K. J. Yeskov
Ewangelia według
Afraniusza
(Ewangelije ot Afranija)
Przekład
Eugeniusz Dębski
Jacek Rossienik
1
– Na litość, co robisz, Afraniuszu! To chyba
przecież pieczęć świątyni!
– Nie warto, aby procurator martwił się taką
błahostką – zawijając pakiet, odparł Afraniusz.
– Czyżbyś miał wszystkie pieczęcie? –
roześmiawszy się, zapytał Piłat.
– Inaczej być nie może, procuratorze – bez cienia
uśmiechu, niezmiernie surowo odparł Afraniusz.
M. Bułhakow „Mistrz i Małgorzata"
2
Borghes zauważył kiedyś mimochodem, że „ludzie
przekazują sobie z pokolenia na pokolenie dwie tylko
historie: o okręcie, który zboczył z kursu i krąży po
Morzu Śródziemnym w poszukiwaniu długo
oczekiwanej wyspy i o Bogu ukrzyżowanym na
Golgocie". Jak się wydaje, w ostatniej kwestii nie do
końca ma on rację. Artystyczne i filozoficzne
nadawanie nowego znaczenia symbolice wydarzeń,
towarzyszących męce Jezusa Chrystusa, stało się
trwałą literacką tradycją zaledwie w ubiegłym wieku,
gdy Kościół w znacznym stopniu utracił funkcje
nadzoru ideologicznego. Zazwyczaj ten temat obecny
jest w narracji w postaci ubocznych tematycznych linii
lub „powieści w powieści" (jak u Bułhakowa lub
Ajtmatowa), rzadziej – w formie samodzielnych
utworów (jak u France'a czy Leonida Andriejewa).
Powstałe w ramach tej tradycji teksty są dosyć
zróżnicowane – zarówno pod względem poziomu
artystycznego (od nieśmiertelnego „Mistrza" do
łobuzerskiego, fantastycznego narratora Ilji
Warszawskiego „Pętli histerezy"), jak i stopnia
zgodności z Pismem Świętym i realiami historycznymi
3
(od pewnej dokładności u Dąbrowskiego1
do
zamierzonej niedbałości Strugackich). W tym ostatnim
aspekcie należy porównać też dwa słynne arcydzieła
kina – „Ewangelię według Mateusza" i „Ostatnie
kuszenie Chrystusa". Czy trzeba podkreślać, że wersje
różnych aktorów różnią się od siebie w sposób jak
najbardziej radykalny, a ewangeliczne postacie stają
się homonimiczne – przypomnijmy Piłatów France'a i
Bułhakowa, Judaszów Leonida Andriejewa i
Dąbrowskiego czy Jezusów Passoliniego i Scorsese.
Tym niemniej w ramach tej tradycji funkcjonuje też
jedno ogólne fundamentalne ograniczenie:
bezpośrednia interwencja sił nadprzyrodzonych w bieg
wydarzeń nie powinna wychodzić poza ramy „dziwnej
chmury, która nadciągnęła nad Jeruzalem". To dlatego,
tak kluczowe dla światopoglądu chrześcijańskiego
wydarzenie jakim jest fizyczne zmartwychwstanie,
1 M. Dunajew w swoim artykule „Prawda o tym, że boli głowa" (Złatoust, N
1, 1992: 306-348), napisanym z pozycji wyznawcy wartości chrześcijańskich,
dosłownie nie pozostawił kamienia na kamieniu na literackich
interpretacjach Ewangelii Bułhakowa, Ajtmatowa i Tendriakowa. Brak w ich
szeregu Dąbrowskiego wydał mi się dosyć znamienny. Nie będąc znawcą
kościelnej dogmatyki, zawsze intuicyjnie przypuszczałem, że Chrystus ojca
Kutorgi najbardziej odpowiada, jeśli nie literze, to duchowi chrześcijańskiej
nauki.
4
zawsze wyprowadzone zostaje poza ramy opowieści,
niezależnie od tego, że wielu autorów podejmujących
ten temat, było bez wątpienia ludźmi wierzącymi. A
ponieważ należę do pokolenia, na kształtowanie
poglądów którego bułhakowski Jeszua wpływ miał
nieporównywalnie większy niż jego oficjalny
pierwowzór, kwestia zmartwychwstania aż do ostatniej
chwili nie wzbudzała we mnie najmniejszego
zainteresowania.
5
ARGUMENTACJA JOSHA MCDOWELLA
Niedawno atoli trafiła w moje ręce książka znanego
współczesnego kaznodziei McDowella,2
który postawił
przed sobą zadanie dosyć niezwykłe – udowodnienie
faktu fizycznego zmartwychwstania Chrystusa z
wyłącznie racjonalnego punktu widzenia. Opierając się
na Ewangelii jako dokumencie historycznym i
przytaczając mnóstwo innych (pod względem
religijnym neutralnych) źródeł, starannie
wyselekcjonował wszystkie ewentualne możliwości
materialistycznego wyjaśnienia niezwykłych
wydarzeń, które nastąpiły po męce Jezusa Chrystusa,
przede wszystkim zaś zniknięcie ciała z
zapieczętowanego i strzeżonego przez rzymskich
żołnierzy grobu. Hipotezy te sklasyfikował
następująco:
2 Josh McDowell „Dowody zmartwychwstania", Slavic Gospel Press ed.
Wheaton, IL, 1990, s. 203 (w oryginale: "The Resurrection Factor" by Josh
McDowell, 1981).
6
1. Grób Chrystusa w rzeczywistości nie był pusty.
1.1 Rzeczywistego miejsca pochówku Chrystusa
nie zna nikt; najprawdopodobniej jego ciało zostało
wrzucone do rowu razem ze zwłokami innych
skazańców (hipoteza Ginsberta).
1.2 Pomylenie grobów: kobiety, które jako
pierwsze ujawniły „zmartwychwstanie", w
rzeczywistości omyłkowo przyszły do jakiegoś innego,
pustego grobu (hipoteza Lake'a).
1.3 Wszystkie opowieści o zmartwychwstaniu są
legendami powstałymi wiele lat po męce Chrystusa, u
podstaw których nie legły jakiekolwiek realne
przesłanki
1.4 Opowieść o zmartwychwstaniu jest niczym
innym jak alegorią; w rzeczywistości chodzi tu o
czysto duchowe zmartwychwstanie.
1.5 Wszystkie objawienia Chrystusa są wynikiem
indywidualnych i zbiorowych halucynacji.
2. Grób Chrystusa w rzeczywistości był pusty, ale
opustoszał w sposób naturalny.
2.1 Ciało wykradli uczniowie.
2.2 Ciało zostało przeniesione i ukryte przez
7
władze po to, by zapobiec ewentualnym manipulacjom
tych, którzy oczekiwali zmartwychwstania.
2.3 Chrystus nie umarł na krzyżu; został zdjęty z
krzyża w stanie szoku, a potem odzyskał przytomność i
powrócił do zdrowia.
2.4 Hipoteza „Spisku wielkanocnego"
Schoenfielda. Jezus, wierząc, że jest wybrańcem Boga,
postanowił stworzyć pozory spełnienia się proroctwa o
Mesjaszu. W tym celu zorganizował (z pomocą Józefa
z Arymatei) własne ukrzyżowanie i, by sfingować
śmierć na krzyżu, wypił zamiast octu narkotyk.
Zgodnie z planem miał być potem przeniesiony do
grobu, który po upływie jakiegoś czasu opuściłby już
jako „zmartwychwstały". Spisek nie powiódł się, gdyż
rzymski żołnierz uderzył Jezusa włócznią i faktycznie
pozbawił go życia. Potem jednak Maria i uczniowie
wzięli za Chrystusa pewnego nieznanego młodzieńca,
a Józef, który znał prawdę, nie miał najmniejszego
zamiaru wyprowadzać ich z błędu.
Po rozprawieniu się, w różnym stopniu
przekonywająco, ze wszystkimi przytoczonymi
hipotezami McDowell uznał obszar podlegających
8
logicznemu wyjaśnieniu możliwości za wyczerpany i
doszedł do wniosku, że wyjaśnienie zniknięcia ciała i
późniejszych objawień Chrystusa, z materialistycznego
punktu widzenia jest niemożliwe. Ergo – mamy tu do
czynienia z bezpośrednią interwencją Boga w ziemskie
sprawy.
Nie wolno pominąć faktu, że absolutnie identyczny
schemat dowodów na zmartwychwstanie Jezusa został
przytoczony jeszcze w roku 1906 w „Ogólnodostępnej
interpretacji Ewangelii" B. I. Gładkowa,
„przeznaczonej dla inteligentnych czytelników, a
przede wszystkim dla niewierzących, wątpiących i
wahających się". Tenże autor równie konsekwentnie
kwestionuje „trzy możliwe zaprzeczenia realności
zmartwychwstania Jezusa Chrystusa: 1) uczniowie
Jezusa wykradli Jego ciało i rozgłosili, że On
zmartwychwstał; 2) Jezus nie umarł na krzyżu, a został
pochowany będąc w stanie letargu, potem ożył i
objawił się swym uczniom; 3) Jezus zmartwychwstał
nie realnie, lecz jedynie w świadomości swoich
uczniów". Chociaż z formalnego punktu widzenia
zestaw hipotez jest u Gładkowa wyraźnie uboższy niż
u McDowella, w rzeczywistości wyczerpuje całość
9
realnego zróżnicowania zupełnie nie przystających do
siebie stanowisk (nie warto przecież poważnie
polemizować, np. z wersją tak fantastyczną i pełną
wewnętrznych sprzeczności jak „Spisek wielkanocny".
Myślę, że dla każdego człowieka, któremu nieobce
są prawa logiki, najzupełniej oczywista będzie
zasadnicza słabość systemu dowodów McDowella lub
Gładkowa (o tym niżej); podkreślę jedynie, że mowa tu
o systemie jako całości, a nie o konkretnych
zaprzeczeniach. Tym większe zainteresowanie
wzbudziły we mnie przytaczane przez McDowella
wypowiedzi całego szeregu wybitnych zachodnich
prawników, w tym członków angielskiego Sądu
Najwyższego, lorda Darlinga i lorda Caldecota oraz
ministra sprawiedliwości Wielkiej Brytanii lorda
Lindhersta. Ich werdykt sprowadza się do
stwierdzenia, że istniejące dowody byłyby
wystarczające do uznania faktu zmartwychwstania w
trakcie hipotetycznego procesu sądowego. Wieloletni
kierownik wydziału prawa w Harvardzie profesor
Greenleaf, autor zaliczanego już do klasyki
trzytomowego traktatu o prawie dowodowym,
opublikował nawet specjalną monografię „Badanie
10
świadectw czterech Ewangelistów według zasad
dopuszczalnych prawem dowodów, stosowanych w
procesie sądowym".
Zdaję sobie, oczywiście, sprawę z tego, że moja
szczątkowa wiedza na temat zachodniego
prawodawstwa zaczerpnięta jest przede wszystkim z
powieści kryminalnych Gardnera. Tym niemniej
jednak... Spróbujcie, proszę, wyobrazić sobie adwokata
Peny Masona (czy prokuratora Bergera), który próbuje
przekonać ławę przysięgłych, że pewne zdarzenie jest
wynikiem działania sił nadprzyrodzonych, jedynie na
tej podstawie, że on sam nie może osobiście
przedstawić przekonującej wersji zdarzenia.
Wyobraziliście sobie? Usiłuję to zrobić i nie mogę;
wyobraźnia odmawia mi posłuszeństwa...
W kwestii religii ja, podobnie jak wielu moich
kolegów-przyrodników, jestem agnostykiem; to, że w
sferze Rozumu nie ma dowodów na istnienie Boga, i
być ich nie może, zawsze było dla mnie aksjomatem.
Rezygnując ze szczerego tertulianisowskiego „Wierzę,
chociaż to absurd" i osobiście dokonując desakralizacji
tekstu Ewangelii, protestant McDowell świadomie
zaangażował się w dość ryzykowną grę na polu
11
przeciwnika. Nie znajdując na tyle sił, by oprzeć się
pokusie, przyjąłem jego wyzwanie; jak zwykł mawiać
jeden z moich przyjaciół: „Nie męcz! A skoro już
męczysz, bądź wyrozumiały...".
12
OKREŚLENIE ZADANIA
Zauważmy przede wszystkim, że spójność
zastosowanego przez McDowella systemu dowodów
jest iluzoryczna. Z punktu widzenia klasycznej logiki
system ów stanowi dowód pośredni, w którym
„prawdziwość tezy ustalana zostaje w wyniku
wykazania błędności założenia mu przeciwstawnego".
Ta metoda sama w sobie nie jest już uniwersalna, a jej
stosowanie wiąże się z szeregiem zasadniczych
ograniczeń. Bardziej istotna jest otóż inna kwestia. W
rozpatrywanym przypadku, fałszywość antytezy nie
jest udowadniana drogą dedukcji, a wyprowadzana
jako indukcyjne uogólnienie, pozwalające przyjąć
przypadek niepełnej indukcji (tak zwane „pochopne
uogólnienie").
Przechodząc od logicznego aspektu zadania do jego
treści należałoby pokreślić, że wykorzystany w
omawianym temacie konsekwentny wybór alternatyw
ma sens wtedy – i tylko wtedy – gdy ich dobór z
13
wyczerpującą pełnią przewyższa obszar logicznych
możliwości (przy czym, w istocie, upiera się
McDowell). Dlatego do zanegowania „schematu
Gładkowa – McDowella" jest konieczne i
wystarczające, co następuje. Powinienem
zaproponować przynajmniej jeszcze jedną hipotezę
(przyrodniczą, materialistyczną), która wyjaśniałaby
kompleks zdarzeń związanych z ukrzyżowaniem i
zmartwychwstaniem Chrystusa w sposób mniej
sprzeczny, niż wszystkie zanegowane wcześniej.3
Nasze zadanie jest zatem identyczne z tym, które
rozwiązane zostaje w każdej klasycznej powieści
kryminalnej, będącej w istocie układaniem łamigłówki.
Z ustalonej ilości fragmentów o określonym kształcie
(ustalonych faktów) trzeba ułożyć figurkę (wersję) tak,
aby fragmenty ściśle przylegały do siebie i wszystkie
co do jednego zostały wykorzystane, włącznie z tymi
najbardziej niewygodnymi. Powtórzę jeszcze raz na
wszelki wypadek: wersja powinna być wewnętrznie
pozbawiona sprzeczności, kwestia natomiast jej
3 Nadmieniam, że mniej więcej tym zajmował się kiedyś (bez większego,
zresztą, sukcesu) wysłany do Jerozolimy przez cesarza Tyberiusza „śledczy
do spraw szczególnej wagi", w znakomitym filmie Damianiego „Śledztwo".
14
prawdziwości lub fałszywości pozostaje na zupełnie
innej płaszczyźnie i w danym przypadku jest po prostu
nieistotna.
Takie podejście do zagadnienia pozwala nam,
przede wszystkim, uniknąć omawiania kwestii
historyczności postaci Chrystusa, konieczności
rozpatrywania kanonicznych Ewangelii jako
dokumentów historycznych i związanych z tym
problemów. To zabawne, gdy laik zagłębia się w
gąszcz problemów, o których specjaliści – historycy,
archeolodzy, filolodzy, językoznawcy – napisali
niewyobrażalne góry literatury.4
A zatem
proponowanego tekstu zupełnie nie należy rozpatrywać
przez pryzmat naukowej biblistyki; przedmiotem
naszych rozważań będą przede wszystkim postaci
literackie, a nie ich historyczne pierwowzory (jeśli
takie istniały). Otóż ja sam określiłbym go jako
kontynuację tej tradycji, w której namalowana została
moja ulubiona „Zagadka Prometeusza"
4 Wartość olśnień dyletantów widzę doskonale w dziedzinie własnej
działalności zawodowej – paleontologii; tu ci osobnicy regularnie starają się
uszczęśliwić świat nauki kolejną teorią wymierania dinozaurów. I chociaż
niektórzy z tych laików są uznanymi autorytetami w swoich dziedzinach
wiedzy (na przykład w astrofizyce), wśród paleontologów ich teorie
wywołują jedynie zgrzytanie zębów i wysypkę.
15
Meshterhaziego.
Autorstwo i chronologia powstania Ewangelii
przyjęta jest tu w pełnej zgodzie z kanonem
kościelnym; problemy ciągłości czterech tekstów
kanonicznych odnośnie logii Mateusza,
Ewangelii według świętego Tomasza i
protoewangelia Q (od niemieckiego „Quelle" – źródło)
nie będą nas interesować. Kanwę wydarzeń będę
wyjaśniał przede wszystkim według jednej z
klasycznych wersji, uzgadniających ze sobą wszystkie
teksty Nowego Testamentu – „Życiu Jezusa" W.F.
Farrara, napisanej z całkowicie ortodoksyjnego punktu
widzenia.
W szeregu jednak punktów, rozbieżności między
wersjami różnych Ewangelistów wydają się dość
zasadnicze; w tych przypadkach nie unikniemy
omawiania źródła tych różnic. W ramach naszego
podejścia opowiadania Mateusza Lewi i świętego
Piotra, Pawła i Jana, które legły u podstaw
odpowiednich Ewangelii można odbierać...
powiedzmy, jako zeznania czterech mieszkańców
zasypanej śniegiem osady w Yorkshire, w której, z
16
woli Agaty Christie, zaistniało tajemnicze
przestępstwo. W przypadkach spornych i wątpliwych,
dotyczących interpretacji tekstów lub realiów
historycznych, uważam za sprawiedliwe oddanie
szacunku właśnie opinii McDowella (o ile taka została
wyrażona).
Omawiając warunki wyjściowe, wprowadźmy
jedno ważne ograniczenie. W części omawianych
przez McDowella materialistycznych hipotez, Chrystus
i jego współtowarzysze przedstawieni zostali, mówiąc
bez ogródek jako chuligani albo półgłówki. I choć sam
do religii mam stosunek ambiwalentny, a do
oficjalnego kościoła dość chłodny, te założenia
zdecydowanie mi się nie podobają. W końcu, co by
ojcowie Kościoła nie mówili, każdy człowiek ma
swojego własnego Chrystusa. I niechby mój Chrystus z
punktu widzenia ortodoksyjnej dogmatyki był całkiem
dziwaczny (jako że nosi na sobie wszystkie „ojczyste
piętna" liberalnej teologii), nie będzie łgarzem w
żadnych okolicznościach. W każdym przypadku i
Chrystusowi, i większości jego towarzyszy przyszło
wkrótce przypłacić życiem swoje przekonania, co już
samo przez się powinno wzbudzać wobec nich
17
elementarny szacunek. Dlatego przy analizie hipotez,
w celu wyjaśnienia różnych węzłów zdarzeń za punkt
wyjścia wybierzemy rzecz następującą: świadome
oszustwo ze strony Chrystusa lub apostołów można
dopuszczać jedynie po tym, jak wyczerpane zostaną
wszystkie inne możliwe wyjaśnienia ("presumpcja
uczciwości"). Wybiegając w przód, chciałbym
zauważyć, że takich przypadków w sumie nie będzie
wiele.
Angielski chrześcijański filozof i publicysta, CS.
Lewis, jest znany przede wszystkim jako autor
umoralniających bajek dla dzieci. W „Opowieściach z
Narni" dziewczynka przypadkowo znajduje sposób, jak
trafić do zaczarowanej krainy, przechodząc przez starą
szafę na ubrania. Starszy brat i siostra, gdy usłyszeli jej
opowiadanie o tych wizytach, zaczynają obawiać się o
stan psychiki siostrzyczki i udają się po radę do
właściciela domu, profesora.
„Logika! – powiedział profesor nie tyle do nich, co
do siebie. – Dlaczego nie uczą logicznego myślenia w
tych ich szkołach? Istnieją tylko trzy możliwości: albo
wasza siostra kłamie, albo zwariowała, albo mówi
prawdę. Wiecie, że ona nigdy nie kłamie i każdy widzi,
18
że jest normalna. To znaczy, że o ile nie pojawią się u
was jakieś nowe fakty, musimy uznać, że ona mówi
prawdę."
Dziwne, że profesor Lewis uparcie nie dostrzega
jeszcze jednej możliwości – błędu u prawdomównego i
myślącego rozsądnie człowieka. Źródła podobnych
pomyłek są dość różnorakie. Mogą to być,
przykładowo, różnorodne zjawiska przyrody – od
optycznych efektów w atmosferze („latające talerze")
do głodu tlenowego w warunkach wysokogórskich
(„człowiek śniegu", „czarny alpinista"). Z drugiej
strony, i co w naszym wypadku ważniejsze – każdy
człowiek może stać się ofiarą zamierzonej mistyfikacji.
Istotne tu jest, że organizator poważnej mistyfikacji
powinien zadbać nie tylko o przekonujący charakter
samej inscenizacji, ale i o obecność w niej świadków o
nienagannej reputacji (niewiele jest pożytku z zeznań
głupca lub notorycznego łgarza). Nie bez powodu
różnego rodzaju specjaliści od telepatii i psychokinezy
zawsze życzą sobie, by w doświadczeniach
uczestniczyli sławni uczeni, kategorycznie odmawiając
prezentacji swoich cudów w obecności zawodowych
sztukmistrzów. Właśnie z tego powodu z przyjętej
19
przez nas „presumpcji uczciwości" zupełnie nie
wyniku zakładana a priori prawdziwość każdego faktu,
głoszonego przez Ewangelistów.
20
TŁO HISTORYCZNE
Zanim przejdziemy do bezpośredniej analizy
tekstów Ewangelii (i potem nie wychodzimy już poza
ich ramy), konieczne jest poczynienie kilku uwag
dotyczących realnego historycznego kontekstu
wydarzeń. W 6 roku n. e., w dwa lata po śmierci króla
Heroda Wielkiego, Palestyna utraciła resztki
niepodległości i znalazła się pod okupacją Rzymu. W
dwóch z czterech historycznych krain Palestyny –
Judei i Samarii – rządy zaczęli sprawować rzymscy
prokuratorzy, wyznaczani bezpośrednio przez
administrację cesarstwa. To spowodowało gwałtowne
nasilenie ruchów narodowowyzwoleńczych; ich
ideologię w znacznej mierze kształtowali religijni
fundamentaliści – faryzeusze, a najbardziej
zorganizowaną siłę tworzyli narodowi radykałowie z
partii zelotów. Ci ostatni „we wszystkim zgadzali się z
faryzeuszami, ale cechowało ich ponadto
niepohamowane umiłowanie wolności". [...] Nie
21
straszna im była żadna śmierć, a i żadne zabójstwo
(nawet krewnych i przyjaciół) nie powstrzymywało ich
przed rezygnacją z zasad wolności (Józef Flawiusz,
„Starożytności żydowskie") . To właśnie zeloci w
decydujący sposób przyczynili się do rozniecenia w 66
r. n.e. wojny żydowskiej, która w konsekwencji
doprowadziła Żydów do całkowitej katastrofy
narodowej.
Znaczącą rolę w kształtowaniu opinii społecznej w
Palestynie tradycyjnie odgrywali wędrowni
kaznodzieje. Historykom znany jest co najmniej tuzin
proroków, głoszących słowo boże przypuszczalnie w
tym samym czasie, co Jezus Chrystus i Jan Chrzciciel,
porównywalnych z nimi pod względem popularności;
prawie wszyscy oni zostali straceni przez Rzymian
jako potencjalni przywódcy żydowskiego powstania.
Niemniej jednak, w latach poprzedzających wojnę
żydowską wybuchło takich powstań 12 (nie licząc
pomniejszych buntów i aktów terroru). Rzymianie
reagowali na te zdarzenia w przyjęty u nich sposób:
według Józefa Fławiusza ukrzyżowali kiedyś w
Jerozolimie jednorazowo dwa tysiące osób.
Między tymi dwiema nieprzejednanymi siłami
22
balansowała miejscowa kościelno-państwowa elita.
Pierwotnie powstała na bazie jednej z religijnych sekt,
saduceuszy, przed opisywanym okresem całkowicie
odcięła się od ideologii i przekształciła się w partię
pragmatyków. Dla zachowania status quo byli oni
gotowi współpracować nawet z Rzymianami czy z
Marsjanami, a przy pierwszej nadarzającej się okazji
niezwłocznie przefarbować się na przywódców ruchu
narodowowyzwoleńczego (jak niedawno zrobiła to na
naszych oczach komunistyczna nomenklatura republik
byłego ZSRR).
I rzeczywiście tak się stało. W księdze dwudziestej
„Wojny żydowskiej" Józef Flawiusz opisuje wybory
nowej – „rewolucyjnej" – administracji w ogarniętej
powstaniem Jerozolimie; w ich wyniku „bezgraniczną
władzę nad miastem" uzyskał... niezniszczalny
najwyższy arcykapłan Kanaan. Oto komentarz do tej
księgi rosyjskiego wydawcy i tłumacza „Wojny
żydowskiej", J. L. Czertka: „Wyniki wyborów okazały
się tym sposobem bardzo niekorzystne dla zelotów,
mimo że po zwycięstwie nad Cestiuszem i wygnaniu
Rzymian poza granice kraju uzyskali oni zdecydowaną
przewagę zarówno w stolicy, jak i na prowincji. [...]
23
Eleazar-ben-Szymon, zwycięzca Cestiusza, później
naczelny dowódca wojsk, został całkowicie pominięty
w wyborach. Bardziej jeszcze potężny w tym czasie
przywódca zelotów Eleazar-ben-Ananias, który dał
początkowy impuls wojnie [...], w tym zapewne celu,
by usunąć go z Jerozolimy, otrzymał w zarządzanie
drugoplanową prowincję – Idumeę. Na najbardziej
odpowiedzialne stanowiska w Jerozolimie i Galilei
wyznaczeni zostali przyjaciele Rzymu, którzy wcześniej
ukrywali się przed prześladowaniami ze strony
zelotów, [wyróżnienie autora]. Znajomy obrazek,
nieprawdaż?
Te wydarzenia będą wszak miały miejsce nieco
później. W interesującym nas czasie kierownictwo
saduceuszy uważało, że większą korzyść przyniesie
demonstrowanie lojalności wobec „ośrodka
cesarskiego". Niepopularny reżim, jak to bywa
najczęściej, zapełnił kraj agentami tajnej policji. Józef
Flawiusz w „Starożytnościach żydowskich" pisze, że
od czasów Heroda Wielkiego (zwanego też Krwawym)
tortury, egzekucje i „zniknięcia" opozycjonistów stały
się powszechną praktyką: „Wielu obywateli, po części
jawnie, po części tajnie było uprowadzonych do
24
twierdzy Hyrkania i tam zamęczonych. Wszędzie w
miastach i wioskach byli szpiedzy, którzy śledzili
wszystkie zgromadzenia".
W odpowiedzi bojownicy partii zelotów –
sikariusze – rozpętali kampanię terroru przeciw
okupantom i lokalnym kolaborantom, której
uwieńczeniem było zabójstwo najwyższego
arcykapłana Jonatana. Zeloci posiadali rozgałęzione
konspiracyjne struktury, a ich agentura przenikała do
wszystkich ogniw aparatu państwowego. Oprócz tego
często utrzymywali oni kontakty z bandami
rozbójników (lub, jeśli ktoś sobie życzy, oddziałami
partyzantów), od których w kraju dosłownie aż się
roiło. Niektóre z tych zbrojnych formacji liczyły w
swoich szeregach nawet kilkuset ludzi; na przykład,
legendarny dowódca polowy Eleazar terroryzował
okolice Jerozolimy przez prawie dwadzieścia lat,
przeżywszy kilku prokuratorów i arcykapłanów.
Nie budzi też wątpliwości i to, że na terytorium
Syrii i Palestyny aktywnie działały służby specjalne
królestwa Partii, które w opisywanym okresie twardo i
całkiem skutecznie opierało się rzymskiemu „Drang
25
K. J. Yeskov Ewangelia według Afraniusza (Ewangelije ot Afranija) Przekład Eugeniusz Dębski Jacek Rossienik 1
– Na litość, co robisz, Afraniuszu! To chyba przecież pieczęć świątyni! – Nie warto, aby procurator martwił się taką błahostką – zawijając pakiet, odparł Afraniusz. – Czyżbyś miał wszystkie pieczęcie? – roześmiawszy się, zapytał Piłat. – Inaczej być nie może, procuratorze – bez cienia uśmiechu, niezmiernie surowo odparł Afraniusz. M. Bułhakow „Mistrz i Małgorzata" 2
Borghes zauważył kiedyś mimochodem, że „ludzie przekazują sobie z pokolenia na pokolenie dwie tylko historie: o okręcie, który zboczył z kursu i krąży po Morzu Śródziemnym w poszukiwaniu długo oczekiwanej wyspy i o Bogu ukrzyżowanym na Golgocie". Jak się wydaje, w ostatniej kwestii nie do końca ma on rację. Artystyczne i filozoficzne nadawanie nowego znaczenia symbolice wydarzeń, towarzyszących męce Jezusa Chrystusa, stało się trwałą literacką tradycją zaledwie w ubiegłym wieku, gdy Kościół w znacznym stopniu utracił funkcje nadzoru ideologicznego. Zazwyczaj ten temat obecny jest w narracji w postaci ubocznych tematycznych linii lub „powieści w powieści" (jak u Bułhakowa lub Ajtmatowa), rzadziej – w formie samodzielnych utworów (jak u France'a czy Leonida Andriejewa). Powstałe w ramach tej tradycji teksty są dosyć zróżnicowane – zarówno pod względem poziomu artystycznego (od nieśmiertelnego „Mistrza" do łobuzerskiego, fantastycznego narratora Ilji Warszawskiego „Pętli histerezy"), jak i stopnia zgodności z Pismem Świętym i realiami historycznymi 3
(od pewnej dokładności u Dąbrowskiego1 do zamierzonej niedbałości Strugackich). W tym ostatnim aspekcie należy porównać też dwa słynne arcydzieła kina – „Ewangelię według Mateusza" i „Ostatnie kuszenie Chrystusa". Czy trzeba podkreślać, że wersje różnych aktorów różnią się od siebie w sposób jak najbardziej radykalny, a ewangeliczne postacie stają się homonimiczne – przypomnijmy Piłatów France'a i Bułhakowa, Judaszów Leonida Andriejewa i Dąbrowskiego czy Jezusów Passoliniego i Scorsese. Tym niemniej w ramach tej tradycji funkcjonuje też jedno ogólne fundamentalne ograniczenie: bezpośrednia interwencja sił nadprzyrodzonych w bieg wydarzeń nie powinna wychodzić poza ramy „dziwnej chmury, która nadciągnęła nad Jeruzalem". To dlatego, tak kluczowe dla światopoglądu chrześcijańskiego wydarzenie jakim jest fizyczne zmartwychwstanie, 1 M. Dunajew w swoim artykule „Prawda o tym, że boli głowa" (Złatoust, N 1, 1992: 306-348), napisanym z pozycji wyznawcy wartości chrześcijańskich, dosłownie nie pozostawił kamienia na kamieniu na literackich interpretacjach Ewangelii Bułhakowa, Ajtmatowa i Tendriakowa. Brak w ich szeregu Dąbrowskiego wydał mi się dosyć znamienny. Nie będąc znawcą kościelnej dogmatyki, zawsze intuicyjnie przypuszczałem, że Chrystus ojca Kutorgi najbardziej odpowiada, jeśli nie literze, to duchowi chrześcijańskiej nauki. 4
zawsze wyprowadzone zostaje poza ramy opowieści, niezależnie od tego, że wielu autorów podejmujących ten temat, było bez wątpienia ludźmi wierzącymi. A ponieważ należę do pokolenia, na kształtowanie poglądów którego bułhakowski Jeszua wpływ miał nieporównywalnie większy niż jego oficjalny pierwowzór, kwestia zmartwychwstania aż do ostatniej chwili nie wzbudzała we mnie najmniejszego zainteresowania. 5
ARGUMENTACJA JOSHA MCDOWELLA Niedawno atoli trafiła w moje ręce książka znanego współczesnego kaznodziei McDowella,2 który postawił przed sobą zadanie dosyć niezwykłe – udowodnienie faktu fizycznego zmartwychwstania Chrystusa z wyłącznie racjonalnego punktu widzenia. Opierając się na Ewangelii jako dokumencie historycznym i przytaczając mnóstwo innych (pod względem religijnym neutralnych) źródeł, starannie wyselekcjonował wszystkie ewentualne możliwości materialistycznego wyjaśnienia niezwykłych wydarzeń, które nastąpiły po męce Jezusa Chrystusa, przede wszystkim zaś zniknięcie ciała z zapieczętowanego i strzeżonego przez rzymskich żołnierzy grobu. Hipotezy te sklasyfikował następująco: 2 Josh McDowell „Dowody zmartwychwstania", Slavic Gospel Press ed. Wheaton, IL, 1990, s. 203 (w oryginale: "The Resurrection Factor" by Josh McDowell, 1981). 6
1. Grób Chrystusa w rzeczywistości nie był pusty. 1.1 Rzeczywistego miejsca pochówku Chrystusa nie zna nikt; najprawdopodobniej jego ciało zostało wrzucone do rowu razem ze zwłokami innych skazańców (hipoteza Ginsberta). 1.2 Pomylenie grobów: kobiety, które jako pierwsze ujawniły „zmartwychwstanie", w rzeczywistości omyłkowo przyszły do jakiegoś innego, pustego grobu (hipoteza Lake'a). 1.3 Wszystkie opowieści o zmartwychwstaniu są legendami powstałymi wiele lat po męce Chrystusa, u podstaw których nie legły jakiekolwiek realne przesłanki 1.4 Opowieść o zmartwychwstaniu jest niczym innym jak alegorią; w rzeczywistości chodzi tu o czysto duchowe zmartwychwstanie. 1.5 Wszystkie objawienia Chrystusa są wynikiem indywidualnych i zbiorowych halucynacji. 2. Grób Chrystusa w rzeczywistości był pusty, ale opustoszał w sposób naturalny. 2.1 Ciało wykradli uczniowie. 2.2 Ciało zostało przeniesione i ukryte przez 7
władze po to, by zapobiec ewentualnym manipulacjom tych, którzy oczekiwali zmartwychwstania. 2.3 Chrystus nie umarł na krzyżu; został zdjęty z krzyża w stanie szoku, a potem odzyskał przytomność i powrócił do zdrowia. 2.4 Hipoteza „Spisku wielkanocnego" Schoenfielda. Jezus, wierząc, że jest wybrańcem Boga, postanowił stworzyć pozory spełnienia się proroctwa o Mesjaszu. W tym celu zorganizował (z pomocą Józefa z Arymatei) własne ukrzyżowanie i, by sfingować śmierć na krzyżu, wypił zamiast octu narkotyk. Zgodnie z planem miał być potem przeniesiony do grobu, który po upływie jakiegoś czasu opuściłby już jako „zmartwychwstały". Spisek nie powiódł się, gdyż rzymski żołnierz uderzył Jezusa włócznią i faktycznie pozbawił go życia. Potem jednak Maria i uczniowie wzięli za Chrystusa pewnego nieznanego młodzieńca, a Józef, który znał prawdę, nie miał najmniejszego zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Po rozprawieniu się, w różnym stopniu przekonywająco, ze wszystkimi przytoczonymi hipotezami McDowell uznał obszar podlegających 8
logicznemu wyjaśnieniu możliwości za wyczerpany i doszedł do wniosku, że wyjaśnienie zniknięcia ciała i późniejszych objawień Chrystusa, z materialistycznego punktu widzenia jest niemożliwe. Ergo – mamy tu do czynienia z bezpośrednią interwencją Boga w ziemskie sprawy. Nie wolno pominąć faktu, że absolutnie identyczny schemat dowodów na zmartwychwstanie Jezusa został przytoczony jeszcze w roku 1906 w „Ogólnodostępnej interpretacji Ewangelii" B. I. Gładkowa, „przeznaczonej dla inteligentnych czytelników, a przede wszystkim dla niewierzących, wątpiących i wahających się". Tenże autor równie konsekwentnie kwestionuje „trzy możliwe zaprzeczenia realności zmartwychwstania Jezusa Chrystusa: 1) uczniowie Jezusa wykradli Jego ciało i rozgłosili, że On zmartwychwstał; 2) Jezus nie umarł na krzyżu, a został pochowany będąc w stanie letargu, potem ożył i objawił się swym uczniom; 3) Jezus zmartwychwstał nie realnie, lecz jedynie w świadomości swoich uczniów". Chociaż z formalnego punktu widzenia zestaw hipotez jest u Gładkowa wyraźnie uboższy niż u McDowella, w rzeczywistości wyczerpuje całość 9
realnego zróżnicowania zupełnie nie przystających do siebie stanowisk (nie warto przecież poważnie polemizować, np. z wersją tak fantastyczną i pełną wewnętrznych sprzeczności jak „Spisek wielkanocny". Myślę, że dla każdego człowieka, któremu nieobce są prawa logiki, najzupełniej oczywista będzie zasadnicza słabość systemu dowodów McDowella lub Gładkowa (o tym niżej); podkreślę jedynie, że mowa tu o systemie jako całości, a nie o konkretnych zaprzeczeniach. Tym większe zainteresowanie wzbudziły we mnie przytaczane przez McDowella wypowiedzi całego szeregu wybitnych zachodnich prawników, w tym członków angielskiego Sądu Najwyższego, lorda Darlinga i lorda Caldecota oraz ministra sprawiedliwości Wielkiej Brytanii lorda Lindhersta. Ich werdykt sprowadza się do stwierdzenia, że istniejące dowody byłyby wystarczające do uznania faktu zmartwychwstania w trakcie hipotetycznego procesu sądowego. Wieloletni kierownik wydziału prawa w Harvardzie profesor Greenleaf, autor zaliczanego już do klasyki trzytomowego traktatu o prawie dowodowym, opublikował nawet specjalną monografię „Badanie 10
świadectw czterech Ewangelistów według zasad dopuszczalnych prawem dowodów, stosowanych w procesie sądowym". Zdaję sobie, oczywiście, sprawę z tego, że moja szczątkowa wiedza na temat zachodniego prawodawstwa zaczerpnięta jest przede wszystkim z powieści kryminalnych Gardnera. Tym niemniej jednak... Spróbujcie, proszę, wyobrazić sobie adwokata Peny Masona (czy prokuratora Bergera), który próbuje przekonać ławę przysięgłych, że pewne zdarzenie jest wynikiem działania sił nadprzyrodzonych, jedynie na tej podstawie, że on sam nie może osobiście przedstawić przekonującej wersji zdarzenia. Wyobraziliście sobie? Usiłuję to zrobić i nie mogę; wyobraźnia odmawia mi posłuszeństwa... W kwestii religii ja, podobnie jak wielu moich kolegów-przyrodników, jestem agnostykiem; to, że w sferze Rozumu nie ma dowodów na istnienie Boga, i być ich nie może, zawsze było dla mnie aksjomatem. Rezygnując ze szczerego tertulianisowskiego „Wierzę, chociaż to absurd" i osobiście dokonując desakralizacji tekstu Ewangelii, protestant McDowell świadomie zaangażował się w dość ryzykowną grę na polu 11
przeciwnika. Nie znajdując na tyle sił, by oprzeć się pokusie, przyjąłem jego wyzwanie; jak zwykł mawiać jeden z moich przyjaciół: „Nie męcz! A skoro już męczysz, bądź wyrozumiały...". 12
OKREŚLENIE ZADANIA Zauważmy przede wszystkim, że spójność zastosowanego przez McDowella systemu dowodów jest iluzoryczna. Z punktu widzenia klasycznej logiki system ów stanowi dowód pośredni, w którym „prawdziwość tezy ustalana zostaje w wyniku wykazania błędności założenia mu przeciwstawnego". Ta metoda sama w sobie nie jest już uniwersalna, a jej stosowanie wiąże się z szeregiem zasadniczych ograniczeń. Bardziej istotna jest otóż inna kwestia. W rozpatrywanym przypadku, fałszywość antytezy nie jest udowadniana drogą dedukcji, a wyprowadzana jako indukcyjne uogólnienie, pozwalające przyjąć przypadek niepełnej indukcji (tak zwane „pochopne uogólnienie"). Przechodząc od logicznego aspektu zadania do jego treści należałoby pokreślić, że wykorzystany w omawianym temacie konsekwentny wybór alternatyw ma sens wtedy – i tylko wtedy – gdy ich dobór z 13
wyczerpującą pełnią przewyższa obszar logicznych możliwości (przy czym, w istocie, upiera się McDowell). Dlatego do zanegowania „schematu Gładkowa – McDowella" jest konieczne i wystarczające, co następuje. Powinienem zaproponować przynajmniej jeszcze jedną hipotezę (przyrodniczą, materialistyczną), która wyjaśniałaby kompleks zdarzeń związanych z ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem Chrystusa w sposób mniej sprzeczny, niż wszystkie zanegowane wcześniej.3 Nasze zadanie jest zatem identyczne z tym, które rozwiązane zostaje w każdej klasycznej powieści kryminalnej, będącej w istocie układaniem łamigłówki. Z ustalonej ilości fragmentów o określonym kształcie (ustalonych faktów) trzeba ułożyć figurkę (wersję) tak, aby fragmenty ściśle przylegały do siebie i wszystkie co do jednego zostały wykorzystane, włącznie z tymi najbardziej niewygodnymi. Powtórzę jeszcze raz na wszelki wypadek: wersja powinna być wewnętrznie pozbawiona sprzeczności, kwestia natomiast jej 3 Nadmieniam, że mniej więcej tym zajmował się kiedyś (bez większego, zresztą, sukcesu) wysłany do Jerozolimy przez cesarza Tyberiusza „śledczy do spraw szczególnej wagi", w znakomitym filmie Damianiego „Śledztwo". 14
prawdziwości lub fałszywości pozostaje na zupełnie innej płaszczyźnie i w danym przypadku jest po prostu nieistotna. Takie podejście do zagadnienia pozwala nam, przede wszystkim, uniknąć omawiania kwestii historyczności postaci Chrystusa, konieczności rozpatrywania kanonicznych Ewangelii jako dokumentów historycznych i związanych z tym problemów. To zabawne, gdy laik zagłębia się w gąszcz problemów, o których specjaliści – historycy, archeolodzy, filolodzy, językoznawcy – napisali niewyobrażalne góry literatury.4 A zatem proponowanego tekstu zupełnie nie należy rozpatrywać przez pryzmat naukowej biblistyki; przedmiotem naszych rozważań będą przede wszystkim postaci literackie, a nie ich historyczne pierwowzory (jeśli takie istniały). Otóż ja sam określiłbym go jako kontynuację tej tradycji, w której namalowana została moja ulubiona „Zagadka Prometeusza" 4 Wartość olśnień dyletantów widzę doskonale w dziedzinie własnej działalności zawodowej – paleontologii; tu ci osobnicy regularnie starają się uszczęśliwić świat nauki kolejną teorią wymierania dinozaurów. I chociaż niektórzy z tych laików są uznanymi autorytetami w swoich dziedzinach wiedzy (na przykład w astrofizyce), wśród paleontologów ich teorie wywołują jedynie zgrzytanie zębów i wysypkę. 15
Meshterhaziego. Autorstwo i chronologia powstania Ewangelii przyjęta jest tu w pełnej zgodzie z kanonem kościelnym; problemy ciągłości czterech tekstów kanonicznych odnośnie logii Mateusza, Ewangelii według świętego Tomasza i protoewangelia Q (od niemieckiego „Quelle" – źródło) nie będą nas interesować. Kanwę wydarzeń będę wyjaśniał przede wszystkim według jednej z klasycznych wersji, uzgadniających ze sobą wszystkie teksty Nowego Testamentu – „Życiu Jezusa" W.F. Farrara, napisanej z całkowicie ortodoksyjnego punktu widzenia. W szeregu jednak punktów, rozbieżności między wersjami różnych Ewangelistów wydają się dość zasadnicze; w tych przypadkach nie unikniemy omawiania źródła tych różnic. W ramach naszego podejścia opowiadania Mateusza Lewi i świętego Piotra, Pawła i Jana, które legły u podstaw odpowiednich Ewangelii można odbierać... powiedzmy, jako zeznania czterech mieszkańców zasypanej śniegiem osady w Yorkshire, w której, z 16
woli Agaty Christie, zaistniało tajemnicze przestępstwo. W przypadkach spornych i wątpliwych, dotyczących interpretacji tekstów lub realiów historycznych, uważam za sprawiedliwe oddanie szacunku właśnie opinii McDowella (o ile taka została wyrażona). Omawiając warunki wyjściowe, wprowadźmy jedno ważne ograniczenie. W części omawianych przez McDowella materialistycznych hipotez, Chrystus i jego współtowarzysze przedstawieni zostali, mówiąc bez ogródek jako chuligani albo półgłówki. I choć sam do religii mam stosunek ambiwalentny, a do oficjalnego kościoła dość chłodny, te założenia zdecydowanie mi się nie podobają. W końcu, co by ojcowie Kościoła nie mówili, każdy człowiek ma swojego własnego Chrystusa. I niechby mój Chrystus z punktu widzenia ortodoksyjnej dogmatyki był całkiem dziwaczny (jako że nosi na sobie wszystkie „ojczyste piętna" liberalnej teologii), nie będzie łgarzem w żadnych okolicznościach. W każdym przypadku i Chrystusowi, i większości jego towarzyszy przyszło wkrótce przypłacić życiem swoje przekonania, co już samo przez się powinno wzbudzać wobec nich 17
elementarny szacunek. Dlatego przy analizie hipotez, w celu wyjaśnienia różnych węzłów zdarzeń za punkt wyjścia wybierzemy rzecz następującą: świadome oszustwo ze strony Chrystusa lub apostołów można dopuszczać jedynie po tym, jak wyczerpane zostaną wszystkie inne możliwe wyjaśnienia ("presumpcja uczciwości"). Wybiegając w przód, chciałbym zauważyć, że takich przypadków w sumie nie będzie wiele. Angielski chrześcijański filozof i publicysta, CS. Lewis, jest znany przede wszystkim jako autor umoralniających bajek dla dzieci. W „Opowieściach z Narni" dziewczynka przypadkowo znajduje sposób, jak trafić do zaczarowanej krainy, przechodząc przez starą szafę na ubrania. Starszy brat i siostra, gdy usłyszeli jej opowiadanie o tych wizytach, zaczynają obawiać się o stan psychiki siostrzyczki i udają się po radę do właściciela domu, profesora. „Logika! – powiedział profesor nie tyle do nich, co do siebie. – Dlaczego nie uczą logicznego myślenia w tych ich szkołach? Istnieją tylko trzy możliwości: albo wasza siostra kłamie, albo zwariowała, albo mówi prawdę. Wiecie, że ona nigdy nie kłamie i każdy widzi, 18
że jest normalna. To znaczy, że o ile nie pojawią się u was jakieś nowe fakty, musimy uznać, że ona mówi prawdę." Dziwne, że profesor Lewis uparcie nie dostrzega jeszcze jednej możliwości – błędu u prawdomównego i myślącego rozsądnie człowieka. Źródła podobnych pomyłek są dość różnorakie. Mogą to być, przykładowo, różnorodne zjawiska przyrody – od optycznych efektów w atmosferze („latające talerze") do głodu tlenowego w warunkach wysokogórskich („człowiek śniegu", „czarny alpinista"). Z drugiej strony, i co w naszym wypadku ważniejsze – każdy człowiek może stać się ofiarą zamierzonej mistyfikacji. Istotne tu jest, że organizator poważnej mistyfikacji powinien zadbać nie tylko o przekonujący charakter samej inscenizacji, ale i o obecność w niej świadków o nienagannej reputacji (niewiele jest pożytku z zeznań głupca lub notorycznego łgarza). Nie bez powodu różnego rodzaju specjaliści od telepatii i psychokinezy zawsze życzą sobie, by w doświadczeniach uczestniczyli sławni uczeni, kategorycznie odmawiając prezentacji swoich cudów w obecności zawodowych sztukmistrzów. Właśnie z tego powodu z przyjętej 19
przez nas „presumpcji uczciwości" zupełnie nie wyniku zakładana a priori prawdziwość każdego faktu, głoszonego przez Ewangelistów. 20
TŁO HISTORYCZNE Zanim przejdziemy do bezpośredniej analizy tekstów Ewangelii (i potem nie wychodzimy już poza ich ramy), konieczne jest poczynienie kilku uwag dotyczących realnego historycznego kontekstu wydarzeń. W 6 roku n. e., w dwa lata po śmierci króla Heroda Wielkiego, Palestyna utraciła resztki niepodległości i znalazła się pod okupacją Rzymu. W dwóch z czterech historycznych krain Palestyny – Judei i Samarii – rządy zaczęli sprawować rzymscy prokuratorzy, wyznaczani bezpośrednio przez administrację cesarstwa. To spowodowało gwałtowne nasilenie ruchów narodowowyzwoleńczych; ich ideologię w znacznej mierze kształtowali religijni fundamentaliści – faryzeusze, a najbardziej zorganizowaną siłę tworzyli narodowi radykałowie z partii zelotów. Ci ostatni „we wszystkim zgadzali się z faryzeuszami, ale cechowało ich ponadto niepohamowane umiłowanie wolności". [...] Nie 21
straszna im była żadna śmierć, a i żadne zabójstwo (nawet krewnych i przyjaciół) nie powstrzymywało ich przed rezygnacją z zasad wolności (Józef Flawiusz, „Starożytności żydowskie") . To właśnie zeloci w decydujący sposób przyczynili się do rozniecenia w 66 r. n.e. wojny żydowskiej, która w konsekwencji doprowadziła Żydów do całkowitej katastrofy narodowej. Znaczącą rolę w kształtowaniu opinii społecznej w Palestynie tradycyjnie odgrywali wędrowni kaznodzieje. Historykom znany jest co najmniej tuzin proroków, głoszących słowo boże przypuszczalnie w tym samym czasie, co Jezus Chrystus i Jan Chrzciciel, porównywalnych z nimi pod względem popularności; prawie wszyscy oni zostali straceni przez Rzymian jako potencjalni przywódcy żydowskiego powstania. Niemniej jednak, w latach poprzedzających wojnę żydowską wybuchło takich powstań 12 (nie licząc pomniejszych buntów i aktów terroru). Rzymianie reagowali na te zdarzenia w przyjęty u nich sposób: według Józefa Fławiusza ukrzyżowali kiedyś w Jerozolimie jednorazowo dwa tysiące osób. Między tymi dwiema nieprzejednanymi siłami 22
balansowała miejscowa kościelno-państwowa elita. Pierwotnie powstała na bazie jednej z religijnych sekt, saduceuszy, przed opisywanym okresem całkowicie odcięła się od ideologii i przekształciła się w partię pragmatyków. Dla zachowania status quo byli oni gotowi współpracować nawet z Rzymianami czy z Marsjanami, a przy pierwszej nadarzającej się okazji niezwłocznie przefarbować się na przywódców ruchu narodowowyzwoleńczego (jak niedawno zrobiła to na naszych oczach komunistyczna nomenklatura republik byłego ZSRR). I rzeczywiście tak się stało. W księdze dwudziestej „Wojny żydowskiej" Józef Flawiusz opisuje wybory nowej – „rewolucyjnej" – administracji w ogarniętej powstaniem Jerozolimie; w ich wyniku „bezgraniczną władzę nad miastem" uzyskał... niezniszczalny najwyższy arcykapłan Kanaan. Oto komentarz do tej księgi rosyjskiego wydawcy i tłumacza „Wojny żydowskiej", J. L. Czertka: „Wyniki wyborów okazały się tym sposobem bardzo niekorzystne dla zelotów, mimo że po zwycięstwie nad Cestiuszem i wygnaniu Rzymian poza granice kraju uzyskali oni zdecydowaną przewagę zarówno w stolicy, jak i na prowincji. [...] 23
Eleazar-ben-Szymon, zwycięzca Cestiusza, później naczelny dowódca wojsk, został całkowicie pominięty w wyborach. Bardziej jeszcze potężny w tym czasie przywódca zelotów Eleazar-ben-Ananias, który dał początkowy impuls wojnie [...], w tym zapewne celu, by usunąć go z Jerozolimy, otrzymał w zarządzanie drugoplanową prowincję – Idumeę. Na najbardziej odpowiedzialne stanowiska w Jerozolimie i Galilei wyznaczeni zostali przyjaciele Rzymu, którzy wcześniej ukrywali się przed prześladowaniami ze strony zelotów, [wyróżnienie autora]. Znajomy obrazek, nieprawdaż? Te wydarzenia będą wszak miały miejsce nieco później. W interesującym nas czasie kierownictwo saduceuszy uważało, że większą korzyść przyniesie demonstrowanie lojalności wobec „ośrodka cesarskiego". Niepopularny reżim, jak to bywa najczęściej, zapełnił kraj agentami tajnej policji. Józef Flawiusz w „Starożytnościach żydowskich" pisze, że od czasów Heroda Wielkiego (zwanego też Krwawym) tortury, egzekucje i „zniknięcia" opozycjonistów stały się powszechną praktyką: „Wielu obywateli, po części jawnie, po części tajnie było uprowadzonych do 24
twierdzy Hyrkania i tam zamęczonych. Wszędzie w miastach i wioskach byli szpiedzy, którzy śledzili wszystkie zgromadzenia". W odpowiedzi bojownicy partii zelotów – sikariusze – rozpętali kampanię terroru przeciw okupantom i lokalnym kolaborantom, której uwieńczeniem było zabójstwo najwyższego arcykapłana Jonatana. Zeloci posiadali rozgałęzione konspiracyjne struktury, a ich agentura przenikała do wszystkich ogniw aparatu państwowego. Oprócz tego często utrzymywali oni kontakty z bandami rozbójników (lub, jeśli ktoś sobie życzy, oddziałami partyzantów), od których w kraju dosłownie aż się roiło. Niektóre z tych zbrojnych formacji liczyły w swoich szeregach nawet kilkuset ludzi; na przykład, legendarny dowódca polowy Eleazar terroryzował okolice Jerozolimy przez prawie dwadzieścia lat, przeżywszy kilku prokuratorów i arcykapłanów. Nie budzi też wątpliwości i to, że na terytorium Syrii i Palestyny aktywnie działały służby specjalne królestwa Partii, które w opisywanym okresie twardo i całkiem skutecznie opierało się rzymskiemu „Drang 25