tulipan1962

  • Dokumenty3 698
  • Odsłony260 589
  • Obserwuję180
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań231 556

Michail.Achmanow.-.Kontratak.(P2PNet.pl)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :857.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

tulipan1962
Dokumenty
fantastyka

Michail.Achmanow.-.Kontratak.(P2PNet.pl).pdf

tulipan1962 Dokumenty fantastyka
Użytkownik tulipan1962 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 202 stron)

MICHAIŁ ACHMANOW PRZYBYSZE Z CIEMNOŚCI 2 KONTRATAKОтветный удар Przełożyła z rosyjskiego Agnieszka Chodkowska-Gyurics

CZYSTOŚĆ MOWY W jednym z odcinków serialu „Ranczo” pracownik ambasady USA zauważa, że Polacy częściej mówią OK niż Amerykanie. To prawda. Mówimy OK, wołamy wow (nie ukrywam, że dla mnie brzmi to wyjątkowo paskudnie), witamy się nieraz „wdzięcznym” hi. Różne rzeczy i zjawiska są cool, trendy, jazzy itp. Nie, nie chcę tutaj jakoś specjalnie mirmiłować i rwać włosów z głowy nad konstrukcją naszego języka. Niezmiernie trudno uniknąć obcych wpływów, jeśli nie żyje się w zupełnej izolacji od świata. Tak to już jest, że obcojęzyczne słowa przenikają do mowy ojczystej, stając się jej częścią. Co więcej, nierzadko zdają się bardziej swojskie niż rodzime. Bo kto na hebel powie strug, może z wyjątkiem niektórych fachowców? Dla kogo wyrazy gwint, orszak, szereg, giermek, wata brzmią obco? Nie pochodzą przecież z niemieckiego, węgierskiego, japońskiego... Przeniknęły do języka polskiego jak najbardziej naturalnie, albo jako nowe określenia nowych rzeczy, albo wzbogacenie istniejącego słownictwa. Nieodmiennie denerwuje mnie jednak robienie z mowy ojczystej zwykłego śmietnika - właśnie wszystkie te angielskie odzywki i silenie się na obco brzmiące terminy. Pięknie podsumował to Łukasz Rybarski z Kabaretu pod Wydrwigroszem podczas benefisu profesora Miodka, kiedy fantastycznie naśladując sposób mówienia naukowca, opisywał, jak jeden wzburzony młody człowiek powinien załatwić nieporozumienie z drugim wzburzonym młodym człowiekiem. Cytuję: „Niechże mu on przyfasoli, przypieprzy, przypierniczy. Ale niechże on mu nie przykeczupia, a już nie daj Boże, nie przykeczapia!”. No właśnie... Czy bowiem nie lepiej zamiast coraz powszechniejszego fuck albo shit użyć naszych treściwych i nie mniej mocnych zwrotów? Z tego, co obserwuję, widać jednak nie. Może dlatego, że zbyt wielu ludziom wydaje się, że będą bardziej światowi, używając bluzgów pochodzących z Zachodu. Obce, dla wrażliwego ucha niedopuszczalne terminy nieubłaganie przenikają do żywego, powszechnego języka i nic tego procesu raczej nie zatrzyma. Gorzej, że podobny obyczaj wkracza także na grunt publicystyki, a przez nią i literatury. Jako redaktor naczelny miesięcznika „Science Fiction, Fantasy i Horror” niejednokrotnie miałem do czynienia z tekstami, w których okropnych i niedopuszczalnych anglicyzmów używano nie tylko w dialogach (co może być czasem usprawiedliwione), ale także w zwykłej narracji, a autorzy

bywali bardzo zdziwieni uwagami i wysuwali argument: „no bo tak się przecież mówi”. Podobnie jest ze stosowaniem słów wulgarnych - rodzimi autorzy sięgają po nie chętnie, nierzadko ich nadużywając. Wulgaryzm w literaturze powinien być środkiem wyrazu, podkreśleniem i absolutnym wyjątkiem, a nie regułą. Na to też „przyszła moda od Zachoda”: wystarczy posłuchać dialogów w amerykańskich filmach sensacyjnych. Francuskich zresztą też... Dlaczego piszę o takich zjawiskach we wstępie do książki rosyjskiego autora? Otóż sam przełożyłem z języka naszych wschodnich sąsiadów kilkanaście pozycji. I zauważyłem, że Rosjanie - przynajmniej w wypadku fantastyki - o wiele bardziej od nas dbają o własną mowę. Oczywiście, można bez trudu znaleźć tam obce naleciałości, jak w każdym żywym języku, lecz po pierwsze w wyraźnie mniejszym stopniu niż u nas, a po drugie często w formie „zrusycyzowanej”, przez co nie brzmią obco. Co do przekleństw i wulgaryzmów zaś... Język rosyjski jest w nie równie bogaty jak polski, a jednak tamtejsi pisarze nie zwykli sypać nimi na prawo i lewo. Bywało, że musiałem coś wyostrzać i dodawać pieprzu do tekstu, bo dla polskiego czytelnika, nawykłego już do brutalizacji języka, wypowiedzi bohaterów brzmiałyby sztucznie i zbyt grzecznie. Jest takie powiedzenie, że po rosyjsku można kogoś ciężko znieważyć nie używając słów uznanych powszechnie za obelżywe. I Rosjanie dbają, aby tak pozostało. Przekonałem się o tym nie tylko przy okazji tłumaczeń, ale również oglądając znakomity serial „Karny batalion”. Druga wojna światowa, oddział wojska złożony ze skazańców i wyrzutków, a przecież nie „maciują” co drugie słowo, ich język jest wprawdzie prosty, nierzadko brutalny, ale na pewno nie sparszywiały. Zapewne w realiach życia frontowego wyglądało to o wiele gorzej, jednakże twórcy nie uznali za stosowne epatować widza niepotrzebnymi wulgaryzmami. Bo i po co? Kto wie, sam sobie dopowie co trzeba. Albowiem sztuka, w tym literatura, nie musi absolutnie wiernie odwzorowywać rzeczywistości. Powinna dawać radość, skłaniać do refleksji, nieść jakieś przesłanie. I jeśli brak usprawiedliwionej konieczności, nie powinna działać przez chamskie epatowanie hipernaturalizmem - wszak lepiej posługiwać się raczej wdzięcznym niedopowiedzeniem. Czego sobie i Czytelnikom życzę... Rafał Dębski

ZAŁOGA FREGATY KOMODOR LITWIN TRZECIA FLOTA ZSK Paul Richard Corcoran, kapitan Celina Praa, zastępca dowódcy okrętu Nikołaj Tumanow, pierwszy nawigator Oki Yamaguto, drugi nawigator Igor Siery, pierwszy pilot Bonifacy Santini, pilot Ba Lin, pilot Kirył Pielewicz, starszy oficer uzbrojenia Robert Wentworth, strzelec Władimir Paszyn, strzelec Samuel Bigelow, strzelec Kro Jasna Woda, strzelec Sancho Fernandez, starszy inżynier Sigurd Linder, inżynier cybernetyk Kamil DuPress, oficer łączności Klaus Sybel, oficer tajnych służb ZSK

PROLOG „ENCYKLOPEDIA WOJEN KOSMICZNYCH XXI WIEKU”, NOWY JORK-LONDYN-PARYŻ-MOSKWA, ULTRANET 2114 (16 LAT PO INWAZJI). RYS HISTORYCZNY Dwudziesty pierwszy wiek wszedł do historii jako epoka, w której zbrojna konfrontacja między państwami, uniami politycznymi i różnorodnymi elementami destrukcyjnymi rozrosła się do tego stopnia, że ogarnęła początkowo przestrzeń okołoziemską, a następnie cały Układ Słoneczny aż po pas asteroid i orbitę Jowisza. Takiemu rozwojowi sytuacji sprzyjało kilka czynników zarówno natury technicznej, jak i związanych z ekologią i wzrostem napięć społecznych na Ziemi. Najczęściej wymieniane są cztery z nich: 1. Powstanie nowych materiałów konstrukcyjnych i kompaktowego napędu termojądrowego, dzięki czemu możliwe stało się swobodne przemieszczanie rakiet w obrębie Układu Słonecznego. 2. Ogromne zainteresowanie niezbędnymi dla rozwoju cywilizacji zasobami, złożami rud, minerałów, czystymi metalami i innymi surowcami, w tym energetycznymi, których źródłem mogły stać się inne planety i pas asteroid 3. Problemy demograficzne. Chociaż było jasne, że żadna z planet, w tym Mars i Wenus, nie nadaje się do masowej kolonizacji oraz że flota kosmiczna nie jest w stanie przewieźć do innych światów setek milionów, a tym bardzie, miliardów przesiedleńców, to jednak rozwój technologii kosmicznej stwarzał pewne możliwości. W tych czasach nadzieje potencjalnych emigrantów wydawały się iluzją, lecz mimo to na przeludnionej Ziemi byli zwolennicy teorii, że ludzkość dotrze do gwiazd i zdatnych do życia planet, a to z kole umożliwi ekspansję na dziewicze światy o nienaruszonych zasobach. 4. Ostatnim i najważniejszym czynnikiem była destabilizacja sytuacji politycznej i nieustające naciski na Rosję i mocarstwa zachodnie ze strony Chin Indii, świata arabskiego i pozostałych gęsto zaludnionych rejonów charakteryzujących się jednocześnie niskim poziomem życia. Naciski te były wzmacniane ciągłymi atakami terrorystycznymi oraz działaniami dysydentów antyglobalistów, odgrywających rolę piątej kolumny w najbardziej rozwiniętych krajach. Mocarstwa potrzebowały nowego instrumentu władzy nad światem,

nowej metody zwalczania terroryzmu, buntów i lokalnych wojen, charakteryzującej się mobilnością i efektywnością. Tę właśnie rolę przejęła flota kosmiczna. Stworzenie w 2054 roku Zjednoczonych Sił Kosmicznych (ZSK) było ważnym etapem na drodze udoskonalania nowego instrumentu. ZSK podlegały wyłącznie Radzie Bezpieczeństwa ONZ1 , a na ich czele stała, tak samo jak obecnie, rada trzech admirałów: po jednym z KSZ, UEA i UE2 . Pierwszymi dowódcami Zjednoczonych Sił Kosmicznych byli admirałowie Young (1991-2072), Robin (1996-2068) i Ilin (2000-2076). To oni stworzyli potężną organizację, która bez większych zmian przetrwała do naszych czasów, czyli ponad sześćdziesiąt lat. Rozdzielili pełnomocnictwa, tworząc trzy floty - w skład każdej weszło dwadzieścia potężnych krążowników i około stu okrętów niższych klas, fregat i korwet. Pierwszą Flotę zgrupowano na Księżycu i w przestrzeni okołoziemskiej, bazą Drugiej Floty był Mars, a Trzeciej - Merkury i pas asteroid. Dość szybko w ramach ZSK powstały struktury pomocnicze: korpus desantowy z grupami szybkiego reagowania i małymi okrętami myśliwcami, korpus naukowo-badawczy i kilka służb: tajne, informacyjne, asteroidalne i układowe. Obecnie dołączyła do nich Służba Kontroli Przestrzeni Pozaukładowej, z bazą na Plutonie, obserwująca obrzeża naszej gwiazdy. Jednakże w 2088 roku, sześćdziesiąt lat temu, gdy na czele ZSK stali admirałowie Chávez (ur. 2040), Haley (ur. 2034) i Tymochin (2037-2088), nikt nie brał poważnie pod uwagę możliwości wykorzystania floty wojennej do odparcia ataku z zewnątrz. Hipotetyczni Obcy, „przybysze”, „kosmici”, pozostawali w sferze rozważań teoretycznych; uznano, że rozumne życie to zjawisko unikatowe w Galaktyce, prawdopodobieństwo kontaktu jest niewiarygodnie małe, a jeśli nawet do niego kiedyś dojdzie, nastąpi to dopiero w bardzo odległej przyszłości, gdy rozwój transportu kosmicznego pozwoli dotrzeć do gwiazd i utworzyć kilkadziesiąt kolonii. Na razie jednak Flota utrzymywała porządek na Ziemi, w pasie asteroid i w Układzie Słonecznym, ponadto zapewniała ochronę w sytuacji klęsk żywiołowych zdolnych zniszczyć planetę, takich jak upadek asteroidy, zderzenie z jądrem komety czy wzrost twardego promieniowania kosmicznego związany z podwyższoną aktywnością Słońca. Pojawienie się bino faata na ogromnym statku kosmicznym, niosącym na pokładzie około półtora tysiąca jednostek bojowych, było wielką niespodzianką. Pierwszy kontakt, który nastąpił 14 maja 2088 roku. był całkowicie przypadkowy: krążownik Skowronek (zob. 1 Przypomnijmy, że w 2012 roku ONZ została przekształcona w Ogólnoświatowy Parlament, na którego czele stanął pierwszy przewodniczący, a Rada Bezpieczeństwa w Komitet Układu Słonecznego zarządzany przez drugiego przewodniczącego. Natomiast struktury ZSK pozostały praktycznie niezmienione. 2 KSZ - Kanada i Stany Zjednoczone; UEA - Unia Europejsko-Azjatycka skupiająca Rosję, Białoruś, szereg krajów kaukaskich i Gubernię Mongolską; UE - Unia Europejska.

oddzielne hasło) rozmieszczający radiolatarnie nawigacyjne za orbitą Jowisza odnotował wzmożoną emisję promieniowania gamma, wysłał cztery MU3 klasy Gryf (zob. oddzielne hasło) i ruszył w kierunku epicentrum. Przyczyny wybuchu będącego źródłem promieniowania pozostały niewyjaśnione; przypuszcza się, że jednostki bojowe faata zaatakowały i zniszczyły statek zwiadowczy rasy silmarri, o której brakuje wiarygodnych informacji. Faata przechwycili ziemski krążownik za pomocą ukierunkowanego promienia grawitacyjnego i podjęli próbę przyciągnięcia go do własnego okrętu; kapitan Skowronka wystrzelił ze swomów4 , jednakże strumień cząstek został odepchnięty przez pole ochronne statku kosmicznego Obcych, podziurawił krążownik oraz jeden z myśliwców, a trzy pozostałe drasnął. Skowronek i myśliwce zostały przeniesione do ładowni okrętu faata jako wzorce obcej broni. Przeżyła tylko trójka pilotów MU: dowódca klucza, komandor podporucznik5 Paul Litwin, kapitan Abigail McNeal i kapitan Richard Corcoran. Ten ostatni wkrótce zginął - zgodnie z wersją oficjalną na skutek odniesionych ran. Okręt Obcych wykryto dopiero, gdy zbliżał się do orbity Marsa. Napływające komunikaty nosiły przyjacielski charakter, jednakże na spotkanie wysłano potężną flotyllę pod dowództwem admirała Tymochina: fregatę admiralską Suzdal, ciężkie krążowniki Sachalin, Pamir i Lancaster, średnie krążowniki Sydney, Newa, Fuji, Parana, Tiburón, Ren, Wiking i Wołga (zob. oddzielne hasła - lata wprowadzenia do służby i parametry techniczne). Rada postawiła przed Tymochinem następujące zadanie: prowadzić negocjacje z przybyszami, ale nie dopuszczać w pobliże Ziemi ich ogromnego okrętu. (Uwaga: w tym czasie nie były jeszcze znane szczegóły zniszczenia Skowronka; uważano, że krążownik z nieznanych przyczyn nie może nawiązać łączności). Nie udało się wypełnić dyrektywy Rady Bezpieczeństwa środkami pokojowymi; faata dążyli do wylądowania na naszej planecie, w zamian za podpisanie przymierza obiecując przekazanie w ręce ludzi szeregu osiągnięć naukowych. Ponieważ zaistniały wątpliwości, czy ich deklaracje są szczere, Rada Bezpieczeństwa oraz przywódcy światowych mocarstw potwierdzili rozkazy wydane Tymochinowi. W dniu 3 lipca 2088, gdy statek gwiezdny skierował się ku Ziemi, flotylla Tymochina zagrodziła mu drogę i podjęła walkę z modułami bojowymi wysłanymi z okrętu matki, w wyniku czego została całkowicie zniszczona; zginęło 3 MU - myśliwiec uniwersalny, mały wielozadaniowy pojazd kosmiczny o przeznaczeniu bojowym. 4 Swom (z ang. swarm - rój, chmara) - broń wyrzucająca dużą liczbę drobnych elementów, najczęściej stalowych igieł lub kulek lecących z ogromną prędkością. Aby nie zaśmiecać przestrzeni metalem, w broni kosmicznej wykorzystywane są kryształki lodu. 5 Stopnie oficerskie we flocie kosmicznej utworzono zgodnie z tradycją angielskiej i amerykańskiej marynarki wojennej: podporucznik (ensign), porucznik (junior lieutenant), kapitan (lieutenant), komandor (lieutenant commander), komandor porucznik (commander), komandor i kontradmirał, kolejne stopnie to admirał i admirał floty.

2026 osób - wszyscy członkowie załóg dwunastu jednostek. Zapis wydarzeń (prawie 6 minut transmisji) został wysłany na Ziemię jako dowód przewagi militarnej (słynna i powszechnie znana „Odezwa do prezydentów” - zob. Ultranet). Jednakże relacja wychwalająca zwycięstwo okazała się przedwczesna. W trakcie bitwy, nazwanej później Bitwą przed Orbitą Marsa, flotylla Tymochina ostrzelała okręt Obcych z mocą stu czterdziestu megaton. Zgodnie z wersją oficjalną, pole ochronne bino faata nie było w stanie całkowicie pochłonąć energii wybuchu; okręt został uszkodzony. Najprawdopodobniej przybysze (znowu zgodnie z wersją oficjalną) nie docenili rozmiaru szkód lub nie zdołali ich naprawić podczas lotu na Ziemię. Gdy gigantyczny okręt wylądował w Antarktyce, a właściwie na biegunie południowym, na pokładzie wystąpiły dodatkowe awarie w systemach łączności wewnętrznej i podtrzymania życia, co być może doprowadziło do chaosu, a nawet paniki wśród załogi. W tym miejscu należy nadmienić, że ze względu na ogromne rozmiary (6 km długości, 3 km średnicy), okręt faata był de facto urządzeniem grawitacyjnym. Tylko nieliczne elementy konstrukcji, a wśród nich mechanizmy służące do lądowania, były z przyczyn praktycznych nieważkie. Także niektóre windy transportowe, ładownie i wybrane pomieszczenia pozostawały w stanie nieważkości. Cyrkulacja powietrza odbywała się pod wpływem siły grawitacji. Innymi słowy, sztuczne ciążenie było podstawą systemów podtrzymywania życia, a awaria generatorów grawitacji lub związanych z nim urządzeń byłaby fatalna w skutkach. (Uwaga: informacje te - pochodzące od komandora podporucznika Litwina - zostały potwierdzone podczas badania szczątków okrętu). Zanim nastąpiła katastrofa, Obcy zdążyli wysłać nad stolicę i największe miasta naszej planety kilkadziesiąt modułów bojowych uzbrojonych w miotacze antymaterii. Jednakże chaos panujący na pokładzie uniemożliwił dalsze prowadzenie operacji - tym bardziej że Litwin i McNeal zdołali uciec z niewoli, porwać mały moduł i posługując się jego miotaczem, zniszczyć niektóre systemy okrętu. Być może właśnie to doprowadziło do ostatecznej katastrofy; część załogi zginęła przywalona szczątkami wewnętrznej konstrukcji, część zginęła w tunelach grawitacyjnych, pozostali faata udusili się, gdy została przerwana dostawa powietrza. W tym samym czasie moduły autonomiczne uległy samozniszczeniu, ale związane z tym wybuchy nie były tak silne, jak by można oczekiwać; w promieniu półtora kilometra od miejsca eksplozji zburzone zostały dzielnice mieszkaniowe Londynu, Brukseli, Pekinu, Moskwy, Buenos Aires i innych miast. (Uwaga: liczba ofiar wyniosła w przybliżeniu 43 miliony osób. Litwin i McNeal przeżyli - udało im się uciec z okrętu). Taki był tragiczny finał pierwszego spotkania Ziemian z obcą, aczkolwiek w pełni

humanoidalną i rozwiniętą technicznie rasą. Po upływie sześćdziesięciu lat - gdy emocje już ostygły, usunięto ostatnie ślady zniszczeń, a resztki statku kosmicznego szczegółowo przebadano - można wyciągnąć uzasadniony wniosek, że faata przybyli do Układu Słonecznego bynajmniej nie z przyjacielską wizytą. Niniejsza publikacja ograniczona jest do tematyki wojenno-historycznej, dlatego też nie będziemy omawiać wielu aspektów cywilizacji i kultury przybyszów. Zaznaczymy tylko, że z punktu widzenia biologii są oni bardzo podobni do Ziemian (możliwe jest nawet krzyżowanie), nie należy jednak dać się zwieść pozornej bliskości lub nawet tożsamości - psychologia bino faata jest całkowicie odmienna, a organizacja społeczna diametralnie różni się od naszej. Wystarczy zauważyć, że hierarchia społeczna wyróżnia dwie klasy: w pełni rozumnych (to ich dotyczy określenie „bino faata”) i rozumnych w ograniczonym stopniu (tak zwani „tho”), którzy z kolei dzielą się na szereg warstw lub podklas - są to między innymi robotnicy, słudzy, ochroniarze („olkowie”) i samice zajmujące się wyłącznie powoływaniem na świat potomstwa („ksa”). Cywilizacja faata, która przeżyła dwa globalne kataklizmy („Zaćmienia” według ich terminologii), znajduje się obecnie w fazie rozwoju, a najważniejszym elementem ich doktryny jest nieograniczona ekspansja. To właśnie czyni bino faata niebezpiecznymi sąsiadami - tym bardziej że gdzieś na obrzeżach Galaktyki leżą skolonizowane przez nich światy. Badanie okrętu Obcych znacznie popchnęło naprzód ziemską naukę, technologię i technikę wojskową. Ale nie to jest najważniejsze; najważniejsza jest wiedza o bogactwie zasiedlonych światów. Albowiem Galaktyka bynajmniej nie jest martwa, a wśród zamieszkanych światów możemy znaleźć zarówno wrogów, jak i przyjaciół. ROCZNIK „ANNAŁY INWAZJI”, 2118 (30 LAT PO INWAZJI). CLAUDE MARAIS, FILOZOF, PSYCHOLOG I SOCJOLOG NA SORBONIE, AUTOR ARTYKUŁU PRAWDA I KŁAMSTWA O INWAZJI, ZNANEGO PÓŹNIEJ JAKO HIPOTEZA MARAIS’GO. Trzydziesta rocznica Inwazji... Ponury jubileusz świętowany na całej Ziemi przy dźwiękach fanfar, chociaż bardziej na miejscu byłby śpiew hymnów żałobnych i czytanie psalmów ku czci zabitych. Czterdzieści trzy miliony ludzi! Czterdzieści trzy miliony cywilów i dwa tysiące żołnierzy floty kosmicznej oddało życie za wolność naszej planety i naszego systemu! Ich krew domaga się pomsty... Jednakże Inwazja zdaje się nam, współczesnym, bardzo odległa w czasie, a

bohaterowie, chociaż nie zapomniani, są postrzegani z perspektywy historycznej, niemalże tak samo jak od dawna martwi weterani pierwszej i drugiej wojny światowej XX wieku. Wszystkie wydarzenia przeanalizowano i opisano szczegółowo setki razy, a także wyciągnięto z nich wnioski, jakie były do wyciągnięcia, i odniesiono korzyści, jakie można było odnieść - na przykład napęd międzygwiezdny. Ogromny błąd! Mam na myśli nie zapożyczenie osiągnięć technicznych, które otwarły nam drogę ku gwiazdom, lecz same zdarzenia i fakty związane z Bitwą przed Orbitą Marsa i potworną katastrofą. Twierdzę, że pozostało wiele niejasności i wątpliwości, a niektóre okoliczności cuchną dezinformacją rozsiewaną przez Zjednoczone Siły Kosmiczne. Przypomnę, że okręt faata badali wyłącznie specjaliści korpusu naukowo-badawczego ZSK; że miejsce katastrofy w pobliżu bieguna południowego po dzień dzisiejszy jest terenem zamkniętym; że ani jeden niezależny naukowiec - a tym bardziej dziennikarz! - nie widział szczątków na własne oczy, ponieważ ogólnie dostępne są jedynie projekcje holograficzne. W chwili obecnej w odniesieniu do bino faata znamy tylko jeden bezsporny fakt: wszystkie informacje o nich zostały ukryte w centralnym archiwum ZSK i są interpretowane wyłącznie przez wysoko postawionych urzędników w wygodny dla nich sposób. Chodzą słuchy, że podstawą tych swobodnych interpretacji jest pewne memorandum, przygotowane przez admirałów Orlando Cháveza i Josépha Haleya w roku 2088 po zakończeniu interesujących nas wydarzeń, lecz dokumentu tego także nikt nigdy nie widział, nie jest nawet dostępny w Ultranecie. Brak danych i - przynajmniej w moim odczuciu - jednostronność punktu widzenia upoważnia do zadania szeregu pytań i sformułowania hipotez - co też zamierzam zrobić w niniejszym artykule. Wersja oficjalna nie jest jednorodna, można w niej wydzielić dwie częściowo sprzeczne interpretacje wydarzeń określane potocznie jako zewnętrzna i wewnętrzna. Oto zewnętrzna: flotylla Tymochina spotyka Obcych przed orbitą Marsa i po krótkich negocjacjach rozpoczyna walkę. Faata niszczą flotyllę, wysyłają odezwę do prezydentów, lecą na Ziemię i lądują na lodowcu w pobliżu bieguna południowego. Ich okręt został uszkodzony podczas bitwy z Tymochinem. To wszystko, co możemy wywnioskować z nurtu zewnętrznego. Interpretacja wewnętrzna jest znacznie ciekawsza i bardziej zagadkowa: dwadzieścia dni przed bitwą z Trzecią Flotą przybysze przypadkowo natknęli się w rejonie Jowisza na krążownik Skowronek, zniszczyli go i wzięli do niewoli trzech oficerów, których tożsamość jest powszechnie znana - byli to: komandor podporucznik Paweł Litwin (Rosjanin, dowódca klucza myśliwców); kapitan Abigail McNeal (Amerykanka, pilotka gryfa); kapitan

Richard Corcoran (Austriak, również pilotujący gryfa). Corcoran zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a Litwin i McNeal - razem lub osobno - zbiegli z celi i przez kilka dni ukrywali się przed bino faata, błądząc we wnętrzu ogromnego okrętu. Dalsze wydarzenia, po lądowaniu Obcych, są w wersji oficjalnej interpretowane jednoznacznie: Litwin i McNeal przechwytują w jednym z hangarów mały moduł bojowy, strzelają z niego, powodując dalsze uszkodzenia okrętu. Następuje awaria generatorów grawitacyjnych, przestaje pracować system dostarczający powietrze na skutek czego załoga ginie, aczkolwiek Litwin i McNeal uchodzą z opresji w porwanym module. Wiodą życie w dobrym zdrowiu, jednakże nie udzielają żadnych wywiadów czy też raczej potwierdzają wersję oficjalną. A tymczasem... A tymczasem istnieją niezaprzeczalne fakty, po których uwzględnieniu „interpretacja wewnętrzna” (czyli wydarzenia na pokładzie okrętu widziane oczami dwojga uwięzionych oficerów) staje się mocno niejasna. Wiadomo, że Abigail McNeal nie wróciła do ojczyzny (stan Ohio), lecz zamieszkała w rosyjskim mieście Smoleńsk (gdzie osiadł Paweł Litwin i jego rodzice), i to nie sama, tylko z dzieckiem. Choć trudno jednoznacznie określić wiek niemowlęcia, z przybliżonych obliczeń wynika, że w chwili uwięzienia była w szóstym albo siódmym miesiącu ciąży. Niepojęte - przecież kobiety oficerowie desantu przechodzą stosowne badania lekarskie! Jej stan powinni byli zauważyć jeszcze na Skowronku - dlaczego więc tak się nie stało? Wspomniane dziecko (obecnie już dorosły mężczyzna) nosi nazwisko poległego Richarda Corcorana i z pewnością jest spokrewnione z Abigail McNeal, o czym świadczy uderzające podobieństwo. Udało nam się ustalić, że Paul Corcoran służy w Trzeciej Flocie, ma żonę i dwójkę dzieci, a jego rodzina nadal mieszka w Smoleńsku. Można by podejrzewać, że ojcem młodego Paula Corcorana w rzeczywistości jest Litwin, ale to błędny domysł (Corcoran był partnerem McNeal, ponadto w obu wypadkach nic nie tłumaczy tak szybkiej ciąży). Po kosmicznej eskapadzie Litwin przyjechał do Smoleńska z Abigail McNeal, jej niemowlęciem i jeszcze jedną kobietą, która została jego małżonką i zmarła po sześciu latach od ślubu. Była kobietą niespotykanej urody (Litwin utrzymywał, że jest Chilijką lub Peruwianką), nie zostawiła potomstwa, lecz była bardzo przywiązana do syna McNeal. Została pochował w Smoleńsku. Świadkowie twierdzą, że po jej śmierci Litwin pogrążył się w rozpaczy. Znalazł jednak dość sił, by kontynuować karierę wojskową, uczestniczył w ekspedycjach na Baala i Astarte, obecnie jest komodorem, dowódcą sztabu Pierwszej Floty. Statki kosmiczne są projektowane z ogromnym marginesem bezpieczeństwa, co odnosi się przede wszystkim do systemów podtrzymywania życia. Musi to być prawdą także

w wypadku bino faata, którzy pokonują nie lata świetlne, lecz dziesiątki parseków. W jaki sposób Litwin doprowadził do awarii? Skąd wiedział, gdzie jest newralgiczne miejsce, w które należy uderzyć? Jak wydostał się z więzienia i dlaczego nie został natychmiast znaleziony? Jak przechwycił moduł bojowy? I wreszcie jak mogła mu pomagać ciężarna McNeal? Nonsens! Nie na darmo zaznaczyłem, że „interpretacja wewnętrzna” jest niejasna i niezbyt wiarygodna. W dalszej części artykułu przedstawię hipotezę rozwiewającą wątpliwości i odpowiadającą na postawione pytania. Przede wszystkim McNeal i jej dziecko. Można przyjąć za pewnik, że Obcych interesowała kwestia przedłużenia gatunku ludzkiego i że McNeal i Corcoran byli obiektami eksperymentów. Prawdopodobnie przyśpieszono sztucznie rozwój płodu McNeal, co rozsierdziło Corcorana do tego stopnia, że zaprotestował i za to został zabity. W późniejszym okresie ciężarna McNeal była dla Litwina nie pomocnikiem, lecz towarzyszem, którego ratował kierowany poczuciem obowiązku i przyjaźnią. W rzeczywistości pomocnikiem Litwina była nie McNeal, lecz druga kobieta, oddana mu duszą i ciałem. To najważniejszy punkt mojej hipotezy: dziewczyna, którą przywiózł do Smoleńska i z którą się ożenił, była bino faata! Najwyraźniej miała wysoką pozycję, dzięki czemu wiedziała dużo o okręcie, jego uzbrojeniu i słabych punktach. Hipoteza ta wyjaśnia wszystko - i sukces ucieczki Litwina, i przechwycenie modułu bojowego, i powodzenie akcji dywersyjnej. Człowiek orientował się, co porwać i gdzie uderzyć! Obcy podpowiedzieli mu, a może nawet pomogli. Fakt ten, oczywiście, pozostał tajemnicą. Jest po temu wiele przyczyn: i honor munduru ZSK, i duma naszej rasy, i nastroje społeczeństwa podzielonego Inwazją na warstwy, grupy i grupki; jedni nienawidzą bino faata, drudzy ich uwielbiają i sądzą, że utraciliśmy klucz do raju, a jeszcze inni, zwani „binokami”, wierzą, że pochodzą od Obcych, którzy jakoby rozpylili nad Ziemią swoją spermę i zapłodnili tysiące kobiet. Nonsens! Jednakże nawet w naszym szalonym świecie małżonka komodora Litwina zasłużyła na prawo do spokojnego życia w prowincjonalnym Smoleńsku. Gdyby wyszło na jaw, kim jest! Gdyby wyszło na jaw!... Ale umarła prawie ćwierć wieku temu, jej mąż podróżuje w kosmosie, a ja doszedłem do wniosku, że nadszedł czas, by opublikować moją hipotezę. Hipotezę, domysł, nic więcej! Być może kiedyś poznamy całą prawdę, jeśli niemłody już komodor Litwin zostawi nam notatki i jeśli jego pamiętniki nie zostaną utajnione na najbliższe sto lat. Mimo wszystko podzielę się swymi nieprawomyślnymi przypuszczeniami, które są szczególnie bliskie francuskiemu sercu. A jeśli ratunek zawdzięczamy nie potędze

naszych krążowników, nie bohaterom floty kosmicznej, nie odwadze admirała Tymochina i nawet nie Pawłowi Litwinowi, a jedynie kobiecie, która poświęciła wszystko dla miłości? Byłby to dowód, że miłość jest w Galaktyce siłą potężniejszą niż okręty bojowe i miotacze plazmy. NAPIS NA PŁOCIE W POBLIŻU WIEŻY TELEWIZYJNEJ W OSTANKINO W MOSKWIE - 2101 (13 LAT PO INWAZJI). JESZCZE WRÓCIMY I UPUŚCIMY WAM KRWI. BINOKI. ARCHIWUM ZJEDNOCZONYCH SIŁ KOSMICZNYCH, BAZA KSIĘŻYCOWA. „PODSUMOWANIE”, MEMORANDUM HALEYA-CHAVEZA, ZAPREZENTOWANE W RADZIE BEZPIECZEŃSTWA ONZ WE WRZEŚNIU 2088 R. (3 MIESIĄCE PO INWAZJI). ZASTRZEŻONE. Podczas konfliktu zbrojnego z bino faata w bieżącym roku i przede wszystkim podczas potyczki nazwanej później Bitwą przed Orbitą Marsa ZSK okazały się nie zdolne do odparcia celowej i zdecydowanej agresji z kosmosu. Nie dostrzegam błędów ani w ogólnych działaniach, ani w szczególności w taktyce walki wybranej przez admirała Tymochina. Wyniku, to jest zniszczenia dwunastu okrętów, czyli połowy Trzeciej Floty, nie można byłoby zmienić, gdyby zamiast zastosowanego przez Tymochina ataku rakietowego zastosować koncentrację siły ognia, inne manewry, czy uderzenie bronią laserową. Uważamy, że w każdym wypadku rezultat byłby taki sam, gdyż statek matka faata miał na pokładzie około trzystu dużych i ponad tysiąc mniejszych modułów bojowych z miotaczami antymaterii, co o rząd wielkości przewyższało moc bojową całych ZSK. Nawet pomijając czynnik zaskoczenia - działający na naszą niekorzyść - nie byliśmy w stanie odeprzeć podobnej armady. W najbliższym czasie sytuacja ta ulegnie zmianie. Badanie okrętu faata już dał potężny impuls do rozwoju wszystkim gałęziom nauki i techniki i niedługo doprowadzi nas na galaktyczny poziom wiedzy, a to oznacza, że za cztery do pięciu lat nie będziemy bezbronni wobec dowolnej agresji, czy to ze strony bino faata, czy też innych mieszkańców Galaktyki. Rozpoczęliśmy już budowę nowej linii statków kosmicznych zdolnych dotrzeć do pobliskich gwiazd, zainicjowaliśmy budowę baz na orbicie Plutona i wypuściliśmy ponad pięćdziesiąt automatycznych sond zwiadowczych działających w obrębie Układu Słonecznego; nie ma wątpliwości, że w ciągu najbliższych lat będziemy w stanie kontrolować

przestrzeń w pobliżu Słońca aż po obłok Oorta6 . Jednakże rozwój wojskowo-techniczny wymaga adekwatnego, jeśli nie większego wysiłku w sferze psychologii. Uporządkujmy wiedzę, wymieniając najważniejsze punkty niedawnej tragedii; - krążownik Skowronek został zniszczony w rejonie Jowisza podczas pierwszego spotkania z bino faata. Zrządzeniem losu przy życiu pozostali komandor podporucznik Paweł Litwin i dwoje jego podwładnych, kapitan Abigail McNeal i Richard Corcoran. Zostali oni uwięzieni na okręcie Obcych. Corcoran zginął w wyniku eksperymentów biologicznych, natomiast McNeal uśpiono i poddano sztucznemu zapłodnieniu. Cel tej operacji jest całkowicie jasny; skrzyżowanie faata z człowiekiem i wyhodowanie hybrydowej rasy niewolników (być może żołnierzy). Litwinowi udało się zbiec. Za pomocą znalezionego przyrządu, którego pochodzenie nie jest nam znane, nawiązał kontakt z quasi-rozumnym intelektem (komputerem?... żywą istotą?...) odpowiedzialnym za sterowanie okrętem. Znaczna część informacji o bino faata została zdobyta przez Litwina od tego urządzenia (istoty); - podczas drugiego starcia, gdy admirał Tymochin próbował zagrodzić przybyszom drogę na Ziemię, jego flota została całkowicie zniszczona. Podkreślmy: całkowicie. Trzy nowoczesne rajdery, osiem średnich krążowników, fregata, dwa tysiące załogi. Nikt nie przeżył. Straty bino faata (szacunkowe) - pięć lub sześć modułów bojowych; - statek matka bino faata skierował się ku Ziemi i wylądował bez przeszkód na Antarktydzie, w rejonie bieguna południowego. (Zakładamy, że przybysze potrzebowali dużych ilości wody). Pozyskując lód, okręt wystrzelił kilkadziesiąt modułów bojowych, które zajęły pozycje nad największymi ziemskimi miastami; Litwin, ukrywający się wraz z McNeal i kobietą faata Io w jednym z tuneli, przez który przebiegała linia komunikacyjna qusi-rozumnego intelektu, utrzymuje, że zmaterializowała się przed nim istota w ludzkiej postaci, znana jako Günter Foss, posługująca się też innymi imionami (Li Chen, Umkonto Tloome, Roy Bunch) i przybierająca odpowiednie postacie. Foss przedstawił się jako emisariusz nieznanej ludziom kosmicznej rasy i zaproponował pomoc. Teleportował pewne urządzenie zdolne zniszczyć quasi-rozum, w wyniku czego statek gwiezdny przestał funkcjonować jako całość, załoga zginęła, a odłączone 6 Obłok Oorta (znany też pod nazwą obłoku Öpika-Oorta) - obszar na obrzeżach Układu Słonecznego składający się z okruchów materii pochodzącej z okresu przed utworzeniem planet, które po zbliżeniu do Słońca stają się zaczątkiem komet. Odległość Obłoku od Słońca wynosi 150 j.a. Jednostka astronomiczna (j.a.) jest równa 149,6 min km, czyli średniej odległości Ziemi od Słońca.

moduły wybuchły, zadając ogromne szkody w szeregu zaludnionych miejsc. Foss przeniósł Litwina i dwie jego towarzyszki w bezpieczne miejsce, a sam się ukrył. Informacje otrzymane od Litwina, McNeal i częściowo od Io - jedynej bino faata, której udało się przeżyć - zostały starannie zweryfikowane przez psychologów oraz specjalistów badających wrak okrętu. Ich prawdziwość nie budzi żadnych wątpliwości. Ponadto nie znamy żadnej innej przyczyny, która by spowodowała tak potężną awarię statku kosmicznego zdolnego pokonać drogę od obrzeży galaktycznej spirali. Zaprezentowany przed chwilą opis sytuacji może zostać odebrany przez polityków, środki masowego przekazu i część społeczeństwa jako klęska działań obronnych ZSK i dowód naszej nieporadności w chwili agresji z kosmosu. Choć jest to prawda, należy aktywnie walczyć z takimi nastrojami, aby zapobiec ich negatywnym skutkom, które nie ulegają wątpliwości. W tym celu należy całkowicie utajnić osobę kobiety faata Io, osobę emisariusza Fossa i decydującą rolę, jaką odegrał on w wydarzeniach, oraz dodatkowo przedstawionym przez nas faktom nadać inną interpretację. Oto możliwy wariant. Chociaż admirał Tymochin nie obronił Ziemi przed inwazją z kosmosu, uczciwie wypełnił swój obowiązek i zginął bohaterską śmiercią. Podczas Bitwy przed Orbitą Marsa ludzie spowodowali poważne uszkodzenia okrętu Obcych, w wyniku czego faata wylądowali na bezludnej Antarktydzie, nie ryzykując poszukiwań wygodniejszego miejsca - na przykład w rejonie Moskwy, Nowego Jorku, Paryża czy innego dużego miasta. Znajdujący się na pokładzie okrętu komandor podporucznik Litwin wykorzystał nadarzającą się sposobność, przechwycił i uruchomił jeden z małych modułów bojowych, co pozwoliło zniszczyć systemy podtrzymywania życia. Ten sam moduł pozwolił ujść z życiem Litwinowi (i McNeal), gdy nadeszła katastrofa. Zaproponowana przez nas wersja wyjaśnia wszystkie podstawowe fakty i po uszczegółowieniu powinna być wprowadzana do świadomości społecznej wszelkimi dostępnymi środkami propagandy. Tak czy inaczej flota kosmiczna wypełniła swoje zadanie! To stwierdzenie ma być panaceum na wszelkie przejawy fatalizmu, panikę oraz próby zaprowadzenia chaosu i anarchii, które mogą opanować planetę w ciągu najbliższych lat. Sądzimy też, że należy uczcić pamięć poległych bohaterów (w pierwszej kolejności admirała Tymochina) wszystkimi tradycyjnymi sposobami: na niwie sztuki (książki, filmy, pomniki itd.), informacji (witryny w Ultranecie, związki i stowarzyszenia pamięci, specjalne odznaczenia i nagrody). Dowództwo ZSK wydzieli na ten cel specjalne środki. Co zaś się tyczy komandora porucznika Litwina, to został przedstawiony do odznaczenia Wieńcem Chwały I stopnia, a po urlopie otrzyma awans i podejmie dalszą służbę na jednym z okrętów

Trzeciej Floty. Uwaga. Kapitan McNeal (dziewiąty miesiąc ciąży) przebywa obecnie w szpitalu wojskowym bazy księżycowej ZSK. Badania wykazały, że płód jest płci męskiej; oficjalna wersja głosi, że to syn poległego Richarda Corcorana, z którym McNeal pozostawała w związku. Zgodnie z życzeniem matki otrzyma imię Paul Richard (na cześć Pawła Litwina i swego domniemanego ojca). Jeśli dziecko urodzi się żywe, pozostanie pod obserwacją tajnych służb ZSK. To samo dotyczy Abigail McNeal i kobiety faata, Io. Podpisano: Dowódca Pierwszej Floty, admirał Orlando Chávez. Dowódca Drugiej Floty, admirał Joséph Haley. KOMITET BEZPIECZEŃSTWA UKŁADU SŁONECZNEGO. TAJNE SŁUŻBY ZSK. DOSSIER Nr 112/56-AD, OBIEKT GÜNTER FOSS. 2121 R. (33 LATA PO INWAZJI). ŚCIŚLE TAJNE. IMIĘ I NAZWISKO (PSEUDONIM UŻYWANY PRZEZ OBIEKT): Günter Foss. Inne pseudonimy: Li Chen, Umkonto Tloome, Roy Bunch. DATA URODZENIA: Nieznana. Przypuszczalny wiek: kilkaset lat. MIEJSCE URODZENIA: Nieznane. Przypuszczalnie jedna z planet Galaktyki zamieszkana przez rasę niehumanoidalną. RODZICE: Nie dotyczy NAJBLIŻSZA RODZINA: Nie dotyczy MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Nieznane. W 2088 roku przed Inwazją zamieszkiwał w kilku miejscach (Bruksela, Singapur i inne), przybierając odpowiednią postać i pseudonim. FIKCYJNY STATUS: Piastował różne stanowiska w społeczeństwie ludzkim. Znane i zbadane szczegółowo zostały cztery wcielenia: Günter Foss - reporter (specjalność: wyszukiwanie sensacji) dziennika „Kosmo- Spiegel”. Europejczyk; portret pamięciowy i dodatkowe informacje w aneksie A; Li Chen - astronom odbywający staż w obserwatorium Kepler, pierwszy zaobserwował wybuch w pobliżu Jowisza (wynik starcia faata ze statkiem silmarri). Chińczyk; portret pamięciowy i dodatkowe informacje w aneksie B; Umkonto Tloome - dyplomata, tymczasowy przedstawiciel Niezależnego Terytorium

Zulusów w Radzie Bezpieczeństwa. Murzyn; portret pamięciowy i dodatkowe informacje w aneksie C; Roy Bunch - podporucznik, oficer łączności w sztabie singapurskiej bazy - portret pamięciowy i dodatkowe informacje w aneksie D. REALNY STATUS: Emisariusz nieznanej wysoko rozwiniętej rasy (zwanej umownie metamorfami lub proteidami7 ), posiadającej zdolność radykalnej zmiany wyglądu zewnętrznego i prawdopodobnie także metabolizmu i fizjologii. Przyczyny wrogości proteidów i bino faata dotychczas pozostają nieznane, ale ten fakt nie budzi wątpliwości. Podczas Inwazji emisariusz rozpoczął aktywną działalność: Li Chen sformułował hipotezę o pojawieniu się w Układzie Słonecznym wrogiego obcego statku; Günter Foss nadał rozgłos wielu sensacyjnym materiałom związanym z tym tematem; Umkonto Tloome uporczywie informował Radę Bezpieczeństwa o Inwazji; Roy Bunch prowadził analogiczną propagandę w szeregach ZSK. Celem tych działań (i być może także innych, dotychczas nie odkrytych) było pobudzenie sił zbrojnych Ziemi do aktywnego oporu i w rezultacie do zniszczenia bino faata. W praktyce akcja została zrealizowana osobiście przez emisariusza metamorfów. Po lądowaniu Obcych dostarczył na pokład i przekazał komandorowi podporucznikowi Litwinowi kontener z mikrorobotami - biomechanicznymi odpowiednikami owadów - które dokonały utylizacji tkanki quasi-rozumnego urządzenia sterującego okrętem, co z kolei doprowadziło do zniszczenia całej załogi. WSKAŹNIKI FIZJOLOGICZNE: Nieznane. Zdolny do zmiany rysów twarzy, wagi, koloru skóry. Posiada umiejętność teleportacji obiektów o masie do stu kil gramów na Ziemi i kilku gramów na odległości w skali kosmicznej (według zeznań komandora podporucznika Litwina). WSKAŹNIKI PSYCHOLOGICZNE: Wszystkie osoby, które zetknęły się z Fossem, Li Chenem, Tloome’em i Bunchem, zgodnie twierdzą, że emisariusz wiarygodnie imitował ludzkie zachowanie i emocje; nikt z przesłuchiwanych nie żywił wątpliwości, że ma przed sobą człowieka. Jednakże ani wieloletnia dyskretna opieka, ani pomoc w zmaganiach z bino faata nie gwarantują, że emisariusz proteidów i cała jego rasa są przyjacielsko nastawieni do Ziemian. Z pewną dozą ostrożności można przyjąć hipotezę, że nie są nam wrodzy. O pozostałych aspektach psychologicznych i motywacjach nic nie wiadomo. UWAGI: Po likwidacji faata Foss zniknął. Można zakładać, że nadal przebywa na Ziemi. Jego wcześniejsze kontakty pozostają pod ścisłym nadzorem. 7 Proteidzi - nazwa pochodzi od Proteusza, syna Posejdona, zdolnego zmieniać swą postać.

KOMITET BEZPIECZEŃSTWA UKŁADU SŁONECZNEGO. TAJNE SŁUŻBY ZSK. DOSSIER Nr 112/56-AF, OBIEKT PAUL RICHARD CORCORAN. 2123 R. (35 LAT PO INWAZJI). ŚCIŚLE TAJNE. IMIĘ I NAZWISKO: Paul Richard Corcoran. DATA URODZENIA: 22 września 2088 r MIEJSCE URODZENIA: Szpital wojskowy bazy księżycowej ZSK. RODZICE: Abigail McNeal (zob. dossier Nr 122/56-AB), Richard Corcoran (nie żyje; zob. dossier Nr 122/56-AC). UWAGI: Badania genetyczne przeprowadzone w 2088 roku natychmiast po urodzeniu oraz dodatkowa analiza z 2099 roku wykazały, że Paul Richard Corcoran nie jest synem Richarda Corcorana. Niektóre cechy szczególne materiału genetycznego sugerują, że ze strony męskiej jest potomkiem bino faata (zob. dossier Nr 122/56 - AB, punkt „Eksperymenty przeprowadzone na kapitan McNeal na pokładzie jednostki Obcych”). NAJBLIŻSZA RODZINA: Matka - Abigail McNeal. Żona - Wiera Corcoran (nazwisko panieńskie: Kowalowa, ślub zawarty w 2114 roku). Córki - Nadieżda (ur. 2116) i Lubow (ur. 2117). MIEJSCE ZAMIESZKANIA: UEA, Rosja, Smoleńsk, dzielnica Chołmy, dom 94 (wolno stojący). STATUS: Oficer ZSK w stopniu komandora porucznika, pierwszy zastępca dowódcy krążownika Europa, Trzecia Flota. PRZEBIEG SŁUŻBY: 2105-2111 - słuchacz Bajkonurskiej Akademii Kosmicznej. Ukończył studia z wyróżnieniem. Po zakończeniu nauki otrzymał stopień porucznika. 2111-2113 - pilot MU klasy Kania, krążownik Tajga, Trzecia Flota. W 2112 r. awansowany do stopnia kapitana. 2113-2114 - Wyższa Szkoła Nawigacji ZSK, Malaga. Po zakończeniu nauki otrzymał stopień komandora podporucznika. 2114-2117 - drugi nawigator, krążownik Czyngis-chan, Trzecia Flota. 2117 - kurs monograficzny ZSK. Specjalizacje: „Praca z załogą”, „Strategia i taktyka wojen kosmicznych”, „Zastosowanie robotów bojowych”. 2118-2120 - trzeci zastępca kapitana, krążownik Europa, Trzecia Flota. 2120-2122 - drugi zastępca kapitana, krążownik Europa, Trzecia Flota. W 2122 r.

awansowany do stopnia komandora porucznika. Od 2122 r. po dzień dzisiejszy - pierwszy zastępca kapitana, krążownik Europa, Trzecia Flota. Udział w operacjach zbrojnych - zob. aneks A. Wykaz nagród i odznaczeń - zob. aneks B. WSKAŹNIKI MEDYCZNE I PSYCHOLOGICZNE: Całkowicie zdrowy, psychika stabilna. Zdecydowany, odważny, przejawia inicjatywę. Nieco zamknięty w sobie. Szczegółowa charakterystyka i wyniki testów zob. aneks C. UWAGI: Zna tajemnicę swego pochodzenia. Posiada zdolności paranormalne (zdolność do kontaktu myślowego), odziedziczone najprawdopodobniej po przodku faata. Talentu tego nie stwierdzono u dzieci Corcorana. „THE WASHINGTON POST’, 24 WRZEŚNIA 2120 (32 LATA PO INWAZJI). RECENZJA MEGAPRODUKCJI „INWAZJA”. PRODUKCJA: STAR LIGHT, HOLLYWOOD, ROSKINO MOSKWA. PRODUCENT: K. VANDERBILT, REŻYSERIA. MICHAŁKOW. W ROLACH GŁÓWNYCH: CHUCK NORRIS JR., ALEKS GŁUCHOW, JACKLIN MAO, VANESSA STRAUB, PETER VAN DAMME, OLAF LINDGREN. W ciągu trzydziestu dwóch lat, które upłynęły od Inwazji, tragedia pierwszego międzyplanetarnego konfliktu posłużyła za osnowę kilkuset holofilmów - dokumentalnych i fabularnych - nie wspominając o tysiącach książek, artykułów zamieszczanych w prasie i Ultranecie oraz licznych badaniach przeprowadzonych przez naukowców, dziennikarzy i polityków. Jednakże wielkie wydarzenia mogą być przedstawione odpowiednio tylko przez wielkich ludzi, których talent i siła duchowa są porównywalne ze skalą kataklizmu. To właśnie przypadek omawianej megaprodukcji, gdyż Korneliusz Vanderbilt i Arman Michałkow bezsprzecznie są największymi ludźmi kina od czasów Charliego Chaplina. Trudno jest recenzować genialne dzieła, gdyż z jednej strony arsenał pochwał jest ograniczony, z drugiej wszystkie przychodzące na myśl słowa są wyświechtane jak stara kapota, a z trzeciej - wyszukanie i wskazanie wad jest obowiązkiem recenzenta, głęboko przekonanego, że nie ma miodu bez łyżki dziegciu. Ale jak mówią, najbezpieczniej jest podążać przetartym szlakiem, dlatego postąpię zgodnie z mądrością ludową i zacznę od omówienia zalet, a o wadach pomówimy później. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim wierność faktom, potwierdzona przez

pracowników ZSK związanych z opisywanymi wydarzeniami, jak również przez uznanych historyków. Reżyser dał upust twórczej fantazji, łącząc wersję oficjalną z tak zwaną hipotezą Marais’go opublikowaną przez francuskiego naukowca w „Annałach Inwazji” w 2118 r. Jeśli nawet historia miłości Ziemianina i kosmitki jest całkowicie zmyślona, to wspaniale zdobi dzieło wielkiego mistrza, łącząc wojenno-kosmiczną tragedię światów z dramatem ludzkich uczuć. Cała reszta jest całkowicie wiarygodna. W najdrobniejszych szczegółach odtworzono wnętrza jednostki Obcych, po których błądzi Litwin (Chuck Norris Jr.), przebieg Bitwy przed Orbitą Marsa, zagładę krążownika Skowronek oraz katastrofę okrętu Obcych w lodach Antarktydy. Jednakże największe wrażenie i napięcie emocjonalne wywołują nie epizody walk, nie sceny liryczne z udziałem Litwina i Io (Jacklin Mao), lecz obraz lądowania Okrętu, gdy gigantyczny walec o wysokości sześciu i średnicy trzech kilometrów runął na południowy ląd. Odpowiada to w pełni prawdzie historycznej: jak wiadomo podczas walki z flotyllą admirała Tymochina (Olaf Lindgren) Okręt uległ poważnym uszkodzeniom pogłębionym przy uderzeniu o powierzchnię lodowca. Umożliwiło to komandorowi porucznikowi Litwinowi zawładnięcie modułem bojowym, zniszczenie tablicy rozdzielczej systemu dystrybucji powietrza i innych niezbędnych do podtrzymania życia urządzeń. Cóż to za wspaniała scena, gdy obiekt wielkości asteroidy, rozbryzgując tumany obłoków i rodząc huragany, pada na wieczną zmarzlinę! Gdy zapada się w głąb ku skalnej płycie skrytej pod lodem; gdy potworne fontanny pary wzbijają się w powietrze, by spaść z ulewnym deszczem; gdy wichura rozrywa lodowe pola i wrzuca w morze lodowe góry, rozgania fale na cztery strony świata - ku Ziemi Ognistej i Przylądkowi Dobrej Nadziei, ku Tasmanii i Nowej Zelandii! Istna apokalipsa! Tyle że - podobnie jak pozostałe rekonstrukcje komputerowe - oparta na materiałach historycznych dostarczonych przez ZSK. Arman Michałkow wykorzystał też słynne „Orędzie do prezydentów” - nagranie przesłane po zniszczeniu flotylli Tymochina na dowód swego zwycięstwa przez bino faata do przywódców Rosji, KSZ i innych mocarstw. Obecnie wiemy już, że było to pyrrusowe zwycięstwo - zmasowany atak rakietowy uszkodził okręt Obcych. O aktorach można powiedzieć tylko jedno - świetnie dobrani. Oprócz wspomnianych już Chucka Norrisa Jr., Olafa Lindgrena i Jacklin Mao w filmie udział wzięły także inne gwiazdy pierwszej wielkości: Aleks Głuchow, który stworzył drugoplanową, lecz przejmującą postać kapitana Corcorana, Vanessa Straub (jego ukochana, Abbie McNeal) oraz Peter Van Damme, któremu przypadło w udziale szczególnie trudne zadanie przedstawienia Obcego. Van Damme jako przywódca bino faata, bezlitosny Yata Opoka Porządku, jest w pełni

przekonujący. Wiarygodne źródła twierdzą, że aktor nie potrzebował nawet charakteryzacji - jest smukły, delikatny, ciemnowłosy, o rysach twarzy przypominających faata (wysokie czoło, szerokie kości policzkowe i wąski, lecz wyrazisty podbródek). Van Damme jako przywódca Obcych byłby może gwiazdą sezonu, gdyby nie przyćmiła go zachwycająca Jacklin Mao grająca Io, czarującą kosmitkę uratowaną z katastrofy i zgodnie z hipotezą Marais’go poślubioną przez komandora podporucznika Litwina. Duet ten - mam na myśli Jacklin i Chucka - przedstawił namiętność tak szczerze, otwarcie, tak... (Dalej następuje jeszcze dwadzieścia pochlebnych akapitów. Co się tyczy walk, autor upatruje je przede wszystkim w nadmiernym naturalizmie niektórych szczególnie okrutnych scen - śmierci admirała Tymochina płonącego na mostku kapitańskim fregaty Suzdal oraz zagłady Obcych uwięzionych na Okręcie pozbawionym systemów podtrzymywania życia. Pod koniec autor podejmuje ostrą polemikę ze światem dziennikarskim, którego jedna część uważa hipotezę Marais’go za niegodną wzmianki brednię, a druga twierdzi, że megaprodukcję nakręcono za pieniądze ZSK, by propagować wielce dyskusyjną oficjalną wersję wydarzeń). NAPIS NA PŁOCIE W POBLIŻU LOTNISKA JFK, NOWY JORK - 2120 (32 LATA PO INWAZJI). WRÓCILIŚMY. DRŻYJCIE, PRZEKLĘCI THO! BINOKI. ZJEDNOCZONE SIŁY KOSMICZNE, BAZA MERKURY-1. ROZKAZ Z DNIA 7 MARCA 2125 (37 LAT PO INWAZJI). Do Trzeciej Floty. Niniejszym rozkazem zwalnia się komandora podporucznika Paula Richarda Corcorana z funkcji pierwszego zastępcy dowódcy krążownika Europa, mianuje go dowódcą fregaty Komodor Litwin i nadaje stopień komandora. Fregata Komodor Litwin dołączy do grupy specjalnej „37”. Podpisano Dowódca Trzeciej Floty, admirał Konstantyn Jumaszew

1 SNY Przestrzeń za orbitą Plutona i w systemie Baala 2125 rok Paula Corcorana często nawiedzały sny. Nie zwykłe senne widzenia, jakie miewa każdy człowiek, nie obrazy, w których przypomina o sobie przeszłość naszego ziemskiego bytu skrzywiona w zwierciadle śpiącego umysłu, lecz coś innego w żaden sposób nie związanego ani z życiem bliskich Corcorana, ani z jego lotami wśród planet i gwiazd. Oczywiście śniły mu się także zwyczajne sny: przychodziła Wiera w sukni ślubnej albo małe Lubasza i Nadia, albo matka pochylona nad jego posłaniem, albo wujek Paweł i ciocia Io, albo inne osoby i krajobrazy; przychodzili i odchodzili, nie pozostawiając po sobie uczucia nierealności, albowiem wszyscy ci ludzie byli mu znani. Natomiast Sny - pisane właśnie tak, dużą literą - przypływały jakby z pustki, z nieznanych astralnych otchłani - w każdym razie nie pochodziły ani z przeszłości, ani z pamięci Corcorana. Czasami widział siebie z boku, nagiego, wiszącego w ogromnym pomieszczeniu wśród innych obnażonych ludzi albo zanurzonego w jakiejś gęstej półprzezroczystej substancji; czasami rozpościerały się przed nim korytarze - jasno oświetlone, szerokie, bez końca; czasami wyrastały ruiny gigantycznego nieziemskiego miasta - budynki wzniesiono nie z kamienia, nie z metalowych konstrukcji, lecz jakby odlano w całości z plastiku, popękanego obecnie ze starości, pokrytego warstwą brązowego i pomarańczowego mchu. Bywało, że z kimś rozmawiał lub dyskutował, ale nie po rosyjsku, a w jakimś dziwnym języku, w myślomowie, gdzie słowa i myśli były równorzędne i niejako pomagały sobie nawzajem: dźwięk zlewał się z obrazem, obraz stanowił kontynuację niewypowiedzianych słów. Zresztą ten język był najbardziej znajomym elementem - język, którego nauczyła go Io, pamiętał teraz równie wyraziście jak trzydzieści lat temu, w dniu jej śmierci. Ale o czym mówił, o czym dyskutował?... Najczęściej wspomnienie tych rozmów odchodziło razem z ulatniającym się Snem. Jednakże teraz przebywał w milczeniu i ciszy. Milczenie i cisza królowały w drzemiącej świadomości i na mostku kapitańskim, a także za burtami fregaty Komodor Litwin - ciągnęły się od orbity Plutona po najdalsze gwiazdy jaśniejące na ekranie

obserwacyjnym. Corcoran nie widział gwiazd - trwała wachta Celiny Praa, traktującej swe obowiązki tak zazdrośnie, że kapitan mógł pozwolić sobie na drzemkę. Ze sfery miraży i fantomów nadciągnął niezwykły Sen, który nawiedził go pięć, może sześć razy w ciągu całego życia. Taką rzadkość warto było zobaczyć od początku do końca. Stał w dziwnych zaroślach pod ogromnym drzewem o koronie rozpostartej jak parasol ze splecionych gałęzi i szerokich liści; otaczał go pierścień innych drzew tego samego gatunku, lecz nie tak rozłożystych, grunt pokrywała niebieskozielona trawa lub mech, a na czystym fioletowym niebie wisiało słońce - nie złociste jak na Ziemi, lecz pomarańczowe, dwukrotnie większe od ziemskiego. Takiego nieba, takiej trawy i takich drzew nie było ani na Baalu, ani na Astarte, ani na żadnym ze światów, które odwiedził, chociaż służąc czternaście lat we flocie kosmicznej, lądował na wielu planetach, a jeszcze więcej widział podczas projekcji holowizyjnych. Liczba światów zbadanych od czasu, gdy odkrycie napędu konturowego otwarło drogę do gwiazd, cały czas rosła, ale nie przekroczyła możliwości ludzkiej pamięci, dlatego kapitanowie i nawigatorzy mieli obowiązek znać je wszystkie na pamięć. Wiedział, że nigdy nie znaleziono planety z taką refrakcją w atmosferze. Drzewa otaczające centralnego giganta utrudniały obserwację. Corcoran podskoczył kilka razy - lekko, zdecydowanie, jak to bywa w snach - przemknął między dwoma gruzłowatymi pniami i pokręcił głową, obrzucając wzrokiem okolicę. Dziwny zagajnik rósł na wierzchołku podłużnego pagórka. Wokoło rozciągała się równina pokryta tą samą niebieskozieloną trawą, usiana podobnymi pagórkami o łagodnych zboczach zwieńczonymi drzewami zasadzonymi koliście, a może rozmieszczonymi tak przez naturę. Równinę przecinała rzeka, powolna, lecz dość szeroka. Na jednym z jej brzegów widać było budynki lub baraki - długie, niewysokie, białe, przypominające kształtem przewróconą pirogę. W stronę jednego z nich płynęły nieśpieszną karawaną załadowane platformy, które po chwili niknęły w ciemnej jamie bramy. Wiozły trawę - Corcoran nie miał co do tego wątpliwości, chociaż z tej odległości nie mógł dokładnie obejrzeć ładunku. Pamięć genetyczna... To, co zobaczył i poznał któryś z przodków, staje się pożywką dla Snów potomków... Ciocia Io, nauczycielka języka, o niczym takim nigdy nie opowiadała - a w każdym razie Corcoran niczego takiego nie pamiętał, mimo że pamięć miał doskonałą. Ale ona była tho, tylko tho, Corcoran zaś bez wątpienia pochodził od bino faata - kasty rządzącej, w pełni rozumnej. Tego samego zdania był Klaus Sybel, a któż może wiedzieć lepiej niż on? I ja - pomyślał Corcoran, cały czas pozostając w półśnie. W wieku trzydziestu siedmiu lat człowiek wie o sobie wystarczająco dużo, by pojąć tajemnice umysłu, duszy i serca. Zwłaszcza gdy nie jest całkiem człowiekiem... Platformy płynęły i płynęły

niekończącym się potokiem, ginęły w przepastnej paszczy bramy i Corcoran w pewnym momencie odgadł, że widzi fabrykę żywności. Czy był to jego własny pomysł, czy podpowiedziała mu to pamięć przodków? Najprawdopodobniej to drugie; w nielicznych Snach, podczas których trafiał na planetę z fioletowym niebem, nie mógł się zbliżyć do budynku na brzegu. Znaczyło to, że faata, jego biologiczny ojciec, nie bywał tam i nie ocalało po nim żadne wspomnienie oprócz ogólnego widoku - oczywiście zakładając, że wspomnienia nie giną częściowo przy przechodzeniu na potomków. Corcoran nie wykluczał takiej możliwości, ale też nie miał na jej poparcie żadnych dowodów - ani on, ani Sybel. Mimo wszystko spróbował zrobić krok w stronę fabryki nad rzeką, jednak rezultat był taki sam jak zawsze: Sen się urwał. Ostatecznie dowódcę obudził mentalny impuls biegnący od Celiny Praa. - Kapitanie! Uniósł powieki, rzucił wzrokiem na ekran obserwacyjny, potem na panel sterowania, przy którym siedział Santini. Unosił się nad nim srebrzysty miraż z pływającymi w głębi ciemnymi symbolami glifów8 . Przejście od Snu do jawy było nieoczekiwane, ale takie przeskoki dawno już przestały szokować Corcorana; miał nadzwyczajnie stabilną psychikę. - Kapitanie, sygnał od okrętu flagowego. Pełna gotowość za dwadzieścia minut. - Głos Celiny był równy, bez śladu zdenerwowania; nie pierwszy raz przechodzili przez limbus9 . - Widzę. Wszyscy na stanowiska bojowe. Celina Praa przekazała mu dowodzenie. Była dobrym zastępcą, niezawodnym, kompetentnym i najprawdopodobniej zdolnym do czegoś więcej niż służba na fregacie zwiadowczej. „Pierwszy zastępca dowódcy krążownika” brzmiałoby znacznie poważniej, a tutaj nie miała nawet tytułu „pierwszy” - Komodor Litwin był niewielką jednostką, zatem drugiego, trzeciego ani innych zastępców nie przewidziano. A jednak we wszystkich trzech flotach kosmicznych zaszczyt służenia w doborowym zespole ceniono bardziej niż stanowisko. Corcoran odwrócił się w stronę ekranu lokalizatora. W głębi pełzły ustawione w luźnym rzędzie sylwetki ogromnych okrętów: najbliższy - flagowiec Europa, na którym służył jeszcze niedawno, a za nim pięć sióstr, wszystkie z tej samej serii, wszystkie na „A”, Azja, Ameryka, Afryka, Australia i Antarktyda. Grupa „37” - jak nazywano ją w tajnym spisie 8 Glify - system znaków wykorzystywanych podczas przekazywania komunikatów w przestrzeni kosmicznej. Wyszkolony specjalista może je czytać bezpośrednio, natomiast komputery wykorzystują je do korekty i odtwarzania dźwięków (języka mówionego). 9 Limbus (z łac. granica, brzeg) - wymiar chaosu kwantowego, nieuporządkowana część wszechświata, odwrotna strona materii ustrukturyzowanej w postaci Metagalaktyki. Po zanurzeniu w limbus możliwe jest połączenie dwóch punktów (dwóch konturów ciała materialnego) w różnych częściach przestrzeni metagalaktycznej i wykonanie natychmiastowego Przejścia między nimi. Efekt ten jest wykorzystywany przez wszystkie wysoko rozwinięte rasy do podróży międzygwiezdnych. L

Trzeciej Floty - lub eskadra kontrataku - jak nazywano ją oficjalnie. „37” nie było numerem jednostki taktycznej, nie oznaczało też niczego w rodzaju modelu okrętu czy broni; zastosowano inną symbolikę, przypominającą, że od chwili Inwazji faata minęło trzydzieści siedem lat. Ponad jedna trzecia wieku; okres wystarczający do rozgryzienia tajemnicy obcego okrętu i stworzenia na tej podstawie własnych - nie tak wielkich, ale równie potężnych - oraz przeszukania okolic Słońca w promieniu trzydziestu parseków i rozmyślania o zemście. Jaka ona będzie, wiedział tylko Karel Vrba, komodor i dowódca grupy „37”; tylko on miał dostęp do dyrektyw Komitetu Bezpieczeństwa i dokumentów wręczonych mu osobiście przez drugiego sekretarza. Zasadniczo eskadrą miał dowodzić Paweł Litwin, ale ludzie planują, a Bóg przydziela każdemu jego czas na ziemskim padole... Po śmierci Litwina dowódcę wybierano szczególnie starannie, a Vrba był najlepszym kandydatem - doświadczony, opanowany, jeszcze nie stary i gotowy wykonać każdy rozkaz. Podczas Bitwy przed Orbitą Marsa zginęli jego ojciec i starszy brat, nic więc dziwnego, że Vrba szczerze nienawidził Obcych. Nie pozwalał jednak, by emocje wpływały na decyzje. Na mostek wszedł Tumanow, pierwszy nawigator, w milczeniu zasalutował kapitanowi i usiadł w fotelu przed pulpitem KAN-u10 . Za nim jak cień wślizgnął się Klaus Sybel, ekspert i oficer tajnych służb ZSK. Wymienili uśmiechy z Corcoranem - ich znajomość trwała już trzydzieści lat z okładem, mogli więc obejść się bez formalności. Na mostku fregaty mieściło się nie więcej niż pięć osób - trzy siedzenia-kokony11 przed panelami sterowania, z tyłu na niewielkim podwyższeniu stanowisko kapitana i jeszcze jeden kokon, zapasowy, obok wyjścia. Pozostali członkowie załogi - w liczbie jedenastu - zajmowali swe stanowiska w segmencie rezerwowego sterowania, w wieżyczkach bojowych, w punkcie łączności dalekiego zasięgu i w maleńkim segmencie nazywanym tradycyjnie reaktorem, chociaż na okręcie żadnego reaktora nie było. Był za to napęd grawitacyjny przeznaczony do manewrów wewnątrzsystemowych i rura o długości stu dwudziestu metrów - szyb akceleratora napędu konturowego. Nad konsolą pilota znowu przemknęła ciemna wiązka znaków zakodowanego komunikatu. - Dziesięć minut do skoku, sir - szepnęła Celina. Jej smagła twarz o delikatnych wschodnich rysach zdała się Corcoranowi odlana z brązu; tylko orzechowe oczy pełne życia i niepokoju zdradzały, jak wielkie napięcie owładnęło kobietą. - Raport o stanie sekcji - rozkazał, nachyliwszy się do interkomu, i wbił wzrok w 10 KAN - kompleks astronawigacyjny. 11 Kokon - biomechaniczny fotel-skafander zapewniający bezpieczeństwo podczas ostrych manewrów, połączony z systemami sterowania silnikiem, bronią i innymi urządzeniami statku.