uzavrano

  • Dokumenty11 087
  • Odsłony1 863 563
  • Obserwuję817
  • Rozmiar dokumentów11.3 GB
  • Ilość pobrań1 103 659

Barbara Cartland - Petrina

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :569.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Barbara Cartland - Petrina.pdf

uzavrano EBooki B Barbara Cartland
Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 98 stron)

CARTLAND BARBARA PETRINA

ROZDZIAŁ 1 Rok 1819 Jeden z koni ciągnących powóz hrabiego Stavertona zaczął nagle kuleć. Hrabia zatrzymał pojazd, a siedzący z tyłu powozu lokaj zeskoczył, aby sprawdzić co się stało. - To pewnie kamień, milordzie - zawołał. - Te drogi są fatalne. - Istotnie - rzekł hrabia i także wysiadł. Droga, którą jechali, była usłana drobnymi kamykami, więc nic dziwnego, że jeden z nich wbił się w końskie kopyto. Hrabia wracał do Londynu ze St. Albans, gdzie w domu znajomego oglądał walkę dwóch znakomitych szermierzy. Widowisko wypadło bardzo ciekawie i zwycięzca otrzymał od hrabiego sporą sumę pieniędzy, lecz towarzystwo, które tam zastał, jak też jedzenie okazały się fatalne. Był miły wiosenny poranek, pośród drzew kwitły całe dywany różnobarwnego kwiecia. Hrabia przez chwilę przypatrywał się, jak lokaj oporządza okulałego konia, potem przeniósł wzrok na całą czwórkę. Wszystkie konie były karej maści, rasowe, doskonale dobrane. Takiego zaprzęgu miał żaden z członków klubu, w którym bywał. Aby rozprostować nieco nogi, hrabia przechadzał się po trawie, nie zwracając uwagi na pyłki kwiatowe czepiające się jego wspaniale wyglansowanych butów z cholewami. Niespodziewanie ujrzał ceglane ogrodzenie otaczające park należący zapewne do jakiegoś arystokraty. Cegły były stare i wyblakłe, a wiosenne słońce rzucało na nie świetlne błyski. Pomyślał, że ogrodzenie jego domu w hrabstwie Oksford jest tego samego koloru, gdy nagle, tuż przed jego głową, przeleciał przez mur jakiś ciężki przedmiot. To coś z hałasem upadło koło jego stóp i hrabia ze zdumieniem zobaczył skórzaną walizkę. Spojrzał, skąd zleciała, i dostrzegł na murze kobiecą sylwetkę. Ukazując zgrabne nogi, kobieta ześlizgiwała się po ogrodzeniu, przytrzymując się występów. Kiedy się odwróciła, ujrzała hrabiego, a u jego stóp walizkę. - Niewiele brakowało, a ten przedmiot wylądowałby na mojej głowie - powiedział ze złością. - Skąd mogłam wiedzieć, że po drugiej stronie ktoś stoi? - rzekła. - W tym miejscu ogrodzenie jest najniższe. Zbliżyła się ku niemu. Dostrzegł, że ma złocistorude włosy i nieco skośne oczy o trzpiotowatym spojrzeniu. Nie należała do piękności, lecz w jej twarzy było coś, co odróżniało ją od innych dziewcząt.

- Zdaje mi się, że zdecydowała się pani na ucieczkę? - powiedział. - Gdybym mogła wyjść przez bramę, nie przełaziłabym przez mur - odrzekła. Pochyliła się, żeby wziąć walizkę i w tym momencie ujrzała konie hrabiego. - Czy to pański zaprzęg? - zapytała. - Tak - odpowiedział. - Przydarzył mi się drobny wypadek. Straszne macie tutaj drogi! - Nie mam z tym nic wspólnego - rzekła dziewczyna. - Ach, jakie one piękne! Nigdy nie widziałam wspanialszych koni! - Cieszę się, że się pani podobają - odpowiedział. - Dokąd pan jedzie? - Do Londynu. - Proszę mnie zabrać z sobą. Ja też się tam wybieram, a byłoby miło pojechać taką doskonałą czwórką. Zwróciła się w stronę koni, zapominając zupełnie o walizce leżącej u nóg hrabiego. - Czuję się w obowiązku zapytać, od kogo pani ucieka i dlaczego - rzekł. Dziewczyna podeszła do koni, przyglądając się im pałającymi oczami. - One są cudowne! Jak się panu udało dobrać je tak bezbłędnie? - Zadałem pani pytanie - odezwał się hrabia. - Ach tak, prawda - odrzekła, jakby nagle to sobie przypomniała. - Uciekłam ze szkoły i jeśli już odkryto moją nieobecność, powinniśmy ruszać. - Nie życzę sobie wciągania mnie w jakąś aferę - oświadczył hrabia. - Jaki pan poważny - powiedziała z wyrzutem. - Jeśli pan mnie nie zabierze, odwiezie mnie Jeb, miejscowy rzeźnik, który powinien pojawić się niebawem. - Umówiła się pani z nim? - Nie, ale jestem przekonana, że zrobi to dla mnie. - Spojrzała na drogę, a potem utkwiła wzrok w twarzy hrabiego. - Proszę mnie zabrać - prosiła. - Żadna siła mnie tu nie zatrzyma, albo pojadę z panem, albo podwiezie mnie Jeb, choć prawdę powiedziawszy wolałabym jechać z panem. W tym momencie służący zakończył pracę. - Wszystko w porządku, milordzie, możemy ruszać. Dziewczyna spojrzała na hrabiego. - Proszę mnie zabrać - powtórzyła. - Zabiorę panią, lecz pod jednym warunkiem - powiedział. - Jakim? - Opowie mi pani, czemu pani uciekła, a jeśli uznam, że powód jest niewystarczający,

odwiozę panią z powrotem. - Ależ, to szantaż! - zawołała. - Powód mojej ucieczki jest poważny. - To dobrze - odrzekł hrabia. Służący umocował walizę i zajął swoje miejsce. Kiedy ruszyli, hrabia spostrzegł, że towarzyszka podróży wciąż jest zajęta końmi, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. - Ja czekam - powiedział w końcu. - Na co? - Pani specjalnie zwleka z opowieścią, żebyśmy jak najdalej odjechali od szkoły. - Jest pan niezwykle domyślny - powiedziała ze śmiechem. - Nie jestem tak tępy, za jakiego mnie pani uważa - odezwał się z sarkazmem. - Z kim ma się pani spotkać w Londynie? - Gdyby tak było, jak pan sądzi, to ta osoba przyjechałaby po mnie i nie musiałabym liczyć na pomoc Jeba lub przygodnego znajomego. - Więc nikt na panią w Londynie nie czeka? Skąd więc ta niecierpliwość, żeby się tam dostać? - Ponieważ jestem już za stara na pozostawanie w szkole, a mój nieznośny opiekun zmusza mnie do spędzania wszystkich wakacji w Harrogate. - A cóż tak panią zniechęca do Harrogate? - zapytał. - Wszystko! To nudna miejscowość, do której przyjeżdżają tylko ludzie starzy i chorzy. Spędziłam tam Boże Narodzenie i nie spotkałam ani jednego mężczyzny za wyjątkiem pastora. Hrabia uśmiechnął się mimo woli. - Więc tak bardzo się pani tam nudziła - powiedział. - A nie było jakiegoś innego miejsca, dokąd mogłaby pani się udać? - Nie, bo takie było życzenie mojego opiekuna - odrzekła dziewczyna. - Ten typ nawet nie odpowiada na moje listy, a każda prośba jest odrzucana przez jego adwokata. - Wygląda na to, że to jakiś człowiek całkiem pozbawiony uczuć - rzekł hrabia. - Domyślam się, że przybywszy do Londynu, zamierza pani spotkać się z nim? - Ależ nic podobnego! Wcale nie pragnę go widzieć, tym bardziej, że, jak mi się zdaje, jego milczenie świadczy zapewne o samowolnym wydawaniu moich pieniędzy. Hrabia spojrzał na nią uważnie. - Sądząc po moim stroju nie uwierzy pan, że jestem bogata, lecz moją garderobę, na polecenie adwokata mojego opiekuna dobierała kuzynka Adelajda, osoba mocno zaawansowana wiekiem. - Zacisnęła wargi ze złością, po czym mówiła dalej: - Mam

osiemnaście lat i wszystkie moje przyjaciółki odbyły już swój towarzyski debiut w ubiegłym roku. Ja nie zostałam przedstawiona u dworu, ponieważ nosiłam żałobę po ojcu, lecz miałam nadzieję, że w tym roku na pewno będę mogła pokazać się w Londynie. - Jakie powody podał pani opiekun, odmawiając zorganizowania debiutu? - Już panu mówiłam, że ten brutal nawet się do mnie nie odezwał! Napisałem do niego wiele listów, lecz jego adwokat odpowiedział mi tylko, że musze pozostać w szkole do nadejścia dyspozycji. Czekałam trzy miesiące, aż w końcu podjęłam decyzję. Postanowiłam wziąć własny los w swoje ręce. - Co zamierza pani robić po przyjeździe do Londynu? - zapytał hrabia. - Postanowiłam zostać kurtyzaną! - Kurtyzaną? - zdziwił się. - Brat mojej koleżanki Claire tak je nazywał. Hrabia był tak zdumiony, że nie dopilnował koni. które nagle zerwały się do galopu. Powstrzymał je i zapytał: - Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, co pani mówi? - Oczywiście! Jeśli nie mogę zająć przysługującego mi miejsca w towarzystwie, sama je sobie zdobędę. - Podejrzewam, że pani nawet nie wie, na co się waży. - Claire wszystko mi objaśniła, zanim opuściła szkołę - odrzekła. - Każdy światowiec ma kochankę, to znaczy damę, którą sobie wybrał i która należy wyłącznie do niego. Kurtyzana też ma prawo wyboru. Gdy ją ktoś nudzi, może sobie znaleźć innego, bardziej interesującego mężczyznę. - I pani wierzy, że taki styl życia odpowiadał by pani? - To chyba bardziej zabawne niż przesiadywanie w nudnej szkole. Oczywiście będę bardzo ostrożna w doborze mężczyzny, z którym się zwiążę. - Mam nadzieję! - zauważył hrabia. - Jakaż to radość móc robić to, na co ma się ochotę. Gdy nie ma nikogo, kto by zatruwał życie uwagami na temat niewłaściwego zachowania. - I jak się pani zdaje, co będzie pani robić? - Odwiedzać lokale, tańczyć, odbywać przejażdżki po parku i nie martwić się wcale, czy wyjdę za mąż, czy też nie. - A więc nie pragnie pani zamęścia? - Ależ oczywiście, że nie! Już raczej wolałabym być czyjąś kochanką do końca życia! Według opowieści Claire, życie towarzyskie to nic innego jak matrymonialna giełda.

- Co pani przyjaciółka przez to rozumie? - zapytał. - Chciała powiedzieć, że każda debiutantka walczy na wszelkie sposoby, żeby zdobyć jakiegoś starego, grubego, lecz bogatego i utytułowanego mężczyznę. Wcale mi na tym nie zależy, ponieważ jestem bogata. - Jeśli to prawda, opiekun pozwoli pani zapewne na wydawanie części tych pieniędzy. - Już panu mówiłam, że nie odpowiada na moje listy. A jego adwokat radzi, żebym mu przysyłała rachunki, to on będzie je płacił, lecz ja bym chciała dostawać pieniądze do ręki. - Znam wiele innych sposobów na uzyskanie dostępu do pieniędzy, niż poświęcanie się profesji, o jakiej pani wspomniała. - Profesji? - zapytała dziewczyna. - A zatem bycie kurtyzaną jest zawodem, tak jak zawód lekarza czy adwokata? Hrabia nic nie odrzekł i jechał dalej z zachmurzoną twarzą. Zastanawiał się, co mógłby powiedzieć tej młodej osóbce, która nie ma zielonego pojęcia w co się wdaje. Wyobraził sobie niebezpieczeństwa, na jakie byłaby narażona ze strony złotych młodzieńców odwiedzających w poszukiwaniu przygód wszystkie wyścigi w kraju. - Czy może mi pani wyjawić, jak się pani nazywa? - Petrina. - A nazwisko? - Już i tak zbyt wiele panu o sobie opowiedziałam - rzekła. - Mógłby się pan okazać na przykład przyjacielem mojego ojca. - W takim wypadku z pewnością namawiałbym panią do porzucenia swoich planów. - Nic nie zdoła mnie powstrzymać - odrzekła. - Już wszystko przemyślałam, a kiedy moja sytuacja się ustabilizuje, nawiążę kontakt z moim opiekunem. - Myślę, że będzie pani do tego zmuszona z powodu braku pieniędzy. - I o tym pomyślałam. To dlatego tak długo zwlekałam z wyjazdem do Londynu. - Co pani wymyśliła? - Zebrałem całkiem sporą sumkę. - W jaki sposób? - Wysyłałam adwokatowi rachunki, które sama podrabiałam. - Jakie rachunki? - Za kupno książek, mundurków szkolnych i różnych drobiazgów. Myślałam, że mogą być z tym problemy, ale nic podobnego - wyznała triumfalnie. - Jest pani bardzo sprytna - powiedział uśmiechając się. - Teraz, kiedy zostałam sama po śmierci rodziców, - nie mam innego wyjścia -

odrzekła. - Nie mogę też liczyć na krewnych. - Ponieważ hrabia milczał, dodała: - Myślę, że tych pieniędzy wystarczy mi na początek. Kiedy już wszyscy w mieście będą o mnie mówić, mój opiekun zwróci mi majątek. - A jeśli odmówi? - Gdyby tak zrobił, musiałabym poczekać, aż ukończę dwadzieścia jeden lat, a wówczas dostałabym połowę. Dopiero gdy będę miała dwadzieścia pięć lat mogę przejąć całość. - Myślę, że w umowie jest również warunek uwzględniający pani zamążpójście. - Oczywiście, że jest - zgodziła się Petrina. - I właśnie dlatego nie chcę małżeństwa, bo wówczas mąż mógłby robić z moimi pieniędzmi co chce. Mógłby postąpić jak mój opiekun i wydawać je na własne potrzeby, a mnie nie dawać nic. - Nie wszyscy mężczyźni są tacy - zauważył hrabia. - Claire opowiadała mi, że w wielkim świecie wielu arystokratów rozgląda się tylko za bogatymi żonami, które mogą zapewnić im utrzymanie. Jestem przekonana, że zrobię lepiej... zostając kurtyzaną. - Przy takim nastawieniu nie ma pani zbyt dobrej opinii o mężczyznach - rzekł hrabia. - trudno będzie znaleźć kogoś, kto wyda się pani pociągający. Petrina zastanowiła się przez chwilę. - Nie mam wielkich wymagań finansowych - rzekła. - Brat Claire, Rupert, zwierzał się jej kiedyś, że utrzymanka kosztuje go majątek. Domaga się stale nowych powozów, koni, biżuterii, na co go właściwie nie stać. - Nie mam pojęcia, kim jest brat Claire, ale odnoszę wrażenie, że jego opis wielkiego świata niezupełnie odpowiada prawdzie. - Bratem Claire jest wicehrabia Coombe - odezwała się Petrina. - Claire utrzymuje, że jest on arbitrem elegancji. Była to prawda. Hrabia znał wicehrabiego Coombe i uważał go za miłego, lecz bardzo lekkomyślnego młodzieńca trwoniącego ojcowską fortunę. - Czy pan może zna Ruperta? - zapytała Petrina. - Spotkałem go kiedyś - odrzekł hrabia. - Claire uważa, że byłby on wymarzonym mężem dla mnie, ale wytłumaczyłam jej, że nie pragnę zamążpójścia, bo chcę być niezależna. - To niemożliwe i zapewne zdaje pani sobie z tego sprawę - rzekł. - A w jaki sposób inne kobiety zostają kurtyzanami? - One nie posiadają majątki.

- A cóż to za majątek, którego nie można używać - rzekła. - Proszę posłuchać mojej rady - powiedział. - Zanim wykona pani tak drastyczny krok, niech się pani skontaktuje ze swoim opiekunem. - I co mi to da? - zapytała Petrina. - Przecież on zaciągnie mnie z powrotem do szkoły, skąd znów będę musiała uciec. - Przekona go pani, że jest już za dorosła na dalszą naukę. Zapewne przyzna pani rację. - Rację! - wykrzyknęła. - A czemu dotychczas tego nie zauważył? Czemu papa, spośród tylu mężczyzn, musiał wybrać właśnie jego na opiekuna dla mnie? Jest pewnie stary, pomarszczony i zupełnie nie ma zrozumienia dla rozrywek młodego wieku. - Skąd pani to przyszło do głowy? - Ponieważ papa prowadził życie pełne przygód i chciał mnie zapewne przed tym uchronić. Zawsze mi powtarzał: ,,Kiedy dorośniesz , nie możesz nigdy powtórzyć moich błędów”. - A dużo tych błędów popełnił? - Nie sądzę - odrzekła Petrina. - Nie licząc kilku pojedynków w obronie czci pięknych dam. Ale niezależnie od wszystkiego, zostawił mi tego przeklętego, starego opiekuna! Kiedy pomyślę o moich pieniądzach ukrytych pod jego łóżkiem, chce mi się płakać. Jechali chwilę w milczeniu, po czym hrabia odezwał się: - Nie chcę być wciągnięty w sprawę pani szalonej ucieczki, lecz zważywszy na okoliczności naszego spotkania, może mógłbym porozmawiać z pani opiekunem. Petrina spojrzała na niego zdziwiona. - Naprawdę pan by to zrobił? - zapytała. - To byłoby bardzo uprzejme z pana strony. Cofam wszystko, co złego na pański temat pomyślałam. - A co pani pomyślała? - zapytał. - Pomyślałam, że zachowuje się pan jak dostojny i pełen mądrości starzec, który nie zamierza zniżać się do poziomu umysłowego niedoświadczonej dziewczyny. Hrabia mimo woli roześmiał się. - Jest pani najnieznośniejszym podlotkiem, jakiego w życiu widziałem! Wprost nie chce mi się wierzyć, że o swoich zamiarach mówi pani poważnie. Jednak pani reakcje są do przewidzenia, więc zakładam, że chyba pani nie żartuje. - Ma się rozumieć, że mówię całkiem poważnie - odrzekła Petrina. - A gdyby panu przyszło do głowy porozumieć się z moim opiekunem, to tak się ukryję, że mnie nie znajdzie, i przeprowadzę swoje własne plany.

- Pani plany są nie tylko niepraktyczne, ale też wysoce naganne - rzekł hrabia ostro - i nie przystoją kobiecie, która chce być damą. Petrina uśmiechnęła się. - Wiedziałam, że prędzej czy później dotkniemy tej sprawy. Dama nie powinna nigdy wychodzić z domu bez rękawiczek. Dama nigdy się nie kłóci. Nie przystoi damie wychodzić samej na ulicę ani też wybierać się na tańce bez towarzystwa. Mam już dość tych wszystkich ograniczeń. Są śmiertelnie nudne! Ja chcę być wolna! - Rodzaj wolności, jaki pani dla siebie wybrała, jest absolutnie nie do przyjęcia. - I to tylko dlatego, że uważa mnie pan za damę. - Bo pani nią jest i nic na to nie można poradzić. - Chyba że zacznę zachowywać się jak kurtyzana - rzekła, a po chwili dodała: - Wciąż się zastanawiam, jak one się zachowują, ale myślę, że w Londynie będę miała okazję je zobaczyć. Zdaniem Claire rozpoznam je bez trudu, ponieważ są ładne, elegancko ubrane i jeżdżą po parku bez eskorty, nie licząc oczywiście towarzystwa panów. - Ale kobiety, które pani ma na myśli, nie są damami i nie mają nawet połowy majątku, którym pani dysponuje. - Proszę tylko pomyśleć, jak bardzo panowie się ucieszą, że nie będą musieli kupować mi powozów ani biżuterii. - Hrabia milczał, więc po chwili zapytała: - Ile pan wydaje rocznie na swoją kochankę? Oszołomiony, niemal stracił panowanie nad końmi. - Nie wolno pani zadawać takich pytań - powiedział ostro. - Nie powinna pani nawet mówić o tego rodzaju kobietach! Musi się pani zachowywać przyzwoicie! Czy pani mnie rozumie? - Mówi pan tak, jakby miał pan jakąś władzę nade mną - rzekła. - Ale mogę odmówić wiezienia pani dalej - oświadczył. Petrina spojrzała na niego roześmiana. Dojechali właśnie do głównej drogi, gdzie łatwo było znaleźć środek transportu. - Rozsądek podpowiada mi - dokończył - że powinienem tu panią wysadzić i pozostawić własnemu losowi. - Mam wrażenie - powiedziała śmiejąc się - że nie zamierza pan tego zrobić. Jesteśmy blisko Londynu i bez problemu ktoś mnie tam podwiezie. - A kiedy już dojedziemy do Londynu, gdzie zamierza się pani zatrzymać? - W hotelu. - Żaden szanujący się hotel pani nie przyjmie.

- Znam nazwę jednego - odpowiedziała. - Rupert zwierzył się Claire, jak często zatrzymywał się tam w towarzystwie kurtyzany, więc sądzę, że i mnie nie będą robili trudności. Cały kłopot polega na tym, pomyślał ze złością hrabia, że wicehrabia Coombe jest zbyt szczery w zwierzeniach czynionych siostrze. - Czy zna pan hotel Gryf? Hrabia znał dobrze i wiedział, że nie jest to miejsce odpowiednie dla młodej dziewczyny podróżującej samotnie, a zwłaszcza dla osoby tak niedoświadczonej jak Petrina. - Zamierzam panią zawieźć do opiekuna - powiedział głośno. - Przedstawię mu pani niemiłe położenie. Zapewne mnie wysłucha i podejmie jakieś rozsądne kroki. - Może tak będzie, jeśli uzna, że jest pan człowiekiem majętnym i wpływowym, jak można sądzić po pańskim zaprzęgu. - Jak nazywa się pani opiekun? - zapytał. Petrina milczała przez chwilę, zastanawiając się, czy można mu zaufać. - A nich to wszyscy diabli - zawołał rozeźlony jej wahaniem - Przecież ja chcę pani pomóc. Każda inna dziewczyna na pani miejscu byłaby mi wdzięczna. - Jestem panu wdzięczna, że zawiózł mnie pan aż tak daleko - rzekła. - Czemu więc teraz pani waha się i nie chce mi zaufać? - Waham się, ponieważ wydaje mi się, że jest pan zbyt stary, żeby zrozumieć osobę w moim wieku. ,,Ja jestem stary! W wieku trzydziestu trzech lat!” - pomyślała, lecz widocznie takim wydawał się osiemnastoletniej panience. - Pani usiłuje mnie prowokować! - powiedział, widząc w jej spojrzeniu szelmowskie ogniki. - Tak, istotnie, staram się pana rozzłościć - odrzekła. - Jest pan zbyt mocno zadufany w sobie. Rozmawia pan ze mną w taki sposób, jakbym była zupełnie pozbawiona rozumu, a tymczasem uważam się za dość inteligentną. - To, co pani wymyśliła, nie świadczy dobrze o pani inteligencji. - Wydaje mi się, że zalałam panu sadła za skórę - zażartowała - i rada jestem z tego. - A to czemu? - Ponieważ stara się pan zachowywać tak, jakby obce były panu kłopoty zwykłych ludzi, takich jak ja. Chętnie rzuciłabym w pana czymś ciężkim. - Szkoda, że nie trafiła pani przerzucając walizkę przez ogrodzenie - zauważył. - Leżałbym teraz nieprzytomny, a panią aresztowano by i oskarżono o napaść.

Petrina uśmiechnęła się do niego drwiąco. - Wcale bym nie czekała, aż mnie aresztują, uciekłabym czym prędzej. - W czym jest pani rzeczywiście dobra! - I trzeba przyznać, że ucieczka mi się udała, nieprawdaż? Zbliżam się do Londynu we wspaniałym powozie z... Zatrzymała się w pół słowa i spojrzała na hrabiego. Spod szarej podróżnej kurtki widać było śnieżnobiały krawat i żółte obcisłe pantalony. Na głowie nosił cylinder. -Teraz już wiem, kim pan jest - zawołała. - Pan jest dandysem. Zawsze marzyłam, żeby spotkać kogoś takiego. - Zamiast myśleć o mnie, niech pani lepiej wyjawi wreszcie nazwisko pani opiekuna, jak również własne. - Dobrze, podejmę to ryzyko - odrzekła. - Gdyby coś poszło nie po mojej myśli, ucieknę i tyle mnie pan będzie widział. - To nie będzie łatwe, jeśli zamierza pani zostać osobą ogólnie znaną w mieście. - Jest pan bystrym rozmówcą, lubię to. Hrabia słynął w towarzystwie z dowcipu i ciętego języka. Jego powiedzonka powtarzano sobie w klubach. Teraz jednak nic nie odrzekł, tylko czekał. - Dobrze więc - westchnęła Petrina. - Mój okrutny, nieludzki opiekun, to hrabia Staverton! ,,Mogłem się tego spodziewać!” - pomyślał. Powoli cedząc każde słowo, odezwał się po chwili: - A pani nazywa się Londyn - pani ojciec był Lucky Londyn! - Skąd pan to wie? - Ponieważ tak się nieszczęśliwie składa, że to ja jestem pani opiekunem! - Nie do wiary! To niemożliwe! Jest pan na to zbyt młody! - Przed chwilą powiedziała pani, że jestem zbyt stary! - Myślałam, że mój opiekun jest siwowłosy i chodzi o lasce. - Przykro mi, jeśli sprawiłem pani zawód. - Jeśli jest pan naprawdę moim opiekunem, to co pan zrobił z moimi pieniędzmi? - Mogę panią zapewnić, że pani stan posiadania jest nietknięty - rzekł. - Czemu więc zachowywał się pan wobec mnie tak nagannie? - Szczerze mówiąc, zapomniałem w ogóle o pani istnieniu - odpowiedział, a widząc zdumienie Petriny wyjaśnił: - Tak się złożyło, że kiedy umarł pani ojciec przebywałem za granicą, a kiedy wróciłem miałem do załatwienia wiele spraw związanych z odziedziczonym

po ojcu majątkiem i tytułem. Moje problemy zupełnie odsunęły na bok pani sprawę. - Ale pański adwokat musiał panu mówić, że posyła mnie na wakacje do Harrogate, gdzie zostaję pod opieką kuzynki Adelajdy. - Poleciłem mu, żeby wszystkie sprawy załatwiał zgodnie z własnym rozeznaniem. - Ale pan znał mojego ojca? - Służyłem z pani ojcem w jednym regimencie. Przed bitwą pod Waterloo wielu z nas pisało testamenty. Żonaci oddawali pod opiekę dzieci, a nawet żony, przyjaciołom, o których sądzili, że ich przeżyją. - Ale przecież papa był starszy od pana. - Dużo starszy, lecz grywaliśmy razem w karty i mieliśmy obaj wielkie upodobania do koni. - A więc dlatego, że znał się pan na koniach, papa wybrał pana na opiekuna dla mnie - zauważyła z goryczą w głosie. - Myślę jednak, że stamtąd, gdzie się teraz znajduje, widzi, ile zamieszania pan narobił i jak się pan wywiązał ze swoich zobowiązań. - Jestem zaskoczony, że ojciec pani nie zmienił swojej ostatniej woli. - Chyba nie znalazł nikogo bardziej odpowiedniego. A poza tym, nie spodziewał się śmierci w tym właśnie momencie. - Czy zdarzył się jakiś wypadek? - Popijali sobie z przyjaciółmi, a kiedy wracali, ktoś założył się z nim, że nie przeskoczy wysokiego muru. Papa bardzo poważnie traktował zakłady. - Jakie to przykre. - Kochałam go - rzekła Petrina. - Choć był człowiekiem nieobliczalnym. - A mama? - Umarła podczas wojny, gdy papa był w armii Wellingtona. - Więc została pani tylko kuzynka Adelajda. - Tak - potwierdziła Petrina zmienionym tonem - i nikt poza panem nie uznałby jej za odpowiednie towarzystwo dla młodej panienki. - Chyba należało zapytać panią, kogo chce mieć do towarzystwa - rzekł. - Nie potrzebuję nikogo! - Wprost przeciwnie, potrzebuje pani - odparł. - Moim obowiązkiem, jako opiekuna, jest znaleźć właściwą osobę, a jeśli będzie pani dla mnie miła, pozwolę pani wybierać. Petrina przyglądała mu się podejrzliwie. - Zamierza pan zaprezentować mnie w towarzystwie? - Myślę, że powinienem to uczynić, lecz jeśli mam być szczery, wcale nie mam na to

ochoty. Debiutantka, taka jak pani, to dla mnie wielki kłopot. - Ale ja wcale nie chcę występować w roli debiutantki, lecz kurtyzany! - Jeśli jeszcze raz o tym usłyszę, sprawię pani tęgie lanie, o czym zupełnie zapomniano w całym procesie pani wychowania. - Jeśli pan zamierza traktować mnie w taki sposób, ucieknę i nigdy mnie pan nie odnajdzie. - Wówczas zacznę korzystać z pani majątku - rzekł hrabia. - Już mnie pani raz podejrzewała, że nadszarpnąłem jej fortunę. - I zrobił pan to? - Nie oczywiście, że nie! Jestem człowiekiem bogatym. - Chciałabym, żeby cały majątek przeszedł na mnie natychmiast. - Dostanie pani połowę, kiedy ukończy dwadzieścia jeden lat, a resztę w wieku lat dwudziestu pięciu, chyba że wcześniej wyjdzie pani za mąż. - Powtarza pan moje własne słowa. Gdybym mogła przewidzieć, kim pan jest, zaczekałabym na Jeba, żeby mnie zawiózł do Londynu. - Proszę tylko pomyśleć, jakie szczęście panią spotkało, że przez czysty przypadek trafiła pani na swego opiekuna - mówił drwiąco. - Dzięki mnie pojawi się pani w Londynie, zostanie przedstawiona królowej, a może nawet księciu regentowi, jeśli będzie sobie pani tego życzyła. Zrobi pani skok w sam środek wielkiego świata. - Chce pan przez to powiedzieć, że to dla mnie wielki zaszczyt być pańską podopieczną i że tylko dzięki temu zwrócą na mnie uwagę. - Nie tylko, jest pani także dziedziczką fortuny - rzekł. - Nie zamierzam wychodzić za mąż, nawet gdyby pan znalazł dla mnie odpowiedniego męża. - Jeśli pani sądzi, że będę się zajmował pani amorami, jest pani w błędzie! - odparł. - Znajdę dla pani przyzwoitkę, a ponieważ mam wystarczająco obszerny dom, może pani w nim zamieszkać. Gdyby jednak sprawiała pani kłopoty, wynajmę dla pani osobny dom. - I nie będę pana widywać? - zapytała. - Nieczęsto - powiedział. - Prowadzę dokładnie zaplanowany tryb życia i, szczerze mówiąc, młode dziewczęta mnie nudzą! - Jeśli są podobne do tych, które spotkałam w szkole, to wcale się nie dziwię - odrzekła. - Ale i one wyrosną na dowcipne i pełne czaru kobiety, z którymi zapewne często pan romansuje. - Kto pani naopowiadał takich rzeczy?

- Claire mówiła, że każdy dżentelmen utrzymuje kochankę, a większość pięknych dam ma kochanków. - Jeśli przestanie pani powtarzać, co nabajdurzyła pani niemądra i źle poinformowana przyjaciółka, to nasze kontakty lepiej się ułożą - powiedział z wyraźną irytacją. - Ale czy to prawda, czy też nie? - dopytywała się Petrina. - Ale co chce pani wiedzieć? - Czy to prawda, że miał pan wiele romansów z pięknymi damami? Była to niewątpliwie prawda, lecz dlatego właśnie hrabia wpadł w furię. - Niech pani wreszcie przestanie rozprawiać o sprawach, o której młodej panience mówić nie wypada! - krzyknął. - Jeśli wprowadzę cię do towarzystwa, Petrino, a powiesz coś takiego, zamkną się przed tobą drzwi najlepszych domów. - Postępuje pan wobec mnie nieuczciwie. Odpowiedziałam szczerze na wszystkie pańskie pytania. Jak miałam kłamać, skoro nie wiedziałam, że to pan jest moim opiekunem? Hrabia z trudem pohamował złość. - Każda dziewczyna w twojej sytuacji chciałaby odnieść sukces w wielkim świecie, a sukces ten będzie możliwy tylko wówczas, jeśli powściągniesz swój język. - Musiałam to robić w szkole, lecz sądziłam, że kiedy znajdą się poza nią, będę mogła być sobą. Nie bardzo rozumiem, co jest złego w mojej szczerości. - Całe twoje zachowanie jest niewłaściwe - rzekł poważnym tonem. - Młode panienki z twojej sfery wchodzą w świat, wychodzą za mąż nic nie wiedząc o ciemnych stronach życia. - Mówi pan o kurtyzanach? - Tak. - Ale przecież Claire dowiedziała się o nich wszystkiego. - Claire ma nieodpowiedzialnego brata, którego stosunek do siostry jest nieodpowiedni. - Wydaje mi się, że ja i Rupert mamy wiele cech wspólnych. - Niewykluczone - odparł. - A może by tak Rupert się z tobą ożenił. Nie miałbym nic przeciw temu związkowi. - A więc o to chodzi! - zawołała. - Mówi pan tak, jakby pan był matką wystawiającą córkę na sprzedaż na małżeńskim targu! - Wydęła pogardliwie usta i dodała: - Rupertowi przydałyby się moje pieniądze, a panu się zdaje, że mnie skusiłby jego wicehrabiowski tytuł. Proszę to sobie zapamiętać, drogi opiekunie, że nie zamierzam w ogóle wychodzić za mąż, chyba że zmienię zdanie na temat mężczyzn. - Których pani zupełnie nie zna, nie licząc księdza proboszcza.

- Znów cytuje pan moje słowa! - odrzekła. - Może istotnie niewiele wiem o mężczyznach, lecz nawet w Londynie ludzie wiedzą, co to takiego miłość. - Zdumiewa mnie, co słyszę. Po raz pierwszy wspomniała pani o tym wzniosłym uczuciu. - Jednak wiele o nim myślałam - powiedziała poważnym tonem. - Cieszy mnie to ogromnie. - Ale być może tego uczucia nigdy w życiu nie zaznam. - A to czemu? - zapytał. - Kiedy dziewczęta w szkole rozmawiały o miłości, robiły się strasznie ckliwe. Opowiadały o jakimś młodzieńcu, którego poznały podczas wakacji, jakby to był jakiś Adonis. Kładły się spać z jego imieniem wypisanym na kartce, którą chowały pod poduszką w nadziei, że będą o nim śniły. Claire to się nawet całowała! - Mogłem się tego domyślać - odezwał się hrabia sarkastycznym tonem. - Opowiadała mi, że za pierwszym razem było to niemiłe, nie takie jak się spodziewała, lecz za drugim razem już było bardziej romantycznie. - A czego ona oczekiwała? - zapytał hrabia ze złością. - Oczekiwała czegoś na kształt miłości Dantego do Beatrycze czy Romea do Julii, lecz moim zdaniem, współcześni mężczyźni nie są do tego zdolni. - Po chwili milczenia dodała: - Postanowiłam, że nie pocałuje mnie nikt, kogo nie obdarzę uczuciem. - Pani słowa świadczą o kompletnej ignorancji i nieznajomości życia. Wie pani tylko to, co powiedziała Claire, a co ona sama usłyszała od brata. Radzę, żeby pani nie polegała na tych wiadomościach z drugiej ręki. - Oczywiście zdaję sobie sprawę, że życie może być lepsze niż moje o nim wyobrażenia. - Chciałbym, żeby tak było. - Czy będę mogła sprawić sobie nowe suknie? - Ile tylko pani zechce. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Chciałabym, żeby panowie podziwiali mój wygląd i żeby też zwrócili uwagę na moje poczucie humoru, bo jestem bardzo dowcipna. - Na razie żadne z pani powiedzonek nie zrobiło na mnie wrażenia - rzekł. - Bo nie miał pan do tego okazji. Czułam się nieco skrępowana. Później będę bardziej naturalna. - To, co pani dotychczas powiedziała, przyprawiło mnie o drżenie.

- Pan wszystko bierze zbyt poważnie - zauważyła Petrina. - Zapomniał pan już, co to znaczy być młodym i swobodnym. Gdy dojdzie do mojego debiutu, okażę się taką debiutantką, o której będzie mówił cały Londyn! - Tego się właśnie obawiam! - rzekł. - Znów pan moralizuje - odpowiedziała.

ROZDZIAŁ 2 Gdy przybyli do Londynu i jechali przez Park Lane, Petrina przypatrywała się wszystkiemu z zaciekawieniem. Była z ojcem kilkakrotnie w Londynie, lecz już zapomniała, jak wyglądają jego barwne zatłoczone ulice. Ujrzawszy Staverton House, doznała olśnienia. Żadna z osób, które znała, nie miała tak wspaniałej siedziby. Rezydencja położona przy skrzyżowaniu dwóch ulic, zajmowała z przyległościami niemal trzy akry. Monumentalne wejście otaczało osiem kolumn oświetlonych latarniami, a żelazną bramę zdobiły rodowe insygnia. - I pan tutaj sam mieszka? - zapytała Petrina, przyglądając się rozległym bocznym skrzydłom domu. - Cieszę się, że mój dom zrobił na pani takie wrażenie - odparł hrabia. Gdy znalazła się w ogromnym, wykładanym marmurem holu i ujrzała mahoniowe drzwi ze złotymi okuciami, kominek z kararyjskiego marmuru, stolik z blatami z lapisu lazuli, zdumiała się jeszcze bardziej. Dowiedziała się później, że w rezydencji znajduje się największy w kraju zbiór Rembrandta, a oprócz tego dzieła Velazqueza i Rubensa. W salonie wisiały obrazy włoskich, francuskich, flamandzkich i holenderskich mistrzów, natomiast w mniejszym saloniku działa Gainsborougha oraz namalowany przez Reynoldsa portret pani Siddons. Na razie Petrina o tym wszystkim nie wiedziała, mimo to, wchodząc, czuła wielki podziw pomieszany z zażenowaniem, i żeby dodać sobie odwagi, uniosła dumnie głowę. - Witamy w domu, milordzie! - skłonił się majrodomus ubrany w szamerowaną złotem liberię, podobną do tej, jaką nosiło sześciu wysokich lokajów znajdujących się w holu. - Proszę przysłać do mnie natychmiast pana Rochardsona! - rozkazał hrabia, oddając kapelusz i rękawiczki. - Pragnę poinformować Jego Hrabiowską Mość, że dziś rano przybyła księżna Kingston - odezwał się majordomus tonem pełnym uszanowania. - Jak to dobrze się składa! - zawołał hrabia i dodał zwracając się do Petriny: - Moja babka przyjechała, co możemy uznać za bardzo pomyślny zbieg okoliczności. - Księżna pani teraz odpoczywa - wyjaśnił majordomus. - Proszę powiedzieć pani Meadows, żeby się zajęła panną Lyndon - polecił hrabia i zaczął wchodzić na schody, mijając kolekcję portretów zakupioną przez jego ojca u współczesnych artystów. Znalazłszy się na podeście, skierował się w stronę zachodniego skrzydła, gdzie

umieszczano zazwyczaj gości, starają się, żeby byli jak najdalej od części domu zajmowanego przez niego. Dwa pokoje stały zawsze gotowe na przyjęcie jego babki, gdyby sobie życzyła przyjechać do Londynu. Siedziała teraz w wygodnym fotelu w saloniku przylegającym do jej sypialni. Pachniało tam kwiatami przywiezionymi z oranżerii znajdującej się w wiejskiej posiadłości hrabiego. Gdy wszedł, księżna wdowa przywitała go uśmiechem. W młodości była wielką pięknością. Książę Kingston zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i poślubił ją potajemnie wbrew woli rodziny pragnącej dla niego znakomitszej partii. Obydwoje bardzo się kochali, a wkrótce okazało się, że księżna posiada nie tylko urodę, ale i osobowość. Nie było prawie człowieka, poczynając od królowej a skończywszy na pracowniku majątku, który by jej nie podziwiał i szanował. Teraz posiwiała, twarz miała pokrytą zmarszczkami, lecz nadal była urocza i wielu malarzy chciało ją portretować, a gracja, z jaką wyciągnęła ku wnukowi dłonie, była naprawdę niezwykła. - Mówiono mi, że nie ma cię w domu, Durwinie - rzekła. - Ale wróciłem i bardzo jestem rad, że cię tu widzę, babciu - powiedział całując ją w rękę a potem w policzek. - Co cię sprowadza do Londynu? - Wybieram się do dentysty - odrzekła księżna wdowa. - Nie wydaje mi się, żeby to była prawda! - rzekł. - Rozpoczyna się sezon towarzyski i zapewne nie chcesz go stracić. Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się twego przyjazdu w najbliższych dniach. - Jestem już za stara na to, żeby bywać w towarzystwie - odrzekła księżna, a jej uśmiech zaprzeczał słowom. - Z nieba mi spadłaś w tym momencie - powiedział hrabia sadowiąc się na krześle. - Chcesz mi powiedzieć - rzekła spoglądając na niego - że zamierzasz się żenić. Mam nadzieję, że twoją wybranką nie jest jedna z tych młodych wdówek, które tak gonią za tobą. - Nie, babciu - odpowiedział szybko. - Nie zamierzam się żenić ani z wdową, ani z żadną inną kobietą. - Ale z tego, co mówią, wiem, że romansujesz z wieloma. - Cóż, nic się przed tobą nie ukryje, babciu, skoro wiesz o wszystkim, co się dzieje w Londynie, bo otrzymujesz wiadomości z Carlton House i innych źródeł. - Carlton House! - wykrzyknęła znacząco. - Jest pewna sprawa, o której chciałbym z tobą porozmawiać - odezwał się szybko hrabia, wiedząc, że jeśli babka zacznie mówić o księciu regencie nie będzie temu końca. - Cóż takiego?

- Przypadkiem odkryłem, że bardzo się zaniedbałem wobec osoby, którą pozostawiono pod moją opieką - wyjaśnił. - Pod twoją opieką? Nie wiedziałam, że uczyniono cię opiekunem? - zdziwiła się księżna. - Nieboszczyk, mój mąż... - Wiem, że dziadek doskonale wywiązywał się ze swoich obowiązków - przerwał hrabia - tymczasem ja o swoim zapomniałem, aż do dzisiejszego dnia. - A cóż się takiego dzisiaj wydarzyło? - zainteresowała się księżna. - Przypadkiem spotkałem moją podopieczną i zabrałem ją ze sobą do Londynu. - A więc to kobieta! - zawołała księżna. - I to taka, która zapewne zaraz zechce cię zaciągnąć do ołtarza. - Wprost przeciwnie, babciu - uśmiechnął się hrabia. - Ona w ogóle nie pragnie wychodzić za mąż. - Nie chce wyjść za mąż? Trudno sobie wprost wyobrazić panienkę, która nie pragnęłaby złapać męża, zwłaszcza takiego jak ty. - Poznasz wkrótce Petrinę. Tak się składa, że posiada ona spory majątek, więc nie musi się spieszyć za zamążpójściem. - Więc ta dziewczyna jest tutaj? - zdziwiła się księżna. - Tak. I chcę, żebyś jej posłużyła za przyzwoitkę, przynajmniej na początku. - Młoda dziewczyna w Stanerton House? Nigdy jeszcze nie słyszałam o czymś podobnym! - Ani ja - oświadczył hrabia - ale jej rodzice nie żyją, a ponieważ opuściła pensję, więc nie ma się dokąd udać. - Jak ona wygląda? - zapytała księżna. - Jeśli sądzisz, że zgodzę się być przyzwoitką dla wiejskiej gąski bez wychowania, wykształcenia i urodzenia, to się mylisz. - Ona jest bardzo ładna, a jej ojcem był major Maurice Lyndon, z którym służyłem w jednym regimencie. - Córka Lucky Lyndona? - Słyszałaś o nim? - Oczywiście! Ty tego zapewne nie pamiętasz, bo cię to nie interesowało, ale twój kuzyn Gervaise Cunningham, wyzwał kiedyś Lyndona na pojedynek. - I pojedynek doszedł do skutku? - Ma się rozumieć! - odparła księżna. - Lyndon lekko zranił biednego Gervaise’a, choć to nie on był winien, lecz Lucky, którego zastał w kompromitującej sytuacji ze swoją żoną Karoliną.

- Jeśli nawet coś o tym słyszałem, to zupełnie zapomniałem - rzekł hrabia. - Karolina nie była jedyną kobietą, którą Maurice oczarował swoją urodą i majątkiem. - A w jaki sposób go zdobył? - Na handlu akcjami, statkami i wszelkimi dobrami w różnych stronach świata - wyjaśniła księżna. - Słyszałam, że we Francji wygrał na loterii milion franków. - Jeśli tyle wiesz o ojcu, zapewne zainteresuje cię jego córka - powiedział hrabia. - Tylko błagam cię, babciu, nie opowiadaj jej o wyczynach tatusia. Ona i tak ma zbyt wielki pociąg do przygód. - Mam nadzieję, że nie zdążyła jeszcze robić czegoś niewłaściwego, jeśli, jak powiadasz, przebywała na pensji. - Będziesz nieco zdumiona jej zachowaniem! - zauważył hrabia. Wstał i wyszedł z pokoju, żeby przyprowadzić Petrinę, która w czasie jego rozmowy z babką zdążyła zdjąć kapelusz i żakiecik i teraz w skromnym szkolnym mundurku wyglądała bardzo młodo. Lecz łobuzerski wyraz oczu i uśmieszek na ustach uświadomiły hrabiemu, że jest to osoba wysoce nieobliczalna. - Moja babka zgodziła się służyć pani za przyzwoitkę, przynajmniej na razie - rzekł poważnym tonem - a jeśli będzie pani dla niej miła, to trudno wprost wyobrazić sobie lepszą osobę dla wprowadzenia w świat młodej panienki. - Chce pan przez to powiedzieć, że mam uważać na słowa - rzekła Petrina. - I na zachowanie - dodał hrabia. - Odnoszę wrażenie, że denerwuje się pan z mojego powodu - powiedziała patrząc na niego z uśmiechem. - Nie chcę, żeby pani przyniosła wstyd mnie i sobie. - Mój sposób bycia jest całkiem miły, jeśli się do niego przyzwyczaić - odrzekła. - To pan jest napuszony i pełen poczucia własnej ważności. Czas, żeby się pan z tego otrząsnął. - Nie zamierzam się z niczego otrząsać i nie zamierzam tracić czasu na zabawy z panią - rzekł poważnie. - Mogę cię, Petrino, w każdej chwili odesłać do Harrogate, jeśli okażesz się nieposłuszna. Petrina skrzywiła się z niesmakiem. - Oto słowa nieugiętego opiekuna! - zażartowała. Ale proszę nie zapominać, że potrafię uciec od pana! - Właściwie to nie miałbym nic przeciwko temu! - wypalił, a otwierając przed nią drzwi pokoju babki usłyszał drwiący śmieszek. Petrina wstała wcześnie rano i podchodząc do okna sypialni ujrzała jadącego konno

hrabiego. Wiedziała, że rankiem udaje się na przejażdżkę po nie zatłoczonym jeszcze o tej porze parku. Ogarnęło ją przemożne pragnienie, żeby poprosić go o zabranie jej kiedyś ze sobą. Zastanawiała się, czy jest umówiony z jakąś damą, czy też jeździ samotnie. Od chwili przybycia do Londynu wiele dowiedziała się o zwyczajach hrabiego. Znalazłszy się w stolicy, powiadomiła natychmiast o tym swoją przyjaciółkę Claire, a ta była bardzo zdumiona, dowiedziawszy się, kto jest opiekunem Petriny. - Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? - pytała. - Bo się wstydziłam, że mój opiekun wcale się o mnie nie troszczy - odrzekła Petrina. - Ponadto czułam do niego nienawiść, bo myślałam, że jest stary i nieznośny. - Ale przekonałaś się, że nie jest ani stary, ani nieprzyjemny. Och, Petrino, jak ja co zazdroszczę! - mówiła Claire. - Zawsze marzyłam, żeby poznać hrabiego, lecz, jak powiadają, on nigdy nie nawiązuje rozmowy z niezamężną kobietą. - Ze mną musi rozmawiać. Petrina nie śmiała przyznać się przyjaciółce, że odkąd zamieszkała w Staverton House nie miała okazji do rozmów z hrabią i widywała go tylko podczas przyjęć, siedzącego przy okrągłym końcu stołu. Od chwili pojawienia się w Londynie, jej głównym zajęciem były zakupy. Przekonała się wkrótce, że księżnie sprawia przyjemność odwiedzanie eleganckich sklepów na Bond Street, a ponadto wiedziała dokładnie, jak powinna wyglądać jej podopieczna, żeby przyciągnąć uwagę ludzi z wielkiego świata. Początkowo Petrina obawiała się, że księżna będzie ją namawiać na stroje uważane za odpowiednie dla młodej panienki, w których wyglądałaby niepozornie i niczym się nie odróżniała od innych debiutantek. Ku swej radości przekonała się, że księżna wdowa, która w swoim czasie odniosła sukces dzięki swojej powierzchowności, wiedziała doskonale, jak wyróżnić się dzięki ubiorowi, nie łamiąc jednocześnie zasad dobrego smaku. To właśnie dzięki księżnej Petrina, gdy tylko pojawiła się na sali balowej, wywoływała sensację. Wcześniej nie miała nawet pojęcia, że jej włosy upięte wysoko mogą być podobne do płonącej pochodni, a przy delikatnym użyciu kosmetyków cera nabiera bieli i oczy wydają się większe. Ponadto Petrina, nosząc na pensji bezkształtne suknie zamawiane przez kuzynkę Adelajdę, nie zdawała sobie nawet sprawy jak doskonała ma figurę. Ujawniło się to wyraźnie, kiedy przyodziana została w stroje będące dziełem słynnego francuskiego krawca. - Dziś wieczorem byłam z ciebie bardzo dumna, moja droga - powiedziała do niej księżna po powrocie z balu urządzanego przez księżnę Bedford, na którym Petrina odniosła niebywały sukces.

- To pani zasługa - odrzekła Petrina skromnie. - Ależ to płacisz za swoje stroje i nareszcie masz okazję do podejmowania decyzji. Nigdy mi się nie podobały młode panienki, które zachowują się w sposób afektowany i udają, że nie śmią oderwać wzroku od podłogi. Petrina uśmiechnęła się - Zdaniem mojego opiekuna zachowuję się niewłaściwie, nie objawiając przystojnej mojemu wiekowi nieśmiałości. On zawsze się boi, czy nie powiem czegoś nieodpowiedniego. Mówiąc to, uświadomiła sobie, że hrabia zupełnie przestał się nią interesować. Wprawdzie towarzyszył im na liczne bale, ale ani razu nie zaprosił jej do tańca, a jego partnerkami były dojrzałe, atrakcyjne kobiety. Dużo później Claire wyjaśniła jej w czym rzecz. _ Hrabia od blisko roku jest związany z lady Izoldą Herbert. Owdowiała w bardzo młodym wieku, jej mąż poległ na wojnie, a ona sama jest uważana za najpiękniejszą kobietę w Londynie. - Czy myślisz, że hrabia się z nią ożeni? - zapytała Petrina. Claire wzruszyła ramionami. - Któż to może wiedzieć? Wiele kobiet próbuje go usidlić, ale, jak powiadają, jego romanse nigdy nie trwają długo. Gdy tylko lepiej pozna jakąś kobietę, zaraz go nudzi. - Czy Rupert powiedział ci o tym? - zapytała Petrina. - Tak, bo go o to pytałam. Dowiedziałam się, że hrabia ma kochankę niezwykłej urody. Coś mi się wydaje, że Rupert sam miał na nią ochotę, ale nie stać go na to. - Kim ona jest? - To Yvonne Vouvray, śpiewaczka kabaretowa. - Chciałabym ją zobaczyć - rzekła Petrina. - Wątpię, żeby księżna zaprowadziła cię do podobnego lokalu jak Voux hall Garbens - odrzekła Claire. - Ale poproszę Ruperta o zabranie nas kiedyś z sobą tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział. - Postaraj się o to koniecznie! - błagała Petrina. Była niezmiernie ciekawa, jak wygląda kochanka hrabiego. Podejrzewała, że będzie ciemnowłosa, podobnie jak Izolda Herbert. Jasne włosy i niebieskie oczy, który to model ucieleśniała księżna Devonshire tracił powoli na atrakcyjności i teraz były w modzie brunetki zwłaszcza obdarzone taką urodą jak lady Izolda. Jej kruczoczarne włosy, przypominające barwą sierść koni hrabiego, jej ciemne brwi i oczy, których czerń miała w sobie odcień czerwieni, świetnie się prezentowały w oprawie z przepięknych rubinów, szmaragdów i opali,

jakie nosiła co wieczór, a także na tle różnobarwnych toalet. - O czym tak rozmyślasz? zapytała Claire Petrinę, gdy ją odwiedziła podczas podwieczorku. Były same, ponieważ księżna wdowa, zmęczona wielogodzinnym odwiedzaniem sklepów, poszła do swojego pokoju, żeby odpocząć. Piły herbatę w małym saloniku, który najbardziej przypadł Petrinie do gustu. - Myślę o lady Izoldzie - odrzekła Petrina. - Spotkałaś ją wczoraj na balu. - Skąd wiesz? - Widziałam jak wchodziłaś, a ona znajdowała się w pobliżu. Czy z nią rozmawiałaś? - Podała mi na powitanie zimną, sztywną dłoń i spojrzała na mnie z góry z lekceważeniem - odpowiedziała Petrina. - To dlatego, że przebywasz w Staverton House - rzekła Claire. - Co do mnie, spotkałam ją dziesiątki razy przy różnych okazjach, a ona udaje, że mnie nie zna. Petrina roześmiała się. - Jest równie nadęta jak mój opiekun - rzekła. - Może właśnie dlatego mu się podoba. Claire rozejrzała się dokoła, jakby w obawie, że ktoś podsłuchuje, a potem rzekła ściszonym głosem: - Rupert powiada, że ona ma opinię salonowej lwicy? - Lwica? A cóż to znaczy? - To znaczy, że jest pełna temperamentu. - Nie wygląda na to. - Ona się z tym kryje. W towarzystwie wydaje się chłodna i zachowuje dystans, ale gdy znajdzie się sam na sam z mężczyzną, który jej się podoba... - Z takim na przykład, jak hrabia - wyszeptała Petrina. - Rupert mówi, że w klubach robią zakłady, czy on się z nią ożeni. Wokół ich związku krąży tyle plotek, że w końcu hrabia będzie musiał to zrobić. - To niezbyt chwalebny sposób na złapanie męża - odezwała się Petrina. Claire uśmiechnęła się. - Ale jedyny, bo oni są bardzo oporni - rzekła. - Ciebie to nie dotyczy, bo jesteś inna, a ponadto masz spory majątek. Podobno wszyscy modnisie w klubach wychwalają twoją urodę i, ma się rozumieć wielkość bankowego konta. - Nie chce mi się w to wierzyć - odrzekła Petrina. * * *

Petrina weszła do holu Staverton House, postępując za księżną wdową, która poruszała się bardzo powoli z powodu reumatyzmu. Majordomus skłonił się przed nimi z uszanowaniem o gdy starsza dama zaczęła wstępować na schody, zwrócił się do Petriny: - Jego Lordowska Mość chciałby z panią porozmawiać. Jest teraz w gabinecie. Petrinę bardzo to zaproszenie zdumiało. Już od dwóch tygodni przebywała w Staverton House, a hrabia ani razu nie wezwał jej do siebie. Chciała biec, lecz z uwagi na służbę zachowała pozory obojętności. Majordomus otworzył przed nią mahoniowe drwi i zaanonsował: - Panna Lyndon, milordzie! Hrabia siedział przy biurku usytuowanym pośrodku pokoju. Wstał, gdy Petrina zbliżyła się do niego. Musiała przyznać, że prezentował się nie tylko imponująco, ale też był niezwykle przystojny. Każdy inny mężczyzna na jego miejscu dałby do zrozumienia, że jest świadom wrażenia, jakie wywiera, on jednak miał na twarzy zwykły wyraz znudzenia. Petrina odniosła wrażenie, że mniej widoczne znudzenie było w tej chwili, bo obrzucił ją badawczym wzrokiem, jakby pragnąc znaleźć w jej wyglądzie jakieś uchybienie. Nie przejęła się jednak, zdają sobie sprawę, że jej żółta suknia i naszyjnik z topazów, pochodzący z rodowej kolekcji Stavertonów, są przykładem najlepszego smaku. Dygnęła przed nim, a on skinął od niechcenia głową. - Usiądź, Petrino - powiedział. - Chciałbym z tobą porozmawiać. - Czy znów zrobiłam coś nie tak jak potrzeba? - Wydaje mi się, że uważasz mnie za człowieka, który szuka dziury w całym - odrzekł. - Czuję się wobec pana tak, jakby posłała po mnie przełożona na pensji - wyjaśniła. - Jednak pragnę panu zakomunikować, że pańska babka uważa moje zachowanie za wzorowe i, jak sądzę, powinien pan pójść za jej przykładem. - Jeśli wszystko jest tak, jak mówisz, to czemu utraciłaś wobec mnie swego bojowego ducha? - zapytał hrabia z nutką rozbawienia. - Wydaje mi się, że przeszłaś do defensywy. - Interesuje mnie, czym się pan zajmuje każdego dnia - powiedziała. - Wiem, że rano odbywa pan konną przejażdżkę, widuję też pana czasem wieczorem na balu, ale wydaje mi się, że to nie wszystko. - Jak już ci powiedziałem, zanim tu przybyłaś, mój tryb życia jest zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach i nie zamierzam wprowadzać żadnych zmian - odrzekł sucho. - Byłam po prostu ciekawa - przyznała się Petrina. - Wydaje mi się, że kochanki muszą zajmować panu sporo czasu. - Nie życzę sobie, żebyś wspominała o tych kobietach - rzekł ostrym tonem.

- Nie miałam nic złego na myśli - odparła Petrina, zdumiona jego gwałtowną reakcją. - Szczerze mówiąc, pomyślałam o lady Izoldzie. Czy zamierza pan się z nią ożenić? - Nie po to zaprosiłem cię do mego gabinetu - powiedział ze złością - żeby dyskutować o moich prywatnych sprawach. Zapamiętaj sobie Petrino raz na zawsze, to nie jest sposób, w jaki podopieczna zwraca się do swego opiekuna. Nie przystoi też debiutantce wspominanie o tego typu sprawach. - Zachowuje się pan zupełnie tak samo, jak wówczas, kiedy się poznaliśmy - powiedziała z uśmiechem. - Miałem nadzieję, że mnie pan pochwali za ścisłe przestrzeganie pańskich wskazówek, ale się zawiodłam. Powiedziała to w taki sposób, że na ustach hrabiego zaigrał słaby uśmieszek. - Pragnę, żebyś zawsze była wobec mnie szczera, ale twoja ciekawość dotycząca pewnych spraw jest niewłaściwą. - Nie widzę w tym nic niewłaściwego - odparła. - Cały Londyn o niczym innym nie mówi, jak o tym, czy pański ślub z lady Izoldą dojdzie do skutku. Czułabym się bardzo głupio, gdybym dowiedziała się o tym dopiero z gazet. - Mogę cię zapewnić, że nie masz powodu do niepokoju w tej sprawie - rzekł. - Nie zamierzam się żenić z lady Izoldą ani z nimi innym. - Ujrzawszy w oczach Petriny wyraz tryumfu dodał żartobliwie: - Uważasz zapewne, że wyciągnęłaś ze mnie jakieś ważne zwierzenie. - Chyba zdaje pan sobie sprawę z tego, że ludzie interesują się panem - odrzekła. Jest pan bardziej godny zainteresowania niż stary, gruby książę regent. - Nie powinnaś w taki sposób mówić o przyszłym monarsze - zganił ją hrabia. Petrina uśmiechnęła się. - Znów przyjął pan ton przełożonej z pensji. Ale w jakim właściwie celu pan posłał po mnie? Hrabia powstrzymał się z uwagą o frywolnym zachowaniu Petriny i po krótkim milczeniu odezwał się: - Pragnę cię powiadomić, że lord Rowlock przybył do mnie, aby prosić o twoją rękę. Powiedziałem mu, że nie tylko nie wyrażę na to zgody, lecz nie życzę sobie, żeby się z tobą kontaktował ani żebyś ty z nim rozmawiała. - Lord Rowlock? Ależ on wydał mi się zabawny - odrzekła Petrina. - To pospolity łowca posagów - odparł hrabia. - Już od lat usiłuje ożenić się z jakąś bogatą panienką. Chyba nie ma dobrze poukładane w głowie, jeśli ośmielił się zwrócić do mnie z taką propozycją.