uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 864 053
  • Obserwuję817
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 103 927

Andrew Kaplan - Homeland. Ścieżki Carrie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

uzavrano
EBooki
A

Andrew Kaplan - Homeland. Ścieżki Carrie.pdf

uzavrano EBooki A Andrew Kaplan
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1186 stron)

Mojemu synowi Justinowi, dzięki któremu wszystko staje się lepsze, oraz pracownikom amerykańskich służb wywiadowczych, wiernym jednej z najbardziej ulotnych wartości na ziemi – prawdzie ===LUIgTCVLIA5tAm9PeUFzS3lZOkgxQitKCn0NI1M/

OD AUTORA Dodatkowe informacje o opisanych tu postaciach i instytucjach zawierają słownik terminów i lista bohaterów na końcu książki ===LUIgTCVLIA5tAm9PeUFzS3lZOkgxQitKCn0NI1M/

– Wiesz, jakie to uczucie obudzić się o piątej w ciemny zimowy poranek, kiedy w Princeton wszyscy jeszcze śpią? Wychodzę z akademika 1915 Hall ubrana w dres, bo nigdy nie przejmowałam się tym, co mam na sobie. Byłam jedną z tych poważnych dziewczyn, które nie flirtują z chłopcami, ale coś w życiu osiągną. Zaczynam biec bez włączania stopera. Kampus jest cichy, wokół nie ma żywego ducha, powietrze tak zimne, że każdy oddech sprawia ból. Biegnę Nassau Street. Rolety są zasłonięte, światła lamp odbijają się w pokrytym lodem chodniku.

Potem skręcam w prawo w Washington Street, biegnę z powrotem w stronę kampusu, mijając budynki Woodrow Wilson i First, kierując się na stadion Weaver Track. Zatrzymuję się. Mój oddech tworzy kłęby pary, niebo zaczyna szarzeć. Włączam stoper i przebiegam tysiąc pięćset metrów ile sił w nogach, jakby mnie ktoś ścigał, próbuję się skupić na równomiernym rytmie kroków. Przyrzekam, Saul, nawet kiedy myślałam, że wyzionę ducha na kolejnych dwustu metrach, czułam się tak, jakbym mogła biec bez końca.

– Czego chcesz, Carrie? Czego, do cholery, chcesz? – Nie wiem. Znów być tamtą dziewczyną. Czuć, że wszystko jest jasne… Czy tak się w ogóle mówi? On coś ukrywa, Saul. Naprawdę. – Wszyscy coś ukrywają. Jesteśmy tylko ludźmi. – Ale tu chodzi o coś złego. O coś, co nas zrani. Nie możemy znów do tego dopuścić. – Ustalmy jedną rzecz. Nie ryzykujesz jedynie swojego życia i naszych stanowisk. Chodzi o bezpieczeństwo

narodowe. Całą Agencję. Na pewno chcesz to zrobić? – Właśnie o czymś pomyślałam. Już nigdy nie będę tamtą dziewczyną, prawda? – Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek nią byłaś. ===LUIgTCVLIA5tAm9PeUFzS3lZOkgxQitKCn0NI1M/

2006 PRZED BRODYM ===LUIgTCVLIA5tAm9PeUFzS3lZOkgxQitKCn0NI1M/

ROZDZIAŁ 1 Al-Aszrafijja, Bejrut, Liban Słowik się spóźniał. W ciemnej sali kinowej na drugim fotelu w czwartym rzędzie od końca Carrie Mathison zastanawiała się, czy się nie wycofać. To miał być tylko początkowy kontakt. „Mijające się statki”, mawiał Saul Berenson, jej szef i mentor, kiedy jeszcze byli na Farmie, jednostce szkoleniowej

CIA w Wirginii. Miała się przyjrzeć Tasze al-Douniemu, któremu nadali kryptonim Słowik, pozwolić mu na siebie zerknąć, powiedzieć mu szeptem o czasie i miejscu następnego spotkania i wyjść. Podręcznikowa akcja. Jeśli osoba kontaktowa się spóźniała, to zgodnie z procedurą należało poczekać na nią piętnaście, dwadzieścia minut, po czym wycofać się i umówić na inny termin, gdyby miała dobre usprawiedliwienie. Nie wystarczały powszechne wymówki takie jak „czas bliskowschodni”, który mógł oznaczać wszystko, od półgodziny do pół dnia

spóźnienia, lub zwykły piątkowy korek na bulwarze Fuada Szihaba podczas cinq à sept, między piątą a siódmą po południu, kiedy biznesmeni spotykali się z kochankami w mieszkaniach zapewniającej dyskrecję dzielnicy Hamra. Tylko że Carrie chciała tego spotkania. Zgodnie z tym, co wiedziała od Dimy, ładnej libańskiej imprezowiczki z maronickiego ugrupowania Sojusz 14 Marca, którą co wieczór można było spotkać w barze na dachu hotelu Le Gray w historycznej dzielnicy miasta, istniały dwa powody, dla których Al-Douni byłby

dla CIA cennym informatorem. Po pierwsze, pracował w GDB, Generalnym Dyrektoriacie Bezpieczeństwa, brutalnej syryjskiej agencji wywiadowczej, dzięki której miał bezpośredni dostęp do reżimu Asada w Damaszku. Po drugie, potrzebował pieniędzy. Jego seksowna egipska kochanka lubiła luksusowe życie, przez które doprowadzała go do ruiny. Tak przynajmniej twierdziła Dima. Znów zerknęła na zegarek. Dwadzieścia dziewięć minut. „Gdzie on się, do cholery, podziewa?” Carrie rozejrzała się po prawie pełnej sali kinowej. Od rozpoczęcia filmu nikt nie

wszedł do środka. Na ekranie Harry, Ron i Hermiona na lekcji u Szalonookiego Moody’ego przyglądali się, jak ten rzuca z a k l ę c i e imperius na groźnie wyglądającego latającego owada. Jej nerwy były napięte jak struny skrzypiec, choć to nie musiało niczego oznaczać. Carrie nie zawsze mogła ufać swoim uczuciom. Czasem miała wrażenie, że za jej system nerwowy odpowiadali ci sami idioci, którzy skonstruowali sieć energetyczną w Waszyngtonie. Lekarz stwierdził u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Psychiatra polecony jej

w przychodni studenckiej w Princeton wyjaśnił jej, że to zaburzenie charakteryzujące się epizodami łagodnej manii przeplatającymi się z epizodami depresji. Jej siostra Maggie miała lepszą definicję: – Emocjonalna huśtawka od „jestem najmądrzejszą, najładniejszą, najfantastyczniejszą dziewczyną na ziemi” do „chcę się zabić”. Mimo to cały ten kontakt wydawał się dziwny. Pomyślała, że nie może dłużej czekać. Hermiona krzyczała na Moody’ego,

błagając go, by przerwał zaklęcie, które zabijało biednego owada. Idealny moment – mnóstwo hałasu i efektów specjalnych. „Nikt mnie nie zauważy”, pomyślała, wstając, po czym skierowała się w stronę kinowego holu. Wyszła na ulicę. Poczuła, że zwraca na siebie uwagę i wszyscy na nią patrzą. W jakimś stopniu kobiety z Zachodu przebywające na Bliskim Wschodzie zawsze się tak czuły. Wyróżniały się. Jedynym sposobem, by tego uniknąć, było schowanie się pod abają oraz woalem i liczenie na to, że nikt nie podejdzie na tyle blisko, by dobrze ci się przyjrzeć.

Jednak ze smukłą sylwetką, długimi blond włosami i urodą amerykańskiej dziewczyny z sąsiedztwa Carrie nie była w stanie zwieść nikogo, chyba że z dużej odległości. W północnym Bejrucie, gdzie kobiety nosiły wszystko – od hidżabu po obcisłe markowe dżinsy, a czasem jedno i drugie jednocześnie – i tak niewiele by to dało. Kiedy była w kinie, na zewnątrz zapadł zmrok. Na alei Michela Bustrosa panował tłok, a blask reflektorów oraz lamp w oknach wysokich biurowców i apartamentowców tworzył mozaikę

światła i cieni. Carrie rozejrzała się po ulicy, wypatrując obserwatorów. Wszelkie zerwane kontakty były potencjalnie niebezpieczne. I wtedy jej serce na moment się zatrzymało. Słowik siedział przy stoliku w kawiarni po drugiej stronie ulicy i patrzył prosto na nią. Nie tak się umówili. Niemożliwe, by nie zrozumiał instrukcji, którą poprzedniego wieczoru przekazała mu Dima w hotelu Le Gray. Oszalał? Po chwili jeszcze bardziej wszystko popsuł. Wykonał gest, który w Ameryce oznacza „idź sobie”, a na Bliskim Wschodzie „chodź tu”.

Natychmiast zrozumiała, co jest grane. Nagle jak po potrząśnięciu kalejdoskopem wszystkie elementy złożyły się w spójny wzór. To zasadzka. Al-Douni należał podobno do GDB. Był wytrawnym agentem sił wywiadowczych. Nie popełniłby tak podstawowego błędu. Czy było to GDB, czy też Hezbollah, żadna z tych organizacji nie wzgardziłaby zabiciem albo wzięciem w niewolę agentki CIA. Schwytanie atrakcyjnej blondynki, na dodatek amerykańskiego szpiega, byłoby dla nich jak wygrana na loterii. W myślach Carrie już wyobrażała

sobie medialny cyrk, kiedy porywacze poprowadzą ją przed kamerę, donosząc o kolejnej amerykańskiej ingerencji na Bliskim Wschodzie, po latach trzymania jej w zamknięciu, torturach i gwałtach. Bądź co bądź była szpiegiem, nie wspominając już o tym, że wielu tutejszych mężczyzn uważało zachodnie kobiety za dziwki. Słowik skinął do niej jeszcze raz i w tej samej chwili kątem oka Carrie zauważyła zmierzających w jej stronę dwóch Arabów, którzy wysiedli z furgonetki po tej samej stronie ulicy. Zamierzali ją porwać. Carrie musiała podjąć decyzję natychmiast – za kilka

minut może stracić wolność. Odwróciła się i weszła z powrotem do budynku kina. – Zapomniałam czegoś – wymamrotała po arabsku, pokazując bilet kontrolerowi. Przeszła alejką między rzędami, wytężając wzrok w ciemności. Na ekranie Hermiona pozbawiała wspomnień jednego z napastników w kawiarni. W tej samej chwili Carrie wyszła tylnymi drzwiami na wąską boczną uliczkę. „Przyjdą tu za mną”, pomyślała, kierując się w stronę głównej ulicy. Wyjrzała zza rogu. Słowik nie siedział już w kawiarni. Dwaj mężczyźni zdążyli

pewnie wejść do środka. Biegiem skręciła w wąską uliczkę z dala od zgiełku. Zastanawiała się, ilu ich było, wyrzucając sobie w duchu, że założyła szpilki. Część przykrywki. Żadna szanująca się kobieta w Bejrucie nie wyszłaby z domu w płaskim obuwiu, chyba że miała na sobie abaję. „Dwaj mężczyźni to nie koniec – pomyślała, zatrzymując się, by ściągnąć buty. – Nie, jeśli mieli poważne zamiary”. Ulica była ciemna, zacieniona przez drzewa. Znajdowało się na niej niewielu ludzi, zresztą nawet tłum nie

powstrzymałby napastników. Zza rogu wyłonili się dwaj Arabowie, którzy wcześniej wysiedli z furgonetki. Jeden z nich wyciągnął coś spod kurtki. Wyglądało to jak pistolet z tłumikiem. Carrie zaczęła biec, myśląc, że jej nie docenili. Jest świetną biegaczką. Da radę uciec. W tej samej chwili usłyszała ostry świst i poczuła piekący ból w nodze. Spojrzała w dół i zobaczyła na chodniku biały ślad po kuli. Strzelali do niej. Zrobiła szybki unik najpierw w prawo, a potem w lewo, po czym dotknęła nogi i wyczuła wilgoć przez dziurę w dżinsach.

Krew. „Odłamek chodnika musiał trafić mnie rykoszetem”, pomyślała, biegnąc ile sił i czując pod gołymi stopami twardy beton. Skręciła w całkowicie opustoszałą ulicę. Musiała coś zrobić i to zaraz. Po lewej stronie znajdował się wielki dom ogrodzony płotem z kutego żelaza, po prawej – zwieńczona kopułą grecka cerkiew, oświetlona białym światłem reflektorów. Podbiegła do bocznych drzwi świątyni i pociągnęła za klamkę. Zamknięte. Obejrzała się za siebie i poczuła, jak serce kołacze jej w piersi. Zauważyła