse wysoko. Najpierw jednak dobrze byłoby wiedzieć, z kim ma się do czynienia. A opis Giko Ŝadnych „kotretnych” informacji nie dostarczył. Pierwszą rzeczą, było odnalezienie braci Talogów – znanych sedańskich rębajłów. Mogą mu się przydać, zwłaszcza Ŝe czarownikom towarzyszy iselski rycerz. Przynajmniej jego będzie miał z głowy, a moŜliwe, Ŝe braciszkowie zdąŜą jeszcze zająć się jednym z czarodziejów. Nie boją się czarów, mają na to zbyt odporne głowy. Gdy podchodzili pod „Trzy Dorsze”, było juŜ dobrze po północy. Elheres nie zdąŜyła jeszcze zasnąć, gdy Kirem przyszedł ją obudzić. Najpierw musiała się wykąpać, potem Ha Meknarin opowiedział jej o wieczornej awanturze w karczmie. Zbeształa go za nieuzasadnioną gwałtowność, a sama musiała wysłuchać pretensji, Ŝe znaleźli się w takiej dziwacznej sytuacji. - Ale nie moŜemy go teraz zostawić – usiłowała wyjaśnić rycerzowi, czemu upiera się, Ŝeby zostać z czarodziejem. – Czy ty w ogóle wiesz, co on zamierza zrobić?! Chce iść do Usinialu, do inokanów! – skłamała. – Czy wiesz, co to są inokane? Wiesz. No to rozumiesz, Ŝe napyta sobie biedy. Nie mogę na to pozwolić! Ha Meknarin nie wyglądał na całkiem przekonanego, gdy ktoś zapukał do drzwi. - Proszę! – krzyknęła, patrząc pytająco na rycerza. Ten podszedł do drzwi z obnaŜonym mieczem w dłoni. W szparze pojawiła się głowa Kirema.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 21 - Czarodziej uciekł – wyszeptał chłopak, wpatrując się wystraszonymi oczami w rycerza i jego oręŜ. Ha Meknarin odłoŜył miecz. - A nie mówiłam! – powiedziała podniesionym głosem Elheres. – Wyjdźcie, musze się ubrać! JuŜ po chwili była gotowa. Wśród jęków i narzekań rozbudzonych ludzi przeszła przez salę na dole, a reszta kompanii szła za nią mamrocząc przeprosiny. W blado oświetlonym mroku na zewnątrz dostrzegła znajomą sylwetkę. - Ochan! – zawołała. Usłyszał ją, ale nie obejrzał się. Po co w ogóle tu czekał, to nie jej sprawa! - Zaczekaj! – krzyknęła głośniej. Odwrócił się. Mógłby powiedzieć, Ŝe wbrew woli, ale przecieŜ chodziło o to, Ŝeby jednak jeszcze raz na nią spojrzeć. Zobaczył we mgle obcych. Niewysoki, szczupły męŜczyzna stał w towarzystwie dwóch drabów. Elheres szła w jego kierunku. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z obecności tamtych. W ciemnej uliczce zalegała mgła, a oni stali w odległości kilkunastu kroków za nią. Dostrzegła chyba jednak coś w jego twarzy, bo zwolniła kroku, a potem zatrzymała się na wyciągnięcie ręki przed nim i obejrzała powoli. Widział, jak poruszyła ramionami nabierając i wypuszczając powietrze. Z karczmy wyszedł Ha Meknarin, a za nim Baax z Zitą i Kiremem. Rycerz niemal natychmiast dostrzegł niebezpieczeństwo. Zatrzymał się po kilku krokach i odwrócił, wyciągając potęŜny oburęczny miecz z pochwy na plecach. - Czego chcecie? – spytał. - Od ciebie niczego – odparł szczupły niskim, nieprzyjemnie głębokim głosem. Baax wycofał się rozsądnie za Ochana i Elheres, pociągając za sobą Zitę i Kirema. Dwóch czarodziejów i rycerz przeciwko dwóm rycerzom i czarodziejowi, pomyślał. Siły nierówne, nie mógł tylko rozeznać, kto ma przewagę. Wycofał się nieco, nie na tyle jednak, by stracić z oczu walkę. Wiedział, co się za chwilę stanie, i nie uwaŜał, Ŝe powinien wziąć w tym udział, obserwacja mogła być jednak całkiem interesująca. - Choć mógłbym chcieć czegoś od twojej pani – odezwał się męŜczyzna po chwili ciszy. Rozpoznał chyba czarodziejkę. W jego głosie dźwięczała uprzejmość. Ochan czuł jak stado mrówek biega mu po plecach. Zwilgotniałe od gęstniejącej mgły ubranie i włosy nieprzyjemnie lepiły się do ciała. - Uciekaj z Pierścieniem. – Szept Elheres tuŜ przy jego uchu zmroził go jeszcze bardziej. – Ja go zatrzymam. Wiem, kto to jest. To Szejdi-Kan. Znam go, wiem, jak z nim walczyć. – Nie podniósł wzroku, ale czuł, Ŝe ona patrzy na niego uwaŜnie i pewnie jest wściekła. Wie, Ŝe jej nie posłucha. Jeszcze nie teraz. – Ochan, jesteśmy w tym razem. Uciekaj, ja się nim zajmę – ponagliła bez większej nadziei.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 22 - Jeszcze nie teraz – odpowiedział cicho. – Czego chcesz? – zwrócił się do męŜczyzny stojącego po drugiej stronie uliczki. - Wiesz dobrze – odpowiedział męŜczyzna. Jego głos stracił nieco głębi, przez co stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny. Powiał wiatr, rozpraszając nieco mgłę. Ochan rzucił krótkie spojrzenie na Elheres, ale to nie były jej czary. Stała obok niego niezbyt skoncentrowana, a powinna się bardziej skupić, jeśli chce walczyć. On teŜ musi się skupić. Zwłaszcza Ŝe doskonale wyczuwał gromadzącą się wokół obcego aurę Magii. - Seszija Elheres Lihes. – Szejdi-Kan chciał potwierdzić swoje przypuszczenia. – Wróciłaś. Jak sądzę, nie z pustymi rękami. Elheres nie odpowiedziała. Próbowała się koncentrować, by przeciwstawić się mocy Szejdi-Kana. Wiedziała, Ŝe jest silniejszy od niej. Starszy i bardziej doświadczony. - Czy zechcesz oddać mi to bez walki, czy teŜ mam cię najpierw poturbować? – spytał czarodziej uprzejmie. - Nic ode mnie nie dostaniesz – syknęła Elheres a jej głęboki oddech miał zmylić przeciwnika. Nie zamierzała uŜywać Wiatru, to byłoby zbyt oczywiste. - Doprawdy? – zdziwił się ironicznie Szejdi-Kan. – A czymŜe mi się przeciwstawisz? Zefirkiem? Powiedział to za wcześnie, o kilka chwil za wcześnie, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Elheres nie była jeszcze gotowa, a na taki cios musiała odpowiedzieć. Natychmiast. Sinoniebieski błysk rozjaśnił ulicę. W tym świetle tynk zdawał się odpadać z kostropatych ścian. Jasność trwała tylko chwilę i zawiesista ciemność ponownie zalała zaułek. Zaklęcie nie wyrządziło Ŝadnej szkody obcemu. Stał nadal w tym samym miejscu, a tęczowa aura, ledwie przedtem widoczna, wiła się teraz dookoła niego, przyprawiając o zawrót głowy. Jeszcze zanim rozpoczął rozmowę zabezpieczył się polem ochronnym. Ochan doskonale to widział. Teraz! Czemu nie wcześniej? Powinni współdziałać, jeśli chcą go pokonać. Dostrzegł kątem oka, Ŝe Ha Meknarin, usiłując obronić czarodziejkę, starł się w nierównej walce z dwoma przeciwnikami. Skutecznie parował ich ciosy, niemoŜliwe jednak, aby długo wytrzymał tę walkę. Starając się nie spuszczać wzroku z Szejdi-Kana, który zajęty był konstruowaniem zaklęcia, Ochan wymierzył krótki cios znajdującemu się bliŜej wojownikowi. Siła uderzenia zadziwiła jego samego. Dawniej często zdarzało mu się przesadzić z siłą swojej magii, ale od kilku juŜ lat sądził, Ŝe opanował wszelkie odruchy. Wojownik padł na ziemię nieruchomo jak kłoda. Szejdi-Kan chyba równieŜ był zaskoczony. Nie dał się jednak wyprowadzić z równowagi, nie pozwoliło na to jego doświadczenie. Ochan chwilę za długo przyglądał się

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 23 leŜącemu rycerzowi i nie zorientował się, Ŝe Elheres teŜ konstruuje zaklęcie. Nie powinna tego robić, nie była jeszcze gotowa! Poprzedni czar wymagał duŜo energii i nie miało znaczenia, Ŝe poszła ona na marne. Nie widział jednak czarodziejki po Zgromadzeniu Hadarskim i nie mógł wiedzieć, jaką mocą teraz dysponowała. Próbował przypomnieć sobie zaklęcie dezaktywizujące pole ochronne, aby choć trochę jej pomóc, ale nie zdąŜył. Ha Meknarin wymierzył przeciwnikowi potęŜny cios znad głowy, zdolny powalić byka. Ten sparował, chwytając ostrze miecza lewą rękawicą, ozdobioną Ŝelaznymi ćwiekami. Posypały się iskry, metal zgrzytnął nieprzyjemnie o metal. Przez uliczkę przetoczył się gwałtowny podmuch i rycerze przewrócili się na bruk. Ha Meknarin podniósł się i przykląkł, zasłaniając się ręką od wiatru. Wichura utrudniała mu ruchy i nie mógł dopaść zbierającego się z ziemi przeciwnika. Tymczasem nieruchomy Szejdi-Kan dalej konstruował zaklęcie. Wirująca wokół niego w pędzie tęcza teraz nabrała jednolitego białawego zabarwienia. Masy powietrza zdawały się rozdzielać przed czarodziejem i omijać go niczym wody strumienia opływające wrzucony do niego kamień. Jego szaty nie drgały nawet wewnątrz wytworzonego pola ochronnego. Ochan zacisnął zęby. Szejdi-Kan musi zdjąć czar ochronny, jeśli chce rzucić zaklęcie. Pozostawało jedynie poczekać na właściwy moment. Zaklęcie Szejdi-Kana było o wiele precyzyjniej wymierzone niŜ zaklęcie Elheres. Ochan przegapił właściwy moment. Wirująca tęcza stała się oślepiającą białością. W uliczce zrobiło się bardzo zimno. - Rzuć czar ochronny – powiedział do Elheres, ale głos ledwie wydobył się spomiędzy szczękających wściekle zębów. Czarodziejka zrobiła się biała, jak obłok wirujący wokół Szejdi-Kana. Wiedział, Ŝe sam musi wyglądać podobnie. Rycerze walczyli, jakby w ogóle nie odczuwali zimna. On sam ledwie mógł się ruszyć, tak się trząsł. Zrozumiał, Ŝe Szejdi-Kan skierował zaklęcie tylko przeciwko nim dwojgu. Nie było chwili do stracenia, gdyŜ Elheres zaczynała się osuwać na kamienną drogę. Ochan przypominał sobie jedynie prosty czar słuŜący do rozpalania biwakowego ogniska. Wiedział doskonale, Ŝe to tylko złuda. UŜywając Mocy Ognia musi czerpać z własnych zapasów ciepła, a czar jeszcze bardziej go wychłodzi. MoŜe teŜ spalić Szejdi- Kana, który jest juŜ rozgrzany rzucaniem przeciwnego czaru. Prosty czar słuŜący do rozpalania obozowego ogniska. Pierwszy czar, jaki kiedykolwiek wykonał. Wtedy udało mu się spopielić chatę wioskowego szamana, który próbował nauczyć go Magii i przekonał się, Ŝe ma Dar. Od kilku juŜ lat kontrolował siłę zaklęć, ale moŜe teraz – po tym, jak powalił jednego z rycerzy – znowu przesadzić. Elheres leŜała juŜ u jego stóp. Wiedział, Ŝe jeśli się nie pośpieszy, takŜe padnie. Ha Meknarin starał się nie patrzeć w jej stronę, a Szejdi-Kan niespiesznie konstruował proste zaklęcie przeciwko rycerzowi.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 24 Ochan zebrał całe ciepło, jakie jeszcze miał w sobie. Ten jeden raz, potem niech się stanie, co ma się stać. Szejdi-Kan nie był otoczony polem ochronnym, nie obawiał się ich juŜ. Ochan pozwolił, by całe ciepło, jakie udało mu się zebrać przepłynęło do jego dłoni i wyszeptał kilka Słów. Gdy się ocknął, dygotał z wewnętrznego zimna. Nad sobą widział kostropate mury i szarobure niebo. Słyszał szczęk mieczy. Poderwał się natychmiast i poczuł zawrót głowy. Ha Meknarin nadal walczył z obcym rycerzem. Obaj byli juŜ ranni i oblani potem, za nimi płonął z hukiem budynek karczmy. - Uciekajcie – rzucił krótko w kierunku Baaxa. – Biegnijcie do portu. Ha Meknarin, kończ z nim – polecił rycerzowi. - Chciał... bym – odpowiedział rycerz chrapliwie. Nigdzie nie widział Szejdi-Kana. Nie wiedział, czy unieszkodliwił go na dobre, czy tylko na jakiś czas. Ukląkł przy czarodziejce. Nie miał siły pomóc rycerzowi, nie wiedział nawet, czy starczy mu sił, Ŝeby ogrzać Elheres. Nie wydawało się to moŜliwe, ale była bardziej wyziębiona od niego. Podniósł ją z wysiłkiem i ruszył za kupcem, karczmarką i chłopcem. Z tyłu dobiegł go chrapliwy jęk i odgłos padającego cięŜko ciała. Miał nadzieję, Ŝe to nie Ha Meknarin. Słyszał za sobą tupot butów i pobrzękiwanie kolczugi. Nie odwrócił głowy, Elheres była za cięŜka i nie mógł swobodnie się poruszać. Poczuł szarpnięcie. - Oddaj mi ją! – zaŜądał rycerz. Elheres była trupioblada, usta miała sine, włosy i brwi pokryte szronem. Ochan wiedział, Ŝe musi się spieszyć. Wymówił Słowa jeszcze raz. Jeszcze trochę ciepła mu pozostało. Poczuł, jak przepływa przez całe jego ciało. Musi być ostroŜny, Ŝeby tym razem nie przesadzić. PołoŜył dłonie na sercu zmarzniętej dziewczyny. - Co robisz? – rycerz chciał go odepchnąć, ale sparzył się i zabrał rękę z krzykiem. Za ciepło, pomyślał Ochan, spokojniej. Kolory zaczęły wracać na twarz czarodziejki. Zamrugała oczami. - Co... – chciała się poderwać, ale natknęła się na dłonie Ochana. – Co ty robisz? – krzyknęła. - Przepraszam – powiedział cicho, zbyt zmęczony, by z nią dyskutować. – Zatrzymałem Szejdi-Kana. Nie wiem, czy na dobre, czy tylko na chwilę. Nie widziałem go. Nie jesteśmy dość silni, by mu się drugi raz przeciwstawić, nawet we dwójkę. Uciekajmy do portu i na pierwszy statek, jaki nas zabierze. On z pewnością nie ma twojej wiedzy o wiatrach, to nasza jedyna szansa. Elheres myślała chwilę nad jego słowami, przyglądając mu się uwaŜnie, po czym zerwała się.

Olga Janik „Magiczny Pierścień” 25 - Chodźmy zatem – powiedziała. – Szybko. Ochan podniósł się, ale tym razem zawrót głowy był silniejszy od niego. Ha Meknarin podtrzymał go w samą porę. - Pośpieszmy się – dodała Elheres patrząc na czarodzieja z niespodziewaną troską. Baax czekał juŜ na nich w porcie. Wypatrzył statek z flagą Urji. Nie znał kapitana, ale uznał, Ŝe ma szczęście. Statek miał odpływać po świcie , ale czarodziejka przekonała kapitana, Ŝe da się wypłynąć wcześniej. Trzosik przeznaczony na czarną godzinę zmienił właściciela. Rozdział Trzeci. Dziób statku pruł wody Morza Zewnętrznego z oszałamiającą prędkością. śagle wydęte były tak, Ŝe maszty groziły pęknięciem. Elheres prawie nie spała, na zmianę czuwała na pokładzie, albo siedziała w kajucie czarodzieja. Kapitan tylko kręcił głową, ale bał się zwrócić jej uwagę, Ŝe właśnie ominęli port, do którego miał wpłynąć. Nie pamiętała, co się stało przed karczmą. Ha Meknarin próbował jej wszystko opowiedzieć, ale Baax cały czas mu przerywał. Z tego, co udało jej się zrozumieć, mogła jedynie wysnuć wniosek, Ŝe Ochan powinien być martwy, a jednak Ŝył jeszcze. Nie miała pewności co do Szejdi-Kana. Mógł zdąŜyć wywołać pole ochronne i jakoś umknąć. MoŜe ich nawet ścigać. Przywołała najpotęŜniejszy wiatr, jaki zdołała i gnała w kierunku Eriaaru. Ochanem zajęła się Zita. Jako jedyna nie straciła głowy na widok mdlejącego czarodzieja. Rycerz wypuścił go z rąk i pozwolił mu upaść bezwładnie na pokład, a potem popatrzył na dziewczynę, jakby się czegoś przestraszył. Zita teŜ się bała. Zawsze bała się czarów i czarowników, ale z chorobami była obeznana aŜ nadto dobrze. W końcu wychowała czworo młodszego rodzeństwa. Czarodziejka i kupiec poszli do kapitana, więc gdy Kirem znalazł jakąś kajutę i koce, kazała rycerzowi natychmiast zanieść tam czarodzieja. Wykonał polecenie bez sprzeciwu. Choroba czarodzieja nie była czymś tak zwyczajnym, jak koklusz, na który zmarł Uszmik, kiedy pozwoliła Jarce i Unili zajmować się najmłodszymi. Ochan nie miał gorączki, na początku był przeraźliwie zimny. Wyczuwała jednak puls i słaby oddech, więc mogła jedynie ogrzać go i prosić Stwórców o pomoc. Elheres pomagała jej jak mogła, choć widać było, Ŝe nie ma pojęcia, co trzeba robić. Siedziała jednak przy nim, kiedy Zitę ogarniała senność. Meknarin na samą myśl, Ŝe mógłby czuwać przy chorym teŜ nagle zaczynał się źle czuć, a Baax krótko po wyjściu z portu zawisł na burcie i praktycznie się od niej nie oddalał. Jedynie Kirem podgrzewał wodę, a potem siedział pod drzwiami kajuty, gotów na kaŜde wezwanie, choć bał się do niej wejść. Zita wolałaby